Najpiękniejsza historia Boga
Transkrypt
Najpiękniejsza historia Boga
Najpiêkniejsza historia Boga Kiedy siê widzi na pó³ce ksiêgarskiej „Najpiêkniejsz¹ historiê Boga” i kiedy czyta siê, ¿e przybli¿aæ nam bêd¹ tego Boga najwybitniejsi naukowcy – znawca staro¿ytnego Bliskiego Wschodu, rabin bêd¹cy jednoczeœnie filozofem oraz jezuita i teolog katolicki, chêæ jej nabycia i przeczytania jest zbyt wielka, by siê jej oprzeæ. W trakcie jej lektury zdarzy³o mi siê doznaæ wielu radosnych zdziwieñ i wielu uczuæ wewnêtrznego protestu przeciwko tezom tam zawartym. W wyniku tych zdziwieñ i protestów powsta³ poni¿szy tekst. Do jego napisania sprowokowa³o mnie zdanie jednego z autorów, rabina i filozofa: „Inaczej mówi¹c, mamy tu niezgodê na biernoœæ, otwart¹ przed ka¿dym mo¿liwoœæ aktywnego kwestionowania œwiata.” Jeœli przed ka¿dym, to pomyœla³em sobie nieœmia³o, ¿e mo¿e i przede mn¹... Jesteœmy dzieæmi Biblii – mówi pierwsze zdanie Prologu. Zgadza siê. Nawet bêd¹c agnostykiem, najg³êbszych wzruszeñ muzycznych doznajê s³uchaj¹c kultowej dla mnie p³yty Armstronga: „Louis i Biblia”, „Cichej nocy” w wykonaniu Mahalii Jackson, „Amazing Grace” œpiewan¹ przez Jean Orlins czy „Ave Maria” – Bacha-Gounoda wykonywanej przez kogokolwiek. Pierwszy zabiera g³os Jean Bottero, znawca staro¿ytnego Wschodu. Zasadniczy rys przes³ania Moj¿esza to Bóg monoteistyczny. Dlatego w³aœnie Moj¿esz pozbawi³ Jahwe twarzy. Zakaza³ sporz¹dzania wizerunków i wszystkiego, co mog³oby nasuwaæ myœl o jakimkolwiek cz³owieczeñstwie Jahwe. Je¿eli odnalezienie Boga transcedentalnego przez Moj¿esza jest a¿ tak wysoko wartoœciowe, to co powiedzieæ o chrzeœcijañstwie z jego dzisiejszym politeizmem, wyra¿anym na milionach obrazów? Ile¿ to starszych kobiet modli siê ka¿da do swojej Matki Boskiej (Czêstochowskiej, Ostrobramskiej, z Guadelupy i wielu, wielu innych). To zasadnicze przes³anie Moj¿esza zostaje w ten sposób zdeprecjonowane, odrzucone. Jean Bottero pisze, ¿e „stworzy³ (Moj¿esz) i zaleca³ kult ró¿ny od innych, praktykowanych wszêdzie doko³a – w Mezopotamii, Egipcie itp. Tam ¿ywiono Bogów, sk³adano im bogate dary, zaopatrywano we wszystko, czego potrzebowali lub pragnêli. Jahwe nie potrzebowa³, ani nie pragn¹³ niczego, (...) W ten sposób Moj¿esz radykalnie zmieni³ zasady relacji pomiêdzy Bogiem a cz³owiekiem: za naczeln¹ zasadê jedynego kultu godnego Jahwe uzna³ pos³uszeñstwo Jego rozkazom. Ten bóg nie maj¹cy w sobie nic ludzkiego, móg³ mieæ tylko wolê „moraln¹”. Czytam ten fragment z 21 strony i przecieram oczy. Czy autorowi nie pomylili siê czasami bogowie, albo czy nie uleg³ on daleko posuniêtej amnezji? Od 20 rozdzia³u Drugiej Ksiêgi Moj¿eszowej do ostatniego zdania Trzeciej Ksiêgi („To s¹ przykazania, które Moj¿esz otrzyma³ od Jahwe u stóp Góry Synaj”) znajdujemy oko³o 1100 przykazañ, z których ponad 700 dotyczy w³aœnie sk³adania Jahwe ofiar. Bóg Moj¿esza lubi zapach pieczonego miêsa (III Moj¿. 6.21), a œwiêtoœci¹ nad œwiêtoœciami jest dla tego boga zapach pachn¹cej ¿ywicy, goŸdzików, wonnego galbanu i kadzid³a (II Moj¿. 30.36). Sposób sk³adania darów z miêsa reguluje oko³o trzysta przykazañ. Czy Jean Bottero zak³ada zatem, ¿e jego ksi¹¿kê bêd¹ czytaæ ludzie, którzy nigdy nie mieli Biblii w rêku? „Moj¿esz pierwszy pozwoli³ nam siê zetkn¹æ z prawdziwie transcendentalnym, absolutnym i niepojêtym Bogiem. Ten Bóg jest Bogiem serca, a nie pojêciem filozoficznym. Mnie do niczego nie jest potrzebny Bóg, którego rozumiem – mówi. I jakkolwiek Moj¿esz niew¹tpliwie nie móg³ Go sobie wyobra¿aæ tak jak my, tego nas w³aœnie nauczy³.” Narzucaj¹cym siê wprost z tego tekstu wnioskiem jest ten, i¿ chrzeœcijañstwo ze swoj¹ olbrzymi¹ wieloœci¹ Bogów podobnych do ludzi na milionach obrazów, w pojmowaniu transcedentalnego Boga, Boga niewyobra¿alnego (Jestem, który jestem), poczyni³o olbrzymi krok wstecz, cofnê³o siê do czasów przedmoj¿eszowych. Przypatrzmy siê teraz rozumowaniu rabina i filozofa, Marc-Alaina Quaknina. „Nie ma prawdy ostatecznej, nie ma dogmatów ani sztywnych definicji jeœli chodzi o Boga, jak o Torê. Trzeba zabiæ Boga – idola uwiêzionego w schemacie stworzonym przez teologiê i filozofiê, tak, aby móg³ narodziæ siê Bóg ¿ywy i nieskoñczony. W tym sensie Talmud jest ca³kiem obrazoburczy: zabija wszelki ustalony obraz Boga”. Po tych s³owach rabina, ja, agnostyk, poczu³em nap³yw znacznie wiêkszej ni¿ dot¹d sympatii do niego. Przecie¿ moje przekonanie, ¿e Bóg stworzy³ Wszechœwiat, ¿e nie móg³ on powstaæ sam z siebie, jest bardzo bliskie jego widzeniu œwiata. Jeœli zatem wierzê w Niego bez ¿adnych œwiêtych ksi¹g, to moja idea nieskoñczonego Boga jest bardziej transcendentalna ni¿ jego, bo ja Go nie muszê nawet na ¿adnej stronnicy „zabijaæ”. Mogê tu powtórzyæ za teologiem katolickim Ut¹ Ranke-Heinemann: ja nie muszê wierzyæ, ¿e Bóg istnieje, ja wiem, ¿e on jest. Z dwóch s³ów do wyboru: „wiara” i „wiedza”, to pierwsze jest bardziej upoœledzon¹ form¹ akceptacji domniemanej, natomiast wiedza – form¹ akceptacji absolutnej. Jeœli ja myœlê o Bogu, umiejscawiam go w przedmiejscu i przedczasie na piêæ minut przed Wielkim Wybuchem, zaœ rabbi Jehuda wchodz¹c do najœwiêtszego ze œwiêtych miejsc w Œwi¹tyni Jerozolimskiej widzi jakby dwie piersi kobiece ukazuj¹ce siê spod woalu, widoczne i niewidoczne. To ja ju¿ wolê moje widenie Boga. „Byli rodzice, s¹ dzieci – t³umaczy Quaknin – a ka¿dy ma w³asn¹ percepcjê œwiata i w³asny sposób na ¿ycie. Tak samo nie ma jedynego Boga, lecz jego pluralistyczne pojmowanie, podobnie jak œwiata czy ¿ycia”. WyraŸnie mi siê takie podejœcie do ¿ycia podoba. Podpisujê siê pod s³owami rabina obiema rêkami. W historii z Izaakiem sens wstrzymania rêki Abrahama polega na nakazie poszanowania innych nawet wbrew s³owu Bo¿emu, twierdzi Quaknin. Nauka p³yn¹ca z tej opowieœci p³ynie dla niego taka, ¿e poczynaj¹c od czasów Abrahama nigdy ju¿ nie bêdzie mo¿liwe, aby ktoœ w imiê Boga, wartoœci najwy¿szej, czyli Dobra, czu³ siê upowa¿niony do podniesienia rêki na drugiego cz³owieka (str.84). Jak Quaknin mo¿e twierdziæ coœ takiego bez uczucia zawstydzenia? Zacytujmy jak Moj¿esz t³umaczy³ wydanie rozkazu, który w dniu otrzymania nowego Prawa od Jahwe spowodowa³ wymordowanie 23000 ludzi wierz¹cych w Baala (z³otego cielca): „Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Przypaszcie ka¿dy swój miecz do boku! PrzejdŸcie tam i z powrotem od bramy do bramy i zabijajcie ka¿dego, czy to brat, czy przyjaciel, czy krewny.” Kiedy rabin przytacza s³owa prezydenta Havla (str.85) ¿e w imiê jedynego Boga p³onê³y stosy inkwizycji, a tak¿e w imiê innego Boga, tak¿e tego jedynego, wypowiadano œwiête wojny ze spokojnym sumieniem i poczuciem obowi¹zku i sprawiedliwoœci i gdy niewidoczni niemal w ksi¹¿ce rozmówcy z ca³¹ trójk¹ religijnych autorytetów dopowiadaj¹: „Ale Biblia zaleca przecie¿ czynienie dobra?”, s³yszymy ca³ostronicowe wyjaœnienie, które jest po prosty jedn¹ jedn¹ wielk¹ nielogicznoœci¹. Wyjaœnienie, które nie wyjaœnia niczego. Wyjaœnienie, które jest obraz¹ dla ludzkiego umys³u. Ale rozumiem Quaknina i nawet mu wspó³czujê. Czy w obliczu tak zabójczych pytañ mo¿liwe jest jakiekolwiek logiczne wyjaœnienie? My Polacy mo¿emy powiedzieæ, ¿e jedyny przypadek królobójstwa, jaki siê w naszej historii przydarzy³ dotyczy Przemys³awa Drugiego. Tymczasem chyba po³owa królów Izraelskich ginie œmierci¹ skrytobójcz¹, a g³owy synów i cz³onków rodu przynoszono nastêpcy w koszach. Trzeba mieæ zatem du¿¹ dozê odwagi, jeœli nie tupetu, ¿eby takie s³owa napisaæ. Poza tym ofiary z dzieci, które k³adziono na ruszcie w brzuchu boga Baala, po czym palono je ¿ywcem (pos¹g sta³ w dolinie Hinnomu na po³udnie od Jerozolimy), sk³adane by³y a¿ do 623 r. p.n.e. (do reformy Hilkiasza). W Piêcioksiêgu Moj¿esza s¹ opisane cztery przypadki ofiary ca³opalnej z dzieci, które wydarzy³y siê d³ugo, d³ugo po historii z Abrahamem i Izaakiem, przy czym najbardziej wzruszaj¹cy jest przypadek Jefty z Gileadu. Jak powszechne musia³y byæ takie ofiary, skoro dorastaj¹ca córka Jefty, s³ysz¹c o œlubowaniu ojca, w wyniku którego ona, trochê przypadkiem, ma byæ z³o¿ona na ofiarê ca³opaln¹, nawet siê przeciwko temu nie buntuje, przyjmuje to jako coœ najoczywistszego. Mo¿na by wiêc powiedzieæ, ¿e to, co mówi Quaknin, nijak siê ma do rzeczywistoœci. Prawdziwy sens tej historii jest zupe³nie prozaiczny. T³umaczy j¹ jedno zdanie Jeana Bottero – „Dawne epizody by³y adaptowane do póŸniejszych wierzeñ.” Kiedy zatem pos¹g Baala w 623 r. p.n.e. zniszczono i zakazano sk³adaæ ofiar z dzieci, wkomponowano tê historiê po to, aby ju¿ wiêcej tych ponurych obrzêdó nie kultywowaæ. Kiedy rabin Quaknin przytacza fragment Ewangelii Mateusza: „Nie s¹dŸcie, ¿e przyszed³em znieœæ Prawo albo Proroków. Nie przyszed³em znieœæ, ale wype³niæ” (str.70), mówi on po raz pierwszy w ksi¹¿ce to, co nieco dalej powtórzy jezuita Józef Moingt – „Jezus nie tylko urodzi³ siê ¿ydem, co podkreœla³ Luter, ale umar³ jako ¿yd. Innymi s³owy, Jezus nigdy nie myœla³ o sprowokowaniu radykalnego zerwania z religi¹ przodków. Kiedy mia³ dwanaœcie lat i zagubi³ siê rodzicom w œwi¹tyni i gdy ci odnaleŸli go, jak dyskutowa³ z uczonymi w piœmie (to znaczy z rabinami), a ci zdumiewali siê nad jego m¹droœci¹, oznacza to, ¿e w podstawowych kwestiach dotycz¹cych wiary Jezus myœla³ tak samo jak ci uczeni. Owszem, mog³y siê zdarzaæ elementy niezgody z tym, co nazywa³ „tradycj¹ ojców”. Myœlê, ¿e aby zlikwidowaæ wreszcie ¿enuj¹ce napisy na murach „Jude raus” czy „¯ydzi do gazu”, mo¿na by zacz¹æ nazywaæ Jezusa nie z grecka, ale w oryginale, tak, jak wo³a³a go matka na obiad – „Jehoszua, do domu”. Jehoszua nigdy nie nazywa³ swojej matki Mari¹. Dla Niego jego matka zawsze mia³a na imiê Miriam. Rozpoczêcie modlitwy „Zdrowaœ Miriam, ³aski pe³na” by³oby pe³nym ekumenicznego pojednania. Kiedy Bottero pisa³ o Bogu, który nie potrzebuje ofiar, mia³ chwile umys³owego zaæmienia. Podobne zaæmienie dotyka Quaknina gdy pisze, ¿e „Etyka praw cz³owieka narodzi³a siê na Synaju, wraz z objawieniem Prawa, które zakazuje gwa³tu („Nie bêdziesz zabija³”, „Nie bêdziesz krad³”). Chcia³bym zatem przypomnieæ szanownemu rabinowi, ¿e kiedy Abraham osiada na ziemi Chetytów w Kanaanie i kiedy stawia na sztorc kamieñ, który staje siê dla niego o³tarzem, na który wylewa ofiarn¹ oliwê bogom, to w Egipcie stoj¹ ju¿ piramidy. Ka¿demu zmar³emu wk³adano do trumny Ksiêgê Zmar³ych, w której nie tylko znajdujemy takie podstawowe zakazy, jak „Nie zabijaj” czy „Nie kradnij”, ale tak wyrafinowane (Rosjanie powiedzieliby „tonkije”) etycznie zakazy, przekroczenia których w ogóle na oko dla otoczenia nie widaæ. To jedynie w swoim w³asnym sumieniu wykraczaj¹cy poza te zakazy cz³owiek móg³by przyznaæ, ¿e pope³ni³ oto coœ nieetycznego. Znajdujemy tam tak nieprawdopodobne zakazy jak „grzechem jest powodowaæ ból serca”, „gniewaæ siê bez dostatecznego powodu”, „wydawaæ s¹d pospieszny”, przesadzaæ w mowie”, „dzia³aæ wy³¹cznie wed³ug w³asnych widoków”, „przeci¹¿aæ s³u¿bê prac¹”, pobudzaæ panów do gnêbienia niewolników”. Porównajmy ten ostatni grzech z zapisem w Drugiej Ksiêdze Moj¿eszowej, gdzie jeœli zat³uczemy kijem niewolnika swego, tak, ¿e on dopiero po dwóch dniach umrze, to nawet grzechu nie mamy, bo „niewolnik za pieni¹dze nasze jest kupiony” (II Moj¿. 21.2021). Twierdzi Quankin (str.90), ¿e nawet ortodoksi ¿ydowscy nie czyni¹ z Prawa dogmatu. Nie okazuj¹ ¿adnej agresji w stosunku do pozosta³ych ¿ydów, libera³ów i innych. Otó¿ okazuj¹, okazuj¹! Kto jak nie ortodoksi chc¹ zlikwidowaæ kursy samolotów izraelskich w szabat? Autobusy pe³ne ortodoksów przyje¿d¿aj¹ z Jerozolimy do laickiego bardziej Tel-Avivu, aby i tu wymuszaæ skrupulatnego przestrzegania szabatu? I kiedy czytam w „Forum” artyku³ napisany przez ¯yda o pogl¹dach laickich, ¿e grozi temu krajowi „pêkniêcie”, ¿eby od razy u¿yæ sformu³owania o religijnej wojnie domowej, to zasadne wydaje siê pytanie, czy szanowny rabin wie, co siê w jego kraju dzieje? Pora na zaprezentowanie pogl¹dów teologa Josepha Moingta. Wkraczamy na teren chrzeœcijañstwa. W dzieñ Zielonych Œwi¹t, wraz z nadejœciem Ducha Œwiêtego, Bóg wyzwala nas od brzemienia religii i sakralnoœci – mówi Józef Moingt. Dziêki œmierci Jezusa cz³owiek mo¿e kierowaæ swoim losem, nie jest poddany œwiêtym potêgom, wszystkim tym astrologiom, sk¹dkolwiek by siê bra³y. Powiedzia³bym nawet, ¿e cz³owiek mo¿e siê teraz wyzwoliæ z kultu Boga. Bóg nie potrzebuje kultu. Zbawienie osi¹ga siê w œwieckim ¿yciu, nie zale¿y ono od respektowania niezliczonych boskich przykazañ, lecz od s³u¿by bliŸniemu. Pada w tym momencie pytanie, czy nie oznacza to koñca religii i czy religia nie odrodzi³a siê za spraw¹ chrzeœcijañstwa, a szczególnie Koœcio³a. Oczywiœcie – odpowiada jezuita – oznacza to jej koniec w takim sensie, w jakim zdefiniowa³em to przed chwil¹. Tak¿e i my popadliœmy z powrotem w religiê! Có¿ za nieprawdopodobny wrêcz szyk zdania! Czasownika „popadliœmy” u¿ywa siê z regu³y w takich zbitkach s³ownych, jak: „popaœæ w na³óg” i „popaœæ w ob³êd”, a tu proszê –popadliœmy w religiê! Joseph Moingt os³abia co prawda jego wymowê stwierdzeniem, ¿e „by³o to konieczne”, ale po tym nies³ychanym akcie odwagi, wybaczam mu to z ca³¹ pokor¹ i podziwem. Jeœli nie zosta³ ekskomunikowany za zdanie o mo¿liwoœci wyzwolenia siê z kultu Boga, oznacza to, ¿e religia chrzeœcijañska otwiera siê wrêcz na agnostycyzm. Kiedy kardyna³ Joseph Ratzinger w swoim „Wprowadzeniu w chrzeœcijañstwo” opisuje, jak ludzie postrzegaj¹ dziœ teologa – „Nikt go nie bierze na serio w jego b³azeñskim stroju ze œredniowiecza czy z innej minionej epoki”, to s³owa, jakie wypowiada Joseph Moingt, wydaj¹ siê zwiastowaæ zupe³nie nowe chrzeœcijañstwo, chrzeœcijañstwo XXI wieku. Sygna³y takie dochodz¹ ze wszystkich stron. Oto „Forum” z 27 lutego 2000 przedrukowuje artyku³ z „Corriere Della Sera”, z którego dowiadujemy siê, ¿e ju¿ od 110 lat istnieje w sercu Jerozolimy Ecole Biblique prowadzona przez dominikanów, która dokona³a przewrotu w sposobie pojmowania Starego i Nowego Testamentu przez chrzeœcijan. ¯eby streœciæ ten doœæ d³ugi artyku³ w jednym zdaniu, wybierzmy z niego to, które najbardziej zapiera dech: „Wiemy, ¿e mamy do czynienia z tekstem, który nie jest boskim ani przez Boga napisanym”. Józef Moingt mówi w³aœciwie to samo, tylko innymi s³owami – „odrzucamy udzia³ Boga w tworzeniu œwiata u zarania dziejów w niepamiêtnych czasach”. Dodajmy jeszcze jedno takie samo niesamowite zdanie z ksi¹¿ki Józefa Ratzingera do kompletu: „Nie istnieje dusza nieœmiertelna od chwili poczêcia”, a wy³oni siê z nich pe³na tendencja, nowe widzenie chrzeœcijañstwa, chrzeœcijañstwa dla ludzi pos³uguj¹cych siê rozumem. By³oby czymœ uw³aczaj¹cym i dla Boga i dla mnie – mówi profesor teologii katolickiej Uta Ranke-Heinemann – gdybym uruchamiaj¹c swoj¹ religijn¹ wiarê w Boga, musia³a przedtem uœpiæ swój religijny rozum. Jezus poucza nas o nieustaj¹cej koniecznoœci przekraczania (religijnych) granic. Samo chrzeœcijañstwo wci¹¿ wymaga ewangelizacji. Desakralizacja œwiata religii i mi³oœæ bliŸniego to dwie nieroz³¹czne strony przes³ania Jezusa. Mi³oœæ bliŸniego zosta³a oficjalnie uznana za równoznaczn¹ mi³oœci Boga. Nic nie stoi ponad tym przykazaniem, nie ma ¿adnych zaleceñ odnoœnie jakiegoœ szczególnego kultu nale¿nego Bogu. Przy takiej nasilaj¹cej siê tendencji w rozumieniu i widzeniu Boga, wydaje siê i¹ na koñcu tego kszta³tuj¹cego siê procesu mo¿na powoli skonstruowaæ takie oto zdanie: „agnostycyzm jest najwy¿sz¹ form¹ transcendentalnego rozumienia œwiata” Jahwe Moj¿esza mówi „jestem, który jestem”. Agnostyk mówi „Bóg jest”. Miêdzy tymi dwiema wypowiedziami nie ma zak³óceñ typu Tory, przy pomocy której trzeba zabiæ „ustalony obraz Boga” i nie ma zak³óceñ w rodzaju starca z brod¹, którego musia³ a¿ zdematerializowaæ sam papie¿ w swojej wypowiedzi („Bóg nie przypomina starca z brod¹”). Miêdzy Bogiem a agnostykiem istnieje kontakt nie zak³ócony ¿adnym obrazem, ¿adn¹ rzeŸb¹, ¿adnym rodzajem kultu czy dogmatu. Jest to transcendencja w krystalicznej postaci! Jeœli Józef Moingt pisze, ¿e Bóg wyzwala nas od brzemienia religii i sakralnoœci, ¿e cz³owiek mo¿e kierowaæ swoim losem i nie jest poddany œwiêtym potêgom, ¿e mo¿e wyzwoliæ siê od kultu Boga, bo Bóg nie potrzebuje ¿adnego kultu – to agnostyk jest jego najwdziêczniejszym czytelnikiem. Agnostyk jest w³aœnie takim wyzwolonym od brzemienia religii cz³owiekiem, kieruje on swoim losem, nie jest poddany œwiêtym potêgom, wyzwoli³ siê od kultu Boga, który jego kultu w ogóle nie potrzebuje. Jeœli Jezus poucza nas o desakralizacji œwiata religii, to œwiat agnostyka jest w³aœnie takim œwiatem zdesakralizowanym. Fakt, ¿e pogl¹dy takie jak Józefa Moingta wyznaje jeden promil chrzeœcijan, nie daje, niestety, podstaw do stwierdzenia odnowy tej religii. Jest to dopiero zaczyn, jakie ciasto bêdzie z tego wypieku, dopiero siê oka¿e. Dziœ sk³onni jesteœmy przyznaæ – kontynuuje Józef Moingt – ¿e inne religie tak¿e otwieraj¹ drogê do zbawienia. Ba, jeœli Rada Konferencji Episkopatu Polski w opublikowanym w 1999 roku dokumencie mówi, ¿e poziom etyczny niewierz¹cych jest czasem wy¿szy ni¿ niejednego tzw. Sztandarowego katolika, to potwierdza tym samym s³owa Moingta, ¿e cz³owiek sam mo¿e kierowaæ swoim losem i nie musi byæ poddany œwiêtym potêgom. Skoro liczy siê tylko mi³oœæ bliŸniego, skoro zbawienie osi¹ga siê w œwieckim ¿yciu, skoro nie zale¿y ono od respektowania niezliczonych boskich przykazañ, to wynika wrêcz z definicji, ¿e dla takiego niewierz¹cego o wysokim poziomie etycznym tak¿e zarezerwowane jest niebo. Co najdziwniejsze, do samodzielnego kierowania swoim losem, do wyzwolenia siê z okowów religii, zdaje siê niemal zachêcaæ... Œwiêty Pawe³ w swoim „Liœcie do Rzymian”: „Skoro zatem poganie, którzy zakonu nie maj¹, z natury czyni¹ to, co zakon nakazuje, s¹ sami dla siebie zakonem, chocia¿ zakonu nie maj¹. Dowodz¹ te¿, ¿e treœæ zakonu jest zapisana w ich sercach, wszak œwiadczy o tym sumienie ich i myœli.” (2,14-15) Kiedy czytamy w „Prologu” i¿: „Chcieliœmy siêgn¹æ do owej pierwotnej iskierki, do objawienia uczynionego Moj¿eszowi oko³o 3300 lat temu i odnaleŸæ Ÿród³a „narodzin Boga” i kiedy stawiane jest tam pytanie: „Na czym polega oryginalnoœæ biblijnego Boga w stosunku do innych bogów”, to, mimo i¿ autorzy widz¹ i pisz¹ o „ciemnej stronie chrzeœcijañstwa” – o przesz³oœci pe³nej gwa³tu i krwi, wojen i rywalizacji bez koñca, naznaczonej nietolerancj¹ i próbami wyeliminowania inaczej myœl¹cych” – czuje siê miêdzy wierszami jednak zachwyt autorów monoteizmem. Ten zachwyt wydaje mi siê ca³kowicie nieusprawiedliwiony. Gdybym chcia³ znaleŸæ s³owo bliŸniacze do s³owa „monoteizm”, to by³oby nim „monopartia”. Potêpiamy dzisiaj wy³¹cznoœæ rz¹dzenia jednej partii, natomiast nie razi nas wy³¹cznoœæ jednego Boga. A przecie¿ kiedy Quknin mówi wczeœniej, ¿e nie ma jedynego Boga, lecz jego pluralistyczne pojmowanie i kiedy dziœ nawet Koœció³ Katolicki mówi (na Soborze Watykañskim Drugim), ¿e ka¿dy cz³owiek, jakiegokolwiek by nie by³ wyznania, dost¹pi zbawienia, oznacza to, ¿e monoteizm by³ t r a g i c z n ¹ p o m y ³ k ¹ ludzkoœci. To on by³ zapalnikiem owych wojen i rywalizacji bez koñca. Kiedy siê wspomni o cudownie tolerancyjnej religii rzymskiej, gdzie bogowie podbijanych narodów wchodzili do panteonu bogów rzymskich, ogarnia wrêcz cz³owieka wzruszenie. Fakt, i¿ bogowie ci spowszednieli Rzymianom, nie upowa¿nia do stwierdzenia, ¿e wieloœæ bogów nale¿a³oby zast¹piæ jednym, na tej samej zasadzie, na jakiej znu¿enie kompetencyjnymi sporami w demokracji nale¿a³oby zast¹piæ totalitaryzmem, który wszystko „cudownie upraszcza”. Rzym upad³ wkrótce po wprowadzeniu chrzeœcijañstwa. Nie dociekamy ju¿ dziœ, na ile mia³ racjê Gibbon obarczaj¹c chrzeœcijan w znacznym stopniu za ten upadek. Wiadomo natomiast, ¿e chrzeœcijañski Europejczyk produkowa³ dziewiêtnaœcie razy mniej ni¿ statystyczny Rzymianin i ¿e produkt krajowy brutto (PKB) równy rzymskiemu osi¹gnê³a Europa na pocz¹tku XIX wieku. Wojny, które prowadzi³ Rzym – pisze Roger Collins („Europa wczesnoœredniowieczna 300 – 1000” PIW 1999) by³y wojnami w obronie tego, co cywilizacja osiad³a, rolnicza, toczy³a w obronie tych wszystkich dóbr, które produkowa³a, przed zalewem ludów wêdrownych, pasterskich. By³y to wiêc wojny o „pax Romana”, o pokój. By³y to wojny o wydobycie siê z okresu barbarzyñstwa. Ciemna strona duszy cz³owieka, ¿¹dza w³adzy powodowa³a, i¿ prowadzono w Rzymie wojny domowe o panowanie nad imperium. Ale poniewa¿ takie wojny toczono jeszcze piêæ, dziesiêæ, czy piêtnaœcie wieków póŸniej, nie mówi¹c ju¿ o tym, ¿e tak¿e i wczeœniej, wiêc wojny te Rzymu tak za bardzo nie kompromituj¹. To w koñcu Rzymowi zawdziêczamy wodoci¹gi, akwedukty, oczyszczanie miasta, drogi, nawadnianie, edukacjê, dalszy rozwój medycyny, ³aŸnie publiczne i pokój. Jeœli musieliœmy je toczyæ jako ludzkoœæ, to przynajmniej jeden rodzaj wojen, wojen religijnych, w cywilizacji rzymskiej by³ niemo¿liwy. To ¯ydzi postarali siê, aby by³ mo¿liwy. Dwie wojny ¿ydowskie, w 70 r. n.e. (opisana przez Józefa Flawiusza) i w 135 r. n.e. wyraŸnie nadw¹tli³y potêgê obronn¹ Cesarstwa. Tak naprawdê, to monoteizm przez ca³e 3500 lat od czasów Moj¿esza...nigdy nie istnia³ w praktyce! Sami ¯ydzi d³ugo oddawali czeœæ rolniczym bóstwom Kanaanu. Za czasów Jezusa istnia³o w pañstwie ¿ydowskim 25 od³amów ich religii i ¿adna nie mia³a statusu ortodoksji – pisze w swojej „Historii ¯ydów” Paul Johnson. Wymieñmy tu z tamtego okresu choæby faryzeuszy i saduceuszy, którzy ró¿nili siê drobnostk¹ – jedni wierzyli w ¿ycie pozagrobowe (ci pierwsi), a ci drudzy nie. Jezus sta³ po stronie faryzeuszy. Potem powsta³y trzy religie „Ludów Ksiêgi”, a na terenie tych religii powsta³o mnóstwo od³amów (na terenie chrzeœcijañstwa najwiêcej), a po Soborze Watykañskim Drugim uzyska³y „osobowoœæ prawn¹” wszystkie istniej¹ce na Ziemi religie. Ka¿da wyznawana szczerze „gwarantuje” niebo. Sprawdzianem na istnienie jedynego Boga jest g³oœne wypowiedzenie w obecnoœci przeciêtnego katolickiego ksiêdza s³ów „Œwiadek Jehowy” i zbadanie o ile mu w tym momencie skacze adrenalina. W drugim wieku ¿ydowscy i chrzeœcijañscy autorzy zachêcali pogan do rezygnacji z ich kosztownych wierzeñ. Przemawiali do nich mniej wiêcej tak. Oddajecie czeœæ osobo Dianie, osobno Zeusowi, osobno Hermesowi, macie bogów miast, bogów Rzymu, bóstwa domowe. Nie ma temu koñca, bez przerwy sk³adacie ofiary to temu, to owemu. Przestañcie wiêc obdzielaæ ho³dami tych nienasyconych bogów, sk³adajcie ofiary jednemu, który przewy¿sza innych, a bêdziecie mieli œwiêty spokój! Jest nim Bóg, którego wam og³aszamy, jedyny stworzyciel i Pan œwiata!”. Nie wiem po co Józef Moingt, po tych wszystkich wspania³ych zdaniach wypowiedzianych wczeœniej, pisze te s³owa. Czy¿by zapomnia³ o czasach, gdy jedna trzecia gruntów Europy nale¿a³a do Koœcio³a? Widocznie ka¿dy z trójki autorów musi mieæ chwile s³aboœci i zaæmienia. To, i¿ zarówno ¿ydowscy, jak i chrzeœcijañscy autorzy og³aszali poganom jedynego Boga, stworzyciela i Pana œwiata, zas³uguje na dodatkowe omówienie. Jeœli ktoœ urodzi³ siê w Turcji i jego ojciec by³ Turkiem, a matka Turczynk¹ i twierdzi, ¿e jest Francuzem albo Polakiem, to genetyk skrzywi³by siê jedynie pogardliwie w tym miejscu i nawet nie mia³by ochoty na jak¹kolwiek dyskusjê. Podobnie jest tutaj – jeœli Bóg ¿ydów i chrzeœcijan jest tym samym Bogiem i jeœli ich œwiêta ksiêga – Stary Testament – jest ta sama i jeœli s¹ ¿ydzi zdaniem Jana Paw³a II naszymi starszymi braæmi w wierze, to patrz¹c na tê sytuacjê beznamiêtnym okiem genetyka dojdziemy do jedynego wniosku – chrzeœcijañstwo jest jedynie nieznacznie zmienion¹ odmian¹ judaizmu. Czy jarmu³ka bêdzie koloru czarnego na g³owie ¿yda, czy czerwon¹ na g³owie kardyna³a, lub bia³a na g³owie papie¿a, pozostaje jarmu³k¹. Kolor jest tu cech¹ drugorzêdn¹. Cech¹ decyduj¹c¹ o nazwie jest jej kszta³t i funkcja. Dzieje chrzeœcijañstwa utrwali³y w wielu umys³ach obraz monoteizmu ukazuj¹cego siê czêsto tylko w aurze majestatu, potêgi, podboju. Tymczasem dowiedzieliœmy siê od naszych rozmówców - ¿yda i chrzeœcijanina – o s³aboœci Boga, o jego bezsilnoœci w obliczu katastrof ludzkiej Historii. Do czego w taki razie s³u¿y taki Bóg? Do umocnienia nas w oporze przeciwko temu, odpowiadaj¹ nam, co nieludzkie i niegodne cz³owieka. Je¿eli rzeczywiœcie tak jest, czy mo¿liwe, ¿e najpiêkniejsze stronice historii Boga nie zosta³y jeszcze napisane? To pytanie „odwrócone” tylko logicznie, mówi, ¿e dotychczasowa historia Boga nie by³a najpiêkniejsza. To pytanie uzmys³awia, ¿e „Najpiêkniejsza historia Boga” to dopiero czas przysz³y. Jest lektura tej ksi¹¿ki olbrzymi¹ przygod¹ intelektualn¹. Okazuje siê, ¿e istniej¹ (chyba w naszym kraju równie¿?) chrzeœcijanie, których ja przez 60 lat swojego ¿ycia jeszcze nie spotka³em. Od dzieciñstwa otoczony by³em ludŸmi, których wiara by³a zdecydowanie inna ni¿ ta, któr¹ przybli¿ mi Józef Moingt. Jeœli zatem w rozmowie z kimkolwiek rozmówca napomyka czasem, ¿e jest cz³owiekiem wierz¹cym, to narzuca siê w tym miejscu pytanie do niego – j a k wierz¹cym? Czy jest to katolicyzm prostacki, czy intelektualny. Czasem wystêpuj¹ w cz³owieku obie te postaci. Kiedy np. kardyna³ Józef Ratzinger pisze w swoim „Wprowadzeniu w chrzeœcijañstwo”, ¿e „Miêdzy Bogiem a cz³owiekiem jest niezmierzona przepaœæ, ¿e cz³owiek jest tak stworzony, ¿e nie mo¿e dojrzeæ, czym Bóg jest”, to w tym momencie jest ksi¹dz kardyna³ wierz¹cym intelektualist¹. Ale kiedy kilkadziesi¹t stronic dalej kardyna³ wie, z ilu osób siê ten Bóg sk³ada, co powiedzia³, co zrobi³, co z nim zrobiono, to demonstruje w ten sposób prymitywne „chrzeœcijañstwo ludyczne”, dziewiêtnastowieczne chrzeœcijañstwo swoich rodziców, do porzucenia którego Moingt swoich czytelników nak³ania. Ciekawe by³oby jego spotkanie z kardyna³em. Czy jeden Józef (Moingt) przekona³by drugiego Józefa (Ratzingera), ¿e jego chrzeœcijañstwo nie jest wysokiej intelektualnie próby? Przeczyta³em „Najpiêkniejsz¹ historiê Boga” z radoœci¹, ¿e coœ siê zaczyna w religii chrzeœcijañskiej zmieniaæ. Ile¿ jednak przewartoœciowañ czeka przeciêtnego polskiego katolika, którego wiara jest taka, jaka by³a wiar¹ jego dziewiêtnastowiecznej religii ojców. Jezus odwa¿y³ siê zanegowaæ religiê ojców. I Quaknin i Moingt zachêcaj¹, by ka¿dy z nich uczyni³ to samo Post scriptum W swoich katechezach dla pielgrzymów przyby³ych do Rzymu Jan Pawe³ II naucza, i¿ niebo, czyœciec i piek³o nie s¹ miejscami fizycznymi we wszechœwiecie. „Niebo jest ¿ywym i osobistym stosunkiem z Trójc¹ Œwiêt¹. Nieba zaznaj¹ wiêc ci, którzy przyjêli Boga swym ¿yciu”. Poniewa¿ nas jednak trapi pytanie, czy mo¿na zaznaæ nieba po œmierci „w ¿adnym fizycznym punkcie Wszechœwiata”, postanowiliœmy jednak poszukaæ miejsca wiecznej szczêœliwoœci. Okaza³o siê, ¿e znalezienie nieba nie by³o takie trudne. Miejsce, gdzie znajduje siê niebo, wyprowadza siê – niby wzór matematyczny – z definicji przymiotów Boskich. Podstawowym kanonem wiary chrzeœcijañskiej jest teza, i¿ Bóg jest wszechwieczny, wszechobecny, wszechmi³osierny. „Wszechobecny” oznacza, ¿e znajduje siê on w ka¿dym punkcie Wszechœwiata. Bóg nie mo¿e siê wiec odseparowaæ na jakiœ czas w „niebie” od cz³owieka, zatrzasn¹wszy za sob¹ niebiañsk¹ furtkê, bo oznacza³oby to, ¿e jeœli go nie ma – w ka¿dej sekundzie i w ka¿dym milionleciu tu, na Ziemi, to znaczy, ¿e nie jest wszechobecny. Jeœli zatem Bóg jest przez ca³y czas, bo musi byæ, tak¿e tu na Ziemi – wszêdzie – w ka¿dym milimetrze szeœciennym Ziemi, to jest on równie¿ w ka¿dej komóreczce i tkance cz³owieka. Wywo³ajmy tu zatem rumieniec zawstydzenia na twarzy pos³a Niesio³owskiego – Bóg przenika cz³owieka w ka¿dej jego komórce nerwowej, kostnej, kosmyku jelitowym, w komórce jajowej i w plemniku. Nie mo¿e byæ zatem w cz³owieku partii „wstydliwych” czy „grzesznych”, na czym opiera siê po³owa w³adzy Koœcio³a nad wiernymi (druga po³owa to strach, co bêdzie po œmierci). Mam zatem dla chrzeœcijan Dobr¹ Nowinê – niebo znajduje siê tak¿e tu na Ziemi, wszêdzie – dawniej i dziœ, trzeba go tylko umieæ zobaczyæ. W swojej ksi¹¿ce „Wprowadzenie w chrzeœcijañstwo” („Znak” 1997) pisze kardyna³ Ratzinger, ¿e „przepaœæ miêdzy Bogiem a cz³owiekiem jest niezmierzona, cz³owiek jest tak stworzony, ¿e mo¿e dojrzeæ tylko to, czym Bóg nie jest, st¹d Bóg, który jest dla cz³owieka z istoty swej niewidzialny, jest i zawsze bêdzie poza jego polem widzenia...(str.41,42)...choæby nie wiem jak zosta³o ono poszerzone”. Kardyna³ mówi tu niemal dok³adnie to samo, co mówi³ Józef Moingt. Ale w takim razie kto spowodowa³, ¿e nagle Bóg znalaz³ siê w jego polu widzenia, ¿e zanotowano nawet jego s³owa, które wypowiedzia³ („Oto Syn mój umi³owany”...), kto siedzia³ przy stoliku, umoczy³ pióro w ka³amarzu ze œwiadomoœci¹ – za piêæ minut zacznie siê stworzenie œwiata, wiêc musimy byæ przygotowani, ¿eby to wszystko opisaæ w „Ksiêdze Rodzaju”? Okazuje siê, ¿e ³atwo w religiê „popaœæ”, trudniej siê z niej wykaraskaæ. † Stefan Abramowski