Rodzina katolicka - Seryjny samobójca znów w akcji?

Transkrypt

Rodzina katolicka - Seryjny samobójca znów w akcji?
Rodzina katolicka - Seryjny samobójca znów w akcji?
wtorek, 30 października 2012 21:00
Chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40, który w kwietniu 2010 roku lądował na
Smoleńsku Siewiernym tuż przed – jak głosi wersja oficjalna – katastrofą rządowego Tupolewa
154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, powiesił się 28 października w piwnicy
bloku w Piasecznie, w którym mieszkał z rodziną. Ciało znalazła żona.
Dzień później rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Dariusz Ślepokura, oświadczył, że
wstępne wyniki sekcji wskazują iż śmierć nastąpiła w wyniku ucisku pętli na szyję. Nie
stwierdzono też m.in. obrażeń wskazujących na udział osób trzecich. Jednocześnie przez
media przemknęła informacja, że chorąży mógł znajdować się w depresji, gdyż po odejściu z 36
Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego nie mógł znaleźć pracy. Prawda, jakie to logiczne
i proste? Był w depresji, nie wytrzymał, zszedł do piwnicy…
Czy po Polsce krążą smoleńskie szwadrony śmierci, a ofiarami ich działań stają się seryjni
samobójcy w ten czy inny sposób powiązani z 10 kwietnia 2010 roku? Śmierć chorążego Musia
jest bowiem kolejną z serii dziwnych zgonów osób związanych z „katastrofą smoleńską”. Żadna
z tych osób nie zginęła śmiercią naturalną, np. po ciężkiej chorobie, czy z uwagi na podeszły
wiek.
Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny w Kancelarii Premiera, mający certyfikat dostępu do
najściślej strzeżonych tajemnic państwowych tuż przed Wigilią 2009 roku, którą miał spędzić z
rodziną, powiesił się na sznurze od odkurzacza.
Dariusz Szpineta, zawodowy pilot i instruktor pilotażu, został znaleziony martwy w łazience
ośrodka wczasowego w Indiach. Podważał oficjalną wersję wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku.
Samobójstwa popełnili również szef „Samoobrony” Andrzej Lepper i gen. Sławomir Petelicki.
Założyciel jednostki GROM nie pozostawiał na ekipie Tuska suchej nitki za Smoleńsk. Według
niektórych mediów ujawnił treść sms-a rozsyłanego do polityków Platformy Obywatelskiej, z
wytycznymi, że mają upowszechniać tezę, że katastrofa samolotu była spowodowana winą
pilotów. W jednej ze stacji telewizyjnych mówił zaś: „W NATO straciliśmy reputację, bo
zwróciliśmy się o pomoc nie do NATO, tylko do Rosjan. Czy jedno przytulenie przez pana
Putina spowodowało od razu, że pan Tusk zapomniał, że jesteśmy w NATO od dziesięciu lat?
Może trzeba mu o tym przypomnieć? Ja będę mu przypominał”. Może przypominał zbyt
natarczywie?
1/4
Rodzina katolicka - Seryjny samobójca znów w akcji?
wtorek, 30 października 2012 21:00
Są samobójstwa, ale też i katastrofy komunikacyjne lub morderstwa dokonane przez
szaleńców.
Polski duchowny luterański bp. Mieczysław Cieślar zginął w wypadku samochodowym w
czerwcu 2010 roku. Według prawicowych portali internetowych już po rozbiciu samolotu miał
odebrać wiadomość tekstową od ks. Adama Pilcha, znajdującego się na pokładzie tupolewa.
Eugeniusz Wróbel, podający w wątpliwość autentyczność wraku na Siewiernym, został
podobno zamordowany oficjalnie przez niezrównoważonego syna, który ciało ojca pociął piłą i
wrzucił do zbiornika wodnego. Syn co prawda miał mieć zaburzenia emocjonalne, ale ślady po
morderstwie zostały bardzo dokładnie posprzątane, kto jednak by się takimi „drobiazgami”
przejmował? Na wszelki wypadek jednak ten spektakularny mord „przykryto” napadem na
łódzkie biuro Prawa i Sprawiedliwości i śmiercią Marka Rosiaka. Prof. Jacek Trznadel w tekście
„Mój komentarz późniejszy” (kwiecień-maj-lipiec 2011 roku) pisał: „Naliczono już przez ostatni
rok kilka tragicznych zgonów powiązanych w ten czy inny sposób ze sprawą smoleńską. Tylko
jedno wydarzenie było całkowicie obnażone i jawne. W atmosferze politycznej „posmoleńskiej”,
morderca, przeciwnik PiS-u, chcąc zamierzyć się na Jarosława Kaczyńskiego, dokonał znanego
mordu w biurze łódzkim PiS-u. Użył skutecznie broni palnej, a potem noża, ale druga
zaatakowana ofiara przeżyła. To morderstwo polityczne tak ewidentne i głośne, w efekcie
społecznym odegrało jednak w jakimś sensie rolę maskującą, pozwalającą mniej myśleć
ludziom o innych sprawach wysoce podejrzanych.”
6 czerwca 2011 roku w hiszpańskiej Asturii doszło do katastrofy dwóch awionetek. Pierwsza
pilotowana była przez wybitego architekta Stefana Kuryłowicza, który zaprojektował, a
następnie realizował projekt m.in. terminala Warszawa-Okęcie, oraz jego współpracownika
Jacka Syropolskiego. W drugiej śmierć poniósł Janusz Zieniewicz, były kierownik działu
łączności w PLL LOT, potem właściciel firmy Cerberis, zajmującej się zabezpieczeniami
elektronicznymi, która również obsługiwała Okęcie.
Co to ma wspólnego z 10 kwietnia? Otóż w grudniu 2010 roku podczas przesłuchania przed
smoleńskim zespołem parlamentarnym pracownik kancelarii Lecha Kaczyńskiego Tomasz
Szczegielniak powiedział rzecz niezmiernie interesującą, dotyczącą wydarzeń na Okęciu: „Nie
widziałem tego, no, z prostego powodu, że cały czas byłem wtedy w tym hanga… w termi… na
terminalu i byliśmy zajęci obsługą tych wszystkich osób, które miały towarzyszyć panu
Prezydentowi.” Czy to tylko przejęzyczenie, czy faktycznie Szczegielniak był w jakimś hangarze
i zajmował się obsługą jakichś osób z delegacji? Jeśli tak, to których? Czy architekt Kuryłowicz
2/4
Rodzina katolicka - Seryjny samobójca znów w akcji?
wtorek, 30 października 2012 21:00
zginął w katastrofie, gdyż np. znał rozkład tuneli pod Okęciem połączonych z hangarami?
Dlaczego zespół Macierewicza tego tropu nie podjął, mimo że badając Smoleńsk cały czas
wracamy na Okęcie?
Oficjalna wykładnia jest taka, że tupolew rozbił się na Siewiernym. To jest początek i koniec. Tu
brzoza, tam dwa wybuchy, i tylko nikt nie sięga do etapu najważniejszego, czyli do lotniska
wojskowego na Okęciu, tego w jaki sposób ofiary na nie przybyły, jakie były przyczyny awarii
monitoringu.
Czy nie jest dziwne, że z wylotu prezydenta 10 kwietnia nie ma żadnych fotografii prasowych,
mimo że jest to standard. Przy każdej wizycie zagranicznej prezydenta, bądź premiera robione
są one w saloniku prasowym hali odlotów, na płycie lotniska, niekiedy we wnętrzu samolotu?
Podobnych spostrzeżeń dotyczących Okęcia i terenu Smoleńska można sformułować więcej,
by wspomnieć tylko o braku pożaru, paliwa, ciał, kokpitu, czy foteli. O tej ostatniej sprawie mówił
31 maja 2012 r. mówił w „Naszym Dzienniku” dr inż. Wacław Berczyński, wieloletni pracownik
Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga i innych koncernów lotniczych: „Siedzenia samolotów
zgodnie z normami międzynarodowymi projektuje się na działanie przyspieszenia 9 g, czyli
dziewięciokrotnego przyspieszenia ziemskiego. Ono może się odkształcić, ale nie może
złamać. A ja na zdjęciach nie widzę tych siedzeń. Gdy się ogląda zdjęcia z miejsc katastrof,
zawsze widać te fotele. Bywa, że samolot spada z ogromnej wysokości, rozbija się zupełnie, a
te fotele są prawie jak nowe. A tu na zdjęciach w ogóle nie widać foteli.” Reakcją na te słowa
była cisza, chyba, że z powagą potraktujemy słowa eksperta zespołu parlamentarnego, dr.
Grzegorza Szuladzińskiego, że „jeżeli nie ma [foteli], no to znaczy, że ktoś je sobie wziął”.
Sprawa tragedii smoleńskiej okryta jest szczelną mgłą dezinformacji. Dobrze, że Prawo i
Sprawiedliwość odeszło od retoryki stosowanej przez szefa Zespołu Parlamentarnego i zajęło
się tym, czy powinna zajmować się poważna opozycja: programem alternatywnym i debatami
publicznymi. Smoleńsk można próbować rozwikłać dopiero jak się weźmie władzę, choć – jak
mi się zdaje – z prawdą o 10 kwietnia 2010 roku będzie jak z Gibraltarem: wiemy co się stało,
ale nie dowiemy się w jakich naprawdę okolicznościach ginęli ludzie. Dezinformacja z lewa i z
prawa oraz seryjni samobójcy są dowodem, że walka toczy się pomiędzy potężnymi grupami
interesów.
Piotr Jakucki
3/4
Rodzina katolicka - Seryjny samobójca znów w akcji?
wtorek, 30 października 2012 21:00
Za: Bibula.com
4/4