Najpiękniejsza historia Boga

Transkrypt

Najpiękniejsza historia Boga
Najpiêkniejsza historia Boga
Kiedy siê widzi na pó³ce ksiêgarskiej
„Najpiêkniejsz¹ historiê Boga” i kiedy czyta
siê, ¿e przybli¿aæ nam bêd¹ tego Boga
najwybitniejsi naukowcy – znawca
staro¿ytnego Bliskiego Wschodu, rabin
bêd¹cy jednoczeœnie filozofem oraz jezuita i
teolog katolicki, chêæ jej nabycia i
przeczytania jest zbyt wielka, by siê jej
oprzeæ.
W trakcie jej lektury zdarzy³o mi siê doznaæ
wielu radosnych zdziwieñ i wielu uczuæ
wewnêtrznego protestu przeciwko tezom
tam zawartym. W wyniku tych zdziwieñ i
protestów powsta³ poni¿szy tekst. Do jego
napisania sprowokowa³o mnie zdanie
jednego z autorów, rabina i filozofa: „Inaczej
mówi¹c, mamy tu niezgodê na biernoœæ,
otwart¹ przed ka¿dym mo¿liwoœæ aktywnego
kwestionowania œwiata.”
Jeœli przed ka¿dym, to pomyœla³em sobie
nieœmia³o, ¿e mo¿e i przede mn¹...
Jesteœmy dzieæmi Biblii – mówi pierwsze
zdanie Prologu. Zgadza siê. Nawet bêd¹c
agnostykiem, najg³êbszych wzruszeñ
muzycznych doznajê s³uchaj¹c kultowej dla
mnie p³yty Armstronga: „Louis i Biblia”,
„Cichej nocy” w wykonaniu Mahalii Jackson,
„Amazing Grace” œpiewan¹ przez Jean Orlins
czy „Ave Maria” – Bacha-Gounoda
wykonywanej przez kogokolwiek.
Pierwszy zabiera g³os Jean Bottero, znawca
staro¿ytnego Wschodu.
Zasadniczy rys przes³ania Moj¿esza to Bóg
monoteistyczny. Dlatego w³aœnie Moj¿esz
pozbawi³ Jahwe twarzy. Zakaza³
sporz¹dzania wizerunków i wszystkiego, co
mog³oby nasuwaæ myœl o jakimkolwiek
cz³owieczeñstwie Jahwe. Je¿eli odnalezienie
Boga transcedentalnego przez Moj¿esza jest
a¿ tak wysoko wartoœciowe, to co powiedzieæ
o chrzeœcijañstwie z jego dzisiejszym
politeizmem, wyra¿anym na milionach
obrazów? Ile¿ to starszych kobiet modli siê
ka¿da do swojej Matki Boskiej
(Czêstochowskiej, Ostrobramskiej, z
Guadelupy i wielu, wielu innych). To
zasadnicze przes³anie Moj¿esza zostaje w ten
sposób zdeprecjonowane, odrzucone.
Jean Bottero pisze, ¿e „stworzy³ (Moj¿esz) i
zaleca³ kult ró¿ny od innych,
praktykowanych wszêdzie doko³a – w
Mezopotamii, Egipcie itp. Tam ¿ywiono
Bogów, sk³adano im bogate dary,
zaopatrywano we wszystko, czego
potrzebowali lub pragnêli. Jahwe nie
potrzebowa³, ani nie pragn¹³ niczego, (...) W
ten sposób Moj¿esz radykalnie zmieni³ zasady
relacji pomiêdzy Bogiem a cz³owiekiem: za
naczeln¹ zasadê jedynego kultu godnego
Jahwe uzna³ pos³uszeñstwo Jego rozkazom.
Ten bóg nie maj¹cy w sobie nic ludzkiego,
móg³ mieæ tylko wolê „moraln¹”.
Czytam ten fragment z 21 strony i przecieram
oczy. Czy autorowi nie pomylili siê czasami
bogowie, albo czy nie uleg³ on daleko
posuniêtej amnezji? Od 20 rozdzia³u Drugiej
Ksiêgi Moj¿eszowej do ostatniego zdania
Trzeciej Ksiêgi („To s¹ przykazania, które
Moj¿esz otrzyma³ od Jahwe u stóp Góry
Synaj”) znajdujemy oko³o 1100 przykazañ, z
których ponad 700 dotyczy w³aœnie sk³adania
Jahwe ofiar. Bóg Moj¿esza lubi zapach
pieczonego miêsa (III Moj¿. 6.21), a
œwiêtoœci¹ nad œwiêtoœciami jest dla tego boga
zapach pachn¹cej ¿ywicy, goŸdzików,
wonnego galbanu i kadzid³a (II Moj¿. 30.36).
Sposób sk³adania darów z miêsa reguluje
oko³o trzysta przykazañ. Czy Jean Bottero
zak³ada zatem, ¿e jego ksi¹¿kê bêd¹ czytaæ
ludzie, którzy nigdy nie mieli Biblii w rêku?
„Moj¿esz pierwszy pozwoli³ nam siê zetkn¹æ
z prawdziwie transcendentalnym,
absolutnym i niepojêtym Bogiem. Ten Bóg
jest Bogiem serca, a nie pojêciem
filozoficznym. Mnie do niczego nie jest
potrzebny Bóg, którego rozumiem – mówi. I
jakkolwiek Moj¿esz niew¹tpliwie nie móg³
Go sobie wyobra¿aæ tak jak my, tego nas
w³aœnie nauczy³.”
Narzucaj¹cym siê wprost z tego tekstu
wnioskiem jest ten, i¿ chrzeœcijañstwo ze
swoj¹ olbrzymi¹ wieloœci¹ Bogów
podobnych do ludzi na milionach obrazów,
w pojmowaniu transcedentalnego Boga,
Boga niewyobra¿alnego (Jestem, który
jestem), poczyni³o olbrzymi krok wstecz,
cofnê³o siê do czasów przedmoj¿eszowych.
Przypatrzmy siê teraz rozumowaniu rabina i
filozofa, Marc-Alaina Quaknina.
„Nie ma prawdy ostatecznej, nie ma
dogmatów ani sztywnych definicji jeœli
chodzi o Boga, jak o Torê. Trzeba zabiæ Boga
– idola uwiêzionego w schemacie
stworzonym przez teologiê i filozofiê, tak,
aby móg³ narodziæ siê Bóg ¿ywy i
nieskoñczony. W tym sensie Talmud jest
ca³kiem obrazoburczy: zabija wszelki
ustalony obraz Boga”.
Po tych s³owach rabina, ja, agnostyk,
poczu³em nap³yw znacznie wiêkszej ni¿
dot¹d sympatii do niego. Przecie¿ moje
przekonanie, ¿e Bóg stworzy³ Wszechœwiat,
¿e nie móg³ on powstaæ sam z siebie, jest
bardzo bliskie jego widzeniu œwiata. Jeœli
zatem wierzê w Niego bez ¿adnych œwiêtych
ksi¹g, to moja idea nieskoñczonego Boga jest
bardziej transcendentalna ni¿ jego, bo ja Go
nie muszê nawet na ¿adnej stronnicy
„zabijaæ”. Mogê tu powtórzyæ za teologiem
katolickim Ut¹ Ranke-Heinemann: ja nie
muszê wierzyæ, ¿e Bóg istnieje, ja wiem, ¿e
on jest. Z dwóch s³ów do wyboru: „wiara” i
„wiedza”, to pierwsze jest bardziej
upoœledzon¹ form¹ akceptacji domniemanej,
natomiast wiedza – form¹ akceptacji
absolutnej.
Jeœli ja myœlê o Bogu, umiejscawiam go w
przedmiejscu i przedczasie na piêæ minut
przed Wielkim Wybuchem, zaœ rabbi Jehuda
wchodz¹c do najœwiêtszego ze œwiêtych
miejsc w Œwi¹tyni Jerozolimskiej widzi jakby
dwie piersi kobiece ukazuj¹ce siê spod woalu,
widoczne i niewidoczne. To ja ju¿ wolê moje
widenie Boga.
„Byli rodzice, s¹ dzieci – t³umaczy Quaknin –
a ka¿dy ma w³asn¹ percepcjê œwiata i w³asny
sposób na ¿ycie. Tak samo nie ma jedynego
Boga, lecz jego pluralistyczne pojmowanie,
podobnie jak œwiata czy ¿ycia”. WyraŸnie mi
siê takie podejœcie do ¿ycia podoba. Podpisujê
siê pod s³owami rabina obiema rêkami.
W historii z Izaakiem sens wstrzymania rêki
Abrahama polega na nakazie poszanowania
innych nawet wbrew s³owu Bo¿emu, twierdzi
Quaknin. Nauka p³yn¹ca z tej opowieœci
p³ynie dla niego taka, ¿e poczynaj¹c od
czasów Abrahama nigdy ju¿ nie bêdzie
mo¿liwe, aby ktoœ w imiê Boga, wartoœci
najwy¿szej, czyli Dobra, czu³ siê
upowa¿niony do podniesienia rêki na
drugiego cz³owieka (str.84).
Jak Quaknin mo¿e twierdziæ coœ takiego bez
uczucia zawstydzenia? Zacytujmy jak Moj¿esz
t³umaczy³ wydanie rozkazu, który w dniu
otrzymania nowego Prawa od Jahwe
spowodowa³ wymordowanie 23000 ludzi
wierz¹cych w Baala (z³otego cielca):
„Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Przypaszcie
ka¿dy swój miecz do boku! PrzejdŸcie tam i z
powrotem od bramy do bramy i zabijajcie
ka¿dego, czy to brat, czy przyjaciel, czy
krewny.”
Kiedy rabin przytacza s³owa prezydenta Havla
(str.85) ¿e w imiê jedynego Boga p³onê³y
stosy inkwizycji, a tak¿e w imiê innego Boga,
tak¿e tego jedynego, wypowiadano œwiête
wojny ze spokojnym sumieniem i poczuciem
obowi¹zku i sprawiedliwoœci i gdy
niewidoczni niemal w ksi¹¿ce rozmówcy z
ca³¹ trójk¹ religijnych autorytetów
dopowiadaj¹: „Ale Biblia zaleca przecie¿
czynienie dobra?”, s³yszymy ca³ostronicowe
wyjaœnienie, które jest po prosty jedn¹ jedn¹
wielk¹ nielogicznoœci¹. Wyjaœnienie, które
nie wyjaœnia niczego. Wyjaœnienie, które jest
obraz¹ dla ludzkiego umys³u. Ale rozumiem
Quaknina i nawet mu wspó³czujê. Czy w
obliczu tak zabójczych pytañ mo¿liwe jest
jakiekolwiek logiczne wyjaœnienie?
My Polacy mo¿emy powiedzieæ, ¿e jedyny
przypadek królobójstwa, jaki siê w naszej
historii przydarzy³ dotyczy Przemys³awa
Drugiego. Tymczasem chyba po³owa królów
Izraelskich ginie œmierci¹ skrytobójcz¹, a
g³owy synów i cz³onków rodu przynoszono
nastêpcy w koszach. Trzeba mieæ zatem du¿¹
dozê odwagi, jeœli nie tupetu, ¿eby takie s³owa
napisaæ. Poza tym ofiary z dzieci, które
k³adziono na ruszcie w brzuchu boga Baala,
po czym palono je ¿ywcem (pos¹g sta³ w
dolinie Hinnomu na po³udnie od Jerozolimy),
sk³adane by³y a¿ do 623 r. p.n.e. (do reformy
Hilkiasza). W Piêcioksiêgu Moj¿esza s¹
opisane cztery przypadki ofiary ca³opalnej z
dzieci, które wydarzy³y siê d³ugo, d³ugo po
historii z Abrahamem i Izaakiem, przy czym
najbardziej wzruszaj¹cy jest przypadek Jefty z
Gileadu. Jak powszechne musia³y byæ takie
ofiary, skoro dorastaj¹ca córka Jefty, s³ysz¹c o
œlubowaniu ojca, w wyniku którego ona,
trochê przypadkiem, ma byæ z³o¿ona na
ofiarê ca³opaln¹, nawet siê przeciwko temu
nie buntuje, przyjmuje to jako coœ
najoczywistszego. Mo¿na by wiêc powiedzieæ,
¿e to, co mówi Quaknin, nijak siê ma do
rzeczywistoœci.
Prawdziwy sens tej historii jest zupe³nie
prozaiczny. T³umaczy j¹ jedno zdanie Jeana
Bottero – „Dawne epizody by³y adaptowane
do póŸniejszych wierzeñ.” Kiedy zatem pos¹g
Baala w 623 r. p.n.e. zniszczono i zakazano
sk³adaæ ofiar z dzieci, wkomponowano tê
historiê po to, aby ju¿ wiêcej tych ponurych
obrzêdó nie kultywowaæ.
Kiedy rabin Quaknin przytacza fragment
Ewangelii Mateusza: „Nie s¹dŸcie, ¿e
przyszed³em znieœæ Prawo albo Proroków.
Nie przyszed³em znieœæ, ale wype³niæ”
(str.70), mówi on po raz pierwszy w ksi¹¿ce
to, co nieco dalej powtórzy jezuita Józef
Moingt – „Jezus nie tylko urodzi³ siê ¿ydem,
co podkreœla³ Luter, ale umar³ jako ¿yd.
Innymi s³owy, Jezus nigdy nie myœla³ o
sprowokowaniu radykalnego zerwania z
religi¹ przodków. Kiedy mia³ dwanaœcie lat i
zagubi³ siê rodzicom w œwi¹tyni i gdy ci
odnaleŸli go, jak dyskutowa³ z uczonymi w
piœmie (to znaczy z rabinami), a ci
zdumiewali siê nad jego m¹droœci¹, oznacza
to, ¿e w podstawowych kwestiach
dotycz¹cych wiary Jezus myœla³ tak samo jak
ci uczeni.
Owszem, mog³y siê zdarzaæ elementy
niezgody z tym, co nazywa³ „tradycj¹ ojców”.
Myœlê, ¿e aby zlikwidowaæ wreszcie ¿enuj¹ce
napisy na murach „Jude raus” czy „¯ydzi do
gazu”, mo¿na by zacz¹æ nazywaæ Jezusa nie z
grecka, ale w oryginale, tak, jak wo³a³a go
matka na obiad – „Jehoszua, do domu”.
Jehoszua nigdy nie nazywa³ swojej matki
Mari¹. Dla Niego jego matka zawsze mia³a na
imiê Miriam. Rozpoczêcie modlitwy „Zdrowaœ
Miriam, ³aski pe³na” by³oby pe³nym
ekumenicznego pojednania.
Kiedy Bottero pisa³ o Bogu, który nie
potrzebuje ofiar, mia³ chwile umys³owego
zaæmienia. Podobne zaæmienie dotyka
Quaknina gdy pisze, ¿e „Etyka praw
cz³owieka narodzi³a siê na Synaju, wraz z
objawieniem Prawa, które zakazuje gwa³tu
(„Nie bêdziesz zabija³”, „Nie bêdziesz krad³”).
Chcia³bym zatem przypomnieæ
szanownemu rabinowi, ¿e kiedy Abraham
osiada na ziemi Chetytów w Kanaanie i
kiedy stawia na sztorc kamieñ, który staje
siê dla niego o³tarzem, na który wylewa
ofiarn¹ oliwê bogom, to w Egipcie stoj¹ ju¿
piramidy. Ka¿demu zmar³emu wk³adano do
trumny Ksiêgê Zmar³ych, w której nie tylko
znajdujemy takie podstawowe zakazy, jak
„Nie zabijaj” czy „Nie kradnij”, ale tak
wyrafinowane (Rosjanie powiedzieliby
„tonkije”) etycznie zakazy, przekroczenia
których w ogóle na oko dla otoczenia nie
widaæ. To jedynie w swoim w³asnym
sumieniu wykraczaj¹cy poza te zakazy
cz³owiek móg³by przyznaæ, ¿e pope³ni³ oto
coœ nieetycznego. Znajdujemy tam tak
nieprawdopodobne zakazy jak „grzechem
jest powodowaæ ból serca”, „gniewaæ siê bez
dostatecznego powodu”, „wydawaæ s¹d
pospieszny”, przesadzaæ w mowie”, „dzia³aæ
wy³¹cznie wed³ug w³asnych widoków”,
„przeci¹¿aæ s³u¿bê prac¹”, pobudzaæ panów
do gnêbienia niewolników”.
Porównajmy ten ostatni grzech z zapisem w
Drugiej Ksiêdze Moj¿eszowej, gdzie jeœli
zat³uczemy kijem niewolnika swego, tak, ¿e
on dopiero po dwóch dniach umrze, to
nawet grzechu nie mamy, bo „niewolnik za
pieni¹dze nasze jest kupiony” (II Moj¿. 21.2021).
Twierdzi Quankin (str.90), ¿e nawet
ortodoksi ¿ydowscy nie czyni¹ z Prawa
dogmatu. Nie okazuj¹ ¿adnej agresji w
stosunku do pozosta³ych ¿ydów, libera³ów i
innych. Otó¿ okazuj¹, okazuj¹! Kto jak nie
ortodoksi chc¹ zlikwidowaæ kursy
samolotów izraelskich w szabat? Autobusy
pe³ne ortodoksów przyje¿d¿aj¹ z Jerozolimy
do laickiego bardziej Tel-Avivu, aby i tu
wymuszaæ skrupulatnego przestrzegania
szabatu? I kiedy czytam w „Forum” artyku³
napisany przez ¯yda o pogl¹dach laickich, ¿e
grozi temu krajowi „pêkniêcie”, ¿eby od razy
u¿yæ sformu³owania o religijnej wojnie
domowej, to zasadne wydaje siê pytanie, czy
szanowny rabin wie, co siê w jego kraju
dzieje?
Pora na zaprezentowanie pogl¹dów teologa
Josepha Moingta. Wkraczamy na teren
chrzeœcijañstwa.
W dzieñ Zielonych Œwi¹t, wraz z nadejœciem
Ducha Œwiêtego, Bóg wyzwala nas od
brzemienia religii i sakralnoœci – mówi Józef
Moingt. Dziêki œmierci Jezusa cz³owiek mo¿e
kierowaæ swoim losem, nie jest poddany
œwiêtym potêgom, wszystkim tym
astrologiom, sk¹dkolwiek by siê bra³y.
Powiedzia³bym nawet, ¿e cz³owiek mo¿e siê
teraz wyzwoliæ z kultu Boga. Bóg nie
potrzebuje kultu. Zbawienie osi¹ga siê w
œwieckim ¿yciu, nie zale¿y ono od
respektowania niezliczonych boskich
przykazañ, lecz od s³u¿by bliŸniemu.
Pada w tym momencie pytanie, czy nie
oznacza to koñca religii i czy religia nie
odrodzi³a siê za spraw¹ chrzeœcijañstwa, a
szczególnie Koœcio³a. Oczywiœcie –
odpowiada jezuita – oznacza to jej koniec w
takim sensie, w jakim zdefiniowa³em to przed
chwil¹. Tak¿e i my popadliœmy z powrotem w
religiê!
Có¿ za nieprawdopodobny wrêcz szyk zdania!
Czasownika „popadliœmy” u¿ywa siê z regu³y
w takich zbitkach s³ownych, jak: „popaœæ w
na³óg” i „popaœæ w ob³êd”, a tu proszê
–popadliœmy w religiê! Joseph Moingt os³abia
co prawda jego wymowê stwierdzeniem, ¿e
„by³o to konieczne”, ale po tym nies³ychanym
akcie odwagi, wybaczam mu to z ca³¹ pokor¹
i podziwem. Jeœli nie zosta³
ekskomunikowany za zdanie o mo¿liwoœci
wyzwolenia siê z kultu Boga, oznacza to, ¿e
religia chrzeœcijañska otwiera siê wrêcz na
agnostycyzm. Kiedy kardyna³ Joseph
Ratzinger w swoim „Wprowadzeniu w
chrzeœcijañstwo” opisuje, jak ludzie
postrzegaj¹ dziœ teologa – „Nikt go nie bierze
na serio w jego b³azeñskim stroju ze
œredniowiecza czy z innej minionej epoki”, to
s³owa, jakie wypowiada Joseph Moingt,
wydaj¹ siê zwiastowaæ zupe³nie nowe
chrzeœcijañstwo, chrzeœcijañstwo XXI wieku.
Sygna³y takie dochodz¹ ze wszystkich stron.
Oto „Forum” z 27 lutego 2000 przedrukowuje
artyku³ z „Corriere Della Sera”, z którego
dowiadujemy siê, ¿e ju¿ od 110 lat istnieje w
sercu Jerozolimy Ecole Biblique prowadzona
przez dominikanów, która dokona³a
przewrotu w sposobie pojmowania Starego i
Nowego Testamentu przez chrzeœcijan. ¯eby
streœciæ ten doœæ d³ugi artyku³ w jednym
zdaniu, wybierzmy z niego to, które
najbardziej zapiera dech:
„Wiemy, ¿e mamy do czynienia z tekstem,
który nie jest boskim ani przez Boga
napisanym”. Józef Moingt mówi w³aœciwie to
samo, tylko innymi s³owami – „odrzucamy
udzia³ Boga w tworzeniu œwiata u zarania
dziejów w niepamiêtnych czasach”. Dodajmy
jeszcze jedno takie samo niesamowite zdanie
z ksi¹¿ki Józefa Ratzingera do kompletu: „Nie
istnieje dusza nieœmiertelna od chwili
poczêcia”, a wy³oni siê z nich pe³na
tendencja, nowe widzenie chrzeœcijañstwa,
chrzeœcijañstwa dla ludzi pos³uguj¹cych siê
rozumem. By³oby czymœ uw³aczaj¹cym i dla
Boga i dla mnie – mówi profesor teologii
katolickiej Uta Ranke-Heinemann – gdybym
uruchamiaj¹c swoj¹ religijn¹ wiarê w Boga,
musia³a przedtem uœpiæ swój religijny rozum.
Jezus poucza nas o nieustaj¹cej koniecznoœci
przekraczania (religijnych) granic. Samo
chrzeœcijañstwo wci¹¿ wymaga
ewangelizacji. Desakralizacja œwiata religii i
mi³oœæ bliŸniego to dwie nieroz³¹czne strony
przes³ania Jezusa. Mi³oœæ bliŸniego zosta³a
oficjalnie uznana za równoznaczn¹ mi³oœci
Boga. Nic nie stoi ponad tym przykazaniem,
nie ma ¿adnych zaleceñ odnoœnie jakiegoœ
szczególnego kultu nale¿nego Bogu.
Przy takiej nasilaj¹cej siê tendencji w
rozumieniu i widzeniu Boga, wydaje siê i¹ na
koñcu tego kszta³tuj¹cego siê procesu mo¿na
powoli skonstruowaæ takie oto zdanie:
„agnostycyzm jest najwy¿sz¹ form¹
transcendentalnego rozumienia œwiata”
Jahwe Moj¿esza mówi „jestem, który jestem”.
Agnostyk mówi „Bóg jest”. Miêdzy tymi
dwiema wypowiedziami nie ma zak³óceñ
typu Tory, przy pomocy której trzeba zabiæ
„ustalony obraz Boga” i nie ma zak³óceñ w
rodzaju starca z brod¹, którego musia³ a¿
zdematerializowaæ sam papie¿ w swojej
wypowiedzi („Bóg nie przypomina starca z
brod¹”). Miêdzy Bogiem a agnostykiem
istnieje kontakt nie zak³ócony ¿adnym
obrazem, ¿adn¹ rzeŸb¹, ¿adnym rodzajem
kultu czy dogmatu. Jest to transcendencja w
krystalicznej postaci!
Jeœli Józef Moingt pisze, ¿e Bóg wyzwala nas
od brzemienia religii i sakralnoœci, ¿e
cz³owiek mo¿e kierowaæ swoim losem i nie
jest poddany œwiêtym potêgom, ¿e mo¿e
wyzwoliæ siê od kultu Boga, bo Bóg nie
potrzebuje ¿adnego kultu – to agnostyk jest
jego najwdziêczniejszym czytelnikiem.
Agnostyk jest w³aœnie takim wyzwolonym od
brzemienia religii cz³owiekiem, kieruje on
swoim losem, nie jest poddany œwiêtym
potêgom, wyzwoli³ siê od kultu Boga, który
jego kultu w ogóle nie potrzebuje. Jeœli Jezus
poucza nas o desakralizacji œwiata religii, to
œwiat agnostyka jest w³aœnie takim œwiatem
zdesakralizowanym.
Fakt, ¿e pogl¹dy takie jak Józefa Moingta
wyznaje jeden promil chrzeœcijan, nie daje,
niestety, podstaw do stwierdzenia odnowy tej
religii. Jest to dopiero zaczyn, jakie ciasto
bêdzie z tego wypieku, dopiero siê oka¿e.
Dziœ sk³onni jesteœmy przyznaæ – kontynuuje
Józef Moingt – ¿e inne religie tak¿e otwieraj¹
drogê do zbawienia. Ba, jeœli Rada
Konferencji Episkopatu Polski w
opublikowanym w 1999 roku dokumencie
mówi, ¿e poziom etyczny niewierz¹cych jest
czasem wy¿szy ni¿ niejednego tzw.
Sztandarowego katolika, to potwierdza tym
samym s³owa Moingta, ¿e cz³owiek sam
mo¿e kierowaæ swoim losem i nie musi byæ
poddany œwiêtym potêgom. Skoro liczy siê
tylko mi³oœæ bliŸniego, skoro zbawienie
osi¹ga siê w œwieckim ¿yciu, skoro nie zale¿y
ono od respektowania niezliczonych boskich
przykazañ, to wynika wrêcz z definicji, ¿e
dla takiego niewierz¹cego o wysokim
poziomie etycznym tak¿e zarezerwowane
jest niebo.
Co najdziwniejsze, do samodzielnego
kierowania swoim losem, do wyzwolenia siê
z okowów religii, zdaje siê niemal zachêcaæ...
Œwiêty Pawe³ w swoim „Liœcie do Rzymian”:
„Skoro zatem poganie, którzy zakonu nie
maj¹, z natury czyni¹ to, co zakon nakazuje,
s¹ sami dla siebie zakonem, chocia¿ zakonu
nie maj¹. Dowodz¹ te¿, ¿e treœæ zakonu jest
zapisana w ich sercach, wszak œwiadczy o
tym sumienie ich i myœli.” (2,14-15)
Kiedy czytamy w „Prologu” i¿: „Chcieliœmy
siêgn¹æ do owej pierwotnej iskierki, do
objawienia uczynionego Moj¿eszowi oko³o
3300 lat temu i odnaleŸæ Ÿród³a „narodzin
Boga” i kiedy stawiane jest tam pytanie: „Na
czym polega oryginalnoϾ biblijnego Boga w
stosunku do innych bogów”, to, mimo i¿
autorzy widz¹ i pisz¹ o „ciemnej stronie
chrzeœcijañstwa” – o przesz³oœci pe³nej
gwa³tu i krwi, wojen i rywalizacji bez koñca,
naznaczonej nietolerancj¹ i próbami
wyeliminowania inaczej myœl¹cych” – czuje
siê miêdzy wierszami jednak zachwyt
autorów monoteizmem.
Ten zachwyt wydaje mi siê ca³kowicie
nieusprawiedliwiony. Gdybym chcia³ znaleŸæ
s³owo bliŸniacze do s³owa „monoteizm”, to
by³oby nim „monopartia”. Potêpiamy dzisiaj
wy³¹cznoœæ rz¹dzenia jednej partii,
natomiast nie razi nas wy³¹cznoœæ jednego
Boga. A przecie¿ kiedy Quknin mówi
wczeœniej, ¿e nie ma jedynego Boga, lecz
jego pluralistyczne pojmowanie i kiedy dziœ
nawet Koœció³ Katolicki mówi (na Soborze
Watykañskim Drugim), ¿e ka¿dy cz³owiek,
jakiegokolwiek by nie by³ wyznania, dost¹pi
zbawienia, oznacza to, ¿e monoteizm by³ t r
a g i c z n ¹ p o m y ³ k ¹ ludzkoœci. To on
by³ zapalnikiem owych wojen i rywalizacji
bez koñca. Kiedy siê wspomni o cudownie
tolerancyjnej religii rzymskiej, gdzie
bogowie podbijanych narodów wchodzili do
panteonu bogów rzymskich, ogarnia wrêcz
cz³owieka wzruszenie. Fakt, i¿ bogowie ci
spowszednieli Rzymianom, nie upowa¿nia
do stwierdzenia, ¿e wieloœæ bogów
nale¿a³oby zast¹piæ jednym, na tej samej
zasadzie, na jakiej znu¿enie
kompetencyjnymi sporami w demokracji
nale¿a³oby zast¹piæ totalitaryzmem, który
wszystko „cudownie upraszcza”. Rzym upad³
wkrótce po wprowadzeniu chrzeœcijañstwa.
Nie dociekamy ju¿ dziœ, na ile mia³ racjê
Gibbon obarczaj¹c chrzeœcijan w znacznym
stopniu za ten upadek. Wiadomo natomiast,
¿e chrzeœcijañski Europejczyk produkowa³
dziewiêtnaœcie razy mniej ni¿ statystyczny
Rzymianin i ¿e produkt krajowy brutto (PKB)
równy rzymskiemu osi¹gnê³a Europa na
pocz¹tku XIX wieku. Wojny, które prowadzi³
Rzym – pisze Roger Collins („Europa
wczesnoœredniowieczna 300 – 1000” PIW
1999) by³y wojnami w obronie tego, co
cywilizacja osiad³a, rolnicza, toczy³a w
obronie tych wszystkich dóbr, które
produkowa³a, przed zalewem ludów
wêdrownych, pasterskich. By³y to wiêc wojny
o „pax Romana”, o pokój. By³y to wojny o
wydobycie siê z okresu barbarzyñstwa.
Ciemna strona duszy cz³owieka, ¿¹dza w³adzy
powodowa³a, i¿ prowadzono w Rzymie wojny
domowe o panowanie nad imperium. Ale
poniewa¿ takie wojny toczono jeszcze piêæ,
dziesiêæ, czy piêtnaœcie wieków póŸniej, nie
mówi¹c ju¿ o tym, ¿e tak¿e i wczeœniej, wiêc
wojny te Rzymu tak za bardzo nie
kompromituj¹. To w koñcu Rzymowi
zawdziêczamy wodoci¹gi, akwedukty,
oczyszczanie miasta, drogi, nawadnianie,
edukacjê, dalszy rozwój medycyny, ³aŸnie
publiczne i pokój. Jeœli musieliœmy je toczyæ
jako ludzkoϾ, to przynajmniej jeden rodzaj
wojen, wojen religijnych, w cywilizacji
rzymskiej by³ niemo¿liwy. To ¯ydzi postarali
siê, aby by³ mo¿liwy. Dwie wojny ¿ydowskie,
w 70 r. n.e. (opisana przez Józefa Flawiusza) i
w 135 r. n.e. wyraŸnie nadw¹tli³y potêgê
obronn¹ Cesarstwa.
Tak naprawdê, to monoteizm przez ca³e 3500
lat od czasów Moj¿esza...nigdy nie istnia³ w
praktyce! Sami ¯ydzi d³ugo oddawali czeœæ
rolniczym bóstwom Kanaanu. Za czasów
Jezusa istnia³o w pañstwie ¿ydowskim 25
od³amów ich religii i ¿adna nie mia³a statusu
ortodoksji – pisze w swojej „Historii ¯ydów”
Paul Johnson. Wymieñmy tu z tamtego
okresu choæby faryzeuszy i saduceuszy,
którzy ró¿nili siê drobnostk¹ – jedni wierzyli
w ¿ycie pozagrobowe (ci pierwsi), a ci drudzy
nie. Jezus sta³ po stronie faryzeuszy. Potem
powsta³y trzy religie „Ludów Ksiêgi”, a na
terenie tych religii powsta³o mnóstwo
od³amów (na terenie chrzeœcijañstwa
najwiêcej), a po Soborze Watykañskim
Drugim uzyska³y „osobowoœæ prawn¹”
wszystkie istniej¹ce na Ziemi religie. Ka¿da
wyznawana szczerze „gwarantuje” niebo.
Sprawdzianem na istnienie jedynego Boga
jest g³oœne wypowiedzenie w obecnoœci
przeciêtnego katolickiego ksiêdza s³ów
„Œwiadek Jehowy” i zbadanie o ile mu w tym
momencie skacze adrenalina.
W drugim wieku ¿ydowscy i chrzeœcijañscy
autorzy zachêcali pogan do rezygnacji z ich
kosztownych wierzeñ. Przemawiali do nich
mniej wiêcej tak. Oddajecie czeœæ osobo
Dianie, osobno Zeusowi, osobno Hermesowi,
macie bogów miast, bogów Rzymu, bóstwa
domowe. Nie ma temu koñca, bez przerwy
sk³adacie ofiary to temu, to owemu.
Przestañcie wiêc obdzielaæ ho³dami tych
nienasyconych bogów, sk³adajcie ofiary
jednemu, który przewy¿sza innych, a
bêdziecie mieli œwiêty spokój! Jest nim Bóg,
którego wam og³aszamy, jedyny stworzyciel i
Pan œwiata!”.
Nie wiem po co Józef Moingt, po tych
wszystkich wspania³ych zdaniach
wypowiedzianych wczeœniej, pisze te s³owa.
Czy¿by zapomnia³ o czasach, gdy jedna
trzecia gruntów Europy nale¿a³a do Koœcio³a?
Widocznie ka¿dy z trójki autorów musi mieæ
chwile s³aboœci i zaæmienia.
To, i¿ zarówno ¿ydowscy, jak i chrzeœcijañscy
autorzy og³aszali poganom jedynego Boga,
stworzyciela i Pana œwiata, zas³uguje na
dodatkowe omówienie. Jeœli ktoœ urodzi³ siê w
Turcji i jego ojciec by³ Turkiem, a matka
Turczynk¹ i twierdzi, ¿e jest Francuzem albo
Polakiem, to genetyk skrzywi³by siê jedynie
pogardliwie w tym miejscu i nawet nie
mia³by ochoty na jak¹kolwiek dyskusjê.
Podobnie jest tutaj – jeœli Bóg ¿ydów i
chrzeœcijan jest tym samym Bogiem i jeœli ich
œwiêta ksiêga – Stary Testament – jest ta
sama i jeœli s¹ ¿ydzi zdaniem Jana Paw³a II
naszymi starszymi braæmi w wierze, to
patrz¹c na tê sytuacjê beznamiêtnym okiem
genetyka dojdziemy do jedynego wniosku –
chrzeœcijañstwo jest jedynie nieznacznie
zmienion¹ odmian¹ judaizmu. Czy jarmu³ka
bêdzie koloru czarnego na g³owie ¿yda, czy
czerwon¹ na g³owie kardyna³a, lub bia³a na
g³owie papie¿a, pozostaje jarmu³k¹. Kolor jest
tu cech¹ drugorzêdn¹. Cech¹ decyduj¹c¹ o
nazwie jest jej kszta³t i funkcja.
Dzieje chrzeœcijañstwa utrwali³y w wielu
umys³ach obraz monoteizmu ukazuj¹cego siê
czêsto tylko w aurze majestatu, potêgi,
podboju. Tymczasem dowiedzieliœmy siê od
naszych rozmówców - ¿yda i chrzeœcijanina –
o s³aboœci Boga, o jego bezsilnoœci w obliczu
katastrof ludzkiej Historii. Do czego w taki
razie s³u¿y taki Bóg? Do umocnienia nas w
oporze przeciwko temu, odpowiadaj¹ nam,
co nieludzkie i niegodne cz³owieka. Je¿eli
rzeczywiœcie tak jest, czy mo¿liwe, ¿e
najpiêkniejsze stronice historii Boga nie
zosta³y jeszcze napisane?
To pytanie „odwrócone” tylko logicznie,
mówi, ¿e dotychczasowa historia Boga nie
by³a najpiêkniejsza. To pytanie uzmys³awia,
¿e „Najpiêkniejsza historia Boga” to dopiero
czas przysz³y.
Jest lektura tej ksi¹¿ki olbrzymi¹ przygod¹
intelektualn¹. Okazuje siê, ¿e istniej¹ (chyba
w naszym kraju równie¿?) chrzeœcijanie,
których ja przez 60 lat swojego ¿ycia jeszcze
nie spotka³em. Od dzieciñstwa otoczony
by³em ludŸmi, których wiara by³a
zdecydowanie inna ni¿ ta, któr¹ przybli¿ mi
Józef Moingt. Jeœli zatem w rozmowie z
kimkolwiek rozmówca napomyka czasem,
¿e jest cz³owiekiem wierz¹cym, to narzuca
siê w tym miejscu pytanie do niego – j a k
wierz¹cym? Czy jest to katolicyzm prostacki,
czy intelektualny.
Czasem wystêpuj¹ w cz³owieku obie te
postaci. Kiedy np. kardyna³ Józef Ratzinger
pisze w swoim „Wprowadzeniu w
chrzeœcijañstwo”, ¿e „Miêdzy Bogiem a
cz³owiekiem jest niezmierzona przepaœæ, ¿e
cz³owiek jest tak stworzony, ¿e nie mo¿e
dojrzeæ, czym Bóg jest”, to w tym momencie
jest ksi¹dz kardyna³ wierz¹cym
intelektualist¹. Ale kiedy kilkadziesi¹t stronic
dalej kardyna³ wie, z ilu osób siê ten Bóg
sk³ada, co powiedzia³, co zrobi³, co z nim
zrobiono, to demonstruje w ten sposób
prymitywne „chrzeœcijañstwo ludyczne”,
dziewiêtnastowieczne chrzeœcijañstwo
swoich rodziców, do porzucenia którego
Moingt swoich czytelników nak³ania.
Ciekawe by³oby jego spotkanie z
kardyna³em. Czy jeden Józef (Moingt)
przekona³by drugiego Józefa (Ratzingera),
¿e jego chrzeœcijañstwo nie jest wysokiej
intelektualnie próby?
Przeczyta³em „Najpiêkniejsz¹ historiê Boga”
z radoœci¹, ¿e coœ siê zaczyna w religii
chrzeœcijañskiej zmieniaæ. Ile¿ jednak
przewartoœciowañ czeka przeciêtnego
polskiego katolika, którego wiara jest taka,
jaka by³a wiar¹ jego dziewiêtnastowiecznej
religii ojców. Jezus odwa¿y³ siê zanegowaæ
religiê ojców. I Quaknin i Moingt zachêcaj¹,
by ka¿dy z nich uczyni³ to samo
Post scriptum
W swoich katechezach dla pielgrzymów
przyby³ych do Rzymu Jan Pawe³ II naucza, i¿
niebo, czyœciec i piek³o nie s¹ miejscami
fizycznymi we wszechœwiecie. „Niebo jest
¿ywym i osobistym stosunkiem z Trójc¹
Œwiêt¹. Nieba zaznaj¹ wiêc ci, którzy przyjêli
Boga swym ¿yciu”.
Poniewa¿ nas jednak trapi pytanie, czy
mo¿na zaznaæ nieba po œmierci „w ¿adnym
fizycznym punkcie Wszechœwiata”,
postanowiliœmy jednak poszukaæ miejsca
wiecznej szczêœliwoœci. Okaza³o siê, ¿e
znalezienie nieba nie by³o takie trudne.
Miejsce, gdzie znajduje siê niebo,
wyprowadza siê – niby wzór matematyczny
– z definicji przymiotów Boskich.
Podstawowym kanonem wiary
chrzeœcijañskiej jest teza, i¿ Bóg jest
wszechwieczny, wszechobecny,
wszechmi³osierny. „Wszechobecny” oznacza,
¿e znajduje siê on w ka¿dym punkcie
Wszechœwiata. Bóg nie mo¿e siê wiec
odseparowaæ na jakiœ czas w „niebie” od
cz³owieka, zatrzasn¹wszy za sob¹ niebiañsk¹
furtkê, bo oznacza³oby to, ¿e jeœli go nie ma –
w ka¿dej sekundzie i w ka¿dym milionleciu
tu, na Ziemi, to znaczy, ¿e nie jest
wszechobecny. Jeœli zatem Bóg jest przez ca³y
czas, bo musi byæ, tak¿e tu na Ziemi –
wszêdzie – w ka¿dym milimetrze
szeœciennym Ziemi, to jest on równie¿ w
ka¿dej komóreczce i tkance cz³owieka.
Wywo³ajmy tu zatem rumieniec
zawstydzenia na twarzy pos³a
Niesio³owskiego – Bóg przenika cz³owieka w
ka¿dej jego komórce nerwowej, kostnej,
kosmyku jelitowym, w komórce jajowej i w
plemniku.
Nie mo¿e byæ zatem w cz³owieku partii
„wstydliwych” czy „grzesznych”, na czym
opiera siê po³owa w³adzy Koœcio³a nad
wiernymi (druga po³owa to strach, co bêdzie
po œmierci).
Mam zatem dla chrzeœcijan Dobr¹ Nowinê –
niebo znajduje siê tak¿e tu na Ziemi, wszêdzie
– dawniej i dziœ, trzeba go tylko umieæ
zobaczyæ.
W swojej ksi¹¿ce „Wprowadzenie w
chrzeœcijañstwo” („Znak” 1997) pisze
kardyna³ Ratzinger, ¿e „przepaœæ miêdzy
Bogiem a cz³owiekiem jest niezmierzona,
cz³owiek jest tak stworzony, ¿e mo¿e dojrzeæ
tylko to, czym Bóg nie jest, st¹d Bóg, który
jest dla cz³owieka z istoty swej niewidzialny,
jest i zawsze bêdzie poza jego polem
widzenia...(str.41,42)...choæby nie wiem jak
zosta³o ono poszerzone”.
Kardyna³ mówi tu niemal dok³adnie to samo,
co mówi³ Józef Moingt. Ale w takim razie kto
spowodowa³, ¿e nagle Bóg znalaz³ siê w jego
polu widzenia, ¿e zanotowano nawet jego
s³owa, które wypowiedzia³ („Oto Syn mój
umi³owany”...), kto siedzia³ przy stoliku,
umoczy³ pióro w ka³amarzu ze œwiadomoœci¹
– za piêæ minut zacznie siê stworzenie œwiata,
wiêc musimy byæ przygotowani, ¿eby to
wszystko opisaæ w „Ksiêdze Rodzaju”?
Okazuje siê, ¿e ³atwo w religiê „popaœæ”,
trudniej siê z niej wykaraskaæ.
† Stefan Abramowski

Podobne dokumenty