Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Zbyszek i bomba
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
siremil
– Oż w mordę! – jęknął Zbyszek. Wypluł przeżutą wykałaczkę i ostrożnie, tak by nie
pobrudzić błockiem lśniących dresów, ukucnął przy diabelskim ustrojstwie. Wystarczyło, że
sandały wymazały się już w tym gównie, a zachodziło ryzyko, że oberwało się również bogu
ducha winnym skarpetom. Jakby to się nie skończyło, już był stratny.
– Oż w mordę – powtórzył. Pierwszy raz w swym życiu doświadczył czegoś, co
można by nazwać strachem. Czegoś co ściskało mu gardło i z nieprzyjemnym bulgotem
przewalało się w bebechach. Dotychczas nigdy jednak nie wpatrywał się we wnętrze
wyrafinowanej bomby z zapalnikiem czasowym, a że ustrojstwo, przy którym przykucnął
właśnie taką bombą było, nie miał najmniejszych wątpliwości. Wszystko wyglądało jak na
filmach. Mnóstwo kolorowych kabli poplątanych jak fabuła wenezuelskich seriali, kilka
przezroczystych pojemników z jakimś płynem i niewielki wyświetlacz odmierzający czas do
detonacji.
Pozostało mu niespełna cztery minuty. Z trudem przełknął ślinę. Do ust powędrowała
kolejna wykałaczka. Wiedział, że nie powinno go tu być, że ta robota go przerasta, ale…
Zerknął za siebie. Zza ściany stodoły wychylało się chyba ze pół wsi, przepychając się i
wspinając się jeden na drugiego tak, by wszystko widzieć, a jednocześnie cały czas
zachować strategiczne miejsce blisko węgła. Idioci! Mówił im, żeby zostali przy
spożywczaku. Jak to coś się rozpiździ, nie wiadomo jaki kawał ziemi… no zostanie zrównany
z ziemią właśnie. A jednak wierzyli w niego. To on przecie pogonił ukraińskich watażków, to
on wyperswadował wczasowanie tutaj rozkokoszonej warszafce. To on w końcu dał radę
fiskusowi.
– Paszoł won! – Machnął w ich kierunku łapą, co nawet poskutkowało i towarzystwo zniknęło
mu z oczu. Na chwilę.
Po krótkiej, acz burzliwiej wymianie zdań, której strzępy docierały do uszu Zbyszka,
wszystko wróciło do normy. Najpierw pojawił się łeb starego Grechuty, później pijanicy
Antosa, a w końcu cała ekipa wychylił swe facjaty tuląc je do ściany stodoły. Widać, były to
maksymalne środki ostrożności, na jakie było ich stać. Zbyszek machnął ręką raz jeszcze,
tym razem w geście rezygnacji. Skupił się ponownie na bombie. Skupił, to znaczy, wrócił do
tępego wpatrywania się weń.
Cholerna wieś! Nie mógł ich zawieść. Czułby się paskudnie. Przede wszystkim jednak byłoby
mu bardzo, ale to bardzo głupio. Przyzwyczaił już wszystkich, że niczego się nie boi i zawsze
Strona: 1/3
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
wygrywa. Dzięki temu mógł trząść wsią i być szefem podwórka. Chodzić z podniesioną
głową i nie płacić za prytę. Ale z drugiej strony czy rola samca alfa na tym wygwizdowie
warta była życia? – zapytał sam siebie filozoficznie. Bo Zbyszek, wbrew topornej
powierzchowności, lubił od czasu do czasu pofilozofować, choć w zgoła odmiennych
okolicznościach przyrody. Prawdę powiedziawszy okoliczności przyrody w jakich Zbyszek
zwykł filozofować były tak odmienne i tak niezmienne od lat, że musiały teraz zadziałać
jakieś wyuczone odruchy bezwarunkowe. Coś zabulgotało mu w kiszkach i natarło z taką
siłą, że aż skulił się w sobie.
– Jezusie Nazareński – zaszlochał, ale zwalczył targające nim skurcze. Spojrzał raz jeszcze w
stronę stodoły.
Zza rogu wychynęła Maryna, blond piękność z krwiście czerwonymi ustami i kuszącymi
kształtami wylewającymi się spod przyciasnej bluzeczki. Ech… A może po tym wszystkim,
po kolejnym sukcesie znaczy, w końcu, w końcu się przed nim, ekhm, otworzy? To była
całkiem sympatyczna perspektywa. Uśmiechnął się do siebie i zmotywowany delikatnie
począł wydobywać pęk przewodów z obudowy. Nie szło mu to, co prawda, najlepiej gdyż
jego wielkie, mięsiste palce stworzone raczej były do dzierżenia sztangi, czy trzonka
siekiery niż do roboty precyzyjnej, ale i tak udało mu się niczego nie urwać i nie rozłączyć.
I co teraz? Nie był ani o drobinę mądrzejszy.
– Masz jakiś pomysł jak to rozbroić, Miluś? – zapytał. W odpowiedzi tuż przy nim
zmaterializował się mały skrzat o fizjonomii przypominającej do złudzenia Zgredka z filmów
o Harrym Potterze.
– Co, jesteś w czarnej dupie, he? – Skrzat ze skwaszoną miną podrapał się po brodzie.
– Wywnioskowałeś to po tym, że o zdanie na temat skomplikowanego wytworu cywilizacji
człowieka pytam istotę z krainy baśni?
– Jaki kąśliwy! – Obruszył się maluch. – To po coś mnie wzywał?
No właśnie, po co? Może liczył, że wyjątkowo załatwi sprawę w jakiś magiczny sposób, a
może po prostu wybije mu to z głowy.
– Powiedz mi druhu – zaczął pojednawczo Zbyszek. – Co ja tu robię?
– Na twoim miejscu nie oglądałabym się na wioskowych, na Marynę, ani na twoją reputację i
brałbym dupę w troki. – Skrzat doskonale odczytał jego wątpliwości.
Mężczyzna odruchowo przesuną wykałaczkę z jednego kącika ust w drugi. Maluch pewnie
miał rację, a i Zbyszek coraz wyraźniej czuł, że przyjście tutaj było błędem od samego
początku, nie mógł jednak zdobyć się na jawną kapitulację. Co stanie się z nim gdy
przestanie uchodzić za najtwardszego i najbardziej kozackiego typa w okolicy? Czy Zbyszek
pozostanie Zbyszkiem odarty z przynależnego mu szacunku?
Znów zaczął filozofować, co niechybnie musiało wywołać reakcję. Coś gwałtownie zakręciło
go w jelitach i pomknęło w dół. Cichutko.
– Co tu tak jedzie? – Miluś teatralnie skrzywił nos. – Coś zdechło?
– Stres – mruknął cicho Zbyszek i już bez zbędnego filozofowania zapuścił żurawia do
Strona: 2/3
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
wnętrza bomby.
– Fuj! Myślałem, że to ustrojstwo chcesz bronią chemiczną potraktować. Dobrze, że
generalnie bezstresowy jesteś, bo inaczej innego kompana musiałbyś sobie do szklanki
znaleźć.
Zbyszek nie odpowiedział. Przyglądał się konstrukcji bomby, lecz równie dobrze mógłby
podjąć się próby analizy sztuki nowoczesnej.
– Nic nie wymyślę. Będę ciął. – W końcu podjął decyzję, a ból brzucha powrócił ze zdwojoną
siłą.
Dobył z pochewki dziadkową finkę i sięgnął po zbitkę kolorowych przewodów. Widział
niezliczoną ilość razy, jak bohaterowie kina akcji dumają nad właściwym kolorem. Może
zielony? Może niebieski. Na pewno nie żółty… Sam nie miał takiego problemu. Nienawidził
komuchów od urodzenia, a co za tym idzie, niemal wszystkiego co czerwone.
Wyłuskał odpowiedni kabel, zgiął w ucho i przewlekł przez nie ostrze.
Zostały im prawie dwie minuty.
– Znikaj, mały.
– Spokojnie mamy jeszcze trochę czasu. Pomyśl chwilę. – Skrzat nie był przekonany, co do
słuszności podjętej decyzji.
– Nie ma czasu! – Mężczyzna pokręcił energicznie głową. – Muszę do kibla!
Szarpnął za nożyk.
Koniec
Strona: 3/3
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty