Czarowanie codzienności

Transkrypt

Czarowanie codzienności
Czarowanie codzienności
Wpisany przez redakcja
sobota, 26 kwietnia 2008 14:08
Józefa Rabcewicz dobrze pamięta, kiedy pierwszy raz wzięła szydełko do ręki. Było to na
zajęciach praktycznych, wtedy nazywanych pracami ręcznymi (uczyła się w Pogwizdowie).
Miała raptem dziesięć lat i nie wiedziała, jak się to dziwne narzędzie trzyma. Poza tym nigdy nie
widziała szydełka i nie sądziła, że tym zakrzywionym metalowym pręcikiem można robić
właściwie wszystko. Nauczycielka miała sporo cierpliwości, pokazywała, poprawiała, troszkę
sama robiła, żeby podciągnąć dziecięce robótki. Pokazała dzieciom coś nowego. Pani Józia
wspomina, że w jej domu nie było takich tradycji, więc to było odkrywanie czegoś nieznanego. A
najpiękniejsze wtedy wydawały się chusteczki do nosa z koronkową falbanką.
Na szczęście nie zabrakło jej cierpliwości i uporu, choć jak sama dziś wspomina - nie było
łatwo. Nici się plątały, oczka spadały z szydełka, były zbyt ciasne albo zbyt luźne, ręce
sztywniały. Na początku nic nie było jak trzeba. A i materiałów brakowało. Pewnie w mieście
można było je kupić, ale kto by tam wydawał na dziecięce próby pieniądze na materiały czy nici.
Wystarczyło stare prześcieradło, które mama pozwoliła wziąć i zwykłe bawełniane białe nici.
Tak powstała pierwsza prawdziwa chusteczka do nosa. Po wykrochmaleniu i uprasowaniu była
tak piękna, że nauczycielka powiesiła ją na wystawie i długi czas była ozdobą i świadectwem
zdolności uczniów.
Od tego czasu pani Józia właściwie nie rozstaje się z szydełkiem. Ma takie jedno, stare, lekko
wykrzywione, nr osiem. Tym szydełkiem robi wszystko, grubszymi nićmi i całkiem cienkimi. Daje
sobie radę, choć „książkowo” powinna mieć inny rozmiar szydełka do każdego rodzaju nici.
Nosi je w torebce, jak się przyznała z lekkim zażenowaniem. To już świadczy o wielkim
zamiłowaniu do koronek szydełkowych. Był czas, że próbowała robótek na drutach. Pokazała
mi na dowód męski sweter sprzed dwudziestu lat. Zrobiła go dla męża. Jest piękny, z daleka
wygląda jakby był zaprogramowany komputerowo, ze względu na skomplikowany wzór i wielką
staranność wykonania. Mąż rzadko ubiera ten sweter, ale pani Józia nie ma zamiaru go się
pozbyć, bo darzy go ogromnym sentymentem. Do drutów nie wraca, bo nie lubi na nich robić,
choć umie, i dobrze jej te prace dziergane wychodzą. Doskonałym przykładem jest narzuta na
kanapę zrobiona ze stu dwudziestu kwadratów, połączonych szydełkiem. Kapa jest nie do
zdarcia - już, już miała się znaleźć na działce, ale… została na kanapie w pokoju gościnnym i
stanowi bardzo atrakcyjny element dekoracyjny.
1/3
Czarowanie codzienności
Wpisany przez redakcja
sobota, 26 kwietnia 2008 14:08
Tak więc szydełka nie zdradziła i nie zdradzi, bo wręcz uwielbia tworzyć prawdziwe szydełkowe
cuda. Jeszcze w czasach szkolnych mama poprosiła małą wówczas Józię, aby robiła serwetki,
bo bardzo się w domu podobały i były według mamy piękną dekoracją. Teraz pani Józia nie
robi serwetek, bo jakoś minęła na nie moda, a i nie ma gdzie kłaść. Ma małe mieszkanie i woli
inaczej je dekorować, niż wykładać serwetki na meble. Co nie oznacza, że je
zdradziła. Nic podobnego, serwetki służą jako podkładki pod filiżanki z herbatą czy kawą.
Zupełnie inaczej pije się kawę czy herbatę, jeżeli podana jest tak estetycznie, jak u pani Józi.
Udało mi się namówić gościnną gospodynię, aby pokazała inne swoje prace. Moim oczom
ukazała się cała... ferma kurza. Na stole pousadzała gospodyni obok siebie kurczaki, kogutki i
kokoszki, wszystkie jak żywe. Niektóre bardzo kolorowe, inne bielutkie, a jeszcze inne
żółciutkie. Przy kurzym stadku piętrzyły się kolorowe jajka wyklejane barwną nitką. Część leżała
w koszyczku, część na stole, a inne wisiały na gałązkach, bo teraz jest taki zwyczaj, że jajka
również się wiesza na wierzbowych lub innych gałązkach, podobnie jak wiszą bombki i ozdoby
na choince. O tych jajkach nie można powiedzieć, że są pisankami, bo nie są „pisane”, tylko
owijane nitką. Ta nitka tworzy kompozycje, najczęściej geometryczne i kolorystyczne. Z daleka
wydaje się, że jajka są zwyczajnie malowane albo wyklejane. To jednak byłoby zbyt banalne dla
pani Józi, bo ciągle szuka czegoś nowego, atrakcyjniejszego. Nie wstydzi się przyznać, że nie
wszystko umie, więc pyta, ogląda, kombinuje. Czasami ktoś podpowie, ale bywa i tak, że sama
musi dojść do źródła. Tak było np. z aniołkami. „Przyjechały” z Niemiec, koleżanka poprosiła,
aby dla niej zrobić taki sam lub podobny. I był kłopot, bo nie miała opisu. Pani Józia nie
załamała rąk i dokładnie obejrzała cacko. Zaczęła robić po swojemu i wyszedł aniołek może
nawet ładniejszy niż pierwowzór. Ten pierwszy aniołek, z nici, doczekał się
jeszcze braci i kolegów w różnych rozmiarach i różnych odcieniach „skóry”, bo wielkość zależy
również od grubości nitki.
Na szczęście rodzina pani Józi nie robi jej trudności, obaj panowie nie przeszkadzają, nawet
jeżeli nie chwalą publicznie. Koleżanki i znajome chwalą, czasami tylko wyrażają zdziwienie
(„jak ci się chce”), ale są bardzo zadowolone, jeżeli dostaną coś z prac szydełkowych w
prezencie. Chętnie też dają resztki włóczek, która jest tworzywem właściwie na wszystkie
wyroby.
Czy były nieudane próby? Pani Józia niechętnie o nich mówi, ale też nie ukrywa, że nie
wszystko się udaje. Jest niecierpliwa i chciałaby jak najprędzej zrobić to, co zamyśli. Jeżeli coś
się nie uda, wtedy odkłada tę robótkę na jakiś czas, ale później wraca do problemu, bo nie
może tak być, żeby coś było dla niej niewykonalne(oczywiście ma na myśli szydełko). Tak długo
będzie próbować, aż pokona trudności.
2/3
Czarowanie codzienności
Wpisany przez redakcja
sobota, 26 kwietnia 2008 14:08
Robi na szydełku właściwie cały rok, choć zdecydowanie mniej w lecie, bo wtedy dużo czasu
zabiera jej praca na działce i robienie przetworów. I tutaj również podejmuje się różnych
wyzwań. Szuka nowych przepisów, wszystkie wypróbowuje, niektóre poleca znajomym. A już
nalewki owocowe pani Józi nie mają sobie równych. Owoce oczywiście ma z własnej działki, bo
szkoda, żeby się zmarnowały. Robi też soki owocowe, dzięki czemu mają całą zimę zapas
witamin.
W domu pani Józi właściwie nie ma kupowanych dekoracji. Nawet jesienne kwiaty z liści są
zrobione własnoręcznie i odpowiednio zabezpieczone lakierem przed zniszczeniem. Takie
dekoracje nie są zbyt trwałe, ale ożywiają wnętrze w czasie
zimy.
Pani Józia jest właściwie samoukiem, nie kształciła swoich umiejętności na kursach oprócz
nauki w szkole, gdzie dostała podstawy do robótek na drutach i szydełkiem. Jest bardzo
otwarta na nowości, chętnie się uczy przez naśladowanie, i kombinuje metodą prób i błędów.
Nie wyobraża sobie życia bez prac ręcznych. Nie wyobraża sobie, żeby można było siedzieć
przed telewizorem i patrzeć w ekran. Ręce nie mogą być bezczynne. Możliwość robienia
szydełkowych wyrobów jest dla pani Józi szczęściem, bez tego życie byłoby smutne i szare. Tę
niecierpliwość tworzenia może zrozumieć ten, kto zna dreszcz podniecenia przed kolejną pracą
i chęć zobaczenia końcowego efektu.
Jest prawdziwą pasjonatką dziergania, ale z tego powodu nie zaniedbuje domu i pracy
zawodowej. Marzy o zachowaniu sił i sprawności fizycznej, bo gdyby nie mogła z jakiegoś
powodu oddawać się swoim zamiłowaniom, byłaby głęboko nieszczęśliwa. A szczęściem
jest nie bogactwo, sława, dobrobyt, tylko radość
tworzenia tego, co się kocha.
AKa 3/3

Podobne dokumenty