Babcia Józia - MOK Legionowo
Transkrypt
Babcia Józia - MOK Legionowo
Babcia Józia Chudziutka, zwiędła, tylko taką pamiętam. Osiągnąwszy pewien wiek już się nie zmieniała. Przez te wszystkie lata, kiedy ją odwiedzałem, najpierw jako pędrak, potem jako młokos – miałem przed oczami wciąż ten sam obraz. Czas jakby przepływał obok niej, toteż nie bardzo wierzyłem w jej śmierć, w to, że kiedyś umrze. Ten dzień nadszedł jednak i po raz pierwszy patrzyłem na agonię człowieka. Babcia Józia leżała w łóżku na wznak, z zamkniętymi oczami i oddychała ciężko. Jej najmłodsza córka, moja ciotka, znana w rodzinie pod imieniem Niuńki, sprowadziła sąsiadkę. Trzy kobiety stały przy łóżku, wpatrzone w konającą: ciotka Niuńka, moja matka i jejmość z sąsiedniego mieszkania. Ja, czwarty widz, stałem nieco dalej. Mamrotanie staruszki w połączeniu z tym ciężkim oddechem – można by pomyśleć, że ona coś żywo śni. – Teraz jej się całe życie przypomina – szepnęła sąsiadka. I wreszcie głęboki wdech, po którym ciało naprężyło się – i koniec. Moja matka zachowała powściągliwość, natomiast Niuńka upadła na kolana, objęła zmarłą i zalewając się łzami jęła biadolić: – Ach, matuniu, czemu mnie opuściłaś! Ja teraz sierota!... – itd. Wszystko to działo się w dwupokojowym mieszkaniu, w domu położonym naprzeciw pruszkowskiego kościoła, naszym gnieździe rodzinnym. Tu wprowadzili się moi dziadkowie, jeszcze przed pierwszą wojną; spłodzili pięciu chłopaków i cztery dziewczyny. Tu się wychowała ta liczna rodzina, stąd stopniowo zaczęli potomkowie w świat wyfruwać. Zmarł dziadek. W końcu została babcia Józia z najmłodszą córką, Niuńką. Niuńka oczywiście przejęła władzę nad domem i pewnego dnia usunęła stare umeblowanie, te wszystkie zabytki sprzed pierwszej wojny, uznawszy je za rupiecie. Na ich miejsce wstawiła nowoczesną tandetę. To się babci Józi nie podobało. – Teraz tylko chłopi się meblują – mruczała niezadowolona. Mruczenie doszło z drugiego pokoju do uszu Niuńki, a ta, rozzłoszczona, do mojej matki: – Ech, co za złośliwa baba! – sarknęła. – Co to wygaduje! Niuńka to było ziółko. Nie chciałbym źle mówić o swojej ciotce, ale przecież nie ja mówię, fakty mówią za siebie. Oto one: w czasie okupacji wyszła za volksdeutscha, w okresie stalinowskim była żoną pracownika cenzury. Wraz z końcem wojny skończyło się pierwsze małżeństwo, wraz z końcem stalinizmu rozpadło się małżeństwo drugie. A oto fakt trzeci: ubrdała sobie, że moja matka czyha na jej mieszkanie i na te resztki dawnego dobytku, które zostały po śmierci babci Józi. Złym okiem patrzyła Niuńka na każdorazowe odwiedziny swojej siostry. Wreszcie stanęła w przedpokoju naprzeciw przybyłej. – Czego tu szukasz? – warknęła z wściekłością i zdzieliła starszą siostrę pięścią w twarz. Niuńka widziała w sobie zdolności dyplomatyczne. „O, ja jestem dyplomatka, nie bój się.” Tak to brzmiało czy może raczej: „O, ja jestem dyplomatka, nie myśl sobie.” I była to prawda. Umiała zawojować każdego, kto był jej potrzebny, kto na danym etapie życiowym mógł się przydać. Dyplomatka z niej była co się zowie, bo jak inaczej wytłumaczyć ten cud, iż udało jej się przejednać moją rodzicielkę i sprawić, że to uderzenie pięścią w twarz poszło w niepamięć? Chcecie wiedzieć, do czego owo pojednanie było jej potrzebne? Moja matka, jako pracownica zakładów mięsnych, dysponowała większymi od innych możliwościami zakupu mięsa. Można się było przy niej pożywić... Taka była Niuńka. Toteż gdy wracam pamięcią do owego dnia, kiedy umarła babcia Józia, zadaję sobie pytanie: czemu Niuńka poszła po sąsiadkę? Czy tu przypadkiem nie zagrała owa żyłka „dyplomatyczna”? Czy nie po to do łoża konającej sprowadziła obcą osobę, żeby mieć świadka? Świadek, ktoś kto mógłby w razie czego zaświadczyć, że wszystko odbyło się zgodnie z wolą nieba. Że nie wchodzi w grę chęć pozbycia się starej kobiety, która przecież jest ciężarem, zajmuje bezcenny metraż i nie pozwala młodszej lokatorce czuć się wszechwładną panią w dwóch pokojach z kuchnią. Nie, niech nikt nie myśli, że ona, Niuńka, przyśpieszyła moment swojego jedynowładztwa. Sąsiadka może zaświadczyć, że wszystko miało przebieg naturalny.