Czas odnaleziony utracono
Transkrypt
Czas odnaleziony utracono
Czas odnaleziony utracono Jeremi Przybora udzielający wywiadu. Pytano go, co lubi, w czym gustuje. Rozmowa została utrwalona na taśmie i nadana przez radio. Ale wyłuskano z niej same odpowiedzi. Na wniosek Przybory pominięto, czyli wykasowano pytania, a to ze względów czasowych. Aby nie tracić czasu. Toteż słychać było jedynie głos pisarza. – ...? – Kapusta faszerowana. – ...? – Proust. – ...? – Nie, nie Bolesław. Marcel. – ...? – Książka nie ma sobie równych. Zwłaszcza jako środek nasenny. Zasypia się przy niej błogo, a po przebudzeniu wzrok zwykle pada na jakiś cenny aforyzm. Kim jest Jeremi Przybora? Na podstawie wszystkiego, co o nim wiem, tzn. na podstawie spłodzonych przezeń piosenek, skeczy i humoresek, a także na podstawie tego, co się da wyczytać między wierszami tych utworów – taka oto jawi mi się charakterystyka: Indywiduum na wskroś niepoważne. Wszystko obraca w żart. Podobnie jak król Midas, który dotknięciem zamieniał każdy przedmiot w złoto, Jeremi Przybora zamienia wszystko w humor. Wystarczy, że otworzy usta na jakikolwiek temat, rezultatem będzie śmiech, a przynajmniej uśmiech. Nie ma dlań literatury poważnej. Proust, Joyce, Sartre, wszystko to jest okazją do błazenady. Proust, Prus, Spinoza, wszystko to kopalnia dowcipów. Co za cudowny dar ma ten człowiek. Patrzy przez różowe a raczej czarodziejskie okulary, pozwalające widzieć wszystko w zabawnym świetle, w groteskowym kształcie. Dar godny pozazdroszczenia, gdyż dzięki niemu może ktoś taki równie pogodnie spoglądać na własne życie i śmiać się z wszelkich przeciwności losu, jakie go spotykają. Piosenka to jest klinek na splinek, Na brzydki bliźniego uczynek, Na braczek rzucony na rynek, Na taki jakiś nie taki ten byt. A więc w życiu osobistym Jeremiego Przybory nie ma miejsca na spleen. Może być tylko splinek. Jeśli trafi mu się wybrakowany towar – to tylko braczek. Nikt nie jest w stanie podpuścić mu świni, może względem niego dopuścić się co najwyżej brzydkiego uczynku. Jeremi – szczęśliwiec. W czepku się ten facet się urodził. Taka właśnie sylwetka Jeremiego Przybory ukształtowała się w mej wyobraźni. Do księgarni, mojego miejsca pracy, przysłano transport książek francuskich. Po opróżnieniu pudeł umieszczamy towar w magazynie. Tłoczno się robi na półkach, powstaje nieunikniony chaos, długo trwa porównywanie z fakturami, nie wszystko się zgadza, nie wszystkie tytuły udaje się znaleźć. Cykl W poszukiwaniu straconego czasu jest niekompletny, brakuje tomu ostatniego pt. Czas odnaleziony. Otrzymuję polecenie: rozejrzeć się jeszcze, sprawdzić, czy nie ma gdzieś tego Prousta. Może francuski tom wmieszał się pomiędzy książki polskie, te, które już od dawna w magazynie „leżakują”? Wiem, że sprawa beznadziejna, ale spełniam polecenie. Jako magazynier, pracownik fizyczny ustrojony w robocze łachy, nie mam żadnych zahamowań, by wpełznąć w każdy kąt, wczołgać się w szparę, zapuścić żurawia pod regał, spenetrować teren z twarzą przy podłodze. Znajduję coś, lecz nie to, co trzeba. Z podziemnego magazynu wędruję na piętro, do gabinetu kierowniczki. Pokazuję kobiecie rzecz znalezioną, wyrażając ubolewanie, że nie jest to niestety Czas odnaleziony. Kierowniczka uśmiecha się lekko. – Dobre i to. A swoją drogą wielka szkoda, że brak tego Prousta. Cały ten komplet, jak się dowiaduję, został zamówiony przez Jeremiego Przyborę. To na jego zamówienie sprowadzono ów tytuł z Paryża. Pan Przybora był już tu, odwiedził księgarnię, pytał o swoją przesyłkę i wiadomość, że jest niepełna, bardzo go rozczarowała. Sarkał, robił nieprzyjemne uwagi. Takie buty. On wcale nie jest skłonny zasypiać przy Prouście. Przeciwnie, proza Prousta musi być dlań czymś porywającym, skoro nie zadowolił się mistrzowskim przekładem Boya, a zapragnął czytać genialnego Francuza w oryginale i zadał sobie trud sprowadzenia książki znad Sekwany. Jeśli ktoś zdobywa się na taką fatygę i wydatek, to chyba nie dla kawału. Widzę tu stosunek do literatury arcypoważny. To po pierwsze. A po drugie? Zdekompletowany Proust nie został bynajmniej potraktowany jako „braczek”. To, zdaniem tego pana, brak; cholerny, niedopuszczalny brak, skandal, świństwo. Nasuwa się cytat à propos bytowania w Peerelu: „Taki jakiś nie taki ten byt.” Przydałby się klinek na ten byt, niestety, tego klinka zabrakło. Braczek w postaci brakującego tomu wytrącił Jeremiego Przyborę z równowagi. Nie stać go było na dystans. Omal nie zrobił awantury.