wyrwałem laskę na wczasy

Transkrypt

wyrwałem laskę na wczasy
[ 18 ] KITE
WYRWAŁEM
LASKĘ NA WCZASY
K
Tomek Daktera
Zdjęcia: Archiwum Mariusza Korlaka,
archiwum Red Sea Zone
ite’owanie to zabawa dla dzieciaków. Prawdziwi mężczyźni, czyli osiemnaście plus,
nie myślą, tylko robią, co chcą. Wbrew
rodzicom, szkole i szalejącym fankom
postanowiłem wyrwać Laskę na wczasy. Pozbawiony pieniędzy i znajomości innych miejsc do wczasowania
wybrałem uroczą, znaną mi miejscowość, gdzie kobiety są zawsze
ciepłe. Liczyłem, że Laska też. Tym bardziej, że smukła sylwetka,
długie blond włoski i modne ciuszki nie idą w parze z charakterkiem.
Tak więc samolocik, taksówka, nówka chata i czas do łóżka.
Targanie gratów za Laskę po lotnisku itd. wykończyło mnie
troszkę. Rano Laska zamiast zasuwać na wodę, chce spać. Zatem
wycieczka do sklepu, bułeczka, pomidorki, szprotki, (niestety
w puszce) i soczek. Ponowna próba obudzenia Laski zakończyła
się draką. Nie wszczynam kolejnych awantur i ewakuuję się na
spot. Pozostaje mi samotnie szukać krążącego zapewne w okolicy
rekina. Już sam nie wiem, co lepsze? Czy spotkanie z żarłaczem?
Czy wieczorne spotkanie z Laską? Na szczęście Laska ma swój
misternie uknuty plan. Gdy o nim słyszę, przeraża mnie trochę, ale cóż, czego nie robi się dla
tej lepszej połowy. Wieczorny wypad do
Hurghady po gwoździe, śruby, plastikowe płyty itp. i jest OK.
Pobudka wcześnie rano
i do roboty. Kitowanie i śrubokręt,
kitowanie i wkręcanie itd. Na szczęście doszlusował do nas Mareczek
i już na 3 młotki, śrubokręty, piły i pomaturalne mózgi, udało nam się zatopić coś, co
miało być prototypem slajdera,
a przynajmniej dla kite’owego jeźdźca przypominało konia trojańskiego w hardcorowej wersji.
Niestety, nie każdy z nas
urodził się artystą jak Oliver,
który doleciał do nas z Monachium. Cieszę się, że Oliver
tak szybko znalazł czas, aby z nakręconego materiału wyreżyserować kolejny fi lm dla mnie, który
możecie obejrzeć na stronie www.h2o-magazyn.pl.
W El Gounie jak zwykle było pięknie. ReadSeaZone tradycyjnie przyjęło nas bardzo ciepło. Wspólna Wigilia prawie jak
w domu. Wiaterek mimo marnych prognoz dopisywał, a dwa dni
luzu w ciągu 12 dni dobrze nam zrobiło. Towarzystwo Miłosza
Laski, Olivera Marciniaka i Marka Rowińskiego gwarantowało
dużo entuzjazmu. Szkoda, że nasz wyjazd skończył się tak szybko. Tradycyjnie pozostały wspomnienia i krótki fi lm do waszej
dyspozycji. „
KITE [ 19 ]
Konrad Wallenrod
tom 1
Miłosz Laska
Zdjęcia: Oliver Marciniak
W
pamiętny ostatni piątek przed Wigilią, razem z
prosem Tomaszem Dakterą, wyruszyliśmy do
Egiptu. Po licznych uśmiechach i zagadywaniu
do pań przy odprawie udało się nam nie zapłacić za nadbagaż!
Gdy tylko wysiedliśmy z samolotu, faraon przywitał nas mocnym wiatrem o sile około 25–30 węzłów. Po zameldowaniu się w
RedSeaZone – najbardziej klimatycznej bazie w okolicy, dostaliśmy newsa, że siła wiatru z dnia na dzień ma siadać. W związku
z tym, nie oszczędzając sił, pływaliśmy ile się dało! Następnego
dnia przyjechał do nas nasz fotograf Oliver Marciniak z NonAim
productions, a dzień po nim przybyło kolejne PROsiątko – Marek
Junior Rowiński.
Za cel tego wyjazdu postawiłem sobie porządny progres w
jeździe na slajderze. W związku z tym musiałem najpierw tę przeszkodę zbudować. Mocno przeraziła mnie egipska „castorama”
, która była położona w jednej z najgorszych dzielnic Hurghady.
Był tam naprawdę ostry hardcore. Po długiej walce z lokalnymi
doradcami znaleźliśmy potrzebne materiały i zawinęliśmy się
zbijać naszego małego potwora. Zajęło nam to kolejne dwa dni.
Dziwicie się, dlaczego tak długo? Nie chodzi o to, że jesteśmy nieogarnięci, spędzaliśmy po prostu dużo czasu na wodzie. Chłopaki trzaskały megatricki. „Dakti” wysokie kgb, Mareczek – kozackie front moby i piękną stylóweczkę! Nasz świeżo zbudowany
slajder nazwaliśmy Konrad Wallenrod – tom pierwszy. Na tom
drugi niestety nie wystarczyło pleksy. Od tego czasu chłopaki
katowały freestyle, a ja ciskałem slajdy i slajdziki.
Kolejnym ważnym punktem jest sprzęt, na którym pływałem.
Dzięki pomocy Łukasza Cerana dostałem na testy najnowsze
modele latawców i deskę. Decha – model Joke, sprawowała się wyśmienicie podczas jazdy w butach, no i ślizgach na „Konradzie”.
Niestety, nie mam wystarczająco dużo miejsca, aby się o niej
rozpisać, więc powiem jedno: trzeba po prostu na niej popływać!
Do testów dostałem też dwa latawce. Dziewiątkę Smoke i
dwunastkę Boss. Oba są naprawdę super zarówno do freestyle’u
jak i freeride’u. Jednakże najlepiej sprawują się na falach. Obalam
też mit, że latawce Wainmana nie robią kiteloopów. Dwa dni
przed wyjazdem, chwilę przed ulewnym deszczem, przywiało
jakieś 25 węzłów i dziewiątka ładnie zawijała.
Odkryliśmy też nowe spociki. Marek i „Dakti” podczas jednego ze swoich romantycznych downwindów znaleźli megadużą
lagunę zlokalizowaną – ciężko powiedzieć gdzie, ale na pewno
podzielą się tą informacją na kiteforum. Jak zwykle na wyjeździe pokazaliśmy klasę. Wszystko widać na zdjęciach i meggaaa
pozdrooo dla ekipy RedSeaZone!!! „

Podobne dokumenty