z o. Symeonem Stacherą OFM

Transkrypt

z o. Symeonem Stacherą OFM
IV
gość opolski
Gość Niedzielny 30 września 2012
Andrzej Kerner: Od dziesięciu
lat ojciec żyje i pracuje w Maroku,
przez ostatnie dwa lata jako proboszcz katedry w Tangerze. W tym
roku, w uroczystość Zesłania
Ducha Świętego, został Ojciec wikariuszem generalnym archidiecezji Tanger. Co Ojciec teraz robi?
O. Symeon Stachera OFM: –
Przede wszystkim towarzyszę
obecnemu arcybiskupowi, Hiszpanowi Santiago Agrelo Martinezowi,
w jego odpowiedzialności za archidiecezję. Moją szczególną rolą
jest wychodzenie do małych wspólnot chrześcijańskich rozsianych
na terenie całego północnego Maroka. Odległość do najdalszej z nich,
w Nadorze, przy granicy z Algierią
wynosi 600 km. Trasa tam wiodąca
biegnie górami Rifu, jest niesamowita, pełna niespodzianek i niekończących się serpentyn, nie pozwala
na zmrużenie oka. To także fabryka
narkotyków. Wystarczy na chwilę
przystanąć, by otrzymać oferty„dilerów” i innych miejscowych ludzi,
a nawet dzieci, by kupić: haszysz,
marihuanę, kokainę czy inne proszki, które przenoszą człowieka w zaświaty. Kiedy przejeżdżam przez
tereny północnego Maroka widzę
to, a później „pogłębiam” swoje
obserwacje w więzieniach Tangeru i Tetuanu, gdzie wsłuchuję się
w płacz przemytników narkotyków
jako kapelan więźniów chrześcijańskich w Maroku.
Czy arabska wiosna przyniosła
Ojcu jakieś nowe zadania?
– Marokańczycy, szczególnie
młodzież, mają nadzieję na lepszą
przyszłość. Kościół chce być na właściwy sobie sposób obecny w tych
dążeniach. Moja praca z ludźmi
aż tak bardzo się nie zmieniła.
Arcybiskup Santiago mocno angażuje się w działalność pisarską,
twórczą i w prowadzenie rekolekcji
na terenie Hiszpanii, a ja ze swoim
doświadczeniem pracy tutaj mam
łatwość pójścia do ludzi, a szczegól-
Michał Panicz
Rozmowa
z o. Symeonem
Stacherą OFM,
wikariuszem
generalnym
archidiecezji
Tanger
Człowiek w se
czy Bóg w cen
nie do muzułmańskiej społeczności
marokańskiej. Wiek nie pozwala
już arcybiskupowi na opanowanie
języka arabskiego czy francuskiego.
Dlatego moją rolą jest przede wszystkim praca w terenie, bycie z ludźmi.
Najtrudniejszą częścią moich zadań
jest pomoc nielegalnym emigrantom z krajów Afryki subsaharyjskiej, którzy coraz liczniej przybywają do Maroka. Niełatwy jest ten
świat, po ludzku niesprawiedliwy.
Dlaczego ludzie z czarnej Afryki,
nie mogą mieć dostępu do normalnej ludzkiej egzystencji? Uciekają
ze swoich krajów i prą z całą siłą i determinacją do Europy, ziemskiego
raju, o którym marzą i dla którego
wielu z nich każdej bezgwiezdnej
nocy tonie w wodach Gibraltaru…
A przedtem koczują w lasach, w ruderach, próbują przetrwać przed
próbą przepłynięcia cieśniny dzielącej Maroko od Hiszpanii. Poszukujemy sposobów pomocy naszym
czarnym braciom w ich dążeniu
do szczęścia, godnego życia.
Jaki status prawny posiada
Kościół w Maroku?
– Jest on uregulowany dahirem – ustawą wydaną przez króla
Hassana II przed wizytą Jana Pawła
II w Maroku. Król odnowił wtedy
przywileje, które z dawien dawna
sułtani i monarchowie respektowali i ofiarował jako dar Janowi Pawłowi II podczas wizyty na Watykanie
w 1983 r. Tym jedynym, dwustronicowym dokumentem się legitymujemy i bronimy, kiedy nas pytają:
kim jesteście? Nie mamy na przykład uregulowanej sytuacji prawnej 30 kościołów i wielu innych
budynków, które należą do archidiecezji. To wymaga jeszcze wielu
zabiegów i czasu. Naszą obecność
w Maroku streścić można w często
powtarzanym nam słowie: tolerancja. Ale jednocześnie odczuwamy
pewien rodzaj kontroli. Np. od pewnego czasu nie możemy przyjmować wolontariuszy do pracy charytatywnej i edukacyjnej. Nie ma
wolności wyznania. Dana i ofiarowana nam jest tylko wolność kultu.
Prawo zabraniające prozelityzmu
nie pozwala nam mówić swobodnie
o sobie, o wierze z ludźmi, z którymi się spotykamy. Nuncjusz apostolski stara się zmienić taki stan
rzeczy, ale nie jest to łatwe. Obecny minister spraw wewnętrznych
odpowiada mu, że ludzie jeszcze
nie są gotowi do wolności wyznania.
Co zatem robicie mając tak niewielkie pole możliwości?
– Wchodzimy w trudne sytuacje, nie mówimy wiele, robimy
swoje. Realne problemy społeczne
są ignorowane i ukrywane. Np. kobiety mające dzieci poza małżeństwem, dzieci ulicy czy emigranci.
Mówi się, że te problemy nie istnieją, a tymczasem one są widoczne
gołym okiem na co dzień. Kościół
próbuje zaradzać im w miarę
możliwości i jednocześnie uświadamiać lokalnym władzom i społecznościom, że trzeba nad nimi
pracować. Uważamy to za swoją
chrześcijańską powinność.
gość opolski
Symeon Stachera OFM
Uliczka w Tangerze po prawej:
O. Symeon Stachera (pierwszy
w habicie franciszkańskim
od prawej) z muzułmanami
poniżej: O. Symeon Stachera OFM,
pochodzi z Dobrzynia k. Brzegu,
jest franciszkaninem z prowincji
św. Jadwigi Śl. Dwadzieścia lat
temu wyjechał na misje. Przez
10 lat pracował w Boliwii, potem
został skierowany do Maroka.
Pracował w Larache i Meknes,
od dwóch lat jest w Tangerze
nad cieśniną Gibraltar. Był tam
proboszczem katedry, a w maju br.
został wikariuszem generalnym
archidiecezji Tanger
Andrzej Kerner
ercu Boga
ntrum świata?
Czy nowa partia rządząca chce
wprowadzić szariat?
– Nie. Oni dyplomatycznie,
ostrożnie chcą sterować krajem
w kierunku Europy. Bo Europa
jest jednym z głównych motorów rozwoju Maroka. To jedyny
z krajów Afryki Północnej, który
jest zaawansowany na drodze realnych przemian. Obserwujemy
to z nadzieją. Swoją wagę ma fakt,
że 5 milionów Marokańczyków
żyje w Europie zapewniając byt
swoim rodzinom i jednocześnie
poznając inną organizację społeczeństwa z wolnością religijną dla
wszystkich.
A czy muzułmanin może po prostu przyjść do kościoła i słuchać?
– Tak, ale bierze wtedy całą odpowiedzialność na siebie. Kościoły
są otwarte, nie ma żadnej kontroli
przy wejściach. Przyjęcie chrztu
oznacza wykluczenie ze społeczności, w której żyje. Rodziny wyrzekają się takiego człowieka. Również
prawo go karze: więzieniem, grzywną czy innymi rodzajami dyskryminacji np. niemożliwością znalezienia
pracy. Znałem kilku ludzi, którzy
oficjalnie ogłosili, że stali się chrześcijanami. Zostali pozbawieni prawa
do pracy, wyrzekła się ich rodzina
i wtedy stawali się częściowo naszym ciężarem. Przychodzili, żądając utrzymania, pieniędzy, miejsca
gdzie mogą spać etc.
Aż się chce powiedzieć: po co w takim razie tam jesteście?
– Można się taką sytuacją łatwo
zniechęcić, ale myślę, że to jest część
■
p
odz
i
ę
misji Chrystusa. Obecność chrześcijan w krajach islamu jest przekraczaniem granic i wszelkiego
rodzaju trudności. Jestem jednak pełen nadziei, że człowiek
zwycięży. Zawsze powtarzam,
że chrześcijańskie widzenie
świata to człowiek w sercu Boga.
Muzułmańska wizja jest inna:
Bóg w centrum świata, Bóg ponad
wszystkimi, ponad człowiekiem.
To zasadnicza różnica, choć pamiętamy, że łączy nas – muzułmanów
i chrześcijan – Bóg Abrahama. My
próbujemy przez naszą obecność
i oddanie się służbie człowiekowi
pokazać, że człowiek jest w sercu
Boga. Jestem przekonany, że nasza
obecność w islamie jest powołaniem chrześcijanina do wychodzenia na spotkanie Boga obecnego w człowieku, w wierzącym
muzułmaninie. Dziesięć lat w Maroku nauczyło mnie cierpliwości.
To pozwala mi nie zniechęcać się
brakiem owoców. Tutaj owoce rosną na innej płaszczyźnie – w dorastaniu w wierze, w powołaniu,
w pomaganiu wyznawcom islamu
na otwarcie się na Ducha Bożego,
który i w nich czyni swoje dzieło.
Wierzę w to, że Pan Bóg przez muzułmanów do mnie przemawia,
a im pomaga zejść z torów swojego
myślenia. Musimy iść na spotkanie z islamem, nie zamykać naszych
bram, nie dać się zastraszyć przez
terroryzm czy problemy z muzułmanami w Europie. To są trudne
sprawy, ale nie ma innej drogi jak
spotkanie, dialog, rozmowa. •
kowa
n
i
e
■
Serdeczne podziękowania
dla biskupa Jana Wieczorka
za przewodniczenie Mszy świętej żałobnej
w intencji
ś†p.
Benedykta Brzoski
oraz dla ks. Andrzeja Śmieszka,
proboszcza parafii św. Józefa Robotnika
w Zawadzie Książęcej,
wszystkich kapłanów
i uczestników liturgii pogrzebowej.
Dziękujemy również
za okazane wyrazy współczucia i modlitwę.
Mariola Brzoska z Mamą i braćmi
30 września 2012 Gość Niedzielny
Jak na takie „nielegalne” zaangażowanie Kościoła reagują instancje rządowe? Spotykacie się
ze sprzeciwem czy z milczącą
tolerancją?
– Słowo tolerancja ma tu znaczenie wręcz magiczne. Tolerują
naszą działalność na polach, które
w ich rozumieniu są nielegalne,
bo mają świadomość, że trochę
likwidujemy problem, trochę
go oddalamy. Działamy czasem
na granicy prawa zwłaszcza
w sytuacjach, które dotyczą emigrantów czy przyjmowania tych,
którzy chcieliby z nami rozmawiać
na temat naszej religii. Są to sprawy
niezwykle delikatne i trzeba uważać, żeby nie zostać posądzonym
o prozelityzm. 3 lata temu jeden
z moich współbraci został z tego
powodu wydalony, w ciągu kilku
godzin musiał wrócić do rodzinnego Egiptu. Dużo zależy od wyczucia, od tego z kim rozmawiamy,
czy możemy z nim swobodnie rozmawiać na tematy, które go interesują czy też raczej decydujemy się
(i tak w większości przypadków się
dzieje) zaprosić ich do poszukiwań
na temat wiary chrześcijańskiej
w internecie. Natomiast jeśli kto
chce przyjąć chrzest, to jedyną
możliwością jest wyjazd do Europy.
V