Fragment książki

Transkrypt

Fragment książki
III. EDUKACJA SEKSUALNA
A WYCHOWANIE SEKSUALNE
Ideologię „gender” wprowadza się najpierw w szkołach, bo
tą drogą musi przejść całe następne pokolenie. Łatwiej też formować umysł jeszcze młody, a autorytet instytucji pedagogicznej
ma większą moc dla samousprawiedliwiania folgowania swoim
słabościom niż wpływ na przykład tzw. złych kolegów. Deprawacja seksualna poprzez system szkolny jest w stanie skutecznie
sparaliżować myślenie i swobodę wyboru.
1. Wychowanie seksualne
dorosłych?
Zaskakuje powszechny dzisiaj zapał, aby prowadzić tzw. edukację seksualną. Nie brakuje chętnych zajęcia się tym tematem
w czasach, kiedy tylko z ogromnym trudem można zdobyć blacharza, murarza i tynkarza. Dzień i noc w przedszkolach, szkole,
TV, Internecie i w innych miejscach wielu twierdzi, że pracują
w dziedzinie edukacji czy wychowania seksualnego, chociaż nieraz dystansują się wobec wysiłków innych „specjalistów”. Zwolennicy „wychowania seksualnego” krytykują zwolenników „edukacji
— 53 —
GENDERMANIA. SPÓR O GODNOŚĆ CIAŁA
seksualnej” i vice versa. Ten powszechny zapał organizowania
„wychowania seksualnego” nie omija dzisiaj także środowisk katolickich, mających wrażenie, iż rodzice zazwyczaj nie radzą sobie
na tym polu i trzeba im pomóc w szkole. Znamienne, że poprzedzające nas epoki nie podzielały naszego zapału wydzielania jakiegoś odrębnego – wyizolowanego od całej formacji moralnej – „wychowania seksualnego. Pojawił się ten pomysł w epoce nowożytnej,
a najpierw w dziele pedagogicznym „Emil” (V księga) Jana Jakuba
Rousseau, a co z uznaniem odnotował Immanuel Kant w swojej
„Pedagogice”. Czyżby bohaterowie moralności epok poprzedzających nowożytność skażeni byli niedojrzałością z powodu braku
„wychowania seksualnego”? A może prowadzono je w inny sposób, niż to proponuje się w nowożytności i współcześnie? Na
niektóre z tych różnic chciałbym zwrócić uwagę.
Dzisiaj zazwyczaj uważa się, iż adresatem „wychowania seksualnego” winna być nade wszystko młodzież (i ewentualnie
dzieci). Natomiast klasyczna koncepcja przyjmowała, iż proces
wychowania człowieka trwa całe życie, aż do śmierci. Stąd też
także formacja sfery seksualnej trwa całe życie, a zmieniają się jej
formy w zależności od okresu i sposobu życia. Co jakiś czas pokazują swoje oblicze niewychowani seksualnie dorośli, a nawet
staruszkowie. Zapomina się nazbyt często, że także w życiu małżeńskim konieczne jest nieustanne „wychowanie seksualne”. Małżeństwo nie jest bowiem jakimś zalegalizowanym stanem „nieczystości”, jak można by wnioskować z wezwań do modlitw o „powołania do czystości”, czyli powołania do dziewictwa. Także
małżonkowie składają ślub czystości, tyle tylko, że małżeńskiej,
czystości w inny sposób realizującej się niż w dziewictwie czy we
wdowieństwie.
— 54 —
III. EDUKACJA SEKSUALNA A WYCHOWANIE SEKSUALNE
Tutaj chyba potrzebujemy więcej rozeznania, bo także w niektórych katolickich ośrodkach (również w Polsce) bez żadnych
problemów i dyscyplinarnych konsekwencji promuje się antykoncepcję czy tzw. miękki NPR. Autor tego pomysłu, polski
zakonnik, umieszcza ten pomysł w ramach tego, co media nazwały „katolicką Kamasutrą”. Nie ma nic przeciwko takiej nazwie, bo jemu „Kamasutra kojarzy się z pozytywnym podejściem
do seksu”… Raczy się czytelnika owej „katolickiej Kamasutry”
pomysłami „erotyki” rodem z polskiej telewizji…
Przykłady takiej wychowawczej niefrasobliwości można by
jeszcze mnożyć. Zauważyć także należy zorganizowane milczenie na temat negatywnych zjawisk życia wspólnego. Marsze
erotomanów ulicami naszych miast; kąciki „dla dorosłych” na
stacjach benzynowych (po których konsumpcji nie tylko „niedorośli”, ale nawet emeryci się wywrócą); kult Condoma przy kasach supermarketów (wyjątkowo tajemnicza dziedzina dla przesuwających się w kolejce dzieci, lepiej dostrzegających szczegóły
oferty z racji niższego wzrostu niż dorośli); aktywność telewizyjnych pedofilów. To tematy, którymi chyba żyje polska ambona?
Jeśli nie, jeśli są to tematy tabu, to w ten sposób już dokonujemy jakiegoś cichego „wychowania” seksualnego nie tylko dzieci
i młodzieży, ale także dorosłych. Czy jest to wychowanie we właściwym kierunku?
Dziwnie zatem o nas piszą w świecie. W „New York Timesie”
seria zdjęć z pedagogicznej imprezy Woodstock, pokazujących
naszą „wspaniałą młodzież” – „sól ziemi”, jak pisano w katolickim wydawnictwie Znak – skąpaną w błocie, co jednak nie
przeszkodziło spontanicznej erotyce przedmałżeńskiej, oczywiście na świeżym powietrzu, na oczach wszystkich i w brudzie.
— 55 —
GENDERMANIA. SPÓR O GODNOŚĆ CIAŁA
Szczególny jest też komentarz redakcyjny „NYT”: takich widoków „Polstersów” nie może być na amerykańskich muzycznych
festiwalach, do tego potrzeba grona młodych Polaków i – każe
się redakcja domyślić – braku specjalistów od stanu sanitarnego
kałuży błota pod Kostrzynem. Oto kolejny „polish joke”, jaki
strzeliliśmy sobie w głowę za pomocą czerwonych serduszek
kupowanych przy okazji Bożego Narodzenia na zasilenie wakacyjnego wychowywania naszej młodzieży w błocie.
Kolejną niefrasobliwością polskiego „wychowania seksualnego” jest przeoczanie zorganizowanej aktywności starych znajomych z Peerelu. Podczas celebrowania w Kostrzynie nad Odrą
początku świata stworzonego zbiorową kąpielą w błocie na farmie w USA w 1969 roku, nad wychowaniem seksualnym zgromadzonej młodzieży pracowali działacze Towarzystwa Rozwoju Rodziny. Ta obecność może wydać się dziwna, wnioskując z samej
nazwy tej organizacji. Może nawet zaniepokoili się niektórzy rodzice przed telewizorami – słysząc informacje o aktywności na
Woodstock w kierunku „rozwoju rodziny” – czy po powrocie
córki do domu nie powiększy się rodzina o wnuka bez ojca.
Wbrew nazwie działacze TRR’u pracują nad niedorozwojem
rodziny, nierodzeniem w niej dzieci. Już długo pracują, bo od
1956 roku, tuż po wprowadzeniu w PRL aborcji na żądanie. Ta
aktywność jest skuteczna: wyedukowani w tym kierunku Polacy
lękają się dzieci. Jeśli jednak pomimo antykoncepcyjnych wskazówek TRR pojawi się tzw. nieplanowana ciąża, to dzięki Towarzystwu można się dowiedzieć, gdzie zabić własne dziecko.
Z tych właśnie powodów biegali wśród młodzieży zgromadzonej
na Woodstock aktywiści TRR. Mogą być spokojni rodzice wyprawiający swoje córki na Woodstock nad Odrą. Przy myciu pleców
— 56 —
III. EDUKACJA SEKSUALNA A WYCHOWANIE SEKSUALNE
przez kolegów, po słynnej kąpieli w błocie, czuwali prawdziwi
fachowcy. Ale nie od miłości…
Nasza młodzież jednak niczego się nie boi, chociaż odważni rycerze to także ci, którzy jak najszybciej uciekają w pewnych
sytuacjach. Odważny człowiek to nie ten, który się nie lęka, ale
ten, który nie lęka się tego, czego nie należy się lękać, a lęka się
tego, czego należy się lękać. Rozpustnych obrazków należy się
lękać, ale pokolenie JP2 już się chyba niczego nie lęka. Młodzież
odważnie jedzie nawet do Kostrzyna, chociaż na forach internetowych zwraca się uwagę na nieuchronność potykania się tam na
kontakty seksualne młodzieży na świeżym powietrzu, kompletnie pijanej, posługującej się słownictwem spod budki z piwem.
Czy można ewangelizować pozbawionych ubrania? Czegóż jednak nie czyni się dla miłości bliźniego, zwłaszcza jeśli on interesująco upadł…
Najpilniej zatem potrzebują dzisiaj wychowania seksualnego dorośli, a nie młodzież, która – jak zawsze – najpierw kopiuje
przedstawiane jej wzory.
2. Pora na szkołę?
Na wszystko jest właściwa pora, również na pójście do szkoły. Ministerialni urzędnicy upierają się, żeby rozpoczęły szkolną
naukę już sześciolatki. Jakimi metodami „rozeznawania duchów”
dysponują dzisiejsi urzędnicy w tej i każdej innej sprawie? Naczelną metodą – warunkiem koniecznym dalszej egzystencji
współczesnego urzędnika – jest ślepe i głuche na jęki ofiar wykonywanie odgórnych nakazów. W czasach np. świetności republiki rzymskiej te rozkazy każdy z obywateli (w tym także urzęd— 57 —
GENDERMANIA. SPÓR O GODNOŚĆ CIAŁA
nicy) odczytywał mocą własnego rozumu (ufającemu rozeznaniu
lepszych) na posiedzeniach senatu i zgromadzeniach ludowych.
Dzisiaj do dyspozycji urzędnika są tylko kolejne piętra przełożonych i ich rozkazów, których się nie rozważa. Samego szczytu
decyzyjnego nie widać, a być może nawet go nie ma, bo najnowsza forma globalnego totalitarnego „ustroju urzędniczego” (prof.
Stanisław Łoś) posiada strukturę kolistą. Ma się zawsze jednych
nad sobą, a innych pod sobą, na zasadzie „pana i niewolnika”.
Pomysły polskich urzędników jakoby spragnionych wiedzy naszych dzieci też nie wyłoniły się mocą głębokich przemyśleń, zmagania się z własnymi myślami do rana, ale mocą odgórnych rozkazów. Mają je wykonywać także ministrowie. Stara jest ideologia
żądająca jak najwcześniejszego wyrwania dzieci z rąk rodziców
i przekazania ich rękom posłusznych urzędników, sterujących w najdrobniejszych szczegółach tym, co w szkole się dzieje. Pamiętamy
ten pomysł także z „Manifestu komunistycznego”. Obiecuje się tu
nie tylko „wspólnotę żon” – dzisiaj pomysł realizowany przy pomocy milionów publicznych kobiet, chętnych do podzielenia się
(za odpowiednim wynagrodzeniem) ze wszystkimi swoimi wdziękami – ale także „wyrwanie dzieci z rąk rodziców”. Nie wystarcza
zatem przed rozpoczęciem roku szkolnego tylko ponarzekać na
drogie podręczniki, tornistry itd., ale konieczne jest chronienie
szkoły przed ideologami spragnionymi już nie pieniędzy, pięknych
kobiet i uznania, ale – rządu nad duszami.
Może zatem nawet sami ministrowie od szkolnej edukacji
nie orientują się, że ich gorące pragnienie wysłania naszych dzieci jak najwcześniej do szkoły zaordynowane zostało między innymi przez Radę Europy zapowiadającą w Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy do— 58 —
III. EDUKACJA SEKSUALNA A WYCHOWANIE SEKSUALNE
mowej (2011 r.) oczyszczenie Europy z „przemocy wobec kobiet
i przemocy domowej”. Ponieważ aktualnie dorosłych już niedługo na tym świecie nie będzie, liczy się najpierw na formację
następnego pokolenia, i to od samej kołyski. Wprost tego żąda się
we wspomnianym dokumencie, który podpisują i na kolanach,
i w podskokach nasi politycy, podobno pobożnej formacji partyjnej. Mówi się, że grzechem jest na nich nie głosować. Jakże
zatem nasi urzędnicy nie wyrwą sześciolatków z rąk ich rodziców, chroniąc już w ten sposób wszystkich przed „domową przemocą” i wykonując polecenie służbowe? Ucałować należy zatem
pańską dłoń, ponarzekać na drożyznę, a posłać dzieci do szkoły,
kiedy tylko władza sobie tego zażyczy. Jeśli jednak w domu nie
ma dzieci, a żona musi chcieć pracować, to ścigany przez Radę
Europy mężczyzna będzie miał ograniczone możliwości „przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”. Z braku motywacji
do pracy (cóż bardziej motywuje w tym kierunku niż własna
rodzina?) szybko też ją straci; wystawi mu się walizkę za drzwi,
a na koniec wyląduje w przytułku. Wreszcie będzie można otoczyć go szczelną kontrolą i zniknie ze świata „przemoc domowa”. Oto jeden z powodów, dlaczego wyciąga się już sześciolatków z domu do szkoły.
3. Narada grabarzy?
Ubolewają nasi ministrowie, iż czteroletnie dzieci nie dysponują oświatą seksualną. Trzeba zatem niekompetentnych, niedołężnych czy perfidnych rodziców zastąpić państwową „edukacją seksualną”, przy pomocy kadry oddanych, sprawdzonych
i zarejestrowanych fachowców od „seksu”. Zaproszono niedawno
— 59 —
GENDERMANIA. SPÓR O GODNOŚĆ CIAŁA
na naradę w PAN przedstawicieli MEN i Ministerstwa Zdrowia, aby pokazywali przed kamerami swoje ponure miny i potrząsali głowami nad nieszczęściem przedszkolaków pozbawionych
seksualnej zabawy. Pamiętamy tych fachowców jeszcze z PRL,
na czele z głośnym Z. Lwem-Starowiczem, opłacanym przez
towarzyszy, aby polska młodzież zajmowała się „robieniem miłości”, a nie „wojną” (Make love, not war), zwłaszcza z jakoby
najlepszym z możliwych, czyli sowieckim światem. Do pełnego
sukcesu potrzeba jednak zamienienia całej Ziemi w cmentarz.
Nie udało się tego do tej pory zrobić, również naszym grabarzom,
spragnionym w tym celu edukacji przedszkolaków. Edukacji ku
śmierci. Dlatego zorganizowano wspomnianą ministerialną naradę, aby – jak czytamy w dokumencie z tego spotkania – z pomocą „standardów edukacji seksualnej w Europie” znacząco poprawić stan „zdrowia seksualnego” nie tylko Europejczyków, ale
całej ludzkości. Owo „zdrowie” to prawdziwa śmierć duchowa,
a z nią i demograficzny regres.
Nawet dzielni żołnierze niekiedy jednak ulegają znużeniu
po długich zmaganiach. Także nasi weterani boju o „zdrowie
seksualne” dzisiaj nie powróciliby do rewolucyjnej gorliwości,
gdyby nie czujność unijnych i światowych komisarzy. Na starość
– według Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu – doskwierać ma
zwłaszcza nadwrażliwość na dobra materialne, czyli chciwość
i skąpstwo. Zastrzyk finansowy podniósł zatem poziom także
testosteronu u naszych kombatantów i na ministerialnym spotkaniu z dawnym zapałem sławili erotyczne zalety wczesnego dzieciństwa. Opłakiwali też okrucieństwo rodziców, niewrażliwych
na potrzeby seksualne swojego potomstwa.
— 60 —
III. EDUKACJA SEKSUALNA A WYCHOWANIE SEKSUALNE
„Standardy edukacji seksualnej w Europie” zostały sfinansowane przez Niemców, najbogatsze w tej chwili państwo UE,
za pośrednictwem ich Federalnego Biura ds. Edukacji Zdrowotnej. Bez tego finansowego wsparcia nasi „fachowcy od seksu”, ale
także MEN i PAN – chyba nie znaleźliby czasu, aby rozmyślać
nad potrzebami seksualnymi przedszkolaków.
Mamy bolesne wspomnienia odnośnie do organizowania
nam przez Niemców, już dawniej, „edukacji seksualnej”. Jej szczegóły odsłaniają dokumenty wydobyte przez Prymasa Stefana Wyszyńskiego z materiałów procesu w Norymberdze. Dowiadujemy
się z nich, że podczas niemieckiej okupacji zorganizowano nam
nie tylko legalną aborcję, ale także frywolne teatrzyki oraz pornograficzną gazetkę „Fala”. Jakoby „podludzie” nie powinni się
rozmnażać i w tym celu fundowano nam rozrywkę seksualną, dzisiaj zwaną uczenie „edukacją seksualną”. Seksualni konsumenci
nie dbają o prokreację. Dzieci są traktowane poważnie tylko wtedy, jeśli poważnie traktuje się sferę seksualną, czyli sferę komunikacji nieinstrumentalnej postawy wobec drugiej osoby, czego
elementem jest prokreacja: nasze dziecko, żywy, cielesny znak
tego, co łączy męża i żonę.
Lektura „Standardów edukacji seksualnej w Europie” pokazuje aktywność i innych naszych starych znajomych. Od zakończenia II wojny światowej dbają oni o wysoki poziom światowej konsumpcji seksualnej. Skutecznie zresztą, o czym świadczą miliony aborcji rocznie, otchłań ludzkich nieszczęść i emerytalny wiek całej ludzkości. W bibliografii „Standardów” widzimy
aktywność IPPF (International Planned Parenthood Federation)
i Population Council, założonych przez Rockefellerów w latach 50.
pod hasłem „Bogacze tego świata, łączcie się”. Przywołani polscy
— 61 —
GENDERMANIA. SPÓR O GODNOŚĆ CIAŁA
weterani walki o „sex ed” – jako kolejni prezesi Towarzystwa Rozwoju Rodziny – od samego początku wiernie korzystają z idei
oraz kasy centrali IPPF w Londynie. Pomysły na Polskę tworzone są zatem także poza naszymi granicami.
Z jakiego to powodu nie-proletariusze tego świata zrzucają
się na zamroczenie seksualne naszych dzieci? Pewnie już to wiemy, chociażby z encykliki Jana Pawła II „Evangelium vitae”,
gdzie wyjaśnia się szczegóły „globalnego spisku przeciwko
życiu”. Przypomnę jednak, że „spiskowcem” jest bogata Północ,
trzebiąca biedne Południe dla własnych ekonomicznych interesów. Trzeba jednak odpowiednio wcześnie przygotować umysły w kierunku jak najszerszego korzystania z aborcji i antykoncepcji, a to nazywa się „edukacją seksualną”.
4. Metody wychowania
miłości małżeńskiej
Metodyczna praca wychowawcza musi przynieść owoce, na
które jednak trzeba cierpliwie poczekać. Byleby tylko stosować
właściwe metody wychowawcze, wypracowane w ramach etyki
klasycznej, a nabudowane perspektywą nadprzyrodzoną, otwartą
przez Bożą interwencję w dzieje człowieka. Z jakiego powodu
nie możemy się doczekać sukcesów w wychowaniu miłości małżeńskiej? O jej aktualnym stanie świadczy obiektywny fakt zatrważającego poziomu dzietności polskich kobiet. To jest obiektywne
kryterium miłości małżeńskiej: owocowanie miłości małżeńskiej
w żywym znaku tej miłości, którym jest własne dziecko.
Uruchomić myślenie w tej sprawie powinna żywa dyskusja
na portalu Frondy na temat głośnego u nas duszpasterstwa ro— 62 —

Podobne dokumenty