Lisa Cat herine Harper

Transkrypt

Lisa Cat herine Harper
Li s a Ca t h e r i n e Ha r p e r
PROJEKT
MACIERZYnSTWO
Przełożyła
EWA KLESZCZ
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Tytuł oryginału angielskiego
A Double Life. Discovering Motherhood
© 2011 by the Board of Regents of the University of Nebraska.
All rights reserved
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”,
Warszawa 2014
Copyright for the Polish translation © by Ewa Kleszcz 2014
Tłumaczenie wybranych fragmentów wierszy Agata Napiórska i Ewa Kleszcz
Projekt layoutu okładki Anna Pol
Projekt okładki Karia Korobkiewicz
Zdjęcie na okładce © Kyrylo Grekov/fotolia.com
Konsultacja medyczna dr Iwona Sczupacka-Wieczorek
Pr ob l e m na l i n i i
ciało –umysł
M
oja instruktorka jogi, Elaine, często powtarzała nam, że
ciąża to błogosławiony czas, idealny do medytacji, bo
całe ciało jest zwrócone do wewnątrz, skupione na rozwijającym się w środku życiu. Tymczasem ja doświadczałam ciąży
jako stanu bezmyślnego zadowolenia. Byłam szczęśliwa i cieszyłam się prostymi przyjemnościami: robieniem makaronu,
pielęgnowaniem roślin, kupowaniem kwiatów, słuchaniem
Elli Mae Morse (bo wiedziałam, że teraz dziecko może ją słyszeć). Czytałam i spacerowałam nad oceanem. Prowadziłam
długie rozmowy z przyjaciółmi. Po raz pierwszy w życiu doceniałam wartość zacisza domowego, tej prywatnej przestrzeni,
którą dziewiętnastowieczne kobiety (i mężczyźni) postrzegali
jako schronienie przed chorobliwym materializmem sfery publicznej. Dla nich dom stanowił przeciwwagę dla pracy, był
duchową i emocjonalną ucieczką przed ziemskimi troskami.
Radykalny pogląd, że zacisze domowe jest pożyteczną, nie131
Projekt Macier zyństwo
zbędną dla człowieka przestrzenią, zawsze wydawał mi się fikcją, bajką, którą kobiety i badaczki feminizmu powtarzały, aby
wytłumaczyć podział pracy według płci, który obowiązywał
w amerykańskiej kulturze od stuleci. Teraz jednak wydawało
mi się, że nasz dom to coś więcej niż tylko azyl, w którym
można się ukryć przed publicznym i zawodowym życiem, jakie prowadziliśmy, że to centrum życia samego w sobie. Inne
rzeczy stawały się zaledwie podrzędnym dodatkiem do domu,
który tworzyliśmy między czterema ścianami naszego zwyczajnego mieszkania. To, co tak naprawdę miało znaczenie
w moim życiu, nie działo się na płaszczyźnie zawodowej, na
uniwersytecie, w moim pisaniu czy w karierze Kory’ego, lecz
w tych momentach, kiedy po prostu byliśmy razem: gotując,
jedząc, robiąc zakupy, nawet sprzątając. To czas, który znajdowaliśmy, żeby przebywać ze sobą, tańcząc lub nie, czytając
lub nie, słuchając radia albo trwając w ciszy. Nie zauważyłam, kiedy zmienił się mój system wartości i, to, co dawało mi
największą przyjemność. W rezultacie odkryłam, że jestem
znacznie szczęśliwsza, niż kiedykolwiek wcześniej.
To głupie szczęście wymagało jednak poniesienia pewnych
kosztów. Czasami czułam, że w moim umyśle dzieje się coś
dziwnego. Nie działał tak szybko jak wcześniej. Wydawał się
mniej lotny, mniej świadomy, mniej poszukujący. Podobnie
jak moje ciało, umysł stał się ociężały i pochłonięty codziennością, organizowaniem raczej rzeczy niż myśli. Prawdziwy
świat zdominował ten wyobrażony. W dwudziestym siódmym
tygodniu zaczęłam inaczej rozumieć słowa Elaine: bycie w ciąży to jak bycie w kokonie. Tak jak twoje dziecko jest otu132
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
lone ciepłem i ciemnością twojego łona, tak i ty czujesz się
zagubiona w mgiełce hormonów, które z niego emanują. To
przypomina życie za zasłoną, obserwowanie świata z pięknej
perspektywy, z ukrycia. Moja najlepsza przyjaciółka nazywa
to mózgiem ciążowym; ten termin został wymyślony przez
akuszerki. Doświadczanie ciąży jako surrealistycznego, odmiennego stanu stało się najbardziej wyraźne pod koniec szóstego miesiąca, kiedy znowu zaczęłam pragnąć kofeiny, a wieczorami tęskniłam za koktajlami. Miałam dość serka wiejskiego i liczenia protein, czułam się wykończona studiowaniem
swojej diety. Mniej więcej w tym samym czasie ciąża zaczęła
być wyraźnie widoczna. Podczas gdy Kory miewał rozkoszne
sny o dzidziusiu, w moich snach dziecko przypominało mysz,
gigantyczną krewetkę, karzełka albo niemowlę, które zostało
nauczone mówienia przez kuzynów i gromiło mnie za to, że
źle karmię je piersią. Zastanawiałam się, co się stało z moim
malutkim, bezbronnym dzieckiem. Po obudzeniu nie mogłam
się doczekać jego narodzin. Powoli zaczęłam akceptować fakt,
że żyję inaczej niż wcześniej. Ciąża jest z gruntu fizycznym stanem, ale wpływ, jaki wywiera na twoje ciało, jest tak wszechogarniający, że stanowi również psychologiczną i emocjonalną
rewolucję.
Podczas gdy dolegliwości ciążowe są dość dobrze udoku­
mentowane, o zaletach tego stanu generalnie niewiele się mó­
wi. Aby zaspokoić ogromne zapotrzebowanie płodu na tlen,
serce matki zaczyna pompować o 50 procent więcej krwi
(do półtora litra więcej niż przed ciążą), a jej tętno wzrasta
o 10 do 20 procent. Wydolność serca zwiększa się o 40 do
133
Projekt Macier zyństwo
45 procent, a konsumpcja tlenu o 20 do 30 procent. Niektórzy naukowcy sugerują, że jeśli kobieta utrzyma te wyniki po
porodzie za pomocą odpowiednich ćwiczeń, to ciąża może
generalnie poprawić jej kondycję. Ponadto, chociaż ciężarne
kobiety miewają huśtawki nastrojów, bywają niespokojne albo
w lekkiej depresji, równie łatwo może je ogarnąć głęboki spokój, uczucie zadowolenia i pomyślności, niemal nieosiągalne
poza okresem ciąży. A nawet jeśli skutkiem ubocznym tego
sta­nu bywa roztargnienie, to cóż… może właśnie to jeden
z przywilejów bycia w ciąży.
Ostatecznie uznałam, że zaakceptowanie tej zmiany w psychice niesie ze sobą ulgę i wytchnienie. Czemu nie uwolnić się
od codziennych życiowych trosk chociaż na ten krótki okres?
Czemu nie pozwolić sobie zapomnieć? Później będę musiała
pamiętać o wszystkim. I chociaż ciąża może wywołać bezsenność, sny napędzane hormonami stały się fantastycznie i radośnie żywe.
Ciężarne kobiety przekazują sobie szeptem jeszcze jedną
tajemnicę dotyczącą nocnych przyjemności: w czasie ciąży
nieraz budzi je orgazm wywołany przez sen. W tym okresie
seksualna przyjemność może być znacznie bardziej intensywna, bardziej długotrwała, bardziej pożądana. Wiele moich
przyjaciółek z wyraźną nostalgią wspomina, że nie ma nic lepszego niż seks w ciąży.
To, że ciąża niesie ze sobą również przyjemności, znajduje
potwierdzenie także w biologii. Większość z nas zakłada, że to
ciało matki opiekuje się rosnącym płodem, jednakże wyniki
badań sugerują, iż w rzeczywistości to płód i łożysko, poprzez
134
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
skomplikowaną sieć chemicznych i hormonalnych sygnałów,
sprawują kontrolę nad ciałem kobiety. Płód i łożysko wspólnie
regulują rozwój matczynego ciała, dosłownie zmuszając je, by
dostosowało się do noszenia rosnącego dziecka. W dwudziestym czwartym tygodniu łożysko, które jest pierwotnie strukturą płodową, wytwarza niemal wszystkie hormony ciążowe.
Łożysko to zdumiewająco złożony organ, który metabolizuje składniki odżywcze dla siebie i dziecka, chroni je przed
patogenami, zapobiega jego odrzuceniu przez ciało matki,
funkcjonuje jako „termostat” monitorujący i kontrolujący
temperaturę płodu, a poprzez kilka odrębnych mechanizmów
umożliwia transport substancji pomiędzy matką a płodem
(włączając w to tlen i dwutlenek węgla, minerały, witaminy
i aminokwasy).
Moja przyjaciółka Michelle, położna, nazywa łożysko najbardziej interesującym organem w ludzkim ciele. „Pomijając
mózg – powiedziała mi któregoś popołudnia podczas barbecue – nie istnieje żaden inny organ, który pełniłby tak wiele
funkcji. Serce, płuca, nerki – i wszystkie inne organy – odgrywają ograniczoną rolę. Wykonują tylko jedno zadanie, tymczasem łożysko, tak jak mózg, jest bardzo złożone, gdyż to
ono całkowicie odpowiada za podtrzymanie ciąży”. Poprzez
produkcję hormonów regulujących ciążę (głównie estrogenu
i progesteronu, ale też laktogenu łożyskowego, gonadotropiny
kosmówkowej i hormonów przysadkowopodobnego, gonadopodobnego i podwzgórzopodobnego łożysko inicjuje wszelkie
zmiany ogólnoustrojowe, które sprawiają, że ciąża staje się
fizjologicznie możliwa. To te hormony, zwłaszcza estrogen
135
Projekt Macier zyństwo
i progesteron, są w dużym stopniu odpowiedzialne za nadzwyczajne emocjonalne stany odczuwane podczas ciąży.
Zaczęłam rozumieć, że dla ciężarnych kobiet istnieją dwa
światy: „prawdziwe życie” i „życie w ciąży”. Jedno jest realne, a drugie surrealistyczne. Jak na ironię surrealistyczne
życie często wydaje im się bardziej prawdziwe. Ciąża to nadprzyrodzone zjawisko, siła, która mnie zaskoczyła i zmusiła
do trwania tu i teraz. Chociaż spodziewałam się, że przyszłość
okaże się zasadniczo różna od tego, co do tej pory znałam,
ciąża osadziła mnie w teraźniejszości i pokazała, że to spokojny, pożądany stan. Stałam się cicha i uważna, zwinięta w sobie
jak ślimak. Pierwsze ruchy płodu wciąż przypominały mi, że
moje ciało musi robić tylko dwie rzeczy: żyć i żywić. Obie
odbywały się instynktownie.
Ta spokojna samotność sprawiała, że oddaliłam się od reszty tak zwanego prawdziwego świata, a moja izolacja stała się
jasna któregoś piątkowego wieczoru w marcu. Obciążenia
w pracy połączone ze zmęczeniem i syndromem wicia gniazda
w ciągu kilku miesięcy zamieniły nas w cień pary, jaką kiedyś
byliśmy. Zrobiliśmy sobie przerwę od większości zajęć tanecznych, a w weekendy zostawaliśmy w domu, jedliśmy dobrą
kolację i – jeśli mieliśmy ochotę zaszaleć – wypożyczaliśmy
film. Nawet spokojne gry planszowe wypadły z naszej listy
rozrywek. Nie spotykaliśmy się z przyjaciółmi, nie chodziliśmy na randki poza domem. Byliśmy więc podekscytowani,
gdy w końcu postanowiliśmy wypróbować nową restaurację.
Większość czasu spędzałam, czytając i pisząc, ubrana (jeśli
moż­na to tak nazwać) w rozciągnięte spodnie od dresu,
136
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
T-shirty i stare swetry Kory’ego. Teraz stałam w naszej sypialni
przed lustrem i nakładałam makijaż. Miałam na sobie czarną
spódnicę i obcisły różowy sweter z golfem, który podkreślał
mój nowy brzuszek, oraz buty na obcasie. Byłam zachwycona
swoim wyglądem. Czułam się tak, jakbym wybierała się na
naszą pierwszą randkę.
Tymczasem Kory włożył najbardziej durny czarny podkoszulek, jaki posiadał, porwane dżinsy i buty do wspinaczek
górskich.
– Tak idziesz? – zaczęłam zrzędzić. – Nie możesz wyjść
tak ubrany.
– Dlaczego nie? Czemu robisz wokół tego tyle szumu? –
zaprotestował.
– Bo wyglądasz jak flejtuch – naburmuszyłam się.
Wiedziałam, że w San Francisco to nie ma zbyt wielkiego znaczenia, ale dla mnie miało. W końcu bardzo niechętnie włożył inne dżinsy, zmienił T-shirt na sweter z dekoltem
w serek, a buciory na włoskie mokasyny, które kupił podczas
naszego miesiąca miodowego, ale których niemal nigdy nie
nosił. Potem zaczął narzekać, że te spodnie pogrubiają go
w biodrach.
Zaśmiałam się.
– Wcale nie – zaprzeczyłam, ale zaraz spoważniałam. – Czy
mógłbyś spróbować – mój głos stał się ostry i nieprzyjemny
– nie wyglądać jak flejtuch chociaż w ten jeden wieczór?
Ogarnął mnie irracjonalny strach, że zaprezentuje się naszej
córce taki nieogolony, nieuczesany i łażący boso po domu w poplamionych T-shirtach i wytartych spodniach. Wyobraziłam
137
Projekt Macier zyństwo
sobie niechlujnego męża w niechlujnym domu. Przestraszyłam
się, że już nigdy nie będzie wyglądał jak szanująca się osoba,
która czesze włosy i nosi czyste ubrania. A jeśli uzna, że ojcostwo upoważnia go do ubierania się jak bezdomny? Co będzie,
jeśli rodzicielstwo zmieni nas w ludzi, którzy noszą spodnie na
gumce i bezkształtne tuniki i którzy nie chodzą regularnie do
fryzjera? Oczywiście moje obawy nie miały racjonalnych podstaw i nawet wtedy wiedziałam, że coś mnie opętało i przemieniło jak doktora Jekylla. Ale wszystkie sprawy, małe czy duże,
mierzyłam miarą swojego macierzyństwa. Muszę przyznać, że
Kory to zrozumiał. Założył ładne spodnie.
Kłótnia minęła i wkrótce staliśmy przy zatłoczonym barze,
czekając na stolik. To bez znaczenia, że nie mogłam się napić
aperitifu, na który miałam ochotę, ani że po czterdziestu pięciu minutach umierałam z głodu, a po pięćdziesięciu plecy bo­lały mnie tak bardzo, że dosłownie wisiałam na ramieniu mę­
ża. Restauracja była ciepła i przyjemna. Otaczali nas eleganccy
goście i zniewalające potrawy.
Kiedy w końcu zostaliśmy zaprowadzeni do stolika, czułam
taki głód, że nie mogłam skupić się na niczym poza menu i półksiężycem chleba leżącym między nami. Dosłownie pożarłam swoją kolację. Błyskawicznie wyczyściłam talerz z dwóch
kotletów jagnięcych grillowanych z ziołami prowansalskimi
i udekorowanych aromatyczną lawendową solą morską. Sama
uporałam się z ogromną porcją grillowanych szparagów w cytrynowym winegrecie przeznaczoną dla całej rodziny. Kory
zamówił kaczkę po marokańsku z koprem włoskim i sałatką
z czerwonych pomarańczy, ale pogryzał bez apetytu.
138
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
Podczas gdy ja jadłam, on mówił. Opowiadał o różnych
rzeczach: o swojej pracy, domach, jakie kupowali jego współpracownicy, o nowym sezonie jakiegoś reality show. Słuchałam, zadowolona, że jest w towarzyskim nastroju, ale sama nic
nie wnosiłam do rozmowy. Ze spuszczoną głową wpychałam
do ust widelce pełne jedzenia. Musieliśmy wyglądać na dziwną parę: Kory z dłońmi na kolanach, gadający nieustannie, ja
z głową nad talerzem, pałaszująca jak szalona. Byłam pewna,
że sprawiamy wrażenie, jakbyśmy się kłócili.
Opowiedział mi o nowym filmie krótkometrażowym, nad
którym pracował w wolnym czasie. Była to, jak mi się zwie­
rzył, najpełniej zrealizowana wizja w jego karierze. Wiedziałam, że szukał takiego projektu, czegoś, w co mógłby się naprawdę zaangażować. Miał przekonanie, że znalazł ciekawą
historię, właściwy punkt widzenia, początki własnego stylu.
Mówił o tym w uniesieniu, gładko i pewnie. Jego zielone oczy
błyszczały i przycupnął na samej krawędzi krzesła.
Widziałam to wszystko, a jednak pozostawałam obojętna.
Egoistycznie nie mogłam się zdobyć na jakąś reakcję. Ja jad­
łam, a on mówił. On mówił, a ja jadłam. I kiedy tak mówił,
zjadłam również jego kolację. W restauracji unosił się szmer
rozmów, przy stołach siedzieli normalni goście, ciesząc się jedzeniem i swoim towarzystwem. Tymczasem jedyny temat,
w jaki ja potrafiłam się zaangażować tamtego wieczoru, dotyczył imion dzieci. Tylko on był dla mnie realny. To on łączył
mnie z moim mężem, a nie to całe gadanie o artystycznych,
kreatywnych aspiracjach, którymi powinniśmy się dzielić.
Jeśli chodzi o imiona dla dzieci, miałam dużo energii i po139
Projekt Macier zyństwo
mysłów, ale jednocześnie czułam się pusta, bo wiedziałam,
że istnieją też inne rzeczy, które powinny mnie interesować,
takie jak sztuka, książki i filmy. Takie jak mój mąż.
W drodze do samochodu Kory odwrócił się do mnie i powiedział:
– Lubię przebywać z tobą.
Prawda, spędziliśmy dzisiaj bardzo miły wieczór, pomijając
fakt, że tak naprawdę mnie tam nie było.
Następnego ranka wybraliśmy się w trwającą godzinę podróż, aby zarejestrować się w hipermarkecie z podstawowymi
rzeczami dla dzieci. Jak później zauważył Kory, rezerwowanie
rzeczy dla dziecka w niczym nie przypomina rezerwowania
prezentów ślubnych, kiedy po prostu idziecie do sklepu i wybieracie wszystkie fajne rzeczy, które chcielibyście mieć. Jako
para dobrze wiecie, czego potrzebujecie. Przy dziecku nagle
stajecie się odpowiedzialni za inne życie i skąd niby macie mieć
pojęcie, co będzie wam do tego niezbędne? Potrzebowaliśmy
śpioszków, ale ile w każdym rozmiarze? I pajacyków, które
najwyraźniej trzeba wybierać nie tylko według rozmiaru, ale
i wagi dziecka. I butelek, żeby opiekunka mogła je karmić, ale
ile butelek i jakiej marki? Musieliśmy mieć wanienkę, pieluchy
z materiału (i znowu: ile?), pokrowiec na materac, pościel do
łóżeczka, przewijak nakładany na łóżeczko, prześcieradła na
przewijak, wazelinę, maść na wysypkę pieluszkową, malutki
dziecięcy grzebyk i szczotkę, obcinacz do paznokci i pilniczek,
kroplomierz do leków… Lista rosła w miarę jak robiliśmy zakupy. Skąd mieliśmy wiedzieć, czego nasza córeczka będzie
potrzebować i które rzeczy są naprawdę niezbędne, a które
140
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
nam narzucane, bo jesteśmy ignorantami? Mimo posiadania
komórki i wyposażenia nas w praktyczne rady oraz dodatkowe
listy zakupów przez moją matkę i siostrę z mozołem przedzieraliśmy się przez sklep, a potem spędziliśmy mnóstwo czasu,
nerwowo drepcząc w alejce z wózkami. Nie da się pojąć sekretów spacerówki, dopóki człowiek nie zostanie wtajemniczony
w jej obsługę. A nawet wtedy nie sposób poznać wszystkich
jej tajników, dopóki dziecko nie poleży w niej przez kilka tygodni. Kupowanie wózka – o d p o w i e d n i e g o wózka –
to klasyczna pułapka, w jaką wpadają nieuchronnie wszyscy
świeżo upieczeni rodzice: muszą wybrać podstawowy element
wyposażenia, zanim zrozumieją, w jaki sposób będzie używany. Właściwie to zakup spacerówki może być najlepszym
wskaźnikiem krzywej uczenia się młodych rodziców. Każdy
wózek ma jeden ukryty mechanizm do składania, inny do
re­gulowania siedzenia i jeszcze inny do podnoszenia rączki. Podobnie jak w przypadku samochodów, istnieją modele
przecenione; małe modele sportowe; modele ładne, o nowoczesnej linii, ze średniej półki, oraz modne, słoniowate, które
można przyrównać jedynie do SUV-a. Tamtego dnia wszyscy
inni debiutujący rodzice, na których natykaliśmy się w alejce,
byli dosłownie oczarowani rozmiarem: większe zdecydowanie oznacza lepsze. Chcieli więcej miękkiego obicia, więcej
miejsca na przechowywanie rzeczy, więcej indywidualności.
Chcieli, aby ten sprzęt manifestował ich poczucie ważności
jako młodych rodziców.
Ja wiedziałam, że później, kiedy już pojawi się dziecko,
będę pragnęła mniej, a nie więcej, żeby zmniejszyć ciężar, któ141
Projekt Macier zyństwo
ry trzeba wszędzie popychać, ciągnąć i podnosić. Wiedziałam,
że większe nie oznacza lepszego. O nie, większe było zdecydowanie gorsze. Pragnęłam wózka tak wąskiego i eleganckiego
jak moja figura sprzed ciąży. W tamtym czasie, jeszcze przed
pojawieniem się kształtnych, nowoczesnych wózków z wyższej
półki, o nazwach przypominających insekty i futurystycznym
designie, musiałam wybierać spośród machin stanowiących
ekwiwalent hummerów dla dziecka. A ponieważ nie mogłam
znaleźć nic sensownego, wpadłam w rozpacz.
Kory i inni mężowie najwyraźniej mieli odmienne zdanie.
Dla nich wózki stanowiły zabawki, gadżety do zdobycia, którymi zachwycali się jeszcze długo po tym, jak ciężarna kobieta
oszacowała, że ten jest zbyt ciężki, ten za lekki, a w tym nie
zmieści się fotelik samochodowy. Nie przejmowali się wcale
faktem, że nie potrafią samodzielnie poradzić sobie z mechanizmem, póki bezdzietna sprzedawczyni, młodsza od nich
o połowę, nie wkroczyła z wdziękiem do akcji i nie zademonstrowała, jak to się robi. Prezentowane modele zagracały alejki sklepowe, podczas gdy mężowie dźwigali, pchali, ciągnęli
i szarpali kolejne eksponaty. Raz za razem zamykali i otwierali
wózki, jakby próbowali pobić rekord prędkości. W końcu, po
trzydziestu minutach naszych zmagań z dwoma wybranymi
modelami, pracownica działu pokazała nam, który składa się
sprawniej, a które problemy wynikają po prostu z naszej ignorancji. Wybraliśmy najbardziej elegancki model, jaki mogliśmy znaleźć, wyprodukowany we Włoszech, opatrzony metką
z ceną, która wydała nam się cokolwiek skandaliczna.
142
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
Nauczyłam się wielu rzeczy w tym sklepie, włącznie z faktem, że robienie zakupów dla dziecka wcale nie jest zabawne. To, szczerze mówiąc, po prostu uciążliwe zajęcie, które
zdaje się podkreślać naszą odpowiedzialność związaną z rodzicielstwem i jednocześnie kompletną niewiedzę. Dowiedziałam
się wtedy też, że mój mąż lubi, naprawdę lubi, buciki dla niemowląt.
Gdy było już po wszystkim, rozpłakałam się.
Siedziałam skulona na stołku barowym jak Hojdy Bojdy, czekając na wegetariańskie burrito. Po raz drugi w ciągu
dwudziestu czterech godzin Kory opowiadał o reality show,
a mnie łzy spływały po twarzy. Na horyzoncie widziałam tylko ciemne chmury traumy i nieszczęścia. Zaskoczony Kory
zwrócił się do mnie i zapytał:
– Co się stało?
– Nic – odpowiedziałam.
– Zrobiłem coś złego?
– Nie – zapewniłam go. – To nic takiego.
– Czy nie powinienem o tym mówić?
– Nie. Czuję po prostu smutek. Albo zmęczenie. – I zaszlochałam jeszcze głośniej.
– Jesteś pewna, że nie zrobiłem czegoś, czego nie powinienem?
Pokiwałam głową, a wtedy on podszedł do mojego stołka i przytulił mnie. Byłam zmęczona, głodna i przytłoczona,
ale nic z tych rzeczy nie wyjaśniało głębokiego smutku, jaki
poczułam. Chciałam płakać i płakać, aż ten smutek ze mnie
143
Projekt Macier zyństwo
wypłynie, chociaż wątpiłam, że z ostatnią łzą pojawi się szczęście.
Potem nagle mi przeszło, zjedliśmy lunch i znaleźliśmy
w tym niesamowitym centrum handlowym, przed samym
multipleksem, niemal idealne lody. Potem siedzieliśmy w słońcu na betonowych schodkach i obżeraliśmy się z radością.
W tym sęk: to oczywiste, że podczas ciąży twoje ciało nie
należy do ciebie. Ale tak samo jest z umysłem.
Podczas gdy reszta świata zajmuje się codziennymi sprawami, ty, uwikłana w problemy związane z ciążą, zapominasz,
jak prowadzić normalną konwersację. Kiedy już z kimś rozmawiasz, wiadomo, że rozmowa zejdzie na temat najważniejszego od niedawna faktu w twoim życiu. Przy mężu mówiłam
więc tylko o planach: pokój dziecięcy, nasze finanse, wystrój
mieszkania, rezerwowanie rzeczy dla dziecka, a nawet sposób
wykorzystania naszych ostatnich trzech miesięcy razem. Czułam, że czas depcze mi po piętach. Jeśli o mnie chodzi, nie
łączyło nas wtedy nic poza dzieckiem.
Słuchając tamtego wieczoru w restauracji, jak Kory mówi
o swoim projekcie, zazdrościłam mu zdolności do zajmowania się czymś – c z y m k o l w i e k – co całkiem i dosłownie
znajduje się poza nim samym. Martwiłam się, że już nigdy nie
odzyskam mojego umysłu czy zainteresowań, że po urodzeniu
dziecka pogorszy się moja krótkowzroczność. Pozostały mi
trzy miesiące ciąży, a potem długie miesiące karmienia piersią. Od dłuższego czasu wiedziałam, że moje życie nie będzie
już takie jak wcześniej, ale w końcu zaczynałam rozumieć,
w jakim sensie się zmieni.
144
wewnątrz: problem n a l i n i i c i a ł o – u m y s ł
To jest właśnie druga strona błogich momentów ciążowej
kontemplacji: utrzymujące się spojrzenie wewnątrz siebie to
największe błogosławieństwo ciąży, ale również jej najbardziej
mściwe przekleństwo. Ciąża odwraca twoją uwagę od wszystkiego, co znasz poza swoim życiem w danej chwili. Znaczenie
tego otumanienia może ci umykać, ale pełni ono jedną funkcję: odciąga cię od życia – twojego i innych – żebyś, kiedy już
w końcu zostaniesz matką, była lepiej przygotowana na to, by
z tego życia zrezygnować.
Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA Sp. z o.o.
02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c
tel. 22 643 93 89, 22 331 91 49,
faks 22 643 70 28
e-mail: [email protected]
Dział Handlowy
tel. 22 331 91 55, tel./faks 22 643 64 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 641 56 32
e-mail: [email protected]
www.wnk.com.pl
Książkę wydrukowano na papierze
Ecco-Book Cream 60 g/m2 wol. 2,0.
Redaktorzy prowadzący Katarzyna Piętka, Anna Słowik
Opieka merytoryczna Joanna Kończak
Redakcja Sylwia Sandowska-Dobija,
Korekta Magdalena Adamska, Katarzyna Nowak
Opracowanie DTP, redakcja techniczna Joanna Piotrowska
ISBN 978-83-10-12427-2
P R I N T E D I N P OL A N D
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2014 r.
Wydanie pierwsze
Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków