Rewalacje - nr 5/2013

Transkrypt

Rewalacje - nr 5/2013
Rewal podzielony
ISSN 1508-2776
Cena 2,50 zł
Rewal, 12-16 sierpnia 2013 roku
czytaj str. 3
ROK XVI, nr 5 (119)
Show Dody!
czytaj str. 10-11
CO SŁYCHAĆ?
KIT
Witajcie, drodzy Czytelnicy!
(Krótkie Informacje Tekstowe)
W dniach 13-16 sierpnia br.
w Trzęsaczu odbędzie się Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Sacrum non Profanum. Koncert ma na
celu rozpropagowanie muzyki klasycznej wśród mieszkańców gmin
nadmorskich. Jest to też dobry sposób na miłe spędzenie czasu. Serdecznie zapraszamy!
W Rewalu, oficjalnie posiadającym status wsi, zdecydowanie
panuje atmosfera wielkiego
miasta. Koncert Dody, występ
kabaretu Pod Wyrwigroszem...
Na wszystkich najważniejszych
wydarzeniach nie mogło zabraknąć naszych reporterów.
Mamy dla Was wywiady z wyżej
wymienionymi artystami, w których dowiecie się m.in. jakie są
plany piosenkarki na wakacje
oraz dlaczego zdaniem Kabaretu rewalski amfiteatr jest najlepszy w Polsce. Oprócz tego zagłębimy się w nurtujące społeczność
Rewala
kwestie:
wiecznie niedokończoną kolejkę wąskotorową i kontrowersyjną sprawę likwidacji przystani
rybackiej. Na koniec – czym
różni się gwara kaszubska od
śląskiej? Odpowiedź znajdziecie w tekście poświęconym dialektom polskim. Dziękujemy za
wybranie Rewalacji i życzymy
miłej lektury!

W Rewalu już od 4 lat działa Rewal Bike System. Każdy może wypożyczyć rower na godzinę lub na
cały dzień i podziwiać nadmorskie
krajobrazy. My oczywiście zachęcamy do aktywnego wypoczynku!

Plaża w Pustkowie zapełni się
15 sierpnia miłośnikami siatkówki
plażowej, którzy spróbują swoich sił
w Turnieju o Puchar Wójta Gminy
Rewal. Od godz. 10 w rozgrywkach
wezmą udział zarówno pary mieszane, jak i uczestników tej samej
płci. Zapisy będą przyjmowane
w dzień imprezy, pół godziny przed
jej rozpoczęciem.
Rewalski amfiteatr tętni życiem. Dzięki
młodym artystom z Lublina
ogrodzenie
obiektu zyskało kolory i zachęca do wejścia. Projekt
jest efektem
ogłoszonego
konkursu na
najlepszy pomysł zmiany wyglądu blaszanego
płotu. Jury wytypowało 4 najlepsze
wizualizacje, które od kilku dni realizowane są przez młodych grafików.
Na projekty można głosować na stronie Max Media na Facebooku lub poprzez wrzucenie kuponu do urny
przy kasie amfiteatru. Wyniki zostaną
ogłoszone 30 sierpnia. Zwycięzcy
otrzymają nagrodę w wysokości
3 tys. złotych.
OPRACOWALI:
KAROLINA MIKOłAP (BYDGOSZCZ)
I MATEUSZ SKÓRA (CZĘSTOCHOWA)
FOT. KAROLINA MIKOłAP
KAROLINA LICZBIŃSKA (SZCZECIN)
MACIEK WÓJCIK (WARSZAWA)
MARTA SAK (WARSZAWA)
REKLAMA
Redaktor naczelny:
Karolina Liczbińska
Zastępca redaktora naczelnego:
Maciek Wójcik
Sekretarz: Marta Sak
Opieka merytoryczna:
Ryszard Poradowski (gazeta),
Adam Owczarek, Blanka Pietrzak
(radio), Marek Nowak (telewizja)
Skład: Piotr Wasiak
Reklama: Marta Sak, Mateusz
Skóra, Kacper Golański,
2
Wiktoria Makowska
Opiekunowie pedagogiczni:
Dział foto: Martyna Piaścik
Korekta: Karolina Mikołap, Marysia
Małgorzata Wągrowska i Edyta
Makowska
Spirin, Ania Paliga, Zbigniew
Różycki, Martyna Paul
Pozostali redaktorzy: Karolina
Dułak, Aleksander Kiryłów, Anna
Paliga, Aleksandra Kaźmierczak,
Agata Cieślak, Michalina Bijak,
Kinga Marzec, Artur Mrówczyński,
Kajetan Owczarek, Kacper
Lewandowski, Kalina Wasiak
Adres redakcji: Hotel California,
72-344 Rewal, ul. Saperska 3,
tel. 607650742
e-mail: [email protected],
URL: http://www.potegaprasy.pl
Druk: PHU JAKLEWICZ
70-322 Szczecin
ul. Kazimierza Pułaskiego 4/4
AKTUALNOŚCI
Przystań rybacka INFORMATOR
TURYSTYCZNY
podzieliła Rewal
Ta sprawa zbulwersowała wszystkich mieszkańców
Rewala. I podzieliła ich. Część mieszkańców chce
likwidacji przystani rybackiej, do czego przychylili się,
aczkolwiek niejednogłośnie, miejscowi radni. Inni zaś
uważają, że kutry i świeża ryba z Bałtyku to wartość
sama w sobie i nierozerwalnie związana z Rewalem.
Ostatnio na ulicach Rewala pokazały się plakaty obrońców przystani. Nie rezygnują z walki, choć
na razie wydaje się ona przegraną.
Szukają sojuszników, zbierają podpisy pod petycją w sprawie zmiany
decyzji przez radnych. Czy ostatecznie przystań przeniesiona zostanie do Niechorza, jak chcą władze gminy?
Wracamy po raz kolejny do tego
tematu. Im dalej zagłębiamy się
w ten temat, tym więcej pojawia się
niejasności. Postanowiliśmy zbadać sprawę jeszcze raz i spytać rewalskich rybaków, czy medialna
burza coś zmieniła i jak wyobrażają
sobie oni owe przeniesienie po
2014 roku.
Zgodnie z uchwałą radnych z lutego br. przystań morska w Rewalu
ma być zlikwidowana, a 12 rybaków
w przyszłości będzie mogło łowić
rybki tylko z przystani w Niechorzu.
Mimo że istnieje tam już jedna, to
za pieniądze unijne w kanale Liwia
Łuża ma być zbudowana kolejna.
Problemem jest to, że wszystkie łodzie rewalskich rybaków będą musiały być przebudowane. Teraz
przystosowane są do postoju na
plaży, w Niechorzu zaś będą musiały stacjonować w porcie.
Sprawa wywołała nie lada oburzenie. Dlaczego? Przez ponad 30 lat
rewalscy rybacy budowali swoją bazę, w której teraz mogą swobodnie
wykonywać swoją pracę. Kanalizacja, boksy, wyciągi łodziowe, a także
energia i woda – wszystko to rybacy

WOPR
601-100-100
Ośrodek Zdrowia
ul. Warszawska 31, tel. 91 38 625 88
– poniedziałek-piątek: 8 - 18
– soboty, niedziele i święta:
nieczynne
Posterunek Policji
ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 528 61
Straż Gminna
ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 629 74
Straż Graniczna
ul. Dworcowa 2, tel.: 91 387 76 20
Urząd Gminy
ul. Mickiewicza 19, [email protected]
Urząd Pocztowy
ul. Sikorskiego 3, tel.: 91 386 25 50
czynny:
– poniedziałek-piątek: 8 - 18
– sobota: 8 -13
Bankomaty
– SGB, ul. Mickiewicza 19a
(obok Urzędu Gminy)
– Euronet, ul. Westerplatte
(przy restauracji Robinson Crusoe)
– Euronet, ul. Kamieńska
(przy Polo Market)
– Gold Cash, ul. Westerplatte 16
– Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3
– PKO BP, ul. Westerplatte
(przy klubie California)
Apteka
ul. Mickiewicza 25, tel.: 91 386 27 02
czynna:
– poniedziałek-piatek: 8-21
– sobota: 10-20
– niedziela: 10-18
Dworzec PKS
ul. Westerplatte (obok oceanarium)
Amfiteatr
ul. Parkowa 4
Centrum Informacji Promocji
Rekreacji Gminy Rewal
ul. Szkolna 1, [email protected]
Place zabaw
ul. Słoneczna,
ul. Szkolna 1
ul.Rybacka
Kantory
ul Mickiewicza 19a
ul. Saperska
Kompleks sportowo-turystyczny
ul. Szkolna tel. 91 386 36 84
3
AKTUALNOŚCI

sfinansowali z własnych środków.
Dziś urzędnicy chcą im to odebrać.
Co więcej, za wyburzenie rzekomo
zbytecznej przystani będą musieli
jeszcze zapłacić z własnej kieszeni.
Wójt Robert Skraburski przyznaje, że oddanie przystani do użytku
może opóźnić się nawet o 20 lat.
Natomiast w innej wypowiedzi zapewnia, że rewalscy rybacy zostaną przeniesieni dopiero wtedy, gdy
zakończy się proces unowocześniania
portu
w
Niechorzu.
Z kolei Jerzy Jasicki, przedstawiciel rewalskich
rybaków, wyjaśnia, że w tym
czasie umowy na
dzierżawę boksów będą podpisywane na okres
2 lat, tym samym
rybacy stracą dotacje unijne, gdyż
warunkiem jest
5-letni wynajem
pomieszczeń gospodarczych.
Pan
Jasicki
dodaje, że te pieniądze stanowią
ważną część dochodów poławiaczy. Cała sprawa jest efektem działań miejscowych właścicieli hoteli
i restauracji, którzy zazdroszczą rybakom dotacji. Obawiają się oni
konkurencji, widzą w ludziach morza groźnych przeciwników. Przekonali większość radnych gminy, by
zastanowili się nad tą sprawą. Skutki te interwencji są widoczne: rybacy mają opuścić swój drugi dom.
A przecież wraz z końcem 2013 roku zmienią się warunki przyznawania dotacji i otwarte pozostaje pytanie: czy rybacy nadal będą mogli
korzystać z unijnych dotacji?
Jak twierdzi wójt Rewala, rybacy
mają szansę na pozostanie na swoim stanowisku pracy pod jednym
warunkiem: nie zabrania im się
sprzedaży złowionych ryb, lecz będą to robić jedynie na pokładzie kutra i wokół niego. Jednak tym sposobem zostaną pozbawieni prowa-
4
dzenia smażalni, wędzarni i sklepów, czyli dodatkowego ważnego
źródła dochodu. A w niektórych rodzinach rybołówstwo i gastronomia
idą w parze i stanowią jedyny sposób utrzymanie rodziny.
Z niemal stuprocentową pewnością można stwierdzić, że teren po
przystani rybackiej nie zostanie nieużytkiem, a stanie się cennym kąskiem dla lokalnych inwestorów.
Przystań położona jest przecież
przy osobnym zejściu na plażę, które w przeciwieństwie do „ćwierć-
molo” jest przystosowane zarówno
do kół wózka dziecięcego jak i inwalidzkiego. Z pewnością znalazłoby się wielu biznesmenów, którzy
chętnie wybudowaliby tam hotel lub
lokal gastronomiczny.
Pan Jasicki twierdzi, że koszty
utrzymania portu w Niechorzu będą
ogromne, gdyż tamtejsze wybrzeże
jest bardzo płytkie i tor podejściowy
będzie musiał być stale pogłębiany.
Wybrzeże w Rewalu jest znacznie
korzystniejsze, jest tu także atrakcyjniejsze zejście, które jest jednym
z powodów zamieszania.
Rewalscy urzędnicy sugerują, że
do dyspozycji będzie 29 mln zł,
obiecanych przez marszałka,
a przeznaczonych na budowę portu
w Niechorzu. Tymczasem dyrektor
Urzędu Morskiego w Szczecinie,
Andrzej Borowiec twierdzi, że ta
kwota wystarczy jedynie na „wyko-
panie dziury” pod port. Okazuje się,
że na ukończenie całego projektu
będzie potrzeba kwoty dziesięciokrotnie większej!
Jeden z rybaków, Wojciech Bazylak, uważa, że są to mrzonki – dobra
chęć urzędników, ale nie poparta
konkretnymi argumentami. Co więcej, pieniędzy na projekt brak. Kto
utrzyma tę przystań i 6 łodzi, które
mają tam zimować? Pan Bazylak
porównuje tę sytuację do kolejki wąskotorowej – najpierw zbudowano
dworce, a dopiero później okazało
się, że należy też
położyć tory. Gmina chce budować
port,
ale
nie
uzgodniła z Urzędem Morskim, kto
zrobi podejście do
portu. Wojciech
Bazylak dodaje
z żalem, że projektanci
nowej
przystani nie znają realnych potrzeb rybaka.
Urzędnicy zapewniają,
że
wszystkie zmiany
mają
poprawić
standard pracy
i życia rybaków.
Tymczasem fakty
zdają
się
temu przeczyć.
Na dowód przytaczają jeden z argumentów: obecnie mają do dyspozycji
50 m kwadratowych o charakterze
socjalnym, zaś w unowocześnionym
porcie boksy mają mieć zaledwie 30
metrów. Czy zatem rybacy połowę
potrzebnego sprzętu mają przechowywać we własnych posesjach i codziennie dowozić go – również na
własny koszt – do oddalonego o 4 km
Niechorza? A dojazdy do pracy...
Rybacy toczą nierówną walkę
z urzędnikami. Na szczęście ludzie
morza mają wiele asów w rękawie.
Nie zamierzają jednak składać broni. I codziennie znajdują wielu sojuszników. Czy wygrają jeszcze jedną bitwę, wszak niełatwe czasy dla ludzi
morza zgotowały niejedną rafę...
KAROLINA DUłAK (BIAłA)
KAROLINA MIKOłAP (BYDGOSZCZ)
ANNA PALIGA (RZESZÓW)
FOTO: ANNA PALIGA
O TYM SIĘ MÓWI W REWALU
Praca wre, a kolej nie...
Wszechobecne błoto, samotne słupy, niedokończony szkielet peronu, wystające z ziemi
i niedokończone tory – tak wyglądała stacja rewalskiej wąskotorówki rok temu.
Wójt Robert Skraburski zapowiedział koniec prac i wznowienie ekspoloatacji
nadmorskiej kolejki wąskotorowej na obecny sezon. Czy dotrzymał słowa?
Rewalska kolej wąskotorowa to
jeden z największych kłopotów gminy ostatnich lat. Problem ten powraca co roku jak bumerang. Reporterzy „Rewalacji” po raz kolejny udali
się na plac budowy, by sprawdzić,
w jakim tempie posuwają się prace.
Na miejscu nie zastali już ogrodzenia, żadnej ochrony i ani jednego
robotnika. Czyli jak zwykle.
Dlaczego kolej wciąż nie działa?
Mimo że gmina dostała na to zadanie
ogromne dofinansowanie od Unii Europejskiej (ok. 15,5 mln zł), zadłużyła
się poważnie. Dlaczego? Prawdopodobnie zawiniły wygórowane ambicje, potrzeby i rozbuchane w związku
z tym inwestycje. Jak usłyszeliśmy,
z powodu długów nie można dokończyć budowy. Firma układająca torowiska zbankrutowała wiosną tego roku i dokończenie trasy kolejki stało
się niemożliwe. Dlaczego spółka
splajtowała? Bo rzekomo gmina nie
zapłaciła w terminie za wykonaną
pracę. Z tej samej przyczyny torów
nie ma też w Niechorzu.
Kolejnym dosyć kosztownym
problemem
jest
utrzymanie,
a przede wszystkim przygotowanie
do eksploatacji tego obiektu. Jeśli
w przyszłym roku kolejka ruszy,
wtedy trzeba będzie zapłacić dodatkowo za usuwanie chwastów, wyczyszczanie przejazdów kolejowych i ponowne ustawianie skrzywionych znaków. Do tego dojdą
koszty, jakie gmina poniesie na zatrudnienie nowych pracowników kolejki. Na ten moment, stacja (przynajmniej ta w Rewalu) jest prawie
gotowa. „Prawie” nie oznacza jednak, że jeszcze w tym roku kolejka
zacznie wozić turystów. Dlaczego?
Powód jest prosty – do wykonania
pozostało jeszcze sporo prac, związanych m.in. z elewacją, pomieszczeniami stacji, trzeba też ułożyć
nawierzchnię środkowego peronu,
a także zadbać o wejście na dwo-
rzec i perony. Ufff! Dużo jak na lata
realizacji tej prestiżowej przecież
dla gminy inwestycji. Pocieszmy
się, że w innych miejscowościach
jest gorzej.
Wróćmy do naszej ostatniej wizyty na dworcu kolejki wąskotorowej
w Rewalu. W zeszłym roku dosyć
szybko zostaliśmy przegonieni z terenu budowy, teraz było zupełnie
inaczej. Mogliśmy swobodnie poruszać się po placu i nikt nas nawet
nie zauważył. Przed wejściem z peronu do budynku stacyjnego dostrzegliśmy krzesło. Być może było
to miejsce dla nieobecnego ochroniarza pilnującego majątku i...porządku na nowej stacji? A może
przygotowano je dla pierwszego
pasażera linii wąskotorowej? Złośliwi mówią, że pryzgotowano je dla
wójta Rewala...
Oprócz niedociągnięć i wszechobecnego chaosu zauważyliśmy
też (o dziwo!) postępy przy realizacji tej inwestycji. Peron przy wejściu
na dworzec został wykończony
kostką brukową, a na środkowym
peronie widać już drewniany dach.
Całość dopełniają czarne, stylizowane na lata trzydzieste, lampy.
Może turystom spodoba się starodawny klimat kolejki i w przyszłości
wąskotorówka stanie się symbolem
Rewala?
No cóż, wygląda jednak na to, że
kolejka jest wciąż wielką szansą
i nadzieją dla rewalskiej gminy.
Na razie fortuna kołem się toczy,
pech niestety też. A koła kolejki
– nie!
MARTYNA PAUL (BYDGOSZCZ),
MACIEJ WÓJCIK (WARSZAWA)
FOT. MARTYNA PAUL
PS Zapowiadamy swoją wizytę
także za rok. Może wówczas ulica
dojazdowa do dworca wąskotorówki
stanie się wreszcie wizytówką tej
części Rewala, bo na razie straszy
dołami i nierównościami, w których
można złamać nogę...
5
O TYM SIĘ MÓWI
„Stado”, błoto i muzyka
Dla wielu hasło „Przystanek Woodstock” wywołuje typowe skojarzenia:
„sex,
drugs
and
rock’n’roll”. Jestem pewna, że takie myśli miała też moja mama, gdy
po raz pierwszy była ze mną i tatą
na Woodstocku, jeszcze w Żarach.
Jako słodka sześciolatka ubrana
na galowo – w czarną sukienkę,
białe buty i koszulę – dumnie
udzielałam z tatą wywiadu do lubuskiej telewizji i zapewniałam
wszystkich, że „jest super”. Właśnie, na Woodstocku jest super od
lat. W tym roku kolejny raz wyruszyłam pociągiem do Kostrzyna
nad Odrą. Uczestniczyłam w dziewiętnastej edycji festiwalu, która
odbyła się w dniach 1–3 sierpnia.
Przystanek Woodstock to największy polski festiwal muzyczny,
organizowany przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
z pieniędzy uzyskanych od sponsorów. Nazwa wyrosła z legendy
amerykańskiego festiwalu w Woodstock i atmosfery dzieci kwiatów.
Słowo „przystanek” nawiązuje do
popularnego serialu telewizyjnego
„Przystanek Alaska”. Z założenia
impreza ta jest podziękowaniem dla
wolontariuszy za ich pracę podczas
WOŚP, jednak do województwa lubuskiego przybywają nie tylko wolontariusze. Młodsi, starsi, chudsi,
grubsi zjadacze chleba, to mogę
być ja i Ty! Festiwal jest bezpłatny.
6
Co ciekawe przyciąga wielu obcokrajowców, w większości z Niemiec.
Wiele środowisk, nie tylko troskliwe babcie i dziadkowie, zarzuca Jurkowi Owsiakowi - pomysłodawcy Przystanku, sprowadzanie
młodzieży na złą drogę. Owszem,
temat narkotyków czy alkoholu
spożywanego na imprezie sprawia,
że nie mogę napisać, iż Przystanek Woodstock jest różowy. Niestety, widziałam już wielu zniszczonych młodych ludzi, jednak
wciąż tam jeżdżę, choć jestem
przeciwniczką palenia, nadmiernego picia alkoholu i zażywania narkotyków.
Woodstock jest często utożsamiany ze zbiegowiskiem „stada”,
które jedzie do Kostrzyna, by tylko
rozrabiać. Przystanek Woodstock
to nie tylko rockowe koncerty, ale
też warsztaty, które budzą w młodych ludziach pasje, czy spotkania
m.in. z generałem dywizji Wojska
Polskiego, Romanem Polko lub
dziennikarzami: Arturem Andrusem, Kubą Wojewódzkim i Grzegorzem Miecugowem, a także kabaretem Limo. Niestety, podczas festiwalu miał miejsce pewien incydent.
Grzegorz Miecugow został zaatakowany podczas transmisji na żywo
programu „Szkło kontaktowe” na
jednej z kostrzyńskich scen. Zachowanie tłumu, skandującego „przepraszamy”, wskazywało na jedność. W ubiegłym roku widziałam
też akcję ratowników medycznych
w nocy, którzy po terenie festiwalu
przemieszczają się na quadach. Na
szczęście w takich momentach tłum
natychmiast robi dla nich miejsce.
Co roku żywię się w Pokojowej
Wiosce Kryszny. Woodstock ma łączyć ludzi, a nie ich dzielić, dlatego
poszłam nawet do ich namiotu, by
uczestniczyć w tanecznym korowodzie. Scena przypominała mi tę
znaną z musicalu „Hair”, ponieważ
ludzie niezależnie od wieku śpiewali: „Hare Rama, Hare Rama, Rama
Rama, Hare Hare”. Serwowany
O TYM SIĘ MÓWI
u Krysznowców gorący wegetariański talerz jest pełen smakowitości,
a tworzą go: ryż, gulasz – zupa
z warzyw, grochu w sosie pomidorowym, halawa – słodki deser z kaszy manny, papadamy – wafle indyjskie. Smakują jak chipsy i są ich
świetną alternatywą.
Woodstocku nie mogę porównywać z płatnymi festiwalami, na które również uczęszczam. Na popularnych Open’erze czy Coke Live
Music Festival jest na pewno czyściej. Woodstock to upał, kurz, błoto, w którym chętnie kąpie się młodzież, ale także wspaniali ludzie,
których obecność od dziewiętnastu
lat wywołuje magię tego miejsca.
Choć woodstockowy klimat związany jest z odrobiną brudu, wydzielono już strefę płatnego pola namiotowego, które co roku wybiera wielu
uczestników. Festiwal tworzą lu-
dzie, a świetne osoby można spotkać w każdej części pola. Nie ważne jakiego gatunku muzycznego
jest się fanem. Dzięki różnorodności, którą oferuje Przystanek Woodstock, fani reggae mogli wybrać się
na koncert Kamila Bednarka, kochający polski rock udać się na występ Happysadu czy Farben Lehre,
zaś trash-metalowcy usłyszeć na
żywo legendarny amerykański zespół Anthrax.
Tuż przed Woodstockiem doszło
do dwóch tragicznych wydarzeń.
Para Woodstockowiczów położyła
się na jezdni i chciała w ten sposób
złapać stopa. Zwiedzili pobliską
niemiecką miejscowość, jednak nie
mieli siły, by wracać. W historię
wmieszany był alkohol. Drugim
znanym jeszcze przed oficjalnym
rozpoczęciem Woodstocku przypadkiem było utonięcie młodej ko-
biety w kostrzyńskim stawie. Po takich zdarzeniach nie jestem zdziwiona, że rodzice boją się pozwalać
dzieciom na samodzielny wyjazd
do Kostrzyna. Oba zdarzenia dotyczyły dorosłych, co więc uczynić
z nastolatkami, którzy na Woodstock przyjeżdżają bez rodziców?
Uważam, że rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci i to oni powinni zadbać o to, by ich pociechy,
nawet te, które są już prawie dorosłe, nie traciły rozsądku.
Na kolejny Przystanek Woodstock pojadę już pełnoletnia, jednak
i to nie zwolni mnie z tego, by zachowywać się odpowiednio. Wszystkich
zapraszam na kolejną edycję Przystanku Woodstock. Mam nadzieję,
że odbędzie się ona w Kostrzynie
nad Odrą, w województwie lubuskim, z którego pochodzę.
TEKST I FOTO: KINGA MARZEC (TUPLICE)
Graficiarze zmieniają amfiteatr
Cztery grupy młodych graficiarzy
z Lublina ozdabiają ściany amfiteatru w Rewalu (czytaj także na str.
2). Artyści biorą udział w konkursie,
w którym główną nagrodą jest 3 tys.
złotych. Na prace można głosować
do 30 sierpnia na profilu Max Media
na Facebooku lub osobiście – przy
kasach amfiteatru. O swoim graffitti
opowiada nam Michał Włodarczyk,
jeden z finalistów.
PP: Malujecie graffiti... farbami?
MW: Tak, malujemy farbami. Ludzie patrzą na graffiti przez pryzmat
sprayu. Ale tak naprawdę dziś istnieje szersze pojęcie tzw. street artu, czyli wszystkich działań wykraczających poza przestrzeń muzeum
czy galerii. Jednym z przykładów takiej sztuki są właśnie murale, czyli
to, co zrobiliśmy na płocie rewalskiego amfiteatru. Nie jest to typowe
graffiti, gdzie bez zgody właściciela
budynek pokrywany jest jakimś napisem czy rysunkiem. W tym przypadku istnieje zleceniodawca, powstaje projekt, dostosowany do danej przestrzeni, realizowany w wybranym miejscu. Nie ma więc tremy
czy stresu, że trzeba malować bardzo szybko, pod presją.
PP: Czy murale to jednyne działanie w ramach „street artu”?
MW: Nie. Istnieją inne przykłady
prac street artowych, m.in. wlepki,
nalepki, dzieła przestrzenne, rzeźby, niektórzy owijają przedmioty
z przestrzeni miejskiej różnymi materiałami i ozdabiają na przykład
płoty. My dostaliśmy blachę z charakterystycznymi
wgłębieniami
i mieliśmy zamalować ją pionowymi
kolorowymi pasami bardzo naturalnym gestem ręki. Z abstrakcyjnej
przestrzeni pasów wyłania się pięć
twarzy, witających ludzi przybywających do amfiteatru. Na razie powstały cztery, więc jeszcze jedna
przed nami. Stopniowo zaczęliśmy
też robić tło, które powoli się rozwi-
ja. Czekamy aż jedna warstwa wyschnie i znowu malujemy...
PP: Czy są to twarze widziane
w Rewalu?
MW: To twarze moich przyjaciół
i znajomych. Jednak nie ma większego znaczenia, kto to jest. Idziemy do miejsca, w którym słuchamy
muzyki, koncertów i oglądamy kabarety. Miejsca, w którym chcemy
się dobrze bawić.
PP: Jakie cechy, oprócz umiejętności malarskich, powinien
mieć dobry grafficiarz?
MW: Grafficiarzowi nie może brakować pomysłowości, bo w dzisiejszej sztuce bardziej liczy się kreatywność niż rzemiosło i technika.
Najważniejsze jest jednak, żeby artysta był dobrym rysownikiem. Jeżeli jest słaby, to ciężko mu będzie
posługiwać się sprayem. Widać to
chociażby w napisach na murach,
które w środowisku nazywamy „sikaniem na mur”.
PP: Jak długo tworzy się taki
projekt jak Pana?
MW: Rewalski projekt musiał powstać bardzo szybko. Na jego realizację dostaliśmy tylko tydzień.
Przyznam, że liczyłem na trochę
więcej czasu. ANNA PALIGA (RZESZÓW)
FOTO: MARTYNA PIAŚCIK
7
KABARET
Kabaret, który wyrwie każdy grosz
Goszczą na polskiej scenie od lat.
Monologi, skecze, słynne piosenki
kabaretowe – we wszystkim czują
się świetnie. Nie ma widza, którego
by nie rozbawili. Zaskakują oryginalnymi pomysłami i nieustającą pogodą ducha. Rozmawiając z nimi można odnieść wrażenie, że ze sceny
nie schodzą nigdy. W minioną sobotę gościli w rewalskim amfiteatrze.
„Rewalacje” odkrywają przed Państwem sekrety Kabaretu pod Wyrwigroszem!
Marta Sak: Na początek chciałam złożyć panu
Andrzejowi Kozłowskiemu serdeczne życzenia
z okazji osiemnastych...
to znaczy trzydziestych
ósmych urodzin.
Andrzej
Kozłowski:
Dziękuję bardzo. „Sto lat”
poproszę!
M.S.: Dlaczego wracają Państwo do Rewala?
Występujecie na deskach tutejszego amfiteatru już od kilku lat.
Łukasz Rybarski: Ponieważ tutaj jest najnowocześniejsza scena w całej
Europie. Takiej trawy nie
ma nigdzie na świecie...
A.K.: … no może na
Stadionie Narodowym.
M.S.: Pani Beata Rybarska jest
nazywana lekarką Kabaretu pod
Wyrwigroszem, ponieważ na estradzie gra często przedstawicielki
służby zdrowia. Czy mogłabym
prosić o rozwinięcie tego określenia.
Beata Rybarska: Jestem kolejnym wcieleniem doktor Queen.
Ł.R.: Czasami mam wrażenie, że
ona jest naszym osobistym Dexterem.
B.R.: Jestem najlepsza ze
wszystkich lekarzy!
Ł.R.: Przede wszystkim jest ciągle na miejscu i oferuje tanie usługi.
Nie trzeba niczego odprowadzać do
NFZ.
M.S.: Nazwa Państwa kabaretu
pochodzi z Restauracji pod Wyrwigroszem, która była miejscem
waszych pierwszych występów...
8
B.R.: To była Kawiarnia pod Wyrwigroszem...
Ł.R.: Nieprawda, doktor Queen
kłamie jak z nut! To była restauracja, był tam też pub. Tam zaczynaliśmy.
M.S.: To był istotny przystanek
w Państwa karierze?
Ł.R.: Nie przystanek, raczej dworzec! Tam wszystko się zaczęło.
B.R.: To było bardzo miłe miejsce. Mieliśmy tam kontakt ze stałą
publicznością, mogliśmy nawiązać
z nią swego rodzaju więź, obserwować reakcje. Teraz nie mamy już takiej możliwości.
M.S.: Co jest waszą ulubioną
ścieżką działalności kabaretowej:
monologi, skecze, piosenki?
W czym najlepiej się odnajdujecie?
Maurycy Polaski: Jesteśmy kabaretem, więc musimy odnaleźć się
we wszystkim po trochu. Ja osobiście bardzo lubię kręcić teledyski.
M.S.: Co jest najtrudniejsze
w tworzeniu piosenki kabaretowej?
B.R.: Najtrudniej jest ją wymyślić,
realizacja to już dużo prostsze zadanie.
Ł.R.: Absolutnie się nie zgadzam.
Najważniejsza jest realizacja. Pomysł i tekst piosenki jest ważny, ale
jeśli zostanie ona źle zrealizowana,
to cała praca pójdzie na marne. Dla-
tego też prowadzimy nasz kanał na
YouTube, na którym wszystko robimy sami, aby potem nie móc zwalić
winy na kogoś innego.
B.R.: Ciebie już nie będę leczyć.
M.S.: Przeróbka utworu „Jozin
z Bazin” cieszyła się swego czasu
olbrzymią popularnością, wywołała także kontrowersje. Zastanawiacie się czasem, czy nie urazicie jakiejś grupy społecznej swoją piosenką lub skeczem, czy po prostu
„idziecie na całość”?
A.K.: Działalność kabaretowa
jest sposobem na
wyrażenie siebie.
Jeśli uważamy coś
za stosowne, to
przechodzimy do
realizacji. Czasem
trudno wytrzymać
napięcie towarzyszące jakiejś kwestii, trzeba ją po
prostu wyśmiać.
M.R.: Nie opowiadamy się za
żadną ze stron, tylko
śmiejemy
z ludzkiej głupoty.
Jesteśmy zdania,
że głupotę trzeba
wyśmiewać.
M.S: Co robicie, kiedy publiczność nie jest taka, jakiej byście sobie Państwo życzyli, kiedy nie bawią ich żarty, nie klaszczą wtedy,
kiedy powinni?
Ł.R.: Wychodzimy.
M.P.: Rzadko to się zdarza, zawsze dajemy z siebie wszystko,
staramy się na sto procent i najczęściej są tego efekty.
Ł.R.: Nie bez powodu mamy
przygotowane dwa – trzy występy
na bis. Jesteśmy ludźmi sukcesu!
M.S: Dziękujemy za rozmowę...
A.K.: Chciałem się jeszcze
czymś pochwalić. Dzisiaj rozmawiałem z pracownikiem amfiteatru. Powiedział mi, że nie wie o co chodzi,
ale ludzie pytali przez cały tydzień
albo o Dodę albo o nas!
MARTA SAK (WARSZAWA)
FOT. MARTYNA PIAŚCIK
NASZ WYWIAD
„Dziennikarstwo to nie zawód, to charakter”
Godzina 17.30. Przy stoliku przed
hotelem „California” siedzi jedna
z naszych opiekunek obozowych
– Blanka Pietrzak. Postanowiłyśmy
lepiej ją poznać, bo to dziennikarka
radiowa z wieloletnim doświadczeniem. Naszej rozmowie towarzyszyło
słońce zarówno na twarzy rozmówczyni i to wychylające się zza chmur.
Agata Cieślak: Kiedy zaczęła
się Pani przygoda z dziennikarstwem i czy zawsze było to radio?
Blanka Pietrzak: Moje pierwsze
spotkanie z radiem było tak dawno,
że aż wstyd wspominać.
Jak ktoś sobie obliczy, to wyjdzie
na to, że jestem dosyć wiekowa,
a nie chciałabym zdradzać swojego
wieku. Przypadkiem trafiłam do Polskiego Radia w Łodzi. Miałam wtedy
16 lat, czyli mniej więcej tyle co
wy. I tak zostałam w tej rozgłośni prawie 18 lat. Potem była telewizja, ale
gazety nie było nigdy. Wolę mówić
niż pisać. Szczerze mówiąc, nie pisałam nigdy do gazety, więc naprawdę
podziwiam waszą pracę w redakcji.
Wiktoria Makowska: Czy wykonywany zawód jest również Pani
pasją?
BP: Myślę, że dziennikarz to nie
zawód, to charakter. Dziennikarstwo musi być pasją, bo inaczej nie
można spełnić się w tym zawodzie.
Pewnie słuchaczom wydaje się, że
to łatwe zajęcie, ale tak nie jest. Radiowcy robią wszystko na czas, nie
spóźniają się nawet o minutę, bo
na antenie nie może być ciszy. Bieganie z mikrofonem w upale albo
kilka nocy pod rząd spędzonych
przed mikrofonem, daje mocno
w kość. Brak snu to chyba ten największy minus. I jeszcze praca
w takie dni jak Wigilia czy Sylwester. Wtedy też ktoś musi zrobić
program. Codzienne wstawanie
o 3.30 również nie należy do przyjemności, a zaspanie na serwis czy
program może grozić nawet utratą
pracy. Ja jeszcze nigdy nie zaspałam, aż dziwne, ale kiedyś usnęłam
na nocnej zmianie. Obudziłam się,
kiedy buzia mi wpadła w konsoletę.
Moja praca jest też fantastyczna, bo
można np. porozmawiać z najlepszym siatkarzem świata – Brazylijczykiem Gibą.
AC: Jaka była najzabawniejsza
sytuacja, z którą spotkała się Pani
podczas swojej dotychczasowej
pracy?
BP: Hm… było takich mnóstwo,
np. miałam okazję obserwować kilka
niesamowicie śmiesznych wpadek
antenowych, ale je trzeba raczej
usłyszeć, niż o nich czytać. Kilka
z nich jest niestety niecenzuralna.
Kiedyś kolega rozmawiał na antenie
z panią, której zginął pies. Zrozpaczona właścicielka, opisując psa, powiedziała, że był on podpalany. Kolega się nie powstrzymał i chlapnął, że
też by uciekł, gdyby go podpalali. By-
ło jeszcze kilka uroczych i śmiesznych przejęzyczeń. Prowadzący,
składając życzenia świąteczne, powiedział: „życzę wspaniałych świąt,
spędzonych w rodzinnym grobie”.
Znam sporo takich historii.
WM: Jakie według Pani powinien mieć cechy prawdziwy dziennikarz radiowy?
BP: Jest ich dużo, ale te najważniejsze według mnie to: otwartość
na ludzi, ciekawość świata, łatwość
nawiązywania kontaktów, umiejętność słuchania, pokonywania stresu
i wstydu. Trzeba też mieć oczy i uszy
dookoła głowy, być dobrym obserwatorem i podglądaczem życia. Refleks i umiejętność wybrnięcia z trudnej sytuacji też się przydają.
Dziennikarstwo to taki zawód, że
trzeba interesować się wszystkim, bo
czasem porozmawiamy z gwiazdą
muzyczną, czasem z prezydentem
miasta, a czasem z przysłowiowym
Panem Czesiem spod budki z piwem
(śmiech). Ważne, żeby lubić rozmawiać i potrafić słuchać innych.
AC: Jakie dobre rady chciałaby
Pani przekazać przyszłym dziennikarzom?
BP: Ciocia Dobra Rada?
(śmiech) Drodzy przyszli dziennikarze! Ciocia Blanka radzi...
Cieszcie się każdym dniem, nie
przejmujcie się drobnymi niepowodzeniami, nie traćcie ambicji, dziennikarstwa człowiek uczy się przez
całe życie. Niczego się nie bójcie,
wierzcie w siebie, otaczajcie się
przyjaciółmi. Mówcie i piszcie poprawnie, język polski jest taki ładny.
Spełniajcie swoje marzenia, ja
bym chciała jeszcze popracować
w sportowej telewizji. Sport to moja
ogromna pasja.
WM: Jakie są Pani wrażenia
związane z obozem w Rewalu? To
przecież Pani debiut na naszej
„Potędze Prasy”.
BP: Nie ukrywam, stracha miałam, nie pracowałam nigdy z młodzieżą. Bałam się, że się nie dogadamy, że nie będzie wam się chciało
mnie słuchać. Ale jestem wami
– młodymi dziennikarzami – zachwycona. Wasza ambicja i chęć uczenia
się dziennikarstwa jest ogromna.
Spokojnie, jeszcze mam dla was
sporo zadań, nie będziecie się nudzić, obiecuję. Miło, że niektórych
obozowiczów udało mi się zarazić
miłością do radia, bo radio jest magiczne. Poza tym inteligentne z was
dzieciaki (uśmiech). Dziękuję przy
okazji, że mnie zaakceptowaliście,
mam nadzieję (śmiech). Fantastyczna jest też ekipa opiekunów i trenerów dziennikarstwa. Jedyne minusy
to to, że dużo się pracuje i mało się
śpi, nie ma czasu na plażowanie i to,
że będę niestety musiała wcześniej
od Was wyjechać (smutek). Chętnie
powrócę do Rewala za rok. Jak mnie
zechcecie oczywiście (śmiech).
AC, WM: Miło nam było Panią
lepiej poznać i bawiliśmy się przy
tym doskonale. Dziękujemy.
BP: Dzięki wielkie
ROZMAWIAłY: WIKTORIA MAKOWSKA (RAWA
MAZOWIECKA) I AGATA CIEŚLAK
(RAWA MAZOWIECKA)
9
O TYM SIĘ MÓWI
Z Dodą
na Dodogaskar
Polska królowa piosenki pop występująca na największych imprezach
w kraju i nie tylko zawitała do Rewala. Tu znajdował się jeden z przystanków
jej trasy koncertowej „Fly High Tour”. Jak wyglądał koncert Dody?
7 sierpnia, godzina 20. Rozpoczyna się koncert Doroty Rabczewskiej. Przy niemal wypełnionym po
brzegi amfiteatrze śpiewa swoje
największe hity, takie jak „Szansa”,
„Dżaga”, „Nie daj się” czy „Fuck It”,
a wszystko to w konwencji lotu Dodolotem na Dodogaskar. Dużo różnorodnych efektów, niezłe tempo.
Oto krótka rozmowa z Dodą
udzielona specjalnie naszemu wysłannikowi:
Kacper: Co Pani lubi najbardziej
w swojej pracy?
Doda: Przede wszystkim to, że
moja praca nie wiąże się z uciążliwościami, czyli traktuję ją bardziej jako
pasję i spełnienie swoich marzeń,
które sobie jako dziecko wyznaczyłam. Nie sprawia mi jakiejś przykro-
10
ści na co dzień, raczej mnie stymuluje do działania i dodaje dużo energii.
Kacper: Jakie Pani planuje koncerty w najbliższym czasie?
Doda: Nie mam zielonego pojęcia, jakie koncerty gramy. Jest trasa
koncertowa, można sobie wejść na
stronę internetową. Tam wszystkie
koncerty są rozpisane. Ja się tym
nie interesuję, ponieważ musiałabym używać 50% swojego mózgu,
a nie 7 jak większość populacji.
Kacper: Jak Pani spędza wakacje?
Doda: U artystów jest tak, że kiedy
wy pracujecie – my odpoczywamy,
a kiedy my pracujemy – wy odpoczywacie, dlatego w wakacje mamy sezon koncertowy i nie urlopuje się. Kiedy się wszystko skończy w grudniu,
gdzieś sobie wylatuję na urlop.
Kacper: Ile zajmuje Pani przygotowanie się do koncertu, czyli
np. makijaż?
Doda: Kiedyś zajmowało mi to
dużo więcej czasu, ale teraz już się
wprawiłam – myślę, że z półtorej
godziny.
To był niesamowity występ polskiej ikony piosenki i mody. Doda
sprawiła, że nikt z obecnych nie żałował przyjścia na koncert. Efekty
specjalne, w tym dym i lasery, dodawały dreszczyku emocji. Zmienne kreacje Dody idealnie dopełniły
dzieła, jakim był występ w ramach
trasy koncertowej „Fly High Tour”.
Wszyscy bawili się znakomicie.
TEKST: KACPER GOLAŃSKI (łÓDż)
FOT.: MICHALINA BIJAK
O TYM SIĘ MÓWI
11
JAK MÓWIMY NA CO DZIEŃ
Z uśmiechem o gwarze
„Żyć” czy „rzyć”?
Czy zastanawiałeś się kiedyś,
co mają na myśli Ślązacy, kiedy
pytają, ile masz godzin? Wiedziałeś, że popularne słowo „fajny”
pochodzi z gwary okolic Kielc?
Polskie dialekty, mimo że na wymarciu, nadal zaznaczają swoją
obecność w nadmorskich kurortach. Jak na ulicach Rewala rozróżnić trzy najpopularniejsze odmiany języka polskiego – język
śląski, kaszubski i gwarę wielkopolską?
ŚLUNSKA GODKA
Przez 60 tys. Hanysów uznawana za osobny język, mimo że prawnie nim jeszcze nie jest. Wiele słów
jest fonetyczną mieszanką języka
polskiego, czeskiego i niemieckiego. Ślunski charakteryzuje zamiana wielu samogłosek na literę
„y”. I tak polonistyczna „gęba”
zmienia się w „gymbę”, „idę”
w „idym”, a „pięć” w „piyńć”. Często
przed spółgłoską ł występuje y lub
ó, które charakterystycznie zmiękcza całe słowo (piła – piyła, zabił
– zabiół).
Dzieci bawią się na „klopsztangach” lub „stalowy rurach”, popularnie nazywanych trzepakami.
Najbardziej znanym zdaniem w tej
gwarze jest „w antryju na byfyju
stoła szolka tyju”, co w mowie powszechnej tłumaczy się na
„w przedpokoju na kredensie stała
szklanka herbaty”. Nie należy się
też dziwić, gdy zostanie się nazwanym „gorolem”. To słowo po ślunsku oznacza bowiem osobę, która
pochodzi spoza regionu. Na uwagę zasługuje również wyraz „rzyć”.
Bynajmniej nie jest to karygodny
błąd ortograficzny, ale śląskie
określenie obu pośladków. Na popularyzację tego dialektu w Polsce
duży wpływ miał i ma obecnie Jan
Miodek.
A oto modlitwa po śląsku:
Uojćec naš, keryś je w ńebjy!
bydź pośwjyncůne mjano Twojy,
12
přidź krůlestwo Twojy, bydź wola
Twoja, kej we ńebjy, tak tyž
na źymjy. Chlyb naš každodźynny
dej nům dźiśoj a uodpuść nům
naše winy, kej my uodpuščůmy
našym winńikům. A ńe wůdź nos
na pokušyńy, nale zbow nos uod
zuygo. Amyn.
WIELKOPOLSKIE BLUBRY
Gwara wielkopolska należy do
najzabawniejszych odmian języka
polskiego. Przybysze twierdzą, że
zaciągamy w charakterystyczny
sposób – czytamy na jednej ze
stron poświęconych temu dialektowi – ale pierdoły godojom tej, nie?
Większość wyrazów wymawia się
wąsko, nie wytężając aparatów mowy, np. wy ch, wiuzać, wszyńdzie,
widzom (węch, wiązać, wszędzie,
widzą).
Niewątpliwie symbolem wielkopolskiej odmiany języka jest pyra.
W tym regionie każde dziecko potrafi wyrecytować „W antrejce
na ryczce/Stały pyry w tytce,/Przyszła niuda, spucła pyry/A w wymborku umyła giry”.
Jest to wierszyk, który po prostu
opowiada o pewnej świni, która
zjadła wiadro ziemniaków, a potem umyła w nim nogi. Dla Polaków z innych regionów wydaje się
jednak zbitką nic nieznaczących
słów.
Eleganccy Wielkopolanie ubierają kluft (garnitur), na szyję zakładają bindkę (krawat), a na głowie noszą boba (czapkę). W domowym
zaciszu chodzą w laczkach (pantoflach), a na spacer ubierają glazejki
(rękawiczki).
Niżej modlitwa w wydaniu wielkopolskim:
Uejcze nosz, co żeś jes w niebie, świyńć się imie Twueje,
przyńdź królestwo Twueje, buńdź
wuela twueja jak w niebie tak
i na ziymi. Chleba naszygu puewszedniygu dej num dzisiej i uedpuś num nasze winy jak i my ued-
puszczumy naszym winowajcum
i nie wuydź nos na puekuszynie,
ale zbow nos uede złygu. Amyn.
KASZEBSKO MOWA
Kiedy słyszymy bylaczenie, czyli
specyficzne wymawianie spółgłoski
„l” na miejscu litery „ł” możemy być
pewni, że rozmawiamy z rodowitym
przedstawicielem Północnych Kaszub. Gwara polskiego zagłębia tabaki wyróżnia się najbardziej spośród pozostałych gwar i języka
ogólnego.
Kaszebi bardzo często zmiękczają trudne zbitki, np. twardy
czwartek w tym dialekcie byłby
„cwiardim czwiôrtkem”. Warto zwrócić uwagę na wyjątkowo odmienne
formy czasowników. Ciężko uwierzyć, że „młoc, „płoc”, tłumaczone
są jako „mielić” i „plewić”. Swoją
drogą, właśnie z tego regionu Polski pochodzą najtrudniejsze do wymówienia nazwy rzek – Wda, Brda,
Gwda, czy miejscowości – Wdzydze Kiszewskie, Lipusz.
Czo! Słuchajcie! Na kaszubskich
stołach znaleźć można „fojt”, czyli
wielki kawał bochna chleba, ryby łapią w „jadra” – sieci, a na wiosnę
obchodzą „Jastre”, nie „Wielkanoc”.
W przeciwieństwie do wielkopolskiego „bobka” na głowach noszą
„kłobuki” i na nogach – „szkurpe”.
Kaszubi lubią również „vemiszlac”,
czyli żartować i spędzać czas
na „moltechach”, czyli wystawnych
biesiadach.
A oto kaszubska modlitwa:
Ojcze nasz, jaczi jes w niebie,
niech sa swiacy Twoje miono,
niech przińdze Twoje królestwo,
niech mdze Twoja wolôjakno
w niebie tak téż na zemi. Chleba
najégo powszednégo dôj nóm
dzysôi odpuscë nóm naje winë,
jak i më odpuszcziwómë naszim
winowajcóm. A nie dopuscë
na nas pokuszeniô, ale nas zbawi
ode złégo. Amen
ANNA PALIGA (RZESZÓW)
NIE TYLKO SMAKI REWALA
Już ponad wiek dogadza wczasowiczom i turystom
Flagowa California
Ten obiekt istniał już w 1907 roku. Niegdyś była tu kawiarnia „Reda” i „Salsa”. W czasach powojennego Funduszu Wczasów Pracowniczych, czyli FWP, nosiła nazwe
„Zdrojowa”. Lata przemian i polskiej transformacji przyniosły
wręcz rewolucyjne zmiany. Przede
wszystkim prywatyzację – pracująca tu przez lata Anna Biernacka,
szefowa Domu Wczasowego „Radość”, wraz z mężem Stanisławem
przejęła ten obiekt.
Dzisiejsza „California” to znaczący
w Rewalu kompleks wypoczynkowo-rozrywkowy. Jest tu spory hotelik
o przyzwoitym standardzie, w którym
od lat w okresie wakacji przebywa
młodzież dziennikarska „Potęgi Prasy”, jest też restauracja i klub. Być
w Rewalu i nie zajrzeć do tych lokali,
to tak jak być w Rzymie i nie zobaczyć papieża...
„California” to ulubione miejsce
wielu turystów. Jednakże mało kto
wie, że jest ona nie tylko znakomicie
położona w samym centrum starego
Rewala i zaledwie 50 m od Bałtyku,
ale i ma znakomitą historię. Przed kilkudziesięciu laty zjeżdżała tu berlińska elita rozkoszować się urokami kąpieliska. Wówczas Rewal był popularnym dla Berlińczyków kurortem, a dzisiejszy hotel „California” nosił nazwę
„Kurhaus”, czyli uzdrowisko. Od 1996
roku budynek funkcjonuje jako hotel
„California”. Skąd się wzięła ta oryginalna nazwa? Zainspirowały ją
wówczas liczne piosenki,
takie jak „Hotel California”, „Miss
California”
i „Californication”, które
były wtedy
bardzo po-
pularne. – Kalifornia bardzo dobrze
się kojarzy – ze słońcem, ciepłem.
Kiedyś wszyscy chcieli tam jechać
– mówią właściciele Katarzyna
i Grzegorz Składanowscy. – To jeden z powodów, dla którego wybrano właśnie taką nazwę.
Nowej nazwie towarzyszyły liczne zmiany, a przede
wszsytkim
przebudowy
i modernizacje. Mniejsze
i większe. Kilka
lat temu powstała popularna restauracja, czynna
nie tylko w sezonie, ale przez cały rok. Przyciąga
turystów i wczasowiczów nie tylko ładnymi wnętrzami, ale i znakomitą kuchnią. Tatar z łososia bałtyckiego, świeże
steki z łososia grilowane, chrupiąca
fląderka, świeży pstrąg, a także znakomite zapiekanki rybne to tylko część
smakołyków z tego lokalu. Tych i innych trzeba po prostu skosztować. Zapewniamy – niebo w gębie!
Jest też i klub zlokalizowany
z podziemiach. Elegancki, przyciągający nie tylko młodzież. Ostatnio
swoje imieniny obchodziła tu Doda.
„California” bowiem niczym magnes
przyciąga znanych z pierwszych
stron gazet ludzi. Bawią się tu gwiazdy estrady, politycy i samorządowcy,
choć nie wszyscy chcą, by
ich rozpo-
Tak California wyglądała dawniej...
znawano i zakłócano prywatność.
Pani Katarzyna stara się to szanować, bo – jak twierdzi – nie ma nic
ważniejszego niż zadowolenie klientów. – To daje nam największą radość i satysfakcję.
Kreatorem wszystkich zmian i tego, co nowe wkracza do tej rewalskiej świątyni dobrego smaku i rozrywki – jest Grzegorz Składanowski, małżonek pani Kasi. To znakomity biznesmen, a do tego smakosz, więc nieźle rozumie klientów.
Stąd bezustanne zmiany w menu,
nowe potrawy i dogadzanie wszystkim gustom oraz podniebieniom.
W tym kompleksie gastronomiczno-rozrywkowym jest i Dobry Duch
– czyli Pan Stanisław Biernacki, niegdyś pedagog. Jego uwadze nie ujdzie żadna wpadka czy choćby najdrobniejsze niedopatrzenie ze strony
personelu, odbijające się na jakości
usług. Zanim przekazał cały kompleks młodszemu pokoleniu, czyli
córce i zięciowi, sam prowadził ten interes. Tamte lata były trudniejsze, bo
pionierskie nie tylko dla niego.
„California” to dziś flagowy okręt
tej branży w Rewalu. A że ma metrykę godną pozazdroszczenia,
z roku na rok smakuje coraz lepiej,
niczym stare wino...
ALEKSANDRA KAźMIERCZAK
(RAWA MAZOWIECKA)
...a tak prezentuje się dziś
13
PROMOCJA WYBRZEŻA
Wielki świat
Rozmowa z Marianem Piaseckim – pomysłodawcą
Mateusz Skóra: Czym dokładnie
jest Pana park?
Marian Piasecki: Nasz park jest
centrum latarnictwa na świecie. To
jedyny tego typu obiekt, który prezentuje z taką doskonałością latarnie polskiego wybrzeża. Wszystkie
miniatury są u nas pomniejszone
dokładnie 10 razy. Wszystkie elementy, w tym cegłówki, klinkiery,
występują dokładnie w tej samej ilości, co w oryginale. Wykonane są
często z tych samych materiałów.
M.S.: Rozumiem, że wszystkie
urządzenia działające w latarniach
też są odwzorowane?
M.P.: Tak, wszystkie miniatury
funkcjonują dokładnie tak samo jak
pierwowzory. Każda latarnia musi
być inna, gdyż dawniej marynarze
musieli rozróżniać jedną latarnię od
drugiej. W nocy każda ma swój charakterystyczny sposób świecenia i to
także uwzględniamy w swoich miniaturach. Dzisiejszy stan techniki to
nie tylko płomień na wysokim brzegu, zatem posiadamy także radiolatarnie – które nadają radiosygnały
odbierane przez statki na morzu.
14
Marian Piasecki - pomysłodawca Parku Miniatur Latarni w Niechorzu
M.S.: Widzę, że oprócz latarni
jest tu także bliza i miniatura katedry w Kamieniu Pomorskim.
Park, choć udostępniony został
jesienią ubiegłego roku, jest
wciąż rozbudowywany, proszę
zatem powiedzieć, jakie są pla-
ny związane z rozwojem tego
obiektu?
M.P.: Posiadamy jedyną w Europie oryginalnej wielkości blizę, czyli
pierwszą latarnię. W planach mamy
wybudowanie miniatury ratusza
z Kołobrzegu, być może wystawimy
PROMOCJA WYBRZEŻA
małych latarni
i właścicielem Parku Miniatur Latarni w Niechorzu
ją już za rok. Dzięki temu przyjeżdżający na Pomorze, zobaczywszy
taki ratusz, katedrę lub latarnię, turysta zdecyduje się na wycieczkę
do Kołobrzegu czy Kamienia Pomorskiego.
M.S.: Czy w miniaturze katedry
możemy zobaczyć także jej wnętrze?
M.P.: Byłoby to niemożliwe i zbyteczne. Kosztowałoby to masę pieniędzy, a i tak nikt by tego nie zobaczył. Katedra od zewnątrz jest idealnie odwzorowana, natomiast słynne organy z jej wnętrza jak najbardziej grają, ale, dajmy się nieco
oszukać, dzięki muzyce nagranej
na MP3, w wysokiej jakości.
M.S.: Czy budowanie miniatur
jest trudne?
M.P.: Na pewno jest pracochłonne. Czy trudne? – tego nie mogę
powiedzieć. Robią to wykwalifikowani ludzie, którzy skończyli Szkołę
Rzemiosł Artystycznych w Jeleniej
Górze. Są to utalentowani fachowcy, którzy wcześniej byli restauratorami starych mebli.
M.S.: Dlaczego wybrał Pan akurat Niechorze na miejsce tego parku? Było to spowodowane jakimś
sentymentem?
M.P.: Z pewnością pewnym sentymentem jest piękna latarnia w Niechorzu. Jednym z głównych powodów, dla których wybraliśmy akurat
to miejsce, było partnerstwo pomiędzy gminą Rewal i Karpaczem,
z którego pochodzę. I dlatego, pomimo wielu ofert, zdecydowaliśmy się
na Niechorze. A ponadto są tu doskonałe warunki dla funkcjonowania
tego typu atrakcji turystycznej
M.S.: Proszę, aby opowiedział
Pan coś o sobie, skąd Pana zamiłowanie do latarni i miniatur?
M.P.: Mój ojciec, który był architektem, zaszczepił we mnie zamiłowanie do architektury. Przez 26 lat
pracowałem w Berlinie Zachodnim
jako specjalista od systemów zabezpieczeń reaktorów atomowych, ktoś
mógłby spytać: skąd u kogoś takiego
zainteresowanie latarniami? Otóż
mój ojciec w latach młodości pokazywał mi stare pałacyki na Śląsku
i gdzieś głęboko została we mnie ta
miłość do architektury. W pewnym
momencie moja branża załamała
się, zatem w poszukiwaniu zarobku
zdecydowałem się na robienie tego,
czego przez lata nie byłem w stanie
robić – odezwał się wielki sentyment
do architektury, ale tej miniaturowej.
Zacząłem wykonywać miniaturowe,
niegdyś piękne pałace, które w czasach socjalistycznych zniszczały.
Z czasem stałem się swojego rodzaju znawcą tych zabytków.
M.S.: Dziękuję uprzejmie za wywiad.
ROZMAWIAł: MATEUSZ SKÓRA
(CZĘSTOCHOWA)
FOT. MARTYNA PIAŚCIK
Park miniatur latarni w Niechorzu, ul. Ludna 16. Otwarto go w ubiegłym roku. Znajdują się tu miniatury wszystkich latarni naszego Wybrzeża. Obiekt otwarty jest codziennie (przez cały rok) w godz. 10-20.
Tutejsi przewodnicy mówią w 3 językach – polskim, angielskim i niemieckim. Turyści mają tu do dyspozycji nie tylko bogatą informację
o latarniach, ale i kawiarenkę.
www.park-miniatur-latarni.pl
15
EKOLOGIA
Ekoterroryzm?
Mieszkasz w dużym bloku w cichej okolicy. W pokoju dziecięcym
śpi gromadka Twoich kochanych
dzieci. W pewnym momencie słyszysz krzyki, piski i furkot samolotów krążących nad blokiem. W parę uderzeń serca wszystko ucicha.
Tym razem Twoja rodzina nie
ucierpiała. Sytuacja powtarza się
jednak codziennie. Nie namyślając
się wiele, przenosisz się do innego bloku. Przecież nikt nie chce
żyć w strachu.
W takiej sytuacji postawiono rewalskie jaskółki. Te bardzo pożyteczne dla człowieka ptaki żywią się
głównie dokuczliwymi komarami,
muchami i meszkami. Jeden osobnik jest w stanie upolować dziennie
kilkaset różnych owadów. To właśnie dzięki nim nie musimy notorycznie opędzać się od małych złośliwych obiektów latających ani
okadzać trującymi specyfikami. Podejrzewa się, że w naszej gminie
jest ok. 100 – 200 jaskółek.
Jeszcze parę lat temu te ptaki
spokojnie mieszkały w klifie między
Rewalem a Trzęsaczem. Teraz systematycznie opuszczają swoje siedliska. A wszystko za sprawą lotniarzy – pasjonatów, którzy mimo zakazu używają klifów jako swoistego
pasu startowego. Mieszkaniec Rewala Jerzy Jasicki postanowił wypowiedzieć wojnę ptasim wrogom. Zaalarmował gospodarzy gminy, cze-
go efektem jest zakaz skakania nad
jaskółczymi gniazdami. W rozmowie z wójtem Rewala postanowiliśmy rozwiać wszystkie niejasności.
Robert Skraburski wytłumaczył, że
niszczone ptasie siedliska to sprawa ostatnich dwóch tygodni. Zapomniał jednak wspomnieć, jak się
okazuje, że o jaskółkach było już
głośno... kilka lat temu. Dziennikarz
„Kuriera Szczecińskiego” – Marek
Osajda – z którym udało nam się
skontaktować, przyznaje, że jego
artykuł na ten temat ukazał się
przed 5 laty.
Druga strona medalu to wspomniani paralotniarze. Nie rozumiem
jednej rzeczy. Jaskółki nie są pod
ochroną i latają ich ogromne ilości
– czytamy na paraglidingforum.pl
– Nie ma więc potrzeby stosowania
specjalnych zabiegow chroniących
ten gatunek. Tak jakby Kraków miał
zostać rezerwatem gołębi – zakaz
używania pojazdów silnikowych na
terenie miasta. Turyści – piloci
otwarcie przyznają, że czują się zirytowani zaistniałą sytuacją. Część
z nich wybrała Rewal, marząc o paralotniarskich wakacjach nad morzem, opisanych w promocyjnych
ulotkach gminy. Lotniarze uznają
więc całą sprawę za kolejny wymysł tzw. ekoterrorystów. Nie dopuszczają do siebie faktu, że jaskółki brzegowe w tym miejscu już
dawno temu uznano za gatunek
chroniony, a z przyrodą należy
współegzystować.
Zainteresowanym przypominamy, że najbliżej na paralotni można
polatać w Goleniowie (73,5 km od
Rewala), Gryfinie (118 km), Chojni
(156 km) oraz w Bielinku nad Odrą
(168 km). Są to jedyne ośrodki tego
typu w północno-zachodniej Polsce.
Trzęsacz był wśród nich perełką.
Tylko tu trasa lotu przebiegała nad
morzem. Teraz „glajcarze” pozbawieni są tej przyjemności.
Tego problemu nie da się rozwiązać. Albo wilk będzie głodny, albo
owca cała. Ciekawe co na ten temat
powiedziałyby jaskółki. Niestety, nigdy się tego nie dowiemy, bo mają
zamknięte usta, a raczej – dzioby.
Pozwólmy im jednak upiększać naszą gminę zgrzytliwym „czrrt czirr”,
a ulubione sporty uprawiajmy w miejscach do tego przeznaczonych.
ANNA PALIGA (RZESZÓW)
FOT. MARTYNA PIAŚCIK
16
ROZRYWKA
Humor ZAWSZE BEZPIECZNIE
– Jak inaczej można mówić na
ramię Anny?- Armani.
●
Czym w przemyśle elektronicznym zasłynęli Francuzi? Wynaleźli przycisk Escape.
●
Na wiejskiej dyskotece miastowy podchodzi do dziewczyny:
- Zatańczysz?
- Nie chulom.
Podchodzi do drugiej:
- Zatańczysz?
- Nie chulom.
Zrezygnowany
podchodzi
do trzeciej i się pyta:
- Zachulosz?
- Z wieśniakami nie tańczę.
●
– Ile kaw dziennie wypija pielęgniarka? - Strzykawki.
●
– Dlaczego Chińczycy nie grillują? - Bo ryż przelatuje przez
kratkę.
●
Pani pyta Jasia: - Jasiu, dlaczego na wywiadówce była twoja
babcia, a nie mama?- Szczerze?Szczerze. - Bo jest głucha.
●
Siedzi facet na balkonie i nagle
widzi ślimaka na poręczy. Po
chwili wstał, strącił go i siada dalej. Po 10 miesiącach ten sam facet słyszy dzwonek do drzwi.
Otwiera drzwi i widzi ślimaka, który mówi: - Te facet, a to przed
chwilą to co to miało być?
●
Przychodzi but na komisariat
policji i mówi:- Ratunku! Napastowali mnie!
●
– W jakim słowie można zrobić
najwięcej błędów? - W słowie
„tak” na ślubie.
●
- Co to jest: duże, szare i nie
może wejść na drzewo?
- Parking.
●
- Dlaczego blondynka złamała
nogę grabiąc liście?
- Bo spadła z drzewa.
OPR.
Dzielni rewalscy ratownicy pilnują bezpieczeństwa
również podczas burzy. Nawet wtedy plażowicze mogą
czuć się bezpiecznie.
Tekst i fot.: Kalina Wasiak (Łódź)
Sudoku
MACIEK WÓJCIK (WARSZAWA)
OPR.
18
MACIEK
BLIŻEJ ŚWIATA
Pocztówkowy zawrót głowy
Najczęściej prostokątna kartonowa kartka służąca do krótkiej
korespondencji, często wysyłana nieopakowana w kopertę, szczególny
prym wiedzie w wakacje.
Zwykła pocztówka, która może
kosztować złotówkę, a sprawić niesamowitą radość na twarzy odbiorcy. Niektórzy wysyłają kartki pocztowe tylko okazjonalnie, trzy razy
w ciągu roku, są jednak i pasjonaci,
których bardziej od tabliczki czekolady potrafi ucieszyć wizyta listonosza, i to kilka razy w tygodniu.
Ponad rok temu rozpoczęłam
swoją przygodę z postcrossingiem.
Jest to serwis społecznościowy,
który umożliwia zarejestrowanym
członkom wysyłanie i otrzymywanie
pocztówek z całego świata. Strona internetowa redagowana jest
w języku angielskim, dzięki czemu
mogę szlifować mój język. Z reguły
pocztówki również wypisuję w tym
języku, chyba że trafi mi się osoba,
która tak jak ja posługuje się też językiem niemieckim. Projekt zakłada, że za każdą wysłaną i zarejestrowaną kartkę użytkownik otrzymuje kartkę od kogoś innego. Profil
założony w serwisie wyposażony
jest w wiele informacji, m.in. ulubiony rodzaj pocztówek, datę urodzenia. Dzięki temu w ubiegłe wakacje
otrzymałam wiele urodzinowych życzeń z całego świata. Według statystyki serwisu, pochodzącej z marca
2013 r., z Polski wysłano ponad
550 tys. pocztówek, co stanowi ok.
3,5% wszystkich wyekspediowanych kartek pocztowych i daje naszej ojczyźnie 9. miejsce na świecie
pod względem liczby wysłanych
pocztówek.
Większość postcrosserów, czyli
osób wysyłających kartki, to gadżeciarze. Zaopatrzenie się w pudełko
na pocztówki było dla mnie przyjemnością. Nie miałam z tym problemu, w sklepach można ujrzeć
cuda, i to w niewygórowanych cenach. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego w pewnym momencie
stwierdziłam, że wyjątkowe kartki
nie powinny leżeć zamknięte w ładnym, ale kartonowym pudełku, i po-
stanowiłam kupić tablicę, na której
mogłabym umieszczać moje ulubione kartki.
Z czasem dowiedziałam się co
nieco o „swapach”, czyli prywatnych
wymianach i dzięki temu dostałam
wiele ciekawych pocztówek. Potem
zaczęłam prowadzić różnego typu
wymiany z ludźmi, a do „obrotu”
wchodziły m.in. naklejki, długopisy,
czyli wszystko, co zawiera się w angielskim słowie „stationery”, breloczki z całego świata, pomadki,
piórniki, nawet ekologiczne torby
i tym podobne rzeczy. Od 1 stycznia tego roku Poczta Polska podniosła jednak stawki, co dotknęło
wielu postcrosserów, dlatego nie
tylko ja zostałam zmuszona do
ograniczenia wysyłek. W lipcu pani
pracująca na poczcie w mojej miejscowości nie widywała mnie już tak
często, jak w ubiegłe wakacje,
a kiedyś bywałam tam nawet każdego dnia.
Dzięki postcrossingowi znalazłam wiele „pen-palów”, korespondencyjnych przyjaciół i to właśnie
dzięki temu wymieniam listy i e-maile z naprawdę wspaniałymi
ludźmi. Andy z Canady, która w e-mailach przesyła mi rockowe
utwory, pochodzące ze sceny alternatywnej, czy Veera, Finka,
dzięki której zgromadziłam serię
pocztówek i gadżetów z Muminkami, to moje dwie najlepsze postcrossingowe koleżanki.
Będąc w Rewalu, już pierwszego
dnia wybrałam się na pocztę, by kolejnego iść tam znowu – wysłać
wcześniej zakupione kartki i dokupić kolejne. Pobyt nad morzem lub
w górach traktuję zawsze jako okazję do nabycia wyjątkowych pocztówek. Wszystkim polecam wysłanie
swoim najbliższym kartki, która może stać się wspaniałą pamiątką po
wielu latach.
TEKST I FOTO: KINGA MARZEC (TUPLICE)
17
ROZRYWKA
HOROSKOP
LEW (23.07-22.08)
Ten tydzień będzie dla ciebie wyjątkowo korzystny. Nie bój się podejmować wyzwań, zarówno w pracy, jak i innych dziedzinach. Będziesz miał szansę się wykazać,
nie zmarnuj jej. Możliwy niespodziewany przypływ gotówki. W życiu uczuciowym szykują się wielkie
zmiany…
STRZELEC (22.11-21.12)
Trudny tydzień dla zakochanych,
mogą doskwierać wam rozstania,
a tęsknoty mogą okazać się dość
bolesne. Single będą miały zbyt wygórowane oczekiwania, w związku
z czym trudniej im będzie znaleźć
właściwą osobę. W sprawach zawodowych nie bójcie się inwestować w swój rozwój czy naukę, niedługo bardzo wam się to opłaci.
BARAN (21.03-19.04)
Twoi najbliżsi mogą dawać ci się
we znaki, ale bądź wyrozumiały.
W pracy ekscytujące możliwości.
Może to czas, żeby zgłosić się na
ochotnika do nowego projektu?Staraj się unikać stresu i gier hazardowych
BYK (20.04-20.05)
PANNA (23.08-22.09)
KOZIOROŻEC (22.11-19.01)
Nie pozwól, by twój perfekcjonizm zaczął denerwować ludzi. Może czas trochę sobie odpuścić? Zadbaj o swoje samopoczucie i porozpieszczaj się trochę.
WAGA (23.09-22.10)
Nie bój się sięgać po to, czego
pragniesz! Nie uda ci się zadowolić
wszystkich, więc równie dobrze możesz zrobić wszystko po swojemu.
To dobry czas na podjęcie ryzyka.
WODNIK (20.01-18.02)
Postaraj się poprawić relacje
z najbliższymi, będziesz potrzebować ich wsparcia w najbliższym
czasie. W miłości dobra passa, ale
pamiętaj, że czyny liczą się bardziej
niż słowa…
SKORPION (23.10-21.11)
Nie przesadź z pracą, bo potrzebny ci do równowagi także wypoczynek. Harówka bez ustanku
tylko osłabi twój entuzjazm. W najbliższym czasie spodziewaj się dobrej zabawy z Panną.
Staraj się unikać ryzyka. Pamiętaj, że im wyżej jesteś, tym bardziej
boli upadek! Pracuj ciężej, a twoja
harówka się opłaci. Ten dzień minie
spokojnie i bez niespodzianek. Zadbaj o bliskich i oddaj się wspólnym
rozrywkom kulturalnym. W miłości
wszystko teraz zależy od Ciebie.
BLIŹNIĘTA (21.05-21.06)
Po niezbyt dobrej passie w miłości przyjdzie lepszy czas. Korzystaj
póki możesz ze swojego szczęścia.
Nic nie stoi ci na przeszkodzie do
osiągnięcia celu!
RAK (22.06-22.07)
RYBY (19.02-20.03)
Pohamuj swój ostry język, żeby
nie popsuć niczego z osobą, na której najbardziej ci zależy. W pracy
staraj się jeszcze bardziej niż zwykle, a twój trud się opłaci. Spróbuj
swojego szczęścia na loterii, masz
szanse na wygraną.
Twoja passa w miłości wkrótce
się zmieni. Staraj się bardziej okazywać swoje uczucia i nie bądź zbyt
krytyczny, bo może to być przyczyną nieporozumień.
W pracy będziesz mieć mniej roboty niż zwykle. Skorzystaj z tego
i zrelaksuj się trochę, a wstąpią
w ciebie nowe siły. Dobrze zrobi ci
wypoczynek na łonie natury.
KAROLINA LICZBIŃSKA (SZCZECIN)
19

Podobne dokumenty