Użyteczność Czytelnicy, którzy cierpliwie przebrnęli przez
Transkrypt
Użyteczność Czytelnicy, którzy cierpliwie przebrnęli przez
Użyteczność Czytelnicy, którzy cierpliwie przebrnęli przez poprzednie artykuły, dysponują już dostateczną wiedzą o moich poglądach na podstawowe zagadnienia ekonomiczne, dlatego pozwolę sobie teraz zaprezentować - na ich tle - pewną interpretację jednego z najważniejszych pojęć tj. użyteczności. Pojęcie to leży u podstaw wszelkich rozważań ekonomicznych. Rzeczy nabierają dla nas wartości tylko wtedy gdy są użyteczne i rzadkie. Sama użyteczność nie wystarcza, powietrze cenimy dopiero wtedy, gdy zaczyna nam go brakować, również rzeczy rzadkie nie mają wartości tak długo, jak długo nie znajdzie się dla nich jakieś zastosowanie. Wartość użytecznych rzeczy wyznaczona jest wartością jej zastosowania. Ale nie wolno mylić wartości z użytecznością. Wartość wiąże dobro z intensywnością aktualnie odczuwanego dyskomfortu („piętnuję” dobro emocjonalnie), natomiast użyteczność nic nie mówi o intensywności naszych odczuć, a jedynie o związku przyczynowym między zastosowaniem dobra i pewnym tego zastosowania skutkiem. Może być tak, że rzecz ocenimy jako wartościową, ale aktualnie dla nas bezużyteczną. Wiadomo, że te same rzeczy mogą służyć do realizacji różnych celów, jednakże warunkiem koniecznym jest odpowiednia ich ilość, a nawet jakość. Wynika to ze związków przyczynowych wiążących składowe konstytuujące istotę celu. Chcąc upiec ciastko musimy posłużyć się przepisem specyfikującym ilość poszczególnych składników oraz warunki ich łączenia. Ciekawym przypadkiem są tzw. wartości intelektualne, gdyż mogą się stać rzadkie tylko na mocy prawa (to temat na osobny artykuł). Przyjmując, że kolejność wykorzystania większej ilości środków będzie zależeć od ważności (pilności) wybieranych celów działania, możemy zdefiniować pojęcie użyteczności krańcowej (poprawniej byłoby: wartości krańcowej) tak, jak to uczynił Mises1. Interpretując sens tej definicji należy uświadomić sobie, że obejmuje ona taką ilość jednostek dobra, która wystarczy - po osiągnięciu pilniejszych - do realizacji kolejnego, ale już mniej ważnego celu. Tu pojawia się problem: czy powinniśmy uznać, że dodanie następnej jednostki zmieni tylko wtedy użyteczność krańcową, gdy znajdzie się dla niej jakieś nowe zastosowanie, czy też przyjąć, że mimo iż jest zaledwie częścią ilości, dla której dopiero w przyszłości znajdziemy jakieś zastosowanie, to obecnie posiada jednak pewną, nieokreśloną wartość. W ten sposób wielu z nas gromadzi na strychach nieużywane rzeczy, w przekonaniu, że mogą się jeszcze przydać. A może, jeśli z (x) posiadanych jednostek dobra wykorzystamy (x-n) jednostek do realizacji jednego z wybranych celów, to jeśli pozostałe (n) jednostek nie znajdzie zastosowanie w realizacji innych naszych aktualnie wyznaczonych celów, to powinniśmy je uznać za bezużyteczne. Gdy stać nas, w okresie rozliczeniowym jedynie na zakup (x-n) z niezbędnych (x) jednostek dla najważniejszego w kolejności celu, to oznacza że zrezygnujemy z tego celu teraz na rzecz kolejnego w hierarchii ważności, albo zaoszczędzimy te środki na ten cel 1 Str.106 „Ludzkie działanie” Ludwig von Mises. (wybór zależeć będzie od porównania dyskonta wartości celu przemieszczonego w przyszłość z kolejnym możliwym teraz). Moim zdaniem rozumowanie powyższe jest oderwane od szerszego kontekstu. Ponadto, użyte domyślnie pojęcie rzadkości pojawia się raz jako rzadkość występowania dobra w ogóle, drugim razem jako ograniczona ilość zasobu będącego aktualnie do dyspozycji. Istotnym atrybutem działania jest jego celowość. Dopiero po wyznaczeniu pilnych celów działania, staramy się ustalić niezbędne środki. Problem w tym, że nie zawsze odczuwana potrzeba pozwala wyznaczyć cel działania zdolny ją zaspokoić, a nadto na jego wybór wpływać będzie: 1. pilność potrzeby (natężenie dyskomfortu), 2. dostępność niezbędnych środków do jego realizacji, 3. wyobrażenie właściwości jakie powinien posiadać cel, 4. wiedza jakie środki mogą być użyte do zaspokojenia jakich potrzeb, 5. możliwość zaspokojenia przy okazji również innej mniej pilnej potrzeby. Zauważmy, że podczas wyboru celów dochodzi do synchronizacji dwóch harmonogramów: pieniężnych wydatków wyznaczonych pilnością potrzeb oraz przedziałów czasowych związanych z działaniami, których celem jest zaspokojenie tych pilnych potrzeby. Dla harmonogramu wydatków - ich rozkładu i wielkości punktem granicznym jest termin następnych przychodów (wypłaty). Ten sam termin przyjmujemy planując czas pracy oraz czynności związane przynajmniej z wydatkami sztywnymi przypadającymi na ten okres. Dawniej, gdy wymiana obejmowała zaledwie wypracowane nadwyżki, synchronizacja czasu działania z konsumpcją wymuszana była przez rozciągłość procesów związanych z produkcją rolną. Intensywność pracy dziennej, gwarantującej wielkość zbiorów dostosowaną do konsumpcji, odpowiada współcześnie planowanym dziennym wydatkom pieniądza. Gromadzone zapasy w latach urodzaju odpowiadają natomiast teraźniejszym oszczędnościom poczynionym po opłaceniu wydatków sztywnych. Z tej perspektywy ujmując, powinniśmy raczej mówić o krańcowej użyteczności przychodów odzwierciedlającej malejącą satysfakcję (pilność) związaną z ich wydatkowaniem (środki w tym jedynie pośredniczą). Logiczną konsekwencją takiego ujęcia jest istnienie zapasów, które stanowią pewien etap w osiąganiu celu lokowanego poza horyzontem zabezpieczenia. Jeśli dochody otrzymujemy w cyklu miesięcznym, to wszystko, co nie zostanie skonsumowane do końca miesiąca uznajemy za zapas powiększający dochód następnego miesiąca, a więc i potencjalną konsumpcję. Jeśli zaspokajanie potrzeb może być stopniowalne (głód, pragnienie, bogactwo) to będziemy mieć do czynienia z malejącą użytecznością kolejnej jednostki dobra, którą zamierzamy nabyć. Ale spotkamy się też z innym rozumieniem malejącej użyteczności tj. gdy zaspokajane są coraz mniej pilne potrzeby. Moim zdaniem nie ma to sensu, bo potrzeby są nieporównywalne i zmieniają się w tym wypadku wyłącznie wartościowania celów w trakcie ich osiągania, powstaje błąd, ponieważ identyfikuje się tu bezzasadnie malejącą użyteczność wydatkowanych dochodów na poszczególne cele z użytecznością tych celów. Próbą uporania się z powyższymi wieloznacznościami byłoby rzutowanie pilności potrzeb - od których zaspokojenia oddziela nas pewien odcinek czasu- na okres zabezpieczenia. Każda kolejna mniej pilna potrzeba wyznaczy kolejny przedział czasu i tak aż dotrzemy do końca przedziału, dla którego wyznaczamy hierarchię celów działania. Te odcinki reprezentują zawsze czas pracy konieczny do nabycia dobra (wystarczy wyliczyć jaką część okresu rozliczeniowego stanowią wartości wymienne kolejnych nabywanych dóbr). Przyjmuję za Marshallem2, z niewielkimi zmianami, zapis prawa zrównywania się użyteczności krańcowych nabywanych jednostek dóbr w postaci: Ua(1,j) /pa= Ub(2,k) /pb=...= Ux(e,z) /px= Up(p) oraz jpa+kpb+..+zpx < p gdzie Up(p)- użyteczność krańcowa pieniądza przy dochodach (p), pi - cena dobra (i) lub odpowiadająca jej ilość pracy, j, k,., x – ilość jednostek dobra, 1,2,.,e – uporządkowanie zgodnie ze skalą pilności potrzeb Choć w rzeczywistości relacje będą inne - bo z faktu że wartość dobra (x) jest większa od wartości dobra (y) wynika tylko iż kolejna jednostka (x) dodana do krańcowej, będzie mieć mniejszą wartość od krańcowej jednostki (y) oraz że krańcowa jednostka (y) jest mniejsza lub równa krańcowej jednostce (x) - nie popełnimy większego błędu uznając zachodzenie równości. Gdy w następnym okresie zabezpieczenia cena (px) spadnie to konsument musi kupić o (s) więcej (x) tak by użyteczność krańcowa Ux(e,z+s) zmalała i równość Ux(e,z+s)=pxU(p) była tym samym zachowana (pomijamy substytuty i dobra komplementarne). Natomiast gdy spadnie dochód (p) to wzrośnie użyteczność krańcowa pieniądza, a tym samym muszą proporcjonalnie zmaleć ilości wszystkich wybranych dóbr- jeśli ceny pozostaną te same- tak by użyteczności ich też wzrosły. Gdyby okazało się że jpa+kpb+..+px > p to px nie będzie nabyte a wartość (px-u) dołączy do oszczędności. Analogicznie zareagujemy gdy wzrosną dochody, przy czym równoważenie rozpoczynamy od najbardziej wartościowego i gdy reszta wystarczy do nabycia nowego produktu to kupujemy go i nie zwiększamy oszczędności. Ale nasze potrzeby zmieniają się w czasie, co burzy hierarchię celów i zmusza nas do ciągłego przeglądu priorytetów z pominięciem już dokonanych wydatków - zmieniają się składowe (e) oraz wydatki sztywne. Wydatki zakwalifikowane (z uwagi na grożące 2 Str.348 „Teoria ekonomii” Mark Blaug. konsekwencje) jako sztywne, jeśli tylko nie przekraczają kwoty dochodu, są bez analizy w całości odejmowane od dochodu, a zrównywanie użyteczności krańcowych dokona się na pozostałych potrzebach. To my w większości decydujemy o tym co staje się wydatkiem sztywnym np.: zaciągając kredyt, podpisując umowę na stałą usługę, wybierając miejsce zamieszkania, a nawet nabierając pewnych nawyków żywieniowych czy też ulegając nałogom. Wydatki sztywne są poza aktualnym wyborem i redukują dochód do dyspozycji zmieniając tym samym jego użyteczność krańcową tak, że chętnie zrezygnowalibyśmy z dóbr wcześnie zakupionych na raty (podpisanych umów) gdyby nie grożące konsekwencje. Krytyka teorii wartości opartej na pracy nie uwzględnia wpływu wielkości dochodów (pracy) na wartościowanie. Wpływ ten zaobserwujemy wyraźnie tam gdzie istnieje zwyczaj dawania napiwków. Rutynowa czynność kelnera jest zwykle wyżej wyceniana przez bogatych klientów a to oznacza, że dla biedniejszych klientów użyteczność krańcowa posiadanych pieniędzy będzie większa. Nie mamy dostępu do subiektywnych wartościowań jednak z proporcji między czasem pracy a czasem odpoczynku możemy wnioskować o intensywności niezaspokojonych potrzeb. Wynika to z faktu że pracę przerywamy, gdy zrówna się użyteczność pracy z użytecznością odpoczynku (przeważy zmęczenie). Polityka zwiększania wydatków stałych (podatki i opłaty niezależne od dochodów), mająca na celu utrzymanie wysokiej użyteczności pracy i zagwarantowanie wpływów do kasy administracji bez względu na kondycję finansową obywateli, powoduje niezamierzony a ciągły przyrost ludzi bezdomnych (obecnie jest ich ponad 30 tyś.). Wyrzuceni na margines nie są w stanie, ponownie przekroczyć próg umożliwiający otrzymanie jakiejkolwiek pracy (brak miejsca zamieszkania skazuje na nieuchronny brud i zaniedbanie). Jedynym wybawieniem w takiej sytuacji stają się kultywowane więzi rodzinne. Potrzeby biologicznie wydają się być bardzo zróżnicowane i zmienne. Ale faktycznie ilość oraz rodzaj substancji niezbędnych dla zachowania zdrowia w dobrym stanie (np.: zawartość kalorii, witamin, białek itd..) jest względnie stała w dłuższych okresach czasu. Natomiast występujące zróżnicowanie lokalne ma znaczenie drugorzędne i jest historycznie utrwalonym sposobem radzenia sobie z rzadkością zasobów (wykorzystanie substytutów). Planowanie wydatków jest możliwe tylko gdy wyjdziemy poza aktualnie doznawane potrzeby, gdy w budowie skali wartości uczestniczą zapamiętane stany doznanego w przeszłości dyskomfortu spowodowane błędną oceną – to wartościowanie, poparte kalkulacją wyznaczającą bezpieczną rezerwę, będzie decydować w ocenie użyteczności przy podziale rozporządzalnego w danym okresie dochodu. Wyprowadzone z omawianych równości, przez Marshalla, krzywe obojętności mają sens, przy założeniu niezmienność użyteczności krańcowej pieniądza oraz skali wartości w poszczególnych okresach. Jest oczywiste, że im mniejsze mamy dochody tym większa będzie użyteczność krańcowa jednostki pieniądza, a ponieważ są one nieodróżnialne to ilość (pi) staje się miarą użyteczności nabywanych dóbr przy danych dochodach. Aby poradzić sobie ze zmienną siłą nabywczą pieniądza i otrzymać bezwzględną jego miarę wyliczymy ile czasu pracujemy na jednostkę pieniądza i tę wartość podstawimy do (pi) natomiast w miejsce użyteczności krańcowej pieniądza pojawi się użyteczność krańcowa pracy (na tym oparłem model serwera wymiany bezgotówkowej). Każdy z nas dysponuje jednakową ilością czasu i każdy z nas może go mniej lub bardziej produktywnie wykorzystać. Zmiana dochodu w jednostce czasu zmieni nie tylko użyteczność krańcową wydawanych pieniędzy ale i nabywanych dóbr (samochód dla biednego ma większą wartość niż dla bogatego). Zaznaczy się tu wpływ rzadkości (składowa wartości), bo dochody decydują o poziomie zaspokojenia potrzeb i preferencji czasowej. Z tej perspektywy, paradoksalnie, zapas pieniądza ma większą użyteczność, niż nabyta za nie część środków niezbędnych do osiągnięcia planowanego i mniej pilnego celu w przyszłości, bo do końca zachowujemy swobodę w wyborze środków jak i w decydowaniu czy rezygnować z niego na rzecz innego celu, który okaże się, między czasie, pilniejszy (płynność). Dlatego pracownicy nie chcą być wynagradzani efektami swej pracy, a jedynie pieniędzmi. Ogromny wysiłek jaki włożył M.N.Rothbard3 w wyjaśnienie czytelnikowi pojęcia użyteczności na przykładach zamiany jednych dóbr na drugie poszedł na marne, bo nie wyjaśnia w jaki sposób i po co wymieniający się weszli w posiadanie tych rzeczy, a nadto nie wyjaśnia dlaczego ma być to barter. Inaczej traktujemy przedmioty, które wytwarzamy na sprzedaż, inaczej gdy chcemy się ich pozbyć, bo okazały się nietrafionym nabytkiem, a jeszcze inaczej, gdy był to prezent. Pominięcie tej kwestii usuwa w cień zagadnienie celu, który spowodował ich pojawienie się, dlatego trudno uznać je za adekwatny opis motywacji stojących za aktem wymiany. Przecież rzeczy produkowane na sprzedaż wprawdzie mają jednoznacznie określone koszty, to ich wartość dla producenta jest bliżej nieokreślona (wartość wymienną wyznaczy dopiero rynek), bo ulokowana jest w trybie warunkowym w planowanych wydatkach. Tryb warunkowy wynika z faktu, że to co zostanie faktycznie nabyte zależeć będzie od faktycznie osiągniętych w okresie rozliczeniowym dochodów i ewentualnej zmiany skali wartości w czasie dokonywania zakupów. Powyższa analiza prowadzi do wniosku, że użyteczność krańcowa odnosi się już do samego działania, którego efektem są środki. Z sensem możemy twierdzić, iż nasze działanie skierowane na cel było bezużyteczne (daremne), nie przybliżyło nas do celu, albo kierując uwagę na przydatność środka możemy ocenić, przed nabyciem, jego użyteczność w realizacji celu. Jak już wyjaśniałem4 wykluczenie rosnącej użyteczności krańcowej da się uzasadnić jedynie, gdy planujemy rozdysponowanie już istniejącego zbioru. Preferencja czasowa sprawia, że każda kolejna jednostka środka, przybliżająca nas do upragnionego celu, ma większą wartość teraźniejszą, gdyż wartość środka pochodzi 3 4 „Ekonomia wolnego rynku” Murray N. Rothbard tom 1 Artykuł „Nadmiar warunkiem istnienia”. od celu a wartość celu rośnie bo jest on coraz bliżej (mniej czasu potrzeba by go osiągnąć). Z tej przyczyny biedni w ogóle nie oszczędzają, gdyż wysoka preferencja czasowa dyskontuje wszystkie przyszłe cele tak, że każdy osiągalny teraz cel ma od nich wyższą wartość. Rzadkość użytecznych środków i racjonalność działania sprawia iż nadwyżki albo są tworzone celowo, pod przyszłe cele, albo są efektem błędu w przewidywaniach i tylko w ostatnim przypadku będziemy mieli do czynienia z malejącą użytecznością krańcową środków. Zagadnienie użyteczności komplikuje się dodatkowo gdy weźmiemy pod uwagę wpływ preferencji czasowej, która z dochodu wydzieli nam część konsumowaną (p) oraz zaoszczędzoną. Niech wartość potencjalnych oszczędności wyniesie (dochód-p). Przyjmijmy że (y) to wartość pilnego celu na który nas aktualnie nie stać. Wtedy ilość okresów oszczędzania na jego zakup będzie wynosić y/(dochód-p), w takim razie zdyskontowana5 wartość y/[1+ry/(dochód -p)] musi być większa od wartości każdego mniej pilnego dobra, które moglibyśmy teraz nabyć za kwotę (dochód -p). Preferencja wyniesie r= p/(dochód-p) a więc zdyskontowana wartość dobra będzie: y/[1+yr2/p] czyli wartość teraźniejsza, gdy (p->nieskończoności), dąży do (y) co oznacza, że wartość dóbr przy wysokich dochodach w niewielkim zakresie zależy od czasu a efekt rosnących dochodów jest taki sam jak preferencji czasowej zmierzającej do zera. Pośrednio, wskazywało by to na związek między tymi zmiennymi, ale przecież osoba rozrzutna (wysoka preferencja) będzie skłonna wydawać wszystkie pieniądze niezależnie od otrzymywanych dochodów. W takim razie musimy przyjąć, że preferencja czasowa jest trzecią składową, oprócz użyteczności i rzadkości, związaną z wartościowaniem a reprezentującą w wyborze przezorność, wzgląd na bezpieczeństwo, kalkulację - hamującą dążenie do natychmiastowego zaspokojenia bez zwracanie uwag na to, co będzie potem. Wnioski: Efektywny popyt zgłaszany przez konsumentów zależy od: wydatków sztywnych w tym od wielkości kontrybucji nakładanych przez rząd, intensywności potrzeb (preferencja) i wielkości realnych dochodów. Brak obiektywnej miary wartości powoduje, że szacowanie przyszłych oszczędności jest znacznie utrudnione jeśli w ogóle wykonalne. Dlatego posługujemy się intuicyjnie wyznaczoną preferencją czasową opartą na ocenie efektów oszczędzania w przeszłości6. Wyjątkowym, zasługującym na osobne rozpatrzenie jest użyteczność pracy. Czas wolny jest zasobem, zawsze współistniejącym z czasem pracy będąc jego naturalnym zapasem, przy czym by praca była kontynuowana, na każdym jej etapie, użyteczność krańcowa pracy musi być większa od użyteczności krańcowej odpoczynku. Ta współzależność powoduje, że gdy rozpoczynamy jakieś działanie 5 6 Stosuję dyskonto hiperboliczne. Patrz wzór na preferencję w artykule „Nadmiar warunkiem istnienia”. (użyteczność pracy jest większa od użyteczności odpoczynku) to staramy się je zakończyć bo, zgodnie z tym co wyżej napisałem, użyteczność kolejnych jednostek pracy, aż do jej zakończenia, będzie rosnąć współmiernie do rosnącej użyteczności krańcowej odpoczynku. Dlatego tylko w stanach krańcowego wyczerpania przerywamy działanie przed osiągnięciem wyznaczonego sobie celu (wyznaczonego etapu). Czas wolny jest jedynym zapasem „pojawiającym” się bez nakładu pracy. Zawsze wymieniamy własną pracę lub jej produkt na bardziej użyteczny (elastyczny) pieniądz a ten z kolei wymienimy na bardziej użyteczne w danych chwilach produkty czyjejś pracy. Ale wartościowanie ma kierunek odwrotny; wychodząc od wyobrażenia przyszłych potrzeb w okresie zabezpieczenia, ustala niezbędne środki, a te dopiero pozwalają wyznaczyć niezbędną ilość pracy (pieniędzy). Z tego powodu czas pełni w moich rozważaniach rolę podobną do roli punktu w geometrii – jest składową, zwykle nie uświadamianą, każdej kategorii ekonomicznej. Jeżeli okres realizacji celu wykracza poza kres naszego życia, to działanie ma sens, gdy jego cel nie jest wyznaczony przez nasze subiektywne wartościowanie tylko odnosi się do wartości zobiektywizowanych, osadzonych w kulturze, w której jesteśmy zanurzeni i nią przesiąknięci. Istnieje szczególny rodzaj przedmiotów użytkowych, np.: dzieła sztuki, ich wyróżniającą się właściwością, poza walorami estetycznymi jest unikalność, która z ekonomicznego punktu widzenia oznacza nieistnienie powtarzalnej metody wytwarzania. Ich intuicyjnymi „producentami” są osoby wybitnie utalentowane. Pewną rynkową alternatywę dla sztuki, tworzy przemysł rozrywkowy i liderzy wszelkiego współzawodnictwa (np.: sport i konkursy). Jednak współzawodnictwo, razem z przyjaźnią, koleżeństwem, miłością tworzą kategorię wartości definiowalnych jako szczególne relacje między ludźmi. Ze swobodą działania związane jest pojęcie wolności. Ale wolność bez odpowiedzialności za skutki działań, przeradza się w sobiepaństwo. Musi więc istnieć katalog norm moralnych, klasyfikujący działania na etyczne i nieetyczne. Wartość skutku przenosi się na wartość działania, a to z kolei na działającego. Odpowiedzialność polega na wewnętrznej potrzebie przeciwdziałania negatywnym skutkom, a gdy już się zdarzą, na ich odkupieniu tj.: zrekompensowaniu poniesionych strat (szkód). Wszędobylska norma prawna, zdeformowała pierwotne znaczenie odpowiedzialności, wysuwając na pierwszy plan karę, za naruszenie przepisu a nie za skutki działania. Kierując się wyłącznie zasadą, że co nie jest zakazane jest dozwolone, wypieramy ze świadomości postawę moralną (stajemy się amoralni), tym bardziej że coraz częściej normy prawne kolidują z naszym poczuciem przyzwoitości (moralności). Dlatego egzekwowanie prawa coraz częściej opiera się na zastraszaniu i represjach niewspółmiernych do ewentualnych szkód, brutalizacji interwencji i bezkarności osób nadużywających prawa („organy siłowe” w naturalny sposób przyciągają osoby o skłonnościach sadystycznych). Utrwalone w kulturze i tradycji zasady współżycia nie są czymś arbitralnym, podlegającym swobodnej wymianie, za nimi stoi wiekowe doświadczenie oparte na realnych faktach, na kolejnych egzemplifikacjach idei i jej rzeczywistych związkach z innymi, której istnienie zostało uświadomione i włączone w przekaz społeczny. W podobny sposób uświadomiono sobie istnienie liczb, właściwości figur geometrycznych, gdy dojrzała konieczność rutynowego ustalania ilości rzeczy realnych, bądź porównywania ich kształtu. Zwolennicy zakazywania praktyk ekonomicznych prowadzących do negatywnych skutków, nie uświadamiają sobie trudności z tym związanych. Wielostronne powiązania miedzy procesami ekonomicznym, sprawiają że trudno odróżnić: przyczynę od skutku, przypadkowe współwystępowanie od związku bytowego, toteż zwykle proponowane środki zaradcze mają efekt odwrotny od zamierzonego (np.: wprowadzenie czynszu regulowanego, skutkuje brakiem mieszkań i dewastacją istniejącej substancji) . Czy środki użyte w dążeniu do wartości moralnych (ogólnie idealnych) podlegają zasadzie użyteczności krańcowej?. Oczywiście nie; dając jałmużnę mogę kierować się uczuciem wyższości, litości lub wyrachowaniem mając na uwadze jak inni ocenią moje zachowanie, toteż efekt oddziaływania kolejnych datków na darczyńcę nie da się ująć w żadne prawo. Każdy tego typu akt jest autonomiczny, bo darowizny nie wiążą się z poprzednio udzielonymi - są niezależne, mocowane każdorazowo w wyznawanym systemie etycznym, zmniejszenie dyskomfortu obdarowanych jest środkiem do realizacji naszych moralnych satysfakcji. Nigdy nie pojawi się zapas dobrych uczynków i choć możemy je uznać za środki przybliżające nas do doskonałości duchowej to nie sposób wyznaczyć ich granicę (ilość). Z tego powodu nie mamy instrumentu, który pozwalałby nam wartościować idee tak, jak przedmioty realne, porządkować je pod kątem pilności (ważności) bo żaden stopień ich realizacji nie prowadzi do zrównania użyteczności krańcowych (jeśli w ogóle można z sensem mówić tu o użyteczności ) np. nie sposób zrównać użyteczność krańcową sprawiedliwości z użytecznością krańcową współczucia przy wymierzaniu kary, jeśli wystąpią to będą całkowicie od siebie niezależne. Wartości relacyjne określają dyspozycję do zachowań w odpowiedzi na potrzeby innych. Trudno nam ocenić jakie działanie najlepiej zaspokoi potrzebę innych. To oni dopiero oceniają, na ile użyte przez nas środki są dopasowane do zaspokajanej potrzeby. Z drugiej strony to my oceniamy co leży w naszych możliwościach, porównujemy nasze aktualne potrzeby z wyobrażonym dyskomfortem potrzebującego, posiłkując się empatią. Choć zachowania etyczne są rzadkie i cenione są tym bardziej, im rzadziej występują w społeczeństwie, brak możliwości ich pomiaru powoduje że nie sposób je porównywać. Wartości idealne z istoty wykluczają ich wymianę rynkową, tj.: nie można ich kupić. Sprawiedliwość, honor, uczciwość, miłość, przyjaźń, prawda to wartości, których egzemplifikacja jest zawsze niepowtarzalna, można kupić jedynie atrapy (pozór wartości). Ponieważ ekonomia osadzona jest na relacja interpersonalnych, a każde oddziaływanie na drugą osobę podlega ocenie moralnej, nie można wyobrazić sobie relacji ekonomicznych nie podlegających ocenom moralnym. Ale próba oceny praw ekonomicznych będących zdaniami warunkowymi „Jeżeli A i B i C i D.. to X” ze względu na możliwe efekty moralne, odpowiada np.: ocenie moralnej tragicznych skutków prawa zachowania energii. W obu przypadkach należy stworzyć warunki by działanie tych praw nie wywoływało negatywnych skutków ubocznych, a więc kształtować w ludziach poczucie odpowiedzialności za skutki swych działań. Negatywnym efektem istnienia rzadkości są zjawiska oszustwa, wymuszenia, agresji. By temu zaradzić sięgamy po dwa sposoby: rozwijamy produkcję po coraz niższych kosztach obniżając w ten sposób rzadkość dóbr lub penalizujemy niechciane zachowania. Nie potrzeba przymuszać nikogo do wymiany lub współpracy - osobom uchylającym się od współpracy rynek szybko uświadomi wielkość utraconych korzyści. Ponieważ każde działanie wymaga czasu a nadto, występujące w danej chwili, potrzeby nie mogą być równocześnie zaspokojone, musimy czynić wybory nie tylko, co do kolejności realizacji ale i z którego dobra zrezygnujemy, gdy ilość środków będzie ograniczona. Do pojęciowego zamieszania prowadzi termin „koszty alternatywne”, gdy rozumiemy przez nie najbardziej korzystną alternatywę, z której musieliśmy zrezygnować. Zamiast tego powinno się mówić o alternatywnych korzyściach, bowiem kosztem będą, zgodnie z utrwalonym znaczeniem, środki użyte do realizacji określonego celu działania. Ponieważ cel ten da się też zrealizować za pomocą innych środków, to właśnie je nazwiemy, zgodnie z sensem, kosztem alternatywnym. Celem tak szczegółowego opisu, było ukazanie czytelnikowi z jak skomplikowaną i efemeryczną materią mają do czynienia ekonomiści. Trudno się dziwić uproszczeniom dokonywanym w modelach makroekonomicznych budowanych na użytek praktyki, ale też należy z dużą rezerwą podchodzić do ich zaleceń śledząc skutki jakie wywołują w realnej gospodarce oraz logiczną niesprzeczność założeń, bo w systemie zawierającym zdania sprzeczne da się wyprowadzić dowolne twierdzenie (przykładem jest nasza konstytucja) . Wojciech Czarniecki