Show publication content!

Transkrypt

Show publication content!
Wieś płynie z prądem zmian…
Za każdym razem, kiedy jako mieszkaniec wsi, wypowiadam się na jej temat
w środowisku miejskim, jakże innym i niejednokrotnie wrogo do tzw. prowincji
nastawionym, staram się przedstawiać jej współczesny obraz. Tylko tą drogą bowiem
możemy przekonać innych, że naprawdę warto zainteresować się tym, co dzieje się na
przedmieściach czy na terenach typowo rolniczych. Poznając obecny stan wielu polskich
wsi możemy przekonać się, iż często nie mają one już nic wspólnego z utrwalonym
w świadomości wielu ludzi „obrazem nędzy i rozpaczy”.
Ileż razy spotykałem się dotychczas z opinią, że wieś to miejsce dla ludzi bez
perspektyw, niewykształconych, mających ograniczone ambicje i takich, dla których
horyzontem marzeń jest importowany z zachodu samochód wątpliwej wartości i estetyki.
Jako siedemnastoletni mieszkaniec jednej z podkarpackich (bądź co bądź – podmiejskiej)
wsi, muszę w tym miejscu postawić kontrowersyjne pytanie.
Dlaczego zatem, mimo ogólnej pogardy dla obszarów wiejskich, panującej wśród
„elit” – głównie ludzi biznesu, lekarzy, polityków – w moim otoczeniu powstają wciąż
nowe rezydencje tychże osób? Z mojego punktu widzenia, to one kształtują najnowszy
krajobraz tych terenów. Muszę przyznać, że jako pasjonat architektury, doceniam tych,
którzy osiedlając się szanują wiejskie tradycje, a ich domy harmonijnie współgrają
z otoczeniem i naturą, chociażby poprzez wykorzystywanie alternatywnych źródeł
energii. Są jednak i tacy (niestety chyba większość), którzy „podporządkowują” sobie
wieś poprzez narzucanie krzykliwego, niespotykanego dotąd stylu. Albo, co gorsza,
odgradzają się od lokalnej społeczności kilkumetrowym murem, tworzącym wśród pól
i łąk niedostępne oazy luksusu.
Opisane powyżej zjawisko to istotna moim zdaniem prawidłowość opisująca
zmiany, jakie zachodzą w krajobrazie Polski rolniczej. Przeciętna wieś nad Wisłą nie jest
już symbolem zacofania w rozwoju cywilizacyjnym, oczywiście jeśli spojrzymy na stan
faktyczny, a nie powtarzane w wielu środkach masowego przekazu stereotypy. Być może
rzeczywiście w niektórych regionach sytuacja wygląda gorzej, jednak ja postaram się
odnieść wyłącznie do wsi, w której mieszkam i przez ten pryzmat scharakteryzować
wszystko, co dziś nie jest tutaj już takie jak dawniej.
Przede wszystkim, muszę przyznać rację tym, którzy opierają swoje poglądy na
wizerunku terenów rolniczych kilkadziesiąt lat temu. Być może wychowali się oni na wsi,
a następnie wyjechali do miasta i tak właśnie ją zapamiętali. Rzeczywiście, jak wynika
z opowieści moich rodziców i dziadków, istniała wówczas przepaść światopoglądowotechnologiczna na korzyść obszarów zurbanizowanych. Jednakże to wszystko się
zmieniło. Młodzi mieszkańcy małych miejscowości to dzisiaj ludzie pragnący się kształcić,
w pełni korzystający z możliwości, jakie daje im Internet i mający aspiracje do bycia
lepszym niż faworyzowani dotąd koledzy z większych miast.
1
Spore zmiany da się zauważyć także wśród ludzi starszych. Utrzymują oni
wspaniałe tradycje polskiej przedsiębiorczości. W jaki sposób? Otóż, zakładają
stowarzyszenia zajmujące się produkcją wyrobów regionalnych, szerzeniem kultury
ludowej wśród młodzieży, a nawet rozwojem osobistym. Ci ludzie to w wielu
przypadkach (co doskonale widać szczególnie na Podkarpaciu) emigranci, których niemal
całe życie upłynęło na wypracowywaniu PKB Stanów Zjednoczonych czy Kanady.
Dlaczego wrócili? Oczywiście powody są różne, ale z moich obserwacji wynika jeden
dominujący wniosek. Polska w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat zmieniła się na tyle,
iż różnice między światem zachodnim, a naszym krajem zmniejszyły się. W związku z tym
nie ma już konieczności pozostawania za oceanem, bo również w Polsce można liczyć na
spokojną starość. Oczywiście pomijam fakt, że tacy ludzie korzystają tutaj zazwyczaj ze
swoich wysokich amerykańskich emerytur.
Powracająca z zagranicy diaspora kształtuje także wizerunek mojej wsi.
Podróżując po Ojczyźnie zauważyłem, iż niewiele jest jeszcze miejsc, w których tak
bardzo jak na Podkarpaciu dba się o estetykę gospodarstw. Przenosząc na rodzimy grunt
najlepsze wzorce z zachodu, przykładają oni szczególną uwagę do utrzymania porządku
w swoich domach i ogrodach. Co ciekawe, często ma to charakter pokazania sąsiadowi
inwencji twórczej i udowodnienia mu swojej wyższości… Choć może się to wydawać
śmieszne, kilkanaście lat temu wskutek tego zjawiska światopoglądowego, zawitały na
Podkarpacie pierwsze ogrodowe krasnale i elementy dekoracyjne, wzbogacane później
stopniowo o regionalne wzornictwo. Na fali popularności lokalnych rzemieślników,
upowszechniła się też troska o dziedzictwo kulturowe regionu, a artyści zyskali większe
społeczne uznanie swojej pracy.
Wiele zmieniło się także w kwestii infrastruktury. Moja wieś nie straszy już tak
zwanego ruchu tranzytowego swoim wyglądem (bo przecież miejscowi do otoczenia
zdążyli przez lata przywyknąć…). Powstały nowe drogi z asfaltową nawierzchnią, wciąż
buduje się chodniki i ścieżki rowerowe. Niewątpliwie milowym krokiem w rozwoju bazy
sportowej miejscowości było wybudowanie boiska wielofunkcyjnego, z którego chętnie
korzystają dzieci i młodzież szkolna. Jako ciekawostkę należy potraktować fakt, iż jeszcze
kilka lat temu głównymi beneficjentami takich przedsięwzięć były ludowe zespoły
sportowe oraz szeroko pojęci działacze lokalni. Boiska były wówczas wykorzystywane
przede wszystkim w godzinach popołudniowych, do rekreacji oraz „treningów”
lokalnych, amatorskich drużyn. Stopniowo jednak obserwuje się wzrost zainteresowania
dzieci wspólną zabawą czy grą na tak przygotowanej nawierzchni. Dopiero teraz wiele
z nich zrozumiało, że obiekty z założenia projektowane były dla nich, a nie dla
szukających odprężenia po pracy urzędników.
Opisany powyżej problem dotyczy nie tyle odpowiedzialności konkretnych osób
za taki stan rozwoju kultury fizycznej, ale uświadomienia sobie faktu, jak wiele szans
ludzie dorośli potrafią zmarnować, kierując się własnym interesem w inwestycjach
2
poświęconych przyszłości naszego Narodu. Już z perspektywy małej miejscowości na
Podkarpaciu można bowiem dostrzec pewne aspekty, które są – w moim odczuciu – dla
całej niemal Polski wspólne.
Muszę przyznać, że być może żadne z przedsięwzięć zrealizowanych w mojej wsi
nie zakończyłoby się sukcesem, gdyby nie wkład funduszy europejskich. Jestem pełen
podziwu dla tych, którym zależy na poprawie poziomu życia na obszarach wiejskich.
Nawet tutaj jest wiele osób kreatywnych, mających wizjonerskie spojrzenie na świat.
Niestety, istotę sprawy zrozumiałem dopiero wtedy, gdy zapoznałem się z tym, co często
decyduje o powodzeniu i społecznym odbiorze projektu. Otóż znacząca ilość
ukończonych i prowadzonych inwestycji mogłaby, według mnie, być zrealizowana dużo
szybciej i dużo taniej. Czynnikiem zwalniającym ten proces są skomplikowane procedury
przetargowe oraz rozbudowany system kontroli wykonawcy. Można żartobliwie dodać,
że niebawem przekroczymy chyba poziom jednej inspekcji na metr kwadratowy
chodnika… Przykład może trochę przerysowany, ale oddający realia inwestycji
publicznych na polskiej wsi.
Innym punktem odniesienia, interesującym z punktu widzenia przemian na
obszarach rolniczych, wydaje się być kwestia własności gruntów. Jak powszechnie
wiadomo, Podkarpacie słynie z niesamowitego rozdrobnienia gospodarstw,
podważającego sens jakiegokolwiek ich wykorzystywania na dużą skalę. Nie zgłębiając
historyczno-administracyjnej warstwy tematu, przedstawię spostrzeżenia co do tego, jak
rolnictwo mojej wsi wygląda dzisiaj.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość mieszkańców miejscowości trudniła się
uprawą zbóż, ziemniaków czy hodowlą zwierząt. Wydawać by się mogło, że podobnie jak
w skali całego kraju, również i tutaj nastąpiła profesjonalizacja i specjalizacja produkcji
rolnej. Nic bardziej mylnego. Co prawda kupuje się nowe, bardziej wydajne
i zaawansowane technologicznie maszyny, jednak nie tylko od tego powodzenie takiego
biznesu zależy. Zasoby ludzkie? Owszem, zmniejszyły się w miarę postępu emigracji
zarobkowej, jednakże przy wspomnianej mechanizacji nie mają już takiego znaczenia jak
kiedyś. Przyczyna trudnego położenia rolnictwa Polski południowo-wschodniej leży
we wspomnianej już wcześniej „fragmentaryzacji” gruntów na przestrzeni minionych
dekad.
Producenci rolni doskonale wiedzą, iż nie da się być konkurencyjnym, nie mając
skondensowanego areału o korzystnych warunkach glebowych (które notabene i tak
w moim regionie są fatalne; rozwiązaniem jest jedynie chemizacja). Jakiś czas temu
w mojej miejscowości pojawiła się tendencja do przejmowania (tzn. kupowania) gruntów
od miejscowych rolników przez przybywających z większych miast lekarzy czy
prawników. Zdarza się, że uda im się połączyć kilka działek w jedną o opłacalnej dla
rolnictwa powierzchni. I tu pojawia się kolejne wielkie rozczarowanie. Zamiast
inwestować w rozwój kultury rolnej i tym samym dać pracę mieszkańcom wsi, traktują oni
3
swoje działki nie jako kapitał, który mogą wykorzystać sprzedając na przykład zdrową
żywność. Zarabiając po kilka- kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, szukają oni po
prostu bezpiecznej przystani dla swoich pieniędzy. Nic więc dziwnego, że dziesiątki
hektarów leżą później przez wiele lat odłogiem.
Dodam jeszcze, że nie chcę w żaden sposób eksponować tutaj tej stereotypowej
zaściankowości obszarów wiejskich. Uważam, że nie jest niczym złym, że osoba
wykształcona w trudnym zawodzie zarabia niebotyczną jak na lokalne warunki sumę
pieniędzy. Właściwie apeluję jedynie o to, aby drzemiący w tych funduszach potencjał
mądrze wykorzystywać. Zyskała by na tym nie tylko społeczność naszej wsi, ale przede
wszystkim konsumenci. Tym samym zmierzam do konkluzji – siła naszych małych ojczyzn
tkwi nie tyle w ich jedności, co w różnorodności. Tylko przez oferowanie unikatowego na
krajową skalę produktu (także w rozumieniu kapitału ludzkiego), pojedyncza wieś ma
szansę się rozwijać. A wtedy to, co nas kulturowo dzieli, będzie nas ekonomicznie łączyło.
Jedno jest pewne – Rzeczpospolita lasów, pól i łąk z roku na rok zmienia się i już
teraz, mimo młodego wieku, widzę diametralne różnice. Kiedy chodziłem do szkoły
podstawowej, niczym nadzwyczajnym był tutaj widok krowy pasącej się przy drodze czy
gospodarzy uwijających się przy sianie. Zaledwie kilka lat później, piszę do Ciebie, drogi
Czytelniku, z polskiej wsi, nasyconej tabletami, inteligentnymi domami, oddychającej
pełną piersią z niewyczerpalnego źródła szerokopasmowego Internetu. Moja
miejscowość w zawrotnym tempie przeszła długą i trudną drogę. Pozostały tylko resztki
krajobrazu – wszystko to, co ludzkie jest już nowoczesne. Jeszcze tylko natura broni się
przed potęgą kapitalistycznej cywilizacji. Zupełnie jak w Dubaju…
TRIGO
4