16 października 2016 r.

Transkrypt

16 października 2016 r.
16 października 2016 r.
Witam! To jest nie ekstra, lecz i nie marny, wideoblog quasi-kulinarny. Atrakcji
będzie co niemiara, coach kucharz o nie się postara. Wkrótce założę też fanpage’a,
lecz nie hejtujcie – to nic nie da. Przepisy będą multi-kulti, nienadaremnie byłem
wszędzie – jak stąd dotamtąd, wszechświatowo, a nawet coś z matriksa będzie.
Ot, minimenu wprost z Hogwartu: słabo barwione trzy muffinki, chociażby lekko
popsiukane niskosłodzonym sokiem z jeżyn, potem carpaccio, a nad ranem
kieliszek courvoisiera. Z wyżyn, z czesko-morawskiej zwłaszcza, piwo warzone
skrycie przez bożęta w parkach-ogrodach, jako żywo. I niechaj każdy zapamięta, że
już w realu kulinarnym jednakby trzeba zjeść co nieco, choćby ciabattę albo kuskus
ze sztukamięsem i ze świecą, zrobioną z maksirzodkwi sprytnie. Na deser niechże
kucharz wytnie megapożywny kawał ciasta. Ma być mięciutkie, nie jak ytong,
z którego stawiasz ściany domu, a który twardszy od betonu.
A z kuchni Dalekiego Wschodu to oprócz sushi bym polecał sajgonki z słodkokwaśnym sosem i niejedzone prosto z pieca, a niekoniecznie też z kokosem,
zwłaszcza o kwaśnosłodkim miąższu. I pamiętajże przecież w końcu o superleku,
o żeń-szeniu, antystresowym cud-korzeniu.
Jeżeli ktoś nie doszacował wartości warzyw, to mu powiem, że pewna znana
Kresowiaczka, w tużprzedwojennym poradniku, reklamowała ich bez liku. Pisała
dużo o endywii, cykorii, ale też o ziołach: szałwii, bazylii, kocimiętce. Przygotowane
nie naprędce, ale z rozmysłem i powoli, są superekstrawartościowe. Albo i zdrowe:
jak kto woli.
Przepisów tutaj tylko krztyna, lecz to cud-miód, ultramaryna. A kto się przeje
i nie wydoli, niechżeżby wziął megaraphacholin.

Podobne dokumenty