CaminoSantiagodeCompostela
Transkrypt
CaminoSantiagodeCompostela
Camino Santiago de Compostela- czyli omega i alfa Najgorszy jest początek, nigdy nie wiadomo od czego zacząć, czego się spodziewać, tak myślałem gdy rozpisywałem próbę na stopień Harcerza Rzeczypospolitej, gdy leciałem samolotem do Hiszpanii, gdy stawiałem pierwsze kroki na Camino i teraz gdy piszę o wspomnieniach. Często się mówi, że coś jest jak alfa i omega, ja na Camino miałem na odwrót- omega i alfa, dlaczego? W kolejnych wierszach wszystko wyjaśnię. Pusta kartka, częste przerażenie wielu studentów i uczniów gdy piszą swe prace i sprawdziany, to przerażenie też pojawiło się u mnie, gdy trzymałem puste tabelki następnego stopnia, jak zaplanować, jak to wszystko zamieścić, skąd to w ogóle wziąć. Pierwsze zadanie- służba Bogu, obszerny temat, każdy ma inne podejście, lecz ten sam cel, tak samo jest z pielgrzymką. Paweł Pyzik jako mój opiekun stopnia siedział naprzeciwko mnie, kilka chwil konsternacji, miałem już kilka pomysłów w głowie, ale żadne z nich nie było dla mnie odpowiednio trudne, wyzywające albo raczej dające satysfakcję zrobienia czegoś co ma udowodnić zdobycia najwyższego stopnia harcerskiego. Paweł rzekł: „Słyszałem kiedyś o takiej pielgrzymce, nazywa się... (nie zapamiętałem- Camino Santiago de Compostela, tj. droga szlakiem świętego Jakuba), choć nie wiem czy to będzie odpowiednie, musielibyśmy trochę o tym poszukać[...]”, pierwsza moja myśl- Hiszpania, ciepło, daleko, droga w imię Boże, wyzwanie- innymi słowy, jedna wielka niewiadoma. Odparłem: „w sumie to może być, wpiszę na razie”, już wtedy wiedziałem, że rzeczywiście się tego podejmę, choćby spróbuję. Minął miesiąc, żadnych kroków, przynajmniej z mojej strony. Trzeba było załatwiać bilety do Hiszpanii, wiedziałem, że to zadecyduje o wyjeździe, długo się nie zastanawiałem, zamówiliśmy na razie do Madrytu, nie wiedząc za dużo o trasie. Zdecydowaliśmy na spotkaniu, że startujemy z Leon (~311km do Santiago), nie mieliśmy wtedy jeszcze trzeciego towarzysza/ towarzyszki. Stopniowo załatwialiśmy potrzebne rzeczy, zdecydowaliśmy się na trochę cięższą opcję dla naszych pleców ale lżejszą dla kieszeni- namiot. Finalnie wszystkie rzeczy były gotowe kilka dni przed wylotem. Wyruszyliśmy w trójkę, Kaja Kasper dołączyła do nas niedługo przed odlotem. Podczas podróży do Leon wynikło kilka komplikacji, co dało jakieś 6godzin opóźnienia na trasie. Pierwsze 2 dni wędrówki to było testowanie swoich możliwości, jakim tempem możemy iść, ile zdołamy przejść dziennie, obeznanie z namiotem, no i test naszej zaradności. Ciężko było znaleźć kogoś kto mówił po angielsku, a po hiszpańsku ledwo umieliśmy liczby do dziesięciu. Przeciętna ilość robionych kilometrów dziennie to było około 27. Było dość zimno wieczorem i o świcie każdego dnia, a ja wyruszyłem do Hiszpanii bez żadnej bluzy i kurtki, ależ to było głupie posunięcie, zakupiłem bluzę w pierwszym napotkanym sklepie z pamiątkami. Już w tych pierwszych dniach myślałem o swoich intencjach, każda związana z czymś innym, był to czas na refleksję o miejscu w którym żyję, gdzie mam schronie, opiekę rodziny, przyjaciół i wiele innych możliwości gdzie w niektórych miejscach na ziemi brakuje. Przez kolejne trzy dni wychodziliśmy z prowincji Leon, gdzie specjalnie pięknych widoków nie było, ale wraz każdym kolejnym kilometrem było coraz piękniej, bujne pola kukurydzy, małe strumyki, gospodarstwa, jedna długa ścieżka żwirowa aż po horyzont i wiele innych widoków które zajęły by jeszcze kilka stron opowiadania. Na tej długiej drodze, po zmówionej wspólnej koronce i całej modlitwie szliśmy w odstępach, wtedy przyszły myśli o sensie wyprawy, po co ja tutaj jestem, po co tyle wysiłku i trudu. Powoli następowała moja przemiana, koniec życia dziecięcego, wstępowanie w dorosły etap życia, nie było mi do tego spieszno, ale wiedziałem, że to jest jeden z moich celów wyprawy. Cieszyłem się, że tak mogę zacząć swoją pełnoletność (18ste urodziny miałem w lipcu, wyjazd był w sierpniu). Następne dwa dni ciągnęły ze sobą kolejne zmęczenie, ale też i motywację oraz zbliżenie do Boga. Więź między nami a napotkanymi pielgrzymami była coraz bliższa, otwieraliśmy swoje serca, opowiadaliśmy o swoich krajach, historii, marzeniach, celach, słabościach i wielu innych. Piękne widoki i pogoda sprzyjała wszystkiemu co robiliśmy, spaniu, wędrówce, jedzeniu w rozmowach. Wtedy rozmyślałem o więziach międzyludzkich i między Bogiem a człowiekiem. Przemyślenia 8 i 9 dnia były różne, szukałem wielu odpowiedzi, na wiele pytań, myśl o bliskim końcu wędrówki nie wchodziła mi w głowę, poczułem smak pielgrzymowania, zaczęło się to zakorzeniać, rozmawialiśmy o tym, stwierdziliśmy że dwa tygodnie to mało, pragnienie kolejnej wędrówki było coraz większe, mimo, że ta nie była jeszcze ukończona. Wiele symboli Camino już minęliśmy, takich jak kamień spod domu czy widoki na obszerne pola winogron, miast, gór, ścieżek i wielu innych. Ostatnie dni były już przyzwyczajeniem, pobudka, jedzenie, wyjście, przerwa, obiad, chodzenie, chodzenie, chodzenie... Przyjemność spędzania czasu na świeżym powietrzu, wśród innych ludzi, wśród cudnych widoków stawała się codziennością. Urzekł mnie jednak niesamowity widok chmur o poranku, ocean chmur, wyspy z gór, płynęły puszyste fale, opadały, wnosiły się, o rozmaitych kolorach zimnego poranka. Ten widok utknął mi najbardziej, równość ziemi, nieba i oceanu. Dotarliśmy do albergi polskiej(dom papieża św. Jana Pawła II) przemoknięci, zmarznięci i głodni, był to 11 dzień, 5km do grobu św. Jakuba. Wysiłek poszedł w zapomnienie, z niedowierzaniem zamykałem oczy tego wieczoru, ale jak, ja, tyle kilometrów, ja chyba ucinam jeszcze drzemkę w samolocie do Hiszpanii, pojawiło się wiele obrazów refleksji i trasy, zżerał mnie głód dalszej wędrówki. Nie będę opisywać samego miejsca, nie da się go opisać, każdy ma inną refleksję na ten temat, całej trasy nie da się oddać w słowach, trzeba to przeżyć, ja polecam każdemu, choćby tylko to ostatnie 100km, albo aż. Camino dało mi dużo wiedzy o Bogu, o samym sobie, o innych kulturach, o współpracy i o wielu innych czynnikach które chciałbym zachować dla siebie. Paweł rzekł na trasie, słowa które mi zapadły w pamięć,gdy zapytałem czemu jest tak malo stopni, przecież zaraz wszystkie zdobędę, co potem: „nie trzeba kolejnych stopni po HR żeby robić coś świetnego i ponad przeciętność”. Moim omega było życie jako dziecko, alfą było i jest zaczęcie nowego epizodu życiowego- dorosłości. Pwd. Maciej Skóra HO