Marta Jakubiec, WIEWIÓRKA ZOSIA
Transkrypt
Marta Jakubiec, WIEWIÓRKA ZOSIA
Marta Jakubiec, WIEWIÓRKA ZOSIA W koronie dębowego drzewa mieszkała rodzina wiewiórek. Spośród trojga rodzeństwa najstarsza była Józia. Nie brakowało jej szalonych pomysłów, którymi zarażała młodsze siostry – Zosię i Marysię. Jak tylko za zakrętem ścieżki znikały rude ogony mamy i taty, Józia w mig wyskakiwała z miękkiej dziupli, dając siostrom przykład do naśladowania. Zabawom i żartom nie było końca... Nieraz dobroduszne sąsiadki donosiły z troską w głosie rodzicom małych wiewiórek: a to Marysia wpadła w poślizg i omal nie skręciła nogi, a to rozbujana za mocno dębowa huśtawka poniosła Zosię w sosnowe igliwie. Za wszystkim zaś stała Józia. Mama często zwracała uwagę najstarszej córce, by zachowywała się, jak przystało na wiewiórkę. Kiedy upomnienia nie pomagały, postanowiła wysłać Józię na wakacje do cioci Zdzisi. Ciocia chętnie zgodziła się przyjąć siostrzenicę na kilka dni. Józi nie podobał się jednak ten pomysł. Nie lubiła jeździć do cioci Zdzisi, bo nie było u niej żadnych atrakcji. Poza tym siostra mamy nie miała dzieci, a Józia wyraźnie potrzebowała towarzystwa. Kiedy w końcu upłynął bardzo długi i nudny tydzień u cioci Zdzisi, po Józię przyjechał pan Lucjan – ojciec dziewczynek. – Jak było, kochanie? – zapytał córeczkę. – Okropnie, tato – odpowiedziała bez namysłu dziewczynka i żeby nadać kolorytu swojej opowieści, sprowadziła ciocię do roli złośliwej jędzy, która nie pozwalała Józi wychodzić na spacery, zabraniała jedzenia orzeszków i kazała spać w starym pudle . Pan Lucjan nie mógł wyjść ze zdziwienia, że do tego stopnia zdziwaczała jego szwagierka. Przyrzekł, że podczas następnych wakacji znajdzie córce ciekawsze miejsce pobytu. Pani Kazia – mama małych wiewiórek – poznawszy całość historii, postanowiła porozmawiać z siostrą. Okazało się jednak, że opowieści Józi o pobycie u cioci były kłamstwami. Podczas kolejnych wakacji rodzice wysłali Józię na kurs wspinaczki wysokodrzewnej. O tym, że żaby lecą z nieba, mrówki wędrują po ciele, a zamiast wspinaczki jest naziemne leżakowanie, dowiadywali się z listów córki, która pisała także, że jest bardzo chora i chce wracać do domu. Gdy państwo Wiewiórkowie powzięli decyzję zabrania Józi do domu, okazało się, że małej wiewiórce nie działa się żadna krzywda. Pan Zenon, kierownik kursu, tłumaczył się jak mógł. – Córeczko, dlaczego kłamiesz? – pytała mama. – Zapamiętaj, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od słodkiego kłamstwa. Wiesz dobrze, że nie chcemy dla ciebie źle. Jeśli tęskniłaś na kursie za domem, wystarczyło tylko powiedzieć. Józię nie przekonały jednak mądre słowa mamy. Nauczyła się kłamać, a w wymyślaniu historyjek była tak dobra, jak w skakaniu po drzewach. – Nie martw się, kochanie – mówił pan Lucjan do wyraźnie stroskanej żony. – Wyrośnie z tego. Dzieci często mają bogatą wyobraźnię. Poczekajmy. Kiedy Józia dorosła, rodzinna dziupla stała się dla niej za ciasna. Zwróciła się więc z prośbą do cioci Zdzisi o możliwość chwilowego zamieszkania z nią, zanim znajdzie coś lepszego. Ciocia popatrzyła na siostrzenicę i odpowiedziała: – A jeśli znów wyjdę na złą ciotkę, która zamiast miękkiej kołderki daje ci pudełko i zabrania jedzenia orzeszków? – ciocia Zdzisia najwyraźniej pamiętała tamtą historię. Józi zrobiło się nieprzyjemnie. Po jakimś czasie młoda wiewiórka spotkała dawnych znajomych z kursu wspinaczki wysokodrzewnej. – Hej, jak miło was spotkać! Fajnie było na kursie, no nie? – zapytała Józia znajomych. – Fajnie? – koledzy wymienili spojrzenia. – Przez ciebie powtarzaliśmy kurs. Twoje kłamstwa doprowadziły do tego, że komisja odebrała panu Zenonowi pozwolenie na organizowanie szkoleń. Nie chcemy z tobą rozmawiać! To nie był pierwszy raz, kiedy Józia słyszała za plecami „kłamczucha”, a to nie należało do przyjemności. – Widzisz, dziecko – mówiła mama – swoją przeszłością zapracowujemy na przyszłość. Gdziekolwiek się jest, lepiej po sobie zostawiać dobre wrażenie. Po co inni mają nas źle wspominać? Myślę, córeczko, że teraz zrozumiałaś, iż kłamstwa do niczego dobrego nie prowadzą Józia wzięła sobie do serca słowa mamy. Od tej pory nie zmyślała już niestworzonych historii. oprac. graficzne MiGBP w Tyczynie www.tyczyn-biblioteka.pl