Jedź łośtrożnie czyli łoś na asfalcie

Transkrypt

Jedź łośtrożnie czyli łoś na asfalcie
Wyprawa wędrowników
Pomorskiej Chorągwi
Harcerzy ZHR
16-20 lutego 2010
Wstępniak
Pięciodniowa wyprawa już za nami. Nowoczesna technologia dała zainteresowanym
możliwość śledzenia przygód grupy ośmiu
poprzez codzienne wpisy na stronie internetowej. Dziś jednak patrzycie na coś więcej:
gazetkę z wyprawy, gdzie oprócz wspomnień
znajdziecie też wiele ciekawostek wprost
znad Biebrzy. Niemal wszystkie teksty zostały napisane podczas wyprawy przez jej
uczestników.
czyli łoś na asfalcie
Jedź łośtrożnie
Nadbiebrzańska przyroda okazała się nader
łaskawa i co prawda nie dane nam było ujrzeć wilka (być może dla naszego dobra), to
jednak kilkukrotne spotkane łosie, sarny,
jelenie i dziki cieszyły nasze oczy. Dobrze,
że są jeszcze takie miejsca w naszym kraju,
gdzie niezmącona nadmierną ingerencją czło-
Ekipa
- str. 2-4
Biebrzański Park Narodowy
- str. 6
Budy wczoraj i dziś
- str. 6
Trzcinowy business
- str. 7
Grzędy - Wieś wyklęta
- str. 8
J. E. Król Biebrzy
- str. 9
Twierdza w Osowcu
- str. 11
Kronika z wyprawy
- str. 12-16
wieka przyroda stanowi schronienie dla dzikich zwierząt.
Historia tego miejsca to też nie lada gratka.
Niegdysiejsza granica między Królestwem
Polskim, a caratem, linia obrony nad Narwią
i Biebrzą podczas II Wojny Światowej i inne
wydarzenia potrafią spojrzeć z nieco innego
kąta na te podmokłe zakamarki.
Ale klimat Biebrzy to nie tylko przyroda i
historia. To przede wszystkim ludzie., których
dane nam było spotkać na naszej drodze. I o
nich poczytacie w tej gazecie. Bo bez nich nie
wiedzielibyśmy co jest tu najcenniejsze.
Dziękujemy Wam „Biebrznięci”!
[MO]
EKIPA
Tomek „Krzykacz” Łukowicz
X Rumska Drużyna Wędrowników „Czarny szlak”.
„Krzykacz” od listopada 2009 roku
pełni funkcje Drużynowego 8 Rumskiej
Gromady Zuchowej. Zanim nim został,
doświadczenie zdobywał jako przyboczny zuchowy. Ma również czworo
rodzeństwa, co sprawia, że z dziećmi
daje sobie radę doskonale. Być może z
tego powodu jako kierunek studiów
wybrał Pedagogikę resocjalizacyjną na
Uniwersytecie Gdańskim :)
„Krzykacz” od 4 klasy szkoły podstawowej tańczy w zespołach tanecznych.
Przygodę tę rozpoczął od tańca klasycznego który trenował przez 6 lat.
Trenował również taniec towarzyski i
współczesny. Obecnie Tomek jest
członkiem Uniwersyteckiego Zespołu
Pieśni i Tańca „Jantar”.
Tomasz jest wiernym kibicem Polskiej
Reprezentacji Mężczyzn w piłce ręcznej.
Niewiele osób zapewne wie, że
Mateusz Stromski
36 Gdyńska Drużyna Wędrowników
Uczeń trzeciej klasy gimnazjum w Żukowie. Członkiem drużyny jest od
ubiegłego roku. Jest szczęśliwym posiadaczem trzech sióstr - oczywiście
młodszych. Naukę zamierza kontynuować w 6 LO w Gdyni.
Mateusz jest wyśmienitym narciarzem.
Swoimi umiejętnościami bez problemu
dorównuje zawodnikom z europejskiej
czołówki. Spędzając aktywnie czas na
stokach Wieżycy, nie zajeżdżajcie mu
drogi. W dzieciństwie praktykował
także ekstremalne zjazdy na rowerze.
Nie brakuje mu odwagi i bystrości
umysłu, skoro bierze udział w zimowisku w Biebrzańskim Parku Narodowym, gdzie jesteśmy gośćmi Króla
Biebrzy.
Zainteresowania? Podobne jak wielu
chłopaków - „Młodych Wilków”: gry
komputerowe, piłka nożna i zagadnienia z tematu „Wpływ ludności fińskiej
na zróżnicowanie etniczne Inflantów w
XVIII w.”.
Jakub Szewczuk
X Rumska Drużyna Wędrowników „Czarny szlak”
Jest harcerzem od 6 lat. Należał on 9
Rumskiej Drużyny Harcerskiej, a następnie przeszedł do X RDW. Ma stopień ćwika i pagon z numerem 72.
Mieszka w Rumi. Ma dwoje rodzeństwa – o rok młodszą siostrę i 11 lat
młodszego brata. Chodzi do II LO w
Gdyni. Jest w klasie maturalnej i chce
studiować Socjologię w Warszawie.
Jego ulubionym sportem jest kick-
Str. 2
boxing. Odniósł nawet w tej dyscyplinie pewne sukcesy. Uczy się nieźle i
nie lubi się nudzić. Razem z kolegami
próbował podpalić szkołę (prawie mu
się udało!), a także wsypał koledze po
lekcji WF kisiel za koszulkę.
Widać więc, że jest to ciekawa osoba.
Lubi wyjazdy harcerskie i inne biwaki.
Z tym człowiekiem po prostu nie można się nudzić!
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
EKIPA
Łukasz Borchmann
X Rumska Drużyna Wędrowników „Czarny szlak”.
Harcerz od 11 lat. Dwukrotnie złamał
rękę w tym samym miejscu - za pierwszym razem w II klasie podstawówki
na lekcji, podczas tego „co dzieje się po
wyjściu nauczycielki z lekcji”, drugi
raz – w wyniku wypadku na rowerze.
włosy, od drugiej gimnazjum znów
długie z tym, że w formie bardziej tradycyjnej niż za pierwszym razem. Lubi
czytać książki, z literatury
„szlachetnej” preferuje Micińskiego,
Broniewskiego i Stachurę.
Nie przepada za grami zespołowymi.
We wczesnym dzieciństwie fryzura
„krótko z przodu [w zasadzie jeżyk]
długo z tyłu”, w wieku 10 lat krótkie
Jest człowiekiem o specyficznym poczuciu humoru, lubi świeże powietrze.
Uważa, że kurtka jest mu nie potrzebna.
Rafał Małecki
36 Gdyńska Drużyna Wędrowników
Osoba związana ze środowiskiem harcerskim od pięciu lat, podczas których
przemierzała gdyńskie kanały z 36
GDW. Jest to rzecz o tyle dziwna, że
mieszka w Rumi i naturalną wydawałaby się penetracja lokalnej kanalizacji.
Ukończył kurs przybocznych zuchowych ale nigdy nie związał się z tym
pionem ZHR. Wśród ulubionych sportów króluje gra w unihokeja telefonem
komórkowym i koszykówka, zaś wśród
dziedzin nauki – biologia. Nie jest jeszcze zdecydowany co do swojej odleglejszej przyszłości, w najbliżej zaś
marzy o plackach.
Marcin Głąbikowski
28 Gdańska Drużyna Wędrowników
Nasz druh ma 21 lat, jest rezolutnym
chłopakiem i wesołym kompanem naszych wędrówek oraz zmagań z trudami szlaków Biebrzańskiego Parku Narodowego. Jego życiorys znaczony jest
wieloma chwalebnymi i wzniosłymi
uczynkami.
Jego przygoda z harcerstwem zaczęła
się już w 1999 roku w 7 GDH
„RANGERS” im. Roberta BadenPowella. Od tego czasu Marcin rozwijał się i doskonalił swoje umiejętności
w różnych dziedzinach harcerskich w
kilku drużynach, miejscach oraz dzięki
wielu znaczącym osobom. Przez ostatnie dwa lata jego przygoda z harcerstwem uległa kilku zmianom. Trafił do
wojska. a tam… życie uległo całkowitemu przewrotowi. Dowiedział się, że
pory roku tutaj mają inną kolejność niż
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
jest to przyjęte w realnym świecie, nauczył się wielu wierszy, oraz tego, iż
wojsko ÓCZY, WYHOWÓJE I ROZFIJA :)
Obecnie pracuje w Adventural Parku
„KOLIBKI” gdzie kasa leży pod każdą
kępą mchu xD Jeśli więc chcesz przeżyć niesamowita przygodę, poznać tego
przystojniaka i doświadczyć wyższej
szkoły jazdy to …
Ma wiele extremalnych zainteresowań,
prowadzi z kolegami Poszukiwawcze
Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe,
bierze udział w wielu rajdach a także i
to chyba najciekawsze, próbuje nawiązywać kontakty interpersonalne z osobami poniżej 175. Sam ma jakieś 2
metry.
Str. 3
EKIPA
Robert Mogiełka
Szef Referatu Wędrowniczego Pomorskiej Chorągwi Harcerzy ZHR
Ksiądz katolicki legitymujący się czerwoną książeczką (po prostu takiego
koloru jest legitymacja potwierdzająca
stan kapłański). Niegdyś - będąc na
parafii w Wejherowie - uwielbiał jeździć na rowerze. Dziś częściej chodzi w
sutannie niż wówczas, choć na wyjeździe, podczas którego pisany jest ten
tekst, jego strój zdradza wytrawnego
turystę.
Robi bardzo dobre zdjęcia - można je
zobaczyć choćby w tej gazetce. I co nie
często się zdarza - zdjęcia ks. Roberta
nie kończą swego życia na dysku komputerowym, ale można je również dotknąć na papierze.
Wśród felerów – popsute kolana. Kilka
dni temu napisałbym jeszcze to w liczbie pojedynczej. Czas jednak płynie
nieubłaganie – podobnie jak i wiek
(również ks. Roberta) i już komplet
kolan kwalifikuje się do wymiany. A to
wszystko za sprawą tajemniczego
kleszcza…
Lubi dobrą kawę (co mogą potwierdzić
stali bywalcy coniedzielnych spotkań
po Mszy harcerskiej), szybkie samochody i dobre aparaty. Z jego twarzy
można czytać jak z książki, kiedy z
dezaprobatą wypowiada się w duszy na
temat kazania swojego kolegi po fachu.
Sam – jak mówi – woli pogrzeby od
ślubów. W przypadku tych pierwszych
uczestnicy uroczystości przynajmniej
częściej pokazują swoje szczere emocje.
Z podobieństw do św. Jana Viannei –
patrona kapłanów - można wyróżnić
przynajmniej jedną. Obydwaj mieszkali
/ mieszkają na strychach. Choć pewnie
o nieco innym standardzie...
Mariusz Ossowski
Przewodniczący Zarządu Okręgu Pomorskiego ZHR
Druh Mariusz, jak się okazuje, to nie
tylko biurokrata w stopniu podharcmistrza, ojciec swojego jedynego syna i
mąż miłej żony, ale to też człowiek,
którego do lasu ciągnie, aby pobyć z
harcerskimi łosiami wśród łosi z Puszczy Nadbiebrzańkiej. Ma co prawda już
swoje lata, a konkretnie 30 i w krótkich
spodenkach dawno po lesie nie ganiał,
bo na ostatnim obozie był 3 lat temu, to
jednak harcerski duch, jak mogliśmy
się przekonać, wciąż w nim drzemie.
Str. 4
Ten nasz dzielny „łoś” nie tylko potrafi
obsłużyć komputer i telefon, ale wciąż
pamięta jak zorientować mapę i jak
odnaleźć się w zaśnieżonym lesie,
gdzie dróg i przetartych szlaków nie
widać. Pewnie ten wyjazd jest sposobnością dla niego, aby snuć dalsze plany
dotyczące jego harcerskiej służby? Cisza, zaduma… las sprzyja podejmowaniu odważnych decyzji. Liczymy na
Ciebie Druhu!
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
PARK
Biebrzański Park Narodowy (BbPN)
BbPN został utworzony na podstawie
Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia
9 września 1993 roku jako 18-ty z
kolei polski park narodowy. Obecnie, spośród 23 polskich parków
narodowych BbPN jest największym parkiem narodowym i jednym
z większych w Europie. Celem Parku jest ochrona rozległych torfowisk Kotliny Biebrzańskiej oraz
niewielkiego fragmentu Wzgórz
Sokólskich o łącznej powierzchni
59.223 ha. Otulina Parku obejmuje
także nieduże części przylegających
do Kotliny Biebrzańskiej mezoregionów: Wzgórz Sokólskich, Wysoczyzny Białostockiej, Wysoczyzny
Kolneńskiej i Doliny Górnej Narwi.
W granicach Parku znajduje się
osiem wyłączonych z niego enklaw,
obejmujących głównie wyspy mineralne w obrębie Kotliny Biebrzańskiej, zajęte pod uprawy, łąki i
osadnictwo.
Najcenniejsze walory Parku to szeroka dolina mającej charakter naturalny silnie meandrującej rzeki Biebrzy, z największym zespołem torfowisk w Polsce, zwanych Bagnami Biebrzańskimi. Wraz z unikatową mozaiką
i strefowością siedlisk mokradłowych, a
także ekstensywnym rolnictwem zacho-
Bagna Biebrzańskie są uznawane za
jedną z najważniejszych w kraju i w
Europie Środkowej ostoi ptaków
wodno-błotnych. Jako niezwykle
cenny obszar wodno-błotny Biebrzański Park Narodowy w roku
1995 został wpisany na listę Konwencji Ramsar o obszarach wodnobłotnych mających znaczenie międzynarodowe, zwłaszcza jako środowisko życiowe ptactwa wodnego. O
międzynarodowej randze walorów
przyrodniczych doliny Biebrzy
świadczy również uznanie jej za
ostoję ptaków o randze europejskiej,
wg klasyfikacji BirdLife International. W 2004 dolinę Biebrzy włączono do sieci Natura 2000. Obecnie
jest to obszar specjalnej ochrony
ptaków (PLH 200008 Dolina Biebrzy o powierzchni 121.002,6 ha) i
obszar specjalnej ochrony siedlisk
(PLB 200006 Ostoja Biebrzańska o
powierzchni 149.929,1 ha).
wały się tu rzadkie, zagrożone i ginące
w kraju i Europie gatunki roślin, ptaków i innych zwierząt. Charaktery-
STATYSTYKA
Biebrzański Park Narodowy jest największy w Polsce – ma 59 233 ha powierzchni i jest otoczony przez liczącą ponad 66 tys. ha otulinę.
Park narodowy nad Biebrzą został utworzony w 1993 r. dla ochrony największego i najlepiej zachowanego w Europie kompleksu torfowisk dolinnych. Ich tereny są co roku zatapiane podczas wiosennych powodzi. Szerokość rozlewisk dochodzi wówczas do kilku kilometrów.
Łąki, turzycowiska oraz mechowiska zajmują 70 proc. powierzchni parku,
a lasy (głównie bagienne) – 26 proc. Na terenie bagien biebrzańskich wyróżniono aż 60 typów zespołów roślinnych.
Rozległe obszary bagienne nad Biebrzą są rajem dla ptaków. Odnotowano
tu 268 ich gatunków (na 404 stwierdzone w całej Polsce), z czego 194 tutaj gniazduje, a pozostałe głównie zatrzymują się podczas wiosennych lub
jesiennych przelotów.
W parku występuje 49 gatunków ssaków, w tym największa w Polsce populacja łosi, licząca blisko 400 sztuk.
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
styczne dla Biebrzańskiego Parku Narodowego są również rozległe krajobrazy,
ekosystemy i siedliska, które gdzie indziej zostały już bezpowrotnie zniszczone, w wyniku melioracji, osuszania
bagien i torfowisk.
Więcej na: www.biebrza.org.pl
Park o światowej sławie
Biebrzański Park Narodowy jest
jednym z ciekawszych parków w
Polsce i chętnie odwiedzany przez
polskie rodziny i pasjonatów. Podczas naszej wizyty napotkaliśmy
ekipę telewizji „Animal Planet”.
Ich dziennikarz Ian Maxwell jest
szanowanym fachowcem w sprawach reportaży o zwierzętach, jest
także jednym z najlepszych tropicieli na świecie. Ekipy telewizyjne
bywają w parku często, tym razem
kręcili materiał o wilkach, i zapewne powiodło się im, gdyż wtedy
ścieżka była pełna wilczych torpów.
[JSz]
Str. 5
CIEKAWOSTKI
dził się ostatni mieszkaniec - Pan Moczarski - którego żona tragicznie zginęła na mokradłach. Teraz Pan Krzysztof
zajmuje dwie chaty, ma wiele psów,
hoduje konie i krowy oraz urządza
atrakcje turystyczna dla dzieci z domów dziecka.
Budy wczoraj i dziś…
Miejscowość jest uroczym miejscem.
Pokryta śniegiem jest jak wioska św.
Mikołaja - brakuje tylko elfów, bo Budy świecą pustkami. Od szosy- Drogi
Carskiej - można się tu dostać dwiema
ponad kilometrowymi drogami. Oczywiście rzadko ktokolwiek je odśnieża aby napotkać oznaki cywilizacji trzeba
brnąć przez głęboki śnieg.
Budy - mała wieś, ba, drobna osada na
terenie Biebrzańskiego P.N.. Ludność
ją zamieszkująca była tu od dawien
dawna. Utrzymywała się głównie hodowli zwierząt: koni, i krów (tych czerwonych), leśnictwa, gospodarstwa.
Były samo wystarczalne. Rodzili się i
umierali w swojej społeczności, a gdy
czegoś potrzebowali, udawali się do
Trzcinna lub Osowca.
W Budach mieszkało ok. 10 rodzin.
Miały swoje małe folwarki. Domy oddalone od siebie o 100 - 250m. Budownictwo drewniane, ogrodzenia z grubego, suchego drzewa.
Mieszkańcy w miarę upływu lat opuszczali swoje Budy. Z różnych względów: albo odchodzili na tamten świat,
albo szukali miejsca w „wielkim świecie” - przeważnie młodzi.
Ucieczki rozpoczęły się w latach siedemdziesiątych, ale ostatni rdzenny
mieszkaniec wyprowadził się z Bud w
1993 r.
Ich miejsca zajmowali z kolei
„miastowi” chcący odpocząć od zgiełku aglomeracji. Przeważnie gospodarstwa Budzkie wykupywali warszawiacy. Takim nabywcą jest Pan Krzysztof,
„Król Biebrzy”. Mieszka już tu od 18
lat, i jest samotny od kiedy wyprowa-
Obecni właściciele traktują swoje domostwa, jak ‘dacze’. Odwiedzają je
kilka razy w roku, podczas tych zaledwie paru dni, oddają się relaksowi i
odpoczynkowi wśród nadbiebrzańskich
bagien.
Pamięć o Budach nie zaginie dopóki
jest ukojeniem dla ludzkich zmysłów.
[kszuk]
Kupa prawdę Ci powie
W Biebrzańskim Parku Narodowym
można napotkać wiele gatunków zwierząt. Są tu m.in. łosie, lisy, bobry, jenoty i wilki. Każde ze zwierząt zostawia
inne tropy, ślady i odchody. Według
wiedzy przewodników, były osoby które wykorzystywały odchody „łosi ‘’do
zarobku. Po wysuszeniu i kilku krotnym
polakierowaniu nadawały się jako najStr. 6
lepsza pamiątka z Biebrzy.
Po śladach guana można określić czy
ślady należą do pani Klempy czy do
pana Byka. Podobno odchody Klempy
są bardziej rozrzucone, ponieważ łosica
gdy załatwia swoje sprawy to się rozgląda czy nikt nie podgląda.
[RM]
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
CIEKAWOSTKI
Środa Popielcowa w Trzciannem
W środę popielcową całą grupą wybraliśmy się do Trzciannego na Mszę
Świętą na godzinę 17 .
W samej mszy świętej wzięliśmy czynny udział, Prezes koncelebrował wraz z
Wikarym Mirosławem z tutejszej parafii, Kuba czytał pierwsze czytanie
uprzednio siedząc w stallach ubrany w
polar Prezesa, Mariusz zajął się oprawą
muzyczną śpiewając psalm i aklamację.
Tomek przeczytał drugie czytanie. Pod
koniec Mszy odbyło się nabożeństwo
Gorzkich Żali.
Szczególną uwagę warto zwrócić na
charakter liturgii środy popielcowej
która rozpoczyna 40 dniowy okres
Wielkiego Postu. Jednak według Księdza wikarego trwa on 43+3 dni. Kolejną ciekawostką było stwierdzenie że
biznes plan służy do budowania bloków i sklepów. Tego wszystkiego mogliśmy dowiedzieć się podczas kazania.
Bardzo ważną tradycją jest posypywanie głów popiołem na znak pokuty. Ale
z kąt się bierze popiół? W XI wieku
postanowiono, że popiół będzie pochodził z palm poświęconych w Niedzielę
Są oni ogromnymi indywidualistami, z
odrębnym stylem oprowadzania, odmiennym podejściem do turystów oraz z
przeróżnymi pomysłami na zaintereso-
[MG]
Trzcinowy business
Biebrzańscy przewodnicy
W Biebrzańskim Parku Narodowym
pracuje około 60 przewodników, ale
zapisanych jest 44... to tyle statystyk!
Ogólnie dzielą się oni na znawców,
przewodników z papierem i tych
‘elitarnych’ przewodników pasjonatów..
Palmową z ubiegłego roku. I tu znów
natrafiliśmy na bardzo dziwną rzecz.
Wierni - oczywiście nie wszyscy - chowali popiół z tacek do pudełek i zawijali w chustki chcąc zabrać popiół ze
sobą. Sam popiół sypany podczas nabożeństwa przez Kapłana na głowę wiernego przy jednoczesnym wymawianiem słów: „Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz” lub
„Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” jest zachętą do zerwania z grzechem. Sam popiół nie ma żadnej nadprzyrodzonej siły i nie trzeba go zabierać do domu.
wanie odwiedzających. Prawdziwy profesjonalista potrafi przeprowadzić przez
szlak wszelkich turystów, inwalidów na
wózkach, kilkuletnie dzieci, a nawet
gimnazjalistów!!
Łączy ich jedno: mają bzika na punkcie
przyrody, Parku i zarażania tym innych.
[]
Na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego od stuleci zbierana jest Trzcina. W dawnych czasach służyła ona do
pokrywania dachów. W dzisiejszych
czasach trzcina znad Biebrzy eksportowana jest do Skandynawii oraz Niemiec. Koszenie Trzciny ma na celu
zachowanie specyficznego ekosystemu
który powstał przez setki lat. Za ręczne
koszenie hektara pola jest płacone 1500
zł lecz nie jest to wcale łatwe gdyż
koszenie i wywożenie trzciny następuje
zima gdy bagienne tereny są zamarznięte. Na tere parku do koszenia trzciny
używa się również Ratraki, lecz nie jest
to już tak dochodowy Interes gdyż
trzcina nie nadaje się do zbioru.
[MG]
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
Str. 7
HISTORIA
Podążając szlakiem naszej wyprawy,
trafiliśmy w okolice Czerwonego Bagna, jest tam miejsce do którego można
dotrzeć tylko jedna drogą przez bagno,
jest to wieś Grzędy.
Jednakże trudno nazwać ją miejscowością, gdyż od dawna nie widać tam
osad ludzkich, a cały obszar wchodzi w
skład Biebrzańskiego P.N.. Mogłoby
się wydawać ze to opuszczona przez
mieszkańców wioska ze względu na
trudności zamieszkania i oddalenie od
większych aglomeracji, co za tym idzie
problemy ze stałym zarobkiem, trudnościami z uprawą roślin (bagno). Takich
wiosek na Podlasiu jest wiele, lecz historia Grzęd jest bardziej zawiła, i
owiana tajemnicą.
Rejon Czerwonego Bagna jest doskonałym miejscem strategicznym jeśli
ktoś chce się ukryć i prowadzić skrytą
walkę, nic wiec dziwnego że bagna te
obrała sobie partyzantka na kwaterę
główną. Ale dzieje tej wioski zaczynają
się o wiele dalej niż II Wojna Światowa. Ślady buntu są już widoczne od
czasów Insurekcji Kościuszkowskiej,
ludność Grzęd wspomagała i uczestniczyła w walkach przeciwko zaborcom i
Twierdza Powstańców
Tereny obecnego rezerwatu przyrody
Czerwone Bagno wielokrotnie udzielały schronienia uczestnikom powstań i
zrywów narodowych oraz walk partyzanckich.
8 września 1944 roku miała tu miejsce
największa partyzancka bitwa na Białostocczyźnie – prowadzona w ramach
akcji burza, między 9 Pułkiem Strzelców Konnych AK pod dowództwem
rotmistrza Konopki „Groma”, a przeważającymi siłami Niemieckimi . Nie
bez znaczenia dla końcowego wyniku
(po stronie niemieckiej poległo 1500
ludzi, podczas gdy po partyzanckiej
jedynie 110) była znajomość terenu
oraz jego unikatowa, nieprzychylna dla
obcych forma.
Bagna – piekło dla najeźdźcy i raj znających ich tajemnice – uniemożliwiają
wprowadzenie ciężkiego sprzętu i są
miejscem wręcz stworzonym do prowadzenia ukochanej przez partyzantów
walki podjazdowej.
[]
Str. 8
Wieś wyklęta
okupantom.
Przez wszystkie powstania i zrywy
narodowe i lokalne, Grzędy były jednym z bardziej znaczących punktów
oporu na Podlasiu. Mieszkańcy wydawali się mieć radykalno-patriotyczne
poglądy, mała grupa społeczna, odcięta
od świata która w krwi ma silne pierwiastki tożsamości narodowej nie może
robić niczego innego jak sprzeciwianie
się przeciwko władzy obcych uzurpatorów: Niemców i Rosjan. Powstanie
Listopadowe, styczniowe, walka o niepodległość, wojna polsko-bolszewicka,
i działania partyzanckie w czasie II WŚ
podczas wszystkich tych wydarzeń
Grzędy dały o sobie znać. Miał tam
bazę Związek Walki Zbrojnej polskiej
Armii Wyzwoleńczej (ZWZ PAW) pod
dowództwem Antoniego Pałubińskiego
„Pioruna”, ściśle współpracujący z partyzantką ppłk. Dąbrowskiego.
Kiedy dowództwo Wehrmachtu postanowiło o pacyfikacji rejonów bagna,
wzięli głownie na cel wieś Grzędy,
wojska niemieckie wkroczyły na bagna
wokół miejscowości nieświadome tego
ze partyzantka powita ich ołowiem,
kiedy w latach ’90 prowadzono jeszcze
wycinkę drzew w tamtych okolicach,
wiele razy niszczono łańcuchy od pił na
pniach w których utkwiła amunicja.
Niewiadomo ilu zginęło żołnierzy obu
stron, a ilu pochłonęło bagno.
Wieś spalono i wymordowano mieszkańców. Dziś nie ma już śladów zabudowań, ani pozostałości po cywilizacji,
oprócz kilku podmurówek i roślin nietypowych dla rejonów bagiennych.
Po wojnie tereny te zamieszkiwały
ukryte oddziały AK i pozostałości partyzantki, których władze komunistyczne za
wszelką cenę chciały
się pozbyć. NKWD
dokonywało obławy i
polowało na polskich
patriotów. Wysiedlono
resztki ludności, niedobitków pacyfikacji, a
wieś Grzędy, jej nazwa, lokalizacja i pamięć o niej owiano
państwową tajemnicą,
jako gniazdo antyradzieckiej działalności.
Nawet po wielu latach
nie pozwolono rdzennym mieszkańcom na
powrót do ojczystej
wioski, argumentując
to tym że wieś „nie istnieje”, a wspominanie o niej było karane na równi jak za
wspominanie o Katyniu.
Czemu wiec nic o niej nie słyszeliście,
skoro o Katyniu słyszał każdy? Bo dokładna historia patriotycznej postawy
mieszkańców Grząd jest znana ludności
Podlasia, ale miejmy nadzieje że wieść
o heroicznych wyczynach i postawach
tych zwykłych ludzi takich jak my,
rozejdzie się dalej.
[kszuk]
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
LUDZIE
Jego Ekscelencja Król Biebrzy czyli Pan Krzysztof...
idzie o nowinki techniczne pomogliśmy
mu nawet w pewnej sprawie… a mianowicie jako absolutnie pierwsi przynieśliśmy tu internet i to z trzech różnych źródeł!!! Kiedy o tym niezwykłym wydarzeniu dowiedział się Król
Biebrzy od razu poprosił mu, abyśmy
sprawdzili pewną niezwykle ważną dla
niego rzecz: aukcje na portalu którego
nazwy nie mogę tutaj zawrzeć ze
względu iż strona allegro.pl ma i tak
zbyt dużą popularność. Pan Krzysztof
licytował dwa zdjęcia. Był to niezwykle zażarty bój, dlatego też postanowiliśmy użyczyć swych ramion i wiernie
wspieraliśmy go we wszelkich sprawach dotyczących owych licytacji.
Oczywiście dzięki nam (może nie tylko, lecz zdecydowanie bez naszej pomocy byłoby to niemożliwe) zwyciężył
i już nie długo stanie się posiadaczem
owych dwóch niezwykle unikatowych
fotografii :)
Nasz gospodarz, obecnie jedyny mieszkaniec Bud, człowiek nietuzinkowego
poczucia humoru, niesamowitego sposobu bycia i niespotykanego sposobu
życia… jest także niegdysiejszym warszawiakiem :)
Jaśnie Nam Panujący mieszka w
Budach od 1992
roku. Kiedy nasz
były Antykwariusz
wprowadził się do
tej małej miejscowości znajdującej
się po środku Biebrzańskiego Parku
Narodowego
mieszkało tu 10
rodzin. 18 lat temu
żył tu jeszcze wraz
z ostatnim mieszkańcem
Panem
Moczarskim. Po
roku jednak Pan
Krzysztof został
sam na włościach.
Towarzyszy mu
sfora psów, która czego sam nie zauważył systematycznie rokrocznie powiększa się jednego pupila. Jeden z nich Mucha - mieszka razem z nami i jest
wiernym towarzyszem naszych eskapad. Hoduje także kilkanaście krów
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
odmiany rudej, polskiej, która daje zdecydowanie mniej mleka, ale za to bardziej kaloryczne i potrafi przeżyć na
turzycowiskach w przeciwieństwie do
popularnych łaciatych :) Pan Krzysztof
posiada na swych
włościach także kilka
koników polskich,
znacznie mniejszych
i bardziej zarośniętych od tych koni,
które kojarzymy z
kalendarzy.
Jak dowiedzieliśmy
się z licznych, długich i niezwykle interesujących konwersacji tj. prywatnych
audiencji, Nasz Król
Biebrzy pozostawił z
ciężkim sercem swą
rodzinę w Warszawie..Jego była żona
oraz 23 letni już dziś
syn, który studiował
informatykę, a obecnie zajmuje się komputerami systematycznie, najczęściej w
porach wiosennej i letniej, odwiedzają
go w Budach.
Pan Krzysztof jest zapalonym kolekcjonerem starych fotografii gwardii imperialnej. Będąc niejako pionierami jeśli
[]
Nasza przewodniczka
Nieprzypadkowo tuż obok tekstu o Krzysztofie pojawia się tekst o naszej przewodniczce. Witrażystka, plastyczka, dekoratorka. W domu Króla Biebrzy można znaleźć
kompozycje kwiatowe Agnieszki. Kto wie,
co jeszcze się tam kryje...
Dla nas przede wszystkim to przewodniczka po Podlasiu oraz Biebrzańskim Parku
Narodowym. Jej konikiem jest nadwiślańska przyroda - a szczególnie fauna.
Agnieszka - a właściwie Janina Agnieszka
zwana również Wiedźmą - pochodzi spod
Łomży. Wraz z trójką dzieci (5, 10 i 12 lat)
mieszka w Trzciannem.
Agnieszka związana jest również - jako
instruktor - ze Związkiem Harcerstwa Polskiego. To dlatego dowiedziawszy się, ż w
Budach zagościła grupa harcerzy bez chwili
wahania postanowiła podzielić się z nami
swoim czasem i wiedzą o tej ziemi.
[MO]
Str. 9
HISTORIA / MIEJSCA
Tykocin – Żydzi – Synagoga
W 1622 roku Olgierd Gasztołd sprowadził Żydów do Tykocina. 22 lata później zbudowano tam synagogę oraz
Kirkut – żydowski cmentarz. Żydzi byli
bardzo dobrymi kupcami. Olgierd
chciał więc, aby rozkręcili oni gospodarkę w tej miejscowości. Udało mu się
to. Dzięki nim Tykocin się rozwinął.
Jednakże był jeden kłopot. Żydzi byli
zbyt dobrymi handlarzami. Potrafili oni
wykończyć cały rynek tak, że mieli
monopol na handel w Tykocinie. Polacy musieli zapożyczać się u nich tak, że
stawali się coraz biedniejsi i biedniejsi.
Tak narastał konflikt między Polakami
i Żydami. Potem nadeszły I i II Wojna
Światowa. Już przed II Wojną Światową zaczęły się kłopoty i prześladowania Żydów. Wtedy, mimo że i Polacy
byli prześladowani, znalazła się okazja
do zemsty.
Po II wojnie światowej w Tykocinie z
1500 Żydów zostało 22, którzy i tak
zaraz wyjechali do Izraela. Teraz nie
został tam ani jeden. Synagoga służy za
muzeum, a Kirkuk uległ zapomnieniu.
[MS]
Z wizytą u Króla Biebrzy
Str. 10
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
HISTORIA
Twierdza Osowiec
Rosyjska twierdza z drugiej połowy
XIX wieku, znajdująca się w gminie
Goniądz w powiecie monieckim, znana
z 6,5-miesięcznej obrony podczas I
wojny światowej. Nigdy nie została
zdobyta - stąd jej późniejsze obiegowe
określanie "rosyjskie Verdun". Jest to
typowa twierdza zaporowa, zbudowana
w latach 1882-1892 (pierwsze prace
projektowe prowadzone były już od
1873). Zmodernizowana po wojnie rosyjsko-japońskiej (1904-1905). Uzupełniona elementami fortyfikacji polowej
na początku I wojny światowej, a także
fortyfikacjami stałymi przed II wojną
światową. Z założenia twierdza usytuowana w zwężeniu bagien biebrzańskich miała stanowić osłonę kolei i
szlaku komunikacyjnego Białystok
- Królewiec.
Twierdza składała
się z 4 fortów:
"Centralny" - fort
nr 1, "Zarzeczny"
- fort nr 2,
"Szwedzki" - fort
nr 3 i "Nowy” fort
nr 4. Pierwsze trzy forty projektował
inż. woj. ppłk. R. Krasowski, natomiast
fort IV inż. woj. kpt. szt. Nestor Bujnicki – ten sam który projektował Twierdzę Modlin. Fort IV był pierwszym i
jedynym fortem w Imperium Rosyjskim, którego obiekty w całości wylewano jako betonowe monolity. Główną
pozycję obroną z cytadelą stanowił fort
"Centralny". Przedmoście na prawym
brzegu rzeki Biebrzy składało się z tzw.
"Pozycji za rzeką" z fortem Nr 2 oraz
pozycji wysuniętych "Sośnieńskiej" i
"Las Białoszewski". Twierdza Osowiec
stanowiła prototyp współczesnego rejonu umocnione go
o raz
przykład skutecznego połączenia
elementów fortyfikacji stałej i
polowej. Fort I był obiektem o niespotykanej wielkości (2,6 km w obwodzie),
na terenie którego oprócz zwyczajowych zabudowań bojowych
znalazły
się
też baraki magazynowe,
zespół ceglanych i drewnianych
domów, a nawet
cerkiew.
Garnizon twierdzy stanowiło około ?
dywizji piechoty, 12 szwadronów kawalerii, 69 dział fortecznych oraz 24
działa polowe kalibru 107 i 152 mm).
Garnizon prowadził walki obronne od
20 września 1914 roku, wytrzymując
ogień najcięższej artylerii moździerzowej (moździerze 420 mm). Pod Osowcem 6 sierpnia 1915 roku Armia Pruska
Osowiec, Carska Droga i Kreml
Kreml, jak wiemy był najdroższym i
najlepiej ufortyfikowanym punktem w
Rosji. Okazuje się jednak, że na Carską
Drogę i twierdzę w Osowcu wydano
więcej pieniędzy, niż na cały wielki,
pałac władców Rosji. Carska Droga została zbudowana do lepszej komunikacji
między fortami cara m.in. twierdzą w
Osowcu i Modlinie, a także do szybkiego przerzucania wojsk carskich do Warszawy gdzie często wybuchały bunty. Ta
linia fortów była granicą między Rosją,
a Niemcami. Jej głównym punktem była
twierdza w Grodnie. Te dwa państwa
były raczej w zgodzie, ale car wolał się
zabezpieczyć… Twierdza w Osowcu
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
była jednak inna od wszystkich, bo budowa była bardzo skomplikowana. Najpierw trzeba było wydobyć cały torf, bo
inaczej nie dałoby się tutaj zrobić fortecy. Następnie musiano nasypać innego
materiału (np. piasku lub żwiru), który
trzeba było przywozić z bardzo daleka i
dopiero wtedy można zacząć właściwą
budowę. Podczas wznoszenia tej twierdzy na bagnach życie straciło wielu ludzi. Podobnie działo się przy robieniu
Carskiej Drogi. Na te carskie pomysły
wydano dwa wagony złota! Teraz widać
dlaczego i jak drogie były te budowle.
do zdobycia twierdzy użyła broni gazowej (chloru). Twierdza ewakuowana na
rozkaz dowództwa 23 sierpnia 1915
roku. Przed ewakuacją Rosjanie zdołali
zniszczyć część budowli (prawie w
całości fort II „Zarzeczny”). 23 lutego
1919 roku twierdzę przejęła armia polska. W okresie międzywojennym na
terenie twierdzy stacjonował 42 pułk
piechoty oraz
funkcjonowała
Centralna
Szkoła Podoficerska Korpusu
Ochrony
Pogranicza
(CSP KOP). W
czasie II wojny
światowej
twierdza nie odegrała większego znaczenia. W kampanii wrześniowej Niemcy obeszli twierdzę pokonując umocnienia w rejonie Wizny. 13 września
1939 roku twierdzę przejęły wojska
niemieckie, które 26 września 1939
przekazały ją Armii Czerwonej.
Obecnie spośród czterech fortów
Twierdzy Osowiec, tylko dwa są w
stanie "używalności" (Fort I i Fort III).
Fort II (Zarzeczny) zniszczony podczas
działań wojennych jest pod nadzorem
Starostwa Powiatowego w Mońkach i
wejście na teren fortu jest niebezpieczne. Fort IV (Nowy) jest również zniszczony, jednak znajduje się na terenie
Biebrzańskiego Parku Narodowego i
przez jego teren została wytyczona turystyczna trasa historycznoprzyrodnicza. Fort I (centralny) i Fort
III (Szwedzki) są własnością wojska,
jednak o ile Fort III jest niedostępny to
Fort I (Centralny) dzięki działaniom
OTF (Osowieckie Towarzystwo Fortyfikacyjne) w chwili obecnej jest częściowo udostępniony dla turystów. Na
terenie Fortu Centralnego znajduje się
muzeum Twierdzy Osowiec i zostały
wytyczono trasy do zwiedzania. Twierdzą opiekuje się Osowieckie Towarzystwo Fortyfikacyjne.
Warto też zauważyć, że twierdza jest
jednym z największych zimowych skupisk nietoperzy w kraju.
[Marcin poszedł na łatwiznę
i ściągnął ten tekst z Wikipedii…]
[MS]
Str. 11
KRONIKA
W 8 osobowej grupie (Prezes, Komandos, Rafał i Mateusz z
36 GDW , Tomek , Kuba i Łukasz z X RDW oraz ja czyli
Marcin z 28 GDW „Wilki”) wyruszyliśmy o 7 rano spod siedziby Okręgu na Czarnej w Gdańsku .
Naszym pierwszym przystankiem było Makro w Przejazdo-
wie za Gdańskiem, gdzie razem z Prezesem i Kubą, który
został mianowany kwatermistrzem, wybraliśmy się na zakupy. Reszta ekipy zajęła się w tym czasie dopracowywaniem
planu podróży. Po zakupach wyruszyliśmy w dalszą podróż
odnawiając Jutrznie. Po drodze przejeżdżaliśmy przez Olsztyn
gdzie wzięło mnie na wspomnienia gdyż w zeszłym roku w
tutejszej Jednostce Wojskowej rozpoczynałem swą przygodę
z wojskiem.
Wtorek — 16 lutego 2010
Wyruszyliśmy z Gdańska ok. godz. 7.00. Zapakowaliśmy się
w Volkswagena Transportera po tuningu przednich reflektorów. Po zakupach w Makro, które podobno istnieje dłużej niż
Marko w Gdyni (jest to nieprawdą - przyp. red.), odmówiliśmy Jutrznię i pełni zapału i gotowi do nowych wyzwań wyruszyliśmy nad Biebrzę.
Upychając nogi pomiędzy zapasami trwoniliśmy czas na przeróżne czynności: otwarcie Ligi Samochodowej Pokera
(niewinna gra na wyimaginowane waluty), śpiewanie wspaniałych hitów z repertuaru zespołu „Maniana” i „Beatles”,
spanie, i wyrafinowaną grę w słowa.
Dotarliśmy do siedziby Biebrzańskiego Parku Narodowego,
gdzie zaczerpnęliśmy garść niezbędnych informacji.
Po przyjeździe na miejsce przywitał nas Pan Krzysztof „Król Biebrzy”. Wyglądał oszałamiająco. Miał biały skórzany
płaszcz i niebieską koszulę na której miał zawieszone medaliony. Samochód musieliśmy zostawić przy drodze Carskiej,
gdyż droga do Bud okazała się nie przejezdna. Cały sprzęt
musieliśmy przenieść na naszych „plecach” do chaty - lecz to
okazało się dopiero początkiem naszych prac. Podzieliliśmy
się bowiem na małe grupy, które były odpowiedzialne miedzy
innymi za przyniesienie drewna na opał, wody pitnej i przygotowanie obiadu.
Wieczorem odwiedził nas „Król” który opowiadał nam o historii Biebrzy i swego życia. Zjadł z nami pyszną kolację,
którą był ryż z sosem słodko kwaśnym. Pan Krzysztof jest on
wielkim fanem historii. Skorzystał z możliwości użycia laptopa z dostępem do Internetu i zalicytował zdjęcia na portalu
Allegro. Przed północą odmówiliśmy Nieszpory i poszliśmy
spać.
Do Bud musieliśmy dotrzeć na piechotę razem z całym dobytkiem, gdyż nasz Transporter ugiął się przed grubą warstwą
śniegu. Przywitał nas na miejscu Król Biebrz:, osoba nietypowa, pojawiająca się znikąd, w wielkim futrze z upolowanych
zwierząt. Towarzyszy mu stary, lecz groźnie wyglądający
pies, którego ze względów bezpieczeństwa musiał trzymać na
łańcuchu. Król - Pan Krzysztof - wydał się poczciwym człowiekiem, o bogatym życiowym dobytku. Mieszka w jednej z
chat i posiada 18 wilczurów (pokaźna sfora…).
Nie musieliśmy zwracać się do niego „Wasza Wysokość”.
Ale nikt nie śmiał zwrócić się do niego bez należytego szacunku. Zjadł z nami obiad, i wydał się normalnym człowiekiem - takim jam My.
[]
[MG]
Str. 12
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
KRONIKA
Środa — 17 lutego 2010
Pobudka zgodnie z planem, szybkie śniadanie,
przedwczesna - jak się
później okazało - konsumpcja przydzielonego
przez kwatermistrza
„Grześka” i wyruszyliśmy w poszukiwaniu
przygody, niezapomnianych przeżyć, łosi, jeleni, wilków, bobrów i
innych dzikich zwierząt.
Po dotarciu znalezionym
przypadkowo skrótem
do punktu obserwacyjnego, wykonaniu pamiątkowej fotografii,
ruszyliśmy dalej w stronę wieży widokowej,
odnajdując po drodze
setki śladów zwierząt – i
nie mam w tym miejscu
na myśli jedynie ich
tropów.
Krótka obserwacja i
obraliśmy kurs na „Lisie Nory”, doświadczając po drodze
spotkania z dzikiem poddaliśmy się poszukiwaniu śladów
życia na wyżej wspomnianym obszarze. Po półgodzinnych
poszukiwaniach skierowaliśmy się na dalszą część trasy, która
była równie nieprzychylna piechurowi i dziewicza jak dotychczasowa – bo torowanie ścieżki z nogami pod śniegiem do
najłatwiejszych zadań nie należy, a nie było ono jedyną przeszkodą. Przepełnieni uczuciami wyczerpania i głodu (które
wyraźnie podzielał niespodziewany towarzysz naszej podróży: Mucha, pies Jego Królewskiej Mości, Pana Biebrzy etc.)
powróciliśmy po ponad sześciu godzinach intensywnego marszu do chaty, z której po pół godziny uzupełniania kalorii i
ciepła wybraliśmy się do Trzciannego.
Godzinna Msza Św. - podczas której można było dowiedzieć
się iż do budowy bloku albo hali niezbędne jest sporządzenie
„biznesplanu”, przez który to termin rozumiemy ustalenie
listy niezbędnych elementów konstrukcyjnych – poprzedzona
zakupami i wyruszaliśmy z powrotem do chaty w celu spożycia obiadu. Nim posiłek dobiegł końca pojawiła się Pani
Agnieszka, umilając nam czas przez ponad dwie godziny,
opowiadając o rejonie oraz swoim bujnym życiorysie oraz
deklarując swoje przewodnictwo w jutrzejszej wyprawie na
Czerwone Bagno.
Zmywanie, rozbicie namiotu przez trójkę wędrowników, którzy postanowili spełnić w nim noc, zapowiedź wcześniejszej
pobudki, kąpiel przed chatą i prace nad gazetką przypieczętowały całodzienne zmagania z naturą i samym sobą. Tak upłynął wieczór i poranek dzień drugi.
[]
W dniu dzisiejszym wyruszyliśmy na pieszą wędrówkę po
Parku Biebrzańskim, a dokładnie podążaliśmy czerwonym
szlakiem w poszukiwaniu łosi i lisich nor. Dzień zaczęliśmy
standardowo od odmówienia Jutrzni, i zjedzenia smacznego
śniadanka. Po tym ubraliśmy się i ruszyliśmy na szlak…
Po 20 min marszu w kilkunastu centymetrowym śniegu, ujrzeliśmy w oddali łosia! Lecz ten nas usłyszał i niestety
uciekł. Później natrafiliśmy na wieżę widokową z której można było oglądać różne rodzaje ptactwa (istny raj dla ornitologów ;D). Po dłuższym marszu dotarliśmy do kolejnej wieży,
jednakże ta była o wiele wyższa i górowała nad okolicą. Spożyliśmy tam drugie śniadanie (niech Was nie zmyli ów fakt,
„młode wilki” nie potrzebują pokarmu aby egzystować). Zrobiliśmy to wyłącznie z wyrachowania, aby poczuć się jak normalni ludzie. Natrafiliśmy na wiele zwierzęcych tropów, jednakże duże wrażenie zrobił ogromny dzik, który przebiegł tuż
przed nami.
Kiedy wróciliśmy z trasy spożyliśmy szybki i pożywny posiłek, po czym udaliśmy się odkopac nasze auto którym pojechaliśmy na Mszę Św. w Trzciannem, gdzie kilku z nas podjęło się służby liturgicznej i gdzie oczywiście Prezes współprowadził Mszę.
Potem nadszedł czas na konkretniejszy obiad, i odwiedziny
bardzo miłego i ciekawego gościa. Pani Agnieszka która będzie nas oprowadzała po Czerwonych Bagnach, to prawdziwy
survivalowiec z pewnością potrafiąca wykonać więcej przydatnych wynalazków z zapalniczki niż McGywer. Jej pieszczotliwe kłótnie z Jego Wysokością o prawdziwy przebieg
dawnych podróży umilały nam wieczór. Także trójka Rumskich Wędroli nie zamierzała się nudzić, i postanowili rozbić
na dworze namiot w którym będą spali stwierdzając że w chacie jest ciasno!
Dzień zakończyliśmy Nieszporami.
[kszuk]
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
Str. 13
KRONIKA
Dzisiaj wstaliśmy o wiele wcześniej niż zazwyczaj, co nie
spotkało się z aprobatą lwiej części naszej „wesołej kompanii”. Jednakże wstaliśmy w dobrych humorach. „Młode wilki”
z namiotu wydawały się wyjątkowo radosne, być może dlatego iż postanowili zahartować się z samego rana i przybyć z
miejsca swego noclegu do chaty na boso. Prawie jak Wojciech Cejrowski - „Boso przez świat”.
Obowiązkowo Jutrznia, śniadanko i w drogę. Ubrani i zwarci
siedzieliśmy w automobilu czekając na naszą przewodniczkę Agnieszkę, i towarzyszkę Asię.
Po godzinnej trasie do „Czerwonego Bagna” opuściliśmy
ciepłe autko i weszliśmy w głąb nieprzyjaznego Parku Narodowego. Oczywiście byliśmy podekscytowani wieloma tropami zwierząt, a szczególnie wilków. Liczyliśmy ze ujrzymy akt
brutalnego wypełniania łańcucha pokarmowego, cytując kolegę: „może jakiś wilk skoczy do gardła małemu Bambi”, albo
„na pewno znajdziemy jakiś niepotrzebny kieł”.
Agnieszka posiada ogromną wiedzę nt. zwierząt zamieszkujących park. W sposób empiryczny ukazała nam jak określić,
kiedy zwierze przebywało w danym miejscu. Trasa która w
zamyśle miała być „hard core’owa” i którą mieli przejść tylko
najsilniejsi, okazała się w miarę spokojna i przyjemna… albo
to my się tak wyrobiliśmy, w co szczerze wierzę. Wieża widokowa i małe ognisko w oczekiwaniu na Mariusza i Prezesa
umiliły nam koniec wycieczki. W chatce uczyniliśmy małą
burze mózgów i spożyliśmy obiad na słodko.
Czwartek — 18 lutego 2010
Pobudka wcześniejsza niż zwykle. Spotkanie w chacie ekip
śpiącej w niej oraz tej, która noc spędziła w namiocie (tzw.
„Młode Wilki”) i wyruszyliśmy na spotkanie z Agnieszką –
naszą przewodniczką. Godzina jazdy samochodem doprowadziła nas do miejscowości Grzędy, skąd, mimo ostrzeżeń leśnictwa nazywającego nas „szaleńcami”, obraliśmy kurs na
Dęby. Tam podjęliśmy decyzje o kontynuowaniu wędrówki,
przedtem zapoznając się z drzewami i biogramami osób po
których przyjęły imiona.
Od tej pory nie było już odwrotu. Trasa prowadziła przez stanowiska lokalnych bartników i „Wilczą Górę” do punktu końcowego – Kopytkowa, gdzie po wejściu na prywatną wieżę
widokową niejakiego „Rumcajsa” rozpaliliśmy ogień w kominku jego wiaty, oczekując na przybycie transportu do punktu wyjściowego. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o zabudowania o charakterze obronnym zlokalizowane na trasie Kopytkowo - Budy oraz poddaliśmy się konsumpcji wydanych
przez kwatermistrza ciastek marki „Jeżyki”.
[]
[kszuk]
W czwartkowy poranek, jadąc zwiedzać
Czerwone Bagna, na carskiej drodze
spotkałam grupę harcerzy, którzy jak się
okazało też tam zmierzają. Dołączyłam
się do ich grupy. Już po drodze dopisywało nam szczęście - spotkaliśmy łosia,
na którego "poluję", aby go zobaczyć z
tak bliska już ponad rok :) Dotarliśmy
do Biebrzańskiego Parku Narodowego,
a następnie wyruszyliśmy na wyprawę.
Jako, że niespecjalnie niestety byłam do
niej przygotowana - brak odpowiedniego obuwia - musiałam założyć śmieszne, gumowe osłony na buty. Chłopaki z
harcerstwa natomiast nie dość, że byli
dobrze ubrani to jeszcze bardzo rozgrzani, wcześniejszym wypychaniem samochodu ze śniegu. Niektórzy nawet twardo, bez kurtek w samych swetrach
świetnie sobie radzili, gdzie ja w tym
Str. 14
czasie w kurtce, czapce i rękawiczkach
na gorąco nie mogłam narzekać :) O
10.00 wraz z naszym przewodnikiem Agnieszką udaliśmy się na wyprawę.
Przed nami trasa o długości 15 km w
śniegu po kolana. Lekko nie było,
przede wszystkim mi w śliskich, za dużych "butach - osłonach", ale harcerzom
humor dopisywał, z zainteresowaniem i
ciekawością szliśmy przez śnieg. Po
drodze spotkaliśmy dwa łosie i dzika. I
w tym momencie niestety moja przygoda się już skończyła - poddałam się - za
duży śnieg i te śliskie buty jak również
brak kondycji niestety. Wróciłam do
bazy, a harcerze nie poddając się ruszyli
dalej. Bardzo miło wspominam to spotkanie na szlaku.
Asia
*Asia jest studentką Filologii Ukraińskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w
Krakowie, gdzie w tym roku będzie bronić dyplom. Pochodzi z Sanoka. Jej siostra - Greta - prowadzi nad Biebrzą
hodowlę psów zaprzęgowych.
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E
KRONIKA
Piątek — 19 lutego 2010
Dziś przespałem pobudkę, w związku z czym opuściła mnie
Jutrznia - które bardzo lubię. Śniadanie jak zwykle było pyszne: oliwki nadziewane chilli, kiełbaski i inne specjały.
O 9.00 wyruszyliśmy do Trzciannego, skąd zabraliśmy
Agnieszkę i jej 5-letnią córkę Darię. Pojechaliśmy do Tykocina - miasta z najstarszym świeckim pomnikiem (pomnik Stefana Czarnieckiego) oraz najstarszą synagogą.
Zwiedzanie synagogi było o dziwo płatne, co było dziwne jak
na kulturę żydowska, wiedząc ze byli to bezinteresowni, asymilujący się z otoczeniem, spokojni i lubiani sąsiedzi. Jedynie
Prezes wysupłał 6 zł za wstęp, aby porobić kilka fotek, skąd
inąd dobrze zachowanego domu modlitwy. Pani „pilnująca”
nieomieszkana go jednak poinformować, że należy dodatkowo uiścić opłatę za robienie zdjęć - 25 zł, czyli normalka.
Dobrze że toalety nie były płatne…
Po pobudce i standardowych porannych czynnościach udaliśmy się w
podróż drogą przy której zlokalizowane były Karawaki, czyli tzw. „krzyże
choleryczne” zapobiegające wielu
nieszczęściom i chorobom, stanowiące domniemane życiowe panaceum.
Przemieszczając się między etnograficznymi atrakcjami dotarliśmy do
Tykocina gdzie zwiedziliśmy Synagogę oraz miejscowy kirkut.
Udaliśmy się w dalszą podróż, która
niespodziewanie doprowadziła nas do
Wizny – miejsca bohaterskiej walki
września 1939 roku, gdzie 720 żołnierzy polskich pod dowództwem Władysława Raginisa broniło
kraju przed ponad 42 tysiącami najeźdźców niemieckich. Następnie udaliśmy się do jednego z zabudowań o charakterze
obronnym w pobliżu Biebrzy i po niedługim zwiedzaniu, wędrując wzdłuż rzeki trafiliśmy, do gospodarstwa nadleśniczego Edka Komendy gdzie doświadczyliśmy interesującej rozmowy, połączonej ze zwiedzaniem posiadłości i podziwianiem wspaniałych okazów koni polskich. Wróciliśmy do
punktu wyjściowego gdzie trzy osoby podjęły się dalszej wędrówki po okolicy.
[]
Zobaczyliśmy także kirkut - cmentarz żydowski, gdzie ekipa z
Rumi dokonała wnikliwej analizy dialektycznej napisów w
hebrajskim znajdujących się na nagrobkach.
Po powrocie na Carską Drogę obejrzeliśmy żeremia bobrów,
dotarliśmy do Biebrzy, oraz poznaliśmy bardzo szanowaną
osobę - nadleśniczego Edka Komendę, który pokazał nam
swoje konie rasy polskiej i uraczył nas ciekawymi opowieściami. Wróciliśmy do Bud. O dziwo droga była odśnieżona!
Grupka śmiałków odbyła jeszcze godzinna przechadzkę po
bagnach, czyli to, co lubimy najbardziej.
Na obiad było nasze ulubione spaghetti. Marcin czekał na nie
od początku wyprawy. Faktycznie było smaczne, i wiele makaronu zostało… Wieczorem agapa. Słodyczy było od groma.
[]
W Y PR A W A W Ę D R O W NI K Ó W
Str. 15
KRONIKA
Sobota to dzień niezwykły… Zaczęło się od tego że ciutek
zaspaliśmy. Godzinę. A był to dzień wyjazdu. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.
Częściowo spakowani zasiedliśmy do śniadania, nie było czasu na Jutrznie, czego całą podróż powrotną żałowaliśmy. Wędrole z Rumi złożyli swój namiot, a reszta się pakowała.
Musieliśmy się spieszyć, bo obiecaliśmy Władcy Biebrzy że
odwiedzimy jego posiadłość. Auto - którym dzień wcześniej
podjechaliśmy pod jego chatę - ugrzęzło, bo w nocy przyszły
roztopy. Musieliśmy dopomóc mu w wyjeździe do samej Carskiej, czyli jakiś kilometr, ale co to dla Młodych Wilków!
Ruszyliśmy do twierdzy Osowiec, gdzie powitał nas bardzo
charyzmatyczny przewodnik, a zarazem prezes Osowieckiego
Towarzystwa Fortyfikacyjnego i członek grupy rekonstrukcyjnej z XVII w.
Sobota — 20 lutego 2010
W następnej izbie jeszcze więcej nagromadzonych rzeczy,
niczym tajemniczy strych dziadków, wszędzie kolorowo malowane figurki zwierząt i ludzi wykonane przez zaprzyjaźnionych rzeźbiarzy, pełno obrazów i kolejny gramofon, dużo
kontrastów ponieważ gdzieniegdzie pojawiają przedmioty
bardziej współczesne jak telewizor, lecz raczej niedziałający,
stara kamera i wiele innych. W oknie witraż z Matką Boską.
Pan Krzysztof pokazuje nam swoje konie i czerwone krowy,
wszędzie biegają jego psy, za które dostał mandat ale nie zamierza go płacić licząc na opieszałość i lenistwo urzędników.
Idziemy do miejsca gdzie rozpala nie ogniska, pod wielka
strzechą, Pan Antek niczym afrykański tubylec próbuje nawiązać rozmowę, ale nie udaje mu się to bo mówi niezrozumiałym dla nas dialekcie, udało mi się tylko rozszyfrować że
ma rodzinę w Szczecinie…
Idziemy do kolejnej chaty, jak można się domyślić w podobnym klimacie, tylko że urządził tam muzeum, wiec znajdziemy tam wzór dawnej wiejskiej izby i pełno starych przyrządów rolniczych, takich jak ręcznie robione brony.
Opuszczamy jego folwark „Sucha Barć”, podarowując mu
książkę Strzembosza i Wnuka „Czerwone Bagno” z naszą
dedykacją.
Pokazał nam 1/5 fortu centralnego (twierdza ma obwód ok. 30
km). Było to ciekawe miejsce pełne eksponatów które można
było dotykać! Więc zrobiliśmy sobie kilka fotek.
Potem wędrowaliśmy tajnymi podziemnymi przejściami i
tunelami, oraz oglądaliśmy ufortyfikowania.
Następnie w ekspresowym czasie dojechaliśmy do Bud, i odwiedziliśmy Pana Krzysztofa, i niewiadomo skąd się pojawiającego P. Antka, który był w stanie świadczyć każda pomoc.
Dom Króla jest miejscem niezwykłym. Zaraz po wejściu czuje się lekki zapach staroci, potem naszym oczom ukazuje się
pierwsza izba. Z sekretarzykiem ma którym jest wiele notesów i kalendarzy w których Władca spisywał każdy ciekawy
element dnia m.in. „23.00- upolowałem szczura (dalej podaje
imię szczura i jego numer z kolei)”. Jest tam duzo rupieci, tak
że pośrodku jest tylko wąskie przejście, oczywiście na komodzie stoją zdjęcia Gwardii Imperialnej które Krzysztof kolekcjonuje, tak jak wiele rzeczy związanych z Rosja Carską. Dalej niczym nie odgrodzona jest jego sypialnia i łóżko ułożone
z wielu futer, dookoła porozrzucane książki w wielu egzemplarzach, na parapecie zdjęcia kobiet, „to moje bliskie przyjaciółki” mówi Pan Krzysiu, obok okna stoi gramofon, nakręca
go, kładzie igłę na płycie i po kilku głuchych trzaskach słyszymy muzykę, hymn Biebrzy! Centralnym punktem tych
dwóch pomieszczeń jest piec kaflowo-kuchenny, u góry suszą
się na nim buty, na ścianach wiszą dzieła lokalnych malarzy, i
różne rzeczy z wielu epok, futrzane czapki, rosyjskie pamiątki, i muszkiet.
Str. 16
Krzysztof nalega abyśmy zabrali ze sobą Antka, ale mu odpowiadamy ze potrzebny byłby nam tłumacz, żegnamy się w
wesołej atmosferze i jedziemy do domu.
Wracając nie byliśmy świadomi jakie wypadki losowe nas
czekają, ale o dziwo wychodziliśmy z nich szczęśliwie.
Zsunęliśmy się lekko do rowu na poboczu, co uniemożliwiało
nam wyjazd - pojawił się pan z półciężarówką i wyciągnął nas
bez problemu na szosę jednym pociągnięciem, co za wóz!
Potem liczyliśmy że rezerwy starczy na dłużej, przeliczyliśmy
się i benzyny zabrakło gdzieś na drodze, Lizus złapał „stopa”
i wrócił z baniakiem po 7 min. Dojechaliśmy w końcu do
Gdańska ok. 23, pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją
stronę.
[kszuk]
J E D Ź Ł O Ś T R O Ż NI E