Związek marzeń
Transkrypt
Związek marzeń
atmosferą innych. Takim, w którym nie tylko my się czujemy dobrze, ale żeby w naszej obecności, naszej przestrzeni, inni czuli się chciani, zaproszeni do współtworzenia z nami więzi. To marzenie kieruje nami do dziś. Zupełnie inaczej przeżywam daną relację, kiedy tworzę ją z kimś sama, a w zupełnie inny sposób, kiedy oboje z mężem włączamy się w jej tworzenie, kiedy ktoś się staje równie ważny dla nas obojga, z wzajemnością. Nasz wspólny świat się poszerza i staje się tym bogatszy, im więcej osób do niego włączamy. Dzień 6. Miłość jest ciągłym podążaniem za sobą nawzajem Iz 49, 16 Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną. Ksenia: Jak dziś pamiętam moment, kiedy odkryłam, czym jest życie wieczne. Ta myśl przeszyła mnie jak błyskawica i nadal jest niezwykle żywa. Myśl, że Bóg zapragnął mnie nie na „chwilę” ziemskiego życia. Zapragnął mnie na zawsze. Takie nieskończone zawsze. Że kiedy przyszłam na świat spojrzał na mnie z miłością, by już nigdy nie oderwać ode mnie oczu. Nigdy. Że kiedy zaczął mówić do mnie, wiedział, że ten dialog już nigdy się nie skończy. Żadnego tam „zobaczymy jak będzie”. Ile odwagi… Pamiętam też, jak po raz pierwszy zupełnie na nowo spojrzałam na swoich rodziców, zakochanych szalenie po 30 latach małżeństwa. Popatrzyłam na nich w kontekście całej historii ich życia - tej całej drogi, którą razem przeszli. Zrozumiałam na przykład, że tata zna mamę, jakiej nigdy nie poznałam - chociażby taką sprzed 30 lat. Kim wtedy była? Nigdy się nie dowiem. I gdybym miała Ci powiedzieć o związku moich marzeń, to brzmiałoby to mniej więcej tak: Każdego dnia widzę, jak zmienia się Twoja twarz. Znam ją na pamięć i każdego dnia uczę się jej na nowo. Każdego dnia słyszę, jak zmienia się Twój głos. Choć nie musisz mi wiele tłumaczyć - znam Twój język. Znam Twoje wyzwania, Twoje walki, Twoje zwycięstwa, Twoje porażki, Twoje radości. To wszystko jest częścią mojej historii. Każdego dnia, kiedy na Ciebie patrzę, pytam: Kim jesteś dziś? Dokąd zmierzasz? Co dla Ciebie jest ważne? Gdzie jeszcze mnie zaprowadzisz? Co jeszcze dzięki Tobie odkryję? Co dzięki Tobie zmienię? Jak się dogadamy? Wiem, że jutro będziesz już inny. Dlatego chcę ciągle za Tobą podążać, ciągle Ciebie szukać. Bo wiem, że też będziesz mnie szukał. Aż do śmierci. A może nawet dłużej. Dzień 7. Odyseja kosmiczna Wojtek: W związku, jeśli jesteśmy nawzajem na siebie otwarci i nie ucinamy z założenia wizji partnera, następuje kumulacja potencjałów. Już nie kwestionuję Twoich pomysłów i Ty też nie podcinasz mi skrzydeł, tylko nawzajem się dopingujemy. Dzięki temu, gdy chcę coś osiągnąć, pracuję nad tym już nie tylko ja, ale też moja żona, a z czasem i dzieci. I w drugą stronę, ich marzenia nie są już tylko i wyłącznie ich własne, ale stają się też moje. Kocham ich i dlatego, gdy coś jest dla nich ważne, wspieram ich i motywuję do wysiłków w kierunku osiągnięcia wymarzonego celu. Tak przeżywana relacja zamiast być ograniczającym nas więzieniem, staje się rakietą, która potrafi nas wystrzelić z poziomu, na którym jesteśmy w kosmos. Dzięki wspólnej pracy – a jeszcze bardziej dzięki pomysłom, na które sami byśmy nie wpadli – jesteśmy w stanie osiągnąć to, co w pojedynkę było dla nas albo nieosiągalne albo kosztowało o wiele więcej czasu i wysiłku. facebook.com/WIO.PR wio.org.pl REKOLEKCJE W MIEŚCIE: OD ZWIĄZKÓW ZŁEJ JAKOŚCI DO ZWIĄZKU MARZEŃ TYDZIEŃ 5 Związek marzeń Tym razem koncentrujemy się na marzeniach, czyli na tych pragnieniach, które wychodzą z duszy i popychają do budowania związku. Już nie mówimy, jak to ma działać, ale jak to będzie, gdy będzie dobrze. Co to jest to „dobrze”, to coś, z przeczuć. Pragnienie tym różni się od marzenia, że pragnienie jest pustką i siłą do szukania spełnienia. A marzenie przyjmuje już postać wyobrażeniową spełniającego się pragnienia. Czy w marzeniu jest wizja tego, jak to ma się spełnić. Coś takiego, jak taki kiepski stereotyp: miłość to patrzenie razem w jednym kierunku. Ale pozytywnie: że leżymy obok siebie i wolno mówić o swoich pragnieniach. Że nie ma dla nich granic, bo nad głowami są gwiazdy. Zbyt dalekie, by cokolwiek ograniczyć. Dzień 1. Związek moich marzeń Łukasz: Mąż: Mam takie marzenie, chciałbym pojechać rowerem, sam, z Krakowa nad morze. Żona: Mam takie marzenie, chciałabym pojechać do Warszawy na drogie szkolenie ze znanym trenerem biznesowym. Mąż: Mam takie pragnienie, potrzebuję być czasem sam, po prostu zamknąć się w pokoju i odpocząć. Żona: Mam takie pragnienie: chciałabym czasami spotkać się z Tobą na wykwintnej kolacji przy winie. Córka: Mam takie marzenie, chciałabym pojechać do Warszawy, żeby zobaczyć to miasto. Mąż: No to w takim razie zastanówmy się, wspólnie, jak możemy wprowadzić te marzenia i pragnienia w życie w najbliższym możliwym czasie. PS. Te wszystkie marzenia i pragnienia zostały spełnione w naszej rodzinie - poza wyjazdem z córką do Warszawy, który planujemy zrealizować w tym roku. W naszej rodzinie chętnie pomagamy sobie we wzajemnym spełnianiu marzeń i pragnień, bo fajnie jest widzieć ukochaną osobę szczęśliwą. Dzień 2. „You have chosen the way of pain” Wojtek: Mój wymarzony związek? Wcale nie leżymy na Bahamach popijając Mohito, zatopieni w rozmowie w otoczeniu bawiących się w piasku dzieci. W moim wymarzonym związku mamy problemy finansowe, nie potrafimy się czasem dogadać, a nawet się kłócimy, a nasze dzieci chorują. Do tego, jeśli chcemy znaleźć czas tylko dla siebie to nieraz oznacza to, że będziemy go musieli zdobyć kosztem czasu na sen. Czy oznacza to, że jestem niezrównoważonym masochistą? Nie. Po prostu nie marzy mi się Nibylandia. Nie marzy mi się ułuda związku, tylko prawdziwy związek. A w ten, czy to nam się podoba czy nie, wpisane są też mniej przyjemne aspekty, jak choćby śmierć najbliższych – może Wam tego nikt nie mówił, ale wchodząc w związek godzicie się na to, że kiedyś będziecie się musieli zmierzyć ze śmiercią partnera. Nie marzy mi się związek, który byłby ucieczką od rzeczywistości. Jak miałbym kochać Cię naprawdę, jeśli zamykałbym oczy na to, co jest dookoła i na Ciebie samą. Nie. W moim związku marzeń jest też miejsce na niedoskonałość, problemy i ból. A nawet na to, że będziemy się nawzajem ranić. Jedyne co, to fakt, że będziemy też te swoje rany leczyć, a z tymi problemami, cierpieniem i ułomnością zmagać się razem. Dzień 3. Partner marzeń :) Ula: Zadano mi kiedyś pytanie, jaki to byłby ten mój wymarzony książę z bajki. Nie byłam w stanie sprecyzować zbyt wielu szczegółów, w zasadzie większości rzeczy nie miałam określonych. Ważne było dla mnie tylko jedno: żeby nad sobą pracował. Lakoniczne stwierdzenie, ale jest dla mnie najsilniejszym gwarantem życiowego małżeńskiego sukcesu. Czuję się bezpiecznie jako żona. Bo wiem, że mój mąż będzie się dla mnie zmieniał z miłości, bo po prostu umie to robić. Nie stwierdzi: jest dobrze tak jak jest, tylko będzie chciał pójść dalej. Będzie umiał poradzić sobie z tym, co nam przeszkadza, będzie pracował nad swoimi słabościami albo szukał tego, co nam bardziej służy. Nie zatrzyma się, więc i rozwój naszego związku się nie zatrzyma. Co dla mnie oznacza umiejętność pracy nad sobą? Wyobraźcie sobie małżeństwo z wieloletnim stażem. Odkąd ich znam, kłócą się zawsze o to samo. Nawet przy innych: ona wytyka mu jego marnowanie czasu na telewizję i internet, on spuszcza nos na kwintę i już nie angażuje się w dyskusję, bo i po co? Przez jakiś czas „ciche dni”, bo ona znów krytykowała go w towarzystwie, a ona opuszcza ręce z bezsilności, bo potrzebuje czasem pomocy i nie wie już jak walczyć z jego „nałogami”. Upraszczam tą historię. Wyobraźcie sobie teraz, że oboje wyciągnęli wniosek z tej powtarzającej się sytuacji. On dochodzi do wniosku, że faktycznie dużo czasu marnuje, odkrywa, dlaczego tak się dzieje, zaczyna lepiej planować swój czas, postanawia, że po powrocie z pracy, zanim włączy telewizor, zapyta żonę, czy potrzebuje pomocy. Jej problem z czasem znika, a i on staje się fajniejszym facetem. Ona natomiast odkrywa, że to krytykowanie w towarzystwie podcina mu skrzydła, a wcale nie przyniosło pożądanego skutku. Dochodzi do wniosku, że jak jest zła i zmęczona, to łatwo jej widzieć w mężu same negatywy. Postanawia, że codziennie pochwali go za przynajmniej jedną rzecz. Odkrywa na nowo jak bardzo wartościowym i pomocnym jest człowiekiem i już nie zakręca się tylko wokół swoich oczekiwań. Czyż życie w takim związku nie jest przyjemniejsze? Związek marzeń? Obyśmy oboje nie ustali w zmienianiu się dla siebie! Dzień 4. Nieważne „czy” tylko „jak” Ula: Ostatnio bardzo lubię to sformułowanie, pasuje też do mojego związku marzeń. Chodzi tutaj o zasadę pozytywnego zaangażowania. Każde z nas ma swoje marzenia, wspólnie robimy plany. Nie marudzimy, nie narzekamy, nie szukamy wymówek i negatywów, ale zastanawiamy się, jak to zrobić (i ewentualnie kiedy?). Szukamy rozwiązań, które czasem muszą być bardzo twórcze. Szukamy sposobów realizacji naszych marzeń, ale szukamy też sposobów by pogodzić różne ważne dla nas rzeczy. Mamy dzieci, chodzimy do pracy, chcemy się rozwijać, działamy we wspólnocie, zależy nam na kontaktach z rodziną i z przyjaciółmi. A jeszcze każde z nas chciałoby zadbać o regularny sport, rozwijać swoje pasje, mieć czas dla siebie, by poczytać książkę itp. Jeszcze wpada pomysł na wspólne randki, chcemy znaleźć czas tylko dla siebie. I ktoś poprosi o pomoc. Nieplanowane spotkanie…. Wszystkiego jest dużo. Ale - jak do tej pory - z niewielu rzeczy musieliśmy zrezygnować. Nie narzekamy, że nie możemy sobie pozwolić na to, czy na tamto. Zastanawiamy się tylko, jak wpisać to w naszą rodzinę, tak by nasz związek na tym nie cierpiał, ale korzystał. Przykładów tutaj jest wiele. Mój mąż np. chce uprawiać regularnie sport. Ale odkąd mamy dwójkę maluchów, jest mi bardzo potrzebny po pracy. Nie musiał jednak z tego zrezygnować, zadał sobie pytanie: „jak?". Kiedy rano wstanie, wykonuje serię ćwiczeń w domu. W dodatku oboje staramy się spędzać aktywnie weekendy, aby też było w nich miejsce na sport. Możemy chodzić w góry: mąż bierze starszą córkę w nosidło, ja młodszego syna w chustę i co prawda nie zdobywamy z nimi jeszcze Rys, ale całodzienna wycieczka jest możliwa. Ważne, by zaplanować ją tak, by po drodze były schroniska na przerwę dla dzieciaków. Nasze liczne zaangażowania sprawiają też, że dość często wieczorem któreś z nas chce wyjść. Nie „czy?”, tylko „jak?”. Kiedy mój mąż wychodzi, planuję odpowiednio wieczór z dziećmi. Kiedy wychodzę ja, zabieram syna ze sobą. W zasadzie okazuje się, że zdecydowaną większość rzeczy można zorganizować, tylko nieco inaczej niż wcześniej. Dzień 5. Związek przyciągający innych Mt 13, 31-32 Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach. Martyna: Zdarzają się pary tak bardzo skupione na samych sobie albo takie, gdzie dwie osoby noszą w sobie mnóstwo zatargów i pretensji. Kiedy przydarza mi się towarzystwo takich par, to w najlepszym wypadku czuję się niekomfortowo, a w gorszym mam ochotę uciekać jak najdalej od tej dwójki osób. Ale są też „fajne" pary, związki, rodziny, które tworzą tak dobrą atmosferę, że można być przy nich sobą, po prostu chce się z nimi przebywać. Pamiętam jak na pierwszym etapie zakochania, kiedy kilkanaście lat temu zaczęliśmy się spotykać z moim obecnym mężem, wszystko to było dla nas całkiem nowe i nie widzieliśmy za sobą świata. Pewnego dnia nasza wspólna koleżanka z wyrzutem stwierdziła, że jak jest z nami, to czuje się kompletnie niepotrzebna. Sprowokowało nas to do dyskusji i okazało się, że dla nas obojga ten temat jest bardzo ważny i że pragniemy czegoś wręcz przeciwnego. Wymarzyliśmy sobie, żeby nas związek i nasza przyszła rodzina była takim „miejscem", w którym chce się być, które przyciąga swoją