felieton - Gazeta Gazeta
Transkrypt
felieton - Gazeta Gazeta
Strona 16 www.gazetagazeta.com piątek-niedziela, 25 - 27 listopada 2011 FELIETON ...A potem tak już zostało. Szczególnie w Montrealu, gdzie koszmar permanentnych robót drogowych ani słowo nie opowie, ani pióro nie opisze, gdzie nad gehenną kierowców zapłakałby rzewnymi łzami sam Dante, a cierpienia pieszych nabierają iście szekspirowskiego wymiaru. Jako człowiek po szkołach kształcony, ja rozumiem, że klimat mamy trudny, że okrutna kanadyjska zima miażdży i wywraca na nice nasze magistrale, drogi, szosy i chodniki i że te drańskie pułapki trzeba systematycznie reperować. Pamiętam, jak kiedyś ambitny burmistrz Pointe-Claire ogłosił, że jego ludzie pracują tak ostro, że jeśli ktoś znajdzie na drodze dziurę wielkości kurczaka, otrzyma rekompensatę w postaci dorodnego przedstawiciela tejże drobiowej populacji. Trzeba trafu, że akurat burza przetrzepała miasto i taki jeden, co spać nie mógł, znalazł dziurę wielkości owcy i o takową się upomniał, a nawet otrzymał! Ja rozumiem także, że świat idzie do przodu i że w tak nowoczesnym państwie jak Kanada, infrastruktura rozrasta się jak bohaterska przeszłość agenta Tomka i że każdemu obywatelowi należy się dach nad głową. Więc gdzie okiem nie sięgnąć potężne żurawie dumnie prężą się na tle montrealskiego nieba, a niestrudzone spychacze, koparki i wywrotki uwijają się w mrówczym trudzie dla naszego dobra. Nie ciesz się jednak, człowieku naiwny! Zanim powstanie dom twoich marzeń poddany będziesz ciężkim próbom. Tak się składa, że mogę zdać Państwu relację z pierwszej ręki, bo doświadczam dobrodziejstw rozwoju miasta na własnej skórze. Z mojej tylnej prawej rozwija się jak pożar prerii osiedle BoisFranc. Apartamentowce i townhousy strzelają w górę jak sylwestrowy szampan, chłopcy stosują bowiem sprawdzone, niezawodne metody stachanowskie. Gdy jedna ekipa ryje i wylewa fundamenty, fachowcy w sąsiednim bloku stawiają ściany, kolejny oplatują siecią instalacji i rur, jeszcze dalej cackają się z wykończeniówką. W następnym domu lokatorzy nastawiają rosół i trzepią dywaniki, a w ostatnim zbierają już podpisy pod protestem przeciwko zbyt wysokim opłatom. I tak coraz dalej i dalej w kierunku zachodzącego słońca. Z mojej tylnej lewej, oprócz serii domów, postawili właśnie wielki "Super C" i klinikę, widocznie żeby uniknąć monotonii. Oczywiście niezbędnym elementem budowy każdego obiektu jest solidne rozkopanie ulicy. Bo to przyszłym użytkownikom różne fanaberie do głowy przychodzą: a to im woda potrzebna, a to prąd by się przydał. Więc budowniczy kopią, w tych okopach kładą rury kanalizacyjne i zasypują żwirkiem. Po paru tygodniach odkopują i łączą jakieś kable. Zasypują. Odkopują i dodają jakieś przewodyoraz druty izakopują, żeby potem odkopać i zainstalować rury wodne. I apiać od początku to samoprzy każdym nowymbudynku. Z tego powodu na ulicy Henri Bourassa od trzech lat kierowcy mają do dyspozycji głównie jeden pas ruchu. Kiedy człowiek nieoczekiwanie zobaczy wyrwę w szeregu samochodów ma mieszane uczucia: z jednej strony cieszysz się, że trafiło ci się miejsce, ale z drugiej zastanawiasz się, kto umarł. Ale jak już twój pojazdwskoczy na ten pas, masz diony, teraz widocznie kolej na mosty. W Toronto już by dawno armię wezwali. Na Decarie kierowca czuje się kompletnie bezbronny, zaszczuty jak liberał w Radiu Maryja. Taki ścisk, że żeby zmienić pas, trzeba kupić samochód na sąsiednim pasie. Ostatnio dwaj zamaskowani rabusie obrabowali Bank of Montreal na rogu Green Jurek był najstarszy z nas wszystkich, więc jego pozycja w rodzinie była szczególna. Z racji tegoż starszeństwa wyprzedzał nas w różnych życiowych osiągnięciach: pierwszy skończył studia, pierwszy ożenił się, pierwszy dostarczył światu córkę. Naturalnie pierwszy też wjechał na wyższy poziom stanu posiadania. Samochodem wjechał, oczy- ce rwało się na strzępy... Zarówno owa zdumiewająca kraksa jak i Jurkowe męstwo zachowały się na wieki w rodzinnej legendzie. A wracając do teorii spiskowych, ja też uważam, że "Cui prodest scelus is fecit". Zaprzetworzeniem Montrealu w jeden wielki plac budowy stoją producenci tych biało-pomarańczowych Na początku był chaos dodatkowe udogodnienie: możesz zmienić opony na zimowe, nie tracąc swojego miejsca w szeregu. No i sumienie kierowca ma czyste, nie naruszając zaleceń Opatrzności i jej najwyższego autorytetu, który z troską nas przecież instruuje: "Jedź ostrożnie. Ja poczekam. Pan Bóg". Ale to w sumie drobnica, w porównaniu z reperowanym od trzech lat Mercier Bridge. Należało mu się, bo ostatni remont miał miejsce w 1934 roku. No i ci dopiero kazali nam przez kij skakać, zamykając odcinki mostu albo całe linie! Myślelismy, że już nic gorszego nas spotkać nie może, aż tu katastrofa: Champlain Bridge, nasze połączenie z Ameryką i Nowym Jorkiem, rozpada się i żaden remont mu nie pomoże, trzeba będzie go rozebrać i zbudować od nowa. Potem pewnie przyjdzie kolej na Jacques Cartier Bridge i Victoria - tak że wszystkie drogi ucieczki z wyspy zostaną odcięte. Waliły nam się już drogi, wiadukty, sta- i Maisonneuve i odjechali z piskiem opon. Utknęli jednak w takim korku, że pracownik banku dogonił ich na rowerze, zeby bandytom mordy obić i łup odebrać. Oczywiście wszyscy mamy swoje spiskowe teorie, tłumaczące skumulowanie wszystkich możliwych prac budowlanych, konstrukcyjnych i drogowych w tym samym miejscu i czasie. Jedni mówią, że to intrygi producentów materiałów budowlanych, inni, że zwiazków zawodowych walczących o nadgodziny, jeszcze inni podejrzewają machinacje mechaników samochodowych. Faktycznie, na samych stłuczkach w Montrealu fortunę można zbić. Stłuczka w trafiku toż to banalna codzienność. Ale zdarzają się stłuczki nietuzinkowe, wysmakowane, wręcz artystyczne. Jak dziś pamiętam, mieliśmy w Podkowie Leśnej ślub rodzinny. Kuzyn Jurek Drążkowski pod dom weselny zajechał z paradą luksusowym Fiatem 132. wiście, który to samochód był efektem statusu Jurka jako "powracającego". Pamiętacie Państwo te ogłoszenia: "Powracajacemu sprzedam lub wynajmę...". Więc powracający Jurek podjechał nonszalancko nowiutkim cudem techniki, a my wszyscy, pełni zachwytu niepozbawionego cienia zazdrości, podziwialiśmy autko i kierowcę, w którego pewnych rękach pojazd eleganckie wyczyniał esy-floresy. Wreszcie Jurek zakończył prezentację nabytku i zdecydował się zaparkować na sąsiedniej polance. I tak doszło do zdarzenia tyleż szokującego, co niezrozumiałego: jedyny na polance samochód pierdyknął w jedyny na polance słup! Wydaliśmy potężny, zbiorowy jęk rozpaczy i zgrozy. Jurek nadludzkim wysiłkiem stłumił szalejącą w jego duszy burzę uczuć i, starożytnym bohaterom równy, zachował pokerowe oblicze Bustera Keatona, choć ser- słupków, które zagradzają nam drogę na każdym kroku, znacząc miejsca, gdzie się kopie lub kopać będzie. Sądząc po ichekspansywnej obecności, jest to najlepiej rozwijający się w Quebecu przemysł. Chociaż ostatnio władze miasta same się wystraszyły. Mając 6000fachowców, zatrudnionych w Transport Quebec, zobaczyły, że nie dadzą rady rozwiązać problemu totalnego chaosu w mieście. Więc powołały 7-osobowy zespół ekspertów, który ma za zadanie zminimalizować wpływ rozbuchanych robót drogowych i budowlanych na komunikację miejską.Specjalistom tym płacimy 116,55 dol za godzinę pracy, abędą pracować tak długo, jak będzie to niezbędne. Naukowcy twierdzą, że słońce wypali się mniej więcej w ciągu 1,5 miliarda lat. Smutne, że nasi drogowcy i budowlańcy będą musieli kończyć swoją pracę po ciemku. Danuta Owczarz-Kowal