FRAGMENTY WYWIADU Z PANEM ADAMEM TOMASIAKIEM

Transkrypt

FRAGMENTY WYWIADU Z PANEM ADAMEM TOMASIAKIEM
FRAGMENTY WYWIADU
Z PANEM ADAMEM TOMASIAKIEM
Dlaczego zainteresował się pan wioślarstwem ?
Mówiąc trochę żartobliwie… tylko dlatego, że byłem zawsze wysoki. Mój
początek z wioślarstwem był taki: to był 1969 rok, chodziłem do szkoły średniej
- technikum samochodowego w Olsztynie, była akurat przerwa między lekcjami
i podszedł do mnie pan, którego nie znałem. Był niższy ode mnie, bo ja już
wtedy miałem ponad 190 cm wzrostu, byłem bardzo szczupły ( wręcz chudy).
Nieznajomy powiedział: ,,Cześć długi czy nie chciałbyś trenować wioślarstwa”?
To był czas, kiedy przeprowadziliśmy się. Wcześniej mieszkaliśmy na wsi
Biesal koło Olsztyna – tam też się urodziłem. Dojeżdżałem do tej szkoły
pociągiem, bo to było 22 lub 24 kilometry. Nie miałem specjalnie innych
alternatyw na życie, więc się zgodziłem. Było to dla mnie zachęcające.
Mój pierwszy trening odbył się w listopadzie 1969 roku. Nie był to jeszcze
trening na wodzie tylko na sali, gdyż to był okres zimowy. Trening polegał na
ćwiczeniach ogólno – rozwojowych, treningu wytrzymałości, biegach, siłowni.
Był również basen (oczywiście też wioślarski) z dużymi pomieszczeniami, z
kilkoma stanowiskami, które imitowały łódź wioślarską. Właśnie wtedy można
powiedzieć miałem pierwszy kontakt z wioślarstwem. Na pierwszy trening
przyszło kilkudziesięciu chłopaków różnego wzrostu (imali, i duzi, i trochę
grubsi, i szczuplejsi) i właśnie wtedy w tym 69 roku zaczęła się moja przygoda z
wioślarstwem, o którym wcześniej nie miałem najmniejszego pojęcia, nawet nie
wiedziałem jak wygląda wiosło, jak wygląda łódka, nie widziałem tego nawet w
telewizji.
Kiedy zaczął pan uprawiać tę dyscyplinę?
Jak zaczęła się pańska przygoda z tym sportem ?
Moim pierwszym klubem był klub KKS Warmia Olsztyn, skrót ten oznacza
Kolejowy Klub Sportowy Warmia Olsztyn. Nad jeziorem Długim w Olsztynie
jednym z wielu (zresztą, jak wiecie z geografii - Warmia i Mazury to jest kraj
tysiąca jezior) była przystań i tam właśnie zaczynałem wiosłować. Oczywiście
początek był dość trudny, no bo jak nie ma się pojęcia jak wejść do łódki, to
nie jest taka prosta sprawa. Kiedy ma się dwa wiosła w ręku - jedno po lewej
stronie, a drugie po prawej stronie, to trzeba uważać, żeby sobie nie
przeszkadzać i żeby dobrze wiosłować ( jak ma się w czwórce np. partnera
przed sobą, czy za sobą, to istotne jest, żeby równo wchodzić do wody piórami
wioseł i równo wychodzić, bo to wszystko ma decydujący wpływ na to, jak
wiosło szybko popłynie i jak szybko się pokona dystans).
Moje początki były właśnie na tym jeziorze w Olsztynie, tam toczyła się moja
przygoda z wioślarstwem i właściwie to, że zacząłem wiosłować, miało wpływ
na całe moje życie. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że do dzisiaj ono skutkuje
tym, że jestem w miejscu, w którym jestem.
Do jakiego klubu pan należał ?
Jak już wspomniałem moim pierwszym klubem - był klub Warmia Olsztyn, z
tym, że to nie był mój jedyny klub sportowy. Miałem jeszcze dwa inne - nie
dlatego, że chciałem zmieniać go dla jakiejś korzyści - ale dlatego, że w 1972
roku poszedłem do wojska i moim drugim klubem był właśnie wojskowy klub
Zawisza Bydgoszcz, w którym znajdowała się sekcja wioślarska. Tam dalej
mogłem kontynuować treningi wioślarskie. Z kolei moim ostatnim klubem była
Polonia Poznań, ponieważ poznałem dziewczynę, która była poznanianką.
Pokochaliśmy się, pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w Poznaniu. Moja żona
również była wioślarką. Moim partnerem, z którym wiosłowałem w dwójce był
Grzesiek Nowak.
Sport, który Pan uprawia trenuje się głównie latem, jak
wyglądają treningi zimą ?
Dzisiaj już nie ma takiego ograniczenia z uwagi na to, że technologia bardzo
pomogła wioślarzom w treningu. Oczywiście latem podstawowym treningiem
jest trening na wodzie, to są przeważnie akweny stałe - czyli jeziora też czy tory
sztuczne, czyli przygotowywane specjalnie do tego celu tory regatowe w
różnych miejscach w Polsce i na świecie. Zdarza się trenować również na
rzekach np. w Poznaniu trenowało się również na Warcie (chociaż to jest trudne,
bo tam są prądy, które utrudniają wiosłowanie). Generalnie trenuje się stałych
akwenach i na torach regatowych.
Czy miał pan jakieś ciekawe zdarzenie, przygodę podczas
treningu?
Miałem wiele takich przygód. Pamiętam jedną, gdy trenowałem w Warmii
Olsztyn. Była wczesna wiosna ( zima była wtedy dość mroźna), a my chcieliśmy
już trenować na wodzie. Płynąłem z kolegami, no i w pewnym momencie
usłyszeliśmy chrobot łamiącego drewna. Wjechaliśmy na krę i ona zrobiła
dziurę w łodzi, a jak jest czterech wioślarzy, którzy średnio ważą po 80 koło 90
kilogramów, no to oczywiście łódka nabiera wody i już wiosłować się całkiem
nie da. Nasze tyłki były przemoczone – bo pozycja wioślarza jest taka, że na
podnóżek umocowane są stopy, dalej są szyny i wózeczek z kółeczkami, na
którym można podjeżdżać, żeby zrobić chwyt wiosłem do wody. No i wtedy
jedyna rada - wyskakiwać z łodzi i holować do brzegu wiosła, wyjąć łódkę na
brzeg i z nią iść parę kilometrów na plecach do przystani. Oczywiście potem
szkutnik ( pan, który naprawia łodzie) musi zakleić tą dziurę.
Kolejną przygodą jest historia, która wydarzyła się na obozie w Portugali. To też
był okres wiosenny przed sezonem – u nich w tym czasie zimy i mrozu nie ma,
więc mogliśmy trenować na akwenach. Jednakże rano pojawiła się wielka
mgła na jeziorze, która utrudniła wiosłowanie. W tym samym czasie wypłynęła
na swój trening Polska kadra kobiet (każda osada ma za zadanie samodzielnie
zorganizować sobie trening). My wypłynęliśmy czwórką, a dziewczyny ósemką.
Płynęliśmy w jedną stronę, a one już wracały i w tej mgle sterniczka nie
zauważyła, że ktoś przed nimi płynie. W wioślarstwie kłopot bierze się z tego,
że wioślarze w przeciwieństwie do kajakarzy, płyną tyłem do przodu. I tak się
zdarzyło, że ktoś dostatecznie wcześnie nie skontrolował tego kierunku jazdy i
dopiero w ostatniej chwili usłyszeliśmy, że coś tam się za naszymi placami
dzieje, ale to już było za późno. Zdążyliśmy tylko włożyć do wody wiosła, bo
wtedy można szybko zatrzymać łódkę, ale i tak to nie uchroniło nas i się
zderzyliśmy. Na szczęście nam, łodziom i wiosłom nic się nie stało, bo
zdążyliśmy wyhamować.
Czy mógłby pan nam opowiedzieć o najważniejszych
pańskich zawodach, a mianowicie o olimpiadzie i medalu?
Moim największym sukcesem, jeśli chodzi o moje sportowe sukcesy, to
oczywiście brązowy medal na czwórce ze sternikiem na olimpiadzie w Moskwie
w 1980 r. Żeby uzyskać ten krążek trzeba było wielu wyrzeczeń, bo to nie tylko
treningi, to jest ciężka praca. Chociaż dzisiaj ten kawałek metalu na wstążeczce
jest tylko pamiątką, to nie zamienił bym jej na nic innego. Ważny dla mnie jest
również brązowy medal na mistrzostwach świata w Nowej Zelandii na jeziorze
Karapiro.
Chciałbym powiedzieć, że piękną chwilą jest również stawanie na podium, to
jest coś takiego niezwykłego. Kiedy stajesz masz świadomość czegoś, że
osiągnęło się coś wielkiego, coś znaczącego, że jesteś częścią tego, co się
dzieje. Oczywiście medal się zdobywa dzisiaj, a jutro jest już on historią, ale
przecież to co robimy, nawet dzisiejszy dzień - jutro już dla nas wszystkich
będzie historią. Dla mnie wtedy wioślarstwo było całym życiem i wszystko
temu podporządkowywałem.
Czy poleciłby pan ten sport młodym ludziom, a jeśli tak to
dlaczego?
Oczywiście, że bym polecił. Sam trening wioślarza odbywa się najczęściej na
łonie natury - woda, piękne krajobrazy. Jednakże jest też treningiem bardzo
żmudnym i ciężkim, który wyrabia siłę, wytrzymałość i sprawność, bo trening
wioślarza to nie tylko trening na wodzie, to również trening na siłowni, trening
biegowy, a zimą trening na nartach. Choć czasami jest ciężko to warto.
Wywiad przeprowadzili
dnia 25 marca 2014 roku
następujący uczniowie:
Agnieszka Bednarz,
Maciej Mrugas,
Natalia Bartkowiak,
Krystian Szpakowski.

Podobne dokumenty