Zwycięska praca

Transkrypt

Zwycięska praca
(Nie)głupi heroizm?
Człowiek jako jeden z gatunków ssaków kieruje się instynktem. I nie jest to z mojej
strony uzwierzęcenie homo sapiens czy celowe zdegradowanie go do niŜszego poziomu w
świecie istot Ŝywych, ale wskazanie jego właściwego miejsca. Spokojnie. Sąsiadujemy z
małpami i nosoroŜcami tylko w tym jednym rankingu. Na wszystkich innych polach
zdecydowanie przodujemy. Mamy przecieŜ rozum, wolną wolę, budzą się w nas emocje i
uczucia! JuŜ Jan Kochanowski w „Pieśni XIX” pisał: „Nie chciał nas Bóg połoŜyć równo z
bestyjami. Dał nam rozum, dał mowę, a nikomu z nami”. Tylko ten nieszczęsny instynkt
samozachowawczy…
Rządzi ludźmi. Jednym z niewielu wyjątków jest Mordechaj. Człowiek, który
świadomie poświęcił swoje Ŝycie na rzecz współwięźniów, głównie Filipa Białowicza.
Celowo nie piszę bohater ksiąŜki pt. „Bunt w Sobiborze”. Mogłoby to umniejszyć jego
zasługi, choć nie jest to odpowiednie słowo – bowiem nie na zasługach mu zaleŜało.
Bezsensowny heroizm rodem z rycerskiego romansu? Mordechaj nie jest fikcją, to czysty
autentyzm.
Trafił do obozu koncentracyjnego w Sobiborze podczas II wojny światowej. Był
śydem. Według Hitlera, to dyskwalifikowało go z gry pod nazwą „Ŝycie”. Niczym dzikie, ale
jednocześnie bezbronne zwierzę musiał walczyć o byt, o zaspokajanie swych prymitywnych
potrzeb. Bo czy Ŝądza zaspokojenia głodu jest wybujałą zachcianką? Wykorzystuje wszystkie
moŜliwe okazje, choć nie ma ich wiele, na poprawienie swojej beznadziejnej sytuacji.
Wpada. Nawet nie popełnia błędu. Tym razem straŜnicy okazują się bystrzejsi.
Frenzel, wzór esesmana, znajduje paczkę z jedzeniem skradzionym z obozowych
magazynów. Według Niemca, sprawa była prosta – ktoś musiał ponieść karę. Gorliwy
straŜnik wszczął śledztwo. Na pewno nie po to, by oczyścić z zarzutów Mordechaja, ale Ŝeby
poszerzyło się grono winnych. Jego wrodzona inteligencja (był przecieŜ przedstawicielem
najczystszej rasy aryjskiej) podpowiadała mu, Ŝe złapany nie działał sam. Nie miał jednak
Ŝadnych dowodów, a Mordachaj nie chciał współpracować. Jak postąpiłby domniemany
oskarŜony, gdyby słuchał instynktu? Z pewnością zrobiłby wszystko, aby przeŜyć, podjąłby
próbę ucieczki z wnyków kłusownika. Jednak tym razem postąpił wbrew swojemu Id, wbrew
instynktownemu elementowi osobowości. Ocalił Ŝycie współwięźniom.
Wydaje się, Ŝe Mordechaj nie miał problemu z podjęciem decyzji, Ŝe na pytanie:
„Kto ci to dał?” bez namysłu odpowiedział: „Wszedłem do szopy i sam to ukradłem”. Być
moŜe tak było. Ale kiedy nie stoi nade mną podły Frenzel i nie wlepia we mnie swojego
okrutnego, zwierzęcego wzroku, mogę zastanowić się, czym kierował się Mordechaj,
dlaczego postąpił tak, a nie inaczej.
W jego umyśle mogło mieć miejsce analizowanie strat i ewentualnych korzyści.
Dociekał, co będzie bardziej opłacalne, ale nie dla niego - dla pozostałych więźniów. Jego los
był juŜ przesądzony. Wiedział, Ŝe czeka go śmierć. Jednak jaką miał pewność, Ŝe przyznając
się do winy, ocali przyjaciół? Niemcy byli nieobliczalni. Mogli z zimną krwią zabić
wszystkich tylko po to, by dać innym nauczkę.
Wszyscy mogliby ponieść śmierć takŜe wówczas, gdy podejrzany nie przyznałby się
do kradzieŜy. Dobrze wiedział, Ŝe niemieccy Ŝołnierze hołdują odpowiedzialności zbiorowej.
Bohaterskie utrudnienie śledztwa, czyli nieudzielanie Ŝadnych informacji mogłoby być
postrzegane przez innych jako skrajne zachowanie egoistyczne, demonstracja dumy.
Jak potoczyłyby się losy Białowicza i jego współpracowników, gdyby wyszło na jaw,
Ŝe to on pomógł Mordechajowi? Zginęliby obaj. Białowicz – za złamanie podstawowych
zasad, Mordechaj – ot tak, choćby za chęć przetrwania w obozie. Skrupulatni esesmani na
pewno dostrzegliby winę takŜe w pozostałych pracownikach składu. Nie chcąc dopuścić do
demoralizacji całego obozu, musieliby ich przykładnie ukarać. Oczywiście wszystko w imię
dobra ogółu.
1
Ostatnia, choć dość kontrowersyjna kwestia, jaką mógł brać pod uwagę Mordechaj, to
pragnienie śmierci. MoŜe był tak wyczerpany psychicznie pobytem z Sobiborze, Ŝe chciał
umrzeć? MoŜe okazał się egoistą i nie pozwolił na skrócenie męki przyjacielowi? Tylko czy
logiczne jest podawanie w wątpliwość chęci Ŝycia ludzi, którzy od wielu miesięcy walczą o
kaŜdy kolejny dzień? Myślę, Ŝe tylko teoretyczna moŜliwość. Wprawdzie Filip Białowicz
przyznaje, Ŝe, gdy trafił do obozu, pomyślał: „Po wszystkim, co przeszedłem, to juŜ będzie
koniec. Koniec z głodem. Koniec ze strachem. Koniec z oglądaniem śmierci mojej rodziny i
przyjaciół. Wreszcie znajdę jakieś ukojenie”. Jednak w chwili zagroŜenia stanowczo
stwierdził: „Jeśli mam zginąć, to wtedy, gdy śmierć mnie w końcu dopadnie, nie wcześniej”.
Oni, jak nikt inny, pragnęli Ŝyć!
W zaistniałej sytuacji Mordechaj nie miał szans na przeŜycie. Bez względu na to, jaką
decyzję by podjął, zginąłby z rąk nazistów. Nierozstrzygnięta pozostawała kwestia Ŝycia
pozostałych…Przyłapany zdecydował się na najdrastyczniejszy z moŜliwych dla siebie
kroków. Heroicznie wziął na siebie odpowiedzialność.
Dlaczego gotów był stracić Ŝycie? Dlaczego uznał, Ŝe ma ono mniejszą wartość niŜ
inne? Podobnie zachował się św. Maksymilian Maria Kolbe, który przebywał w obozie
koncentracyjnym w Oświęcimiu. Pod koniec lipca 1941 roku uciekł więzień z bloku ojca
Kolbego. Wściekły straŜnik zwołał na plac wszystkich osadzonych i co dziesiątego
wytypowanego przez siebie więźnia skazał na śmierć. Wśród pechowców znalazł się
Franciszek Gajowniczek, ojciec i mąŜ. Katolicki duchowy pokornie poprosił straŜnika o
zamianę. Po dwóch tygodniach głodówki o. Maksymilianowi wstrzyknięto fenol… MoŜe się
wydawać, Ŝe w tej sytuacji łatwiej znaleźć motywy bohaterskiego postępowania. Zakonnik
powinien odznaczać się nadludzką wraŜliwością i gotowością poświęcenia. Zgoda. Ale czy
musi oddawać Ŝycie za innych? W etos kapłana nie jest wpisany obowiązek tak heroicznej
ofiary. Gdzie szukać motywacji?
Mordechaj - młody, w normalnej rzeczywistości, z pewnością poszukujący swej drogi
w Ŝyciu: miłości, pracy, anonimowy w swoim środowisku, śyd. Ojciec Maksymilian Maria
Kolbe - męŜczyzna w średnim wieku, spełniający swoje powołanie w kapłaństwie, znany jako
wydawca „Rycerza Niepokalanej”, chrześcijanin. Tak wiele ich róŜni. Łączy tylko jedno.
Człowieczeństwo. I to właśnie ono kazało im poświęcić Ŝycie. Bo jak mówi noblista Elie
Wiesel: „W tamtych czasach szczytem człowieczeństwa było pozostanie człowiekiem”.
Nurtuje mnie jeszcze jeden problem – odpowiedzialność oprawców. Czy moŜna
wybaczyć? Czy da się wybaczyć bezsensowną śmierć tak wielu niewinnych ludzi?
Władysław Bartoszewski, który przebywał w Oświęcimiu w czasie okupacji, a potem w
peerelowskim więzieniu, w rozmowie z Leszkiem Kołakowskim odpowiada: „Ja – nie, Ty –
tak.” Świadek historii, człowiek, który przeŜył to piekło, nosi w swoim sercu Ŝywe rany.
Choćby chciał nie potrafi wybaczyć, zrozumieć, zapomnieć… Bartoszewski kontynuuje:
„Powiedziałem Niemcom dwa razy publicznie: stałem na placu apelowym w Oświęcimiu,
drŜąc z zimna i lęku, upokarzany i poniewierany, bo byłem młodym Polakiem, a dzisiaj stoję
przed wami, przed niemieckim parlamentem i do was mówię. Co się stało? Ja się nie
zmieniłem, ale wyście się zmienili”. Nastała nowa rzeczywistość. To, co było nigdy nie
powinno się wydarzyć, ale nie pozwólmy, by przyszłe pokolenia zapomniały o Mordechaju,
o. Maksymilianie czy Władysławie Bartoszewskim.
2