Lisa Cat herine Harper
Transkrypt
Lisa Cat herine Harper
Li s a Ca t h e r i n e Ha r p e r PROJEKT MACIERZYnSTWO Przełożyła EWA KLESZCZ Wydawnictwo Nasza Księgarnia Tytuł oryginału angielskiego A Double Life. Discovering Motherhood © 2011 by the Board of Regents of the University of Nebraska. All rights reserved © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2014 Copyright for the Polish translation © by Ewa Kleszcz 2014 Tłumaczenie wybranych fragmentów wierszy Agata Napiórska i Ewa Kleszcz Projekt layoutu okładki Anna Pol Projekt okładki Karia Korobkiewicz Zdjęcie na okładce © Kyrylo Grekov/fotolia.com Konsultacja medyczna dr Iwona Sczupacka-Wieczorek Pr ob l e m na l i n i i ciało –umysł M oja instruktorka jogi, Elaine, często powtarzała nam, że ciąża to błogosławiony czas, idealny do medytacji, bo całe ciało jest zwrócone do wewnątrz, skupione na rozwijającym się w środku życiu. Tymczasem ja doświadczałam ciąży jako stanu bezmyślnego zadowolenia. Byłam szczęśliwa i cieszyłam się prostymi przyjemnościami: robieniem makaronu, pielęgnowaniem roślin, kupowaniem kwiatów, słuchaniem Elli Mae Morse (bo wiedziałam, że teraz dziecko może ją słyszeć). Czytałam i spacerowałam nad oceanem. Prowadziłam długie rozmowy z przyjaciółmi. Po raz pierwszy w życiu doceniałam wartość zacisza domowego, tej prywatnej przestrzeni, którą dziewiętnastowieczne kobiety (i mężczyźni) postrzegali jako schronienie przed chorobliwym materializmem sfery publicznej. Dla nich dom stanowił przeciwwagę dla pracy, był duchową i emocjonalną ucieczką przed ziemskimi troskami. Radykalny pogląd, że zacisze domowe jest pożyteczną, nie131 Projekt Macier zyństwo zbędną dla człowieka przestrzenią, zawsze wydawał mi się fikcją, bajką, którą kobiety i badaczki feminizmu powtarzały, aby wytłumaczyć podział pracy według płci, który obowiązywał w amerykańskiej kulturze od stuleci. Teraz jednak wydawało mi się, że nasz dom to coś więcej niż tylko azyl, w którym można się ukryć przed publicznym i zawodowym życiem, jakie prowadziliśmy, że to centrum życia samego w sobie. Inne rzeczy stawały się zaledwie podrzędnym dodatkiem do domu, który tworzyliśmy między czterema ścianami naszego zwyczajnego mieszkania. To, co tak naprawdę miało znaczenie w moim życiu, nie działo się na płaszczyźnie zawodowej, na uniwersytecie, w moim pisaniu czy w karierze Kory’ego, lecz w tych momentach, kiedy po prostu byliśmy razem: gotując, jedząc, robiąc zakupy, nawet sprzątając. To czas, który znajdowaliśmy, żeby przebywać ze sobą, tańcząc lub nie, czytając lub nie, słuchając radia albo trwając w ciszy. Nie zauważyłam, kiedy zmienił się mój system wartości i, to, co dawało mi największą przyjemność. W rezultacie odkryłam, że jestem znacznie szczęśliwsza, niż kiedykolwiek wcześniej. To głupie szczęście wymagało jednak poniesienia pewnych kosztów. Czasami czułam, że w moim umyśle dzieje się coś dziwnego. Nie działał tak szybko jak wcześniej. Wydawał się mniej lotny, mniej świadomy, mniej poszukujący. Podobnie jak moje ciało, umysł stał się ociężały i pochłonięty codziennością, organizowaniem raczej rzeczy niż myśli. Prawdziwy świat zdominował ten wyobrażony. W dwudziestym siódmym tygodniu zaczęłam inaczej rozumieć słowa Elaine: bycie w ciąży to jak bycie w kokonie. Tak jak twoje dziecko jest otu132 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł lone ciepłem i ciemnością twojego łona, tak i ty czujesz się zagubiona w mgiełce hormonów, które z niego emanują. To przypomina życie za zasłoną, obserwowanie świata z pięknej perspektywy, z ukrycia. Moja najlepsza przyjaciółka nazywa to mózgiem ciążowym; ten termin został wymyślony przez akuszerki. Doświadczanie ciąży jako surrealistycznego, odmiennego stanu stało się najbardziej wyraźne pod koniec szóstego miesiąca, kiedy znowu zaczęłam pragnąć kofeiny, a wieczorami tęskniłam za koktajlami. Miałam dość serka wiejskiego i liczenia protein, czułam się wykończona studiowaniem swojej diety. Mniej więcej w tym samym czasie ciąża zaczęła być wyraźnie widoczna. Podczas gdy Kory miewał rozkoszne sny o dzidziusiu, w moich snach dziecko przypominało mysz, gigantyczną krewetkę, karzełka albo niemowlę, które zostało nauczone mówienia przez kuzynów i gromiło mnie za to, że źle karmię je piersią. Zastanawiałam się, co się stało z moim malutkim, bezbronnym dzieckiem. Po obudzeniu nie mogłam się doczekać jego narodzin. Powoli zaczęłam akceptować fakt, że żyję inaczej niż wcześniej. Ciąża jest z gruntu fizycznym stanem, ale wpływ, jaki wywiera na twoje ciało, jest tak wszechogarniający, że stanowi również psychologiczną i emocjonalną rewolucję. Podczas gdy dolegliwości ciążowe są dość dobrze udoku mentowane, o zaletach tego stanu generalnie niewiele się mó wi. Aby zaspokoić ogromne zapotrzebowanie płodu na tlen, serce matki zaczyna pompować o 50 procent więcej krwi (do półtora litra więcej niż przed ciążą), a jej tętno wzrasta o 10 do 20 procent. Wydolność serca zwiększa się o 40 do 133 Projekt Macier zyństwo 45 procent, a konsumpcja tlenu o 20 do 30 procent. Niektórzy naukowcy sugerują, że jeśli kobieta utrzyma te wyniki po porodzie za pomocą odpowiednich ćwiczeń, to ciąża może generalnie poprawić jej kondycję. Ponadto, chociaż ciężarne kobiety miewają huśtawki nastrojów, bywają niespokojne albo w lekkiej depresji, równie łatwo może je ogarnąć głęboki spokój, uczucie zadowolenia i pomyślności, niemal nieosiągalne poza okresem ciąży. A nawet jeśli skutkiem ubocznym tego stanu bywa roztargnienie, to cóż… może właśnie to jeden z przywilejów bycia w ciąży. Ostatecznie uznałam, że zaakceptowanie tej zmiany w psychice niesie ze sobą ulgę i wytchnienie. Czemu nie uwolnić się od codziennych życiowych trosk chociaż na ten krótki okres? Czemu nie pozwolić sobie zapomnieć? Później będę musiała pamiętać o wszystkim. I chociaż ciąża może wywołać bezsenność, sny napędzane hormonami stały się fantastycznie i radośnie żywe. Ciężarne kobiety przekazują sobie szeptem jeszcze jedną tajemnicę dotyczącą nocnych przyjemności: w czasie ciąży nieraz budzi je orgazm wywołany przez sen. W tym okresie seksualna przyjemność może być znacznie bardziej intensywna, bardziej długotrwała, bardziej pożądana. Wiele moich przyjaciółek z wyraźną nostalgią wspomina, że nie ma nic lepszego niż seks w ciąży. To, że ciąża niesie ze sobą również przyjemności, znajduje potwierdzenie także w biologii. Większość z nas zakłada, że to ciało matki opiekuje się rosnącym płodem, jednakże wyniki badań sugerują, iż w rzeczywistości to płód i łożysko, poprzez 134 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł skomplikowaną sieć chemicznych i hormonalnych sygnałów, sprawują kontrolę nad ciałem kobiety. Płód i łożysko wspólnie regulują rozwój matczynego ciała, dosłownie zmuszając je, by dostosowało się do noszenia rosnącego dziecka. W dwudziestym czwartym tygodniu łożysko, które jest pierwotnie strukturą płodową, wytwarza niemal wszystkie hormony ciążowe. Łożysko to zdumiewająco złożony organ, który metabolizuje składniki odżywcze dla siebie i dziecka, chroni je przed patogenami, zapobiega jego odrzuceniu przez ciało matki, funkcjonuje jako „termostat” monitorujący i kontrolujący temperaturę płodu, a poprzez kilka odrębnych mechanizmów umożliwia transport substancji pomiędzy matką a płodem (włączając w to tlen i dwutlenek węgla, minerały, witaminy i aminokwasy). Moja przyjaciółka Michelle, położna, nazywa łożysko najbardziej interesującym organem w ludzkim ciele. „Pomijając mózg – powiedziała mi któregoś popołudnia podczas barbecue – nie istnieje żaden inny organ, który pełniłby tak wiele funkcji. Serce, płuca, nerki – i wszystkie inne organy – odgrywają ograniczoną rolę. Wykonują tylko jedno zadanie, tymczasem łożysko, tak jak mózg, jest bardzo złożone, gdyż to ono całkowicie odpowiada za podtrzymanie ciąży”. Poprzez produkcję hormonów regulujących ciążę (głównie estrogenu i progesteronu, ale też laktogenu łożyskowego, gonadotropiny kosmówkowej i hormonów przysadkowopodobnego, gonadopodobnego i podwzgórzopodobnego łożysko inicjuje wszelkie zmiany ogólnoustrojowe, które sprawiają, że ciąża staje się fizjologicznie możliwa. To te hormony, zwłaszcza estrogen 135 Projekt Macier zyństwo i progesteron, są w dużym stopniu odpowiedzialne za nadzwyczajne emocjonalne stany odczuwane podczas ciąży. Zaczęłam rozumieć, że dla ciężarnych kobiet istnieją dwa światy: „prawdziwe życie” i „życie w ciąży”. Jedno jest realne, a drugie surrealistyczne. Jak na ironię surrealistyczne życie często wydaje im się bardziej prawdziwe. Ciąża to nadprzyrodzone zjawisko, siła, która mnie zaskoczyła i zmusiła do trwania tu i teraz. Chociaż spodziewałam się, że przyszłość okaże się zasadniczo różna od tego, co do tej pory znałam, ciąża osadziła mnie w teraźniejszości i pokazała, że to spokojny, pożądany stan. Stałam się cicha i uważna, zwinięta w sobie jak ślimak. Pierwsze ruchy płodu wciąż przypominały mi, że moje ciało musi robić tylko dwie rzeczy: żyć i żywić. Obie odbywały się instynktownie. Ta spokojna samotność sprawiała, że oddaliłam się od reszty tak zwanego prawdziwego świata, a moja izolacja stała się jasna któregoś piątkowego wieczoru w marcu. Obciążenia w pracy połączone ze zmęczeniem i syndromem wicia gniazda w ciągu kilku miesięcy zamieniły nas w cień pary, jaką kiedyś byliśmy. Zrobiliśmy sobie przerwę od większości zajęć tanecznych, a w weekendy zostawaliśmy w domu, jedliśmy dobrą kolację i – jeśli mieliśmy ochotę zaszaleć – wypożyczaliśmy film. Nawet spokojne gry planszowe wypadły z naszej listy rozrywek. Nie spotykaliśmy się z przyjaciółmi, nie chodziliśmy na randki poza domem. Byliśmy więc podekscytowani, gdy w końcu postanowiliśmy wypróbować nową restaurację. Większość czasu spędzałam, czytając i pisząc, ubrana (jeśli można to tak nazwać) w rozciągnięte spodnie od dresu, 136 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł T-shirty i stare swetry Kory’ego. Teraz stałam w naszej sypialni przed lustrem i nakładałam makijaż. Miałam na sobie czarną spódnicę i obcisły różowy sweter z golfem, który podkreślał mój nowy brzuszek, oraz buty na obcasie. Byłam zachwycona swoim wyglądem. Czułam się tak, jakbym wybierała się na naszą pierwszą randkę. Tymczasem Kory włożył najbardziej durny czarny podkoszulek, jaki posiadał, porwane dżinsy i buty do wspinaczek górskich. – Tak idziesz? – zaczęłam zrzędzić. – Nie możesz wyjść tak ubrany. – Dlaczego nie? Czemu robisz wokół tego tyle szumu? – zaprotestował. – Bo wyglądasz jak flejtuch – naburmuszyłam się. Wiedziałam, że w San Francisco to nie ma zbyt wielkiego znaczenia, ale dla mnie miało. W końcu bardzo niechętnie włożył inne dżinsy, zmienił T-shirt na sweter z dekoltem w serek, a buciory na włoskie mokasyny, które kupił podczas naszego miesiąca miodowego, ale których niemal nigdy nie nosił. Potem zaczął narzekać, że te spodnie pogrubiają go w biodrach. Zaśmiałam się. – Wcale nie – zaprzeczyłam, ale zaraz spoważniałam. – Czy mógłbyś spróbować – mój głos stał się ostry i nieprzyjemny – nie wyglądać jak flejtuch chociaż w ten jeden wieczór? Ogarnął mnie irracjonalny strach, że zaprezentuje się naszej córce taki nieogolony, nieuczesany i łażący boso po domu w poplamionych T-shirtach i wytartych spodniach. Wyobraziłam 137 Projekt Macier zyństwo sobie niechlujnego męża w niechlujnym domu. Przestraszyłam się, że już nigdy nie będzie wyglądał jak szanująca się osoba, która czesze włosy i nosi czyste ubrania. A jeśli uzna, że ojcostwo upoważnia go do ubierania się jak bezdomny? Co będzie, jeśli rodzicielstwo zmieni nas w ludzi, którzy noszą spodnie na gumce i bezkształtne tuniki i którzy nie chodzą regularnie do fryzjera? Oczywiście moje obawy nie miały racjonalnych podstaw i nawet wtedy wiedziałam, że coś mnie opętało i przemieniło jak doktora Jekylla. Ale wszystkie sprawy, małe czy duże, mierzyłam miarą swojego macierzyństwa. Muszę przyznać, że Kory to zrozumiał. Założył ładne spodnie. Kłótnia minęła i wkrótce staliśmy przy zatłoczonym barze, czekając na stolik. To bez znaczenia, że nie mogłam się napić aperitifu, na który miałam ochotę, ani że po czterdziestu pięciu minutach umierałam z głodu, a po pięćdziesięciu plecy bolały mnie tak bardzo, że dosłownie wisiałam na ramieniu mę ża. Restauracja była ciepła i przyjemna. Otaczali nas eleganccy goście i zniewalające potrawy. Kiedy w końcu zostaliśmy zaprowadzeni do stolika, czułam taki głód, że nie mogłam skupić się na niczym poza menu i półksiężycem chleba leżącym między nami. Dosłownie pożarłam swoją kolację. Błyskawicznie wyczyściłam talerz z dwóch kotletów jagnięcych grillowanych z ziołami prowansalskimi i udekorowanych aromatyczną lawendową solą morską. Sama uporałam się z ogromną porcją grillowanych szparagów w cytrynowym winegrecie przeznaczoną dla całej rodziny. Kory zamówił kaczkę po marokańsku z koprem włoskim i sałatką z czerwonych pomarańczy, ale pogryzał bez apetytu. 138 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł Podczas gdy ja jadłam, on mówił. Opowiadał o różnych rzeczach: o swojej pracy, domach, jakie kupowali jego współpracownicy, o nowym sezonie jakiegoś reality show. Słuchałam, zadowolona, że jest w towarzyskim nastroju, ale sama nic nie wnosiłam do rozmowy. Ze spuszczoną głową wpychałam do ust widelce pełne jedzenia. Musieliśmy wyglądać na dziwną parę: Kory z dłońmi na kolanach, gadający nieustannie, ja z głową nad talerzem, pałaszująca jak szalona. Byłam pewna, że sprawiamy wrażenie, jakbyśmy się kłócili. Opowiedział mi o nowym filmie krótkometrażowym, nad którym pracował w wolnym czasie. Była to, jak mi się zwie rzył, najpełniej zrealizowana wizja w jego karierze. Wiedziałam, że szukał takiego projektu, czegoś, w co mógłby się naprawdę zaangażować. Miał przekonanie, że znalazł ciekawą historię, właściwy punkt widzenia, początki własnego stylu. Mówił o tym w uniesieniu, gładko i pewnie. Jego zielone oczy błyszczały i przycupnął na samej krawędzi krzesła. Widziałam to wszystko, a jednak pozostawałam obojętna. Egoistycznie nie mogłam się zdobyć na jakąś reakcję. Ja jad łam, a on mówił. On mówił, a ja jadłam. I kiedy tak mówił, zjadłam również jego kolację. W restauracji unosił się szmer rozmów, przy stołach siedzieli normalni goście, ciesząc się jedzeniem i swoim towarzystwem. Tymczasem jedyny temat, w jaki ja potrafiłam się zaangażować tamtego wieczoru, dotyczył imion dzieci. Tylko on był dla mnie realny. To on łączył mnie z moim mężem, a nie to całe gadanie o artystycznych, kreatywnych aspiracjach, którymi powinniśmy się dzielić. Jeśli chodzi o imiona dla dzieci, miałam dużo energii i po139 Projekt Macier zyństwo mysłów, ale jednocześnie czułam się pusta, bo wiedziałam, że istnieją też inne rzeczy, które powinny mnie interesować, takie jak sztuka, książki i filmy. Takie jak mój mąż. W drodze do samochodu Kory odwrócił się do mnie i powiedział: – Lubię przebywać z tobą. Prawda, spędziliśmy dzisiaj bardzo miły wieczór, pomijając fakt, że tak naprawdę mnie tam nie było. Następnego ranka wybraliśmy się w trwającą godzinę podróż, aby zarejestrować się w hipermarkecie z podstawowymi rzeczami dla dzieci. Jak później zauważył Kory, rezerwowanie rzeczy dla dziecka w niczym nie przypomina rezerwowania prezentów ślubnych, kiedy po prostu idziecie do sklepu i wybieracie wszystkie fajne rzeczy, które chcielibyście mieć. Jako para dobrze wiecie, czego potrzebujecie. Przy dziecku nagle stajecie się odpowiedzialni za inne życie i skąd niby macie mieć pojęcie, co będzie wam do tego niezbędne? Potrzebowaliśmy śpioszków, ale ile w każdym rozmiarze? I pajacyków, które najwyraźniej trzeba wybierać nie tylko według rozmiaru, ale i wagi dziecka. I butelek, żeby opiekunka mogła je karmić, ale ile butelek i jakiej marki? Musieliśmy mieć wanienkę, pieluchy z materiału (i znowu: ile?), pokrowiec na materac, pościel do łóżeczka, przewijak nakładany na łóżeczko, prześcieradła na przewijak, wazelinę, maść na wysypkę pieluszkową, malutki dziecięcy grzebyk i szczotkę, obcinacz do paznokci i pilniczek, kroplomierz do leków… Lista rosła w miarę jak robiliśmy zakupy. Skąd mieliśmy wiedzieć, czego nasza córeczka będzie potrzebować i które rzeczy są naprawdę niezbędne, a które 140 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł nam narzucane, bo jesteśmy ignorantami? Mimo posiadania komórki i wyposażenia nas w praktyczne rady oraz dodatkowe listy zakupów przez moją matkę i siostrę z mozołem przedzieraliśmy się przez sklep, a potem spędziliśmy mnóstwo czasu, nerwowo drepcząc w alejce z wózkami. Nie da się pojąć sekretów spacerówki, dopóki człowiek nie zostanie wtajemniczony w jej obsługę. A nawet wtedy nie sposób poznać wszystkich jej tajników, dopóki dziecko nie poleży w niej przez kilka tygodni. Kupowanie wózka – o d p o w i e d n i e g o wózka – to klasyczna pułapka, w jaką wpadają nieuchronnie wszyscy świeżo upieczeni rodzice: muszą wybrać podstawowy element wyposażenia, zanim zrozumieją, w jaki sposób będzie używany. Właściwie to zakup spacerówki może być najlepszym wskaźnikiem krzywej uczenia się młodych rodziców. Każdy wózek ma jeden ukryty mechanizm do składania, inny do regulowania siedzenia i jeszcze inny do podnoszenia rączki. Podobnie jak w przypadku samochodów, istnieją modele przecenione; małe modele sportowe; modele ładne, o nowoczesnej linii, ze średniej półki, oraz modne, słoniowate, które można przyrównać jedynie do SUV-a. Tamtego dnia wszyscy inni debiutujący rodzice, na których natykaliśmy się w alejce, byli dosłownie oczarowani rozmiarem: większe zdecydowanie oznacza lepsze. Chcieli więcej miękkiego obicia, więcej miejsca na przechowywanie rzeczy, więcej indywidualności. Chcieli, aby ten sprzęt manifestował ich poczucie ważności jako młodych rodziców. Ja wiedziałam, że później, kiedy już pojawi się dziecko, będę pragnęła mniej, a nie więcej, żeby zmniejszyć ciężar, któ141 Projekt Macier zyństwo ry trzeba wszędzie popychać, ciągnąć i podnosić. Wiedziałam, że większe nie oznacza lepszego. O nie, większe było zdecydowanie gorsze. Pragnęłam wózka tak wąskiego i eleganckiego jak moja figura sprzed ciąży. W tamtym czasie, jeszcze przed pojawieniem się kształtnych, nowoczesnych wózków z wyższej półki, o nazwach przypominających insekty i futurystycznym designie, musiałam wybierać spośród machin stanowiących ekwiwalent hummerów dla dziecka. A ponieważ nie mogłam znaleźć nic sensownego, wpadłam w rozpacz. Kory i inni mężowie najwyraźniej mieli odmienne zdanie. Dla nich wózki stanowiły zabawki, gadżety do zdobycia, którymi zachwycali się jeszcze długo po tym, jak ciężarna kobieta oszacowała, że ten jest zbyt ciężki, ten za lekki, a w tym nie zmieści się fotelik samochodowy. Nie przejmowali się wcale faktem, że nie potrafią samodzielnie poradzić sobie z mechanizmem, póki bezdzietna sprzedawczyni, młodsza od nich o połowę, nie wkroczyła z wdziękiem do akcji i nie zademonstrowała, jak to się robi. Prezentowane modele zagracały alejki sklepowe, podczas gdy mężowie dźwigali, pchali, ciągnęli i szarpali kolejne eksponaty. Raz za razem zamykali i otwierali wózki, jakby próbowali pobić rekord prędkości. W końcu, po trzydziestu minutach naszych zmagań z dwoma wybranymi modelami, pracownica działu pokazała nam, który składa się sprawniej, a które problemy wynikają po prostu z naszej ignorancji. Wybraliśmy najbardziej elegancki model, jaki mogliśmy znaleźć, wyprodukowany we Włoszech, opatrzony metką z ceną, która wydała nam się cokolwiek skandaliczna. 142 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł Nauczyłam się wielu rzeczy w tym sklepie, włącznie z faktem, że robienie zakupów dla dziecka wcale nie jest zabawne. To, szczerze mówiąc, po prostu uciążliwe zajęcie, które zdaje się podkreślać naszą odpowiedzialność związaną z rodzicielstwem i jednocześnie kompletną niewiedzę. Dowiedziałam się wtedy też, że mój mąż lubi, naprawdę lubi, buciki dla niemowląt. Gdy było już po wszystkim, rozpłakałam się. Siedziałam skulona na stołku barowym jak Hojdy Bojdy, czekając na wegetariańskie burrito. Po raz drugi w ciągu dwudziestu czterech godzin Kory opowiadał o reality show, a mnie łzy spływały po twarzy. Na horyzoncie widziałam tylko ciemne chmury traumy i nieszczęścia. Zaskoczony Kory zwrócił się do mnie i zapytał: – Co się stało? – Nic – odpowiedziałam. – Zrobiłem coś złego? – Nie – zapewniłam go. – To nic takiego. – Czy nie powinienem o tym mówić? – Nie. Czuję po prostu smutek. Albo zmęczenie. – I zaszlochałam jeszcze głośniej. – Jesteś pewna, że nie zrobiłem czegoś, czego nie powinienem? Pokiwałam głową, a wtedy on podszedł do mojego stołka i przytulił mnie. Byłam zmęczona, głodna i przytłoczona, ale nic z tych rzeczy nie wyjaśniało głębokiego smutku, jaki poczułam. Chciałam płakać i płakać, aż ten smutek ze mnie 143 Projekt Macier zyństwo wypłynie, chociaż wątpiłam, że z ostatnią łzą pojawi się szczęście. Potem nagle mi przeszło, zjedliśmy lunch i znaleźliśmy w tym niesamowitym centrum handlowym, przed samym multipleksem, niemal idealne lody. Potem siedzieliśmy w słońcu na betonowych schodkach i obżeraliśmy się z radością. W tym sęk: to oczywiste, że podczas ciąży twoje ciało nie należy do ciebie. Ale tak samo jest z umysłem. Podczas gdy reszta świata zajmuje się codziennymi sprawami, ty, uwikłana w problemy związane z ciążą, zapominasz, jak prowadzić normalną konwersację. Kiedy już z kimś rozmawiasz, wiadomo, że rozmowa zejdzie na temat najważniejszego od niedawna faktu w twoim życiu. Przy mężu mówiłam więc tylko o planach: pokój dziecięcy, nasze finanse, wystrój mieszkania, rezerwowanie rzeczy dla dziecka, a nawet sposób wykorzystania naszych ostatnich trzech miesięcy razem. Czułam, że czas depcze mi po piętach. Jeśli o mnie chodzi, nie łączyło nas wtedy nic poza dzieckiem. Słuchając tamtego wieczoru w restauracji, jak Kory mówi o swoim projekcie, zazdrościłam mu zdolności do zajmowania się czymś – c z y m k o l w i e k – co całkiem i dosłownie znajduje się poza nim samym. Martwiłam się, że już nigdy nie odzyskam mojego umysłu czy zainteresowań, że po urodzeniu dziecka pogorszy się moja krótkowzroczność. Pozostały mi trzy miesiące ciąży, a potem długie miesiące karmienia piersią. Od dłuższego czasu wiedziałam, że moje życie nie będzie już takie jak wcześniej, ale w końcu zaczynałam rozumieć, w jakim sensie się zmieni. 144 wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł To jest właśnie druga strona błogich momentów ciążowej kontemplacji: utrzymujące się spojrzenie wewnątrz siebie to największe błogosławieństwo ciąży, ale również jej najbardziej mściwe przekleństwo. Ciąża odwraca twoją uwagę od wszystkiego, co znasz poza swoim życiem w danej chwili. Znaczenie tego otumanienia może ci umykać, ale pełni ono jedną funkcję: odciąga cię od życia – twojego i innych – żebyś, kiedy już w końcu zostaniesz matką, była lepiej przygotowana na to, by z tego życia zrezygnować. Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA Sp. z o.o. 02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c tel. 22 643 93 89, 22 331 91 49, faks 22 643 70 28 e-mail: [email protected] Dział Handlowy tel. 22 331 91 55, tel./faks 22 643 64 42 Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 641 56 32 e-mail: [email protected] www.wnk.com.pl Książkę wydrukowano na papierze Ecco-Book Cream 60 g/m2 wol. 2,0. Redaktorzy prowadzący Katarzyna Piętka, Anna Słowik Opieka merytoryczna Joanna Kończak Redakcja Sylwia Sandowska-Dobija, Korekta Magdalena Adamska, Katarzyna Nowak Opracowanie DTP, redakcja techniczna Joanna Piotrowska ISBN 978-83-10-12427-2 P R I N T E D I N P OL A N D Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2014 r. Wydanie pierwsze Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków