Zemsta Móltka

Transkrypt

Zemsta Móltka
Zemsta Móltka
- Beeeeeeeyyyyyyyyeee…- Głośne beknięcie rozniosło się echem po pustej sali
czytelni w Bibliotece Miejskiej w Tarnobrzegu.
Otyły i mocno owłosiony mól książkowy siedział oparty o regał z książkami. Miał
małe, niebieskie oczka i olbrzymi czerwony nos. Jego usta były wydęte, a na głowie
miał irokeza. Z czoła wyrastały mu dwa czółka. Na nosie nosił staromodne okulary
i był ubrany w zielony kubrak zapinany na guziki. Posiadał tak długie ręce,
że zawadzały mu o podłogę, kiedy chodził przygarbiony.
Siedział on od dłuższego czasu na jednej z półek w bibliotece, zajadał się książkami
i rozmyślał.
- Po ,,Bazyliszku” miałem koszmary, jak zjadłem „Wszystko Dla Niej” to się
zakochałem, a kiedy połknąłem atlas anatomiczny miałem wzdęcia. Najlepiej trawię
komedie. Szczególnie te stare księgi są smaczne. Zjadłem ich chyba ze trzydzieści.
Pycha. Ten regał jest taki mały, trzeba by się przenieśd na inny, ale tak mi się nie
chce. Ludzie to mają dobrze, dwa kroki i już są po drugiej stronie, a ja się muszę
męczyd. No trudno, trzeba iśd, bo się tu zagłodzę – narzekał Móltek i biorąc swoją
podręczną świeczuszkę ruszył na inny regał. Kiedy wreszcie dotarł na miejsce,
usadowił się na najwyższej półce i zaczął rozglądad się za najlepszym miejscem
na nowe mieszkanie. W samym rogu niższej półki zobaczył średniej wielkości karton.
Postanowił, że poleci i zobaczy, czy pudło nada się na dom. Wywiercił dziurę
w jednej ściance i wleciał do środka, po czym wyleciał i wleciał z powrotem, ale tym
razem ze świeczką w ręce. Na dnie kartonu zobaczył dużych rozmiarów księgę. Była
oprawiona w skórę i bardzo stara. Złota klamra zamykała jej postrzępione okładki.
Musiała powstad bardzo, bardzo dawno temu. Móltek stwierdził, że tak starej księgi
nie widział, po czym zaczął zajadad się nią, jak żadną inną.
- Chrup, chrup - rozlegało się za każdym kęsem. – Mmm…. Pychota, jakie chrupiące,
kruche. Niebo w gębie. Palce lizad - wychwalał mól. - Czegoś takiego jeszcze nie
jadłem.
Kiedy się najadł, poczuł, jak fala energii przepływa przez jego ciało. Przeszył go
dreszcz od stóp do irokeza, aż iskry poszły. Móltek przestraszył się.
– O matulu, co ja pocznę, co się stało? A może to ta księga była przeterminowana?
Mama tyle razy mi mówiła „- Sprawdź termin ważności, zanim coś zjesz.” Było się jej
słuchad, a teraz? Co będzie jak zachoruję? Kto się mną zajmie?... Ale ja nie czuję
się, jakbym był chory. Wręcz przeciwnie! Nigdy w życiu tak dobrze się nie czułem!
- Co to było? Dobrze, że okładki nie zjadłem, może tytuł się zachował...
- Jest! „Wielka Księga zaklęd i czarów”- przeczytał. Zdziwił się bardzo. Stwierdził,
że takiej książki jeszcze nie jadł. Rozważałby dalej walory smakowe tajemniczej
książki, gdyby nie przerwał mu hałas dobiegający od drzwi wejściowych.
- Ludzie!!!
Sama myśl nawiązania bliższych kontaktów z ludźmi przepełniała go lękiem.
Zapragnął czym prędzej uciec na najwyższą półkę. Jak tylko o tym pomyślał, coś
pyknęło, strzeliło, rozbłysło i Móltek znalazł się tam, gdzie pragnął. Był bardzo
wstrząśnięty. Chodził w kółko i mamrotał pod nosem:
- To na pewno sen. Musi mi się to wszystko śnid. Może jak się uszczypnę, to się
obudzę? Ałaa! To jednak nie jest sen!
Zerknął niepewny w kierunku, z którego dobiegały dźwięki. To do biblioteki wszedł
chłopak. Był niechlujnie ubrany i poczochrany. W ręku trzymał mocno tłustego,
wielkiego hamburgera. Móltek przyglądał się mu z zainteresowaniem. Chłopiec
wyciągnął z plecaka książkę do oddania. Widad było na niej duże plamy
niewiadomego pochodzenia. Móltka ogarnęła złośd. Jak można oddad książkę
w takim stanie?! Wszyscy powinni je szanowad! Ta lektura była już do wyrzucenia!
Mól postanowił dad nauczkę chłopcu. Chciał bardzo poznad jego nazwisko i chociaż
wzrok miał zawsze słaby, tym razem wyraźnie zobaczył jego imię i nazwisko na karcie
bibliotecznej. Chłopak nazywał się Marek Kukła.
- Może ta książka faktycznie była przeterminowana, ale coraz bardziej podobają mi
się skutki uboczne – pomyślał Móltek i poczuł się jak jeden z popularnych
komiksowych super mocarzy.
Móltek teleportował się do torby chłopca i dostał się do jego domu. Na miejscu
Móltek zobaczył sterty zeszytów i książek na podłodze. Były brudne, a chłopak
zdawał się tego nie widzied. Marek zrobił sobie jedzenie, po czym siadł do czytania
czwartej części „Harrego Pottera”. Czytał właśnie fragment pojedynku uczniów
w labiryncie pełnym strachów. Sos ze spaghetti pryskał na kartki. Powstała spora
tłusta plama. Chłopiec nic sobie z tego nie robił, do czasu, gdy nagle zaczęło się dziad
coś niewiarygodnego!
Za pomocą sił Móltka plama zaczęła ożywad. Litery zlały się w jedną pęczniejącą
postad. Postad potwora. Chłopak patrzył oniemiały, jak plama osiąga rozmiary
dorosłego człowieka. W miejscu, w którym powinna byd głowa, zaczął tworzyd się
wir coraz większy i mocniejszy. Marek poczuł, jak z siłą tajfunu coś wsysa
go do środka i ciągnie powietrznym korytarzem z szybkością pocisku w ciemną
czeluśd. Wir wypluł go w chwili, gdy ciemne plamki przed oczami sygnalizowały,
że traci przytomnośd. Chłopak powoli dochodził do siebie po bolesnym upadku.
Z prawego policzka ciekła mu ciepła strużka lepkiej krwi. Ręką wymacał kłujące
gałązki żywopłotu - przyczyny rany na twarzy. Oczy powoli przyzwyczajały się
do ciemności i Marek po chwili uświadomił sobie, że znalazł się w upiornym
labiryncie. Zaczął krzyczed i woład o pomoc, ale odpowiedziała mu tylko cisza.
Chłopak zaczął iśd przed siebie, lecz zaledwie po kilku krokach, jakieś czarodziejskie
pnącze oplotło mu nogi i wciągnęło go do środka labiryntu. Od czasu do czasu
ukazywały się przed nim dziwne stwory o upiornych twarzach. Chłopak był
wykooczony, prawie mdlał ze strachu. Nagle pojawił się na jego drodze olbrzymi
pająk, który chciał go zjeśd. Jego olbrzymie szczypce sięgały w kierunku chłopca.
Marek nie wytrzymał. Zaczął krzyczed ile sił w płucach:
- Niech ktoś mi pomoże! Co ja takiego zrobiłem, że mnie to spotkało??!
W jednej sekundzie wszystko się zatrzymało. Przed nim zjawił się Móltek
o nienaturalnych rozmiarach i powiedział do Marka:
- Nie krzycz tak, bo mnie uszy bolą! Niszczyłeś książki. Nie obchodziło cię jak
wyglądają. Miałeś w nosie, że taka książka nadaje się już tylko do wyrzucenia.
Dlatego cię to spotkało. Masz nauczkę. Jeżeli jeszcze raz zniszczysz lekturę, to więcej
z niej nie wyjdziesz!
To powiedziawszy złapał chłopca za rękę i wyciągnął z książki. Marek siedział znowu
na swoim krześle, przy talerzu ze spaghetti, leżącym na biurku. Nie było labiryntu,
strachów, ani Móltka. Chłopak szybko wstał i zaczął sprzątad pokój. W głowie miał
obrazy z labiryntu. Pamiętał doskonale przestrogę mola. Od tej pory szanował
książki.
Sława Móltka obiegła szybko tarnobrzeskie szkoły, siejąc postrach wśród uczniów.
Strzeż się! Może Móltek dopadnie też ciebie?
Natalia Kołodziej , klasa I b gimnazjum