Nautologia 2011
Transkrypt
Nautologia 2011
POLSKIE TOWARZYSTWO NAUTOLOGICZNE POLISH NAUTOLOGICAL SOCIETY GDYNIA Rok XLVI · 2011 · Nr 148 NAUTOLOGIA Nautologia 2011, nr 148 Daniel Duda Polskie Towarzystwo Nautologiczne po XXIII Walnym Zebraniu Zarząd Polskiego Towarzystwa Nautologicznego składa się zgodnie z wolą XXII Walnego Zebrania z 11 osób, w tym zgodnie ze statutem Towarzystwa w jego składzie znajduje się redaktor naczelny „Nautologii”. Nowy zarząd ukonstytuował się w następujący sposób: prof. Daniel Duda – przewodniczący prof. Ryszard Wawruch – I wiceprzewodniczący mgr Andrzej Chmielewski – wiceprzewodniczący mgr Ewa Sieradzka – skarbnik mgr Małgorzata Sokołowska – sekretarz prof. Bolesław Hajduk – redaktor naczelny „Nautologii”, członek zarządu prof. dr hab. inż. Adam Weintritt – kpt. ż. w. członek zarządu kontradmirał dr inż. Czesław Dyrcz – członek zarządu mgr Witold Kuczorski – członek zarządu mgr Ryszard Mielczarek – członek zarządu dr Jarosław Rusak – członek zarządu dr Eligiusz Sitek – członek zarządu prezes Jerzy Brodowski – członek zarządu. Komisja rewizyjna działa w następującym składzie: Anna Wypych-Namiotko – przewodnicząca, Jerzy Brodowski, Wacław Morgaś, Zdzisław Kopacz, Bartłomiej Pączek, Tadeusz Stupak – członkowie komisji. Sąd koleżeński działa w następującym składzie: prof. Aleksander Walczak, prof. Elżbieta Marszałek, prof. Adam Wolski. Przed nowym zarządem PTN postawiono w formie jednomyślnej uchwały – zadania: 1. Koordynowanie programu związanego z działalnością naukowa i edytorską Redakcji PTN – Nautologia, 2. Wspieranie inicjatyw badawczych i edytorskich „Pracowni Historii” Akademii Morskiej w Gdyni w rozwijaniu prac pamiętnikarskich i monograficznych w serii wydawniczej „Księgi Floty Ojczystej”. 3. Otaczanie opieką i czynny współudział w pracach zespołu „Encyklopedii Gdyni”, kierowanego przez redaktora Małgorzatę Sokołowską. 4. Rozwijanie idei organizacji „Olimpiady Nautologicznej”, konkursu „Młodzież na Morzu” i idei Ligi Morskiej i Rzecznej i innych przedsięwzięć w polskim szkolnictwie morskim, w celu popularyzacji tradycji i historii w programach edukacyjnych. 5. Rozwijanie działalności naukowej i edytorskiej PTN poprzez zindywidualizowane i zespołowe programy badawcze członków PTN. 6. Dążenie do rozbudowy organizacyjnej i kadrowej składu członkowskiego PTN. 7. Rozwijanie działań publicystycznych celem upamiętnienia twórców polskiej gospodarki morskiej, zwłaszcza floty, portów, stoczni i szkolnictwa morskiego. 8. Podjęcie starań o budowę pomnika Marynarza Polskiego w Gdyni. Po wielu dyskusjach przedkładamy XXIII Walnemu Zebraniu wniosek zarządu PTN o nadanie tytułu i godności Honorowego Członka Polskiego Towarzystwa Nautologicznego osobom za długoletni wkład w rozwój wyższego szkolnictwa morskiego [90. rocznica] i Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku [50. rocznica] oraz za współpracę z Towarzystwem Nautologicznym w dziedzinie morskiego wychowania młodego pokolenia, utrwalanie tradycji morskich i badań naukowych; proponujemy i prosimy Szanowne Panie i Panów o akceptację naszych propozycji w osobach: – profesor Romuald Cwilewicz – rektor Akademii Morskiej w Gdyni, – profesor Stanisław Gucma – rektor Akademii Morskiej w Szczecinie, – doktor Fryderyk Tomala – prezes Towarzystwa Przyjaciół CMM w Gdańsku. Wybrany zarząd PTN działa w okresie wielkich przemian dokonujących się we wszystkich sferach naszego państwa, w tym i gospodarki morskiej. Obserwuje się widoczny rozwój portów morskich poprzez budowę nowych terminali, w tym kontenerowych (Gdańsk i Szczecin), trwają prace związane z budową portu gazowego w Świnoujściu, przystosowywania starych nabrzeży do nowoczesnych technik przeładunkowych i nowych technologii – zjawisko to obserwuje się w każdym porcie, przebudowa i modernizacji falochronów, wejść do portów, pogłębiania, notujemy wysiłki w celu polepszenia infrastruktury portowej małych portów, czego przykładem jest Kołobrzeg, Darłowo, Ustka, Elbląg, rozbudowa zaplecza ratowniczego Morskiej Służby Poszukiwania i Ratowania (Świnoujście, Darłowo, Ustka), trwa budowa kolejnych statków ratowniczych serii SAR-3000, wszedł do eksploatacji statek do ochrony rybołówstwa w polskich obszarach morskich, następuje rozwój turystyki morskiej, niestety głównie jednak za sprawą floty obcej, rozwija się baza dla sportów wodnych i to zjawisko obserwuje się nie tylko w dużych portach, ale i w małych, Zatoce Gdańskiej, Zalewie Wiślanym. W upadłych stoczniach obserwuje się powolną tendencję zagospodarowywania obszarów postoczniowych – mamy nadzieję na ich odrodzenie. Podejmowane są różne działania w celu dywersyfikacji dostaw gazu dla naszego kraju, oprócz wspomnianego gazoportu w Świnoujściu trwają prace projektowe w Gdańsku, także rozważane jest umieszczenie bazy przeładunku gazu w Zatoce Puckiej. Mamy nadzieję, że ożywi się region Zalewu Wiślanego. Szkolnictwo morskie – Akademia Morska w Gdyni, Akademia Morska w Szczecinie, Szkoła Morska w Gdyni umacniają swe pozycje. Mocno rozwija się Akademia Marynarki Wojennej o naborze rocznym ponad 1780 osób, która szkoli kadry na 12 kierunkach, w tym na kierunkach przygotowujących specjalistów dla floty handlowej i gospodarki morskiej. Jednym z ważniejszych kierunków działania PTN jest działalność wśród młodzieży i dla młodzieży. Piękne przykłady współpracy w zakresie wychowania morskiego datują się od wielu lat. Dzień 28 marca 1986 roku szczególnie zapisał się w społeczności szkolnej Szkoły Podstawowej nr 40 w Gdyni, w którym patronem został kpt. ż.w. K. O. Borchardt i ten dzień datuje się jako początek współpracy Towarzystwa z tą placówką pedagogiczną. Kolejno nie bez naszego udziału szkoły przyjmowały za patrona tę piękną postać – dzisiaj jest to już ładna rodzina. Wychowanie morskie w tych placówkach zostało włączone do programu dydaktyczno-wychowawczego i w znaczący sposób przyczynia się do utrwalenia nie tylko wiedzy o Patronie ale i gospodarce morskiej i historii obchodu pięknych rocznic – jak 90-lecia Ligi, MW, 100-lecia wodowania „Daru Pomorza” i innych. Towarzystwo, będąc orędownikiem powstania Olimpiady Nautologicznej (od 1992 r. Olimpiada Geograficzna i Olimpiada Nautologiczna), a szczególnie zarząd, zostało zaskoczone, że będą tylko olimpiady przedmiotowe. Stanowi to dla nas problem, ponieważ nie jesteśmy pewni czy podołamy, bowiem wiąże się to z jej organizacją, ogromnymi kosztami, ale i pracą ludzi, a tych dzisiaj do pracy społecznej nie można namówić, brak nam środków, funNautologia 2011, nr 148 duszy na nagrody (dzisiaj w nagrodę – liczy się komputer). W skomercjonalizowanym kraju trudno takie zadanie prowadzić. W pracach ostatniej Olimpiady brali udział: prof. Stanisław Musielak, profesor Elżbieta Marszałek, prof. Adam Weintritt – członek zarządu PTN. Corocznie przyznawano finaliście „Gdyński Pierścień Zaślubinowy” z wygrawerowanym napisem „Gdynia 12 luty 1920 r.” Na rzecz olimpiady przekazywaliśmy zawsze odpowiednią ilość książek i zeszytów „Nautologii”. Zwycięzcom za zajęcie pierwszego, drugiego i trzeciego miejsca przyznawaliśmy specjalny medal. Na ostatnim XXII Walnym Zebraniu podjęliśmy decyzję nadania tytułu i godności Honorowy Członek Polskiego Towarzystwa Nautologicznego prof. Teresie Madeyskiej – przewodniczącej Komitetu Olimpiady, oraz długoletniemu członkowi Komitetu prof. Stanisławowi Musielakowi, które jak pamiętamy przyjęto ze wzruszeniem. Współpraca z Ligą Morską układa się dobrze, a „szkoły borchardtowskie” i wiele innych, z którymi współpracujemy w corocznych konkursach „Młodzież na Morze” zajmują czołowe miejsca. Uczestniczymy w racach komitetu redakcyjnego „Steru”, komitecie organizacyjnym corocznego Flisu Odrzańskiego czy też wiślanego, organizowanego przez Ligę Morską i Rzeczną. Słowa szczególnego uznania należą się prof. E. Marszałek za prowadzenie Flisu Odrzańskiego. W dziewięćdziesiątą rocznicę powstania Ligi Morskiej Daniel Duda i Tomasz Szubrycht z wielką pomocą komandora Bartłomieja Pączka wydali książkę pt. Działania Ligi Morskiej i Kolonialnej na rzecz Marynarki Wojennej w okresie międzywojennym, AMW, Gdynia 2008. Podziękowanie należą się rektorowi – komendantowi AMW kontradmirałowi dr inż. Czesławowi Dyrczowi, za wydrukowanie tej pozycji. Kolejna pozycja w zakresu działalności Ligi w okresie międzywojennym o temacie Fundusz Obrony Morskiej ukaże się jeszcze w tym roku – specjalne podziękowanie panu admirałowi za pokrycie finansowe. Problem dofinansowania nie jest prosty. 90. rocznicę powołania przez J. Piłsudskiego Marynarki Polskiej uczciliśmy wspólnie z Pracownią Historii Akademii Morskiej w Gdyni Jubileuszową Konferencją Naukową pt. „90 lat Marynarki Polskiej”, która odbyła się w dniu 28 listopada 2008 r. Wygłoszono 10 referatów i 10 komunikatów, które zostały opublikowane w książce pt. Marynarka Polska (1918–2008), Wyd. Akademii Morskiej, Gdynia 2009. Godzi się podkreślić, że 7 wygłoszonych referatów i 1 komunikat przygotowanych zostało przez członków PTN. Słowa podziękowania należą się w tym miejscu prof. Janowi Kazimierzowi Sawickiemu za kierowanie Komisją Historyczną PTN, sesją i za przygotowanie publikacji do druku. Już wkrótce ukaże się kolejna pozycja przygotowywana przez Komisję Historyczną Towarzystwa pod redakcją prof. J. K. Sawickiego. Z wielkim uznaniem i dumą przyjmujemy każde inicjatywy członków rozsianych w kraju i za granicą; w Szczecinie prof. Elżbiety Marszałek, prof. Aleksandra Walczaka i prof. Adama Wolskiego, w Gdańsku admirała Stanisława Lisaka, dr Jerzego Litwina, redaktora Tadeusza Jabłońskiego, w Warszawie mgr inż. Adama Reszki i mgr inż. Czesława Kowalskiego, w Łodzi kapitana marynarki (rez.) Stanisława Kobylińskiego, w Pucku Danuty i Jana Dettlaffów, Mirosława Kuklika, na Półwyspie Helskim Aleksandra Celarka, dr Antoniego Konkela, w Gdyni mgr Ryszarda Toczka, mgr inż. Ewy Sieradzkiej, dr Jarosława Rusaka, dr Eligiusza Sitka, w Ustce kmdr mgr inż. Jana Piaseckiego, w Krakowie dr Agnieszki Cieślik, Macieja Gorazdowskiego w Australii, Bolesława Pogorzelskiego w Anglii, Anny Rybczyńskiej w Kanadzie, dr Joanny i dra Andrzeja Snarskich w Australii i wielu innych. Słowa podziękowania kieruję do Małgorzaty Sokołowskiej (sekretarz Polskiego Towarzystwa Nautologicznego) – redaktor naczelnej wielkiego dzieła – Encyklopedii Gdyni tom I oraz tom II, Nautologia 2011, nr 148 która potrafiła zmobilizować wielu członków PTN do redakcji poszczególnych haseł, między innymi: prof. W. Bladego, prof. B. Hajduka, prof. Jerzego Przybylskiego, prof. Jana Kazimierza Sawickiego, kmdra Waltera Patera, dra Jarosława Rusaka, dra Ryszarda Mielczarka, kmdra dra Grzegorza Goryńskiego, mgr Ludwikę Repeć, mgra Ryszarda Toczka, dra Ryszarda Techmana, dra Witolda Partekę, mgr Ewę Otrembę, prof. Daniela Dudę i innych. Dzięki postawie mgr M. Sokołowskiej w zasadzie wszyscy członkowie PTN, mieszkańcy Gdyni i współpracujący z Gdynią znaleźli się we wspomnianej Encyklopedii. Towarzystwo skupia 56 profesorów/doktorów habilitowanych, 46 doktorów, pozostałych 109. W miesiącu wrześniu br. na ostatnim posiedzeniu zarządu przyjęto Małgorzatę Pająk i Alicję Wasilewską, bosmanów podchorążych AMW., dra hab. Piotra Semków, profesora AMW i mgr Mirosława Kacprzaka z Elbląga. Silne grupy nautologiczne są w AMW (18), Akademii Morskiej w Gdyni (9), Akademii Morskiej w Szczecinie (13) w Urzędzie Morskim w Gdyni (6). Łącznie dzisiaj uprawnionych jest do głosowania 215 członków Towarzystwa. Należy wspomnieć, że mamy wielu zasłużonych członków, którzy przekroczyli 90 lat życia. Posiedzenie zarządu mają charakter systematyczny, odbywają się w okresach miesięcznych, są protokołowane, zawsze jest quorum. Ich tematyka regularnie przedstawiana jest w Kronice PTN „Nautologii”, zwyczaj ten będziemy kontynuować. Zarząd pracował w pełnym niezmienionym składzie. Na poszczególne posiedzenia zapraszano każdego, który pragnął uczestniczyć w posiedzeniu. Grudniowe zebrania połączone są zawsze z łamaniem się opłatkiem, co w roku 2009 miało szczególny charakter, bowiem miało to miejsce na „Darze Pomorza”, a wigilia odbywała się podobnie jak miała miejsce na statku „Lwów” w 1923 r. Staramy się w tym dniu być choćby w listowym (internetowym) kontakcie ze wszystkimi członkami Towarzystwa. Właściwe tętno życia administracyjnego Towarzystwa zapewnia sekretariat, w którym funkcję kierownika ofiarnie pełni od wielu lat mgr Jolanta Bereżecka, wspierana przez męża Piotra, kpt. ż.w., członka Towarzystwa, ale niestety tylko w krótkich dniach urlopowych. W bieżącym załatwianiu spraw pomaga społecznie kpt. ż.w. inż. Jerzy Sochacki i pan prezes Jerzy Brodowski. Sekretariat wyposażono w nowy komputer, działa fax, internet, a zawartość informacji o naszych działaniach w Internecie będzie nadal rozbudowywana. Prezes PTN został poproszony przez Związek Piłsudczyków Rzeczypospolitej Polskiej o dokonanie reaktywacji Oddziału Pomorskiego tego związku. Zadanie zostało wykonane. Przy Towarzystwie powstała sekcja Piłsudczykowska kierowana przez dr Jarosława Rusaka. Do Komitetu Honorowego Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Gdyni został poproszony prof. Daniel Duda. Wnieśliśmy pewien wkład pieniężny na pomnik Marszałka. Stowarzyszenie „Nasz Gdańsk” powołało prof. D. Dudę do Komitetu Organizacyjnego budowy Tablicy Pamiątkowej z następującym napisem: „W roku żałoby po zgonie wodza Narodu Józefa Piłsudskiego, z którego rozkazu bandera Polska pojawiła się po dłuższej przerwie na Bałtyku, dla upamiętnienia piętnastej rocznicy odzyskania przez Polskę wolnego dostępu do morza – VI Walny Zjazd Delegatów Ligi Morskiej i Kolonialnej, obradujący u ujścia Wisły, Tablicę tę wmurował. Działo się w dniu 1 czerwca 1935 roku, gdy prezydentem Rzplitej był prof. dr Ignacy Mościcki, prezesem Rady Ministrów płk. Walery Sławek, a Komisarzem Generalnym w Wolnem Mieście Gdańsku – Min. Kazimierz Papee”. Zadbano również o umieszczenie tablicy (informacyjnej) na b. gmachu Komisariatu Rządu o następującej treści: „W tym gmachu w latach 1921–39 miał swoją siedzibę Komisariat Generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Wolnym Mieście w Gdańsku – zajęty we wrześniu 1939 r. przez gestapo stał się w latach okupacji niemieckiej jednym z miejsc męczeństwa i śmierci więzionych tu przedstawicieli Polonii Gdańskiej i żołnierzy Ruchu Oporu. Gdańsk – 1.06.2010. Odsłonięcie tablic na b. gmachu Komisariatu Rządu odbyło się w dniu 1 czerwca 2010 r., w rocznicę VI Zjazdu L.M. i K. Towarzystwo za udział w tej akcji otrzymało piękny dyplom. Działalność Polskiego Towarzystwa Nautologicznego na rzecz „Daru Pomorza” w związku z 100. rocznicą wodowania Polskie Towarzystwo Nautologiczne przystąpiło do tworzenia programu obchodu 100-lecia „wodowania” fregaty, popierając w pełni i przyczyniając się do wzbogacenia powstającego programu obchodu uroczystości w Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku. Uważamy się więc za jego współtwórcę. Od początku byliśmy we wszelkich akcjach razem z Centralnym Muzeum Morskim – armatorem fregaty. W swym działaniu, a szczególnie na łamach „Nautologii”, dostarczamy społeczeństwu dodatkowo aktualnych wiadomości z życia i służby fregaty w dziedzinie przekazywania historii morskiej i wychowania morskiego społeczeństwa. W pełni popieraliśmy prof. dr hab. inż. Bolesława Mazurkiewicza jako przewodniczącego Komitetu Obchodu 100-lecia fregaty. Uważaliśmy, że posiadamy duży potencjał intelektualny i zasoby, by w całym kraju przeprowadzić wiele akcji uświetniających tę piękną rocznicę. Dyrektor CMM dr inż. Jerzy Litwin i przewodniczący Komitetu Obchodu 100. rocznicy – obaj Honorowi Członkowie Polskiego Towarzystwa Nautologicznego solidaryzowali się i popierali nasze działania, uważając słusznie, że: – im więcej organizacji zostanie włączonych w program obchodu 100. rocznicy „wodowania” „Daru Pomorza”, tym lepiej będzie dla fregaty, jej popularności, zwiększenia szeregów zwiedzających i przyjaciół. Przyczyni się do lepszego jego wykorzystania i utrzymania w pełnej krasie, nie zmieniając jej charakteru historycznego. Trochę nietypowo – ale świadomie, już w roku 2008 rozpoczęliśmy obchodzić tę piękną rocznicę, fundując medal (30 sztuk) poświęcony fregacie. Na jednej stronie umieszczono znak Polskiego Towarzystwa Nautologicznego, na stronie drugiej sylwetkę „Daru Pomorza” i sylwetkę ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego, osoby, która przyczyniła się do zakupu żaglowca, udzielając bezprocentowego kredytu Komitetowi Pomorskiemu Floty Narodowej w Toruniu. W okresie, gdy flota polska upada, chcieliśmy przypomnieć tę piękną postać, jej dokonania w okresie drugiej Rzeczypospolitej w rozwoju gospodarki morskiej i budowy portu w Gdyni, jak również przypomnieć wkład ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego po II wojnie światowej w odbudowę polskiej gospodarki morskiej. Medale, których ilość jest symboliczna, przede wszystkim przekazaliśmy do zbiorów Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku, „Daru Pomorza”, Muzeum Marynarki Wojennej, Muzeum Miasta Gdyni, Muzeum Marynarki Wojennej, Muzeum Ziemi Puckiej w Pucku, Sali Tradycji Akademii Morskiej w Gdyni, Stowarzyszeniu Kapitanów Żeglugi Wielkiej, Stowarzyszeniu Starszych Mechaników Okrętowych, córce ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego dr Ewie Kwiatkowskiej-Obrąpalskiej (seniorka rodu) kilka medali przyznaliśmy najbardziej zasłużonym dla fregaty. Akcja ta połączona została z ufundowaniem tablicy poświęconej Pomorskiemu Komitetowi Floty Narodowej w Toruniu i przewodniczącym: Józefowi Wybickiemu i Leonowi Janta-Połczyńskiemu. Tablicę z herbem Pomorza przekazano na „Dar Pomorza”. Obchody 100-lecia „Daru Pomorza” rozpoczęto od spotkania w Szkole Podstawowej nr 9 w Rumi imienia kpt. ż.w. Karola Olgierda Borchardta, od wystawy, w tym prac uczniów i apelu oraz turnieju wiedzy o „Darze Pomorza”. Było to dzieło dyrektor Zespołu Szkół mgr Lucyny Oglęckiej i nauczycielki mgr Liliany Koszałki. Specjalny wykład tej ostatniej o „Darze Pomorza” na nośniku cyfrowym został wysoko oceniony i zarekomendowano go do przeprowadzenia w formie spotkań z młodzieżą we wszystkich szkołach noszących imię kpt. ż.w. Karola Olgierda Borchardta, co też pani Liliana dokonała. W imprezie licznie wzięła udział młodzież i rodzice. Powstało dziesiątki gazetek, wystaw, artykułów w szkolnych gazetkach, konkursów różnego charakteru, miały miejsce turnieje wiedzy o „Darze Pomorza”, zwiedzanie Akademii Morskiej w Gdyni, Akademii Marynarki Wojennej, Szkoły Morskiej w Gdyni, „Daru Pomorza”, Centralnego Muzeum Morskiego, spacery „szlakiem borchardtowskim”, itd. Trzeba było nauczyć się wiązać węzły żeglarskie, przyswoić sobie słownictwo morskie, historię nie tylko Białej Fregaty. To obraz wysiłku i działań młodzieży w roku obchodu 100-lecia fregaty. Wielce udane były spotkania, na które zapraszano między innymi: prof. Andrzeja Perepeczkę, kpt. ż.w. Stefana Baczewskiego, kpt. ż.w. Stefana Krelę, kpt. ż.w. Tomasza Sobieszczańskiego, kpt. ż.w. Jerzego Sochackiego, kpt. ż.w. Leszka Wiktorowicza, kpt. ż.w. Adama Weintritta, szkoły między innymi odwiedzali pan Kazimierz Dopke (modelarstwo w butelkach), pan Roman Garbacki (malarz, metaloplastyk) i inni. Polskie Towarzystwo Nautologiczne wystąpiło do Kapituły Zasłużonych Ludzi Morza: Marszałka Województwa Pomorskiego, Dowódcy Marynarki Wojennej RP, Rektora Akademii Morskiej w Gdyni, Ligi Morskiej i Rzecznej, Starosty Puckiego, Przewodniczącego Rady Gminy Kosakowo i Wójta Gminy Kosakowo; o uhonorowanie statku szkolnego żaglowego „Dar Pomorza” poprzez umieszczenie postumentu z odpowiednim napisem w Alei Zasłużonych Ludzi Morza. Wniosek nasz został rozpatrzony pozytywnie i w lipcu 2009 r. odpowiedni postument został ustawiony, a na nim napis: „Dar Pomorza” zbudowany w latach 1909–1910 w Hamburgu jako Prinzess Eitel Friedrich, przekazany po pierwszej wojnie światowej Francji w ramach reparacji. Zakupiony w 1929 roku staraniem Pomorskiego Komitetu Floty Narodowej, wszedł do służby Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni jako „Dar Pomorza”. Pod polską banderą przepłynął 509.804 mil morskich, a na jego pokładzie wyszkoliło się 13.911 przyszłych oficerów PMH. W 1981 roku odznaczony Krzyżem Komandorskim z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Do najsławniejszych podróży należy podróż dookoła świata w latach 1934–1935, okrążenie przylądka Horn w 1937 roku i dwukrotne zwycięstwo w regatach „Operacji Żagiel” w 1972 i 1980 r. Od 1983 r. udostępniony jako muzeum – oddział Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku”. Aktu odsłonięcia postumentu dokonali: prof. Romuald Cwilewicz, rektor Akademii Morskiej w Gdyni i Daniel Duda, przewodniczący PTN. Ogólnopolska Aleja Zasłużonych Ludzi Morza znajduje się w Rewie, coroczne uroczystości mają miejsce na zakończenie obchodów Święta Morza. Dnia 3 sierpnia 2010 z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Nautologicznego odsłonięto gwiazdę kmdra ppor. Antoniego Garnuszewskiego – pierwszego dyrektora Szkoły Morskiej w Tczewie i postument, na którym została umieszczona odpowiednia tablica informacyjna o pierwszym polskim statku szkolnym s.v. „Lwów”. Ciekawym elementem obchodu 100. rocznicy wodowania „Daru Pomorza” był wojewódzki konkurs plastyczny i literacki „Pod żaglami Białej Fregaty”, adresowany do uczniów klas I–III oraz dla klas starszych „100. urodziny Białej Fregaty”. Pięknym plonem konkursu było przygotowanie do druku i wydanie książki pt. Pod żaglami Białej Fregaty, która zawiera utwory literackie i plastyczne uczniów i placówek oświatowych noszących imię kpt. ż.w. Karola Olgierda Borchadta, zebrane i opracowane przez nauczycieli nauczania zintegrowanego Szkoły Podstawowej nr 40 imienia K. O. Borchardta w Gdyni. Organizatorkami konkursu Nautologia 2011, nr 148 i jednocześnie autorkami wydania tej jakże pięknej pozycji wydawniczej, były panie: Joanna Drabińska, Danuta Grabin i Małgorzata Tomczyk. Tę cenną książkę, pięknie wydaną, od młodzieży Szkoły Podstawowej nr 40 podczas obchodu 100. rocznicy wodowania fregaty w dniu 10 października 2009 roku otrzymali między innymi: dyrektor CMM w Gdańsku Jerzy Litwin, kustosz „Daru Pomorza” Marek Twardowski, prof. Daniel Duda, prof. Romuald Cwilewicz, wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół „Daru Pomorza” mgr Lech Stefański, wojewoda Kujawsko-Pomorski Rafał Bruski, dr Ilona Urbanyi i prezydent Miasta Gdyni dr Wojciech Szczurek, matka chrzestna „Daru Pomorza” podczas odnowienia chrztu dr Barbara Szczurek, podsekretarz stanu ministerstwa infrastruktury kpt. ż.w. mgr inż. Anna Wypych-Namiotko. Grupa uczniów szkoły nr 40 pod kierunkiem mgr Liliany Koszałko (Filip Felski, Natalia Gołąb, Paweł Graczyk, Nicole Mielewczyk, Mateusz Pawłowski, Anna Reszczyńska-Urban, Zuzanna Subocz, Bartosz Szydłowski i Angelika Messner) została szczególnie wyróżniona. Podczas symbolicznego aktu odtworzenia chrztu statku honory matki chrzestnej pełniła dr Barbara Szczurek – żona prezydenta miasta Gdyni. Chrztu dokonała poprzez zanurzenie wiązanki kwiatów w szampanie i pokropienie burt fregaty. W tym też samym czasie młodzież, stojąc na dziobie fregaty, rzuciła bukiety kwiatów na pokład „Daru Pomorza” – był to piękny symbol... Zamieszczono w „Zeszytach Puckich” (Puccze Skriblene), 2009, nr 8: – artykuł Daniela Dudy, „Dar Pomorza” – 100. rocznica wodowania (s. 107–111). – adres okolicznościowy z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Nautologicznego i Towarzystwa Upiększania Miasta Pucka – życzenia dla fregaty z okazji setnej rocznicy wodowania (s. 111). W Piśmie Polskiego Towarzystwa Nautologicznego – „NAUTOLOGIA”, nr 146/2009: – Stanisław Sobieszczański, Ilona Urbanyi – „DAR POMORZA” w prasie bydgoskiej, – Stanisław Sobieszczański, Ilona Urbanyi – Telegramy patriotyczne – nieznana tradycja, – Jarosław Rusak, Duda Daniel, Nieznana dokumentacja na temat „Daru Pomorza”, – Duda Daniel, Jarosław Rusak – „Dar Pomorza” – 100 lat, – Ludwika Repeć – Szkoły Borchardtowskie dla „Daru Pomorza” w 100. rocznicę wodowania, – Kmdr dr hab. Krzysztofa Rokiciński – Niemieckie Organizacje Morskie do 1939 roku – Adres prof. Bolesława Mazurkiewicza – Adresy: Z okazji 100. rocznicy „Daru Pomorza” od Polskiego Towarzystwa Nautologicznego i prof. dr hab. inż. Bolesława Mazurkiewicza, przewodniczącego Rady Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku. – Okładka (s. 4) „Dar Pomorza” pod żaglami. Olimpiada Geograficzna i Olimpiada Nautologiczna (akcja ogólnopolska pod hasłem 100. rocznica wodowania „Daru Pomorza” – 3–5 kwietnia 2009 r.) Nagrody: −ufundowanie srebrnego gdyńskiego pierścienia „Zaślubin z morzem w Gdyni” dla najlepszego zawodnika, −ufundowanie medalu Olimpiady Nautologicznej dla zwycięzcy Olimpiady Nautologicznej i za zajęcie drugiego i trzeciego miejsca. −10 sztuk „Nautologii”, −10 sztuk książek – Duda Daniel, Zbigniew Machaliński, Ryszard Mielczarek – Z dziejów Polskiej Administracji Morskiej lata 1918–1928, Gdynia 2008. Konkurs Młodzież na Morzu – Liga Morska i Rzeczna Nautologia 2011, nr 148 Tradycyjnie przewodniczący PTN proszony jest corocznie o objęcie Patronatu nad ogólnopolskim konkursem Ligi Morskiej i Rzecznej „Młodzież na Morzu”. W roku 2009 edycja zakończyła się organizacją Szkoleniowych Warsztatów Morskich dla uczestników konkursu. Wiodącym tematem warsztatów była rocznica „zaślubin Polski z morzem” i 100. rocznica wodowania „Daru Pomorza”. W warsztatach uczestniczyło ponad 100 uczniów z 30 szkół z terenu całego kraju. Uczestnicy konkursu zapoznali się z morzem, rzekami, gospodarką morską, ochroną środowiska wodnego, fregatą „Dar Pomorza”, żeglarstwem. W roku 2010 byliśmy współorganizatorami i wspomagającymi tę piękną akcję wychowania morskiego młodego pokolenia. Wiodącą tematyką konkursu była kategoria „Wiedza o Pomorzu Zachodnim”, skierowana głównie do uczniów z terenu Pomorza. Podobnie jak poprzednie akcje tę również wsparliśmy działaniem swych członków jak i przekazaniem wydawnictw na nagrody, w tym już historycznych numerów „Nautologii” z mapą Lubinusa. Sadzenie drzew na 100-lecie „ Daru Pomorza”! Niezwykłym wydarzeniem było posadzenie w dniu 30 kwietnia 2009 roku 100 drzew lipowych na 100-lecie fregaty – „jako żywy i trwały symbol pamięci o tak ważnej rocznicy w wychowaniu morskim”. Odbyło się to w Strzebielinie w Zespole Szkół – Szkoła Podstawowa imienia kpt. ż.w. Karola Olgierda Borchardta, prężnie kierowana przez dyrektor Zespołu mgr Teresę Hinc. Uroczystość zgromadziła władzę gminy, powiatu, mieszkańców, a przede wszystkim młodzież i dzieci (najmłodsze trzy lata). Przy sadzeniu drzew fachowy nadzór sprawowali leśnicy zaprzyjaźnieni ze szkołą, a każdemu który pragnął posadzić „.swoje drzewko” towarzyszył uczeń/uczennica z łopatą i przygotowanym dołkiem odpowiednio podlanym wodą, w który wkładano sadzonkę i utwardzano. Wśród gości przybyłych z Gdańska i Gdyni było wielu kapitanów żeglugi wielkiej i starszych mechaników okrętowych. Centralne Muzeum Morskie i statek Jubilat reprezentowany był przez wicedyrektora ds. inwestycji Andrzeja Nadwornego i kapitana „Daru Pomorza” Leszka Wiktorowicza. Uczestniczyli reprezentanci Akademii Morskiej w Gdyni i Akademii Marynarki Wojennej, był prezes Morskiego Portu Handlowego w Gdyni mgr Janusz Jarosiński (wręczył szkole piękny obraz), prezes Ligi Morskiej i Rzecznej Andrzej Królikowski, który wręczył szkole dwa medale 90-lecia Ligi Morskiej. Wyróżnił również dyrektor panią Teresę Hinc medalem Ligi. Towarzystwo Nautologiczne przekazało komplet fotogramów z aktualnym stanem barku „Otago” – materiał przysłany przez państwo Joannę i Andrzeja Snarskich z Australii. W tej pięknej uroczystości (trochę piknikowej) udział wzięły wszystkie szkoły borchardtowskie. Program artystyczny specjalnie przygotowany na tę uroczystość został gorąco przyjęty. Po tak ciężkiej pracy dzieciaki z apetytem konsumowały przygotowaną grochówkę – wspólny wysiłek Szkoły i skromny wkład PTN. Staraniem Stowarzyszenia Starszych Mechaników Okrętowych, Polskiego Towarzystwa Nautologicznego, Stowarzyszenia Elektryków Okrętowych i Centralnego Muzeum Morskiego odbyła się w dniu 28 września 2009 roku na pokładzie „Daru Pomorza” sesja pod tytułem „Siła »Daru Pomorza« nie pochodziła tylko z żagli”. W tematykę sesji wprowadził dyrektor CMM dr inż. Jerzy Litwin, który nakreślił historię napędów mechanicznych na statkach żaglowych. Referaty przygotowali: eksploatację silnika na „Darze” przedstawili prof. Daniel Duda i starszy mechanik okrętowy Adam L. Stróżyk [prezes Stowarzyszenia Starszych Mechaników Okrętowych] i prof. dr inż. Jan Kazimierz Włodarski, który podzielił się swoimi uwagami z praktyki uczniowskiej na fregacie, prof. Edward Krajczyński omówił pracę odbiorników elektrycznych przy zasilaniu energią z lądu. Polskie Towarzystwo Nautologiczne przekazało dla CMM na nośniku cyfrowym wszystkie plany maszyn i urzą- dzeń pomocniczych na „Darze Pomorza”, jak również dokumentację z pomiarów stateczności statku dokonanej w 1948 roku. Był to wielki wysiłek, w tym finansowy. Na sesję przybyło ponad 120 osób. Konkursy o Ryngraf – bł. ks. kmdr ppor. Władysława Miegonia „edukacja morska, szerzenie idei wychowania morskiego, wskazywanie pięknych kart naszej historii, tradycji trwania Polski przy morzu. Konkurs został wkomponowany w obchody rocznicy „zaślubin Polski z morzem”, a w tym roku dodatkowo w obchód 100. rocznicy wodowania „Daru Pomorza”. W konkursie brała udział młodzież 6 szkół średnich (około 3000 młodzieży). Organizatorem było Gimnazjum nr 4 w Gdyni. W roku 2010 ilość zespołów powiększono o gimnazjum w Darżlubiu, Gimnazjum w Tczewie, Toruniu (Zespól Szkół nr 24, Gimnazjum nr 24 im. Szarych Szeregów) oraz Kołobrzegu (Gimnazjum nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi Bolesława Chrobrego). Niestety na skutek warunków atmosferycznych, z powodu zasp ostatnie dwa zespoły nie dotarły do Pucka, z pewnością dotrą w roku 2011. Patronat nad konkursem sprawowało Towarzystwo Upiększania Miasta Pucka (TUMP), Polskie Towarzystwo Nautologiczne i Urząd miasta Pucka. Puchar – indywidualna sztuka artystyczna – to coroczna fundacja PTN i TUMP. Wiele nagród dla młodzieży uzyskano z Morskiego Portu Handlowego w Gdyni (100 kubków na 90 rocznicę „Zaślubin Polski z Morzem), Ligi Morskiej i Rzecznej, Akademii Morskiej w Gdyni, Akademii Marynarki Wojennej, Szkoły Morskiej w Gdyni, Towarzystwa Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego, Morskiej Służby Ratowania i Poszukiwania, Polskiego Towarzystwa Nautologicznego, Gminy Puck. Akcję poparł admirał Stanisław Lisak, państwo Irena i Jan Jaroszukowie, Małgorzata i Tadeusz Szajna, Tomasz Degórski, kpt. ż.w. Marek Rogalski, inni. Szkoły rywalizowały w kilku konkurencjach: turniej piłki siatkowej, turniej kręglarski, konkurs teatralny, konkurs wiedzy historycznej. W tym roku zwycięzcą okazało się Gimnazjum nr 4 z Gdyni. Uroczystego wręczenie ryngrafu dokonano w dniu „Zaślubin Polski z morzem” w porcie puckim podczas centralnej uroczystości z udziałem Prezydenta Rzeczypospolitej prof. Lecha Kaczyńskiego. Szkoły borchardtowskie (wraz z Zakładem Opiekuńczym imienia K. O. Borchardta w Gdańsku – Wrzeszczu) – pracowały pełny rok według własnego programu, skupiając się na problemach wychowania morskiego, zwiedzaniu „Daru Pomorza”, Sali Tradycji w Akademii Morskiej w Gdyni i Akademii Marynarki Wojennej, zwiedzaniu Szkoły Morskiej w Gdyni. Oficjalne otwarcie roku borchardtowskiego miało miejsce w maju 2009 roku, a miejscem była Rumia. W programie było otwarcie wystawy, wykład pani Liliany Koszałki o „Darze Pomorza” – powtórzony we wszystkich placówkach borchardowskich. Pewną atrakcją były piękne nagrody książkowe Rafała Bruskiego – wojewody kujawsko-pomorskiego. Panie mgr Joanna Drabińska, mgr Danuta Grabin, mgr Małgorzata Tomczyk – nauczycielki nauczania zintegrowanego Szkoły Podstawowej nr 40 w Gdyni wystąpiły z wnioskiem wydania książki pt. Pod Żaglami Białej Fregaty, która zawierać będzie najlepsze prace ogłoszonego w szkołach konkursu literackiego. Uczniowie klas 0–6 mieli napisać wiersz lub opowiadanie związane tematycznie z morzem i „Darem Pomorza”. Najlepsze prace wszystkich szkół borchardtowskich zostały ujęte w książce. Dyrektor Szkoły pani Dorota Haase zdobyła nie tylko pełne poparcie Komitetu Rodzicielskiego, ale i wielu firm i osób prywatnych do finansowego zmaterializowania idei. Wśród popierających znalazło się również Polskie Towarzystwo Nautologiczne. Książka została wręczona kilku osobom najbardziej zaangażowanym w dziele zachowania fregaty, między innymi otrzymali ją: wiceminister Anna Wypych-Namiotko, prezydent Miasta Gdyni dr Wojciech Szczurek, wojewoda kujawsko-pomorski Rafał Bruski, prof. Bolesław Mazurkiewicz, prezes Morskiego Portu Gdynia mgr Janusz Jarosiński, dyrektor Leszek Stefański, dr inż. Jerzy Litwin dyrektor Centralnego Muzeum Morskiego, dr Fryderyk Tomala prezes Towarzystwa Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku, inni. Dnia 26 marca 2010 podczas uroczystego obchodu święta Szkoły nr 40 imienia kpt. ż.w. K. O. Borchardta podsumowano wysiłek i osiągnięcia szkół borchardtowskich w roku „Daru Pomorza”. Wręczono wiele nagród indywidualnych i zbiorowych. Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Nautologicznego prof. Daniel Duda podziękował wszystkim za wysiłek, a na ręce pani mgr Doroty Hasse dyrektor Szkoły Podstawowej nr 40 złożył medal „78 rocznicy Daru Pomorza”, wybity przez Polskie Towarzystwo Nautologiczne jedynie w 30 egzemplarzach oraz przekazał kilka pamiątek do Sali Tradycji. Wysoko oceniła pracę szkół w okresie realizacji programu związanego z 100. rocznicą „Daru Pomorza” wiceprezydent Miasta Gdyni pani Ewa Łowkiel. Konkurs gdyńskich szkół podstawowych , wiedza historyczna, połączona z przemyślanym quizem i podkładem muzycznym dla klas 4–6. Łącznie do finału przystąpiło 5 szkół, finał miał miejsce 25 maja 2009 r. (ze względu na remont pokładu „Daru Pomorza”) w „Gemini”. Rolę inicjatora konkursu, koordynatora i wszelką pomoc zapewnił mgr Marek Twardowski – kustosz „Daru Pomorza”. 15 czerwca 2009 r. na pokładzie „Daru Pomorza” Polskie Towarzystwo Nautologiczne i Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku przeprowadziło: −wodowanie „Nautologii” nr 146/2009 −wodowanie Tomu IV (pt. DAR POMORZA) Prac i Studiów Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku, −wodowanie książki Wojenna karta Polskiej Marynarki Handlowej w świetle losów „Daru Pomorza”, Gdynia 2009 (autorzy członkowie PTN – Daniel Duda, Bartłomiej Pączek, Tomasz Szubrycht), −wodowanie 100-lecie „Daru Pomorza” (1909–2009) nakładem Akademii Morskiej w Gdyni, 2009 (autorzy członkowie PTN – Daniel Duda, Ryszard Wawruch, Ilona Urbanyi, Henryk Śniegocki, Tadeusz Stupak, Stanisław Sobieszczański), słowo wstępne wygłosił dziekan Wydziału Nawigacyjnego Akademii Morskiej w Gdyni prof. dr hab. inż. Adam Weintrit, kapitan żeglugi wielkiej, członek Zarządu PTN. −część artystyczną młodzieży Szkoły Podstawowej im. kontradmirała Xawerego Czernickiego w Pogórzu (blisko miejsca rodzinnego legendarnego bosmana s.v. „Lwów” i s.v. „Dar Pomorza” Jana Leszczyńskiego „Waju”), −przekazanie pamiątek łączących się z fregatą (akcja młodzieży i PTN) – „Szukanie w rodzinnych pamiątkach”. Podczas uroczystości na wniosek PTN prezes Krajowego Związku Piłsudczyków Rzeczypospolitej Polskiej pan Marian Edmund Ząbek udekorował banderę „Daru Pomorza” Złotą Honorową Odznaką Związku Piłsudczyków R.P., wręczył również Ryngraf Piłsudskiego. W swoim wystąpieniu przypomniał zebranym, że Marszałek to nie tylko Honorowy Obywatel Miasta Gdyni, ale ON również podpisał akt nadania Państwowej Szkole Morskiej w Gdyni w 1930 roku Złotego Krzyża Zasługi, a z chwilą wypłynięcia fregaty „Dar Pomorza” w rejs wokółziemski przesłał na ręce komendanta fregaty depeszę z życzeniami. Wójt gminy Kosakowo – Jerzy Włudzik wręczył fregacie tablicę upamiętniającą służbę na „Darze Pomorza” pochodzącego z tej gminy bosmana Jana Leszczyńskiego, taką samą Tablicę otrzymało Towarzystwo i Akademia Morska w Gdyni. Rektor Akademii Morskiej w Gdyni prof. Romuald Cwilewicz wręczył fregacie tablicę pamiątkową. Wyjątkowo cenny dar przekazali państwo dr Joanna i dr Andrzej Snarscy z Australii (członkowie PTN) szczątki barku „Otago” i materiały na nośniku cyfrowym oraz kilka fotogramów aktualnego stanu tego statku. Nautologia 2011, nr 148 Około 50 osób zostało wyróżnionych przez Kapitułę Młodzieżową składająca się z przedstawicieli wszystkich szkół borchard towskich, dyplomem 100 lat „Daru Pomorza”. Między innymi dyplom otrzymali: Rafał Bruski – wojewoda kujawsko-pomorski, prezes Związku Piłsudczyków Rzeczypospolitej Polskiej pan Marian Edmund Ząbek, rektor AM w Gdyni prof. dr hab. inż. Romuald Cwilewicz, wójt gminy Kosakowo mgr inż. Jerzy Włudzik, dr inż. Jerzy Litwin dyrektor Centralnego Muzeum Morskiej, prof. kpt. ż.w. Andrzej Królikowski prezes Ligi Morskiej i Rzecznej, dr Fryderyk Tomala prezes Towarzystwa Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku i inni. Nastąpiło przekazanie dla CMM w Gdańsku pamiątek związanych z „Darem Pomorza”, książek, wyrobów załogi „Daru Pomorza” obrazów, w tym specjalnie wymalowany z inspiracji Polskiego Towarzystwa Nautologicznego „Dar Pomorza – 100 lat” inż. Romana Garbackiego, byłego elektryka fregaty, a zainspirowany również przez PTN Kazimierz Dopke, były steward fregaty wykonał model „Daru Pomorza” w butelce. Przekazano wiele cennych przedmiotów np. oryginalne pisma, foldery, półmiski z „Daru Pomorza”, wazę z „Daru Pomorza”, kubki, serwis (brak kompletu), obraz malarza A. Werki – statek m.s. „Bydgoszcz, zaproszenia zagraniczne, karty menu, zapałki z „Darem” i inne pamiątki – niezwykle bogaty plon tej akcji. Młodzieżowy program artystyczny Szkoły Podstawowej imienia kontradmirała Xawerego Czernickiego z Pogórza poświęcony bosmanowi „Janowi Leszczyńskiemu” „Waju” został nagrodzony wielkimi brawami. Przygotowywali się do występu pełny rok. Pucki 6. Salon Artystyczny wpisuje się w obchody 100-lecia wodowania fregaty „Dar Pomorza”. Rozstrzygnięcie konkursu prac nastąpiło w dniu 12 września 2009 r. Sesja prowadzona przez Towarzystwo Upiększania Miasta Pucka, Ośrodek Kultury, Sportu i Turystyki w Gminy Puck i przy poparciu Polskiego Towarzystwa Nautologicznego zgromadzono prace z zakresu; portrety, dokument działań, malarstwo akwarele/karton. Olejne/płótno, hafty kaszubskie (pucki i wdzydzki), wyroby (tabakiery, rogi, serwety, rzeźby w drewnie), prace z zakresu fotografiki. Tradycyjnie trzy prace z zakresu tematów najbardziej „morskich” zostały nagrodzone przez przewodniczącego PTN. Wśród laureatów znalazły się prace naszego kolegi Wiesława Stępnia z Łodzi (dwa „Dary Pomorza”, Bałtyk jest cool, Nie ma Kaszeb bez Polonii, kaszubskie łodzie pod żaglami). Kolejna nagrodzona praca przez PTN to dzieło Kazimierza Ustarbowskiego, oficera elektryka okrętowego, o tytule Puck z lat 20 (olej/płyta), Połów nad Małym Morzem i Powrót o zmierzchu (olej/płótno), Henryk Lessnau wystawił cztery tabakiery i róg. Łącznie prace wystawiło 29 artystów wybrzeża i z głębi kraju. Organizatorzy wystawili ciekawy pamiętnik Józefa Grubby, który w 1939 roku znalazł się on na pokładzie „Daru Pomorza” w charakterze jungi. W Wielkiej Brytanii podczas wojny zdobył kwalifikacje radiooficera. Pływał w konwojach na kilku polskich statkach w czasie działań wojennych. Do kraju po zakończeniu działań wojennych nie powrócił. Pozostał ciekawy pamiętnik z wieloma fotografiami. Wspomnieć się godzi, że wiele prac wystawianych jest przez wczasowiczów zauroczonych pięknem Bałtyku i wybrzeża odpoczywających na Półwyspie Helskim. Wyróżnionych nagrodzono medalem „Daru Pomorza”. W roku 2010 w czerwcu przyznano artystom 3 nagrody. 11 grudnia 2009 roku odbyło się na „Darze Pomorza” ostatnie spotkanie w 2009 roku kończące obchody 100. rocznicy wodowania fregaty, miało ono charakter świąteczny, połączone było z łamaniem się opłatkiem. Bosman podchorąży Akademii Marynarki Wojennej Maciej Hartman na początek uroczystości odegrał na trąbce kolędę Cicha Noc, co na zebranych zrobiło wielkie wrażenie i wprowadziło w uroczysty nastrój. Nautologia 2011, nr 148 Przedstawiciel wojewody kujawsko-pomorskiego mecenas Stanisław Sobieszczański wręczył na ręce dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego dr inż. Jerzego Litwina – dla „Daru Pomorza” – medal „Za Zasługi dla Województwa Pomorsko-Kujawskiego” przyznany na wniosek Polskiego Towarzystwa Nautologicznego. Dyrektor Centralnego Muzeum Morskiego dr inż. Jerzy Litwin wyróżnił medalami „100 Lat Fregaty” między innymi: wojewodę kujawsko-pomorskiego Rafała Bruskiego, mec. Stanisława Sobieszczańskiego, prof. Romualda Cwilewicza, dr Ilonę Urbanyi-Popiołek, prof. Andrzeja Królikowskiego, ojca dyrektora Stella Maris Edwarda Pracza, mgr Stanisławę Duda, mgr Małgorzatę DudęSzajna, senator Dorotę Arciszewską, kpt. ż.w. Marka Rogalskiego, mgr Dorotę Hasse, Szkołę Podstawową nr 40 w Gdyni imienia kpt. ż.w. K. O. Borchardta. Szkoła ta otrzymała z rąk prezesa Ligi Morskiej i Rzecznej prof. A. Królikowskiego piękny dar – dekorowaną bombkę wigilijną na podstawce – za wspaniałą działalność Koła Szkolnego Ligi Morskiej i Rzecznej. Na pokładzie statku „wodowano płytę CD” specjalnie przygotowaną przez kpt. ż.w. mgr inż. Marka Rogalskiego (członka PTN) – zawierającą nagrania wszystkich wygłoszonych referatów związanych z „Darem Pomorza”, jak również ponad 400 zdjęć „Daru”, a każdy uczestnik spotkania, a było ponad 120 osób, został obdarowany „Dyskietką 100-lecia Daru Pomorza”. Roli matki chrzestnej dyskietki podjęła się pani Bogusia, żona kpt. ż.w. Marka Rogalskiego. Młodzież zespołu Szkoły Podstawowej im. K. O. Borchardta zaprezentowała koncert kolęd. Niespodzianką okazały się „maluchy” – dzieci w wieku 3–4 lat skrzętnie „schowane” podczas uroczystości, które dopiero w ostatniej chwili wychyliły swoje główki – dały koncert. Niemilknące brawa były odzwierciedleniem tego niezapomnianego koncertu! Na końcu wigilijna modlitwa pod przewodnictwem rektora ojca Edwarda Pracza, duszpasterza ludzi morza (Stella Maris). Opłatek był tradycyjny, ale przygotowano również opłatek na wzór tego jakim dzielono się w wieczór wigilijny na s.v. „Lwów” w 1923 roku – pierwszy wieczór wigilijny na polskim statku. Opłatek na pierwszy wieczór wigilijny na „Lwowie” był wykonany z mąki przechowywanej w skrzyniach, już wówczas skamieniałej i przed jej użyciem należało skamieliny przemienić w mąkę, co też słuchacze dokonali używając… młotków. Mistrz sztuki kuchennej Słowikowski wypiekł opłatek wigilijny w formie placków, dodając trochę rodzynków, przygotował również żurek wigilijny z jajkiem na zakwasie. Obecny kucharz „Daru Młodzieży” posłużył się „przepisem” podanym w: Pierwszy w Sztafecie autorstwa D. Dudy i Z. Urbanyi’ego, Bydgoszcz 1992. Młodzi artyści otrzymali wiele paczek z cukierkami i czekoladami, które zaproszone panie składały pod choinkę, specjalnie przygotowaną i udekorowaną przez entuzjastkę fregaty panią Stanisławę Dudę. Otrzymali też dodatkowe zadanie podzielenia się cukierkami z dziećmi z Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Gdańsku imienia kpt. ż.w. Karola Olgierda Borchardta. W zakończeniu uroczystości przekazano na rzecz CMM w Gdańsku: – mapy morskie North Sea (nr 1406), Dover and Calais to Orfordness and Scheveningen (nr 2117), North Sea Pilot – Southern Sheet (nr 2182A), Cap de La Chevre do Pointe de Corsem incl. Rade de Brest (nr 2690 2 sztuki), Ille d’aussant to St. Nazaire (nr 20), – Locje North EAST Sea Pilot, North Pilot volume 1, Channel Strait Pilot, Bay of Biscay Pilot. – drewniany talerzyk z metaloplastyką na dnie „Dar Pomorza”, – Medal Pamiątkowy PTN – „Zwycięzcy w Olimpiadzie Nautologicznej”. Do tej pory udało się nam utrzymać regularność wydawania naszej „Nautologii”, co jest niewątpliwie dużym sukcesem. Zwró- cić należy jednak uwagę, że koszty wydawnicze wzrastają, mimo że nie płacimy honorariów. Sponsorują nas Morski Port Handlowy w Gdyni, „Naftoport” Gdańsk, Ośrodek Szkolenia Zawodowego pana Henryka Karbowiaka, firma kapitana żeglugi wielkiej Marka Rogalskiego, firma profesora Bogumiła Łączyńskiego Academy Maritima, inne. Kosztowna jest również wysyłka tego pisma i to z tendencją wzrastającą. Dzięki przychylności Uniwersytetu Gdańskiego, z którym posiadamy umowę, uzyskujemy zwrot połowy wartości wydania. Zgodnie z umową wprowadziliśmy do winiety czasopisma obok znaku PTN znak Uniwersytetu Gdańskiego. Skład kolegium redakcyjnego został powiększony o profesorów z UG – te działania wpłynęły dodatkowo na wzrost znaczenia „Nautologii”. Nie jesteśmy w stanie pokrywać honorariów, obecnie jest to zjawisko powszechne. Posiadane zasoby finansowe Towarzystwa są zdeponowane w bankach na dobre oprocentowanie. Konto Towarzystwa mimo rosnących kosztów nieznacznie, ale corocznie się powiększa. Taką polityką będziemy się nadal kierować. Problemem, z którym muszę się podzielić, są składki członkowskie – nieregularność ich wpływu. Nadal stanowią znikomy procent naszych środków. Pozostaje nadal w mocy apel do członków o zmianę stanowiska. Posiadamy kilku oddanych sponsorów, za co im serdecznie dziękujemy. Zgodnie z uchwałą ostatniego zjazdu funkcję przewodniczącego Rady Naukowej Polskiego Towarzystwa Nautologicznego powierzono powtórnie profesorowi Marcinowi Plińskiemu, wybitnemu uczonemu. Rada składa się z 20 osób reprezentujących różne środowiska naukowe. Zarząd PTN w Radzie Naukowej i jej przewodniczącym widzi wielką pomoc. „Nautologii” zarząd poświęca wiele uwagi, a przewodniczący Rady Programowej profesor Bolesław Hajduk wraz z zespołem redakcyjnym, w którym w znacznej części są pracownicy naukowi Uniwersytetu Gdańskiego, pracują dobrze, myśląc o poziomie wydawnictwa, kosztach jak i o pozyskaniu redaktorów. Zgodnie z zamierzeniem „Nautologia” w pełni realizuje swoje zadanie, prezentując materiały zgodnie z uchwałą XXII Walnego Zebrania. Wystąpiliśmy do odpowiednich władz celem objęcia „Nautologii” systemem punktowym, otrzymaliśmy pozytywną wiadomość. Publikacje w „Nautologii” uzyskują 2 pkt. Jest to sukces! Mobilizuje nas bardzo fakt, że „Nautologia” jest w gospodarce morskiej jedynym pismem, które nie upadło. W ostatnim roku mimo wystąpienia do ministra infrastruktury nie otrzymaliśmy żadnej pomocy finansowej. Koleżanki i Koledzy, Towarzystwo nasze wkracza w 54 rok istnienia, w ciągu tego długiego okresu, mimo przecież licznych trudności i uwarunkowań, zadania statutowe wypełnialiśmy mając na uwadze dobro szeroko rozumianej gospodarki morskiej, Towarzystwa i wszystkich jej członków. Wszystkim należą się słowa uznania. Wyrażam przekonanie, że kolejne lata będą okresem rozwoju Towarzystwa, a poszczególnym jej członkom przynosić będą zadowolenie i satysfakcję z udziału w dziele dokumentowania osiągnięć Polaków w gospodarce morskiej. Spotkamy się za dwa lata, 20 października 2012 roku o godzinie 11.00 w gościnnych pomieszczeniach Wydziału Nawigacji Akademii Morskiej w Gdyni. Dziękuję za uwagę Gdynia 16 października 2010 r. Fryderyk Tomala OBCHODY 50-LECIA DZIAŁALNOŚCI CENTRALNEGO MUZEUM MORSKIEGO W GDAŃSKU Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku powstało w 1960 roku, a więc ubiegły – 2010 rok był okazją zarówno do celebrowania, jak i do podsumowania półwiecza działalności tej ważnej placówki muzealnej w Polsce. Uroczystości jubileuszowe zorganizowano w dniu 10 grudnia 2010 r. i miały one miejsce w głównej siedzibie Muzeum w Spichlerzach na Ołowiance. Utworzenie Muzeum Morskiego w Gdańsku w 1960 r. może być traktowane jako rezultat pomyślnego zbiegu trzech niezbędnych czynników, a mianowicie: właściwego miejsca, właściwego czasu i charyzmatycznego przywódcy. To, że Muzeum powstało w Gdańsku nie może dziwić, gdyż rola Gdańska w morskiej gospodarce i kulturze Polski zawsze była znacząca i to bez względu na zmieniającą się przynależność polityczną tego miasta. Czas powstania Muzeum też nie był przypadkowy. Po roku 1956 światłe kręgi społeczeństwa Wybrzeża, obejmujące naukowców, muzealników, działaczy gospodarczych oraz ludzi morza, uznały, iż nie wszystkie problemy, które nurtują społeczeństwo powinny być rozwiązywane przez państwo. Powołano więc Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Morskiego, którego jedynym celem było dążenie do utworzenie muzeum morskiego. Starania te zostały uwieńczone sukcesem i po 2 latach – w 1960 r. Muzeum to powstało, ale Towarzystwo Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego nie rozwiązało się. Postanowiło wspierać Muzeum w jego rozwoju. Początkowo wsparcie to miało charakter niematerialny i dotyczyło pomocy dokumentacyjnej, bibliotekarskiej i dokumentacyjnej. W okresie późniejszym, kiedy Towarzystwo uzyskało prawo i możliwość wykonywania działalności gospodarczej – pomoc Towarzystwa przybrała formę finansową i środki pieniężne przeznaczano na zakup eksponatów, obrazów, modeli i wyposażenia Muzeum. Muzeum jednak nie powstałoby prawdopodobnie tak szybko, gdyby nie charyzmatyczna osobowość jego pierwszego dyrektora – dra Przemysława Smolarka, który okazał się być nie tylko muzealnikiem-entuzjastą, ale i znakomitym organizatorem. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż Centralne Muzeum Morskie miało szczęście do swych dyrektorów, gdyż w ciągu 50 lat istnienia Muzeum było ich tylko trzech. Następca dra Przemysława Smolarka – doc. dr hab. Andrzej Zbierski twórczo kontynuował dokonania swego poprzednika, a obecny dyrektor Muzeum dr inż. Jerzy Litwin z ogromnym rozmachem wprowadził Muzeum w XXI wiek. Zasługi obu dyrektorów zostały docenione i zostali oni uhonorowani srebrnymi medalami „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Rozwój Muzeum wymagał, między innymi, poszerzenia bazy wystawienniczej Muzeum. Powstały więc kolejne oddziały Muzeum poza Gdańskim. Funkcjonują już: Muzeum Wisły w Tczewie, Muzeum Zalewu Wiślanego w Kątach Rybackich oraz dwa statkimuzea: „Dar Pomorza” i s.s. „Sołdek”. Czynione są również intensywne starania zmierzające do utworzenia muzeum żeglarstwa. Nautologia 2011, nr 148 Systematycznie rozszerzana była także działalność merytoryczna Muzeum o nowe sfery aktywności, jak na przykład archeologia morska. Zintensyfikowano działalność wydawniczą, której poziom merytoryczny i edytorski budzi uznanie także zagranicznych ośrodków muzealnych. Dużą troskę poświęcono się także rozwojowi kadry naukowej muzealników, którzy coraz częściej zdobywają stopnie naukowe i zawodowe oraz uczestniczą w licznych konferencjach międzynarodowych. Organizowanie i uczestnictwo w sympozjach, konferencjach i w programach edukacyjnych związanych z ochroną zabytków kultury morskiej oraz prezentacja własnych, znaczących dokonań w tym zakresie – przyczyniło się niewątpliwie do uzyskania przez Centralne Muzeum Morskie opinii przodującego muzeum morskiego w Eu- ropie. Wymownym wyrazem tego uznania może być uzyskanie zagranicznego finansowania sztandarowego projektu Muzeum, jakim jest powstający Ośrodek Kultury Morskiej, który będzie prawdziwym muzeum nowych czasów, zarówno pod względem architektonicznym, jak i w sposobie prezentowania zgromadzonych zbiorów. W tej sytuacji można wyrazić przekonanie, że Centralne Muzeum Morskie ma zapewnioną przyszłość i dalszy rozwój, a Towarzystwo Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego będzie, tak jak dotychczas, wspierać Muzeum w wypełnianiu jego misji. Biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia Muzeum, jak i jego plany na przyszłość – w pełni uzasadnione są dążenia do nadania Muzeum rangi NARODOWEGO MUZEUM MORSKIEGO. Andrzej Radzikowski 20 lat NAFTOPORTU – piękny jubileusz Przed powstaniem NAFTOPORTU Uroczyste uruchomienie w dniu 22 lipca 1975 roku W dniu 22 lipca 1975 r. w godzinach porannych w świetle lamp rozświetlających plan dla kamery telewizyjnej i mikrofonów Polskiego Radia, w obecności Edwarda Gierka i tłumu dygnitarzy Jerzy Albiniak (pierwszy kierownik Wydziału Przeładunku Paliw Płynnych Rejonu IV Morskiego Portu Handlowego Gdańsk (oficjalna nazwa, a według projektu BPBM „PROJMORS” – Bazy Przeładunku Paliw Płynnych w Porcie Północnym Gdańsku) wydał polecenie włączenia pomp statkowych. Ekspedytor pobiegł na statek, włączono pompy i po raz pierwszy popłynęła ropa do zbiorników w Górkach Zachodnich. Tak było oficjalnie. W rzeczywistości MT „Kasprowy Wierch” (około 143 DWT) przybył do portu dwa tygodnie wcześniej. Robiono na nim jeszcze próby z regulacją ramion przeładunkowych, wypełniono ropą rurociągi. Dokąd popłynęła ropa nie mówił nikt, zresztą kogo to obchodziło. Rafinerię w Gdańsku uruchomiono rok później. Za uruchomienie Bazy przyznano wiele odznaczeń państwowych, w tym również te najcenniejsze. Kierownik Bazy dostał talon na samochód „Syrena”, kierownik Rejonu IV talon na samochód Wartburg. Wiele osób udział w stworzeniu bazy umieszczało przez 30 lat jako jedno z najistotniejszych zdarzeń w swoim cv. Wiele osób o najznamienitszych nazwiskach ze świata nauki, polityki i gospodarki podaje się za twórców bazy. Okazała się ona inwestycją niezwykle udaną. Od pierwszego dnia eksploatacji przeładunek odbywał się z pełną wydajnością. Nie było praktycznie (normalnych w owych czasach) postojów spowodowanych awaryjnością urządzeń, instalacji i obiektów itd. Niewielkie rozlewy miały zawsze tę samą przyczynę – błędy ludzkie i to z zasady z winy statku. W związku z tym, iż również bardzo udaną inwestycją była otwarta rok wcześniej Baza Przeładunku Węgla (chociaż tam z awaryjnością było znacznie gorzej) PORT PÓŁNOCNY uznany został za sztandarową inwestycję „epoki gierkowskiej”. Może być to nawet bliskie prawdy, ale tylko w zakresie stworzenia pewnego sprzyjającego inwestycji klimatu politycznego. PORT PÓŁNOCNY to efekt znacznie wcześniejszych działań – było to wspólne dzieło gdańskich środowisk naukowych i gospodarczych, a jego początek sięga lat odbudowy portu gdańskiego ze zniszczeń wojennych (lata 1946–1949). Nautologia 2011, nr 148 Prehistoria Nie ma wątpliwości, że idea budowy zewnętrznego głębokowodnego portu w Gdańsku wyszła ze środowiska naukowego związanego z prof. Eugeniuszem Kwiatkowskim, być może bezpośrednio do samego Pana profesora. Świadczy o tym anegdota powtarzana przez wiele różnych osób o przypadkowym spotkaniu w trakcie spaceru w roku 1946, kiedy to w obecności kilku osób (w tym kpt. ż.w. Witolda Poinca – szefa odbudowy portów Gdańska i Gdyni ze zniszczeń wojennych) woda wyrzuciła na brzeg kilka beczek z ropą naftową. Obecny wówczas minister przemysłu prof. E. Kwiatkowski miał stwierdzić, iż jest to znak, że właśnie w tym miejscu powstanie kiedyś port naftowy. I faktycznie tak się stało – miejscem tym jest początek pirsu paliwowego i drogi kpt. ż.w. Witolda Poinca z siedzibą Spółki z o.o. NAFTOPORT. Do szczególnie sprzyjających okoliczności należy zaliczyć działalność Instytutu Morskiego w Gdańsku (m.in. prof. Witold Andruszkiewicz, prof. Tadeusz Jednorał). Nasilenie prac studialnych miało miejsce na początku lat sześćdziesiątych. Rozważano różne koncepcje budowy portu naftowego w Gdańsku. Wypracowano wówczas (pierwszą w świecie) metodę modelowego badania zjawisk falowania i prądów morskich na rzeczywistych modelach w basenie wodnym. Przeprowadzono symulacje ruchu rumowiska związanego z ujściem Wisły. Z przeprowadzonych badań wynikały: kształt falochronów, toru podejściowego itd. Również sposób budowy falochronów, zastosowany w porcie naftowym, to bardzo wówczas nowatorska metoda opracowana w Instytucie Hydrotechniki Politechniki Gdańskiej (prof. Eugeniusz Dębicki). W trakcie budowy zastosowano cały szereg nowatorskich technologii na gorąco opracowywanych na uczelniach i testowanych bezpośrednio na budowie. W chwili podjęcia decyzji o budowie na początku lat siedemdziesiątych był gotowy projekt inwestycyjny i silna presja całego środowiska wybrzeżowego. Kilku jego prominentnych przedstawicieli znalazło się w kręgu doradców gospodarczych rządu (profesorowie. W. Andruszkiewicz, Sójka itd.) Ropa naftowa miała już pochodzić od nowych przyjaciół (Irak, Libia). Budowa portu, jako już dobrze przygotowana znacznie wcześniej, postępowała bardzo Linia trendu szybko. W porcie stworzono Pion Ilość w tys. ton Budowy kierowany przez dyr. Aleksandra Białeckiego. Wszystkie projekty techniczne wychodziły z jednego Biura Projektowego – BPBM Projmors. Na jego rzecz pracowały wszystkie gdańskie uczelnie. Wyższa Szkoła Morska pod kierunkiem prof. Daniela Dudy przygotowała w trzech tomach Technologię wprowadzania, cumowania i wyprowadzania statków w RPTM w Gdańsku o nośności 100 000, 200 000 i 300 000 ton. Całością prac kierowało Zjednoczenie Portów Morskich poprzez powstały właśnie Ośrodek Badawczo Rozwojowy Gospodarki Morskiej. Rozważano różne koncepcje rozwoju portów morskich, w dalszym ciągu wyprzedzające wciąż stan dzisiejszy. Od początku projekt bazy paliwowej miał znamiona bardzo współczesne, projektowany był jako kompleksowy łańcuch transportowy, a więc obejmował pola naftowe (Kongo, potem Libia), transport morski (zbudowano sześć tankowców o wyporności powyżej 140 tys. DWT, były to: zamówione w Japonii: MT Przeładunek w Bazie Przeładunku Paliw Płynnych w latach 1975–2010 „Czantoria”, MT „Sokolica”, MT „Zawrat” oraz w Niemczech MT „Kasprowy Wierch”, MT „Rysy”, MT wano własny model zarządzania bezpieczeństwem, w dużej mierze „Giewont 2”), port naftowy oraz rafinerię w Gdańsku. W porcie zapożyczony z tankowców. Do powstania NAFTOPORTU praktycznie w porcie nie było naftowym zbudowano bazę oczyszczania wód balastowych. Przewidziano teren pod budowę bazy bunkrowej. Wybudowano rów- znaczniejszych awarii, mimo iż w latach osiemdziesiątych masonież basen roboczy, który w okresie budowy był miejscem postoju wo zaczęły się uszkadzać aparaty sterownicze ramion przeładunpływającego sprzętu budowlanego, a następnie został włączony do kowych, a brak dewiz uniemożliwiał zakup części zamiennych. „planu obronnego kraju”, jako baza wypadowa morskich wojsk de- W tym czasie niemal całkowicie baza przeszła na ręczne sterowasantowych Układu Warszawskiego. W planie tym kierownik Bazy nie ramionami bezpośrednio na zaworach instalacji sterowania Paliw pełnił bardzo ważne miejsce, gdyż w planach OTK w przy- hydraulicznego. Za najtrudniejszą sytuację należy uznać w 1976 padku ogłoszenia wojny automatycznie obejmował dowództwo r. wypadek na torze wodnym, kiedy to MT „Czantoria”, w czasie nad organizacją portu wojennego i przygotowania załadunku mgły zszedł z toru i ściął stawę nr 5, osiadając na mieliźnie. Nie wojsk desantowych. Prowadzone były co roku ćwiczenia obejmują- było rozszczelnienia kadłuba statku. W tym samym roku miał ce całe kierownictwo portu. Jeszcze w roku 1990, już w nowej Pol- miejsce również wypadek podczas rozładunku MT „Kasprowy sce, wówczas pułkownik Toczek, później generał i dowódca Wojsk Wierch” w warunkach zamarzniętego Basenu nr 1. Tankowiec nie Nadwiślańskich prowadził w Gołuniu ćwiczenia sztabowe według mógł być prawidłowo zacumowany, bo pomiędzy tarczami dalb scenariusza: atak bombowy na port naftowy (desant na Danię zo- a burtą wytworzył się kilkumetrowy wał lodowy. Wał ten w trakstał już wykreślony ze strategii, a kto teraz wróg było prawdziwym cie załadunku stale się powiększał. Pod koniec załadunku tankowiec dociskało sześć holowników (wszystkie jakie w porcie były), dylematem sztabowców) pomimo to doszło do zadziałania ERS (samoczynne rozłączanie ramion) trzech ramion (nie były one jeszcze całkowicie szczelne). Lata 1975–1991 Na lód wylało się około 500 litrów ropy. Oczyszczenie tego było Budowa portu naftowego znacznie wyprzedziła budowę rafi- jedną z najtrudniejszych akcji w porcie. Po roku osiemdziesiątym przeładunek ropy naftowej gwałtownerii w Gdańsku (w ostatnim okresie konieczność przystosowania rafinerii do lekkiej ropy z Kuwejtu), dlatego też pierwsza rozłado- nie spadł. W tym czasie wszystkie prace konserwacyjno remontowana ropa poszła do Mazowieckich Zakładów Rafineryjno Petro- we w bazie przejęli jej pracownicy. Najczęściej było to czyszczenie chemicznych. W pierwszych latach nastąpił bardzo szybki wzrost konstrukcji z rdzy i malowanie. W efekcie, w przeciwieństwie do przeładunków związany z rozruchem rafinerii w Gdańsku. W tym większości innych baz w porcie, dobry stan techniczny bazy paliw czasie maksymalne przeładunki zostały osiągnięte w roku 1979 nie pogorszył się. – 6408,9 mln. ton ropy naftowej i produktów. O późniejszym charakterze pracy bazy w dużym stopniu zadecydował pierwszy do- Powstanie i budowa stanowiska „R” bór kadry. Praktycznie cała została dobrana z pracowników uruchomionej rok wcześniej bazy przeładunku węgla. Całość załogi Okoliczności powołania Spółki z o.o. NAFTOPORT została przeszkolona przez własny portowy zespół wykładowców, Koncepcja rozbudowy bazy paliw w Porcie Północnym tylko z niewielkim udziałem producenta ramion (FMC Francja oraz instalacji przeciwpożarowych SILVANI Włochy). Wypraco- w Gdańsku pojawiła się w połowie 1990 r., w związku z zagro- 10 Nautologia 2011, nr 148 żeniem przerwania dostaw ropy naftowej z ZSRR z powodów politycznych. Była efektem licznych interwencji w środowisku politycznym, naftowym i portowym prowadzonych przez dyrektora PERN Przyjaźń S.A. Henryka. A. Janczewskiego. Szczególnie skuteczne okazało się podjęcie inicjatywy przez wywodzących się ze środowiska portowego posłów Czesława Nowaka i Edmunda Krasowskiego. Doprowadzili oni do skojarzenia środowiska portowego z naftowym. Powstała nieformalna grupa inicjatywna złożona z Panów Henryka A. Janczewskiego (PERN), Władysława Wawaka (Mazowieckie Zakłady Rafineryjno Petrochemiczne), Stanisława Łańcuckiego (CIECH), Włodzimierza Dyrki (Rafineria Gdańska), ze strony portu w spotkaniach uczestniczył Norbert Perszewski (dyrektor techniczny portu) oraz Zygmunt Grzelak. Potem po powołaniu na prezesa Zarządu Morskiego Portu Handlowego Gdańsk również Marian Świtek. W wyniku tych spotkań port podjął się budowy stanowiska przeładunkowego „R”. Port zlecił wykonanie dokumentacji technicznej, a równocześnie rozpoczął bez dokumentacji prace pogłębiarskie. Prace powierzono sprawdzonym wykonawcom – projekt koncepcyjny wykonał PROJMORS, prace pogłębiarskie PRCiP, na podstawie wyprzedzenia materiałowego zamówiono rury w Hucie Ferrum. Przystosowanie doku do budowy skrzyń falochronowych rozpoczęła Hydrobudowa Gdańsk SA. W kwietniu 1991 r. przedsiębiorstwa reprezentujące sektor naftowy zobowiązały się do dokonania „zrzutki” na budowę stanowiska przeładunkowego i jednocześnie rozpoczęto rozmowy na temat formy prawnej tej zrzutki. Postanowiono powołać Spółkę z o. o. Miała ona wybudować trzy stanowiska przeładunkowe „R”, „T” i „S”. Zarząd Portu miał wprowadzić aportem rzeczowym stanowisko „P”, po wybudowaniu stanowiska „R”. Pozostali udziałowcy mieli ponosić dopłaty na budowę. Do powołania Spółki doszło w dniu 11.07.1991 r. Założyli ją: Zarząd Morskiego Portu Gdańsk SA – 54 udziały, Mazowieckie Zakłady Rafineryjno Petrochemiczne – 26 udziałów, CIECH – 5 udziałów, PERN Przyjaźń – 5 udziałów, CPN – 5 udziałów, DROMEX – 5 udziałów. Rafineria Gdańska do Spółki weszła dopiero 5 września 1991 r. kiedy to odkupiła 18 udziałów od Zarządu Portu Gdańsk. (W chwili zakładania NAFTOPORTU nie miała zgody Rady Pracowniczej). Zgodnie z uzgodnieniem z pozostałymi udziałowcami Zarząd Morskiego Portu Gdańsk S.A. nadwyżkę ponad 22 zadeklarowane udziały sprzedał podmiotom zewnętrznym. Zakupu dokonali kolejno: Rafineria Gdańska – 18 udziałów, PŻM – 5 udziałów, PORT PÓŁNOCNY Spółka z o.o. – 3 udziały, Piotr Kasperski – 2 udziały, Eksplointer Ltd – 2 udziały, Hydrobudowa Gdańsk – 1 udział. W trakcie Nadzwyczajnego III Zgromadzenia Spółki w dniu 10.12.1991 r. został przyjęty podział udziałów jak wyżej, co było formalnym zakończeniem okresu organizowania się Spółki. W chwili powstania Spółki budowa była już zadłużona u wykonawców na kwotę 24 995 mln. zł w cenach z 1991 r. Kwota poniesionych nakładów sięgała 54 000 mln. zł. Budowę do jej końca prowadzono jedynie na podstawie zezwolenia na budowę wydanego przez Urząd Morski dla Zarządu Portu. Obowiązujący wówczas podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń (tzw. popiwek) sprawił, iż do połowy roku 1993 w „Naftoporcie” poza Zarządem nie został zatrudniony ani jeden pracownik (w rachunku wyników za rok 1992 „popiwek” kilkakrotnie przekroczył wielkość funduszu wynagrodzeń). Sytuacja ta w późniejszym okresie zadecydowała o formie organizacyjnej Spółki, a zatrudnienie każdego nowego pracownika w Spółce było wydarzeniem. Skład Zarządu NAFTOPORTU został zaproponowany przez Morski Port Handlowy Gdańsk S.A. (Obecnie Zarząd Morskiego Portu Gdańsk S.A.) wówczas już spółka jednoosobowa Skarbu Państwa, pośpiesznie sprywatyzowana w ucieczce przed upadłością spowodowaną „popiwkiem”. Prezesem został Roman BohNautologia 2011, nr 148 dan Bińkowski (wówczas ponad 30 lat w porcie na różnych stanowiskach kierowniczych, a jego zastępcą Andrzej Radzikowski (praca w Porcie Północnym od początku jego istnienia). Skład Rady Nadzorczej: Władysław Wawak (MZRP) – przewodniczący, Zygmunt Grzelak (ZPG) – wiceprzewodniczący, Janina Nowaczyk (PERN) – sekretarz, Stanisław Łańcucki (CIECH), Zbigniew Kozakiewicz (CPN), Andrzej Krzemień (DROMEX). Z chwilą wejścia do Spółki Rafinerii Gdańskiej do RN został dołączony Krzysztof Naruszewicz. Pierwszy rok funkcjonowania Spółki to walka o zapewnienie płynności finansowania budowy oraz utrzymanie jej w rygorach finansowych. Zarząd Portu był zwolniony z dopłat. Większość umów z wykonawcami została zawarta jeszcze przez port. NAFTOPORT przejął je umowami cesji. Nadzór budowlany prowadziła spółka portowa – PORT INWEST. Pomimo deklaracji wszystkich udziałowców do końca sierpnia 1991 r. wpłynęły jedynie dopłaty od PERN Przyjaźń S.A. oraz MZRP. Dla utrzymania płynności finansowej w sierpniu Zarząd pożyczył od portu 13 000 mln. zł. (Osobista decyzja prezesa Mariana Świtka wydana bez pytania się Rady Nadzorczej i innych członków Zarządu) W październiku 1991 r. Zarząd NAFTOPORTU jedyny raz w historii Spółki wziął na kilka dni kredyt bankowy dla pokrycia bieżących płatności. Podjęta została decyzja o obciążaniu udziałowców ociągających się z terminową realizacją dopłat ustawowymi odsetkami (wówczas wyjątkowo wysokie). Groźba odsetek nadal nie skutkowała wpłatami. Dopiero zadziałanie członka Rady Nadzorczej NAFTOPORTU (wówczas przewodniczącego Rady Pracowniczej CPN) Zygmunta Kozakiewicza, który zobowiązał Dyrekcję CPN do wpłacenia zaległych dopłat wraz z odsetkami oraz bardzo aktywne w tej mierze wsparcie Przewodniczącego Rady Nadzorczej Władysława Wawaka, doprowadziło do zapewnienia płynności finansowej budowy. Odsetek praktycznie wówczas nie zapłaciły tylko Mazowieckie Zakłady Rafineryjno Petrochemiczne, gdyż nawet PERN zakupił obciążone odsetkami udziały DROMEX (odsetki na poziomie wysokości dopłat). DROMEX nawiązał kontakt z portem jeszcze w czerwcu 1991 roku. Planował budowę w porcie terminalu zbiornikowego oraz budowę własnej sieci sprzedaży detalicznej. Wybudował kilka stacji benzynowych z własnymi znakami na Gierkówce. Jego wejście w sektor naftowy wiązało się z powadzonymi budowami dróg w Libii. Zapłata za budowę miała być barterowo realizowana w paliwach. Do Spółki NAFTOPORT DROMEX wszedł, aby przystąpić do budowy dużej liczonej na 500 tys. ton bazy magazynowej produktów. Budowa stanowiska „R” Budowa została przejęta przez NAFTOPORT w mocno już zaawansowanym stadium. Była praktycznie kierowana przez PORT INWEST (Generalny Realizator Inwestycji) – spółkę pracowniczą powołaną w oparciu o dawny Pion Budowy Portu Północnego kierowaną przez Janusza Zwieszkowskiego. Na generalnego wykonawcę powołano HYDROBUDOWĘ GDAŃSK S.A. Generalny wykonawca przy udziale NAFTOPORTU zawarł umowy z głównymi podwykonawcami – MOSTOSTALEM GDAŃSK S.A., GPRE i Instalem Gdańsk SA. Pierwszą umową importową był zakup wymiennych szalunków PERI dla Hydrobudowy. Technologia ta była absolutną nowością na polskim rynku budowlanym – dwa lata później w tej technice budowano już wszystkie estakady w Polsce – ale pierwsza je robiła Hydrobudowa Gdańsk S.A. Po zakończeniu budowy stanowiska „R” odkupiła ona szalunki od NAFTOPORTU, aby wygrać przetarg konkurencyjną ofertą i podjąć się budowy estakady na skrzyżowaniu ulic Podwala Przedmiejskiego i Siennickiej w Gdańsku. 11 NAFTOPORT w komplecie do listopada 2002 r. Rozpoczęcie prac budowlano montażowych miało jeszcze poważną przeszkodę w postaci obowiązujących przepisów prawnych. Obowiązywał absolutny zakaz ruchu jednostek pływających oraz prowadzenia jakichkolwiek prac powodujących iskrzenie i spawalniczych w odległości do 70 metrów od tankowca. Większość prac budowy stanowiska znajdowała się w odległości mniejszej niż 35 m. Rozpoczęcie prac budowlano-montażowych na stanowisku przeładunkowym wymagało zmian prawnych na szczeblu ustawy, a więc praktycznie było nierealne. Skorzystano ze szczególnych uprawnień rządu. Rozporządzeniem ministra podpisanym przez wiceministra Zbigniewa Sulatyckiego stworzono specjalne warunki prowadzenia prac dla tej konkretnej budowy. Zadaniem Zarządu NAFTOPORTU i projektantów było wymyślenie takich „specjalnych warunków”, które byłyby przekonujące dla ministra. Szczególna dla rozwiązania problemu okazała się pomoc Urzędu Morskiego w Gdyni w osobie prof. kpt. ż.w. Daniela Dudy. Ważne było podjęcie decyzji budowy systemu VTS, w czym rolę odegrali Wojciech Drozd i Daniel Duda. Podniosło to poziom bezpieczeństwa obsługi zbiornikowców i ochrony środowiska. Przez cały okres budowy w latach 1991–1993 niemal przerwane zostały dostawy do Polski ropy rurociągiem. W okresie największej intensywności prac budowlanych na stanowisku „P” w roku 1992 przeładowano 8525,7 tys. ton. Uwzględniając, iż w tym były również produkty, należy uznać, że w roku 1992 przekroczono 100% możliwości przeładunkowych tego stanowiska. Po uruchomieniu stanowiska „R” w listopadzie wprost przeciwnie – dostawy ropy naftowej rurociągiem natychmiast wzrosły, co spowodowało spadek przeładunków w stosunku do sytuacji poprzedzającej podjęcie budowy. Dopiero w przeddzień uruchomienia przeładunków z dniem 1 listopada została zatrudniona pierwsza grupa pracowników. Pierwszy statek przy stanowisku „R” 12 Znacząca część prac odbywała się w obszarze „strefy wybuchowej” Ekonomiczne podstawy funkcjonowania Spółki – strategia działania NAFTOPORT powstał jako realny z mocy prawa środek zapewnienia finansowania budowy nowego stanowiska przeładunkowego, którego celem było bezpieczeństwa dostaw ropy naftowej dla Polski (cel polityczny działalności Spółki legł więc już u podstaw jej powstania). Zasady funkcjonowania ekonomicznego Spółki kształtowały się później, stopniowo, w ramach uzyskiwanych doświadczeń oraz stawianych przez Radę Nadzorczą i udziałowców wymagań. To było ciągłe tworzenie Spółki, o czym świadczy kilkakrotnie prowadzone porównania z podobnymi portami za granicą Polski. Stawki NAFTOPORTU wydawały się zawsze za duże, a opłaty dla portu zawsze za małe. Pytanie o bezpieczeństwo ekonomiczne Spółki pojawiło się bardzo wcześnie. Jeszcze w roku 1991 budowa stanowiska „R” znalazła się w programie rządowym do sfinansowania przez Europejski Bank Rozwoju. Wystąpienie zakończyło się istotną porażką, gdyż zostało odrzucone w związku z brakiem odpowiedzi na pytanie: jakie będą źródła przychodu NAFTOPORTU, gdy przeładunek ropy naftowej będzie równy „zero”. Był to jednak wyjątek. Wprost przeciwnie, znaczna nadpłynność finansowa w latach 1994 i 1995 powodowana nagromadzeniem się odkładanych wówczas zysków netto na fundusz inwestycyjny, skutkowała zainteresowaniem udziałowców problemem, czy stawki za przeładunek w bazie Paliw nie są zbyt wysokie. Przeprowadzono w latach 1995–1996 analizę porównawczą wykonywaną niezależnie przez CIECH, POLSTEAM TANKERS Ltd (Spółka zależna od PŻM) oraz przez CLYDE CONSULTANS ze Szkocji. Analizy dały zaskakujące wyniki. Wniosek podstawowy to: nie ma świecie portu naftowego pracującego na zasadach jak NAFTOPORT, więc ocena porównawcza jest bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. Wszystkie porty naftowe są powiązane z bazami składowymi, a ceny za przeładunek najczęściej łączone są ze składowaniem. Skala i wielkość opłat w dużej mierze ma charakter wymuszony lokalizacją portu i rzeczywistymi kosztami wykonywania usług portowych. Ogólny wniosek – port w Gdańsku jako całość dla gestorów ładunku nie jest tani, analiza dotyczyła okresu, kiedy opłaty NAFTOPORTU na rzecz portu były o wiele niższe niż obecnie. Wniosek końcowy z analiz określono następująco, iż opłaty są prawidłowe, gdyż zapewniają pożądaną rentowność kapitału zainwestowanego w Spółkę W pierwszym okresie funkcjonowania NAFTOPORTU problem bezpieczeństwa ekonomicznego Spółki nie był rozważany. Wynikało to z obowiązującego wówczas przekonania, zgodnego z oficjalnym wówczas stanowiskiem Zarządu Morskiego Portu Gdańsk – iż terminal portowy nie może mieć rentowności dodatNautologia 2011, nr 148 niej, mógł więc funkcjonować jedynie jako centrum kosztów. Takie stanowisko skutkowało w Umowie Spółki zapisem o pierwszeństwie udziałowców do korzystania z jej usług w proporcji do wielkości udziałów, co w znacznym stopniu dla nich stanowiło uzasadnienie inwestowania w Spółkę (strata z inwestycji rekompensowana w działalności podstawowej). Problem minimum przychodów pojawił się dopiero w trakcie prowadzonych w latach 1994–1996 rozmów o dostawy ropy do rafinerii niemieckich, co wynikło między innymi z potrzeby danych do feasibility study budowy stanowiska „T”. W latach 1991–1995 nie widziano potrzeby opracowania strategii przedsiębiorstwa, poprzestając na tym, iż jej rola w wystarczający sposób realizowana jest poprzez uchwały Zgromadzenia Wspólników. W opracowanej już strategii rozwojowej na lata 1996–1999 szczególne miejsce znalazło zróżnicowanie źródeł przychodów. Problem zagrożeń dla funkcjonowania Spółki należne miejsce znalazł dopiero w strategii przyjętej przez udziałowców Spółki w 2004 roku. Istotne w niej znaczenie znajduje sprawa obsługi rynku usług portowych w obrocie morskim produktami ropopochodnymi. Pierwsze 10 lat funkcjonowania Spółki Zwrot poniesionych nakładów na infrastrukturę portową oraz jego konsekwencje związane z podatkiem VAT i ulgami inwestycyjnymi Status prawny Spółki był taki, iż nie miała ona żadnych praw do zainwestowanych przez siebie środków finansowych. Następne lata do końca I kadencji organów Spółki, to okres żmudnego tworzenia brakujących podstaw prawnych. Za datę unormowania prawnego działalności przyjmuje się 28.12.1993 r., kiedy to NAFTOPORT uzyskał decyzję na bezwarunkową eksploatację wybudowanego stanowiska „R”. Ale wygrany przez NAFTOPORT proces z Urzędem Skarbowym spowodowany konsekwencjami darowizny dla Zarządu Miasta Gdańsk powiązanej z tą decyzją trwał do końca roku 2003. Wydane w marcu 1993 r, rozporządzenie RM w sprawie inwestycji w obcych środkach trwałych było praktycznie jedyną podstawą prawną dla statusu majątku trwałego NAFTOPORTU. Kolejnym problemem wymagającym normalizacji był (i nadal jeszcze jest) problem tzw. infrastruktury portowej,. czyli budowli hydrotechnicznych i instalacji energetycznych, które również w prawie międzynarodowym są wyłączone z obrotu handlowego. W momencie rozpoczęcia budowy stanowiska „R” pojęcie „infrastruktury portowej” nie posiadało jeszcze definicji prawnej. Funkcjonowało głównie w znaczeniu technicznym i to najczęściej z przymiotnikami – infrastruktura ogólnodostępna oraz infrastruktura zakładowa. Zakres inwestycji zrealizowanej przez NAFTOPORT został określony wyłącznie potrzebami merytorycznymi – należało zbudować kompleksowo takie budowle urządzenia i instalacje, aby port mógł funkcjonować. Podmioty które decydowały o zakresie inwestycji (Urząd Morski w Gdyni, Zarząd Portu, PSP, itd.) – dokładnie wiedziały co powinno być zbudowane i kto powinien być właścicielem po zakończeniu budowy (wyłącznie Skarb Państwa), Każdy wiedział również, że Skarb Państwa nie ma pieniędzy i budowę musi sfinansować NAFTOPORT. Nikt nie miał pomysłu natomiast, czy i jak mają być zwrócone nakłady poniesione przez NAFTOPORT. Dla Zarządu Portu sprawa była prosta – wszystko należy przekazać nieodpłatnie portowi. Dyskusje trwały kilka lat. Wszystkie zrealizowane w końcu propozycje rozliczeń zaproponował NAFTOPORT. Uzyskany zwrot nakładów był ewenementem w skali kraju. Ogółem w latach 1991–1993 NAFTOPORT zbudował obiekty określane mianem ogólnodostępnej infrastruktury portowej za kwotę 227 669 mln. zł (wartość księgowa) (po denominacji złotego w 1995 r. – 22 766,9 tys. zł) – ze względu na inflację w okresie budowy wartość księgowa już w momencie wprowadzania środka do eksploatacji była mocno zaniżona. W wyniku porządkowania stanu prawnego uzyskano zwrot za niektóre z tych środków. Sposób zwrotu przedstawiono w tabeli powyżej. Pozostałe obiekty w wyniku zmian prawa stały się niekwestionowanymi środkami trwałymi NAFTOPORTU (chociaż nie podlegającymi obrotowi). Nadal nieuregulowany został problem budowy nowych obiektów infrastruktury związanych z inwestycjami rozwojowymi NAFTOPORTU. Nie został rozwiązany problem uczestnictwa NAFTOPORTU w opłatach, których pobieranie związane jest z faktem posiadania obiektów infrastruktury itd. Uzyskane zwroty nakładów spowodowały wyjątkowe zagrożenie dla NAFTOPORTU, wynikające z zastosowanych ulg inwestycyjnych oraz ustawy o podatku VAT. Groziły kary, które mogły doprowadzić do upadłości. NAFTOPORT wszedł w spór z Urzędem Skarbowym, a następnie Urzędem Kontroli Skarbowej. O ostatecznym korzystnym dla NAFTOPORTU rozstrzygnięciu sporu zadecydowała decyzja ministra finansów, sprowokowana przez NAFTOPORT poprzez doprowadzenie sporu do absurdu. Zawarcie umowy z MIDER – budowa stanowiska „T” W latach 1993–1996 wspólnie z PERN PRZYJAŹŃ prowadzone były rozmowy w sprawie tranzytu ropy naftowej do rafinerii niemieckich PCK Schwedt i MIDER w Spergau k. Leuny. Zakończyły się one zawarciem w piątą rocznicę powstania Spółki w dniu 11.07.1996 r. umowy na Gwarantowaną Zarezerwowaną Przepustowość. W umowie tej po raz pierwszy NAFTOPORT występuje solidarnie z PERN PRZYJAŹŃ S.A. jako strona umowy. Zwrot nakładów poniesionych na infrastrukturę portową Lp Nazwa obiektu infrastruktury portowej 1 2 3 4 5 System VTC Oznakowanie nawigacyjne Basen nr 2 Falochron brzegowy pola refulacyjnego nr 1 Poszerzenie toru podejściowego 2 105,5 1 309,8 3 058,2 3 677,1 4 504,1 Razem 14 654,7 Falochron wewnętrzny Grobla uszczelniająca Pirs wejściowy południowy Razem 6 740,9 256,1 1 115,2 8 112,2 Razem 22 766,9 6 7 8 Nautologia 2011, nr 148 Wartość początkowa Data sprzedaży/ przekazania 31.08.1994 26.04.1995 26.02.1996 Wartość sprzedaży 2 107 206,95 1 332 524,10 3 192 104,72 4 723 346,30 5 236 068,10 16 591 250,17 13 Plac budowy stanowiska „T” Decyzja w sprawie rozpoczęcia budowy nowego stanowiska przeładunkowego została podjęta w dniu 11 listopada 1997 r. Inwestycja ta stanowiąca rezerwowy potencjał dla zapewnienia dostaw ropy dla rafinerii niemieckich w przypadkach awaryjnych otwarła możliwości eksportu ropy z kierunku rosyjskiego. Pierwszy pal pod nowe stanowisko został wbity w dniu 1997.03.10. W budowie uczestniczyło 95 wykonawców, ogółem zawarto 135 umów, a dodatkowo w oparciu o wynegocjowane w nich wskaźniki dokonano 71 zleceń. Odbiór końcowy został przeprowadzony 2.10.1998 r. Próbny rozruch przeprowadzono 16.10 1998 r. na statku EQUINOX. W nocy z 30 października wprowadzono kolejny statek MS „SOLVIKEN” na który załadowano 121 tys. ton ropy w eksporcie. Noc stała się na stanowiskach NAFTOPORTU odtąd niemal zasadą dla trudnych rozruchów. Nie ma osób przypadkowych i nikt nie robił paniki, gdy przy wprowadzaniu statku siła wiatru nagle wzrosła do 8oB. Statek z impetem uderzył w dalbę, która ugięła się prawie o 1,5 metra. Nic się nie stało, w ten sposób jednak udało się sprawdzić wyliczenia projektantów, iż są prawidłowe, a dalby potrafią wytrzymać znacznie więcej niż wynika z przyjętych współczynników bezpieczeństwa. Budowa została całkowicie zakończona przed upływem założonego w harmonogramie budowy terminu zakończenia. Ogółem poniesiono nakłady stanowiące 92,7% nakładów określonych w feasibility study. W trakcie budowy stanowiska „T” została wprowadzona telewizja przemysłowa, komputerowe zarządzanie bezpieczeństwem przeciwpożarowym. Zmodernizowano cały system monitoringu technologicznego i przeciwpożarowego. Inicjatywa budowy zaplecza lądowego w porcie w Gdańsku wyniku stanowiska innego udziałowca NAFTOPORTU – CPN, który przedstawił uzasadnienie, iż w Polsce jest wystarczająca ilość pojemności zbiornikowej i niepotrzebna jest budowa nowych. Przeładunek w tranzycie – budowa instalacji VRU III kadencja organów Spółki (lata 1998–2000) stanowi już zdecydowaną zmianę źródeł przychodów Spółki. Następuje dalszy spadek przeładunków krajowych. Pojawiły się przeładunki w tranzycie na poziomie 2700 tys. TM – 2900 tys. TM. Od początku roku 1999 NAFTOPORT otrzymuje wpływy za gwarancję przeładunkową dla Rafinerii MIDER. Wpływy z przeładunku w tranzycie w pełni pokrywają ich spadek spowodowany mniejszym przeładunkiem krajowym. Polskie rafinerie kończą modernizacje, które uniezależniają je od droższej ropy importowanej drogą morską, ale przeładunek w tranzycie widziany jest jako zagrożenie zwłaszcza dla PKN ORLEN S.A., a każda nowa umowa na tranzyt omawiana na posiedzeniach Rady Nadzorczej. Zawarto umowy z SOCAP (Spółka handlowa ELF AQUITAINE), ASHER (Spółka handlowa kompanii SIDANKO), Spółką TRANSNAFTA oraz J & S Investment & Service, ale przeładunek zlecał w roku 1998 wyłącznie SOCAP i J & S. W roku 1999 zawarta zostaje bezpośrednia umowa z YUKOS, który do 2001 roku jest największym zleceniodawcą przeładunków w tranzycie. Przeładunek w tranzycie jednak powoduje nowe kłopoty. W raporcie oddziaływania na środowisko, we wniosku o decyzję w sprawie warunków zabudowy i zagospodarowania dotyczącej budowy stanowiska „T”, przyjęto załadunek tankowców na poziomie 500 tys. TM. Była to wielkość uzgodniona w umowie z SOCAP w roku 1996 r. Wówczas również taką wielkość tranzytu uważano za jeszcze bezpieczną dla zaopatrzenia polskich rafinerii. Możli- Pierwszą dyskusję na temat budowy zaplecza zbiornikowego dla stanowiska przeładunkowego NAFTOPORTU przeprowadzono w dniu 25.10.1991 r. (było to zapewnienie możliwości eksportu produktów dla rafinerii w Płocku). W tym czasie analizowano również problem bunkrowania tankowców. W 1992 r. analizowano zasadność budowy dużego terminalu zbiornikowego dla jednego z udziałowców założycieli Spółki – DROMEXU z udziałem NAFTOPORTU. DROMEX wystąpił z inicjatywą budowy parku zbiornikowego dla swych potrzeb. Wielkość parku określono na poziomie 500 tys. TM, w oparciu o wielkość spodziewanego strumienia paliw, jaki miał wpłynąć do Polski. Projekt został odrzucony już na etapie projektu koncepcyjnego, w 14 Nautologia 2011, nr 148 wość zwiększenia przeładunków pojawiła się dopiero po wybudowaniu stanowiska „T”. Głownie z inicjatywy PERN PRZYJAŹŃ S.A. podjęto dyskusję nad uzyskaniem pełnej uniwersalności stanowisk przeładunkowych. Po przeprowadzeniu wszechstronnej analizy uwarunkowań prawnych i środowiskowych stwierdzono, iż pełna uniwersalność bazy przeładunku paliw w relacjach importowej i eksportowej ropy nastąpi dopiero po wybudowaniu instalacji VRU. Udziałowcy odpowiednią decyzję inwestycyjną podjęli 29 lipca 1999 r. W dniu 12 października 1999 NAFTOPORT otrzymał decyzję o pozwoleniu na budowę. Po analizie niezbędnych wydajności okazało się, iż musi być to największa instalacja na świecie oparta na technologii adsorpcji do węgla aktywnego oraz desorpcji próżniowej. Z konieczności (zbyt duża odległość do parku zbiornikowego z produktami), jako absorbent uzyskanych węglowodorów wykorzystano ropę naftową, co czyniło instalację unikatową w skali światowej. W dniu 21.04.2000 r. (w nocy) przy załadunku statku „ENALIOS SKIRON” dokonano rozruchu instalacji. W związku z dalszym spadkiem przeładunków krajowych przeładunek w tranzycie staje się głównych źródłem przychodów NAFTOPORTU. Dziesiąta rocznica powstania W trakcie przeprowadzonego dopiero w dniu 29 czerwca 2001 r. XXV Zwyczajnego Zgromadzenia Wspólników za rok 2000, opóźnionego na skutek sporu o sprzedaż udziałów CIECHU, w wyniku zakończenia kadencji pracę w Radzie Nadzorczej zakończyła przedstawicielka CIECH Pani Joanna Sozańska. Skład Rady Nautologia 2011, nr 148 Zdjęcie pożegnalne prezesa R. Bohdana Bińkowskiego wraz z całą załogą NAFTOPORTU Nadzorczej IV kadencji został ograniczony do 5 osób. Uchwałą nr 189 zobowiązano Radę Nadzorczą do zorganizowania i przeprowadzenia konkursu na kandydata na prezesa Zarządu w ten sposób, aby w III dekadzie września mógł być powołany nowy prezes Zarządu. W ten sposób została podjęta decyzja o przejściu na emeryturę dotychczasowego prezesa Pana Romana H. Bińkowskiego, a uroczystość 10-lecia działalności Spółki w dniu 11 lipca 2001 r. praktycznie stała się uroczystością zamykającą okres historii Spółki związanej z jego osobą. W trakcie uroczystości miała miejsce gala jednostek pływających związanych z NAFTOPORTEM. Prowadziła ją pilotówka Spółki Gdańsk PILOT, następnie pięć największych holowników Spółki z o.o. WUŻ, kolejno wszystkie statki pożarnicze Spółki Morska Straż Ratownicza Pożarnicza i cumowniczki Spółki WUŻ. W trakcie gali przeprowadzono ćwiczenia obrony przeciwpożarowej (Spółka z o.o. FLORIAN i MSPR). Występowała orkiestra wojskowa. Zgodnie z duchem okresu Pana Prezesa, poza kateringiem, wszystkie inne punkty programu gali zostały wykonane za darmo przez Spółki wykonujących usługi na rzecz NAFTOPORTU. Kolejne pięć lat NAFTOPORTU Wybór prezesa Zarządu Na ogłoszony przez Radę Nadzorczą konkurs zgłosiły się 23 osoby. Konkurs przebiegał w dwóch turach. W jego wyniku na prezesa Zarządu w dniu 28 września 2001 r. został wybrany Tadeusz Zakrzewski. Dotychczasowy prezes Pan Roman Bohdan Bińkowski przeszedł na emeryturę pozostając jeszcze przez jeden rok doradcą Zarządu. Nowy prezes przejął szereg istotnych rozpoczętych już procedur: 1.W fazę końcową weszło wdrażanie Zintegrowanego Systemu Zarządzania obejmującego zarządzanie jakością, środowiskowe oraz bezpieczeństwa pracy. 2.W lipcu 2000 r. Rafineria Gdańska S.A. (Grupa LOTOS S.A.) poinformowała o potrzebie zapewnienia możliwości przeładunku paliwa JET na dodatkowym stanowisku – informacja ta zainicjowała prace nad modernizacją stanowisk przeładunkowych przystosowującą je do przeładunku paliw jasnych. 3.W roku 2001 wykonano pierwszą część systemu kontroli dostępu pracowników i sprzętu na teren bazy. 4.W roku 2001 nastąpił gwałtowny wzrost przeładunków w tranzycie w wyniku czego Spółka osiągnęła największy w dotychczasowej historii Spółki zysk netto. 5.Podjęto temat załadunku tankowców VLCC (ponad 300 tys. DWT). Z sukcesem, od listopada roku 2003 załadunek takich tan- 15 kowców stał się normą portu, otwierając tym samym tranzyt ropy rosyjskiej do USA i Chin – było to niemożliwe przy poprzednim Prezesie Zarządu, który sam był jego największym przeciwnikiem (wprowadzenie takiego przeładunku wymagało szeregu zmian w zarządzaniu bezpieczeństwem prac przeładunkowych) W roku 2001 nastąpiły istotne zmiany warunków zewnętrznych funkcjonowania portu naftowego w Gdańsku, do najistotniejszych należy zaliczyć: 1.W roku 2001 uruchomiono przeładunek w porcie w Primorsku, który stanowi największe zagrożenie konkurencyjne dla przeładunków w tranzycie, a Yukos wszedł kapitałowo do rafinerii Mażauskas i portu naftowego Butinga, co automatycznie sprawiło jego zainteresowanie eksportem ropy poprzez ten port. 2.W dniu 6 września 2001 przeforsowano nowelizację ustawy o portach i przystaniach morskich bardzo niekorzystną dla użytkowników terenów portowych. Certyfikat Zintegrowanego Systemu Zarządzania Prace nad stworzeniem systemu zarządzania NAFTOPORT rozpoczął w połowie 2000 r. Inspiracja pochodziła zdecydowanie ze strony członków Rady Nadzorczej, którzy niejednokrotnie zwracali uwagę, iż takie systemy mają wdrożone wszyscy główni udziałowcy Spółki. Drogą przetargu wybrano w lipcu 2000 r. SGS Polska jako dostawcę usług consultingowych przy wdrażaniu systemu. Jednak dopiero zmiana prezesa Zarządu oraz bardzo duża pomoc ze strony kierownika zespołu ds. zarządzania systemami Rafinerii Gdańskiej SA Pani Haliny Stasiewicz sprawiły, iż 25.02.2002 r. NAFTOPORT jako pierwsze przedsiębiorstwo przeładunkowe w polskich portach morskich uzyskało certyfikat systemu zarządzania i był to od razu certyfikat na system zintegrowany 16 zgodny z normami PN-E ISO 9002:1996, PN-E-ISO 14001:1998, PN-N-18001 na usługi przeładunkowe oraz prowadzenie procesów inwestycyjnych. Certyfikat wydało Polskie Centrum Badań i Certyfikacji. W roku 2004 miał miejsce kolejny audyt certyfikacyjny, w trakcie którego PCBC certyfikowało system na zgodność z nową normą zarządzania jakością PN-E-ISO 9001:2001. Przeładunek statków VLCC Pomysł na obsługę tankowców VLCC powstał już w latach 1994–1996, a jego inspiracją były wizyty członków Zarządu w kilku portach naftowych w Europie Zachodniej. Zauważono, iż wszędzie obiekty hydrotechniczne dla podobnych tankowców były znacznie mniejsze. Był to skutek wypełniania norm technicznych na obiekty hydrotechniczne, jakie funkcjonowały w Polsce w latach siedemdziesiątych. W Polsce obowiązywały znacznie ostrzejsze wymogi bezpieczeństwa niż powszechnie stosowane w innych portach. Ale od pomysłu do realizacji droga nie była prosta. Na początku były wyliczenia projektantów – PROJMORS, AQUAPROJEKT, BUDMORS – wszystkie istniejące w Gdańsku biura zajmujące się hydrotechniką potwierdziły, iż taka możliwość istnieje. Wsparcie dał również Instytut Geotechniki Politechniki Gdańskiej oraz kapitanowie tankowców z Urzędu Morskiego w Gdyni. Okazało się, iż w Polsce tankowców nie ma, ale kapitanów tankowców (i to tych największych na świecie) w Polsce jest chyba najwięcej. W roku 2001 wiedziano już, że technicznie przeładunek statków VLCC jest możliwy, ale czy to się będzie opłacać? Decydują warunki rynkowe. Opłacalność załadunku dużych statków zaczyna się dopiero przy większych i stałych kontraktach. Pierwszy statek MT „FRONT CHIEF” wpłynął w listopadzie 2003 r. Było to wielkie wydarzenie dla spółek wykonujących usługi portowe w Gdańsku, wywołujące wielkie emocje (nigdy tak dużego statku nie wprowadzano do portu). Mogło się zdarzyć i przebiegało bez zarzutu tylko dzięki temu, iż bezpośredni nadzór prowadzili: zastępca dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni ds. Inspekcji Morskiej kpt. ż.w. Andrzej Królikowski oraz kapitan Portu Gdańsk kpt. ż.w. Wiesław Piotrzkowski. Obaj kiedyś pływali na dużych tankowcach. Nie przez przypadek w roku 2004 przeładunek statkami w VLCC stał się normą. To był efekt kilkuletniej dobrej współpracy w układzie: PERN PRZYJAŹŃ S.A., J&S Investment & Service oraz NAFTOPORT. Skutkiem jest uzyskanie przewagi konkurencyjnej na Bałtyku niemożliwej do osiągnięcia przez porty konkurencyjne w najbliższej przyszłości. W roku 2005 wzmocniono linię cumowniczą o nowe dwa stanowiska. Zapewniło to możliwość utrzymywanie tankowców VLCC przy stanowisku przeładunkowym w każdych warunkach atmosferycznych. Zlikwidowane zostały ostatnie ograniczenia dla tych tankowców. Nautologia 2011, nr 148 MT „FRONT CHIEF” wpływa do Bazy Paliw w Porcie Północnym Zarządzanie bezpieczeństwem – kodeks ISPS Wydarzenia z dnia 11 września 2002 roku zaowocowały znacznym wzrostem poziomu zainteresowania organizacji międzynarodowych poziomem zabezpieczenia portów morskich przed celowymi atakami o charakterze przestępczym (terrorystycznym). Jego efektem stało się wprowadzenie tzw. kodeksu ISPS zawierającego docelowy wykaz wymogów wraz ze ścieżką dojścia, jakie winien spełniać bezpieczny port (statek). Kodeks w zakresie minimalnym zaczął obowiązywać od 7 lipca 2004 r. Obiekt portowy K (obejmujący stanowiska przeładunkowe NAFTOPORTU, Spółki PORT PÓŁNOCNY i GASPOLU) był pierwszym w Polsce, który otrzymał odpowiedni certyfikat na zgodność z ww. kodeksem. Wymagało to od NAFTOPORTU zrealizowania całego szeregu zadań inwestycyjnej oraz wprowadzenie nowej organizacji przedsiębiorstwa Spółki powodującej znaczny wzrost stanu zatrudnienia. Powstaje nowy plan obrony, założona kancelaria tajna. Następuje ścisła współpraca z GROMEM, FORMOZĄ, Policją, PSP. NAFTOPORT włączony zostaje do wszystkich ćwiczeń wojskowych, jakie odbywają się na morzu. NAFTOPORT „skarbem państwa” Zarząd Spółki NAFTOPORT po wczesnym (jeszcze z lat 1993–1994) doświadczeniu, iż każdy artykuł prasowy skutkuje co najwyżej wzrostem liczby podań o darowiznę, unikał promocji Spółki poprzez obecność w prasie. Na takie postępowanie decydujące znaczenie miał fakt, iż Spółka funkcjonuje na ograniczonym rynku, w którym możliwe są bezpośrednie kontakty z wszystkimi możliwymi klientami. Tymczasem w drugiej połowie 2004 roku firma NAFTOPORT zaczęła pojawiać się jak nigdy dotąd w artykułach prasowych. Był to odprysk komisji śledczej w sprawie PKN ORLEN S.A., a właściwie sposób na poszukiwanie przez niektórych członków tej komisji nieprawidłowości w dostawach ropy naftowej do polskich rafinerii. Dowodem dla poparcia tej tezy był fakt, iż o NAFTOPORCIE najczęściej dyskutowano bez jego udziału, a dyskutanci popełniali liczne istotne błędy merytoryczne, co świadczyło że samym NAFTOPORTEM nigdy się nie interesowali, ani też nie mieli zamiaru się nim zainteresować. Eskalacja publicznych wypowiedzi nie mających nic wspólnego z dyskusją, doprowadziła do sytuacji, iż większość polskich parlamentarzystów doszła do przekonania, iż dotychczasowy układ właścicielski w Spółce stwarza bliżej nieokreślone zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Bezpośrednim efektem tego stanu rzeczy była na początku 2005 roku inicjatywa Nautologia 2011, nr 148 Ministerstwa Skarbu do przeprowadzenia zmian układu właścicielskiego w Spółce w stopniu, który doprowadziłby do pozyskania przez Skarb Państwa, pośrednio lub bezpośrednio, powyżej 66% udziału w kapitale Spółki. W trakcie XXXI Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników w dniach 24.01.2005 i 05.02.2005 r. doszło do podjęcia uchwały o wyrażeniu zgody na nabycie przez PERN PRZYJAŹŃ S.A. 39 udziałów od PKN ORLEN SA, Grupy LOTOS S.A. i J & S Service and Investment Ltd. oraz uzgodnienie treści nowej umowy uwarunkowanej zapisami dotyczącymi trybu przejęcia ww. udziałów. Również skuteczne okazały się negocjacje dotyczące nowych umów handlowych pomiędzy NAFTOPORTEM a PKN ORLEN S.A. oraz Grupą LOTOS S.A. Nie było to zadanie łatwe, gdyż w umowach tych miał być zagwarantowany podobny stopień zabezpieczenia dostaw ropy dla polskich rafinerii, jaki dawała dotychczasowa umowa Spółki. Znowu podstawowe zagrożenie dla całego procesu przekształceń zostało stworzone przez Zarząd Morskiego Portu Gdańsk SA, który zgodę na przedłużenie dzierżawy terenów portowych do lat trzydziestu (warunek niezbędny dla zapewnienia przez NAFTOPORT wystarczających gwarancji dla bezpieczeństwa dostaw ropy dla polskich rafinerii) obłożył takimi żądaniami finansowymi, iż nabycie udziałów przez PERN w NAFTOPORCIE utraciłoby całkowicie sens ekonomiczny. Wygrał rozsądek – klienci Spółki z o.o. NAFTOPORT zawierzyli jej, iż uda się jej do roku 2018 (obowiązywanie dotychczasowej umowy o dzierżawę terenów portowych) uporządkowanie relacji z Zarządem Morskiego Portu Gdańsk SA na zasadach ekonomicznie uzasadnionych. Przebieg zmian układu właścicielskiego w Spółce wykazał, iż dla realizacji misji i głównych celów funkcjonowania Spółki układ właścicielski ma znaczenie wtórne, o ile zostaną wynegocjowane warunki zabezpieczające interesy wszystkich stron, a jest to tylko standardowy wymóg jakościowy wszystkich zawieranych przez NAFTOPORT relacji z klientami. Nowy układ właścicielski, to nowe wyzwanie zarówno dla PERN jak i NAFTOPORTU. W dniu 31 maja 2005 r. PERN PRZYJAŹŃ S.A. przedstawił Zarządowi w sposób skuteczny pełną dokumentację objęcia 53 udziałów w Spółce z o.o. NAFTOPORT, (PKN ORLEN S.A. – obniżenie udziału w Spółce do 14 udziałów, Grupy LOTOS do 7 udziałów, oraz J &S Service and Investment Ltd do 1 udziału). W czerwcu PERN PRZYJAŹŃ S.A. przekazał jeden udział do Skarbu Państwa. W trakcie Zwyczajnego Zgromadzenia Wspólników za 2004 rok w dniu 30 czerwca odwołana zostaje w całości dotychczasowa Rada Nadzorcza. Do nowej Rady VI kadencji zostają nominowani: 1. Zbigniew Gryglas – zastępca dyrektora Nadzoru Właścicielskiego nr 2 w Ministerstwie Skarbu 2. Andrzej Murawski – wiceprezes Zarządu NAFTA POLSKA S.A. 3. Andrzej Żelechowski – członek Zarządu PERN PRZYJAŹŃ S.A. 4. Sławomir Stachowicz – członek Zarządu PERN PRZYJAŹŃ S.A. 5. Andrzej Macenowicz – wiceprezes Zarządu PKN ORLEN S.A. 6. Władysław Wawak – PKN ORLEN S.A. 7. Jacek Smereka – GRUPA LOTOS S.A. Ukonstytuowanie nowej Rady Nadzorczej odbyło się w dniu 8 lipca 2005 r. Od tego czasu organy Spółki z o.o. NAFTOPORT zostają włączone w rytm życia politycznego kraju, a zmiany z składzie Rady są znacznie szybsze niż trwa jedna jej kadencja 18 kwietnia 2006 z powyższego składu Rady pozostaje tylko Pan Jacek Smereka (odwołany 21.03.2007). Odwołany zostaje między innymi Pan Władysław Wawak. Jest to zamknięcie pewnej epoki funkcjonowania Spółki, gdyż dotyczy osoby, która spoza jej pracowników miała największy wpływ na stworzenie Spółki, jej rozwój i sukcesy. 17 Pan marszałek Maciej Płażyński wraz z byłym posłem panem Czesławem Nowakiem Na państwowym wikcie Karuzela stanowisk – wybór nowego Zarządu Zwycięzca licytacji wraz z autorem obrazu 15-lecie NAFTOPORTU Uroczystości z okazji 15-lecia NAFTOPORTU zostały zorganizowane w Muzeum Morskim w Gdańsku w dniu 23 września 2006 roku. Na uroczystości przybył wówczas Wicemarszałek Senatu RP Maciej Płażyński, Zostali zaproszeni i przybyli na nie czterej kolejni prezesi PERN Przyjaźń SA (Henryk Janczewski, Krzysztof Szwedowski, Wojciech Tabiś oraz Lech Marek Gorywoda) oraz wszyscy pozostali urzędujący członkowie Zarządu PERN Przyjaźń SA, co należy uznać za ewenement i szczególny wymiar relacji pomiędzy obu firmami. Polskie i niemieckie rafinerie reprezentowane były przez wiceprezesów. Przybyli przedstawiciele wszystkich firm zlecających przeładunek w tranzycie: Yukos, TRANS NAFTA, TOTSA. Przybył przedstawiciel TRANSNEFT oraz LUKOIL. Miasto reprezentował Wiceprezydent Marcin Szpak. Jak zawsze na uroczystościach NAFTOPORTU licznie reprezentowana była Administracja Morska Polski z Prezesem Urzędu Morskiego w Gdyni Andrzejem Królikowskim na czele oraz trójmiejskie uczelnie. Do tańca grał zespół DETKO BAND. Było Cassino de Paris i ruletka, ale tylko na papierowe żetony. W trakcie uroczystości odbyła się licytacja obrazu ufundowanego przez NAFTOPORT na rzecz Fundacji Pan Władek. Licytację wygrał i zakupił obraz za cenę wyższą od miesięcznego uposażenia w Radzie Nadzorczej NAFTOPORTU jej członek i wiceprezes PKN ORLEN SA Krzysztof Szwedowski. Rok 2006 kończy się rekordowymi przeładunkami w historii i rekordowym zyskiem Spółki przeznaczonym w całości na dywidendę 18 W roku 2006 na każdym posiedzeniu Rady występuje punkt obrad dotyczący zmian w jej składzie. W końcu roku dopiero skład się stabilizuje następująco: 1. Krzysztof Gan – PERN PRZYJAŹN SA 2. Krzysztof Szwedowski – PKN ORLEN SA 3. Jacek Smereka – Grupa LOTOS SA 4. Marek Bakuła – PKN ORLEN SA 5. Konstanty Brochwicz Donimirski – Ministerstwo Skarbu Państwa 6. Marcin Jastrzębski – PERN PRZYJAŹŃ SA 7. Przemysław Wipler – Ministerstwo Skarbu Państwa W lipcu ogłoszony zostaje konkurs na członków Zarządu. Po pierwszym etapie i rozpatrzeniu ofert kandydatów zostaje unieważniony. Zmienione zostają wymagania wobec kandydatów. Między innymi zostaje wykreślona znajomość branży naftowej i morskiej oraz zmniejszony staż na stanowiskach kierowniczych. 12 września w końcu zostaje konkurs przeprowadzony. Termin jego rozpoczęcia opóźnił się w związku z brakiem quorum (nie przyjechali przedstawiciele PKN ORLEN oraz Pan Przemysław Wipler). Pan Jarosław Kryński został w ostatniej chwili ściągnięty z lotniska (odwołał lot). Ustanowiono zarząd jednoosobowy, a na prezesa wybrano Konrada Maciejewskiego, absolwenta WSWF w Poznaniu, bezrobotnego byłego pracownika Urzędu Miasta w Poznaniu. Poinformowano, że prokurentem zostaje Pan Andrzej Brzóska, zatrudniony w Spółce pół roku wcześniej na życzenie przewodniczącego Rady Nadzorczej. Zapaść i groźba likwidacji W roku 2007 praktycznie głównym źródłem przychodów NAFTOPORTU był przeładunek w tranzycie zlecany przez J & S Service & Investment, tymczasem obowiązująca umowa była zawarta do dnia 31.12.2007 r. Począwszy od czerwca 2007 r. Zarząd NAFTOPORTU otrzymywał sygnały, iż Zarząd PERN odrzuca wszelkie terminy negocjacji warunków jej przedłużenia. W końcu listopada Zarząd NAFTOPORTU i PERN zostali zaproszeni na doroczne spotkanie z kontrahentami organizowane przez J & S Energy tzw. „spotkanie kalendarzowe” w Fabryce Trzciny w Warszawie, na którym jeszcze raz proponowano podpisanie odpowiedniej umowy. Zarząd PERN podjął stosowne starania dopiero w lutym 2008 roku, ale wtedy to druga strona nie miała czasu. Nautologia 2011, nr 148 Wezwanie pracowników NAFTOPORTU w roku 2009 jako świadków w postępowaniu ABW w tej sprawie świadczy, iż nowy Zarząd PERN wystąpił z wnioskiem o zbadanie, czy nie miało miejsca przestępstwo o charakterze karnym. Spółka organizowana na nowo We wrześniu 2008 r. ogłoszony był kolejny konkurs na członków Zarządu. Wybrani zostali: prezes Zarządu – Dariusz Kobierecki członek Zarządu – Jerzy Starnawski W latach 2008–2010 niemal całkowicie uległa zmianie struktura organizacyjna przedsiębiorstwa Spółki. Rok 2009 poświęcony był głównie działaniom na rzecz przywrócenia kontroli Państwa nad całą Bazą Przeładunku Paliw Płynnych w Porcie Północnym oraz porządkowaniu struktur własnościowych w Bazie. Była to realizacja ostatecznej formuły organizacyjnej NAFTOPORTU, jaka nie została zrealizowana w momencie jej powołania. W I kwartale 2010 roku zostaje przejęta przez NAFTOPORT pompownia przeciwpożarowa (zasilanie w wodę i środki pianotwórcze całej bazy) oraz stale instalacje gaśnicze stanowiska „P” . W lipcu 2010 zostają przejęte instalacje i cała suprastruktura stanowisk „P” i „O”, dzięki czemu NAFTOPORT staje się jedynym właścicielem całej Bazy. Drogą do takiego efektu były żmudne negocjacje pomiędzy NAFTOPORTEM a Zarządem Portu Gdańsk SA, Spółką z o.o. PORT Nautologia 2011, nr 148 PÓŁNOCNY, PERN PRZYJAŹŃ SA, SEA INVEST oraz Spółką z o.o. FLORIAN, po czym od razu przystąpiono do opracowania programu modernizacji przejętych budowli, instalacji i ich wyposażenia. Ustalono nowe zasady korzystania z terenów portowych oraz infrastruktury portowej. Opracowana została nowa strategia rozwojowa Spółki, której głównymi założeniami jest zbudowanie uniwersalnych małych stanowisk przeładunkowych dla przeładunku produktów naftowych, a w ten sposób uwolnienie potencjału istniejących dużych stanowisk od obsługi małych produktowców. W ten sposób zostanie zbudowane zaplecze morskie dla budowanych przez PERN PRZYJAŹŃ SA baz magazynowych. W strategii zaproponowano dalszą dywersyfikację źródeł przychodów przedsiębiorstwa Spółki, między innymi poprzez produkcję energii odnawialnej. Działania rozwojowe nie mogą wstrzymać stałego doskonalenia poziomu bezpieczeństwa terminalu na wszystkich jego poziomach i sferach. Konsekwentnie wprowadza się poziom bezpieczeństwa SIL, wdrożono wszystkie wymogi ATEX. Przejęte stare stanowiska przeładunkowe poddawane są globalnej modernizacji, która ma je doprowadzić do poziomu bezpieczeństwa, jaki został uzyskany na dotychczasowych stanowiskach. Stale podnoszony jest poziom bezpieczeństwa antykorozyjnego konstrukcji stalowych i betonowych, aby w przyszłości nie następował gwałtowny spadek gotowości technicznej urządzeń. Od połowy roku 2010 następuje stopniowy rozruch prowadzonych prac inwestycyjnych. 19 ARTYKUŁY Jan Kazimierz Sawicki NOWELIZACJA „Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym” W OBRONIE MORSKICH UCZELNI W POLSCE (1990–1997) Ustawa z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym objęła swoim zasięgiem państwowe szkolnictwo wyższe, z wyjątkiem szkolnictwa wojskowego (art. 1.1.). Trudny do przyjęcia był fakt, że bez rozumienia specyfiki zawodowej wyższego szkolnictwa morskiego, narzuciła obowiązek respektowania wszystkich norm prawa, jakie miało obowiązywać w uczelniach cywilnych w kraju. Doszło także do ewidentnego ograniczenia kompetencji resortu morskiego w organizacji i funkcjonowaniu WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie oraz eksploatacji flotylli statków szkolonych i instrumentalnych. Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej zostało pozbawione kompetencji, które posiadało przed wydaniem tej ustawy, także wobec przygotowywania i realizacji programów kształcenia czy zatrudniania kadry naukowo-dydaktycznej. Obniżony został status nauczycieli akademickich posiadających najwyższe dyplomy i kwalifikacje morskie, ponieważ nie mieli stopni naukowych sytuujących ich w gronie samodzielnych pracowników naukowo-dydaktycznych. Stwarzało to realną groźbę, że wraz z utratą tej kadry, uczelnie morskie mogły utracić nie tylko dotychczasowy status akademicki ale przede wszystkim swój profil zawodowy. Zdumienie może budzić fakt, że ministerialni i parlamentarni legislatorzy w ogóle nie orientowali się lub nie chcieli pamiętać, o międzynarodowych zobowiązaniach i normach prawa, którym podlegało polskie szkolnictwo morskie. Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej, które w kraju publicznie uznawano za resort morski, chociaż coraz mniej w swoich gestiach posiadało spraw morskich, zajmowało się przecież stanowieniem norm prawa i sprawowało nadzór nad kwalifikacjami załóg statków morskich. Dotyczyło to zarówno przepisów prawa krajowego jak i ratyfikowanych międzynarodowych konwencji1. Zadania tego nie mogły przejmować instytucje podległe Ministerstwu Edukacji Narodowej. Uzasadniano ten fakt na organizowanych spotkaniach, konferencjach naukowych i wreszcie w urzędowych wystąpieniach. Jakże dramatyczne w swej wymowie było więc stanowisko Senatu Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, który w dniu 17 października 1991 r. przyjął wniosek, że „kształcenie i doskonalenie zawodowe członków załóg statków morskich powinno więc być podejmowane i realizowane pod nadzorem Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej, a nie tylko Ministerstwa Edukacji Narodowej”2. Spełnienie nawet tego, tak oczywistego postulatu, napotkało wiele przeszkód, zwłaszcza w pierwszych latach obowiązywania nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. 1. Próby likwidacji cywilnego wyższego szkolnictwa morskiego Nowa ustawa o wyższym szkolnictwie oraz różne na tej podstawie wprowadzane regulacje wykonawcze tak w 1990 r., a zwłaszcza w 1991 i w 1992 r., pogłębiły skalę trudności, których przezwyciężyć musiały samodzielnie ówczesne władze gdyńskiej i szczecińskiej uczelni morskiej, aby uratować je przed nieuchronną degradacją i likwidacją. Ustabilizowanie istnienia WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie warunkowało możliwość ich dalszego rozwoju. Konieczne stawało się zdecydowane przeciwstawienie społeczności akademickich wznoszonym barierom przez reorganizowane nowe centra władz państwowych i w pośpiechu tworzone regulacje prawne. Zgłaszane wcześniej przez przedstawicieli uczelni morskich propozycje, aby w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym, uwzględnić specyfikę zawodową uczelni morskich i respektować międzynarodowe zobowiązania konwencyjne, jak się w końcu okazało, w ogóle nie zostały przyjęte w Ustawie z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym. Takie postępowanie gremiów ustawodawczych było wydarzeniem niespotykanym w ostatnich siedemdziesięciu latach najnowszych dziejów morskich Polski. Z perspektywy czasu można sądzić, że przyjęte wobec cywilnego wyższego szkolnictwa morskiego regulacje prawne w ustawie z 12 września 1990 r., nie były tylko zwykłym przeoczeniem lub niedopatrzeniem ministerialnych legislatorów i współpracujących z nimi parlamentarzystów. Dziwnym trafem zbiegały się one z przygotowaniami MT i GM do rozwiązania Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie z równoczesnym zamiarem, w projektowanej „restrukturyzacji”, zwijanie gdyńskiej uczelni morskiej czasowo do dwóch wydziałów: nawigacyjnego i mechanicznego. W następnym etapie, respektowanie rygorów ustawy z 1990 r., musiało pozbawić gdyńską cywilną uczelnię nawet posiadanego statusu uczelni zawodowej. W przyszłości badacze współczesnych dziejów morskich Polski zainteresują się zapewne, kto był autorem lub jakie gremia w kraju czy zagranicą, podjęły zamysł likwidacji cywilnych uczelni morskich w Polsce. Kto inicjował i koordynował w kraju realizację takich działań w Ministerstwie Transportu i Gospodarki Morskiej, Ministerstwie Edukacji Narodowej, a zwłaszcza wśród posłów Sejmu RP? W tej publikacji przytaczam fragment wspomnień Ewarysta Waligórskiego3, ministra transportu i gospodarki morskiej, który zobrazuje tok rozumowania i postępowanie ówczesnych wpły- Por. Ustawa z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym, art. 31, ust. 3. Dz. U., nr 65, poz. 385; Kodeks Morski. Ustawa z dnia 1 grudnia 1961 r., art. 36, ust. 2; Por., art. VI, ust. 1 Konwencji STCW-78, którą ratyfikowała Polska, Kodeks morski / The polish maritime code. Gdańsk: Wydawnictwo Morskie 1985, s. 20 i n.; M. Jurdziński, Międzynarodowa konwencja w sprawie ujednolicenia szkolenia, dyplomów i świadectw marynarzy oraz pełnienia wacht 1978. „Technika i Gospodarka Morska”, 1979, nr 3, s. 146–148. E. Jabłoński, Nowe przepisy w sprawie kwalifikacji zawodowych członków załóg polskich statków morskich, „TGM”, 1984, nr 1, s. 5–6. 2 Biuro Rektora Akademii Morskiej w Gdyni. Dokumentacja Rektora WSM z 1991 i 1992 r., Wniosek Senatu WSM w Gdyni z dnia 17 X 1991 r., s. 145. 3 Korespondencja i wspomnienia Ewarysta Waligórskiego przesłane do J. K. Sawickiego. Bratysława 11 IV 2005 r.; Informacje Ewarysta Waligórskiego z 1 IV 2005 r. – w zbiorach własnych 1 20 Nautologia 2011, nr 148 wowych gremiów resortowego ministerstwa, wobec cywilnego i wojskowego wyższego szkolnictwa morskiego w Polsce. „Wiosną 1990 r. podczas pobytu w Szczecinie spotkałem się z biskupem Kazimierzem Majdańskim, który cieszył się bardzo dużą popularnością i sympatią… Żywo interesował się sprawami społecznymi i państwowymi. (…) Na zakończenie spotkania biskup zwrócił się do mnie – Co z naszą Szkołą Morską? Byłem zaskoczony. – Podobno grozi jej likwidacja? Jak nasz minister nic nie słyszał, to na pewno są to tylko plotki. Ale w razie czego to musimy jej bronić. W Warszawie na moje pytanie otrzymałem wymijającą odpowiedź, streszczającą się do słów: Nie słuchaj plotek. W czerwcu 1990 r. byłem wraz z ministrem A. Wielądkiem w Szczecinie na centralnych uroczystościach „Dni Morza”. Rozmawialiśmy też z przedstawicielami WSM, ale „plotki” o likwidacji nikogo nie interesowały. Mówiliśmy o egzaminach wstępnych i o planach na następny rok akademicki, o braku dużej sali – auli, gdzie mogłyby się odbywać spotkania całej szkoły lub wykłady dla dużej ilości studentów. W lipcu 1990 r. zostałem powołany przez premiera T. Mazowieckiego na ministra transportu i gospodarki morskiej. Sejm zatwierdził tę decyzję po godz. 24.00. Godzinę później dostałem polecenie, że rano o godz. 07.00 lecę na dwa dni do Paryża. Po powrocie z Paryża udałem się do mojego dotychczasowego gabinetu zakończyć wiele prac, uporządkować papiery itd. Nie mogłem nic zrobić, bo wywierano na mnie nacisk, że w gabinecie ministra dzwonią telefony, czekają interesanci i zaległe od kilku dni sprawy. Skapitulowałem i w „eskorcie” udałem się do nowego gabinetu, gdzie po otrzymaniu kwiatów, życzeń i gratulacji przystąpiliśmy do pracy. Spraw ważnych i zaległych było bardzo dużo, ale jedna najważniejsza – pamiętam to dokładnie. Podsunięto mi pismo i długopis wskazując wyraźnie miejsce podpisu. Zapytałem – Co to jest? Słyszę – „To formalność, miał to podpisać Wielądek, ale niespodziewanie i nagle został odwołany”. Było to zawiadomienie o likwidacji WSM w Szczecinie. Osłupiałem. Usłyszałem dużo argumentów, że to jest już zdecydowane, że wytłumaczą mi szczegóły później, bo decyzja musi być natychmiast przekazana, zanim uczelnia ogłosi listę osób przyjętych na nowy rok akademicki, do czego nie można dopuścić. Odczułem to jako silny cios, poczułem się jak marionetka. Sprawę odrzuciłem. Atmosfera bardzo się zaostrzyła. Usłyszałem o strasznych skutkach finansowych, o NIK-u i prokuraturze, jeżeli będziemy zwlekać nawet chwilę. Poprosiłem o połączenie z ministrem [Adamem Franciszkiem] Wielądkiem i doktorem J[anem]. Kuligowskim, wiceministrem odpowiedzialnym za sprawy morskie (był nieobecny w Warszawie). Obydwaj stwierdzili, że to nie ich kompetencje. Był lipiec – urlopy, nikt wówczas nie miał telefonów komórkowych, nie miałem możliwości konsultacji. Odpowiedziałem: – Decyzję podejmę w poniedziałek rano. Usłyszałem: – To niemożliwe bo… – tu padło wiele argumentów. W sobotę i w niedzielę miałem bardzo dużo pracy, ale myślałem tylko o tej sprawie. Czułem niesmak – ja, minister ze Szczecina – nic nie słyszałem o tej sprawie, a biskup Majdański wiedział dokładnie już trzy lub cztery miesiące wcześniej. W poniedziałek rano wszedłem do gabinetu z własnym planem, Tam na mnie czekało kilka osób. Pytam się: – Czy macie jakieś rozwiązanie? Słyszę odpowiedź grzeczną, ale stanowczą: „To trzeba natychmiast podpisać, po co nam dwie szkoły, nie mamy pieniędzy ani pracy dla absolwentów. Nie wiadomo czy utrzyma- my tę jedną”. Odpowiedziałem równie zdecydowanie: – „Może macie rację – w takim razie po co nam dwie szkoły morskie w Trójmieście?”. – „Jak to, mamy jedną szkołę w Gdyni i tę chcemy utrzymać”. Odpowiadam: – „W Gdyni jest WSM, a na Oksywiu Akademia Marynarki Wojennej”. – „Ależ, to nie jest nasza szkoła, co ona nas obchodzi?” Pytam: To Marynarka Wojenna jest nasza czy nie nasza?” Słyszę: – Nie nasza, Ministerstwa Obrony”. – „A Ministerstwo Obrony to nasze? A morze i cała Polska to czyje?” Poczułem się szefem nie tylko resortu, ale członkiem rządu odpowiedzialnym nie tylko za swój resort. Oponenci zaniemówili. Rozpocząłem rozmowy z ministrem Piotrem Kołodziejczykiem o ewentualnym połączeniu naszych dwóch szkół. Rozmowy przebiegały w bardzo rzeczowej i przyjaznej atmosferze. Ale sami nie mogliśmy wszystkiego załatwić. Moi współpracownicy mieli jakąś awersję do rozmów z resortem obrony. Ktoś mi podpowiedział, że z ministrem Kołodziejczykiem na jednym roku studiował kpt. ż. w. Bolesław Hutyra, z którym spędziłem kilka miesięcy w 1982 r. w obozie internowanych w Strzebielinku. Ustaliliśmy wspólnie, że to kpt. Hutyra będzie w trudnych sprawach rozmawiał z Ministerstwem Obrony [Narodowej]. Nic więcej nie pamiętam, ani jak toczyły się rozmowy, ani jak to się skończyło, mimo że byłem jeszcze szefem resortu w rządzie Olszewskiego i Bieleckiego, a bardzo trudnych spraw było wiele. Nigdy do tej sprawy już nie wracałem i nie przypominam sobie, aby ktokolwiek ze mną na ten temat rozmawiał”4. Jedno jest pewne, że taktyka przyjęta przez ministra Ewarysta Waligórskiego uratowała Wyższą Szkołę Morską w Szczecinie od powzięcia rządowych decyzji o jej rozwiązaniu. Za to powinna być mu wdzięczna nie tylko społeczność akademicka tej uczelni. Odmowa solidarnościowego ministra transportu i gospodarki morskiej rozwiązania WSM w Szczecinie zapoczątkowała długotrwałe zmagania o uratowanie nie tylko uczelni szczecińskiej, ale całego segmentu polskiego wyższego szkolnictwa morskiego w Polsce. Jakkolwiek propozycja ministra otwierała kolejną próbę połączenia uczelni cywilnej z wojskową, co wcześniej miało już miejsce podczas ogłoszonego stanu wojennego5, to wykonanie tego zamiaru wobec uczelni gdyńskich, niewielką miało szansę na realizację w 1990 i 1991 r. Zrewolucjonizowane gremia efemerydalnych partii politycznych, nie odważyły się bowiem forsować publicznie likwidacji filarowej inwestycji II Rzeczypospolitej, jaką było jej morskie szkolnictwo cywilne i wojskowe. Wolały lansować w propagandzie politycznej osiągnięcia z międzywojnia, zapominając lub dezawuując cały dorobek na odcinku morskim pokoleń powojennej Polski. Na złe następstwa tegoż nie trzeba było czekać długo. Kpt. ż. w. prof. dr Aleksander Hubert Walczak, rektor WSM w Szczecinie w latach 1978–1984 i 1990–1996, po zapoznaniu się z tekstem listu i wspomnień ministra Ewarysta Waligórskiego, na moją prośbę zdecydował się na opisanie własnych przeżyć, które tu we fragmencie zamieszczam. Nadmienię tylko, że wybory przeprowadzone pod przewodnictwem doc. dr hab. Ruty Leśmian-Kordas przez Kolegium Elektorów WSM w Szczecinie w dniu 7 listopada 1990 r. zakończyły się Jego sukcesem. Społeczność akademicka po raz trzeci na rektora morskiej uczelni w Szczecinie wybrała A. H. Walczaka. 15 listopada o wynikach wyborów został powiadomiony minister transportu i gospodarki morskiej, który fakt ten natychmiast potwierdził podpisując nominację. Umożliwiło to A. H. Walczakowi, już 1 grudnia 1990 r. objęcie stanowiska rektora WSM Dr Franciszek Adam Wielądek (16 XII 1989 – 6 VII 1990) i mgr Inż. Ewaryst Waligórski ( 5/6 VII 1990 – 10 VII 1992 r.), ministrowie Transportu i Gospodarki Morskiej. Natomiast podsekretarzami stanu tego resortu, odpowiedzialnymi za sprawy morskie byli dr Jan Kuligowski (I 1990 – I 1991), którego zastąpił na tym stanowisku kpt. ż. w. inż. Zbigniew Sulatycki . 5 Szerzej sprawy te przedstawiałem w 2000 r. Wykorzystałem do tego m.in. informacje i dokumentację kpt. ż. w. prof. kontr. dra Władysława Rymarza, rektora WSM w Gdyni od 14 XII 1981 do 30 VIII 1994 r. Zob., Kadry morskie Rzeczypospolitej, tom I, s. LI–LII. 4 Nautologia 2011, nr 148 21 w Szczecinie. Wybór i nominacja rektora WSM w Szczecinie miała wówczas doniosłe znaczenie dla dalszego istnienia tejże uczelni. Rektor Wyższej Szkoły Morskiej A.H. Walczak wspomina, że najgroźniejsza sytuacja powstała, gdy ministrem transportu i gospodarki morskiej był Ewaryst Waligórski. W 1990 r. między Świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem miało się odbyć posiedzenie Rady Ministrów, na którym planowano postawić sprawę zamknięcia WSM w Szczecinie. Interweniował ostro arcybiskup prof. Kazimierz Majdański. Zaniechano realizacji tego zamiaru i WSM (od 2004 r. Akademia Morska) istnieje do dnia dzisiejszego (…). W następnym 1991 r. minister E. Waligórski był obecny na Dniach Morza w Szczecinie. Asystowałem Mu jako przewodniczący Komitetu Obchodów Dni Morza. Minister w rozmowie między innymi wspominał, że pod koniec grudnia ubiegłego roku był zapowiedziany punkt na Radzie Ministrów o likwidacji WSM w Szczecinie, ale nie był omawiany (upadł)6. Wstępna ocena wydarzeń skłania do zgodnego uszanowania pamięci biskupa prof. dr Kazimierza Majdańskiego oraz sprzeciwiającemu się likwidacji szczecińskiej uczelni, szczecinianina Ewarysta Waligórskiego, ministra transportu i gospodarki morskiej. W następnych latach, jakże ważnym dla istnienia WSM w Szczecinie, stał się program jej unowocześniania i rozwoju, zapoczątkowany m.in. przez rektora Aleksandra Huberta Walczaka oraz całą społeczność akademicką stającą zgodnie w obronie uczelni morskiej w Szczecinie. Z przedstawionych informacji ówczesnego ministra transportu i gospodarki morskiej oraz rektora WSM w Szczecinie wynika, że atak w pierwszej kolejności został skierowany na Wyższą Szkołę Morską w Szczecinie. Autorzy tego zamierzenia w Ministerstwie Transportu i Gospodarki Morskiej byli przekonani, że po zmasowanej kampanii w środkach masowego przekazu (obecnie: w mediach), najłatwiej będzie doprowadzić do rozwiązania właśnie uczelnię szczecińską. Rozpoczęcie urzędowej procedury miało rozpocząć się już w początkach lipca 1990 r., przed ogłoszeniem wyników nowego naboru na studia. Nagła zmiana na stanowisku ministra zaskoczyła projektodawców rozwiązania WSM w Szczecinie. Chcieli oni wykorzystać także dogodny okres zmian personalnych na stanowisku rektora WSM. Na całe szczęście okazało się to zupełnym nieporozumieniem. Wybór i nominacja kpt. ż. w. prof. dr Aleksandra Huberta Walczaka na rektora WSM w Szczecinie, okazała się tej miary wydarzeniem, że posłużyła najpełniej do mobilizacji sił całej społeczności w obronie istnienia uczelni. Autorzy, lansujący projekt rozwiązania WSM w Szczecinie, eksponowali brak środków na finansowanie działalności drogich, dwóch cywilnych uczelni morskich7 i potrzebę prowadzenia „oszczędnościowej restrukturyzacji” szkolnictwa morskiego. Podnosili brak miejsc pracy na statkach PMH i rybołówstwa morskiego, ale nie informowali społeczeństwa polskiego o swoich planach wobec narodowej floty morskiej. Flota narodowa była organizowana i budowana przez 70 lat, ale zlikwidowana w pierwszym dzie- sięcioleciu tzw. transformacji. Nie przejmowali się uzasadnianiem swoich racji, bo to czyniły już usługowe koła lobbystów. Przygotowywali wymagane decyzje, które miały doprowadzić do złożenia wniosku ministra transportu i gospodarki morskiej o rozwiązanie Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie pod obrady Rady Ministrów. W świetle postanowień ustawy z 12 września 1990 r. można sądzić, że odbyłoby się to już przy pełnej akceptacji Ministerstwa Edukacji Narodowej i zapewne, z wykorzystaniem przywoływanych opinii usługowych gremiów naukowych. Kontynuacją tego stały się w końcu 1991 i na początku 1992 r. osławione działania Centralnej Komisji ds. Tytułu i Stopni Naukowych, które były związane z likwidacją morskich dyscyplin naukowych uprawnionych do doktoryzowania w Polsce, np. z „Technik nawigacji” czy proponowanej dziedziny „Nawigacja”. Działo się tak mimo posiadania dostępu do morza i tzw. Morskiej Strefy Ekonomicznej wraz z eksploatowanymi złożami ropy na morzu, wielkich portów handlowych i wielkiej floty pełnomorskiej, przemysłu okrętowego, handlu morskiego i in. Nie sposób pominąć tu dorobku naukowo-dydaktycznego, osiągniętego przez 70 lat istnienia polskiego szkolnictwa morskiego i rozwijanej działalności w kształceniu kadr morskich, nie tylko przez trzy uczelnie morskie ale i inne uczelnie w kraju. Niestety, zuchwałość tak karygodnych działań nie spotkała się ze zdecydowanym przeciwdziałaniem, ale z nieustającymi debatami akademickimi, które już wcześniej przedstawiałem w tematycznej rozprawie na łamach tego periodyku naukowego8. Zamiar rozwiązania WSM w Szczecinie był podnoszony dwukrotnie. W końcu brano także pod uwagę rozwiązanie WSM w Gdyni9. Dyskusje pozornie toczyły się w łonie MT i GM warunkowane koniecznością realizacji programu „oszczędnościowego”. Jednak żaden z ministrów nie chciał autoryzować publicznie projektu rozwiązywania cywilnych państwowych uczelni morskich na rzecz uczelni prywatnych. Nie brakowało medialnej wrzawy, nieprzychylnej w utrzymywaniu i rozwijaniu działalności państwowego szkolnictwa morskiego. Środowisko akademickie cywilnych uczelni morskich w Szczecinie i Gdyni zabiegało, żeby ustabilizować istnienie i wytyczyć kierunki rozwoju swoich uczelni, mimo że docierały do niego wiadomości o trwających przygotowaniach do likwidacji jednej albo drugiej uczelni morskiej. Szczególnie trudny był 1990 r. dla Szczecina i 1991 r. tak dla WSM w Gdyni jak i WSM w Szczecinie. Nic też dziwnego, że kierownictwa uczelni z nieufnością odnosiły się do różnorakich ministerialnych projektów „naprawczych”. Doszło do tego, że WSM w Gdyni musiało przekonywać10 resortowe ministerstwo morskie MT i GM, a także MEN, o potrzebie istnienia wyższej uczelni morskiej w Gdyni i… szkolnictwa morskiego… w Polsce! Opracowane w połowie 1991 r. uzasadnienie, aż w 23 punktach eksponowało celowość dalszego istnienia i rozwoju uczelni morskich. Podawano m.in., że „młodzież jest zainteresowana studiami w WSM”, co znajduje ewidentne potwierdzenie w kolejnych latach w rosnącej liczbie kształconej młodzieży na studiach stacjonarnych Korespondencja kpt. ż. w. prof. dr Aleksandra Huberta Walczaka do J.K. Sawickiego. Szczecin 21 III i 15 IV 2005 r.; Informacje z 22 III 2005 r. – w zbiorach J.K. Sawickiego. Zob., J. Frydecki, Aleksander Walczak – współtwórca polskiego wyższego szkolnictwa morskiego, Szczecin: Wydawnictwo Naukowe Akademii Morskiej 2010, s. 29 i n. 7 Rektor WSM w Gdyni w sprawozdaniu rocznym akcentował znamienny fakt, że w planowanym budżecie na rok 1991, przy racjonalnym wykorzystaniu 3 statków szkolnych („Dar Młodzieży”, „Zenit” i „Horyzont”) należało liczyć się ze sfinansowaniem bardzo wysokich kosztów ich eksploatacji, który sięgał 16 mld zł przy budżecie uczelni około 40 mld zł. Sprawozdanie z rocznej działalności Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni 1990/1991. Gdynia, listopad 1991, s. 3. 8 J.K. Sawicki, Dyscypliny nauki projektowane do doktoryzowania na wydziałach nawigacyjnych uczelni morskich w Polsce, „Nautologia”, R. XLII, 2007, nr 144, s. 38–45; Zob., Obwieszczenie przewodniczącego Centralnej Komisji do Spraw Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych z dnia 25 lutego 1992 r. w sprawie wykazu dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych, w zakresie których mogą być nadawane stopnie naukowe. Obwieszczenie podpisał wiceprzewodniczący tejże Komisji. „Monitor Polski”. 11 VI 1992 r. nr 16, poz. 123. 9 Informacje kpt. ż. w. prof. dr Aleksandra Huberta Walczaka z 28 IX 2000 r. i prof. dr hab. inż. Józefa Andrzeja Lisowskiego z 25 IX 2000 r. – w zbiorach J.K. Sawickiego. 10 Archiwum Akademii Morskiej w Gdyni, Akta Sekretariatu Rektora WSM z 1991 r. Dokumentacja o wielkości naboru na rok akademicki 1991/1992. Uzasadnienie, s. 126; Zob., J.K. Sawicki, Rządowe próby wytyczenia założeń polityki morskiej państwa polskiego w latach 1993–1994, „Komunikat Instytutu Bałtyckiego”, R XLV– XLVI, 2010, z. 48, s. 128–138; Gospodarka morska – jaka przyszłość. Materiały konferencyjne. Szczyt Gospodarki Morskiej Szczecin, 29–30 maja 2001, Szczecin 2001. 6 22 Nautologia 2011, nr 148 i niestacjonarnych. Eksponowano argument, że „nie ma problemów z zatrudnieniem absolwentów”. Nawet przywoływano fakt o szczególnej wymowie politycznej, iż w czasie stanu wojennego miały miejsce próby zamknięcia gdyńskiej uczelni, chcąc w ten sposób unaocznić wrogie działanie interesom morskim państwa polskiego. Wpływowym sferom rządowym stawiano nawet zarzut „o braku wyobraźni obecnych decydentów [na miarę taką], jaką miał Eugeniusz Kwiatkowski”11. Trzeba przyznać, że Senat uczelni dawał tym wyraz swojej opinii o osobach, które okazywały zdumiewającą ignorancję wobec elementarnych spraw morskich kraju i potrzeb wyższego szkolnictwa morskiego. Niestety, opinia ta już w najbliższych latach znalazła pełne potwierdzenie w likwidowanych dziedzinach sektora morskiego w Polsce, zwłaszcza floty narodowej. Skoordynowanie wspólnych działań, przez obu rektorów cywilnych uczelni morskich A.H. Walczaka i J.A. Lisowskiego, miało duże znaczenie w obronie stanu posiadania polskiego szkolnictwa morskiego. Udaremniło wprowadzanie wariantowych i etapowych scenariuszy degradacji, i w końcu likwidacji państwowego cywilnego wyższego szkolnictwa morskiego. Żeby dopełnić obrazu sytuacji, w jakiej znajdowała się wówczas gdyńskie uczelnie, nadmienię, że władze szczebla ministerialnego posługiwały się także dwuwariantowym rozwiązaniem. Pierwszy przewidywał zachowanie Akademii MW w celu przejęcia zadań cywilnej uczelni morskiej, a w drugim wariancie rozważano nawet doprowadzenie do likwidacji wojskowej uczelni morskiej. Jednak wariant drugi miał kiepskie notowania w MON i tym bardziej w Dowództwie MW. Należy zaznaczyć, że obrona WSM w Gdyni powiodła się również dlatego, że koncepcjami połączeniowymi Akademii Marynarki Wojennej z Wyższą Szkołą Morską nie było zainteresowane Dowództwo Marynarki Wojennej RP, a zwłaszcza kontradmirał Kazimierz Bossy, który od 10 listopada 1988 do 13 marca 1993 r. był komendantem i rektorem Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. W toku dalszych rozważań, odniosę się do siedmioletnich zmagań (!), zapoczątkowanych w 1990 r. w polskich cywilnych uczelniach morskich, o nowelizację najłagodniej mówiąc nie tylko złego prawa, ale zneutralizowanie konkretnych działań prowadzących do likwidowania na odcinku morskim, podstawowego segmentu aktywności społeczeństwa i państwa polskiego, jakim jest wyższe szkolnictwo morskie. Powstrzymanie różnych form szykan i nieprzychylnych działań wobec uczelni morskich ze strony ostatnich departamentów, ciągle reorganizowanego i de facto redukowanego resortu morskiego, otwierało drogę do podjęcia zgodnej współpracy z kierownictwem MT i GM. Jednym z pierwszych tego warunków, stało się odstąpienie MEN oraz MT i GM od prób rozwiązywania jednej lub drugiej uczelni morskiej. W następnym dopiero etapie stawało się możliwe skoordynowanie wspólnych starań o nowelizację złych unormowań ustawy z 12 września 1990 r. Zrealizowanie tego zamiaru było głównym warunkiem dalszego istnienia i rozwoju polskich cywilnych uczelni morskich. 2. Komisja do Spraw Szkolnictwa Morskiego MT i GM Usytuowanie uczelni morskich, w ogólnym zakresie kompetencyjnym obu resortów ministerialnych, wymuszało działania porządkujące. Uczelnie proponowały powołanie organu doradcze- go ministra transportu i gospodarki morskiej pod znamienną nazwą Rada Szkolnictwa Morskiego. Skład tejże rady mieli stanowić przedstawiciele WSM w Szczecinie, WSM w Gdyni oraz MT i GM. Rada Szkolnictwa Morskiego, którą proponowano powołać pod auspicjami ministra transportu i gospodarki morskiej, swój zakres działania, tryb pracy i kompetencje normować miała regulaminem zatwierdzonym przez resortowego ministra. Do kompetencji Rady SM proponowano włączyć m.in. „ocenę i uaktualnienie rozporządzenia o kwalifikacjach, komisjach egzaminacyjnych, programach studiów i kursów, wymagań egzaminacyjnych, a także ocenę realizacji przepisów i konwencji”12. Z uwagi na przebieg kształcenia i doskonalenia zawodowego załóg statków morskich bez nadzoru MT i GM, wnioskowano o wydanie stosownego rozporządzenia lub znowelizowanie obowiązującego rozporządzenia ministra – kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej z dnia 17 sierpnia 1985 r. w sprawie kwalifikacji zawodowych członków załóg polskich statków morskich13. Projektowana inicjatywa legislacyjna w dziedzinie kształcenia i doskonalenia kwalifikacji załóg statków morskich miała posłużyć, do obrony statusu zawodowego i pozycji uczelni morskich w nowej konfiguracji prawnej, jaka powstała po ogłoszeniu ustawy z 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym. Podjęto ją głównie w obronie opinii zawodowej, jaką cieszyła się polska kadra oficerów floty na międzynarodowym rynku pracy. Na skutek wspólnych wystąpień rektorów WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie oraz dyrektorów urzędów morskich zapadły oczekiwane decyzje w MT i GM. Mieczysław Nowak, dyrektor Gabinetu Ministra 28 lutego 1992 r. powiadomił rektora WSM w Gdyni J.A. Lisowskiego, że dalsze propozycje dotyczące „perspektyw działalności wyższych szkół morskich będą przedmiotem analiz specjalnej komisji, której powołanie przewiduje się w najbliższym czasie”14. Takie stanowisko ministra Ewarysta Waligórskiego dawało wreszcie szansę na przystąpienie do rzeczowych rozmów o przyszłości polskiego wyższego szkolnictwa morskiego. Ewaryst Waligórski, minister transportu i gospodarki morskiej, w dniu 10 marca 1992 r. podjął decyzję (nr 52), o powołaniu ministerialnej Komisji do Spraw Wyższego Szkolnictwa Morskiego. Do składu Komisji powołał: doc. dr inż. Michała Kosteckiego na przewodniczącego, kpt. ż. w. prof.. dr Aleksandra Walczaka rektora WSM w Szczecinie i kpt. ż. w. prof. kontraktowego dr Zdzisława Chuchlę na wiceprzewodniczących. Natomiast na członków tejże Komisji: prof. dr inż. Józefa Jaworskiego, dr Krzysztofa Kołowrockiego i doc. dr inż. Jana Stankiewicza z WSM w Gdyni, oficera pokładowego I kl. dr inż. Michała Kaczmarka z WSM w Szczecinie i dr inż. Aleksandra Kowarscha z Akademii Marynarki Wojennej. Do zadań Komisji należało przeanalizowanie programów wyższych szkół morskich w świetle wymogów Konwencji STCW 78; opracowanie propozycji zmian programów nauczania w wyższych szkołach morskich oraz przedstawienie nowych, unowocześnionych projektów struktur organizacyjnych uczelni morskich15. Można więc uznać, że wytyczony zakres zadań odbiegał od tego o co właściwie w 1991 r. występował rektor WSM w Gdyni do MT i GM. Co więcej, zostały wyznaczone jej zadania, które poza analizami programów w aspekcie wymogów konwencyjnych, na dobrą sprawę były niewykonalne. Każda z uczelni już w tym czasie miała Archiwum AM w Gdyni. Uzasadnienie, s. 126. Projekt uchwały Senatu WSM w Gdyni z dnia … 1991 r. w sprawie wniosku o powołanie przez Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej Rady Szkolnictwa Morskiego. 13 Por., Dz. U 1983, nr 52, poz. 232; 1987, nr 20, poz. 70; Informacje rektorów uczelni morskich kpt. ż. w. prof. dr Aleksandra Huberta Walczaka i prof. dr. hab. inż. Józefa Andrzeja Lisowskiego. 14 Archiwum Akademii Morskiej w Gdyni, Biuro Rektora WSM. Akta z 1992 r., fax inż. N. Nowaka – dyrektora Gabinetu Ministra, Warszawa 26 II 1992 r., s. 200–201. 15 Archiwum AM w Gdyni, Biuro Rektora WSM w Gdyni, Akta z lat 1991/1992, Decyzja nr 52 Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z dnia 10 marca 1992 r., s. 268–269. Ibidem, Korespondencja doradcy ministra mgr Waldemara Pytla z prof. Józefem A. Lisowskim, rektorem WSM w Gdyni. Warszawa, 10 III 1992 r., s. 267. 11 12 Nautologia 2011, nr 148 23 zaawansowane własne działania dotyczące zmian organizacyjnych i programowych, które należy wątpić, aby nadawały się do ujednolicenia i przyjęcia, jako modelowe propozycje dla cywilnego i wojskowego szkolnictwa morskiego w Polsce. Powołanie na przewodniczącego M. Kosteckiego, byłego rektora WSM w Gdyni z końca 1981 r. miało wyraźnie wymowę polityczną, a nie dbałość o merytoryczne opracowanie zagadnień. M. Kostecki od 14 grudnia 1981 r. został wyłączony z czynnego życia naukowego i dydaktycznego uczelni gdyńskiej. Trudno było oczekiwać, aby był w stanie koordynować obecne prace zmierzające do modernizacji i unowocześnienia wyższego szkolnictwa morskiego w Polsce. Z tego faktu zdawał sobie sprawę przewodniczący M. Kostecki, skoro nie brał udziału w pracach tejże Komisji. Funkcję przewodniczącego sprawował faktycznie Aleksander H. Walczak, rektor WSM w Szczecinie. Prace Komisji ministerialnej trwały niewiele dłużej niż 1,5 miesiąca. Zakończone zostały 27 kwietnia 1992 r. przedłożeniem ministrowi dr inż. Ewarystowi Waligórskiemu Raportu Komisji ds. Wyższego Szkolnictwa Morskiego wraz z opracowanym przez A.H. Walczaka Załącznikiem do raportu Komisji ds. reformy WSM16 . Raport stał się dokumentem obrazującym ówczesny stan morskiego szkolnictwa wyższego oraz propozycją jego przyszłej reformy, ukierunkowanej na racjonalizację wydatków i potrzeb gospodarki morskiej. Opierał się o analizę potrzeb kadrowych na rynku pracy krajowym i światowym17. W tekście raportu widać próbę poszukiwania rozwiązań, które odnosiły się do „tendencji reformatorskich Ministerstwa Edukacji Narodowej”. Komisja zakładała dalszy rozwój polskiej gospodarki morskiej i w tym kierunku orientowała, także rozwój szkolnictwa morskiego. Nic nie wiedziała o realizowanym scenariuszu marginalizacji i likwidacji gospodarki morskiej, zwłaszcza floty narodowej, dla której dotąd uczelnie kształciły swoich absolwentów kierunków morskich. Przyjmowano za wiarygodne publiczne deklaracje o programach rozwoju wyższego szkolnictwa w Polsce. Miało to służyć do rozwijania scholaryzacji młodzieży w Polsce z 8 do 12%. Okazało się to dogodne, do uzasadniania potrzeby rozwoju, także uczelni morskich. Wprowadzenie przez MEN zmiany form studiów (licencjackie, magisterskie, doktoranckie), wymagało dokonania zmian w istniejącym modelu kształcenia w uczelniach morskich. Projektowane programy finansowania uczelni warunkowano zwiększeniem liczebności studentów z zachowaniem wysokiego poziomu dydaktyki, kwalifikacji zawodowych i naukowych zatrudnianej kadry. Dawało to pewne widoki na wykorzystanie takiej argumentacji dla programowania rozwoju uczelni morskich. Ogłoszone przez MEN programy restrukturyzacji polskiego szkolnictwa wyższego, z jednoczesną racjonalizacją wydatków, szczególnie niepokoiły społeczności akademickie WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie. W MEN jak i w MT i GM już w 1990 r. wstępnie rozważane były możliwości częściowej lub nawet całkowitej odpłatności za studia, skoro absolwenci będą znajdować zatrudnienie głównie na statkach obcej bandery18. WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie miały bowiem, jako pierwsze w kraju zapoczątkować proces uzupełniania budżetu uczelni ze środków prywatnych swoich studentów, kształconych w systemie studiów stacjonarnych w uczelni państwowej. Zamysł ten powstał w związku z wymaganiami asygnowania dużych środków, także na utrzymanie i eksploatację, a nawet budowę nowych statków. MEN ani MT i GM nie chciały finansować działalności wyższych szkół morskich. MEN uważało je z zbyt kosztowne, a MT i GM dlatego, że miało zbyt ograniczone prerogatywy w świetle ustawy z 1990 r. Komisja ds. Wyższego Szkolnictwa Morskiego w swoim raporcie, chcąc przełamać klimat niechęci w kołach rządowych i parlamentarnych do utrzymywania uczelni morskich ze środków budżetowych posługiwała się argumentami, że „szkoły morskie są nielicznymi uczelniami w kraju, których absolwentom nie grozi bezrobocie, gdyż ewentualny nadmiar ma szanse zatrudnienia we flotach obcych bander. Poza tym uczelnie morskie spełniają poważną rolę w zakresie transferu najnowszych zdobyczy technicznych w świecie na obszar polskiej gospodarki morskiej, a zwłaszcza floty”19. Komisja ministerialna uznała, że nie wykorzystuje się w pełni wielkich możliwości kraju na sprzedaż usług specjalistycznych kadr oficerskich floty handlowej i rybackiej na chłonnym rynku światowym. Sugerowała potrzebę rozwoju uczelni morskich w zakresie szerszego kształcenia dla potrzeb polskiej gospodarki morskiej i na otwierający się chłonny rynek światowy dla kwalifikowanych kadr morskich. Bardzo ważne dla dalszego promowania istnienia i działalności WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie były konstatacje ministerialnej komisji, że obecna struktura obu szkół morskich pod względem kierunków kształcenia (był to rok 1992) uzupełnia się wzajemnie, a kierunki kształcenia odpowiadają charakterowi specjalności okrętowych oraz specjalnościom eksploatacyjnym armatorów floty i portów. Ministerialna komisja zalecała przystąpienie do rozważenia możliwości kształcenia w nowych specjalnościach, które zostaną podjęte w najbliższej przyszłości z racji postępu w technice okrętowej i morskiej. Wymieniano wówczas automatykę, kopalnictwo morskie i in. To ostatnie wyłoniło się z zapotrzebowania zgłaszanego przez dyrekcję „Petrobałtyku” Przedsiębiorstwa Poszukiwań i Eksploatacji Złóż Ropy i Gazu w Gdańsku. Jednak zamysł wyłaniania nowych kierunków kształcenia w uczelniach morskich, dawał nowe perspektywy unowocześniania swoich programów kształcenia w dziedzinach, o szczególnej doniosłości dla gospodarki morskiej i całego pobrzeża. W konkluzji Raportu stwierdzono, że istniejące programy studiów spełniają wymogi Konwencji STCW 78 wraz z uzupełnieniami. Ministerialna komisja opowiedziała się za utrzymaniem kształcenia na kierunkach realizowanych w uczelniach morskich z wyłączeniem intendentury okrętowej, którą prowadzono na Wydziale Administracyjnym WSM w Gdyni, choć już wówczas polscy armatorzy zlikwidowali w składzie załóg etat ochmistrza. Było także zalecenie do rad wydziałowych obu uczelni morskich, aby dokonały przeglądu planów i programów studiów. We wspomnianym raporcie widać, że komisja uległa presji MEN i określonym kręgom w MT I GM proponując „przeprowadzenie analizy organizacji uczelni przez senaty wyższych szkół morskich w kierunku ustanowienia dwuwydziałowej struktury szkół, zgodnie z występującymi na statkach działami pokładowym i maszynowym”20. Wyrażano w ten sposób sugestię lansowaną przez MT i GM, żeby rozpatrzyć wariant ujednolicenia organizacji Raport był sygnowany podpisem: A. Walczaka (wiceprzewodniczącego Komisji) oraz przez członków : M. Kaczmarka, K. Kołowrockiego, A. Kowarscha i J. Stankiewicza. Na dokumencie brakuje podpisu M. Kosteckiego i przebywającego wówczas na statku w morzu – Z. Chuchli. 17 Akcentował potrzebę posiadania wysoko kwalifikowanych kadr do eksploatacji nowoczesnej techniki i nowoczesnych statków. Informował o spadku zainteresowania do wykonywania zawodu marynarza. Deficyt kadr oficerskich w światowej flocie handlowej według ISF/BINCO w 1990 r. wyniósł 50 000 oficerów, a w prognozach na 2000 r. wyznaczano brak kadry oficerów na 400 000. Stąd tendencja do zmniejszenia obsad załóg okrętowych, wymiany osób o niższych kwalifikacjach zawodowych na wyższe. 18 Sprawa częściowej partycypacji w finansowaniu kosztów studiów w cywilnych uczelniach morskich były w 1990 r. rozpatrywane na szczeblu podsekretarzy stanu MEN oraz MT i GM. Miały one jednak charakter dyskusji systemowych i nie nadano im przygotowań do uruchomienia procesu decyzyjnego. Informacje ówczesnego podsekretarza stanu w MT i GM dr Jana Kuligowskiego z dnia 1 IV 2005 r. – w zbiorach autora. 19 A. Walczak, Załącznik do raportu Komisji ds. reformy WSM. Gdynia 27 IV 1992, pkt. C. 20 Raport Komisji do Spraw Wyższego Szkolnictwa Morskiego. Gdynia, 27 IV 1992, pkt. 4. 16 24 Nautologia 2011, nr 148 obu cywilnych uczelni morskich, jako uczelni dwuwydziałowych. WSM w Gdyni posiadała w tym czasie cztery wydziały: Nawigacyjny, Mechaniczny, Elektryczny i Administracyjny, Ten ostatni wydział przechodził różne reorganizacje i perturbacje kadrowe eksponując w końcu dyscypliny rolnicze w towaroznawstwie21. Natomiast WSM w Szczecinie miała dwa podstawowe wydziały : Nawigacyjny i Mechaniczny. Konkluzja zawarta w punkcie czwartym Raportu z 27 kwietnia 1992 r, była o tyle niefortunna, że odbiegała od wcześniejszych propozycji Komisji, aby rozwijać dyscypliny i specjalności związane z eksploatacją portów i obrotem portowym. Otwierała drzwi do dalszych waśni z MT i GM czy MEN o utrzymanie czterowydziałowej uczelni morskiej w Gdyni. Sprawa była tej miary, że ważyła o dalszych losach uczelni, jej szybkiej reorganizacji, programach i planach kształcenia oraz unowocześnienia całej bazy i infrastruktury technicznej wraz z budową statku szkolno-badawczego. Ze strony podsekretarza stanu MT i GM kpt. ż. w. inż. Zbigniewa Sulatyckiego, odpowiedzialnego za odcinek morski, który znajdował się w gestiach tego resortu były rozważane projekty likwidacji Wydziału Administracyjnego oraz połączenia Wydziału Elektrycznego z Wydziałem Mechanicznym. Wobec Wydziału Administracyjnego ministerstwo zastosowało nawet sankcje, odmówiło przyznania limitu naboru studentów na nowy rok akademicki. Kierownictwo WSM w Gdyni temu się sprzeciwiło i lansowało swoje koncepcje rozwijania czterowydziałowej uczelni morskiej. Z realizacją tego zadania napotkano wiele trudności, zwłaszcza z profilowaniem kierunku rozwoju Wydziału Administracyjnego. Natomiast uczelnia szczecińska kontynuowała przez dziesięć lat wariant dwuwydziałowy, aby w 2000 r. rozpocząć organizację trzeciego wydziału: Wydziału InżynieryjnoEkonomicznego, zorientowanego m.in. na dyscypliny związane z obsługą transportu morskiego i rzecznego22. Sprawa struktury wydziałowej w cywilnych uczelniach morskich była rozważana w gremiach akademickich, jeszcze zanim powstała wspomniana komisja MT i GM. Jeśli WSM w Szczecinie stabilnie wyznaczała wówczas swój kształt organizacyjny, oparty na utrzymaniu i rozwijaniu Wydziału Nawigacyjnego i Wydziału Mechanicznego, to inaczej wyglądała sytuacja w WSM w Gdyni. Utrzymanie czterowydziałowej uczelni w Gdyni napotykało różne przeszkody w 1991, 1992 i także w 1993 r. Podnoszono wówczas projekty połączenia Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni z Akademią Marynarki Wojennej lub likwidacji cywilnej uczelni z przekazaniem części zadań dla uczelni wojskowej. Aby zapobiec takim zamiarom, taktycznie projektowano zredukowanie działalności WSM w Gdyni do dwóch wydziałów: nawigacyjnego i mechanicznego. W opracowywanych koncepcjach zmian modelu organizacji uczelni po 31 sierpnia 1993 r. Senat WSM w Gdyni sugerował nawet tworzenie „modelu Uczelni bezwydziałowej, składającej się z katedr”23, ale z utrzymaniem istnienia uczelni, jako samodzielnej jednostki. Zrealizowano tylko zamiar przekształcania instytutów w katedry w ramach struktury wydziałowej. Na szczęście zachowano także kilka jednostek międzywydziałowych, które obsługiwały proces naukowo-dydaktyczny całej uczelni. Jednak dopiero w programie uczelni na następną kadencję 1993–1996, definitywnie odrzucono wariant tworzenia uczelni bezwydziałowej. WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie starały się utrzymać uprawnienia o autonomii uczelni morskich, co nie było łatwym zadaniem, przy zależności budżetowej de facto od dwóch głównych resortów MEN oraz MT i GM. Nie brakowało spornych racji zgłaszanych przez każdą ze stron zwłaszcza wtedy, gdy kreślono własne wizje przystosowania uczelni do zachodzących zmian w światowym systemie kształcenia oficerów i kapitanów floty, unowocześniania organizacji uczelni i jej wyposażenia technicznego, wybierania nowych kierunków i specjalności studiów, ustalania limitów naboru itd. Konflikty i zadrażnienia potęgowały narastające trudności finansowe w sferze budżetowej i coroczne ograniczenia w wielkości przekazywanych środków i wyznaczanych zadań. Senat WSM w Gdyni 26 marca 1992 r. przyjął „Program funkcjonowania Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni w kadencji do 31 sierpnia 1993 r.” W punkcie 4. zamieszczono główne oświadczenie, że „o przyszłości Uczelni powinni decydować zgodnie z ustawą o szkolnictwie wyższym i Statutem Szkoły przede wszystkim jej pracownicy i studenci”. Takie stanowisko społeczności akademickiej WSM w Gdyni kończyło de facto akcje „gabinetowe” wokół prób likwidacji cywilnych uczelni morskich. Wymuszało powstanie otwartego konfliktu politycznego, a nawet oskarżanie inicjatorów zamykania uczelni morskich w Polsce o „zdradę stanu”. Nikt z ówczesnych polityków nie odważył się narażać na takie ryzyko. Nawet gremia tzw. „lobbystów” odstąpiły w ministerstwie i w parlamencie od przygotowywania i forsowania postanowień decyzyjnych. Niemniej w opinii rektora A.H. Walczaka, powoływane dwukrotnie ministerialne komisje do oceny wyższych uczelni morskich przez podsekretarzy stanu Zbigniewa Sulatyckiego i później przez Krzysztofa Luksa, każdorazowo były wykorzystywane w komisjach sejmowych i senackich do argumentowania racji istnienia uczelni morskich w Polsce24. 3. Nowelizacja „Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym” Ministerstwo Edukacji Narodowej początkowo usilnie wspierało lansowane wizje „prywatyzacji” szkolnictwa morskiego. Mam tu na uwadze m.in. wydawanie zezwoleń na zakładanie prywatnych „szkół” i „ośrodków” kursowego kształcenia marynarzy i oficerów floty, nawet bez konsultacji z Ministerstwem Transportu i Gospodarki Morskiej. Taki stan rzeczy budził niepokój władz i kadry obu uczelni w Gdyni i w Szczecinie. Prywatne szkoły i ośrodki nie miały zapewnionego specjalistycznego – zawodowego nadzoru służb państwowych. Godzić to mogło w opinię o fachowości promowanych absolwentów także państwowych uczelni morskich. MEN rozszerzył swoją działalność i uprawnienia na nieznany sobie dotąd obszar specjalistycznego wyższego szkolnictwa morskiego, które do czasu wydania ustawy z 12 września 1990 r., na wzór uczelni wojskowych, znajdowało się w wyłącznych gestiach resortu morskiego i podległej mu państwowej administracji morskiej. Posiadanie przez Radę Główną Szkolnictwa Wyższego upoważniona, do wydawania opinii kwalifikacyjnych o uruchomieniu uczelni niepaństwowych, znakomicie ułatwiało Ministerstwu Edukacji Narodowej podejmowanie decyzji bez ryzyka własnej odpowiedzialności25. Zob., Uchwała Nr 7 Rady Wydziału Przedsiębiorczości i Towaroznawstwa Akademii Morskiej w Gdyni z dnia 20 listopada 2008 r. w sprawie projektu wyłączenia przez C.K. ds. T i SN [ Centralną Komisję ds. Tytułu i Stopni Naukowych] dziedziny nauk ekonomicznych i dyscypliny naukowej towaroznawstwa z obowiązującego wykazu dziedzin i dyscyplin naukowych. 22 Zob., J.K. Sawicki, Kształcenie kadr w polskich uczelniach morskich w latach 2000–2006. Staff education in Polish Maritime Universities in the years 2000–2006, [w:] Kadry morskie Rzeczypospolitej, tom IV, Polska Marynarka Handlowa. Absolwenci uczelni morskich Gdyni i Szczecina 2000–2005. Pod redakcją J.K. Sawickiego, Gdynia 2007, s. XC–XCII i n. 23 Zob., Program funkcjonowania Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni w kadencji do 31 VIII 1993 r. Gdynia 26 III 1992 r., s. 4. 24 Korespondencja A.H. Walczaka do J.K. Sawickiego. Szczecin, 15 IV 2005 r., s. 2. 25 Informacje kpt. ż. w. prof. dr Aleksandra Huberta Walczaka z 23 III 2005 r. – w zbiorach J.K. Sawickiego. Zob., „Notatki Przewodniczącego Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego”, Warszawa, 9 III 1994, nr 3. 21 Nautologia 2011, nr 148 25 W materiałach studyjnych, które w 1991 r. przedstawiano Senatowi WSM w Gdyni autorzy wyraźnie akcentowali, że „nigdzie na świecie nie ma prywatnych szkół morskich”26. Urzędnikom MEN nie przeszkadzało to w podejmowaniu incydentalnych decyzji, choćby tej o założeniu Szkoły Morskiej w Kolbudach. Zdumienie może budzić fakt, że w MEN w ogóle nie liczono się z tym, że takie działanie będzie niszczyć państwowe szkolnictwo morskie w Polsce. MEN oraz MT i GM sukcesywnie ograniczały wielkość rocznych środków budżetowych, asygnowanych dla WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie. Nie zapewniały wystarczających funduszy na zabezpieczenie bieżącej działalności i dalszy rozwój uczelni morskich. Proponowane przez Gabinet Ministra oraz MT i GM programy „uzdrowieńcze” i „oszczędnościowe”, czy projekty reorganizacji wyższego szkolnictwa morskiego, nie budziły zaufania Senatu WSM w Gdyni ani Senatu WSM w Szczecinie. Kierownictwa obu uczelni morskich bazowały więc na własnych projektach i przygotowywanych koncepcjach rozwoju uczelni, które starały się wcielać w życie. Miały one na celu utrzymać wysoką lokatę i rangę polskich dyplomów morskich oficerów floty, które posiadali absolwenci państwowych uczelni morskich w Polsce. Proponowane i wdrażane zmiany w organizacji i funkcjonowaniu uczelni morskich napotykały różne utrudnienia administracyjne m.in. przez nękające kontrole inspektorów Naczelnej Izby Kontroli, z Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej. Nie brakowało podobnych działań ze strony władz lokalnych. Zespoły kontrolne de facto rewidowały każdą decyzję zmieniającą dotychczasowy stan rzeczy. Trzeba jednak przyznać, że niektóre zalecenia pokontrolne tak formułowano, żeby kierownictwu uczelni ułatwić inicjowanie dalszych zmian. Znaczące dla obrony stanowiska władz gdyńskiej uczelni stały się wnioski pokontrolne mgr Inż. Stanisława Dudzińskiego i mgr Stanisława Żmudy27, inspektorów NIK, które po analizie aktualnego stanu organizacji studiów i zatrudnienia w WSM w Gdyni sformułowali w maju 1992 r. Posłużyły one do wyrażenia opinii, o konieczności wprowadzenia niezbędnych zmian przez kierownictwo uczelni i podejmowania starań u władz zwierzchnich szczebla rządowego. W propozycjach inspektorów NIK znalazły się również zalecenia, które już od dłuższego czasu realizowano. Dotyczyło to m.in. starań o weryfikację programów nauczania i uruchamianie nowych kierunków czy specjalności kształcenia. Ten odcinek działania był realizowany wspólnie z polskimi armatorami, zaprzyjaźnionymi dyrekcjami przedsiębiorstw portowych, uczelniami krajowymi i zagranicznymi. Wzmożono kontakty z uczelniami morskimi krajów Unii Europejskiej, a nawet Stanów Zjednoczonych AP. Prof. dr hab. inż. Józef Andrzej Lisowski, rektor WSM w Gdyni, zanim zainicjował swój bogaty program zmian unowocześnienia działalności uczelni, odwiedził kilkanaście znanych uczelni morskich w świecie. Wszędzie zapoznawał się z organizacją, zasadami finansowania, programami kształcenia, wyposażenia technicznego uczelni do zadań dydaktycznych i naukowych. Z wieloma uczelniami z upoważnienia Senatu WSM zawarł umowy, porozumienia i wymienił listy intencyjne o współpracy i wzajemnych kontaktach28. Kierownictwo i kadra gdyńskiej uczelni, czyniły przygotowania do unowocześ- nienia organizacji i kierunków kształcenia wraz z komercjalizacją swojej działalności sięgającą w pierwszych latach 25%, a później do 35% i więcej, rocznego budżetu uczelni. Potrzeba nowych rozwiązań ustawodawczych dla polskich uczelni morskich była zdecydowanie podnoszona, przez władze obu cywilnych uczelni morskich, od wydania pamiętnej Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym. Jednak nadanie temu konkretnych propozycji rozwiązań, nowelizujących obowiązujące prawo stanowiło zadanie, które przez dłuższy czas nie sposób było skoordynować z resortowym ministerstwem morskim. Ważną rolę w przezwyciężenie tego impasu odegrali wspomniani już inspektorzy NIK. Polecili oni władzom gdyńskiej uczelni, tą drogą sugerowali także władzom resortowym, „wystąpienie do jednostki założycielskiej z wnioskiem o wprowadzenie w uczelniach morskich, stosownie do art. 205 Ustawy o szkolnictwie wyższym, odrębnych unormowań prawnych, koniecznych dla tej uczelni”29. Przywołany art. 20530 jest zasadniczy dla zrozumienia dalszych przedsięwzięć ze strony rektorów WSM w Gdyni i wspierających ich w tych działaniach władz WSM w Szczecinie. Zakres wymaganych nowych uregulowań prawnych dla szkolnictwa morskiego okazał się bardzo rozległy. Dotyczył spraw kadrowych i statusu fachowej kadry morskiej w uczelni, zasad organizacji morskich kierunków kształcenia i pogodzenia obowiązujących uchwał Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego czy Centralnej Komisji do Spraw Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych. Istniały także inne ograniczenia, które musiano szybko usunąć. Mam tu na względzie finansowanie przez resort morski inwestycji tonażowych, tj. zakupienie lub budowę szkolnego statku i pokrywanie kosztów jego eksploatacji. Ministerstwo Edukacji Narodowej tego w ogóle nie przewidywało, a Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej w myśl postanowień art. 24 ustawy z 12 września 1990 r. nie było do tego uprawnione. Ponadto, przyjęte kryteria minimów kadrowych w uczelniach prowadzących studia magisterskie i inżynierskie, stworzyły nader duży kłopot dla szkół morskich. W uczelniach morskich podstawowa kadra naukowo-dydaktyczna w przedmiotach zawodowych legitymowała się najwyższymi dyplomami morskimi ale jakże często tylko stopniem doktora nauk. W kraju brakowało kadry nawigatorów z tytułem profesorskim, a zupełnie ze stopniem naukowym doktora habilitowanego. Sprawy te podnoszono w polskich uczelniach morskich31 i na forum Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego oraz w MEN i w MT i GM. Rada Główna Szkolnictwa Wyższego przez dłuższy czas nie inicjowała własnych prac w celu nowelizacji Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym, ale wyłoniła Zespół RGSW dla opracowania dyskusji o projekcie zmian w ustawach dotyczących szkolnictwa wyższego32. Sprawą o kluczowym znaczeniu dla cywilnych uczelni morskich stało się wyłączenie przepisów Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym, które nie uwzględniały specyfiki, zadań i warunków funkcjonowania uczelni morskich i ich bezpośrednich zależności od respektowania norm i wymogów międzynarodowych, a w tym International Marine Organization (dalej IMO) i obowiązujących konwencji ratyfikowanych przez Polskę33. Biuro Rektora Akademii Morskiej w Gdyni. Akta Sekretariatu Rektora WSM z 1991 r. Wielkość naboru na rok akademicki 1991/1992. Uzasadnienie, s. 2. Archiwum Akademii Morskiej (dalej: AAM), Biuro Rektora WSM w Gdyni, Akta z 1992 r. Projekt wniosków na naradę pokontrolną w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni, Gdynia 29 V 1992 r., s. 318. 28 Wymienię tu przykładowo podpisaną 5 V 1990 r. umowę z Southampton Institute of Higer Education, College of Maritime Studies Warsash; 19 IX 1990 r. z The United States Merchant Marine Academy w Kings Point – Nowy Jork; 22V 1992 r. z Australian Maritime College w Lanceston. 29 Projekt wniosków na naradę pokontrolną w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni, Gdynia 29 V 1992 r., s. 328. 30 Artykuł 205 Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym postanawiał: „Rada Ministrów, w drodze rozporządzenia, może wyłączyć stosowanie niektórych przepisów ustawy w zakresie wynikającym ze szczególnych warunków funkcjonowania uczelni morskich i wprowadzić w tym zakresie odrębne unormowania”. Dz.U. 1990, nr 65, poz. 385. 31 Zob., AAM Akta Biura Rektora WSM w Gdyni z 1994 r. Protokół z posiedzenia Senatu WSM w Gdyni z dnia 32 III 1994 r., s. 1–2. 32 Zob. „Notatki Przewodniczącego Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego”, nr 4, Warszawa, 25 IV 1994, Druk nr 79, s. 3. 33 Zob., A. Walczak, O jakości kształcenia w polskich uczelniach morskich. Szczecin: WSM 2003. 26 27 26 Nautologia 2011, nr 148 Zadania uczelni morskich są determinowane funkcjami spełnianymi na morzu przez absolwentów, doświadczeniem zawodowym zdobywanym w ciągu lat praktyki morskiej i in. Działalność szkolnictwa morskiego w wielu elementach odbiega od modelu rozwoju zawodowego i naukowego zdobywanego podczas lat nauki i pracy w innych uczelniach na lądzie. Zdumieni budzi fakt, że tak wyraźne odrębności w organizacji i funkcjonowaniu wyższego szkolnictwa morskiego nie znalazły należnego odbicia w ustawie z 1990 r. Winę za ten stan rzeczy ponosi wiele środowisk, a zwłaszcza kręgi naukowców i legislatorów. Zbyt nikłe były działania MT i GM w komisjach parlamentarnych i zapewne przedstawicieli uczelni morskich oraz środowisk związanych z żeglugą morską. Nie wykluczone jest, że pominięcie w projekcie ustawy spraw uczelni morskich, należy traktować jako zamierzenie celowe. Miało to ułatwić rozwiązanie cywilnych uczelni morskich skoro istniał i był już realizowany program likwidacji morskiej floty narodowej. Sejm RP 12 września 1990 r. uchwalił ustawę o szkolnictwie wyższym, która po raz pierwszy tak wyraźnie zlekceważyła istnienie i rozległą działalność dwóch cywilnych i jednej wojskowej wyższych uczelni morskich w Polsce. Przed MT i GM oraz władzami i kadrą uczelni morskich stały trudne zadania, aby w myśl postanowień art. 205 wnieść nowelizację unormowań prawnych wynikłych z obowiązywania nowej Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym34 i na tej podstawie wydanych aktów wykonawczych przez zainteresowanych ministrów. Nowelizacja przepisów ustawy o szkolnictwie wyższym oraz wielu innych aktów wykonawczych, stwarzała ogromne trudności. Wymagała czasu i inicjowania usilnych starań, żeby usankcjonować to, co dotąd de facto istniało i funkcjonowało, ale pominięte zostało w krajowych regulacjach prawnych. Uczyniono to jeszcze z pominięciem i wbrew zobowiązaniom określanym w międzynarodowych konwencjach, które Polska podpisała i ratyfikowała. „Niedoróbki” lub zamierzone błędy legislacyjne były tak poważne, że ich ścisłe respektowanie i egzekwowanie nieuchronnie hamowało rozwój wyższych uczelni morskich i zagrażało ich dalszemu istnieniu. Obie cywilne uczelnie morskie utraciłyby swój dotychczasowy status prawny i uległyby marginalizacji. Zwiększenie zależności od Ministerstwa Edukacji Narodowej i ograniczenie prerogatyw Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej wobec wyższego cywilnego szkolnictwa morskiego, chociaż uczelnie pozostawały nadal w resorcie morskim, bardzo komplikowało sytuację WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie. Utrudniało osiągnięcie zgodnego współdziałania w kraju na szczeblu rządowym i parlamentarnym, nie wspominając o sprawach szkolnictwa i żeglugi morskiej na płaszczyźnie międzynarodowej. Minister Edukacji Narodowej w myśl art. 81 ustawy z 12 września 1990 r. mógł w porozumieniu z właściwym ministrem określić specjalności, w których na stanowisko profesora nadzwyczajnego można było zatrudnić osoby bez wymaganych tytułów i stopni naukowych ale legitymujących się wybitnymi osiągnięciami w pracy zawodowej poza uczelnią. Wydane na tej podstawie zarządzenie wykonawcze ministra edukacji narodowej z dnia 8 kwietnia 1991 r., wśród dwóch specjalności naukowych, które miały możliwości zatrudnienia takiej kadry, poza projektowaniem architektonicznym, wymieniało tak pożądaną przez polskie uczelnie morskie (cywilne i wojskową) specjalność jaką są techniki nawigacji35. Niestety, zupełnie odmiennie zaczęły się przedstawiać sprawy uczelni morskich, na forum Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego i jeszcze gorzej, na forum Centralnej Komisji do Spraw Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych. W uchwale RGSW z dnia 28 listopada 1991 r. w sprawie nazw kierunków studiów figurowała już tylko „Nawigacja”, a brakowało dyscypliny „Techniki nawigacji”. Zachowano czasowo jeszcze „Rybactwo morskie” i „Transport”36. Jednak w uchwale Centralnej Komisji do Spraw Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych z dnia 16 grudnia 1991 r. w ogóle zostały pominięte do doktoryzowania: „Techniki nawigacji” i „Nawigacja”. Takie stanowisko CK ds. TN i SN, jak i Rady Głównej SW, komplikowało i ograniczało dyscypliny nauk technicznych, w których było możliwe zatrudnianie kadry o najwyższych kwalifikacjach morskich na stanowisko profesorów nadzwyczajnych. Znowelizowanie tak zinterpretowanych przepisów ustawy głównej o szkolnictwie wyższym, wymagało czasu na bardzo staranne przedsięwzięcia na szczeblu ministerialnym i w instytucjach normujących czy nadzorujących pragmatykę działalności uczelni wyższych w Polsce. Pierwsze starania, o właściwe uregulowanie norm prawa w interesie polskiego szkolnictwa morskiego, podjęli wspólnie rektorzy cywilnych uczelni morskich: kpt. ż.w. prof. dr Aleksander Hubert Walczak ze Szczecina i prof. dr hab. inż. Józef Andrzej Lisowski z Gdyni. Należy tu nadmienić, że obaj rektorzy byli członkami gremiów naukowych Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego (później przemianowana na Radę Główną Szkolnictwa Wyższego) i Centralnej Komisji do Spraw Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych37. Praca w tych gremiach naukowych ułatwiała inicjowanie starań o zmianę niekorzystnych przepisów wobec polskiego wyższego szkolnictwa morskiego. Ustawa z 12 września 1990 r. stawiała rygor posiadania przez rektorów uczelni morskich godności profesora tytularnego lub stopnia naukowego doktora habilitowanego. Obaj rektorzy domagali się przywrócenia prawa do kierowania uczelniami morskimi – zajmowania stanowisk rektora i prorektorów – przez osoby, które niezależnie od kwalifikacji określonych ustawą o szkolnictwie wyższym, posiadały także najwyższe stopnie oficerskie, wyznaczone przepisami o kwalifikacjach zawodowych i składzie załóg polskich statków morskich. Żądano stworzenia w cywilnych uczelniach morskich możliwości zatrudnienia na stanowisku profesora nadzwyczajnego osoby posiadającej stopień naukowy doktora i najwyższy stopień oficerski. W wypadku wybrania rektorem osoby nie posiadającej najwyższego stopnia oficerskiego proponowano, aby co najmniej jeden z prorektorów Wyższej Szkoły Morskiej posiadał taki stopień38. Dz. U., 1990, nr 65, poz. 385; 1992, nr 54, poz. 254 i nr 65, poz. 314. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 13 marca 1991 r. w sprawie zasad, jakim powinien odpowiadać statut uczelni państwowej nie spełniającej wymagań określonych w art. 12 ust. 1 i 2 ustawy o szkolnictwie wyższym, Dz. U, nr 57, poz. 243. 35 Zarządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 8 kwietnia 1991 r. w sprawie określenia specjalności, w których na stanowisku profesora nadzwyczajnego można zatrudnić osobę nie posiadającą tytułu naukowego lub stopnia naukowego doktora habilitowanego. Dz.U. nr 17, poz. 112; Zarządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 19 grudnia 1990 r. w sprawie trybu postępowania przy zatrudnianiu na stanowisku profesora nadzwyczajnego w uczelni osób nie posiadających tytułu naukowego lub stopnia naukowego doktora habilitowanego, „Monitor Polski”, nr 49, poz. 378. 36 Zob., „Dziennik Urzędowy Ministerstwa Edukacji Narodowej”, nr 8, poz. 41; Zob., Uchwała Rady Głównej i Szkolnictwa Wyższego z 23 I 1992 r., „ Dziennik Urzędowy MEN”, nr 1, poz. 7. 37 Zob., opracowania biograficzne: J. Frydecki, Aleksander Walczak – współtwórca polskiego wyższego szkolnictwa morskiego, Szczecin: Wydawnictwo Naukowe Akademii Morskiej 2010, s. 39; J.K. Sawicki, Prof. dr hab. inż. Józef A. Lisowski. Jubileusz 40-lecia pracy naukowo-dydaktycznej, [w:] Problemy automatyki i sterowania statkiem, Gdynia: Wydawnictwo Akademii Morskiej 2007, s. 11. 38 Uzyskanie najwyższego stopnia oficerskiego: kapitana żeglugi wielkiej lub starszego oficera mechanika okrętowego wymagało 10–12 letniej praktyki zawodowej na morzu i zdania wymaganych egzaminów przed państwową komisją powołaną przez Urząd Morski. Natomiast zdobycie stopnia naukowego doktora w zakresie zagadnień eksploatacji obiektów morskich zajmowało jeszcze 5–10 lat. 34 Nautologia 2011, nr 148 27 Spełnienie powyższych postulatów wymagało przyjęcia nowych uregulowań prawnych. Konieczne stawało się wyłączenia uczelni morskich od działania art. 60 ust. 1 oraz art. 80 ust. 2 Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym. Władnym do takiej inicjatywy legislacyjnej było resortowe ministerstwo – Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej. Projekt aktu prawnego i jego uzasadnienie zostały opracowane wreszcie w 1995 r. przez Biuro Kadr i Szkolenia, Departament Polityki Transportowej w uzgodnieniu z Departamentem Prawnym Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej39. Przedstawiono ten materiał do uzgodnień międzyresortowych Ministerstwu Edukacji Narodowej czy w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego. Projekt „Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia… w sprawie wyłączenia w odniesieniu do wyższych szkół morskich stosowania niektórych przepisów ustawy o szkolnictwie wyższym” w dniu 23 maja 1996 r. stał się tematem obrad XXIII posiedzenia Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Szczegółowe wyjaśnienia i komentarze, o zasadności takiej inicjatywy legislacyjnej, przedstawiali uczestniczący w pracach tejże Rady Głównej SW: kpt. ż. w. prof. dr inż. Mirosław Jurdziński z WSM w Gdyni i jego uczeń, będący zarazem prorektorem ds. nauki i współpracy z gospodarką morską WSM w Szczecinie kpt. ż. w. dr hab. inż. Adam Wolski, profesor nadzwyczajny, późniejszy profesor tytularny i profesor zwyczajny. W dyskusji brali udział także przedstawiciele i współautorzy projektowanych rozwiązań prawnych R. Witek oraz mgr H. Spychalska. Ożywiona dyskusja nad projektem rozporządzenia Rady Ministrów toczyła się nawet w trakcie przerw w kuluarach. Jednym z koronnych argumentów, trafiający do przekonania członków Rady Głównej SW był fakt, który wytrwale podnosili kapitanowie i profesorowie z cywilnych uczelni morskich, że kapitan statku jest odpowiedzialny za załogę, ładunek i statek o wartości setek milionów złotych, a ogranicza się jego prawa do pełnego udziału w kształceniu oficerów i kierowania uczelnią morską40. Przy powszechnie niskim stopniu wiedzy morskiej lub jej kompletnym braku wśród polskich parlamentarzystów i członków rządowych ław doby przyśpieszonej transformacji ustrojowej w Polsce, takie argumenty okazały się najbardziej przekonujące. Rektorzy obu uczelni morskich w Gdyni i w Szczecinie obawiali się także złych następstw ustawy z 12 września 1990 r. dla zachowania morskiego profilu uczelni morskich, a przede wszystkim przyśpieszonego tempa wytracania kadry z najwyższymi kwalifikacjami morskimi oraz eliminacji ich ze składu uczelnianych ciał kolegialnych i ważnych stanowisk funkcyjnych. Przyjęcie więc proponowanych wyłączeń art. 60 ust. 1 oraz art. 80 ust. 2 ustawy o szkolnictwie wyższym, dawało szansę na pozyskanie i związanie na stałe z wyższymi szkołami morskimi osób o najwyższych kwalifikacjach zawodowych i posiadających równocześnie predyspozycje do pracy naukowej. Poza takimi argumentami podnoszono jeszcze inny, o dużym znaczeniu dla społeczności akademickiej uczelni morskiej i funkcjonowania jej organów kolegialnych. Kilkuletnie skutki obowiązywania w polskich cywilnych uczelniach morskich ustawy z 1990 r., powodowały sukcesywną eliminację z ciał kolegialnych uczelni, osób legitymujących się najwyższymi stopniami oficerskimi i tytułami doktorskimi. Budziło to zrozumiały niepokój i groźbę postępującej utraty morskiego profilu uczelni. Dalszy brak wymaganej nowelizacji ustawy z 1990 r. o szkolnictwie wyższym powodował odejście z uczelni osób legitymujących się wymaganą praktyką i dyplomem morskim oraz stopniem doktora nauk. Przedstawiano Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego takie i inne argumenty, żeby wreszcie członkowie tego elitarnego gremium naukowego przyjęli ze zrozumieniem, potrzebę szybkiej nowelizacji złych lub błędnych uregulowań prawnych. Nie pominięto także zobowiązań władz państwa polskiego, które wynikały z międzynarodowych konwencji STCW 78/95. Polskie cywilne uczelnie morskie w 1995 r. czyniły rozpoznanie o możliwościach zakupu lub budowy nowych szkolno-badawczych statków. W obowiązującej ustawie o szkolnictwie wyższym ustawodawca „przeoczył” fakt, że uczelnie morskie będą potrzebować środków inwestycyjnych na budowę lub zakup statków. Wymagało to wyłączenia mocy prawnej art. 24 ust. 1, pkt. 2 ustawy z 12 września 1990 r. Resort morski, który z urzędu zabiegał o zmianę niefortunnego dla polskich uczelni morskich zapisu, w swoim uzasadnieniu podkreślał, że dla zachowania ciągłości kształcenia odpowiednio przygotowanej kadry na oficerów floty, niezbędne jest posiadanie przez uczelnie statków szkolno-badawczych. Jednak zakup nowych statków, niezbędnych dla celów dydaktycznych, przekraczał możliwości finansowe uczelni morskich. Koszt zakupu jednego statku przyjmowano wówczas, że wynosi około 15 mln zł., okazało się że sięgał nawet 30 mln zł. Obie uczelnie morskie posiadały własne środki, które zgromadziły na ten cel w wysokości 50% kosztów zakupu statków. Dla Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego atrakcyjną była deklaracja Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej, iż po wprowadzeniu wnioskowanych zmian w obowiązujących przepisach, pozostałe brakujące fundusze miały zostać pokryte z budżetowych środków inwestycyjnych MT i GM. Później okazało się, że partycypować chciały w tym zadaniu także Komitet Badań Naukowych czy Polska Akademia Nauk w Warszawie. Rada Główna Szkolnictwa Wyższego na swym XXIII plenarnym posiedzeniu jednogłośnie przyjęła przedłożony projekt rozporządzenia Rady Ministrów. Stało się to w dniu 23 maja 1996 r. Z adnotacji M. Jurdzińskiego na projekcie tego dokumentu widnieje adnotacja, że nastąpiło to o godzinie 13.00. Była to ważna chwila dla uczelni morskich, również dlatego, że przystępowały do budowy lub już prowadziły budowę nowych statków. Przyjęta uchwała Rady Głównej umożliwiła nowelizację przepisów prawa i otwierała drogę do wykorzystania środków budżetowych MT i GM, oczywiście po zakończeniu procedury legislacyjnej nowelizacji ustawy z 12 września 1990 r. na posiedzeniu Rady Ministrów RP. Rada Ministrów RP zdecydowała się w dniu 13 sierpnia 1996 r. na wydanie rozporządzenia, o które przez kilka lat usilne starania prowadziły cywilne uczelnie morskie w Gdyni i w Szczecinie. Odegrało ono ważną rolę w stabilizacji polityki zatrudnienia osób o najwyższych kwalifikacjach oficerów floty morskiej i ze stopniami doktora nauk. Przywracało także wcześniejsze uprawnienia resortowi morskiemu tj. Ministerstwu Transportu i Gospodarki Morskiej w zakresie możliwości asygnowania środków na budowę lub zakup nowych statków szkolno-badawczych. Powyższe względy przesądziły o celowości przedruku rozporządzenia Rady Ministrów w pełnym brzmieniu na stronach tego studium. Utrzymanie stabilnego kierunku rozwoju wydziałów nawigacyjnych i mechanicznych WSM w Gdyni i WSM w Szczecinie, jako uczelni morskiej, wymagało wystąpienia do Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego z wnioskiem o uzupełnienie uchwały Rady Głównej z 28 listopada 1991 r. w sprawie określenia nowych warunków minimum kadrowego, jakim powinna odpowiadać uczelnia morska, aby prowadzić podstawowe kierunki studiów nawigacja oraz mechanika i budowa maszyn (okrętowych). W interesie gdyńskiej i szczecińskiej AAM Akta Biura Rektora WSM z 1996 r. Szczegółowe „Uzasadnienie” jest sygnowane podpisem mgra Andrzeja Komorowskiego – dyrektora Biura Kadr i Szkolenia, dr Ryszarda Witka, dyrektora Departamentu Polityki Transportowej i uzgodnień z mgr Hanną Spychalską – wicedyrektorem Departamentu Prawnego MT i GM. 40 Informacje kpt. ż. w. prof. dr Mirosława Jurdzińskiego z 27 VI 2003 r. – w zbiorach autora. Zob. Projekt: „Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia… w sprawie wyłączenia w odniesieniu do wyższych szkół morskich stosowania niektórych przepisów ustawy o szkolnictwie wyższym. Rada Główna. Druk nr 571. 39 28 Nautologia 2011, nr 148 Źródło: Dz.U. RP, nr 107, poz. 500. uczelni było, żeby profesor nadzwyczajny bez stopnia doktora habilitowanego był zatrudniany w uczelni w myśl art. 81 Ustawy o szkolnictwie wyższym, za zgodą Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych. Taka uchwała utrwalała profil zawodowy uczelni morskiej, ponieważ umożliwiała zatrudniać kapitanów żeglugi wielkiej i starszych mechaników okrętowych na stanowisku profesora nadzwyczajnego, zaliczanego do kadry naukowo-dydaktycznej wyznaczonego minimum kadrowego na danym kierunku kształcenia. Pozwalało to także na respektowanie wymogów Międzynarodowej Organizacji Morskiej (IMO) w zakresie obowiązujących standardów kształcenia oficerów floty i bezpieczeństwa żeglugi. Morskie uczelnie napotykały duże trudności ze skompletowaniem kadry naukowej o wymaganych morskich kwalifikacjach zawodowych na kierunkach „Nawigacja” oraz „Mechanika i budowa maszyn” (okrętowych). Rada Główna Szkolnictwa Wyższego dotąd brała pod uwagę kryteria kwalifikacji naukowych a nie kwalifikacji zawodowych, nobilitowanych posiadaniem najwyższych dyplomów morskich. W kraju brakowało kadry, która posiadałaby i jedno i drugie. Żeby rozwiązać tą patową sytuację, koniecznym stało się wykorzystanie wspomnianego już Rozporządzenia Rady Ministrów z 13 sierpnia 1996 r. Umożliwiało ono znowelizowanie nieko- rzystnych dla uczelni morskiej postanowień uchwały Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego z 28 listopada 1991 r. o minimum kadrowym. W tym czasie członkiem RGSM był wieloletni prorektor i rektor szczecińskiej uczelni morskiej kpt. ż. w. prof. dr Aleksander Hubert Walczak, który znalazł licznych zwolenników do szybkiej nowelizacji wspomnianej uchwały RGSW. Formalnie wniosek taki w dniu 24 lutego 1997 r. złożył prof. dr hab. inż. Piotr Przybyłowski, rektor WSM w Gdyni. Wniosek w trybie pilnym został poddany konsultacjom i w ich rezultacie mógł być pozytywnie rozpatrzony przez Radę Główną Szkolnictwa Wyższego. W dniu 19 czerwca 1997 r. RGSW znowelizowała uchwałę z 28 listopada 1991 r. w najdogodniejszy dla siebie sposób poprzez uchwalenie nowej, tylko dla polskich uczelni morskich. Jest to „Uchwała Nr 83/97 Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego w sprawie minimum kadrowego na kierunku studiów „nawigacja” oraz „mechanika i budowa maszyn”, prowadzonych przez wyższe szkoły morskie41. Kończyła ona główne zmagania w latach 1990– 1997 o ratowanie profilu zawodowego Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni i Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie. Uchwała nr 83/97 RGSW otworzyła drogę do promowania na stanowisko profesora nadzwyczajnego w uczelniach morskich osoby, które nie posiadały habilitacji ale tylko stopień doktora nauk oraz najwyższe kwalifikacje morskie tj. kapitana żeglugi wielkiej lub starszego oficera mechanika okrętowego. Takie rozwiązanie pozwoliło na utrzymanie zatrudnienia kadry posiadającej najwyższe kwalifikacje morskie, niezbędne do kształcenia przyszłych oficerów floty morskiej. Pozwoliło to w stosunkowo krótkim czasie wyłonić grono profesorskie składające się z osób, które legitymowały się najwyższym stopniem naukowy lub najwyższymi kwalifikacjami zawodowymi. Ważne to było dla organizacji całego procesu kształcenia na wydziałach nawigacyjnych i wydziałach mechanicznych. Każda z uczelni morskich zabiegała o to, aby posiadać kadrę o najwyższym cenzusie naukowym, żeby móc ubiegać się o otrzymanie na wydziale uprawnień do doktoryzowania, przynajmniej w jednej dyscyplinie nauki. Realizacja tego zamierzenia, które określało akademicki status uczelni morskich, wymagała prowadzenia przemyślanej polityki kadrowej i należnej dbałości o nowoczesną organizację i utrzymanie morskiego profilu zawodowego Uczelni na podejmowanych kierunkach kształcenia. Abstract Amendments to the Higher Education Act of 12th September, 1990 In defence of Polish nautical colleges (1990–1997) Amendments to the 1990 Higher Education Act were an essential prerequisite for maintain ing a high professional standard of the nautical colleges in Poland. They saved the maritime academies of Szczecin and Gdynia from the process of downgrading and, in the long run, from closure. Those amendments also improved the hitherto faulty national legislation on this issue which, after all, had to respect provisions of international law. The new stipulations brought back the control over education and training of seafarers to the marine department of central government. The projects to reorganize and modernize Polish nautical colleges were prepared in the ministerial and university committees. As a result of those changes, nautical academies were granted a right to employ shipmasters and fleet officers as their associate professors. The amendments also introduced a number of other changes whose overriding aim was to improve functioning of nautical colleges in Poland. Those legal modifications were included in the Ordinance of the Cabinet of 13th August, 1996 and in the Resolution 83 of the Main Council for Higher Education of 19th June, 1997. Zob., Uchwała nr 83/97 Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego z dnia 19 czerwca 1997 r [w:] Sprawozdanie z rocznej działalności Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni za okres 01.01.1997–31.12.1997. Gdynia, kwiecień 1998, s. 8–9. 41 Nautologia 2011, nr 148 29 Jordan Siemianowski Rozwój norweskiej floty handlowej w latach 1905–1939 Wybór norweskiej floty handlowej jako tematu poniższego artykułu przede wszystkim został podyktowany dwoma warunkami, a mianowicie szczególnym miejscem jakie zajmuje niniejszy fracht morski w gospodarce światowej oraz historii, a także dość skromnym potraktowaniem tejże żeglugi w polskiej literaturze. I tak pośród polskich naukowców ów problem poruszył jedynie Edward Kątowski w zasadzie spoglądając nań w swoich dwóch, niemalże identycznych pracach przez szkiełko ekonomisty1. Wagę norweskiej floty handlowej podkreśla choćby stosunek liczby mieszkańców tego niewielkiego kraju do wielkości frachtu morskiego. Przykładowo liczący w okresie międzywojnia niespełna 3 miliony ludności naród norweski posiadał szóstą, a następnie czwartą co do wielkości flotę handlową na świecie. Wartość norweskiej floty handlowej nie polegała i nadal nie polega li tylko na jej wielkości i nowoczesności. Wykształceni w stojących na wysokim poziomie morskich szkołach2 marynarze znani byli ze swych umiejętności poza granicami swego kraju3. Również Øivind Lorentzen, dyrektor Nortraship – największej organizacji żeglugowej podczas pierwszej wojny światowej, sukces norweskiej floty handlowej upatrywał w wysokich umiejętnościach norweskich marynarzy4. Niewątpliwie wielki, jeśli nie największy wpływ na świetność norweskiej floty handlowej5 wywarło specyficzne położenie Norwegii. Oblany morzem z trzech stron kraj okala licząca 21 189 kilometrów linia brzegowa6. Wysokie góry i wąskie doliny nigdy nie sprzyjały wewnętrznemu transportowi. Nadto brak u zamieszkałych brzegów dostrzegalnych przypływów morskich, jak i powiązany z tym brak konieczności budowy doków, sprzyjał zakładaniu portów z głęboką wodą. Sznur wysp szerowych przyczynił się natomiast do rozwoju żeglugi kabotażowej7. W dodatku więcej niż 50% norweskiej populacji żyło i żyje nadal na wybrzeżu, bądź też na małych przybrzeżnych wyspach. Ludność ta od zawsze uzależniona była od morza8. Norweska flota handlowa przed 1905 r. Początki owej po dziś dzień trwającej świetności norweskiej floty handlowej wrastają swymi korzeniami w zalążki norweskiego państwa, czyli w odległe czasy Wikingów 9. Począwszy od XIV wieku całą gospodarkę Norwegii, w tym jej flotę handlową wyzyskiwała Hanza, potem zaś nasiliły się wpływy miast holenderskich. Wraz z końcem tejże dominacji norweska flota handlowa ponownie przeżywała swój bujny rozkwit. Udział w tym miała sprzyjająca koniunktura na rynku drewna oraz zastosowanie traktów wodnych, które zwiększyły możliwości transportu tegoż surowca10. W 1523 r. z zawartej w 1397 r. unii kalmarskiej wyłamała się Szwecja. Pozostała w niej Norwegia, choć zachowała swą autonomię, swoje interesy musiała podporządkować teraz Danii. Nie oznaczało to jeszcze wstrzymania rozwoju norweskiej floty handlowej. Z kolei wprowadzone przez Olivera Cromwella w 1651 r. Akty Nawigacyjne11 stworzyły dla Norwegii jeszcze bardziej korzystne warunki i bodźce do dalszego jej rozwoju. Owe możliwości wynikały z postanowień, które dopuszczały do przewozu towarów statkami eksportera12. W latach 1800–1807 miał miejsce szczególnie dynamiczny rozwój norweskiej floty handlowej. Wówczas to morski fracht Norwegów osiągnął 150 000 BRT. Natomiast w 1807 r., w obawie przed dostaniem się duńsko-norweskiej floty w ręce Napoleona, Wielka Brytania dokonała morskiego ataku na Kopenhagę. Zdobyła tym samym skoncentrowaną w niniejszym porcie flotę wojenną oraz handlową. Wydarzenia jakie nastąpiły w późniejszym czasie doprowadziły do zawarcia traktatu przyjaźni pomiędzy Danią i Francją, a następnie wypowiedzenia przez Wielką Brytanię duńsko-norweskiemu królestwu wojny. W wyniku zadanych przez Anglię strat rozwój norweskiej floty handlowej uległ na kilka lat zahamowaniu. Anglicy szybko zaczęli jednak udzielać norweskim armatorom zezwoleń na transport tych towarów, których brak E. Kątowski, Norweska żegluga morska, Gdańsk 1975; Kątowski E., Norweska żegluga morska. Studium rozwoju, struktury i gospodarczego znaczenia, Sopot 1969. 2 Patrz szerzej: P. Selvig, Skipsfartsdepartamentets bemerkninger til innstillingen om sjømannsutdannelsen, Norwegian Shipping News 1955, nr 6, 1955, s. 271–276. 3 Przyczyn w tym należy doszukiwać się w powiązanych z Ameryką norweskich liniach jak i dużej aktywności norweskiej floty handlowej w rejonie Kanału Panamskiego. (Patrz szerzej: P. Selvig, Norge på tredjeplass i trafikken gjennom Panama-kanalen, Norwegian Shipping News 1955, nr 6, s. 925, 927). Także, jeśli chodzi o bardziej interesującą Nas tu Wielką Brytanię, dość wymienić działalność Bałtyckiej oraz Międzynarodowej Konferencji Morskiej (The Baltic and International Maritime Conference (patrz szerzej: H. Steuch, The Baltic and International Maritime Conference, Norwegian Shipping News 1955, nr 10, s. 476–478; P. Selviga, Det nordiska och internationella sjøfarts – samarbetet, Norwegian Shipping News 1957, nr 19, s. 1130–1133)), czy też norweskiej floty kabotażowej, która stała sie wzorem dla niejednego kraju (patrz szerzej: P. Selvig, Norway’s Coastal Fleet – „An Example to the World”, Norwegian Shipping News 1957, nr 15, s. 898–900). 4 Ø. Lorentzen, Norway, Norwegian Shipping and the War, America in a World War 1942, nr 25, s. 15. 5 Odnotujmy fakt, iż pomimo wielkości i nowoczesności norweskiej floty handlowej, przemysł stoczniowy tegoż kraju był zawsze niewspółmiernie skromny (patrz szerzej: Ø. Lorentzen, op. cit., s. 9–13). Jednakże możemy odnotować tu takie przedsiębiorstwa jak Kristiansands Mekaniske Verksted A. S. (patrz szerzej: P. Selvig, Kristiansands Mekaniske Verksted A. S., Norwegian Shipping News 1959, nr 21, s. 1281–1285), A/S Akers mekaniske Verksted (Patrz szerzej: P. Selvig, 25 år som leder av Akers mekaniske verksted, Norwegian Shipping News 1957, nr 19, s. 1124), czy A/S Bergens Mekaniske Verksted, ale upadek tego typu zakładów nastąpił w latach dwudziestych XX w. (Patrz szerzej: H. W. Nordvik, O. H. Grytten, The Labour Market, unemployment and Economic Growth in Norway, 1920–1929, Scandinavian Econmic History Review 1994, nr 42, z. 2, s. 128–129; P. Selvig, Utviklingen av vår skipsbyggningsindustri, Norwegian Shipping News 1957, nr 14, s. 847–850). 6 Jest to długość pełnej linii brzegowej Norwegii uwzględniającej brzegi zatok i fiordów. 7 A.C. O’Dell, Kraje skandynawskie, Warszawa 1961, s. 527, 531. 8 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 3. 9 Patrz szerzej: E. Roesdahl, Historia wikingów, Gdańsk 2001, s. 74–85; P. G. Foote, D. M. Wilson, Wikingowie, Warszawa 1975, s. 229–250; K. Petersen, The Saga of Norwegian Shipping. An Outline of the History, Growth and Development of a Modern Merchant Marine, Oslo 1955, Oslo 1955, s. 10–14; T. Ocioszyński, tamże, s. 72–77; F. Mowat, Wyprawy wikingów, Warszawa 1972, s. 86–93; E. Kątowski, Norweska żegluga morska, Gdańsk 1975…, s. 14. 10 K. Petersen, The Saga…, s. 14–19; E. Kątowski, Norweska…, s. 16. 11 A.C. O’Dell, op. cit., s. 531. 12 K. Petersen, The Saga…, s. 22; E. Kątowski, Norweska…, s. 17–18. 1 30 Nautologia 2011, nr 148 sami odczuwali (przede wszystkim wymienić należy tu drewno). W ten sposób już w 1815 r. stan norweskiej floty handlowej ponownie osiągnął poziom 150 000 BRT, a niniejszy okres nazywany jest „złotym”13. W 1814 r. Norwegia proklamowała swą niepodległość. Jak twierdzi Wilhelm Keilhau idee wolnościowe, które znalazły swój wyraz w konstytucji stanowiły najistotniejszy „towar” jaki „dostarczyła” wówczas norweska flota handlowa14. Niestety jeszcze w tym samym roku realizująca postanowienia traktatu kilońskiego Wielka Brytania przyczyniła się do zawarcia szwedzko-norweskiej unii personalnej. W ten sposób Norwegia została podporządkowana Szwecji na ponad 90 lat – do roku 190515. Stagnacja jaka dotknęła natenczas norweską flotę handlową trwała do 1825 r. Wszak, po tymże roku dostęp do brytyjskich oraz pozostałych kolonii był nadal ograniczony, ale dzięki podpisaniu przez Norwegię z zainteresowanymi państwami dwustronnych, a uwzględniających klauzulę wzajemności w traktowaniu statków handlowych umów, zasięg norweskiego frachtu morskiego znacznie się zwiększył16. W 1849 r.17 Anglia zniosła Akty Nawigacyjne. Nieco później zaś w ślad za nią poszły inne państwa, które również zniosły ustawy dyskryminujące bandery obcych państw. Niniejszym, we frachcie morskim nastąpiła liberalizacja stosunków międzynarodowych, która była wodą na młyn rozwoju norweskiej floty handlowej. Jej wysoka sprawność i stosunkowo niski poziom kosztów eksploatacji, dawał przewagę w konkurencyjnej walce18. W 1850 r. zamieszkała przez mniej niż milion mieszkańców Norwegia posiadała już szóstą co do wielkości flotę handlową na świecie. Ten jakże szybki progres silnie wiązał się z nowymi trendami w światowej gospodarce, tj. rewolucją przemysłową i wspomnianą wyżej liberalną polityką handlową19. Również w niniejszym roku, reagujący na założenie obsługiwanej statkami parowymi angielskiej linii żeglugowej, bergeńscy armatorzy zorganizowali jedno z pierwszych towarzystw żeglugi parowej. Det Bergenske Dampsskibselskap, bo tak brzmiała nazwa tejże spółki, utworzyła połączenie z Hamburgiem. W kolejnych la- tach powstały następne spółki akcyjne żeglugi parowej. Nie przyczyniło się to jednak do wyparcia norweskiej floty żaglowców20, która w 1880 r. stanowiła jeszcze 11% światowego tonażu tego typu statków21. Warto nadmienić, iż przedsiębiorstwa armatorskie Norwegii nigdy nie odegrały takiej roli jak to miało miejsce w innych państwach morskich22. Przykładowo według przeglądu z 1929 r. ze 115 tego typu zakładów na świecie, które dysponowały tonażem większym niż 100 000 BRT Norwegia posiadała tylko dwa. Nadto w tymże roku znajdowało się w Norwegii 840 przedsiębiorstw armatorskich, podczas gdy na świecie funkcjonowało wówczas 10 291 takich firm23. Duży udział w rozwoju norweskich spółek armatorskich odegrały prowadzące hipoteki okrętowe banki. Wymienić tu należy: Norsk Skibs Hypotekbank A/S (Oslo, 1906), Norges Skibshypotek A/S (Fana, 1927), Norges Skibshypotekforening (Oslo, 1939), Redernes Skibskreditforening (Kristiansand, 1939)24. W 1890 r. udział norweskiej floty parowców w świecie wynosił jedynie 1,87%25, zaś 14,29% nadal należało do żaglowców. Ogromną przeszkodę ku unowocześnieniu norweskiej floty handlowej stanowił brak nowoczesnego przemysłu stoczniowego26. Naturalnie wybudowane w owym okresie statki otrzymywały nowoczesne wyposażenie, ale norwescy armatorzy stale ufali starym, nabytym poza granicami kraju jednostkom. Natomiast przestarzały norweski przemysł stoczniowy, mimo szczególnej aktywności w latach siedemdziesiątych XIX w., nie był zdolny do uzyskania nowych kontraktów. Wiązało się to z tym, iż żaglowce w żaden sposób nie były zdolne do konkurowania z parowcami, a zwłaszcza z nowymi stalowymi statkami. Norwescy armatorzy ochoczo nabywali nowe i tanie żaglowce. Tego typu statki, już nieco starsze, kupowano również od ulegającej wówczas diametralnym przeobrażeniom floty brytyjskiej27. Z uwagi na dynamiczny rozwój i światowy zasięg działań norweskiej floty handlowej kwestia zagranicznego przedstawicielstwa żeglugowych interesów odgrywała pośród norweskich armatorów niepoślednią rolę. Niestety mocą obowiązującej unii zagraniczne interesy Norwegii miały być reprezentowane tylko i wyłącznie przez K. Petersen, The Saga…, s. 26–27; E. Kątowski, Norweska…, s. 18–19. E. Kątowski, Norweska…, s. 19. 15 Ibidem. 16 Ibidem, s. 20. 17 W 15 numerze Norwegian Shipping News za rok 1959 spotkamy datę „1850 r.”. Zob. P. Selvig, Skipfartens økonomiske betydnig for Norge, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 237. 18 Patrz szerzej: K. Petersen, The Saga…, s. 32–48. 19 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 5. 20 Patrz szerzej: P. Selvig, Skip og sjøfolk i seileskutetiden, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 892. 21 E. Kątowski, Norweska…, s. 21– 22. 22 Do najważniejszych spółek, czy też organizacji armatorskich powiązanych z Norwegią należą: Wlhelm Wilhelmsen Linje (Patrz szerzej: A. Eltvedt, Wilhelm Wilhelmsen 1861–1961. Histoire de l’armement norvegién Wilhelmsen, Marine Marchand 1962, s. 197–210); The Norwegian Shipowners’ Association (Patrz szerzej: P. Selvig, Norwegian Shipowners’ Association, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 5; P. Selvig, From Christian Michelsen to Kåre Willoch, Norwegian Shipping News 1984, nr 12, s. 42; P. Selvig, The Organisation and Activity of the Norwegian Shipowners’ Association. An Interview with Managing Director H. J. Darre Hirsch, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 6–21); Den Norske Syd-Amerika Linje (Patrz szerzej: P. Selvig, Den Norske Syd-Amerika Linje 50 år, Norwegian Shipping News 1963, nr 22, s. 1125–1226); Fredrik Olsen & Co. (Patrz szerzej: P. Selvig, History of a Well – known Norwegian Shipping Company, Norwegian Shipping News 1963, nr 23, s. 1179–1180; P. Selvig, Et stort navn i Norsk skipsfart. 100 år siden Fred. Olsen ble fedt, Norwegian Shipping News 1957, nr 18, s. 1090–1091); Nordisk Skibsrederiforening (Patrz szerzej: P. Selvig, Nordisk Skibsrederiforening 1889–1964, Norwegian Shipping News 1964, nr 10, s. 457); Oslo Rederforening (Patrz szerzej: P. Selvig, Oslo Rederforening 50 år, Norwegian Shipping News 1955, nr 5, s. 209; Ø. Selvig, Oslo Shipowners’ Association 75th year, Norwegian Shipping News 1980, nr 2, s. 18); Det Stavangerske Dampsibselskab (Patrz szerzej: P. Selvig, D. S. D. ’s 100 års jubileum, Norwegian Shipping News, nr 4, s. 168); Norwegian America Line (Patrz szerzej: E. Vea, J. Schreiner, J. Seland, The History of Norwegian America Line, Norwegian Shipping News 1955, nr 14, 1955, s. 752–754; P. Selvig, The History of Norwegian America Line, Norwegian Shipping News 1960, nr 16, s. 898–901); Norske Fraktefartøyers Landsforening (Patrz szerzej: P. Selvig, Fraktefartøyenes Rederiforening 20 år, Norwegian Shipping News 1955, nr 10, s. 504). 23 S. A. Svendsen, Transport morski i ekonomika żeglugi, Gdynia 1962, s. 92. 24 Ibidem, s. 228. 25 O rozwoju norweskich statków parowych więcej informacji zaczerpnie Czytelnik m. in. w takich pozycjach jak: B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, Norsk sjøfart i det 20. århundre, [w:] Norsk sjøfart, t. 2, pod red. B. Berggreen, A. E. Christensen, B. Kolltveit, Oslo 1989, s. 140–147. 26 Pewną przeszkodę w pozbyciu się żaglowców przez norweskich armatorów stanowiły wysokie umiejętności pokładowych oficerów jak i samych załóg, z których usług trudno było zrezygnować. Nadto swą rolę odegrały tu niewielkie żeglugowe firmy. Małe i tym samym posiadające skromny kapitał, nie były zdolne natenczas do większych inwestycji. Zob. Ø. Lorentzen, tamże, s. 5–6. 27 K. Petersen, Norsk skipsfart gjennom de siste 50 år, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 33–34. 13 14 Nautologia 2011, nr 148 31 szwedzkie placówki dyplomatyczne. W końcu, pod naciskiem norweskich kół żeglugowych, zezwolono na tworzenie w zagranicznych portach wspólnych instytucji konsularnych. Norwegowie nie mogli być w pełni usatysfakcjonowani skoro nadal przeważali w nich urzędnicy szwedzcy. Niniejszym w 1891 r. powstał w Norwegii specjalny komitet, który opracował memorandum w sprawie mianowania norweskich konsulów morskich. Póki co trwające wiele lat działania tegoż komitetu nie doprowadziły do pomyślnego finału28. Walka o prawo samodzielności służby dyplomatycznej29 oraz tak silnie powiązane zeń społeczno-gospodarcze przemiany wywołały polityczny kryzys. Jego punkt kulminacyjny stanowiło proklamowanie przez Norwegię niepodległości w dniu 17 maja 1905 r.30 Lata 1905–1914 Po odzyskaniu niepodległości w 1905 r. najżywotniejsze interesy Norwegii nadal ściśle wiązały się z żeglugą morską. Panoramiczne spojrzenie na ówczesny morski fracht Norwegów do 1939 r. pozwala wyodrębnić trzy zasadnicze podokresy: I – lata 1905–1914 II – lata 1914–1920 III – lata 1920–1939. Pierwszy z przytoczonych tu przedziałów czasowych charakteryzuje się znacznym wzrostem tonażu norweskiej floty handlowej (ów rozwój należy do jednych z najbardziej znamiennych w historii norweskiego tonażu31). Z 1,7 mln BRT w 1905 r. podniósł się on do ponad 2,5 mln BRT w roku 191432, ale przy nadal znacznym udziale żaglowców. Aż 947 z nich posiadało 609 975 BRT33. (Przykładowo w tym samym czasie tonaż norweskich parowców wynosił 1 400 000 BRT)34. Połowę z tychże jednostek stanowiły niewielkie statki przeznaczone do żeglugi kabotażowej i handlu z najbliżej położonymi krajami35. Natomiast większa część norweskiego frachtu morskiego zaangażowana była w handel pomiędzy zagranicznymi jak i norweskimi portami36. Kręgosłup norweskiej floty handlowej nadal stanowiły jednostki wybudowane w dziewiętnastym stuleciu. 11% żaglowców było zbudowanych z drewna, większość z nich przed połową lat osiemdziesiątych XIX w. Pozostałe 89% posiadało konstrukcję metalową i stalową. Ich lata wahały się odpowiednio w granicach od 25 do 40 lat, a także od 20 do 25 lat. Tylko znikoma ilość z niniejszego tonażu została wybudowana na zamówienie norweskich stoczni bowiem większość zakupiono w Wielkiej Brytanii. Wykorzystanie norweskiej floty handlowej przez takie potęgi kolonialne jak właś- nie Wielka Brytania, Francja oraz Holandia przez pewien czas powodowało jedynie powolne unowocześnianie frachtu norweskiego i stopniowe, sukcesywne wymienianie jego statków z żaglowców na jednostki parowe37. Mimo wszystko istniało zapotrzebowanie, acz skromniejsze, na fracht żaglowców, który wykorzystywano z pełnym powodzeniem w norweskiej żegludze kabotażowej, w transporcie bałtyckim, a także na tak dalekich dystansach, jak tych prowadzących z północnej Europy oraz zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej do Australii i Chile. Z kolei parowce powoli przejmował handel morski na akwenie Morza Północnego, Śródziemnego, Oceanie Atlantyckim oraz wodach na Dalekiego Wschodu, które był otwarte dzięki Kanałowi Sueskiemu, tak samo jak amerykańska część Pacyfiku dzięki Kanałowi Panamskiemu. Podczas gdy norweska flota żaglowców powoli stawała się największą na świecie, norweski udział w tonażu światowym oraz w transporcie towarowym ulegał relatywnemu pomniejszeniu w stosunku do globalnego frachtu morskiego38. Warto także odnotować doniosłe wydarzenie jakie przyniósł rok 1909. Wówczas to powstał Norweski Związek Armatorów (Norges Rederforbund39 – NRF), centralny organ norweskich interesów żeglugowych, który także i dziś posiada znaczący wpływ na politykę żeglugową Norwegii40. Właśnie na pierwszym spotkaniu Norweskiego Związku Armatorów latem 1913 r. poruszono problem zastoju w rozwoju norweskiego frachtu morskiego, który miano wstrzymać m.in. poprzez zwiększenie kontroli nad zagranicznym importem do kristiańskiego portu. Zwrócono również uwagę na sprzedaż dla norweskich armatorów starych, wysłużonych statków z takich państw jak Anglia, czy Niemcy41. W owym czasie Kristiania oraz Bergen skupiały 51% procent norweskiego tonażu parowców, z kolei 36% żaglowców pływało dla Tvedestrand oraz Kristianii, największego wówczas portu statków żaglowych na świecie. Nawiązując do jednostek parowych w norweskim tonażu ich największe skupisko znajdowało w Bergen42. Ogólny wzrost kristiańskiej żeglugi zawdzięczano nie jedynie prosperowaniu spółek armatorskich zwiększających swój tonaż oraz nowo założonym przedsiębiorstwom, ale także działalności armatorów pochodzących z niewielkich miejscowości, którzy co rusz przenosili swoje firmy do norweskiej stolicy. Oprócz rozwoju stołecznej floty handlowej rozkwit przechodziła również aktywność maklerska, zwiększająca swój udział w biznesie żeglugowym dzięki zastosowaniu radiokomunikacji i telegrafu43. E. Kątowski, Norweska…, s. 22. J. Małłek, Droga do niepodległości i „pokojowa rewolucja” Norwegii w 1905 r., [w:] Polska – Norwegia 1905–2005, pod red. J. Szymańskiego, Gdańsk 2006, s. 39. 30 E. Kątowski, Norweska…, s. 22. Sama data odzyskania niepodległości przez Norwegię budzi wszelkie spory. I tak bierze się tu pod uwagę dwie daty: 7 czerwca 1905 r. (postanowienie o zerwaniu unii) i 26 października tegoż samego roku, kiedy to król szwedzki Oskar II zrzekł się norweskiego tronu. Zob. R. Hemstad, Den svensk-norske unionen, det skandinaviske samarbaidet og unionsoppløsningen i 1905, [w:] Norwegia–Polska. Przeszłość i teraźniejszość, Toruń 2006, s. 43. 31 F. Hodne, An Economic History of Norway 1815–1970, Bergen 1975, s. 419. 32 Zestawieniem wszystkich statków handlowych krajów północy, a więc Norwegii, Szwecji, Danii, Finlandii i Islandii, zajmuje się norweska organizacja Det Norske Veritas. Patrz szerzej: A. S. Svendsen, op. cit., s. 38–39; P. Selvig, Det Norske Veritas, 1864–1964, Norwegian Shippig News 1964, nr 17 D, 1964, s. 3–4; P. Selvig, Det Norske Veritas’ organisasjon og daglige virksomhet, Norwegian Shipping News, nr 17 D, s. 5–16; P. Selvig, Det Norske Veritas og utlandet, Norwegian Shipping News 1957, nr 14, s. 850–851. 33 E. Kątowski, Norweska…, s. 23. 34 K. Berg, Skipstyper og skip gjennom femti år, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 306. 35 K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 41. 36 K. Petersen, The Saga…, s. 57. 37 B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, op.cit., s. 131. 38 Ibidem, s. 133. 39 Eugeniusz Kątowski błędnie podaje nazwę Norges Rederiforbund (Zob. E. Kątowski, Zeszyty Naukowe, s. 50. Dalej: Zeszyty Naukowe...). W rzeczywistości nazwa Norges Rederiforbund zastąpiła nazwę Norges Rederforbund w 1984 r. 40 E. Kątowski, Norweska…, s. 23–24. 41 Ibidem, s. 133. 42 Ibidem, s. 134. 43 Ibidem, s. 135. 28 29 32 Nautologia 2011, nr 148 Tabela 1. Światowa flota handlowa (statki o pojemności powyżej 100 BRT) według bander w czerwcu 1914 r. Bandery Ogółem Wielka Brytania Stany Zjednoczone Argentyna Belgia Dania Finlandia Francja Niemcy Grecja Włochy Japonia Holandia Norwegia Hiszpania Szwecja Inne kraje Liczba statków 30 836 11 328 3 174 313 182 822 – 1 576 2 388 485 1 160 1 103 806 2 191 647 1 466 1 866 Pojemność w BRT 49 089 552 21 045 049 5 368 194 221 681 352 124 820 181 – 2 319 438 5 459 296 836 868 1 668 296 1 708 386 1 496 455 2 504 722 898 823 1 118 086 2 124 717 Udział % w światowej żegludze handlowej 100 42,87 10,93 0,45 0,72 1,67 – 4,72 11,12 1,71 3,40 3,48 3,05 5,10 1,83 4,33 4,33 Źródło: S. Ładyka, Brytyjska żegluga morska, Gdynia 1963, s. 1. Dwucylindrowe silniki parowe, których używano od 1860 r. stworzyły dogodne warunki dla frachtowców służących w żegludze liniowej. Z kolei lata 1881–1900 oznaczały swego rodzaju przełom dla norweskich statków parowych pływających jako trampy, który został wywołany przez eksport śledzi, w czym prym wiódł naonczas port w Bergen. W krótkim czasie dość częste zakupy szwedzkich parowców stały się przyczynkiem do wybudowania własnej stoczni w Bergen. Najczęstsze trasy bergeńskich statków parowych prowadziły do Morza Śródziemnego, Czarnego, Petersburga, Wielkiej Brytanii, Belgii, Północnej Ameryki oraz północnej Afryki i Indii44. W poprzedzających pierwszą wojnę światową latach norwescy armatorzy zaczęli nabywać statki o napędzie Diesla. Póki co rezultaty były skromne, bowiem jedynie 271 z nich o łącznym tonażu 15 394 BRT posiadało taki silnik45. Warto odnotować, że w niniejszym okresie pomiędzy Norwegią a Europą, kontynentami amerykańskimi, Afryką i Australią założone zostały regularne linie46. Okres pierwszej wojny światowej Lata 1914–1918 stanowią zupełnie odmienny od pozostałych rozdział dziejów norweskiej floty handlowej. Polityka belligerentów unaoczniła wówczas Norwegom nie tylko znaczenie ich morskiego frachtu, ale także strategicznego położenia ich kraju. Newralgiczne usytuowanie Norwegii wynikało z jej bliskości zarówno do Wielkiej Brytanii, jak i Niemiec. Nadto długa linia brzegowa łączyła Norwegię z całym światem, a więc także ze sprzymierzeńcami walczących stron. Nic więc dziwnego, że zachodni brzeg Skandynawii przykuwał wówczas tak dużą uwagę. Sam wybuch pierwszej wojny światowej zastał Norwegię zupełnie nieprzygotowaną do nowo powstałej sytuacji. W okresie przedwojennym nie stworzono żadnych rezerw żywności i strate- Tabela 2. Struktura norweskiej floty handlowej według wieku w roku 1914. Lata budowy Liczba statków Przed 1876 1876 – 1878 1879 – 1881 1882 – 1884 1885 – 1887 1888 – 1890 1891 – 1893 1894 – 1896 1897 – 1899 1900 – 1902 1903 – 1905 1906 – 1908 1909 – 1911 1912 – 1914 1984 – 1914 21 11 24 92 13 52 43 43 77 116 136 167 97 135 1 027 Tonaż nośności w tys. ton 21 13 39 145 30 99 84 115 206 227 358 482 320 476 2 615 Źródło: E. Kątowski, Norweska żegluga morska. Studium rozwoju, struktury i gospodarczego znaczenia, Zeszyty Naukowe Wyższej Szkoły Naukowej w Sopocie, nr 22, Sopot, s. 51. gicznych surowców. Nadto armia i marynarka wojenna nie dość, że niewielkie, były słabo wyposażone. Wszystko to daje jasno do zrozumienia, iż Norwegia nie mogła przystąpić do wojny jako silne państwo. Nadmienione czynniki sprawiły, że norweski rząd już w dniu wybuchu konfliktu ogłosił neutralność47. Jeśli mowa o polityce żeglugowej, norweskie władze pragnęły podtrzymać komunikację z resztą świata, tak by nadal dostarczano na dotychczasowym poziomie żywność oraz surowce, od których norweska gospodarka była uzależniona. Aby zrównoważyć import z eksportem norweska flota handlowa zaangażowała się w transport międzynarodowy48. W dniu wybuchu pierwszej wojny światowej większość norweskich statków kursowała na morzach. Dla prywatnych armatorskich spółek powstał wówczas poważny problem wojennych ubezpieczeń, z których ni jak można było się naonczas wywiązać. Dlatego też do najistotniejszych zadań norweskiego rządu należało udzielenie pomocy w zorganizowaniu systemu niniejszych gwarancji. W ten sposób już 11 sierpnia 1914 r. został utworzony Rządowy Komitet (Governmental Committee), natomiast dziesięć dni później Storting (parlament norweski) uchwalił Ustawę dotyczącą ubezpieczenia norweskich statków przeciw niebezpieczeństwu wojny (An Act regarding the Insurance of Norwegian Vessels against the Perils of War). Mocą tegoż dokumentu wszystkie zarejestrowane statki zostały ubezpieczone od związanych z działaniami wojennymi zatopień, szkód, zatrzymań oraz zarekwirowań przez walczące strony. Niniejsze ubezpieczenie miało charakter dwustronny i obowiązkowy. Natomiast początkowe wydatki pokryć miano poprzez samowystarczalny przemysł żeglugowy. Niniejszym norweski rząd nie poniósł żadnych kosztów49. Ważne postanowienie tegoż ubezpieczenia stanowiło pominięcie przy wypłatach wartości ładunku statku. Była to istotna kwestia zmuszająca do założenia specjalnego ciała, które zajęłoby się Ibidem, s. 140–143. K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 41. 46 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 9. 47 Znamienne, że już w trzy dni po wybuchu pierwszej wojny światowej zatopiony został pierwszy norweski statek handlowy. 48 K. Petersen, The Saga…, s. 56. 49 Ibidem, s. 57; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 41. 44 45 Nautologia 2011, nr 148 33 pokryciem strat przewożonego towaru. W dniu 8 września 1914 r. założono spółkę od ubezpieczenia wojennego A/S Varekrig. Instytucja ta zaopiekowała się ubezpieczeniem importowanych bądź eksportowanych z Norwegii ładunków. Jedynie 20% wojennego ryzyka było pokrywanych przez niniejszą organizację, 40% przez norweski rząd, pozostałe 40% przez inne norweskie spółki. Po rozwiązaniu problemów ubezpieczenia ładunków norweskie statki ponownie wyruszyły w rejsy50. Posiadająca już czwartą co do wielkości flotę handlową na świecie Norwegia51, podczas pierwszej wojny światowej bardzo silnie związała się z Wielką Brytanią52. Przyczyn w takiej postawie należy doszukiwać się w tym, iż niniejsze państwo wciąż uzależnione było od węglowych dostaw z Anglii. Jako rekompensaty Brytyjczycy żądali norweskich statków, które wpływałyby nie tylko do ich kraju, ale także do Francji i Hiszpanii53. Podkreślmy, iż Anglia stanowiła natenczas jedyne państwo zdolne do zduszenia handlu zagranicznego, a także morskiego Norwegii. Nadto Londyn bez większych problemów mógł zablokować dostęp do zachodniego wybrzeża Skandynawii54. W latach 1915 i 1916 stało się jasne, iż Niemcy nie zamierzają respektować ani neutralnego prawa żeglugi, ani neutralnego prawa międzynarodowego. Statki opuszczające brytyjskie bądź inne alianckie porty mogły spodziewać się zatopień bez ostrzeżenia. Niestety bywało i tak, iż pośród nich znajdowały się jednostki handlowe nie przewożące kontrabandy. Jedynie należące do Wielkiej Brytanii uzbrojone w pokładowe działka statki mogły zmusić U-boota do zanurzenia, po czym w miarę szybko mu uciec. Neutralne jednostki handlowe nie miały takiej możliwości. Dlatego też w Norwegii powszechnie uważano, że norweskie statki powinny być uzbrojone. Cała beznadziejność sytuacji polegała na tym, iż takie posunięcie oznaczałoby nic innego jak tylko zerwanie Norwegii z neutralnością55. Dla utrudnienia eksportu rudy miedzi i produktów rybnych do Niemiec56, Norwegia została zmuszona w 1916 r. do zawarcia umowy z Wielką Brytanią. Mocą niniejszego porozumienia 85% eksportu rybnego Norwegii trafiać miało do Anglii57. Po zawarciu tegoż traktatu diametralnie wzrosło zagrożenie ze strony niemieckiej marynarki wojennej. Berlinowi w niczym nie przeszkadzał fakt, iż Oslo w żaden sposób nie naruszyło swego statusu neutralności. Jak tłumaczyła niemiecka strona, nawet pomimo oznakowania norweskich statków58 trudno było rozpoznać banderę norweską59. Podczas wojny norweskie władze państwowe starały się tak dostosowywać prawo, by przy zachowaniu statusu neutralności państwowa gospodarka mogła współgrać z wojennymi warunkami. Każde naruszenie międzynarodowego prawa spotykało się z odezwą belligerentów. Protesty te docierały dyplomatycznymi kanałami, nierzadko też podejmowano zapobiegawcze kroki60. Jedno z takich działań walczących stron o mały włos nie wciągnęło Norwegii w wojnę. Otóż we wrześniu 1916 r. kursujące pomiędzy Archangielskiem, Norwegią, Anglią i Francją norweskie statki zostały zatopione na Morzu Arktycznym przez niemieckie łodzie podwodne. Domniemywano, że owe U-booty zaatakowały statki z neutralnych wód Norwegii – zanurzone z łatwością miały uniknąć norweskich patroli. W celu niedopuszczenia do powtórzenia się kolejnej takiej sytuacji norweski rząd poprzez datowany na dzień 13 października 1916 r. rozkaz w radzie zabronił obcym łodziom podwodnym przebywania oraz pływania na norweskich wodach terytorialnych. Postanowienie to wykluczało okoliczności, w których U-boot poszukiwałby portu lub schronienia podczas sztormu. Nadmienione decyzje znacznie pogorszyły norwesko-niemieckie relacje61. Samo zaangażowanie Norwegii we frachcie morskim Wielkiej Brytanii nie osłabło ani po zawarciu w 1916 r. brytyjsko-norweskiego traktatu rybackiego, ani nawet po ogłoszeniu przez Niemcy blokady Wielkiej Brytanii, Francji i części Morza Śródziemnego w styczniu 1917 r.62 (była to niemiecka odpowiedź na zablokowanie przez Brytyjczyków Kanału La Manche, morskich obszarów Hebryd, Wysp Owczych oraz Islandii63). Niniejsza blokada miała na celu zlikwidowanie przewozów państw neutralnych do zagrożonych stref. Jednakże tylko częściowo zdołano to osiągnąć. Wszak wielu armatorów tuż po ogłoszeniu blokady drogą telegraficzną odwołało statki znajdujące się w drodze do zagrożonych portów, ale Brytyjczycy zastosowali tzw. skip for skip politikk (ang. – ship for ship policy). Zgodnie z jej założeniami wszystkie neutralne statki znajdujące się od dnia 1 lutego 1917 r. w portach brytyjskich otrzymały gwarancję zwolnienia z chwilą, gdy inny statek danej bandery zawinąłby do brytyjskiego portu. Z uwagi na to, iż statki norweskie zawijały do portów brytyjskich znacznie częściej niż statki innych bander, Londyn jeszcze w marcu 1917 r. wyłączył Norwegię z zasad tejże polityki64. Poprzez cały okres trwania wojny zarówno alianci, jak i Norwegowie przykładali niezwykłą wagę do utrzymania norweskiej floty handlowej w ciągłym ruchu. W dodatku niniejsze intencje miano realizować w ten sposób, by nie narażać norweskiego frachtu morskiego na zbędne ryzyko. Natomiast ze względu na całkowite opanowanie przez niemieckie łodzie podwodne akwenu Morza Północnego znaczenie wyposażenia norweskich statków handlowych w pokładowe działka nabierało coraz większej wagi. Z konieczności, aby zmniejszyć swoje straty tonażowe, Norwegia zmuszona została do podpisania z Wielką Brytanią umowy, którą zawarto ostatecznie z początkiem 1917 r.65 K. Petersen, The Saga…, s. 57; Idem, Norsk skipsfart…, s. 42. Ø. Lorentzen, op. cit., s. 6. Natomiast powołujący się na Lloyds Register of Shipping. Statistical Tables 1967 Edward Kątowski podaje, iż w momencie wybuchu I wojny światowej norweską flotę handlową wyprzedzały floty Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych i Francji. Zob. E. Kątowski, Norweska…, s. 50. 52 E. Kątowski, Norweska…, s. 24. 53 B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, op. cit., s. 176. 54 O. Riste, Przywódcy moralni czy „pasażerowie na gapę”? Norweska i nordycka polityka niezawierania sojuszów w XX w., [w:] Polska–Norwegia 1905–2005, red. J. Szymański, Gdańsk 2006, s. 51. 55 K. Petersen, The Saga…, s. 58–59. 56 Plany Londynu i tak nie zostały w pełni zrealizowane. Niemcy wysyłali bowiem na południowo-wschodnie wybrzeże Norwegii małe statki swej żeglugi, które wykupywały ryby od norweskich rybaków. Zob. A. Bereza-Jarociński, Zarys historii Norwegii, Warszawa 1991, s. 241. 57 B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, op. cit., s. 176. 58 Niniejsze oznakowanie polegało na umieszczeniu po obu burtach statku napisu NORGE w kole o kolorach norweskiej bandery i oświetleniu go nocą silnymi światłami. Zob. E. Kątowski, Norweska…, s. 54. 59 Ibidem, s 54. 60 K. Petersen, The Saga…, s. 58. 61 Ibidem. 62 E. Kątowski, Norweska…, s. 24. 63 J. G. Bjørglund, B. Kolltveit, op. cit., s. 176. 64 E. Kątowski, Norweska…, s. 24. 65 K. Petersen, The Saga…, s. 59. 50 51 34 Nautologia 2011, nr 148 Mocą tegoż porozumienia norwescy armatorzy przystali na nieangażowanie rodzimego frachtu morskiego w zagranicznym handlu Norwegii. Gros z tychże jednostek formalnie zostało zarekwirowanych przez rząd brytyjski. Ustalono nadto, że pływać na nich miały brytyjskie załogi, w dodatku pod brytyjskimi banderami. Pozostałe statki wynajmowały brytyjskie władze państwowe na zasadzie czarteru czasowego. Ostatni postulat tyczył długości trwania wojny66. Warunki niniejszej umowy przedstawiały się dla norweskich armatorów niezwykle korzystnie. Miało to swą przyczynę w stałych zatrudnieniach norweskich statków w wysoce opłacalnych przewozach (zwłaszcza w czarterach czasowych) przy maksymalnym zmniejszeniu wojennego ryzyka. Od kwietnia 1917 r. wprowadzono zasadę konwojowania statków handlowych do wód terytorialnych Norwegii, toteż straty norweskie zmalały w jeszcze większym stopniu67. Latem 1918 r. Norwegia podpisała drugą umowę tonażową, tym razem z Niemcami. Transport towarów do Niemiec, jeśli już miał miejsce, był przez norweskich armatorów wykonywany z wielką niechęcią68. Relatywnie rzecz ujmując w okresie pierwszej wojny światowej flota handlowa Norwegii poniosła największe straty ze wszystkich światowych flot, bowiem całkowita liczba zatonięć norweskich statków wynosiła aż 49,6%69. (Tak więc Norwegii pozostało około 1 819 000 BRT, przy około 47 000 000 BRT ówczesnej światowej floty handlowej)70. Norweski fracht morski spadł w światowym rankingu z miejsca czwartego na szóste71. Dla porównania tonażowych strat przytoczmy pozostałe morskie frachty. I tak Włochy utraciły 46,6% swego tonażu, Grecja 41,8%, Francja 39,7%, Wielka Brytania zaś 37,6%72. Także straty w ludziach okazały się dla Norwegii dotkliwe. Według oficjalnych danych 1162 osób zginęło w morskich katastrofach, natomiast 943 osoby uznano za zaginione73. Okres międzywojenny Wraz z zakończeniem wojny norwescy armatorzy stanęli przed trudnym zadaniem odbudowy rodzimego frachtu morskiego. Będące jeszcze podczas światowego konfliktu w nienajlepszym stanie statki, teraz tym bardziej nie nadawały się do efektywnej eksploatacji po zakończeniu wojny. Większość z nich wymagała gruntownego remontu, natomiast znaczną część napraw przesunięto na czas późniejszy. Nadto wiele z nowo wybudowanych natenczas standardowych statków nie potrafiło znaleźć zatrudnienia w nowych warunkach. Dodajmy, iż w 1918 r. aż 280 000 ton statków nie nadawało się do służby74. Przez pierwsze osiemnaście miesięcy po zakończeniu światowego konfliktu norweska flota handlowa znajdowała się w peł- nym zatrudnieniu75. Natomiast w kolejnych miesiącach, światowa jak i norweska flota handlowa przeżywały stagnację76. Fakt, flota międzynarodowa w porównaniu z 1913 r. wzrosła o 30%, jednakże wobec obniżenia się poziomu handlu światowego o 20% nie mogła znaleźć zatrudnienia, przez co połowa frachtu morskiego stała bezczynnie w portach. Wartość statków, które w minionych latach armatorzy zlecili wybudować w stoczniach spadła o jedną dziesiątą. Co gorsza ogromne wahania korony norweskiej wpłynęły negatywnie na udzielanie przez banki kredytów dla norweskich armatorów, toteż wielu z nich ogłosiło w niniejszym okresie upadłość77. Natomiast w następnych latach fracht morski Norwegii przeszedł istotną ewolucję. Owe zmiany dotyczyły zarówno typów statków, akwenów operowania, całkowitego tonażu oraz wymagań odeń. Niestety rozwój ten nie objął statków wielorybniczych. Kolejne pogorszenie koniunktury frachtu morskiego należy łączyć z kryzysem jaki rozpoczął się w 1929 r. w stanach Zjednoczonych. W 1932 r. produkcja światowa zmniejszyła się do stanu z 1913 r. przy o połowę większej flocie handlowej. Dlatego też piąta część światowej floty handlowej stała w bezruchu78. W porównaniu do okresu tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej w latach 1921–1940 odbudowano norweską flotę handlową do stanu dwukrotnie większego. Z 2,4 mln BRT w 1921 r. wzrosła ona do 4,8 mln BRT w roku 1939. Wynik ten musi budzić powszechny podziw, zwłaszcza że w tym samym czasie wzrost światowej floty handlowej wyniósł zaledwie 16%, tj. z 58,8 mln BRT w 1921 r. podniósł się do 68,5 mln BRT w roku 1939 r. Natomiast udział norweskiego tonażu w światowej flocie handlowej podniósł się z 4% w 1921 r. do 7,1% w roku 193979. Wynosząca w 1939 r. 2429 BRT średnia wielkość norweskich statków handlowych znacznie wyprzedziła średnią światową, która wynosiła wówczas 2 227 BRT80. W niniejszym okresie nastąpiła zakrojona na szeroką skalę specjalizacja norweskiej floty handlowej, co należy przypisać procesom przystosowawczym do zmieniających się warunków frachtu morskiego. Znamienne, iż właśnie owa branża w trudnym okresie lat 1920–1940 stanowiła tą gałąź gospodarki, która przynosiła Norwegii nadwyżki walutowe81. Podejmując się zadania odbudowy rodzimej floty handlowej norwescy armatorzy nie przystępowali z pustymi rękoma. Wypłacane podczas wojny stawki frachtowe kursowały na nad wyraz korzystnym poziomie, zwłaszcza dla armatorów pochodzących z państw neutralnych. W przeciągu pierwszych dwóch lat konfliktu do zwiększenia poziomu stawek w pewnym stopniu przyczyniła się aliancka walka z konkurencją. Jeszcze przed 1916 r. sprzymierzeni ustanowili Międzysojuszniczy Komitet Czarterowy (InterAllied Chartering Comitee – IACC), który koordynował wynajem neutralnych statków i tym samym spowodował zmniejszenie owych stawek. Również późniejsze działania belligerentów dąży- Ibidem. E. Kątowski, Norweska…, s. 24–25. 68 K. Petersen, The Saga…, s. 59. 69 Tenże, Norsk skipsfart…, s. 45. 70 J. O. Egeland, Kongeveien. Norsk skipsfart fra århundreskiftet til den annen verdenskrig, Oslo 1973, t. 2, s. 249. 71 Thowsen, Nortraship. Profit og patriotisme, [w:] Handelsflåten i krig 1939–1945, t. 1, Oslo 1992 , s. 24. 72 K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 45. 73 Tenże, The Saga…, s. 69. Jarle Georg Bjørklund i Bård Kolltveit podają, iż od 1914 do 1918 r. Norwegia utraciła 915 statków, natomiast 2 123 marynarzy poniosło śmierć. Zob. J. G. Bjørrklund, B. Kolltveit, op. cit., s. 177. 74 K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 45. 75 N. Aas, Norsk skipsfart i vårt århundre. Hovedlinjer i utviklingen, Oslo 1959, s. 22. 76 P. Selvig, Sjømannsyrket før og nå, Norwegian Shipping News 1959, nr 15, s. 277. 77 N. Aas , op. cit., s. 22–23. 78 Ibidem, s. 24. 79 E. Kątowski, Norweska…, s. 25. 80 Ibidem, s. 25–26. 81 Ibidem, s. 26. 66 67 Nautologia 2011, nr 148 35 ły do zmniejszenia poziomu wypłat. Pełny obaw rząd norweski w dniu 7 lipca 1917 r. stworzył system wypłacania maksymalnych stawek frachtowych dla wszystkich importowanych drogą morską towarów. Armatorzy, których statki uczestniczyły we frachcie do Norwegii, odmówili, aby wojenne odszkodowania wypłacał rząd norweski. Wszelkie kompensaty uiszczano w biurze Norweskiego Związku Armatorów, który następnie przekazywał pieniądze dla armatorów82. Dodajmy, iż po 1918 r. wojenne stawki zostały w pewnym stopniu podtrzymane83. Tak długo jak była Norwegia zainteresowana przewozem węgla oraz artykułów drzewnych, norwescy armatorzy budowali niewielkie statki. Z kolei w okresie międzywojnia postanowili inwestować w nowy, bardziej dochodowy fracht, który rozwinął się tuż po zakończeniu konfliktu. Prawie całkowicie porzucono więc powiązany z przestarzałymi statkami transport. Ów nowszy wymagał z kolei użycia lepszych i większych typów jednostek, które norwescy armatorzy nabyli. Jest to bodajże największy przyczynek pod wzrost norweskiej floty handlowej w niniejszym okresie84. Do pierwszych kroków w unowocześnieniu norweskiej floty handlowej należało wyeliminowanie zeń wysłużonych żaglowców. Spośród 3 mln BRT tego typu statków jakie pływały wówczas w światowym frachcie Norwegia posiadała w 1919 r. aż 8% z nich. W 1925 r. wskaźnik ten wynosił 1%, co odpowiadało 45 000 BRT. Natomiast w 1939 r. Norwegia dysponowała jedynie trzema żaglowcami85. Najbardziej spektakularny rozwój norweskiego frachtu morskiego tyczył jednostek napędzanych silnikiem Diesla86. Jeszcze jakiś czas przed wojną niewielkie rybackie statki zostały wyposażone w tego typu napęd87. Natomiast dopiero w 1912 r. silniki Diesla użyto w dużych oceanicznych statkach. Działania wojenne przerwały jednakże budowę tego typu frachtu na większą skalę. Ówczesne ogromne zapotrzebowanie na duże standardowe statki, jak i o wiele krótszy ich montaż, sprawiły, że większe korzyści przynosiło produkowanie tradycyjnych jednostek. Dlatego też w 1920 r. liczba tego typu statków, włączając w nią jednostki z pomocniczymi silnikami Diesla, wynosiła w światowym frachcie 938 160 BRT. Z tejże liczby aż 146 771 BRT, czyli 16%, pływało pod norweską flagą88. W sumie wymienić tu należy nie więcej niż 19 statków89. Przez następne trzy lata norweski tonaż dieslowców rósł powoli, ale już od 1923 roku jego rozwój stawał się coraz szybszy. Znamienne, że w 1925 r. napędzana motorami Diesla norweska flota handlowa wyprzedziła podobną jej flotę amerykańską, i tuż za Wielką Brytanią plasowała się na drugim miejscu90. Owa koniunktura trwała przez całe lata dwudzieste i początek lat trzydziestych. I tak z 8% całkowitego tonażu handlowego w roku 1920 liczba napędzanych silnikiem Diesla norweskich statków wzrosła do 38% w 1930 r.91 W 1931 r. 1 751 000 BRT całkowitego tonażu handlowego Norwegii posiadało taki silnik 92. W 1939 r. zaś wynosiła aż 62%93, czyli 2 925 000 BRT94. Przykładowo analogiczny wskaźnik dla Danii oraz Japonii wynosił odpowiednio 51,4 i 27,2%95. Norweski fracht morski można było zaliczyć do najbardziej zmotoryzowanych na świecie96. Tylko 5% norweskich statków, które wybudowano w ostatniej dekadzie przed wybuchem drugiej wojny światowej nie posiadało silników Diesla97. Jednakże wzrost liczby wyposażonych w motory Diesla jednostek nie przebiegał dla wszystkich kategorii statków jednakowo. Przykładowo niewielkie, przewożące na Morzu Północnym węgiel i drewno jednostki, wciąż używały napędu parowego98. Istniało wiele powodów, dla których armatorzy zdecydowali się wyposażyć swoje jednostki w silniki Diesla. Niepoślednią rolę odgrywała tu oszczędna eksploatacja tychże statków. Znany każdemu jest fakt, iż taka sama ilość ropy naftowej jak węgla wytwarza o wiele więcej energii. Nadto używana w silnikach Diesla ropa naftowa jest bardziej ekonomiczna niż ta stosowana w kotłach parowych99. Poza korzyściami finansowymi zyskiwano również miejsce na statku powiększając tym samym pojemność ładowni. Dodatkowo uległa zmniejszeniu załoga obsługująca silnik100. W latach trzydziestych XX wieku obsługująca dwa statkowe silniki grupa zamiast osiemnastu liczyła teraz czternastu członków. Drogą tą pomniejszono również koszty eksploatacji101. Oczywiście wyposażone w silniki Diesla statki rozwijały o wiele większą prędkość niż parowce. Zachętę do zwiększania osiągów stanowił zwiększony ruch w pasażerskich interkontynentalnych liniach. Przykładowo połączenie między Europą a Stanami Zjednoczonymi zawsze odgrywało istotną rolę. Ogromne linie pasażerskie wiodących morskich państw były zdolne natenczas do budowy szybkich statków. Miano tą drogą uzyskać prestiż, a także w wypadku wybuchu kolejnej wojny, zwiększyć swoje transportowe możliwości. Norweska polityka przybrała nieco odmienny charakter, bowiem ani chęć zwiększenia swego autorytetu, ani wsparcia swojej marynarki wojennej nie odgrywała tu istotniejszej roli. Ogromne znaczenie miały w tym wszelkie względy finansowe. Aby móc z uzasadnieniem żądać większych stawek, należało oferować szybkie oraz nowoczesne statki102. W 1920 r. Norwegia posiadała zaledwie 33 statki, które mogły osiągnąć prędkość 12 węzłów. Stanowiło to jedyne 1,33% wszyst- K. Petersen, The Saga…, s. 72. Ibidem, s. 82; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 61. 84 K. Petersen, The Saga…, s. 89. 85 Ibidem, s. 83–84; Tenże, Norsk skipsfart…, s. 62. 86 Patrz szerzej: B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, tamże, s. 182–190. 87 Patrz szerzej: T. Brandal, Den norske fiskeflåtens utvikling ca. 1880–1980, Historisk Tidskrift 1982, nr 3, s. 268–276; Nasonalitenkten i Norge 1935–1943. Realkapiteln 1939 og kapitelreduksjonen under krigen. Okkupasjonskostnadene, Oslo 1946, s. 34–38; M. Jensen, Norges historie. Fra 1905 til våre dager, t. 3, Kristiansand 1965, s. 30. 88 K. Petersen, The Saga…, s. 84; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 65. 89 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 7. 90 K. Petersen, The Saga…, s. 84; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 65. 91 K. Petersen, The Saga…, s. 85; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 66. 92 M. Jensen, op. cit., s. 51. 93 K. Petersen, The Saga…, s. 85; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 66. 94 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 7. 95 Thowsen, op. cit., s. 26. 96 E. Kątowski, Norweska…, s. 25–26. 97 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 8. 98 K. Petersen, The Saga…, s. 86; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 66. 99 K. Petersen, The Saga…, s. 86; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 66. 100 F. Hodne, op. cit., s. 420. 101 K. Petersen, The Saga…, s. 86–87; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 69. 102 K. Petersen, The Saga…, s. 89–90; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 73–74. 82 83 36 Nautologia 2011, nr 148 kich mogących rozwinąć taką szybkość statków na świecie. Z kolei w roku 1933 liczba cechujących się takim parametrem norweskich jednostek wzrosła do 89, czyli 2,8% światowego stanu. W latach poprzedzających wybuch drugiej wojny światowej wybudowano również pokaźną liczbę szybkich trampów i tankowców. Natomiast wiele wysłużonych, powolnych statków albo złomowano, albo sprzedano zagranicę. Niniejszym przewaga osiągających duże szybkości statków znacznie wzrosła. W roku 1939 norweski fracht morski posiadał już 150 osiągających ponad 12 węzłów jednostek, natomiast ponad 50 statków osiągało dokładnie taką prędkość103. Sami armatorzy interesując się szybkimi statkami zwracali uwagę na możliwość zwiększenia ich pojemności. Nawet niektóre wady cechujące szybkie statki nie odstraszyły norweskich przedsiębiorców od ich nabywania. Przyczynę stanowiły tu lepsze usługi jakie owe jednostki mogły zaoferować. Nadto dzięki krótszym rejsom zdolne były przetransportować większą ilość towarów. Takie jednostki mogły również przewozić łatwo psujące się artykuły i inne wymagające krótkiego czasu transportu materiały. Użycie wolniejszych jednostek opłacało się jedynie na krótkich trasach104. Pośród osiągających znaczną szybkość norweskich statków znalazły się oczywiście tankowce105. Produkcja ropy naftowej w okresie międzywojnia przybrała znaczący wzrost. Dość powiedzieć, że w 1939 r. była trzy razy większa niż w 1920 r. Jednakże uległ diametralnemu zwiększeniu dystans jaki dzielił dostawców od odbiorców ropy naftowej, toteż potrzebowano szybszych tankowców. Zarówno jako odbiorca, jak i dostarczyciel ropy naftowej największą rolę pełniły wówczas Stany Zjednoczone, które swoje zapotrzebowanie na transport wszelkich olejów napędowych pokrywały rodzimą flotą handlową. Do obsługi dla norweskiego frachtu morskiego pozostawały więc kraje europejskie, Japonia oraz Australia, a także kilka pomniejszych państw106. W 1913 r. jedynie 11 milionów ton olejów napędowych zostało przetransportowanych drogą morską. Natomiast w 1925 r. niniejsza wartość wzrosła do 38 milionów ton, a w ostatnim roku tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej aż do 100 milionów ton. Początkowo w większości przypadków spółki naftowe transportowały oleje napędowe własnymi statkami. W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku zapotrzebowanie na tankowce wzrosło na tyle, iż dla norweskich armatorów pojawiła się okazja wykorzystania swoich czarterów107. Właśnie od 1925 r. można zauważyć ekspansję norweskich tankowców na światowe rynki, mimo iż początkowo wielu z żeglugowych fachowców nie rokowało Norwegom powodzenia. Pośród nich znaleźli się również tacy eksperci techniczni, którzy zwracali uwagę na bardzo prawdopodobną możliwość korozji metalowych części norweskich statków. Również kupowano starsze jednostki za granicą. Zarówno nabywanie starszych, jak i młodszych jednostek było związane z zawartymi długotrwałymi kontraktami, które gwarantowały zatrudnienie w czarterze, a także zapewniały armatorom norweskim możliwość spłaty zaciągniętych kredytów108. Kryzys światowy z początku lat trzydziestych szczególnie odbił się niekorzystnie na tonażu tankowców, gdyż podaż na tego rodzaju floty znacznie przerastała popyt. Natomiast w okresie tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej dla zbiornikowców ponownie nastały sprzyjające warunki109. Rozwój norweskiej floty tankowców wiązał się z porzucaniem przez armatorów starych, a wysłużonych żaglowców, inwestujących często w nowoczesne zbiornikowce110. Wybudowane w latach 1926–1930 niniejszego typu jednostki zdolne były rozwinąć prędkość 10,9 węzłów, natomiast te wodowane w latach 1936–1940 aż 12,6 węzłów111. W 1927 r. wynosząca 414 000 BRT norweska flota zbiornikowców plasowała się na trzecim miejscu tuż po Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych112. Następnie niniejszy tonaż z 1 250 000 BRT jakie posiadał w 1932 r., wzrósł w 1939 r. do 2 110 000 BRT113 (Wielka Brytania oraz USA posiadały wówczas odpowiednio 3 000 000 i 2 250 000 BRT)114. Ów tonaż odpowiadał 260 jednostkom, w większości doskonale wyposażonym i nowoczesnym, bowiem aż 65% z nich nie liczyło jeszcze w 1939 r. 10 lat115. Dla porównania zaznaczmy, że nowoczesne oraz nowe zbiornikowce Wielkiej Brytanii i USA wynosiły odpowiednio 22,8 i 7,7% ich handlowych flot116. Norweski fracht zbiornikowców składał się wówczas z najnowocześniejszych na świecie jednostek117. Niestety nie wszyscy armatorzy norwescy zdołali poradzić sobie w nowych warunkach. I tak spośród 400 przedsiębiorców prowadzących interesy w niniejszej branży jedynie 200 przetrwało do 1939 r.118 W sumie w dniu wybuchu drugiej wojny światowej obejmująca 1,8 miliona BRT flota norweskich tankowców stanowiła 40% jej rodzimego frachtu morskiego i aż 18% światowego119. Nadto pod względem wielkości zajmowała pierwsze miejsce pośród tzw. armatorów niezależnych. Istnieją nawet oceny jakoby norwescy armatorzy dysponowali ponad 1/3 tzw. niezależnej światowej flo- K. Petersen, The Saga…, s. 90; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 74, 77. K. Petersen, The Saga…, s. 91; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 77. 105 Norweski fracht tankowców swymi początkami sięga lat sześćdziesiątych XIX w., kiedy to Alpha, statek armatora z Arendal, O. B. Sørensena, przewiózł w 1863 r. pełny ładunek ropy naftowej z Nowego Jorku do Marsylii. Natomiast za pioniera niniejszego rodzaju transportu uważa się armatora z Tønsberg – Gustava Conrada Hansena. (Zob. J. O. Egeland, Kongeveien. Norsk skipsfart fra århundresskiftet den annen verdenskrig, t. 2, Oslo 1973., s. 56). Natomiast pierwszy norweski tankowiec – parowiec, „Helios”, został zwodowany w 1907 r. (zob. P. Selvig, Trekk fra tankskipets historie, Norwegian Shipping News 1959, nr 22, s. 1360). Więcej informacji o norweskim tonażu zbiornikowców znajdzie Czytelnik min. w takich pozycjach jak: B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, op. cit., s. 192–200; J. O. Egeland, Kongeveien…, s. 56–72, 282–317. 106 N. Aas , op. cit., s. 29. 107 Ibidem, 30. 108 Ibidem, 31. 109 Ibidem, 31. 110 F. Hodne, op. cit., s. 420. 111 K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 78. 112 B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, op. cit., s. 194. 113 Atle Thowsen podaje, iż składająca się w 1939 r. z 247 zbiornikowców norweska flota tankowców posiadała 1 800 000 BRT, co stanowiło wówczas 42% norweskiego morskiego frachtu. Zob. A. Thowsen, op. cit., s. 26. 114 B. Kolltveit, J. G. Bjørklund, op. cit., s. 200. 115 M. Skodvin, Krig og okkupasjon 1939–1945, Oslo 1990, s. 26. 116 L. Lindbæk, Tusen norske skip. En antologi over norske sjøfolks innsats i den annen verdenskrig, Nowy Jork 1943, s. 10. 117 Thowsen, op. cit., s. 26. 118 N. Aas , op. cit., s. 25. 119 Witt, Wybrane aspekty współpracy emigracyjnego rządu norweskiego z Wielką Brytanią w latach 1940–1943, [w:] Norwegia w pierwszej połowie XX wieku, pod red. E. Denkiewicz-Szczepaniak, Toruń 2004, s. 50. 103 104 Nautologia 2011, nr 148 37 Tabela 3. Światowa flota handlowa o napędzie motorowym według bander. Bandery Wielka Brytania Belgia Niemcy Holandia Grecja Dania Hiszpania Włochy Norwegia USA* Finlandia Francja Szwecja Japonia Świat 1935 Tys. BRT 2 874 60 630 825 – 444 233 613 1 920 713 – 235 536 785 10 990 % 26,1 0,6 5,7 7,5 – 4,0 2,1 5,6 17,5 6,6 – 2,1 4,9 7,2 100 1936 Tys. BRT 3 169 66 732 908 – 506 235 612 2 093 694 – 283 556 901 11 954 1937 % 26,5 0,6 6,2 7,6 – 4,3 2,0 6,1 17,6 5,8 – 2,4 4,6 7,5 100 Tys. BRT 3 723 111 824 1 006 – 526 227 617 2 427 706 – 316 564 1 030 13 935 1938 % 27,7 0,8 6,2 7,5 – 3,9 1,7 4,6 18,2 5,3 – 2,4 4,2 7,7 100 Tys. BRT 4 042 138 990 1 208 – 536 189 640 2 737 736 – 337 669 1 273 14 930 % 27,2 0,8 6,6 8,2 – 3,6 1,2 4,3 18,4 4,9 – 2,3 4,6 8,6 100 * Pominięta została tu flota Wielkich Jezior. Źródło: S. Ładyka, Brytyjska żegluga morska, Gdynia 1963, tabela 34. ty zbiornikowców. Natomiast wartość tegoż tonażu szacowano w 1939 r. na około 125 mln dolarów120. Pomimo, iż kryzys światowy dotknął w największym stopniu trampy, nie przyczynił się jednakże do zatrzymania rozwoju tegoż rodzaju floty handlowej. Po 1930 r. praktycznie nie budowano już w Norwegii małych statków przeznaczonych do żeglugi trampowej z wyjątkiem tych, które miały obsługiwać akweny Wielkich Jezior w Ameryce Północnej. Również starano się nie budować zbyt dużych trampów. Znaczną część tego rodzaju statków stanowiły średnich rozmiarów dieslowce z ładownią oraz wyposażeniem przeznaczonym do obsługi rozmaitych ładunków. Pośród tychże jednostek znajdowały się kosztowne statki, które niekiedy używano także do frachtu liniowców121. Norweskie trampy pod względem technicznym należały do najlepiej przystosowanych do transportowania specjalnych, pojedynczych ładunków. Po 1920 r. armatorzy norwescy coraz częściej nabywali trampy przeznaczone do transportu ciężkich ładunków takich jak różnego rodzaju maszyny, lokomotywy oraz wagony kolejowe. Popularne również stały się statki transportujące owoce, a w szczególności trampy posiadające chłodnie przystosowane do rejsów dalekomorskich122. Trampy wybudowane na początku XX wieku osiągały prędkość od 8 do 9 węzłów, wodowane w latach dwudziestych tegoż wieku, od 9 do 10 węzłów, natomiast w trzydziestych od 10 do 11 węzłów, a nawet więcej123. Pod względem wielkości i znaczenia w norweskim frachcie morskim żegluga trampowa zajmowała drugie miejsce. W 1939 r. jej procentowy udział w norweskiej flocie handlowej wynosił 30%, co odpowiadało 1,5 mln BRT124. W niniejszym roku wysunęła się ona na jedno z czołowych miejsc pośród trampowych flot na świecie. Charakteryzował ją korzystniejszy niż w pozostałych flotach wskaźnik prędkości, motoryzacji, wieku oraz poziomu technicznego125. W pierwszych latach po zakończeniu pierwszej wojny światowej armatorzy norwescy założyli nowe linie łączące wiele państw. Spośród nich największe znaczenie odgrywały te docierające do wybrzeży Ameryki Północnej, również obejmujące akwen Oceanu Spokojnego. Z kolei począwszy od roku 1930 r. rozwój liniowców nie przybrał już aż tak spektakularnych sukcesów126. W 1920 r. norweski tonaż liniowców wynosił około 250 000 BRT, natomiast w 1939 r. liczył już 1 000 000 BRT, co stanowiło 21% norweskiej floty handlowej. Pośród tychże statków również dominowały dieslowce. Wyposażone w nowoczesne urządzenia, zbiorniki, chłodnie oraz specjalne i kosztowne sortownie towarów, były najlepiej przystosowane do szybkich rejsów, jaki i przeładunków127. Do wyżej wymienionych jednostek dodajmy także statki wielorybnicze oraz fabryki wielorybnicze, które były podówczas największymi statkami na świecie. Łącznie Norwegia posiadała ponad 100 tego typu statków128. Najbardziej spektakularne sukcesy odniósł norweski fracht morski we flocie statków przystosowanych do przewozu towarów suchych, ale z napędem silników Diesla. I tak wybudowane w latach 1921–1925 tego typu statki osiągały prędkość przekraczającą 10,42 węzłów, z kolei te zwodowane w latach 1936–1940 – 14,44 węzłów. Często zdarzało się, iż wybudowane w latach trzydziestych jednostki mogły osiągnąć prędkość nawet 18 węzłów129. E. Kątowski, Zeszyty Naukowe, s. 97. N. Aas , op. cit., s. 27. 122 Ibidem, 28. 123 K. Petersen, The Saga…, s. 91–92; Tenże, Norsk skipsfart…, s. 78. 124 K. Petersen, The Saga…, s. 111–112. 125 Ibidem, s. 108, 111–112. 126 N. Aas , op. cit., s. 31. 127 31–32. 128 L. Lindbæk, op. cit., s. 10. 129 K. Petersen, The Saga…, s. 91; K. Petersen, Norsk skipsfart…, s. 78. 120 121 38 Nautologia 2011, nr 148 Tabela 4. Dziesięciu największych armatorów Norwegii na dzień 1 września 1939 r. (statki powyżej 500 BRT; okręty – fabryki wielorybnicze nie zostały uwzględnione). (W nawiasach podano rok założenia firmy). Armator/rodzimy port 1. Wilhelm Wilhelmsen, Oslo/Tønsberg (1861) 2. Westfal – Larsen & Co. A/S, Bergen (1905) 3. Knut Knutsen O.A.S., Haugesund (1897) 4. A. F. Klaveness & Co. A/S Oslo (1869) 5. Fredrik Olsen & Co. A/S, Oslo (1886) 6. Leif Hoegh & Co. A/S, Oslo (1927) 7. Den norske Amerikalinje, A/S (1910) 8. Det Bergenske Dampskibsselskab, A/S (1851) 9. A/S Ludvig Movinckels Rederi, Bergen (1898) 10. Fearnley & Eger, Oslo (1869) Razem 10 armatorów Razem w Norwegii Procentowa ilość tonażu 10 armatorów z całkowitego tonażu Norwegii Całkowita liczba statków 53 34 25 22 53 13 17 51 16 19 303 1 214 Tonaż BRT 324 000 208 000 140 000 118 000 113 000 102 000 101 000 92 000 86 000 75 000 1 359 000 4 582 000 24,9 29,7 Statki z silnikiem Statki parowe Diesla 289 000 35 000 155 000 53 000 128 000 22 000 113 000 5 000 75 000 38 000 0 76 000 30 000 71 000 33 000 59 000 66 000 20 000 63 000 12 000 1 054 000 315 000 2 962 000 1 619 000 35,6 19,5 Tankowce Liniowce 7 000 105 000 70 000 53 000 3 000 76 000 0 0 35 000 17 000 366 000 1 897 000 317 000 81 000 70 000 55 000 81 000 26 000 96 000 43 000 30 000 38 000 837 000 999 000 19,3 83,8 Źródło: A. Thowsen, Nortraship. Profit og patriotisme, [w:] Handelsflåten i krig, t. 1, Oslo 1992, s. 28. Okres międzywojenny przyniósł także najwyższe w całej historii norweskiej floty handlowej zarobki. Roczne frachtowe wpływy zwiększyły się wielokrotnie. Dla porównania przytoczmy tu odpowiednie liczby. I tak w 1914 r. wpływy frachtowe brutto wyniosły zaledwie 211,5 mln koron, w 1916 r. przekroczyły już 1000 mln koron, natomiast w roku 1917 osiągnęły 1 107 mln koron. Rekordowy poziom zanotowano w 1920 r. gdy wpływy frachtowe brutto wyniosły 1 280 mln koron130. W 1939 r. w światowym rankingu norweski fracht morski plasował się na czwartym miejscu, tuż po Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Japonii. Około 30 000 marynarzy i przeszło 1 000 statków o ponad 500 BRT każdy przedstawiało imponującą liczbę131. W 1937 r. tylko siódma część norweskiej floty handlowej kursowała pomiędzy europejskimi portami, dlatego też bez wahania możemy stwierdzić, że pracowała ona jako przewoźnik dla całego ówczesnego świata132. W 1939 r. zarobki norweskiego frachtu morskiego płynące z obsługi rodzimego handlu zamorskiego wyniosły zaledwie 14,5%, reszta zaś dotyczyła transakcji zagranicznych. W tymże roku dochody z frachtów morskich wyniosły 38,8% ogólnych wpływów w zagranicznym bilansie płatniczym Norwegii. Jeśli chodzi o dodatnie saldo żeglugi, w niniejszym roku stanowiło ono 59% wartości eksportu towarowego i wyrównywało aż 85% ujemnego bilansu zagranicznego133. Naturalnie norweski tonaż handlowy nie pozostawał bez ekonomicznego znaczenia dla swojego państwa134. I tak wymienić tu należy wzrost frachtowych stawek jaki miał miejsce w latach 1931– 1937. W tym samym czasie swą działalność rozpoczęły zaliczane do pierwszej klasy norweskie statki handlowe, wartości których podczas drugiej wojny światowej trudno jest przecenić135. Nawiązując do armatorów, w 1939 r. większość z nich nadal nie odgrywało większej roli. I tak 144 z 350 zarejestrowanych wówczas armatorów bądź spółek, czyli aż 41%, wciąż dysponowało zaledwie jednym statkiem. W niniejszym czasie 8% firm posiadało więcej niż 2 statki, 78% natomiast od 1 do 5 statków. W największej spółce pływało 61 jednostek136. Przed wybuchem drugiej wojny światowej pokaźna część z morskiej populacji Norwegii zajmowała się rybołówstwem. Niewątpliwie na akwenie północnego Atlantyku, zwłaszcza w okresie zimy, lub też na wodach Morza Arktycznego połowy ryb należą do niezwykle niebezpiecznych. Wyposażone w pomocnicze silniki Diesla łodzie wymagały od marynarzy sporej zręczności i odwagi. Podkreślmy, że norwescy chłopcy jeszcze przed ukończeniem 10 lat potrafili wiosłować, a także żeglować. W wieku 15 lat, a nawet wcześniej, wyruszali na pierwsze połowy ryb. W ten sposób po osiągnięciu dojrzałości jak nikt inny byli obeznani z niebezpieczeństwami morza137. * Niewątpliwie atrakcyjność norweskiej floty handlowej ma swą przyczynę w wysokim poziomie usług jakie oferuje. Począwszy już od XIX w. Norwegia chcąc z powodzeniem konkurować na światowym rynku, norweski fracht morski był zmuszony do stałego dostosowywania parametrów swoich do największych międzynarodowych wymogów. Nie byłby to istotny aspekt, gdyby nie ogromne odległości oddzielające Wielką Brytanię od posiadanych przezeń kolonii, a także Stanów Zjednoczonych od kontynentu europejskiego, a więc jednych z najistotniejszych partnerów gospodarczych Norwegii. Czas odgrywał tu doniosłą rolę, zaś wyposażona w silniki Diesla norweska flota handlowa, jak mało która, mogła sprostać postawionym jej wymaganiom. Z pewnością wartość norweskiej floty handlowej poświadczają również wydarzenia jakie miały miejsce podczas pierwszej wojny E. Kątowski, Norweska…, s. 25. L. Lindbæk, op. cit., s. 10. 132 M. Skodvin, Krig og..., s. 27. 133 M. Boduszyńska, Norwegia – kraj morski, Jantar 1948, nr 6, z. 2, s. 153. 134 Patrz szerzej: P. Selvig, Skipfartens økonomiske…, s. 237–254. 135 Ibidem, s. 246. 136 Ø. Lorentzen, op. cit., s. 19. 137 Ibidem. 130 131 Nautologia 2011, nr 148 39 światowej. I tak wystarczy wspomnieć stanowisko Londynu, który usilnie zabiegał o wykorzystanie jak największej części norweskiego frachtu morskiego, a także niepośledni wpływ norweskiej floty handlowej na politykę zagraniczną Norwegii. Niestety prócz ogromnych sum jakie uzyskał norweski fracht morski podczas niniejszego konfliktu, pierwsza wojna światowa przyniosła ze sobą także negatywne skutki, a mianowicie powszechne przekonanie Norwegów o podobnym charakterze minionej wojny do kolejnego zbliżającego się konfliktu światowego. Nowoczesność, duża prędkość, a przede wszystkim spora ilość tankowców jaka charakteryzowała norweską flotę handlową, predysponowały ją do uczestnictwa w następnej wojnie światowej, tym bardziej, iż Norwegia, która zaliczała się do państw neutralnych, pod względem gospodarczym była uzależniona od potencjalnych belligerentów. Zwraca również uwagę dość stosunkowo niewielka ilość statków wśród poszczególnych armatorów, a zwłaszcza ogromna ilość pojedynczych jednostek. Być może potwierdza to chęć posiadania przez norweskich przedsiębiorców mniejszej, ale mimo wszystko nowoczesnej floty handlowej. Zauważmy, że tylko dwóch z dziesięciu największych norweskich armatorów nie posiadało tankowców. Jedna z tychże firm, Den norske Amerikalinje, oferowała usługi żeglugi pasażerskiej, natomiast kolejna, Det Bergenske Dampskibsselskab, jako towarzystwo żeglugi parowej, nie mogła w żaden sposób podołać konkurencji w niniejszej branży. Zauważmy, że gros spółek armatorskich mieszczących się w pierwszej dziesiątce największych tego typu przedsiębiorstw w 1939 r. została założona w XIX w. Warto jeszcze wspomnieć o wielkości norweskiej floty handlowej w przededniu wybuchu drugiej wojny światowej. I tak według norweskiego Centralnego Biura Statystycznego (Statistik Sentralbyrå) tuż przed 9 kwietnia 1940 r. norweska flota handlowa 4363 statki o 4 887 200 BRT138. W 1939 r. norweska flota handlowa plasowała się pod względem wielkości na czwartym miejscu w światowym rankingu, tuż po Wielkiej Brytanii (17 984 000 BRT), Stanach Zjednoczonych (12 003 000 BRT) oraz Japonii (5 630 000 BRT)139. Jednakże należy stale pamiętać, iż ludność Norwegii wobec wymienionych krajów była niewspółmiernie niewielka. Abstract Growth of the Norwegian merchant marine in 1905–1939 The unique coastline of Norway and specific geographical situation of this country undoubt edly favoured development of its shipping. Norwegian ships carried cargoes of the Hanseatic League at the close of the Middle Ages. In the later period, it was the Dutch who controlled Norway’s shipping. Since the demise of this influence, Norwegian merchant fleet has been thriving till this very day. After regaining independence in 1905, shipping continued to be of vital importance to the economy of Norway. Between 1905 and 1914, the tonnage of its fleet increased from 1.7 million GRT to 2.5 million GRT. Most of the Norwegian ships plied their trade both between foreign and home ports. In the decade before the outbreak of the First World War, Norwegian shipowners started ordering vessels equipped with Diesel engines. The immediate results of this interest were rather modest as only 271 ships (of total tonnage of 15,394 GRT) were equipped with this propulsion in 1914. 138 139 Foundation of the Norwegian Association of Shipowners in 1909 was another significant event in those pre-war years. This body, besides being a most important Norwegian shipping organisation, in later years played an important role in the foreign policy of its country. During the First World War, Norway’s fleet suffered relatively highest losses in tonnage (of almost 50%) despite the fact that Christiania officially declared its neutrality. Thus Norway could only boast of 1.819 million GRT at the end of the conflict. Nevertheless, the profits from the war freight enabled Norwegians to more than rebuild their fleet. As a result, in 1939 the merchant marine of this country ranked fourth in the world, considering its tonnage, immedia tely after Great Britain, the US and Japan. Its ships, with a total tonnage of 4.8 million GRT, were the most modern in the world for as many as 62 per cent of them had a Diesel propulsion. The fastest growth in the Norwegian tonnage was noted in liners, tramps and tankers. Innstilling fra undersøkelsekommisjon av 1945, t. 6, Oslo 1947, s. 119. E. A. Steen, Sjøforsvarets organisasjon, oppbygning og vekst i Storbritannia. Handelsflåten selvforsvar, [w:] Norges sjøkrig 1940–1945, t. 5, Oslo 1959, s. 111. Piotr Frąckowiak Sytuacja Afroamerykanów w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych od Wojny o Niepodległość po rok 1940 Afroamerykanie1 w służbie Marynarki Stanów Zjednoczonych są tematem prawie nieznanym szerszemu gronu odbiorców. Mało kto wie, że chcieli służyć i walczyć, ale im na to nie pozwalano, a jeśli nawet dopuszczano ich do służby, to często na mało odpowiedzialne stanowiska. Wszystko to w kraju opierającym się w znacznej mierze na zasadzie równości wszystkich obywateli. Służbę w siłach zbrojnych łączyli Afroamerykanie z walką o swoje prawa polityczne. Autorowi nie udało się doszukać jakichkolwiek informacji wskazujących na niechęć Afroamerykanów do służby we flocie. Istnienie negatywnego stosunku do służby na pewno zo- Autor w tekście posługuje się zamiennie określeniami Afroamerykanie i czarnoskórzy marynarze. Wynika to z negatywnego wydźwięku jaki posiadają słowa takie jak murzyn czy czarny. Poza tym jest to określenie powszechnie używane w Stanach Zjednoczonych od lat 80’ XX wieku kiedy to zostało rozpropagowane mimo iż jego początki sięgają lat wcześniejszych; Zob. J. Baugh, Out of the Mouths of Slaves, b.m. 1999, s 87–98. Ponadto dopiero w 1964 roku wydano Civil Rights Act of 1964, który zakazywał dyskryminacji czyniąc ją nielegalną w odniesieniu do wielu dziedzin życia. Pełna treść aktu zob. Transcript of Civil Rights Act (1964), http://www.ourdocuments.gov/doc.php?flash=true&doc=97&page=transcript [23.X.2010]. 1 40 Nautologia 2011, nr 148 stałoby opisane przez niesprzyjające czarnoskórym stowarzyszenia. Temat czarnoskórych marynarzy poruszany był w USA, ale skala jego wyczerpania wydaje się niewystarczająca nawet w tym kraju. Niewielkie ustępy w literaturze specjalistycznej stanowią tylko margines głównego tematu, jakim są wojska lądowe. Często również punkt widzenia autorów jest afro-centryczny, co widać w podawanych przez nich źródłach i sposobie ich interpretacji. Najbardziej i najlepiej znana jest historia służby Afroamerykanów na okrętach w czasie wojny secesyjnej oraz II wojny światowej, głównie z uwagi na dostępność materiału źródłowego, oraz z powodu ich znacznego w tych konfliktach udziału. Materiału źródłowego niestety często brakuje dla okresów wcześniejszych. Znając stan badań nad poruszanym zagadnieniem w Stanach Zjednoczonych nie dziwi prawie zupełny brak publikacji dotyczących tej tematyki w Polsce. Celem tej pracy jest przybliżenie historii Afroamerykanów służących w US Navy, w trakcie której zapisali kilka ładnych kart, a które są zapomniane lub niedoceniane. Praca posiada układ chronologiczny i za początek rozważań uznać należy schyłek wieku XVIII, a za koniec rok 19402. Bardziej szczegółowo opisane zostały okresy konfliktów, dla których istnieje bogatsza baza źródłowa oraz liczba opracowań pozwalających na lepsze dokładniejsze przedstawienie położenia Afroamerykanów w Marynarce. Również, gdzie uznane to zostało za potrzebne, nakreślona została sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych wpływająca na położenie czarnoskórych Amerykanów w siłach morskich tego kraju. Czasem jednak, trzeba będzie wspomnieć także o innych formacjach zbrojnych w celu dopełnienia obrazu sytuacji. Początki służby Afroamerykanów w marynarce amerykańskiej sięgają okresu Wojny o Niepodległość Stanów Zjednoczonych (1775– 1783), w której brali czynny udział nie tylko na morzu, ale również i na lądzie. Marynarka Kontynentalna, która powstała w roku 1775, korzystała w pełni z usług czarnoskórych marynarzy, choć ci woleli od służby w niej czy marynarkach stanowych służbę kaperską. Płaca była wyższa, a do tego istniało więcej sytuacji umożliwiających wzbogacenie się, dodatkowo w Marynarce Kontynentalnej często zajmowali najniższe stanowiska z możliwych3. Warto tutaj dodać, że od samego początku w marynarce mogli służyć zarówno wolni jak i zniewoleni Afroamerykanie, co stało w sprzeczności z polityką Jerzego Waszyngtona, który przeciwny był służbie czarnoskórych niewolników w Armii Kontynentalnej. Od początku można więc mówić o braku segregacji rasowej w Marynarce. Wiąże się to z trudnymi warunkami panującymi na morzu oraz z brakiem chętnych do służby. Również już przed wojną odnajdujemy Afroamerykanów pilotujących statki na wodach przybrzeżnych, pływających na statkach handlowych i wielorybniczych. Można więc stwierdzić, że w momencie wybuchu Wojny o Niepodległość część Afroamerykanów posiadała doświadczenie w sprawach morskich. Możemy ich także odnaleźć w stoczniach, gdzie często pracowali jako cieśle4. Trudności nastręcza jednak określenie liczby, nawet przybliżonej, czarnoskórych marynarzy biorących udział w Wojnie o Nie- podległość5. Wiadomo, że służyli po stronie brytyjskiej, pełniąc podobne obowiązki jak ich bracia walczący po stronie kolonistów. W momencie złapania czarnoskórych marynarzy na przechwyconym brytyjskim statku, zazwyczaj wcielano ich do służby na statkach amerykańskich. Gorszy los czekał natomiast Afroamerykanów znalezionych na jednostkach amerykańskich, gdyż były to jednostki kaperskie. Zwykle wysyłano ich do Indii jako niewolników, choć historia słynnego Jamesa Fortena jest odmienna. Forten, urodzony w Filadelfii jako wolny Afroamerykanin, w roku 1780 mając 14 lat zaciągnął się na statek kaperski Royal Louis, którym dowodził Steven Decatur. Młody Forten pracował głównie pod pokładem na stanowisku powder boya6, ale także pomagał przy rozstawianiu żagli czy wciąganiu kotwicy. W czasie drugiej wyprawy napotkał Royal Louis brytyjską fregatę Amphion, która po pogoni zdobyła okręt Decatura. Jako Afroamerykanin, Forten najprawdopodobniej trafiłby do Indii jako niewolnik, ale dowódca Amphiona John Bazeley miał na jednostce, którą dowodził, swoich dwóch synów, z których młodszy, Henry, potrzebował kogoś kto by się nim zajął. Zadanie to przypadło Jamesowi Fortenowi. Przez swoje zachowanie Forten zaskarbił sobie przyjaźń Bazeleya i jego syna. Prawdopodobnie dzięki tym relacjom pozwolono mu na wybór, albo Anglia, albo uwięzienie. Forten dobrowolnie zdecydował się na niewolę. Później z listem, w którym brytyjski dowódca prosił o dobre traktowanie, odesłany został Forten na hulk więzienny Jersey, z którego następnie został zwolniony w ramach wymiany więźniów7. Inną ciekawą informacją, jakiej można się doszukać na stronie internetowej Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych jest następujący cytat: „Dowody wskazują na służbę Afroamerykanów na kanonierkach Marynarki Kontynentalnej oraz we flotach kilkunastu stanów. Wydaje się, że ich patriotyczna służba i heroizm zostały zignorowane, gdy tylko przestały być potrzebne. Dla przykładu, „Czarnoskóry, Mark Starlin Kapitan Marynarki Virginii, dowodził Patriot, ale pod koniec wojny, pomimo wybitnego szlaku bojowego, został ponownie zniewolony przez swojego byłego pana. Relacja pochodzi z książki A Pictorial History of the Negro in America8”. Jak wynika z cytatu, nie wszyscy Afroamerykanie służący w Marynarce mogli długo cieszyć się wolnością, o którą w gruncie rzeczy walczyli. Informacje dotyczące innych czarnoskórych marynarzy są dla tego okresu skromne. Wynika to częściowo z braku obowiązku prowadzenia list członków załogi, a gdy takie prowadzono, często trzeba identyfikować Afroamerykanów z imienia lub nazwiska, gdyż nie zawsze zapisywano kolor skóry lub pochodzenie marynarza. Ze szczątkowych informacji, dostępnych w nielicznych poruszających temat opracowaniach, dowiedzieć się można, że czarnoskórzy marynarze walczyli w Marynarce Virginii na „Patriot, Liberty, Tempest, Dragon, Diligence oraz na wielu innych statkach […] wielu z nich służyło po dziesięć, jedenaście lat”9. Afroamerykanów spotkać można w marynarkach Massachusetts (3 marynarzy na Aurora) czy Connecticut (4 marynarzy na kaperskim General Putnam)10. Nie są to jednak wszystkie przypadki ich Okres II wojny światowej i lata powojenne stanowią ze względu na ilość opracowań i różnego rodzaju zmian temat na osobną rozprawę, dlatego też autor zdecydował się na zakończenie narracji w roku 1940 przed przyłączeniem się USA do wojny. 3 J. D. Sutherland, African Americans at War: An Encyclopedia, Santa Barbara 2004, s. 487. 4 Ciekawym przykładem dla późniejszego okresu jest pamiętnik Michaela Schinera, The Diary of Michael Shiner Relating to the History of the Washington Navy Yard, http://www.history.navy.mil/library/online/shinerdiary.html#source [16.07.2010]. 5 Dla przykładu jak podaje Martha S. Putney w swojej książce Black Sailors: Afro-American Merchant Seamen and Whalemen prior to the Civil War, dopiero od roku 1803 kapitanowie statków handlowych musieli składać listę załogi w biurze celnym przed wypłynięciem w rejs. Natomiast amerykański Kongres, aż do roku 1812 nie wymagał prowadzenia rejestru oficerów marynarki, Zob. Officers of the Continental and US Navy and Marine Corps: 1775–1900, http://www.history. navy.mil/books/callahan/index.htm#historical%20background [18.07.2010]. 6 Powder boy lub Powder Monkey – praca tych młodych chłopców polegała na noszeniu prochu do dział. 7 Historia życia Jamesa Fortena opisana została w książce: J. Winch, A Gentleman of Color: The Life of James Forten, New York 2002. 8 R. Williams, African Americans in the Navy, http://www.defense.gov/news/newsarticle.aspx?id=45742 [18.07.2010]. 9 J. H. Franklin, From Slavery to Black Freedom 8ed, New York 2007, s. 90. (tłumaczenie własne) 10 Tamże, s. 90; Ponadto zapisek dotyczący General Putnam znajduje się w: Connecticut Military Record 1775–1848, Hartford 1889, s. 605. 2 Nautologia 2011, nr 148 41 służby na morzu, a jedynie przykłady udziału w walce o niepodległość czy też o łączoną z nią wolność osobistą. Po traktacie paryskim z roku 1783 kiedy to Wielka Brytania uznała niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki, Marynarka Kontynentalna została całkowicie rozwiązana, głównie z przyczyn finansowych. Młoda republika nie posiadała funduszy na utrzymanie floty wojennej. Dopiero Ustawa Morska z 27 marca 1794 roku (Naval Act of 1794) ustanawiała zalążek sił morskich USA co spowodowane było „grabieżą popełnianą przez algierskich korsarzy na handlu Stanów Zjednoczonych”11. Rozpoczęto budowę 6 fregat, z czego cztery miały posiadać po 44 działa każda, a pozostałe 2 po 36 dział12. W tym samym czasie uregulowano sprawę służby Afroamerykanów tak na lądzie jak i na morzu, co zostanie opisane dalej. Znaczna część Amerykanów po uzyskaniu niepodległości walczyła o zniesienie niewolnictwa. Wszelkiego rodzaju stowarzyszenia walczące z tą instytucją znajdowały się w każdym stanie młodego państwa. O ile jednak stany północne faktycznie walczyły z niewolnictwem i je znosiły13 to stany południowe dążyły do utrzymania stanu rzeczy sprzed wojny niepodległościowej. W Konstytucji Stanów Zjednoczonych powstałej w trakcie Konwencji Filadelfijskiej w roku 1787, w artykule 1, sekcji 9 przedłużono o 20 lat handel niewolnikami wprowadzając jednak prawo do nałożenia podatku nie przekraczającego 10 dolarów od każdego „importowanego” niewolnika. Problem niewolnictwa próbowano ograniczyć do stanów, w których ono już istniało, dlatego też Ordynacja Północno-zachodnia z 13 lipca 1787 (Northwest Ordinance) zakazywała niewolnictwa w nowo utworzonych stanach na terenach na północny zachód od rzeki Ohio. Utrwalenie się niewolnictwa na południu nowego państwa i jego zniesienie na północy stało się jedną z pośrednich przyczyn wojny secesyjnej w latach sześćdziesiątych XIX wieku. W odniesieniu do niewolnictwa zajęło więc aż kolejne „75 lat aby anulować to co zostało dokonane w Filadelfii w 1787 roku”14. Natomiast sprawy wojskowe uregulowane zostały w roku 1792 kiedy to Kongres uchwalił, że tylko biali mężczyźni mogą służyć w jednostkach milicji powołanej w celu zapewnienia efektywnej obrony narodowej15. Następnie, w roku 1798 Sekretarz Wojny Stanów Zjednoczonych James McHenry oraz Sekretarz Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych Benjamin Stoddert wydali dwie osobne dyrektywy zakazujące służby Afroamerykanów na okrętach Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych oraz w Korpusie Piechoty Morskiej. Decyzje te kończyły okres braku uprzedzeń w marynarce, który trwał od czasu Wojny o Niepodległość. Brak chętnych do służby w marynarce wynikający z trudów służby morskiej spowodował, że czarnoskórzy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych znajdowali się na okrętach amerykańskich w czasie niewypowiedzianej wojny między Stanami Zjednoczonymi a Francją, toczonej w latach 1798–1800 i w czasie konfliktu z Wielką Brytanią z lat 1812–1815. Jeśli chodzi o lata 1798–1800 z powodu braku danych ciężko jest powiedzieć cokolwiek o udziale Afroamerykanów w tym konflikcie poza tym, że brali w nim udział. Na pewno również żaden nie dosłużył się stopnia oficerskiego, co byłoby nie do pomyślenia w tamtych czasach. Więcej powiedzieć można natomiast na temat wojny z lat 1812– 1815, zwanej czasem Drugą Wojną o Niepodległość. Jedną z bezpośrednich przyczyn wybuchu tej wojny były branki organizowane przez Brytyjczyków na amerykańskich statkach po ich uprzednim zatrzymaniu. Akcje takie, o których Brytyjczycy twierdzili, że poszukują swoich dezerterów lub poddanych korony, ciągnęły się od roku 1807 do roku 1812, kiedy to Kongres wypowiedział wojnę Wielkiej Brytanii. Jak zostało wspomniane wcześniej pomimo zakazu służby w Marynarce wielu Afroamerykanów pływało na okrętach amerykańskich, gdyż Marynarka nieprzerwanie potrzebowała ludzi i omijała zakaz rekrutowania czarnoskórych. Najważniejszy chyba z incydentów poprzedzających wybuch opisywanej wojny, w którym centralne miejsce zajmowali Afroamerykanie to tzw. Sprawa Chesapeake – Leopard z 22 czerwca 1807 roku16. Brytyjski Leopard zatrzymał amerykańską fregatę Chesapeake w celu odnalezienia dezerterów z brytyjskich statków. Dowódca Chesapeake James Barron odmówił i rozkazał swojej załodze przygotować działa. W odpowiedzi Brytyjczycy otworzyli na krótko ogień do amerykańskiej fregaty. Po tym ostrzale Barron poddał swój okręt. Brytyjczycy wkroczyli na statek i zabrali z niego 4 ludzi: Williama Warea, Daniela Martina, Johna Strachana oraz Jenkina Ratforda. Pierwsza trójka była czarnoskóra17. Prezydent Thomas Jefferson zaprotestował i żądał uwolnienia obywateli amerykańskich. Poparł to żądanie 2 lipca 1807 roku Proklamacją w odpowiedzi na Sprawę Chesapeake, w której domagał się opuszczenia przez brytyjskie okręty wód i portów amerykańskich18. Pomimo amerykańskiego protestu Jenkin Ratford uznany za poddanego korony i dezertera został powieszony na slupie Halifax 31 sierpnia 1807 roku. Z pozostałej trójki, tylko dwóch marynarzy powróciło ostatecznie do Stanów Zjednoczonych19. Incydent ten był jedną z wielu przyczyn, które doprowadziły do wojny w roku 1812, a w której to Afroamerykanie brali czynny udział, zwłaszcza na morzu. W akcie Kongresu z 3 marca 1813 roku regulującym sprawę zaciągu na statki marynarki i kaperskie można znaleźć następujące stwierdzenie: „nie będzie zgodne z prawem zatrudniać na publicznym lub prywatnym statku Stanów Zjednoczonych osoby lub osób z wyjątkiem obywateli Stanów Zjednoczonych, lub osób kolorowych, rdzennych (mieszkańców – przyp. autora) Stanów Zjednoczonych”20. Akt ten stanowił dla Marynarki Wojennej prawną podstawę dla rekrutacji czarnoskórych Amerykanów. Liczba Afroamerykanów, którzy chcieli służyć na okrętach była znaczna. Szacunkowe dane podawane w opracowaniach po- An act to provide Naval Armament, w: Public Statutes at Large of The United States of America vol. I, red. R. Peters, Boston 1845, s. 350. USS Constitution nadal znajduje się w służbie jako okręt reprezentacyjny. 13 W 1783 sądy Massachusetts zniosły niewolnictwo, w 1784 podobne postąpiły Connecticut i Rhode Island, Nowy Jork w 1785 ,a w 1786 New Jersey choć w tych dwóch ostatnich stanach wprowadzenie przepisów zajęło następne kilkanaście lat. Afroamerykanie walczący w Wojnie o Niepodległość po stronie kolonii otrzymywali często wolność co miało zapobiec ich ponownemu zniewoleniu. W roku 1783 w Wirginii wprowadzono prawo regulujące tę sytuację. 14 J. H. Franklin, dz. cyt., s. 95 (tłumaczenie własne). 15 An act more effectually to provide for the National Defence by establishing an Uniform Militia throughout the United States, w: Public Statutes at Large of The United States of America vol. I, red. R. Peters, Boston 1845, s. 271. 16 Dokładny opis całego zajścia przedstawia w swoim dwuczęściowym artykule: D. Poyer, The Chesapeake – Leopard Affair – part 1, Shipmate, June/July, 2007, s. 22–25; D. Poyer, The Chesapeake – Leopard Affair – part 2, Shipmate, August, 2007, s. 14–17. 17 Zob. K. A. Salter, Combat Multipliers: African-American Soldiers in Four Wars, Fort Leavenworth, s. 19; J. D. Sutherland, dz. cyt., s. 597; Por. Poyer D., The Chesapeake – Leopard Affair – part 1, Shipmate, June/July, 2007, s. 22–25. 18 T. Jefferson, Proclamation In Response to the Chesapeake Affair, http://millercenter.org/scripps/archive/speeches/detail/3499 [20.07.2010]. 19 J. D. Sutherland, dz. cyt., s. 597 20 An Act for the regulation of seamen on board of the public and private vessels of the United States, w: Public Statutes at Large of The United States of America vol. II, red. R. Peters, Boston 1845, s. 809. 11 12 42 Nautologia 2011, nr 148 dają, że w czasie wojny w marynarce służyło od 10 do 20% Afroamerykanów z ogółu personelu tej formacji21. Jednak jak zauważa Jonathan D. Sutherland, „wyższa liczba często była przypisywana działaniom na Wielkich Jeziorach, szczególnie jeśli chodzi o Bitwę na Jeziorze Erie”22. W Encyclopedia of Black America znaleźć można następującą informację: „Wojna ta nie była popularna, szczególnie na północnym wschodzie. Nawet pośród tych popierających wojnę istniały niepopularne zadania. Jednym z nich była służba na kanonierkach broniących lokalnych portów, innym służba na Wielkich Jeziorach. W służbie na kanonierkach oraz jeziorach, szansa uzupełnienia swojej ubogiej pensji pieniędzmi za złapane statki wroga była praktycznie niemożliwa. Pieniądze były tylko na pełnym morzu w Marynarce Wojennej lub statku kaperskim. Afroamerykanie, którzy mieli okazję służby na statkach kaperskich korzystali z niej23”. Co ciekawe, pomimo tych wszystkich niedogodności według przytoczonych statystyk najwięcej czarnoskórych marynarzy służyło na okrętach operujących na Wielkich Jeziorach, gdzie znacznie przysłużyli się stronie amerykańskiej. Oliver H. Perry, dowodzący siłami morskimi Stanów Zjednoczonych na jeziorze Erie, pomimo początkowej niechęci do Afroamerykanów wynikającej głównie z ich słabej dyscypliny i kiepskiego stanu zdrowia24, później zachwalał ich odwagę i zdolności, których dowiedli w czasie bitwy na wspomnianym jeziorze25. Ocena wystawiona przez amerykańskiego dowódcę nie powinna dziwić, skoro 1 na 12 lub nawet 11 marynarzy na jego okrętach w czasie bitwy był Afroamerykaninem, a jak podaje Dr Usher Parson26, cytowany w książce K. A. Saltera, w następnych latach proporcja wynosiła 1 na 6 lub 8 marynarzy i w dodatku brak było jakichkolwiek przejawów rasowej dyskryminacji pośród załóg statków27. Niestety, brak danych pozwala na pewne zidentyfikowanie z imienia i nazwiska tylko kilku Afroamerykanów służących na jeziorze Erie. Należą do nich: Jesse Williams oraz Newport Hazard, którzy zostali ranni na okręcie flagowym Perry’ego Lawrence w czasie bitwy o jezioro Erie, Anthony Williams służył na szkunerze Somers. Cyrus Tiffany – marynarz i muzyk, o którego bezpieczeństwo troszczył się ponoć sam Oliver H. Perry również służył na okręcie flagowym28. Na szkunerze Governor Tompkins pływającym po Jeziorze Ontario doszukać się można Johna Johnsona, Afroamerykanina, który według dowódcy Nathaniela Shalera powinien zostać uwieczniony w księdze chwały29. Reszta osób i ich pochodzenie nie zostało do końca ustalone, gdyż rejestry marynarzy bazy marynarki jeziora Erie nie zostały dla danego okresu odnalezione. Nieznane są również liczby Afroamerykanów służących na statkach kaperskich, wiadomo tylko, że na pewno służyli na tych okrętach i to w znacznej ilości, gdyż rozmontowana po wojnie niepodległościowej „oficjalna” marynarka musiała nadrabiać braki ilościowe poprzez usługi kaprów. Po roku 1812 Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych nadal zaciągała wolnych czarnoskórych Amerykanów. Ich liczba ulegała powolnemu spadkowi30, choć nadal musiała być pokaźna głównie z powodu trudów służby morskiej. W roku 1816 zakazano rekrutowania niewolników, a w wyniku zaniepokojonych głosów, dotyczących służby Afroamerykanów tak w wojsku jak i marynarce dobiegających z Południa USA, w roku 1839 liczba czarnoskórych, którzy mogli służyć na okrętach, została ograniczona do 5% ogółu marynarzy31. Znaczny wpływ miały na to z pewnością stany Południa, które chciały podtrzymać z powodów gospodarczych, a także i zapewne rasistowskich niewolnictwo. Wolni Afroamerykanie, którzy walczyli o swoje prawa stanowili niedogodną przeszkodę, dla realizacji tego celu. Po roku 1839, jak wiemy, tylko 5% załogi okrętów marynarki wojennej mogli stanowić Afroamerykanie, na dodatek, tylko wolni. Wzięli oni udział w wojnie amerykańsko-meksykańskiej z lat 1846–1848, gdzie walczyli na okrętach w pobliżu wybrzeży Meksyku i Kalifornii, choćby na okrętach USS Columbus i USS Portsmouth32. Ciekawostką jest, że pomimo zakazu służby niewolników na okrętach, zdarzały się przypadki, że oficerowie z Południa brali ze sobą na pokład swoich czarnoskórych służących33. Być może w taki sposób zaokrętowani Afroamerykanie nie byli uważani za członków załogi, a jedynie za służących oficerów, dzięki czemu omijano zakaz z roku 1839. Przez ograniczające możliwość służby na morzu prawo czarnoskórzy mieszkańcy Ameryki nie stanowili tak pokaźnej liczby marynarzy jak poprzednio, czemu można przypisać brak większej ilości danych o ich służbie we flocie w trakcie tego konfliktu. Sytuacja Afroamerykanów w marynarce wojennej uległa zmianie dopiero w trakcie Wojny Secesyjnej. Marynarka Unii zaciągała na swoje statki czarnoskórych ochotników bez stwarzania im problemów, z którymi musieli się zmagać w wojskach lądowych, aż do roku 1864 włącznie34. Po raz kolejny okazało się, że flota nie jest w stanie zapełnić swoich statków odpowiednią liczbą niezbędnych marynarzy, co oprócz już wielokrotnie wspominanych trudów służby wiązało się również z niewypłacaniem marynarzom nagród za pojmane statki, a także… z nudą podczas blokady por- Zob. K. A. Salter, Combat Multipliers: African-American Soldiers in Four Wars, Fort Leavenworth 2003, s. 20; J. D. Sutherland, dz. cyt., s. 154, 488; Resources Online: African American Service in the War of 1812, http://www.fairfaxcounty.gov/parks/resources/archives/african1812.htm [20 VII 2010]. 22 J. D. Sutherland, dz. cyt., s. 154. 23 Encyclopedia of Black America, red. W. Augustus Low & V. A. Clift, New York 1981, s 833 (tłumaczenie własne). 24 Perry był w tym czasie skłócony ze swoim przełożonym komodorem Chaunceyem. Perry nie mógł znaleźć ludzi na swoje 11 okrętów i po listach do swojego zwierzchnika, które pozostały bez odpowiedzi, postanowił złożyć bezpośrednie żądanie o marynarzy do Sekretarza Marynarki. W końcu Chauncey wysłał mu 150 ludzi, którzy mieli chociaż w pewnym stopniu zapełnić okręty Perry’ego. Uzupełnienia nie spodobały się dowódcy floty jeziora Erie, narzekał, że to zbieranina chłopców, żołnierzy i ludzi kolorowych. Chauncey odpowiedział mu następująco: …muszę się jeszcze przekonać o tym, że kolor skóry, lub krój i szew marynarki mogą wpłynąć na kwalifikacje lub przydatność człowieka. Mam prawie 50 czarnych na statku [General Pike] i wielu spośród nich to moi najlepsi ludzie”. Zob. African American Seamen, http://www.nps.gov/archive/pevi/html/afro-amer.html [06.VIII.2010] 25 Resources Online: African American Service in the War of 1812, http://www.fairfaxcounty.gov/parks/resources/archives/african1812.htm [06 VIII 2010]. 26 Był to chirurg służący na okrętach Perry’ego. 27 K. A. Salter, dz. cyt., s. 20. 28 African American Seamen, http://www.nps.gov/archive/pevi/html/afro-amer.html [06 VIII 2010]. 29 J. H. Franklin, dz. cyt., s. 123. 30 Odmienne zdanie znaleźć można w Encyclopedia African Americans at War: An Encyclopedia D. Sutherlanda, według której ilość rekrutów dopiero od roku 1812 zaczęła wzrastać. Twierdzenie K. A. Saltera odnosi się najprawdopodobniej do lat powojennych, w których to faktycznie liczba czarnoskórych marynarzy spadała. 31 D. Sutherland, dz. cyt., s. 488. 32 African American History & The Civil War (CWSS), http://www.itd.nps.gov/cwss/history/aa_history.htm [06 VIII 2010]. 33 Encyclopedia of Black America… s. 834; Afroamerykanów, w tym niewolników można odnaleźć również jako pracowników stoczniowych. Zob. przyp. 2. 34 Choć Afroamerykanie walczyli od początku wojny po stronie Unii to tak naprawdę dopiero od stycznia 1863 roku mogli być oficjalnie rekrutowani. Ponadto uważani byli za pracowników, a nie żołnierzy i dlatego otrzymywali mniejszą płacę za te same obowiązki swoich białych towarzyszy broni, której wyrównanie udało im się wywalczyć dopiero na wiosnę roku 1864. 21 Nautologia 2011, nr 148 43 tów konfederackich35. Dlatego też już 25 września 1861 Marynarka Stanów Zjednoczonych oficjalnie zezwoliła na rekrutację Afroamerykanów na swoje okręty. Jednakże Unia stanęła przed innym problemem, o ile bowiem chętnych do służby Afroamerykanów nie brakowało, to jednak w większości byli to zbiegli z Południa niewolnicy, stanowiący problem dla administracji Lincolna, gdyż ten początkowo zabraniał ich uwalniania przez dowódców armii36. Można więc przyjąć za pewne, że postawa Lincolna oraz jego administracji wpłynąć musiała znacząco na decyzję sekretarza marynarki Gideona Wellesa, który w grudniu 1862 roku wydał rozkaz wedle którego nie można było okrętować na stanowisku wyższym niż landsman tzw. „kontraband”, czyli niewolników, którzy uciekli, zostali przeszmuglowani lub znaleźli się na terytorium zajętym przez Unię37. Decyzja ta wydaje się zaskakująca ze względu na zbliżającą się datę 1 stycznia 1863 roku kiedy to wprowadzone zostać miało w życie wcześniejsze rozporządzenie Lincolna dotyczące zniesienia niewolnictwa. Zwróciwszy jednak uwagę na omawiany okres lat 1861–1862, kiedy to bez przeszkód mogli zaciągać się Afroamerykanie do marynarki, dojść można do wniosku, że ich liczba była nawet zbyt duża jak na potrzeby tej formacji. Być może stąd ograniczenie wprowadzone przez sekretarza Wellesa38. Dodatkowo oprócz okrętowania na najniższą z możliwych rang Afroamerykanie mogli przerzucać węgiel, zostać palaczami lub awansować na marynarza drugiej klasy i w końcu na marynarza. W przypadku zmiany okrętu kariera musiała znów rozpocząć się od stanowiska landsmana39. Jak widać, nie dopuszczono jednak czarnoskórych marynarzy do awansu na stopnie oficerskie, Dziwi ta sytuacja, gdyż nawet w bardziej restrykcyjnych siłach lądowych tworzących jednostki segregowane rasowo i dowodzone przez białych oficerów, udawało się Afroamerykanom otrzymać stopnie oficerskie40. Pełniąc niskie stanowiska czarnoskórzy marynarze stanowili według najnowszych ustaleń prawie 15% całkowitego personelu marynarki41. Tych 18 tys. Afroamerykanów służących na statkach dobitnie pokazuje braki jakie miała rozrastająca się potężnie marynarka, która zakończyła wojnę posiadając 671 statków, czyli ponad 7 razy więcej niż na początku zmagań42. Nie przestrzegano zasady, według której tylko 5% załogi mogli stanowić czarnoskórzy marynarze. Jak zauważa J.P. Reidy, liczba Afroamerykanów na okręcie zależała od preferencji kapitana, rodzaju statku czy też misji mu powierzonej43. Dobrze ilustruje to następujący cytat: „Na parowcach zaopatrzeniowych New National (Mississippi Squadron), William Badger (North Atlantic Blockading Squadron), i Donegal (South Atlantic Blocading Squadron), proporcja czarnych marynarzy nieoficerów wahała się między 63% a 100%. I na odwrót, czarnoskórzy stanowili najmniejszą liczbę na slupach wojennych oraz innych oceanicznych okrętach, które stanowiły kręgosłup marynarki w okresie przedwojennym, a także były końmi pociągowymi eskadr prowadzących blokadę”44. Jak widać Afroamerykanie znajdywali najwięcej pracy tam, gdzie miała być to praca fizyczna, choć służyli regularnie przy obsłudze dział i w oddziałach mających zapobiegać abordażowi jak np. na USS Kearsage czy USS Essex. Ich życie jednak było ciężkie nie tylko ze względu na najniższe stanowiska jakie były dla nich dostępne, ale również na dyskryminację, która wiązała się z pełnieniem obowiązków na tych stanowiskach. Według J. P. Reidyego: „Oficerowie regularnie wykrzykiwali rozkazy do swoich stewardów, kucharzy czy chłopców okrętowych – jeden obserwator zanotował, że „warczenie na i przeklinanie służących” stanowiło podstawę mesy oficerskiej – a ilość otrzymywanych tyrad mogła doprowadzić człowieka do płaczu”45. Zważywszy, że większość tych stanowisk zajmowali czarnoskórzy marynarze można stwierdzić, że ich służba nie należała do najlżejszych i przyjemnych, ale była dobrze opłacana z wyjątkiem może stanowiska chłopca pokładowego. Sytuacja landsmanów była podobna, wykonywali oni prace fizyczne otrzymując przy tym najniższe wynagrodzenie. Świadczy to o niedocenianiu Afroamerykanów, ale wskazuje również na coś niemożliwego do osiągnięcia w tamtych czasach nawet w Unii – mianowicie na służbę białych pod komendą czarnoskórych. Pomimo fizycznych prac, jakie wykonywali czarnoskórzy marynarze oraz częstych przejawów dyskryminacji, 5 z ponad 18 tysięcy odznaczonych zostało najwyższym z możliwych odznaczeń, Medalem Honoru. Byli to Robert Blake, Joachim Pease, John H. Lawson, Clement Dees oraz Aaron Anderson46. Ciekawym przypadkiem niezwykłej odwagi i zdolności niedocenianych czarnoskórych marynarzy był wyczyn jakiego dokonał w roku 1862 Robert Smalls. Jego działania przyczyniły się do podniesienia sprawy niewolnictwa i służby Afroamerykanów w szeregach Unii. Robert Smalls 13 maja 1862 wyprowadził z konfederackiego portu Charleston, pod nieobecność białych oficerów nim dowodzą- Encyclopedia of Black America… s. 835; The Sailor’s Life, http://www.civilwarhome.com/sailorlife.htm [26.IX.2010]. Przykład takiej decyzji Lincolna dotyczył anulowania decyzji generała Harpera, który to uwolnił niewolników w Południowej Karolinie, Georgii oraz na Florydzie. Zob. Harper’s Weekly, 31 Maj 1862, nr 283; Polityka Unionistów w sprawach abolicji zob. J. H. Franklin, dz. cyt., s. 220–244. Poza tym, wojna początkowo prowadzona była dla zachowania jedności Unii, a nie w celu zniesienia niewolnictwa. 37 Encyclopedia of Black America… s. 835; Nieistniejąca już najniższa ranga w Marynarce Wojennej USA. Otrzymywali ją nowi rekruci, którzy wykonywali niewymagające doświadczenia prace pokładowe. W wolnym tłumaczeniu można powiedzieć, że był to pomocnik, ale z powodu nie posiadania odpowiednika tego słowa w języku polskim autor zdecydował się na pozostawienie go w formie oryginalnej; inne opracowania podają również, że rangą, która miała być nadawana czarnoskórym rekrutom był boy. 38 Por. D. Sutherland, dz. cyt., s. 488. 39 Encyclopedia of Black America… s. 835; 40 Ciekawym wyjątkiem jest tutaj postać Roberta Smallsa, o którym to opowiadam w dalszej części artykułu. 41 Dane za: Civil War Soldiers and Sailors System, http://www.itd.nps.gov/cwss/sailors_index.html [26.IX.2010]. Strona prowadzona pod patronatem Howard University oraz National Park Service, posiada bazę ponad 18,000 tys. czarnoskórych marynarzy wraz z okrętami na których służyli, w tej liczbie znajduje się również około 12 kobiet również służących na okrętach Unii. Starsze dane z roku 2001 szacują liczbę czarnoskórych marynarzy na około 20% całości sił marynarki Unii zob. J.P. Reidy, Black Men in Navy Blue During the Civil War, Prologue Magazine, T. 33, 2001, z. 3; Zaskakujące natomiast jest wykorzystanie danych przez K. A. Saltera w jego Combat multipliers… gdzie podaje on starą i dawno odrzuconą procentową wartość wynoszącą 25%, ustaloną w 1902 roku, a odrzuconą w roku 1973. Autorowi nie udało się natomiast dotrzeć do danych wskazujących na jakąkolwiek chociaż przybliżoną liczbę Afroamerykanów służących na statkach Konfederacji. Nie powinno to jednak dziwić, gdyż musieli oni otrzymać pozwolenie na służbę morską od władz, a takie przypadki z całą pewnością można uznać za sporadyczne, a poza tym nawet jeśli byli zabierani na statek to jako służący swoich białych panów i nawet nie byli odnotowywani jako część załogi co w rezultacie przekłada się na przemilczenie przez autora tego tematu. 42 S. Tucker, Blue and Gray Navies: The Civil War Afloat, Annapolis 2006, s. 1. 43 J.P. Reidy, dz. cyt. Autor słusznie zwraca uwagę, że Afroamerykanów chętnie wykorzystywano przy pracach fizycznych, stąd ich duża liczba np. na statkach zaopatrzeniowych floty. 44 J.P. Reidy, dz. cyt. (tłumaczenie własne). 45 Tamże. 46 Encyclopedia of Black America… s. 835–836. 35 36 44 Nautologia 2011, nr 148 cych, bocznokołowy parowiec Planter, aby wydać go w ręce unionistów47. Zdobycz była tym cenniejsza, że znajdowały się na nim cztery duże działa, które to Smalls wydał w ręce Unii, o czym pisały gazety na całym świecie wychwalając działania czarnoskórego pilota, choć zdarzały się również głosy dość ironiczne48. Wyczyn jakiego dokonał Smalls wraz ze swoją rodziną i kilkoma innymi czarnoskórymi śmiałkami opłacił się, gdyż dostali oni decyzją kongresu z 30 maja 1862 połowę wartości Plantera, a sam Smalls został później mianowany na kapitana po tym jak w roku 1863 przejął dowodzenie na parowcu, którym uciekł rok wcześniej z Charlston49. Był to jedyny taki przypadek w ciągu całej Wojny Secesyjnej. Żaden inny Afroamerykanin nie został oficerem marynarki, a prawdopodobne straty wśród nich wyniosły około 3200 osób50. Podsumowując udział Afroamerykanów w Wojnie Secesyjnej można powiedzieć, że sama ich liczba wynosząca prawie 18 000 osób, czyli około 20% całości floty stanowić może niezbity dowód na to, że byli potrzebni. Chociaż, jak pisałem, wykorzystywano ich głównie do prac fizycznych, to zapisali oni kilka pięknych kart w historii tego konfliktu. Świadczą o tym nadane im Medale Honoru oraz wyczyn Roberta Smallsa, który sprowokował dyskusję na temat ich udziału w wojnie po stronie Unii. Niestety, po wojnie Afroamerykanie przyjmowani byli głównie na okrętach w roli stewardów lub kucharzy, a i to z czasem zostało ograniczone do minimum, gdyż uznano, że lepiej do tej pracy nadają się azjaci, głównie Filipińczycy51. W ostatnich dekadach wieku XIX zaobserwować można spadek procentowego udziału Afroamerykanów w Marynarce z 20 do 10%. Przypisać to można polepszeniu warunków służby na morzu, a także okrętowaniu dużej liczby osób nieurodzonych w Stanach Zjednoczonych52. Drastyczny spadek liczby zaciąganych Afroamerykanów doprowadził do ich znikomego udziału w Wojnie amerykańsko-hiszpańskiej z roku 1898 oraz I wojnie światowej. W pierwszym z wymienionych konfliktów zapewne brali udział, ale niestety brak danych nie pozwala na oszacowanie ich procentowego chociaż udziału lub poniesionych strat. Natomiast, w czasie I wojny światowej ich liczba wynosiła zaledwie 1,2% całości sił floty, co spowodowane było polityką Marynarki, która zniechęcała Afroamerykanów do służby przez oferowanie stanowisk pracowników fizycznych lub stanowisk na mesie53. Jednak nawet i w tym okresie udało się czarnoskórym marynarzom udowodnić swoją wartość. Edward Donohue Pierson, uzyskał francuskie odznaczenie Croix de Guerre, gdy USS Mount Vernon, na którym służył, został storpedowany u brzegów Francji. Drugim wydarzeniem, a jednocześnie kamieniem milowym było uzyskanie przez Johna Henry’ego Turpina stopnia starszego bosmana. Był to najwyższy stopień, jaki otrzymał Afroamerykanin w Marynarce54. Warto jeszcze dodać, że sama Marynarka pomimo rasistowskiej polityki rekrutacyjnej pozostała przynajmniej w teorii przy braku segregacji rasowej na swoich okrętach. Jednak jak zaznaczają znani badacze problematyki łatwo było ulokować stewardów i innych służących na mesie w osobnych sekcjach okrętu, w odosobnieniu od przedziałów zajmowanych przez białą załogę55. Afroamerykanie służąc na morzu w trakcie I wojny światowej, pełniąc role nie związane z bezpośrednim udziałem w walce nie mieli szansy na zaznaczenie swojej obecności na kartach historii tego konfliktu. Ich walka o prawa do służby w Marynarce rozegrała się dopiero po I wojnie światowej, kiedy to na okres 13 lat odmówiono prawie całkowicie czarnoskórym marynarzom tej możliwości. Po zakończeniu I wojny światowej przez USA przewinęła się fala dyskryminacji rasowych, które to szczególnie uwidoczniły się na południu, ale i zdarzały się przypadki nienawiści na północy kraju56. Rasistowskie nastroje nie ominęły także i sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych Ameryki – w tym oczywiście Marynarki, która od roku 1919 zaprzestała rekrutacji czarnoskórych ochotników. Pozwolono pozostać w służbie do emerytury tym, którzy przed wspomnianym rokiem nosili mundur57. Marynarka Wojenna, tak jak i inne siły zbrojne tłumaczyła swoje postępowanie w następujący sposób: „skoro segregacja rasowa jest normą amerykańskiego życia, to sprzeciwianie się jej zdegradowałoby zdolność bojową, gdyż biali żołnierze nie służyliby z czarnymi żołnierzami, ani nie przyjmowaliby rozkazów od czarnych oficerów. Ponadto siły zbrojne uważały, że czarnoskórzy byli za leniwi, głupi i bojaźliwi, by być dobrymi żołnierzami, marines, marynarzami czy pilotami”58. Cytat potwierdzający tylko i to dość otwarcie rasizm panujący w tym czasie we wszystkich rodzajach sił zbrojnych. Ta rasistowska polityka doprowadziła do tego, że w roku 1930 liczba Afroamerykanów pełniących służbę w marynarce zmalała do 45059. Jednak sytuacja zaczęła się powoli zmieniać po roku 1933, kiedy to ponownie zaczęto dopuszczać Afroamerykanów do służby we flocie. Znów zaproponowano im stanowiska stewardów i innych pracowników mesy. Wiązało się to ze zbliżającą się niepodległością Filipin, co ograniczało możliwość poboru kucharzy itp. z tych wysp. W rezultacie w roku 1939 liczby czarnoskórych marynarzy wzrosła do 240060. W lipcu roku następnego liczba ta wynosiła już 4007, co stanowiło 2,3% całego personelu Marynarki Wojennej Stanów Zjed- 47 Informacje o parowcu Planter zob. A. Wyllie, The Union Navy, Raleigh 2007, s. 458–459; Robert Smalls opisany został w D. Sutherland, dz. cyt., s. 363–365; H. Westwood, Robert Smalls: Commander of the Planter During the American Civil War http://www.historynet.com/robert-smalls-commander-of-the-planterduring-the-american-civil-war.htm [27.IX.2010]. 48 W „Harper’s Weekly” z dnia 7 czerwca można przeczytać o heroizmie Smallsa, ale również o tym, że oficer, który przejął Planter wypowiada się o Smallsie „wyraźnie zapominając, że mówi o własności” („Harper’s Weekly”, 7 czerwca 1862, nr 284); Jedno z dział miało pochodzić z Fortu Sumter. 49 D. Sutherland, dz. cyt., s. 364; Kapitan ponoć schował się w pojemniku na węgiel. 50 Zob. D. Sutherland, dz. cyt., s. 489; według autora około 800 z nich straciło życie w walkach, a pozostałych 2400 zmarło w wyniku chorób. 51 D. Sutherland, dz. cyt., s. 490. 52 J.A. Byers, The Sailors of 1898: Identity, Motivations, and Experiences of Naval Enlisted Personnel at the Dawn of an Age of American Empire, International Journal of Naval History, T. 7, 2008, z. 2, tam literatura. Również F. S. Harrod, Manning the New Navy: The Development of a Modern Naval Enlisted Force, 1899–1940, Westport 1978, s. 10; M. J. MacGregor Jr, Integration of the Armed Forces 1940–1965, Waszyngton 1985, s. 4. 53 D. Sutherland, dz. cyt., s. 490. 54 Black Americans In the Defense of Our Nation, b. m., 2000, 112–113; R. Williams, African Americans in the Navy, http://www.defense.gov/news/newsarticle. aspx?id=45742 [29.IX.2010]. 55 H. Farrar, The Black Soldier in Two World Wars, w: A Companion to African American History, red. A. Hornsby Jr., Malden 2008, s. 350. 56 Tradycyjnie z największą nienawiścią spotkali się Afroamerykanie na Południu, gdzie dochodziło do coraz większej ilości linczów, zaś na północy rosły napięcia, gdyż wielu białych weteranów nie mogło wrócić do swoich zawodów, ich miejsca pracy zostały zajęte przez Afroamerykanów uciekających wręcz ze stanów Południa. Wszelkiego rodzaju niepokoje doprowadziły do wybuchów zamieszek w różnych częściach kraju w latach 1919–1921. 57 R. Williams, African Americans in the Navy, http://www.defense.gov/news/newsarticle.aspx?id=45742 [29.IX.2010]. 58 H. Farrar, Identity, Patriotism, and Protest on the Wartime Home Front, 1917–1919, 1941–1945, A Companion to African American History, red. A. Hornsby Jr., Malden 2008, s. 368 (tłumaczenie własne). 59 H. Farrar, The Black Soldier …, s. 354. 60 Tamże, s. 354. Nautologia 2011, nr 148 45 noczonych61. Afroamerykanie nadal zajmowali się głównie mesą, ale na równi ze wszystkimi posiadali przydziały na stanowiskach bojowych takich jak np. działka obrony przeciwlotniczej. Dodatkowo wyróżniono ich specjalnymi mundurami, co zinterpretować można jako dodatkowy element rasistowskiej polityki segregacji62. W tym miejscu wypada zakończyć część właściwą artykułu. Następne lata przyniosły szereg zmian, których liczba zasługuje na opisanie w odrębnym artykule. Podsumowując, historię służby Afroamerykanów w US Navy można podzielić na dwa zasadnicze okresy, w trakcie trwania których dochodziło pewnych charakterystycznych przemian. Pierwszy, to okres królowania okrętów żaglowych do wojny secesyjnej włącznie. Z powodu warunków służby morskiej marynarka wojenna zmuszona była w pewnym stopniu do zapełniania swoich okrętów kim się dało ze względu na ciągłe braki kadrowe. Jednak nie jest to jedyny powód dużego udziału Afroamerykanów w życiu floty amerykańskiej i taka interpretacja stanowiłaby duże uproszczenie. Oprócz braku chętnych do służby także fakt nie istnienia jeszcze tak dużej nienawiści rasowej pozwalał na spokojną służbę czarnoskórych marynarzy na okrętach. Nie istniała również możliwość segregacji załóg ze względu na warunki panujące na ówczesnych jednostkach. Ponadto w latach, gdy królowały na wodach żaglowce wielu Afroamerykanów posiadało faktyczne umiejętności związane ze służbą morską. Wynikało to z wcześniejszych doświadczeń nabytych na statkach rybackich, wielorybniczych czy też we flocie handlowej. Ludzie tacy stanowili dla młodej Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych doskonały materiał, choć często początkowo niedoceniany, jak pokazuje przypadek Oliviera H. Perry’ego. Po wojnie secesyjnej zaobserwować można wyraźny spadek liczby Afroamerykanów w US Navy pomimo uzyskiwanych przez nich praw w życiu publicznym. Połączyć to można z poprawą warunków służby oraz większym bezpieczeństwem nowych konstrukcji okrętów, które coraz rzadziej wykorzystywały siłę wiatru za źródło napędu. Doprowadziło to do zwiększenia się liczby białych marynarzy. Również po roku 1898 stanowiska na mesie zaczęły przechodzić powoli w ręce Filipińczyków, co także zmniejszyło liczbę Afroamerykanów, pełniących w tym czasie służbę głównie jako kucharze czy też stewardzi. W roku 1919 na 14 lat zakazano z powodów rasistowskich służby czarnoskórym marynarzom i sytuacja ta zmienić się miała dzięki procesowi nadawania Filipinom autonomii, która miała prowadzić do niepodległości. Plany te przerwał wybuch II wojny światowej. Po roku 1933 zadania Afroamerykanów jednak znów zostały ograniczone do służby w mesie. W obu okresach można zaobserwować pewną prawidłowość, jaką było redukowanie liczby służących na okresy względnego pokoju, co logicznie przypisać można niechęci do niepotrzebnego utrzymywania ludzi w służbie. Przeczy temu zasada, że tylko 5% załogi okrętu mogą stanowić czarnoskórzy marynarze, będąca wyrazem wpływów Południa niechętnego zniesieniu niewolnictwa. Stąd też i zakaz okrętowania niewolników. Analogiczną sytuację zastajemy po roku 1919, kiedy to marynarka, tak jak inne rodzaje sił zbrojnych, uznała Afroamerykanów „za zbyt leniwych i głupich do służby” zakazując całkowicie ich rekrutacji na ponad dekadę. Ich sytuacja zaczęła się znacznie zmieniać dopiero po roku 1940, ale to już nie wchodzi w zakres niniejszego artykułu. Abstract The situation of African American seamen in the US Navy in the period between the War of Independence and the Second World War The article is an attempt at synthetic presentation of the history of the American black sailors serving in the US Navy covering the period from its beginnings till 1940. The study presents fluctuations in the enlistment of African Americans in the US Navy which was dependent on the current political situation and the needs of the country at the given time and which, especially in the initial period, was determined by the continuous shortage of volunteers to the genuine hardships that seamen had to bear during their service at sea. Available sources also reveal the initial loathing that white commanders felt for their black crewmen and which, in time, often turned into respect and even admiration. Evidently, the navy administration and the American 61 62 society were reluctant to let African Americans join any of the military services, especially in time of peace. On the other hand, from the sources there emerges a picture of a black seaman who is eager to serve in the navy to prove his usefulness and thus to claim his rights. The study concentrated on the situation of African Americans during the conflicts in which the US Navy participated, an approach resulting from the degree of availability of the source materials. Racial prejudice left its evident imprint on the relations between African Americans on the one hand and white officers and the rest of the society – on the other. As a result, at the end of the period under discussion, black seamen were practically banned from the service in the US Navy. M. J. MacGregor, dz. cyt.; s. 58. Tamże, s. 58. 46 Nautologia 2011, nr 148 Tadeusz Górski ODDZIAŁ POLSKIEJ MARYNARKI WOJENNEJ W WIELKIEJ BRYTANII Niepowodzenie floty w obronie Wybrzeża we wrześniu 1939 roku nie spowodowało wyeliminowania polskich sił morskich, które aż do zakończenia 2. wojny światowej nieprzerwanie prowadziły działania bojowe. Royal Navy1 nie mogła, co prawda, przyjść z pomocą Rzeczypospolitej na Bałtyk, ale nasze okręty udzieliły wsparcia angielskim siłom morskim na wodach brytyjskich już od pierwszych dni wojny. Zgodnie z odpowiednimi umowami polsko-brytyjskimi siły morskie Rzeczypospolitej nadal się rozwijały, przyjmując nazwę Oddział Polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii (The Polish Naval Detachment in Great Britain). Celem rządu Rzeczypospolitej było stworzenie warunków do udziału w wojnie morskiej i rozbudowy polskiej floty wojennej w sojuszu z Anglią i Francją, jako czynnika politycznego i państwowo twórczego. Usilnie starano się, aby nasz wkład w 2. wojnie światowej pod polską banderą był widoczny. Walki toczone przez polskie okręty w izolacji od kraju, nie miały znaczenia operacyjnego na przebieg działań wojennych w Polsce, miały jednak wpływ moralny, konsolidując wojsko i społeczeństwo w oporze przeciw najeźdźcom. Polska flota wojenna operowała poza krajem, na obcych wodach w interesie aliantów. Polskie okręty niosły pomoc zbrojną i inną – flocie angielskiej, amerykańskiej, holenderskiej, belgijskiej, francuskiej, norweskiej, jugosłowiańskiej, greckiej oraz sowieckiej. Działała na rzecz tych państw bezpośrednio. Wymienione floty wojenne operowały również w interesie aliantów, ale i bezpośrednio własnym krajom. Początkowo większość z nich operowała z dala od własnych wód, ale potem walki prowadziły przy własnych wybrzeżach. Jedynie polska flota od początku do końca wojny operowała na obcych wodach i nigdy do kraju nie wróciła. Jednocześnie polskie okręty przejęły najnowocześniejsze rozwiązania taktyki morskiej i techniki okrętowej, były szkolone według wzorów najlepszej floty wojennej świata. Nasze sztaby, dowództwa, dowódcy okrętów i oficerowie, mieli nowoczesne wzory, przenoszone do naszej floty wojennej, zachowując jednocześnie jej narodowy charakter. Ponadto Wielka Brytania dała możliwości rozwoju Oddziału Polskiej Marynarki Wojennej (dalej OPMW). Początkiem współdziałania polsko-brytyjskiego było przybycie z kraju na wody brytyjskie 3 niszczycieli (według ówczesnej terminologii kontrtorpedowce) oraz 2 okrętów podwodnych (dalej OP), które zostały przyjęte przez Brytyjczyków jako sojusznicze2. Sprawne przeprowadzenie operacji wysłania do Anglii polskich okrętów i floty handlowej do portów sojuszniczych w odpowiednim czasie, podkreśliło od początku wojny jej koalicyjny charak- ter. Polska flota wojenna znalazła się w innym położeniu, aniżeli wojska lądowe i lotnictwo. Nie trzeba było po prostu jej odtwarzać, a zadbać jedynie o warunki bytu i dalszego rozwoju w warunkach wojny3. Ponadto Polacy mieli oficerów i marynarzy, szkolili załogi, które rwały się do walki. ZASADY TWORZENIA FLOTY I WSPÓŁDZIAŁANIA Z ROYAL NAVY Już 3 września 1939 roku – po przystąpieniu Wielkiej Brytanii do wojny, Świrski zaproponował podpisanie umowy dotyczącej polskich niszczycieli w Anglii. Uwzględniała ona zasadnicze zagadnienia związane z dowodzeniem, działalnością operacyjną, remontami na miejscu, przeróbkami i dodatkowym wyposażaniem okrętów za zgodą rządu polskiego. Ponadto, w miarę możliwości utworzenie z tych okrętów jednostki operacyjnej. Admiralicja brytyjska do tej propozycji wprowadziła pewne poprawki, ale nie można było jej podpisać, ponieważ została przerwana łączność między Londynem a Warszawą. Dlatego Anglicy musieli omawiać sprawy współdziałania na morzu z przewodniczącym Polskiej Misji Wojskowej w Londynie – gen. dyw. Mieczysław Norwid-Neugebaurem4. Generał do czasu sformowania władz polskiej Marynarki Wojennej (dalej MW) w Anglii lub Francji, zajął się sprawami floty osobiście przy pomocy kmdr. por. Tadeusza Stoklasy – attache morskiego przy ambasadzie polskiej w Londynie. Na podstawie wcześniejszych rozmów i aktualnej praktyki, uzgodniono sprawy zaopatrywania i remontów oraz ustalono potrzebę utworzenia na terenie Anglii polskiej bazy morskiej, a ponadto – że okręty Rzeczypospolitej są częścią Floty sojuszniczej. System rozliczeń finansowych ustalił dowódca Western Approaches – adm. Martin Dunbar-Nasmith, pod którego dowództwem od 9 września znajdowały się polskie niszczyciele. System ten wprowadzono niebawem na inne polskie okręty, a od 1940 roku również we flotach – Norwegii, Holandii i Wolnych Francuzów. Jednocześnie Admiralicja wprowadziła harmonijną współpracę między Royal Navy a flotą polską, a następnie z pozostałymi flotami alianckimi. Ponieważ Brytyjczycy nie znali polskich okrętów i ich załóg zdecydowano, że niszczyciele zostaną przydzielone do Home Fleet5 na okres szkolenia i przystosowania do brytyjskiej sygnalizacji oraz przepisów manewrowych. Dlatego na polskie okręty wprowadzono ekipy łączności brytyjskiej, które kierowano potem również na inne okręty alianckie6. Ponadto wprowadzono zasadę, że dowódcą mieszanego Royal Navy – Królewska Marynarka Wojenna – miano to nosi od 1903 roku. Zaś jej okręty przed właściwą nazwą – HMS (His/Her Majesty’s Ship), tj. Okręt Jego/Jej Królewskiej Mości. 2 Instytut Polski I Muzeum Sikorskiego (dalej IPiMS), MAR.A.V.1/2. Przybyłe polskie niszczyciele, Anglicy początkowo traktowali jako odbywające kurtuazyjną wizytę i dopiero 3 września, po przystąpieniu Wielkiej Brytanii do wojny, zespół stał się sojuszniczym. O przejściu polskich niszczycieli do Anglii: W. Kodrębski, Jak polskie kontrtorpedowce dostały się do Anglii, „Bellona” (dalej B) 1941, nr 10; A. Liebich, Na obcej ziemi. Polskie Siły Zbrojne 1939–1945, Londyn 1947, s. 38; Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej, t. I: Kampania wrześniowa 1939, cz. 5: Marynarka Wojenna i obrona polskiego wybrzeża, Londyn 1962, s. 61–62, t. II, s. 149; Protokoły polsko-brytyjskich rozmów sztabowych w Warszawie w maju 1939, B 1957, z. 3–4; W. Szczerkowski, ORP „Błyskawica”, s. 36–40. 3 Anglia miała trudności w ochronie konwojów, potrzebowała do tego dużo okrętów, których wszędzie szukano. Dlatego 3 polskie niszczyciele, w tym 2 nowoczesne, 2 OP i polskie statki, stanowiły liczące się wsparcie dla Wielkiej Brytanii. Polska wsparła Anglię również w zakresie armat plot Bofors, które produkowano u nas w kraju (B. Karnicki, Marynarski worek wspomnień, Warszawa 1987, s. 129). 4 T. Skinder-Suchcitz, Rok 1939. Polsko-brytyjska polityka morska, Warszawa–Londyn 1997, s. 146–147. Misja miała zabiegać o realizację obiecanej przez rząd brytyjski pomocy wojskowe, w myśl zobowiązań sojuszniczych (P. Stawecki, Protokoły rozmów polskiej misji wojskowej w Londynie we wrześniu 1939 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” (dalej WPH) 1961, nr 2, s. 218–219). 5 Home Fleet – Flota Ojczyźniana. Główne siły brytyjskiej floty wojennej istniejące w latach 1902–1967, których zadaniem była obrona wód terytorialnych Zjednoczonego Królestwa. 6 T. Skinder-Suchcitz, dz. cyt., s. 148–152. Neugebauer czynił również starania, aby Brytyjczycy przydzielili jeden niszczyciel, który można było obsadzić załogami z okrętów szkolnych – Wilja i Iskra, a ponadto zorganizowanie punktu zbornego dla marynarzy rezerwy na polskich statkach. Starał się również o wciągnięcie Anglii do aktywnej walki na morzu oraz wsparcie lotnicze dla wojsk polskich walczących w kraju. 1 Nautologia 2011, nr 148 47 zespołu polsko-brytyjskiego był Anglik, którą stosowano na początku wojny. W latach późniejszych takimi dowódcami byli również Polacy. Podpisanie umowy 18 listopada 1939 roku. Na tych zasadach opierała się działalność polskiej floty wojennej aż do podpisania formalnej umowy 18 listopada 1939 roku, dającej podstawy do funkcjonowania POMW aż do końca wojny7. Umowa i związany z nią protokół określały zasady współdziałania polskich okrętów z brytyjskimi, gwarantowała zachowanie polskiego charakteru jednostek pływających przekazanych pod operacyjne kierownictwo dowództwu Royal Navy. Rząd polski poprzez Kierownictwo Marynarki Wojennej (dalej KMW) zachowywał zwierzchnictwo nad okrętami, które miały polskie załogi, znaki i własne regulaminy. Umowa przewidywała również rozbudowę polskiej floty wojennej w oparciu o potencjał militarny Wielkiej Brytanii. Sukcesy wojskowe III Rzeszy niemieckiej w 1940 roku i brak szans na szybkie zakończenie wojny, skłaniały Wielką Brytanię do szukania realnych sił do dalszej walki. Było to również powodem przekazywania nowych okrętów dla Polski. Nastąpiła zatem konieczność uściślenia współpracy brytyjsko-polskiej, ale umowa wojskowa z 5 sierpnia 1940 roku zawierała szereg punktów dotyczących MW w sensie ogólnym, nic nowego nie wnosząc do umowy morskiej8. Dlatego 3 grudnia 1940 roku został podpisany dodatkowy, tajny protokół do umowy z 18 listopada 1939 roku. Dotyczył on okrętów przekazywanych pod polską banderę przez Brytyjczyków, ich uzbrojenia, wyposażenia, modernizacji, eksploatacji oraz ponoszenia kosztów 9. Działania bojowe polskich okrętów oraz zespołów podlegały rozkazom brytyjskim. Dowódcy okrętów i zespołów postępowali jednak zgodnie z Regulaminem Służby Okrętowej (dalej RSO), ale co nie było sprzeczne z rozkazami władz brytyjskich. Dowódcy byli odpowiedzialni wyłącznie przed władzami polskimi. Taktyczne wyszkolenie okrętów i zespołów odbywało się według wzorów brytyjskich. Ćwiczenia zespołów taktycznych z udziałem okrętów brytyjskich odbywały się pod dowództwem angielskim, które mogło to zlecić dowódcom polskim. Zaś tylko polskich pod dowództwem polskim według kompetencji nie wychodzących poza ich granice. Ćwiczenia związane były z koniecznością skoordynowania ich z zarządzeniami brytyjskimi. W szczególnych przypadkach ćwiczenia przeprowadzali Brytyjczycy, ale wówczas odpowiadali przed władzami polskimi, czyli odpowiedzialni byli za wynik ćwiczenia. Wyszkolenie wewnętrzne, poza tym, przy którym okręt działał na zewnątrz jako całość, odbywało się według przepisów polskich. Zaś przepis brytyjski w poszczególnych przypadkach szef KMW mógł wprowadzić jako przepis polski. Za szkolenie załogi wewnątrz, organizację kursów i wysyłanie na kursy, odpowiedzialni byli dowódcy okrętów i dowódcy zespołów przed władzami polskimi. Sprawozdania operacyjne opracowywano według wzorów brytyjskich dla nich, a odpisy dla władz polskich. Nie ujmowano w nich spraw personalnych i innych wewnętrznych polskich10. Umowy o współpracy polsko-brytyjskiej w zakresie floty wojennej stanowiły ważny czynnik dla rozwoju możliwości bojowych polskich okrętów w II wojnie światowej. Jednak mocno uzależniały OPMW od Royal Navy, co później pozwoliło Brytyjczykom na polityczne manipulacje skierowane przeciwko polskiej flocie wojennej. Dlatego przejęcie władzy w Polsce przez komunistów, pozwoliło Wielkiej Brytanii na sprawne wycofanie się ze wszystkich zobowiązań wobec wiernych i oddanych wspólnej sprawie okrętów OPMW. Brytyjskie Grupy Łącznikowe. W codziennej działalności okrętowej w zakresie współpracy, ważną rolę odgrywały brytyjskie grupy łącznikowe. Oddział Łącznościowy Marynarki Brytyjskiej funkcjonował pod względem liczebności w zależności od klasy okrętu: na krążowniku – oficer +15 podoficerów i marynarzy, na niszczycielu – oficer + 10–12 podoficerów i marynarzy, na OP – oficer + 2–3 podoficerów i marynarzy. Byli to sygnaliści, radiotelegrafiści oraz operatorzy radaru i azdyku. W końcowym etapie wojny OPMW miał już własnych specjalistów azdyku i radaru, wyszkolonych w ośrodkach brytyjskich. Brytyjscy oficerowie łącznikowi byli niezbędni dla polskich dowódców okrętów w załatwianiu spraw związanych z codzienną i bojową działalnością z władzami brytyjskimi różnych szczebli. M.in. przy wystawianiu zapotrzebowań pieniężnych, żywnościowych, materiałów niezbędnych do eksploatacji okrętu, sprzęt i na remonty. Dowódcy okrętów zapotrzebowania składali w różnych instytucjach na specjalnych drukach, które każdorazowo kontrasygnował oficer łącznikowy. Obok spraw codziennej i bojowej działalności byli oni informatorami Admiralicji, ponieważ ich zadaniem było informowanie o sytuacji na polskich okrętach. W działaniach w zespole przydatni byli brytyjscy sygnaliści, ponieważ stosowano brytyjski system sygnalizacji. Byli oni szczególnie niezbędni przy eksploatacji samoczynnej okrętowej aparatury identyfikacyjnej „swój–obcy”. Pierwsze grupy łącznikowe skierowano już we wrześniu 1939 roku na 3 polskie niszczyciele. Byli to zawodowi oficerowie brytyjskiej floty w stopniu kapitana, którzy występowali również w charakterze doradców polskich dowódców okrętów. Jednak polscy oficerowie doskonale dawali sobie radę w obcym środowisku i brytyjscy łącznicy spełniali już rolę właściwą, do której byli przeznaczeni. Gwarantowali dobrą łączność, sprawowali opiekę nad dokumentami, kodami i szyframi. Podobne grupy Admiralicja wprowadziła w 1940 roku również na alianckie okręty innych bander operujące z baz brytyjskich i do ich zadań do końca wojny należało: zapewnienie zrozumienia otrzymanych sygnałów, meldunków itp.; szczegółowe wyjaśnianie manewrów nakazanych przez dowódcę zespołu, aby aliancki okręt działał tak samo jak brytyjskie; zintegrowanie polskich i brytyjskich łącznościowców w jeden sprawnie działający zespół; w razie zagrożenia – zniszczenie dokumentów niejawnych; nadzorowanie wraz z oficerem łączności okrętu treningów działu okrętowego; dbanie o dyscyplinę grupy łącznikowej, jej porządku itp.11 Świrski 16 listopada 1939 roku zgłosił poprawki do umowy: możliwość rozwiązania umowy; zgoda polskiego rządu na sposób użycia okrętów; wymagana zgoda polskiego rządu na ewentualne przeróbki polskich okrętów; ustalenie zasad opłacania polskiego personelu MW i zaopatrzenia okrętów; ustalenie, za zgodą rządu Wielkiej Brytanii, siedziby KMW w Londynie; przyznanie osobnego kredytu na wydatki OPMW (Anglicy chcieli, aby były one pokrywane z ogólnego kredytu udzielonego rządowi polskiemu 7 listopada 1939 roku). Jednak Sikorski nie przyjął poprawek – pierwszej i ostatniej. Zaś pozostałe polecił tak zredagować, aby nie stanowiły przeszkody w podpisaniu umowy. Umowę podpisali w Londynie: w imieniu Rzeczypospolitej – ambasador Edward Raczyński, w imieniu rządu angielskiego podsekretarz stanu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Alexander Cadogan. Tekst umowy sporządzono w dwóch egzemplarzach w języku angielskim. Tekst angielski i przekład polski (Polskie Siły..., t. II, s. 153–154). Przekład ten podano również w zbiorze dokumentów (Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej w pamiętnikach, wybór i komentarz M. Tomala, Warszawa 1990, s. 121–122). Ponadto przedruk umowy: T. Skinder-Suchcitz (dz. cyt., s. 244–245). Polską flotę wojenną w umowie określono jako Oddział Polskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii. 8 B. Wroński, Naczelne władze Polskich Sił Zbrojnych na Obczyźnie w latach 1939–1945, cz. III: Marynarka Wojenna, B 1958, z. II. 9 Polskie..., s. 276–278; T. Skinder-Suchnitz, dz. cyt., s. 245–247; B. Wroński, dz. cyt. 10 S. M. Piaskowski, Kroniki Polskiej Marynarki Wojennej 1918–1946, t. 3, Albany N.Y. 1983–1990, s. 122–123. 11 D. Thornhill, Wspomnienia ze służby w polskiej marynarce wojennej (październik 1944 – luty 1946 r.), „Przegląd Morski” (dalej PM) 1996, z. 4, s. 64–69. W początkowym okresie zdarzały się pewne nieporozumienia między oficerem łącznikowym a polskim dowódcą okrętu, jak to np. miało miejsce na Orle. Brytyjski oficer łącznikowy Fraser próbował ingerować w dowodzenie okrętem, co było jednak powodem jego przeniesienia. 7 48 Nautologia 2011, nr 148 W 1941 roku na prośbę Admiralicji zaokrętowanym na polskim okręcie angielskim oficerom łącznikowym nie wolno było zasadniczo powierzać pełnienia wachty lub jakiejkolwiek funkcji okrętowej Oficerom tym w zasadzie nie przysługiwało prawo rozkazodawstwa w stosunku do członków naszych załóg, a poza tym nie posiadali oni przeważnie przygotowania i doświadczenia w służbie morskiej. Dowódca okrętu mógł powierzyć wachtę lub jakąkolwiek funkcję okrętową angielskiemu oficerowi łącznikowemu tylko w wyjątkowych okolicznościach, gdy tego wymagało bezpieczeństwo okrętu, lub gdy w akcji mogło mieć wpływ na zwiększenie siły bojowej okrętu12. Najliczniejsza brytyjska grupa łącznikowa znajdowała się na „Conradzie”, w skład której wchodziło 15 podoficerów i marynarzy: 2 podoficerów zaopatrzeniowych, 5 sygnalistów, 5 telegrafistów i 3 szyfrantów13. 1 czerwca 1945 roku w OPMW – na 8 okrętach i w dwóch jednostkach brzegowych pełniło służbę 72 podoficerów i marynarzy brytyjskich z Oddziałów Łącznościowych: Błyskawica – 6; Conrad – 15; Dzik – 2; Garland – 8; Krakowiak – 9; Piorun – 8; Sokół– 2; Ślązak – 10; CWSF – 6; Obóz lądowy Bałtyk – 614. Brytyjskie grupy łącznikowe odegrały pozytywną rolę w OPMW, przyczyniając się do unowocześnienia łączności na naszych okrętach i jej sprawnego działania. Stanowiły również autentyczną więź polskich okrętów z Royal Navy na co dzień, co odczuwali nie tylko oficerowie, ale i marynarze. Zaś Anglicy zaokrętowani na polskich okrętach dzielili los z ich załogami, biorąc aktywny udział w walkach. Początkowe nieporozumienia w kilku przypadkach zostały szybko zażegnane przez Admiralicję i w dalszym toku wojny brytyjscy oficerowie, podoficerowie oraz marynarze, byli chętni do służby na polskich okrętach. ORGANIZACJA OPMW Polską MW w Wielkiej Brytanii zarządzało KMW, na czele którego 11 października 1939 roku stanął ponownie kontradmirał Jerzy Świrski. Admirał po przybyciu z kraju 6 października do Paryża, następnego dnia przedstawił gen. Władysławowi Sikorskiemu meldunek15. Dokonał w nim oceny dotychczasowej działalności MW i przedstawił jej aktualny stan oraz prawnopaństwowe znaczenie polskiej floty wojennej. Podkreślił, że Rzeczypospolita egzystuje nadal dzięki istnieniu polskich okrętów wojennych, które nie podlegają jurysdykcji żadnego innego państwa i stanowią terytorium Polski. Ponadto, że była to aktualnie jedyna siła zbrojna, którą rząd polski mógł rozporządzać i jedyna ostoja polskiej suwerenności. W meldunku tym ujęto również przyszłość polskiej MW oraz wytyczne postępowania w aktualnej sytuacji: zachowanie polskich okrętów, udział w organizowaniu transportów naszego wojska do Francji, zbieranie rozproszonej kadry MW, obsadzanie okrętów bojowych i pomocniczych odstąpionych Polsce przez Anglię lub Francję, obsadzanie polskich statków nadających się dla celów wojennych i wcielonych jako statki pomocnicze w MW. Ponadto dążenie do tego, aby nasze okręty zachowały charakter sojuszniczej Polskiej Floty Wojennej, a nie stały się faktycznie jednostkami brytyjskimi lub francuskimi. Pilnować, żeby polska bandera wojenna nie zniknęła z mórz, czyli żeby wszystkie okręty nie zostały zatopione. Świrski postulował również, żeby MW stanowiła jeden z rodzajów polskich sił zbrojnych. Program ten uzyskał aprobatę polskiego rządu, a Świrski przystąpił do organizowania struktur MW na obczyźnie. Nowe KMW sformowano w Paryżu 27 października, jeszcze w ramach Ministerstwa Spraw Wojskowych, ale już 1 grudnia KMW wyłączono z Ministerstwa Spraw Wojskowych (dalej MSW), a Świrski został bezpośrednio podporządkowany Naczelnemu Wodzowi i ministrowi spraw wojskowych. Głównym zadaniem KMW było wówczas utworzenie w Wielkiej Brytanii bazy dla okrętów, jako ośrodka szkoleniowego i zapasowego. Pod koniec października Świrski będąc w Londynie nawiązał osobiste stosunki z Admiralicją brytyjską i przejął od gen. Neugebauera kierownictwo sprawami morskimi na terenie Wielkiej Brytanii. Następstwem odtworzenia i możliwości rozbudowy floty wojennej, było przeniesienie KMW z Paryża do Londynu 29 grudnia 1939 roku16. Tam uległo ono reorganizacji, odpowiednio je rozbudowano i dostosowano do nowych warunków, wynikających z umowy polsko-brytyjskiej. Utworzono również stanowisko oficera łącznikowego, który przy KMW miał swoje biuro. Ponadto Świrskiemu podlegali attache morscy przy ambasadach Rzeczypospolitej w Paryżu i Londynie (później również i w Waszyngtonie) oraz przy poselstwie polskim w Sztokholmie17. To ostatnie otrzymało szczególne zadanie: stałą opiekę nad internowanymi polskimi OP i ich załogami oraz śledzenie rozwoju sytuacji polityczno-wojskowej w rejonie Bałtyku. Dla OPMW istotnym był status prawny Polskich Sił Zbrojnych w posiadłościach brytyjskich. 22 sierpnia 1940 roku brytyjski parlament uchwalił ustawę zezwalającą tworzenie na ziemiach Wielkiej Brytanii obcych sił zbrojnych. Ustawa – tzw. „Allied Forces Act” dawała siłom zbrojnym aliantów prawa równe państwom dominium brytyjskiego, co było pożyteczne dla odtwarzanych rodzajów polskich wojsk18. Po załamaniu się Francji, wiele flot wojennych znalazło się na wodach brytyjskich szukając tu wsparcia, gdzie znajdował się już OPMW. Wówczas w Admiralicji brytyjskiej utworzono biuro Principal Naval Liaison Officer, którego szef w stopniu admirała utrzymywał stały osobisty kontakt w szefami marynarek wojennych (flot wojennych) państw sprzymierzonych. Kontakt ten umożliwiał również bezpośrednie załatwianie spraw dotyczących współdziałania i rozwoju OPMW. Inne sprawy szef KMW przekazywał do załatwienia attache morskiemu lub oficerowi łącznikowemu19. Świrski ponownie zorganizował KMW, które sprawnie funkcjonowało aż do końca wojny. Jego wewnętrzna struktura była zmienna i zależała od potrzeb organizacyjnych floty, wyszkolenia załóg, okrętów i służb funkcjonujących na lądzie, planów rozwoju floty wojennej w przyszłości, ponadto od potrzeb administracyjno-technicznych i zadań przewidywanych w związku z powrotem OPMW do kraju. Unowocześniał je i dostosowywał do nowych wymogów polityczno-wojskowych, a sam cieszył się ogromnym autorytetem wśród dowódców flot alianckich. Szczególnie Anglicy cenili go wysoko. Był zapraszany przez Admiralicję na ważne tajne narady, w których nie brali udziału dowódcy flot walczący pod operacyjnym kierownictwem Royal Navy. Jednocześnie liczono się z jego opiniami oraz ocenami. S. M. Piaskowski, dz. cyt.. D. Thornhill, s. 63. 14 Tamże, s. 64, przypis 4. 15 IPMS, MAR.A.IV.1/1,s. 1–5. 16 Już 5 grudnia Świrski zwrócił się do Sikorskiego z wnioskiem przeniesienia KMW do Londynu, pozostawiając we Francji Ekspozyturę KMW z kmdr Karolem Korytowskim na czele. Wniosek ten został aprobowany (S. M. Piaskowski, dz. cyt., s. 109; Polskie Siły..., s. 149). 17 Walki formacji polskich na Zachodzie 1939–1945, Warszawa 1981, s. 66–67. 18 S. M. Piaskowski, dz. cyt., s. 147; Polskie Siły..., s. 226. 19 B. Wroński, Naczelne..., s. 118. 12 13 Nautologia 2011, nr 148 49 Rozwój floty powodował dalszą rozbudowę KMW i podległych mu struktur, które udoskonalały swoją pracę, a ranga i znaczenie Marynarki Wojennej w Polskich Siłach Zbrojnych rosły. Mimo wzrostu liczby okrętów i służb, pod koniec wojny stan osobowy KMW liczył łącznie z pracownikami cywilnymi około 40 osób – było to trzykrotnie mniej niż przed 1 września 1939 roku. Jednak jego sprawność działania była wyższa, na co główny wpływ wywierała świetna organizacja i niezawodne dowodzenie w Royal Navy, w składzie której operowała polska flota wojenna. 16 marca 1942 roku ogłoszono Organizację Naczelnych Władz Sił Zbrojnych i Centralnych Instytucji Wojskowych, której rozdział V dotyczył KMW. Świrski aktywnie uczestniczył w końcowym opracowaniu tego dokumentu, dbając o sprawy MW – głównie zaś, aby MW stanowiła jeden z rodzajów sił zbrojnych20. Z pewnością starania te były przydatne i ostatecznie szef KMW był: dowódcą MW, koncentrującym w swym ręku wszystkie sprawy MW za wyjątkiem czynności zastrzeżonych umowami dla władz morskich brytyjskich; doradcą Naczelnego Wodza i Ministra Spraw Wojskowych oraz jego organem pracy we wszystkich sprawach dotyczących MW; reprezentantem polskiej MW w stosunku do Marynarki Wojennej Brytyjskiej oraz rzecznikiem spraw marynarki handlowej. W związku z tym szef KMW podlegał bezpośrednio Naczelnemu Wodzowi i Ministrowi Spraw Wojskowych. Zagadnienia zasadnicze, wspólne dla MW i Wojska oraz dotyczące całości Sił Zbrojnych opracowywali w zakresie swoich resortów w porozumieniu z szefem KMW, zasadniczo: szef Sztabu Naczelnego Wodza – z ramienia Naczelnego Wodza; wiceminister Spraw Wojskowych – z ramienia Ministra Spraw Wojskowych; względnie, o ile sprawa dotyczyła głównie MW – szef KMW w porozumieniu z wiceministrem Spraw Wojskowych, lub szefem Sztabu Naczelnego Wodza. W razie rozbieżności zdań decydował Naczelny Wódz i Minister Spraw Wojskowych zasadniczo na podstawie referatu strony, która zagadnienia opracowywała, ewentualnie na podstawie wspólnego referatu obu stron. Wszelkie rozkazy dotyczące całości Sił Zbrojnych, a opracowane przez organa Sztabu Naczelnego Wodza i Ministra Spraw Wojskowych, musiały być podpisywane przez Naczelnego Wodza i Ministra Spraw Wojskowych, o ile miały w całej rozciągłości obowiązywać w MW21. Przy KMW w lipcu 1942 roku utworzono biuro studiów, celem badania przepisów i instrukcji bojowych oraz regulaminów taktycznych i technicznych marynarki brytyjskiej; prac sztabu, organizacji, dowodzenia, wyszkolenia i zaopatrzenia oraz wydawanie własnych przepisów, instrukcji, opracowywanie szyfrów i kodów sygnałowych. W maju 1943 roku utworzono referat planowania, którego zadaniem było: współpraca ze sztabem Naczelnego Wodza i Ministerstwem Prac Kongresowych w dziedzinie politycznej, wojskowej i morskiej; planowanie odnośnie MW na okres zakończenia wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu; opracowywanie elementów do organizacji MW po powrocie do kraju. W kilka miesięcy później, w grudniu tego roku, utworzono referat portowy, a następnie w czerwcu 1944 roku całokształt planowania rozwiązano przez utworzenie czterech referatów planowania: referat nr 1 – organizacja MW; referat nr 2 – przygotowania okupacyjne; referat nr 3 – zagadnienia portów i nr 4 – planowanie techniczne. Jednocześnie w referacie nr 1 mieściła się komórka lotnicza 22. W grudniu 1943 roku utworzono stanowisko oficera łącznikowego KMW przy sztabie Naczelnego Wodza. Po odejściu gen. Sosnkowskiego ze stanowiska Wodza Naczelnego i mianowaniem na to miejsce gen. Bora-Komorowskiego, prezydent 30 września 1944 roku wydał zarządzenie o sprawowaniu funkcji Naczelnego Wodza w razie niemożliwości sprawowanie przez niego osobiście. Ustalało ono również podległość i zakres działania szefa KMW. Zgodnie z tym, szef KMW podlegał bezpośrednio prezydentowi Rzeczypospolitej, przed którym był odpowiedzialny za dowodzenie ogólne i operacyjne MW oraz za sprawy organizacji i wyszkolenia MW. Był zależny od zarządzeń Ministra Spraw Wojskowych w zakresie sądownictwa wojennego oraz w zakresie administracyjnym i mobilizacyjnym. Współdziałał z szefem Sztabu Naczelnego Wodza w sprawach wspólnych dla całości Sił Zbrojnych w zakresie dowodzenia ogólnego, operacyjnego, organizacji i wyszkolenia 23. W połowie 1945 roku utworzono stanowisko I zastępcy szefa KMW, który przejął obowiązki szefa sztabu KMW. Obowiązki tyczące zastępcy szefa KMW (planowanie) objął II zastępca szefa KMW. Skasowano stanowisko szefa sztabu, a utworzono inspektorat wyszkolenia. Inspektor wyszkolenia podlegał bezpośrednio szefowi KMW. Próby tworzenia polskiego lotnictwa morskiego. Obok starań o okręty, próbowano utworzyć lotnictwo morskie, a ponadto wprowadzono zalążki wywiadu morskiego. Wkrótce po kampanii wrześniowej czyniono próby zainteresowania Royal Navy utworzeniem w Wielkiej Brytanii polskiej eskadry lotnictwa morskiego. Początkowo starano się o 5 dużych wodnosamolotów typu CANT zamówionych wcześniej we Włoszech. W Trieście znajdowała się polska komisja nadzorcza i część personelu latającego, oczekując na odbiór tych samolotów. Starano się o wypuszczenie ich przez Włochów i przejęcia tych wodnosamolotów przez polską marynarkę oraz dołączenia ich do marynarki francuskiej. Wydawało się, że sprawa będzie załatwiona pomyślnie, ale narastały różne kłopoty finansowe, techniczne i inne24. Ostatecznie jednak, mimo usilnych prób attache wojskowego we Włoszech – Romeyki, samolotów tych nie odzyskano. Z zamiaru utworzenia własnego lotnictwa morskiego jednak nie zrezygnowano i nadal czyniono o nie starania. Świrski pismem do Inspektora Lotnictwa z 20 kwietnia 1943 roku zainicjował wymianę poglądów na temat lotnictwa morskiego. Admirał widział konieczność posiadania takiego lotnictwa, sugerował nawet, aby za takie uznać 304 dywizjon bombowy „Ziemi Śląskiej”, który od maja 1942 roku walczył w składzie brytyjskiego lotnictwa obrony wybrzeża (Coastal Command). Aktywnie uczestniczył w bitwie o Atlantyk, zwalczając gównie U-booty na wodach Zatoki Biskajskiej. Część załóg tego dywizjonu przeszło nawet szkolenie torpedowe, ale ostatecznie najważniejszym jego zadaniem stało się zwalczanie OP. 5 października 1943 roku Naczelny Wódz otrzymał od Świrskiego meldunek na temat utworzenia lotnictwa morskiego. Admirał sugerował, że nasze lotnictwo morskie winno obejmować samoloty torpedowe, myśliwskie (pokładowe i lądowe), rozpoznawcze (samoloty i wodnosamoloty), środki szkoleniowe i zapasowe. Lotnictwo to stanowiłoby część sił morskich, zdolnych do przeprowadzania uderzeń na morzu oraz do zabezpieczania działalności własnych okrętów na morzu i w bazach. Admirał starał się również w Inspektoracie Lotnictwa o personel celem morskiego przeszkolenia, do rozwinięcia w przyszłości lotnictwa morskiego IPMS, MAR.A.V.1/5; Tamże, MAR.A.V.1/3. S. M. Piaskowski, dz. cyt., t. 3, s. 20. 22 B. Wroński, dz. cyt., s. 116–117. W październiku 1945 roku referaty planowania zreorganizowano i dostosowywano do prac związanych z demobilizacją i przeszkoleniem zawodowym. Stworzono biuro planowania w składzie wydziału planowania ogólnego i demobilizacji oraz wydziału przeszkolenia zawodowego. 23 S. M. Piaskowski, dz. cyt., s. 186; B. Wroński, dz. cyt., s. 119. 24 PIMS, MAR.A.V.1/2, s. 1; Tamże, MAR.A.IV.1/1, s. 2. 20 21 50 Nautologia 2011, nr 148 i przejęcie po Niemcach baz na polskim wybrzeżu. Planował przeszkolenie 10 załóg samolotów torpedowych, utworzenie plutonu 3 wodnosamolotów typu „Catalina”, wydzielenie 5 pilotów na przeszkolenie na potrzeby operacyjne z lotniskowców, 5 pilotów na samolotach katapultowych, 3 oficerów i 10 podoficerów na kurs specjalistów torpedowych. 5 października tego roku Wódz Naczelny zatwierdził projekt utworzenia lotnictwa morskiego, jako część Marynarki Wojennej, a postulaty Świrskiego uzyskały aprobatę Inspektora Lotnictwa. Przewidując powrót do kraju, planowano w 3-letnim okresie rozwoju następującą organizację lotnictwa morskiego: dywizjon 304, 2 dywizjony myśliwskie i 1 dywizjon torpedowy. Trwały odtąd dyskusje, wymiana poglądów i krążyły pisma między różnymi instytucjami wojskowymi na ten temat 25. Jednocześnie Świrski 9 listopada 1943 roku utworzył Sekcję Planowania Lotniczego przy Oddziale Planowania, która prowadziła prace nad powołaniem polskiego lotnictwa morskiego. Lotnictwo morskie według prognoz KMW w przyszłości miało składać się z 26 dywizjonów, obsługiwanych przez 519 oficerów i 6768 podoficerów i marynarzy26. Wywiad morski. KMW zwracało również wiele uwagi na sprawy związane z wywiadem morskim i współpracę w tym zakresie z wywiadami alianckimi, powołując w tym celu Wydział Wywiadowczy KMW, którego szefem był kmdr ppor. Bronisław Jabłoński. Pod względem merytorycznym podlegał on również szefowi Oddziału II. Już 2 listopada 1939 roku na propozycję II Oddziału Francuskiego Sztabu Głównego, szef KMW powołał przy Oddziale II Admiralicji Francuskiej komórkę polskiego wywiadu morskiego27. We wrześniu 1940 roku, na rozkaz Jabłońskiego, por. mar. inż. Tadeusz Jekiel skierowany został do zorganizowania i prowadzenia sieci wywiadu morskiego na rzecz aliantów, początkowo na terenie Francji, a następnie w Algierii28. Rozpoczął on pracę jako urzędnik konsulatu polskiego w Marsylii. Zainstalował się w Nicei, skąd rozwinął komórki wywiadowcze na wybrzeżu prowansalskim, a przede wszystkim objął tym port w Marsylii i bazę morską w Tulonie. Jednym z osiągnięć sieci było uzyskanie dokładnych danych o stanie uszkodzeń pancernika „Strassburg”, który uszedł z Mers-el Kebir i terminie odzyskania przez niego gotowości bojowej29. Wydział Wywiadowczy KMW składał się z 4 Referatów: Niemcy, Kraje Okupowane nad Atlantykiem i Bałtykiem, Basenu Morza Śródziemnego, Pozostałe Kraje. Wydział ściśle współpracował z brytyjskim wywiadem morskim oraz z podobnymi służbami pozostałych aliantów. Szef Wydziału zlecał wykonanie zadań i organizował wywiad morski za pośrednictwem ekspozytur i placówek terenowych podlegających referatom – centralnemu i zamorskiemu Wydziału Wywiadowczego. W skład personelu wchodziło 11 osób (4 oficerów sztabowych, 3 oficerów młodszych, 2 szeregowych i 2 urzędników cywilnych)30. Z działalnością wywiadowczą związana była Polska Misja Morska, którą utworzono wiosną 1941 roku w Gibraltarze. Jej szefem został kpt. mar. Marian Kadulski, który stworzył flotyllę piracką z kutrów udających pracę rybaków hiszpańskich. Misja działała na rzecz wydostawania personelu wojskowego z obozów internowania w Afryce, we Francji itp. Ponadto, pod osłoną nocy, kutry Misji dobijały w oznaczonym miejscu do brzegów okupowanych przez Niemców, wysadzając tam lub zabierając ludzi. W ten sposób odbywały się również przerzuty agentów wywiadu i ich sprzętu31. Pod koniec 1942 roku kierownictwo tej Misji przejął kmdr por. pil. obs. Karol Trzaska-Durski, a 27 kwietnia następnego roku Polską Misję Morską przeniesiono z Gibraltaru do Algieru32. Struktury organizacyjne OPMW. KMW skupiło uwagę na staraniu o okręty, wyszkolenie załóg i skierowywanie do poszczególnych brytyjskich flotyll, w składzie których operowały na morzu. Stąd zaistniała potrzeba odpowiedniego zorganizowania tej działalności, którą udoskonalano w toku wojny. KMW podlegały: Baza OPMW, lokalne dowództwa (Komendy Morskie Północ i Południe) oraz inne struktury niezbędne do funkcjonowania floty i jej zaplecza (Komenda Stacji Zbornej, Pomocnicza Służba Kobiet, Biuro Historyczne MW, Ośrodek Rehabilitacyjny MW). Zaś stałą współpracę utrzymywano z attache morskimi w Londynie, Paryżu, Sztokholmie i Waszyngtonie. Baza polskiej MW, mieszcząca się początkowo na ORP Gdynia w Plymouth, w 1941 roku została przeniesiona na ląd do koszar w Plymouth, a następnie umieszczona w Bickleigh (Devonshire), jako obóz lądowy ORP Bałtyk33. Znajdowały się tam – Kadra Floty, Centrum Wyszkolenia Socjalistów Floty, Szkoła Podchorążych Marynarki Wojennej, Komenda Uzupełnień Floty, Oddział Pomocniczej Służby Kobiet oraz mniejsze komórki organizacyjne i kancelarie, niezbędne do sprawnego funkcjonowania OPMW. Okręty nie tworzyły stałych związków taktycznych, a ich użycie zależało od zamiarów operacyjnych Royal Navy. Pod względem administracyjnym, personalnym, dyscyplinarnym i kontaktów z władzami brytyjskimi, w polskiej organizacji okręty łączono w zespoły: niszczyciele – tworzyły dywizjon niszczycieli, OP – grupę OP, a ścigacze – grupę ścigaczy. Dowódcą dywizjonu niszczycieli był osobny dowódca, a na pozostałych dowódca jednego z okrętów. Dowódcy ci podlegali bezpośrednio szefowi KMW34. W marcu 1940 roku szef KMW wydał Instrukcję dla dowódcy Dywizjonu Niszczycieli na czas pobytu w Anglii. Powinien on przebywać zasadniczo na lądzie lub na okręcie pomocniczym wraz ze swoim sztabem. W razie użycia co najmniej 2 niszczycieli do działań bojowych na morzu, dowódca dywizjonu musiał być ulokowany wraz ze sztabem w pobliżu brytyjskiego dowództwa operacyjnego, które kierowało operacją i pozostawać z nim w kontakcie. Miał całkowite uprawnienia do swego zespołu wynikające z RSO i musiał dobrze orientować się w zamiarach operacyjnych zespołu taktycznego brytyjskiego, w ramach którego miały być użyte polskie niszczyciele. Gdy dwa lub więcej polskich niszczycieli miało być użytych do operacji bez okrętów brytyjskich, dowódcą takiego zespołu zostawał dowódca dywizjonu. Mógł on również zaokrętować się na jeden z okrętów dywizjonu wówczas, gdy zespołem kierował Anglik, ale nie miał wówczas prawa rozkazodawstwa 35. M. A. Peszke, Próby utworzenia polskiego lotnictwa morskiego w Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej, PM 1995, z. 6, s. 56–60. IPMS, MAR.A.II.4/7, zał. nr 2. 27 S. M. Piaskowski, dz. cyt., t. 2, s. 100. 28 Tamże, s. 147. 29 A. Pepłoński, Wywiad Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1939–1945, Warszawa 1995, s. 100. 30 Tamże, s. 65. Ponadto „Listy Leona Śliwińskiego i Tadeusza Jekiela dot. działalności wywiadu MW w II wojnie światowej (Muzeum Marynarki Wojennej, dalej MMW 619). 31 Polska Marynarka Wojenna od pierwszej do ostatniej salwy w drugiej wojnie światowej. Album pamiątkowy, opracował Władysław Kosianowski, Rzym 1947, ryc. 256–260. 32 S. M. Piaskowski, dz. cyt., t. 3, s. 82. Misja używała dwóch kutrów rybackich, charakterystycznych na wodach hiszpańskich (Seawolf – dowódca kpt. mar. Marian Kadulski i Dogfish – dowódca por. mar. Jan Bachowski. Od końca 1942 roku dowództwo Seawolfa objął por. mar. Maciej Michałkiewicz). 33 Nazwę dla obozu przejęto na wzór angielski. W ten sposób nawiązano do przedwojennego hulku Bałtyk. 34 Polskie Siły..., t. II, s. 278. 35 S. M. Piaskowski, dz. cyt., t. 2, s. 115. 25 26 Nautologia 2011, nr 148 51 We wrześniu 1941 roku celem dostosowania się do przydziału operacyjnego polskich okrętów we flocie brytyjskiej, dotychczasowy dywizjon niszczyciel podzielono na dwa dywizjony – I oraz II. I Dywizjon na północy w Greenock, obejmował OORP: Błyskawica, Burza, Garland, Piorun, Oddział Zapasowy niszczycieli oraz pluton obrony plot dla statków. II Dywizjon na południu w Plymouth, obejmował OORP: Krakowiak i Kujawiak. Jednocześnie dowódcy tego dywizjonu podporządkowano dowódcę Grupy Ścigaczy36. Ponadto organizowano bazy zaopatrzenia dla polskich okrętów, oddziały gospodarczo-administracyjne dla przyjętych do OPMW okrętów francuskich i inne37. Ulegały one różnym modyfikacjom i zmianom. 3 marca 1942 roku KMW utworzyło Komendy Morskie: „Południe” w Plymouth i „Północ” w Greenock. Były to ośrodki sztabowo-administracyjne, koordynujące sprawy administracyjno-porządkowe na obszarach podległych komendantom, a komendanci byli również rzecznikami polskiej MW w stosunku do lokalnych władz brytyjskich. Ponadto komendy te rozwijano z myślą o przyszłych Komendach Portów Wojennych lub baz morskich w Polsce, w oparciu o doświadczenia brytyjskie. 16 listopada 1944 roku ustalono granicę między Komendami „Północ” i „Południe”, którą był równoleżnik 54°. W skład sztabu komendy wchodzili: oficer flagowy, pierwszy oficer sztabu (wyszkolenie, taktyka), drugi oficer sztabu (wychowanie, oświata, opieka i sport), trzeci oficer sztabu (wywiad obronny), referent prawny i kapelan. Podległość okrętów Komendom była zmienna i zależała od przydziałów operacyjnych do poszczególnych flotylli Royal Navy38. Później powstało trzecie dowództwo okresowe – obejmujące Morze Śródziemne, na którym operowały polskie niszczyciele i OP. Początkowo miało ono bazę w Gibraltarze, a następnie w Bari39. Polskie okręty podporządkowane były brytyjskim dowódcom obszarów morskich, przejściowo Flocie Ojczyźnianej lub bezpośrednio Admiralicji, w zależności od potrzeb operacyjnych. Wchodziły w skład eskadr, flotylli, dywizjonów, półdywizjonów, grup i innych oddziałów, zgodnie z organizacją Royal Navy. Krążowniki wchodziły w skład eskadr, m.in. Dragon walczył w składzie 10 eskadry krążowników. Niszczyciele walczyły w składach brytyjskich flotylli niszczycieli. Zależnie od potrzeb operacyjno-taktycznych, znajdowały się w składzie 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 10, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 21, 22 i 24 flotylli niszczycieli, przebywając w nich w różnych okresach i biorąc udział w walkach na różnych akwenach morskich. Bazowały głównie w Plymouth, Harwich, Rosyth, Greenock, Scheerness, ponadto w Gibraltarze, La Valetta, Aleksandrii, Bari i Freetown40. Przydział do poszczególnych flotylli zależał w zasadzie od zadań bojowych i możliwości poszczególnych polskich niszczycieli. Dlatego m.in. Błyskawica, Piorun , Orkan i Garland kierowane były głównie do flotylli wchodzących w skład zespołów ochraniających główne siły Royal Navy, a pozostałe – w skład sił ochraniających konwoje lub duże okręty nawodne (dalej ON). OP operowały w składach flotylli OP: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 8, 9 i 10. Bazowały one głównie w Plymouth, Rosyth, Portsmouth, Dundee, Holy Hoch, La Valetta, Bejrucie i w Gibraltarze. Ścigacze artyleryjskie operowały w składzie 3 flotylli brytyjskich ścigaczy, bazując w Portland, Felixtone, Portsmouth, Ramsgate i Fowey. Zaś ścigacze torpedowo-artyleryjskie w składzie 2 i 8 flotylli brytyjskich ścigaczy, bazując w Plymouth i Portland. Jednostki patrolowe operowały w brytyjskiej grupie patrolowców, bazując w Plymouth, a pozostałe polskie okręty otrzymały przydział do brytyjskiej grupy Kutrów Dozorowych w Dartmouth. Polskie niszczyciele wchodziły również w skład specjalnych sił morskich Royal Navy, wykonujących zadania bojowe, głównie przeciw ON i OP nieprzyjaciela na wodach okalających wyspy brytyjskie i na Morzu Śródziemnym. Wykonywały zadania w składzie grup taktycznych i eskortowych, według operacyjnych potrzeb Royal Navy. Bywało, że polski okręt należał do określonej flotylli, ale zadania na morzu wykonywał w określonej grupie, ponieważ była taka potrzeba. Wówczas nowoczesne niszczyciele przeznaczano do walki z OP, samolotami i do przeprowadzania ataków torpedowych oraz ostrzeliwania wybrzeży przeciwnika, a starsze – do eskorty konwojów. Niemal wszystkie polskie niszczyciele brały udział w Grupach Eskortowych, a służba w nich narastała wraz z nasilaniem się wojny podwodnej41. Polskie niszczyciele wchodziły również w skład specjalnych zespołów uderzeniowo – osłonowych Royal Navy – Force 23, Force A, Force H, Force J, Force K, Force O, Force Q, Force V, Force W, Force X. Zasadniczo siły te powoływano po upadku Francji, dla zneutralizowania jej floty wojennej oraz zajęcia po niej miejsca na wodach europejskich i afrykańskich. W zespołach tych zachodziły różne zmiany organizacyjne, ilościowe i jakościowe, nawet już w czasie operowania na morzu. Dzielono je na grupy i podgrupy, ale zasadniczym rodzajem sił były niszczyciele, w tym również polskie. SŁUŻBA NA OKRĘCIE I ZAŁOGI Okręty OPMW podnosiły takie same bandery i proporce, jakie obowiązywały w kraju. Wprowadzono jedynie różne kolory wyciętego pola w proporczyku dla różnych dowódców zespołów i dowódców morskich. Ponadto na OP Sokół i Dzik – wzorem angielskim – podnoszono flagę piracką (Jolly Roger) podczas powrotu ze zwycięskiego rejsu bojowego. Miało to miejsce w czasie operowania tych okrętów z bazy na Malcie. Każdy okręt nosił godło – orzeł biały na czerwonym polu. Umieszczano je na małych okrętach na przedniej ścianie pomostu bojowego, a na krążownikach i niszczycielach na rufie, bezpośrednio pod drzewcem. Wszystkie okręty miały własne nazwy oraz znaki rozpoznawcze stosowane w Royal Navy. Na dużych okrętach nawodnych znaki rozpoznawcze umieszczano na burtach w ich środkowej części oraz na rufie, na małych okrętach malowano je na dziobie po obu burtach, a OP miały znaki rozpoznawcze wymalowane na kiosku. Zasadniczym kolorem polskich okrętów był stalowy i w takich barwach występowały one w pierwszych miesiącach wojny. Zmianą było tylko to, że w części dziobowej okrętów nawodnych, a na OP na kioskach, malowano znaki taktyczne – kolorem czarnym, a później, po namalowaniu nieco ciemniejszymi farbami Tamże, s. 192; Polskie siły..., s. 393–394. Zasadniczym ośrodkiem zaopatrzenia była Baza Zaopatrzenia w Devonport – organ szefa KMW w zakresie zaopatrywania okrętów pod polską banderą. 38 MW, 103, s. 25; T. Górski, Operacyjna działalność Polskiej Marynarki Wojennej w II wojnie światowej z baz brytyjskich, [w:] Obrona Polskiego Morza. 75 lat Polskiej Marynarki Wojennej, pod redakcją Cz. Ciesielskiego, Gdańsk–Gdynia 1993, s. 141; S. M. Piaskowski, dz. cyt., t. 3, s. 18–19, 79, 137, 140–143; Polskie Siły..., s. 394. 39 M. A. Peszke, dz. cyt., s. 32. 40 T. Górski, dz. cyt., s. 148–149. Np. 10 flotylla niszczycieli 24 maja 1944 roku składała się z 8 okrętów (dwa dywizjony, a w dywizjonach 2 półdywizjony): 4 brytyjskich, 2 kanadyjskich i 2 polskich (Błyskawica – 39 półdywizjon i Piorun – 40 półdywizjon). 41 Organizowano Grupy Eskortowe do osłony konwojów, Specjalne Grupy Eskortowe, Grupy Eskortowe do osłony pancerników i lotniskowców, Sił Eskortujących Morze Irlandzkie i inne, w zależności od potrzeb. 36 37 52 Nautologia 2011, nr 148 angielskimi – białym42. Na początku 1940 roku w brytyjskiej flocie wojennej zaczęto w malowaniu używać schematów opracowanych przez malarza-marynistę Petera Scotta. Na początku wojny w Anglii stosowano dwa podstawowe odcienie szarości: ciemny używany na akwenach północnych i jasny na południowych. Od 1942 roku opracowano instrukcję malowania maskującego na szlakach północnych: jasny – biały z plamami błękitu i seledynu. Stosowano go głównie na eskortowcach na północnym Atlantyku i w konwojach murmańskich. Malowanie takie miało ukrywać sylwetę okrętu przed obserwacją przeciwnika. Ponieważ w latach 1942–1943 brak było zielonego pigmentu, zastosowano kamuflaż dwukolorowy. Wprowadzono również „Specjalny Wzór Niszczycieli Floty Ojczyźnianej”. Od drugiej połowy 1943 roku, w związku z rozwojem technicznych środków obserwacji, zamiast ukrywania sylwety przed obserwacją wizualną, starano się fałszować kamuflażem kurs i sylwetę okrętu. Poprzednie wzory tworzono osobno dla poszczególnych rodzajów okrętów i akwenów, a obecnie były identyczne dla wszystkich klas i mórz. Zmieniano jedynie kolory, a wzory standartowe te same. Okręty malowano na jasne odcienie – szary, niebieski lub zielony. Od linii wodnej do pokładu głównego malowano ciemniejszy czworobok, zasadniczo od dziobowego falochronu do końca luf rufowej armaty. Stosowano ponadto tzw. schematy zastępcze – jasny, pośredni i ciemny, kolory – szary, niebieski, zielony. Kadłub malowano ciemniejszym kolorem, a nadbudówki jaśniejszym43. W OPMW obowiązywały przepisy mundurowe sprzed 1939 roku. Co prawda pojawiły się pewne zmiany, ale wygląd polskiego marynarza nie uległ zmianie. Początkowo były jednak duże trudności mundurowe. Okręty przybyły do Anglii bez zapasów, a załogom brakowało pieniędzy. Np. d.o. Wilk i jego zastępca nosili na zmianę ten sam mundur wyjściowy44. Później, w oparciu o pomoc brytyjską nie było większych kłopotów z mundurami, ale Polacy nie dostali pozwolenia na użycie lepszego materiału niż załogi okrętów brytyjskich. Część mundurów była kroju angielskiego, a na wstążkach napis MARYNARKA WOJENNA, podobnie jak u Anglików napis ROYAL NAVY45. Na okrętach używano hełmu brytyjskiego wz. MK 2, malowanego lakierem gładkim koloru szaroniebieskiego. Były też w użyciu koloru khaki. Był to hełm jednoczęściowy, o bardzo płytkim czerepie, otoczony dookoła lekko pochylonym rondem. Czasami białą farbą malowano litery – skróty funkcji i specjalności na okręcie, np. ART-1, OF.ART, ZDO46. Na naszych okrętach obowiązywał RSO z 1932 roku, podobnie jak we flotach sojuszniczych – regulaminy morskie poszczególnych bander. Służba na okręcie wymagała sprawności, dobrej organizacji i porządku Składało się na nie – sprawna organizacja szkolenia, odpowiedni system służb dyżurnych i wacht, regulaminowe stosunki między przełożonymi i podwładnymi, starszymi i młodszymi, przestrzeganie norm życia okrętowego, troska o mechanizmy okrętowe, uzbrojenie i sprzęt okrętowy, ścisłe przestrzeganie obowiązków wynikających z porządku dnia na okręcie. Samo życie załogi było trudne, marynarze przeżywali stres ze względu na brak kontaktu z rodziną i najbliższymi, z którymi kontakt był niewskazany. Ujawnienie w kraju groziło sankcjami ze strony okupantów – niemieckiego i sowieckiego, i tylko nieliczni marynarze otrzymywali listy z kraju. Czytano je wiele razy, nawet głośno dla kolegów, chcących się dowiedzieć co w kraju słychać. Po wyjściu na morze załogi znajdowały się w stałej gotowości bojowej, a między wachtami przebywały w pobliżu swoich stanowisk bojowych (dalej SB). Znano straty w okrętach własnych i sojuszniczych, które zastępowano nowymi jednostkami, a poległych i rannych zamieniali następni marynarze. Starano się wyławiać tonących, a poległych chować z godnością bez względu na rodzaj bandery47. OPMW tworzyło KMW i oficerowie marynarki. Włączenie naszych okrętów w skład zespołów brytyjskich pod względem operacyjnym, dało polskim oficerom możliwość praktycznego przyswojenia nowoczesnej sztuki wojenno-morskiej Royal Navy. Nasi oficerowie wykazali dużą wiedzę, którą pogłębiali, wykorzystując ją w walce na morzu. A to było przyczyną dużego autorytetu OPMW wśród aliantów i własnych wojsk. Podstawowe zasady dowodzenia okrętem zawarte były w określonych dokumentach, a sama sztuka dowodzenia wymagała wpływania na sytuację, zmieniania jej przez załogę i środki walki na swoją korzyść. Dowodzenie okrętem sprawowano z Głównego Stanowiska Dowodzenia (dalej GSD), znajdującego się na pomoście bojowym, gdzie były najlepsze warunki do tego: możliwość obserwacji wzrokowej okrężnej, dopływ informacji z całego okrętu, szybkość przekazywania sygnałów i rozkazów. Tam przeprowadzano analizę otrzymywanych sygnałów zewnętrznych i wewnętrznych, dlatego GSD miało odpowiednie wyposażenie w sprzęt i przyrządy (obok przyrządów nawigacyjnych były tam – telegraf, wskaźnik położenia steru, pulpity i mikrofony łączności wewnątrzokrętowej, urządzenia podstawowych danych do prowadzenia ognia, wykonania ataku torpedowego i śledzenia atakowanego OP). Z GSD szły rozkazy do działów okrętowych lub SB. Jednocześnie GSD były otwarte i narażone na działanie warunków atmosferycznych, broni pokładowej z samolotów i odłamków. W razie uszkodzenia lub zniszczenia GSD, jego funkcję przejmowało Zapasowe Stanowisko Dowodzenia (dalej ZSD), znajdujące się bliżej rufy. Co prawda w czasie II wojny światowej starano się udoskonalać GSD i ZSD, ale modyfikacje szły raczej w kierunku ich lepszego wyposażania w technikę, a w mniejszym stopniu dotyczyły bezpieczeństwa. Dowódcy działów okrętowych mieli swoje Stanowiska Dowodzenia (dalej SD), a im z kolei podlegały SB. Na większych okrętach podział w działach okrętowych i służbach obejmował: baterie, grupy, drużyny, SB i pojedynczych marynarzy. Natomiast na mniejszych – działy okrętowe pokrywały się z SB. Stany gotowości bojowej na niszczycielach obejmowały „burty” i „wachty” bojowe, pozwalające na odpoczynek części załogi i zmiany. Natomiast na okrętach mniejszych, brak było takiego podziału ze względu na szczupłość załogi i stosunkowo krótki okres pobytu na morzu. Przystosowanie do służby na okrętach OPMW nie odbiegało w niczym od tego, jaki stosowano w polskiej flocie wojennej II Rzeczypospolitej. Było jej przedłużeniem. Wychowanie obejmowało poczucie honoru, godności, odwagę, karność, lojalność, koleżeństwo i odporność na trudy życia okrętowego. Wiele uwagi zwracano na szacunek do symboli i ceremonii państwowych oraz wojskowych i umiejętność zachowania się w towarzystwie. Wychowywano na tradycjach rycerskich, a wzorem byli – Kościuszko, Wojsko Polskie 1939–1945. Barwa i broń, wyd. II, Warszawa 1990, s. 274. Pierwsze nasze okręty przybyłe do Anglii malowane były według zasad obowiązujących w polskiej MW, a następnie – tak jak w Royal Navy. Wymagało tego – jednolitość zespołów, farby tylko produkcji angielskiej i kamuflaż. 43 M. Twardowski, Sposoby malowania niszczycieli Polskiej Marynarki Wojennej w okresie II wojny światowej, „Biuletyn Historyczny MW” (dalej BH) 1992, nr 12, s. 47–49. 44 B. Romanowski, Torpeda w celu, Warszawa 1985, s. 83. 45 T. Skinder-Suchcitz, dz. cyt., s. 168. 46 J. Kijak, Hełmy Wojska Polskiego, Warszawa 1993, s. 98–102. 47 A. Domiczek, Opowiadania marynarskie, Londyn 1945, s. 45–46. 42 Nautologia 2011, nr 148 53 żołnierze Legionów Dąbrowskiego, Księstwa Warszawskiego i Legiony Piłsudskiego. Zasadniczym przygotowaniem załóg do służby na okrętach było opanowanie określonej specjalności, oparte na duchu patriotycznego szacunku do sojuszników – głównie zaś do Royal Navy. Wiele uwagi zwracano na wychowanie fizyczne. Wyrabiano poczucie współodpowiedzialności za wykonanie zadań, wzajemną życzliwość i zrozumienie. Dowódca okrętu (dalej d.o.) odpowiadał za wychowanie całej załogi, za dyscyplinę i postawę moralną w walce. Zastępca dowódcy okrętu (dalej z.d.o.) odpowiadał za dowodzenie i dyscyplinę. Wychowaniem obarczano również i innych – dowódców działów bojowych (dalej dz.b.), bosmana okrętowego, podoficerów i kapelana. Oficerowie specjaliści obowiązani byli znać swoich podwładnych i egzekwować od nich wykonywanie wszystkich poleceń. Podoficerowie mieli dawać przykład dyscypliny, przykładnego zachowania się w różnych okolicznościach i sumiennie wykonywać obowiązki, znać zadania służbowe i mieć poczucie odpowiedzialności wynikające ze stanowiska lub funkcji48. Morale stanowiły istotny element OPMW, a proces wyrabiania odpowiednich cech miał na celu zapewnienie dobrego znoszenia trudów na morzu przez wiele lat z dala od Ojczyzny i wykonywanie jak najlepiej zadań bojowych. Podstawą istoty moralnego przygotowania była walka z wrogiem i posiadanie dobrych okrętów, wyposażanych w coraz nowocześniejszy sprzęt i uzbrojenie. Zaś załogi wychowywano w patriotyzmie i przekonaniu w słuszność sprawy o jaką walczyły i w nieuchronne zwycięstwo całej koalicji. A w ostateczności – wiara w zwycięski powrót okrętów OPMW do Gdyni i Gdańska. Morale załóg kształtowano różnorodnymi środkami, formami i metodami, w których ważną rolę odgrywały motywy religijne. Rozwijano je w toku szkolenia w warunkach wojennych, w ścisłym związku z życiem kraju będącym pod okupacją niemiecką i targanym eksterminacją ze strony części Ukraińców i Litwinów na kresach wschodnich. Umacniano poczucie wspólnoty, rozumienie polityki władz na wychodźstwie i państwa podziemnego, istoty celów wojny morskiej. Załogi te cele traktowały jako własne, co pobudzało do działania. Dbano o przygotowanie psychologiczne do służby w OPMW. Wojna i stała gotowość bojowa oraz służba na okręcie z dala od Ojczyzny, na obcych wodach, wymagały odpowiedniego przygotowania psychologicznego. Wyrabiano je i kształtowano w toku krótkich szkoleń przed zaokrętowaniem, a potem wyłącznie na okręcie w ciągłym zagrożeniu – w porcie, na redzie i na morzu. Marynarz musiał być przygotowany do znoszenia dużych napięć i przeciążeń, co podnosiło jego wartości na SB. W tym celu dbano o przygotowanie załóg do działań w nowoczesnej wojnie. Ważne w tym przygotowaniu było wzajemne zrozumienie, zaufanie, szacunek i wiara w obsługiwane urządzenia oraz okręt. Marynarz musiał mieć niezbędne cechy na okręcie – wytrwałość, odwagę i zdecydowanie, odporność na trudy życia i służby na okręcie, znoszenie kołysania na fali, czyli znać praktykę morską. Okręty operowały w każdych warunkach pogodowych, na Atlantyku i różnych morzach, byli poddani sztormom, przechyłom i wibracjom jednostki, a zalewanie pokładu wodą stanowiło codzienność. Zaś zimą i na szlakach arktycznych dodatkowo poddani byli mrozom, zamieciom śnieżnym i mroźnym wiatrom. I w tych warunkach musieli skutecznie obsługiwać swoje SB – było to z ich strony męstwo. Istota męstwa polegała na aktywnym trwaniu na SB i skuteczna jego obsługa przeciwko temu, z kim walczył okręt. Każdy – na SD i na SB, działał rozważnie, dokładnie wypełniając obowiązki, precyzyjnie obsługując urządzenia i sprzęt i każdy w danym momencie walki był ważny. Nie opuszczał SB bez względu na niebezpieczeństwo, odniesione rany – zastępował poległego kolegę i niezdolnego już do obsługi sprzętu na SB. Pomocna w tym była wpojona dyscyplina, zaufanie do przełożonego i sprzętu, który na polskich okrętach należał do nowoczesnych. Ważnym była idea o którą prowadzono wojnę o chęć wykazania wobec innych bander, że się jest bardzo dobrym. Na okrętach niemal wszystkie SB były samodzielne i każdy marynarz czuł się odpowiedzialny za okręt. Stchórzenie lub niedbałe wykonanie rozkazów niosło ryzyko, którego unikano. Załoga okrętu – oficerowie i marynarze, tworzyli jedną wielką rodzinę, która sobie nawzajem pomagała. Wszyscy szanowali się wzajemnie. Oficer czy podoficer wie, że na marynarzu może polegać i w każdej chwili może na niego liczyć49. Pomagano sobie nawzajem w czasie tonięcia okrętu – na Gromie, Kujawiaku i na innych jednostkach. W przepełnionych tratwach zdrowi zsuwali się do wody, aby dać miejsce rannym i niezdolnym do dalszego utrzymania się na wodzie. Na okręcie niezbędne były koleżeństwo i solidarność. Los jednego zależał więc od drugiego, a najmniejsze uchybienie w służbie mogło zakończyć się tragicznie dla pozostałych. Dyscyplinę kształtowały wymogi solidarności i wspólnoty, a przełożeni i regulaminy modelowały ją. Dlatego niedopełnienie obowiązków było surowo oceniane przez kolegów, co było o wiele dokuczliwsze od kar dyscyplinarnych. W obliczu niebezpieczeństwa, walki z okrętem, samolotem lub ostrzeliwanie wybrzeża, powodowało zaniechanie wszelkich waśni, kłótni, zacieśniało się natychmiast koleżeństwo i poczucie braterstwa broni50. Ważnym wydarzeniem na okrętach było spotkanie z polskim wojskiem i polskimi statkami. Podnosiło to mocno na duchu obie strony, wybuchała wówczas spontaniczna radość, co z kolei cementowało współzależność w walce. Ponadto takie spotkania podnosiły polskich marynarzy na duchu. W OPMW prowadzono również określone działania propagandowe, które obejmowały: działalność duszpasterską – nabożeństwa, spotkania itd.; druki – książki, broszury, czasopisma, ulotki, polską prasę i gazetki okrętowe; pracę oficerów – pogadanki, konsultacje, spotkania, praca indywidualna; spotkania z przedstawicielami KMW, jego szefem, dowództwem Polskich Sił Zbrojnych (dalej PSZ) i rządu polskiego, z przedstawicielami Royal Navy, członkami dworu brytyjskiego i przedstawicieli władz sojuszników oraz film. Na polskich okrętach istotną rolę odgrywały postawy religijne. Były one kształtowane od urodzenie przed wojną w rodzinie, szkole, wojsku itd. Duszpasterstwo polskie wychowywało młodzież w duchu oddania Bogu i Ojczyźnie, a polscy biskupi i księża uczestniczyli we wszystkich imprezach o charakterze morskim. Podkreślali znaczenie morza i angażowali młodzież, w tym marynarzy w wierze katolickiej. Szczególnie Świętu Morza nadawano oprawę religijną. Przeprowadzano uroczystości poświęcenia bandery wojennej na okrętach, co stało się powszechnością w polskiej flocie wojennej. Zasadniczą rolę duszpasterską we flocie spełniali księża kapelani, którzy nie ograniczali się jedynie do funkcji religijno-kościelnych, ale swoim przykładem wpływali na wychowanie marynarzy w zakresie dyscypliny, sumienności i oddania Ojczyźnie. Odpowiadali za wychowanie i moralne przygotowanie do walki. Realizowali swą służbę duszpasterską głównie przez kazania, rekolekcje R. M. Słomiński, Moralność w czasie wojny na morzu, Gdynia–Pelplin 1995, s. 103–104. E. Skrzypek, List marynarza, „Polska Walcząca – Żołnierz Polski na Obczyźnie (dalej PW – ŻPO) 1941, nr 33, s. 7. 50 R. M. Słomiński, dz. cyt., s .137–139. 48 49 54 Nautologia 2011, nr 148 i spotkania okolicznościowe. Jednocześnie praktyki religijne na okrętach odbywały się w obliczu tolerancji. Nie wolno było nikogo zmuszać do brania udziału w nabożeństwach, a niekatolicy mogli wykonywać swoje praktyki religijne51. O ile pogoda pozwalała, wyłącznie w portach lub w bazach, przeprowadzano modlitwę poranną i wieczorną. Rano na zbiórce śpiewano „Kiedy ranne wstają zorze”, a wieczorem – „Wszystkie nasze dzienne sprawy”52. Gdy okręt przebywał na morzu lub w porcie, gdzie nie było kościoła, dowódca okrętu lub wyznaczony przez niego oficer odczytywał fragmenty z Ewangelii oraz modlitwy, po czym śpiewano Boże coś Polskę. Na morzu zbiorowych modlitw na pokładach nie prowadzono Kapelani w czasie wojny przystępowali do prac duszpasterskich po wejściu okrętu do portu, a załogi miały odpowiednie przybory do przygotowywania ołtarza53. Podczas nabożeństwa na okręcie podnoszono flagę 5 na szczycie masztu54. Służba na morzu pogłębiała refleksję nad życiem, a możliwość zatopienia lub innej śmierci wywoływały potrzebę obcowania z osobą duchowną. Dlatego gromadnie uczestniczono we mszach świętych, nabożeństwach chodzeni do kościołów w obcych portach. Szczególnie ważne były nabożeństwa z okazji świąt państwowych i wojskowych z udziałem władz wojskowych i cywilnych. Obchodzono je uroczyście, a wszystkie, m.in. imieniny Marszałka Piłsudskiego, rozpoczynały się uroczystym nabożeństwem w kościele garnizonowym55. Niemal wszyscy nosili na szyi krzyżyki, wyniesione jeszcze z domów rodzinnych. Natomiast w mesach zasadniczo nie wieszano krzyży, a obrazy Matki Bożej. Dla załogi ważnym momentem był pogrzeb. Opuszczenie zwłok marynarza do morza w większości wypadków przeprowadzano bez obecności kapelana. Na morzu funkcję tę spełniał wyznaczony przez dowódcę okrętu oficer. Zwłoki zaszywano lub okręcano w hamak i obciążone przy stopach ciężarem, przykryte banderą układano przy burcie. Dowódca okrętu lub jego zastępca wygłaszał krótkie przemówienie i odmawiał modlitwę, cicho, a banderę opuszczano do połowy. Trapowi zdejmowali banderę z poległego i przechylając deskę opuszczali go do morza. Bosman okrętowy oddawał świst trapowy, a bieg okrętu zwalniano56. Po ceremonii pogrzebu morskiego załoga wracała natychmiast do pracy. A po powrocie do bazy odprawiano mszę za dusze poległych marynarzy na morzu. Działalność kulturalno-oświatowa i sport. Na okrętach napotykała jednak na trudności ze względu na specyfikę okrętową i częste wyjścia na morze57. Również pobyt okrętów na stoczniach w czasie remontów, nie w pełni jej sprzyjał, ale mimo trudności dbano o tę formę wychowaczo-wypoczynkową. Było to tym ważniejsze, ponieważ marynarze w większości byli mocno przywiązani do swoich okrętów i niechętnie je opuszczali. Starano się prowadzić pogadanki przez dowódców lub oficerów, względnie jeżeli było to możliwe – przez prelegentów zapraszanych lub wyznaczanych przez KMW. Do pogadanek informacyjnych wykorzystywano komunikaty informacyjno-oświatowe Ministerstwa Obrony Narodowej oraz biuletyny i komunikaty KMW. Bardzo skutecznym środkiem informacyjno-rozrywkowym było radio, które wykorzystywano w szerokim zakresie. Pożytecznym środkiem wychowawczym była książka. Załogi lubiły czytać, głównie literaturę polityczną, historyczno-wojenną, o flotach wojennych oraz czasopisma i gazety polskie. Wydawano również gazetki okrętowe Dlatego marynarze czytali dużo i chętnie. Aby umożliwić czytelnictwo na okrętach, Biblioteka Centralna MW zorganizowała ruchome biblioteczki, zawierające około 30 egzemplarzy, które były one wymieniane między okrętami. Niezależnie od tego, okręty posiadały biblioteki stałe58. Biblioteka była najpożyteczniejszą instytucją oświatową na okręcie. Prowadził ją podoficer, pod opieką oficera oświatowego59. W miarę możliwości organizowano występy zespołów artystycznych, które były bardzo pożytecznym środkiem rozrywkowym i cieszyły się wśród marynarzy wielkim powodzeniem. Dla niektórych okrętów z inicjatywy dowódców organizowano dancingi, które traktowano jako element wychowawczy. Marynarze będąc ich organizatorami wychowywali się i wyrabiali, a ponadto stawiali sobie za punkt honoru reprezentowanie się wobec gości w jak najlepszym świetle. Na okrętach wydawano własne gazetki60. Były one nieraz bardzo udane, a na każdy następny numer niecierpliwie oczekiwano. Ujmowano w nich najciekawsze opisy wydarzeń, w których brali udział marynarze. Ponadto zawarto w nich dzieje okrętów. Np. na Ślązaku wydawano gazetkę pt. „Pomyślnych Wiatrów”, Na Piorunie – Tu mówi Piorun i inne61. Chętnie czytano polską prasę, głównie gazety piszące o trudzie polskich marynarzy – Polska Walcząca – Żołnierz Polski na Obczyźnie i Polska na Morzach62 . Załogom wyświetlano również filmy, na wielu okrętach działały zespoły muzyczne i inne. Popularny był śpiew, stanowiący starą tradycję w marynarce i w wojskach polskich. Zaś polska pieśń religijna, a szczególnie kolędy, wiązały uczuciowo załogi. W zakresie pracy oświatowej było jednocześnie wiele uwag tym bardziej, że do jej prowadzenia nie było oficerów z odpowiednim przygotowaniem63. Należy tu nadmienić, że w czasie nasilonej walki morskiej do operacji normandzkiej, polskie okręty były mocno angażowane do działań bojowych na morzu i do różnych szkoleń. Było więc mało czasu na tego rodzaju prace, ponieważ najważniejsza była walka. Jednak wraz ze zmniejszeniem nasilenia działań bojowych, załogi odczuwały potrzebę rozwiniętej pracy oświatowej. Praca oświatowa na okrętach stawała się coraz potrzebniejsza wraz ze zbliżaniem się zakończenia wojny. Załogi miały coraz wię- RSO 1932, art. 682. Tamże, art. 680. 53 Tamże, s. 165–166. 54 Tamże, art. 683. 55 Tamże, s. 162–164. 56 Tamże, art. 129. 57 MMW, 69. 58 IPMS, MAR.A.V.1/9, s. 9. 59 Tamże, MAR.A.V.8/9, s. 2. Np. na Piorunie poza broszurami i pismami propagandowymi, stała biblioteka okrętowa posiadała w 1945 roku w pierwszym kwartale 180, a drugim 228 wartościowych polskich książek (w tym 112 podręczników do gimnazjum), 99 angielskich i 9 francuskich. Biblioteka ruchoma liczyła w pierwszym kwartale 30 książek, a w drugim – po zamianie w Centralnej Bibliotece MW 35 książek. Wypożyczano je 2–3 razy w tygodniu, zależnie od miejsca postoju okrętu i rozkładu zajęć. Czas wydawania książek ogłaszano załodze przez rozgłośnię okrętową. Średni ruch książek wynosił około 56 tomów miesięcznie (tamże). 60 Tamże, MAR.A.V.1/9, s. 9. 61 Tamże; S. Strumph Wojtkiewicz, Tu mówi Piorun, „Wiatr od Morza” (dalej WodM) 1946, nr 2, s. 13. 62 B. Pawłowicz, Wojna na morzu, PW–ŻPO 1942, nr 6. 63 IPMS, MAR.A.V.8/9, s. 4. 51 52 Nautologia 2011, nr 148 55 cej czasu na tego rodzaju działalność ze względu na zmniejszanie się zadań bojowych na morzu, a niejasna sytuacja w kraju wymagała odpowiedniej pracy wśród marynarzy. Ponadto nadal ważnym elementem było uzupełnianie wiedzy wśród marynarzy i co ważniejsze – wyrabianie takiego poziomu moralnego, aby wspólny wysiłek służby przyjmowano jako niezbędny i aby załogi wykonywały zadania z poświęceniem. Poprzez pracę oświatowo-wychowawczą starano się więc kształtować obywatela, świadomego swych praw i obowiązków wobec państwa. Realizacja zadań oświatowo-wychowawczych na okrętach napotykała jednak na szereg trudności, ze względu na brak odpowiednio przygotowanych oficerów. Na okręcie rolę oficera oświatowego spełniał wyznaczony do tego oficer, mający inne zadania funkcyjne. Utarło się nawet przekonanie, że do takiej działalności najlepiej nadaje się oficer lekarz tym bardziej, że na okręcie ma najwięcej czasu. Cierpiała na tym i praca oświatowo-wychowawcza i fachowość lekarzy, którzy nie mieli czasu na właściwą pracę Ponadto brakowało dobrze opracowywanych materiałów – informatorów i biuletynów oświatowych, których właściwie nie było komu przygotowywać. Oficerowie wyznaczeni do działalności oświatowo-wychowawczej na okręcie, swoje dodatkowe obowiązki na pewno chcieli wykonywać jak najlepiej, ale nie mieli do tego odpowiedniego przygotowania, a organizowane dla nich odpowiednie kursy, stanowiły raczej improwizację w czasie wojny. Celem poprawienia tej sytuacji, m.in. por. mar. lek. Ziętak, oficer oświatowy na Piorunie, w swoim sprawozdaniu wychowawczo-oświatowym za I i II kwartał 1945 roku z 28 sierpnia tego roku wnioskował: przydzielenie do każdej jednostki oficera o przygotowaniu pedagogicznym i wychowawczym z wysokim morale, albo przeszkolić odpowiednich oficerów na specjalnych kursach oświatowo-wychowawczych64. Mimo trudności kadrowych, pracę oświatowo-wychowawczą na okrętach starano się organizować jak najlepiej, w miarę posiadanych umiejętności, materiałów pomocniczych i czasu. Zawody piłki nożnej stanowiły jedyny z obszernej dziedziny wychowania fizycznego organizowanymi dla załóg okrętów na lądzie65. Dbano jednak o szkolenie na łodziach, organizując przy każdej sposobności wiosłowanie lub żeglowanie. KMW zwracało uwagę również na pracę oświatową POMW na zewnątrz. Np. w styczniu 1945 roku w sprawozdaniu dla ministerstwa obrony narodowej powiadomiono, że MW podaje wiadomości dla publiczności w granicach zgodnych z tajemnicą wojskową o działalności naszych okrętów. Pragnie w ten sposób wyrabiać wśród Polaków rzeczowego stosunku do zagadnień morskich, a szczególnie odnośnie obrony Bałtyku. Referat Informacji Zewnętrznej KMW informował społeczeństwo polskie w kraju i na emigracji o działalności polskich okrętów i o ich wkładzie do wojny, dostarczając materiałów w prasie i rozgłośniom radiowym. Tą samą drogą informowano opinię publiczną angielską i amerykańską. Audycje radiowe nadawane były przez rozgłośnię londyńską w 8 a nawet w 22 językach. W ostatnim kwartale 1944 roku BBC nadało 18 pogadanek, 22 wzmianki, 13 komunikatów i 3 audycje specjalne. Oprócz tego referat w tym czasie cenzurował prace korespondentów prasowych i publicystów. Ocenzurowano i poprawiono 56 prac nadesłanych, w tym 5 książek. Dział fotograficzno-filmowy współpracował z odpowiednimi działami wojska, sił powietrznych i ministerstwa informacji66. Inspekcje. Okręty OPMW były inspekcjonowane osobiście przez szefa KMW i jego oficerów. Były również odwiedzane przez najwyższe władze wojskowe i cywilne Rzeczypospolitej i państw sojuszniczych. Już 16–17 listopada 1939 roku inspekcję niszczycieli, Orła i Wilka przeprowadził gen. Sikorski, któremu towarzyszył Świrski67. Ważnym wydarzeniem dla OPMW była wizyta złożona przez Churchilla 15 lutego 1940 roku na pokładzie ORP Gdynia, gdzie wygłosił przemówienie do zebranych oficerów. Potwierdził brytyjską pomoc dla polskiej floty i apelował o jak najlepsze jej wykorzystanie dla wspólnego zwycięstwa68. Szef KMW przebywał na pokładach wszystkich polskich okrętów, a na większości po wiele razy. Był również zapraszany do wizytowania okrętów Royal Navy oraz innych flot sojuszniczych. Jedną z pierwszych było zaproszenie Admiralicji w drugiej połowie lutego 1940 roku na uroczystości dekorowania przez króla załóg okrętów Exeter oraz Ajax, a następnie udział w pływaniu na krążowniku liniowym Repulse69. Spotkania z wysokimi osobistościami na okrętach w czasie wojny zdarzały się więc często70. ZABEZPIECZENIE OPERACYJNEJ DZIAŁALNOŚCI OKRĘTÓW OPMW korzystał z brytyjskich baz morskich, obejmujących redy i przystanie z falochronami i uzbrojonymi nabrzeżami, zapewniającymi bezpieczny postój okrętów, gdzie mogły pobierać i uzupełniać zapasy amunicji, paliwa, żywności, wody słodkiej i innych rodzajów zaopatrzenia. Wszędzie tam, gdzie przebywały nasze okręty znajdowały się punkty poboru energii elektrycznej, pary i sprężonego powietrza, centrale łączności radiowej i przewodowej, magazyny, składy itd. W stoczniach północnych portów przeprowadzano remonty okrętów, tam też znajdowały się warsztaty i zakłady remontowe uzbrojenia i techniki okrętowej. Bazy te dysponowały dużą liczbą jednostek pomocniczych i bazowych środków pływających, niezbędnych do zaopatrywania okrętów na redzie i poza portem. Korzystano również z brytyjskich poligonów morskich i środków do praktycznego szkolenia na morzu – tarcze do strzelań artyleryjskich i holowników do ich holowania, szkolne jednostki do ćwiczeń w poszukiwaniu OP, samoloty z holowanymi rękawami i inne. Jednak zasadniczym ośrodkiem szkolenia okrętowego była baza w Scapa Flow, dokąd każdy okręt musiał udać się po podniesieniu bandery, remoncie, przezbrojeniu, po zamontowaniu nowego urządzenia, po usunięciu awarii uzbrojenia i urządzeń technicznych i przed każdą ważną operacją bojową przygotowywaną przez Royal Navy. Dla ułatwienia wszechstronnego zaopatrywania polskich okrętów w brytyjskich bazach, KMW czyniło starania o odpowiednią organizację tych przedsięwzięć. Już we wrześniu 1940 utworzono specjalny organ – Bazę zaopatrzenia MW, której głównym zadaniem było pośredniczenie między określonymi władzami brytyjskimi a własnymi oddziałami gospodarczymi w zakresie finansowym, zestawień rachunkowo-kasowych, administrowanie kuponami mundurowymi, delegowanie swoich przedstawicieli do różnych komisji, ewidencja sprzętu stanowiącego własność Rzeczypospolitej zdawanego przez nasze okręty do depozytu w składnicach brytyjskich itp. Zorganizowano również Składnicę Intendencką, której zadaniem było składanie zamówień i sprowadzanie materiałów ze składnic brytyjskich do swoich Tamże. Tamże, MAR.A.V.1/9. 66 Tamże, s. 13–14; A.21.2/16, s. 10. 67 Tamże, MAR.A.V.16/16. 68 Tamże, MAR.A.1/12. 69 Tamże, MAR.A.V.1/3. 70 MMW, 645. 64 65 56 Nautologia 2011, nr 148 magazynów, wydawanie materiałów dla swoich okrętów i pododdziałom lądowym, przyjmowanie prywatnych depozytów, prowadzenie warsztatu krawieckiego itp. W toku wojny funkcjonowały oddziały gospodarcze, których organizacja była różne. Zasadniczo każdy niszczyciel stanowił osobny taki oddział, ścigacze miały swoją bazę, OP osobno lub jeden z nich był oddziałem gospodarczym. Jeżeli na stoczni znajdowały się dwa polskie okręty, to jeden z nich był takim oddziałem. Pod koniec wojny bazą była „Burza” i „Wilk. Załogi na polskie okręty – obok przybyłych w 1939 roku na pokładach okrętów do baz brytyjskich, tworzono z ochotniczego zaciągu wśród Polonii, z żołnierzy wojsk lądowych oraz spośród Polaków przybyłych różnymi drogami z kraju, z obozów sowieckich71 oraz nielicznych grup z innych źródeł72. Wcielono również grupę rezerwistów z polskiej floty handlowej. Największy nabór miał miejsce w 1940 roku: z Francji – 1148, z Ameryki Północnej i Południowej – 50, z poboru w Wielkiej Brytanii – 100 i kilkudziesięciu napłynęło innymi drogami. Wcielono również kilkuset marynarzy i oficerów z floty handlowej. W następnych latach liczba ta była mniejsza, ale ubytki w czasie służby bojowej okrętów wymagała stałego napływu dodatkowych podoficerów i marynarzy. Stan osobowy polskiej floty wojennej po wrześniu 1939 roku wynosił w Wielkiej Brytanii 813 ludzi, a 1 lipca 1943 roku – 2655 ludzi73. Po zakończeniu wojny OPMW liczył 387 oficerów, 35 chorążych, 909 podoficerów i 3856 marynarzy74. Brano również pod uwagę wcielenie do OPMW Polaków – jeńców niemieckich, którzy chętnie zaczęli poddawać się aliantom na froncie zachodnim, głównie w Afryce, a następnie we Włoszech. Pochodzili zasadniczo ze Śląska, Pomorza i Wielkopolski, i byli dobrze wyszkoleni pod względem wojskowym. Jednak wymagali odpowiedniej pracy wychowawczej mającej na celu wykorzenienie w nich elementów ideologii faszystowskiej. W tym celu zorganizowano w czerwcu 1944 roku specjalny obóz szkoleniowy dla marynarzy jeńców niemieckich polskiego pochodzenia. Do floty jednak ich nie wcielano, ale mogli zostać wykorzystani po wojnie. Załogi przybyłe na okrętach z Polski, posiadały wykształcenia przeważnie 7 klasowej szkoły powszechnej. Był to element bardzo dobry, inteligentny, o dużym wyrobieniu patriotycznym i społecznym i przeważnie wszyscy z nich zostali podoficerami75. Nowy sprzęt bojowy i nowe okręty wymagały wyszkolenia ludzi do ich obsługi i taktycznego wykorzystania w warunkach wojny, według wzorów brytyjskich. Zaś proces szkolenia obejmował oficerów, podchorążych, podoficerów, marynarzy, okręty (indywidualne, SB i SD) oraz szkolenie w zespołach. Organizowano je w oparciu o własne ośrodki szkoleniowe i Royal Navy76. Od początku istnienia OPMW główną uwagę zwrócono na szkolenie oficerów na krótkotrwałych kursach: 4,5-miesięczne kursy dla oficerów sygnałowych, 3-tygodniowe broni podwodnej, 2-tygodniowe radiotechniki, hydrolokacji i radiolokacji, 5-tygodniowe artylerii morskiej oraz 7-tygodniowe informacyjne i doskonalące dla oficerów przybyłych z niewoli oraz dla podporuczników czasów wojny. Część oficerów szkolono w dotychczasowych specjalnościach, a część w nowych – radiolokacja i hydroakustyka, głównie na kursach brytyjskich. Dla młodszych oficerów organizowano szkolenie w zakresie artylerii morskiej, broni podwodnej i sygnalizacji na kursach polskich i angielskich. Wszyscy dowódcy niszczyciel ukończyli kurs taktyki tej klasy okrętów, a dowódcy OP kurs taktyki OP. Stale doskonalono dowódców niszczycieli i oficerów w podsłuchu podwodnym w taktyce zwalczania OP. Ponadto wszyscy dowódcy okrętów, ich zastępcy i oficerowie mechanicy ukończyli kursy obrony przeciwawaryjnej okrętu77. Szczególną uwagę zwracano na szkolenie hydroakustyczne. W Royal Navy surowo przestrzegano zasady, że zanim oficer obejmie dowództwo okrętu zdolnego do walki z OP, musi obowiązkowo przejść taki kurs. Zasadę tę przyjęto również w OPMW. Tego samego uczyli się dowódcy okrętów, młodzi oficerowie i marynarze, którzy na okręcie tworzyli zespół do walki z OP78. Niektórych oficerów skierowano na studia w brytyjskich uczelniach. Ponadto oficerowie odbywali staże we flocie brytyjskiej79. Dalsze doskonalenie oficerów odbywało się w trakcie narad, odpraw i szkoleń przed kolejną operacją bojową na morzu oraz indywidualnym studiowaniu instrukcji, podręczników i innych materiałów otrzymywanych od Brytyjczyków, a także opracowywanych przez KMW. Działała również Szkoła Podchorążych Marynarki Wojennej (dalej SPMW), którą odtworzono 23 listopada 1939 roku. Podchorążych szkolono dodatkowo na angielskich kursach specjalistycznych, a praktykę małymi grupami (2–4) osoby odbywali na brytyjskich okrętach różnych klas80. Programy szkoły udoskonalano, dostosowując je do nowoczesnej wojny morskiej81. Tempa szkolenia podchorążych nie zmniejszono również po zakończeniu wojny, nadal starając się, aby kierować ich na praktyki do brytyjskiej floty82. SPMW przy POMW ukończyło: Wydział Morski – 94, Wydział Techniczny – 20 i Wydział Administracyjny – 30 (21 w grupie oficerów komisarzy i 9 w grupie oficerów administracji). Obok SPMW jesienią 1943 roku utworzono również Szkołę Podchorążych Rezerwy MW, w której nauka trwała 10–12 miesięcy, 3 miesiące praktyki na OORP oraz 2–4 tygodnie w oddziałach lądowych MW celem nabycia praktycznych umiejętności młodszych oficerów oddziałowych, po czym następowało mianowanie na stopień podporucznika marynarki rezerwy83. W listopadzie 1939 roku utworzono Centrum Wyszkolenia Specjalistów, początkowo pod nazwą Szkoła Specjalistów Morskich. Marynarzy po przeszkoleniu rekruckim trwającym 6–8 tygodni, po selekcji, kierowano do Centrum Wyszkolenia Specjalistów, gdzie odbywali programowe szkolenie w 28 specjalnościach. Szkolenie teoretyczne trwało od kilku tygodni do kilku miesięcy. Archiwum MW (dalej AMW), 2/49/12, s. 87. Polscy marynarze przebywający w niewoli sowieckiej, na podstawie umowy wojskowej z 14 sierpnia 1941 roku między rządami Rzeczypospolitej i sowieckim, zostali odesłani w 1942 roku do Anglii i wcieleni do OPMW. 72 Były przypadki przedostania się grupy oficerów marynarki z Polski do Anglii przez Szwecję i Norwegię w 1939 roku (MMW, 83). 73 IPMS, A.21.2/16, s. 6. 74 W 1945 roku 945 osób z polskiej MW, przebywających od września 1939 roku w niemieckich obozach jenieckich, wyzwolonych zostało przez aliantów. 75 IPMS, Tamże. 76 Tamże, s. 7. 77 Polskie Siły..., t. II, cz. 2, s. 394. Szkolenie oficerów prowadzono we wszystkich flotach operujących z baz brytyjskich, ale w najtrudniejszej sytuacji kadrowej był OPMW. Nasi oficerowie morscy w latach 1939–1945 znajdowali się w rozproszeniu – część w: Anglii, wielu zaginęło, w obozach jenieckich niemieckich i sowieckich, w Szwecji, a część pozostała w kraju. Nie ulegli zasadniczo zniszczeniu: pracownicy KMW, przeniesieni w stan spoczynku i emeryci. Inne floty miały większe trudności. Np. Jugosłowianie chcąc utworzyć powstańczą marynarkę wojenną, musieli sprowadzić do niej oficerów zawodowych z zewnątrz. 78 W. Kon, O zwalczaniu okrętów podwodnych, PM 1957, z. 2, s. 12–16. 79 IPMS, Tamże. 80 S. M. Piaskowski, Kroniki, t. 2, s. 193; Polskie Siły..., cz. 1, s. 151, cz. 2, s. 399–400; B. Wroński, Marynarka..., s. 102. 81 IPMS,MAR.A.V.8/1, s. 1–5. 82 Tamże, s. 1–2. 83 Tamże, Organizacja SPRMW, s. 1–8, program ramowy 3-tygodniowego kursu instruktorskiego dla kandydatów do SPRMW, s. 1–2. 71 Nautologia 2011, nr 148 57 Po zdaniu egzaminów i odbyciu praktyki na okrętach, marynarze zasadniczo awansowano do stopnia starszy marynarz. Po kilku miesiącach służby na okrętach, najlepszych kierowano ponownie do Centrum na kursy podoficerskie organizowane w zależności od potrzeb. Niektórych wysyłano również do szkół brytyjskich. Ponadto prowadzono tam kursy – podoficerski, starszy kurs specjalistyczny, kurs bosmański i chorążych84. Szkolenie załóg odbywało się w bazach, portach i na poligonach. Prowadzono je na SB, w działach bojowych, zgrywano cały okręt, przeprowadzano również ćwiczenia w zespołach. Ponadto po remontach, przezbrojeniu lub po wyposażeniu w nowe urządzenia, okręty kierowano do Scapa Flow, gdzie odbywały typowe szkolenia i ćwiczenia bojowe, zgrywające poszczególne SB oraz okręty. Prowadzono tam szkolenie w zakresie poszukiwania i zwalczania OP, strzelanie do celów powietrznych, morskich i brzegowych, udziela- nie pomocy na morzu oraz inne. Takie szkolenie trwało do trzech tygodni, uzyskując dobre wyniki. Dzięki należytemu szkoleniu, już po kilku miesiącach wspólnych operacji bojowych, polskie okręty dostosowały się do Royal Navy i opinia o OPMW stawała się coraz lepsza85. Szkolenie pogłębiano w czasie operacji bojowych na morzu, ponieważ każde SB i dział okrętowy doskonaliły praktycznie swe umiejętności. Polskie okręty wykonywały zadania bojowe przeciwko III Rzeszy niemieckiej, a od 12 czerwca 1941 roku – po przystąpieniu Rzeczypospolitej do wojny z faszystowskimi Włochami – działały przeciwko temu państwu86. Była również propozycja szefa KMW w 1944 roku, wysłania polskiego niszczyciela na wody Dalekiego Wschodu do walki z Japonią87. Nie prowadzono działań bojowych przeciwko flocie sowieckiej, chociaż KMW miało takie zamiary – m.in. w zakresie pomocy Finlandii. Abstract Polish Naval Detachment in Great Britain On 18th November, 1939, the governments of Poland and Great Britain signed an agree ment which set up a Polish Naval Detachment in Great Britain. The document established the basic principles applying to the formation of a new fleet and the cooperation with the Royal Navy during the time of war at sea. The Detachment was under orders from the Polish Naval Command, headed by Vice-Admiral Jerzy Świrski. The primary goals of the Polish Naval Command were, among others, acquisition of new ships for the Polish Navy, proper training of its crews and assigning its warships to particular British flotillas in whose framework they would operate at sea. Hence the need to properly organize the operation of the Polish Naval Command, its functioning being perfected throughout the war. The Polish Naval Command was in charge of the following units: the base of the Polish Naval Detachment, two local commands (i.e. the North Command and the South Command) and other structures essential for the functioning of the Polish fleet and its supporting services (Assembly Station, Women’s Auxiliary Service, Naval History Bureau, Navy Rehabilitation Centre). The Polish Naval Command closely cooperated with the Polish naval attachés in London, Paris, Stockholm and Washington. The real command of the Polish Navy was initially located aboard the Polish Navy Ship Gdynia moored at Plymouth. In 1941, it was transferred to the barracks in the port of Plymouth and later – moved to Bickleigh (Devonshire) where it was known as a land camp named the Polish Navy Ship Bałtyk. This base housed the Fleet Cadre Centre, the Fleet Specialist Training Centre, the Navy Cadet School, the Crew Recruiting Board, the Women’s Auxiliary Service Unit and other minor organizational units and offices, essential to the effect ive functioning of the Polish Naval Attachment. It was also intended to form a Polish Navy air force, an idea that got the support of the Polish commander-in-chief. A Polish marine intelligence unit was also formed which mainly gathered information for the British secret service. The Polish Navy ships did not form permanent tactical units of their own and their practical employment hinged on the operational goals of the Royal Navy. As concerns the administrative personal and disciplinary terms and the contacts with the British command, particular Polish ships were incorporated into the following larger units: destroyers formed a division of destroyers, submarines formed a group of submarines and torpedo boats – a group of torpedo boats. A commodore was in charge of a division of destroyers whereas submarines or torpedo boats took orders from the captain of one of those ships. Those captains were directly responsible to the head of the Polish Naval Command. The ships of the Polish Naval Detachment were all flying the same national flags and pennants as they did in the Polish territorial waters. The only difference were different colours of the canton parts of the pennants, characteristic of particular commanders. Polish Navy rules and regulations were also in force aboard each of those ships. 5 grudnia 1946 roku Centrum Wyszkolenia Specjalistów przekształcono w Centrum Przeszkolenia Zawodowego w ramach ośrodka Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Szkolono tam wówczas w takich zawodach, jak: stolarz, cieśla, ślusarz, tokarz, elektromechanik, mechanik kierowca i radiotechnik. 85 PIMS, MAR.A.IV.1. 86 Do wojny z Niemcami po stronie Polski 3 września 1939 roku weszły: Wielka Brytania o godzinie 1100, a godzinie 1700 Francja. 87 PIMS, MAR.V.4/6, s. 1–2. 84 58 Nautologia 2011, nr 148 Małgorzata Gąsior Tomasz Neubauer Represje polityczne w Marynarce Wojennej w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej Stalinizm, jako system totalitarny został ukształtowany w Związku Radzieckim i sprawnie narzucony pozostałym państwom demokracji ludowej, realizując tym samym bardzo ważne dla kierownictwa ZSRR założenia rozszerzenia wspólnoty socjalistycznej jak i podporządkowania jej własnej hegemonii. Należy w tym wszystkim podkreślić jedną ważną rzecz, a mianowicie taką, że stalinizm, jako system totalitarny, ale i jako proces uzależniania państw satelickich od ZSRR, był tak naprawdę możliwy do wprowadzenia dzięki wewnętrznym siłom politycznym poszczególnych krajów demokracji ludowej, której poparły sam system i to właśnie one przyczyniły się do jego ugruntowania. We wszystkich krajach będących pod silnym wpływem ZSRR, co również dotyczyło Polski, stalinizm znalazł swoich zwolenników. Począwszy od członków aktywu partyjnego, administracji centralnej i lokalnej, również w prokuraturze i sądownictwie, w wojsku i Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. W tym wszystkim można by doszukać się wielu powodów, dla których niektórzy Polacy zdecydowali się okazać poparcie temu systemowi. Wymienić tu można zakorzenione rewolucyjne zaangażowanie i nienawiść do wroga klasowego, poddawanie się narzuconym rygorom, jak i oczywiście chęć rozwoju własnej kariery. Do tego dodać można jeszcze wiele innych czynników, które stwarzały dogodne warunki do zaistnienia takiego systemu w Polsce, między innymi wspólna walka z okupantem hitlerowskim czy też założenia programowe zawarte w Manifeście PKWN, uwzględniające oczekiwania społeczne. W Polsce system represji stalinowskich został zinstytucjonalizowany w 1948 roku, po plenum KC PZPR, kiedy przyjęto program budowy podstaw socjalizmu. Jednakże nie oznacza to, że represje, o których będzie mowa, nie występowały wcześniej1. Skupiając się na Wojsku Polskim głównymi podejrzanymi w Polskich Siłach Zbrojnych stali się oficerowie, którzy wcześniej służyli w armii II Rzeczypospolitej. Wielu z nich w latach 1945– 1948 osiągnęło wysokie stanowiska w Wojsku Polskim. W efekcie zmiany sytuacji politycznej, to właśnie te osoby zostały objęte represjami w pierwszej kolejności, a zakończeniem tego wszystkiego było usunięcie ich z wojska. Taka sama sytuacja dotyczyła również oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy zdecydowali się na powrót do kraju, żołnierzy Armii Krajowej oraz Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Procesy polityczne, jakie miały miejsce w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, poprzedzone były również represjami wobec ka- dry zawodowej Wojska Polskiego. Najgłośniejsze sprawy z drugiej połowy lat czterdziestych to tak zwana sprawa bydgoska (1947 rok), w której aresztowano 17 oficerów Dowództwa Okręgu Wojskowego numer 2 oraz sprawa zamojsko-lubelska (1948 rok), w której aresztowano kolejnych oficerów, tym razem 65 oraz podoficerów i pracowników cywilnych. Wszyscy podlegali Dowództwu Okręgu Wojskowego numer 7 w Lublinie2. Wraz z przemianami politycznymi, które miały miejsce w naszym kraju po 1945 roku, nastąpiły również zmiany w zakresie prawa karnego oraz funkcjonowania wojskowego wymiaru sprawiedliwości. Formalnym momentem zainicjowania wszelkich zmian w wojskowym prawie karnym stało się wejście w życie Dekretów PKWN w 1944 roku: • „Prawo Ustroju Sądów Wojskowych i Prokuratury Wojskowej” z 23 listopada 1944 roku (był podstawą istniejącego w Polsce ustroju instytucji wojskowego wymiaru sprawiedliwości)3; • Kodeks Karny Wojska Polskiego z 23 września 1944 roku4. Oba wymienione Dekrety poprzedziła również reorganizacja wojskowego wymiaru sprawiedliwości poprzez dwa rozkazy z dnia 2 i 18 września 1944 roku. Na ich mocy powołano Najwyższy Sąd Wojskowy z siedzibą tymczasową w Lublinie, Naczelną Prokuraturę Wojskową i Wydział Sądownictwa Wojennego. Wszystkie te akty prawne spowodowały uchylenie wcześniej obowiązujących przepisów, między innymi Dekrety Prezydenta RP z 1936 roku „Prawo o ustroju sądów wojskowych”, „Kodeks wojskowego postępowania karnego” oraz rozporządzenia Prezydenta RP z 1932 roku „Kodeks karny wojskowy”5. Pozostałe akty prawne będące podstawą funkcjonowania sądów wojskowych to: • Dekret PKWN z 31 sierpnia 1944 roku6 o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną oraz dla zdrajców narodu polskiego7; • Dekret o ochronie państwa z 30 października 1944 roku8; • Dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa z 16 listopada 1945 roku9; • Dekret o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego z 22 stycznia 1946 roku10; • Dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa (drugi) z 13 czerwca 1946 roku11. Wszystkie wyżej wymienione akty prawne przewidywały karę śmierci, jako najwyższy wymiar kary12. A. Marcinkowski, Z. Palski, Ofiary stalinowskich represji w Wojsku Polskim, Wojskowy Przegląd Historyczny, 1990, nr 1, s. 168–169. Z. Palski, Proces oficerów, Mówią wieki, 1990, nr 6, s. 1–2. 3 Dziennik Ustaw RP, 1944 r., nr 6, poz. 29. 4 Dziennik Ustaw RP, 1944 r., nr 6, poz. 27. 5 A. Machnikowska, Wymiar sprawiedliwości w Polsce w latach 1944–1950, wyd. Uniwersytet Gdański, Gdańsk 2008, s. 485. 6 Dziennik Ustaw RP, 1944 r., nr 4, poz. 16. 7 Dekret ten przez wiele lat służył do niszczenia przeciwników oraz „załatwiania porachunków politycznych pod fałszywym pozorem prawnym”, B. Otwinowska, Polacy wobec przemocy 1944–1956, wyd. Editions Spotkania, Warszawa 1996 r., s. 135. 8 Dziennik Ustaw RP 1944 r., nr 10, poz. 50. 9 Dziennik Ustaw RP 1945 r., nr 53, poz. 300. 10 Dziennik Ustaw RP 1946 r., nr 5, poz. 46. 11 Dziennik Ustaw RP 1946 r., nr 30, poz. 192. 12 D. Burczyk, I. Hałagida, A. Paczoska-Hauke, Skazani na karę śmierci przez wojskowe sądy rejonowe w Bydgoszczy, Gdańsku i Koszalinie (1946–1955), wyd. IPN, Gdańsk 2009, s. 9–10. 1 2 Nautologia 2011, nr 148 59 Wśród wielu procesów toczących się w latach 1945–1956, nie zabrakło również aktów oskarżeń przeciwko oficerom Marynarki Wojennej, którzy w czasie wojny byli członkami Armii Krajowej czy też pokrewnych organizacji jak Semper Fidelis Victoria oraz Wolność i Niepodległość13. Pod koniec 1944 roku w Grodzisku pod Warszawą powstał Narodowy Związek Zbrojny, który później funkcjonował pod nazwą Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Idea powstania tej organizacji związana była z budowaniem oporu przeciwko przejmującym władze w Polsce komunistom. Chodziło głównie o odbudowanie konspiracyjnych struktur po zaprzestaniu działalności największej do tej pory organizacji, jaką była Armia Krajowa. W lutym 1945 roku zakończył się etap tworzenia struktur organizacyjnych Narodowego Związku Wojskowego, a w drugiej połowie tego roku przybył do Gdyni Stanisław Pietrasiewicz14, który zaczął organizować XII Okręg Morski NZW. Okręg ten funkcjonował na bazie Armii Krajowej, Narodowej Organizacji Wojskowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Nadano mu kryptonim Semper Fidelis-V, znany jako Semper Fidelis Victoria. W połowie 1946 roku Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła falę aresztowań, które wówczas również dotknęły członków Semper Fidelis Victoria. Objęcie aresztowaniami tego związku pozwoliło SB na likwidowanie wojskowych zwolenników ruchu narodowego, w efekcie czego również oficerów i podoficerów zawodowych Marynarki Wojennej, którzy byli członkami Semper Fidelis Victoria tudzież utrzymywali koleżeńskie stosunki z jej członkami15. Aresztowania rozpoczęły się do 12 maja 1946 roku i trwały do 30 lipca 1946 roku, w efekcie których pojmano 6 osób: 1.Adam Dedio – aresztowany 20 maja 1946 roku; 2.Henryk Dąbrowski – aresztowany 20 maja 1946 roku; 3.Eugeniusz Menczak – aresztowany 30 lipca 1946 roku; 4.Jan Zbonik – aresztowany 12 maja 1946 roku; 5.Franciszek Piwoni – aresztowany 27 maja 1946 roku; 6.Bronisław Bonk – aresztowany 27 maja 1946 roku. Zanim przejdziemy do charakterystyki przewinień, o jakie wyżej wymienione osoby zostały oskarżone, warto zwrócić uwagę również na inną rzecz, a mianowicie daty nakazów aresztu podejrzanych i protokoły rewizji osobistej. Wiele w tej kwestii jest nieścisłości. Idąc kolejno: 1.Adam Dedio – aresztowany 20.05.194616/ protokół rewizji z 17.05.1946 roku; 2.Henryk Dąbrowski – aresztowany 20.05.194617/ protokół rewizji 23.05.1946; 3.Eugeniusz Menczak – aresztowany 30.07.194618/ protokół rewizji 26.07.1946; 4.Jan Zbonik – aresztowany 12.05.194619/ protokół rewizji 18.06.1946; 5.Franciszek Piwoni – aresztowany 27.05.194620/ protokół rewizji 24.05.1946; 6.Bronisław Bonk – aresztowany 27.05.194621/ protokół rewizji 24.05.194622. Analizując daty aresztowań i protokołów rewizji osobistej można wnioskować, iż marynarze zostali tak naprawdę aresztowani w dniu przeprowadzenia rewizji, ponieważ nie było takiej możliwości, aby aresztować podejrzanego bez wcześniejszego jego przeszukania 23. Jednym słowem dokumenty, które stanowią potwierdzenie tych wydarzeń, zostały umiejętnie sfałszowane. Wszystkie wyżej wymienione osoby pełniły służbę w Marynarce Wojennej w latach 1945–1946, czyli tak naprawdę do samego momentu aresztowania. Wszyscy marynarze byli cenionymi osobami na swoich stanowiskach, odznaczonymi między innymi Medalem Zwycięstwa i Wolności, a niektórzy medalem za służbę w latach 1920–1939. Wszyscy wyżej wymienieni zostali oskarżeni o członkostwo w nielegalnej organizacji wywrotowo-terrorystycznej Semper Fidelis Victoria, której celem było usuwanie z kadr Marynarki Wojennej osób o demokratycznych poglądach, werbowanie nowych członków oraz kolportowanie pisma „Orlęta” propagującego zwalczanie demokratycznych instytucji i przygotowywanie się do walki przeciwko władzom państwowym24. Akty oskarżenia wobec poszczególnych osób brzmiały następująco: Porucznik Adam Dedio (pseudonim „Adrian”, „Draga”) od grudnia 1945 roku do 18 maja 1946 roku działał w Gdyni, jako szef kancelarii tajnej Głównego Sztabu Marynarki Wojennej. Działając na szkodę Państwa Polskiego dopuszczał się zbierania i przekazywania wiadomości stanowiących tajemnicę wojskową i państwową. Między innymi zbierał i przekazywał dokumenty jak i informacje na temat oficerów Wojska Polskiego szkodliwych dla nielegalnej organizacji, informacje dotyczące składu i stanu osobowego Marynarki Wojennej oraz fortyfikacji. Takie informacje przekazywał w postaci meldunków przez tak zwanych łączników. Kolejnym zarzutem było również werbowanie nowych osób do nielegalnej organizacji, której celem było zmiana ustroju, a tym samym stworzenie warunków, które dadzą możliwość powrotu byłemu rządowi emigracyjnemu. Podporucznikowi Henrykowi Dąbrowskiemu, (pseudonim „Barski”) oprócz tego, że należał do nielegalnej organizacji, zarzucano również, iż usiłował przemocą zmienić ustrój państwa poprzez swoje członkostwo w tej organizacji na stanowisku oficera wywiadu. Bosmanowi Eugeniuszowi Menczakowi (pseudonim „Kajtek”) zarzucano członkostwo w nielegalnej organizacji oraz to, że jako podoficer wywiadu tajnej organizacji doręczał swojemu przełożonemu, a oprócz niego kierownictwu, szereg odpisów pism szyfrowanych będących tajemnicą państwową, dotyczących działalności Marynarki Wojennej25. Dodatkowo oskarżono go również o to, że na polecenie porucznika Dedio prowadził werbunek podoficerów i marynarzy, zajmował się kolportażem pisma „Orlęta” i ulotek o treści antypaństwowej26. E. Obertyński, Noc Komandorów, wyd. Feniks, Gdynia 1994, s. 73. Na Pomorzu pełnił funkcję komendanta Okręgu Morskiego NZW. Został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa 9 maja 1946 roku w Kartuzach. Wojskowy Sąd Rejonowy skazał go na karę śmierci, którą później zmieniono na 15 lat więzienia. W 1946 roku Pietrasiewicz został zwolniony z więzienia ze względu na jego ciężki stan zdrowia. Wówczas przeniósł się do Tarnobrzegu, http://wapedia.Mobi/pl/Kategoria:Polskie_ofiary_represji_stalinowskich [20.11.2010]. 15 P. Semków, Informacja Marynarki Wojennej w latach 1945–1957, wyd. IPN, Warszawa 2006, s. 134. 16 Akta IPN Gd 267/12/1, Akta nadzoru. Akta sprawy Adama Dedio, k. 1. 17 Tamże, k. 2. 18 Tamże, k. 4. 19 Tamże, k. 3. 20 Tamże, k. 6. 21 Tamże, k. 7. 22 Akta IPN Gd 164/75 t.1, Akta śledztwa spraw Adama Dedio, syna Stanisława, oskarżonego z artykułu 86 i 90 KKWP i innym, k. 54. 23 Szerzej na ten temat, P. Semków, dz. cyt., s. 134–135 oraz dokumenty nakazu aresztu i protokoły rewizji osobistej, Akta IPN Gd 164/75 t. 1, k. 15–28. 24 E. Obertyński, dz. cyt. s. 75. 25 Akt oskarżenia w sprawie śledczej nr 1/1946, Akta IPN Gd 164/75, t. 1, k. 23. 26 E. Obertyński, dz. cyt., s. 75. 13 14 60 Nautologia 2011, nr 148 Podobny charakter oskarżenia dotyczył starszego bosmana Jana Zbonika, bosmana Franciszka Piwoniego oraz starszego bosmana Bronisława Bonka, którzy zgodnie z treścią oskarżenia należeli do organizacji AK w czasie okupacji. Osoby te po oswobodzeniu Polski nie zerwały kontaktu z organizacją, a prowadziły działalność szkodliwą przeciwko obecnemu ustrojowi demokratycznemu aż do chwili aresztowania; że w 1945 i 1946 roku byli członkami grupy egzekucyjnej na terenie Gdyni (kierownikiem był starszy bosman Jan Zbonik), to jest popełnienie przestępstwa przewidzianego w art. 86 § 2 art. 20 Dekretu z dnia 16.11.1945 r. Dz. U.RP, nr 53, poz. 300. Pierwsza rozprawa miała miejsce 6 lutego 1947 roku w Sądzie Marynarki Wojennej (zgodnie z protokołem z rozprawy). Przewodniczącym składu sądowego był kpt. Marian Brzoziński, sędzią asesorem ppor. Kazimierz Jankowski, ławnikiem ppor. Jan Synowiec27. Już na samym początku prokurator wniósł o uchylenie jawności sprawy ze względu na bezpieczeństwo państwa i dobro służby oraz o poprowadzenie rozprawy bez obecności obrońców w myśl artykułu 185 § 2, 3 KKWP. W taki oto sposób rozprawa, jaka miała miejsce w lutym 1947 roku odbywała się przy zamkniętych drzwiach. Wyroki wobec osób oskarżonych brzmiały następująco: Porucznik Adam Dedio uznany został winnym tego, iż był członkiem tajnej organizacji wywrotowo-terrorystycznej Semper Fidelis Victoria, donosząc jej członkom wiadomości stanowiące tajemnicę wojskową i państwową, które pobierał z tajnej kancelarii Głównego Sztabu Marynarki Wojennej, gdzie sam pracował; werbował nowych członków działając pod pseudonimem „Adrian” oraz „Draga”, a tym samym próbował zmienić siłą ustrój Państwa Polskiego. Jest winny zbrodni stanu z artykułu 86 § 2 KKWP i został skazany na karę śmierci oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze. Podporucznik Henryk Dąbrowski uznany został winnym tego, że od momentu wstąpienia do MW do momentu aresztowania, czyli do 23 maja 1946 roku, próbował zmienić siłą ustrój Polski poprzez członkostwo w organizacji wywrotowo-terrorystycznej, gdzie pełnił funkcję oficera wywiadu. Dąbrowski otrzymał karę 10 lat więzienia. Dodatkowo został pozbawiony praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia. Bosman Eugeniusz Menczak został uznany winnym tego, iż do 30 lipca 1946 roku działał w Gdyni pod pseudonimem „Kajtek” i że przez członkostwo w nielegalnej organizacji Semper Videlis Victoria próbował zmienić siłą ustrój Państwa Polskiego. Winnym również został tego, iż z polecenia por. Dedio werbował oficerów oraz szeregowych Marynarki Wojennej do tajnej organizacji, otrzymywał nielegalną prasę oraz ulotki o treści antypaństwowej. Za wyżej wymienione czyny otrzymał karę 8 lat więzienia oraz został pozbawiony praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia. Starszy bosman Jan Zbonik uznany został winnym tego, iż do 12 maja 1946 roku działał w nielegalnej organizacji na stanowisku dowódcy plutonu żandarmerii, a tym samym próbował siłą zmienić ustrój Państwa Polskiego. Również tego, iż werbował do tajnej organizacji kolegów, rozpowszechniał ulotki nawołujące do walki z władzami państwowymi i ustrojem Państwa Polskiego. Kara, jaką otrzymał, to 10 lat więzienia oraz dodatkowo został pozba- wiony praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia. Bosman Franciszek Piwoni uznany został winnym tego, że do 27 maja 1946 roku działał w tajnej organizacji pod pseudonimem „Rosa” i tym samym próbował siłą zmienić ustrój Państwa Polskiego. Kara, jaką otrzymał, to 6 lat więzienia oraz dodatkowo został pozbawiony praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia 28. Starszy bosman Bronisław Bonk uznany został również winnym. Zgodnie z orzeczeniem sądu oskarżony do 27 maja 1946 roku działał w tajnej organizacji pod pseudonimem „Las”, gdzie zgodził się na objęcie w niej stanowiska w patrolu żandarmerii. Dodatkowo rozpowszechniał ulotki nawołujące do obalenia demokratycznego ustroju Państwa Polskiego i tym samym skazany został na 9 lat więzienia oraz pozbawiono go praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia. W trakcie prowadzonego śledztwa stosowano wobec oskarżonych przemoc fizyczną. Wielu z nich podpisywało się na odpowiednich dokumentach tylko i wyłącznie dlatego, że zostali do tego zmuszeni przez częste pobicia. Można to zauważyć na protokołach z przesłuchań bosmana Piwoniego z dnia 23 lipca 1946 roku, gdzie jego podpis zmieniał się na kolejnych kartkach29. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku bosmana Menczaka, który opowiadał jak podpisywał protokoły z przesłuchań tylko dlatego, gdyż nie chciał by dalej go bito: „Kilkakrotnie byłem przesłuchiwany w Oddziale Informacji Marynarki Wojennej i kilkakrotnie spisywano protokoły. W czasie tego przesłuchiwania kilka razy zostałem uderzony kułakiem, aż wreszcie 27 lipca 1946 roku spisano ze mnie protokół i spisujący go porucznik dał mi go do przeczytania. Zacząłem go czytać tylko z początku, a następnie bez dalszego czytania podpisałem, przy czym porucznik, który mnie przesłuchiwał, mówił mi, że rok lub dwa będę siedział, aż zrobią ze mnie „gimze”, żebym się przyznał, gdyż mają wszystkie dowody. Podpisywałem ten protokół dlatego, że było mi już wszystko jedno. Wiedziałem zresztą, że żadnych dowodów przeciwko mnie nie ma, a nie chciałem być bity dalej. Zaznaczam, że przesłuchiwał mnie jakiś kapitan w mundurze rosyjskim i cywil, który mówił do mnie po rosyjsku. Ci właśnie bili mnie po twarzy rękoma i kułakiem pod serce, natomiast porucznik, który spisywał protokół mówił mi tylko, że będę siedział rok, dwa, jeżeli nie podpiszę”30. Niedługo po ogłoszeniu skazujących wyroków sami oskarżeni jak i ich najbliżsi podjęli szereg prób celem zwolnienia ich z więzienia lub zmniejszenia kary, jaką otrzymali. Każdy z nich sam, również ojcowie, matki i żony pisały odpowiednie dokumenty do prokuratur jak i do samego Prezydenta RP Bolesława Bieruta z prośba o ułaskawienie. Niestety, ale nie dało to żadnego efektu, gdyż za każdym razem takie wnioski i prośby były odrzucane31. Sprawa porucznika Adama Dedio została rozwiązana zgodnie z wyrokiem, jaki ogłoszono, czyli karą śmierci. Wyrok został wykonany 14 kwietnia 1947 roku w Gdańsku, a jego nadzorowanie powierzono kapitanowi Michałowi Ruadze, który do 27 maja 1946 roku pracował na stanowisku zastępcy prokuratora Marynarki Wojennej oraz prokuratora garnizonu miasta Gdynia32. Skazani po odbyciu kilku lat kary i po kilkukrotnym przenoszeniu ich z więzienia do więzienia, byli z nich zwalniani. Najszybciej zwolniono bosmana Franciszka Piwoni, bo 27 maja 1949 roku. P. Semków, dz. cyt., s. 137. Protokół z rozprawy z 6 lutego 1947 roku, Akta IPN Gd 164/75 t. 1, k. 76. 29 P. Semków, dz. cyt., s. 136. 30 Protokół z rozprawy z dnia 6 lutego…, Akta IPN Gd 164/75 t. 1, k. 76. 31 Prośba ojca skazanego, Zbonika Władysława o ułaskawienie syna z dnia 11 maja 1949 roku, Akta IPN Gd 164/75 t. 1., k. 85. 32 Kapitan Michał Ruadze pełnił funkcję prokuratora garnizonu Gdynia do momentu awansowania go na stopień komandora, czyli do 1948 roku. Wówczas został przeniesiony do Łodzi, P. Semków, dz. cyt., s. 138. 27 28 Nautologia 2011, nr 148 61 Kolejno po nim byli zwalniani: bosman Eugeniusz Menczak 30 lipca 1950 roku, starszy bosman Bronisław Bonk 27 listopada 1950 roku, podporucznik Henryk Dąbrowski 20 maja 1951 roku, starszy bosman Jan Zbonik 27 maja 1951 roku33. Skazani w tym procesie rozpoczęli również starania o uniewinnienie ich, o rewizję wyroków czy też odszkodowania. W wyniku tych działań i składanych odwołań do Sądu Wojskowego, uniewinniono bosmana Eugeniusza Menczaka. Kolejno w 1990 roku Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni przeprowadził rewizję procesu oraz po ponownym zbadaniu tej spra- wy, na wniosek skazanych oraz ich bliskich, dokonał całkowitej rehabilitacji wszystkich oskarżonych w procesie34. Sprawa procesów politycznych, których liczba zaczęła drastycznie wzrastać po 1945 roku, jest nadal newralgicznym punktem w polskiej historii. Na podstawie wyżej opisanego zagadnienia można dostrzec, jak siły polityczne państwa dyktowały rozwiązania wielu takich spraw, a w tym sprawy porucznika Adama Dedio i innych oraz to, że wymiar sprawiedliwości funkcjonujący po II wojnie światowej ze sprawiedliwością nie miał tak naprawdę nic wspólnego. Abstract Political repressions in the Polish Navy after 1945 Political repressions were a specific tool but also an ordinary element in the process of Sovietization of Poland. The range of those was quite wide which could be seen in particular trials of both civilians and the soldiers of the Polish armed forces. The article is devoted to the political repressions which took place on the Polish territory during the Stalinist years after WW II. Of primary importance is the proper characterization of the Polish legal system of the time. The article presents particular documents and 33 34 legal instruments which constituted legal grounds for the functioning of the state apparatus and Polish judiciary and which allowed for a wide interpretation of a given act of law, leading to frequent abuse of power. For instance, the authors decided to present the case of Lieutenant Adam Dedio and other Navy officers, in active service till their arrest. The Dedio case is the best proof demonstrating how socialist ideology and Stalin’s outlook affected the functioning of the Polish State, at that time understood as a Soviet satellite country. Akta IPN Gd 164/75 t. 1, Zawiadomienia o zwolnieniach więźniów z poszczególnych więzień. E. Obertyński, dz. cyt., s. 76–77. Ryszard Techman Administracja rybołówstwa morskiego w Polsce w latach 1948–1954 Pionierski okres odbudowy i rozwoju rybołówstwa morskiego po drugiej wojnie światowej, kiedy Polska uzyskała rozległe wybrzeże i wiele portów rybackich, charakteryzował się decentralizacją ośrodków dyspozycyjnych tej gałęzi gospodarki morskiej. W końcu lat czterdziestych XX wieku rozpoczął się w portach, żegludze i przemyśle okrętowym proces odwrotny – centralizacji zarządzania, który objął również rybołówstwo morskie. Wiązała się z tym jego reorganizacja polegająca między innymi na wyraźnym wyodrębnieniu trzech głównych działów, a więc: administracyjnego, wykonywanego przez urzędy państwowe, którym właśnie poświęcamy poniższe uwagi, naukowo-badawczego, reprezentowanego głównie przez Morski Instytut Rybacki oraz gospodarczego, czyli określonej działalności przedsiębiorstw, w zdecydowanej większości państwowych. Niniejszy artykuł jest kontynuacją rozważań autora, opublikowanych kilka lat wcześniej1, i kończy tematykę samodzielnego bytu terenowej administracji rybołówstwa morskiego w Polsce. Administracja rybołówstwa morskiego w Polsce w latach 1948–1950 Do połowy 1948 roku dokonano istotnych zmian w administracji rybackiej, zarówno na szczeblu centralnym, jak i terenowym. Zlikwidowany został Generalny Inspektorat Rybołówstwa Morskiego w Sopocie, silny ośrodek decyzyjny na wybrzeżu, którego miejsce zajął Departament Rybołówstwa Morskiego (DRM) Ministerstwa Żeglugi w Warszawie. Zreorganizowany z początkiem czerwca tego roku2, był DRM najwyższą, III instancją władz rybackich. Wyznaczając ogólne kierunki rozwoju rybołówstwa morskiego, łączył właściwie pracę różnych jego działów oraz jednostek organizacyjnych z nim związanych, pozostających w znacznej części poza gestią resortu żeglugi (przetwórstwo, transport, dystrybucja, rynki zbytu i podaży). Departament Rybołówstwa Morskiego obejmował przede wszystkim następujące zadania: nadzór i kontrolę nad działalnością podległych mu urzędów, instytucji oraz R. Techman, Administracja rybołówstwa morskiego w latach 1945–1948, „Nautologia”, 2004, nr 1–4, s. 6–31. Pierwotna struktura i zakres kompetencji zostały ujęte w § 2 zarz. min. żegl. z 14 VII 1947 r. w sprawie tymczasowego statutu organizacyjnego Ministerstwa Żeglugi (Dz. Urz. MŻ, 1947, nr 1, poz. 7). 3 Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej AAN), Ministerstwo Żeglugi (dalej MŻ), sygn. 681: „Projekt pierwotny Departamentu Rybołówstwa Morskiego i władz terenowych”; zarz. min. żegl. z 14 V 1948 r. w sprawie zmiany tymczasowej struktury organizacyjnej Departamentu Rybołówstwa Morskiego MŻ – Dz. Urz. MŻ, 1948, nr 2, poz. 31. 1 2 62 Nautologia 2011, nr 148 przedsiębiorstw, a zwłaszcza nad eksploatacją rybołówstwa morskiego i aparatem usług rybackich; opracowywanie planów gospodarczych całej branży, w tym również przedsiębiorstw przemysłu rybackiego i przemysłów pomocniczych, czuwanie nad rozbudową portów i osad rybackich3. W gruncie rzeczy praca DRM miała jakby podwójny charakter: po pierwsze administracyjny, w zakresie wykonywania funkcji urzędu III instancji dla morskich urzędów rybackich w terenie, po wtóre zaś ekonomiczny, polegający na opracowywaniu długofalowych planów dla rybołówstwa morskiego, wytyczaniu zasad ogólnej polityki gospodarczej i nadzorze nad przedsiębiorstwami połowowymi oraz usługowymi. W Departamencie Rybołówstwa Morskiego utworzono cztery wydziały: Organizacji Rybołówstwa Morskiego; Administracji Rybołówstwa Morskiego; Eksploatacji Rybołówstwa Morskiego oraz Techniczny (patrz schemat). Pierwszy i ostatni z nich miały strukturę wewnętrzną bezreferatową, ich obsadę stanowili urzędnicy i rzeczoznawcy (W. Organizacji Rybołówstwa Morskiego) lub tylko rzeczoznawcy (W. Techniczny). Z dniem 1 kwietnia 1948 r. dyrektorem DRM został Franciszek Lubecki (bezpartyjny), dotychczasowy dyr. Generalnego Inspektoratu Rybołówstwa Morskiego w Sopocie (wkrótce usunięty z tej funkcji), natomiast wicedyrektorem – Józef Szelągiewicz (PPR), uprzednio na identycznym stanowisku w GIRM, przeniesiony po niecałym roku do KW PZPR w Gdańsku na kier. Wydz. Ekonomicznego4. Podczas tworzenia, DRM borykał się z poważnym problemem pozyskania fachowych kadr ze względu na niskie płace i brak mieszkań w Warszawie. W czerwcu 1948 r. liczył zaledwie (poza dyrektorem i jego zastępcą), sześciu urzędników, którzy wcześniej byli pracownikami Ekspozytury GIRM w Warszawie5. Personel kompletowano wiele miesięcy, wypełniał on stopniowo szkielet organizacyjny Departamentu, dwa lata później (czerwiec 1950) obsadę stanowiło 29 osób, w tym: wicedyrektor (Zbigniew Kollesiński), trzech naczelników wydziałów, starszy radca, czterech radców, dwóch starszych inspektorów, czterech inspektorów, pięciu referendarzy, siedmiu podreferendarzy oraz dwie maszynistki6. Dokonane w drugim półroczu 1949 r. zmiany organizacyjne w resorcie żeglugi, a zwłaszcza powołanie nowych departamentów: Planowania, Inwestycyjno-Technicznego oraz Szkolnictwa Morskiego, miały wpływ na kształt struktury wewnętrznej i kompetencje Departamentu Rybołówstwa Morskiego. Został bowiem zlikwidowany Wydział Techniczny, a część zadań niektórych wydziałów zawłaszczyły wspomniane departamenty7. W terenie podlegały DRM (połowa 1950 r.) Morskie Urzędy Rybackie w Gdyni i Szczecinie, państwowe przedsiębiorstwa połowowe („Dalmor”, „Delfin”, „Arka”, „Barka”) oraz spółdzielczość połowowa w zakresie ogólnego nadzoru nad ich działalnością i eksploatacją, a także rybołówstwo indywidualne. Ponadto sprawował on nadzór nad Morskimi Zakładami Rybnymi oraz Morskim Instytutem Rybackim8. Od połowy 1948 r. polityka rządu wobec rybołówstwa morskiego wyraźnie stawiała zadanie przekształcenia produkcji kapitalistycznej w socjalistyczną. Za najwłaściwsze formy tego procesu uznano przedsiębiorstwa państwowe oraz produkcyjne spółdzielnie połowowe. Zakładane działania fiskalne i nacisk ekonomiczno-administracyjny (np. wymówienie umów dzierżawy, czynsze), miały spowodować „stopniowe i w pewnym sensie dobrowolne” przekształcenie prywatnych właścicieli w spółdzielnie pracy, a etapowość tej akcji pozwoliłaby uniknąć większych zaburzeń9. Departament Rybołówstwa Morskiego popierał – zgodnie z ówczesną linią polityczną – uspołecznienie połowów morskich, które poszło w dwóch kierunkach: tworzenia firm o kapitale państwowym w rybołówstwie dalekomorskim i pełnomorskim na Bałtyku oraz organizowania spółdzielni w rybołówstwie przybrzeżnym i bałtyckim. Spółdzielczość korzystała z opieki organów administracyjnych, mając w pierwszym rzędzie zapewniony przydział taboru i sprzętu. DRM był jednak przeciwny temu, by budowane kutry przyznawano wyłącznie spółdzielniom, uważając, że „wypaczyłoby to linię rozwojową połowów morskich”. Były one wtedy dzielone proporcjonalnie między przedsiębiorstwa państwowe i spółdzielcze, natomiast poza tym przydziałem pozostawał sektor prywatny10. W końcu lat czterdziestych trudna sytuacja aprowizacyjna Polski, a zwłaszcza złe zaopatrzenie kraju w mięso, zwróciła uwagę rządu na potrzebę szybkiego wzrostu połowów ryb, których dostarczał wtedy głównie sektor prywatny. Wydana przez Radę Ministrów 8 marca 1949 r. uchwała w sprawie rozwoju rybołówstwa morskiego, miała w jakiejś mierze uregulować stosunki własnościowe (m.in. przekazanie na własność rybakom taboru poniemieckiego), przeciwstawić się tendencjom do masowego i siłowego uspółdzielczenia rybołówstwa prywatnego, by uspokoić rybaków i zahamować ich ucieczki za granicę, umożliwić zastosowanie odpowiedniej polityki podatkowej (ryczałty dla rybaków wiosłowych, stały procent opodatkowania dla właścicieli kutrów, ulgi w spłacaniu zaległości), uporządkować spółdzielczość poprzez jej rejonizację i komasację, a przy tym dokonać „oczyszczenia rybołówstwa morskiego z elementów kułackich i pasożytniczych”. Realizacja tej polityki oraz inne poczynania socjalne (np. współzawodnictwo, wprowadzenie ubezpieczeń socjalnych), przyniosły wzrost połowów z 49 tys. ton w 1948 r. do 65 tys. ton w 1950 r.11 Efektem jednak silnego popierania rozwoju flotylli kutrowej oraz dalekomorskiej, by uzyskać jak największą masę połowową, stał się stopniowy zanik rybołówstwa przybrzeżnego, które dostarczało na rynek ryby wysokogatunkowe. Co za tym idzie zmniejszyła się w sposób poważny liczba rybaków indywidualnych, których część przeszła do nowych zawodów, innych wchłonęły państwowe przedsiębiorstwa połowowe oraz spółdzielnie, pozostali nie zawsze mieli opiekę ze strony zainteresowanych organów12. Pod koniec 1949 r. nasiliły się głosy postulujące objęcie rybołówstwa morskiego nową organizacją, które wypływały ze słabości (zdaniem domagających się) istniejącego stanu rzeczy. Krytyka dotyczyła m.in. tego, że utworzone przedsiębiorstwa państwowe („Dalmor”, „Barka”, „Arka”, „Delfin”) podlegały tylko nominalnie Departamentowi Rybołówstwa Morskiego MŻ, gdyż nie okazał się być on jedyną komórką odpowiedzialną za całość spraw nadzorowanej branży. Faktycznie bowiem bezpośrednie polecenia przedsiębiorstwom połowowym wydawały departamenty: Planowania, Finansowy, Kadr czy Biuro Inwestycyjno-Techniczne, najczęściej pomijające zarządzenia DRM. Proponowano skorzystanie z wypróbowanej w przemyśle formy organizacyjnej i utworzenie AAN, MŻ, sygn. 31/11 (robocza): serwis informacyjny MŻ z 3 IV 1948. Ibidem, sygn. 694: pismo st. inst. BK MŻ z 10 VI 1948 r. do dyr. BK, notatka dla ob. min. żegl. z 30 VII 1948 r. w sprawie wyników kontr. DRM przez BK MŻ. 6 Ibidem, Najwyższa Izba Kontroli (dalej NIK), sygn. 1560, s. 24: prot. z kontr. DRM 7-28 VI 1950 r. 7 Ibidem. 8 Ibidem. 9 AAN, MŻ, sygn. 132: prot. w sprawie spółdz. prod. w ryb. mor. z 12 X 1948 r. 10 Archiwum Państwowe w Gdańsku Oddział w Gdyni (dalej AP Gdynia), Morski Urząd Rybacki (dalej MUR), sygn. (robocza) 221 [P-65/2]: pismo DRM MŻ z 17 VIII 1948 r.; Archiwum Państwowe w Szczecinie (dalej APS), MUR, sygn. 155, s. 33: pismo DRM MŻ z 16 VIII 1948 r. do Centr. Zw. Spółdz. Ryb. w Gdyni. 11 AAN, MŻ, sygn. 5: notatka w sprawie rybołówstwa z 6 II 1951 r. 12 Ibidem, sygn. 2/137 (robocza): pismo DE MŻ do Ministerstwa Kontroli Państwowej z 30 IX 1954 r. 4 5 Nautologia 2011, nr 148 63 Struktura organizacyjna wraz z zakresem zadań Departamentu Rybołówstwa Morskiego Ministerstwa Żeglugi 1 VII 1948 DYREKTOR Zastępca Dyrektora Wydział Organizacji Rybołówstwa Morskiego – opracowywanie planów gospodarczych rybołówstwa, – współpraca z Dep. Pol. Mor. oraz właściwymi organami innych resortów w zakresie uzgodnienia poczynań na odcinku rybackim z wytycznymi ogólnej polityki gospodarczej, – współpraca z Dep. Kadr w dziedzinie fachowego doszkalania rybaków, – sprawy pomocy dla rybołówstwa i współpraca z rybackimi organizacjami międzynarodowymi, – koordynacja pracy sektorów: państwowego, spółdzielczego i prywatnego w dziedzinie handlu, przetwórstwa i dystrybucji, Sekretariat Wydział Administracji Rybołówstwa Morskiego Wydział Eksploatacji Rybołówstwa Morskiego Referat Ogólny Referat Rybołówstwa Przybrzeżnego i Bałtyckiego Referat Nadzoru Referat Połowów Dalekomorskich – nadzór nad działalnością MUR i podległych organów w terenie oraz koordynacja pracy urzędów podległych z władzami administracji morskiej i władzami administracji ogólnej, – nadzór nad wykonywaniem przepisów rybackich, – sprawy bezpieczeństwa na morzu, – dokumenty rybackie. – osadnictwo rybackie, – przygotowywanie materiałów i współpraca z Wydz. Prawnym MŻ w dziedzinie ustawodawstwa rybackiego, – nadzór i kontrola nad działalnością Morskiego Instytutu Rybackiego. Referat Przedsiębiorstw Usługowych Referat Ewidencji Wydział Techniczny – sprawy projektów technicznych oraz nadzoru nad rozbudową taboru pływającego i sprzętu łownego, – techniczny nadzór przedsiębiorstw związanych z rybołówstwem, – sprawy konserwacji taboru i sprzętu, – sprawy rybackich urządzeń portowych. – całokształt eksploatacji połowów, przetwórstwa i zbytu, – zagadnienia techniki i rozprowadzania ryb , – współpraca z władzami centralnymi w sprawach związanych z importem i eksportem, – sprawy terenów łownych i ochrony ryb, – sprawy techniki połowów i regulowania połowów, sprawy załóg, – sprawy taboru pływającego, – zagadnienie baz zagranicznych. Źródło: zestawiono na podstawie zarządzenia Ministerstwa Żeglugi z 14 V 1948 r. (Dz. U. M. Ż., 1948, nr 2, poz. 31). Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego oraz dokonanie w związku z tym reorganizacji resortu żeglugi, polegającej przede wszystkim na zniesieniu departamentów branżowych (rybołówstwa morskiego, portów, żeglugi) i powołaniu do życia Departamentu Przemysłu Miejscowego dla zagadnień rybołówstwa prywatnego i spółdzielczego. Porty, baseny i przystanie rybackie miały zostać wydzielone i wejść w skład Centralnego Zarządu Portów Rybackich, któremu podlegaliby poszczególni dyrektorzy portów13. Najbliższa przyszłość pokazała, iż część z wysuwanych wtedy postulatów została wprowadzona w życie. 13 W Departamencie Rybołówstwa Morskiego zdawano sobie sprawę z tego, iż komórka ta, mając właściwie charakter normatywny i odwoławczy, nie może być jednostką operatywnego kierowania przedsiębiorstwami eksploatującymi bogactwa morza. Kierownictwo Departamentu poparło koncepcję utworzenia Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego, który ponosić miałby odpowiedzialność za wyniki eksploatacyjno-finansowe przedsiębiorstw połowowych i usługowych rybołówstwa. Argumentowano, iż resort żeglugi, jako najwyższy szczebel organizacyjny nie może bezpośrednio sterować i odpowiadać za pracę jednostek gospo- Ibidem, sygn. 33/15 (robocza): notatka inż. W. Kuleszyńskiego z 16 IX 1949 r. dot. zmian w rybołówstwie oraz referat tegoż na temat problemów rybołówstwa. 64 Nautologia 2011, nr 148 darczych w terenie, których struktura wewnętrzna oraz systemy pracy i płacy powinny być elastyczne, by nie hamowały rozwoju. Dostrzegano faktyczny wpływ wszystkich departamentów MŻ na gospodarkę przedsiębiorstw rybackich na wybrzeżu, co miało przeczyć „kardynalnej zasadzie organizacyjnej: jedności rozkazodawstwa i kierownictwa”. W konkluzji DRM zrzucał z siebie odpowiedzialność za kierowanie przedsiębiorstwami połowowymi14. Działalność Departamentu Rybołówstwa Morskiego Ministerstwa Żeglugi poddana została w połowie 1950 r. dokładnej kontroli zewnętrznej. Trudno powiedzieć, czy była ona ad hoc „inspirowana”, na co wskazywałyby pewne przesłanki, by udowodnić, że komórkę tę należy bezwzględnie znieść, czy rzeczywiście kontrolę przeprowadzono zgodnie z ustalonym wcześniej harmonogramem. Pod adresem DRM sformułowano wiele krytycznych uwag. Zarzucano mu brak ścisłego podziału czynności i nie najlepszą współpracę z innymi departamentami resortu, które rzekomo niekorzystnie odbijały się na jego działalności, dając w rezultacie niepełną orientację w sprawach rybołówstwa morskiego. Odniesiono to zwłaszcza do gospodarki nadzorowanych przedsiębiorstw, ich stanu finansowego, opłacalności eksploatacji, kalkulacji kosztów oraz potrzeb inwestycyjnych, czego następstwem miała być słaba możliwość poważniejszego oddziaływania na kształtowanie ich rozwoju. Niedomagania w zakresie planowania i sprawozdawczości, jakoby przypadkowość i chaos w tej mierze, miały z kolei przedstawiać w niedostateczny sposób stan całej branży, a wraz z niedostatkami organizacyjnymi odbijać się negatywnie na funkcjonowaniu podległych oraz nadzorowanych jednostek gospodarczych i administracyjnych15. Interesujące, iż podobnie jak w wypadku Generalnego Inspektoratu Rybołówstwa Morskiego (jednak nie tak silnie), eksponowano dążność DRM do „uzyskania pewnego stopnia samowystarczalności i niezależności organizacyjnej”, nadając jakby temu sformułowaniu polityczny wydźwięk. Chodziło tu zapewne o ważny argument na rzecz silnej ówcześnie presji do zniesienia departamentów branżowych. Co istotniejsze: zdaniem kontrolujących Departament Rybołówstwa Morskiego nadal przyjmował „zasadę trójsektorowości gospodarki w rybołówstwie, gdy trzeba dążyć do uspółdzielczenia”16. Krytyka dotyczyła również obsady kierownictwa DRM, ujętej z politycznego punktu widzenia. Niesprawiedliwy osąd, rzec można typowy dla tych czasów, spotkał wybitnego praktyka Franciszka Lubeckiego, który przez wiele lat kierował strukturami administracyjnymi rybołówstwa morskiego, wnosząc ogromny wkład w rozwój tej branży. Oceniano go następująco: „w podeszłym wieku, schorowany i chociaż powaga naukowa w rybołówstwie, jednak słaby organizator i nie rozumiejący założeń gospodarki socjalistycznej – stąd dążność gospodarowania na zasadach kapitalistycznych i tym tłumaczy się zacofanie rybołówstwa w stosunku do innych działów gospodarki Ministerstwa Żeglugi”. Zauważano ponadto, iż brak w połowie 1950 r. obsady stanowiska dyrektora rzutował negatywnie na działalność Departamentu, tym bardziej, że „nie wydaje się, by obecny wice mógł dobrze kierować całością spraw”17. Generalnie biorąc kontrola NIK zauważała w działalności Departamentu Rybołówstwa Morskiego, co następuje: „chaos kompetencyjny co do kierunków rozwojowych rybołówstwa i form jego realizacji, przypadkowość w działaniu, słabą znajomość terenu, jego potrzeb i możliwości, niewłaściwe rozwiązania organizacyjne, brak współpracy z innymi departamentami MŻ, jak również ze związkiem spółdzielni i niewłaściwa organizacja pracy wewnątrz departamentu”. W konkluzji pokontrolnej, wyjątkowo nieprzychylnej, stwierdzono, iż przy stosowaniu dotychczasowych metod działania DRM nie daje rękojmii uzdrowienia tej branży morskiej, nie spełnia bowiem zasadniczych zadań koncepcyjnych ani funkcji organu kierującego powierzoną mu gałęzią gospodarki narodowej, jest natomiast zmuszony do wykonywania czynności co najwyżej drugorzędnych18. Pomijając rzeczywiste niedomagania w funkcjonowaniu Departamentu, trudno oprzeć się wrażeniu, iż wnioski z kontroli miały z góry dać jednoznaczne argumenty na rzecz likwidacji tej komórki. Ostatnie miesiące 1950 r. nie były pozbawione ścierania się różnych koncepcji odnoszących się do struktury wewnętrznej Ministerstwa Żeglugi, którego odpowiednie wydziały pracowały nad nowym statutem organizacyjnym. Przeważał zdecydowanie pogląd o konieczności zniesienia departamentów branżowych, i przekazania ich kompetencji planowanym do utworzenia centralnym zarządom oraz Departamentowi Eksploatacji, który miał skupiać pracowników o kwalifikacjach żeglugowo-portowych i rybołówstwa morskiego. Departament Żeglugi wychodził z założenia, iż w przypadku uspółdzielczenia rybołówstwa morskiego i powołania Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego, istnienie DRM jest zbyteczne. W wypadku jednak dalszego istnienia sektora prywatnego, który nie podlegałby CZRM, to w zależności od jego „wielkości i ważności”, sprawy tego sektora powinien prowadzić Departament Produkcji lub Departament Eksploatacji, ewentualnie odrębne Biuro Rybołówstwa Morskiego19. Z kolei Departament Portów uważał, iż mimo zamiaru powołania na początku 1951 r. CZRM, Departament Rybołówstwa Morskiego powinien funkcjonować w zawężonej formie, co najmniej przez okres jednego roku, by zachować właściwą politykę resortu żeglugi w sprawach rybołówstwa morskiego20. Obrony status quo podjął się – co zrozumiałe – Departament Rybołówstwa Morskiego, w różny sposób argumentując konieczność dalszego istnienia, przynajmniej przez jakiś czas. Punktem wyjścia miało być utrzymanie tej komórki do chwili, kiedy CZRM rozwinie pełną działalność. Zdaniem bowiem Departamentu, centralny zarząd jako „nowa forma organizacyjna” może w pierwszej fazie swego istnienia „nie osiągnąć całokształtu zagadnień związanych z prowadzeniem rybackiej gospodarki morskiej”. DRM przewidywał, iż w tym okresie jego organizacja powinna mieć inną strukturę niż ówcześnie obowiązująca, a likwidacja nastąpiłaby dopiero po skompletowaniu przez CZRM całej obsady personalnej i przejęciu funkcji związanych z gospodarką przedsiębiorstw państwowych. Po tym jednak okresie miałaby powstać (w miejsce Departamentu) nowa komórka organizacyjna obejmująca zagadnienia polityki wobec rybołówstwa spółdzielczego i drobnotowarowego21. W celu wzmocnienia struktur terenowych administracji rybołówstwa morskiego, zarządzeniem ministra żeglugi z 27 marca 1948 r. dotychczasowe cztery Morskie Urzędy Rybackie w Gdańsku, Gdyni, Darłowie i Szczecinie, zostały zlikwidowane, a w ich miejsce utworzono dwa morskie urzędy rybackie, będące władzami II instancji, jeden z siedzibą w Gdyni, obejmujący wybrzeże Ibidem, organizacja DRM [1949]. Ibidem, NIK, sygn. 1560: prot. z kontr. DRM MŻ 7 VI–28 VI 1950 r. i spr. z kontr. z 17 VII 1950 r. 16 Ibidem. 17 Ibidem. 18 Ibidem. 19 Ibidem, MŻ, sygn. 200: pismo Dep. Żegl. do GM MŻ z 14 XI 1950 r. 20 Ibidem, pismo Dep. Portów do GM MŻ z 20 XI 1950 r. 21 Ibidem, pismo DRM MŻ z 17 XI 1950 r. do GM MŻ. 14 15 Nautologia 2011, nr 148 65 województwa gdańskiego i olsztyńskiego, drugi w Szczecinie dla nadmorskiego terenu województwa szczecińskiego. Temu ostatniemu podlegała Ekspozytura w Darłowie, której obszar działania rozciągał się z początku między rzekami Dziwna na zachodzie a Łeba na wschodzie. Właściwość miejscowa morskich urzędów rybackich rozciągała się na pas nadbrzeżny oraz przyległy do tego pasa obszar morskich wód przybrzeżnych22. Do zakresu rzeczowego MUR należała administracja rybołówstwa morskiego, a w szczególności: – przygotowanie materiałów do projektów planów gospodarczych rybołówstwa morskiego oraz przemysłu i handlu rybnego; – współpraca z Morskim Instytutem Rybackim; – współdziałanie w dziedzinie produkcji rybackiej, przemysłu i handlu rybnego oraz opieka nad pracą w rybołówstwie morskim; – szkolenie rybaków i innych fachowców w zawodach związanych z rybołówstwem; – ochrona rybołówstwa morskiego i wód przybrzeżnych, regulowanie połowów ryb i kontrola miejscowych rynków zbytu; – rejestracja rybaków, wydawanie dokumentów rybackich, sprawy osadnictwa rybackiego, ubezpieczenia i zaopatrywania rybaków, współpraca z miejscowymi zawodowymi organizacjami rybackimi, współdziałanie przy organizacji produkcji i konserwacji sprzętu rybackiego, statków rybackich; – nadzór policyjny nad rybołówstwem na morzu oraz orzecznictwo karno-administracyjne; – współdziałanie w pracach badawczych nad rybołówstwem morskim, przemysłem i handlem rybnym; – zbieranie danych dotyczących ludności rybackiej i jej potrzeb oraz danych statystycznych odnoszących się do rybołówstwa morskiego; – zarząd portami rybackimi w zleconym zakresie i współdziałanie przy ich budowie; – nadzór nad działalnością kontrolerów i strażników rybackich. Organami morskich urzędów rybackich w terenie byli kontrolerzy rybołówstwa morskiego (nie mieli statusu władzy I instancji), których zakres działania w podległym im obwodzie rybackim, obejmował w szczególności: wykonywanie dozoru rybackiego na morzu, kontrolę połowów, statków i narzędzi rybackich, zbieranie materiałów statystycznych dotyczących rybołówstwa, informacji o stanie zaopatrzenia i potrzebach rybaków, czynny udział w kursach rybackich oraz różnorodną sprawozdawczość. Na ich opiniach, obserwacjach i raportach w dużej mierze polegała praca MUR. Specyfika pracy wyznaczała kontrolerom rolę z jednej strony przekaźnika polityki państwowej w zakresie rybołówstwa morskiego, a z drugiej „mistrza cechowego” czy też „ojca”, jak nazywali ich ówcześnie rybacy23. Kontrolerom rybackim przydzielano w miarę potrzeby i możliwości kadrowych strażników rybackich, a także do dyspozycji, gdy były takie warunki finansowo-techniczne, jednostki pływające wraz odpowiednią załogą do dozorowania na morzu i zalewach. W przypadku, gdy strażnicy rybaccy, którzy musieli stosować się ściśle do wydanych dla nich instrukcji oraz zarządzeń władz przełożonych, posiadali odpowiednie kwalifikacje, mogli wykonywać funkcje szyprów na statkach przeznaczonych do dozoru. Polskie wybrzeże i wody przybrzeżne podzielono na 17 obwodów rybołówstwa morskiego, z których osiem z siedzibami w: Łebie, Władysławowie, Helu, Gdyni, Gdańsku, Kątach Rybackich, Tolkmicku i Górkach Wschodnich podlegało MUR w Gdyni, pozostałe dziewięć w: Szczecinie, Trzebieży, Wolinie, Świnoujściu, Dziwnowie, Mrzeżynie, Kołobrzegu, Darłowie i Ustce – MUR w Szczecinie (ostatnie trzy jego Ekspozyturze w Darłowie)24. W skład każdego z obwodów rybołówstwa morskiego wchodziło od kilku do kilkunastu osad rybackich. Na przykład szczeciński MUR ustalił w połowie listopada 1948 r. przynależność administracyjną 85 osad do obwodów: Szczecin – 12 osad (Szczecin, Golęcin, Stołczyn, Mścięcino, Dąbie, Bystra, Lubczyna, Inoujście, Łąka, Stepnica, Kopiec), Trzebież – 7, Świnoujście –12, Dziwnów – 8, Mrzeżyno – 6, Kołobrzeg – 9, Darłowo – 9, Ustka – 4. Z wymienionych obwodów cztery miały charakter morski (Ustka, Darłowo, Kołobrzeg, Mrzeżyno), dwa morsko-zalewowy (Dziwnów, Świnoujście), a trzy zalewowy (Wolin, Trzebież, Szczecin)25. Organizacja morskich urzędów rybackich stanowiła przez pierwszy rok działalności – do czasu odgórnego ustalenia przez resort żeglugi – pewne prowizorium. Warszawa zatwierdziła 19 maja 1948 r. liczbę etatów dla terenowych organów administracji rybołówstwa morskiego i na tej podstawie oba urzędy – gdyński i szczeciński opracowały (właściwie identyczne) wstępne struktury wewnętrzne. MUR w Szczecinie miał dzielić się organizacyjnie na pięć wydziałów: Socjalno-Personalny (trzy referaty: socjalny, szkoleniowy i personalny); Ogólny (dwa referaty: gospodarczo-transportowy i budżetowy oraz kancelaria); Administracji Rybackiej (cztery referaty: dokumentów rybackich; ochrony rybołówstwa; prawny oraz straży i dozoru); Ekonomiczny (cztery referaty: sprawozdawczo-statystyczny; planowania, inwestycji, koordynacji przemysłu przetwórczego i zbytu; osadnictwa oraz zaopatrzenia) oraz Techniczny (referaty: nadzoru nad taborem oraz urządzeń portowych), dwóch inspektorów: połowów bałtyckich i połowów dalekomorskich oraz kilkuosobową Ekspozyturę w Darłowie26. Płynność kadr nie pozwalała wypełnić zakładanej struktury, gdyż nie wszystkie komórki udało się utworzyć, część z nich pozostawała bez personelu. Opracowany później projekt statutu organizacyjnego nie został przez Ministerstwo Żeglugi zatwierdzony, zwrócono go w celu dostosowania podziału czynności poszczególnych komórek organizacyjnych do nowych etatów obowiązujących od 1 stycznia 1949 r.27 Organizację MUR w Gdyni z tego okresu, niewiele różniącą się od tej, którą wyżej scharakteryzowano, przedstawia załączony schemat. Na dzień 1 sierpnia 1948 r. stan personelu MUR w Szczecinie wynosił 45 pracowników umysłowych i 17 fizycznych, wykazując aż 32 nie obsadzone etaty. Wakowały wtedy z braku fachowców stanowiska naczelników Wydziałów Technicznego i Ogólnego, gdyż trudno było znaleźć kandydatów, zdecydowanie lepiej opłacanych w przemyśle. Poważna zmienność kadr wiązała się, podobnie jak w Gdyni, z odchodzeniem pracowników do przedsiębiorstw rybackich oraz wypowiedzeniami pracy z różnych powodów28. Na czele szczecińskiego urzędu stanął Józef Florczak, a po jego odejściu do Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie (funkcja zastępcy dyrektora ds. rybołówstwa spółdzielczego i indywidualnego), jego miejsce zajął 1 sierpnia 1951 r. – Marian Bakota. Dyrektorem nowo organizowanego MUR w Gdyni został inż. Marian Zięcik, który pełnił to stanowisko ponad dwa lata. 1 września 1950 r. na jego następcę wyznaczono w drodze tzw. Zarz. min. żegl. z 27 III 1948 r. w sprawie tymcz. org. mor. urzędów ryb. – Dz. U. MŻ, 1948, nr 2, poz. 28. APS, MUR, sygn. 31, s. 55: spr. MUR w Szczecinie z wykonania planu połowów w 1949 r. 24 Ibidem. 25 Ibidem, sygn. 154, s. 33–34: pismo MUR w Szczecinie z 20 X 1948 r. 26 Ibidem, sygn. 4, s. 13: odpis strukt. org. MUR w Szczecinie przesłany kontrolerom 14 VIII 1948 r. 27 Ibidem, sygn. 28, s. 179–181: spr. Wydz. Ogólnego MUR w Szczecinie za XII 1948 r.; ibidem, Biuro Prezydialne WRN (dalej BP WRN), sygn. 632: prot. Komisji Kontroli Społecznej WRN z kontr. MUR w Szczecinie w dniach 5 i 9 II 1949 r. 28 Ibidem, MUR, sygn. 32, s. 239: spr. fin.-gosp. MUR w Szczecinie za 1950 r. 22 23 66 Nautologia 2011, nr 148 Struktura organizacyjna Morskiego Urzędu Rybackiego w Gdyni 1 IV 1949 DYREKTOR Wydział Personalno-Socjalny Wydział Ogólny Wydział Administracji Rybackiej Referat Personalny Referat Budżetowo-Rachunkowy Referat Dokumentów Rybackich Referat Szkoleniowy Referat Gospodarczo-Transportowy Referat Ochrony Rybołówstwa Referat Socjalny Kancelaria Referat Straży i Dozoru Referat Osadniczy Sekretariat Wydział Ekonomiczny Referat Planowania, Inwestycji, Koordynacji Przemysłu Przetwórczego i Zbytu Referat Sprawozdawczo-Statystyczny Wydział Techniczny Inspektorzy Referat Nadzoru nad Taborem Inspektor Połowów Bałtyckich Referat Urządzeń Portowych Inspektor Połowów Dalekomorskich Kontrolerzy Rybołówstwa Morskiego Referat Kontroli i Angażowania Załóg Źródło: AAN, MŻ, sygn. 685, s. 1 awansu społecznego Józefa Bielawiaka, który przeszedł do tej pracy ze Związku Zawodowego Transportowców29. Zgodnie z przepisami, zastępcą dyrektora był jeden z naczelników, w wypadku Gdyni przez kilka lat pełnił tę funkcję Stanisław Mickiewicz, najpierw nacz. Wydz. Administracji Rybackiej, a następnie Wydz. Ekonomiczno-Eksploatacyjnego. W sprawach kadrowych MUR w Gdyni był zdecydowanie bardziej uprzywilejowany niż jego odpowiednik w Szczecinie. Przeszli bowiem do tego urzędu pracownicy dawnego MUR Gdańsk oraz Generalnego Inspektoratu Rybołówstwa Morskiego w Sopocie, dysponujący odpowiednią wiedzą fachową. Byli to najlepsi fachowcy, jakimi dysponowała ówcześnie administracja rybołówstwa morskiego. Zapoczątkowana w końcu 1948 r. w Gdyni polityka angażowania nowych sił na odpowiedzialne stanowiska bez uprzedniego stażu administracyjnego, co wiązało się ze stopniowym wypieraniem starej kadry, wywołała niepokój w urzędzie, odbijając się negatywnie na atmosferze i wydajności pracy. Nie uszła uwadze Departamentu Rybołówstwa Morskiego MŻ, który zarzucił dyrektorowi gdyńskiego MUR brak chęci wyzyskania doświadczonego personelu i troski o poprawę jego bytu, a także przekroczenie kompetencji w zakresie zwalniania. Jak się wydaje, taka reakcja nie przyniosła trwałych efektów, gdyż w nadchodzącym okresie stalinowskim liczyła się nie tyle fachowość osoby zatrudnianej, co jej właściwe oblicze polityczne30. 20 maja 1949 r. resort żeglugi wydał zarządzenie, obowiązujące z początkiem następnego miesiąca, które nadawało obu urzędom, szczecińskiemu i gdyńskiemu, tymczasowe statuty organizacyjne31. Były one identyczne, różnica polegała tylko na tym, iż MUR w Szczecinie podlegała na Wybrzeżu Środkowym Ekspozytura w Darłowie. Wprowadzona odgórnie struktura wewnętrzna terenowej administracji rybackiej, zilustrowana na zaprezentowanym schemacie, nie odbiegała w sposób zasadniczy od wcześniej funkcjonującej. Należy przy tym zauważyć, iż działalność MUR nie miała dostatecznych, trwałych podstaw prawnych, gdyż ich kompetencje i organizację określały nie przepisy ustawowe, lecz zarządzenia ministerialne, które regulowały te kwestie tymczasowo, teoretycznie do czasu wejścia w życie przygotowywanej wtedy ustawy o rybołówstwie morskim, na którą – jak pokazała przyszłość – czekano jednak aż kilkanaście lat32. W końcu 1949 r. resort żeglugi zmodyfikował, ustaloną w maju tego roku, strukturę organizacyjną Morskiego Urzędu Rybackiego w Gdyni oraz Szczecinie (obowiązywała z pierwszym dniem nowej dekady), identycznie dla obu urzędów, ale ta zmiana miała charakter bardziej porządkowy, niż zasadniczo merytoryczny. Dotychczasowy Wydział Personalno-Socjalny otrzymał nazwę Personalny, gdyż Referat Socjalny przesunięto do Wydziału Administracji Rybackiej. W miejsce Referatu Personalnego (wcześniejszego Wydziału Personalno-Socjalnego) utworzono Referat Zatrudnienia AP Gdynia, MUR, sygn. 41, t. 2 (robocza): pismo J. Bielawiaka z 9 XI 1950 r. do min. żegl. Ibidem, sygn. 40. 31 Zarz. min. żegl. z 20 V 1949 r. w sprawie nadania tymcz. statutu org. Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Szczecinie oraz Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Gdyni – Dz. Urz. MŻ, 1949, nr 2, poz. 15 i 16. 32 AAN, MŻ, sygn. 140, s. 14: pismo DPM MŻ z 22 IV 1949 r. do Wydz. Org. MŻ. 29 30 Nautologia 2011, nr 148 67 Struktura organizacyjna Morskich Urzędów Rybackich w Gdyni i Szczecinie według Tymczasowych Statutów Organizacyjnych 20 V 1949 DYREKTOR Wydział Personalno-Socjalny Wydział Finansowo-Gospodarczy Referat Personalny Referat Budżetowo-Rachunkowy Referat Szkoleniowy Referat Socjalny Referat Osadniczy Referat Gospodarczo-Transportowy Kancelaria Ogólna Wydział Administracji Rybackiej Referat Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Morskiego Referat Dokumentów Rybackich Referat Dozoru i Straży Rybackiej Kontrolerzy Rybołówstwa Morskiego 1 Radca Prawny Inspektor Wydział Ekonomiczno-Eksploatacyjny Wydział Administracji Rybackiej Ekspozytura w Darłowie1 Referat Planowania Referat Nadzoru nad Taborem Sekretariat Referat Eksploatacji Referat Urządzeń Portowych Referat Administracji Rybackiej Referat Sprawozdawczo-Statystyczny Referat Socjalno-Osadniczy Referat Gospodarczy Podlegała Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Szczecinie. Źródło: Dz. Urz. M. Ż., 1949, nr 2/5, poz. 15-16. i Spraw Osobowych z identycznym zakresem działania. Do Wydziału Personalnego przerzucono z Wydziału Administracji Rybackiej Referat Dokumentów Rybackich oraz utworzono tutaj nowy Referat Angażowania Załóg, gdyż MUR miały zajmować się naborem rybaków, wiążącym opiniowaniem i rozmieszczaniem załóg kutrowych i dalekomorskich, doszkalaniem i podnoszeniem ich kwalifikacji zawodowych oraz bezpieczeństwem pracy na morzu. Po tych zmianach Wydział Personalny składał się z pięciu referatów: Zatrudnienia i Spraw Osobowych; Szkoleniowego; Dokumentów Rybackich; Angażowania Załóg oraz Osadniczy. Z kolei w Wydziale Administracji Rybackiej znalazły się trzy referaty: Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Morskiego; Dozoru i Straży oraz Socjalny. Struktura pozostałych komórek organizacyjnych pozostała bez zmian (zob. schematy)33. Wypadnie dodać, iż po wprowadzeniu tej korekty, struktura obu MUR w Gdańsku i Szczecinie, nie podlegała przez kolejny rok żadnym zmianom. Od 1951 r. darłowska Ekspozytura MUR w Szczecinie obejmowała obszar od miejscowości Czołpinko na wschodzie do miejscowości Dźwirzyno na zachodzie włącznie, sprawując nadzór administracyjny i eksploatacyjny nad rybołówstwem morskim centralnego wybrzeża. Podlegały jej trzy obwody rybołówstwa morskiego w Ustce, Darłowie i Kołobrzegu. Na czele Ekspozytury stał kierownik, którą to funkcję pełnił Kazimierz Pykało, wcześniej jeden z inspektorów zlikwidowanego MUR w Darłowie. Składała się ona z: sekretariatu oraz trzech referatów: Administracji Rybackiej; Socjalno-Osadniczego i Gospodarczego34. W połowie 1951 r. Ekspozytura liczyła 7 pracowników – oprócz kierownika pracowali tu referenci: administracyjny (jednocześnie sekretarka), gospodarczy, dokumentów rybackich, maszynistka, strażnik rybacki oraz sprzątaczka35. Gospodarka finansowa terenowej administracji rybołówstwa morskiego opierała się na przepisach rachunkowo-kasowych obowiązujących władze i urzędy państwowe z dnia 27 marca 1935 r. z późniejszymi zmianami36. Mimo zniesienia ich zarządzeniem ministra finansów z 25 listopada 1950 r. w sprawie przepisów o wykonywaniu budżetu państwa oraz o rachunkowości budżetowej, jeszcze przez jakiś czas w Gdańsku i Szczecinie prowadzono księgi na starych wzorach zdezaktualizowanych norm prawnych37. Korzystając z wydanych przez resort żeglugi przepisów, morskie urzędy rybackie uporządkowały pewne sprawy organizacyj- 33 Zarz. min. żegl. z 31 XII 1949 r. o zmianie zarz. min. żegl. z 20 V 1949 r. w sprawie nadania tymcz. statutu organ. Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Gdyni i Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Szczecinie – Dz. Urz. MŻ, 1949, nr 3 (6), poz. 32 i 33. 34 APS, MUR, sygn. 4, s. 8. 35 Ibidem, sygn. 26, s. 13: prot. z inspekcji pracy Ekspozytury MUR w Darłowie w dniach 2–4 VII 1951 r. 36 Dz. U. Min. Skarbu, 1935, nr 9, poz. 178. 37 AP Gdynia, MUR, sygn. 41, t. 1 (robocza): prot. z kontr. NIK w MUR w Gdyni 19 X – 26 XI 1951 r. dot. działaln. bieżącej oraz wykonania budżetu za 1950 r. (26 XI 1951 r.). 68 Nautologia 2011, nr 148 Struktura organizacyjna Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie 31 XII 1950 DYREKTOR Wydział Personalny Referat Zatrudnienia i Spraw Osobowych Referat Szkoleniowy Referat Dokumentów Rybackich Referat Angażowania Załóg Referat Osadniczy Wydział Finansowo-Gospodarczy Wydział Administracji Rybackiej Referat Budżetowo-Rachunkowy Referat Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Morskiego Referat Gospodarczo-Transportowy Referat Dozoru i Straży Rybackiej Referat Socjalny Kancelaria Ogólna Obwody Kontroli Rybołówstwa Morskiego w: Szczecinie Trzebieży Wolinie Świnoujściu Dziwnowie Mrzeżynie Radca prawny Sekretariat Inspektor Wydział Ekonomiczno-Eksploatacyjny Wydział Administracji Rybackiej Ekspozytura w Darłowie Referat Planowania Referat Nadzoru nad Taborem Sekretariat Referat Eksploatacji Referat Urządzeń Portowych Referat Administracji Rybackiej Referat Sprawozdawczo-Statystyczny Referat Socjalno-Osadniczy Referat Gospodarczy Obwody Kontroli Rybołówstwa Morskiego w: Kołobrzegu Darłowie Ustce Źródło: APS, MUR, sygn. 4; AAN, MŻ, sygn. 1060. no-administracyjne, i wprowadziły w życie kilka ważnych dla ich funkcjonowania normatywów. MUR w Szczecinie wydał 2 grudnia 1949 r. „Regulamin służbowy”, który ustalał zależności i odpowiedzialność służbową oraz obowiązki dyrektora, naczelników, kierowników referatów, referentów, a także ogólne zasady pracy biurowej38. Opracował następnie i wprowadził 5 maja 1950 r. „Instrukcję dla strażników rybackich”, która wytyczała zadania tej grupy pracowników39. Z kolei MUR w Gdyni określił szczegółowy zakres obowiązków i odpowiedzialności kierowników komórek organizacyjnych w „Regulaminie Wewnętrznym”, wydanym zarządzeniem dyrektora z 30 października 1950 r.40 Przy Morskich Urzędach Rybackich w Gdyni i Szczecinie utworzone zostały w ostatnim dniu 1950 r. Tymczasowe Komisje Kwalifikacyjne dla Rybaków Kutrowych. Zadania ich polegały na ustalaniu kwalifikacji i stopni rybaków morskich w obu okręgach. Przyznany orzeczeniem TKK stopień miał mieć charakter tymczasowy, do czasu uregulowania tego zagadnienia na drodze ustawowej41. Gdyby wziąć pod uwagę liczebność władz państwowych rybołówstwa morskiego, ujmując organ centralny w Warszawie oraz urzędy terenowe w Gdyni i Szczecinie, to łączna liczba ich personelu nie przekraczała na koniec 1950 r. 170 osób. Gdyński MUR zatrudniał wtedy 72 osoby, 48 pracowników umysłowych i 24 fizycznych, natomiast jego szczeciński odpowiednik wykorzystał wówczas 63 etaty, z czego 47 pracowników umysłowych i 16 fizycznych. Oba urzędy terenowe borykały się z problemami kadrowymi, a zwłaszcza z wysoką fluktuacją, którą powodowały przede wszystkim niskie płace. Stan zatrudnienia oraz skład jakościowy kadry ulegał stałym zmianom na skutek częstych rezygnacji z pracy pracowników już wykwalifikowanych i konieczności angażowania w ich miejsce nowych sił pracowniczych. Zdecydowana większość odchodziła na własną prośbę, część zwalniano po wypowiedzeniu pracy przez pracodawcę (być może również ze względów politycznych, a nie tylko za wykroczenia dyscyplinarna). Fachowców angażowały z reguły przedsiębiorstwa morskie, które lepiej niż urzędy państwowe opłacały pracowników. Egzemplifikując: tylko w ciągu 1950 r. ubyło w MUR w Gdyni 24 pracowników (i tyluż przyjęto), co potwierdzało wspomnianą płynność kadr42. Obejmowała ona w mniejszym stopniu kadrę kierowniczą centrali (naczelników), w znacznie większej natomiast mierze organy terenowe, przede wszystkim kontrolerów rybołówstwa mor- APS, MUR, sygn. 4, s. 125–131. Dz. Urz. MŻ, 1950, nr 3, poz. 24; APS, MUR, sygn. 4, s. 155 i n., sygn. 196, s. 19–20. 40 AP Gdynia, MUR, sygn. 41, t. 2 (robocza): pismo MUR z 14 XI 1950 r. do Dep. Kontr. MŻ. Według innych danych regul. wew. oraz inst. kancel. wraz z rzeczowym wykazem akt weszły w życie 6 XI 1950 r. 41 APS, Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego (dalej CZRM), sygn. 10, s. 95: zarz. min. żegl. z 31 XII 1950 r. w sprawie Tymczasowej Komisji Kwalifikacyjnej dla Rybaków Kutrowych. TKK miała składać się z czł. stałych i czł. powoływ. zależnie od typu przeds. zatrudn. kand. Czł. stałymi byli: del. min. żegl. jako przewodn., dyr. MUR lub jego zast.; przedst. Mar. Woj., Urz. Mors., KW PZPR, Zw. Transportowców. W zależności od typu przeds. w skład TKK wchodzili ponadto: przedst. armatora – dla kand. zatrudn. w przeds. państw., del. Zw. Branż. Spółdz. Pracy Ryb. Mors. – dla kand. zatrudn. w spółdz.; del. Zrzesz. Rybaków Mors. – dla kand. będących czł. Zrzesz. 42 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59-72]), t. 2: spr. administ. MUR w Gdyni za XII 1950 r.; spr. z działal. MUR w Gdyni za 1950 r. 38 39 Nautologia 2011, nr 148 69 Struktura organizacyjna Morskiego Urzędu Rybackiego w Gdyni 31 XII 1950 DYREKTOR Radca prawny Wydział Personalno-Socjalny Wydział Finansowo-Gospodarczy Referat Zatrudnienia i Spraw Osobowych Referat Budżetowo-Rachunkowy Referat Szkoleniowy Referat Gospodarczo-Transportowy Referat Dokumentów Rybackich Kancelaria Ogólna Sekretariat Inspektor Wydział Administracji Rybackiej Referat Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Morskiego Referat Dozoru i Straży Rybackiej Referat Socjalny Referat Angażowania Załóg Referat Osadniczy Wydział Ekonomiczno-Eksploatacyjny Wydział Techniczny Referat Planowania Referat Nadzoru nad Taborem Referat Eksploatacji Referat Urządzeń Portowych Referat Sprawozdawczo-Statystyczny Obwody Kontroli Rybołówstwa Morskiego w: Łebie, Władysławowie, Helu, Gdyni, Gdańsku, Górkach Wschodnich, Kątach Rybackich, Tolkmicku Źródło: opracowano na podstawie sprawozdania z działalności MUR Gdynia w 1950 r., AP Gdynia, MUR Gdynia, sygn. 177, t. 2; AP Gdańsk, PWRN, sygn. 356. skiego. W końcu 1950 r. w składzie tej grupy nie znalazł się ani jeden kontroler, który rozpoczął pracę zaraz po wojnie w okręgach gdańsko-gdyńskim, zdecydowana większość została zaangażowania po połowie 1948 r. Część z nich nie została nawet przeszkolona teoretycznie z zakresu wykonywanych przez siebie funkcji policyjno-administracyjnych na lądzie i morzu. Trudności ze znalezieniem właściwych kandydatów na te stanowiska (przy oferowaniu niskich pensji), powodowały, iż w marcu 1950 r. na terenie MUR w Gdyni wakowała obsada kontrolerów rybackich we Władysławowie i Górkach Wschodnich43. W identycznym okresie (1950 r.) możliwości pełnej obsady personalnej MUR w Szczecinie nie zostały wykorzystane, przede wszystkim ze względu na niskie uposażenie personelu. Głównie z tej przyczyny utrzymywała się duża fluktuacja załogi – zwolniono w ciągu tego roku 22 osoby (40% całości), a przyjęto 1844. Część pracowników morskich urzędów rybackich została objęta prawem do noszenia umundurowania, obowiązującym w resorcie żeglugi. W końcu 1949 r. takie uprawnienia uzyskał personel pływający oraz kontrolerzy rybołówstwa morskiego, a niemal dwa lata później prawo to rozszerzono na: inspektorów nadzoru i koordynacji ruchu jednostek w portach rybackich, dyrektorów MUR, naczelników i referentów Wydziałów: Administracji Rybackiej oraz Dokumentów Rybackich i Angażowania Załóg, a także strażników rybackich45. Na początku lat pięćdziesiątych XX wieku, zakres działania morskich urzędów rybackich oraz kontrolerów rybołówstwa morskiego został powiększony o zadania zlecone przez resort żeglugi, co w szczególności dotyczyło: 1.Planowania połowów i spraw eksploatacyjnych, które polegały na bieżącej kontroli stanu wykonania planów, usuwania bezpośrednio lub w drodze interwencji resortowej przeszkód hamujących realizację tych zadań, ustalanie środków aktywizujących i bezpośrednie ingerowanie w zakresie wykonywania założeń planowych, popularyzowanie planowania wśród rybaków i pobudzanie ich do intensyfikacji połowów; 2.Zwiększonej znacznie, co do ilości oraz rodzaju – sprawozdawczości eksploatacyjnej i serwisu informacyjnego; 3.Podjęcia obowiązków inwestora bezpośredniego46. Nadzór terenowej administracji rybołówstwa morskiego nad przedsiębiorstwami połowowymi, które samodzielnie zajmowały się eksploatacją, był w gruncie rzeczy iluzoryczny. Choć trudno może generalizować, ale dobrą tego egzemplifikacją był stosunek PPiUR „Barka” w Kołobrzegu do MUR w Szczecinie. „Barka” nie wykonywała zaleceń szczecińskiej administracji w zakresie spraw AP Gdańsk, NIK Delegatura, syn. 126: spr. z kontr. MUR w Gdyni 11–25 III 1950 r.; AP Gdynia, sygn. (robocza) 41 [Sz. 67–23], t. 1: prot. kontr. NIK – wykaz prac. umysł. MUR w Gdyni na 10 XI 1951 r.; ibidem, sygn. 41, t. 2: prot. z kontr. (29 XI 1950 r.) akcji doszkalania kadr w MUR w Gdyni. 44 AAN, MŻ, sygn. 1060: spr. z działaln. fin.-gosp. MUR w Szczecinie za 1950 r., ditto, APS, MUR, sygn. 32. 45 Prawo to przewidywały instrukcje MŻ z 1 XII 1949 r. oraz 23 X 1951 r. – AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. (z 26 XI 1951 r.) kontroli NIK w MUR w Gdyni 19 X – 26 XI 1951 r. dot. działaln. bieżącej oraz wyk. budżetu za 1950 r. 46 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 43 70 Nautologia 2011, nr 148 eksploatacyjnych, nie dostarczała danych statystycznych, jej przedstawiciele nie przychodzili na konferencje w sprawach planów operatywnych, co świadczyło o ignorowaniu roli urzędu z nadodrzańskiego miasta. Nie mogąc wyegzekwować swych uprawnień, zwrócił się on z prośbą do resortu żeglugi, by ten wydał zarządzenie określające pozycję MUR w stosunku do przedsiębiorstw połowowych, w szczególności w zakresie służby eksploatacyjnej oraz możliwości stosowania pewnych sankcji w przypadku wyraźnego lekceważenia postanowień47. Współpraca terenowej administracji rybackiej ze spółdzielniami połowowymi układała się różnie, lepiej lub gorzej w zależności od obwodu rybołówstwa morskiego, czego dobrym przykładem była sytuacja na Pomorzu Zachodnim. „Certa”, największa spółdzielnia połowowa na tym obszarze, operująca przede wszystkim na Zalewie Szczecińskim, miała częste zatargi z MUR w Szczecinie na tle przydziału ilości miejsc do stawiania sprzętu połowowego na jeziorze Dąbie, uważając, iż jest pokrzywdzona w stosunku do rybaków prywatnych, którzy – jej zdaniem – byli faworyzowani przez administrację rybacką48. Zarzucano wręcz szczecińskiemu urzędowi niewłaściwe podejście do „spraw organizacyjnych ustroju socjalistycznego”, zwłaszcza wtedy, gdy ze względów bezpieczeństwa tabor połowowy nie był dopuszczany do eksploatacji, z winy spółdzielni, która nie zadbała o właściwą obsadę oraz stan techniczny i wyposażenie jednostek49. Kierownictwo spółdzielni nie doceniało ważności ochrony i racjonalnej gospodarki rybnej, nastawiając się wyłącznie na odławianie jak największej masy ryby. Spory dotyczyły również angażowania załóg, wykorzystywania taboru rybackiego, nie przestrzegania terminów wypuszczania narybku50. Innym spółdzielniom na tym terenie („Belona” w Dziwnowie) zdarzały się przypadki obchodzenia zarządzeń MUR, samorzutnego przerzucania taboru, nie uzgadniania mustrowań rybaków51. Związek Branżowy Spółdzielni Pracy Rybołówstwa Morskiego w Gdyni wystąpił nawet z propozycją wyłącznej eksploatacji zalewów (szczecińskiego i wiślanego) przez spółdzielczość, widząc w tym formę „uspołecznienia” rybaków prywatnych, czemu jednak sprzeciwiły się terenowe władze administracji rybackiej52. Wspomniano wcześniej, iż zgodnie z przepisami każdy kontroler rybacki powinien mieć do ochrony rybołówstwa na akwenach wyznaczonego mu obwodu statek dozorujący z odpowiednią załogą oraz w miarę potrzeby strażników rybackich. Do celów kontrolnych MUR w Gdyni posiadał w końcu 1950 r. sześć jednostek, jednak dwie: „Juhas” i „Baca” eksploatowała Kaszubska Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza, cztery pozostałe były w dyspozycji kontrolerów w Łebie (łódź „Łeb 22”), w Gdyni (kuter „Gazda”), Tolkmicku (łódź „Tol 65”) i w Kątach Rybackich (motorówka „Meduza”). Jednostki te nie zawsze mogły wypełniać swoje zadania ze względu na częste defekty motorów. Brak taboru strażniczego w obwodach Władysławowo, Hel i Gdańsk nie pozwalał właściwie na wykonywanie służby policyjno-administracyjnej na pełnym morzu. Również niewielka liczba strażników rybackich (dwóch–czterech w całym okręgu), uniemożliwiała roztoczenie ścisłego nadzoru nad ochroną rybołówstwa od strony lądu53. Dodajmy może, iż połowa kontrolerów rybołówstwa morskiego w okręgu gdyńskim (Hel, Gdańsk, Kąty Rybackie i Tolkmicko) nie posiadała wymaganych dokumentów upoważniających do przekraczania granicy państwa drogą wodną (karta rybacka, książeczka żeglarska lub paszport zagraniczny), i w związku z tym ich działalność ograniczała się wyłącznie do zajęć kontrolnych na lądzie względnie do obserwacji przestrzegania obowiązujących przepisów od strony lądu54. W porównywalnym okresie Morski Urząd Rybacki w Szczecinie posiadał również kilka jednostek dozorujących: łodzie motorowe „Swi 32”, „Janina” oraz „Błysk”, kuter „Szcz. 29” i statek dozorczy „Kania”. Przez wiele miesięcy jednostki te nie były zarejestrowane, gdyż z braku odpowiedniego wyposażenia nie przedstawiono ich do przeglądu władzom administracji morskiej, by uzyskać stosowne dokumenty, pływały zatem łamiąc przepisy prawa. Dopiero w połowie 1950 r. zostały zarejestrowane w SUM i warunkowo, do czasu doposażenia w odpowiedni sprzęt nawigacyjny, uzyskały zgodę na pływanie w porze dziennej55. Przedstawione powyżej trudności z taborem pływającym obu urzędów rybackich, świadczą o tym, iż skuteczność ochrony rybołówstwa od strony wody (na morzu i zalewach) pozostawiała wiele do życzenia. W końcu lat czterdziestych i na początku pięćdziesiątych XX wieku, praca urzędów rybackich na wybrzeżu została przestawiona z zagadnień administracyjnych, stanowiących do tego czasu główną gestię ich działalności, na sprawy ekonomiczno-eksploatacyjne. W znacznej mierze uzasadniały to potrzeby chwili, gdyż w tym okresie nie istniała instytucja, który mogłaby podjąć się tych zadań. Ponieważ plan sześcioletni zakładał prawie trzykrotne zwiększenie połowów ryb oraz konieczną rozbudowę floty i portów rybackich, przeto administracja rybacka po części na siebie przejęła obowiązek kierowania i koordynacji spraw tej branży. Nawet więc praca fachowych komórek administracyjnych morskich urzędów rybackich była w pewnym sensie podporządkowana niesieniu pomocy w realizacji planu połowów. Chodziło zwłaszcza o to, aby jak najmniej kolizyjnie powiązać ochronę rybołówstwa z działalnością eksploatacyjną, by bez szkody dla rybostanu zwiększyć efektywność połowów, co w praktyce było niewykonalne. Nacisk położono również (z różnym skutkiem) na stałe usprawnianie akcji wydawania kart rybackich, rejestrowania i przerejestrowywania przydziału jednostek rybackich w celu ograniczenia do minimum przestojów taboru rybackiego powodowanych zmianą użytkownika, załogi, bazy rybołówstwa, terenów połowów56. Morskie urzędy rybackie przygotowywały materiały do projektów planów gospodarczych rybołówstwa, wnioski z dziedziny gospodarki rybnej oraz rozliczną sprawozdawczość statystyczną. Opracowywały zbiorcze plany połowowe sporządzane na podstawie dostarczonych im danych przez przedsiębiorstwa państwowe, spółdzielcze oraz rybaków indywidualnych, analizowały je i przekazywały resortowi żeglugi do zatwierdzenia i zalegalizowania. Ostateczne plany połowowe dzielono na obwody rybackie, przeka- APS, MUR, sygn. 432, s. 71–77: pismo MUR w Szczecinie z 8 XI 1950 r. do DRM MŻ dot. PPPM „ Barka”. Ibidem, sygn. 186, s. 9: pismo spółdz. „Certa” z 28 XI 1952 r. do Zw. Branż. Spółdz. Pracy Ryb. Mors. 49 Ibidem, s. 145: pismo Zw. Branż. Spółdz. Pracy Ryb. Mors. do MUR w Szczecinie z 30 XII 1952 r. 50 Ibidem, sygn. 41, s. 46, 67, 87; sygn. 42, s. 39, 93. Spółdzielnie nie miały prawa przenoszenia rybaków z jednostki na jednostkę bez uzgodnienia tego z administracją rybacką. Z kolei administracja rybacka nie mogła odbierać kart rybakom spółdzielczym bez uzgodnienia z zarządem spółdzielni. Pracownik MUR mógł zabrać kartę rybakowi prywatnemu, lecz na polecenie swego urzędu. 51 APS, MUR, sygn. 41, s. 45; sygn. 42, s. 17, 75, 171. 52 Ibidem, sygn. 183, s. 67: pismo MUR w Szczecinie z 16 I 1952 r. do DE MŻ. 53 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 2 [Sz. 67–23]: prot. z kontr. MUR w Gdyni 5 – 24 XI 1950 r. Na początku 1950 r. „Baca” (Gdy 150) znajdowała się w obwodzie Gdynia, „Gazda” (Gdy 40) na Helu. 54 Ibidem, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. NIK MUR w Gdyni 19 X – 26 XI 1951 r. dot. działaln. bieżącej oraz wyk. budżetu za 1950 r. 55 APS, NIK Delegatura, sygn. 433: prot. z kontr. MUR w Szczecinie 2 V – 7 VI 1950 r. (7 VI 1950 r.). 56 Ibidem, MUR, sygn. 30, s. 163: spr. Wydz. Adm. Ryb. za X 1949 r. 47 48 Nautologia 2011, nr 148 71 zywano władzom skarbowym jako podstawę do ustalenia opodatkowania, a kontrolerom rybackim, by czuwali nad ich wykonaniem. Od lipca 1950 r. opracowywano z udziałem przedstawiciela Ministerstwa Żeglugi comiesięczne operatywne plany połowowe, które miały stanowić poważny czynnik aktywizacji podstawowego planu państwowego. MUR wykonywały również bieżącą kontrolę planów połowów. Zgodnie z zarządzeniem resortu żeglugi z dnia 24 stycznia 1950 r. sporządzały sprawozdania eksploatacyjne dekadowe i miesięczne, w których wykazywano plan każdego kutra i jego wykonanie z rozbiciem na gatunki ryb oraz uwzględnieniem poszczególnych sektorów gospodarczych. Sprawozdania dekadowe mające na celu intensyfikację połowów przez kontrolę wykonania planów w krótkim czasie, obrazowały wyniki połowów w poszczególnych sektorach z uwzględnieniem rodzaju taboru. Zarówno gdyński, jak i szczecińskie urząd, wprowadziły codzienny serwis informacyjny, który na bieżąco komunikował o wynikach połowów i przyczynach przestojów taboru łowiącego. W wykonaniu resortowego zarządzenia z 19 sierpnia 1950 r. o wprowadzeniu meldunków trzydniowych, oba urzędy rybackie przekazywały we wskazanym czasie drogą telefoniczną meldunki eksploatacyjne oparte na danych serwisu dobowego. Od października tego roku dodatkowo wprowadzono na żądanie Warszawy telefoniczne sprawozdania dekadowe orientujące w ilości połowów i gatunków złowionych ryb. Niezależnie od tego dane cyfrowe dotyczące wykonania połowów przedstawiały MUR w dekadowych i miesięcznych sprawozdaniach (były też roczne) obrazujących całokształt pracy tych urzędów57. W zakresie nadzoru nad eksploatacją rybołówstwa morskiego, terenowa administracja rybacka widziała swoją rolę w intensyfikacji połowów między innymi przez „zaznajamianie rybaków na zebraniach masowych z zasadami gospodarki socjalistycznej, a szczególnie z planowaniem”, co zwłaszcza odnosiło się do rybaków autochtonów na starym polskim wybrzeżu, którzy nie byli przekonani do nowych form gospodarowania. Rzekomo przynosiło to efekty, czego dowodem miały być zlikwidowane tradycyjne przestoje kutrów w soboty, a nawet – w okresie nasilenia połowów – w dni świąteczne. MUR w Gdyni uważał, iż jego praca w tym zakresie „ma bardzo poważne znaczenie polityczno-gospodarcze, gdyż stanowi etap w kształtowaniu nowego socjalistycznego modelu gospodarczego w rybołówstwie morskim”58. Na Pomorzu Zachodnim bardzo istotną sprawą dla rybołówstwa morskiego, którą zajmowała się administracja rybacka, było ustalenie stanu własności taboru. Powołana przez resort żeglugi Komisja Kwalifikacyjno-Szacunkowa, w składzie z przedstawicielami szczecińskiego MUR, przejrzała w ciągu kilku miesięcy 1949 r. 823 jednostki rybackie, z czego oszacowano 579, wszystkie, które nie zostały wcześniej wykupione w Okręgowym Urzędzie Likwidacyjnym59. Resort żeglugi upoważnił urzędy rybackie do rozdziału taboru rybackiego (sprzedawała go Morska Centrala Handlowa), przy czym kutry do eksploatacji dla rybołówstwa indywidualnego przydzielał bezpośrednio Departament Rybołówstwa Morskiego na wniosek MUR i po otrzymaniu opinii społecznej. Właścicieli łodzi typowała terenowa administracja rybacka we własnym zakresie w porozumieniu z komisjami społecznymi60. Nie znamy kryteriów, jakimi się kierowano, ani wyników przydziału, co być może pozwoliłoby ustalić rolę urzędów rybackich w uspołecznieniu rybołówstwa morskiego. MUR zajmowały się również problemami osadnictwa rybackiego, pomimo, iż zagadnienie to należało głównie do kompetencji administracji ogólnej. Z mniejszym lub większym zaangażowaniem przedstawiciele władz rybackich uczestniczyli w pracach komisji terenowych w sprawach przywłaszczenia i parcelacji gruntów, badali warunki bytowania osadników rybackich, opiniowali kandydatów do zajęcia poszczególnych osad, planowali wykorzystanie kredytów inwestycyjnych przeznaczonych na pomoc osadnikom. Do nich należało rozprowadzenie otrzymanych kwot na budowę i rozbudowę osad rybackich, uzupełnienie sprzętu i taboru rybackiego, akcja socjalna w ramach pomocy państwa rybakom (zapomogi, przydział inwentarza żywego) i kulturalno-oświatową odnosząca się m.in. do organizowania świetlic i domów rybaka, ich wyposażenia w książki itp.61 Przy wsparciu urzędów rybackich zorganizowano w kilku miejscowościach ambulatoria rybackie oraz załatwiono sprawy leczenia sanatoryjnego i szpitalnego najbiedniejszych rybaków. Ubezpieczeniem społecznym objęte zostały w 1950 r. załogi kutrów w sektorze państwowym i prywatnym, poza nim pozostali jeszcze wtedy pracujący na kutrach spółdzielczych i wszyscy rybacy łodziowi. Nie zdołano rozwiązać sprawy osadników rybaków na terenie miast Gdańsk – Sopot – Gdynia, gdyż budynki położone w tych ośrodkach nadmorskich w pobliżu portów i przystani rybackich, zostały zajęte przez przypadkowych mieszkańców (przesiedleńcy, osiedleńcy, repatrianci), którzy nie pracowali na morzu, a ich usunięcie nie było możliwie z braku mieszkań zastępczych. Skuteczność niesienia pomocy osadnictwu rybackiemu osłabiał brak ścisłego podziału kompetencji pomiędzy MUR a terenowymi radami narodowymi62. Działalność Morskiego Urzędu Rybackiego w Gdyni i Szczecinie w zakresie ochrony rybołówstwa morskiego i administracji rybackiej, obejmowała przede wszystkim zagadnienia administracyjno-prawne, współpracę z innymi instytucjami na polu naukowobadawczym oraz postępowanie karno-administracyjne. Gdyński i szczeciński MUR wydawały zarządzenia porządkowe, które ukazywały się w stosownych dziennikach urzędów wojewódzkich, a następnie prezydiów wojewódzkich rada narodowych. Regulowały one kwestie administracyjne, eksploatacyjne, ochrony rybołówstwa. W tym czasie obowiązywała nadal dla rybołówstwa morskiego Polski (w międzywojniu i niemal przez dwadzieścia lat po drugiej wojnie światowej) pruska ustawa rybacka z 11 maja 1916 r. W oparciu o nią, a w zasadzie jako jej dopełnienie, przed 1939 r. i po 1945 r. wydano dalsze przepisy w formie dekretów prezydenta RP lub zarządzeń właściwych ministrów, które regulowały zwłaszcza sprawy ochrony rybołówstwa morskiego63. Na ich podstawie AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 177 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r.; sygn. (robocza) 41, t. 2 [Sz. 67–23]: prot. z kontr. działaln. MUR w Gdyni 5–24 X 1950 r. 58 Ibidem, sygn. 177 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 59 APS, MUR, sygn. 325, s. 97: pismo MUR w Szczecinie do DRM MŻ z 11 I 1950 r. 60 AP Gdynia, MUR, sygn. 247: pismo MUR w Gdyni z 1 VIII 1949 r. do kont. ryb. mor. 61 APS, MUR, sygn. 31, s. 43, 45, 46, sygn. 149, s. 25, sygn. 226, s. 11: spr. roczne ref. socjal. za 1949 r.; ibidem, NIK Delegatura, sygn. 433: prot. z kontr. MUR w Szczecinie 2 V – 7 VI 1950 r. ( 7 VI 1950), sygn. 434: prot. z kontr. MUR w Szczecinie (7 XI 1951 r.) 62 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 177 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r.; sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z 26 XI 1951 r. z kontr. NIK z działaln. bieżącej oraz wyk. budżetu za 1950 r. 63 Rozporz. min. przem. i hand. z 12 XII 1930 r. o wykonyw. ryb. mors. (Dz. U. RP, nr 92, poz. 720); umowa międzyn. z 17 XII 1929 r. w sprawie uregul. połowu gladis i flądry na M. Bałtyckim (Dz. U. RP, 1931, nr 30, poz. 207); dekret Prezyd. RP z 3 XI 1936 r. o regul. połowów mors. (Dz. U. RP, nr 84, poz. 586); konwencja między. w sprawie regul. wymiarów oczek sieci ryb. oraz wymiarów ryb z dnia 5 IV 1946; rozporz. min. żegl. z 2 VI 1947 r. w sprawie ochrony rybołówstwa na Zalewie Szczecińskim oraz Zalewie Wiślanym (Dz.U. RP, 1947, poz. 335 i 336); rozporz. min. żegl. z 7 IX 1951 r. w sprawie ogranicz. połowów włokiem dennym (Dz. U. RP, 1951, nr 50, poz. 363); rozporz. min. żegl. z 8 X 1951 w sprawie ogranicz. połowu szprota (Dz. U. RP, 1951, nr 56, poz. 389). 57 72 Nautologia 2011, nr 148 morskie urzędy rybackie wydawały przepisy porządkowe (w formie instrukcji, okólników, zarządzeń), publikowane jak wyżej lub rozprowadzane w obiegu poza dziennikiem urzędowym, które ustalały czas i tereny ochronne tarliskowe na Zalewach Wiślanym i Szczecińskim oraz wodach przyległych, dozwolone rodzaje taboru i sprzętu połowowego, wprowadzały zakazy i ograniczenia w łowieniu określonych gatunków ryb, wielkości połowów, obchodzenia się z rybą na statkach itp. Dla przykładu: od połowy 1948 r. do połowy 1952 r. MUR w Szczecinie wydał kilkanaście instrukcji, rozporządzeń porządkowych, zarządzeń odnoszących się do ochrony rybołówstwa morskiego w podległym mu okręgu64. Rzecz zrozumiała, iż do podstawowych zadań urzędów rybackich należało czuwanie nad przestrzeganiem wprowadzonych w życie norm prawnych. Ustawodawca wyposażył MUR w istotne w tym względzie środki i możliwości, gdyż na podstawie dekretu Prezydenta RP z 3 listopada 1936 r. terenowa administracja rybacka była uprawniona do wymierzania kary grzywny lub aresztu do jednego miesiąca albo obu kar łącznie za wykroczenia przeciwko przepisom o regulowaniu połowów morskich oraz wydanym na ich podstawie zarządzeniom. W wypadkach ujawnienia drobniejszych wykroczeń, MUR miał prawo doraźnego stosowania mandatów karnych, orzekał i decydował również o konfiskacie nieprawnie złowionej ryby (przede wszystkim niewymiarowej) i przekazywał ją według swego uznania na cele społeczne lub dobroczynne65. W okręgu szczecińskim w roku 1949 w zakresie postępowania karno-administracyjnego wystosowano 43 nakazy płatnicze za wykroczenia przeciwko przepisom o ochronie ryb i regulowaniu połowów (na sumę 173.500 zł), przeprowadzono 18 rozpraw karno-administracyjnych (wydając w ich wyniku 24 orzeczenia o wykroczeniach), wystosowano 14 wniosków do Urzędów Skarbowych w Szczecinie, Świnoujściu i Kamieniu o wszczęcie egzekucji przeciwko rybakom, którzy nie zapłacili wyznaczonych im grzywien, skonfiskowano 605 kg niewymiarowej ryby, przeznaczając ją na cele charytatywne66. Generalnie biorąc, Szczecin, jeśli w ogóle zachodziła konieczność karania rybaka, stosował łagodne kary, podchodząc do sprawy bardziej wychowawczo (upomnienia, ostrzeżenia, tłumaczenie), niż fiskalnie. Gdynia stosowała właściwie podobną metodę, gdyż np. w 1950 r. ukarano tu grzywną wprawdzie 95 rybaków, ale na łączną sumę zaledwie 518 zł.67 Wydaje się jednak wątpliwe, by taka polityka dobrze służyła ochronie rybołówstwa morskiego. Nadzór administracyjno-eksploatacyjny wykonywały MUR za pośrednictwem kontrolerów rybołówstwa morskiego. Przedstawiali oni centrali dekadowe i miesięczne sprawozdania, które poza danymi cyfrowymi dotyczącymi stanu taboru i sprzętu oraz wyników połowów, zawierały również spostrzeżenia ze swojego obwodu. Wiele spraw było analizowanych na comiesięcznych odprawach kontrolerów w centralach MUR. W ramach wykonywanej służby policyjno-administracyjnej na morzu i lądzie, kontrolerzy zostali upoważnieni (zarządzeniem ministra żeglugi z 23 grudnia 1948 r.) do nakładania na rybaków grzywien do 500 zł za wykroczenia przeciwko przepisom dotyczącym regulowania połowów ryb morskich. Te środki były jednak rzadko stosowane, o czym świadczy przykład okręgu gdyńskiego, gdzie przez okres niemal dwóch lat (grudzień 1948 – wrzesień 1950) z takich uprawnień skorzystał je- dynie kontroler obwodu Tolkmicko, karząc mandatami rybaków na sumę 13 500 zł.68 Za pewnik można przyjąć, iż w pozostałych obwodach nierzadko dochodziło do wykroczeń, niemniej kontrolerzy rybaccy traktowali je pobłażliwie. W ramach działalności naukowo-badawczej MUR w Szczecinie współpracował w 1949 r. w badaniach ichtiologicznych i badaniach biologicznych prowadzonych przez Morski Instytut Rybacki na Zalewie Szczecińskim, brał udział w organizowaniu próbnych połowów, opiniował dla resortu żeglugi sprawę przynależności zalewów do wód morskich, przygotował (właściwie jego pracownik Kazimierz Talarczak) pionierską pracę o rybołówstwie na Zalewie Szczecińskim, później drukowaną, która przyniosła korzyści przy opracowaniu planu sześcioletniego i w działalności Laboratorium Rybackiego w Trzebieży69. Do kompetencji morskich urzędów rybackich należały sprawy związane z dokumentacją taboru i rybaków w ich działalności zawodowej. Przy przedłużaniu kart rybackich w końcu lat czterdziestych, Szczecin sprawdzał wiadomości rybaków z przepisów prawa drogi morskiej, ochrony rybołówstwa morskiego i techniki połowów. Egzaminowi z powyższych wiadomości byli poddawani wszyscy nowo przyjmujący karty rybackie. Wydawał także karty rybackie obcokrajowcom (rybakom niemieckim zatrudnionym w radzieckich jednostkach wojskowych), które co miesiąc musiały być przedłużane. W ciągu 1949 r. w okręgu MUR w Szczecinie wystawiono 1263 karty rybackie, w tym stałych – 590 i tymczasowych – 673. W ewidencji szczecińskiego urzędu znajdował się wtedy (stan na 1 I 1950) następujący tabor: zalewowy – kutrów 20, łodzi motorowych 230, łodzi wiosłowych 302; morski – kutrów 78, łodzi motorowych 38, łodzi wiosłowych 155, trawlerów 4, lugrów 470. Liczne ucieczki rybaków za granicę na jednostkach pływających spowodowały, iż władze administracyjne i służba bezpieczeństwa zaczęły się domagać wprowadzenia norm prawnych oraz opracowania nowych technik organizacyjnych związanych z wypływaniem rybaków na morze, które zapobiegłyby temu zjawisku. Ponieważ wprowadzenie w życie ustawy o rybołówstwie morskim nie było realne w bliskiej perspektywie, przeto nastawiono się na wydanie tymczasowych przepisów, których celem była m.in. identyfikacja i bliższa charakterystyka każdego rybaka. Propozycja dotyczyła wprowadzenia „kwestionariusza personalnego”, obejmującego dane personalne, kwalifikacje zawodowe, stan majątkowy, pochodzenie socjalne itp., według którego morskie urzędy rybackie miały wystawić nowe karty rybackie. Każdy kuter i łódź motorowa musiałyby posiadać „listę załogi”, co umożliwiałoby organom Wojsk Ochrony Pogranicza każdorazowe stwierdzenie stanu ilościowego oraz tożsamości rybaków znajdujących się na statku, nakładając na armatora i szypra odpowiedzialność za właściwy dobór załogi. Proponowano wprowadzenie arkusza „zgłoszenia wyjazdu na morze”, wypełnianego przez rybaków we właściwych terenowych placówkach WOP, by umożliwić ścisłą ewidencję i kontrolę przebywania ich na morzu oraz zawijania do portów i przystani rybackich71. Prowadzona na całym wybrzeżu od pierwszych miesięcy 1950 r. akcja (na niespotykaną do tej pory skalę) wymiany kart rybackich oraz zakładania nowej ewidencji rybakom nie została w Gdyni i Szczecinie należycie przygotowana, co było przyczyną APS, NIK Delegatura, sygn. 436: prot. kontr. MUR w Szczecinie 19–29 V 1952 r. Dekret Prezyd. RP z 3 XI 1936 r. o regulowaniu połowów ryb morskich (Dz.U. RP, nr 84, poz. 586); APS, NIK Delegatura, sygn. 436: prot. z kontr. MUR Szczecin 19–29 V 1952 r. 66 APS, MUR, sygn. 84, s. 25–29: spr. roczne z działaln. Wydz. Adm. Ryb. za 1949 r. 67 AP Gdynia, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. NIK MUR w Gdyni 19 X – 26 XI 1951 r. dot. działaln. bieżącej oraz wyk. budżetu za 1950 r. ( 26 XI 1951 r.). 68 Ibidem, sygn. (robocza) 41, t. 2 [Sz. 67–23]: prot. z kont. działaln. MUR w Gdyni. 69 APS, MUR, sygn. 84, s. 25–29: spr. roczne z działaln. Wydz. Adm. Ryb. za 1949 r. 70 Ibidem, s. 31–33: spr. z działaln. Ref. Dokum. Ryb. 71 AAN, MŻ, sygn. 729, s. 49–50: notatka dla ob. min. żegl. w sprawie wyniku oprac. przepisów administr. dot. ryb. mors. oraz oprac. techniki organizacyjnej związanej z wypłynięciem rybaków na morze. 64 65 Nautologia 2011, nr 148 73 wielodniowych przestojów kutrów w przedsiębiorstwach państwowych i spółdzielniach rybackich, odbijając się na wynikach połowów. Do końca tego roku MUR w Gdyni wydał ogółem 2587 kart rybackich (w tym 1334 kutrowych), 427 dzienników pokładowych, zaprowadził ewidencję około 250 kutrów, 1200 łodzi motorowych i wiosłowo-żaglowych. Skompletował i założył teczki personalne blisko 2000 rybakom (a także kartotekę personalną) z podziałem na trzy sektory: państwowy, spółdzielczy i prywatny, przeprowadzając przy tym selekcję i dobór kadr rybackich, szczególnie w sektorze spółdzielczym72. Warto zwrócić uwagę na przyczyny zabierania kart rybackich. W ciągu 1951 r. MUR w Gdyni cofnął je na stałe lub czasowo 116 rybakom kutrowym oraz 61 rybakom łodziowym. Tym pierwszym z następujących powodów: w 25 wypadkach na wniosek służby bezpieczeństwa („władz zainteresowanych”), 33 na skutek przejścia do innego zawodu, 16 rybakom w związku z podjęciem przez nich pracy w PPDiUR „Dalmor”, 5 – karnie, 37 wobec powołania do służby wojskowej ewentualnie z innych przyczyn. Jeśli chodzi o rybaków łodziowych, to 36 rybaków oddało karty z powodu rezygnacji w ogóle z łowienia, 6 zatrudnionych zostało na trawlerach, 19 objęła służba wojskowa lub inne powody. Karty odbierał MUR za pośrednictwem kontrolerów z inicjatywy własnej, administracji ogólnej lub służby bezpieczeństwa. Przez siebie przeważnie karnie i na pewien czas, by podnieść dyscyplinę wśród rybaków lub ze względów wychowawczych, zwłaszcza dla „zwalczania pijaństwa i bumelanctwa” – w 1951 r. zatrzymano z tej przyczyny 35 kart rybackich73. Potencjał rybołówstwa morskiego na polskim wybrzeżu, który wpływał na pracę Morskich Urzędów Rybackich w Gdyni i Szczecinie, przedstawiają poniższe tabele. Nieporównywalnie korzystniej ilościowo i jakościowo prezentował się on dla Pomorza Gdańskiego niźli dla Pomorza Zachodniego. Należy jednak dodać, iż w przypadku MUR w Gdyni podane liczby dotyczą taboru zarejestrowanego, nie zaś czynnego – wiele jednostek rybackich z powodu złego stanu technicznego i przeprowadzanych remontów, nie poławiało w momencie sporządzania tej statystyki74. Tabor i rybacy w okręgu MUR w Gdyni (31 XII 1950) Wyszczególnienie Liczba jednostek w tym: Trawlery Kutry Łodzie motorowe Łodzie wiosłowe Liczba rybaków w tym: Kutrowi Łodziowi Sektor Sektor Sektor państwowy spółdzielczy prywatny 54 222 1181 Razem 1457 23 27 4 – 53 27 142 169 177 835 23 249 208 977 132 445 1572 2149 132 – 155 290 682 890 969 1180 Źródło: AP Gdynia, MUR Gdynia, sygn. 117, t. 2: spr. eksploatacyjne MUR w Gdyni za XII 1950 r. Przyczyną opóźnień w wydawaniu kart rybackich była opieszałość służby bezpieczeństwa, która decydowała czy taki dokument można przydzielić. Decyzja zapadała niekiedy po trzech miesiącach, rybak musiał być – jak uważano – dokładnie sprawdzany pod każdym względem, gdyż „do rybołówstwa morskiego wkradło się wiele elementów nie odpowiadających właściwym wymogom moralno-politycznym”. Przede wszystkim świadczyć miały o tym ucieczki – od początku 1950 r. do maja 1952 r. z okręgu gdyńskiego MUR uciekło za granicę 16 rybaków, odebrano kartę rybacką – 177, wstrzymano (po wystawieniu) – 10, 20 rybaków przestało uprawiać rybołówstwo i wyjechało w nieznanym kierunku75. Tabor i rybacy w okręgu MUR w Szczecinie (1 I 1951) Wyszczególnienie Liczba jednostek w tym: Trawlery Lugrotrawlery Superkutry Kutry Łodzie motorowe Łodzie wiosłowe Liczba rybaków w tym: Kutrowi Łodziowi Sektor Sektor Sektor państwowy spółdzielczy prywatny 77 124 598 Razem 799 1 3 6 67 – – 34 37 53 26 237 335 1 3 6 127 274 388 164 400 369 933 164 – 111 289 73 296 348 585 Źródło: AP Szczecin, Delegatura NIK, sygn. 434: prot. z kontroli MUR w Szczecinie z 7 XI 1951. Terenowa administracja rybacka otrzymała kompetencje w zakresie angażowania załóg, które polegały na kompletowaniu, selekcji i mustrowaniu rybaków na jednostki rybackie, prowadzeniu odpowiedniej ewidencji rybaków. W pierwszym okresie czynności z tym związane sprowadzały się do zatwierdzania sporządzonych przez armatorów list załogowych, po uprzednim zaopiniowaniu zgłoszonych kandydatów przez kontrolera rybackiego oraz wyrażeniu zgody na ich zaangażowanie przez właściwe władze bezpieczeństwa. Z początku oceniano zgłoszonych kandydatów biorąc pod uwagę tylko ich wartości moralne, nie badając natomiast ich kwalifikacji zawodowych z braku norm prawnych regulujących kwestie załóg morskich statków rybackich. Właściwie dopiero powołanie Tymczasowej Komisji Kwalifikacyjnej spowodowało zmianę tej sytuacji76. Urzędy rybackie w Gdyni i Szczecinie starały się likwidować wszelkiego rodzaju spory, które zaszły między rybakami w czasie wykonywania przez nich pracy zawodowej. Najczęściej były to skargi wynikające z różnego rodzaju incydentów, do których dochodziło na tle wzajemnych szkód w taborze i sprzęcie powstałych przy połowach77. W przypadku awarii jednostek rybackich oba MUR przeprowadzały dochodzenia, zbierały materiały, współpracując w tych sprawach z Izbami Morskimi i administracją morską (GUM i SUM)78. AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działal. MUR w Gdyni za 1950 r. AP Gdańsk, Komitet Wojewódzki PZPR w Gdańsku, sygn. 2384/2954, s. 52–53. 74 AAN, MŻ, sygn. 2/137 (robocza): pismo DE MŻ do MKP z 30 IX 1954 r. 75 APS, NIK Delegatura, sygn. 436: spr. z kontr. MUR w Szczecinie 19 V– 29 V 1952 r. (7 VI 1952). 76 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 2 [Sz. 67–23]: prot. z kontr. MUR w Gdyni 5–24 XI 1950 r.; sygn. (robocza) 177 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 77 APS, BP WRN, sygn. 632: prot. Komisji Kontr. Społ. WRN z kontroli MUR w Szczecinie 5 i 9 II 1949 r. 78 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 72 73 74 Nautologia 2011, nr 148 W gestii szczecińskich i gdyńskich władz rybackich było szkolenie personelu pracującego w rybołówstwie, finansowane z budżetu resortu żeglugi za pośrednictwem Państwowego Centrum Wychowania Morskiego. Opracowywane przez MUR plany i programy szkolenia, preliminarze wydatków, listy wykładowców czy członków komisji kwalifikacyjnych były każdorazowo zatwierdzane przez Warszawę. Rekrutacje kandydatów na kursy rybackie przeprowadzały przedsiębiorstwa i spółdzielnie połowowe oraz Związek Zawodowy Rybaków, przy czym warunkiem przyjęcia na kurs wytypowanego kandydata była pozytywna ocena Komisji Kwalifikacyjnej. W Gdyni kursy dzieliły się na stałe i terenowe (tzw. unifikacyjne o programie niższym) – te ostatnie przeznaczone były niemal wyłącznie dla przeszkolenia autochtonów, starych doświadczonych fachowców, którym brakowało jednak podstawowych wiadomości teoretycznych z nawigacji, prawa drogi itp. Dwuipółmiesięczne lub trzymiesięczne stałe kursy w Gdyni prowadzono oddzielnie dla szyprów kutrowych i dla motorzystów. Umożliwiały one absolwentom otrzymanie dyplomu upoważniającego do wykonywania samodzielnej pracy w określonej specjalności. Gdyńska akcja szkoleniowa odbiegała w 1950 r. od założonego planu, zarówno co do ilości kursów, jak liczby rybaków, którzy mieli być przeszkoleni. Złożyły się na to takie przyczyny, jak: brak aktualnych danych dotyczących potrzeb szkoleniowych w swoim okręgu oraz nie najlepiej przeprowadzona rekrutacja kandydatów. Z dziewięciu planowanych w 1950 r. kursów szkoleniowych, gdyński urząd zorganizował jeden kurs dla motorzystów, który ukończyło 19 osób, dwa kursy dla szyprów (27 absolwentów) oraz trzy tzw. kursy unifikacyjne dla 90 osób, zakończone w marcu 1951 r.79 Intensywny pod względem szkolenia dla Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie był rok 1949. Pod merytorycznym nadzorem władz szczecińskich odbyły się tu następujące kursy: motorzystów kutrowych (40 absolwentów), szyprów (19), kierowników statków dozorujących (45), rybacko-sieciarski (18), a także kontrolerów rybackich, nie udało się natomiast przeprowadzić zaplanowanych kursów szkutnictwa oraz świetliczanek. Plan na rok następny przewidywał kursy szyprów oraz inne zawodowe, a odbyty w pierwszym kwartale tego roku kurs żeglarski dla rybaków w Wolinie i Trzebieży ukończyło 88 osób80. Oba urzędy rybackie w Gdyni i Szczecinie napotykały, mimo świadomości znaczenia akcji szkoleniowej, na przeszkody natury technicznej i personalne przy organizowaniu kursów. Trudności stwarzał brak wykładowców oraz niechętny stosunek rybaków do szkolenia, co odbijało się na dyscyplinie kursantów. Nakładała się na to niedostateczna obsada komórek szkoleniowych, słabość planowania i brak ewidencji ruchu szkolonych. Biorąc jednak rzecz generalnie, kursy pozytywnie wpłynęły na podniesienie możliwości zawodowych rybaków, co przekładało się z kolei na eksploatację, gdyż pozwalało na śmielsze wychodzenie jednostek w dalsze rejsy dwu i trzydniowe, przedtem niemożliwe. Dodatni efekt przyniosła także współpraca na kursach rybaków Kaszubów z rybakami z głębi kraju, która polegała na wzajemnym przekazywaniu wiadomości fachowo-morskich przez autochtonów, a ogólnokształcących przez przybyszów81. Szkolenie kadr dla rybołówstwa morskiego, które prowadziła terenowa administracja rybacka trwało jeszcze przez pierwsze miesiące 1951 r., zanim przejął ją, utworzony wówczas – Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie (właściwie podległe mu przedsiębiorstwa „Odra” w Świnoujściu i „Arka” w Gdyni). Do tego jednak czasu szczeciński MUR zorganizował (przy współudziale Zakładu Doskonalenia Rzemiosła) trzy kursy motorzystów: dwa – kutrowych (które ukończyło 40 słuchaczy) oraz jeden – łodziowych (24 absolwentów), trzy kursy rybacko-żeglarskie (77 osób), a także kurs przeciwpożarowy (180) i sanitarny (15)82. MUR w Gdyni przeprowadził (przy współudziale PCWM) w tym okresie kilka kursów: motorzystów kutrowych (ukończyło 21 osób), dwa żeglarskie w Kątach Rybackich oraz Tolkmicku (razem 32 absolwentów), motorzystów łodziowych w Świbnie (17), dla koordynatorów ruchu jednostek rybackich (16 uczestników) oraz administracyjny dla podniesienia kwalifikacji nowo przyjętych pracowników (23 osoby)83. Terenowa administracja rybacka wypełniała także, lepiej lub gorzej, zadania związane z nadzorem technicznym obejmującym nie tylko własne jednostki kontrolne (czuwanie nad ich zdolnością eksploatacyjną, przeprowadzanie remontów i konserwacji oraz doglądanie wyposażenia), ale nad całą flotyllą rybacką. Tabor kutrowy charakteryzował się wielką różnorodnością typów, zwłaszcza w sektorze prywatnym, i generalnie nie był w najlepszym stanie technicznym, jeszcze gorzej przedstawiała się sprawa z łodziami rybackimi. MUR pilnował, z mniejszym lub większym zaangażowaniem, by rybacy dbali o eksploatowane przez siebie jednostki pływające poprzez należytą konserwację, wydawał opinie o ich stanie technicznym. Przeprowadzone w 1950 r. na terenie okręgu gdyńskiego inspekcje taboru stwierdziły, że wiele kutrów powinno wymienić silniki ze względu na nadmierne zużycie bądź z powodu nieodpowiednich mocy do danych kadłubów, przez co jednostki nie mogły być należycie eksploatowane. Na 102 kutry poddane wówczas przeglądowi, 78 miało zużyty kadłub w granicach do 50%, a 24 powyżej tej liczby, 33 silniki zakwalifikowano do wymiany, a 69 silników do remontu i wymiany w nich części. W wyniku przeprowadzonej akcji 25 kutrów zostało wyposażonych w nowe silniki, co zwiększyło znacznie zdolność eksploatacyjną taboru rybackiego84. Na terenie okręgu szczecińskiego przeglądu taboru rybackiego (72 kutry, 216 łodzi motorowych, 526 łodzi wiosłowych oraz 9 sadzy), będącego już w posiadaniu rybaków względnie poniemieckiego, który nie został jeszcze sprzedany, dokonała w okresie od czerwca do grudnia 1949 r. Komisja Kwalifikacyjno-Szacunkowa85. Działalność nadzoru technicznego urzędów rybackich cechowały jednak spore niedociągnięcia, odnoszące się do ciągle zbyt małej liczby przeprowadzanych inspekcji, niewystarczającej kontroli remontów zarówno statków dozorujących, jak i floty rybackiej, co w dużym stopniu wiązało się z niedostateczną obsadą kadry technicznej86. W zakresie kompetencji dotyczących nadzoru nad urządzeniami portowymi, działalność terenowej administracji rybackiej polegała na współpracy z instytucjami projektującymi i wykonującymi wszelkie budowle wodne i nadziemne w portach rybackich Ibidem, sygn. 41, t. [Sz. 67–23]: prot. z kontr. MUR w Gdyni 5–24 XI 1950 r. APS, NIK Delegatura, sygn. 433: prot. z kontr. MUR w Szczecinie 2 V – 7 VI 1950 r. (7 VI 1950 r.). 81 AP Gdańsk, Prezydium WRN w Gdańsku, sygn. 356: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 82 APS, CZRM, sygn. 54, s. 229: pismo MUR w Szczecinie do Dep. Szkol. Morsk. MŻ z 21 IV 1951 r.; ibidem, NIK Delegatura, sygn. 434: prot. z kontr. MUR w Szczecinie (7 XI 1951 r), sygn. 436: prot. z kontroli MUR w Szczecinie 19–29 V 1952 r. (29 V 1952). 83 AP Gdańsk, NIK Delegatura, sygn. 285: spr. z kontr. MUR w Gdyni 19 X – 27 XI 1951 r.; AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. MUR w Gdyni 19 X – 26 XI 1951 r. (26 XI 1951 r.); APS, MUR, sygn. 280, s. 9: ref. spraw. MUR w Gdyni za 1951 r. 84 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 85 APS, NIK Delegatura, sygn 433: prot. z kontr. MUR w Szczecinie 2 V – 7 VI 1950 r. (7 VI 1950). 86 Warto dodać, iż gdyński MUR przeprowadził w 1950 r. za pośred. pol. plac. konsul. zagranicą rewind. 16 jedn. ryb. – AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 79 80 Nautologia 2011, nr 148 75 leżących w granicach administracyjnych obu okręgów. Korzystano przy tym z własnych spostrzeżeń oraz uwag zgłoszonych przez rybaków, a wypracowaną na tej podstawie opinię zgłaszano czynnikom miarodajnym, by inwestor miał możliwość usunięcia błędów popełnionych w fazie projektowania. W dyskusjach i na konferencjach wracał wtedy problem, czy wobec ciągłego zamulania portu w Łebie warto nadal inwestować duże sumy w jego bagrowanie. Przeważał pogląd, iż ze względu na zaplecze oraz koszt dotychczasowych inwestycji (chłodnia, wędzarnie, warsztat remontowy) port ten należy utrzymać w eksploatacji. MUR w Gdyni aktywnie uczestniczył w nadzorze technicznym nad inwestycjami przeprowadzanymi wówczas w Helu, Władysławie oraz innych małych portach Zatoki Gdańskiej i Zalewu Wiślanego87. Oba urzędy rybackie obciążono w 1950 r. obowiązkami inwestorskimi, co przysporzyło im niemało problemów wobec braku fachowej komórki organizacyjnej realizującej takie zadania. MUR w Gdyni przeprowadził inwestycje na łączną kwotę blisko dwóch milionów złotych, które dotyczyły jego budynku administracyjnego, odbudowy sześciu domków kolonii rybackiej w Helu, a także akcji socjalno-osadniczej, obejmującej wyposażenie świetlic i domów rybaka, zakup sprzętu połowowego dla spółdzielczości oraz inwentarza żywego dla osadników88. Kredyt inwestycyjny MUR w Szczecinie był przeznaczony na odbudowę Domów Rybaka w Świnoujściu i Kołobrzegu, wyposażenie świetlic rybackich w Darłowie, Ustce, Dziwnowie i Trzebieży oraz pomoc w sprzęcie i zagospodarowaniu osad rybackich na zachodnim wybrzeżu89. Terenowa administracja rybołówstwa morskiego napotykała w latach 1948–1950 na wiele przeszkód, które utrudniały jej działalność. Należały do nich: tymczasowość przepisów o jej funkcjonowaniu wobec brak nowej ustawy o rybołówstwie morskim, niedobory kadrowe i finansowe, niedostatek środków lokomocji dla obsługi placówek terenowych oraz statków kontrolnych, by pełnić stałą służbę na podległych akwenach, trudności we współpracy z WOP, gdyż kontrolerzy mieli problemy z wykonywaniem zadań wobec restrykcyjnych przepisów odnoszących się do ochrony granic państwa90. Administracja rybołówstwa morskiego w latach 1951–1954 Kolejne lata przyniosły ważne zmiany w strukturach centralnych i terenowych władz rybackich. Z dniem 1 stycznia 1951 r. został zniesiony Departament Rybołówstwa Morskiego Mini- sterstwa Żeglugi, podobnie jak pozostałe departamenty branżowe – portów oraz żeglugi, których większość kompetencji przejął nowo utworzony Departament Eksploatacji (DE). Uchwałą nr 345 Rady Ministrów z 5 maja 1951 r. nadany został nowy, tymczasowy statut organizacyjny MŻ, który określał m.in. ogólną organizację Departamentu Eksploatacji. Składał się on z trzech Wydziałów: Administracji Morskiej; Taryf, Opłat i Frachtów; Tranzytu; Samodzielnego Referatu Radiotechniki oraz czterech Zespołów do Spraw: Żeglugi Morskiej; Żeglugi Śródlądowej; Portów i Rybołówstwa Morskiego91. Szczegółowy podział czynności poszczególnych departamentów i wydziałów ustalił minister żeglugi zarządzeniem z dnia 1 października 1951 r.92 Bezpośredni nadzór nad działalnością morskich urzędów rybackich (i podległych im organów) sprawował Wydział Administracji Morskiej DE, który siłą rzeczy zajmował się wszelkimi sprawami administracyjnymi rybołówstwa morskiego (także portów, żeglugi), m.in. jego ochrony, przestrzegania przepisów rybackich, ewidencją rybaków i taboru rybackiego93. Z kolei Zespół do Spraw Rybołówstwa Morskiego miał charakter bardziej ogólnoeksploatacyjny, opracowując wytyczne polityki wobec tej branży, prowadząc różnego rodzaju sprawozdawczość połowową, analizując wykonanie planów gospodarczych przedsiębiorstw itp.94 Organizacja wewnętrzna Departamentu Eksploatacji MŻ zmieniła się na początku 1953 r. Zniesiono przede wszystkim zespoły zajmujące się sprawami najważniejszych branż gospodarki morskiej, powołując jednolitą strukturę wydziałową. W ramach DE utworzono siedem Wydziałów: Żeglugi Morskiej; Żeglugi Śródlądowej; Portów; Administracji Morskiej; Taryf, Opłat i Frachtów; Tranzytu oraz Transportowy 95. W tym kształcie organizacyjnym Departament Eksploatacji Ministerstwa Żeglugi funkcjonował w następnych kilku latach96. Na tle pogłębiającej się socjalizacji życia gospodarczego rybołówstwo morskie przechodziło kolejne etapy organizacyjne. Ogólna linia przebudowy wiązała się ze wzrostem uspołecznienia produkcji i usług rybackich przy równoczesnej centralizacji ośrodka dyspozycyjnego łączącego połowy, przetwarzanie surowca, wykorzystanie produktów rybołówstwa morskiego oraz ich dystrybucję. W wyniku realizacji takich założeń powstał 1 stycznia 1951 r. Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego (CZRM) w Szczecinie, stanowiący część składową Ministerstwa Żeglugi, który w gruncie rzeczy był jednostką operatywnego nadzoru, koordynacji i ogólnego kierownictwa państwowych przedsiębiorstw połowowych (PPD „Dalmor” w Gdyni; PPiUR w: Gdyni – „Arka”, Kołobrze- Ibidem. Ibidem. 89 APS, NIK Delegatura, sygn. 433: prot. z kontr. MUR w Szczecin 2 V–7 VI 1950 (7 VI 1950). 90 AP Gdynia, MUR, sygn. 117 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. 91 Uchwała nr 345 Rady Ministrów z 5 V 1951 r. w sprawie tymcz. statutu org. Min. Żegl. (MP, 1951, A-43, poz. 549, s. 536–537). 92 Zarz. min. żegl. z 1 X 1951 r. w sprawie podziału czynności Min. Żegl. – AAN, MŻ, sygn. 142. 93 Szerzej ujmując zajmował się m.in.: nadz. nad działaln. mor. urzędów ryb. (i podl. im organów) oraz załatw. odwołań od orzeczeń tych urzędów; sprawami związanymi z ochroną ryb., w szczególn. nadz. nad wykonyw. przepisów ryb. oraz współ. z organiz. międzyn. w tym zakr.; całokszt. spraw dokum. i ewid. ryb. i taboru ryb.; kwalifikacjami rybaków dalekomorskich, kutrów i łodzi; współ. z CZRM w sprawie osadn. ryb.; sprawami ogólnego nadz. nad MIR; współ. z Dep. Szkoln. w zakresie szkol. kadr ryb. oraz innymi władz. w sprawie uprawn. do wykonyw. zawodu rybaka; nadz. nad organiz. połowów zespołowych – zarz. min. żegl. z 1 X 1951 r. w sprawie podz. czynn. Min. Żegl. – AAN, MŻ, sygn. 142. 94 W szczególności: oprac. wytyczne polityki wobec ryb. mor. państw., spółdz. i indywid.; prowadził różnego rodzaju sprawozd. z wyników połowów; analiz. wyk. planów produkc. przeds. połow., usług ryb., remont., spółdzielczości ryb. i ryb. indywid., a na ich podst. oprac. wnioski w zakr. korygow. norm połowów, org. przetwórstwa i chłodnictwa, polityki rozwoju floty ryb.; zajmował się spraw. lokalizacji baz połow.-usług. (portów, przystani, osad ryb. oraz ośrodków usług.remont.); sprawował nadz. w terenie nad spraw. przestoju taboru ryb., remont. taboru ryb. i innych urządz. ruchom., terminów wejścia do ekspl. nowych jedn. połow. oraz przeszkodami w wyk. planów produkcyjnych; wysuwał wnioski w zakresie regul. spraw ochrony ryb i zarybiania na Bałtyku i obu zalewach; sprawował nadz. nad pracami naukowymi jedn. org., podległych MŻ, w zakresie ryb. mor. – zarz. min. żegl. z 1 X 1951 r. w sprawie podz. czynn. Min. Żegl. – AAN, MŻ, sygn 142. 95 Uchwała nr 23 Rady Ministrów z dnia 10 I 1953 r. w sprawie zmiany tymcz. statutu org. Min. Żegl, MP, 1953, nr A-8, poz. 110, s. 86. 96 W końcu 1954 r. podjęto problem zmiany charakteru Dep. Ekspl., by nie wiązać zagadnień administracyjnych z eksploatacyjnymi. Chodziło tu o zwłaszcza o zwiększenie roli komórki nadzorującej teren. organy admin. mor. Proponowano rozszerzenie dotychczasowego zakresu działania Wydz. Admin. Mor. o śródlądowe drogi wodne i zmianę jego nazwy na Wydz. Admin. Wodnej. Miałby on stanowić albo samodz. jedn. organ. MŻ albo zostać włączony do Gabinetu min. żegl. – APS, MŻ, sygn. 193: „Zagadnienia organizacyjne i oszczędnościowe resortu Żeglugi”, ditto: APS, CZRM, sygn. 3, s. 143–196. 87 88 76 Nautologia 2011, nr 148 gu – „Barka”, Darłowie – „Kuter”, Ustce – „Korab”; PUR „Odra” w Świnoujściu), rybackich baz remontowych w Gdyni i Świnoujściu, Stoczni Rybackiej w Gdyni, Morskiej Centrali Zaopatrzenia w Gdyni, Przedsiębiorstwa Budowy Urządzeń Chłodniczych i Mechanizacji Rybołówstwa Morskiego97. Powołanie Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego miało poważny wpływ na sytuację terenowych władz administracji rybackiej. Szereg zagadnień, leżących dotychczas w kompetencji morskich urzędów rybackich, zostało przejętych przez CZRM oraz podległe mu przedsiębiorstwa (szkolenie, sprawy technicznoinwestycyjne, ekonomiczno-eksploatacyjne), część funkcji pełniły równolegle urzędy rybackie i przedsiębiorstwa (zagadnienia socjalne, lokalna polityka kadrowa), w pewnej mierze dublując swe działanie98. Rzec można, iż właściwie od powstania, Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego był przekonany o konieczności likwidacji urzędów rybackich, co, jak sądził na początku, miało mu zapewnić „dynamiczne rozwiązanie zagadnienia dopływu kadr do rybołówstwa”. Funkcje MUR przejęłyby np. kombinaty spółdzielcze, które zamierzał tworzyć dla opanowania branży rybnej na zalewach. Plan objęcia w swą gestię spółdzielczości oraz ścisłe powiązanie z nią sektora prywatnego, miał mu przynieść „rozszerzenie podstaw do uspołecznienia rybaków indywidualnych”99. Fakt utworzenia CZRM, który objął ważne zagadnienia prowadzone dotychczas przez terenową administrację rybacką, a także likwidacja DRM MŻ w Warszawie, nasunęła szczecińskim władzom rybackim myśl powołania nad Odrą jednego morskiego urzędu rybackiego na wybrzeżu (z ekspozyturami w Gdyni i Darłowie). Naprędce przygotowana argumentacja dowodziła, że wprowadzenie w życie tego pomysłu pozwoli nowemu tworowi oddać się wyłącznie zagadnieniom administracji rybackiej, wyspecjalizować w zakresie ochrony rybołówstwa, prowadzić jednolitą politykę dla całego obszaru nadmorskiego, ułatwić procedury uzgadniania spraw z CZRM, przynieść w końcu oszczędności etatowe. Nie wydaje się jednak, by resort żeglugi poddał ten projekt jakiejkolwiek ocenie100. Z dniem 1 stycznia 1951 r. dokonano innej jeszcze, ważnej zmiany organizacyjnej, która miała niemały wpływ na działal- ność terenowych organów administracji rybackiej. Mianowicie budżet Morskich Urzędów Rybackich w Gdańsku i Szczecinie został wydzielony z budżetu centralnego Ministerstwa Żeglugi i włączony do budżetu terenowego odpowiednich prezydiów wojewódzkich rad narodowych101. To posunięcie organizacyjne okazało się w praktyce bardzo złym rozwiązaniem, gdyż PWRN zajęte pracami w innych dziedzinach gospodarki nie doceniały dostatecznie, a przede wszystkim nie znały dobrze zagadnień rybołówstwa morskiego, co prowadziło do częstych nieporozumień. Wytworzyła się więc dwutorowość nadzoru nad terenową administracją rybacką: z jednej strony rad narodowych, które swym budżetem objęły ich działalność finansowo-kadrową (etatową), z drugiej resortu żeglugi, odpowiedzialnego za właściwy kierunek pracy z politycznego i administracyjnego punktu widzenia102. Powtórzmy więc, iż po 1951 r. zmieniło się, jednoznaczne do tej pory, ustawienie terenowych władz rybackich. W pewnym zakresie podlegały one nie dwóm, ale trzem różnym jednostkom organizacyjnym, bez precyzyjnego rozgraniczenia kompetencji wszystkich stron. Służbowo były podporządkowane – o czym już mówiono – Ministerstwu Żeglugi (Departament Eksploatacji), które jako władza centralna ustalały ich zakres działania, strukturę organizacyjną itp., natomiast o potrzebach finansowych decydowały właściwie terenowe rady narodowe, które niekiedy traktowały MUR jako jedną ze swych komórek organizacyjnych103. Z kolei w pewnych sprawach eksploatacyjnych swego rodzaju nadzór nad szczecińskim i gdyńskim MUR sprawował Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego, który wydawał obu urzędom rybackim polecenia (dyspozycje) dotyczące realizacji niektórych czynności104. W sierpniu 1951 r. CZRM zwrócił się do resortu żeglugi, aby MUR oraz ich organy terenowe zostały mu podporządkowane na „odcinku produkcji rybołówstwa indywidualnego”, czyli by uzyskał on w tym zakresie „charakter władzy nadrzędnej”, jednak nie znalazł w tym względzie sprzymierzeńców w Warszawie105. Sprawa ta ciągnęła się przez kilka najbliższych miesięcy, gdyż Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego nie rezygnował z częściowego choćby podporządkowania sobie terenowych władz rybackich, podpierając się przede wszystkim argumentacją o ważności wykonania planów eksploatacyjnych106. Zgodnie z uchwałą Prez. Rządu z 23 XII 1950 r. w sprawie włącz. w skład min. centr. zarządów (MP, 1951, A-5, poz. 63) był organem Ministerstwa Żeglugi, jego jedn. budżetową. Działał na podstawie uchwały nr 345 Rady Ministrów z 5 V 1951 r. w sprawie tymcz. statutu org. MŻ (MP, nr A-43, poz. 549), APS, CZRM, sygn. 16, s. 13 in., 295: „Regulamin Centralnego Zarządu Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie”, „Tezy ekonomiczne, uzasadniające projekt reorganizacji rybołówstwa morskiego i przetwórstwa rybnego”. 98 Po utworzeniu CZRM adm. ryb. przestała pełnić rolę inwestora, nie prowadziła inwestycji i nie dysp. na ten cel środk. fin. Inwestorem dla MUR w Szczecinie było PUR „Odra” w Świnoujściu, natomiast dla MUR w Gdyni – GUM, który wprawdzie przekazał w październiku 1951 r. sprawy robót inwest. w portach II i III klasy – CZRM (ten z kolei oddał je PPiUR „Arka”), ale resort żeglugi zdecydował,, by GUM kontynuował te roboty. MUR w Szczecinie nie planował prowadzenia inwestycji w 1951 r., niemniej Warszawa poleciła mu przejąć od SUM i realiz. tyt. inwest. obejm. odbud. nabrz. i pomost. dla ryb. oraz rob. czerp. w portach Zal. Szcz. – ostatecznie, jeśli do tego doszło, to trwało to krótko – APS, CZRM, sygn. 16, s. 20 i n.: „Tezy ekonomiczne, uzasadniające projekt reorganizacji rybołówstwa morskiego i przetwórstwa rybnego”; ibidem, MUR, sygn 67: prot. z kontr. MUR 6–11 XI 1953 r. (11 XI 1953); ibidem, NIK Delegatura, sygn. 434: prot. z kontr. MUR (7 XI 1951 r.); AP Gdynia, Gdański Urząd Morski (dalej GUM), sygn. 13: pismo GUM do MŻ z 28 VIII 1952 r. 99 APS, CZRM, sygn. 16, s. 25: „Tezy ekonomiczne, uzasadniające projekt reorganizacji rybołówstwa morskiego i przetwórstwa rybnego”. 100 Ibidem, MUR, sygn. 12, s. 1 i n.: pismo MUR w Szczecinie z 3 II 1951 r. do GM MŻ. 101 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 2: prot. z kontr. MUR w Gdyni 12 VII – 17 VII 1951 r. 102 AP Gdańsk, NIK Delegatura, sygn. 285: spr. z kontr. MUR w Gdyni 19 X – 27 XI 1951 r. 103 Zdarzało się, iż decyzja MŻ o konieczności powołania jakiegoś stanowiska nie zawsze mogła być zrealizowana na skutek braku kredytów w budżecie rad narodowych. PWRN w Gdańsku nakazał np. stosowanie instrukcji kancelaryjnej wydanej dla swoich władz terenowych (miejskich, powiatowych, gminnych) czy też narzucił władzom rybackim redukcję etatów w ramach oszczędności osobowych, które miały poczynić bezpośrednio mu podległe jednostki w terenie. 104 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działal. MUR w Gdyni za 1950 r.; ibidem, sygn. (robocza) 41, t. 2: prot. z kontroli MUR w Gdyni 12 VII – 17 VII 1951 r. 105 Zdania tego nie podzielał Dep. Ekspl., który argumentował negatywną opinię możliwością powstania „dualizmu władzy” wobec teren. adm. ryb., twierdząc nawet, że CZRM wystąpił z tego rodzaju wnioskiem „ze względów ambicjonalnych”. Gabinet ministra, rekomendując to negatywne stanowisko swemu szefowi, dodawał, że rozdzielenie funkcji kontr. ryb. mor. i poddanie ich częściowemu zwierzchnictwu MUR (funkcje administracyjno-policyjne), a częściowemu CZRM (nadzór i kontrola nad wykonaniem planu połowów rybołówstwa indywidualnego), jest absolutnie niewskazane – AAN, MŻ, sygn. 95: pismo CZRM z 13 VIII 1951 r. do MŻ, sygn. 223: notatka Dep. Plan. z 20 IX 1951 r., pismo Dep. Ekip., z 14 IX 1951 r.; notatka GM MŻ z 10 X 1951 r. do ob. min. żegl. 106 Negatywne stanowisko Gabinetu min. żegl. w tej sprawie wsparł PKPG, twierdząc, że niewskazane jest włączenie w skład centr. zarządu (nawet, jeśli był on w składzie min.), urzędu państw., a tym bardziej złym rozwiązaniem byłoby wyłączenie pewnych zagadnień z mor. urz. ryb. i poddanie ich częściowemu zwierzchnictwu CZRM i MUR. Nie widziano też konieczności zmiany organizacyjnej, by nadzór nad MUR i ich organami w terenie przestał sprawować Dep. Ekip. MŻ, który pełnił również funkcję koordynatora poczynań władz adm. ryb. mor. i CZRM oraz podporządkowanych mu przeds. – AAN, MŻ, sygn. 223, s. 91, 97: notatka GM MŻ dla ob. min. żegl., pismo CZRM z 17 XII 1951r. do min. żegl. 97 Nautologia 2011, nr 148 77 Z początkiem 1951 r. zmienił się poważnie charakter działania morskich urzędów rybackich, ponieważ punkt ciężkości przeniósł się z zagadnień ekonomiczno-eksploatacyjnych na administracyjne, a w szczególności problemy kadrowe w rybołówstwie107. Wydane 15 marca 1951 r. zarządzenie ministra żeglugi określało kompetencji terenowej administracji rybackiej, która miała się zajmować: ochroną rybołówstwa morskiego i wód przybrzeżnych; rejestracją rybaków, wydawaniem dokumentów rybackich, sprawami osadnictwa rybackiego oraz współdziałaniem z miejscowymi zawodowymi organizacjami rybackimi; nadzorem i opieką nad rybakami indywidualnymi; nadzorem policyjnym nad rybołówstwem morskim oraz orzecznictwem karno-administracyjnym; nadzorem nad wykonywaniem planu połowów rybołówstwa spółdzielczego i indywidualnego; koordynacją i nadzorem nad wyjazdami jednostek rybackich na morze i związaną z tym kontrolą przestrzegania dyscypliny pracy oraz przepisów BHP; kontrolą techniczną statków rybackich pod względem bezpieczeństwa; zbieraniem danych dotyczących ludności rybackiej i jej potrzeb oraz danych statystycznych o rybołówstwie morskim i zalewowym; nadzorem nad działalnością kontrolerów i strażników rybackich; współpracą z Morskim Instytutem Rybackim108. W kwestiach ekonomiczno-eksploatacyjnych Morskie Urzędy Rybackie w Gdyni i Szczecinie spełniały głównie rolę informacyjną, przede wszystkim w zakresie komunikowania o bieżącym wykonywaniu planu połowów przez rybołówstwo spółdzielcze i indywidualne oraz wskazywaniu przyczyn powodujących zaburzenia w ruchu i eksploatacji jednostek rybackich wszystkich sektorów. Podstawą wypełniania tej funkcji było zbieranie danych statystycznych z całego terenu, dotyczące ilości i jakości odłowionej ryby, rejestracji przestojów kutrów, prognozy pogody, stanu wyładunków, a także pozyskiwanie innych informacji, które przyczyniały się do naświetlania warunków pracy rybołówstwa indywidualnego i spółdzielczego109. Kontrolę wykonania planów rybołówstwa indywidualnego i spółdzielczego prowadzili kontrolerzy rybaccy, którzy w kontak- cie z poszczególnymi punktami skupu śledzili wyniki połowów i następnie przekazywali je MUR w sprawozdaniach dekadowych i miesięcznych ze szczegółową analizą wyników. Opracowywane tutaj w skali ogólnej były przesyłane do CZRM i GUS110. W związku z nowym ustawieniem terenowej administracji rybackiej, i wytraceniem przez nią części dotychczasowych kompetencji, minister żeglugi nadał 15 marca 1951 r. Morskim Urzędom Rybackim w Gdyni i Szczecinie tymczasowe statuty organizacyjne, które weszły w życie z początkiem następnego miesiąca. Przewidywały one dla obu urzędów identyczną strukturę (poza Ekspozyturą w Darłowie szczecińskiego MUR), zawężając ją poważnie w stosunku do poprzedniej (likwidacja dotychczasowych wydziałów: Ekonomicznego, Personalnego, Technicznego, stanowiska inspektora połowów). Składać się ona miała z trzech samodzielnych referatów: Planowania i Statystyki; Finansowo-Gospodarczego i Personalnego; dwóch wydziałów: Dokumentów Rybackich i Angażowania Załóg oraz Administracji Rybackiej, a także stanowisk: Inspektora Nadzoru i Koordynacji Ruchu Jednostek Rybackich, jak również – radcy prawnego. Po interwencji gdyńskich i szczecińskich władz dokonano niewielkich korekt, które przewidywały utworzenie dodatkowo stanowiska inspektora technicznego oraz Wydziału Finansowo-Gospodarczego w miejsce przewidzianego przez resort żeglugi – Referatu Finansowo-Gospodarczego. W praktyce też przewidywany Referat Dokumentów Rybackich i Angażowania Załóg został rozbity na oddzielne referaty: Dokumentów Rybackich oraz Angażowania Załóg (patrz schemat)111. Novum w organizacji obu urzędów było stanowisko Inspektora Nadzoru i Koordynacji Ruchu Jednostek Rybackich, którego genezy szukać należy we wprowadzeniu w końcu 1950 r. połowów zespołowych112. Zajmował się on ustalaniem kolejności i dokładnego czasu odpraw jednostek rybackich; kontrolą terminowości wyjazdów rybaków na połowy; zatwierdzaniem składu poszczególnych zespołów kutrowych; uzgadnianiem opinii z WOP, co do rozmieszczenia załóg na kutrach, przesunięć i przeniesień rybaków z osad rybackich; usytuowaniem zespołów kutrowych na łowiskach113. W każdym porcie AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działaln. MUR w Gdyni za 1950 r. Zarz. min. żegl. z 15 III 1951 r. w sprawie zmiany zarz. z 27 III 1948 r. w sprawie tymcz. org. i zakresu działania morskich urzędów rybackich – AAN, MŻ, sygn. 191: wykaz centr. zarządów, urzędów, inst., przeds. resortu żegl. na 1 V 1951 r.; APS, NIK Delegatura, sygn. 434: „Instrukcja o zakresie działania i organizacji Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie”. 109 APS, MUR, sygn. 280, s. 11: ref. spraw. MUR w Gdyni za 1951 r. Instrukcja CZRM z 5 I 1952 r. nakładała na MUR sprawozdawczość i kontrolę nad ryb. indywid. W oparciu o ten normatyw, dyr. MUR w Gdyni wydał instrukcję z 20 II 1952 r. o operat. kontroli statyst. wyk. planu gospod. ryb. mor., w myśl której kontr. ryb. mor. mieli składać mies. sprawozd. statyst. (wykorzyst. jedn. połow. oraz połowy ryb morskich) i opisowe (charakt. połowów, stan taboru, sprawy rybaków i ich potrzeby, ich zobowiązania, wszelkie sprawy w terenie). W IV 1952 r. CZRM polecił dodatkowo sporządz. określ. raport. według przedstaw. przez siebie wzorów. 1 VI 1952 r. MUR w Gdyni wprowadził serwis inf. dla wszystkich sekt. gosp., podawany przez obwody w: Łebie, Władysławowie, Helu, Gdyni i Gdańsku, który informował o wyład. ryb według asortymentu z podziałem na poszczególne sektory, ilość kutrów na połowach oraz pozostających w portach z podaniem przyczyn tego stanu. Na podst. danych tego serwisu prowadzono w MUR „Charakterystykę eksploatacyjną”, która ujmowała dni połowowe świąteczne, sztormowe, z powodu awarii i remontów, braku załogi i braku sprzętu – AP Gdynia, MUR Gdynia, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontroli MUR w Gdyni 26 XI – 19 XII 1952 r. 110 AP Gdańsk, NIK Delegatura, sygn. 285: spr. z kontroli MUR w Gdyni 19 X – 27 XI 1951 r. 111 Zarz. min. żegl. z 15 III 1951 r. w sprawie nadania tymcz. statutu org. Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Gdyni oraz Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Szczecinie – Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie (dalej ASG), Dowództwo Wojsk Ochrony Pogranicza (dalej DWOP), sygn. 245/83, s. 354–357, 431–435; AAN, MŻ, sygn. 191: wykaz centr. zarządów, urzędów, inst. i przeds. resortu żegl. na 1 V 1951 r.; AP Gdynia, MUR Gdynia, sygn. (robocza) 41, t. 2: prot. z kontr. MUR w Gdyni 12 VII – 17 VII 1951 r.; ibidem, sygn. (robocza) 117 [E. 59–72]: spr. z działal. MUR w Gdyni za II kw. 1951 r.; APS, MUR, sygn. 280, s. 5: ref. spraw. MUR w Gdyni za 1951 r. 112 Geneza połowów zespołowych sięga roku 1949, kiedy to w KW PZPR w Gdańsku stwierdzono, że system indywidualnych połowów stanowi m.in. ogromne utrudnienie dla skutecznego zapobiegania ucieczkom na kutrach z Polski. Równocześnie miał on utrudniać kontrole jednostek rybackich na morzu przez oddziały WOP. Zarzucenie tego systemu miałoby prowadzić – zdaniem pomysłodawców – do wprowadzenia planowości w ruchu kutrów, zwiększenia możliwości rozpoznawania ich załóg na lądzie oraz zamierzeń na morzu, wprowadzenia większej stabilizacji kadr pływających i uchwycenia zmian obsady kutrów, ułatwienia kontroli na morzu przez oddziały pogranicza, przyspieszenia otrzymywania pierwszych wiadomości o ucieczkach i ułatwienia organizacji pościgu. Poparły ten system eksploatacji połowów organy WOP, a także dyrektorzy MUR w Gdyni oraz w Szczecinie, którzy uznali, że poprawi on „organizację pracy samego rybołówstwa, stworzy lepsze podstawy do wykonania planu połowów i podniesie dyscyplinę wśród rybaków”. Gdynia zdawała sobie jednak sprawę z trudności pracy uświadamiającej na swoim terenie „ze względu na element konserwatywny wśród tamtejszych rybaków, a przede wszystkim na wielką ilość rybaków posiadających kutry prywatne”. Resort żeglugi wydał 9 IV 1951 r. po uzgodnieniu z Dowództwem WOP dwie instrukcje: „Instrukcję dla inspektorów nadzoru i koordynacji ruchu jednostek rybackich w portach rybackich” oraz „Instrukcję w sprawie organizowania połowów zespołowych oraz odpraw jednostek rybackich w portach polskich”, które weszły w życie 10 IV 1951 r. – ASG, DWOP, sygn. 222/38, s. 112–113: pismo 4 Brygady Ochrony Pogranicza z 25 III 1949 r. do Gł. Insp. Ochr. Pogr.; ibidem, sygn. 230/195: prot. z konfer. 14 XII 1950 r. w sztabie JW nr 1836 w Koszalinie; „Głos Wybrzeża”, nr 82 (642) z 24 III 1949: „Należy zmienić system eksploatacji flotylli rybackiej”. 113 APS, NIK Delegatura, sygn. 434: „Instrukcja o zakresie działania i organizacji Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie”. 107 108 78 Nautologia 2011, nr 148 Struktura organizacyjna Morskich Urzędów Rybackich w Gdyni i Szczecinie według Tymczasowych Statutów Organizacyjnych1 15 III 1951 DYREKTOR Referat Personalny Referat Planowania i Statystyki Wydział Finansowo-Gospodarczy Referat Gospodarczo-Transportowy Referat Budżetowo-Finansowy Kancelaria Główna Wydział Administracji Rybackiej Referat Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Referat Dozoru i Straży Referat Socjalny Wydział Dokumentów Rybackich i Angażowania Załóg Referat Dokumentów Rybackich Referat Angażowania Załóg Referat Osadnictwa Sekretariat Inspektor Nadzoru i Koordynacji Ruchu Jednostek Rybackich Inspektor Techniczny Ekspozytura w Darłowie2 Referat Administracji Rybackiej Referat Gospodarczy Kontrolerzy Rybołówstwa Morskiego 1 2 Uwzględniono poprawki Ministerstwa Żeglugi z 2 kwietnia 1951 r. Podlegała Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Szczecinie. rybackim mieli być również inspektorzy nadzoru i koordynacji ruchu jednostek rybackich (nie wszędzie zostali powołani), będący na etatach przedsiębiorstw (finansowani przez CZRM), lecz służbowo podlegający MUR, co prowadziło do pewnych tarć114. W oparciu o przepisy z marca 1951 r. wydana została w maju tego roku „Instrukcja o zakresie działania i organizacji Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie”, obowiązująca, choć nie zatwierdzona przez resort żeglugi. Struktura wewnętrzna tego urzędu była stabilna, jakkolwiek po przejęciu inwestycji w małych portach Pomorza Zachodniego, została zapewne rozszerzona o Wydział Inwestycyjno-Techniczny z referatami: Dokumentacji oraz Sprawozdawczo-Statystycznym (i likwidacją stanowiska inspektora technicznego), ale – jeśli faktycznie wyszedł on z fazy organizacyjnej – to funkcjonował krótko115. Dla uporządkowania spraw administracyjnych organów terenowych, MUR w Szczecinie wydał 20 września 1951 r. „Regulamin Służby dla Kontrolerów Rybołówstwa Morskiego”. W ramach do- tychczasowych, niezmienionych kompetencji, kontroler był upoważniony do nakładania kar w wysokości do 15 zł (po reformie pieniężnej) za nieprzestrzeganie przepisów, a w razie poważniejszych wykroczeń przeciwko ochronie rybołówstwa morskiego miał sporządzać na winnych doniesienia i przedkładać je centrali116. W pierwszych miesiącach 1951 r. został zniesiony obwód rybołówstwa morskiego w Mrzeżynie, jeden z dziewięciu funkcjonujących dotychczas na terenie MUR w Szczecinie. Rozległość obwodów w okręgu szczecińskim była silnie zróżnicowana (podobnie jak w okręgu gdyńskim), i wynosiła od 35 km dla Ustki do 65 km dla Szczecina. Na ich terenie znajdowało się od trzech (Ustka) do jedenastu (Szczecin) osad rybackich – łącznie we wszystkich obwodach podlegających szczecińskiej administracji, rybacy zamieszkiwali (maj 1952 r.) zaledwie w 47 osadach, których liczba zmniejszyła się niemal o połowę w stosunku do tej z listopada 1948 r. Na ośmiu kontrolerów przypadało tylko czterech strażników rybackich (Szczecin, Trzebież, Świnoujście, Ustka)117. oordynatora portowego mianował dyr. MUR w porozumieniu z dyr. odpowiedniego przedsiębiorstwa. Na terenie MUR w Gdyni w 1951 r. powołano inspektorów ruchu w Gdyni, Helu, Jastarni, Władysławowie, Helu. W portach Wybrzeża Środkowego było ich dziewięciu: po trzech w Ustce, Kołobrzegu i Darłowie. Według „Instrukcji o koordynacji ruchu jednostek rybackich” wydanej 30 IV 1952 r., do kompetencji właściwego MUR w zakresie koordynacji ruchu jednostek rybackich należało: bezpośrednie kierowanie i kontrola pracy inspektorów ruchu, analizowanie przebiegu koordynacji w portach, ustalanie ilości kutrów mogących bazować w portach zależnie od ich zdolności eksploatacyjnej, stawianie wniosków i uzgadnianie z organami WOP technicznych warunków odpraw, stawianie do właściwych władz wniosków dotyczących inwestycji w portach wymaganych dla właściwego ruchu jednostek. Z dniem 1 I 1953 koordynatorzy ruchu mieli być przeniesieni z etatów przedsiębiorstw na etaty MUR i włączeni w skład personelu poszczególnych kapitanatów i bosmanatów portów rybackich – APS, MUR, sygn. 280, s. 33: spr. MUR w Gdyni za 1951 r.; ibidem, CZRM, sygn. 47, s. 163: pismo CZRM z 26 VIII 1952 r.; ibidem, Szczeciński Urząd Morski (dalej SUM), sygn. 369; ASG, DWOP, sygn. 240/174. 115 APS, NIK Delegatura, sygn. 434: „Instrukcja o zakresie działania i organizacji Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie”. Dysponując niekompletnymi materiałami źródłowymi, nie można z całą pewnością stwierdzić, czy MUR w Gdyni opracował (na wzór szczeciński) w drugiej połowie 1951 r. normatywy wewnętrzne: regulamin służbowy określający szczegółowy zakres obowiązków i odpowiedzialności kierowników poszczególnych komórek organizacyjnych, a także instrukcje dla kontrolerów i strażników rybołówstwa morskiego, regulujące ich obowiązki i uprawnienia. 116 Ibidem, „Regulamin Służby dla Kontrolerów Rybołówstwa Morskiego w MUR Szczecin”. 117 Ibidem, sygn. 436: prot. z kontr. MUR w Szczecinie 19–29 V 1952 r. 114 Nautologia 2011, nr 148 79 Przez kilka następnych lat nie polepszyły się warunki, co do taboru dozorującego MUR. Szczeciński urząd dysponował dla sprawowania kontroli czterema niewielkimi motorówkami, rozmieszczonymi w obwodach: Szczecin („Wiesława”), Trzebież („Sędzisława”), Dziwnów („Worzysława”) oraz Wolin „Tworzysława”. Zalew Szczeciński i wody przyległe były dozorowane w stopniu dostatecznym, natomiast ochrona rybołówstwa na morzu (Kołobrzeg, Darłowo, Ustka i Świnoujście) pozostawała poza kontrolą szczecińskiej administracji, ponieważ nie dysponowała ona ani jedną pełnowartościową morską jednostką pływającą. Właściwości takie miał kuter „Kania”, lecz w 1951 r. z polecenia ministra żeglugi został przekazany WOP118. Gorzej nawet przedstawiała się sytuacja na terenie MUR w Gdyni, którego tabor dozorujący prawie nie nadawał się do użytku, wykluczając niemal skuteczną ochronę rybostanu na podległych akwenach. Składał się on z kilkudziesięcioletniego kutra „Gdy 40”, dwóch łodzi motorowych („Tol 65” i „Łeb 22”), które najczęściej były nieczynne z powodu braku części, oraz w podobnym stanie jednej łodzi motorowej „Gda 10”. Później doszła jeszcze łódź motorowa „Kąt 166” oraz łódź żaglowa „Sop 12”119. Wyżej wspomniano, iż limity osobowe dla morskich urzędów rybackich były od 1951 r. w gestii Prezydiów Wojewódzkich Rad Narodowych w Gdańsku i Szczecinie. Etaty obejmowały pracowników umysłowych, gdyż liczba pracowników fizycznych była regulowana wysokością kredytów budżetowych przewidzianych na płace dla tej grupy. Faktyczny stan pracowników MUR w Gdyni wynosił na dzień 1 I 1951 – 68 (46 umysłowych i 22 fizycznych), tyle samo, co do ogólnej liczby, angażował wtedy jego szczeciński odpowiednik, natomiast na koniec tego roku personel gdyński liczył 66 osób (46 umysłowych i 20 fizycznych), dużo więcej niż w Szczecinie, gdzie zatrudniano 52 osoby (38 umysłowych i 14 fizycznych). Utrzymywała się nadal znaczna płynność kadr – w 1951 r. Gdynia zwolniła (i tyluż przyjęła) 25 pracowników. Płynność wynikała z niewłaściwego podejścia do pracy, gorszych warunków finansowych niż w przedsiębiorstwach rybackich lub produkcyjnych120. W końcu 1951 r. MUR w Gdyni zwrócił się do resortu żeglugi z uwagami, że struktura organizacyjna oraz obsada osobowa obu urzędów rybackich, powinny być różne, a nie jak do tej pory praktykowano – identyczne. Wskazywał, iż gros taboru kutrowego i łodziowego oraz rybaków indywidualnych znajduje się na wschodnim wybrzeżu i jemu administracyjnie podlega, a znaczna część jednostek rybackich zarejestrowanych w Szczecinie bazuje i jest stale czynna na terenie gdyńskim. W związku z tym uważał, że ilościowy zakres pracy obu rzędów był różny, gdyż wiele spraw, jak np. ewidencyjno-techniczne taboru rybackiego, wydawanie i przedłużanie dokumentów rybakom, mustrowanie załóg, regulowanie i kontrola ruchu jednostek rybackich – załatwiała Gdynia121. Z problemem dróg rozwojowych terenowej administracji rybołówstwa morskiego wiązały się w tym okresie ożywione dyskusje wokół zarządzania portami rybackimi, a zwłaszcza ustanowienia w nich jednego gospodarza. Punktem wyjścia różnorakich dywagacji były najczęściej założenia o konieczności objęcia tych portów przez instytucje lub jednostki gospodarcze związane z rybołówstwem morskim. Na progu lat pięćdziesiątych XX wieku przeważała opinia, iż gospodarzem małych portów powinna być spółdzielczość rybacka, lecz na skutek negatywnego stanowiska Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego (PKPG), koncepcja ta upadła. Porty rybackie miał z kolei przejąć Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie, ale wobec słabości organizacyjnej i niechęci do podporządkowania sobie wszystkich bez wyjątku portów, nie uczynił tego. Wcześniej wysuwany był zamysł stworzenia trzech zarządów małych portów: szczecińskiego, koszalińskiego i gdańskiego, które byłyby jedynymi gospodarzami wszystkich – poza Gdańskiem i Gdynią oraz Szczecinem – portów, ewentualnie „przydziału poszczególnych portów” odpowiednim administratorom122. Realizacja któregokolwiek projektu miałaby dalekosiężne konsekwencje dla terenowej administracji rybackiej, dlatego też zaproponowała ona własne rozwiązania, które wzbudziły wielomiesięczne dyskusje. W ostatnich dniach 1951 r. Morski Urząd Rybacki w Gdyni, podnosząc sprawę nałożenia na niego poważnych zadań (współdziałanie w wykonaniu planu połowów, kontrola i koordynacja ruchu jednostek rybackich, udzielanie pomocy rybakom, współudział w ustalaniu ich zobowiązań podatkowych), przede wszystkim swej roli w aktywizowaniu połowów, wystąpił do resortu żeglugi z koniecznością organizacyjnego i osobowego wzmocnienia, by podołać nałożonym nań obowiązkom. Uszczegóławiając tę myśl zgłoszono wniosek o sformułowanie nowego zakresu kompetencji i zmianę dotychczasowego statutu organizacyjnego, przekazanie dla pełnienia dozoru na morzu kilku jednostek pływających, a zwłaszcza – w celu wzmocnienia organów terenowych – przejęcia w administrację kapitanatów i bosmanatów portów rybackich123. Gdynia uznała, podpierając się w wywodzie kilkuletnimi obserwacjami, że kapitanaty portów rybackich posiadają niewykorzystane należycie kadry, które nie interesują się sprawami i potrzebami rybołówstwa, a całość rozwiązywania tych problemów spada na podległych jej kontrolerów rybackich. Innymi słowy przeszkodą w racjonalnej pracy portów rybackich była – jej zdaniem – kompetencyjna przynależność kapitanatów do terenowej administracji morskiej. Powtarzano użyty wcześniej argument, iż choć urzędy morskie zarządzają terenami portowymi, to faktycznie nie żyją ich głównym zagadnieniem, czyli sprawami rybołówstwa, rybaków i taboru rybackiego, ruchu i koordynacji jednostek rybackich, zwalczania przecieków ryb itp. Ze względu więc na specyficzny charakter pracy portów rybackich, polityki wobec nich i zaspokajania potrzeb, organ zarządzający nimi powinien być podporządkowany właściwemu morskiemu urzędowi rybackiemu124. Ibidem. AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. MUR w Gdyni 19 X – 26 XI 1951 r. dot. działaln. bieżącej oraz wyk. budżetu za 1950 r. (26 X 1951 r.), t. 2: prot. z kontr. MUR w Gdyni 12 – 17 VII 1951 r. 120 Ibidem, sygn. 41, t. 2: prot. z kontr. MUR w Gdyni 12 – 17 VII 1951 r. 121 AAN, MŻ, sygn. 240: pismo MUR w Gdyni z 31 XII 1951 r. do GM i DE MŻ. 122 Na konfer. w Min. Żegl. 20 VIII 1951 r. wyłoniły się dwie koncepcje rozwiązania tego problemu. Pierwsza optowała, by skłonić CZRM do przejęcia wszystkich portów i od nowego roku włączyć je w skład odpowiednich przeds., przy czym sam wymieniony nadal wyrażał ochotę jedynie na zarządzanie Helem, Władysławowem i Łebą (w jego imieniu miała to czynić „Arka”), pozostałe porty „ofiarowywał” spółdz. połowowej. Druga z kolei wysuwała projekt, znany już wcześniej i popierany przez PKPG, utworzenia dla wszystkich portów odrębnego przeds. państw. w ramach CZRM – „Zarządu Portów Rybackich” – AAN, MŻ, sygn. 223: pismo GM MŻ z 21 VIII 1951 r. dla ob. min. żegl., notatka GM MŻ z 1 XII 1952 r. dla ob. min. żegl. w sprawie ustanowienia jednego gospodarza w portach rybackich, sygn. 252, s. 3–4: notatka z lipca 1951 r. GM MŻ dla ob. min. żegl. dot. GUM. W 1951 r. forsowano pogląd, by po przejęciu inwestycji z MUR w Szczecinie, od następnego roku gospodarzem w małych portach Zalewu Szczecińskiego zostało przedsiębiorstwo „Dalmor”, natomiast Zalewu Wiślanego (po przejęciu inwestycji z GUM) – „Arka”. 123 AAN, MŻ, sygn. 240: pismo MUR w Gdyni do GM MŻ oraz DE z 31 XII 1951 r. 124 Ibidem. MUR w Gdyni na początku trzeciej dekady lutego 1952 r., skierował do Warszawy stosowne projekty aktów prawnych o organizacji i zakresie działania władz administracji rybołówstwa morskiego, a także w sprawie właściwości i siedzib morskich urzędów rybackich oraz kapitanatów i bosmanatów portów rybackich. 118 119 80 Nautologia 2011, nr 148 W celu zasięgnięcia opinii zainteresowanych czynników w terenie oraz jednostek organizacyjnych, odbyła się w Ministerstwie Żeglugi 11 stycznia 1952 r. specjalna konferencja na temat przekazania portów rybackich z urzędów morskich do morskich urzędów rybackich. W jej wyniku powstał do przedłożenia ministrowi projekt zarządzenia polecający taką zmianę, z naszkicowaniem drogi legislacyjnej dla właściwego aktu prawnego125. W tym samym czasie wypłynęła po raz pierwszy sprawa powołania Morskiego Urzędu Rybackiego w Koszalinie dla Wybrzeża Środkowego, zadekretowana przez szefa resortu do rozpatrzenia. Gabinet Ministra, po wstępnym zbadaniu zagadnienia, uznał za niecelowe tworzeniu nowego urzędu, uważając za zasadniejsze wzmocnienie i odpowiednie rozbudowanie już istniejącej Ekspozytury MUR Szczecin w Darłowie126. Natomiast projekt samodzielnego, trzeciego MUR, którego siedzibą byłby Koszalin, otrzymał wsparcie władz partyjnych i administracyjnych województwa koszalińskiego, niedawno utworzonego. Argumentowano to potrzebami tego regionu, wynikającymi choćby z uchwały Prezydium Rządu z 2 lutego 1952 r. w sprawie zwiększenia połowów i pomocy państwowym, spółdzielczym oraz indywidualnym rybakom morskim127. Nie mamy pełnego obrazu stanowisk wyrażanych wtedy przez wszystkie strony, z pewnością jednak ani w samym resorcie żeglugi, ani w podległych mu jednostkach terenowych nie było jednomyślności w tej kwestii. Gabinet Ministra uzasadniał swemu przełożonemu, że reorganizacja związana z przekazaniem kapitanatów i bosmanatów portów rybackich prowadzi do zaistnienia dwóch odrębnych urzędów, załatwiających te same sprawy, z tym, że w jednym przypadku w odniesieniu do portów handlowych, w drugim zaś do portów rybackich. Byłby to – jak sądził – swego rodzaju precedens, co gorsza prowadzący w praktyce do nieporozumień i trudności zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa statków i życia na morzu oraz ratownictwa morskiego. Uznał, że należy pozostawić stan dotychczasowy, obciążając, co najwyżej, w drodze zarządzenia ministerialnego kapitanaty i bosmanaty dodatkowymi czynnościami na rzecz morskich urzędów rybackich. Co więcej, jego zdaniem, przedłożona przez MUR w Gdyni argumentacja, a głównie założenie o niedostatecznym wykorzystaniu kadr w kapitanatach i bosmanatach, nie jest wystarczająca do wprowadzenia postulowanej reorganizacji, tym bardziej, iż nie odpowiada prawdzie128. Innego zdania był od początku Departament Eksploatacji MŻ, dla którego nie podlegała właściwie dyskusji sprawa przekazania morskim urzędom rybackim jednostek administrujących małymi portami. Na takie stanowisko niewątpliwy wpływ miało znaczenie rybołówstwa w kontekście poprawy trudnej sytuacji żywnościowej kraju. Utwierdzała go w tym przekonaniu wspomniana uchwała Prezydium Rządu z 2 lutego 1952 r. Być może decydował również o tym czynnik personalny, gdyż wicedyrektor tej komórki resortu żeglugi poprzednio piastował wysokie stanowiska w branży rybnej. W każdym bądź razie Departament Eksploatacji uznał, że należy uporządkować sprawy administracji portów i przystani rybackich w celu skutecznego realizowania bieżących i długofalowych zadań stawianych przed rybołówstwem morskim. Wychodząc z założenia „jednego gospodarza” w portach rybackich dostrzegał konieczność wyeliminowania z nich urzędów morskich, podkreślając brak zainteresowania sprawami eksploatacyjnymi rybołówstwa. Morskie urzędy rybackie miały natomiast gwarantować właściwe wykorzystanie personelu kapitanatów i bosmanatów dla zadań koordynacji ruchu jednostek rybackich, opieki i pomocy w szeroko planowanej akcji skupu i w walce z przeciekami ryby129. Starania MUR w Gdyni wsparł urząd rybacki w Szczecinie, wysuwając właściwie podobne argumenty. Podkreślał, że przekazanie kapitanatów i bosmanatów podyktowane jest koniecznością ujęcia całego zakresu władzy administracyjnej w portach przez terenowe władze rybackie, likwidacji istniejących tutaj przerostów personalnych i pełnego wykorzystania kadry, lepszych możliwości do mobilizacji i nadzorowania realizacji planu połowów, zwiększenia bezpieczeństwa na wodzie i ochrony pracy. Wskazywał na dublowanie się niektórych czynności bosmanatów (zbieranie danych o wyładunku ryb, nadzór nad SOP, podawanie prognozy) i kontrolerów rybackich, niskie kwalifikacje zawodowe personelu tych pierwszych i niewielki zakres działania, przez co nie były one w pełni wykorzystane130. Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie popierając koncepcję podporządkowania kapitanatów i bosmanatów portów władzom rybackim, proponował by w aktach prawnych dokonać zapisów albo o ścisłej współpracy MUR z CZRM (osadnictwo rybackie, zapobieganie i zwalczanie nielegalnej sprzedaży ryb z połowów morskich, nadzór nad wykonywaniem planów połowów sektora spółdzielczego i prywatnego), albo o pracy w oparciu o jego wytyczne (zbieranie danych o ludności rybackiej i jej potrzebach oraz danych statystycznych), albo wręcz o wykonywaniu jego poleceń w zakresie rybołówstwa spółdzielczego i indywidualnego, czy nawet realizacji zadań zleconych przez dyrektora CZRM w imieniu ministra żeglugi, co w konsekwencji prowadziłoby do ograniczenia samodzielności władz rybackich131. Kolejne apele do Ministerstwa Żeglugi o przyjęcie nowych form organizacyjnych terenowej administracji rybackiej, Gdynia uzasadniała znaczeniem rybołówstwa morskiego, które jej zdaniem nie powinno być drugorzędnym elementem gospodarki morskiej, lecz jedną z dwóch obok żeglugi podstawowych form eksploatacji morza. Ta jego ranga, wynikająca z wielkiego rozwoju w ciągu powojennych lat, a zwłaszcza dużego wzrostu ilościowego i jakościowego AAN, MŻ, sygn. 241: notatka GM z 16.01.1952 r. dla min. żegl. Ibidem, pismo MUR w Szczecinie z 16.02.1951 r. do MŻ GM w sprawie powołania MUR w Koszalinie, sygn. 242: notatka GM z 26 II 1952 r. dla ob. min. żegl. w sprawie powołania MUR w Koszalinie. 127 Ibidem, sygn. 240: pismo KW PZPR w Koszalinie z 14 III 1952 r. do KC PZPR Wydz. Komunikacyjny; sygn. 241: pismo MUR w Szczecinie z 16.02.1951 do MŻ GM w sprawie powołania MUR w Koszalinie; sygn. 242: notatka dla ob. min. żegl. z 25 IV 1952 r. w sprawie powołania MUR w Koszalinie. 128 Ibidem, sygn. 241: notatka GM MŻ z 16.01.1952 r. dla ob. min. żegl. 129 Swoje propozycje omawiał Dep. Ekspl. z: KC PZPR, CZRM w Szczecinie, Wydz. Morskim KW PZPR w Gdańsku oraz inicjatorem akcji – MUR w Gdyni – AAN, MŻ, sygn. 240: pismo Dep. Ekspl. MŻ do GM MŻ z 26.02.1952 r. w sprawie projektu ustawy o rybołówstwie morskim oraz pismo tegoż z 15.03.1952 r. do GM MŻ w sprawie organizacji i zakresu działania władz administracji rybołówstwa morskiego. 130 Co interesujące nie monopolizował w rękach MUR wszystkich spraw portowych – do urzędów rybackich należałyby sprawy ochrony urządzeń portowych, pobierania opłat, podawanie komunikatów meteorologicznych, nadzór nad oświetleniem, natomiast urzędy morskie miałyby nadal przeprowadzać inspekcje w zakresie bezpieczeństwa jednostek rybackich. Z kolei wszelkie inwestycje i konserwację nabrzeży oraz urządzeń prowadziłby bezpośrednio inwestor, czyli jedno z przedsiębiorstw połowowych (pod nadzorem CZRM), według wskazań MUR – AAN, MŻ, sygn. 240: pismo MUR Szczecin z 12.03.1952 r. do MŻ GM w sprawie przekazania MUR kapitanatów i bosmanatów w małych portach rybackich. 131 APS, CZRM, sygn. 3, s. 71: pismo CZRM z 13 III 1952 r. do GM MŻ w sprawie organizacji MUR. Stanowisko CZRM, by urzędy rybackie wykonywały jego polecenia w zakresie eksploatacji, spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem. MUR w Gdyni twierdził, iż nawet od strony formalno-prawnej byłby to błąd, gdyż podlegając jednemu urzędowi (MŻ) nie może on podlegać innemu, a szeroki zakres terminu eksploatacja mógłby powodować, że CZRM swymi poleceniami przeciążałby pracą terenową administrację rybacką czy nawet zwalał na nią winę za spowodowane niedociągnięcia. Władze rybackie godziły się więc na współpracę z CZRM w zakresie eksploatacji rybołówstwa spółdzielczego i indywidualnego, nie zaś na podległość – APS, MUR, sygn. 71, s. 15: pismo MUR w Szczecinie z 13 III 1952 r. do GM MŻ w sprawie organ. MUR. 125 126 Nautologia 2011, nr 148 81 flotylli rybackiej, uzasadniała w pełni – jej zdaniem – postulowaną reorganizację, która miała przynieść koncentrację polityki i dyspozycji w rękach morskich urzędów rybackich. Argumentowano to także specyfiką portów rybackich, inną niż portów handlowych, w zakresie ruchu statków, warunków postojowych, urządzeń przeładunkowych, czasu pracy, ruchu rybaków, utrzymywania terenów portowych. Powtarzano argumenty o niewielkim zainteresowaniu rybołówstwem urzędów morskich, koncentrujących się na sprawach handlowych i żeglugi, o konieczności uniknięcia dublowania funkcji w zakresie ruchu jednostek, przeładunków itp., o potrzebie właściwego wykorzystania obsady personalnej132. Postawie jednoznacznie popierającej przejęcie kapitanatów i bosmanatów portów rybackich przez morskie urzędy rybackie przeciwstawiły się w marcu 1952 r. równie konsekwentnie urzędy morskie, posługując się właściwie podobną argumentacją. Gdański Urząd Morski podkreślał, że taka decyzja kłóciłaby się z dotychczasowymi przepisami, wskazując na dekret z 5 listopada 1947 r. o organizacji i zakresie działania władz administracji morskiej, a jej realizacja byłaby nie tylko niewskazana i niecelowa, ale wręcz szkodliwa dla gospodarki narodowej, a morskiej w szczególności. Zauważał, iż porty rybackie przyjmują stale wzrastający ruch żeglugi przybrzeżnej, statków pasażerskich i towarowych. Uważał, że reorganizacja nie powinna być traktowana w oderwaniu od pozostałych funkcji inwestycyjno-technicznych, eksploatacyjnych i administracyjno-gospodarczych oraz zagadnień szeroko rozumianego bezpieczeństwa żeglugi oraz porządku publicznego na obszarze portów, do czego morskie urzędy rybackie nie są powołane. Proponowana zmiana nie mogła przynieść – jego zdaniem – żadnych korzyści gospodarczych ani usprawnień eksploatacyjno-administracyjnych, obniżenia kosztów własnych, zwiększenia połowów, a stanowi w rzeczywistości „jedynie formalnie przesunięcie określonego zakresu czynności administracyjnych do innego organu administracji państwowej – rzecz dla rybołówstwa morskiego zupełnie obojętną”. Spowoduje wręcz niepotrzebny i znaczny rozrost aparatu technicznego i administracyjnego morskich urzędów rybackich, podrażając dotychczasowe koszty administracyjne portów rybackich133. W myśl uwag GUM przekazanie kapitanatów i bosmanatów złamałoby zasadę jednolitości terenowych organów administracji morskiej, wykonywanej przez urzędy morskie i podległe im kapitanaty portów, a co za tym idzie zasadę jednolitego planowania, dyspozycji i wykonawstwa. Zauważał on dalej, że powstaną dwa równorzędne organy dla wykonywania identycznych zadań państwowych, jednak organizacyjnie ustawionych odmiennie, ponieważ morskie urzędy rybackie podlegały finansowaniu przez rady narodowe. Wyrażał przekonanie, że dążenie przez MUR do maksymalizacji połowów i intensyfikacji eksploatacji, stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa statków w portach rybackich. GUM w krytycznym tonie odniósł się do niezrozumienia przez morskie urzędy rybackie istoty, zadań oraz celów terenowej administracji morskiej, a nawet złego stylu ich pracy. W konkluzji zwrócił się do władz przełożonych o włączenie morskich urzędów rybackich do urzędów morskich i przydzielenia do kapitanatów portów kontrolerów rybackich. Postulował następnie, by dla zapewnienia rybo- łówstwu morskiemu pełnych warunków rozwojowych, wydzielić z urzędów morskich sprawy eksploatacji, administracji i rozbudowy portów rybackich i utworzyć dla ich prowadzenia zarządy portów rybackich (wschodnich i zachodnich) – przedsiębiorstw państwowych podporządkowanych CZRM, instytucji nadzorującej, koordynującej i sprawującej ogólne kierownictwo134. W podobnym tonie wypowiedział się Szczeciński Urząd Morski, wychodząc z założenia, iż nie jest celowe i słuszne włączenie bosmanatów na Zalewie Szczecińskim w ramy organizacyjne tutejszego MUR, natomiast uzasadnione i możliwe, odwracając całą sytuację, zlikwidowanie tego ostatniego urzędu i przekazanie kontrolerów rybołówstwa morskiego do SUM. Dostrzegał natomiast konieczność przeprowadzenia podziału czynności w małych portach miedzy SUM a CZRM. Zauważając podobieństwo charakteru pracy obu terenowych administracji: morskiej i rybołówstwa morskiego, będące wynikiem sprawowania przez nie funkcji publiczno-prawnych, podkreślał jednak odmienność metod i funkcji działania, polegających na tym, iż pierwsza zapewniała bezpieczeństwo żeglugi i porządek na akwenach portowych, druga z kolei prawidłową gospodarkę rybną z zasadniczym naciskiem na wykonanie planów eksploatacyjnych. W przypadku dokonania reorganizacji – jego zdaniem – „MUR stanie się zakapturzonym ramieniem CZRM, gdzie wytyczne eksploatacyjne będą dyktowały takie czy inne „urzędowe” naciski administracyjne”. Zauważał, iż podległe mu małe porty Zalewu Szczecińskiego tylko w pewnym stopniu są eksploatowane przez rybołówstwo, gdyż występował tu niemały ruch pasażerski oraz tranzytowy (barki niemieckie i radzieckie), przeładunek różnych towarów, czym musiałaby się zajmować administracja rybacka, zupełnie do tego nieprzygotowana. Przejęcie tych agend od SUM siłą rzeczy miałoby spowodować zwiększenie aparatu administracyjnego, podrożenie kosztów jego utrzymania, konieczność przejścia budżetu terenowego na centralny oraz wszelkie zmiany organizacyjne obu instytucji. Zapewniał, iż przebieg reorganizacji rybołówstwa morskiego wyraźnie uwidacznia ciążenie do przejęcia funkcji MUR przez SUM i CZRM, co dałoby zyski etatowe, oszczędności w wydatkach, a także doprowadziłoby do jednolitości administracji morskiej135. Gabinet ministra żeglugi przygotował swemu przełożonemu podsumowanie całej dyskusji, toczącej się wokół sprawy reorganizacji administracji morskiej i rybackiej136. Wskazał, iż za przekazaniem kapitanatów i bosmanatów wypowiedziały się morskie urzędy rybackie, CZRM oraz Departament Eksploatacji MŻ, motywując to życiowymi potrzebami rybołówstwa, w szczególności jego roli w świetle uchwały Prezydium Rządu z dnia 2 lutego 1952 r. Wspomniane instytucje spodziewały się przez to usprawnić administrację rybacką, wykorzystać intensywniej i racjonalniej personel przejmowanych jednostek. Przeciwko tej koncepcji wystąpiły obydwa urzędy morskie, które w realizacji takiego zamierzenia nie dostrzegły żadnych korzyści materialnych, usprawnienia administracyjnego i eksploatacyjnego, uważając, że stanowi ono jedynie przesunięcie określonego zakresu czynności między urzędami. Przeczy ponadto zasadzie jednolitości terenowych organów administracji morskiej oraz zagraża właściwemu nadzorowi nad szeroko pojmowanym bezpieczeństwem żeglugi i porządku w portach137. APS, CZRM, sygn. 47, s. 129–131: pismo MUR w Gdyni z 12 III 1952 r. do MŻ oraz CZRM; AAN, MŻ, sygn. 240: pismo MUR w Gdyni z 12.03.1952 r. do MŻ GM. AAN, MŻ, sygn. 240: pismo GUM z 13.03.1952 w sprawie przejęcia kapitanatów i bosmanatów w portach rybackich przez morskie urzędy rybackie. 134 Ibidem. 135 Ibidem, pismo SUM z 19.03.1952 r. dotyczące przekazania MUR kapitanatów i bosmanatów małych portów rybackich. Niemal dokładnie w tym samym czasie koncepcję wzmocnienia morskich urzędów rybackich wsparł CZRM, nie wychodząc jednak w żaden sposób poza przytaczane wcześniej argumenty o konieczności ujęcia zarządu portami rybackimi w jednych rękach, w pełni wykorzystania istniejącego tam personelu i likwidacji przerostów administracyjnych czy zwiększenia bezpieczeństwa pracy na wodzie – ibidem, pismo CZRM z 20.03.1952 r. do MŻ GM w sprawie przekazania MUR kapitanatów i bosmanatów w małych portach rybackich. 136 Równolegle z toczącą się walką o kompetencje w portach rybackich między różnymi jednostkami organizacyjnymi rybołówstwa, a urzędami morskimi, trwały prace nad opracowaniem przepisów prawnych dla proponowanych zmian organizacyjnych. 137 AAN, MŻ, sygn. 252: notatka GM MŻ dla min. żegl. z IV 1952 r. 132 133 82 Nautologia 2011, nr 148 Rozbieżność zdań między jednostkami administracyjnymi i gospodarczymi rybołówstwa a urzędami morskimi, spowodowała zwołanie w Warszawie 10 kwietnia 1952 r. specjalnej konferencji. Obie strony wytaczały dotychczasowe argumenty, najczęściej skrajnie przeciwne. Wiodącą rolę odgrywał Departament Eksploatacji, który powtarzał o konieczności wzmocnienia administracji rybackiej w dobie rozwoju rybołówstwa, o zmniejszeniu kosztów administracyjnych, o ustaleniu jednego gospodarza w portach rybackich wobec „zamętu” spowodowanego kilkoma ich gestorami. Zauważał, iż oprócz portów zalewowych również porty otwartego morza, a zwłaszcza Kołobrzeg i Darłowo winny być przejęte przez administrację rybołówstwa morskiego, natomiast Ustka pozostawałaby nadal w dyspozycji urzędu morskiego, ale w eksploatacji niewielkiego przedsiębiorstwa przeładunkowego. Dodawał, że reorganizacja przyniesie wzrost prestiżu MUR w oczach rybaków spółdzielczych i indywidualnych. Administracja morska z kolei twierdziła, że postulowane zmiany są absolutnie niecelowe z punktu widzenia administracyjnego i gospodarczego, właściwsza byłaby komercjalizacja portów rybackich, by dochować zasadzie jednego gospodarza w zakresie eksploatacji, konserwacji i ich utrzymania, oraz włączenie morskich urzędów rybackich do urzędów morskich. Kierownictwo Departamentu Eksploatacji odrzuciło sugestie skomercjalizowania portów rybackich ze względu na niewielki ruch portowy i wysokie koszty administracyjne, uznając również, iż obecnie nie jest możliwe przejęcie administracji rybackiej przez administrację morską wobec stale wzrastających zadań rybołówstwa i destabilizującego wpływu takiego kroku na rybaków spółdzielczych i indywidualnych138. Konferencja z 10 kwietnia 1952 r. niosła za sobą poważne konsekwencje organizacyjne. Postanowiono bowiem, kierując się koniecznością rozwoju rybołówstwa morskiego i zapewnieniem mu dobrych warunków działania, przekazać kapitanaty i bosmanaty portów morskim urzędom rybackim, dla nich wydać nowe statuty, zmienić takowe Gdańskiemu i Szczecińskiemu Urzędowi Morskiemu, a w końcu powołać nowy Morski Urząd Rybacki w Koszalinie. Ze względu na deficytowość Zarząd Małych Portów w Słupsku miał być zniesiony, podległe mu kapitanaty w Kołobrzegu i Darłowie przekazane w gestię morskich urzędów rybackich, a trzeci i ostatni z nich w Ustce eksploatowałoby niewielkie przedsiębiorstwo przeładunkowe. Najbardziej rozsądne zdanie utrzymał Gabinet Ministra, który raportował przełożonemu, iż z punktu widzenia właściwego ustawienia organizacyjnego administracji morskiej i rybołówstwa morskiego najlepszym rozwiązaniem byłoby włączenie morskich urzędów rybackich do urzędów morskich. Przy okazji przypominał, iż takie rozwiązanie, przedstawione ministrowi w grudniu 1950 r., zasadniczo zyskało jego aprobatę139. Kilkumiesięczne spory i dyskusje w naturalny sposób zamykało zarządzenie ministra żeglugi z dnia 21 maja 1952 r. w sprawie przekazania kapitanatów i bosmanatów w portach rybackich z urzędów morskich do morskich urzędów rybackich. Resort – kierując się koniecznością „powiązania portów rybackich z rybołówstwem morskim” oraz zapewnienia realizacji zadań tej branży zarządził, by do końca tego miesiąca Gdański Urząd Morski oddał w gestię Morskiego Urzędu Rybackiego w Gdyni kapitanaty we Władysławowie, Helu i Łebie (pominięto Elbląg) oraz bosmanaty w: Jastarni, Kątach Rybackich, Krynicy Morskiej i Pasłęce (przeoczono kilka), natomiast Szczeciński Urząd Morski uczynił to samo w stosunku do bosmanatów w: Trzebieży, Nowym Warpnie, Stepnicy, Wickowie, Kamieniu, Wolinie i Dziwnowie, które miały przejść do Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie140. Przekazaniu podlegały kapitanaty i bosmanaty wraz z etatami i dotychczasową obsadą personalną, ze wszelkimi urządzeniami technicznymi i majątkiem trwałym. Konsekwencją miało być dokonane przez Ministerstwo Finansów zmniejszenie wydatków w budżecie centralnym MŻ dotyczącym urzędów morskich i odpowiednie zwiększenie wydatków w budżecie terenowym Prezydiów Wojewódzkich Rad Narodowych w Gdańsku i Szczecinie, które określały budżety morskich urzędów rybackich141. Zasadniczy sprzeciw administracji rybołówstwa morskiego wzbudziła zasada jego organizacyjnego ustawienia, którą wstępnie przyjął resort morski. MUR podlegałyby bezpośrednio ministrowi żeglugi w sprawach administracji rybołówstwa oraz morskich portów i przystani, natomiast w zakresie eksploatacji, resort sprawował władzę przez CZRM, którego zarządzenia i wytyczne miały być dla urzędów rybackich wiążące. Argumentowano, że stwarza to dwutorowość dyspozycji, wypacza charakter urzędu i daje możliwość otrzymywania przez MUR sprzecznych ze sobą dyrektyw z dwóch różnych komórek organizacyjnych ministerstwa, tym bardziej, iż potrzeby oraz interesy administracji i eksploatacji rybołówstwa były najczęściej ze sobą sprzeczne. Twierdzono, że w myśl ogólnych zasad i przepisów prawa, urząd administracji państwowej nie może podlegać zarządowi, który nie miał uprawnień urzędu administracyjnego wyższej instancji, lecz był „właściwie przedsiębiorstwem nadzorujących pracę niższych przedsiębiorstw”142. Z kolei Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie wyraźnie dążył do tego, by zawarować sobie jak największy wpływ na funkcjonowanie morskich urzędów rybackich. W pierwszym rzędzie domagano się, by mianowanie dyrektora MUR przez ministra żeglugi odbywało się na wniosek dyrektora CZRM. Chodziło też o pełną podległość władz rybackich w kwestiach eksploatacyjnych, ograniczenie ich roli w sprawach polityki kadr rybackich (m.in. angażowania załóg) itd. Rozszerzenie uprawnień wobec MUR, a także podporządkowanie sobie spółdzielczości, miały dać możność „lepszego powiązania ich z pracą przedsiębiorstw podległych CZRM, co nie powinno pozostać bez wpływu na realizacje planu połowów”143. Przekazanie jednostek terenowych z urzędów morskich do morskich urzędów rybackich nie obyło się bez poważnych napięć, które rzutowały na funkcjonowanie tych urzędów. Komplikacje powstały przy przekazywaniu budżetu inwestycyjnego, personelu administracyjnego i technicznego. Powodowało to opóźnienia remontów w ma- Ibidem, prot. konf. z 10.04.1952 r. w GM MŻ w sprawie przekazania z UM do MUR kapitanatów i bosmanatów małych portów rybackich. Ibidem, sygn. 240: notatka GM MŻ dla min. żegl. z 23.04.1952 r. w sprawie przekazania MUR kapitanatów i bosmanatów z GUM i SUM w portach rybackich. 140 Ibidem, sygn. 241; APS, SUM, sygn. 31, s. 1–2; AP Słupsk, Koszaliński Urząd Morski (dalej KUM), sygn. I/1: zarz. min. żegl. z 21 V 1952 r. Przepis ten pomijał szereg portów (Puck, Tolkmicko, Frombork i Piaski) z obszaru działania GUM, które również zostały przekazane. Wraz z kapitanatami przekazano oddziały techniczne, których zadaniem była konserwacja i utrzymanie obiektów i urządzeń portowych – AAN, MŻ, sygn. 240: prot. z konf. porozumiewawczej GUM i MUR w Gdyni, odbytej 26.05.1952 r., w sprawie przekazania kapitanatów i bosmanatów. 141 AAN, MŻ, sygn. 241; APS, SUM, sygn. I/31, s. 1–2; AP Słupsk, KUM, sygn. I/1: zarz. min. żegl. z 21 V 1952 r. W oparciu o ten normatyw SUM wydał zarz. nr 5/52 z 27 V 1952 r., którym oficjalnie przekazał w okresie 29–31 V 1952 r. nieruchomości, ruchomości, materiały magazynowe i urządzenia techniczne w bosmanatach portów w Trzebieży, Nowym Warpnie, Stepnicy, Wickowie, Kamieniu, Wolinie i Dziwnowie wraz z ich obsadą – AAN, MŻ, sygn. 241; APS, SUM, sygn. I/3: prot. zdaw.odb. przekazania-przyjęcia; ibidem, MUR, sygn. 73, s. 25: zarz. MUR w Szczecinie w sprawie powołania komisji do przejęcia bosmanatów w portach rybackich. 142 AAN, MŻ, sygn. 241: pisma MUR w Gdyni oraz MUR w Szczecinie z 9.06.1952 r. do GM MŻ w sprawie organizacji MUR; APS, MUR, sygn. 73, s. 29–30, sygn. 74, s. 11: pismo MUR w Szczecinie z 29 I 1953 r. do DE MŻ; AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: pismo MUR w Gdyni z 9 VI 1952 r. do GM MŻ w sprawie organizacji MUR. 143 APS, CZRM, sygn. 3, s. 33–34, 119, 137: pisma CZRM z 8 III 1952 r., 9 VI 1952 r. i z 25 VI 1952 r. do GM MŻ w sprawie organ. MUR; sygn 16, s. 281, 359: pisma CZRM z 25 IV 1952 r. i 28 VIII 1952 r. do GM MŻ. 138 139 Nautologia 2011, nr 148 83 łych portach i przystaniach rybackich, dwutorowość pracy w zakresie kontroli taboru rybackiego i administrowania sprawami portów itd. MUR w Szczecinie domagał się od SUM przekazania dla podległych mu bosmanatów agend: pożarnictwa, ratownictwa i rozbitków morskich, inspekcji technicznej statków rybackich, wydawania książeczek żeglarskich na statki rybackie oraz kart ewidencyjnych i innych dokumentów, inspekcji urządzeń portowych i nadzoru budowlanego nad rybołówstwem144. Wobec sporów kompetencyjnych minister żeglugi decyzją z 28 lipca 1952 r. powołał komisję dla ustalenia właściwego podziału czynności między UM a MUR145. 21 czerwca 1952 r. minister żeglugi wydał zarządzenie w sprawie tymczasowej organizacji i zakresu działania morskich urzędów rybackich, które sankcjonowało zmiany w dotychczasowym funkcjonowaniu administracji morskiej i rybołówstwa morskiego146. Utworzono na jego podstawie trzy morskie urzędy rybackie – w Gdyni dla obszaru województw gdańskiego i olsztyńskiego, w Szczecinie (województwo szczecińskie) oraz w Koszalinie – z terenem działania na województwo koszalińskie. Ten ostatni miał rozpocząć działalność na początku następnego roku, a do tego czasu jego czynności powierzono urzędowi w Szczecinie. Zgodnie z nowym zarządzeniem, MUR były władzami administracji rybołówstwa morskiego oraz morskich portów i przystani rybackich, podlegając bezpośrednio ministrowi żeglugi. W sprawach dotyczących eksploatacji rybołówstwa morskiego szef resortu sprawował swą władzę przez CZRM, którego zarządzenia i wytyczne były dla MUR wiążące. Terytorialny zakres działania urzędu rybackiego obejmował w granicach właściwych województw morskie porty i przystanie rybackie oraz rozciągał się na pas nadbrzeżny, przyległe do niego morskie wody przybrzeżne, jak również obszar wód zaliczonych do morskich147. W dużym stopniu kosztem urzędów morskich, a w przypadku MUR w Koszalinie również Zarządu Małych Portów w Słupsku, który znajdował się w likwidacji, morskie urzędy rybackie wyposażone zostały w bardzo rozległe kompetencje rzeczowe148. Na terenie całego wybrzeża utworzono czternaście obwodów kontroli rybołówstwa morskiego, w tym: sześć dla obszaru MUR w Gdyni (z siedzibami w: Łebie, Władysławowie, Helu, Gdyni, Górkach Wschodnich z tymczasową siedzibą w Gdańsku-Wrzeszczu, Tolkmicku), trzy podległe MUR w Koszalinie (Kołobrzeg, Darłowo, Ustka) oraz pięć podporządkowanych MUR w Szczecinie (Szczecin, Trzebież, Wolin, Świnoujście, Dziwnów). Organami MUR w poszczególnych obwodach kontroli rybołówstwa morskiego w zakresie spraw rybackich oraz zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi i porządku na obszarze portów i redy były kapitanaty portów i podległe im bosmanaty149. Właściwość miejscowa poszczególnych kapitanatów obejmowała obszar portu i tego obwodu kontroli rybołówstwa morskiego, w którym kapitanat miał siedzibę. W obwodach, w których nie zostały utworzone kapitanaty, organami MUR byli inspektorzy rybołówstwa morskiego. Ustanowiono następujące kapitanaty i bosmanaty portów rybackich: 1.MUR w Gdyni – kapitanaty w: Łebie, Władysławowie, Helu i Tolkmicku (z tymczasową siedzibą w Elblągu) oraz bosmanaty w: Jastarni, Kątach Rybackich, Krynicy Morskiej, Pasłęce, Tolkmicku, Fromborku, Piaskach, Pucku, Górkach Wschodnich, Górkach Zachodnich i Śpiewowie. 2.MUR w Koszalinie – kapitanaty w: Kołobrzegu, Darłowie i Ustce. 3.MUR w Szczecinie – kapitanat w Trzebieży oraz bosmanaty w: Stepnicy, Lubczynie, Trzebieży, Nowym Warpnie, Wolinie, Świnoujściu, Wickowie, Mrzeżynie, Dziwnowie i Kamieniu150. Dla ochrony obiektów położonych na obszarze portów rybackich poza terenami administrowanymi przez państwowe APS, MUR, sygn. 73, s. 57–58, 59, 69: pisma MUR w Szczecinie do MŻ z 18.07.1952 r. w sprawie trudności z przyjęciem bosmanatów oraz z 30.07.1952 r. w sprawie przekazania etatów, pismo MUR w Szczecinie z 31.07.1952 r. do SUM w sprawie przekazania agend. 145 Reorganizacja wywołała poważne prace w zakresie legislacyjnym związane z opracowaniem stosownych przepisów i zmian w dotychcz. statutach mor. urz. ryb. i urzędów mor. Pojawiły się problemy z precyzyjnym ustaleniem zakresów czynności, wobec różnorodności przejm.-przekazyw. zadań, ich specyfiką, spięcia wywoływał rozdział kadr między zainteresowanymi urzędami, kłopoty stwarzały kwestie finansowe w związku z utrzymywaniem mor. urz. ryb. przez budżety terenowe – APS, MUR, sygn. 73, s. 65: pismo SUM do MUR z 6.08.1952 r. w sprawie przekazania agend; AAN, MŻ, sygn. 240: pismo MUR w Gdyni z 31.05.1952 r. do MŻ w sprawie przejęcia przez MUR kapitanów i bosmanatów; sygn. 241: pismo DE MŻ z 3.06.1952 r. do PRM, pismo GUM z 4.06.1952 r. do MŻ w sprawie przekazania kapitanatów i bosmanatów do MUR. 146 APS, SUM, sygn. 4, s. 171–177; AP Słupsk, KUM, sygn. I/1, s. 13–16; AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 226 [RM-100/4]. 147 APS, MUR, sygn. 73, s. 51: pismo SUM z 17 VII 1952 r. do MŻ. 148 Do ich właściwości rzeczowych należała administracja rybołówstwa morskiego oraz morskich portów rybackich i przystani rybackich, a w szczególności sprawy: administracji, bezpieczeństwa i porządku na obszarze portów rybackich, przystani rybackich oraz przyległych red portowych; administracji nieruchomości na terenie portów i przystani rybackich, z wyłączeniem terenów administrowanych przez przedsiębiorstwa państwowe połowowe; pożarnictwa na terenie portów i przystani rybackich poza terenem administrowanym przez przedsiębiorstwa połowowe; inwestycji w portach i przystaniach rybackich z wyłączeniem w portach eksploatowanych przez państwowe przedsiębiorstwa połowowe; nadzoru nad pełnym utrzymaniem sprawności eksploatacyjnej morskich portów i przystani rybackich; regulowania wejścia, wyjścia, postoju i ruchu statków oraz ruchu pasażerskiego i towarowego w morskich portach i przystaniach rybackich; opłat portowych tamże; bezpieczeństwa statków rybackich; nadzoru nad akcją ratownictwa i rozbitków morskich; ochrony rybołówstwa na wodach morskich i obszarach wodnych zaliczonych do morskich; nadzoru policyjnego nad rybołówstwem na morzu oraz bezpieczeństwa i porządku przy wykonywaniu połowów; inspekcji technicznej statków rybackich; rejestracji statków i taboru rybackiego, jak również wydawania osobowych dokumentów rybackich oraz dokumentów przepisanych dla statków rybackich; doboru kadr rybackich i zaciągu załóg na statki rybackie w porozumieniu z państwowymi przedsiębiorstwami połowowymi; połowów zorganizowanych, intensyfikacji połowów oraz nadzoru nad wykonywaniem planów połowowych w zakresie zlecanym przez CZRM; orzecznictwa administracyjnego, karno-administracyjnego i administracyjnego postępowania przymusowego; nadzoru nad działalnością wszystkich organów administracji rybołówstwa morskiego; osadnictwa rybaków morskich, zbierania danych odnośnie ludności rybackiej i jej potrzeb, opiniowanie i interwencji w tych sprawach; zbieranie danych statystycznych w zakresie rybołówstwa morskiego, portów i przystani rybackich w zakresie zleconym przez CZRM; współpracy z CZRM i wykonywanie jego poleceń na odcinku eksploatacyjnym rybołówstwa kutrowego i łodziowego; współpracy z urzędami morskimi, instytucjami i organizacjami gospodarczymi, naukowymi, zawodowymi oraz innymi czynnikami zainteresowanymi w rozwoju rybołówstwa morskiego i eksploatacji portów rybackich; zapobiegania i zwalczania nielegalnej sprzedaży ryb z połowów morskich; inne wynikające z przepisów szczególnych lub zlecone przez ministra żeglugi lub dyrektora CZRM. 149 Zakres działania kapitanatu (bosmanatu) portu obejmował sprawy: 1. Zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi i porządku na obszarze portu i redy w szczególności: bezpieczeństwa statków, załóg, pasażerów i ładunku podczas postoju, wyładowania i załadowania towarów oraz podczas ruchu statków w obrębie portu; regulowanie ruchu i postoju statków w obrębie portu; prowadzenia rejestracji statków wchodzących i wychodzących z portu oraz kontrola ich dokumentów; kontrola dokumentów statków i wyposażenia ich w sprzęt, zgodnie z przepisami bezpieczeństwa na morzu; bezpieczeństwa ogniowego w obrębie portu; ratownictwa statków i rozbitków morskich. 2. Dozoru rybackiego na wodach morskich, ochrony rybołówstwa i porządku przy wykonywaniu połowów, kontroli sprzętu rybackiego oraz wyładowywania połowów nadzoru nad wykonywaniem planów połowowych morskiego i zalewowego rybołówstwa spółdzielczego i indywidualnego, współdziałania przy zwalczaniu nielegalnej sprzedaży ryb z połowów morskich, zbierania materiałów statystycznych i informacyjnych, współdziałania z organami urzędów morskich, władzami celnymi, kolejowymi, bezpieczeństwa publicznego, ochrony pogranicza, służby zdrowia oraz miejscowymi organizacjami politycznymi i zawodowymi. Zakres działania inspektora rybołówstwa morskiego obejmował sprawy wymienione w punkcie 2, a w przypadku, jeśli na terenie jego obwodu znajdował się przynajmniej jeden bosmanat, także w punkcie 1. 144 84 Nautologia 2011, nr 148 Struktura organizacyjna Morskich Urzędów Rybackich w Gdańsku, Koszalinie i Szczecinie według Tymczasowych Statutów Organizacyjnych 1 VI 1952 DYREKTOR Radca prawny Oddział Organizacji, Planowania i Sprawozdawczości Wydział Kadr Oddział Spraw Osobowych Oddział Załóg Pływających Oddział Ochrony Wydział Finansowo-Gospodarczy Wydział Portów i Administracji Rybackiej Oddział Budżetowo-Finansowy Oddział Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Morskiego Oddział Administracyjno-Majątkowy Oddział Zaopatrzenia Kancelaria Główna i Hala Maszyn Sekretariat Oddział Inspekcji Organów Terenowych Wydział Eksploatacji Oddział Eksploatacji Rybołówstwa Oddział Sprawozdawczo - Statystyczny Inspektor Pożarnictwa Kapitanaty i Bosmanaty Portów, Inspektorzy Rybołówstwa Morskiego, Straż Obiektów Portowych Wydział Techniczny Oddział Inwestycji Oddział Inspekcji Statków Rybackich Oddział Inspekcji Urządzeń Portowych Inspektor Dokumentów Statków Rybackich Inspektor Taboru Pływającego Inspektor Bezpieczeństwa Ruchu Inspektor Usprawnień i Wynalazczości Pracowniczej Źródło: zarządzenia Ministra Żeglugi nr 11, 12, 13 z 24 lipca 1952 r. w sprawie nadania Tymczasowego Statutu Organizacyjnego Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Gdańsku, Koszalinie i Szczecinie, AAN, MŻ, sygn. 143, 192, APK, KUM, sygn. 1. przedsiębiorstwa połowowe, powołana została Straż Obiektów Portowych, podlegająca służbowo bezpośrednio kapitanowi portu lub inspektorowi rybołówstwa morskiego151. W związku z przejęciem od urzędów morskich kapitanatów i bosmanatów portów oraz nowych zadań, istotnie zmieniła się organizacja terenowych władz rybackich, którą wprowadzały tymczasowe statuty, nadane Morskim Urzędom Rybackim w Koszalinie, Szczecinie i Gdyni przez ministra żeglugi 24 lipca 1952 r. Struktura wewnętrzna central tych urzędów była identyczna, różnice dotyczyły rodzaju oraz ilości organów w terenie, czyli kapitanatów, bosmanatów oraz inspektoratów rybołówstwa morskiego152. W stosunku do organizacji sprzed roku, powstały nowe wydziały, a komórki niższego rzędu, jak referaty, podniesiono do rangi oddziałów (patrz schemat). Tytuł służbowy kontroler rybołówstwa morskiego został zmieniony na inspektor rybołówstwa morskiego. Bosmanat portu w Trzebieży (MUR w Szczecinie) podniesiono do rangi Kapitanatu Portu – powstał ze względu na znaczenie tego portu dla rybołówstwa i centralne położenie na Zalewie Szczecińskim, leżąc w pobliżu toru wodnego SzczecinŚwinoujście, po którym odbywał się tranzyt towarów153. Należy również dodać, iż przy MUR w Gdyni i Szczecinie utworzono Tymczasowe Komisje Kwalifikacyjne dla Rybaków Dalekomorskich. Kwalifikowały one załogi oficerskie w rybołówstwie bałtyckim i dalekomorskim na podstawie ustanowionych stopni oficerskich oraz uprawnień zawodowych w służbie nawigacyjnej i mechanicznej154. Na czele kapitanatów portów rybackich stali kapitanowie portów powoływani i zwalniani przez dyrektorów poszczególnych MUR; w odniesieniu do portów Kołobrzeg, Darłowo i Ustka – po uprzednim porozumieniu się z Ministerstwem Żeglugi. W portach i przystaniach rybackich, dla których nie ustanowiono kapitanatów oraz bosmanatów, dyrektor MUR mógł powołać w miarę potrzeby, za zgodą ministra żeglugi, bosmanaty portów lub przystani rybackich jako organa pomocnicze kapitanatu portu rybackiego, względnie inspektora rybołówstwa morskiego. Dla celów kontrolnych oraz niesienia pomocy na morzu, kapitanowie portów rybackich oraz inspektorzy rybołówstwa morskiego mieli mieć przydzielony do ich dyspozycji statek dozorujący. 151 Do zakresu działania SOP należała: ochrona statków i ładunków podczas postoju, wyładowania i załadowania statków; czuwanie nad działaniem znaków nawigacyjnych oraz nad ruchem statków w obrębie portu i redy; czuwanie nad bezpieczeństwem ogniowym w obrębie portu i redy; ochrona obiektów i urządzeń portowych; zapobieganie kradzieży i nielegalnego wynoszenia z portu ryb i innych towarów. 152 Zarz. min. żegl. nr 11,12,13 z 24 VII 1952 r. w sprawie nadania tymcz. statutu org. Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Koszalinie, Szczecinie i Gdyni – AAN, MŻ, sygn. 143, 192; AP Słupsk, KUM, sygn. 1. 153 APS, MUR, sygn. 73, s. 21: pismo MUR w Szczecinie z 19.05.1952 r. do GM MŻ w sprawie organizacji MUR; ibidem, NIK Delegatura, sygn. 436: prot. z kontr. MUR w Szczecinie 19–29 V 1952 r. 154 Instrukcja nr 1/DE z dnia 1 lipca 1952 w sprawie wykonania zarz. min. żegl. z 24 VI 1952 r. o Tymczasowej Komisji Kwalifikacyjnej dla Rybaków Dalekomorskich – APS, CZRM, sygn. 1, s. 11–15, sygn. 10, s. 103–111. 150 Nautologia 2011, nr 148 85 Rosnące zadania administracyjno-eksploatacyjne od połowy 1952 r. wzmogły wydatki budżetowe MUR, natomiast Prezydia WRN, które nie do końca orientowały się w szerszym zakresie działania władz administracji rybackiej oraz ich nowych potrzebach finansowych, z opóźnieniem przekazywały dodatkowe kwoty, co komplikowało funkcjonowanie155. Resort żeglugi wystąpił w tym czasie do Prezydium Rady Ministrów o przeniesienie z początkiem następnego roku MUR z budżetu terenowego na budżet centralny. Argumentowano to tym, że urzędy rybackie są poważnym narzędziem MŻ w zakresie nadzoru nad terminowym wykonywaniem planu połowów, wspierania i wykonywania polityki ministerstwa na rzecz rozwoju rybołówstwa, wychowania „w duchu socjalistycznym rybaków morskich”, w walce z nielegalną sprzedażą ryb oraz realizacją systemu kontraktacyjnego w sektorze prywatnym. Starania te wspierał Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego, dla którego przeniesienie finansowania MUR z budżetu terenowego na centralny (resortowy) „wybawi te urzędy z trudnej sytuacji spowodowanej otrzymywaniem zleceń od MŻ i CZRM z jednej strony, a zależnością od WRN z drugiej strony”156. W październiku 1952 r. Szczeciński Urząd Morski przekazał Morskiemu Urzędowi Rybackiemu w Szczecinie (identycznie postąpił Gdański Urząd Morski wobec Morskiego Urzędu Rybackiego w Gdyni) kompetencje w zakresie: bezpieczeństwa żeglugi oraz inspekcji technicznej (pokładowo-nawigacyjnej, maszynowej, ppoż, radiowej i sanitarnej) statków rybackich, rejestracji taboru rybackiego, wydawania dla niego dokumentów, co wiązało się z oddaniem Oddziału Inspekcji Statków Rybackich oraz jego kilkuosobowego personelu. Do MUR przeszły także z SUM sprawy karno-administracyjne wraz z orzecznictwem w odniesieniu do jednostek rybackich157. Należy dodać, iż obowiązek odpowiedniego wyposażenia taboru państwowego i spółdzielczego spoczywał na armatorach, w przypadku zaś rybaków indywidualnych pilnowali tego kapitanowie portów. Generalnie biorąc stan wyposażenia jednostek rybackich w sprzęt w okręgu gdyńskim w końcu 1952 r. był bardzo zły i gdyby rygorystycznie przestrzegano przepisów, to 40% taboru rybackiego nie wypłynęłoby w morze. Kierując się jednak względami eksploatacyjnymi – MUR w Gdyni (identycznie postępował MUR w Szczecinie) tolerował pewne uchybienia, które w rażący sposób nie zagrażały bezpieczeństwu żeglugi158. Wzrost kompetencji terenowej administracji rybackiej znalazł swój wyraz w zwiększeniu obsady etatowej. Na koniec maja 1953 r. MUR w Gdyni liczył 126 pracowników umysłowych, w tym 78 w centrali oraz 48 w terenie, a także 121 tzw. pracowników obsługi (poprzednio – fizyczni), wśród których znajdowali się: szoferzy – 2, dozorcy – 3, goniec, palacze-ogrodnicy – 2, rzemieślnicy – 37, załogi pływające – 17, Straż Obiektów Portowych – 52 oraz sprzątaczki – 7. Niemal w tym samym czasie (1 marca 1953) zmieniło się kierownictwo urzędu: Józefa Bielawiaka zastąpił na stanowisku dyrektora Józef Florczak, który wkrótce zrezygnował z piastowania tej funkcji, gdyż w sierpniu tego roku został mianowany dyrektorem Szkoły Rybołówstwa Morskiego w Gdyni. Gdyński MUR pozostawał od tego czasu bez dyrektora (faktycznie do momentu swej likwidacji), zastępował go wspomniany wcześniej Stanisław Mickiewicz159. MUR w Szczecinie zatrudniał 1 stycznia 1953 r. 66 pracowników, w tym 48 umysłowych, 13 fizycznych oraz 5 na niepełnych etatach, zaś w ostatnim dniu roku – 92 (64 umysłowych i 23 fizycznych, 5 niepełnoetatowych). Nadal borykano się z dużą fluktuacją: w ciągu roku zwolniono 24 pracowników umysłowych oraz 8 fizycznych, a przyjęto 25 umysłowych i 18 fizycznych160. Dysproporcje w wielkości zatrudnienia urzędów: gdyńskiego i szczecińskiego brały się m. in. stąd, iż Szczecin utracił połowę swej gestii terytorialnej na rzecz Morskiego Urzędu Rybackiego w Koszalinie (z tymczasową siedzibą w Słupsku). Zgodnie z wydanymi przez resort żeglugi przepisami, szczecińskie władze rybackie do końca 1952 r. wykonywały zadania również na Wybrzeżu Środkowym, gdyż powołany formalnie w czerwcu tego roku koszaliński MUR był w stadium tworzenia. Morski Urząd Rybacki w Koszalinie z tymczasową siedzibą w Słupsku rozpoczął oficjalnie działalność 2 stycznia 1953 r., a jego organizatorem i pierwszym dyrektorem został Józef Gruszczyński. Zasięgiem administracyjnym objął obszar wybrzeża województwa koszalińskiego, graniczącego na wschodzie z województwem gdańskim a na zachodzie z województwem szczecińskim. W terenie podlegały mu trzy kapitanaty portów w Ustce, Darłowie i Kołobrzegu, którym przydzielono obwody rybackie, rozlegle na kilkadziesiąt kilometrów. W każdym z obwodów było po kilka osiedli i przystani rybackich, skąd rybacy wypływali na połowy. W działalności MUR w Koszalinie znalazły się identyczne, jak dla Gdyni i Szczecina, sprawy: administracji małych portów, porządku i bezpieczeństwa ogólnego, żeglugi na obszarze portów i red, pilotażu, orzecznictwo karno-administracyjne, ochrona i statystyka rybołówstwa morskiego, opieka na rybakami itd.161 Początki funkcjonowania były wyjątkowo trudne, gdyż koszaliński urząd nie posiadał jakichkolwiek zarządzeń i instrukcji regulujących jego pracę, a zwłaszcza normatywów odnoszących się do zagadnień bezpieczeństwa żeglugi, porządku przy wykonywaniu połowów, ochrony rybołówstwa czy też przepisów policyjno-portowych. Nie dysponował odpowiednimi kadrami, doświadczonymi fachowcami, którzy pozwoliliby mu łatwiej przebrnąć przez pionierski okres. W ciągu pierwszego roku działalności wydano 21 zarządzeń wewnętrznych oraz 3 instrukcje, które umożliwiły koordynację pracy poszczególnych komórek organizacyjnych. Między innymi ustalono podział czynności służbowych w Kapitanatach Portów Ustka, Darłowo i Kołobrzeg, które stanowiły podstawowy organ administracji w terenie162. Struktura wewnętrzna MUR w Koszalinie, ustalona tymczasowym statutem organizacyjnym w lipcu 1952 r., była taka sama, jak jego odpowiedników w Gdyni i Szczecinie. Działalność rozpoczynano z 54 pracownikami, którzy wywodzili się z dawnego Zarządu Małych Portów (40), kilku przekazał MUR w Szczecinie i tyluż przyjęto nowych. W ostatnim dniu roku stan zatrudnienia wykazywał liczbę 231 pracowników, z tego 157 fizycznych i 74 umysłowych. W centrali pracowało 56 osób, pozostałe 175 w kapitanatach portów. Ogromne trudności dotyczyły obsadzenia kluczowych stanowisk specjalistami w zakresie rybołówstwa, portów i żeglugi. Niezbędni okazali się z początku AAN, MŻ, sygn. 240: pismo MUR w Gdyni z 7 XI 1952 r. do DE MŻ, sygn. 241: pismo DE MŻ do PRM z 3 VI 1952 r.; AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 222 [P-654]: pismo MUR w Gdyni z 29 III 1952 r. do MŻ, notatka służbowa z konferencji odbytej 27 IX 1952 r. 156 APS, CZRM, sygn. 21, s. 145: pismo CZRM z 23 VI 1952 r. do GM MŻ, sygn. 139, s. 139: pismo GM MŻ z 11 VI 1952 r. do PRM. Najprawdopodobniej akcja ta nie zakończyła się pomyślnie, gdyż jeszcze przez cały 1953 r. MUR w Koszalinie był na „finansowym garnuszku” PWRN w Koszalinie. 157 Ibidem, SUM, sygn. 11, s. 29–33, sygn. 33, s. 39–43: zarz. dyr. SUM nr 9/52 w sprawie przekazania Oddziału Inspekcji Statków Rybackich. 158 AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. MUR w Gdyni 26 XI – 19 XII 1952 r. 159 AAN, Ministerstwo Kontroli Państwowej (dalej MKP), sygn 16/33: spr. z inspekcji MUR w Gdyni 22–23 V i 13 VI 1953 r.; A. Ropelewski, Materiały do historii polskiego rybołówstwa morskiego. Ważniejsze fakty z lat 1945–1965, Gdynia 1972, s. 75. 160 APS, MUR, sygn. 95: spr. z działal. MUR w Szczecinie za I i XII 1953 r. 161 AP w Słupsku, KUM, sygn. 3, s. 122, spr. z działal. MUR w Koszalinie za 1 I – 31 XII 1953 r. 162 Ibidem, sygn. 4, s. 34–41. 155 86 Nautologia 2011, nr 148 pracownicy przeniesieni z SUM oraz Ekspozytury MUR Szczecin w Darłowie, gdyż najdokładniej znali charakter pracy i zadania władz rybackich, choć niektórzy nie sprawdzili się i zostali zwolnieni163. MUR Koszalin nękała również duża płynność kadr – w ciągu 1953 r. rozwiązano stosunek służbowy ze 127 pracownikami, z czego zwolniono dyscyplinarnie 14 osób, na własną prośbę odeszło, motywując to niskim wynagrodzeniem – 75 pracowników, do innych instytucji przeniesiono 14 osób, a wypowiedziano pracę 24 zatrudnionym, którzy nie posiadali żadnych kwalifikacji i nie wykazywali najmniejszych chęci poznania zagadnień morskich mimo prowadzenia szkolenia zawodowego164. W zakresie ochrony rybołówstwa i bezpieczeństwa przy wykonywaniu połowów, słupskie władze rybackie posiłkowały się albo obowiązującymi jeszcze zarządzeniami, które wydał MUR w Szczecinie, albo wprowadziły swoje. Koszalin nie dysponował ani jednym statkiem dozorującym, a byli kontrolerzy (inspektorzy) rybołówstwa morskiego przeszli na etaty oficerów portów rybackich. Nie mieli oni zresztą zezwolenia na wychodzenie w morze, praktycznie więc nie byli w stanie kontrolować przestrzegania przepisów ochronnych przez łowiące na Bałtyku jednostki rybackie165. Stan ilościowy taboru i rybaków na Wybrzeżu Środkowym w momencie rozpoczynania pracy przez MUR w Koszalinie nie był wielki, i trudno go porównywać z Gdynią lub Szczecinem. Okręg ten dysponował zaledwie 10 osadami rybackimi, w większości poważnie zniszczonymi. Na koniec marca 1953 r. łowiło tu 300 rybaków kutrowych (państwowych – 281, spółdzielczych – 10, indywidualnych – 9) oraz 61 łodziowych (w sektorze spółdzielczym – 9, prywatnym – 52)166. Rybołówstwo państwowe dysponowało w tym czasie 49 jednostkami rybackimi – tylko kutrami, sektor spółdzielczy łącznie 19, w tym: 10 kutrami, 8 łodziami motorowymi i łodzią wiosłową, natomiast rybołówstwo indywidualne 2 kutrami, 12 łodziami motorowymi oraz 11 łodziami wiosłowymi, w sumie więc 25 jednostkami. Całkowity potencjał połowowy Wybrzeża Środkowego wynosił wtedy zaledwie 93 jednostki167. W 1953 r. wprowadzono istotną zmianę w tymczasowych statutach organizacyjnych morskich urzędów rybackich. Wydziałowi Nadzoru Technicznego Szczecińskiego Urzędu Morskiego polecono od 1 marca tego roku wykonywanie nadzoru nad prowadzonymi budowami na terenach portów Ustka, Darłowo i Kołobrzeg oraz w portach i przystaniach rybackich administracyjnie podległych MUR w Szczecinie i MUR w Koszalinie pod względem przestrzegania przepisów prawa budowlanego. Podobne uprawnienia otrzymał Wydział Nadzoru Technicznego Gdańskiego Urzędu Morskiego na swoim terenie działania. Resort żeglugi uznał, iż skoro władze administracji morskiej dysponują należycie obsadzonymi komórkami nadzoru budowlanego, to one winny wykonywać także nadzór nad budowami prowadzonymi przez MUR na terenach portowych168. Ta zmiana kończyła właściwe ruchy kompetencyjno-organizacyjne, którym wcześniej podlegała terenowa administracja rybacka. Stabilizacja w tym zakresie i zamiar uporządkowania tego rodzaju spraw spowodowały, iż Morski Urząd Rybacki w Szczecinie wydał 11 czerwca 1953 r. „Wewnętrzny regulamin organizacyjny”, który wszedł w życie w połowie miesiąca i faktycznie obowiązywał do końca istnienia szczecińskich władz rybackich (patrz schemat)169. Nacisk zagadnień eksploatacyjnych rybołówstwa w okresie stalinowskim, by poprawić sytuację żywnościową kraju, spowodował, iż administracja rybacka podejmowała różnego rodzaju czynności, które miały prowadzić do zwiększenia połowów. Współdziałała w zakresie kontraktacji dostaw ryb, organizowała zebrania z rybakami indywidualnymi w terenie w celu zapoznania ich ze stosowną uchwałą Prezydium Rządu z początku lutego 1952 r., przeprowadzała z rybakami, którzy umów nie podpisali, bezpośrednie rozmowy. Podjęła akcję przeciwko przeciekom ryb w portach i bazach rybackich, ale choćby ze względu na brak ogrodzenia wielu przystani, braku środków lokomocji kontrolerów rybołówstwa morskiego i odpowiedniej ilości strażników, nie była w stanie zlikwidować tego procederu. W zakresie pomocy rybakom indywidualnym prowadziła zaopatrzenie w węgiel, wydawała im specjalne przydziały żywności na okres wyjścia w morze, jednak tylko tym, którzy zgodnie z poleceniem CZRM podpisali umowy kontraktacyjne na dostarczenie 45 ton ryby rocznie170. Działalność morskich urzędów rybackich w zakresie bezpośredniego nadzoru nad połowami sektora prywatnego (planowanie oraz bieżąca kontrola wykonania), natrafiała na wiele przeszkód. Główne z nich to niedostatek etatów, brak możliwości stosowania sankcji karnych czy wielka ilość jednostek pływających (kutrów i łodzi), rozmieszczonych na całym wybrzeżu. Władze rybackie nie były w stanie pokonać trudności związanych z pełnym wykorzystaniem przez rybaków indywidualnych taboru połowowego i zmniejszeniem jego przestojów, wychodzeniem na połowy w dni świąteczne, objawami braku dyscypliny, które stanowiły barierę w osiąganiu dobrych wyników eksploatacyjnych przez tzw. inicjatywę prywatną. Poprawę przyniosły umowy kontraktacyjne, gwarantujące rybakom zbyt po cenach wyższych oraz możność sprzedaży pewnej ilości ryb po cenach swobodnie ustalanych, a także rozszerzona akcja zaopatrzeniowa i udostępnienie w większym stopniu państwowych warsztatów naprawczych dla potrzeb sektora prywatnego171. Nadzór władz rybackich nad rybołówstwem indywidualnym nie był najlepiej oceniany. Kontrole zewnętrzne stwierdzały, iż przyczyną niewykonania planów połowów tego sektora w 1952 r. były nie tylko niedomagania nowo wprowadzonego systemu kontraktacyjnego, ale, a może przede wszystkim, niewłaściwa praca MUR i jego aparatu terenowego. Uznano, iż akcja mająca na celu zmniejszenie przestojów kutrów nie była prowadzona w sposób energiczny i planowy, co wyrażać się miało w: niedostatecznym mobilizowaniu rybaków do wyjścia w morze w pogodne dni świąteczne przy wykorzystaniu dni sztormowych na odpoczynek, braku analizy przyczyn awarii, słabej kontroli czasu remontów oraz dyscypliny pracy załóg pływających. Stwierdzono, iż stosowany zwyczajowy system kar dyscyplinarnych, niewiele różniących się między sobą, poza karą odebrania karty rybackiej, nie oddziaływał wychowawczo na rybaków i nie przynosił efektów. Oba urzędy Ibidem, sygn. 6, s. 1, spr. opisowe z działal. Odziału Osobowego MUR w Koszalinie. Ibidem, sygn. 3, s. 122, spr. z działal. MUR w Koszalinie 1 I – 31 XII 1953 r. 165 Ibidem, sygn. 5, s. 9–10, prot. z kontr. MUR w Koszalinie 14–17 IV 1953 r. 166 Ibidem (s. 12). 167 Ibidem (s. 4). 168 Zarz. min. żegl. nr 35, 36, 37 z 13 II 1953 r. w sprawie częściowej zmiany Tymczasowego Statutu Organizacyjnego Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie, Koszalinie oraz Gdyni. 169 APS, MUR, sygn. 13; ibidem, SUM, sygn. 36. 170 P Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. MUR w Gdyni 26 XI – 19 XII 1952 r. 171 AAN, MKP, sygn. 16/33: pismo MŻ z 25 IV 1953 r. do podsekretarza stanu w MKP. W stosunku do rybaków prywatnych nie obowiązywała ustawa o zabezpieczaniu socjalistycznej dyscypliny pracy, a zatem brak było sankcji ustawowych do ich karania w przypadku, gdy – w ocenie władz administracyjnych – z nieuzasadnionych przyczyn odmawiali wychodzenia w morze. MUR w Gdyni stosował ogólnie przyjęte zasady zwyczajowe w postaci nagan w różnej postaci, sporadycznie dawał ogłoszenia w „Dzienniku Bałtyckim” oraz odbierał kartę rybacką – AP Gdynia, MUR, sygn. (robocza) 41, t. 1: prot. z kontr. MUR w Gdyni 26 XI – 19 XII 1952 r. 163 164 Nautologia 2011, nr 148 87 Struktura organizacyjna Morskiego Urzędu Rybackiego w Szczecinie 15 VI 1953 DYREKTOR Oddział Organizacji, Planowania i Sprawozdawcz. Wydział Kadr Wydział Budżetowo-Gospodarczy Oddział Spraw Osobowych Oddział Budżetowo-Finansowy Oddział Załóg Pływających Oddział Administracyjno-Majątkowy Oddział Ochrony Radca Prawny Oddział Administracji Rybackiej i Ochrony Rybołówstwa Morskiego Oddział Inspekcji Organów Terenowych Oddział Zaopatrzenia Kancelaria Główna Wydział Portów i Administracji Rybackiej Kapitanat Portu w Trzebieży Wydział Eksploatacji Oddział Eksploatacji Rybołówstwa Oddział Sprawozdawczo-Statystyczny Wydział Oddział Techniczny Inwestycyjny Oddział Inspekcji Statków Rybackich Oddział Inspekcji Urządzeń Portowych Inspektor Dokumentów Statków Rybackich Inspektor Taboru Rybackiego Inspektorat Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu Inspektor Bezpieczeństwa Ruchu Inspektorat Rybołówstwa Morskiego w Wolinie Inspektor Usprawnień i Wynalazczości Pracowniczej Inspektorat Rybołówstwa Morskiego w Dziwnowie Inspektor Pożarnictwa Źródło: według Wewnętrznego Regulaminu Organizacyjnego MUR Szczecin z dnia 11 czerwca 1953 r., APS, MUR, sygn. 13, s. 3–19. rybackie spotkały się również z zarzutem źle prowadzonej walki z przeciekami ryby172. Powstanie jednolitej terenowej administracji morskiej: fuzja morskich urzędów rybackich z urzędami morskimi Na początku 1953 r. ponownie wywołany został problem ustroju władz administracji rybackiej. Zapewne dały tu o sobie znać niewygasłe różnice zdań w resorcie żeglugi oraz na wybrzeżu na temat reorganizacji z połowy poprzedniego roku. Wyraźną zapowiedź zmian strukturalnych uzewnętrznił w lutym 1953 r. Gabinet ministra żeglugi, który zlecił do rozpracowania podległym placówkom w terenie wypowiedzenie się w kwestii kilku koncepcji, zaznaczając, iż jedna z nich będzie wprowadzona w życie. Resort podawał, iż są one następujące: 1.Połączenie morskich urzędów rybackich z urzędami morskimi i powołanie jednym aktem jednolitej władzy zarówno dla spraw administracji morskiej, jak i rybołówstwa morskiego. 2.Powołanie urzędów morskich dla portów 1 klasy (Gdańsk, Gdynia, Szczecin) i urzędów rybackich dla pozostałych portów. 3.Powołanie oddzielnym aktem morskich urzędów rybackich przy pozostawieniu dotychczasowego ich zakresu działania i organizacji. 4.Włączenie morskich urzędów rybackich do prezydiów wojewódzkich rad narodowych173. Wolno sądzić, iż pierwszy wypowiedział się Szczeciński Urząd Morski, wybierając, co zrozumiałe, jedyny – jego zdaniem – słuszny wariant: zjednoczenie w jeden organizm morskich urzędów rybackich z urzędami morskimi. Wychodził z założenia, iż fuzja obu urzędów nie tylko ujednolici administrację, ale wzmocni władzę resortu żeglugi i autorytet nowo powstałego urzędu. Zauważał, iż dzięki połączeniu zagadnienie bezpieczeństwa żeglugi „zostanie wreszcie postawione na odpowiedniej płaszczyźnie, gdyż wszyscy powinni zrozumieć, że respektowanie przepisów bezpieczeństwa żeglugi nie jest formalistycznym wymysłem biurokraty utrudniającym wykonanie planów, lecz stanowi bardzo ważny instrument APS, NIK Delegatura, sygn. 435: pismo MKP z 30 I 1953 r. do podsekretarza stanu w MŻ. W tym też duchu negatywną ocenę wystawił CZRM działalności gdyńskiego MUR w zakresie eksploatacji rybołówstwa morskiego. Krytykowana była bezczynność oraz niewłaściwy stosunek do zagadnień sektora prywatnego i ciążących na urzędzie z tego tytułu obowiązków. Chodziło tu zwłaszcza o akcję podatkową i deputatów rybnych wobec rybaków uchylających się od wykonywania planów, generalną kontrolę stanu technicznego jednostek prywatnych w okresie nie wychodzenia w morze, analizy rentowności i możliwości połowowych. Krytyka dotyczyła bierności w zakresie organizowania narad w terenie z rybakami, niedostatecznego wpływu polityczno-wychowawczego, nie zabierania kart rybackich i nie stosowania sankcji w stosunku do zaniedbujących i opornych. Podkreślano „liberalny stosunek inspektorów MUR i kumoterstwo w ocenie rzekomych „awarii” usprawiedliwiających fakty nie wychodzenia w morze w okresie mniej rentownych połowów – APS, CZRM, sygn. 21, s. 279–285: pismo CZRM z 7 VII 1953 r. do MŻ. 173 APS, CZRM, sygn. 9, s. 259–260: pismo GM MŻ z 25.02.1953 r. do CZRM, sygn. 13, s. 259. 172 88 Nautologia 2011, nr 148 w walce o plan, zapewnia bezpieczeństwo ruchu, przedłuża żywotność i bezremontowy oraz międzyremontowy okres pływalności jednostek, zmniejsza awaryjność itp.” Z punktu widzenia kosztów własnych i polityki kadrowej, zjednoczenie miałoby przynieść oszczędności etatowe, które dawały dublujące się wydziały gospodarcze, personalne, finansowe obu urzędów, oraz pozwoliłoby na lepsze wykorzystanie kadr. Akcentował, iż zniknie możliwość wydawania odrębnych rozporządzeń porządkowych dwóch równorzędnych dyrektorów działających na tym samym terenie, które mogłyby być w sprzeczności ze sobą. Zwracał uwagę na to, iż połączenie pozwoli uporządkować dotychczasowe przepisy prawne, choćby z tego względu, iż nie pociągnie za sobą zmiany szeregu aktów legislacyjnych poza podstawowym dekretem, na którym urzędy morskie opierają swą działalność. Spowoduje ponadto wyłączenie administracji rybackiej z budżetów rad narodowych, umożliwiając resortowi sprężyste i jednolite dysponowanie kredytami. Ujednolicone urzędy o „zsynchronizowanej działalności” miały stać się mocnym instrumentem MŻ, obejmując żeglugę, rybołówstwo, technikę, inwestycje, administrację wybrzeża. SUM zwracał uwagę, iż powstający w wyniku fuzji silny urząd będzie miał należyty autorytet i prestiż wobec przedsiębiorstw i władz terenowych oraz ludności, a także zapobiegnie fałszywej interpretacji dwoistości pojęcia „administracja morska”174. Dyrektor Szczecińskiego Urzędu Morskiego odrzucił możliwość powołania urzędu morskiego dla jednego tylko portu, nie znajdując dla tej koncepcji ani podstaw prawnych, ani jakiegokolwiek uzasadnienia. Inny, podawany pod dyskusję zamysł, by powołać oddzielnym aktem morskie urzędy rybackie przy pozostawieniu dotychczasowego ich zakresu działania i organizacji, również nie znalazł w jego oczach zrozumienia, gdyż jedynie sankcjonował stan faktyczny, nie dając żadnych korzyści. Reasumując swój wywód, dyrektor SUM uważał, że fuzja obu urzędów przyniesie harmonijną i sprężystą administrację, oszczędności budżetowo-etatowe, pełne wykorzystanie kadr, uregulowanie zakłóconego porządku prawnego oraz większy autorytet i prestiż nowo powstałego urzędu175. W maju 1953 r. minister żeglugi zdecydował o organizacyjnym ustawieniu administracji morskiej oraz rybołówstwa morskiego. Uznał za właściwe podporządkować morskie urzędy rybackie Centralnemu Zarządowi Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie, natomiast urzędy morskie – Centralnemu Zarządowi Portów (CZP), który miał wkrótce powstać w Gdańsku. Był również skłonny z powrotem włączyć kapitanaty portów do urzędów morskich176. Koncepcje te wywołały na wybrzeżu ponownie gorące dyskusje i – jak zwykle – zdania były podzielone. SUM nie widział innej alternatywy, jak podporządkowanie swego urzędu tylko urzędowi, a więc ministerstwu, sygnalizując w innym wypadku możliwość zatracenia charakteru urzędu państwowego. Centralny Zarząd Portów nie był, w jego rozumieniu, ani urzędem, ani przedsiębiorstwem, ani żadną instancją. Powtarzał wielokrotnie przypominaną sprawę, że główne zadania CZP, a więc koordynacja eksploatacji przedsiębiorstw o charakterze usługowo-portowym w celu wykonywania planów, kolidować będzie w wielu wypadkach z zagadnieniami bezpieczeństwa żeglugi i nadzoru technicznego, wykonywanymi przez administrację morską177. Koncepcje resortu żeglugi wywołały także rezonans w Centralnym Zarządzie Rybołówstwa Morskiego, który wypowiedział się przeciw podporządkowaniu kapitanatów portów rybackich CZP lub urzędom morskim, uważając za najbardziej odpowiedni stan dotychczasowy, kiedy podlegały morskim urzędom rybackim. CZRM stał na stanowisku podporządkowania każdego portu rybackiego tylko jednej władzy – administracji rybackiej, gdyż – jego zdaniem – wprowadzenie na ten teren każdej innej (UM, CZP) doprowadzi do ścierania się interesów, co z kolei odbije się na warunkach pracy przedsiębiorstw połowowych korzystających z portów rybackich i niemal jedynych eksploatatorów na ich terenie178. Przeciw podporządkowaniu MUR Centralnemu Zarządowi Rybołówstwa Morskiego wypowiedziały się – co zrozumiałe – terenowe władze rybackie. Wychodziły z założenia, iż jako urzędy administracyjne powinny być podporządkowane tylko urzędom, natomiast CZRM nie jest ani urzędem, ani przedsiębiorstwem, a zakres jego działania dotyczy koordynacji eksploatacji z naczelnym zadaniem wykonania połowów przez rybołówstwo. Przypominano, że zagadnienia eksploatacji kolidują w wielu wypadkach z bezpieczeństwem żeglugi na obszarze portów rybackich i ochroną rybostanu. W takim stanie rzeczy mogłoby dochodzić do częstych kolizji między zarządzeniami dyr. CZRM a zarządzeniami dyr. urzędów rybackich. Podporządkowanie CZRM podważyłoby także prestiż MUR jako władz administracji rybołówstwa morskiego, albowiem państwowe przedsiębiorstwa połowowe, które podlegały CZRM, jego będą uważały za ostateczną instancję179. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie zapadło ostateczne postanowienie w sprawie usytuowania terenowej administracji rybołówstwa morskiego. W dostępnych źródłach problem znany jest od momentu pierwszych decyzji na najwyższym szczeblu. Otóż realizując uchwały IX Plenum KC PZPR w zakresie szukania oszczędności w administracji państwowej, polski rząd uchwałą nr 50/54 z dnia 30 stycznia 1954 r. postanowił m.in. połączyć urzędy morskie z morskimi urzędami rybackimi180. Ta uchwała, jak i kilka następnych, w przeciwieństwie do poprzednich, zagadnienie likwidacji przerostów wiązała z przeprowadzeniem analizy ustawienia organizacyjnego poszczególnych jednostek organizacyjnych, dokona- Ibidem, SUM, sygn. 33, s. 51–59: referat dyr. SUM z 20.01.1953 r. w sprawie zmian organizacyjnych na odcinku administracji morskiej i rybołówstwa morskiego. Popierając idę fuzji mor. urz. ryb. z urz. mor., SUM wskazywał na trudności tego rozwiązania. Zaliczał do nich kwestie budżetowe, prestiżowe podejście do sprawy obu dyrektorów, uspokajając, że zjednoczenie powinno odbyć się na równych dla stron prawach. Przeciwstawiał się dotychczasowym argumentom przeciwników fuzji, że nowy urząd nie będzie troszczył się o zagadnienie rybołówstwa, twierdząc, że wymaga ono równie fachowego podejścia, co problemy bezpieczeństwa żeglugi. 176 APS, SUM, sygn. I/7, s. 71: pismo GM MŻ z 15.05.1953 r. Resort żeglugi na bazie różnych głosów dochodzących z wybrzeża opracował w połowie 1953 r. nowy projekt dekretu o organizacji i zakresie działania władz administracji morskiej oraz dwa projekty zarządzeń ministra żeglugi o powołaniu urzędów morskich i morskich urzędów rybackich. Zdecydowano się na ten krok, ponieważ stare przepisy o administracji morskiej zostały zdezaktualizowane, a morskie urzędy rybackie nie miały dostatecznych podstaw prawnych. Trudność przy ich opracowaniu polegała na tym, iż urzędom rybackim przekazano część dotychczasowych zadań administracji morskiej, pozostawiając jednak pewne kompetencje dla urzędów morskich. W związku z powyższym przyjęto założenie potraktowania administracji rybołówstwa jako administracji morskiej. Zakres działania administracji morskiej obejmował zatem zarówno sprawy administracji morskiej jak i rybackiej, przy czym organami administracji morskiej ma obszarze morskich portów handlowych byłyby urzędy morskie podległe CZP, natomiast na obszarze morskich portów rybackich i przystani rybackich byłyby MUR podległe CZRM – AAN, MŻ, sygn. 28: posiedzenie Kolegium MŻ z 25.07.1953 r. – spr. z wykonania syntetycznego planu pracy MŻ za II kw. 1953 r.; APS, CZRM, sygn. 11, s. 535–537: projekt dekretu o organizacji i zakresie działania administracji morskiej przy piśmie MŻ z 3.07.1953 r.; ibidem, SUM, sygn. 34, s. 3: notatka służbowa b.d. w sprawie tendencji zmian organizacyjnych i zakresu działania. 177 APS, SUM, sygn. 34, s. 3–9: notatka służbowa oraz pismo SUM do MŻ z 1.06.1953 r. w sprawie właściwego ustawienia urzędów morskich, sygn. 126, s. 113: prot. z odprawy naczel. wydz. SUM z 22.05.1953 r. 178 Ibidem, CZRM, sygn. 3, s. 531: pismo CZRM z 26.05.1953 r. do MŻ w sprawie organizacji urzędów morskich i rybackich. 179 Ibidem, MUR, sygn. 12, s. 137: pismo MUR w Szczecinie z 3 VI 1953 r. do MŻ. 180 AP Gdynia, Gdański UM, sygn. 672: pismo GUM z 1.03.1954 r. do KW PZPR w Gdańsku w sprawie połączenia urzędów morskich z morskimi urzędami rybackimi. 174 175 Nautologia 2011, nr 148 89 niem istotnych zmian w strukturze i zakresie działania, likwidacją szeregu zbędnych komórek, a nawet całych instytucji181. 10 lutego 1954 r. w Ministerstwie Żeglugi odbyła się w tej sprawie konferencja z udziałem wszystkich zainteresowanych stron. Podano motywy reorganizacji, która oprócz planowanych oszczędności miała przynieść ujednolicenie terenowych organów administracji morskiej. Ustalono tu również wytyczne dla nowego ustawienia organizacyjnego urzędów morskich i zasady stopniowego zwalniania części pracowników. Urzędu morskie miały w ścisłym porozumieniu z morskimi urzędami rybackimi opracować projekty podstawowych przepisów (dekret o terenowych organach administracji morskiej, rozporządzenie wykonawcze w sprawie organizacji i zakresu działania, statut i schemat organizacyjny oraz plany oszczędności etatowych i rzeczowych), które stanowiłyby podstawy ich funkcjonowania182. Pewne zastrzeżenia do fuzji administracji morskiej z administracją rybołówstwa morskiego wniósł Centralny Zarząd Rybołówstwa Morskiego w Szczecinie. Kierował się obawami czy nowo powstały twór nadal będzie oddziaływał na sprawy eksploatacyjne rybołówstwa prywatnego i spółdzielczego, jak czyniły to dotychczas morskie urzędy rybackie. Wskazywał, iż w trójstronnym układzie własnościowym polskiego rybołówstwa, o różnych, a często sprzecznych interesach, MUR odgrywały rolę obiektywnego czynnika pośredniego w zakresie opiniodawczym i odwoławczym w szeregu lokalnych sprawach, gdyż dysponując siecią placówek terenowych miały możność wnikania we wszystkie przejawy życia gospodarczego i politycznego w portach i przystaniach rybackich, gdzie kontrola i bezpośrednie oddziaływanie CZRM były spora- dyczne. Wnosił więc, by w przyszłej strukturze organizacyjnej nowych urzędów morskich znalazły się komórki, które przejęłyby wspomniane zadania, mając ponadto na uwadze udział w akcji osiedleńczej rybaków i rozwijaniu rybołówstwa przybrzeżnego183. 22 maja 1954 r. minister żeglugi wydał zarządzenie nr 96 w sprawie połączenia urzędów morskich z morskimi urzędami rybackimi. Z dniem 1 lipca tego roku miały rozpocząć działalność trzy urzędy morskie: Gdański Urząd Morski z siedzibą w Gdyni, Koszaliński Urząd Morski z siedzibą w Słupsku i Szczeciński Urząd Morski z siedzibą w Szczecinie. Zakresy ich działania były właściwie złożeniem dotychczasowych czynności organów administracji morskiej i rybołówstwa morskiego. Odpowiedzialnymi za poczynienie odpowiednich kroków w zakresie organizacyjnym a zwłaszcza personalnym, by dotrzymać terminu, zostali obciążeni dyrektorzy nowo powstających urzędów184. Zgodnie z przyjętymi założeniami, z dniem 1 lipca 1954 powstały trzy urzędy morskie, a przestały istnieć morskie urzędy rybackie. W przypadku Gdańska i Szczecina doszło faktycznie do fuzji dwóch urzędów i zreorganizowaniu Gdańskiego i Szczecińskiego Urzędu Morskiego. Natomiast Koszaliński Urząd Morski powstał na bazie Morskiego Urzędu Rybackiego (z siedzibą w Słupsku) oraz włączeniu pewnych kompetencji, które wydzielono z dotychczasowego zakresu działania Szczecińskiego Urzędu Morskiego. Scalenie morskich urzędów rybackich z urzędami morskimi w połowie 1954 r., zamykające ponad trzydziestoletni okres funkcjonowania obok siebie obu jednostek organizacyjnych, dało początek jednolitej terenowej administracji morskiej. Abstract Sea Fishery Administration in 1948–1954 The present article is a continuation of the author’s deliberations on the administration of sea fishery in Poland after the Second World War. In the period under discussion, i.e. between 1948 and 1954, it underwent a major reorganization. The turning point came in 1948 when the sea fishery headquarters were transferred from the Seaside (General Inspectorate of Sea Fishery in Sopot) to Warsaw where in the middle of the same year a Fishery Department was formed within the Ministry of Shipping. The period under scrutiny ended with the closure of particular Sea Fishery Harbour Boards (MURs) whose duties were taken over by the Marine Boards of Szczecin, Koszalin and Gdańsk. The article discusses organization and functioning of the central fishery headquarters in Warsaw (i.e. of the Sea Fishery Department and the Department of Operations) as well as the functioning of particular Sea Fishery Harbour Boards (MURs) of Gdynia, Szczecin and Koszalin (the last one temporarily acting from Słupsk). The emphasis of the study was laid on the internal structure and the scope of jurisdiction. A number of concepts and opinions was presented on the position of those units within the framework of the public and economic administration. The final transfer of the responsibilities of the Sea Fishery Harbour Boards (MURs) to the Marine Boards in the middle of 1954 brought the 30-year period of co-existence of those two offices to an end. A uniform maritime administration was set up throughout the country. AAN, MŻ, sygn. 193: „Zagadnienia organizacyjne i oszczędnościowe resortu żeglugi”; ditto – APS, CZRM, sygn. 3, s. 143–196. Warto zauważyć, iż uchwała Prezydium Rządu ze stycznia 1954 r. nałożyła obowiązek dokonania w przypadku połączenia UM i MUR oszczędności, które miały wyrażać się redukcją 70 etatów oraz zmniejszeniem kosztów funkcjonowania (fundusz płac i pochodne oraz wydatki rzeczowe) o 1.112.000 zł. Założenia te zostały przekroczone, gdyż w wyniku fuzji zyskano 103 etaty (Gdańsk – 46, Szczecin – 43, Koszalin – 14) oraz 1.153.000 zł – AAN, MŻ, sygn. 194: notatka [b.d.] w sprawie wykonania Uchwały Prezydium Rządu nr 50/54. 182 AP Gdynia, Gdański UM, sygn. 672: pismo GUM z 1.03.1954 r. do KW PZPR w Gdańsku w sprawie połączenia urzędów morskich z morskimi urzędami rybackimi. 183 APS, CZRM, sygn. 21, s. 391: pismo CZRM z 19.02.1954 r. do MŻ GM w sprawie reorganizacji urzędów morskich. 184 AP Gdynia, Gdański UM, sygn. 672; AP Słupsk, KUM, sygn. I/1, s. 108: zarz. nr 96 MŻ z 22.05.1954 r. w sprawie połączenia urzędów morskich z morskimi urzędami rybackimi. W dniach 14–15 maja 1954 r. odbyła się w Ministerstwie Żeglugi w Warszawie konferencja, na której zainteresowane strony uzgodniły ostateczne stanowiska w kwestii organizacji przyszłych urzędów morskich oraz uregulowania spraw finansowych i etatowych. 27 maja 1954 r. dyrektor SUM wydał w porozumieniu z dyr. MUR w Szczecinie zarządzenie w sprawie połączenia obu jednostek i organizacji nowej instytucji. Zawarto w nim następujące sprawy: termin fuzji, scalenie majątku nieruchomego i ruchomego, przejęcie pracowników, usytuowanie likwidowanego urzędu w urzędzie morskim, konieczność przekazania w odpowiednim czasie Obwodów Ochrony Wybrzeża Ustka, Darłowo i Kołobrzeg nowo tworzonemu Koszalińskiemu Urzędowi Morskiemu. Ustanowiona została komisja do przejęcia i przekazania agend MUR – APS, CZRM, sygn. 21, s. 499: pismo GM MŻ z 5.06.1954 r. do dyr. urzędów morskich w Gdańsku, Szczecinie i Koszalinie; AP Słupsk, KUM, sygn. I/1, s. 110–111: zarz. nr 3/54/pfn dyr. SUM z 27 V 1954 r. 181 90 Nautologia 2011, nr 148 WITOLD PARTEKA STOWARZYSZENIE STARSZYCH MECHANIKÓW MORSKICH (1980–2011) Myśl powstania organizacji społecznej zrzeszającej osoby z dyplomem oficerów mechaników okrętowych I klasy oraz związane zawodowo ze służbą techniczną na statku została wyrażona na Zjeździe absolwentów szkół morskich w 1965 r., pierwszym po 1945 r. Niestety wówczas nie spotkało się to z aprobatą władz zwierzchnich Ponowiono próbę w 1972 r. podczas wizyty starszych mechaników z ówczesnym ministrem żeglugi – mgr inż. Jerzym Szopą (abs. WM PSM 1950 w Gdyni), jednakże postulaty wynikające z tego spotkania nie spotkały się z szerszym zainteresowaniem i dalszymi działaniami środowiska mechaników w PMH1. Dopiero 19 listopada 1980 r. podczas spotkania 34 osób z firm gospodarki morskiej, głównie z Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni wybrano Komitet Założycielski Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich pod przewodnictwem inż. Mariana Przyklanga (PLO). Dalsze działania rokujące utworzenie SSMM spowodowały, iż Jerzy Kołodziejski – wojewoda gdański podjął decyzję w dniu 3 lutego 1981 r. o wpisie do rejestru stowarzyszeń i związków Wydziału Spraw Społeczno-Administracyjnych Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku, z siedzibą w Gdyni2. Wówczas wprowadzono pierwszy statut, który regulował działalność stowarzyszenia, obowiązujący z późniejszymi zmianami do dnia dzisiejszego. Składał się z 7 rozdziałów: 1. Postanowienia wstępne, 2. Cele i środki działania, 3. Członkowie, ich prawa i obowiązki, 4. Władze, 5. Władze Oddziału, 6. Majątek i 7. Zmiana statutu i rozwiązanie się SSMM oraz 53 paragrafów. Siedzibą władz była Gdynia (§ 2), z prawem powołania terenowych oddziałów (§ 3). Do zadań organizacji należało: (§ 6): kultywowanie najlepszych tradycji bandery polskiej, opiniowanie kierunków i metod przygotowania kadr morskich, zwłaszcza mechaników okrętowych oraz społeczna i zawodowa aktywizacja środowiska służby technicznej, współpracy z gospodarką morską w zakresie jej rozwoju i popularyzacji, konsultacji w zakresie modernizacji i remontów techniczno-eksploatacyjnych statków. Wymieniono też elementy tradycji morskiej do realizacji poprzez: propagowanie i rozwijanie kultury morskiej na statkach w społeczeństwie oraz edukacyjne aspekty: wygłaszanie referatów, publikacje materiałów popularnonaukowych, kontakty z jednostkami badawczymi (Instytut Morski, Centrum Techniki Okrętowej, Centralne Biuro Konstrukcji Okrętowych, Polski Rejestr Statków) i wielu różnorodnych redakcji czasopism fachowych: „Budownictwo Okrętowe”, „Inżynieria morska”, „Nautologia”, „Orzecznictwo Izb Morskich”, „Silniki Spalinowe”, „Technika i Gospodarka Morska”, „Zagadnienia Eksploatacji Maszyn”, co wynikało z pracy członków stowarzyszenia nie tylko w gospodarce morskiej, ale też orzekania jako ławnicy i delegaci resortowego ministra w Izbach Morskich. Ważną rolę przywiązywano do dalszej edukacji ustawicznej oraz wymiany doświadczeń zawodowych, kontaktów koleżeńskich i integracji członków SSMM. W rozdziale trzecim, (§ 8 i następne) określono podział członków na: zwyczajnych (pełnoletni obywatel polskiej narodowości, kwalifikacje starszego mechanika, z wymaganą akceptacją 2 osób) i wspierających (wpłata stałej składki) oraz honorowych. To ostatnie wyróżnienie, przyznawano osobom wyróżniającym się swoją pracą lub doświadczeniem zawodowym dla Stowarzyszenia uchwałą Walnego Zebrania Delegatów (§ 19). Członkowie zwyczajni i honorowi mieli prawo czynnego i biernego głosu wyborczego. Określone zostały zasady wygaśnięcia członkostwa (§ 14): rezygnacja pisemna, skreślenie z listy (niepłacenie składki przez rok), wykluczenie orzeczeniem sądu koleżeńskiego, skazanie wyrokiem sądu powszechnego na karę utraty praw publicznych albo prawomocne orzeczenie pozbawienia prawa wykonywania zawodu lub funkcji członka załogi statku morskiego (orzeczenie Izby Morskiej – organu orzekającego w sprawie wypadków i naruszenia przepisów na morzu) oraz zgonu. W rozdziale 4 (§ 15) określono władze (na czteroletnią kadencję): Walne Zebranie Delegatów, Rada Główna, Główna Komisja Rewizyjna, Sąd Koleżeński. Zgodnie z § 17 Walne zebranie (zwyczajne lub nadzwyczajne) było najwyższą władzą, do jego zadań należało: uchwalanie programu działalności, rozpatrywanie sprawozdań: Rady Głównej, Komisji Rewizyjnej, Sądu Koleżeńskiego, podejmowanie uchwał i wybór osób w nich zasiadających3. Dodatkowymi uprawnieniami było: uchwalanie zmian statutu, regulaminów wewnętrznych, likwidacji, wysokości składek i inne. Zgodnie z § 19 pkt 1 nadzwyczajne Walne Zebranie zwoływano na podstawie uchwały Rady Głównej, Komisji Rewizyjnej, wniosku co najmniej 1/4 ogólnego stanu osobowego. Uchwały Walnego Zebrania Delegatów podejmowano zwykłą większością głosów, w obecności, co najmniej połowy obecnych w pierwszym terminie lub w drugim bez względu na liczbę obecnych. W składzie Rady Głównej było: 15–21 osób, w tym: 9 członków prezydium (przewodniczący, zastępca, sekretarz i skarbnik na dwie kadencje), 3–7 zastępców. Do jej zadań należała: realizacja uchwał walnego zebrania delegatów, ustalanie planów działalności i budżetu, zwoływanie walnego zebrania delegatów, powoływanie i rozwiązanie oddziałów, reprezentowania na zewnątrz Stowarzyszenia (par. 22–28). Określono zadania Komisji Rewizyjnej składającej się z: 5–7 osób, 1–2 zastępców (przewodniczący, wiceprzewodniczący i sekretarz (§ 30). Do jej zadań należała: kontrola finansów, składanie sprawozdań i oceny działalności oraz udzielenie absolutorium W. Parteka, Zjazd absolwentów PSM – 1965, „Akademicki Kurier Morski”, nr 27, listopad 2000–marzec 2001, s. 23; Zbigniew Teplicki, Jerzy Szopa, [w:] Encyklopedia Gdyni, T. I, red. M. Sokołowska, I. Greczanik-Filipp, W. Kwiatkowska, Gdynia 2006, s. 808; Zeszyt szkoleniowy nr 1. K. Dendura, Konwencja w sprawie standardów szkolenia, świadectw, i służb wachtowych – Londyn 1978, Gdynia 1981, s. 1–3; Stowarzyszenie Starszych Mechaników Morskich (dalej: SSMM), br. sygn. Lista uczestników spotkania w dniu 19.11.1980, npag. Obecni: Bernard Aponowicz, Ferdynand Bąk, Jerzy Bogdanowicz, Henryk Chojnacki, Kazimierz Dendura, Janusz Duch, Kazimierz Gułajski, Jan Jagmin, Tadeusz Jagodziński, Tadeusz Jarmołowicz, Jan Kuchno, Henryk Kaźmierski, Roman Labuda, Edward Maniowski, Waldemar Mroziński, Zdzisław Pawlik, Zbigniew Pęczkowicz, Ildefons Piotrowski, Włodzimierz Popow, Janusz Pozorski, Marian Przyklang, Zenon Rydzek, Tadeusz Skalski, Jerzy Sobociński, Władysław Szumski, Tadeusz Tynajek, Jerzy Wajszczyk, Stanisław Walczak, Zenon Wichnowski, Zbigniew Winiarski, Jan Kazimierz Włodarski, Cezary Wolny, Andrzej Zeles. Zob. T. Mołdawa, Ludzie władzy 1944–1991. Władze państwowe i polityczne Polski według stanu na dzień 28 II 1991, Warszawa 1991, s. 429. Mgr inż. J. Szopa pełnił funkcje wiceministra (1965–1969), a w 1969–1973 ministra żeglugi. 2 SSMM. Gdańsk 3 II 1981. Pismo Urząd Wojewódzki. Wydział Spraw Społeczno-Administracyjnych mgr Eugeniusz Bień – zastępca dyrektora (z up. wojewody gdańskiego), npag. 3 Zob. Zeszyt szkoleniowy nr 8... Regulamin wewnętrzny Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, s. 28–32. Opracowali: K. Dendura, U. Krzyżanowski, Z. Pęczkowicz, W. Starkel; Ibidem, Opr. J. Czapp, P. Gębczyk, T. Jagodziński. Regulamin Sądu Koleżeńskiego uchwalony przez Radę Główną w dniu 17 lutego 1983 r., s. 33–40. 1 Nautologia 2011, nr 148 91 ustępującej Radzie Głównej. Uchwały zapadały większością głosów w obecności połowy członków. Sąd Koleżeński (par. 34) składał się z: 7–11 osób, 2–3 zastępców, w tym przewodniczący i sekretarz. Sąd Koleżeński mógł orzekać następujące kary: upomnienie, zawieszenie (czas od 3 miesięcy do 2 lat), wykluczenie z grona członkowskiego (§ 32–34). Rozdział V określał kompetencje i uprawnienia oraz zadania oddziału, analogicznie do władz Rady Głównej (§ 35–48). W rozdziale szóstym określono majątek organizacji: ruchomości, nieruchomości i fundusze (wpływy z wpisowego, składek członkowskich, działalności statutowej, dotacje i darowizny oraz zapisy). Uprawnienia dotyczące finansów należały do kompetencji 2 osób: przewodniczącego i zastępcy w Radzie Głównej oraz skarbnika, w innych kwestiach przewodniczącego lub zastępcy i sekretarza (§ 51). W § 53 rozdział siódmy, zawarto, iż zmiany statutu i rozwiązanie SSMM wymagały uchwały Walnego zebrania Delegatów, podjętej 2/3 głosów, w obecności, co najmniej połowy uprawnionych w I terminie, w II bez względu na liczbę osób. Zgodnie z pkt 3 § 53 uchwała walnego zebrania delegatów o przeznaczeniu majątku wymagała zatwierdzenia przez organ rejestracyjny: Urząd Wojewódzki w Gdańsku. Decyzją członków SSMM podjęto działania zmierzające do przeprowadzenia pierwszego zjazdu, który miał miejsce 9 maja 1981 r. w auli im T. Meissnera w WSM w Gdyni z udziałem 121 starszych mechaników i zaproszonych gości. Wówczas doszło do ukonstytuowania pierwszych władz. Przewodniczącym Komitetu Założycielskiego został Marian Przyklang, a członkami prezydium: Urban Krzyżanowski (abs. WM SM Tczew 1927) i Włodzimierz Popow. Nestor starszych mechaników – Władysław Milewski pogratulował utworzenia organizacji życząc jak najliczniejszych zapisów do niej4. Istotnym było zaproponowanie przez st. mech. doc. dr inż. Jana Kazimierza Włodarskiego – prorektora ds. badań naukowych WSM, w uzgodnieniu z prof. dr kpt. ż.w. Danielem Dudą – rektorem współpracy Stowarzyszenia z Uczelnią5. Wygłoszono 2 odczyty: Mariana Przyklanga – sprawozdawczo-programowy i dr Kazimierza Dendury – „Idee Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich”, który przedstawił w nim założenia organizacji i jej zadania, podkreślając konieczne zmiany w mentalności, nakreślając sposoby pokonania ewentualnych przeszkód oraz zmiany sytuacji starszego mechanika na statku i jego roli. Cele te ujął w następujących sformułowaniach: „Jesteśmy organizacją otwartą dla wszystkich, którzy chcą umacniać prawa, godność i rangę służby technicznej w żegludze morskiej. Chcemy współtworzyć stosunki społeczne we flocie, u armatorów i w szkolnictwie morskim. Mieliśmy pozycję tylko taką, jaką każdy indywidualnie sobie wywalczył, dlatego nie utrwaliła się jeszcze pozycja starszego mechanika, tylko pozycja poszczególnych starszych mechaników. Konieczna jest potrzeba wypracowania form współdziałania ze służbami technicznymi armatorów – nadzoruje około 90% kosztów technicznej eksploatacji floty. Przyczyną istniejącego stanu była nasza nieobecność przy opracowywaniu ustaw i przepisów. Będziemy pomagać w eksponowaniu postępu technicznego jako obiektywnej przyczyny przemiany załogi statku”. Zaprezentował w odczycie sposoby dostrzeżenia ważnej roli starszego mechanika na statku. i zwiększenia ich obecności i aktywnej roli w społeczeństwie poprzez udział w: pracach SSMM, spotkaniach na statku z pasażerami, z armatorami, w zakładach patronackich, rozwój pozazawodowych zainteresowań i wiedzy zwłaszcza z: psychologii społecznej, socjologii, organizacji pracy oraz poprawę wzajemnych relacji między mechanikami oraz zasad sprawnej organizacji stanowiska pracy (istotne w podmianie załóg), orientację i znajomość przepisów armatora dotyczących statku. W celu utrzymania autorytetu starszego mechanika na statku postulował większą dbałość o: schludny wygląd, znajomość dokumentacji technicznej i z budowy jednostki, zasad postępowania podczas awarii i automatyki. Ważną rolę przypisano humanistycznej wiedzy absolwenta Wydziału Mechanicznego w późniejszej pracy we flocie aż do uzyskania najwyższego dyplomu (oficera mechanika okrętowego I kl.) z przedmiotów: prawa morskiego, organizacji pracy (ergonomii), zarządzania, psychologii. Z wypowiedzi K. Dendury wynikało, że była ona niedoceniana w programach nauczania w wyższych szkołach morskich. Słowa K. Dendury świadczyły o sformułowaniu tez dotyczących szerokiego ujęcia stanowiska i roli kierownika działu maszynowego we flocie i poza miejscem pracy również w społeczeństwie6. Później nastąpiła dyskusja, z udziałem m.in. Mariana Dąbrowskiego, który poruszył problem niedoceniania pracy studentów podczas praktyk na statku w dziale maszynowym, sugerował utworzenie stałej komisji wniosków oceniającej zarządzenia armatora oraz wydłużenie czasu przejęcia statku i wymiany załogi od poprzedniego chiefa do 2 dni. Bernard Aponowicz omówił kwestię nadmiernego obciążenia psychofizycznego pracą podczas remontu statku. Sugerował wykonywanie remontów na nowoczesnych jednostkach wyposażonych w wiele specjalistycznych urządzeń nie przez załogi, gdyż ich umiejętności wykluczały kompleksowe naprawy, a przez wykwalifikowanych specjalistów. Postulował racjonalne wykorzystanie kosztownych urządzeń po kasacji statku i części zapasowych np. do potrzeb praktyk studentów WSM, zamiast ich niszczenia. Biogram W. Milewskiego, zob. Kadry Morskie Rzeczypospolitej, t. II. Polska Marynarka Wojenna. Cz. I. Korpus oficerów 1918–1947, pod red. J.K. Sawickiego, Gdynia 1996, s. 499–500; E. Patok (Otremba), Inżynier Władysław Milewski, mps Biblioteki Głównej WSM w Gdyni, Gdynia 1978; Gdynia 24 I 1984 Pismo do inż. W. Milewskiego od B. Aponowicza – przewodniczącego RG SSMM i A. Tarnawskiego – sekretarza RG SSMM, npag. W zbiorach autora. W. Milewski (1903–1984) – abs. WM SM Tczew z 1923, oficer służbowy i wychowawca tamże, kierownik maszyn na s/s „Lwów” – statku szkolnym, radiotelegrafista, kierownik praktyk uczniów, oficer mechanik we flocie handlowej II RP i po 1945, [w:] „Żegludze Polskiej” i GAL, od 1951 w PLO, wicedyrektor Centralnego Zarządu Morskich Stoczni Remontowych w Gdyni, dyrektor Polskiego Rejestru Statków (1958–1969), autor licznych fachowych artykułów i wspomnień w tomach zbiorowych: Na morze po chleb i przygodę, Warszawa 1972 i indywidualnych: Na morzu i na lądzie, Gdańsk 1976, Okupacja i niewola 1939–1945, Gdańsk 1995. Uczestniczył w Zjeździe absolwentów w WSM w Gdyni w czerwcu 1980 r. 24 I 1983 obchodzono w jego domu jubileusz 80 lat życia w obecności delegacji Stowarzyszenia. Zob. Zeszyt szkoleniowy nr 8. Materiały z działalności Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, Gdynia 1983, s. 123; D. Duda, Światowy Zjazd Absolwentów Szkoły Morskiej (14–17 VI 1980), [Z przedmową J.K. Sawickiego], Gdynia 2010, s. 104. SSMM, Lista obecności członków SSMM na zebraniu w dniu 9 maja 1981 r., npag; K. Dendura, Stowarzyszenie Starszych Mechaników Morskich, „Technika i Gospodarka Morska”, R. 31, 1981, nr 5, s. 261. Wśród obecnych na I Zjeździe było jedynie 11 emerytów i 111 pracowników (WSM w Gdyni, armatorzy: PLO, PŻB, PŻM, PPDiUR „Dalmor”, Chipolbrok, Urząd Morski w Gdyni, PRO, Centromor, PRS, CPN i Port-Service), co świadczyło o zainteresowaniu powstaniem tej organizacji w młodszej generacji mechaników okrętowych I kl. Z WSM w Gdyni zgłosili akces: dr K. Dendura doc. mgr inż. I. Piotrowski, doc. mgr inż. Jan Słoniewski, doc. dr J.K. Włodarski, dr inż. L. Ziomek. 5 Obszerny życiorys zawodowy i naukowy oraz dydaktyczno-organizacyjny prof. dr inż. mech. okr. I kl. J.K. Włodarskiego, zob. R. Cwilewicz, K. Witkowski, Profesor Jan Kazimierz Włodarski – 55 lat działalności w dziedzinie: budowa i eksploatacja maszyn, [w:] Red. R. Cwilewicz, Uroczysta sesja Zespołu Środowiskowego Podstaw Eksploatacji Maszyn KBM PAN (Komitetu Budowy Maszyn Polskiej Akademii Nauk – WP) z okazji 55-lecia działalności zawodowej prof. Jana Kazimierza Włodarskiego, Gdynia 2007, s. 5–18. 6 SSMM. Gdynia 9 V 1981. K. Dendura, Idee SSMM. Protokół z walnego zebrania SSMM, npag. 4 92 Nautologia 2011, nr 148 Jerzy Czapp zgłosił propozycję angażu w Inspektoracie Technicznym Armatora oficerów mechaników z praktyką morską, co poprawiłoby komfort pracy tego działu7. Mieczysław Anders zgłosił wniosek powołania stanowiska doradcy technicznego, w celu wymiany informacji o warunkach pracy w maszynowni statków, który przyjęto. Andrzej Zeles sugerował współpracę ze Stowarzyszeniem Kapitanów Żeglugi Wielkiej w Gdyni i niezrzeszonymi kapitanami w kwestii warunków pracy i ustawodawstwa morskiego i zmian we flocie handlowej dotyczących przepisów BHP. Marian Przyklang zaproponował wzór znaku organizacji podobny do dystynkcji starszego mechanika na mundurze (cztery paski i śruba okrętowa na granatowym tle), który przyjęto. Bolesław Martynowski poruszył kwestię niewłaściwej praktyki awansu na starszego mechanika za pracę nie związaną z żeglugą, np. w biurze armatorskim, lub w Związku Zawodowym Marynarzy i Portowców z pominięciem wieloletniej służby na statku i uzyskaniem kolejnych stopni oficerskich8. Ryszard Ślęzak apelował o uznanie przez armatorów równorzędnej pracy i pensji chiefa i kapitana, a Stanisław Tuszyński doceniając prace chiefa i załogi maszynowej postulował o poprawę międzyludzkich kontaktów na statku i docenienie kapitana, jako przełożonego wszystkich. Andrzej Pietrzkiewicz sygnalizował konieczność lepszej współpracy z kapitanami w nadzorze nowobudowanych jednostek oraz szybsze awanse oficerów mechaników na kolejne stopnie oficerskie w PMH i lepszą współpracę z pionem technicznym armatora. Korespondowało to z uwagami Zdzisława Sobolewskiego, który proponował bliższe kontakty z dyrektorami technicznymi i głównym mechanikiem armatora. Poruszano kwestie zmian wariantu odbioru statku po remoncie. Marian Dąbrowski zamiast Komisji Odbiorczej statku (po „zwodowaniu” lub remoncie kapitalnym) zgłosił propozycję udziału w odbiorze tylko starszego mechanika. Dotychczas stosowany wariant wymuszał często na chiefie przyjęcie, wbrew jego woli niewykonanych prac na statku. Już wówczas doc. inż. Ildefons Piotrowski (prodziekan i dziekan WM WSM Gdynia –1978–1980) zgłosił wniosek do PLO lub PŻM o nazwanie statku nowej serii „Inż. Kazimierz Bielski”, będąc wyrazicielem opinii starszych mechaników-seniorów, których uczył ten twórca Wydziału Mechanicznego w 1920 r. w Tczewie, wykładowca, autor pierwszych programów i podręczników fachowych. Nie była to odosobniona inicjatywa, już wcześniej w 1979 r. Daniel Duda – rektor WSM w Gdyni zgłosił taką propozycję, która została odrzucona z braku planu budowy nowej serii jednostek w PLO. Ponownie 4 V 1987 wystosowano pismo w imieniu członków SSMM do dyrekcji PLO, otrzymując odpowiedź odmowną od dyrektora z datą 13 VII 1988 r. Niestety do końca istnienia PLO – największego armatora w PMH problem nadania nazwy nowozwodowanej jednostce nie został spełniony (również przez PZM), co spotkało się z dezaprobatą większości członków SSMM9. Tadeusz Jagodziński proponował zmiany w szkoleniu studentów i zwiększenie godzin praktyk we flocie, zwłaszcza w dziale maszynowym oraz angaż pracowników z dyplomami morskimi w uczelni, co poparł doc. dr inż. Jan Kazimierz Włodarski. Podczas tego zebrania dokonano wyboru pierwszych władz: przewodniczącego (z dwu kandydatur: Bernarda Aponowicza i Jerzego Czappa, wybrano tegoż) oraz członków Rady Głównej: Jerzego Czappa, Kazimierza Dendury i Lecha Rezlera – 2 wiceprzewodniczący, Adam Tarnawski – sekretarz, Zdzisław Pawlik – skarbnik oraz członkowie: Urban Krzyżanowski, Stanisław Tuszyński, Jan Kazimierz Włodarski, Marian Olejniczak, Marian Przyklang, Włodzimierz Popow, Stefan Dzięgielewski i Bogdan Rymanowski10. Z 25 kandydatur (najwięcej z PLO i PRS) wybrano 15 osób i 3 zastępców do: Rady Głównej Komisji Rewizyjnej i Sądu Koleżeńskiego. W sugestiach Urban Krzyżanowski i Janusz Bobrowski zwracali uwagę na konieczność większej praktyki morskiej studentów WSM i umożliwienie docenienia roli i awansu szybszego dla oficerów mechaników. Wówczas z wniosku Lecha Rezlera uchwalono powstanie cyklicznego periodyku, popularno-naukowego w celu wymiany informacji i artykułów fachowych opublikowanych nie tylko przez członków Stowarzyszenia, co zrealizowano wydając pod egidą SSMM – Zeszyty szkoleniowe. Zadecydowano jednogłośnie utworzenie oddziału SSMM w Szczecinie11. Zaproponowano skrócenie kadencji władz do 2 lat i zwoływanie walnych zebrań co 2 lata, co przyjęto. Do Komisji Rewizyjnej wybrano 6 kandydatów: Zbigniewa Pęczkowicza – przewodniczącego, Andrzeja Berwertza – wiceprzewodniczącego, Kazimierza Skopka – sekretarza, oraz członków: Henryka Dondelę, Leona Kruka i Ryszarda Bartlewskiego. W Sądzie Koleżeńskim było 9 osób, w tym doc. mgr inż. Jan Słoniewski – przewodniczący i Antoni Bujalski – wiceprzewodniczący. W pierwszych miesiącach istnienia na spotkaniach klubowych poruszano następujące kwestie, m.in.: przejęcia od PHZ Polservice przez Morską Agencję w Gdyni rekrutacji załóg pływających w obcej flocie, co zostało zatwierdzone, nowelizacji Kodeksu Morskiego i roli starszego mechanika w tym akcie prawnym zawartej, uwag członków SSMM po spotkaniu z rektorem – dr. inż. Mikołajem Biogram J. Czappa, zob. W. Czapp, St. mech. Jerzy Czapp (1931–2010), [w:] SSMM. Biuletyn Echo Morza, nr 18, Gdynia 2010, s. 203–205. W. Czapp – abs. WN PSM Szczecin 1953, wieloletni oficer, kpt. ż.w. na statkach PŻM i we flocie obcej, prezes Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej w Szczecinie, autor wspomnień z lat nauki i pracy zawodowej w PMH i artykułów różnotematycznych publikowanych w „Echu Morza” – biuletynie Stowarzyszenia Absolwentów Szkół Morskich (dalej: SASM), książki w serii wydawniczej: Księgi Floty Ojczystej: W. Czapp, Podróże kapitana po morzu i historii. Z przedmową J.K. Sawickiego, Szczecin 2009. 8 Gdynia 9 V 1981. Protokół z walnego zebrania SSMM, odbytego w auli WSM w Gdyni, s. 1–14. W Komisji uchwal i wniosków byli: Piotr Faleński, Zbigniew Pęczkowicz, Julian Smoleński i Zdzisław Sobolewski. Uczestniczyło 112 osób. 9 Zob. Profesor Kazimierz Bielski. Materiały biograficzne, pod red. J.K. Sawickiego, Gdynia 2003; Red. L. Rezler et al., Bezpieczna eksploatacja urządzeń okrętowych oraz ochrona środowiska morskiego, Gdynia 1990, npag. Gdynia 4 V 1987. Pismo przewodniczącego Rady głównej SSMM – Lecha Rezlera i Bohdana Piotrowskiego – sekretarza do mgr Kazimierza Misiejuka – dyrektora naczelnego PLO i odpowiedz. K. Misiejuka. Biografia K. Bielskiego została zamieszczona w Zeszycie nr 17 SSMM, s. 191–195. 10 Zob. Protokół z walnego zebrania..., s. 8. Komisję mandatowo-wyborczą tworzyli: T. Jagodziński, Z. Malik, J. Tkacz. SSMM. Pisma wychodzące 1981–1987, Gdynia 21 V 1981. Pismo J. Czappa – przewodniczącego Rady Głównej do Wydziału Spraw Społeczno-Administracyjnych Urzędu Wojewódzkiego, npag. Archiwum AM w Gdyni. Akta osobowe pracowników PSM; SASM. Deklaracja członkowska A.T. Adam Tarnawski, 5 VI 1931. Kalisz. W 1948–1950 w WM PSM, dyplom oficera mech. okr. I kl. przyznany 6.08.1964 przez S. Darskiego – ministra żeglugi. W latach: 1950–1967 w PLO, od stanowiska motorzysty do starszego mechanika. W 1967–1989 w Polskim Rejestrze Statków – starszy rzeczoznawca, od 1989–1990 w Urzędzie Morskim w Gdyni – starszy inspektor. Od 1990–1993 jako starszy mechanik we flocie: pakistańskiej, singapurskiej, liberyjskiej i panamskiej różnych armatorów. Pływał na ponad 25 statkach (na kilku wielokrotna podmiana), na 15 pełnił funkcję starszego mechanika. W 1992–2006 w Odwoławczej Izbie Morskiej w Gdyni, delegat Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej, Ministerstwa Infrastruktury. Nauczyciel w PSM na Wydziale Mechanicznym (1 II–31 VII 1965). Członek SASM, wiceprzewodniczący kilku kadencji. Autor książki oraz artykułów publikowanych m.in. w „Biuletynie” i „Echo Morza”. 11 Zob. JG (Julian Gałczyński), Stowarzyszenie Starszych Mechaników Morskich, [w:] Encyklopedia Szczecina, t. II. P–Ż, red. T. Białecki, Szczecin 2000, s. 426. Zeszyt szkoleniowy SSMM nr 2. Utworzenie oddziału SSMM w Szczecinie, s. 76. Zob. Komunikat, [w:] Zeszyt szkoleniowy nr 25. Materiały z działalności SSMM, Gdynia 1987, s. 1; Zeszyt szkoleniowy nr 16. Materiały..., s. 7. 7 Nautologia 2011, nr 148 93 Kosteckim (WSM Gdynia) i wręczeniu memorandum „O morskość szkół wyższych”, dotyczącym kwestii doboru kadr dydaktycznych i zwiększenia udziału osób z dyplomami morskimi, co poparło też SKŻW, współpracy SSMM zainicjowanej wspólnie z SKŻW, projektowi Ustawy Żeglarskiej, oraz refleksji A. Tarnawskiego – nauczyciela w PSM w Gdyni nad edukacją w WSM zwłaszcza morską i organizacji oddziału w Szczecinie12. Zgodnie ze statutem po 2 latach odbył się II Walny Zjazd w dniu 21 maja 1983 r. z udziałem 93 osób, nielicznych członków organizacji, w tym kilkunastu najstarszych absolwentów do 1939 r. – Szkoły Morskiej w Tczewie i PSM w Gdyni (Władysław Milewski, Mieczysław Gąsiorowski, Jan Kostrowicki, Marian Makowski, Jan Herrmann, Stanisław Sioma, Eugeniusz Hulanicki, Czesław Noszczyński, Stefan Uliński, Romuald Krzyża, Antoni Gajdek, Ryszard Ochinowski, Wiktor Starkel oraz Wiesław Szczepkowski) oraz gości, m.in.: kpt. ż.w.: Bohdana Kryspina Andrzeja Opiełowskiego, Zbigniewa Szymańskiego z SKŻW oraz rektora WSM w Gdyni – kpt. ż.w. dr Władysława Rymarza, doc. dr inż. Tadeusza Jeszke – dziekana WM WSM w Gdyni, mgr Mieczysława Preisa – prezesa Zarządu Głównego Stowarzyszenia Działaczy Kultury Morskiej, dr Zbigniewa Godeckiego (Wydział Prawa i Administracji UG)13.W Prezydium byli: Mieczysław Gąsiorowski (WM SM Tczew 1924), Jan Kuchno, Jerzy Czapp i Adam Tarnawski oraz Mateusz Bereżecki – przewodniczący zebrania. Wówczas omówiono zainicjowane w 1981 r. Zeszyty szkoleniowe, w 1 numerze wydano „Konwencję w sprawie standardów szkolenia, świadectw i służb Wachtowych – Londyn 1978”, którą Polska ratyfikowała jako 50 kraj14. Zaprezentowano tekst rozporządzenia o kwalifikacjach oficerów mechaników zwłaszcza par. dotyczący edycji polsko-angielskich dyplomów i wymogu w ciągu 5 lat i następnych pływania na stanowisku chiefa, z sankcjami utraty dyplomu i pracy na niższym stanowisku, tj. II, III mechanika15. Dokonano wyboru władz, z 6 kandydatów (Kazimierz Dendura, Jan Kuchno, Wiktor Starkel, Adam Tarnawski, Andrzej Zeles, Adam Wandycz) na przewodniczącego Rady Głównej wybrano Jana Kuchno (pełnił funkcję od 17 II 1983, wyjazd B. Aponowicza do pracy na statku)16. Z 15 kandydatów do Rady Głównej elekcji dokonano wszystkim, którzy kandydowali: Bernard Aponowicz, Jerzy Czapp, Adam Tarnawski, Kazimierz Dendura, Wiktor Starkel, Feliks Kaźmierski, Jan Rybach, Zdzisław Wojtasik, Erazm Nowakowski, Marian Dobrowolski, Józef Węgrzyński, Tadeusz Chyćko, Bronisław Narożny, Zbigniew Pytko oraz zastępcy: R. Drzewiecki, Zdzisław Pawlik i Andrzej Pietrzkiewicz. Zgłoszono wnioski dotyczące: – nadania honorowego członkostwa: st. mech. Władysławowi Milewskiemu oraz dr socjologii Bogumiłowi Łączkowi (adiunkt w Międzywydziałowym Instytucie Nauk Społecznych w WSM w Gdyni, redaktor i autor artykułów m.in. w zeszytach SSMM) oraz przystąpienia do Towarzystwa Przyjaciół „Daru Pomorza” (prezes Antoni Studnicki – przewodniczący MRN w Gdyni: kwiecień–październik 1983) które zostały uchwalone jednomyślnie17. Komisja Uchwał i Wniosków w składzie: Wiktor Starkel, Zygmunt Plackowski i Zbigniew Pytko podjęła uchwałę (większością głosów) o powołaniu redakcji w wydawanych zeszytach szkoleniowych i popularyzowania w nich sylwetek starszych mechaników, zwłaszcza najstarszych, m.in.: Mieczysława Gąsiorowskiego, Urbana Krzyżanowskiego i Władysława Milewskiego. Przewodniczący Rady Głównej – Jan Kuchno w swoim odczycie przedstawił wybrane aspekty działalności organizacji w ciągu ostatnich 2 lat, tj. 1981–1983. Zaliczył do nich: nawiązanie kontaktu z: Stowarzyszeniem Działaczy Kultury Morskiej, Stowarzyszeniem Kapitanów Żeglugi Wielkiej w Gdyni (w zjeździe SKŻW uczestniczyli: L. Rezler, K. Dendura i A. Tarnawski) i Towarzystwem Ubezpieczeń i Reasekuracji „Warta” (głównego darczyńcę kosztów edycji Zeszytów SSMM, od nr 5 z 1982 r.). W 1981–1983 r. podczas cyklicznych (w każdy drugi czwartek miesiąca) spotkań w siedzibie Interclubu przy PLO uczestniczyło około 40 osób, wygłaszano na nich odczyty dot. szerokiej tematyki morskiej oraz spotykano się z przedstawicielami rządu, firm morskich etc. Podczas nich wysłuchano wykładów: z WSM w Gdyni: mgr inż. S. Kluja, Diagnostyka silników spalinowych (7 X 1982), doc. dr inż. A. Kowalski, Perspektywy rozwoju kotłów parowych (6 I 1983), dr inż. R. Cwilewicza, Tendencje w rozwoju napędów turbinowych we flocie (21 X 1982) dr inż. S. Rutkowski, Optymalizacja spalania w silnikach okrętowych (2 XII 1982), z MORS: inż. A. Gawin, inż. Z. Okołotowicz, Organizacja obsługi technicznej automatyki statkowej (MORS) oraz sędziego Zygmunta Ulmana – przewodniczący Odwoławczej Izby Morskiej w Gdyni – Analiza wypadków morskich w PMH i PRO (5 VIII 1982) i inż. Jana Dzidy (szef inwestycji morskich PLO). Członkowie SSMM z Zarządu Głównego spotykali się z: Stanisławem Bejgerem – ministrem Kierownikiem Urzędu Gospodarki Morskiej oraz z prof. dr. hab. Tadeuszem Łodykowskim z Wydziału Ekonomiki Transportu UG, przewodniczącym sejmowej komisji Współpracy Gospodarczej z Zagranicą i Gospodarki Morskiej, Oddział szczeciński powstał z inicjatywy S. Kuszmidera i M. Stelmaszczuka 14 czerwca 1981 r., po uzyskaniu zgody Rady Głównej SSMM i Wydziału Spraw Społeczno-Administracyjnych Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie), ale wskutek trudności kadrowych był kilkakrotnie zawieszony, np. od grudnia 1981 do marca 1982 r. i od 21 X 1985–31 XII 1986. Pierwszym przewodniczącym został mgr inż. Tadeusz Gagatko z WSM w Szczecinie, we władzach byli: Zbigniew Wojciechowski, Marek Długosz (PŻM), Bolesław Dudzic (skarbnik), Lech Pasiorkowski. 26 XI 1987 wznowiono funkcjonowanie, w obecności (na spotkaniu): L. Rezlera (przewodniczący) i Z. Kosteleckiego (wiceprzewodniczący), a Walne zebranie wyłoniło władze: funkcję wiceprzewodniczącego RG i przewodniczącego oddziału w Szczecinie pełnił M. Stelmaszczuk (od 1987 r. do 2011 nieprzerwanie), zastępcy: Janusz Starkiewicz, Janusz Ciechański, członkowie: Jan Markowski, Henryk Ramęda, Tadeusz Zapaśnik, Stanisław Kuszmider, Stanisław Jędrzejewski. 12 SSMM. Protokoły z zebrań, uchwały (9 maj–1 październik 1981), npag. Zob. SSMM. Gdynia 28 X 1981. Pismo do Komisji Prac Ustawodawczych PRL w Warszawie, npag. Ze SSMM pismo podpisali: J. Czapp – przewodniczący i L. Rezler – wiceprzewodniczący, oraz po 2 przedstawicieli SKŻW w Gdyni i Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej w Szczecinie. 13 SSMM, Lista gości zaproszonych na II walne Zebranie SSMM, npag; Biogramy E. Hulanickiego, J. Kostrowickiego i J. Herrmanna, [w:] Kadry Morskie Rzeczypospolitej, t. II. Polska Marynarka Wojenna, cz. I. Korpus oficerów 1918–1947, pod red. J.K. Sawickiego, Gdynia 1996, s. 491, 495, 606. Nota biograficzna M. Gąsiorowskiego, w cyklu: „Zasłużeni ludzie morza”, „Technika i Gospodarka Morska”, nr 2, 1973, s. 103. 14 K. Dendura, Konwencja w sprawie standardów szkolenia , świadectw, i służb wachtowych – Londyn 1978, Gdynia 1981, s. 46. 15 Zasady przyznania dyplomów w PMH (w tym: mechanika okrętowego I kl., od 2000 r. zastąpiony dyplomem oficera mechanika wachtowego.) zob. Warunki otrzymania dyplomów oficerskich w polskiej flocie morskiej w latach 1923–2000, [w:] T.J. Kaczorowski, Wojskowe kształcenie oficerów w szkolnictwie Polskiej Marynarki Handlowej (1920–2008), Gdynia 2008, s. 289–326. 16 Zeszyt szkoleniowy nr 8. Materiały z działalności Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, Gdynia 1983, s. 7. 17 Zob. Encyklopedia Gdyni, red. M. Sokołowska et al. t. I, Towarzystwo Przyjaciół „Daru Pomorza”, s. 863. Od X 1983–2004 prof. dr hab.inż. B. Mazurkiewicz był przewodniczącym TPDP, potem w 2004–2010 – kpt. ż.w. prof. dr Mirosław Jurdziński, od czerwca 2010 zastąpił go wybrany przez członków TPDP – kpt. ż.w. Stefan Krella; SSMM. Pisma..., Gdynia 12 X 1983. Pismo J. Kuchno – przewodniczącego RG SSMM do przewodniczącego Towarzystwa Przyjaciół „Daru Pomorza”, npag. 94 Nautologia 2011, nr 148 posłem w sejmie PRL18. Niektórzy z racji zajmowanych stanowisk i funkcji uczestniczyli w pracy Izby Morskiej w Gdyni (K. Dendura), kontroli zaokrętowań z Morskiej Agencji w Gdyni (Marian Drzewiecki), zaś Marian Gugała, Kazimierz Dendura, Andrzej Zeles w pracach legislacyjnych nad rozporządzeniem ministrakierownika UGM z dnia 17 sierpnia 1983 r. w sprawie kwalifikacji zawodowych członków załóg polskich statków morskich (Dziennik Ustaw PRL, nr 52, poz. 232) oraz sekcji IMO (Międzynarodowa Organizacja Morska) przy Polskim Rejestrze Statków – L. Bujnowski, B. Nowakowski. W minionym czasie wskutek nagłego zaokrętowania na statek dokonano zmian przewodniczącego: do 4 marca 1982 J. Czapp, później B. Aponowicz, od 17 lutego 1983 r. J. Kuchno i skarbnika: Z. Pawlika na J. Węgrzynowskiego19. Ze stowarzyszeniem współpracowały 94 osoby (instytucje, redakcje gazet, rzecznicy prasowi armatorów, socjologowie i inni.). W pozyskaniu autorów do zeszytów nieoceniona była rola Kazimierza Dendury, który zainspirował do publikacji pracowników WSM w Gdyni i MORS. Do organizacji należały 377 osoby, ale stan ten ulegał zmianom wskutek skreślenia z listy (niepłacenie składek, rezygnacja, zgon)zgodnie ze Statutem20. Kolejne zebranie – trzecie odbyło się w auli WSM 25 V 1985 r. z udziałem 68 osób. W Prezydium zasiedli: M. Przyklang, M. Urban, J. Czapp, A. Tarnawski , L. Rezler, M. Wiktorski oraz ze SKŻW – kpt. ż.w. Rościsław Choynowski (WSM Tczew 1929). Wyróżniono również obecnych nielicznych seniorów SSMM: Jana Kostrowickiego, Czesława Noszczyńskiego, Stefana Ulińskiego, Romualda Krzyżę, Antoniego Gajdka, Jana Mizgalskiego, Franciszka Lecha i Jerzego Bagniewskiego z absolwentów międzywojennych roczników szkół morskich Tczewa i Gdyni21. Funkcję przewodniczącego pełnił Lech Rezler – od 1 grudnia 1983 r., a wiceprzewodniczącego K. Dendura (do 7 VI 1984 r.), potem Lech Ulman, Jan Rułka (do 22 XII 1983), potem Jerzy Czapp, sekretarz Adam Tarnawski, a od 1 X 1984 Włodzimierz Popow, skarbnika Kazimierz Wojtasik, od 6 X 1983 – Zbigniew Pytko. Członkami Prezydium zostali wybrani: Bolesław Narożny, Zbigniew Pytko, Wiktor Starkel, Andrzej Zeles22. Podjęto wówczas 12 uchwał, m.in.: nadanie nazwy statku „Kazimierz Bielski” (Stanisław Tuszyński, Lech Ulman, poparcie st. mech. Urbana Krzyżanowskiego i inż. Eugeniusza Sperskiego – abs. WM PSM Gdynia 1933), wydania słownika morskiego dwu- języcznego – polsko-angielskiego pt. English for Maritime Studies, montaż tablicy SSMM (zamontowano na gmachu Klubu Morskiego w Gdyni – siedzibie organizacji), edycji kolejnych zeszytów szkoleniowych dotyczących m.in. fizjologii pracy, pomysłu Ludwika Siomka o kronice SSMM z najważniejszych wydarzeń (fotografie i tekst, kontynuowana przez W. Popowa, potem E. Nowakowskiego), ale nieliczne z nich zrealizowano23. W okresie od poprzedniego zjazdu członkowie Stowarzyszenia współpracowali z dr hab. Eugeniuszem Jabłońskim i dr Tadeuszem Misiewiczem z Wydziału Prawa i Administracji UG w opracowaniu, pt.: Prawne aspekty roli starszego mechanika i udziału w sekcji silników SIMP-u (Stowarzyszenie Inżynierów i Mechaników Polskich). Wytypowano kandydatów do Izb Morskich i Odwoławczej Izby Morskiej w Gdyni i Szczecinie. W trakcie kadencji odbyto 38 spotkań klubowych (co 2 czwartek), zapoznano się z: Konwencją MARPOL 73/78, Solas 74/81, STCW 78 (dotyczą pracy na statku, przepisów klasyfikacji, ekologii itd.), przepisami o kwalifikacjach załóg na statkach morskich oraz przeciwpożarowych na statku. Z inicjatywy SSMM powstał zespół doradczy w składzie: Zbigniew Kostelecki (Urząd Morski w Gdyni), Kazimierz Dendura i Jan Kazimierz Włodarski z WSM w Gdyni, Leszek Głuszczak (PLO), Jerzy Czapp (PRO), Erazm Nowakowski i Adam Tarnawski z PRS. Wystosowano również list do redakcji „Morza” – Jerzego Micińskiego z okazji zbliżającej się rocznicy 60-lecia pisma w 1984 r.24 W trakcie spotkań klubowych wygłoszono referaty, m.in.: Julian Smoleński, Konwencja zapobiegania zanieczyszczeniom morza, Ildefons Piotrowski, Budowa i eksploatacja statków – barkowców, Stanisław Tuszyński, Kwalifikacje zawodowe członków załóg polskich statków morskich – omówienie Zarządzenia ministra-kierownika UGM z 1983 r., Lech Ulman, Zapobieganie zanieczyszczaniu morza i usuwaniu skutków zanieczyszczeń, płk. poż. Tadeusz Popielawski, Pożary na statkach i zachowanie się starszych mechaników podczas akcji pożarowych, inż. Gołaszewski, (SIMP), Zagadnienia eksploatacyjne zaworów obrotowych silników Sulzer RD25. Wówczas dokonano wyboru władz na kolejną kadencję: Lech Rezler – przewodniczący, członkowie Rady Głównej, m.in.: Krzysztof Kuszewski – sekretarz, Zbigniew Pytko – skarbnik, Zbigniew Kostelecki i Marian Wiktorski– wiceprzewodniczący, 6 członków Komisji Rewizyjnej, z Zbigniewem Nogowskim – przewodniczącym oraz 9-osobowy Sąd Koleżeński,z Bernardem Aponowiczem – przewodniczącym i Janem Słoniewskim – zastępcą 26. Biogram T. Łodykowskiego, [w:] Wyższa Szkoła Handlu Morskiego. Wspomnienia i refleksje studentów, red. B. Mitręga, Pelplin 2008, s. 209. Zob. Zeszyt szkoleniowy nr 10. Materiały z działalności SSMM, Gdynia 1983, Sprawozdanie sekretarza A. Tarnawskiego, Sprawozdanie skarbnika J. Węgrzyńskiego, s. 26–28, 29–30. 20 SSMM, Sprawozdanie Głównej Komisji Rewizyjnej SSMM za okres 9 maja 1981–20 maja 1983 na II Walne zebranie w dniu 21.05.1983; Referat sprawozdawczy Przewodniczącego Rady Głównej; K. Dendura, Sprawozdanie z działalności informacyjnej; npag. 21 SSMM, Wykaz gości zaproszonych na III Walne Zebranie w dniu 1985.05.25, npag. Biogram F. Lecha w: St. Mech. Franciszek Lech (1906–1995), SASM. Biuletyn, nr 4, Gdynia 1995, s. 85. 22 Zob. Zeszyt szkoleniowy nr 18..., zał. 3a. Dyplom oficera mechanika okrętowego I klasy (L.R.) i świadectwo ukończenia kursu automatyki i informatyki okrętowej oraz potwierdzenie ważności dyplomu; A. Cichocka, Szkoła Morska Tczew–Gdynia (1918–1997). Kalendarium wydarzeń, Gdynia 1999, s. 117, 145, 148, 162; L. Rezler, Lobby morskie w Gdyni, SASM. Biuletyn nr 3, Gdynia 1995, s. 57–58. Lech Rezler, ur. 15 VII 1932. Maków Mazowiecki, w 1949–1952 w PSM w Gdyni, dyplom WM PSM 1952, dyplom oficera mechanika okrętowego I kl. przyznany przez ministra żeglugi 19 IV 1962, wieloletni członek załóg oficerskich statków PPiUR „Arka” (pełnił funkcję inspektora technicznego), PŻM, PRO, ławnik Izby Morskiej w Gdyni, naczelnik Wydziału w Urzędzie Morskim w Gdyni, dyrektor generalny „Ample” Sp. z o.o. Prezes Lobby Morskiego, zainicjowanego 19 I 1993 pod patronatem JM Rektora WSM w Gdyni – J. Lisowskiego. Przez kilka lat w składzie redakcji książek morskich, wydawanych z inicjatywy J.K. Sawickiego (w serii edytorskiej, zainicjowanej w 1992 r.): Księgi Floty Ojczystej, najdłuższej w polskim piśmiennictwie morskim, do 2010 r. ukazało się 40 woluminów. 23 SSMM, Gdynia 25 V 1985. Protokół Komisji Uchwał i wniosków z III Walnego zebrania SSMM – K. Dendura – przewodniczący); SSMM. Pisma..., Gdynia 4 X 1986. Pismo L. Rezlera do kmdr mgr inż. Ferdynanda Dwórzniaka – dyrektora naczelnego Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, npag. Tablica SSMM została ufundowana przez członków organizacji i zamontowana podczas Walnego Zjazdu w 1987 r. 24 SSMM. Pisma wychodzące 1981–1987, Gdynia 4 XI 1983. Pismo J. Kuchno – przewodniczącego Rady Głównej SSMM do red. Jerzego Micińskiego, npag. 25 SSMM, Gdynia 25 V 1985. L. Rezler, Sprawozdanie przewodniczącego Rady Głównej z działalności za ubiegłą kadencję na III Walne Zebranie; Sprawozdanie sekretarzy – Adam Tarnawski i Włodzimierz Popow, npag. 26 Ibidem, Wybory władz Stowarzyszenia, npag; Zob. Gdynia 12 XII 1983. Pismo A. Tarnawskiego – sekretarza do mgr inż. R. Śliwińskiego – prodziekana WM WSM w Gdyni. Przez kilka lat reprezentantem Stowarzyszenia w Radzie WM był Marian Wiktorski, abs. WM 1949 i nauczyciel w PSM w Gdyni. Szczegółowy biogram M. Wiktorskiego, [w:] J.K. Sawicki, Kadry morskie Rzeczypospolitej, t. III. Polska Marynarka Handlowa. Noty biograficzne kadry, słuchaczy i absolwentów szkół morskich Tczewa, Gdyni i Szczecina, pod red. J.K. Sawickiego, Gdynia 2002, s. 219–223. 18 19 Nautologia 2011, nr 148 95 Kolejny IV zjazd miał miejsce w auli gdyńskiej Alma Mater – 9 maja 1987 r. Przewodniczącym zebrania był Mateusz Bereżecki, w Prezydium zasiedli: Jerzy Czapp, Włodzimierz Popow, Lech Rezler oraz honorowi goście: Józef Michałowski – dyrektor Państwowego Centrum Wychowania Morskiego w Gdyni (1946–1951) i inż. Stefan Uliński – jeden z najstarszych członków organizacji 27. Wówczas wybrano władze Stowarzyszenia: ponownie Lech Rezler – przewodniczącym, wiceprzewodniczącymi: Henryk Kłusek (pełnił funkcję do 1988 r., odwołany decyzją Rady Głównej) i Zbigniew Kostelecki, Bolesław Płaza – skarbnik, a Krzysztof Kuszewski – sekretarz. W Komisji Rewizyjnej: Zbigniew Nogowski – przewodniczący, Piotr Małyszko – zastępca, a sekretarzem – Władysław Copija, Sąd Koleżeński w niezmienionym składzie od 1983 r. (B. Aponowicz, J. Słoniewski). Przyjęto 2 wnioski jednomyślnie: Sławomira Mizery o przekazywaniu pamiątek z okresu pracy zawodowej do Sali Tradycji WSM w Gdyni, kierowanej przez mgr Hannę Olewniczak i dokumentacji roczników PSM w Gdyni z lat 1948–1952 do Muzeum Miasta Gdyni (apel Bolesława Płazy). Przyznano dyplomy uznania (zgodnie z zatwierdzonym na posiedzeniu RG – 23 IV 1987 r. regulaminem przyznawania dyplomu uznania) aktywnym członkom SSMM i zasłużonym osobom dla szkolnictwa i gospodarki morskiej. Zostali wyróżnieni: Józef Michałowski, dr nauk prawnych. E. Jabłoński (UG), oraz st. mech.: Jerzy Czapp (pierwszy przewodniczący Stowarzyszenia), Sławomir Cieśliński (rzecznik prasowy kierownika-ministra UGM), Jerzy Michalewski (eks-dyrektor Oddziału Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji „Warta” w Gdyni, oraz z SSMM: Marian Przyklang (przew. Komitetu Organizacyjnego w 1980 r.), Włodzimierz Popow, Lech Rezler (przewodniczący), Jan Kazimierz Włodarski (wiceprzew. Komitetu Organizacyjnego w 1980 r.) i Adam Tarnawski (sekretarz). Dokonano wówczas zmian w statucie SSMM, wydłużając kadencje władz z 2 do 4 lat i możliwość ponownego wyboru, z akceptacją 104 zebranych. Na Zjazd zaproszono 36 osób, w tym m.in. Adama Nowotnika – kierownika UGM, Adama Krzysztoporskiego – zastępcę, kpt. ż.w. Hieronima Majka – dyrektora UM w Gdyni, z PLO: mgr inż. Ryszarda Ulanowskiego – dyrektora technicznego, inż. Andrzeja Opiełowskiego – głównego inżyniera oraz mgr inż. Jana Michalewskiego z kierownictwa Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego w Gdyni (Chipolbrok), z WSM w Gdyni: JM Rektora prof. dr hab. Piotra Jędrzejowicza, doc. dr inż. Jana Stankiewicza – dziekana WM, oraz przedstawicieli: SKŻW w Gdyni, rektora Politechniki Gdańskiej– prof. dr hab. inż. Bolesława Mazurkiewicza, Morskiego Instytut Rybackiego, większość ówczesnych dyrektorów technicznych armatorów: PLO, PRO, PŻM, PRO, PŻB, „Transoceanu” w Świnoujściu, dyrekcji Centralnego Muzeum Morskiego, naczelnych redaktorów prasy wybrzeża i Polski („Technika i Gospodarka Morska”, „Budownictwo Morskie”, „Morze”), rzeczników prasowych UGM i PLO i wice redaktora naczelnego Telewizji Gdańsk. Szczególnie wyróżniono najstarszych członków tej organizacji, ale ze względu na zaawansowany wiek i stan zdrowia przybyli jedynie: R. Krzyża, F. Lech, P. Moroz, S. Nehrebecki, J. Kostrowicki, J. Mizgalski, A. Gajdek i M. Staniak, honorowymi gośćmi byli: J. Michałowski i inż. M. Garnuszewski – syn pierwszego dyrektora SM w Tczewie i wykładowcy, kmdr por. mgr inż. A. Garnuszewskiego28. Jedną z inicjatyw od poprzedniego zjazdu (wraz z SKŻW w Gdyni) było memorandum do A. Nowotnika – ministra-kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej w Warszawie. Dotyczyło ono opinii o szkolnictwie morskim w prasie i podczas narad i wymiany pism pomiędzy organami różnego szczebla rządowego i politycznego. Członkowie władz obu Stowarzyszeń wypowiedzieli się za koniecznymi wysokimi kwalifikacjami kadr oficerskich we flocie i ustawicznym kształceniu w całym okresie aktywności zawodowej. Wynikało to z: modernizacji technicznych na nowoczesnych jednostkach floty, wejściem do eksploatacji nowych rodzajów statków, metod przeładunku, zmian w prawie międzynarodowym, automatyce, elektronice, eksploatacji oraz wymogów kwalifikacji personelu pływającego. Postulowali zwiększenie osób z dyplomami morskimi, zwłaszcza najwyższymi wśród kadry nauczycieli akademickich WSM w Gdyni i Szczecinie. Szczególnie akcentowano nadmiar wiedzy teoretycznej (ilość przedmiotów ogólnych i zawodowych w edukacji w szkolnictwie morskim) jak i nadmierny liberalizm nauczycieli WSM w realizacji zadań wychowawczych, połączony z brakiem dyscypliny podczas praktyk i wyczuwalnym brakiem psychofizycznych predyspozycji niektórych studentów do pracy we flocie po uzyskaniu dyplomu ukończenia Uczelni. Poruszano też problem niedoinwestowania WSM w nowoczesne laboratoria. Szczegółowe uwagi członków, w większości doświadczonych „wilków morskich” z wieloletnią i różnorodną praktyką nawigatora czy mechanika okrętowego obu organizacji były wyrazem troski i odpowiedzialności za stan edukacji i poziomu nauczania w szkolnictwie morskim, rzutującego na wizerunek PMH nie tylko w kraju. Ich glos w dyskusji był wyrazem opinii większości członków SKZW i SSMM w Gdyni. W 1986 r. władze Stowarzyszenia ze względu na 50-lecie Polskiego Rejestru Statków i pracy niektórych członków w tej instytucji (np. Z. Pytko, A. Tarnawski) wystosowały pisma gratulacyjne w 50-lecie istnienia oraz w rocznicę 35 lat Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego S.A. „Chipolbrok” i 35-lecia miesięcznika „Budownictwo Okrętowe”29. Kolejne V Walne Zebranie sprawozdawczo-wyborczego miało miejsce w 11 V 1991 r. w auli im. T. Meissnera w WSM w Gdyni. Tradycją poprzednich zjazdów powołano Prezydium Zjazdu: JM Rektor J. Lisowski – przewodniczący, M. Stelmaszczuk, 2 najstarsi obecni w auli starsi mechanicy: Ryszard Ochinowski (WM PSM Gdynia 1935) i Aleksander Gałecki (abs. z 1946). Jedną z kwestii było powołanie Stowarzyszenia Absolwentów Szkół Morskich i udział w nim osób należących do SSMM30. Dotychczasowy przewodniczący – L. Rezler do najważniejszych faktów w minionej kadencji (1987–1991) zaliczył: Życiorys S. Ulińskiego, zob. J. Kwiatkowski, Byłem chiefem na „Darze Pomorza”, Gdynia 1996, s. 327–328. SSMM. Gdynia 9 V 1987. L. Rezler, Informacje z bieżącej działalności w ciągu ostatnich lat na podstawie księgi protokółów i korespondencji, npag; Wykaz gości do zaproszenia na IV Walne Zebranie SSMM, npag; Zeszyt szkoleniowy nr 23. Materiały z działalności SSMM, Gdynia 1987, s. 6–7, 11–12, 29–30. Decyzją władz, zgodnie ze statutem skreślono 122 osoby, które nie płaciły składek członkowskich od co najmniej 2 lat, zaś 20 odeszło na „wieczną wachtę”, co rzutowało na stan osobowy wynoszący w 1987 r. około 435 osób w SSMM, zob. Ibidem, Wykaz członków i stan składek, s. 32–39. 29 Zob. SSMM. Pisma..., Gdynia 15 VIII 1986. Pismo do A. Nowotnika – ministra-kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej w Warszawie. Apel ten podpisali reprezentanci: z SKZW: L. Górecki (przewodniczący), W. Sprężyna (wiceprzewodniczący), Z. Michalec (sekretarz), a z SSMM: L. Rezler (przewodniczący), Z. Kostelecki (wiceprzewodniczący), K. Kuszewski (sekretarz), npag; Ibidem, Gdynia 24 VI 1986. Pismo L. Rezlera i Z. Kosteleckiego do naczelnego dyrektora PRS; Ibidem, Gdynia 12 IV 1986. Pismo L. Rezlera i Z. Kosteleckiego do Dyrekcji Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego S.A. „Chipolbrok”, npag; Ibidem, Gdynia 1 IV 1986. Pismo L. Rezlera i Z. Kosteleckiego do doc. dra inż. Z. Grzywaczewskiego – redaktora naczelnego miesięcznika „Budownictwo Okrętowe”, npag. 30 Zob. Stowarzyszenie Absolwentów Szkół Morskich, [w:] Encyklopedia Gdyni, t. I, s. 770; SASM. Biuletyn, nr 1, Gdynia 1993, s. 6; W. Parteka Of. mech. okr. I kl. inż. Ryszard Ochinowski, Echo Morza. Biuletyn, nr 17, Gdynia 2009, s. 150–152. Zob. SASM, Lista obecności na walnym zebraniu SASM w Gdyni w dniu 19 kwietnia 2008 r., npag. 27 28 96 Nautologia 2011, nr 148 – udział w budowie i odsłonięciu 25 czerwca 1988 r. na Bulwarze Nadmorskim im. Feliksa Nowowiejskiego w Gdyni pomnika – „Tym, co odeszli na wieczna wachtę” autorstwa rzeźbiarki Ireny Loroch, – organizacji częściowej zjazdu absolwentów, w tym członków SSMM w 15–17 VI 1990 – jubileuszu 70-lecia szkolnictwa morskiego, z poparciem JM Rektora J. Lisowskiego do członków SSMM, – 60-lecia podniesienia bandery polskiej na s/v „Dar Pomorza” (13 lipiec 1930 r.)31. Na początku spotkania 7 członkom SSMM i współpracownikom wręczono medale 10-lecia organizacji oraz dyplomy uznania. Wśród nich zostali uhonorowani: Kazimierz Dendura, Lech Głuszczak, Jan Jagmin, Zbigniew Nogowski, Bolesław Płaza, Marceli Stelmaszczuk i Andrzej Zeles oraz JM Rektor J. Lisowski i Ewa Otremba (do zbiorów Sali Tradycji Uczelni)32. Wówczas do Stowarzyszenia należało 461 osób, od zjazdu w 1987 r., 18 zmarło, a 66 skreślono z listy za nieuregulowane składki. Jednym z postulatów była myśl, M. Przyklanga o zmianie w statucie i przyjmowaniu osób z dyplomami niższymi oficera PMH niż I mechanik i absolwentów Wydziału Mechanicznego PSM i WSM w Gdyni i Szczecinie, co miało wpłynąć na wzrost ilości członków Stowarzyszenia. Jednakże zebrani uchwalili możliwość wstąpienia, jedynie dla osób z dyplomem mechanika okrętowego II klasy i rekomendacji 1 członka. Wybrano na czteroletnią kadencję władze: Lech Rezler (przewodniczący), 14 członków Rady Głównej, wśród nich: Jan Jagmin (sekretarz), Bolesław Płaza (skarbnik), Adam Tarnawski, Komisję Rewizyjną (5 osób), Zenon Kruk –przewodniczący, Marian Wiktorski – zastępca, Sąd Koleżeński (6 osób) – Jan Słoniewski (przewodniczący)33. Reaktywowany został 25 XI 1987 r. oddział w Szczecinie, 20 IV 1991 dokonano wyboru władz, w składzie: Marceli Stelmaszczuk, przewodniczący (pełni nadal tę funkcję w 2011), Janusz Starkiewicz, Janusz Ciechański, należało tam wówczas 180 osób34. Lechowi Rezlerowi na wniosek Kazimierza Dendury nadano tytuł honorowego przewodniczącego35. Zapisem z dnia 28 lipca 1988 r. dokonano zmian w statucie organizacji. Związane to było z przemianami społeczno-gospo- darczymi w kraju i dzięki zgodzie ministra przemysłu –Mieczysława Wilczka, w porozumieniu z ministrem: spraw wewnętrznych – Czesławem Kiszczakiem i Andrzejem Wróblewskim – finansów z wniosku SSMM, zezwalającym na działalność gospodarczą. Zezwolenie w zysku dotyczyło utworzonej w tym celu spółki z o.o. „Ample” w zakresie: usług związanych z taborem transportu i rybołówstwa morskiego, okrętownictwem (kadłuby, silniki, portowe morskie usługi transportowe, prace projektowe, dozór techniczny, budowa, remonty statków, ekspertyz technicznych dot.: złomowania, kupna-sprzedaży statku, holowań, prac podwodnych, antykorozyjnych i innych usług dotyczących gospodarki morskiej: m.in. edycja książek, broszur i periodyków morskich. SSMM miało zgodnie z umową 5% udział w zysku, z 50 000 zł kapitałem założycielskim, we władzach spółki Stowarzyszenie reprezentował: Lech Rezler i Zbigniew Kostelecki. Organem nadzorującym był minister przemysłu, rejestracji dokonano 10 VI 1988 r. w II Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego w Gdańsku. Głównym powodem podjęcia takiej decyzji było trudności wydawnicze w regularnym druku Zeszytów szkoleniowych, wynikające z wzrostu cen druku przy zmniejszonych dotacjach, głównie z TUiR „Warta”. Do 1989 r. na konto organizacji, od tego ubezpieczyciela przekazywane w formie promesy funduszu prewencyjnego dotacje, które pokrywały większość kosztów wydawania periodyku (druk, oprawa, honoraria autorskie, skład, redakcja tekstów, kolportaż) i niewielkich wpłat ze składek zmniejszającego się grona członków Organizacji36. Władze Stowarzyszenia zakładały, że: „uzyskane fundusze umożliwią zlikwidowanie deficytu finansowego, poprawią poziom wydawnictwa, pozwolą podnieść wymagania wobec autorów i umożliwią poszerzenie działalności statutowej. W nr 27 Biuletynu SSMM L. Rezler – przewodniczący zwrócił się z apelem do jej członków, zwłaszcza pracujących, o zlecenia prac przez tę spółkę wykonywanych. W początkowym okresie funkcjonowania z dywidend wpłat na konto organizacji uzyskano pożytki znaczące w dochodach, np. w 1989 r. przekraczały 9-krotnie wpłaty z tytułu składek członkowskich, zaś w 1990 r. już jedynie półtorakrotnie, a w 1992 r. wskutek braku zysków z udziałów wycofano się z tej spółki37. W 1991 powstał Komitet Założycielski SASM, któremu przewodniczył mgr inż. st. mech. okr. I kl. Andrzej Perepeczko, 21 marca 1992 – I Walne Zebranie, a 17 VI 1992 wybrano władze, przewodniczącym został Lech Rezler, pełniący tę funkcję do dziś przez kolejne 3-letnie kadencje. Od 1992 r. we władzach SASM byli m.in.: Zbigniew Nogowski, Bolesław Płaza, Marian Wiktorski, Czesław Orzegowski, Adam Tarnawski, Kazimierz Dendura, Jan Rackman, Andrzej Zeles. Członkami Stowarzyszenia byli st. mech, m.in.: Z. Andrzejczak, B. Górski, J. Jagmin, R. Kiedyk, Z. Kochalski, J. Makowski, C. Michalski, J. Mizgalski, Z. Mozgiel, E. Nowakowski, T. Nowalany, M. Przyklang, Z. Pytko, R. Ochinowski, T. Tunajek, Z. Wiśniewski, W. Rzymowski, J. Sobociński, A. Szymański, K. Uchman i J.K. Włodarski. 13 X 1993 wydano 1 nr periodyku cyklicznego, pt. „Biuletyn”, od nr 9 zmiana nazwy – „Biuletyn. Echo Morza”. Zob. SASM, Lista obecności na walnym zebraniu SASM w Gdyni w dniu 19 kwietnia 2008 r., npag. 31 SSMM. Materiały nieuporządkowane. Gdynia 12 II 1990. Pismo J. Lisowskiego – rektora WSM do Lecha Rezlera, npag. J. Lisowski w następujących słowach zwrócił się do przewodniczącego: „W imieniu Senatu i społeczności akademickiej WSM zwracam się z serdeczną prośbą o stałą współpracę Stowarzyszenia z własną uczelnią. Jesteśmy zainteresowani wspólnym rozwiązywaniem problemu odpowiedniego kształcenia kadr dla gospodarki morskiej. [...] Liczę na włączenie się SSMM w organizację uroczystości 70-lecia w dniu 16 czerwca b.r.”; Materiały z V Walnego Zebrania SSMM, Zeszyt szkoleniowy nr 29. Zagadnienia bezpiecznej i sprawnej obsługi urządzeń okrętowych, Gdynia 1992, s. 151–183. Historia statku i załoga m/s „Nysa”, zwłaszcza skład osobowy w ostatnim rejsie, zob. R. Leszczyński, Ginące frachtowce, t. I. Z przedmową H. Spigarskiego, Gdańsk 2007, s. 361–368, 375–392, 512; Pomnik tym, co odeszli na wieczną wachtę, [w:] Encyklopedia Gdyni, t. I..., s. 613. Matką chrzestna postumentu była żona członka załogi oficerskiej jednostki. Wskutek likwidacji Interklubu – Klubu Morskiego przy PLO, w 1990 r., dzięki życzliwości JM Rektora J. Lisowskiego, od 1 maja 1990 r. przeniesiono siedzibę do gmachu WSM, gdzie mieści się do dnia dzisiejszego. 32 Zeszyt szkoleniowy nr 29. Zagadnienia... ,s. 170–171. 33 Zeszyt szkoleniowy nr 29. Zagadnienia..., s. 165, 168–169. Zapis obrad V Walnego Zebrania Sprawozdawczo-Wyborczego SSMM. Niepokojący był fakt absencji większości członków SSSM, w zebraniu uczestniczyło jedynie 55 osób z 461 zapisanych; Zob. Nekrolog B. Płazy, SASM, Echo Morza, nr 9, Gdynia 2001, s. 155–156. 34 Zeszyt szkoleniowy nr 29. Zagadnienia... Sprawozdanie z działalności szczecińskiego Oddziału SSMM; Sprawozdanie z Walnego Zebrania Szczecińskiego Oddziału SSMM, s. 157–164.; www.ssmm.pl.-odsyłacze: aktualności, działalność, historia. 35 Zeszyt szkoleniowy nr 29..., s. 181. 36 SSMM. Mat. nieuporządkowane. Gdynia 24 III 1989. Pismo TUiR „Warta” do SSMM w Gdyni dot. przyznania środków z funduszu prewencyjnego, npag. 37 DzUPRL 1988, nr 18, poz. 124. Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie działalności gospodarczej organizacji społecznych; SSMM, Warszawa 30 IX 1988. Decyzja ministra przemysłu – podsekretarza stanu – mgr Andrzeja Wróblewskiego do SSMM; Zob. Uchwała nr 4 Rady Głównej SSMM z 3 grudnia 1987 r. w sprawie regulaminu działalności gospodarczej SSMM; Gdynia 29 III 1988. Pismo Z. Kosteleckiego – sekretarza i L. Rezlera – przewodniczącego Rady Głównej SSMM do ministra przemysłu w Warszawie; Gdańsk 9 V 1988. Postanowienie Sądu Rejonowego w Gdańsku. Wydział II Cywilny – M. Ożóg – przewodniczący Sądu Rejonowego o wpisie do rejestru handlowego „Ample” sp. z o.o.; SASM. Pismo do ministra przemysłu od władz SSMM dot. zezwolenia na działalność gospodarczą w kraju i udziału w spółce z o.o. „Ample”, npag; Zeszyt szkoleniowy nr 27..., Pismo L. Rezlera, W poszukiwaniu fundatorów..., npag; Zeszyt szkoleniowy nr 29..., s. 151. Nautologia 2011, nr 148 97 (sekretarz), Jan Rackmann, Marian Przyklang, Andrzej Zeles (członkowie zarządu), zaś Zbigniew Pytko był w Komisji Rewizyjnej, a Andrzej Perepeczko w Sądzie Koleżeńskim (przewodniczący)39. Sporadycznie starsi mechanicy, członkowie powstałego w 1991 r. Stowarzyszenia Absolwentów Szkół Morskich publikują swoje teksty w periodyku „Echo Morza”. Są to głownie wspomnienia z okresu pracy zawodowej i nauki w PSM lub notki biograficzne o zmarłych kolegach, również opracowywane przez W. Partekę. Od nr 1 w 1993 r. opublikowali liczne teksty głownie 2 autorzy: M. Wiktorski i A. Tarnawski oraz m.in.: B. Aponowicz, A. Bujalski, K. Dendura, B. Górski, T. Nowalany, E. Nowakowski, T. Nowogrodzki, L. Rezler, J. Sobociński i J. Zych40. Od początku istnienia organizacji do po8 grudnia 2002. Aula AM w Gdyni. Siedzą od prawej: st. mech. inż. M. Przyklang, niżej 2 rząd – prof. dr inż. Jan Kazimierz Włodarski (1), inż. Zbigniew Pytko (3), dr inż. czątku lat dziewięćdziesiątych władze SSMM zgłaszały kandydatów z grona członkowskieAndrzej Perepeczko (4), Henryk Kaźmierski (5). Fot. J. Litwiński. Ze zbiorów autora go do Izby Morskiej i Odwoławczej Izby MorSSMM od 1992 r. zaprzestało wydawać zeszyty szkoleniowe skiej przy Sądzie Wojewódzkim w Gdańsku, co stanowiło dowód regularnie z powodów finansowych, zaś ostatni numer wydany na docenienie kwalifikacji i doświadczenia zawodowego st. mechapo 3-letniej przerwie w 1995 r. zakończył tę serię wydawniczą. ników tego organu orzekającego w sprawach morskich katastrof41. Ponadto zgodnie ze statutem zjazdy sprawozdawczo wyborcze odPrzemiany w gospodarce i polityce morskiej po 1989 r., libywają się co 4 lata, z wyborem władz ze Szczecina lub Gdyni, ale kwidacja lub znaczne ograniczenie zatrudnienia największych nie są protokołowane. Kolejne odbyły się: 6 kwietnia 1995, 8 maja armatorów PMH, problemy z pracą w przemyśle okrętowym oraz 1999, 5 maja 2001 (20-lecie SSMM), ostatni 5 maja 2007. Znacznie angaże we flocie obcej, odejście wielu osób na „wieczną wachtę” zmniejszyła się ilość należących do organizacji, w 1995 skreślono aż lub rezygnacja z aktywnej działalności (często ze względu na wiek 237 osób, należało wówczas 268. W 1995–2006 przewodniczącym i stan zdrowia) spowodowały znaczny spadek ilości członków oraz był Marian Przyklang (abs. WM PSM 1950, inż. budowy maszyn zainteresowania aktywnym funkcjonowaniem Stowarzyszenia. okrętowych, oficer mechanik okr. I klasy, dyplom przyznany od Siedziba Stowarzyszenia od 1990 r znajduje się w WSM, zaś okazjo8 I 1960 przez S. Darskiego – ministra żeglugi, nauczyciel przed- nalnie spotkania są w Stella Maris u OO. Redemptorystów w Gdymiotu: mechanizmy pomocnicze, w PSM w Gdyni: 1968–1970, ni, co drugi czwartek miesiąca lub w Uczelni. W 1998 r. podczas oficer mechanik okrętowy w PLO – od asystenta do st. mechani- Święta Szkoły Morskiej poświęcono sztandary: w Gdyni 8 grudnia, ka), a wiceprzewodniczącymi: L. Głuszczak i Adam Tarnawski od (abp. T. Gocłowski) a w Szczecinie 10 października. W Gdyni ro1988–1995 r. wiceprzewodniczący, zastąpił Henryka Kłuska i po- dzicami chrzestnymi sztandaru zostali: JM rektor WSM – Piotr nownie od 1999) i E. Nowakowski, następnie Marceli Stróżyk 38. Przybyłowski i mgr Ewa Otremba, a w Szczecinie: mgr inż. Bogdan We władzach wybieranych na kolejne 3-letnie kadencje w Sto- Szweda (dyrektor techniczny „Euroafrica”) i Magdalena Igielska, warzyszeniu Absolwentów Szkół Morskich zasiadali niektórzy starsi poświęcenia tego emblematu SSMM dokonał abp. metropolita mechanicy, przede wszystkim Lech Rezler, przewodniczący od 1992, diecezji szczecińsko-kamieńskiej – Marian Przykucki42. Nieliczni oraz Adam Tarnawski (wiceprzewodniczący), Marian Wiktorski członkowie uczestniczą w rocznicowych uroczystościach w Gdyni SSMM. Gdynia 22 VIII 1988. Wyciąg z protokołu posiedzenia Rady Głównej SSMM odbytego 18 lutego 1988 r., npag; SASM. Biuletyn nr 3, Gdynia 1995, Kalendarium, s. 7. E. Nowakowski, Z historii SSMM, Biuletyn, nr 8, Gdynia 2000, s. 80–83; Biuletyn Echo Morza, nr 10, Gdynia 2002, s. 119–120; M. Przyklang, 20-lecie Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, Echo Morza. Biuletyn, nr 9, Gdynia 2001, s. 103–107. W 8 V 1999 r. zebrani członkowie SSMM przyjęli kodeks etyczny oficera mechanika okrętowego, opracowany przez K. Dendurę. 39 Zob. Komunikaty, Biuletyn, nr 8, Gdynia 2000, s. 125; St. mechanik Andrzej Zeles (1929–2000), ibidem, s. 151–152.. Relacja ustna mgr B. Łukaszewskiej – sekretariat SASM. 40 Wybrane artykuły członków SSMM i redakcji oraz rodzin st. mech. są wydawane, m.in. w: SASM, Biuletyn nr 3, Gdynia 1995. B. Górski, „Dar Pomorza” na olimpiadzie sportowej w 1936 roku, s. 55–57; Biuletyn nr 4. Gdynia 1996. K. Komocki, Awarie na ms. „Edward Dembowski”, s. 52–54; Biuletyn nr 8, Gdynia 2000, M. Wiktorski, Nawigacyjna przygoda starszego mechanika, nr 8, s. 77–80; ibidem, T. Nowogrodzki, St. mech. inż. Bolesław Dżuryk, s. 147; B. Łukaszewska, St. mechanik Andrzej Zeles, s. 151–152; Echo Morza. Biuletyn, nr 9, Gdynia 2001. J. Sobociński, Dwa opowiadania morskie, s. 51–56; Ibidem, T. Nowalany, Moje wspomnienia z pracy na morzu, s. 69–72; Echo Morza. Biuletyn, nr 11, Gdynia 2003. M. Wiktorski, Zbiornikowce „Praca” i „Karpaty”, s. 119–122; Echo Morza, Biuletyn, nr 12, Gdynia 2004. A. Tarnawski, Obowiązki i prawa kapitana oraz starszego mechanika w sprawach wypadków morskich rozpoznawanych przez Izby Morskie, s. 68–73; Echo Morza. Biuletyn, nr 14, Gdynia 2005, J. Zych, Moje wspomnienia, s. 55–62; Echo Morza. Biuletyn nr 14, Gdynia 2006. M. Wiktorski, 25-lecie Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, s. 109–112, R. Aponowicz, St. mech. Bernard Aponowicz, s. 151–153; Echo Morza. Biuletyn, nr 15, Gdynia 2007, A. Tarnawski, S/s „Gopło”, s. 82–83; Echo Morza. Biuletyn, Gdynia 2008. A. Tarnawski, Na flagowym statku, s. 68–83, B. Górski, Udział absolwentów PSM w Gdyni w walce konspiracyjnej z okupantem, s. 11–14; Echo Morza. Biuletyn, Gdynia 2009, A. Bujalski, W obliczu tajfunu, s. 73–78. Redakcję i korektę periodyku oraz sekretariat prowadzi od 1992 mgr B. Łukaszewska, będąca wieloletnim członkiem redakcji Zeszytów szkoleniowych SSMM. 41 Zob. Gdynia 17 X 1989. Pismo Odwoławczej Izby Morskiej przy Sądzie Wojewódzkim w Gdańsku, z siedzibą w Gdyni i odpowiedź L. Rezlera, datowana 14 XI 1989 – dot. kandydatury na ławników Odwoławczej Izby Morskiej w latach 1988–1992; Gdynia 14 XI 1989. Pismo L. Rezlera do Izby Morskiej przy Sądzie Wojewódzkim w Gdańsku dot. zgłoszenia kandydatur na ławników Izby Morskiej w Gdyni na okres 1990–1992. Materiał w zbiorach autora. 42 Zob. T. Nowogrodzki, Święto Szkoły Morskiej 8 grudnia 1998; i M. Przyklang, Sztandar Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, s. 60–61, SASM. Biuletyn, nr 7, Gdynia 1999, s. 38. W tym numerze opublikowano wspomnienia K. Dendury (fragment), Rewolucja w rikszy, s. 41–46, 86. Zob. tenże, Sól morza, Gdynia 1999. Autorem wspomnień z okresu nauki w PSM i pracy zawodowej (1948–1993) jest st. mech. Adam Tarnawski pt. Moje życie i morze, Gdynia 1999. Zob. E. Nowakowski, Z historii..., Biuletyn, nr 8, Gdynia 2000, s. 82; Wydawnictwa, Biuletyn, nr 8, s. 118. 38 98 Nautologia 2011, nr 148 w Uczelni – 17 czerwca i 8 grudnia, reaktywowanych decyzją JM Rektora J. Lisowskiego w 1990 r., inauguracji roku akademickiego w obu Akademiach Morskich oraz spotkaniach świątecznych – „opłatkowych” z udziałem abpa metropolity gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego i obecnie Sławoja L. Głodzia, kolejnych rektorów WSM i AM w Gdyni i zaproszonych gości na „Darze Młodzieży” (wspólnie ze SKŻW) lub w kościele Stella Maris43. 20 maja 2006 świętowano 25-lecie istnienia w siedzibie Duszpasterstwa Ludzi Morza w Gdyni, uczestniczyło kilkudziesięciu starszych mechaników. W 2006 Stowarzyszenie liczyło 120 osób w Gdyni, zaś w Szczecinie ponad 160. Przewodniczącym Rady Głównej i oddziału w Gdyni był M. Przyklang, a w Szczecinie M. Stelmaszczyk (wiceprzewodniczący Rady Głównej),we władzach w Gdyni byli: E. Nowakowski (wiceprzewod- 14 czerwca 2000. Święto Szkoły Morskiej. Aula AM w Gdyni. Siedzą od prawej: niczący RG), B. Michalski (sekretarz), Z. Pyt- st. mech. Jerzy O. Stefanowski, Eugeniusz Sperski, Bolesław Górski, Jan Mizgalski. ko (skarbnik), członkowie RG: J. Michalewski, Fot. J. Litwiński. Ze zbiorów autora J. Rosłanowski, A. Strużyk i S. Skwiercz44. Członkowie Stowarzyszenia organizują zjazdy co 4 lata, ostatni były różnotematyczne. Dotyczyły zarówno zapisu z obrad kolejIX miał miejsce w Akademii Morskiej w Gdyni – 5 maja 2007 r. nych Walnych zebrań (I–V), a także artykułów o charakterze naDokonano wyboru władz, przewodniczącym Rady Głównej i Od- ukowym i popularnonaukowym z zakresu: socjologii, eksploatacji działu w Szczecinie został Marceli Stelmaszczyk, gdyż po 12 letniej urządzeń okrętowych (bezpieczeństwo, ekonomika), psychologii, kadencji zrezygnował M. Przyklang (1995–2007), zaś w oddziale przepisów klasyfikacyjnych, bezpieczeństwa żeglugi (konwenw Gdyni – Adam Stróżyk. W 2011 odbędzie się kolejny X Zjazd cje międzynarodowe), prewencji przeciwpożarowych i przeciww gdyńskiej Alma Mater45. awaryjnych, ekologii morza, biografii i wspomnień najstarszych Bardzo ważną rolę w funkcjonowaniu Stowarzyszenia i udo- starszych mechaników z lat II wojny światowej, zwyczajów i obkumentowaniu jego działalności piśmienniczej i wydawniczej, rzędów morskich, słownika polsko-angielskiego, komputerów zarówno z grona członków jak i osób współpracujących były wy- i automatyki okrętowej autorstwa lub pod redakcją nielicznych dawane Zeszyty szkoleniowe. Ukazywały się od początku funk- członków SSMM (K. Dendura, B. Aponowicz, Z. Pytko, L. Rezler, cjonowania SSMM systematycznie w latach 1981–1992 i ponownie A. Tarnawski, L. Ulman, J.K. Włodarski) oraz pracowników na– ostatni zeszyt w 1995 r. Ich edycja była możliwa, po uzyskaniu ukowo-dydaktycznych WSM w Gdyni (np. R. Cwilewicz, S. Kozak, zgody z Ministerstwa Kultury i Sztuki. Departamentu Książki B. Łączek, A. Cichocka, J. Mironiuk, S. Rutkowski). Zamieszczano w Warszawie i Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji również listy do redakcji czy wspomnienia członków SSMM z prai Widowisk w Gdańsku46. cy zawodowej lub okresu lat 1939–1945. Naczelnym redaktorem większości, poza nr 12 (red. merytoW redakcji zeszytów poza członkami SSMM, zwłaszcza pełryczny dr socjologii B. Łączek) i nr 6 (pod redakcją B. Aponowi- niącymi funkcję przewodniczącego Rady Głównej byli: Jerzy cza) oraz 13–14 (brak redaktora) i 16 (Lech Ulman) został wybrany Drzemczewski, (od nr 9–12–15, 18–22, 26–27) z PLO, mgr BarbaKazimierz Dendura. W składzie Rady Programowej było (poza ra Łukaszewska (nr 16–32) z MINS WSM w Gdyni oraz st. mech. aktualnymi władzami: przewodniczącym, zastępcą, skarbnikiem Lech Ulman i Bogumił Łączek z MINS WSM. i sekretarzem) kilku starszych mechaników, np. byli przewodniW pierwszym zeszycie opracowanym przez K. Dendurę zawarczący SSMM poprzednich kadencji47. Edycja tego periodyku sta- to: Międzynarodową Konwencję w sprawie standardów szkolenia, nowiła jeden z elementów powołania organizacji w 1980 r. i sfor- świadectw i służb wachtowych, którą przygotowano w Londynie mułowanych wówczas celów działalności. Poszczególne zeszyty w 1978 r., zaś Polska ratyfikowała w 1979 r. Zob. Lista uczestników zjazdu absolwentów, [w:] Siedemdziesięciolecie szkolnictwa morskiego w Polsce 1920–1990, Gdynia 1991, red. E. Otremba, s. 74–78. Niektórzy członkowie SSMM obecni byli na obchodach 70-lecia szkolnictwa morskiego w Uczelni (15–17 VI 1990), m.in.: A. Bereżecki, W. Brzostek, H. Dondela, A. Gojny, B. Górski, S. Gwiazda, W. Machowski, S. Milewski, R. Ochinowski, I. Piotrowski, Z. Pytko, H. Ramęda, L. Rezler, J.O. Stefanowski, M. Stelmaszczuk, W. Szczepkowski, A. Tarnawski, S. Uliński, A. Wandycz, W. Wieczorek, J.K. Włodarski, K. Zamorski i A. Zeles. 44 Stowarzyszenie Absolwentów Szkół Morskich. M. Wiktorski, 25-lecie Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, Echo Morza. Biuletyn, nr 14, Gdynia 2006, s. 109–111. 45 SASM. Z życia Akademii Morskich w Gdyni i Szczecinie, Echo Morza. Biuletyn, nr 15, Gdynia 2007, s. 11–12. 46 SASM. Pisma wychodzące.... Gdynia 4 XII 1985. Pismo L. Rezlera i K. Kuszewskiego do MKIS. Departament Książki dot. zgody na wydawanie zeszytów szkoleniowych SSMM, npag; Ibidem, Gdynia 2 V 1985. Pismo st. mech. inż. W. Popowa – sekretarza RG SSMM do Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Gdańsku, npag. 47 Niektóre zeszyty były recenzowane, np. nr 3, przez prof. dr hab. C. Wojewódkę (Instytut Morski, UG), nr 5 przez dr Mieczysława Guldę (UG), nr 9 – prof. dr hab. inż. Józefa Lisowskiego (WSM Gdynia), a nr 23 –prof. dr hab. Donalda Steyera (UG), nr 20 – prof.dr hab. Jana Tuczyńskiego (WSP Słupsk). Opiniodawcami często byli członkowie SSMM, m.in.: L. Bujnowski, L. Rezler (nr 3), W. Starkel, L. Tarasiewicz (nr 5), W. Starkel (nr 7). Nakład jednego wydania wahał się od 200 do 750 egz. maksymalnie, objętość zeszytu 125–200 stron. Zob. SSMM. Materiały nieuporządkowane. Gdynia 18 II 1989. Pismo L. Rezlera do władz WSM w Gdyni. Sponsorzy otrzymywali średnio po 5 egz. periodyku; SSMM. Pisma..., Gdynia 4 XII 1985. Pismo L. Rezlera i K. Kuszewskiego do Ministerstwa Kultury i Sztuki Departamentu Książki dot. zgody na wydawanie Zeszytów szkoleniowych SSMM, npag. 43 Nautologia 2011, nr 148 99 24 stycznia 2002. Gdynia – gmach główny. Odsłonięcie nazwy uczelni: Akademia Morska. Stoją: prof. dr hab. inż. Piotr Przybyłowski – rektor, przemawia: st. mech. Jan Mizgalski. Fot. J. Litwiński. Ze zbiorów autora Zapis zastosowano następujący: układ treści konwencji, omówienie, publikacje dotyczące konwencji, odpis z oryginału dokumentu dotyczący służby technicznej na statku48. W kolejnym zamieszczono materiały z I walnego zebrania SSMM w 1981 r. Poza częścią szczegółowego zapisu przebiegu obrad zamieszczono ankietę socjologiczną (próba 83 osoby) pt. Członkowie SSMM o sobie i swojej organizacji. Jej wyniki były następujące: większość starszych mechaników była w wieku średnim (76%), od 41 do 60 lat, a więc z doświadczeniem zawodowym na tym stanowisku W odpowiedzi na jedno z pytań: Postulowany charakter Stowarzyszenia odpowiedzi były następujące: związek zawodowy (67,5%), klub zainteresowań (23,4%) i towarzystwo upowszechniania wiedzy (9,1%)49. W trzecim wydano pracę doktorską Kazimierza Dendury, której promotorem był prof. dr hab. Leszek Pasieczny pt. Postęp techniczny, a organizacja pracy i kwalifikacje załogi statku na przykładzie Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie50. W kolejnym zeszycie zamieszczono m.in.: materiały z I zjazdu Stowarzyszenia w 1981 r., artykuł J. Czappa, Stanowisko SSMM wobec dyskusji o ustawie żeglarskiej oraz teksty dotyczące: wystąpienia SSMM do Komisji Sejmowej i ministra-kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej oraz pracy marynarzy na obcych statkach. Opublikowano wyniki ankiety socjologicznej dotyczącej wykazu członków organizacji, miejsca pracy i stanu finansów. Należało do niej 351 osób (wg stanu w I kwartale 1982 r.), głównie zatrudnionych w: PLO i PŻM51. W piątym zawarto książkę dr B. Łączka (Międzywydziałowy Instytut Nauk Społecznych WSM w Gdyni) pt.: Socjologiczne aspekty roli starszego mechanika, Gdynia 198252. Szósty zeszyt – Technika i człowiek na statku, został poświęcony różnorodnym artykułom dotyczącym: dziejów żeglugi, automatyki, techniki okrętowej, zmian programów kształcenia oficerów mechaników. Zamieszczono też materiały członków SSMM: dr K. Dendury, inż. K. Kumali i mgr inż. J. Listewnika53. Następny – siódmy autorstwa E. Jakowczyk (wykładowca j. ang. w WSM Gdynia) zawierał (istotne w pracy starszego mechanika) słownictwo w języku angielskim, dotyczące: korespondencji (raporty, specyfikacja, wzory pism do instytucji i firm), skróty i zwroty telegraficzne, zawodowe słownictwo – w wyborze. W 1983 r. w zeszycie szkoleniowym nr 8 zapoczątkowano zamieszczanie życiorysów najstarszych starszych mechaników, częściowo opracowanych przez pracowników Biblioteki Głównej WSM w Gdyni w 1978 i 1979 r. Pierwsze z nich dotyczyły: Władysława Milewskiego (WM SM Tczew 1923), Mieczysława Gąsiorowskiego (WM SM Tczew 1924). Kolejne autorstwa Urbana Krzyżanowskiego: Jana Forkiewicza, Rolanda Lidtke i Jerzego Perzanowskiego. Po kilku latach, w 15 zeszycie zawarto biogramy: Jana Hermanna, Mariana Makowskiego i Jana Skibniewskiego, które napisali: st. mech. U. Krzyżanowski, H. Olewniczak i J. Wilgucka (Biblioteka WSM Gdynia). Kolejne wydawca zamieścił w zeszycie 23 z 1987 r. – w opracowaniu H. Olewniczak, autorstwa: U. Krzyżanowskiego, W. Kwiatkowskiej, W. Pałubickiego, J. Wilguckiej poniższych starszych mechaników (kilku należało do SSMM): Michała Kisielewskiego, Stefana Ulińskiego, Jordana Bussa, Szymona Kupisa, Stanisława Siomy, Mieczysława Staniaka, Feliksa Dańca i kadry wykładowców z Wydziału Mechanicznego w SM w Tczewie: inż. Antoniego Garnuszewskiego (pierwszego dyrektora) i Witolda Komockiego54. 48 Zeszyt 1. K. Dendura. Konwencja w sprawie standardów szkolenia, świadectw i służb wachtowych, Londyn 1978, Gdynia 1981. Archiwum AM w Gdyni. Akta osobowe pracowników WSM. Kazimierz Dendura, ur. 1 X 1939, w 1 IX 1961–30 VI 1964 – WM PSM w Gdyni, od 16 VI 1965–10 X 1967 w PSM Szczecin nauczyciel, od 10 VII 1964–31 XII 1977 – PŻM, od asystenta masz. do starszego mechanika we flocie tegoż armatora oraz kierownik Działu Analiz Społecznych. Od 1 I 1978–2003 w WSM i AM w Gdyni (docent, profesor kontraktowy i prof. WSM, prof. nadzw. AM) na Wydziale Mechanicznym i Administracyjnym oraz w Międzywydziałowym Instytucie Nauk Społecznych, od 1990 r. w Katedrze Nauk Humanistycznych. Wykładowca przedmiotów m.in.: podstawy ergonomii, nauka o pracy, zarządzanie jakością, zarządzanie jakością, certyfikowanie jakości wyrobów, merchandising i innych, promotor prac dyplomowych – inż., licencjackich, magisterskich (seminarium z: zarządzania jakością, środowiskowe bezpieczeństwo, zintegrowane systemy zarządzania oraz kilku doktoratów. Prodziekan Wydziału Mechanicznego ds. studenckich i praktyk (1 IX 1978–28 II 1981). Autor kilkuset artykułów, referatów w czasopismach naukowych i popularno-naukowych, kilkunastu książek i skryptów dydaktycznych. Autor, współautor prac naukowo-badawczych zastosowanych w praktyce dla: WSM w Gdyni, Uniwersytetu Gdańskiego, Instytutu Morskiego, PLO, Chipolbrok, PŻM. Okresowo podczas urlopu z WSM zatrudniony we flocie PLO oraz armatora greckiego, brytyjskiego i cypryjskiego. Członek SSMM i SASM również we władzach tych organizacji społecznych. W 1993–1996 w Urzędzie Morskim w Gdyni – główny specjalista: ds. ISO w Pionie Bezpieczeństwa Żeglugi, wiceprzewodniczący Komisji Egzaminacyjnej ds. dyplomów morskich (1993–1997). Od 1999 prof. nadzw. w Wyższej szkole Administracji i Biznesu. Dyplom oficera mechanika okrętowego I klasy, przyznany 25 V 1971 przez ministra żeglugi., dr nauk ekonomicznych, Dr hab. nauk ekonomicznych, audytor wiodący systemów jakości: BSI,PCBG. Członek Rady Technicznej PRO, PRS, ekspert IMO, ławnik Odwoławczej Izby Morskiej w Gdyni, członek Rady Programowej periodyków: „Technika i Gospodarka Morska” oraz „Budownictwo Okrętowe”. 49 Zeszyt 2. B. Łączek, Członkowie SSMM o sobie i swojej organizacji, [w:] Materiały..., s. 61, 64, 69, 75. 50 Zeszyt 3. K. Dendura, Postęp techniczny, a organizacja i kwalifikacja załogi statku, Gdynia 1981. Opublikowano zmodyfikowaną wersję doktoratu, z obj. 400, do 130 stron w tej edycji. 51 Zeszyt szkoleniowy nr 4..., s. 7, 10–16, 57–58. 52 Zob. Recenzja tegoż, L. Milian, Technika i Gospodarka Morska, 1983, nr 1, s. 46. Zob. M. Latoszek, Działalność wydawnicza Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich, „Nautologia”, 1983, nr 2, s. 107–109. W tym artykule autor analizował zawartość pierwszych zeszytów szkoleniowych SSMM, z nr: 1–5. 53 Zeszyt szkoleniowy nr 6..., s. 73–84, 113–124, 249–254, 254–265, 265–288. Biogram J. Listewnika, [w:] Encyklopedia Szczecina, supl. t. I, A–Ż, Szczecin 2003, s. 142–143. Dr hab. inż., prof. AM w Szczecinie – J. Listewnik był wieloletnimi nauczycielem akademickim WSM i AM w Szczecinie, od st. wykładowcy do prof. nadzw., członkiem Rady Wydziału Mechanicznego i pełnomocnikiem rektora ds. promocji (1999), członkiem Senatu uczelni. W SSMM, (oddziale szczecińskim) pełni funkcję wiceprzewodniczącego od 2007 r. 54 Zeszyt szkoleniowy nr 8..., s. 118–122, 125–129; Zeszyt szkoleniowy nr 9..., s. 52–59; Zeszyt szkoleniowy nr 15. Prewencja..., s. 105–117; Zeszyt szkoleniowy nr 23. Materiały z działalności SSMM. IV walne zebranie, Gdynia 1987, s. 40–68, 70–75; Zob. S. Kozak, Inż. Marian Makowski, „Technika i Gospodarka Morska”, nr 6, s. 105. 100 Nautologia 2011, nr 148 Dziewiąty zeszyt szkoleniowy, autorstwa K. Dendury dotyczył eksploatacji siłowni bezwachtowej55. Dziesiąty numer poświęcono głównie zapisom obrad II Walnego zebrania sprawozdawczo-wyborczego SSMM w Gdyni. Cennym był nowatorski artykuł T. Gagatki: Zapobieganie awariom przez szkolenie na symulatorze siłowni oraz Program szkolenia na symulatorze siłowni okrętowej dla starszych mechaników i przedruk – Rozporządzenia ministra-kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej z dnia 17 sierpnia 1983 r. w sprawie kwalifikacji zawodowych członków załóg polskich statków morskich56. Kolejny – 11, autorstwa dr Stanisława Kozaka (MINS WSM Gdynia) zapoczątkował publikację tekstu wspomnień i biogramów starszych mechaników z lat II wojny światowej opracowanych pod jego redakcją. Stanowił zwieńczenie starań najstarszych absolwentów szkół morskich z Tczewa i Gdyni tzw. Koła Tczewiaków zainicjowanych 5 grudnia 1974 r. i skonkretyzowanych na I Światowym Zjeździe Absolwentów Szkoły Morskiej w 1980 r. przygotowaniem 83 biogramów, w tym 27 starszych mechaników. W tym zeszycie jest 27 tekstów dotyczących starszych mechaników o różnej objętości i wartości poznawczej. Niestety życiorysy nawet wówczas żyjących zostały zawężone jedynie do okresu od narodzin do 1945–1946 r. (zakończenia II wojny światowej i powrotu na statkach PMH do Polski), co obniża ich wartości poznawcze57. Dwunasty zeszyt zawierał opracowanie W. Korczyńskiego o psychologii zawodu mechanika okrętowego58. Numer 13/14 stanowił zbiór 22 artykułów związanych z: bezpieczeństwem i prewencją, energetyka i eksploatacja urządzeń okrętowych autorstwa pracowników z: PLO, PŻM, Urzędu Morskiego, PROREM-u, Politechniki Gdańskiej, Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni (K. Dendura) i Szczecinie (J. Listewnik), Polskiego Rejestru Statków i Stoczni Remontowej „Nauta” w Gdyni59. W 15 biuletynie ukazały się materiały 8 autorów dotyczące: problematyki technicznej eksploatacji statku, zwyczajów i obyczajów morskich, wyników badań socjologicznych (dr B. Łączka) i relacji społecznych w PMH60. Zeszyt 16 obejmował zapis z III Walnego Zebrania SSMM w maju 1985 r. Jednym z niepokojących sytuacji była nieobecność wielu członków Organizacji, z 562 jedynie 68 przybyło wybrać 45–1946 nowe władze. Wówczas po raz pierwszy mgr inż. J. Słoniewski (WSM Gdynia) zaproponował edycję „English for Marine Studies”, którą wydano w zmodyfikowanej wersji w 1987 r. Ponownie przewodniczącym wybrano Lecha Rezlera (PŻM) na 2-letnią kadencję 61. W siedemnastym zeszycie opublikowano różnorodne artykuły autorstwa pracowników PŻM, WSM, Instytutu Okrętowego PG, PŻM, Instytutu Morskiego dotyczące statku: eksploatacja, przepisy przeciwpożarowe, automatyki, bezpieczeństwa żeglugi, przepisów konwencji STCW 1978 (wacht morskich i służb portowych w siłow- niach okrętowych) – pióra przewodniczącego SSMM – L. Rezlera oraz prawa pracy i socjologii. Zamieszczono biogramy pierwszych wykładowców SM WM w Tczewie: inż. Kazimierza Bielskiego i Tadeusza Kokińskiego autorstwa E. Kubasiewicz (Biblioteka Główna WSM Gdynia) i R. Mielczarka (Instytut Historii PAN) w opracowaniu Hanny Olewniczak i terminologii stanowisk pracy na statku w różnych obcych językach62. Zeszyt osiemnasty, którego autorem był K. Dendura, składał się z 9 rozdziałów: Zakres i przepisy nad- Znaczek SSMM. Ze zbiorów autora zoru technicznej eksploatacji statku; Organizacja administracji morskiej; Obowiązki załogi dotyczące inspekcji statku; Inspekcje i dokumenty bezpieczeństwa żeglugi; Rejestr okrętowy i dokumenty legitymujące; Organizacja nadzoru klasyfikacyjnego; Przeglądy klasyfikacyjne; Organizacja nadzoru stałego; Nadzór klasyfikacyjny automatyki statku) i 30 załączników, większości autorstwa K. Dendury, m.in.: dyplom oficera mechanika okrętowego I klasy, świadectwo ukończenia kursu automatyki i informatyki okrętowej oraz potwierdzenie ważności dyplomu63. W zeszycie 19 zamieszczono 14 artykułów dotyczących: diagnostyki i prewencji przeciwawaryjnej, aspektów pracy na statku (socjologiczne, psychologiczne i organizacyjne aspekty). Autorami byli: pracownicy PLO, Instytutu Morskiego, WSM w Gdyni (mgr inż. S. Ciesielski, dr inż. R. Cwilewicz, mgr inż. S. Kluj i dr B. Łączek) i Politechniki Szczecińskiej. Członkowie Stowarzyszenia zamieścili 3 artykuły: K. Dendura, Dokumentacja eksploatacyjna automatyki okrętowej, K. Sykuna, O szkoleniu zawodowym i patologii w pracy na morzu oraz J.K. Włodarski, Diagnostyka maszyn okrętowych na statkach PMH64. W dwudziestym zeszycie zamieszczono opracowanie dr hab. Władysława Pałubickiego (MINS WSM Gdynia), przydatne w realizacji przedmiotów humanistycznych dotyczące wg słów L. Rezlera w przedmowie:” kultury ludzi morza, przydatne dla członków Ligi Morskiej”, reaktywowanej w trakcie walnego zjazdu delegatów w Gdyni 24–25 X 1981 r.65 W następnym wydano autorstwa lektora języka angielskiego w WSM w Gdyni – E. Kaczmarek, Słownik angielsko-polski, Gdy- K. Dendura, Organizacja bezpiecznej eksploatacji urządzeń okrętowych, Wybrane zagadnienia z badań, Gdynia 1983. Zeszyt szkoleniowy nr 10. Materiały..., s. 90–93, 93–98, 125–134; Dziennik Ustaw PRL (dalej: DzURP), nr 52, poz. 232. Rozporządzenie ministra-kierownika Urzędu Gospodarki Morskiej z 17 sierpnia 1983 r. w sprawie kwalifikacji członków załóg polskich statków morskich. 57 Zeszyt szkoleniowy nr 11. Losy..., Gdynia 1984, s. 21–95. Wówczas zamieścił autor nieliczne najważniejsze dokumenty dotyczące okresu II wojny i służby w PMH w Anglii, ibidem, npag. 58 Zeszyt szkoleniowy nr 12. W. Korczyński, Psychologiczne aspekty roli starszego mechanika, Gdynia 1984. Zob. toż, rec. L. Milian, „Technika i Gospodarka Morska”, 1985, nr 7–8, s. 398–399. 59 Zeszyt szkoleniowy nr 13/14. Bezpieczeństwo..., s. 47–56, 73–95. 60 Red. L. Ulman. Zeszyt szkoleniowy nr 15. Prewencja przeciwpożarowa i przeciwawaryjna oraz wybrane zagadnienia socjologiczne w środowisku ludzi morza, Gdynia 1985. Recenzję wydawniczą opracował mgr inż. st. mech. okr. I kl. A. Perepeczko, z WMWSM w Gdyni. 61 Zeszyt szkoleniowy nr 16. Materiały..., s. 27–40, 43–50. 62 Zeszyt szkoleniowy nr 17. Zagadnienia z technicznej eksploatacji statku..., s. 155–165, 191–193, 196–198, 199. 63 Zeszyt szkoleniowy nr 18. K. Dendura, Organizacja nadzoru technicznej eksploatacji ,Gdynia 1986. 64 Red. K. Dendura, Bezpieczeństwo i ekonomika technicznej eksploatacji statku, Gdynia 1986. 65 W. Pałubicki, Zwyczaje i obrzędy morskie. Tradycja i współczesność, Gdynia 1987; Recenzję wydawniczą opracował wybitny znawca literatury marynistycznej, prof. dr hab. J. Tuczyński z WSP w Słupsku; Hasło Liga Morska, [w:] Encyklopedia Gdyni, T. I..., s. 406–408. 55 56 Nautologia 2011, nr 148 101 nia 1987, będącym uzupełnieniem publikacji T. Blakey, English for marine studies. Zeszyt 22 dotyczył eksploatacji instalacji okrętowych w 13 opra cowaniach 9 autorów, m.in. z WSM w Gdyni: dr inż. R. Cwilewicza, dr hab. K. Dendury, dr inż. A. Kowalskiego, mgr inż. J. Krzyżanowskiego, mgr inż. P. Paneczki, dr inż. S. Rutkowskiego, mgr inż. R. Śliwińskiego, MIR i Izby Morskiej w Gdyni66. Kolejny zawierał stenogram obrad czwartego Zjazdu SSMM z 9 maja 1987 w auli WSM w Gdyni i 10 biogramów w cyklu: Zasłużeni starsi mechanicy, w opracowaniu H. Olewniczak, autorstwa U. Krzyżanowskiego, W. Kwiatkowskiej, W. Pałubickiego i J. Wilguckiej67. Zeszyt 24 autorstwa S. Kozaka stanowił dalszą część biografii i wspomnień starszych mechaników z lat ostatniej wojny światowej. Zamieszczono w nim 14 tekstów, niektórzy byli przez kilka lat członkami Stowarzyszenia, m.in.: Bolesław Górski, Jan Karol Herrmann, Marian Makowski, Władysław Milewski, Jan Mizgalski, Ryszard Ochinowski i Jan Stępień68. W zeszycie nr 25 zamieszczono artykuły pracowników WSM (doc. dr inż. Zygmunt Bendyk, dr inż. S. Ciesielski, dr K. Dendura, mgr inż. K. Kamiński, i PŻM (J. Konarczyk, Z. Mąka) dotyczące zagadnień automatyki i informatyzacji statku69. Zeszyt 26 dotyczył problematyki: przeciwpożarowej na statku, awarii urządzeń elektrycznych autorstwa wykładowców WSM w Gdyni i w szczecinie oraz przedruk dokumentacji dotyczącej przyczyn awarii na m/s „Maciej Rataj”, rozpatrywanej przez Izby Morskie w Gdyni i w Szczecinie. Członek SSMM K. Dendura był autorem fragmentu wspomnień (pseud. lit. Antoni Kaden) pt. Bunt Maszyn70. Kolejny biuletyn zawierał artykuły dotyczące urządzeń okrętowych (eksploatacja) i ekologii morza autorstwa m.in. prof. dr inż. J.K. Włodarskiego, z SSMM dotyczące: awarii silników okrętowych, diagnostyki technicznej na statku oraz edukacji kadr morskich dla floty71. Zeszyt 28 został poświęcony artykułom – bezawaryjnej pracy statku, autorstwa m.in. mgr inż. S. Rutkowskiego, prof. dr hab. Z. Sójki z WSM w Gdyni, Janusza Ciechońskiego (WSM Szczecin), mgr inż. Jana Klose (Szczecińska Stocznia Remontowa „Gryfia”), PŻM, oraz członków SSMM: A. Tarnawskiego, Obowiązki i prawa starszego mechanika w sprawach wypadków morskich rozpoznawanych przez Izby Morskie, K. Dendury – kolejny fragment opowiadań, pt. Wyprawa po zielone runo i pośmiertny U. Krzyżanowskiego o Władysławie Milewskim i jego rodzinie oraz pracy zawodowej. Opublikowano tekst Ewy Otremby, dotyczący reaktywowania 8 grudnia –święta WSM, decyzją Senatu gdyńskiej Alma Mater z 5 VII 1990 r.72 29 zeszyt szkoleniowy zawierał artykuły pracowników naukowo-dydaktycznych WSM w Gdyni obejmujący problematy- kę użytkowania wyposażenia statku, bezpieczeństwa nawigacji, łączności satelitarnej, dowodzenia załogą, edukacji oficera mechanika w WSM, wizerunkowi marynarza w wybranych tytułach prasowych z okresu II Rzeczypospolitej oraz kolejne opowiadanie K. Dendury pt. U kresu świata. Bardzo wartościowe były obszerne zapisy z obrad V Walnego Zebrania SSMM – 11 maja 1991, będącym ostatnim opublikowanym drukiem dotyczącym Walnych Zjazdów tej organizacji73. W 30 zeszycie zostały zamieszczone następne biogramy i wspomnienia starszych mechaników w opracowaniu S. Kozaka, stanowiące kontynuację 2 wcześniejszych zeszytów. Zamieszczono tu 14 tekstów, m.in. relację i notę biograficzną Jerzego Oskara Stefanowskiego, członka SSMM w początkach funkcjonowania tej organizacji74. Ostatnia w tej serii wydawniczej, z nr 31 ukazała się broszura, dotycząca zagadnień bezpieczeństwa użytkowania urządzeń okrętowych. Zamieszczono w niej 11 artykułów autorstwa kadry naukowo-dydaktycznej WSM w Gdyni, AMW w Gdyni czy Urzędu Morskiego w Gdyni, m.in.: Alfreda Brandowskiego, Agaty Cichockiej, Daniela Dudy, Wojciecha Drozda, Leszka Morawskiego, Janusza Mindykowskiego, Eugeniusza Perycza, Janusza Pomirskiego, Stanisława Rutkowskiego i przedruk materiałów na 26 Sesję Komisji morskiej Międzynarodowej organizacji pracy w opracowaniu Mateusza Bereżeckiego oraz opowiadanie morskie Kazimierza Dendury pt. Zatonięcie nadziei75. Począwszy od 1995 r. zeszyty szkoleniowe SSMM przestały się ukazywać głównie z powodów finansowych i wycofania się nielicznych sponsorów subsydiami na cykliczną edycję periodyku. Fakt ten znacznie rzutuje na ograniczonym informacyjnym przekazie dotyczącym pracy SSMM i efektów działalności, zagadnień dotyczących pracy mechanika okrętowego, problematyki różnorodnych zainteresowań. Zakończenie edycji zeszytów szkoleniowych uniemożliwia ukazanie dalszej działalności tej organizacji we wszelkich przejawach. Funkcjonowanie Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich od 1980 r. uwidacznia potrzebę istnienia tej organizacji społecznej mimo zmian polityczno-ekonomiczno-społecznych w Polsce po 1989 r. Przedstawione w artykule zagadnienia, jakimi zajmowali się członkowie SSMM, a zwłaszcza kolejne władze podczas spotkań „klubowych, czwartkowych” i zjazdów sprawozdawczo-wyborczych ukazują spektrum zainteresowań członków organizacji i osób piszących do periodyku organizacji. Wydawane Zeszyty szkoleniowe SSMM (1981–1992 i 1995) dostarczały wielu fachowych informacji, zawartych w artykułach nie tylko z problematyki zawodowej starszego mechanika na statku czy w zakładach gospodarki morskiej, ale i wiedzy humanistycznej z zakresu: historii, zwłaszcza biografistyki kadry morskiej oraz socjologii, prawa i ekonomii. Stanowią cenny materiał poznawczo-archiwalny do przedstawienia dziejów tej organizacji społecznej ludzi morza. Red. A. Kowalski, Zagadnienia bezpiecznej i oszczędnej eksploatacji instalacji okrętowych, Gdynia 1987. Zeszyt szkoleniowy nr 23. Materiały z działalności SSMM. IV walne zebranie, Gdynia 1987, s. 40, 46–75. Są to sylwetki następujących osób: M. Kisielewskiego, S. Ulińskiego, J. Bussa, S. Kupisa, S. Siomy, M. Staniaka, F. Dańca, wykładowców SM w Tczewie i PSM w Gdyni: inż. Antoniego Garnuszewskiego i inż. Witolda Komockiego. 68 Zeszyt szkoleniowy nr 24. Opr. S. Kozak, Udział starszych mechaników Polskiej Marynarki Handlowej w II wojnie światowej, Gdynia 1988. (Indeks nazwisk, statków i okrętów opracowała mgr Barbara Łukaszewska), zob. ibidem, s. 241–251. Wyjątkowo ten zeszyt był sponsorowany poza TUiR „Warta” przez: PŻM, PPDiUR „Dalmor”, Polską Żeglugę Bałtycką, i PPDiUR „Odra”, Zob. SSMM. Mat. nieuporzadkowane. Pisma L. Rezlera – przewodniczącego Rady Głównej do ww. sponsorów (luty–marzec 1989). Krótka biografia st. mech. Jana Mizgalskiego, m.in. [w:] E. Otremba, Jubileusz 90-lecia Jana Mizgalskiego, Biuletyn, nr 8, Gdynia 2000, s. 98–100. 69 Zeszyt szkoleniowy nr 25. Komputery i automatyka na statku, Gdynia 1988. 70 Zeszyt szkoleniowy nr 26. Zagadnienia bezpiecznej eksploatacji urządzeń okrętowych, Gdynia 1989, s. 95–106, 115–123; Zob. Encyklopedia Szczecina A–O, t. I, red. T. Białecki, Szczecin 1999, s. 582. M/s „Maciej Rataj” – masowiec PZM, zwodowany 12 X 1984, zdany 15 VIII 1985. 71 Red. L. Rezler et al., Zeszyt szkoleniowy nr 27. Bezpieczna eksploatacja urządzeń okrętowych oraz ochrona środowiska morskiego, Gdynia 1990, s. 7–32, 33–40, 41–50. 72 Zeszyt szkoleniowy nr 28. Zagadnienia bezpiecznej eksploatacji urządzeń okrętowych, Gdynia 1991, s. 81–126. 73 Zeszyt szkoleniowy nr 29. Zagadnienia bezpiecznej i sprawnej obsługi urządzeń okrętowych, Gdynia 1992, s. 151–183. (ibidem, Materiały z Walnego Zebrania SSMM). 74 Zeszyt szkoleniowy nr 30. S. Kozak, Biografie i wspomnienia starszych mechaników z II wojny światowej 1939–1945, Gdynia 1992, s. 52–73. 75 Zeszyt szkoleniowy nr 31. Zagadnienia bezpieczeństwa eksploatacji urządzeń okrętowych, Gdynia 1995. 66 67 102 Nautologia 2011, nr 148 Abstract The Association of Marine Chief Engineers (1980–2011) The article discusses the history of the Association of Marine Chief Engineers in the years 1980–2011, a social organization rallying marine chief engineers, First Class diploma holders. It was was founded in 1980 at the suggestion, among others, of Chief Engineer Marian Przyklang (Polish Ocean Lines) and Associate Professor, Chief Engineer Jan Kazimierz Włodarski, Sc.D. (Nautical Academy of Gdynia). The first convention and election of the executive body were held in Gdynia on 9th May, 1981. The sights of the Association were set on the following goals: cultivation of the traditions of the Polish Merchant Marine and expressing expert opinions on various aspects of maritime economy of the country (education and training of maritime cadres, raising marine awareness of the society and development of particu- lar branches of marine economy and administration – shipyards, shipping, classification societies and, finally, marine chambers. The goals of the organization were mainly pursued through lectures and publications. The paper presents the history of the Association as a whole and of its Szczecin branch, especially that of 1981–1992 and 1995. It also discusses the contents of the Training Book lets published by the Association in those years. The source materials for the present study were the documents of the Association, its Training Booklets and the information provided by professional journals as well as the Association’s website. Finally, profiles of the most distinguished members of the Association were presented, especially those of the graduates from the pre-war nautical colleges of Tczew and Gdynia. Grzegorz GORYŃSKI FUNKCJONOWANIE WOJSK OCHRONY POGRANICZA NAD BAŁTYKIEM W LATACH 1945–1965 13 września 1945 roku powołano do życia Wojska Ochrony Pogranicza1, formację do ochrony polskich granic. Zorganizowanie ich po zakończeniu II wojny światowej w Europie, było jednym z pilniejszych problemów do rozwiązania. W pierwszych powojennych miesiącach ochronę terytorium Polski powierzono na jej zachodzie i południu powracającym do kraju jednostkom Wojska Polskiego, a na północy – organizowanej Milicji Morskiej2. Pełnienie służby patrolowo-ochronnej na zachodzie i południu przez frontowe jednostki Wojska Polskiego było ze względów: politycznych koniecznością, a z punktu organizacyjnego, rozwiązaniem doraźnym. Przygotowanie do ochrony granic – pokojowego zadania – wymagało nie tylko stosownego przygotowania teoretycznego i praktycznego oficerów, podoficerów i szeregowych, ale także przeprowadzenia określonych działań prawnych, organizacyjnych i właściwego zabezpieczenia logistycznego. Zaangażowanie większości żołnierzy piechoty w ochronę „granicy państwowej” kolidowało z planami przechodzenia ich na stopę pokojową i rozmieszczenia w garnizonach. Natomiast rozdrobnienie jednostek wojskowych, właściwe dla służby granicznej, nie sprzyjało utrzymaniu zwartości bojowej wojsk i dezorganizowało ich podstawowe zadanie – planowe i regularne szkolenie żołnierzy. Drugim istotnym argumentem na rzecz powstania nowej formacji był wzrost niekontrolowanych przekroczeń rubieży granicznych. Ten problem wymagał, aby wprowadzić nowe formy (sposoby) – jakościowo odmienne od tych, stosowanych na polu walki. Mało efektywne należało zastępować nowymi, które gwarantowałyby skuteczną ochronę granicy. Niestety wymogów tych frontowe jednostki WP nie były w stanie spełnić. Konieczność powołania nowej formacji odpowiadającej wymogom przyszłych zadań sprawiło, że ministerstwa: Obrony Narodowej, Bezpieczeństwa Publicznego, Administracji Publicznej i Skarbu rozważały kilka propozycji. Ostatecznie zdecydowano się powołać organ wojskowy – Wojska Ochrony Pogranicza – podporządkowany ministrowi Obrony Narodowej, gdyż tylko on dysponował odpowiednimi siłami i środkami3. Polska po II wojnie światowej znalazła się w nowym kształcie terytorialnym i granicznym, w zupełnie innych niż w okresie II Rzeczypospolitej układach geopolitycznych. Zasadniczo zmieniły się stosunki sąsiedzkie, które wynikały z nowego podziału Europy. W jego wyniku odtąd Polska na wszystkich (lądowych) granicach miała teoretycznie mieć „samych przyjaciół” zespolonych pod ideologicznym przywództwem ZSRR, z jednakowym ustrojem oraz układami politycznymi i militarnymi. Chociaż oficjalnie nasi sąsiedzi nie zgłaszali istotnych zastrzeżeń terytorialnych, to w praktyce pojawiały się one niejednokrotnie. Militarna potęga ZSRR, która gwarantować miała nienaruszalność granic Polski, w efekcie przyczyniła się tylko do ograniczania naszej suwerenności, wpływając pośrednio lub bezpośrednio na system obrony i ochrony jej granic. Wraz z kształtowaniem się przyszłej struktury organizacyjnej Wojsk Ochrony Pogranicza ustalono także ich zakres zadań i kompetencji. Z uwagi na (...) odmienne zasady ustrojowe, zadania społeczno-polityczne ludowego państwa oraz poprawnie kształtujące się stosunki z państwami ościennymi (...), wzorce organizacyjne formacji granicznych okresu II Rzeczypospolitej (Korpusu Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej) nie zyskały aprobaty organizatorów i zostały odrzucone. Sięgnięto do rozwiązań radzieckich – kierownikiem zespołu organizacyjnego, a później szefem WOP został pułkownik Gwidon Czerwiński – oficer radziecki. Wojska te zostały powołane do ochrony granic państwa pod względem wojskowym, politycznym, bezpieczeństwa publicznego i celnym w okresie pokoju. Miały one oprócz właściwych im zadań (zatrzymywanie i zwalczanie wszelkiej przestępczości granicznej) realizować także inne, jak (...) zapobieganie przenoszeniu lub przesyłaniu Wojska Ochrony Pogranicza funkcjonowały prawie 46 lat do 15 maja 1991 roku. Rozwiązał je minister Spraw Wewnętrznych Henryk Majewski, powołując w ich miejsce Straż Graniczną, nową formację typu policyjnego. 2 H. Dominiczak, Wojska Ochrony Pogranicza w latach 1945–1948, Warszawa 1971, s. 32–40; H. Kula, Granica morska PRL w latach 1945–1950, Warszawa 1979, s. 33–66. 3 H. Dominiczak, Zarys historii Wojsk Ochrony Pogranicza 1945–1995, Warszawa 1985, s. 43. 1 Nautologia 2011, nr 148 103 przez granicę wszelkich pism, dzienników, broszur itp. skierowanych przeciw Państwu i prawowitym władzom; ściganie wszelkich poczynań i zamierzeń skierowanych przeciw politycznym interesom Państwa; współdziałanie z innymi organami mającymi na celu bezpieczeństwo publiczne i zapobieganie szkodom zagrażającym interesowi publicznemu 4. Wojska Ochrony Pogranicza ostatecznie powstały (na papierze) 13 września 1945 r. na podstawie rozkazu 0245/Org. Naczelnego Dowódcy WP. Ustalono w nim ich strukturę organizacyjną oraz skład. Zgodnie z treścią wspomnianego rozkazu i w oparciu o zatwierdzone etaty dopiero pierwszy wiceminister Obrony Narodowej gen. dyw. Wsiewołod Strażewski miał sformować do 1 października 1945 r. Departament WOP. Natomiast dowódcy okręgów wojskowych (Warszawskiego, Lubelskiego, Krakowskiego, Śląskiego, Poznańskiego i Pomorskiego) otrzymali zadanie utworzenia do 1 listopada 1945 r. przy swoich dowództwach Wydziałów Służby Pogranicznej5 (określane później jako Wydziały WOP) i odpowiednią ilość Oddziałów WOP o podanej strukturze. Mieli także przydzielić Oddziałom WOP specjalnie utworzone Samodzielne Kompanie Łączności (SKŁ)6. Rzeczywistość jednak pokazała, że te optymistycznie nakreślone plany należało kilkakrotnie weryfikować. Wojska Ochrony Pogranicza stanowiły wówczas integralną część Sił Zbrojnych. Pod względem służbowym podlegały one początkowo pierwszemu, a od 30 października 1945 r. drugiemu wiceministrowi Obrony Narodowej. FORMOWANIE I ORGANIZACJA NADMORSKICH JEDNOSTEK WOP Wojska Ochrony Pogranicza miały być formowane przez sześć okręgów wojskowych. Wspomniany rozkaz oraz uzupełniający go rozkaz nr 0304/Org. z 28 października 1945 r., powołujący pododdziały kontroli ruchu granicznego (Przejściowe Punkty Kontrolne – PPK), nałożyły na dowódcę Pomorskiego Okręgu Wojskowego7 obowiązek sformowania: • Wydziału WOP o stanie osobowym 26 wojskowych (18 oficerów, 3 podoficerów i 5 szeregowych) i 3 pracowników cywilnych; • 3 Oddziału WOP w składzie – pięciu Komend Odcinków (nr 11, 12, 13, 14, 15), 25 strażnic WOP oraz 4 PPK o łącznym stanie osobowym 2570 wojskowych i 26 pracowników cywilnych; • 4 Oddziału WOP w składzie – sześciu Komend Odcinków (nr 16, 17, 18, 19, 20, 21), 30 strażnic WOP oraz trzech PPK, o łącznym stanie osobowym 3001 wojskowych i 30 pracowników cywilnych; • trzech Samodzielnych Kompanii Łączności o łącznym stanie osobowym 297 wojskowych8. POW miał także obsadzić tymi jednostkami odcinek długości 762 km od Kostrzyna nad Odrą do Braniewa. Do bezpośredniej ochrony granicy morskiej (na odcinku 494 km) zaangażowano: w sumie 7 Komend Odcinków, tj. 35 strażnic WOP oraz 4 PPK (Szczecin, Kołobrzeg, Gdańsk, Gdynia). Z planu Naczelnego Dowódcy WP wynikało więc, że okręg ten na potrzeby Wojsk Ochrony Pogranicza formował: Wydział WOP przy własnym dowództwie, dwa sztaby oddziałów wraz z pododdziałami obsługi, jedenaście Komend Odcinków mających łącznie 55 strażnic, siedem PPK i trzy SKŁ. Z zestawienia tego wynikało, że do tworzonej formacji w tym okręgu wojskowym należało skierować łącznie 5894 wojskowych i 59 pracowników cywilnych. Na początku października 1945 r. dowództwo Pomorskiego OW przystąpiło do realizacji pierwszej fazy organizacyjnej WOP. Na przełomie września i października tegoż roku powstał Wydział Służby Pogranicznej przy Dowództwie Okręgu. Jego szefem został ppłk Karol Bacz9. Przybył on do dowództwa okręgu na początku października i rozpoczął pracę od tworzenia tam struktur organizacyjnych WOP10. Zgodnie z realizowanym harmonogramem w POW miano utworzyć: do 1 listopada 1945 r. Wydział WOP11, dwa oddziały wraz z pododdziałami obsługi oraz trzy SKŁ, a do 15 listopada siedem w PPK. Zamierzenia organizacyjne należało zakończyć do 15 listopada 1945 r. (w ciągu sześciu tygodni), a służbę graniczną rozpocząć jeszcze wcześniej – od 1 listopada na granicy przez strażnice, a od 15 listopada w PPK. Planując całość spraw organizacyjnych nie przewidziano, że na przeszkodzie w terminowej realizacji planu formowania jednostek WOP staną problemy kadrowe. Sprawiły one, że Naczelne Dowództwo WP dokonało rozkazem 0272/Org. z 3 października 1945 r. korekty pierwotnie ustalonych terminów i wprowadziło dwa etapy formowania Wojsk Ochrony Pogranicza na obszarze POW. Miał on w pierwszej kolejności (do 1 listopada 1945 r.) utworzyć 3 O WOP, a do 15 grudnia 1945 – w drugiej kolejności – 4 O WOP. Termin zakończenia organizacji oddziałów podobnie jak ustalono wcześniej miał być równoznaczny z rozpoczęciem przez nie służby granicznej. Potrzeby kadrowe formowanych jednostek WOP w POW miały zaspokoić 12 i 16 DP oraz 1 DK. Niedobory miał natomiast uzupełnić Poznański Okręg Wojskowy ze stanów 4, 5 i 14 DP oraz Łódzki OW12. 1 listopada 1945 r. (w dniu planowanego przystąpienia do służby granicznej) 3 Oddział WOP liczył zaledwie 135 oficerów i 4 podoficerów. Dopiero interwencja Dowódcy Pomorskiego OW gen. bryg. Jana Jośkiewicza zintensyfikowała organizację 3 Oddziału WOP. Dopiero 9 listopada 1945 r. ukazał się rozkaz organizacyjny nr 1 dowódcy 3 Oddziału WOP dotyczący zorganizowania załóg dwóch pierwszych Komend Odcinków. Wyruszyły one ze Szcze- Cyt. za: K. Frontczak, Siły Zbrojne Polski Ludowej. Przejście na stopę pokojową 1945–1947, Warszawa 1974, s. 252; Zob. także J. Ławski, Ochrona granic Polski Ludowej 1945–1948, Warszawa 1974, s. 89–90; H. Dominiczak, op. cit., s. 64–65. 5 K. Frontczak, op. cit., s. 238, H. Kula, op. cit., s. 71. 6 J. Ławski, op. cit., s. 91. 7 22 sierpnia 1945 r. Naczelny Dowódca WP – marszałek Michał Żymierski podpisał rozkaz nr 0208/Org., który dzielił terytorium Polski na siedem okręgów wojskowych. Sztab Generalny WP planował przenieść dowództwo wojskowe z Bydgoszczy do Gdańska i nadać mu nazwę „Morski”. Jednak tej propozycji nie zaakceptował Naczelny Dowódca WP. Zmienił on osobiście nazwę okręgu na „Pomorski”, a siedzibę dowództwa wyznaczył w Koszalinie. J. Poksiński, Pomorski Okręg Wojskowy 1945–1949, „WPH” 1983, nr 2/3, s. 383. 8 J. Ławski, op. cit., s. 92. 9 G. Goryński, Pułkownik Karol Bacz – żołnierz legionów polskich, zasłużony oficer odrodzonego Wojska Polskiego, Korpusu Ochrony Pogranicza, Straży Granicznej II RP – patron Morskiego Oddziału Straży Granicznej, [w:] Dzieje organizacji polskich formacji ochrony granic. Od obrony potocznej do II wojny światowej. Materiały z konferencji z dn. 20.04.2007 pod redakcją Anny Gosławskiej-Hrychorczuk, Warszawa–Kętrzyn 2007, s. 193–230. 10 H. Kula, op. cit., s. 74. 11 W Wydziale WOP oprócz szefa ppłk. Karola Bacza, działalnością organizatorską zajmowali się także: ppłk Feliks Miodowski, mjr Tadeusz Romanowski, kpt. Roman Paszyński, kpt. Mieczysław Frątczak, kpt. Stanisław Komorowski, kpt. Stanisław Mika, por. Zbigniew Jakobschy, por. Franciszek Mariański, por. Józef Górski, ppor. Eugeniusz Makowski, ppor. Tadeusz Kusztelok, ppor. Robert Zimecki. 12 J. Ławski, op. cit., s. 114. 4 104 Nautologia 2011, nr 148 cina do miejsca postoju i przejmowania zadań od pododdziałów 12 DP. W późniejszym terminie sformowano i skierowano do służby pozostałe załogi Komend Odcinków. Formalnie organizowanie pododdziałów granicznych 3 Oddziału WOP i przejmowane przez nie całego odcinka granicy nastąpiło 13 listopada 1945 r. Tego dnia oddział liczył zaledwie 40,5% oficerów, 5% podoficerów i 41,3% szeregowych. Organizację tego Oddziału WOP kończyło przejęcie fragmentu granicy przez 15 Komendę Odcinka 4 grudnia 1945 r. od 39 pułku piechoty13. 4 Oddział WOP14 przeznaczony był do ochrony morskiego odcinka granicy państwa. Jego odcinek służbowej odpowiedzialności rozciągał się na przestrzeni 494 km – wzdłuż brzegu Bałtyku, począwszy od Dziwnowa do Fromborka. Dowództwo oddziału rozmieszczono w Słupsku, a nie – jak wcześniej planowano – w Gdańsku. Jego dowódcą został mjr Iwan Kałasznik (oficer radziecki). Do realizacji zadań granicznych oddział ten dysponować miał rozmieszczonymi w terenie 30. strażnicami WOP i 3. PPK15. W przypadku i tego oddziału zasadniczą przeszkodą w sprawnej jego organizacji były kłopoty kadrowe. Czynione zabiegi o kierowanie żołnierzy do 4 Oddziału WOP nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. 5 grudnia 1945 r. (dziesięć dni przed nakazanym terminem uzyskania gotowości do działań) oddział, który winien mieć ok. 3 tyś żołnierzy, liczył zaledwie 278 (92 oficerów, 58 podoficerów i 128 szeregowych). Trudną jego sytuację kadrową złagodzić chciano, wysyłając komisje kwalifikacyjne powołane rozkazem Naczelnego Dowódcy WP, które dokonywać miały wyboru żołnierzy dla WOP z Oficerskiej Szkoły Piechoty nr 2 oraz z 16 DP. Podjęte przez NDWP działania służbowe przyniosły zamierzone rezultaty – stopniowo poprawiały sytuację kadrową 4 Oddziału WOP, jednak nie były w stanie zapewnić objęcia służby przez ten oddział już 15 grudnia 1945 r.16 Sytuacja kadrowa sprawiła, że zaplanowany termin ponownie został przesunięty na 15 stycznia 1946 r. 10 stycznia 1946 r. zameldowano gotowość Komend Odcinków do objęcia służby granicznej, jednak sprawność poszczególnych strażnic miała być osiągnięta dopiero po uzupełnieniu brakujących żołnierzy. Ich obsada personalna (w pierwszej połowie stycznia 1946 r.) była daleka od normalnej i wynosiła tylko ok. 42% stanu przewidzianego etatem17. Z upływem czasu zmieniała się ona jednak na lepsze, aby w maju 1946 r. osiągnąć stan zadowalający. Opracowana i wdrożona w krótkim czasie struktura organizacyjna Wojsk Ochrony Pogranicza miała sporo wad. Stosunkowo prędko zwrócono uwagę na niewłaściwe rozmieszczenie niektórych sztabów oddziałów i pododdziałów. Budziły również wątpliwości ustalone linie rozgraniczenia między nimi. Zaczęto także zmieniać przydzielone obiekty na gwarantujące lepsze warunki kwaterunkowe oraz mające dogodniejsze położenie w stosunku do przydzielonych odcinków granicznych. Zbyt schematyczny okazał się także podział sił. Nie uwzględniał on zagrożenia przestępczoś- cią, specyfiki terenu, jak i tradycji historycznych danego regionu, gdyż w pierwotnej organizacji WOP przyjęto jednakowe struktury organizacyjne i etaty dla wszystkich strażnic, sztabów komend odcinków, SKŁ czy grup manewrowych. Nowej optyki wymagała także organizacja pododdziałów kontroli ruchu granicznego. Największych zmian należało jednak dokonać na granicy morskiej. Podjęta we wrześniu 1945 r. decyzja o powierzeniu całości wybrzeża jednemu oddziałowi WOP nie zdała egzaminu. Stopniowy rozwój ruchu statków w portach, rybołówstwa i turystyki wskazywał, że oddział ten ma za mało sił i środków do skutecznej ochrony granic. Koniecznym było powołanie jeszcze jednego „morskiego” oddziału WOP. Rozwiązać należało także problem dwutorowości w systemie dowodzenia, który powstał w wyniku powołania Wydziałów WOP przy dowództwach okręgów wojskowych i jak się wydaje był rozwiązaniem tymczasowym. W okresie formowania podstawowych struktur WOP (tj. oddziałów, komend odcinków i strażnic) wydziały te spełniły niezwykle ważną i pożyteczną rolę – nadzoru nad realizacją tych zadań w Okręgach Wojskowych. W późniejszym okresie, kiedy proces ten zakończono, Wydziały przedłużały tylko proces rozkazodawstwa i w efekcie stały się zbędnym szczeblem w strukturze tej formacji. Powyższe niedociągnięcia organizacyjne miała rozwiązać pierwsza reorganizacja WOP. Jej podstawą był rozkaz NDWP nr 0153/Org. z 21 września 1946 r. Polecono w nim drugiemu wiceministrowi ON i szefowi Departamentu WOP przeprowadzić do 1 listopada 1946 r. zmiany organizacyjne w strukturze centralnych i terenowych ogniw WOP. Jedną z istotniejszych zmian była likwidacja wspomnianych Wydziałów WOP przy OW i podporządkowanie oddziałów bezpośrednio Departamentowi Wojsk Ochrony Pogranicza. Nowego znaczenia nabierał odtąd Departament WOP18. Stawał się on po przeprowadzeniu zmian w jego strukturze organizacyjnej – dowództwem, a szef Departamentu uzyskał uprawnienia dowódcy tej formacji19. Pod względem służbowym nadal podlegał on drugiemu wiceministrowi ON. Na podstawie zebranych doświadczeń dokonano również reorganizacji Przejściowych Punktów Kontrolnych. Skorygowano ich dyslokację dostosowując ją do szlaków komunikacyjnych oraz zwiększono etaty. W portach Gdańska, Gdyni i Szczecina utworzono „Morskie” PPK, a strażnice działające w tych portach, zaliczone zostały do kategorii strażnic specjalnych. Nie mniej istotne zmiany wspomniany rozkaz wprowadzał na odcinku granicy morskiej. Powoływał on w Gdańsku20 nową jednostkę WOP – „Gdański Oddział WOP nr 12” oraz podporządkowywał 15 Komendę Odcinka w Międzyzdrojach 4 Oddziałowi WOP. Odtąd granicę morską ochraniały te dwa oddziały (4 i 12) oraz częściowo także 3 OWOP. Pewnemu dostosowaniu do potrzeb uległ także 4 Oddział WOP. Ostatnie przekształcenia organizacyjne WOP w okresie 1946– 1948 określał rozkaz MON nr 055/Org. z 20 marca 1948 r. Polecał on dowódcy WOP zmienić nazewnictwo oddziałów i pododdzia- H. Kula, op. cit., s. 78 H. Kula używa nazwy 4 Oddział Morskiej Ochrony Pogranicza. Powołując się na użycie tej nazwy w rozkazie, sugeruje on, że w zamyśle opracowujących koncepcję organizacyjną WOP pierwotnie przewidywano utworzenie odrębnego oddziału uwzględniającego specyfikę morską o odmiennej strukturze organizacyjnej. H. Kula, op. cit., s. 71. 15 J. Ławski, op. cit., s. 93. 16 H. Kula, op. cit., s. 80–81. 17 Archiwum Straży Granicznej (dalej ASG), sygn. 147/1, k. 9; Meldunek dowódcy i kwatermistrza 4 OWOP do kwatermistrza POW załączony do meldunku sytuacyjnego nr 6 z 8.01.1946 r.; H. Kula, op. cit., s. 84.; Relacja kpt. Romana Kondziołki (w archiwum autora). 18 Na mocy rozkazu NDWP nr 0153 z 21.09.1946 r. zmieniony został etat Departamentu WOP, który zwiększono o 48 wojskowych i 12 pracowników cywilnych. Poprzedni etat wynosił 48 wojskowych i 5 pracowników cywilnych. 19 H. Dominiczak, Powstanie i rozwój organizacyjny Wojsk Ochrony Pogranicza w latach 1945–1983, [w:] Studia z dziejów organów resortu spraw wewnętrznych, Akademia Spraw Wewnętrznych, Warszawa 1984, zeszyt nr 5, s. 37–38. 20 Struktura organizacyjna 12 Oddziału WOP była następująca: dowództwo oddziału, grupa manewrowa, flotylla ścigaczy, trzy komendy odcinków w: Lęborku, Sopocie i Elblągu oraz dwóch PPK w Gdyni i Gdańsku. Stan osobowy oddziału wynosił 1548 wojskowych (162 oficerów, 449 podoficerów i 937 szeregowych) i 13 pracowników cywilnych. 13 14 Nautologia 2011, nr 148 105 łów oraz odpowiednio zwiększyć ich etaty. Odtąd Departament WOP nazywał się Głównym Inspektoratem Ochrony Pogranicza, Oddziały WOP zmieniły nazwę na Brygady Ochrony Pogranicza (BOP), Komendy Odcinków na Samodzielne Bataliony OP. Zmiana nazwy wyraźnie akcentowała rezygnację z terminologicznego określenia „wojska”. Wszystkim brygadom nadano nową numerację. 3 (Szczeciński) zmieniono na 8 Brygadę OP, 4 (Bałtycki) Oddział WOP na 12 BOP , a 12 (Gdański) na 4 Brygadę OP21. Schyłek 1948 r. zamykał działalność wojsk Ochrony Pogranicza w strukturze Ministerstwa Obrony Narodowej i podporządkowywał je Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego22. ZADANIA WOJSK OCHRONY POGRANICZA Na początku zadania tej formacji określała „specjalna instrukcja”. Wojska Ochrony Pogranicza powołane są – czytamy w niej – do ochrony granic państwa w czasie pokoju. Do zakresu ich działania należy zabezpieczenie granic pod względem wojskowym, politycznym, bezpieczeństwa publicznego i celnym, a w szczególności : • niedopuszczenie do naruszenia granicy państwa przez obce władze i ich organa; • zapobieganie nielegalnemu przekraczaniu granicy; • zapobieganie przenoszeniu lub przesyłaniu przez granicę wszelkich pism, dzienników, broszur itp. skierowanych przeciw Państwu i prawowitym władzom; • ściganie wszelkich poczynań i zamierzeń skierowanych przeciw politycznym interesom Państwa; • niedopuszczenie do przewożenia i przenoszenia towarów przez granicę z pominięciem obowiązujących przepisów celnych; • śledzenie, ujawnianie i ściganie przekroczeń skarbowo-celnych; • niedopuszczenie do nielegalnego ruchu towarowego i osobowego na wodach granicznych; • współdziałanie z innymi organami mającymi na celu bezpieczeństwo publiczne i zapobieganie szkodom zagrażającym interesowi publicznemu23. 1 stycznia 1949 r. liczące 21814 etatów Wojska Ochrony Pogranicza podporządkowano Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego (tabela 1). Zbiegło się to w czasie z pogarszaniem stosunków międzynarodowych, szczególnie miedzy „Wschodem” i „Zachodem”, a w kraju z rozpoczęciem walki z „odchyleniem prawicowonacjonalistycznym”. Priorytetowe znaczenie nadano ochronie morskiej i zachodniej granicy Polski. Morskie „okno na świat” budziło duży niepokój kierownictwa WOP. Tędy, jak uważało ono, uciekano z Polski na Bornholm i do innych państw „obozu kapitalistycznego”. Tą drogą również – w ocenie sztabu WOP – do Polski przybywali agenci imperialistycznych wywiadów. Rolę i miejsce tych wojsk w strukturze MBP minister Stanisław Radkiewicz w marcu 1949 r. określił następująco: WOP (...) powinien uszczelnić granice tak, ażeby uniemożliwić przenikanie przez nie – szczególnie wybrzeże – agentów i łączników obcego wywiadu oraz ośrodków reakcyjnych. Zarów- no Szefowie WUBP jak i Dowództwa WOP powinni zrozumieć, że przejście WOP do systemu bezpieczeństwa oznacza przełom w podejściu do ochrony granicy i do pracy operacyjnej na pograniczu24. Nowe podporządkowanie Wojsk Ochrony Pogranicza w styczniu 1949 r. zmieniło dotychczasowy charakter tej formacji. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego włączyło WOP do walki ideologicznej, jaka toczyła się w kraju, wskazując jednocześnie na te aspekty w ochronie granicy. Typowe zagrożenia występujące na pograniczu takie jak – migrację i przemyt – widziano przez pryzmat szpiegowsko dywersyjnej penetracji pogranicza przez agentów obcych wywiadów. Narzucenie przez kierownictwo MBP takiego widzenia zagrożeń, spowodowało daleko idące zmiany organizacyjno-strukturalne WOP. Zadania, jakie odtąd miały one wykonywać, polegały na ochronie granicy Polski pod względem bezpieczeństwa publicznego i celnym25. Ich realizację zapewnić miała kadra odpowiednio liczebna, właściwie dobrana, dobrze wyszkolona i na odpowiednio wysokim poziomie „moralno-politycznym”. Władza wskazywała wciąż nowych „wrogów ludu”, do których zaliczano: aresztowanych lub zatrzymanych przez MO, KBW, i WOP; osoby wyjeżdżające za granicę lub powracające, jak też tam przebywające i utrzymujące kontakty z „reakcyjnymi ośrodkami”; repatriantów; osoby zatrzymane w czasie nielegalnego przekraczania granicy lub przebywające w strefie nadgranicznej nielegalnie oraz funkcjonariuszy przedwojennej Straży Celnej i Granicznej, jak też żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Takie postrzeganie ludności polskiej było tendencyjne, nie wynikało ono z rzeczywistych postaw, lecz z przyjętego kierunku polityki wewnętrznej „władzy ludowej”, który charakteryzował się także wprowadzeniem drastycznych ograniczeń w wyjazdach zagranicznych dla Polaków. W ten sposób izolowano ich szczególnie od „Zachodu”. O ile w 1945 roku określenie zadań Wojskom Ochrony Pogranicza nie sprawiało większych problemów, to ich praktyczna realizacja nie była już taka prosta, zwłaszcza, że powstały one w tak krótkim czasie. Część doświadczeń przyjęto od jednostek liniowych WP. Nie wszystkie formy i metody ich działania były przystosowane do ochrony granicy, a zakres działań w terenie pozostawał stosunkowo skromny. Dlatego doświadczenia te wzbogacono wiedzą i bogatymi doświadczeniami oficerów formacji granicznych II Rzeczypospolitej, którzy początkowo w tej formacji się znaleźli, a także oddelegowanych na różne wyższe stanowiska kierownicze, oficerów – pograniczników radzieckich. Tworzony w Wojskach Ochrony Pogranicza nowy system ochrony granic oprócz służby liniowej, wymagał także utworzenia skutecznej służby wywiadowczej. Bez niej działalność tej formacji nie byłaby w pełni skuteczna. Podobnie działały polskie formacje graniczne okresu międzywojennego – Korpus Ochrony Pogranicza i Straż Graniczna. Z chwilą podporządkowania WOP Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego zmieniła się dotychczasowa ocena tej działalności. Wynikała ona – w mojej ocenie – z prowadzonych nie tylko w tej formacji czystek w szeregach oficerów i podoficerów z rodowodem przedwojennym. W materiałach opra- Obowiązki dowódcy 12 Oddziału WOP powierzono płk. Karolowi Baczowi, który wraz z całą obsadą Wydziału WOP przy POW zasilił sztab nowego oddziału. Formalne przyjęcie dowództwa nastąpiło 8 października 1946 r. ASG, sygn. 217/3, k. 7–12; Rozkaz organizacyjny Dowódcy WOP, Archiwum Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku (dalej A MOSG) sygn. 74/64, t. 95/1, k. 47–49; Rozkaz organizacyjny NDWP nr 0153/Org., z 21.09.1946 r.; H. Dominiczak, Kaszubska Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza i jej działalność w latach 1945–1988, s. 35–41 (maszynopis w posiadaniu autora). 21 Do wcześniejszego określenia Wojska Ochrony Pogranicza powrócono od 1 stycznia 1950 roku, a nową numerację Brygad OP wprowadzono w czerwcu tego roku. Odtąd w Szczecinie była 12 B WOP, w Koszalinie 15 B WOP, a w Gdańsku 16 B WOP. ASG, sygn. 225/1, k. 4–12. Rozkaz organizacyjny MBP nr 043/Org. z 3.06.1950 r. 22 J. Ławski, Ochrona, op. cit., s. 206–210. 23 Cyt. za: K. Frontczak, op. cit., s. 252. 24 A. Garlicki, Z tajnych archiwów, Warszawa 1993, s. 102. 25 ASG, sygn. 222/40, k. 292–293; Tezy referatu „Stan organizacji ochrony granic RP”; Szerzej ten temat przedstawił G. Goryński, Organizacja ochrony morskiej granicy Polski w latach 1946–1956. Wybrane problemy, [w:] Szkice z najnowszych dziejów (pod redakcją Czesława Ciesielskiego), Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 1997, s. 60–68. 106 Nautologia 2011, nr 148 Tabela 1. Zestawienie stanu etatowo-ewidencyjnego Wojsk Ochrony Pogranicza (Stan na 1 stycznia 1949 r.) OFICEROWIE 26 7 Ewid. 22 16 26 21 60 30 74 63 10 43 13 194 159 116 53 365 239 1401 1502 1960 1900 7 6 32 19 37 34 14 30 13 119 104 77 35 204 151 689 754 1012 1009 6 6 6 Etat Ewid. 144 17 Etat Ewid. Ewid. 1 Etat 9 Ewid. 1 Etat 7/39 Stan ewid. 10 BOP Etat 9 155 Ewid. 36 8 20 Etat 1 2 11 Ewid. 13 21 Razem Zawodowi Razem Etat 1 Ewid. 7/38 4 chor. Ogółem Prac. wojskowych kontrakt. 118 103 26 32 14 38 23 24 26 Etat 6 BOP ppor. Ewid. 7/37 por. Etat GIOP kpt. Etat Ewid. mjr. Etat 5 Etat 15 ppłk. Ewid. płk. Etat Etat 3 Fakt gen. Ewid. Nazwa Numer jednostki etatu OP PODOFICEROWIE Szeregowi 8 BOP 7/40 1 14 0 38 13 53 26 69 62 23 38 11 198 150 133 45 496 191 1198 1462 1892 1803 7 6 12 BOP 7/41 1 12 2 30 5 47 18 51 43 10 27 11 151 106 96 51 340 173 892 1048 1383 1327 7 5 4 BOP 7/42 1 12 2 32 8 44 23 45 37 22 33 14 156 117 99 56 357 179 919 1087 1432 1383 7 4 7BOP 7/43 1 10 4 29 3 27 11 37 31 19 26 12 123 87 77 34 213 123 642 5 2 733 978 943 11 BOP 7/44 1 10 1 29 5 28 14 54 41 17 35 9 139 105 83 28 214 112 733 837 1086 1054 5 3 13 BOP 7/45 1 10 1 29 3 32 16 55 46 14 19 14 141 99 80 38 222 169 802 857 1165 1125 5 4 15 BOP 7/46 1 12 1 33 4 49 12 61 49 10 32 16 166 114 97 38 295 150 1140 1311 1601 1575 7 5 7 7/47 1 12 3 32 57 30 65 47 6 27 11 173 125 102 45 345 238 1385 1524 1903 1887 7 7 21 BOP 7/48 1 13 2 36 12 62 23 73 68 9 37 11 194 153 121 58 368 223 1458 1634 2020 2010 7 7 23 BOP 7/49 1 13 1 37 13 62 27 74 39 8 55 9 195 144 116 44 377 248 1473 1609 2045 2001 7 6 41 SBOP 7/50 1 4 1 7 3 17 5 14 132 67 6 3 0 144 20 394 90 579 256 716 579 165 419 0 149 2011 1513 1246 539 3928 2263 13374 15091 19313 18867 83 64 Ogółem w wojskach OP 7/36 3 3 31 9 2 20 7 26 7 21 19 14 19 13 15 5 4 62 50 54 49 18 41 642 100 733 123 836 220+350K C WOP 13 1 59+150 K W brygadach 61 200 K 19 BOP 850 218 11 7 189 36 479 122 728 335 880 809 213 574 0 184 2673 2067 1391 601 4322 2492 14619 16472 21814 21195 203 9 143 Źródło: ASG, sygn. 222/96, k. 683–687. cowanych na konferencję „Stan organizacji ochrony granic RP”, która miała miejsce w pierwszej połowie stycznia 1949 r., służbę wywiadowczą oceniono następująco: (...) Przy organizacji WOP fachowców wywiadu poza nieznacznymi wyjątkami nie było. Tak też stanowiska zostały obsadzone oficerami do tej pracy zupełnie nie przygotowanymi. Gorzej – na stanowiska i to nieraz najodpowiedzialniejsze podostawali się oficerowie KOP – a nawet i oficerowie przedwojennej „dwójki”, którzy do swej pracy podeszli lekceważąco lub wręcz ją sabotowali (...). Nieumiejętność i sabotaż doprowadziły do tego, że nawet te nieliczne przechwycone wątki przestępczych afer – były często dekonspirowane i nie tylko nie dawały rezultatów, ale psuły podstawy pracy na przyszłość. Wypadki dekonspiracji pracy i obecność wśród personelu wywiadu ludzi wrogich politycznie, podrywały zaufanie organów U.B. w terenie w stosunku do komórek wywiadu WOP, przez co nie mogło być mowy o należytej, a tak koniecznej współpracy z tymi organami. Konieczność zaś zmiany ludzi na wielu stanowiskach spowodowała to zło, że przychodzący nowi ludzie do Wydziałów Wywiadu znów musieli zaczynać od podstawowego czynnika, jakim jest poznanie terenu – co dezorganizowało i hamowało całość prac26. Ta tendencyjna ocena była podstawą pozbywania się ludzi o przedwojennym rodowodzie, sklasyfikowanych jako wrogów nowej rzeczywistości. 26 27 ZWIAD. UCHO I OKO WOP Brak odpowiednio sprawnego zwiadu w prezentowanej ocenie powodował, że (...) rozpracowanie przestępców jest nienależyte. Po wstępnych przesłuchiwaniach przekazujemy ich innym organom – nie uchwytując często tych nici, która od nich mogłaby doprowadzić do wykrycia i likwidacji innych przestępców. (...) Bez należytego wywiadu w strefie i pasie granicznym (a nawet i w głębi kraju) służba ochrony granicy będzie ślepą, wykonywaną mechanicznie i idącą od przypadku do przypadku27. Zadaniem wywiadu WOP miało być wykrywanie, śledzenie i ściganie przestępstw granicznych zamierzanych i dokonanych. Działalność wywiadowczą WOP podzielono na: • wywiad płytki – ekonomiczny, polegający na rozpracowywaniu po stronie sąsiada baz zaopatrzenia przemytniczego, kształtowania się cen, dróg przerzutowych, ośrodków przestępczych i ich kontaktów ze stroną własną; • kontrwywiad – do „wykrywania i zwalczania szpiegów, dywersji, sabotażu i bandytyzmu”; • wywiad przeciwprzemytniczy – mający zwalczać przemytnictwo poprzez wykrywanie baz zaopatrzenia i zbytu towarów, dróg przemytu, metod i sposobów przemytnictwa. ASG, sygn. 222/40, k. 237; Referat. Ibidem, s. 235–236. Nautologia 2011, nr 148 107 Działania wywiadu WOP sięgać miały w głąb kraju a nie tylko ograniczać się do terenu nadgranicznego. Kierownictwo WOP uważało, że: (...) kuźnie afer przemytniczych i to tych najpoważniejszych oraz centrale zbytu przemytu znajdują się najczęściej nie nad granicą, a wewnątrz kraju, w większych miastach, ośrodkach handlowych i większych ośrodkach produkcji. Tam jego zdaniem istniały dogodne możliwości wychwytywania początków i zakończeń afer przemytniczych. Dotychczasowy wywiad WOP – zdaniem jego szefostwa – tego nie uwzględniał i dlatego oceniono go negatywnie. Aparat wywiadowczy miał składać się z etatowych komórek wywiadu WOP oraz agentury, odpowiednio rozmieszczonej i zorganizowanej sieci w terenie. Siatkę taką miano oprzeć na bezinteresownych, szczerze oddanych sprawie aktywistach demokratycznych i na agentach płatnych. Oparcie się tylko na bezinteresownych współpracownikach uznano wówczas, że będzie jeszcze przez długi okres nieosiągalne. Ponadto współpracownik bezinteresowny w ocenie kierownictwa WOP – jest „nieodpowiedzialny” za swą pracę i nie da nigdy tego co agent płatny28. Tak skonstruowana służba wywiadowcza miała stanowić tzw. „ucho i oko” Wojsk Ochrony Pogranicza. Miała więc, wykrywać i dostarczać niezbędne informacje o przestępczości granicznej, politycznej i ekonomicznej, którą likwidować miały jednostki liniowe WOP. Zmuszano tym samym setki innych osób do podejmowania współpracy, w tym także tajnej (agenturalnej), z tą formacją. Poszukiwanie nowych, skuteczniejszych metod pełnienia służby granicznej było procesem ciągłym. Trzyletni okres funkcjonowania tej formacji oraz stan zabezpieczenia granic RP – pomimo pewnej poprawy i osiągnięć – oceniono jako niewystarczający. Zadania Wojsk Ochrony Pogranicza miały polegać na: 1.ochronie granicy pod względem politycznym i bezpieczeństwa publicznego; 2.ochronie granicy pod względem celnym. Ich realizację zapewnić miano poprzez: • bezpośrednie strzeżenie granicy przez odpowiednio liczebne, dobrze wyszkolone i odpowiednio rozlokowane oraz uzbrojone jednostki (pododdziały) WOP; • sprawny (wyszkolony i wyposażony w środki) zwiad (kontrwywiad) oraz dobrze rozbudowaną sieć agenturalną w pasie granicznym; • współpracę uświadomionej politycznie i społecznie ludności pogranicza; • środki techniczne (zagrody, reflektory, wieże obserwacyjne); • ustawowe wprowadzenie rygorów w strefie i pasie granicznym, które ograniczały możliwości działania elementu przestępczego. Każdy z wyżej wymienionych czynników – w ocenie dowództwa WOP – odgrywał ważną rolę, jednak za najważniejsze z nich uznano: bezpośrednią ochronę granicy oraz zwiad (wywiad). Bezpośrednią ochronę granicy zapewnić miała odpowiednio liczebna, dobrze wyszkolona oraz stojąca na wysokim poziomie moralnopolitycznym kadra. To ona decydować miała o skuteczności działań Wojsk Ochrony Pogranicza oraz o „wychowaniu moralno-politycznym ludności pogranicza, uodpornianiu jej na przestępcze wpływy i wciągnięcie do współpracy w ochronie granicy”. Dotychczasowe oddziaływanie na ludność pogranicza oceniono jako niewystarczające, o czym świadczył według dowództwa WOP, wzrost przemytu oraz fakty udziału ludności tego rejonu w działalności przestępczej29. Na czoło dotychczasowej działalności tej formacji wysunięto aspekt politycznej ochrony granic, włączając tym samym WOP do walki ideologicznej, jaka wówczas szczególnie mocno toczyła się w kraju i na międzynarodowej arenie. Narzucenie takiego widzenia zagrożeń na pograniczu warunkowało daleko idące zmiany organizacyjno – strukturalne. Nadano im duże znaczenie. Ochrona granic Polski – za wyjątkiem wschodniej – miała w ocenie dowództwa WOP pierwszoplanową rolę dla bezpieczeństwa kraju. Uznało ono, że „(...) imperialiści całego świata uważali i nadal uważają terytorium Polski, jako główny i najdogodniejszy szlak i bazę wypadową w ich ekspansji na wschód”30. W postulowanych zmianach usprawniających służbę i poprawiających stan zabezpieczenia granic za najważniejsze uznano: 1.zmianę systemu uzupełnienia wojsk przez wysokokwalifikowany pobór; 2.wzmocnienie stanu ochrony bezpośredniej poprzez zwiększenie ilości strażnic i skrócenie dotychczas strzeżonych odcinków; 3.poprawę stanu ochrony granicy morskiej: • sformowanie do ochrony dużych portów specjalnych batalionów ochrony portu, które byłyby w stanie dokonywać sprawnej kontroli ruchu, a także ochraniać całość odcinka granicy w porcie; • sformowanie małych etatowych placówek kontrolnych we wszystkich przystaniach rybackich do kontroli ruchu rybackiego, a tam gdzie kontroli tej mogą dokonywać bezpośrednio żołnierze strażnic, wzmocnić je kilkoma żołnierzami; • wzmocnienie etatowe GPK w małych portach; • uzyskanie potrzebnego sprzętu wodnego oraz samolotów i zorganizowanie kontroli i ochrony granicy na wodzie we współdziałaniu ze służbą na lądzie; • zbudowanie systemu wież obserwacyjnych, reflektorów i zorganizowania nieprzerwanej obserwacji na wybrzeżu; • wzmocnienie pracy zwiadu w portach we współdziałaniu z miejscowymi organami UB; 3.szkolenie poborowych i podoficerów służby czynnej w sformowanych przy brygadach batalionach szkolnych; 4.zaktywizowanie ludności pogranicza do współpracy z Wojskami Ochrony Pogranicza w celu eliminacji przestępczości granicznej poprzez: • wzmożenie akcji uświadamiającej ze strony WOP; • wystąpienie z prośbą do KC PZPR o wydanie terenowym komórkom partyjnym i ZMP polecenia wszczęcia kampanii w tym kierunku; • stworzenie organizacji „Ochotnicza Rezerwa Ochrony Pogranicza”; • wprowadzenie nagród pieniężnych i przedmiotowych oraz wyróżnień dla osób „wybitnie aktywnie współpracujących z WOP”; 6.ustawowe uregulowanie uprawnień organów WOP: • określić w przepisach warunki ruchu rybackiego, żeglarstwa i turystycznego; • znowelizować rozporządzenie Prezydenta RP o granicach państwa m.in. o sankcję wysiedlania poza pas graniczny przestępców i osób z nimi współpracujących; 7.ścisłe określenie systemu współdziałania organów WOP w terenie z organami UB i MO31. Konsekwencją tych postanowień był rozkaz ministra Bezpieczeństwa Publicznego nr 039/52 z 28 lipca 1952 roku o usprawnieniu kontrwywiadowczego zabezpieczenia granicy państwowej RP oraz wydana tego samego dnia, Instrukcja nr 09/52 dotycząca wykonania tego rozkazu podpisana przez dyrektora Departamentu Pierwszego płk. Stefana Antosiewicza i dowódcy WOP płk. Michała Przońskiego. Ibidem, s. 238. ASG, sygn. 222/40, k. 292–293; Tezy referatu „Stan organizacji ochrony granic RP”. 30 Ibidem, s. 285. 31 ASG, sygn. 222/40, k. 377–379; Struktura i stan organizacji ochrony granic RP na dzień 20.01.1949 r. 28 29 108 Nautologia 2011, nr 148 „Do wykonania tego rozkazu – czytamy w nim – ustalono następujące zasady postępowania: 1.WUBP, PUBP i WOP winny nastawić całą sieć informacyjną zamieszkałą w powiatach przygranicznych, niezależnie od jej zasadniczego przeznaczenia na ujawnianie: • osób, które zamierzają nielegalnie przekroczyć granicę państwową, bądź ją przekroczyły, • osób, które udzielają pomocy naruszycielom granicy państwowej, zaopatrują ich w dokumenty osobiste na poruszanie się w kraju, przechowują dokumenty i materiały szpiegowskie, • organizatorów przerzutu ludzi i przemytu materiałów nielegalnych oraz towarów przez granicę, • kurierów, agentów obcych wywiadów, przekraczających granice na drogach legalnych w ruchu paszportowym i małym ruchu granicznym, • melin i skrytek wykorzystywanych przez osoby nielegalnie przekraczające granicę oraz dróg i szlaków, którymi ci przestępcy się posługują. Aby te zadania wykonać, UBP w powiatach przygranicznych i WOP winny swoją agenturę nastawić na stałą obserwację środowiska osób potencjalnie podatnych do wykorzystania przez wroga, jak np. byłych członków nielegalnych reakcyjnych organizacji, repatriantów z Zachodu, policjantów, dwójkarzy, współpracowników niemieckich władz okupacyjnych, osób, które w przeszłości trudniły się przemytem lub przerzutem. Z tych elementów na szczególną uwagę zasługują osoby, które utrzymują stosunki ze swymi krewnymi lub znajomymi przebywającymi po drugiej stronie granicy. Celem skuteczniejszego przeciwdziałania przestępczości granicznej sieć informacyjną należy pouczyć i zobowiązać do natychmiastowego i każdorazowego sygnalizowania o wszelkich uzyskanych wiadomościach dotyczących zamierzonego, względnie dokonanego przestępstwa granicznego. Dotyczy to szczególnie informatorów zamieszkałych w strefie nadgranicznej, gdyż posiadają oni obiektywne możliwości napotykania na ludzi realizujących już zamiar ucieczki za granicę lub dokonujących przerzutu, gdy z zamiarem dokonania przestępstwa granicznego i do realizacji tego zamiaru pozostaje jeszcze pewien okres czasu. Informatorzy zamieszkali w pasie, a szczególnie w strefie nadgranicznej, winni być stale szkoleni i nastawiani w kierunku umiejętnego i wnikliwego badania trybu życia mieszkańców, charakteru ich stosunków z osobami zamieszkałymi z drugiej strony granicy, korespondencji, przejawianych zainteresowań. Sieć ta winna być specjalnie czujna w codziennym życiu, w obcowaniu z ludźmi, pouczona o sposobie zachowania się w wypadku napotkania na osobę zamiejscową, budzącą podejrzenie, że przybyła w celach przestępczych. Szeroko rozbudowana sieć w strefie nadgranicznej i prawidłowa praca z tą siecią pozwoli ujawnić osoby zajmujące się robotą wywiadowczą i przerzutową. Poważną pomoc w skutecznym zabezpieczeniu strefy nadgranicznej mogą oddać referenci gminni PUBP (gmin położonych w strefie), którzy zagadnienie ochrony granicy winni uważać jako swoje główne zadanie i w związku z tym rozbudowywać swoją sieć informacyjną, szczególnie w środowiskach potencjalnie wrogich, rozpracowując aktywnie te środowiska w aspekcie ich ewentualnej wywiadowczej i przerzutowej działalności. Głównym zadaniem organów bezpieczeństwa i WOP w strefie nadgranicznej jest wszechstronna obserwacja zamieszkałych tam elementów. Celem zapewnienia takowej, należy niezależnie od posiadanej i stale rozbudowywanej sieci wśród mieszkańców strefy osiedlić tam agentów z bardziej oddalonych od granicy rejonów, włączając ich w rozpracowanie miejscowych interesujących nas elementów. 32 2.Zwiad Wojsk Ochrony Pogranicza, celem ujawniania kanałów przerzutowych, winien: • Rozbudować w strefie granicznej szeroką sieć informacyjną, szczególnie w punktach dogodnych dla przekroczeń granicy, powiązaną w rezydentury, która, sygnalizując niezwłocznie o każdym podejrzanym fakcie – winna skutecznie przeciwdziałać przestępczości granicznej. • Każdą wstępną informację i każdego zatrzymanego należy rozpracować w kierunku pogłębienia danych o osobach zajmujących się przerzutem i przemytem, celem ujawnienia działających kanałów przerzutowych. • Aktywniej przenikać drogą agencyjną do środowisk przemytniczych. Szerzej stosować przemyślane kombinacje operacyjne zmierzające do potwierdzenia i pogłębienia materiałów o działających kanałach przerzutowych”32. W MINISTERSTWIE SPRAW WEWNĘTRZNYCH Pod koniec 1955 r. coraz wyraźniej odczuwana była dysproporcja między stanem zagrożenia granicy, a stosowanymi metodami jej ochrony. Przypadki przekraczania granicy na odcinku morza otwartego należały do rzadkości. Lądowanie z morza czteroosobowej grupy na odcinku strażnicy Stilo 23 maja 1952 r. należało do wyjątkowych. Było ono jednak podawane za szczególny przykład zagrożenia odcinka morskiego. Wprowadzony w latach 1949–1955 represyjny system w ochronie granicy uniemożliwiał jakiekolwiek przygotowanie do jej przekroczenia. Szereg uregulowań takich jak: posiadanie zezwolenia na stały i czasowy pobyt w strefie nadgranicznej, maksymalne ograniczenie dostępu do plaż dla ludności, a także drastyczne ograniczenie pływań sportowo-żeglarskich, były dodatkowymi utrudnieniami dla zamierzających naruszać granicę. Słabą stroną tego systemu było zbyt duże zaangażowanie żołnierzy do bezpośredniej ochrony i coraz większe zrywanie więzi ludności cywilnej pogranicza z organami ochrony granic. Rok 1956 w Polsce zapisał się społecznym protestem. Wpłynął on także na Wojska Ochrony Pogranicza. Początkowo odstąpiono od realizacji wcześniejszych zmian w działaniach tej formacji. Później wprowadzano w niej nowe elementy. Podyktowane były one względami natury politycznej oraz ekonomicznej. Odstępowano od szeregu sztywnych i często absurdalnych form ochrony granicy, elastyczniej dostosowywano struktury WOP do zagrożeń i poważnie łagodzono przepisy reżimu nadgranicznego. W efekcie ludności cywilnej zezwolono na swobodniejszy dostęp do morza i jego plaż. Zniesiona została powszechna kontrola dokumentów mieszkańców i wczasowiczów przebywających w strefie nadgranicznej. Złagodzono kontrole wobec rybaków. Ograniczono ją do dokonywania w portach odpraw granicznych. Przeszukiwanie kutra rybackiego przeprowadzano tylko wówczas, gdy „zachodziło podejrzenie” o kontakty na morzu z załogami kutrów lub statków zagranicznych. Zrezygnowano także z przeszukiwania kutrów rybackich innych państw, ograniczając się tylko do odprawy granicznej i blokowania ich „posterunkiem blokującym”. W rezultacie dokonanych zmian etatowo zmniejszano WOP o ok. 24%, a złagodzenie rygorów i mniejsza ilość żołnierzy nie wpłynęła zasadniczo na obniżenie skuteczności tej formacji. 23 marca 1956 r. ukazał się dekret o ochronie granic państwowych, który był aktem prawnym wyższego rzędu niż instrukcja, określającym zadania Wojsk Ochrony Pogranicza. Artykuł 18 niniejszego dokumentu określał, że WOP sprawują ochronę nienaruszalności i bezpieczeństwa granic państwowych. Do zadań tej formacji zaliczono: Cyt. za: M. Bortlik-Dźwierzyńska, M. Niedurny, Uciekinierzy z PRL, Katowice–Warszawa 2009, s. 280–281. Nautologia 2011, nr 148 109 • kontrolę ruchu osobowego w przejściach granicznych; • ochronę granicy morskiej z użyciem jednostek pływających i samolotów; • nadzór w zakresie ochrony granic nad żeglugą i urządzeniami na morskich wodach wewnętrznych, wodach terytorialnych, wodach pasa przyległego oraz granicznych, jak również eksploatację tych wód i dna morskiego; • zabezpieczenie nienaruszalności znaków i urządzeń granicznych; • ochronę bezpieczeństwa i porządku prawnego w pasie granicznym w zakresie niezbędnym do zabezpieczenia granic państwowych przed naruszeniem33. Interpretacja zawartych w tym dekrecie przepisów, pozwoliła określić miejsce WOP w systemie administracji państwowej34. Przepisy dekretu o ochronie granic państwowych zaczęły obowiązywać od 23 marca 1956 r. Kompleksowo określały one, nie tylko zadania Wojsk Ochrony Pogranicza, ale również podawały do publicznej wiadomości (dotychczas w WOP takiej praktyki nie stosowano) tryb postępowania żołnierzy tej formacji podczas zatrzymywania statku morskiego35 lub statku powietrznego, uprawnień tego organu – w tym także warunki użycia uzbrojenia, jak również definiowały granice państwa i jego pogranicze, określały sankcje karne dla osób przekraczających granicę bez zezwolenia oraz wskazywały organy do opracowania i wydania szczegółowych uregulowań. Wspomniany dekret nakładał na Radę Ministrów i Ministerstwa: Obrony Narodowej, Spraw Wewnętrznych, Spraw Zagranicznych obowiązek określenia na jego podstawie aktów prawnych wykonawczych określających: • zasady zamieszkania i pobytu w strefie nadgranicznej pracowników placówek dyplomatycznych i konsularnych państw obcych oraz członków ich rodzin; • liczbę i dyslokację przejść granicznych (lądowych morskich i powietrznych) przeznaczonych dla ruchu granicznego, a także organy i instytucje państwowe zobowiązane do stałego utrzymania przejść granicznych w stanie umożliwiającym prowadzenie skutecznej kontroli granicznej; • zamieszkanie i pobyt w strefie nadgranicznej; • warunki uprawiania turystyki oraz żeglarstwa i wioślarstwa na morskich wodach wewnętrznych i terytorialnych; • wynagradzania właścicieli i użytkowników gruntów za poniesione szkody w uprawach rolnych, wyrządzone podczas prowadzenia przez żołnierzy WOP pościgu; • warunki przebywania okrętów wojennych na obszarze polskich wód terytorialnych, pasa przyległego i na morskich wodach wewnętrznych36; Morska granica państwa. Przepisy związkowe. Wybór tekstów i opracowanie: płk Franciszek Jarzyna i mjr Roman Ptasiński. Wyd. Wojsk Ochrony Pogranicza, Warszawa 1972, s. 8–13; Umowy graniczne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Wybór tekstów i opracowanie Franciszek Jarzyna, Wyd. Prawnicze, Warszawa 1974, s. 23–51. 34 T. Bielecki, Ochrona granic państwowych w świetle przepisów prawa administracyjnego, „Biuletyn Wojsk Ochrony Pogranicza”, Warszawa 1962, nr 2, s. 34–35. 35 Dekret o ochronie granic państwowych z 23 marca 1956 r. ustalał, że organy ochrony granic – gdy wymagały tego względy bezpieczeństwa państwa – władne były na obszarze: morskich wód wewnętrznych, wód terytorialnych jak też wód pasa przyległego: • wezwać każdy statek do zmniejszenia prędkości przepływu, zatrzymania się do kontroli oraz zastosowania się do wskazanego kursu przepływu; • sprawdzić na zatrzymanym statku wszystkie dokumenty dotyczące jego załogi, statku i przewożonego ładunku oraz pasażerów będących na tym statku, przeszukać jego pomieszczenia i zbadać ładunek; • zatrzymać statek i zmusić go do zawinięcia do wskazanego portu, gdy jego kapitan nie stosuje się do wydanych przez organy ochrony granic nakazów lub sprzeciwia się wydanym poleceniom kontrolnym. Na podanym obszarze organy ochrony granic władne były także zatrzymać i „doprowadzić” do wskazanego portu każdy statek, który: • dokonuje załadunku lub wyładunku towaru poza miejscami do tego wyznaczonymi; • przyjmuje na pokład lub wysadza na ląd wbrew obowiązującym przepisom; • nawiązuje w celach przestępczych łączność z wybrzeżem; • łowi ryby lub w inny sposób eksploatuje wody morskie; • trudni się przemytem, narusza przepisy celne, dewizowe i sanitarne; • wchodzi na obszar wód zamkniętych dla żeglugi lub zakotwicza poza miejscem do tego przeznaczonym, jak również w inny sposób narusza bezpieczeństwo lub przyjęty porządek prawny. Jeżeli statek opuszczał port bez zezwolenia organów celnych lub portowych, albo po zatrzymaniu lub wezwaniu do zatrzymania usiłował zbiec na pełne morze – organy ochrony granic uprawnione były by prowadzić za nim pościg na morzu do granicy wód terytorialnych, aby zatrzymać i doprowadzić do portu uciekający statek. Natomiast jeżeli załoga statku na obszarze wód pasa przyległego, wód terytorialnych i morskich wód wewnętrznych mimo wezwań nie zatrzymała statku, nie przerwała załadunku lub wyładunku, jak też przyjmowania na pokład ludzi lub ich wysadzania ze statku – organy ochrony granic mogły użyć broni. Najpierw należało oddać strzał ostrzegawczy w powietrze, następnie strzał przed dziób i za rufę statku. Jeżeli statek, mimo tych czynności, nie zastosował się do wezwania można go było ostrzelać. W nocy, przed użyciem broni należało ponadto wystrzelić dwie rakiety koloru zielonego. 36 Rozporządzenie ministra Obrony Narodowej w sprawie warunków przebywania obcych okrętów wojennych na obszarze morskich wód wewnętrznych i wód pasa przyległego zaczęły obowiązywać od 29 marca 1957 r. Ogłoszono je w Dzienniku Ustaw z 1957 r. nr 19, pozycja 96. Przepisy tego rozporządzenia zmieniały wcześniejsze uregulowania w tej sprawie z 25 października 1934 r. (DzURP nr 99, poz. 904). Rozporządzenie ministra ON określało, że okręty wojenne obcych państw mogły przepływać (przekraczać) granicę polskich wód terytorialnych i przebywać na nich oraz na morskich wodach wewnętrznych tylko na podstawie uprzednio uzyskanego zezwolenia, które wydawało Ministerstwo Obrony Narodowej w porozumieniu z Ministrem Spraw Zagranicznych. Zezwolenie takie nie było konieczne gdy: na obcym okręcie wojennym znajdowała się głowa państwa lub jego oficjalny przedstawiciel; inne okręty wojenne stanowiły honorową eskortę; w przypadku działania siły wyższej, jego załoga znajdowała się w niebezpieczeństwie lub potrzebowała pomocy. Obce okręty wojenne, które uzyskały zezwolenie musiały podporządkować się następującym ograniczeniom: • przebywać w stanie wynurzonym; • od świtu do zmroku mieć podniesioną banderę państwa, do którego należą; • nie wolno wpływać na obszary wód zamkniętych dla żeglugi i rybołówstwa (ogłaszane w Wiadomościach Żeglarskich). Nie wolno im było także: • prowadzić ćwiczeń wojskowych – strzelań artyleryjskich, torpedowych i rakietowych, stawiać min morskich, trałować min, stawiać zasłon dymnych, spuszczać łodzi okrętowych, prowadzić ćwiczeń z użyciem reflektorów, wysadzać desantu na ląd, prowadzić ćwiczeń przy współudziale samolotów i okrętów podwodnych; • dokonywać jakichkolwiek pomiarów morza poza sondowaniem i namierzaniem koniecznym do prowadzenia nawigacji; jak też wykonywać jakichkolwiek zdjęć fotograficznych i filmowych, szkiców wybrzeża, portów i urządzeń portowych oraz polskich okrętów wojennych; • dokonywać na obcym okręcie wojennym startów i lądowań statków powietrznych; • nawiązywać łączności z wybrzeżem (za wyjątkiem z Marynarką Wojenną, jednostkami pływającymi WOP oraz posterunkami obserwacyjno-sygnałowymi); • korzystać (w czasie przebywania na obszarze morskich wód wewnętrznych) z okrętowych urządzeń radiokomunikacyjnych. Na obszarze wód pasa przyległego obce okręty wojenne miały prawo z zachowaniem podanych ograniczeń do nieszkodliwego przepływu według następujących zasad: • jednocześnie przez obszar tych wód przepływać mogło nie więcej jak trzy obce okręty wojenne należące do jednego państwa, a czas ich przebywania nie mógł być dłuższy niż 24 godziny; 33 110 Nautologia 2011, nr 148 • warunki przelotu obcych statków powietrznych w przestrzeni nad wodami terytorialnymi i wodami pasa przyległego37. Przyjęte i wprowadzone na podstawie przepisów dekretu unormowania prawnie regulowały szereg dziedzin z zakresu ochrony granic, określając normy (powinności), jakich należy przestrzegać w strefie nadgranicznej i polskich obszarach morskich oraz wskazywały tryb postępowania organów ochrony granic wobec: obywateli, statków morskich i powietrznych oraz obcych okrętów wojennych. Miały one także na celu zapobiegać przypadkom łamania prawa zarówno przez te organy oraz załogi statków i zagranicznych okrętów wojennych. NOWE CZY LIFTING STAREGO Kiedy w 1955 r. zapoczątkowano w WOP proces odchodzenia od bezpośrednich, angażujących znaczne siły – metod ochrony granic, zaczęto w większym niż dotychczas stopniu pozyskiwać ludność pogranicza do współpracy oraz organizować pododdziały odwodowe, wyposażone w odpowiedni sprzęt łączności i transportu. Na odcinku morskim, ciężar jej ochrony przenoszono systematycznie z lądu na morze, wykorzystując do tego wszelkie możliwe rozwiązania techniczne. Zmiany organizacyjne, jakie opracowano i wdrażano w latach 1958–1963 były bardzo duże. Polegały one na: • rozbudowie istniejącego już na wybrzeżu systemu obserwacji i zorganizowaniu nowego – radiolokacyjnego wykrywania i śledzenia jednostek pływających; • stopniowym wprowadzaniu do służby na morzu nowoczesnych, nowych okrętów patrolowych, w celu dozorowania zagrożonych kierunków od strony morza; • zorganizowaniu i wprowadzeniu do służby lotnictwa rozpoznawczego WOP38. Dotychczasowy sposób ochrony granicy morskiej w porze dziennej, jako ekonomiczny, dyskretny i skuteczny, zdecydowano się pozostawić na całej długości wybrzeża bez zmian. W porze nocnej i w warunkach ograniczających widoczność (mgła) postanowiono zróżnicować działania na poszczególnych odcinkach w zależności od stopnia zagrożenia przestępczością graniczną i ich charakteru. Na odcinku Świnoujście–Ustka (187 km), który uznano za najbardziej zagrożony przestępczością, należało zorganizować radiolokacyjny system wykrywania złożony z 25 aparatów radarowych polskiej produkcji typu „Bałtyk”. Stacje, które rozmieścić miano wzdłuż wybrzeża, zapewnić miały wykrywanie każdego środka pływającego. Jego wzmocnieniem na najbardziej newralgicznych kierunkach było dozorowanie stopniowo wprowadzanych do służby nowych okrętów patrolowych projektu „9” i „902”. Odcinek od Ustki do Władysławowa (96 km) był stosunkowo mniej zagrożony, słabiej zaludniony, a także w niewielkim stopniu eksploatowany. Dlatego też planowano na pewien czas pozostawić na nim dotychczasowy system ochrony granicy bez zmian. W przyszłości planowano tu zamontować aparaturę radiolokacyjną. Pozostały odcinek liczący 152 km (wybrzeże Zatoki Gdańskiej) był najmniej zagrożony, jednak charakteryzował się intensywną eksploatacją i masowością ruchu turystyczno-wczasowego. W tych warunkach służba graniczna (patrolowa i obserwacyjna) na wybrzeżu nie była skuteczna – szczególnie nocą. Jego zabezpieczenie planowano prowadzić wyłącznie od strony morza, używając do tego okrętów patrolowych oraz motorówek. Na lądzie wykorzystywać miano doraźnie trzy ruchome stacje radiolokacyjne zamontowane na samochodach. Do patrolowania morza terytorialnego oraz organizowania pościgów za uciekającymi jednostkami pływającymi, przewidywano wykorzystywać samoloty i śmigłowce formowanej od 1958 r. eskadry lotnictwa patrolowo-rozpoznawczego WOP. Odprawę graniczną „przybrzeżnych łodzi rybackich” postanowiono utrzymać w dotychczasowej formie na wschodnim wybrzeżu. Na odcinku od Świnoujścia do Ustki zdecydowano odstąpić od niej, nakładając tylko na rybaków obowiązek zgłaszania do WOP wypływania na połowy nocne. Przybrzeżne łodzie rybackie miały znajdować się pod stałą obserwacją posterunków radarowych39. Przyjęte, a później wdrażane w latach 1959–1963 w Wojskach Ochrony Pogranicza zmiany organizacyjne miały stopniowo zastępować „klasyczne” (fizyczne) metody ochrony granicy państwowej, do których angażowano dużą ilość żołnierzy. W ich miejsce wdrażano nowe, oparte przede wszystkim na technice. Jego skuteczność i efektywność gwarantować mieli żołnierze pełniący zadania w strefie nadgranicznej i portach, dysponujący obserwacją radiolokacyjną strefy przybrzeżnej Bałtyku i współdziałający z lotnictwem patrolowo-rozpoznawczym oraz okrętami patrolowymi. Mimo, że od okresu wprowadzania szczególnej izolacji upłynęło 16 lat, to ocena Dowództwa WOP wobec ludności pasa nadgranicznego wybrzeża nie uległa istotnej zmianie. Czytamy w niej, że (...) wpływ ideologii nacjonalistycznej i reakcyjnego podziemia pozostawił po sobie poważne odbicie na części społeczeństwa. Wiadomo, że tereny powiatów nadmorskich zamieszkuje ludność napływowa, poza nielicznymi środowiskami autochtonów. Niemal w każdym powiecie znajdują się większe lub mniejsze skupiska ludności narodowości ukraińskiej wysiedlonej w ramach akcji „W”. Ponadto w każdym z powiatów zamieszkują ludzie o skompromitowanej przeszłości politycznej – byli członkowie organizacji hitlerowskich, osoby współpracujące z okupantem, uprawiające propagandę rewizjonistyczną itp. Największe skupiska tego elementu występują szczególnie w powiatach: Wejherowo, Nowy Dwór, Koszalin i Kołobrzeg... Znaczna część mieszkańców powiatów przygranicznych, w tej liczbie i element potencjalnie wrogi, posiada szerokie powiązania rodzinne i towarzyskie w RFN i innych krajach kapitalistycznych oraz utrzymuje z nimi kontakty korespondencyjne. Częste są również przypadki wzajemnego odwiedzania się. Niektórzy z byłych mieszkańców powiatów nadmorskich aktualnie zamieszkują w RFN, gdzie zajmują kierownicze stanowiska w organizacjach rewizjonistycznych i wykorzystując powiązania rodzinne, sieją wrogą propagandę wśród części społeczeństwa wspomnianych powiatów. Niezależnie od tego część byłych mieszkańców powiatów Pruszcz i Nowy Dwór, którzy w latach powojennych wyjechali do RFN, zatrudniona jest w rybołówstwie i często dokonuje połowów w Zatoce Gdańskiej, gdzie styka się z krewnymi i znajomymi rybakami zamieszkanymi w Polsce. Różnego rodzaju formy wrogiego oddziaływania na mieszkańców powiatów nadmorskich mają niewątpliwie wpływ na to, że niektórzy z nich, zatrudnieni w gospodarce morskiej (rybołówstwo, flota handlowa) wykorzystując pobyt naszych jednostek w obcych portach, pozostają w nich odmawiając powrotu do kraju 40 . • wszystkie obce okręty wojenne obowiązane były od zmroku do świtu na żądanie polskiego okrętu MW, jednostki pływającej WOP lub posterunku sygnałowego na wybrzeżu podać swoje znaki rozpoznawcze, przynależność państwową i nazwę okrętu. Morska granica, op. cit., s. 322–324. 37 Ibidem, s. 8–13. 38 ASG, sygn. 1407/6, k. 515–525; Notatka służbowa nr 0282 z 24.01.1962 r. dla dowódcy WOP. ASG, sygn. 1611/72, k. 1–13; Perspektywiczny plan kierunku i zakresu zmian organizacyjnych w WOP w latach 1959–1963. 39 ASG, sygn. 1611/72, k. 1–13; Perspektywiczny plan kierunku i zakresu zmian organizacyjnych w WOP w latach 1959–1963; T. Bielecki, S. Łuczyński, Rozważania nad rozwojem form ochrony granic państwowych, „Biuletyn Wojsk Ochrony Pogranicza”, Warszawa 1965, nr 2, s. 66. 40 ASG, sygn. 1836/1, k. 1–44; Analiza sytuacji operacyjnej na odcinku granicy morskiej, zachodniej i południowej za lata 1961–1965. Nautologia 2011, nr 148 111 Przedstawiony fragment oceny tendencyjnie ukazujący ludność pogranicza, przesądzał o negatywnym nastawieniu żołnierzy tej formacji do większości jej mieszkańców. Widziano w nich (i miano zapewne widzieć) potencjalnych przestępców granicznych. Tak negatywny obraz tego środowiska wpływał w konsekwencji na nieuzasadnione, ciągłe zaangażowanie znacznych sił i środków do ochrony tej granicy. EFEKTY DZIAŁAŃ WOP NA ODCINKU MORSKIM W ŚWIETLE WYNIKÓW NA CAŁEJ GRANICY POLSKI Stabilizacja polityczna na arenie międzynarodowej po zakończeniu działań wojennych w Europie, a tym samym rozwój kontaktów Polski z innymi państwami oraz normowanie sytuacji wewnętrznej, kierunkowały zadania kontroli ruchu granicznego na: przyjazdy Polaków (repatriantów) do Ojczyzny; wyjazdy na podstawie paszportów; ruch statków handlowych, kutrów i łodzi rybackich; przejazdy środków transportowych czy wreszcie mały ruch graniczny. Poszukując skuteczniejszych i bardziej wydolnych rozwiązań organizacyjnych, zmieniano strukturę PPK, a przepisy wykonawcze inicjowano i opracowywano w oparciu o zdobyte doświadczenia – nierzadko metodą prób i błędów. Można oczywiście zastanawiać się nad sensem i zasadnością tych rozwiązań, których dokonywano bez wystarczająco głębokiej analizy. Były one uzależnione od ówczesnych realiów politycznych i społecznych w Polsce. To one wywierały wpływ na zadania, kształt organizacyjny i działalność Wojsk Ochrony Pogranicza. Ruch graniczny osób i środków transportowych przez polską granicę rozwijał się także, w ścisłym powiązaniu z sytuacją międzynarodową. W latach 1945–1947 miał on głównie charakter migracyjny i wynikał ze skutków działań wojennych. Do końca 1948 r. następował jego powolny, lecz systematyczny wzrost. Ogółem w okresie 1946–1948 granicę Polski przekroczyło 17 659 856 osób. Na ten rezultat składała się oprócz ruchu paszportowego również obsługa środków transportowych. Lata 1949–1954 zaznaczyły się poważnym spadkiem ruchu granicznego sięgającym blisko 50%. Dopiero w 1955 r. następuje jego ponowny wzrost, aby ostatecznie od 1959 r. przyjąć stałą tendencję wzrostową. Ogółem w latach 1946–1965 żołnierze WOP odprawili ok. 100 milionów osób (99 515 510), a w ruchu paszportowym granicę przekroczyło 15 236 490 ludzi. Na granicy morskiej, w tym okresie, odprawiono 10 762 724 (ok. 10%) osób z jednostek rybackich i 156 449 w ruchu sportowo-żeglarskim. Wyjazdy Polaków za granicę, szczególnie do państw tzw. kapitalistycznych (KK), były szczególnie ograniczone. W roku 1955 na 33 430 wyjeżdżających z Polski, do KK wyjechało 6060, w 1956 na 177 220 – 30 580. Pięć lat później – 63 700 (tego roku Polskę ogółem opuściło 194 890 Polaków), a w 1965 na 737 290 wyjeżdżających z Polski 102 930 udało się do KK41. Porównując pod względem ilości wyjazdów Polaków do KK, w latach 1955 i 1965, obserwujemy stały jego wzrost. Jednak poziom, jaki odnotowano dziesięć lat po zakończeniu działań wojennych, potwierdza tezę o celowej izolacji Polaków i ograniczaniu ich wyjazdów do tzw. obozu kapitalistycznego. W latach 1945–1965 nie obserwuje się znaczących zmian w ruchu wybranych środków transportowych przez granice Polski. Ogółem w tym czasie wopiści odprawili 9 620 144 różnego rodzaju pojazdów. Z tego ok. jedną trzecią (3 210 242) stanowiły jednostki rybackie i statki morskie42. Większej liberalizacji kontaktów Polaków ze „światem zewnętrznym” towarzyszyły zmiany, które „usprawniać miały kontrolę” tego ruchu. O niektórych już wcześniej sygnalizowano. Warto jednak wspomnieć m.in. o kontroli (po raz pierwszy w 1954 r.) pasażerów statku m/s „Batory” przez grupę oficerów z Gdyni, których przewożono kutrem rybackim na pełne morze. Na wysokości Kołobrzegu wchodzili oni na statek i przystępowali do działań kontrolnych. (...) Zadania pionu KRG – jak podaje płk Tadeusz Jarmoliński – oficer dowództwa WOP – systematycznie wzrastały. Zawsze miały one charakter operacyjny, ściśle związany z zadaniami SB, MO i organów ścigania. Podstawowym obiektem jego zainteresowania były (...) osoby przekraczające granicę oraz działalność instytucji znajdujących się w przejściach granicznych lub obsługujących ruch graniczny43. Przeciwdziałanie przemytowi należało początkowo do zadań pionu KRG, a osiągnięte rezultaty upoważniają do pozytywnej oceny tych działań. Wartość przemytu zatrzymanego przez żołnierzy WOP na granicy RP w latach 1945–1948 oszacowano na 306 369 932 złote. Najwięcej – bo aż ok. 50% tej wartości, przypadło na granicę południową (157 953 821 zł.) Suma zatrzymanego na granicy morskiej przemytu była niewielka, wynosiła 19 675 485 złotych i prawie równała się wartości przemytu wykrytego przez PPK Warszawa Okęcie44. Największą skutecznością oraz najczęstszymi próbami przemytu cechowała się granica południowa i zachodnia. Najmniejsze efekty odnotowano na wschodniej rubieży. Dysponując zestawieniem wartościowym towarów przemycanych w roku 1948 można określić, co cieszyło się największym zainteresowaniem w kraju. Do Polski przemycano przede wszystkim: chemikalia i lekarstwa; obuwie i skórę; wyroby galanteryjne. Wartość tych towarów stanowiła prawie 60% wartości wszystkich zatrzymanych. Z Polski nielegalnie wywożono głównie: walutę obcą i polską; tłuszcz oraz wyroby włókiennicze. Dowództwo WOP zaliczało przemyt towarów do przestępstw granicznych o charakterze ekonomicznym. Wiązało się ono ściśle z przekraczaniem w sposób legalny lub nielegalny granicy Polski, aby osiągać korzyści materialne. Jego „szkodliwość” polegała na nieprzestrzeganiu przez przekraczających granicę ustanowionych przez państwo barier celnych lub administracyjnych zakazów i ograniczeń, służących określonej polityce ekonomicznej. Specjaliści WOP uważali, że zajmujący się przemytem stanowią dogodną bazę werbunkową dla obcych wywiadów45. Podstawową działalnością Wojsk Ochrony Pogranicza, było przeciwdziałanie przekraczaniu lub usiłowaniu przekraczania granicy bez zezwolenia. Nasilenie tej kategorii przestępczości było stosunkowo duże, szczególnie w latach 1946–1955. Na przestrzeni lat 1946–1964 według danych WOP, w nielegalny sposób granicę Polski przekroczyło lub usiłowało przekroczyć ok. 74 067 osób. W świetle szczegółowych danych, które znajdują się w Archiwum Straży Granicznej i obejmują okres 1948–1964, największe nasilenie tej przestępczości występowało na południowej (53%) i zachodniej (37%) granicy. Morska i wschodnia rubież były zagrożone stosunkowo słabiej (ok. 5%)46 (tabela 2). H. Dominiczak, Zarys..., op. cit., s. 259; tenże, Powstanie..., op. cit., s. 70–83; T. Jarmoliński, Ruch graniczny i jego zasadnicze właściwości w 35-leciu WOP, [w:] 35 lat na straży granic Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Warszawa 1981, s. 45–52. 42 H. Dominiczak, Powstanie..., op. cit., s. 73 i 77. 43 T. Jarmoliński, op. cit., s. 49. 44 ASG, sygn. 222/70, k. 20. 45 S. Szyposzyński, Zasadnicze przejawy przestępczości granicznej w latach 1949–1956, [w:] 35 lat na straży granic Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Warszawa 1981, s. 81–84. 46 ASG, sygn. 1613/10, k. 61, ASG, sygn. 1611/72, k. 122. 41 112 Nautologia 2011, nr 148 Tabela 2. Nasilenie przestępczości granicznej w latach 1946–1964 Rok 1946 1947 1948 1949 1950 1951 1952 1953 1954 1955 1956 1957 1958 1959 1960 1961 1962 1963 1964 1965 545 348 192 135 108 36 20 13 17 82 61 48 63 42 65 43 48 4 098 2 249 946 885 643 573 453 356 459 917 687 464 339 284 222 285 211 4 245 2 456 1 639 1 131 774 570 531 506 503 904 1 048 992 872 879 884 874 1 065 Wschodnia Morska Zachodnia Granica Południowa (Suma osób, które nielegalnie przekroczyły i usiłowałyprzekroczyć granicę Polski) 352 168 105 116 58 55 57 42 88 88 134 106 100 95 99 137 106 Razem 20 349 16 002 9 240 5 221 2 882 2 267 1 583 1 234 1 061 917 1 067 1 991 1 930 1 610 1 374 1 300 1 270 1 339 1 430 1 866 14 071 19 873 1 906 74 067 5% 37% 53% 5% 100% Ilość osób profilaktycznie zmustrowanych z jedn. rybackich na granicy morskiej 25 65 89 91 108 117 106 171 320 234 1 326 Źródło: 1. ASG, sygn 1613/10, k. 61. 2. ASG, sygn. 1611/72, k. 122. Usiłowanie lub dokonanie nielegalnego przekroczenia granicy dowództwo WOP w większości zaliczało do przestępstw granicznych o charakterze politycznym wynikających z wrogiego stosunku do PRL. W ocenie ppłk. Stanisława Szyposzyńskiego z dowództwa WOP (...) Sprawy tej kategorii przestępstw wywodzą się przeważnie z reakcyjnych środowisk. Po przedostaniu się do państw zachodnich oczerniają kraj, stają się niejednokrotnie źródłem informacji dla obcych wywiadów, a nawet idą na współpracę z tymi wywiadami. Powracają do kraju tą samą „drogą”, ale już w charakterze obcego wywiadu47. Tak jednostronna ocena ludzi, którzy w nielegalny sposób chcieli wyjechać z Polski jest zbyt uproszczona. Motywy, jakimi się oni kierowali, były bardziej skomplikowane. Często ucieczki z kraju przed represjami władz (szczególnie do 1953 r.) lub innymi ograniczeniami, były jedyną możliwością uratowania życia pojedynczych osób, bądź całych rodzin. Starano się także wprowadzać nowe utrudnienia w żegludze sportowo-rekreacyjnej oraz połowach morskich rybaków. Po ucieczce kutrów: „GDY-25”, „GDY-143” i „GDY-144” (na dwu ostatnich było 18 osób), dowódca brygady informował Głównego Inspektora Ochrony Pogranicza o podjętych działaniach „zapobiegawczych”. Sprowadzały się one m.in. do zmian organizacji służby operacyjno-kontrolerskiej oraz „oddziaływań” na naczelnego dyrektora Urzędu Morskiego i dyrektora Morskiego Urzędu Rybackiego48. W połowie 1947 r. miała miejsce ucieczka z Gdańska do Szwecji inż. Tadeusza Łempickiego – wicekomandora Polskiego Klubu Morskiego wraz z jego rodziną (11 osób) na pokładzie jachtu s/y „Cirrus”. Fakt ten oraz skandal polityczny, jaki z tego powodu wyniknął zagranicą, jak się wydaje był przesłanką do ograniczenia w późniejszym czasie sportowych pływań morskich przez żeglarzy. Minister Obrony Narodowej marsz. Żymierski skierował pismo w tej sprawie do szefa Departamentu WOP i polecił, aby: • przeprowadzić wspólnie z szefami Informacji Wojskowej oraz Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Gdańsku dochodzenie w tej sprawie; • zastosować represje w stosunku do PKM, włącznie do usunięcia jego komandora; • do 15 września miano przy udziale podległych jednostek WOP sprawdzić na całym wybrzeżu ewidencję wszystkich jachtów zdatnych do pływania oraz wydać zarządzenie zaostrzające ich kontrolę (osób i sprzętu). Ponadto Żymierski polecił dowódcy WOP płk. Gutakierowi, „aby wpłynął poprzez organa Bezpieczeństwa Publicznego by majątek uciekinierów został skonfiskowany na rzecz Skarbu Państwa, w stosunku zaś do osób, którzy pomagali w ucieczce zastosować odpowiednie represje”49. Przestępczość graniczna występowała w formie zorganizowanej i niezorganizowanej. Do tej pierwszej zaliczano przede wszystkim kanały i punkty przerzutowe, grupy lub pojedyncze osoby, których członkowie weszli w porozumienie, aby prowadzić działalność przestępczą w kraju lub poza nim. Zwalczanie przestępczości granicznej uzależnione było m.in. od znajomości sposobów i metod stosowanych przez przestępców, dobrego wyszkolenia żołnierzy WOP i właściwie pełnionej służby granicznej. Wpływ na skuteczność działań WOP miała także: dobrze zorganizowana współpraca z odpowiednimi służbami MSW lub z organami ochrony granic państw sąsiednich. Najbardziej zagrożone przestępczością graniczną były granica południowa i zachodnia. W latach 1961–1965 na granicach: morskiej, polsko-niemieckiej i polsko-czechosłowackiej ujawniono ogółem 5655 sprawców nielegalnie przekraczających granicę. 51% wspomnianych osób zamierzało opuścić Polskę. Ponadto na terenie strefy nadgranicznej zatrzymano ok. 5670 osób za różne przestępstwa i wykroczenia. Szczególnie duże nasilenie przestępczości w tym okresie występowało na granicy południowej (4311 przypadków – 76%). 20% (1119) zanotowano na zachodniej, a tylko 4% (225) na morskiej. Na północy i zachodzie – w ocenie dowództwa WOP – wykryto więcej przestępstw o poważnym charakterze. Rozpatrując natomiast w latach 1961–1965, charakter przestępczości przedstawiał się następująco: 70 osób (1,3%) zakwalifikowano do czynów politycznych, 217 (4,1%) przemytniczych oraz 4995 (94,6%) pospolitych. Najliczniejszą grupę przestępstw pospolitych stanowiły osoby, które nielegalnie przekraczały granicę w celach: „turystycznych i awanturniczych” (48%), rodzinnych i zarobkowych (35%) i „uciekający przed odpowiedzialnością” (5%)50. S. Szyposzyński, op. cit., s. 82. Dyrektor Urzędu Morskiego miał usprawnić oświetlenie i zabezpieczenie (ogrodzenie) portu rybackiego w Gdyni. Z dyrektorem Morskiego Urzędu Rybackiego uzgodniono natomiast sposób kwalifikacji rybaków przed wydaniem im kart rybackich na rok 1949. Zobowiązano go także do wyznaczenia kontrolera rybackiego, odpowiedzialnego za techniczną stronę odprawy. Jego zadanie sprowadzało się do: • stwierdzenia konieczności wypłynięcia na połowy dłuższe niż jeden dzień i ustalenie ilości koniecznego paliwa, • prowadzenie rejestru kutrów prywatnych zadłużonych w banku. ASG, sygn. 222/38, k. 8; Meldunek dowódcy 4 BOP nr 0062 z 7.01.1949 r. do GIOP. 49 ASG, sygn. 218/3, k. 11, Pismo Ministra Obrony Narodowej marsz. Michała Żymierskiego z 27 sierpnia 1947 r. do Szefa Departamentu WOP. 50 ASG, sygn. 1836/1, k. 1–44; Analiza sytuacji operacyjnej na odcinku granicy morskiej, zachodniej i południowej za lata 1961–1965. 47 48 Nautologia 2011, nr 148 113 Tabela 4. Zestawienie naruszeń granicy Polski w latach 1953–1964 (w liczniku – liczba przypadków; w mianowniku liczba osób) Rok Nazwa 1953 1954 1955 1956 jednostki WOP 16 Brygada WOP 4/14 1/1 – 6/13 15 Brygada WOP 1/1 – 1/1 4/7 12 Brygada WOP – – – 5/8 Granica morska 5/15 1/1 1/1 15/18 12 Brygada WOP 15/17 25/42 19/25 31/47 9 Brygada WOP 10/11 21/27 22/29 66/100 8 Brygada WOP 13/18 24/37 19/27 67/96 Granica Zachodnia 38/46 70/106 60/81 164/243 8 Brygada WOP 5/7 22/39 27/41 64/100 5 Brygada WOP 6/10 43/63 35/45 69/107 4 Brygada WOP 76/93 84/111 94/120 74/112 3 Brygada WOP 51/69 69/100 88/119 171/285 26 Brygada WOP – 6/6 3/3 Granica Południowa 138/179 224/318 247/328 378/604 26 Brygada WOP – 3/3 – 10/10 23 Brygada WOP – 4/4 5/5 5/10 22 Brygada WOP 2/2 10/11 2/2 9/10 19 Brygada WOP 1/1 1/1 4/4 12/15 Granica Wschodnia 3/3 18/19 11/11 36/45 Razem 184/243 313/444 319/421 593/920 1957 9/17 4/7 6/10 19/34 31/47 66/100 69/98 166/245 65/103 69/107 82/120 172/288 –NIE 388/618 9/9 5/10 9/10 12/15 35/44 608/941 1958 1959 1960 1961 1962 1963 1964 5/7 5/5 2/3 6/6 5/12 5/6 6/7 4/9 2/5 1/5 1/1 – – – 3/4 3/4 2/3 3/3 5/7 5/7 7/9 12/20 10/14 5/11 10/10 10/19 10/13 13/16 34/48 19/24 8/11 6/7 4/4 7/8 10/13 33/57 23/34 15/20 13/17 14/18 11/14 6/10 29/43 21/35 17/27 16/26 12/15 14/17 9/9 96/148 63/93 40/58 35/50 30/37 32/39 25/32 46/70 38/61 24/37 40/60 28/43 36/43 38/52 46/68 33/50 28/41 39/58 33/44 36/52 27/37 89/106 36/49 47/61 66/90 64/93 68/93 78/118 156/277 95/146 93/141 69/107 59/86 67/106 55/92 FUNKCJONUJE NA TYM KIERUNKU– 337/521 202/306 192/280 214/315 184/266 207/294 202/308 15/18 14/19 14/16 7/7 9/12 18/18 16/25 9/12 10/14 5/5 8/8 4/5 8/10 4/5 21/22 19/22 9/9 15/15 17/18 21/22 6/6 13/20 9/11 19/21 18/25 12/23 15/18 19/23 58/72 52/66 47/51 48/55 42/58 62/68 41/59 503/761 327/479 284/400 307/430 266/380 311/414 281/415 Źródło: Opracowanie własne autora na podstawie: 1. ASG, sygn. 1284/175, k. 31; 2. ASG, sygn. 1284/156, k. 13 – 14; 3. ASG, sygn. 1284/246, k. 33; 4–11 ASG, sygn. 1612/20, k. 42,41,118,187,230,331,360,359. W 1966 r. natomiast głównymi motywami ucieczek z Polski do krajów kapitalistycznych – według kierownictwa WOP – były: • uniknięcie odpowiedzialności karnej za dokonanie przestępstwa; • chęć łatwego życia (dotyczy głównie jednostek zdemoralizowanych, niepracujących i skłóconych z rodziną); • wyjazd do krewnych i znajomych. Największa ilość tych osób wywodziła się z województw katowickiego i wrocławskiego. Należy tu również wspomnieć o sześciu próbach ucieczek z kraju żołnierzy dezerterów51. Granica morska, w świetle przedstawionych danych, nie była szczególnie narażona na ucieczki. Tylko 29 z 225 osób usiłowało w latach 1961–1965 nielegalnie dostać się do Polski. Pozostałe 196 osób wybrało „podróż” w odwrotną stronę. Na wybrzeżu szczególnie zagrożone przestępczością graniczną były rejony wielkich portów. Łącznie w tym okresie na terenie Gdyni, Gdańska i Szczecina ujawniono 144 przypadki (64%) z ogólnej liczby wykrytych na tym kierunku. Znaczną aktywność odnotowano również na niektórych odcinkach tzw. zielonej granicy i w rejonach mniejszych portów i przystani rybackich: • 16 KB WOP: Władysławowo, Jastarnia, Hel – 15 zdarzeń; • 15 BB WOP: Smołdziński Las, Ustka, Jarosławiec, Nowe Śliwno i Kołobrzeg – 28; • 12 PB WOP: Międzyzdroje i Świnoujście – 30 przypadków. Łącznie w tych miejscach wykryto 73 sprawców przestępstw granicznych (32,4%). Ponadto w strefie nadgranicznej ujęto 1087 osób za inne przestępstwa i wykroczenia. Morska rubież Polski – według oceny D WOP – była jednak najbardziej zagrożona. Decydowały o tym jej warunki. Możliwość bezpośredniego dotarcia drogą morską do „KK” i odwrotnie stwarzała – zdaniem kierownictwa WOP – szczególne przesłanki zagrożenia (ze 150 osób usiłujących zbiec z kraju drogą morską 146 planowało przedostać się na zachód). Zagrożenie tej rubieży wynikało – według WOP – również z faktu, że wielu potencjalnych przestępców planując ucieczkę z kraju szukało zatrudnienia w składzie załóg statków handlowych lub rybołówstwa dalekomorskiego. Będąc poza granicami Polski dezerterowali oni z tych jednostek. W latach 1961– 1965 w ten sposób zbiegło z Polski 239 osób. Aby przeciwdziałać tej praktyce, żołnierze WOP ściśle współpracowali z organami bezpieczeństwa, prowadząc działania zmierzające do eliminowania z pływania ludzi podejrzanych o usiłowanie ucieczki z kraju. W tym okresie tylko w rybołówstwie „profilaktycznie zmustrowano” 831 osób. Najczęściej zamierzano przekroczyć granicę, wykorzystując do tego statki stojące w portach i na ich pokładzie dopłynąć do państw kapitalistycznych. Dlatego też szczególnie narażone na ucieczki były statki polskie i „krajów demokracji ludowej”, które podczas postoju nie były zabezpieczane przez stałą służbę WOP (według zaleceń na ich pokładzie, ze składu załogi miano utrzymywać tylko stałą służbę trapową). Do ucieczek wykorzystywano również inne możliwości, takie jak: lekkie środki pływające specjalnie do tego skonstruowane, które odpływały z „zielonego” wybrzeża oraz ruch rybacki52. Charakter przestępczości granicznej w latach 1949–1956 w ujęciu statystycznym przedstawiał się następująco: przestępstwa polityczne stanowiły – 47,51%, przemytnicze – 9,9% i pospolite 42,69%. Największe nasilenie przestępczości granicznej przypadało na tzw. okres wiosenno-letni (kwiecień–październik), natomiast ASG, sygn. 1836/1, k. 244–247; Ocena operacyjnej działalności WOP w 1966 r. (Pismo Szefostwa WOP nr 06411 z 28.12.1966 r.). ASG, sygn. 1836/1, k. 1–44; Analiza sytuacji operacyjnej na odcinku granicy morskiej, zachodniej i południowej za lata 1961–1965. 53 S. Szyposzyński, op. cit., s. 83–84. 51 52 114 Nautologia 2011, nr 148 Tabela 4. Zestawienie zwalczania przestępczości granicznej przez WOP w latach 1953–1964 (w liczniku – liczba przypadków; w mianowniku liczba osób) Rok Nazwa 1953 jednostki WOP 16 Brygada WOP 7/8 15 Brygada WOP 3/6 12 Brygada WOP 15/22 Granica morska 25/36 12 Brygada WOP 154/242 9 Brygada WOP 102/143 8 Brygada WOP 123/188 Granica Zachodnia 379/573 8 Brygada WOP 78/125 5 Brygada WOP 79/111 4 Brygada WOP 151/195 3 Brygada WOP 84/131 26 Brygada WOP 5/8 Granica Południowa 397/570 26 Brygada (Oddział WOP) 17/20 26 Brygada (Oddział WOP) 22 Brygada (Oddział WOP) 11/11 19 Brygada (Oddział WOP) 8/9 Granica Wschodnia 50/55 Razem 851/1234 1954 1955 5/6 3/7 4/6 12/19 146/209 76/102 87/120 309/431 61/101 51/71 109/148 46/68 4/4 271/392 11/11 13/13 22/28 4/4 50/56 642/898 1/1 3/4 6/8 10/13 101/123 90/112 83/109 274/334 64/82 58/72 115/136 49/66 3/3 289/35 9/10 13/13 12/12 6/6 40/41 613/757 1956 1957 1958 1959 1960 1961 1962 1963 1964 6/8 18/26 15/17 17/18 15/24 9/9 13/20 17/27 7/13 2/3 8/15 6/13 5/8 6/12 2/2 6/10 2/3 3/10 3/3 11/14 8/9 5/7 13/14 6/19 10/14 3/3 8/10 11/14 37/55 29/39 27/33 34/50 17/30 29/44 22/33 18/33 117/166 191/271 153/207 108/148 80/97 64/85 55/70 72/125 53/83 90/127 121/177 81/119 61/74 56/66 50/64 45/62 52/72 47/56 106/152 134/211 126/191 104/145 85/107 66/81 43/58 38/56 34/39 313/445 446/659 360/517 273/367 221/270 180/230 143/190 162/253 134/178 81/121 42/67 63/119 140/294 83/155 109/184 99/152 109/190 132/239 61/91 23/34 48/73 56/106 46/77 56/91 70/118 70/108 54/84 98/127 77/109 98/130 66/91 98/127 119/171 92/136 134/202 111/178 70/97 125/218 114/196 109/169 112/191 119/219 138/296 95/186 98/205 –NIE FUNKCJONUJE NA TYM KIERUNKU– 30/98 310/436 267/428 323/518 371/660 339/550 403/665 399/702 408/686 425/804 17/23 4/4 10/10 8/8 13/16 4/4 9/10 12/19 19/23 11/15 11/11 13/16 15/16 10/10 1/2 5/6 12/17 7/9 13/14 8/10 18/20 10/13 7/7 16/17 13/13 12/14 10/11 16/35 4/7 8/15 2/2 7/9 5/11 7/13 12/14 6/9 57/87 27/32 49/61 35/39 37/42 29/37 37/45 48/67 42/52 691/982 777/1174 761/1135 706/1099 631/912 629/962 608/981 640/1037 619/1067 Źródło: Opracowanie własne autora na podstawie: 1. ASG, sygn. 1284/175, k. 31; 2–3. ASG, sygn. 1284/150, k. 110 oraz sygn. 1284/156, k. 4, sygn. 1284/175, k. 30; 4–12. ASG, sygn. 1612/20 k. 40, 117, 116, 229, 298, 297, 358, 357. najwięcej przekroczeń granicy 42,48% notowano w miesiącach maj–sierpień53. Najwięcej bezkarnych (skutecznych) przejść przez granicę notowano ogólnie na południowej i zachodniej rubieży Polski. Najmniej nad morzem. W latach 1953–1964 pod względem ilościowym najmniej bezkarnych naruszeń granicy Polski odnotowano w 1953 r. – 184 przypadki przez 243 sprawców. Najwięcej było ich w 1957 r. – 608 przypadków i 941 sprawców. W tym okresie na odcinku morskim liczba osób, które w sposób nielegalny wyjechały, wahała się od 1 do 20. Wyjątek stanowił 1957 r., kiedy odnotowano 34 osoby. Liczba nielegalnych, skutecznych przejść przez granice Polski była zmienna (tabela 3 i 4). Uzależniona w dużym stopniu była od efektywności działań WOP. W latach 1961–1965 na granicach: południowej, zachodniej i morskiej służby WOP zatrzymały 4423 osoby usiłujące je przekroczyć (78% ogółu zatrzymanych). Ponadto ujawniono 1092 przypadki nielegalnych przekroczeń granicy dokonanych przez 1578 sprawców (448 do Polski i 1130 z Polski). Nieco mniejsza była skuteczność ochrony granicy morskiej. Wynosiła ona w tym czasie 71%. Z liczby 48 osób, które zbiegły z kraju, 28 nielegalnie przekroczyło granicę na pokładach nie zabezpieczanych przez WOP statkach bandery polskiej lub „KDL”. Morski odcinek granicy Polski zajmował szczególne miejsce w systemie ochrony. Morze – mimo, że występował tu najniższy (ok. 5%) wskaźnik prób ich naruszenia – kierownictwo WOP traktowało jako skuteczną drogę wydostania się z Polski, jako przysłowiowe „okno na zachód”. Dlatego kierowało do jej ochrony niewspółmiernie duże i zróżnicowane siły. Obawiano się bowiem wszelkich kontaktów ludności polskiej z rodakami mieszkającymi na Zachodzie. Głównym powodem do podejmowania takich działań (ucieczek) była sytuacja polityczna panująca w PRL. Zamiast zaostrzać represje, wystarczyło je łagodzić, ale nie było to zgodne z polityką władz Polski Ludowej. Abstract Operation of the Polish Frontier Guards (WOP) on the Baltic Coast in 1945–1965 The Polish Frontier Guards (WOP), a body of troops whose task was to ensure security of Poland’s borders, were formed by a special order signed on 13th September, 1945. Accord ing to the original concept, the troops were to be raised in a relatively short time and were to resume their duties as early as in November 1945. In practice, formation of the Frontier Guards units on the Baltic, whose specific goal was the security of the coast, turned out to be far from simple. The article not only presents the structure of the Guards but also a complicated process of forming their Seaside units by the PoNautologia 2011, nr 148 meranian Military District of the army. It reveals a complex socialpolitical context of post-war Poland which, undoubtedly, affected the structure and duties of this military force. Next, the text discusses the tasks and scope of activity of the intelligence unit of the WOP which functioned as its proverbial eyes and ears, especially as concerned prevention of illegal escapes from the country as well as detection and counter-acting other criminal acts. The Polish Frontier Guards (WOP) were formed by the Ministry of Defence which controlled it till 1948. Then the Guards were incorporated into the units of the Ministry of Public Security (MBP). 115 In 1953, the Ministry was disbanded and the control of the Guards was taken over by a new Ministry of Internal Affairs (MSW). In the middle of 1965, for no obvious reason, the WOP Guards were split into two parts: one was incorporated into the units controlled by the Ministry of Defence, whereas the other, including the intelligence and units employed at border crossings, remained within the structure of the Ministry of Internal Affairs (MSW). In the opinion of the high command of the Frontier Guards, the sea should be considered a constant threat to the idea of impenetrability of the border; it was relatively easy to reach Western Europe travelling by sea. Hence the means taken to protect this border were out of proportion. Additionally, the WOP sensed danger in the fact that many potential escapees sought employment on Polish cargo ships or ocean-going fishing vessels only to „desert” from them in western ports. To discourage these practices, the members of the WOP intelligence units closely cooperated with the state security, trying to prevent the future escapees from employment in sea-going crews. Only in the years 1955–1964, there were 1326 cases of „preventive signing off ” recorded among the ocean-going fishing crews. Finally, the article presents some hitherto unknown data concerning the WOP’s activities on the coast – shown against the background of general duties of this military formation. materiaŁY Jadwiga Ruszała Oblicza morza. Z kart polskiej marynistyki biograficznej po 1945 roku Zbeletryzowane biografie o ludziach morza, którymi chcę się tu bliżej zająć, stanowią część bogatej gatunkowo oraz poznawczo marynistyki literackiej i podlegają charakterystycznym dla tej dziedziny piśmiennictwa trendom tematycznym i ideowym, takimi np. jak: bohater, temat, mit, legenda, „morska prawda utworu”, współżycie człowieka z morzem1. Dla pogłębienia społecznej wiedzy morskiej u nas, nie bez znaczenia jest fakt, że na liście polskiej marynistyki po 1945 roku, ważne miejsce zajmują zbeletryzowane biografie ludzi morza: sławnych podróżników, odkrywców, badaczy morza, marynarzy. W sumie notujemy 27 pozycji tego typu, nie licząc wznowień, wśród których królują biografie autorstwa Aliny i Czesława Centkiewiczów. Mimo dużej różnorodności materiału literackiego utwory prezentowane w niniejszej pracy cechują trzy wspólne właściwości. Są to: 1) dominanta jednego, wyodrębniającego się spośród innych postaci, wyraźnie pierwszoplanowego bohatera którym jest człowiek morza; 2) wyposażenie go w cechy odnoszące się jednoznacznie do określonej realnie istniejącej i znanej społecznie osoby; 3) obecność cech istotnie różniących tekst od typowego dzieła naukowego, a zbliżających go z kolei do prozy narracyjnej lub eseistyki. Beletrystyczny charakter biografii objawia się m.in. wprowadzeniem dialogów, różnego rodzaju opisów szczegółowych, odtworzeniu stanów wewnętrznych bohatera. „Literackość” i odniesienie głównego bohatera do jego faktograficznego pierwowzoru stanowią istotną treść zbiorowego pojęcia „beletrystyka biograficzna”2. Z bogactwa problematyki morskiej, jaką odznaczają się badane utwory3, wybieramy do prześledzenia jeden wyimek: oblicza morza. Temat ten referujemy w dwojakiej perspektywie narracyjnej (opisów morza w słowie autora) oraz osobowej (w wypowiedzi bohaterów, odnoszących się do ich obserwacji morza i przeżywania kontaktów z wodnym żywiołem). Na „oblicze morza” składają się też zagadnienia estetyczne i filozoficzne: kolorystyka opisów morza oraz metaforyczno-poznawczy sens niektórych ujęć kontaktów na linii człowiek–morze. Człowiek wobec bezkresu morza Na wstępie trzeba zaznaczyć, że percepcja morza w utworach w postaci takich kategorii jak narrator i postać literacka ma, w zależności od aury pogodowej przestworów wodnych, różny charakter. Np. inny jest jej przebieg wtedy, gdy morze jest burzliwe, albo gdy znajduje się ono w chwili stagnacji (ciszy) lub podczas rejsów w nieznane, którym towarzyszy zazwyczaj egzystencjalny lęk. Rzecz charakterystyczna, że we wszystkich badanych utworach na pierwszym miejscu zaznacza się pogląd o nicości człowieka wobec bezmiaru wód w walce z potężnymi siłami natury. Oto charakterystyczna dla tego typu odczuć opinia współczesnego żeglarza Kuby Jaworskiego, bohatera samotnej wędrówki przez Atlantyk: „Gapiłem się w gwiazdy. Zrobiło mi się nijako. Nagle zdałem sobie sprawę ze swojej znikomości. Jacht w porównaniu ze wszechświatem wydał mi się nic nie znaczącym ziarnkiem, a cała nasza walka o pierwsze miejsce nierówna (Dubrawska, Sami ale nie samotni, Warszawa 1984, s. 32)4. Dodać trzeba, że przywołane uczucie w recepcji indywidualnej ma charakter momentalny i przelotny. Autor cytowanych słów stara się przestać myśleć o problemach egzystencjalnych i wraca do realiów samotnej walki o laur zwycięstwa w regatach, w których nie bez szans na sukces, ma możność uczestniczyć. Reakcją na współżycie załogi okrętów jak i samotnych żeglarzy z wodnym żywiołem jest oprócz intensywnego odczucia wielkości i bezmiaru wodnych toni, wobec których człowiek widzi się znikomym i zagubionym i bezradnym jest także psychologiczne Literatura dotycząca marynistyki literackiej jest liczna i obejmuje wiele opracowań naukowych. Z ważniejszych pozycji książkowych trzeba wymienić m.in. prace: R. Karwacki, Temat morski Gdańsk 1975; Literatura gdańska i ziemi gdańskiej w latach 1945–1975, Gdańsk 1979; B. Miazgowski, Morze w literaturze polskiej, Gdynia 1964; Problemy polskiej literatury marynistycznej, Gdańsk 1982; L. Prorok, Szkice bałtyckie, Wrocław 1972; S. Telega, Odkrycie Bałtyku w literaturze, Poznań 1970; J. Tuczyński, Marynistyka Polska. Studia i szkice, Poznań 1975; tenże, Od Gopła do Bałtyku. Rozprawy i szkice z marynistyki Młodej Polski, Gdynia 1966. 2 Zob. M. Jasińska, Zagadnienia biografii literackiej. Geneza i podstawowe gatunki dziewiętnastowiecznej beletrystyki biograficznej. Warszawa 1970. 3 Zob. J. Ruszała, Bohaterowie morza w polskiej beletrystyce biograficznej dla dzieci i młodzieży po 1945 roku... (portret zbiorowy), „Guliwer” 2009, nr 4; taż, Ludzie morza w polskiej beletrystyce biograficznej dla dzieci i młodzieży, „Koszalińskie Studia i materiały” 1975, nr 1. 4 Przy cytatach tekstów z zakresu beletrystyki biograficznej podaję tylko nazwisko autora, tytuł utworu i numer strony. Wykaz przedstawionych danych bibliograficznych pozwalających zlokalizować cytat, jest w zakończeniu artykułu. 1 116 Nautologia 2011, nr 148 odczucie bezkresu morza. Jest ono jedną z pierwszych reakcji ludzi na spotkanie z morskim żywiołem. Taki porażający charakter ma spotkanie z morzem Jerzego Szajnowicza – Polaka walczącego z okupantem niemieckim w czasie II wojny światowej w Grecji: Ujrzał je (morze – J. R.) po raz pierwszy w życiu. Wpatrzył się w ciemną bezkresną płaszczyznę wody, pociętą białymi grzbietami fal i wdychając wilgoć i słony powiew, poczuł się jak gdyby hojnie obdarowany. Patrzył zachwycony i wierzył, że dar ten otrzymał na zawsze, na całe życie. Spędził wówczas nad morzem wiele godzin. Wrócił do domu z płomieniem w oczach. Na zatroskane pytanie matki: – Co ci jest, Mariuszku? Czy nie jesteś chory? Odpowiedział: – widziałem morze (Strumph-Wojtkiewicz, Agent nr 1, s. 21). Podobne reakcje wywołuje morze w zbiorowym odbiorze wśród załogi dalekomorskiego statku, na którą widoki morskie działają kojąco: Odetchnęliśmy pełna piersią, gdy ogarnęła nas nieograniczona przestrzeń, a o uszy odbił się miarowy, jednostajny szum morza. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 187). Oprócz wymienionych reakcji morze budzi też uczucia zagubienia, tajemnicy bądź zaniepokojenia: Pora świtu na bezmiarze oceanu miała w sobie coś z tajemnicy i lęku. Smuga mgieł, cofająca się leniwie z dziobu statku ku cichym dziś falom, niechętnie odkrywała bezbrzeże popielatego żywiołu. (Rusinek, Muszkieter z Itamakiri, s. 253). Nie był tchórzem, ale kiedy myślał o tym, co jest tam, za drgającą tęczowo bramą zorzy – czuł, że krew stygnie mu w żyłach, a lęk ściska krtań jak stryczek. (Fenikowski, Pierścień z łabędziem, s. 70). Opisane odniesienia ludzi morza wobec bezkresu widoków wód morskich, wkomponowane są także w inne typy odczuwania wodnych czeluści mórz i oceanów, takich jak np. groza przeżywania sztormu, ciszy, lęk przed nieznanym. Zajmiemy się więc w dalszej kolejności ich rejestracją. Sztorm – człowiek – okręt Mimo współczesnych osiągnięć technicznych nadal największe emocje budzą wśród przebywających na morzu takie zjawiska jak sztorm, nawałnica oraz silny towarzyszący im wiatr a więc zła, nieprzychylna człowiekowi pogoda. Opisy tej trudnej do pokonania aury znajdujemy prawie w każdym z analizowanych utworów. Oto wybrany przykład: Niebotyczne fale miotały karawelami niczym drobnymi strużynami drzewa. Bodaj od samego początku wyprawy nie zdarzyło się płynąć po tak bardzo rozszalałym morzu. Wiatr zmieniał co pewien czas kierunek. Targane wiatrem brasy plątały się w węzły unieruchamiające żagle. Ustawicznie rozluźniały się liny podtrzymujące płachty. (Kostecki, Przez morza nieznane, s. 223). Jak wynika z lektury utworów i z praktyki żeglarskiej, sztorm jest największą próbą hartu ducha dla załogi i sprawdzianem wytrzymałości dla statku, opierającego się uderzeniom fal i wiatru. Zebrani na nim ludzie z niepokojem śledzą postępujący ruch groźnie rozkołysanych fal i występujące niebezpieczeństwo zatopienia lub uszkodzenia statku. Oto dwa wybrane opisy takich dramatycznych chwil: O pierwszej po południu zerwał się sztorm; o trzeciej uspokoiło się morze, ale na krótko, po czym wicher znowu zawył, wzniosły się wielkie bałwany, od czego kołysanie okrętu było nadzwyczajne. Nie bez trwogi, obserwował Beniowski, jak nieraz poprzecza masztów dotykały wody (...). Z nastaniem nocy, wśród mroku i ryku burzy, skrzypiąc żałośnie rejami, jęcząc obszyciem i wiązaniami korpusu, smagany pianą bałwanów i deszczem rzęsistym, leciał „Piotr i Paweł” jak zatracony, nieprzytomny ptak, nie wiedzący, dokąd mknie i po co. (Sieroszewski, Ocean, s. 191). Nautologia 2011, nr 148 Najokropniejsza była burza, która szczególnie nad naszym żaglowcem się pastwiła. Nie pamiętam bardziej nad nią niebezpiecznej, choć nie była pierwsza ani ostatnia. Niebo stało się nagle niemal czarne i spadł grad wielkości pięści. Majtkowie, którzy musieli czuwać na pokładzie, zostali ciężko poranieni...(...) «Resolution» zaczęła znów przeciekać. Sto razy mogliśmy wtedy się rozbić i zatonąć. Maszty na szczęście oparły się burzy, jedynie niektóre reje trzeba było zmieniać. Przeżyłem razem z przyrodnikami prawdziwe sądny dzień. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 209). Przeżycie traumy sztormu jest zawsze sytuacją egzystencjalną, wobec której w lęku, bezradności i strachu, trzeba odnaleźć pokłady nadziei, odwagi, spokoju, „zimnej” krwi i zaradności. Ale spotkanie z morską nawałnicą u „wilków morskich” budzi nie tylko lęk, ale towarzyszy im także rzeczowa i wnikliwa ocena wyporności statku i wiara w pokonanie przez niego zaistniałych niebezpieczeństw. Oto wybrane opisy takich trudnych do przeżycia sytuacji dla załogi i statków: Sztorm nie ustawał. Ryk burzy zlewał się z przeciągłym wyciem wiatru w olinowaniach masztu. W kabinie nawigacyjnej pochylony nad zasłanym mapami stolikiem mężczyzna raz po raz podnosił głowę, nasłuchując pilnie, jak gdyby z tego chaosu dźwięków starał się wyłowić najgroźniejszy – trzask pękających desek poszycia statku. – Wytrzyma chyba, mocny jest – powiedział wreszcie półgłosem – Zejdę pod pokład. Tam wszystkim wydawać się musi, że to nadeszły nasze ostatnie chwile... (Centkiewiczowie, Szturman ze «Świętej Anny», s. 223). Sztorm powoli przycicha. tylko jeszcze wysoko w górze odganiane wiatrem czernią się zwały chmur. Chwilami przedziera się między nimi promień nisko zawieszonego nad horyzontem słońca. Dodaje otuchy, budzi nadzieję (...). Dziesiątego dnia słońce niknie znów pod ołowianym nawisem chmur. Miecie z nich śniegiem. Z czubków gwałtownie rozkołysanych fal wiatr zmiata płachty piany. Sztorm jest silniejszy od wszystkich poprzednich. Ściany wody z łoskotem walą się nad szalugę, grzebiąc duszę ludzi. Tym razem nic już chyba nie zdoła ich uratować. (Centkiewiczowie, Rycerz wielkiej przygody, s. 93). Rozhukane wiatry miotały nami na wszystkie strony i raptem zaczęliśmy pędzić ku północno-wschodowi. Bystrości sztormu niepodobna opisać (...). Ciemności, ryk i łoskot nawałnicy, uderzenia bałwanów wielu pozbawiły zmysłów (...). Na wpół żywi z zimna i wyczerpania ledwie doczekaliśmy dnia, po czym z niewymownym wysiłkiem postawiliśmy na nowo związany maszt i rozpięliśmy drugi klin, a pod wieczór, kiedy burza zwolniła, podnieśliśmy środkową gaflę i żagiel rudlowy. (Sieroszewski, Ocean, s. 61). Jak widać na podstawie powyższych cytatów nie tylko ludzie, ale także statki poddawane są próbom oddziaływania niszczącego żywiołu wodnego oraz przechodzą trudne do przeżycia chwile. Ocean przyjął statek spokojnie. Już jednak po kilku godzinach barometr zaczął gwałtownie opadać, niebo zasnuły czarne chmury, morze się zakołysało. Potężne fale i huragany na długo wzięły statek w obroty. Z jednej strony podnosiły się olbrzymie góry wody, z drugiej zaś otwierały się otchłanie – a mała «Łucja» to wzlatywała na spiętrzone wały wód, to spadała w rozwierającą się przepaść. (...) Wzmagający się pod wieczór sztorm wyrządził statkowi nowe szkody. Orkan szalał z niezwykłą siłą. Pękały liny, rwały się żagle, a biedna «Łucja», ciskana i szarpana skrzypiała we wszystkich wiązaniach. Zdawało się, że wybiła już ostatnia jej godzina. (Chudzikowska, Jaster, Odkrywcy Kamerunu, s. 65, 69). Dwa dni mocował się statek z burzą. To wzlatał jak łupina orzecha na szczyty srożących się bałwanów, to ślizgał się w przepaści, kładł na bok, czerpał wodę burtami, rejami masztów dotykał wirujących topieli. Fale co chwila przelewały się przez pokład. (Sieroszewski, Ocean, s. 171). 117 Motyw zmiany aury morza od groźby sztormu do kojącego spokoju tafli wód notuje M. Smolarski: Dzień przedtem dopadł nas huragan. Wzdymał wysoko i pienił fale, a nas gnał przed sobą z całą wściekłością. Zdążyliśmy wszakże zwinął część żagli, co uchroniło je przed podarciem na strzępy. Nawałnica ucichła po kilku godzinach i zaraz potem ocean wygładził się jak szklana tafla. Tak nagle zmiany pogody możliwe są tylko w okolicach podzwrotnikowych. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 192). Wiatr nieprzychylny oraz przyjazny ludziom Wiatr i wichura najczęściej występują i groźnie objawiają się w trakcie szalejącego sztormu, ale są też oznaką dobrej pogody, sprzyjającej zwłaszcza żaglowym statkom. Odnotujmy najpierw kilka opisów burzy z udziałem silnych wiatrów, stanowiących zagrożenie dla nawigacji okrętu: Wiatr tymczasem przeszedł w gwałtowny wicher. «Łucją» rzucało to w lewo, to w prawo. Na pokładzie nie sposób było utrzymać się na nogach (...). Tymczasem wicher coraz silniej rzucał «Łucją» po kanale. Dnia 16 grudnia sztorm był tak silny, że postanowiono zatrzymać się w angielskim porcie Falmouth, leżącym u wyjścia z kanału na ocean. (Chudzikowska, Pod banderą Syreny, s. 333, 335). Zaledwie kilka godzin cieszyła się załoga «Łucji» piękną pogodą. (...) z rana nastąpiła gwałtowna zmiana. Niespodziewanie zerwał się silny wiatr porywając statek (...). Członkowie ekspedycji – szczury lądowe – po kilku godzinach kołysania ulegli morskiej chorobie. (Chudzikowska, Jaster, Pod banderą Syreny, s. 333). Podobne opisy znajdujemy też w powieści W. Sieroszewskiego Ocean: Zaledwie wszakże podciągnięto większe żagle uderzyła wichura tak gwałtownie, że maszty statku ugięły się i pochyliły na wodzie jak wątłe kłosy, a niektóre płótna, podarte na strzępy i wyrwane z rąk majtków, poleciały w przestworza jak drobne listki... (s. 129). Zaczął się szalony taniec okrętu po lejach i obrzeżach wichrów. Oblewany zewsząd wodospadami fal statek szamotał się w zupełnej niemocy, oddany na wolę żywiołów. (Sieroszewski, Ocean, s. 318). Dzień cały chmurzyło się, grzmiało i padał kilkakrotnie deszczyk. Wiatr przeszedł powoli w sztorm. (...) W nocy przy nieustannych grzmotach rozigrała się tak wielka nawałnica, że pęd wiatru urwał dwa żagle. (Sieroszewski, Ocean, s. 241). Natomiast pomyślne wiatry w żegludze rzadziej obecne w utworach mają m.in. takie obrazowanie: Wiał lekki pomyślny wiatr wschodni i «Piotr i Paweł» wesoło sunął rozpuściwszy wszystkie żagle po płaskich falach, gnących się łagodnie niby złotomodra blacha. Puszczony z wiatrem okręt, rozpuściwszy małe żagle, poleciał jak ptak w głąb oceanu, wyprzedzając spienione bałwany. (Sieroszewski, Ocean, s. 199). A jednak Beniowski wesoło spoglądał na ciemne fale z łoskotem przelewające się pod szarym, zachmurzonym niebem, gdyż wiatr ten odpędzał ich coraz dalej i dalej od przeklętych brzegów sybirskich. (Sieroszewski, Ocean, s. 68). O czwartej po południu, korzystając ze zrywającego się od wschodu wiatru, wyszli z zatoki z wielką trudnością. Wysokie występy lądu bardzo osłabiły wiatr. Ale około północy, gdy minęli cypel i znaleźli się na pełnym morzu, wiatr wydął żagle. Ocean falował na równo i cicho; okręt mknął jak oskrzydlony łabędź. (Sieroszewski, Ocean, s. 284). Opis pomyślnej roli wiatru w żegludze spotykamy też w opowiadaniu W. Wasilewskiej: Morze było lazurowe jak niebo. A nad nim rozpinało się niebo lazurowe jak morze. W tej otchłani błękitu sunął naprzód statek, poddając żagle lekkim podmuchom wiatru, jak wielki, śnieżysty łabędź. 118 Kiedy powiał silniejszy wiatr, na falach tworzyły się małe grzywki białej piany. Wtedy krople wody morskiej pryskały na pokład. Krzysztof stał na pokładzie, a rzeźwy, morski wiatr rozwiewał mu włosy. Nadstawiał twarz na te podmuchy i otwartymi ustami pił morski wiatr. (Wasilewska, Kryształowa kula Krzysztofa Kolumba, s. 259). Bywa, że wiatr jest oczekiwany i przyznawany jako nieodmienny element walki człowieka ze sztormowym oceanem: Gdy zaś po okresie spokoju zaświszcze wiatr, zagrzmi ocean i uderzą pioruny, cała uśpiona energia marynarzy budzi się do walki z żywiołem. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 69). Jak widać z naszego rekonesansu, sztorm i wiatr to podstawowe elementy żeglugi i percepcji morza przez żeglarzy. Cisza na morzu – człowiek – okręt W epoce żaglowców cisza na morzu oznaczała dla załogi złowrogi postój i towarzyszącą mu traumę przymusowe go czekania na pomyślny wiatr: Z końcem marca «Łucja-Małgorzata» podniosła kotwice biorąc kurs na Fernando. Po kilku dniach statek dostał się w pas ciszy. Obwisłe żagle bezwładnie uderzały o maszt, a upał stał się wprost nie do zniesienia. Statek stał miejscu. (Chudzikowska, Jaster, Odkrywcy Kamerunu, s. 106). Stan stagnacji morza zostaje jednak czasem zakończony pomyślnym wiatrem: (...) przy tym morze jakby miało drzemkę, podczas której żagle na rejach obwisły jak szmaty i staliśmy na miejscu przez dni cztery. Potem znów powiały wiatry przeciwne i zupełnie nie mogłem zrozumieć, jak mimo to potrafiliśmy poruszać się powoli naprzód. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 17). Ludzie, niekiedy, podejmują próby wyjścia z wrogiej sytuacji, jaką jest cisza: Cisza na statku i w przestworzach panowała tak wielka, że Beniowski, sam mimo woli tłumił swe kroki, spoglądając z pobożnym niepokojem na migocące na niebie gwiazdy (...). Będziemy próbowali okręt holować... Innej rady nie ma!... Za wszelką cenę musimy przebić się przez ciszę... – powtórzył z uporem. (Sieroszewski, Ocean, s. 209). Jak widzimy, w chwilach ciszy i braku wiatru, zjawiska te wróżą coś innego niż w trakcie burzy na morzu. Wszystkie jednak oznaczają to samo: kłopoty w żegludze. Statek – lód – człowiek Specyficzną i szczególnie niebezpieczną sytuacją dla statku i zgromadzonych na nim ludzi jest spotkanie okrętu z lodowymi krami. Zagraża to nie tylko uszkodzeniem jego konstrukcji, ale także zamarznięciem – a więc sytuacją graniczną dla bezpieczeństwa i zdrowia załogi. O tej traumatycznej sytuacji dla załogi i okrętu – spotkania z lodami lub uwięzienia go w lodach piszą zwłaszcza F. Fenikowski i Centkiewiczowie: A Jan wspominał, jak to kiedyś od skalistych wybrzeży Norwegii poniósł go sztorm na północ. Poznał wówczas lodowaty uścisk tamtejszych wichrów, wściekłe natarcia pienistych fal, przeraźliwy chrobot białej kry uderzającej o sztabę, burty, ster... wiedział, czym grozi żegluga po krzepnących lodem morzach. (Fenikowski, Pierścień z łabędziem, s. 45). Uwięziona w zimowych lodach załoga żyje pracowitym życiem przygotowań do wiosennych dni. Żyje nadzieją wyzwolenia. W końcu lipca pierwszy wąski pas światła na horyzoncie budzi radość. Nie dzieli jej tylko dowódca. Całymi godzinami wsłuchuje się w ledwie dosłyszalny zrazu pod szklistą, grubą pokrywą, przybieraNautologia 2011, nr 148 jący na sile oddech morza. Lód pęka wokół statku. Dźwięk narasta, potężnieje, przechodzi wreszcie w dudniący, nieprzerwany grzmot. Spiętrzają się wokół burt białe zwaliska. Jedna myśl nie opuszcza ani na chwile Shackletona. Myśl straszna. Co będzie, jeżeli statek nie wytrzyma? (Centkiewiczowie, Rycerz wielkiej przygody, s. 86). Niezwykła i niebywale niebezpieczna dla załogi okrętu jest egzystencja rozbitków na krze, pod którą wieje morska głębia. Niebezpieczeństwo życia na niej jest o wiele trudniejsze niż pobyt na statku, grozi bowiem w każdej chwili utopieniem ludzi. O tej trudnej sytuacji ludzi i statków, tak piszą Centkiewiczowie: Prąd morski gna krę z zawrotna szybkością. Lodowy wicher miecie bez przerwy śnieżnymi kłębami (...) Wiatr na wyścigi z prądem morskim znoszą ludzi z wytkniętego szlaku, dwudziestoparostopniowy mróz ścina fale szkliwem młodego lodu. (Centkiewiczowie, Rycerz wielkiej przygody, s. 89–90). W analizowanych biografiach o wielkich polarnikach statek, ich bezpieczne pomieszczenie, czasami nie wytrzymuje naporu lodu, częściej zostaje uwięziony przez kry i po ich stopnieniu udaje się w zaplanowaną wcześniej trasę lub wybiera bardziej bezpieczny kierunek morskiej podróży. Biologia morza W percepcji morza przez wędrowców morskich nie obywa się bez stałej obserwacji biologii żywiołu morskiego, a więc małych żyjątek i ryb oraz groźnych, wielkich drapieżników. Istnieje między mini stała walka o przetrwanie i dominację, w której zwycięża silniejszy. Oto przykładowy opis takiej sytuacji: Oglądaliśmy teraz cudowne, choć dramatyczne życie południowych mórz. Gdy my cieszyliśmy się spokojem, wokół wrzała nieustanna walka. We wszystkich kierunkach wystrzelały z fal ryby latające. Uciekały przed delfinami i bonitami. Czasem spadały nam na okręt lub ginęły podczas lotu w szponach ptaków. Wielkie ryby również nie miały chwili odpoczynku, gdyż sunęły za nimi rekiny i rozrywały je znienacka. Były to widoki pełne grozy. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 45). W interpretacji biografów – marynistów morze jest nie tylko areną walki o byt, ale także żywicielem człowieka. Szczególnie interesują ludzi z okrętu duże okazy biologiczne: Marynarze wysłani w szalupie upolowali kilka żółwi tak ogromnych, jakich w życiu nie widziałem. Szyje i głowy miały okrutnych gadów, ale niewielkimi, przymrużonymi oczami spoglądały tak poważnie i mądrze, że przykro było je zabijać. Przewrócone na grzbiet, leżały bezradne, grzebiąc w powietrzu nogami z długimi pazurami. Solander przypuszczał, że liczyły po kilkaset lat. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 188–189). Szczególne uroki fauny oceanu opisują Chudzikowska i Jaster: (...) podzwrotnikowe słońce ozłacało cuda fauny oceanu: srebrzyste ryby latające, wesołe stada delfinów, bujające na falach olbrzymie żółwie morskie, jaskrawe meduzy, gwiazdy morskie i owe różnorodne a niezliczone mrowie mięczaków mieniących się bogactwem delikatnych barw (...). Towarzysze Rogoziskiego, po raz pierwszy odbywający podróż morską, byli oczarowani urokiem podzwrotnikowego oceanu. (Chudzikowska, Jaster, Odkrywcy Kamerunu, s. 85). Biologia morza, oprócz znanych gatunków fauny (rzadziej flory), obejmuje także, choć z rzadka, nieznane stwory. Taki opis spotykamy w utworze F. Fenikowskiego, w którym legendarne życie bohatera – Jana z Kolna, współgra z tajemnicami przyrody morza: (...) nieraz ogarniał go strach na myśl o niezbadanych tajemnicach świata. Zwłaszcza, że rychło przekonał się, iż w każdej niemal marynarskiej baśni tkwi jakieś ziarno prawdy. Widywał przecież na własne oczy owe kraki, o których tyle bajał mu brzuchaty kucharz. Spotykał na islandzkich wodach wielkie głowonogi, któNautologia 2011, nr 148 rych ruchliwe, długie na kilkanaście metrów ramiona budziły lęk i wstręt w sercach okrętników. Pływały po morzu jak małe wyspy i nawet odważni sternicy schodzili im z kursu. (Fenikowski, Pierścień z łabędziem, s. 44). Jak widzimy, na podstawie nielicznych przeprowadzonych analiz, percepcja biologii morza przez ludzi, przebywających na statku, jest wielostronna, tak jak wszechstronna i wielokierunkowa jest przyroda żywiołu morskiego. Kolorystyka morza W utworach, którymi się zajmujemy, tak jak w całej marynistyce literackiej napotykamy duże bogactwo barw morza, objawiających się coraz to inaczej w różnych momentach dnia oraz sytuacji atmosferycznych. Kolorystycznie ciekawe są zwłaszcza opisy zjawisk meteorologicznych (burz, stagnacji bądź „lazurowego” morza), świtów i zachodów słońca lub jaśniejących nad statkiem w nocy gwiazd. Autorzy chcąc oddać całe piękno tych zjawisk, muszą kunsztownie wydobyć bogactwo barw swojej palety. Takie właśnie uroki odczuć bajecznie kolorowego krajobrazu wodnego w odbiorze bohaterów spotykamy m.in. w utworach W. Wasilewskiej i W. Sieroszewskiego. W relacjach tych autorów zwraca głównie uwagę obecność barwy niebieskiej w opisie wodnych przestrzeni: I był szczęśliwy, ponad wszystko szczęśliwy. Tu, wysoko, chłostał go w twarz rzeźwy wiatr, morze było błękitne, nad błękitnym morzem rozpinało się błękitne niebo i świat był piękny jak bajka. (Wasilewska, Kryształowa kula Krzysztofa Kolumba, s. 273). Była godzina jedenasta rano. Zimne mgły, unoszące się nad morzem pełnym jeszcze kier, już się rozsiały. Bladolazurowy błękit ledwie marszczącej się wody i pogodnego nieba zlały się w jedną przedziwną całość. Daleko, daleko chmury i lody tworzyły mieniące się srebrem korowody. (Sieroszewski, Beniowski, t. 2, s. 217). Dniało. blade niebo przeglądało się w bladym morzu. Ciemne pobliskie skały i wyspy dalekie, jak resztki nocy, tajały i oświetlały w błękitnych mgławicach. (Sieroszewski, Ocean, s. 156). Z kolei słońce o poranku operuje najczęściej kolorem złotym: Po nocy nastąpił piękny podzwrotnikowy świt. Niebo zaróżowiło się na wschodzie i naraz wyspa i morze przybrały kolor roztopionego złota. To wschodziło słońce. (Smolarski, Tajemnice wysp południowych, s. 225). Inny świat barw morza roztacza się natomiast dla oczu obserwatora w porze nocnej. Taki opis znajdujemy w powieści biograficznej S. Strumph-Wojtkiewicza: Po nocach łagodne morze cicho pulsowało tajemniczym fioletem, ujęte niby w gruby, mrugający złotem naszyjnik oświetlonych nabrzeży, tu i ówdzie przetykany szmaragdami i rubinami świetlnych reklam albo portowych i okrętowych świateł. (StrumphWojtkiewicz, Agent nr 1, s. 22). Feerię wielu barw i zjawisk świetlnych, obserwowanych przez bohaterów, spotykamy także w kolejnych utworach: Z zachwytem obserwował cudowną grę świateł i cieni na wydętych żaglach karaweli, zachwycał się zmiennymi barwami to spokojnych, to znów burzliwych wód oceanu. (Pauszer-Klonowska, Triumf Krzysztofa Kolumba, s. 20). (...) wpatrywał się w niespokojne falowanie wód, wciąż zmieniających barwę od ciemnozielonej, prawie czarnej, do lazurowobłękitnej i przelewające się pieniste grzbiety fal. (Drucka, Kurs na słońce, s. 22). O zmienności kolorystyki morza, patrzącego na nie bohatera, pamięta też M. Rusinek. Jego bohater – Krzysztof Arciszewski widzi morze i przylegające do niego ziemie jako ciąg zjawisk ruchomych, o dynamicznej kolorystyce: Widywał co dnia ziemię, morze i brzeg poderwany przypływami, ale i ziemia, i niebo, i morze za każdym razem ukazywały swą 119 zmienną nowość. Co dzień inny bywał zapach brzegu morskiego, inny miewały kolor podmulone urwiska. (Rusinek, Muszkieter z Itamariki, s. 77). Piękno barw morza dostrzega też współczesny – zmarły już samotny żeglarz – Leonid Teliga: „Widoki nieba, morza i mijanych po drodze wysp wprawiają w rodzaj pełnego zachwytu odrętwienia” (Dubrawska, Sami ale nie samotni, s. 171). Jak widać z tego zaledwie szkicowego przeglądu kolorów morza i ich spostrzegania przez bohaterów, można powiedzieć, że zajmują one ważne miejsce w opisach morskich toni. Są bowiem kwinte sencją zmysłowych doznań postaci i intensyfikując się w grze barw tworzą różnokolorowe palety obrazów morza. „Morze wolności” Ogniwem tematycznym zamykającym charakterystykę „oblicza morza” w biografiach literackich jest obecna w utworach idea poszukiwania przez bohaterów ma morzu pełnej wolności, do której prowadzą zarówno samotny rejs, jak też zbiorowa żegluga. W interpretacji biografów-marynistów marzenie to ma charakter bardziej realny niż metaforyczny (przeciwnie jest w poezji marynistycznej, w której motyw ten jest stale uobecniony)5. Charakter stanowczy i zdeterminowany sukcesem szczęśliwie wybranego kursu statku ma twierdzenie Beniowskiego, gdy udaje mu się uciec z niewoli. Mówi on do towarzyszy: „Oto płynę ku wolności” (Sieroszewski, Ocean, s. 45). Ten sam bohater, ale w interpretacji L. Przemskiego stwierdza: „A morze (...) jest szerokie i otwarte. Więc skąd się można łatwiej wydostać na wolność, jeśli właśnie nie tam, gdzie jest morze?” (Przemski, Gwiazda Beniowskiego, s. 44). Sfera upragnionej wolności jest tym bytem i wartością, które nie tylko satysfakcjonują życiowo podróżników, lecz także urzekają ich nimbem przygody: „Stary północny żeglarz wyczuwał w nowym kapitanie pokrewnego sobie człowieka morza. Człowieka, który jak dumni, skandynawscy żeglarze gotów był zmierzyć się z dalekimi, nieznanymi oceanami, który jak oni za nic nie oddałby swobody, jakie ogromne wodne przestrzenie darzą śmiałego okrętnika” (Fenikowski, Pierścień z łabędziem, s. 43). Wolności na morzu poszukuje też bohater Centkiewiczów – R. Amudsen: „Patrząc w wody fiordu lśniące w słońcu milionami srebrzystych iskierek, poczuł się nareszcie wolny jak ptak” (Centkiewiczowie, Człowiek o którego upomniało się morze, s. 367). Realny wymiar wolności jako upragnionej kondycji psychicznej mają także marzenia K. Arciszewskiego – Polaka służącego w holenderskiej flocie : „Tęsknił już do tego by wraz z pierwszą chwiejbą uwolnionego z uwięzi statku, ze zgrzytem zbutwiałych burt, poczuć ułudę swobody, wolność, jaką dają nieogarnione przestworze oceanu” (Rusinek, Muszkieter i Itamariki, s. 351). Współczesna reprezentantka „fachu” żeglarskiego, zdobywczymi lauru pierwszej kobiety w świecie, która opłynęła samotnie kulę ziemską pod żaglami, zwierza się z przeprowadzonym przez nią wywiadzie, że zawsze głównie tęskni za swobodą na morzu. Jej zdaniem jest to: „możliwość przeżywania wolności i swobody w najwyższym, dostępnym człowiekowi wymiarze. A także możliwość decydowania o wszystkim samej” (Dubrawska, Sami ale nie samotni, s. 100). Przedstawiony motyw: poszukiwania wolności przez bohaterów w realnym bycie na morzu lub w sferze filozoficznej nie jest przypadkowy lecz częsty w marynistyce literackiej i świadczy o randze, jaką posiadają morskie akweny w życiu każdego „wilka” morskiego, oczekującego spełnienia właśnie w tej przestrzeni swoich realnych i duchownych potrzeb. Odnotujmy jeszcze, że na morzu przedmiotem zainteresowania dla ludzi jest każdy nowy szczegół pojawiający się w otoczeniu okrętów, każda jego zmiana. Są to np. nowe nadciągające obłoki, zabłąkany ptak, wgłębienia się fal, nocna wędrówka gwiazd lub zmiana kierunku wiatru. Przytoczone przykłady operowania przez autorów problematyką opisów morza w kontekście własnym i relacji bohaterów na jego obecność w ich życiu są zazwyczaj artystycznie i dokumentarnie udane i stanowią, jak się wydaje, że będą twórczo kontynuowane w dalszej twórczości biograficznej o wielkich ludziach z kręgu polskiej marynistyki. Wybrana literatura Centkiewiczowie A. C., Człowiek o którego upomniało się morze (o R. Amundsenie), Warszawa 1966 Centkiewiczowie A. C., Fridtjöf, co z ciebie wyrośnie? (opowieści o Nansenie), Warszawa 1987 Centkiewiczowie A. C., Rycerz wielkiej przygody (o Shackletonie), [w:] Na białym szlaku, Warszawa 1975 Centkiewiczowie A. C., Bohaterski szturman. Opowiadanie opracowane na podstawie pamiętnika Wolnego Albanowa, Warszawa 1951 Centkiewiczowie A. C., Szturman ze „Świętej Anny” (o W. Albanowie), [w:] Na białym szlaku, Warszawa 1975 Cepik J., Krzysztof Kolumb, Katowice 1981 Chudzikowska J., Jaster J., Odkrywca Kamerunu (o S. Rogozińskim), Warszawa 1953 Chudzikowska J., Jaster J., Pod banderą syreny (o S. Rogozińskim), [w:] Ludzie wielkiej przygody, wyd. 2. Warszawa 1957 Drucka W., Kurs na słońce. Opowieść o generale Zaruskim, Warszawa 1973 Dubrawska A., Sami ale nie samotni, Warszawa 1984 (opowieść o: Kazimierzu Jaworskim, Teresie Remiszewskiej, Krzysztofie Baranowskim, Krystynie Chojnowskiej-Liskiewicz, Jerzym Rakowiczu, Henryku Jaskule, Leonidzie Telidze) Fenikowski F., Pierścień z łabędziem (o Janie z Kolna), Warszawa 1952 Gołębiowski E., Kapitan Cook. Opowieść biograficzna, Warszawa 1964 Kostecki T., Przez morza nieznane (o K. Kolumbie), Warszawa Pauszer-Klonowska G., Triumf Krzysztofa Kolumba, [w:] Historie nie wymyślone, Warszawa 1985 Przemski L., Gwiazda Beniowskiego, Warszawa 1972 Rusinek M., Muszkieter z Itamariki. Powieść historyczno-kolonialna (o K. Arciszewskim), Warszawa 1965 Rychliński J. B., Admirał, czart i cyganka, Warszawa 1973 Sierecki S., Admirał Arciszewski, Warszawa 1953 Sieroszewski W., Beniowski. Powieść historyczna, Kraków 1963, 1966 Sieroszewski W., Ocean. Powieść historyczna (o M. A. Beniowskim), Warszawa 1957 Smolarski M., Tajemnice wysp południowych (o J. Cooku), Warszawa 1959 Strumph-Wojtkiewicz S., Agent nr 1 (o J. Szajnowiczu), Warszawa 1988 Wasilewska W., Kryształowa kula Krzysztofa Kolumba, [w:] taż, Utwory dla młodzieży, Warszawa 1954 Wasilewska W., Legenda o Janie z Kolna, Warszawa 1985 Zob.: W. Gutowski, Cztery obrazy morza. (W kręgu wyobraźni młodopolskiej), Acta Universitatis Nicolai Copernici, filologia Polska XVII – Nauki humanistyczno-społeczne, 1979, zeszyt 109; K. Turo, Przemiany egzotyzmu w „Sonetach” Zaruskiego, [w:] Egzotyzm w literaturze, red. E. Kuźma, Szczecin 1990. 5 120 Nautologia 2011, nr 148 Piotr Semków Marynistyka Janusza Meissnera. W 110 rocznicę urodzin pisarza 21 stycznia 2011 r. minęła 110 rocznica urodzin Janusza Meis snera, oficera Wojska Polskiego, lotnika i pisarza, którego sporą część twórczości literackiej zajmuje tematyka marynistyczna. Janusz Meissner urodził się w 1901 r. w Warszawie. Był synem artysty rzeźbiarza i medaliera Jana Wiktora Meissnera oraz Anny Ludwiki z domu Braun. W 1915 r. rozpoczął naukę w Szkole Mechaniczno-Technicznej Henryka Wawelberga i Stanisława Rotwanda w Warszawie. W 1917 r. Meissner został członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej. Kontakt z POW skutkował tym, że jako kilkunastolatek wziął udział w zamieszkach ulicznych w Warszawie wymierzonych przeciwko Niemcom. Meissner został osadzony na kilka tygodni w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej przez niemieckie władze okupacyjne. Zwolniony z powodu braku dostatecznych dowodów winy tak wspominał po latach „wracam do domu jako tryumfator. Bądź co bądź groziło mi pięć lat więzienia i przez cztery tygodnie siedziałem w X Pawilonie – jak Traugutt albo Okrzeja”1. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w listopadzie 1918 r. Janusz Meissner wstąpił do Wojska Polskiego. Początkowo służył jako mechanik lotniczy w 2 Eskadrze w Lublinie i 7 Eskadrze we Lwowie. Jednak jego pasją było latanie. Pod koniec 1919 r. ukończył kurs pilotażu w Niższej Szkole Pilotów w Krakowie, a w marcu 1920 r. w Wyższej Szkole Pilotów w Poznaniu. Rozwój sytuacji geopolitycznej Polski sprawił, że od lipca 1920 r. w stopniu sierżanta pilota wraz z Toruńską Eskadrą Wywiadowczą Janusz Meissner brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Wojnę ukończył jako podchorąży pilot odznaczony Krzyżem Walecznych2. Spotkanie z młodszym bratem Tadeuszem oraz niespokojny duch sprawiły, że w 1921 r. pchor. pil. Janusz Meissner wziął udział w III powstaniu śląskim. Próżno jednak szukać śladów lotów bojowych Meissnera nad Górnym Śląskiem, gdyż wówczas był on członkiem powstałego w 1920 r. Referatu Destrukcji Dowództwa Obrony Plebiscytu dowodzonego przez kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. „Konrad Wawelberg”3. W nocy z 2 na 3 maja 1921 r. grupa Meissnera noszącego pseudonimy „Janusz Orski” i „Alfred Bujok”, przystąpiła do udanej akcji wysadzenia w powietrze torów kolejowych w Racławicach Śląskich na linii Kędzierzyn–Nysa. Wydarzenie to było jednym z elementów szeroko zakrojonej akcji dywersyjnej „Mosty”, która zapoczątkowała III powstanie śląskie4. W akcjach dywersyjnych na Górnym Śląsku brał również udział brat Janusza – Tadeusz Meissner. Po zakończeniu III powstania śląskiego obaj Meissnerowie zostali odznaczeni krzyżami Virtuti Militari oraz krzyżami Niepodległości z Mieczami5. Mimo początkowego entuzjazmu dla ogólnych wizji projektu Janusz nie przyjął złożonej mu propozycji pozostania w dywersji pozafrontowej na wschodnich terenach Polski, której zadaniem była działalność wymierzona przeciwko bolszewikom. Powrócił do lotnictwa wojskowego. 1 lutego 1922 r. jako podporucznik pilot otrzymał przydział do 12 Eskadry 1 Pułku Lotniczego w Warszawie. W 1924 r. ukończył 3-miesięczny kurs oficerski, ukończył też w tym czasie studia w Wyższej Szkole Nauk Politycznych w Warszawie. Służył następnie w 11 Pułku Myśliwskim w Lidzie (1924 r.) i Niższej Szkole Pilotów w Bydgoszczy jako instruktor (1925 r.)6. Działalność pisarską rozpoczął Janusz Meissner w 1926 r. pod wpływem nowel Stefana Grabińskiego o kolejarzach, zawartych w Demonie ruchu oraz zachęt ze strony żony Zofii7. Grabiński tworzył nowele, w których zwyczajność życia bohatera zostawała zakłócona przez zjawiska paranormalne, pojawiały się rzeczywistości równoległe, obłęd i kobiecy demonizm. Jak podaje Marcin Wróbel cytując Artura Hutnikiewicza „Grabińskiego pociągała odwieczność i potęga zła, zajmowały go konsekwencje etyczne”8. Po latach Meissner napisał nie bez autoironii „Takie to i ja potrafiłbym pisać […] W ciągu tych trzech dni powstaje Czerwone widmo, bujda, której akcja rozgrywa się podczas nocnego lotu nad Morzem Śródziemnym. Dzieją się w tym utworze jeszcze straszliwsze rzeczy niż u Grabińskiego, ale pewien nasz znajomy, początkujący literat, półkrwi Francuz, pan H., który ma już za sobą debiut autorski w postaci tomiku nieco pornograficznych opowiadań, wróży mi nie byle jaką przyszłość pisarską. – Ma pan z pewnością oryginalny talent: zakończenie na początku, początek na końcu, środka w ogóle prawie nie ma. Genialne!”9. Trudno dziś powiedzieć, czy wówczas rzeczywiście tak oceniono debiut Meissnera. Faktem jest, że Czerwone widmo ukazało się w numerze szóstym tygodnika „Na Fali” w 1926 r. Kolejne opowiadanie zatytułowane Hangar nr 7 wydrukował tygodnik „Świat”. W krótkim czasie Meissner napisał kilka dalszych opowiadań, które w ramach „Biblioteki groszowej” złożyły się na dwa tomiki opowiadań lotniczych. Hangar nr 7 opublikowany został w 1927 r., a Skok przez Atlantyk w 1928 r.10 Początkowo twórczość literacka Meissnera koncentrowała się wokół tematyki lotniczej. Wszakże był pilotem. Jeden z redaktorów „Tygodnika Ilustrowanego” udzielił mu wówczas porady, by pisał o prawdziwych zdarzeniach i prawdziwych ludziach. „Nie trzeba posługiwać się niesamowitą fantastyką, aby zdobyć czytelnika. Ma pan na pewno zadatek na talent i jest pan pilotem. To dużo”11. Bez obawy popełnienia pomyłki trzeba przyznać, że tej poradzie Meissner pozostał wierny do końca. Napisał wówczas Eskadrę oraz wielokrotnie wznawianą Szkołę Orląt. Począwszy od 1930 r. J. Meissner, Jak dziś pamiętam, Warszawa 1976, s. 137. J. R. Konieczny, T. Malinowski, Mała encyklopedia lotników polskich, Warszawa 1983, s. 107–108. 3 E. Charaszkiewicz, Referat o roli dywersji w III powstaniu śląskim, [w:] Zbiór dokumentów ppłk. Edmunda Charaszkiewicza, opracowanie, wstęp i przypisy A. Grzywacz, M. Kwiecień, G. Mazur, Kraków 2000, s, 31–55. 4 Szerzej na ten temat zob. Z. Zarzycka, Polskie działania specjalne na Górnym Śląsku 1919–1921, Warszawa 1989, passim. 5 R. Wagner, Sosnowiecki epizod braci Meissnerów, http://www.sosnowiec.info.pl/moje-miasto-moj-region/opowiesci-niefikcyjne/sosnowiecki-epizod-braci -meissnerow,1,4,11365. 6 J. R. Konieczny, T. Malinowski, op. cit., s. 108. 7 J. Meissner, Wiatr w podeszwach, Warszawa 1976, s. 126. 8 M. Wróbel, Groza: O czym pisać, by ulec zapomnieniu, o twórczości Stefana Grabińskiego, http://esensja.pl/magazyn/2003/08/iso/13_33.html 9 J. Meissner, Wiatr…, s. 126–126. 10 J. R. Konieczny, T. Malinowski, op. cit., s. 110. 11 J. Meissner, Wiatr…, s. 130. 1 2 Nautologia 2011, nr 148 121 poszerzeniu uległy zainteresowania pisarskie Meissnera. Do dotychczasowej tematyki lotniczej wprowadził wątki marynistyczne, sportowe, podróżnicze. Wynikiem rozmów i współpracy z kolegą z 2 Pułku Lotniczego z Krakowa kpt. Tadeuszem Milewskim, były dwie książki: Przez ergi i hammady Sahary (1934 r.) oraz W krainie lęku i pragnienia. Wspomnienia z lotu nad Saharą (1935 r.)12. O tej drugiej pozycji w czasopiśmie pod tytułem „Prosto z mostu. Tygodnik literacko-artystyczny” czytamy: „Autorzy zajmującej książki o tajemniczej i niecałkowicie jeszcze zbadanej Saharze (Przez ergi i hammady Sahary) zapowiedzieli ciąg dalszy. I oto mamy go przed sobą. Nosi on tytuł: W krainie lęku i pragnienia. Metoda opracowania książki pozostała ta sama: od Meissnera, który sobie jako autor powieści i opowiadań zdobył już dawno dobre imię, pochodzą żywe i zajmujące opisy przygód. Milewski opracował część naukową (historyczno-geograficzną). Współpraca autorów wydała w tomie drugim lepsze rezultaty. Opis naukowy jest tym razem doskonale zharmonizowany z elementem przygody, przez co książka zyskała ogromnie na wartości literackiej i pretendować może do miana powieści dokumentarnej. Talent narratorski Meissnera jaśnieje w całej pełni w relacji o śmierci dzielnego porucznika de Seze i ojca Foucauld, w historii miłosnej pięknej Fatimy i okrutnego Harun ben Messauda, w emocjonującym opisie bohaterskich walk Legji Cudzoziemskiej o umocnienie wpływów francuskich na Saharze. Część naukowa, pozbawiona wszelkiego zbędnego balastu, ogranicza się do rzeczy najistotniejszych, bardzo trafnie dobranych i skomentowanych. Obaj autorzy starali się wysunąć na czoło swej pracy człowieka. Na plan pierwszy występuje więc tajemniczy, milczący, nieodgadnięty – przebiegły i waleczny lub – i to bywa – tchórzliwy tubylec na tle starej kultury, przez przyrodę bronionych miast i siedzib, na tle pełnej chwały i klęsk historii swego narodu. To znów nieustraszony, chciwy bogactw, wpływów i chwały kolonizator, żołnierz bezimienny Legji Cudzoziemskiej, śmiały do szaleństwa lotnik, dzielny oficer i żołnierz Compagnie Saharienne, walczący po stronie zdobywców tubylec. Gdy historyk dojdzie do głosu przewijają się przed czytelnikiem w żywem i bardzo urozmaiconem opowiadaniu dzieje owych egzotycznych ludów, broniących swych, pełnych tajemnic i niespodzianek siedzib, tak długo niedostępnych białym zdobywcom. Książka dobrze napisana. Ilustracje nieszczególne”13. Słowa te oznaczały, że Janusz Meissner zdobył już uznaną pozycję na polskim rynku literackim. O poważaniu, jakim się cieszył świadczyło również nawiązanie współpracy z reżyserem Leonardem Buczkowskim. Buczkowski poszukujący wówczas scenarzysty do filmu o lotnikach zwrócił się do Meissnera14. Spotkanie to przyczyniło się w dalszej perspektywie do powstania jednego z filmów o polskich marynarzach. Trudno dziś powiedzieć jaki wpływ na późniejszą twórczość marynistyczną Janusza Messnera miały spotkania z młodszym bratem Tadeuszem. Po zakończeniu III powstania śląskiego Tadeusz zdał egzaminy do Szkoły Morskiej w Tczewie, którą ukończył z wyróżnieniem w 1925 r. Do kwietnia 1927 r. młodszy Meissner pływał na statkach francuskich, następnie jako IV a potem II oficer na statku „Lwów” zwanym „kolebką nawigatorów”. Jako starszy oficer Tadeusz Meissner brał udział w 1929/1930 r. w ratowaniu holowanego na remont „Daru Pomorza”15. W II Rzeczypospolitej magia morza pociągała młodych równie mocno jak magia przestworzy, ale o zasadniczym zrębie twórczości marynistycznej Janusza Meissnera możemy mówić dopiero w okresie powojennym. Lata 1939–1946 Janusz Meissner spędził poza Polską. 31 lipca 1939 r. został przeniesiony w stan spoczynku, zmobilizowany w dniu 1 września 1939 r. w stopniu kapitana został przydzielony do Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie, 19 września 1939 r. przekroczył granicę polską. Po kapitulacji Francji w 1940 r. znalazł się w Wielkiej Brytanii. Nie otrzymał przydziału do personelu latającego Polskich Sił Zbrojnych. Na przeszkodzie stanął między innymi udział Meissnera w pracach redakcyjnych czasopisma pt. „Polski Spitfire”, które w sposób satyryczny i dość krytyczny odnosiło się do działań wyższego dowództwa lotnictwa polskiego w wojnie 1939 r. i w Anglii. „Polski Spitfire” zawiózł Meissnera na wyspę Bute (tzw. Wyspa Wężów) do „Rezerwy Sił Zbrojnych”. Ostatecznie Meissner w latach 1940–1945 był kierownikiem Wojskowej Rozgłośni Radiowej przy Biurze Propagandy Naczelnego Wodza, lotniczym korespondentem wojennym, dyrektorem Radia Polskiego oraz szefem wydziału propagandy, prasy i informacji Polskich Sił Powietrznych16. Jesienią 1946 r. Janusz Meissner powrócił do Polski i jak już wcześniej wspomniano, od tego czasu rozpoczął się marynistyczny okres jego twórczości literackiej. Pierwszą pozycją z tematyki morskiej była powieść dla młodzieży pt. Sześciu z Daru Pomorza, opublikowana w 1952 r. Autor zaznaczył w niej w notce, że „Osoby występujące w niniejszej powieści nie mają nic wspólnego z załogą statku szkolnego »Dar Pomorza«. Ich nazwiska, charaktery, czyny i przygody są całkowicie zmyślone. Odnosi się to również do wszystkich innych postaci powieści. Akcja Sześciu z »Daru Pomorza« rozgrywa się w latach 1946–1947”17. Kulisy powstania tejże pozycji sięgały zlecenia Meissnerowi przez wytwórnię „Film Polski” napisania scenariusza do filmu o „Darze Pomorza”. Autor wywiązał się z zadania, zapoznając się z budową fregaty, tocząc rozmowy z komendantem oraz kadrą oficerską jednostki oraz pisząc szkic fabuły. Niestety, ilość ingerencji w scenariusz ze strony wytwórni, postulowanych poprawek i uzupełnień zniechęciły Meissnera do dalszej pracy. Ostatecznie rozszerzona wersja tekstu została przekształcona w powieść, której nakład w Polsce do 1957 r. sięgnął 90 000 egzemplarzy18. Poszerzony dostęp do morza, jaki uzyskała Polska w 1945 r. na nowo pchnął „marynistyczne koło”. Czołowe miejsce w twórczości morskiej przez długi czas zajmowała tematyka poświęcona portom19. Jednak był to zarazem czas, o którym Janusz Messner pisał, że „był to w literaturze okres »socrealizmu« i kierowania twórczością pisarską. […] Aby nas zachęcić do owej socrealistycznej twórczości współczesnej, Ministerstwo wyasygnowało spore fundusze na staże literatów w fabrykach i zakładach produkcyjnych. Mieliśmy tam przebywać od kilku tygodni do kilku miesięcy, zapoznawać się z życiem, pracą, problemami i realiami środowiska robotnicze- J. R. Konieczny, T. Malinowski, op. cit., s. 110. Pisownia oryginalna. „Prosto z mostu. Tygodnik literacko-artystyczny”, nr 53, 1935, http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=862 14 J. Meissner, Wiatr…, s. 161–166. Autor myli fakty, gdyż Gwiaździsta eskadra z jego scenariuszem została ukończona w 1930 r., a Rapsodia Bałtyku, o której pisał – dopiero w roku 1935. Zob. http://www.filmweb.pl/person/Leonard+Buczkowski-44998 15 Kadry Morskie Rzeczypospolitej, t. II, Polska Marynarka Wojenna, cz. I., Korpus oficerów 1918–1947, pod red. J. K. Sawickiego, Gdynia 1996, s. 387. 16 J. R. Konieczny, T. Malinowski, op. cit., s. 109–110. 17 Zob. J. Meissner, Sześciu z „Daru Pomorza”, Warszawa 1952, od autora, strona nienumerowana. 18 Idem, Wiatr w podeszwach, Warszawa 1976, s. 270–271. 19 Zob. np. W. Ciąglewicz, Port w Szczecinie, „Morze”, nr I, 1954, s. 4–5. M. Derkacz, Z problematyki rozwoju gospodarczej myśli morskiej w Polsce lat 1945–1956, [w:] Polska myśl morska, Gdańsk 1971, s. 115–118. 12 13 122 Nautologia 2011, nr 148 go, a następnie tworzyć arcydzieła na miarę Żeromskiego i Prusa”. Meissner rozwiązał ten problem w inny sposób, fundując sobie staż prywatny w przedsiębiorstwie „Dalmor”. Owocem tej wizyty była opublikowana w 1952 r. powieść o rybakach pod tytułem S/t Samson wychodzi w morze. W 1954 r. ukazały się Wraki. Była to kolejna morska powieść jego pióra. Tym razem autor sięgnął do działalności Polskiego Ratownictwa Okrętowego, które wówczas podnosiło poniemiecki wrak m/s „Seeburg”. Meissnerowi udzielił dużej pomocy merytorycznej ówczesny naczelny inżynier PRO kpt. ż.w. Witold Poinc. By dobrze oddać pracę nurków, Janusz Meissner liczący sobie wówczas 50 lat uzyskał opinię Ośrodka Lekarskiego Polskiego Ratownictwa Okrętowego, która umożliwiała mu zejście pod wodę. Meissner własnoręcznie spróbował pracy pod wodą z narzędziami, jakich używali nurkowie PRO20. Na podstawie powieści Wraki nakręcono w 1957 r. film w reżyserii Ewy i Czesława Petelskich, z dialogami autorstwa Bohdana Czeszki. Wraki opowiadały o jednym z gdańskich nurków – Antonim Barnacie, który został niesłusznie oskarżony o spowodowanie podczas akcji ratowniczej wypadku, wskutek którego jego rywal o dziewczynę Grabień omal nie stracił życia 21. W 1955 r. ukazał się zbiór opowiadań morskich Tajfun z południo-wschodu. W tomie liczącym pięć opowiadań całość zakończona została słowniczkiem wyrazów technicznych, co stało się cechą charakterystyczną książek Meissnera i jednocześnie ułatwiało czytelnikowi poruszanie się w tekście22. Wspomniane wyżej Wraki nie były jedynym scenariuszem filmowym autorstwa J. Meissnera. Jerzy Passendorfer zwrócił się do niego, by przygotował kolejny scenariusz do filmu w oparciu o wydaną wcześniej powieść S/t Samson wychodzi w morze. Jednak – podobnie jak w przypadku Sześciu z „Daru Pomorza” – sytuacja się powtórzyła. Rozpoczynającemu wówczas karierę reżyserską Passendorferowi dodano „opiekuna” w postaci tajemniczego pana F. [Meissner nie podał jego nazwiska – przyp. P.S.]. Ze względu na wcześniejsze problemy z „opiekunem” (ingerencje w scenariusz) Meissner wycofał się z prac, natomiast film powstał pod tytułem Skarb kapitana Martensa. W opisie filmu czytamy, że jest to „walka marynarzy o pamiętnik doświadczonego kapitana, zawierający rzekomo tajemnicę wielkiego skarbu. Tuż przed śmiercią na pełnym morzu kapitan Martens przekazał swemu wychowankowi, Pawłowi, zeszyt, w którym spisał całe swe doświadczenie rybackie. Wokół młodego kapitana i tajemniczego zeszytu narasta atmosfera nieufności, zawiści, wrogości. Dochodzi nawet do kradzieży zeszytu, ale w czasie bójki wpada on do morza. Tylko Paweł wie, że wiadomości zawarte w nim nie miały większej wartości. Nie ujawnia jednak tego, podtrzymując legendę sławnego kapitana Martensa”, natomiast sam autor pierwowzoru nazwał go „sensacyjnym kiczem”. Warto dodać, że autorem scenariusza został Jan Fethke, a dialogi napisali: Marek Hłasko i Stanisław Dygat23. Jeśli pan F. to wspomniany wyżej Fethke, wówczas wyjaśniłaby się tajemnica inicjału „opiekuna”. Jednak największy rozgłos osiągnęła ponowna współpraca Janusza Meissnera z Leonardem Buczkowskim, podjęta nad scenariuszem i filmem o okręcie podwodnym ORP „Orzeł” i epopei jego załogi we wrześniu 1939 r. Los „Orła” jest powszechnie znany wielu marynistom i do dziś budzi zainteresowanie badaczy. Największą sensacją była ucieczka internowanego, pozbawionego map oraz rozbrojonego przez Estończyków okrętu z Tallina 18 września 1939 r. i przedarcie się jednostki do Wielkiej Brytanii, do której „Orzeł” dotarł w dniu 14 października 1939 r.24 Meissner i Buczkowski zaczęli opracowywać scenopis w lutym 1957 r., a tekst został zakończony w 1958 r. W recenzji Zenona Wawrzyniaka czytamy „[…] Film Leonarda Buczkowskiego według scenariusza Janusza Meissnera odtwarza prosto, bez egzaltacji bohaterski wyczyn marynarzy, każe przeżywać widzowi wraz z nimi chwile pełne grozy i napięcia, chwile załamania i wreszcie radości, gdy udało im się wymknąć ze strzeżonego dniem i nocą Sundu”. I dalej Wawrzyniak pisał „W całej serii polskich filmów wojennych »Orzeł« zajmie niewątpliwie miejsce poczesne. Nie ma on pretensji do syntezy, do oceny bardziej ogólnej, lecz rzetelnością rzemiosła, pełną równowagą zamiaru i wykonania, a przede wszystkim prostotą, z jaką traktuje trudny temat bohaterstwa, wystawia chlubne świadectwo realizatorom”25. Niewątpliwie autor był dumny ze swego dzieła, gdyż film miał pochlebny odbiór wśród widzów i krytyków. Natomiast trzeba przyznać, że po emisji Orła Meissner nie spotykał się tylko z pochwałami. Część widzów miała autorom scenariusza za złe, że zmienili pewne fakty z dziejów „Orła” nie trzymając się wiernie realiów historycznych, a skrzyżowali realia z fikcją. Krytyczne uwagi pod adresem autorów wygłaszali: Józef Iżycki, Jerzy Pertek, kmdr Bolesław Romanowski, który był konsultantem filmu z ramienia Marynarki Wojennej oraz jedyny żyjący w Polsce naoczny świadek wydarzeń, członek załogi „Orła”, por. mar. rez. Feliks Prządak. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że autorzy scenariusza sygnalizowali, że „ci ludzie, których Wam przedstawiamy, to nie portrety załogi autentycznego »Orła«. Nie należy dopatrywać się w nich postaci historycznych. Mimo to naszym dążeniem przy realizacji tego filmu było ukazanie prawdy zarówno tam, gdzie bierze górę słabość lub tchórzostwo, jak i tam, gdzie zwycięża poczucie obowiązku i solidarności, odwaga i męstwo”26. Niestety, nie cała prawda mogła być ukazana, mimo że był to czas postalinowskiej „odwilży” w Polsce. Niewygodne i niepoprawne politycznie byłoby ukazanie, że w 1939 r. po ucieczce z Tallina „Orzeł” był poszukiwany na Bałtyku nie tylko przez jednostki Kriegsmarine, lecz również przez okręty Czerwonej Floty ZSRR 27. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych Janusz Meissner podjął się jeszcze jednego wyzwania. Napisał powieść awanturniczą o gdańskim korsarzu Janie Kuna zwanym Martenem. Początkowo zlecenie redaktora naczelnego wydawnictwa „Iskry” Jerzego Wittlina opiewało na książkę o Janie z Kolna, lecz Meissner zdołał przekonać oponenta, że napisze coś innego. Rozpoczął wówczas intensywne studia nad historią z przełomu XVI i XVII wieku, ze szczególnym uwzględnieniem działań na morzach, by skrupulatnie oddać tło historyczne. Oprócz barwnych opisów walk na morzach, bitew i pościgów czytelnik stykał się z lekko archaizowanym językiem, w który Meissner wplótł słowa hiszpańskie czy holenderskie. Trylogia Czarna bandera, Czerwone krzyże i Zielona brama znana pod wspólnym tytułem Opowieść o korsarzu Janie Martenie powstała w latach 1956–195828. J. Meissner, Pióro…,, s. 272–280. http://www.filmweb.pl/film/Wraki-1956-11781 22 Zob. np. J. Meissner, Tajfun z południo-wschodu, Warszawa 1956. Por. idem, Opowieści pod psem (a nawet pod dwoma), Warszawa 1961. 23 http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/122403. Por. J. Meissner, Pióro..., s. 287. 24 Zob. np. C. Rudzki, Polskie okręty podwodne 1926–1969, Warszawa 1985, s. 126–137. 25 Cyt. za: J. Meissner, Wiatr.., s. 292–293. http://www.filmweb.pl/film/Orzeł-1958-8411 26 J. Pertek, Dzieje ORP „Orzeł”, Gdynia 1961, s. 119–121. 27 M. Borowiak, Stalowe drapieżniki. Polskie okręty podwodne w wojnie, Gdańsk 2005, s. 115. 28 J. Meissner, Pióro…, s. 288–290 i s. 294. 20 21 Nautologia 2011, nr 148 123 W latach 1958–1960 powstała Przygoda śródziemnomorska, której kanwa oparta była na wojennej działalności pchor. Lesława Serdyńskiego. Serdyński był członkiem organizacji zajmującej się po upadku Francji w 1940 r. przerzutem żołnierzy polskich poprzez Hiszpanię i Portugalię poprzez Gibraltar do Wielkiej Brytanii. I tu, podobnie jak we wcześniejszych przypadkach starał się możliwie wiernie sporządzić „bajeczkę” – jak sam nazywał szkice swych książek. Konsultował się przede wszystkim ze swym bratem Tadeuszem, który służył mu pomocą we wszystkich wątpliwościach dotyczących spraw morskich29. 29 30 Janusz Meissner zmarł 28 lutego 1978 r. w Krakowie. Ogółem wydał 48 książek oraz napisał 6 scenariuszy filmowych. Książki jego zostały wydane w nakładzie ponad 6 mln. egzemplarzy30. Choć zasadnicza część jego twórczości poświęcona była lotnictwu, z którego się wywodził, to językiem prostym i komunikatywnym pisał również o morzu. Marynistyka Janusza Meissnera powstawała w specyficznych warunkach Polski lat czterdziestych i pięćdziesiątych, ale sposób pisania i tematyka adresowane były do wszystkich. Ibidem, s. 297–298. J. R. Konieczny, T. Malinowski, op. cit., s. 111–112. JAROSŁAW RUSAK ZBIORY MUZEUM MIEJSKIEGO W GDYNI W OKRESIE MIĘDZYWOJENNYM Muzeum Miejskie w Gdyni otwarte zostało dla mieszkańców Gdyni i turystów Zarządzeniem Komisarza Rządu w dniu 5 lipca 1936 r., a starania o jego utworzenie trwały od 1930 r. Otwarcie Muzeum poprzedziła wystawa zatytułowana „Stara Gdynia” udostępniona do zwiedzania w Rivierze w styczniu 1930 r. Wystawę zorganizowano z inicjatywy Ewert-Krzemieniewskiej – żony burmistrza Ewert Krzemieniewskiego. Na wystawę złożyło się kilkadziesiąt eksponatów pochodzących głównie od osób prywatnych, które dały początek stałej ekspozycji muzealnej. Zachował się wykaz zgromadzonych przedmiotów:1 – szkic „Grabowo” 1920 r. – własność Brzęczkowski – szkic „Kamienna Góra” 1920 r. – jw. – szkic „Karczma w Oksywiu” 1920 r. – jw. – szkic „widok na Oksywie” 1920 r. – jw. – szkic „motyw z Gdyni” 1920 r. – jw. – mapa plastyczna Oksywia – jw. – akwarele szt. 6 „Stara Gdynia” z 1917 r. – autor i właściciel Marian Mokwa – obraz olejny „Rybak na morzu” – jw. – obraz olejny „Fale na morzu” – jw. – obraz olejny „Widok na Oksywie” – jw. – obraz olejny „Chata kaszubska” – jw. – akwarela „Chata kaszubska” – jw. – obraz olejny „Droga nad morzem” – autor i właściciel Tyszkowski – obraz olejny „ Kamienna Góra” – jw. – obraz olejny „Sieci” – jw. – akwarela „Łódź rybacka” – jw. – obraz olejny „Droga w lesie” – własność Fryszkowski – obrazy olejne „Pejzaże nadmorskie” szt. 9 – jw. – obraz olejny „Marynarz francuski, angielski i dziewczę kaszubskie” – autor Duda, własność Markus – obraz olejny „Stary rybak” – jw. – obraz olejny „Panorama Gdyni” – własność Magistrat – obraz olejny „Gdynia 1921” – autor Mazurek, własność Żegluga Polska – akwarela „Motyw Morski” – autor Tyszkowski, własność Maciejewski – Foto „Gdynia 1913” – własność Grubbówna – Foto szt. 7 z ostatniego ludowego obchodu kaszubskiego Święta Świętojańskiego – „Ścinanie Kani” – autor Belakowicz, własność dr A. Majkowski – Foto „Prządka” – autor Belakowicz, własność firma „AWE” 1 – Foto „Zabytki kościoła w Oksywiu”– jw. – Foto „Chata Milusza” – autor Engler, własność Morskiego Urzędu Rybackiego – Foto „Pierwsza bocznica portowa” – jw. – Foto „Widoki powstającego portu” szt. 22 – autor Engler, własność firmy „AWE” – Foto „Karczma Skwiercza” – autor Engler, własność Morski Urząd Rybacki – Foto „Typy rybaków” – autor Engler, własność firmy „AWE” – Foto „Portret śp. Abrahama, działacza Narodowego w Gdyni” – jw. – Foto „Widoki starej Gdyni” – jw. – Foto „Boża męka na ulicy Starowiejskiej” – jw. – Foto Model fregaty „Królestwo Polskie” – własność „Żegluga Polska” – „Święta Magdalena” – tablica z kościoła oksywskiego – własność dr A. Majkowski – „Święty Mikołaj” – tablica z kościoła oksywskiego – jw. – Figura św. Jana Nepomucena z kościoła Św. Jana w Gdyni – własność ks. proboszcza Turzyńskiego – „Święty Antoni” malowidło pod szkłem – własność dr A. Majkowski – „Święty Franciszek” malowidło pod szkłem – jw. – Litografia – Matka Boska ręcznie kolorowana – wykonawczyni i właścicielka Franciszka Majkowska – Kropielniczka – wykonawca i właściciel Necel z Chmielna – Tabernakulum haftowane w klasztorze Żarnowieckim – własność Jana Radtkego – Młot krzemienny – prehistoryczny – własność Magistratu – Róg skamieniały – własność Urzędu Morskiego – Grot kościany – j.w – Sztandar kaszubski – wykonała F. Majkowska, własność konsul Kukowski – Lalki w strojach ludowych szt. 21 – wykonawczyni i właścicielka F. Majkowska – Fartuch – własność J. Radtke – Czepki kaszubskie szt. 13 – własność Magistrat, J. Radtke, dr A. Majkowski – Diorama „Życie Rybackie” – własność lek. dent. Duszyńska – Model żaglowca w gablocie – własność Grodowska – Model łodzi rybackiej – wykonawca Stocznia Rybacka, własność Urząd Rybacki – Szelbląg – T.C.L, własność Urząd Rybacki – 1 ławka i 2 krzesła w stylu ludowym – własność Benkówny Archiwum Państwowe Gdańsk (APG) sygn. 124/2037, s. 577–579. 124 Nautologia 2011, nr 148 – Talerze używane przez S. Żeromskiego – własność Hebelowej – popiersie w gipsie „Stary Kaszuba” – wykonawca Jankowska, własność Drukarnia Bałtycka – Popiersie w gipsie „Antoni Abraham” – własność Bukowski – Portret Stefana Żeromskiego – wykonanie Brzęczkowski, własność Mecenas Krzemieniewski – Portret Jana Radtkego, pierwszego Polskiego wójta w Gdyni – własność Magistrat – Książki i literatura morska – własność Niemierkiewicz i Krzemieniewski – Książka „Żywot Świętych” drukowana w 1730 r. w Kaliszu – własność Kurrówna – Haft ręczny biały – własność Radtkówna – Hafty w stylu ludowym szt. 4 – wykonawczyni i właścicielka F. Majkowska – Poduszka szt. 1 – właścicielka F. Majkowska – Poduszka haftowana złotą nicią w stylu kaszubskim – wykonawczyni i właścicielka F. Majkowska – Poduszka: haft kolorowy w stylu kaszubskim – własność Grubbówna – Ramki do fotografii – własność Grodowska – Wianki papierowe – wykonawczyni i właścicielka F. Majkowska – Komoda wiśniowa z nakryciem – wyrób ludowy, własność EwertKrzemieniewski Na bazie wystawy „Stara Gdynia” przystąpiono do organizacji Muzeum Miejskiego w Gdyni, a inicjatorką tego przedsięwzięcia została dr Janina Krajewska – etnograf i muzeolog w jednej osobie, późniejszy kierownik tej placówki. 6 marca 1933 r. J. Krajewska skierowała memoriał do komisarza Rządu w Gdyni Franciszka Sokoła, w którym proponowała założenie placówki muzealnej w Gdyni. Cele i zadania przyszłego muzeum przedstawiła J. Krajewska w referacie zatytułowanym: „Plan i organizacja muzeum etnograficznego w Gdyni”, który wygłosiła na Zjeździe Muzeologów w Poznaniu, jaki odbywał się w dniach 24–26 września 1933 r. Według jej założeń Muzeum Miejskie w Gdyni winno powstać w celu prowadzenia systematycznych badań etnograficznych i prehistorycznych na terenie Kaszub i gromadzenia zabytków zanikającej kultury ludowej Kaszub i ludów zamieszkujących w czasach prehistorycznych powiaty nadmorskie2. O ile pomysł J. Krajewskiej dotyczący założenia muzeum etnograficznego w Gdyni nie zyskał pełnej aprobaty zgromadzonych na zjeździe muzeologów, to pozytywną ocenę w tej sprawie przedstawił dr Eugeniusz Frankowski – pracownik naukowy Uniwersytetu Poznańskiego, dyrektor Muzeum Etnografii w Warszawie, który poparł poczynania J. Krajewskiej3. Do koncepcji J. Krajewskiej był przekonany także w pełni Komisarz Rządu w Gdyni, Franciszek Sokół, który ogłosił nakaz zgłaszania przez mieszkańców miasta ewentualnych odkryć archeologicznych na ich posesjach. Zaznaczyć jednak trzeba, że do takiego postępowania zobowiązywał go okólnik Nr 4 Wojewody Pomorskiego, dotyczący „obowiązku rejestracji zabytków prehistorycznych”, który skierował 15 lutego 1929 r. do wszystkich starostów powiatowych, Starosty Morskiego, Kierownika Państwowego Urzędu Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego w Gdyni i Prezydentów Miast Torunia i Grudziądza4. Okólnik Nr 4 Wojewody Pomorskiego oparty został o artykuł 4 Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 6 marca 1928 r. „O opiece nad zabytkami”5. Istotny wniosek dotyczący konieczności powołania do życia w Gdyni instytucji naukowej, zajmującej się całokształtem roz- woju miasta oraz terenów nadmorskich , z którymi Gdynia jest związana – skierował do Komisarza Rządu w Gdyni, F. Sokoła, Naczelnik Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia. Oto jego treść: „Trwały i szybki rozwój miasta Gdyni wymaga utrwalenia. W tym celu winna być szybko powołana do życia Instytucja Naukowa, która badając zagadnienia odnoszące się do rozmaitych przejawów życia człowieka, a również i przyrody przy pomocy zabytków ilustrowałaby całokształt rozwoju miasta oraz dała obraz etniczny współczesny i prehistoryczny, a o ile możliwe i przyrodniczy terenów nadmorskich, z którymi Gdynia jest związana. Powołanie do życia takiej placówki przypada w udziale Komisariatowi Rządu w Gdyni, który jako władza municypalna, czuwająca nad rozwojem Gdyni tą drogą pragnie zapewnić miastu, chociaż w niektórych dziedzinach, rozwój kulturalno-naukowy, a przyszłym pokoleniom zostawić dokumenty, na których będą mogły odtwarzać i budować historię kultur i życia biologicznego. Dla ułatwienia organizacji prac w tym zakresie proponuję Panu Komisarzowi Rządu przyjęcie statutu Muzeum Miejskiego i poddanie go pod obrady Rady Miejskiej dla przedłożenia go następnie Panu Ministrowi Wyznań Religijnych i Oświecenia publicznego”6. Niestrudzonej postawie dr Janiny Krajewskiej i jej osobistemu zaangażowaniu należy zawdzięczać to, że Muzeum zgromadziło w swych zbiorach ponad tysiąc eksponatów pochodzących z ziemi kaszubskiej, tj. głównie powiatów: morskiego, kartuskiego, kościerskiego i części chojnickiego. Utworzone w Gdyni Muzeum Miejskie wypełniać miało od tej pory dotkliwą lukę po strawionym w pożarze w 1932 r. Muzeum Kaszubskim we Wdzydzach, założonym przez niestrudzonego i pracowitego Izydora Gulgowskiego. W „Gryfie Kaszubskim” nr 9 z czerwca 1932 r. zamieszczony został redakcyjny apel skierowany do mieszkańców tej ziemi, dotyczący zachowania dla następnych pokoleń historycznych pamiątek. „Musi powstać nowe muzeum kaszubskie, bogatsze i wspanialsze, lepiej chronione, lepiej zabezpieczone – w Gdyni, tej nowe stolicy „Kaszub”. Zgromadzone eksponaty umożliwiły utworzenie w Muzeum dwóch podstawowych działów: etnograficznego i prehistorycznego. Celem działu etnograficznego było przedstawienie kultury ludowej północnego Pomorza, zaś celem działu prehistorycznego – zobrazowanie kultury ludów zamieszkujących północne Pomorze w czasach prehistorycznych przy pomocy eksponatów prehistorycznych. Planowano także utworzenie działu historii rozwoju Gdyni, tj. portu i miasta. Dlatego też Muzeum gromadziło: dzieła sztuki utrwalające momenty historyczne Gdyni, jak np. modele poszczególnych gmachów i urzędów portowych, fotografie i plany miasta, portu itp. Muzeum Miejskie zobrazować miało wszelkie zjawiska kulturowe, gospodarcze, przyrodnicze itd., przy pomocy zabytków właściwych danemu działowi Muzeum7. W materiale prehistorycznym zgromadzonym w Muzeum przez J. Krajewską przeważały popielnice oraz ozdoby z brązu i żelaza, pochodzące z cmentarzysk ciałopalnych z okresu brązu lub starszego i młodszego żelaza. Na terenie Gdyni znaleziono kilka cmentarzysk popielnicowych z okresu żelaza i jedno szkieletowe z okresu rzymskiego. Formy zabytkowe wskazywały, że teren Gdyni zamieszkiwały ludy o kulturze mieszanej, a więc ludy kultury łużyckiej przybyłe z Wielkopolski oraz ludy kultury urn twarzowych, której nosicielami miały być ludy bałtyckie, a więc na 800 lat p.n.e.8 Badania wykazały, że już wówczas zostały założone w Gdyni pierwsze osiedla. APG, sygn. 124/616. Barbara Mikołajczuk, Wojciech Zieliński, Muzeum Miejskie w Gdyni, „Rocznik Gdyński” 1985, nr 6, s. 138. 4 APG, sygn. 124/514, Okólnik Nr 4 Wojewody Pomorskiego dr Seydlitza. 5 Tamże. 6 APG, sygn. 124/616. 7 Tamże. 2 3 Nautologia 2011, nr 148 125 Na uwagę zasługiwały zgromadzone w Muzeum hafty kaszubskie, tzw. Złotogłowia, wykonywane przeważnie w klasztorach w Żukowie i Żarnowcu, jak również kolorowe hafty współczesne, których motywy przetransportowano z malowanych mebli i starych haftów kościelnych. Jednym z najciekawszych zabytków spoza Gdyni była mata wykonana z łyka i trzciny, pochodząca z okresu neolitu, znaleziona w torfie w powiecie kartuskim. Ciekawymi zabytkami były także piękne samodziałowe, ręcznie drukowane kapy na łóżka – szczątki istniejącego dawniej chałupniczego przemysłu drukarskiego. Farbiarz zwany tłuczkiem drukował małymi ręcznymi stemplami spódnice, fartuchy i chusty, noszone przez Kaszubki. Bogato prezentował się dział ceramiki, a wśród niej fragmenty ceramiki wykonanej na Helu i ciekawe szczątki naczyń i kafli z Orłowa z końca XVIII i początku XIX wieku. Z chat kaszubskich J. Krajewska przywiozła do Muzeum dzbany i dwojaki pięknie ozdobione przeważnie motywami roślinnymi, choć nie brakowało też i innych, np. w postaci nieregularnych plam, zygzaków, krat, wężyków i festonów w kolorach biało-zielono-brązowych. Z wytworów ceramicznych XIX wieku wyróżniały się kropielnice, niekiedy o bardzo pięknych kształtach w postaci kapliczek zdobionych prymitywnymi główkami, rozetami, kwiatami i liśćmi. Z innych działów zdobnictwa, które udało się zgromadzić i wyeksponować, należy wymienić rzeźby z drewna, krzyże z postacią Chrystusa Frasobliwego i innych świętych, malowane obrazki na szkle, malowane skrzynie, ławki, krzesła9. Jak bardzo potrzebną była taka placówka muzealna dla ochrony zabytków świadczą liczne zgłoszenia odkrytych stanowisk, dla zbadania których wyjeżdżała w teren dr J. Krajewska, skąd nie wracała z pustymi rękami. I tak np. przy rozszerzaniu ulicy Morskiej w pobliżu Chyloni robotnicy wykopali gliniany dzbanek zawierający 1464 monety. Wśród znalezionych monet znajdowały się srebrne talary Fryderyka Wilhelma i Augusta II Mocnego, srebrne polskie grosze oraz niklowe i miedziane monety z wizerunkiem Katarzyny Wielkiej, Stanisława Augusta Poniatowskiego, Marii Teresy itd. Skarb trafił do Muzeum Miejskiego10. Podczas prac wodociągowych prowadzonych na ulicy Świętojańskiej w Gdyni natrafiono na urnę ze szczątkami spalonych kości z okresu prehistorycznego, o czym powiadomiono Państwowego Konserwatora Zabytków Prehistorycznych w Poznaniu11. W Domatowie dr Janina Krajewska dokonała badań na polu rolnika Klepina, gdzie przed kilku laty natrafiono na ślady grobów prehistorycznych. Pole w tym miejscu było nieuprawione i dzięki temu ocalała część cmentarzyska. Stwierdzono, że groby prehistoryczne występują tu bardzo często. Ogółem rozkopano 10 grobów skrzynkowych, pochodzących z okresu kultury łużyckiej12. W Starym Bukowcu (powiat kościerski), na polu rolnika Rogaczewskiego, natrafiono podczas robót jesiennych na grób skrzynkowy z okresu halsztackiego. W grobie znajdowało się 5 urn ozdobionych ornamentami sznurowymi. Niektóre urny udało się zachować w całości. Grobowiec nakryty był dobrze ociosaną płytą kamienną13. W Bączku pod Skarszewami robotnicy zatrudnieni przy wydobywaniu żwiru odkryli 3 groby prehistoryczne skrzynkowe, zawierające urny. Muzeum Miejskie w Gdyni wzbogaciło się o oryginalne gwoździe z miedzi o długości kilkunastu centymetrów, które pochodziły ze szczątków wyrzuconej przez fale pod przylądkiem Rozewskim zabytkowej fregaty wraz z częścią burty, której wiek określono na 300–500 lat14. W 1937 r. Muzeum Miejskie w Gdyni przebadało cmentarzyska w Gdyni i na terenie nowego stadionu koło torów kolejowych oraz na terenie powiatu morskiego w Osłoninie, Karlikowie i Domatowie. W dziedzinie etnografii przeprowadzono badania na terenie powiatu kartuskiego i morskiego, dzięki którym zbiory Muzeum wzbogaciły się o kilkaset pozycji15. Należy dodać, że Muzeum posiadało na terenie Kaszub współpracowników – korespondentów, którzy pomagali w badaniach terenowych. Kierownik Muzeum współpracował również z Instytutem Bałtyckim, który stopniowo publikował materiały etnograficzne opracowane przez dr J. Krajewską16. Do celów muzealnych została zajęta za zgoda Komisarza Rządu willa „Tusia”, a następnie cztery pokoje w budynku przy ulicy Świerkowej nr 7 w Orłowie. Kolejna siedziba Muzeum Miejskiego w Gdyni mieściła się w budynku przy ulicy Starowiejskiej nr 50. Działalność Muzeum Miejskiego w Gdyni przerwała II wojna światowa. Niemieckie władze okupacyjne usunęły J. Krajewską ze stanowiska kierownika Muzeum i wysiedliły z Gdyni. Muzealne zbiory uległy rozproszeniu. Istnieje przypuszczenie, że znaczna część tych zbiorów mogła trafić do Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. A ja też skłaniam się do takiej tezy. Gdyby się to potwierdziło – co powinny wyjaśnić badania – to należałoby opatrzyć powyższe eksponaty informacją, że pochodzą one z byłych zbiorów Muzeum Miejskiego w Gdyni, lub też starać się o ich zwrot. Sądzę, że jest to ciągle aktualne zadanie dla obecnie działającego Muzeum Miasta Gdyni pod prężnym kierownictwem mgr Dagmary Płaza-Opackiej. Byłoby to oddanie hołdu dr Janinie Krajewskiej – niestrudzonej propagatorce Gdyni i regionu kaszubskiego, która uczyniła wiele dla gdyńskiego muzealnictwa. Losy gdyńskich muzealiów usiłował wyjaśnić znany badacz dziejów Gdyni, mgr Kazimierz Małkowski podczas pobytu w Muzeum Kaszubskim w Kartuzach17. Sęk w tym, że na żadnym z eksponatów nie ma jakiegokolwiek oznaczenia, że pochodzą one ze zbiorów Muzeum Miejskiego w Gdyni, co utrudnia wyjaśnienie tego problemu, lecz nie wyklucza takiej możliwości. Zachowały się bowiem szczątkowe wykazy zbiorów muzealnych, do których dotarłem oraz szczegółowe opisy niektórych eksponatów, jakie sporządziła dr J. Krajewska, opublikowane przez Instytut Bałtycki. Jak pisze B. M. (Barbara Mikołajczuk) niewielka część eksponatów Muzeum Miejskiego w Gdyni znajduje się prawdopodobnie też w Muzeum Etnograficznym w Gdańsku – Oddziale Muzeum Narodowego18. Trzeba podjąć badania na temat gdyńskich muzealiów i zastanowić się, czy nie powinny one (a przynajmniej ich część) trafić do pięknego, nowego Muzeum Miasta Gdyni. Eksponaty, które zebrała dr Janina Krajewska, eksponowane były w Gdyni i w Gdyni powinny pozostać. Nie ma żadnych podstaw prawnych, by mogło być inaczej. Janina Krajewska, Zbiory Muzeum Miejskiego w Gdyni, „Torpeda” 1933, nr 32, s. 6. Janina Krajewska, Zbiory Muzeum Miejskiego w Gdyni, jw. 10 „Kaszuby” – dodatek regionalny „Gazety Kościerskiej” nr 3 z 26.03.1938 r. 11 APG, sygn. 124/514, Pismo Państwowego Urzędu Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego w Gdyni do Państwowego Konserwatora Zabytków Prehistorycznych w Poznaniu z 4.04.1929 r. 12 „Kaszuby”, jw., nr 10 z 30.10.1939 r. 13 Tamże. 14 „Kaszuby”, jw., nr 3 z 26.03.1938 r. 15 APG, sygn. 124/616 (maszynopis). 16 Tamże. 17 Kazimierz Małkowski, Muzeum Miejskie w Gdyni, „Rocznik Gdyński” 1989/90, s. 372. 18 Encyklopedia Gdyni, Verbi Causa 2006, s. 485. 8 9 126 Nautologia 2011, nr 148 Daniel Duda Najdłuższy dzień S.S. „Poznań”. D-Day Dedykuję pamięci dzielnej załogi i upartemu Francuzowi S.s. Poznań – (pierwszy kapitan statku – kpt. ż.w. Stanisław Bonifacy Łabęcki) masowiec zbudowany został w 1927 roku we francuskiej stoczni Chantiers Navais Blainville w Caen. Bliźniacze statki otrzymały nazwy: „Wilno” (kpt. ż.w. Mamert Stankiewicz), „Kraków” (kpt. ż.w. Wacław Niewiarowicz), „Katowice” (kpt. ż.w. Tadeusz Bramiński) i „Toruń” (kpt. ż.w. Adolf Munzlen). Gdy te statki przybyły do Gdyni w dniu 6 stycznia 1927 roku, młode miasteczko przeżyło jedną z najbardziej podniosłych uroczystości. Rząd wówczas reprezentował minister przemysłu i handlu inż. Eugeniusz Kwiatkowski, towarzyszyło mu wiele osób życia gospodarczego, politycznego, wojska i marynarki wojennej. Aktu poświęcenia bander dokonał ks. proboszcz Ernest Jesionowski, po czym przy dźwiękach hymnu odbyło się uroczyste podniesienie bandery na statku s.s. „Wilno”. Kapitanem statku był kpt. ż.w. Mamert Stankiewicz, (Virtuti Militari, 1939 r.), a starszym oficerem komandor Włodzimierz Steyer, specjalnie urlopowany z Marynarki Wojennej na jeden rok. Na statki te czekały już ładunki, niestety o małej stawce frachtowej, ale tylko to miał wówczas biedny zniszczony przez wojny kraj: drewno kopalniane, podkłady kolejowe, drzewo, węgiel. „Wilno” już przed wojną uzyskało wielki rozgłos w naszym kraju, a było to w 1934 roku, gdy jako pierwszy polski statek zawinął do portów zachodniej Afryki, mając za zadanie między innymi przetrzeć szlak dla słabego jeszcze wówczas polskiego handlu zagranicznego. Wymienione statki pracowały aż do wybuchu II wojny światowej za wyjątkiem okresu 1933–1934 kiedy stały w porcie gdyńskim z wygaszonymi kotłami, zaniedbane, pozbawione załóg, czekając na zakończenie wielkiego kryzysu. Wybuch II wojny światowej zastał s.s. „Poznań” pod dowództwem kpt. ż.w. Zygmunta Deyczakowskiego w szwedzkim porcie Lulea na końcu Zatoki Botnickiej, gdzie miał ładować rudę żelazną. Niestety ładunku już nie uzyskał. Żeglując, nie bez licznych kłopotów i niebezpieczeństw, przy brzegach w pasie szwedzkich wód terytorialnych, dotarł samodzielnie do Göteborga, a stamtąd do portu Newcastle w Wielkiej Brytanii. Był to wielki wyczyn, za który kapitan Zygmunt Deyczakowski otrzymał Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami, podobne odznaczenie otrzymało kilka osób z załogi. Ten dzielny kapitan w służbie w konwojach zasłużył sobie dodatkowo na Krzyż Walecznych (nr 163), Order of the British Empire IV class, Distinguished Service Cross i został wyróżniony czterokrotnie Medalem Morskim. Podczas wojny „Poznań” jak i pozostałe polskie statki handlowe dzielnie służyły pracując na rzecz zwycięstwa w koalicji alianckiej. W czasie wojny s.s. „Poznań” przewiózł około 285 300 ton ładunku: węgla, drewna, pszenicy, rudy, drobnicy, sprzętu wojennego, materiałów wybuchowych, a liczba pasażerów, uciekinierów, żołnierzy jest nie do ustalenia. „Poznań”, jak i inne polskie statki handlowe, dla swojej obrony został wyposażony w jedno działo 76 mm (inne źródła podają 102 mm) i Oerlikony oraz karabiny maszynowe. Uzbrojenie to w czasie wojny ulegało zmianie. Statek został wyposażony w degaussing i balon zaporowy. Z tym nowym wyposażeniem musiała sobie radzić załoga i czyniła to dobrze i to wiele razy. Ten maleńki 1 statek skierowany był nawet do Kanady, pełnił wielokrotnie rolę statku komodorskiego i wicekomodorskiego. Statek podczas wojennej służby doznał szeregu uszkodzeń; np. pęknięcie rurociągów parowych, w urządzeniach pokładowych, w maszynie i pomieszczeniach na skutek pobliskich wybuchów bomb, kilka razy stwierdzono przecieki w nitach na burcie statku, uszkodzenia degaussingu itd. Przeszedł również szereg drobnych pożarów, które skutecznie załoga zlikwidowała. „Poznań” w maju 1944 roku został objęty czarterem „Liberator” i wyznaczony jak wiele innych polskich jednostek handlowych do zadań związanych z operacją inwazyjną na ląd europejski. Statki odpowiednio przystosowano do czekających zadań, a załoga musiała podpisać specjalny certyfikat uprawniający do udziału w tej operacji. Po wielu latach Ryszard Jedyński na łamach „Okólnika” przypomina, jak przebiegała akcja i udział statku s.s. „Poznań” w operacji przy brzegach Normandii w pamiętnych czerwcowych dniach 1944 roku. Był on wówczas pierwszym oficerem na s.s. „Poznań”, a statkiem dowodził kpt. ż.w. Zygmunt Góra (Krzyż Zasługi z Mieczami za ratowanie skarbów wawelskich, Kawaler Orderu Odrodzenia Polski), drugim oficerem był Stanisław Sieja1. Statek załadowany był amunicją wszelkiego kalibru, ale głównym ładunkiem było 1000 ton TNT, a do tego 500 kg bomb ułożonych „na żywo” w międzypokładzie. Poznań wyruszył ze Swansea w dniu 6 czerwca 1944 roku, wraz z nim dwa polskie statki s.s. „Katowice” i s.s. „Kraków”. Obsługiwały one amerykańską plażę „OMAHA”. Po rzuceniu kotwicy blisko lądu w towarzystwie tysięcy innych statków z niebezpiecznymi ładunkami, statek był wystawiony na ogień nieprzyjaciela zarówno z lądu jak i z powietrza. Wspomina starszy oficer Ryszard Jedyński (Srebrny Krzyż Zasługi z mieczami, za czynny udział w ucieczce s.s. „Lida”, internowanego statku w czasie wojny w Casablance, dyplom kpt. ż.w. 12 grudnia 1944 r. oraz trzykrotnie odznaczony Medalem Morskim); „W kilka dni potem przyszedł niezwykle silny sztorm, tak, że kesony sztucznego portu wraz z pomieszczeniami dla artylerzystów broni przeciwlotniczej przewracały się powodując śmierć amerykańskiej obsługi w rozpętanych falach morskich. Wiele statków podniosło kotwicę, aby przeczekać huragan „sztormując” dalej od brzegu. S.s. „Poznań” niestety nie mógł się ruszyć z miejsca, bo kotwica zahaczyła o zatopiony obiekt. Po pewnym czasie s.s. „Poznań” doświadczył pecha w postaci półzatopionej barki inwazyjnej. Pojawiła się ona nie wiadomo skąd pod burtą statku, regularnie tłukąc w nią tak, że przez wybite otwory woda zaczęła wchodzić do wnętrza. Wszelkie próby „odpędzenia” stalowej, a kanciastej barki spełzły na niczym. Poziom wody w zęzach wzrastał z niepokojącą szybkością, więc zdecydowano się na wjechanie na pobliską plażę przy odpowiednim stanie przypływu. W trakcie tego manewru statek trafił na zatopiony czołg, po którym przejechał się tak, że rozdarł sobie w poprzek dno i wreszcie stanął na piasku w niemal równoległej pozycji do brzegu. Tam zgaszono paleniska i statek stał unieruchomiony. Poproszono amerykański Komitet Ratunkowy o pomoc. Komitet przybył i orzekł, że nic tu się nie da zrobić, bo statek jest za bardzo dziurawy. W takich warunkach to pal go licho... Członkowie komisji Eliot Taniewski podaje , że w tym okresie drugim oficerem na s.s. „Poznań” był Tadeusz Sieja. W wykazie załóg PMH brak osoby o nazwisku Stanisław Sieja. Nautologia 2011, nr 148 127 „Poznań” w rejsie do portów afrykańskich. Malował Adam Werka. J. Piwowoński, Flota spod biało-czerwonej, Warszawa 1989 podochoceni wiskaczami (whisky) z kapitańskiej pantry wtykali mu dokument do podpisania obopólnej zgody na to, że s.s. „Poznań” jest już „total loss”. Nim do tego doszło, to oficerowie statku nie zapomnieli, że na statku jest 1000 ton TNT, który po kontakcie z wodą może spowodować taki wybuch, co by „zawadził” swoim impetem dziesiątki pobliskich statków (też z materiałami wybuchowymi) nie mówiąc już o wojsku na pobliskiej plaży, pełnej czołgów, dział i sprzętu wojennego” (pisownia org.) Powstrzymano podpisanie dokumentu „total loss”, a członkowie amerykańskiego Komitetu opuścili pokład na chwiejnych nogach. Wspomnieć wypada, że w tych specjalnych wojennych warunkach, wszelki kontakt z armatorem był zabroniony, a urządzenia radiowe były wyłączone. Późniejsze ustawiczne próby w uzyskaniu pomocy od Amerykanów (wtedy oni mieli pełne ręce roboty) zostały ukoronowane zwabieniem amerykańskiego oddziału awaryjnego. Wyjaśniono im, przy wypróżnianiu butelek whisky, realną groźbę wybuchu TNT przy kontakcie z wodą, która przy przypływie wypełniała wnętrze statku. W tych dyskusjach brała udział kucharka na s.s. „Poznań”, Jadzia Kantorowska 2 (Polka potrafi, jedyna kobieta, której alianckie dowództwo pozwoliło brać udział w inwazji jako ochotniczce). Przypomnieć również należy, że każdy członek z załóg statków handlowych był ochotnikiem i nikogo nie zmuszano, aby ryzykował życiem w tej akcji. Pani Jadzia jako doskonała kucharka przygotowywała cymesy polskiej kuchni, jak pierogi itp., na które rzucali się żarłocznie Amerykanie polskiego pochodzenia, mówiąc w zachwycie: „takie jak moja mamusia w domu gotuje”. Amerykanie sprowadzili specjalne osuszające pompy na statek i pomogli przy spawaniu rozerwanych płyt poszycia statku. W stosunkowo krótkim czasie uratowano statek od zguby, a ładunek od eksplozji. Dalej R. Jedyński wspomina: „Niebezpieczny ładunek polecono usunąć murzynom z USA Army, (bo, po co ryzykować życie białych Jankesów?!..)” „Poznań” popłynął do najbliższego suchego doku w Cardiff, dumny z wykonanego swojego wojennego obowiązku. W styczniu 1951 roku okrętuję na s.s. „Poznań”, którego kapitanem jest Zygfryd Czubek – (szyper I klasy, dyplom wydany w Anglii 19 lipca 1943 r.) w charakterze chłopca okrętowego z angażem 180 złotych miesięcznie i dodatek złotych 30, razem 210 złotych. Wchodzę na statek, książeczka żeglarska jest skrupulatnie oglądana przez żołnierza Wojsk Ochrony Pogranicza, który pyta się gdzie służyłem w wojsku. Odpowiadam, że jestem za młody i wyjaśniam, że moja fotografia w Książeczce Żeglarskiej wykonana jest w mundurze „Służby Polsce”. Wreszcie pozwala wejść na statek. Dowiaduję się, że będę obsługiwał załogę pokładową i maszynową mieszkającą w kubryku. Kubryki nie robią na mnie dobrego wrażenie, ale to statek, przecież o nim marzyłem! Statek stoi w Nowym Porcie w Gdańsku pod elewatorem. Jest już późna godzina wieczorna, a ja jeszcze staram się doprowadzić „swój rejon” do porządku. Zacząłem od zbierania w kubrykach butelek […] było tego […]. Na rufie w jednym kubryku załoga J. Pertek, Druga mała flota, s. 385 podaje, że kucharką na s.s. „Poznań” była Jadwiga Pierzyńska. Jadwigi Kantorowskiej w wykazie personelu PMH E. Taniewskiego brak. Jadwiga Pierzyńska zaokrętowała na s.s. „Poznań” w dniu 9.06.1944 r. i zatrudniona była na tym statku do 7.6.1945 roku. Została odznaczona podczas wojny trzykrotnie Medalem Morskim (E. Taniewski, s. 395.). J. Pertek, op. cit., s. 387 podaje, że pod koniec 1944 roku trzem członkom załogi s.s. „Poznań” przyznano Srebrne Krzyże Zasługi z Mieczami. Byli to: Stanisław Kałuża – I mechanik, Henryk Prokop – radiooficer i Jadwiga Pierzyńska. E. Taniewski w wykazie odznaczonych Srebrnymi Krzyżami Zasługi z Mieczami wymienia Stanisława Kałużę (nadanie z dniem 20.12.1944 r.) i Henryka Prokopa (nadanie 20.12.1944 r.), brak Jadwigi Pierzyńskiej. 2 128 Nautologia 2011, nr 148 maszynowa: palacze (specjalna kasta ludzi! i trymerzy do węgla), w drugim kubryku załoga pokładowa i w tym pomieszczeniu znalazłem swoją koję! Z kubryków zawsze otwartych był tylko krok do maleńkiej tzw. mesy, jednej dla pokładu, drugiej dla załogi maszynowej. Bosman posiadał mikroskopijną kabinę na śródokręciu. Obok „łazienka”, a tam jedynie wiadro, które napełniało się wodą, a podgrzewało parą za pomocą specjalnego węzą gumowego. To usprawnienie załogi maszynowej! Wiadra musiały być zawsze czyste, każdy pozostawiał po sobie porządek. Wiadra służyły również do prania bielizny. W mesach spożywano posiłki przynoszone ze śródokręcia, bez względu na warunki pogodowe. Było to trudne zadanie szczególnie w zimie i warunkach sztormowych. Chłopiec obsługujący na rufie w pierwszej kolejności był awansowany, ale musiał mocno na awans zapracować i uzyskać dobrą opinię tej części załogi, której usługiwał. Po godzinach pracy należało wieczorami sterować, pomagać przy pracach cumowniczych, zakrywaniu i odkrywaniu luków ładunkowych, uczestniczyć w załadunku zaopatrzenia i prowiantu, czyścić lampy naftowe, bowiem jedyne dynamo było wyłączane podczas postoju statku w porcie, gdy nie było załadunku lub wyładunku, brać udział w czyszczeniu i myciu ładowni, a potem suszeniu przy użyciu koksowników przy zakrytych ładowniach (!) – to wszystko wykonywano dodatkowo bez wynagrodzenia, by zarobić na awans! Elicie statkowej starszym marynarzom i palaczom wieczorem należało zrobić kanapki, które konsumowali przy słynnej „Baśce”. Młodszy personel nie mógł być świadkiem i brać udziału w grze. Dystans był wielki. Wiele osób to weterani wojenni. Na drugi dzień odcumowanie, udaję się w kombinezonie na pokład do roboty. Zakrywanie ładowni, nikt nie pyta się czy mam przeszkolenie BHP (które wiele lat potem zawitało na statek), po pewnym czasie woła mnie B. Joński, (Kaszuba, starszy marynarz) w kabinie wręcza mi sweter, staje się cieplej. Jakże ten gest i tę Osobę wspominam! W czwartym dniu żeglugi jesteśmy w Antwerpii, nikt z karabinem przed trapem nie stoi. Palacz „Mroczkowski” (ksywa) narodowości tureckiej każe mi iść do salonu kapitana po zaliczkę „w dolarach”, gdzie kapitan wraz z radio-operatorem (wówczas tzw. pracownik fizyczny) dokonują wypłaty. Dowiaduję się, że mogę dostać tylko dodatek za sześć dni 6 x 0,32 centa. Prawie dwa dolary – ale poszaleję! Dnia 2 kwietnia 1951 roku bosman Antoni (B) powiada: „synek”, od dzisiaj jesteś w załodze pokładowej w charakterze młodszego marynarza. Boże! i tak na tym dzielnym statku pełnię funkcję do 10 lipca 1951 roku. 11 lipca 1951 roku (podczas postoju w duńskim porcie Aarhus, „Poznań” pozostaje na stoczni, musi przejść większy remont powojenny) jestem już członkiem załogi s.s. „Kołobrzeg”. Kabina na dwuosobowa, na dziobie przylega do kluzy kotwicznej, pachnie farbą, statek przebudowany. Awans na starszego marynarza przychodzi 2 marca 1952 roku (elita!). S.s. „Poznań” wycofany z eksploatacji w barwach Polskiej Żeglugi Morskiej w 1962 roku, do 1972 roku służył jako magazyn pływający w Zespole Portowym Szczecin–Świnoujście. Wybrana literatura Ryszard Jedyński, D-Day najdłuższy dzień s.s. „Poznań”, London, „Okólnik” nr 168/1994 Jerzy Miciński, Księga statków polskich 1918–1945, Wydawnictwo „Oskar”, Tom 1, Gdańsk 1996 Uroczyste poświęcenie pierwszych polskich okrętów handlowych, „Morze” 1927, nr 2 Jerzy Pertek, Druga mała flota, Poznań 1983 Jan Piwowoński, Flota spod Biało-Czerwonej, Warszawa 1989 Bolesław Pogorzelski, Śp. kpt. ż.w. Ryszard Jedyński, London, „Okólnik” nr 172/1996 Jan Kazimierz Sawicki, Podróże polskich statków 1939–1945, Polskie Towarzystwo Nautologiczne, Gdynia 1989. Wadim Konstanty Taniewski, Spis personelu zatrudnionego na statkach Polskiej Marynarki Handlowej w latach 1939–1945. Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku. Daniel Duda S.s. „Modlin” – Śmierć statku Bogdan Gawęcki ukończył wydział nawigacyjny ówczesnej Szkoły Morskiej w Tczewie w roku 1924. Podczas pobytu w szkole odbywał programowe praktyki, wśród których na wyróżnienie zasługuje ta na statku żaglowym s.v. „Lwów”, który jako pierwszy polski statek w drodze do Rio de Janeiro w 1923 roku przecina równik. Statek pod dowództwem kpt. ż.w. Tadeusza Ziółkowskiego, gdzie funkcję pierwszego oficera pełnił kpt. ż.w. Mamert Stankiewicz, w dniu 13 sierpnia 1923 roku przecina równik. Pierwszy żeglarz odrodzonej Rzeczypospolitej Tadeusz Ziółkowski tradycje morskie miał we krwi, dlatego uważał, że chrzest morski musi się odbyć i ma być okazały. 13 sierpnia 1923 roku odbył się wspaniały chrzest morski, który wszedł do historii i został wielokrotnie opisany. Przypomnijmy więc tylko, że słuchacz II roku wydziału nawigacyjnego Bogdan Gawęcki ubrany w kapitański mundur, naśladując kapitana Mamerta Stankiewicza krzyknął „znaczy równik na rumbie” – chór marynarski gromko zaśpiewał jakże historyczną strofkę specjalnej piosenki: Pierwsi wy nauciarze, pierwsze okrętniki Polonii banderą przetniecie równiki Pierwsi za półkulę wzniesiecie kotwicę na świat wyrąbiecie Polsce okiennice Nautologia 2011, nr 148 Kpt. ż.w. Bogdan Gawęcki (4-krotnie odznaczony Medalem Morskim) był mocno zdziwiony i zaskoczony, kiedy na wezwanie Wydziału Załogowego Gdynia–America Line, musiał stawić się w Londynie, aby usłyszeć, że ma objąć dowództwo statku s.s. „Modlin”. Statek ten, zbudowany w 1906 roku w stoczni Fleensburger Schiffbau Gesellschaft w Flensburgu w Niemczech, został w 1925 roku zakupiony we Francji przez Polską Marynarkę Wojenną i pod nową nazwą ORP „Wilja” dnia 8 sierpnia podniesiono na nim polską banderę. Przeznaczony jako transportowiec dla potrzeb Marynarki Wojennej, początkowo przewoził broń i sprzęt wojskowy z Francji do Polski, później służył do praktycznego szkolenia podchorążych wydziału mechanicznego. Wybuch wojny zastał „Wilję” w porcie Casablanka, w podróży szkolnej z podchorążymi Marynarki Wojennej kursu technicznego. W momencie najazdu Niemiec na Francję statek znajdował się w małym porcie Port Lyautej w Maroku. W ostatniej prawie chwili przed jego internowaniem kapitan żeglugi wielkiej Mikołaj Deppisz, z naprędce skompletowaną załogą (głównie polscy lotnicy), wyprowadził statek do Gibraltaru. W dniu 30 lipca 1940 roku w Anglii okręt przekazano Polskiej Marynarce Handlowej i przyjął nazwę s.s. „Modlin”. 129 niowych rozlazły się po ładowniach. Słychać było szum palników acetylenowych i głuche uderzenia młotów”. W ciągu tygodnia ze statku zabrano wszystkie meble, pozostawiając jedynie tylko to, co potrzebne jest do życia na statku. Miała na statek przyjść specjalna dobrana ochotnicza załoga. Tak minął tydzień. Ze statku zostały już tylko same żelazne burty. Po kilku dniach kapitanów statków wezwano na odprawę na krążownik holenderski „Sumatra”. Wszystkie statki zgrupowane do rzutu inwazyjnego miały zamalowane swoje nazwy i w to miejsce namalowane były kolejne numery, były to widoczne oznaki jakiejś akcji. Podczas odprawy omówiono organizację konwoju, jego skład i dowództwo. Ze względu na słaby stan techniczny przeważnie już bardzo ORP „Wilia” (od 20.07.1941 r. przekazany PMH jako „Modlin”) w porcie. J. Piwowoński, s. 286 starych statków, szybkość konwoju limitowana była Stan techniczny s.s. „Modlin”, mimo przeprowadzonego ge- na podstawie najniższej szybkości technicznie najwolniejszego neralnego remontu w angielskiej stoczni, był bardzo słaby. Pły- statku. wał co prawda w konwojach od 1941 r. do 1944r. do Kanady, ale Okrętem komodora był HMS „Alynbach”, który miał każdobył uważany za postrach każdego konwoju, z powodu swojej po- razowo semaforami sygnalizować szybkość. Wszyscy kapitanowie wolności i częstych awarii. Wreszcie w początku 1944 roku został mieli otrzymać zalakowane koperty, które wolno było otworzyć wycofany z eksploatacji jako technicznie niezdolny do szybkich jedynie na specjalne polecenie, podane z okrętu komodora, a zakonwojów. Stał teraz gdzieś odstawiony w porcie Liverpool, w ja- wierające szczegółowe instrukcje. Wszyscy otrzymali polecenie kimś bocznym basenie, zapomniany, oczekując swego losu – zło- skierowania się do kanału Bristolskiego. Tam miało nastąpić wymowania. znaczenie zadań dla poszczególnych statków. Dotychczas mogli się Kapitan żeglugi wielkiej Czesław Maciejewski pełniący obo- tylko domyślać jakie im zadania zostaną postawione. Na odprawie wiązki kierownika Wydziału Załogowego – „Żeglugi Polskiej”, przed udaniem się po zadania komodor powiedział: Spółki Akcyjnej w Gdyni (czasowo w Londynie), amatora s.s. „Muszę panom podać, oświadczył komandor, że najlepszym wy„Modlin”, zaokrętował kpt. ż.w. B. Gawęckiego na ten statek, nie jaśnieniem wagi naszej akcji będzie określenia Admiralicji, że jest określając zadania, jedynie – jak wspomina B. Gawęcki: – szepnął ona głównym stosem pacierzowym (backbone) przewidzianej opemi w zaufaniu, że statek przeznaczony jest do jakiejś specjalnej racji, i że od jej dokładnego wykonania zależeć będą losy wojny”. akcji. Następnego dnia o 7 rano wyruszył olbrzymi konwój składająGawęcki już z daleka rozpoznał sylwetkę statku, dobrze mu cy się 67 statków różnych bander, z zatoki Pool i został rozdzielony znanego z Gdyni, gdzie często stał w basenach Marynarki Wojen- na kilka segmentów przewidzianych do osłony sztucznych portów nej. Robił wrażenie statku opuszczonego, dawno niekonserwowa- desantowych w akcji na wybrzeże Francji koło Normandii. Na czene burty były zardzewiałe, z zaciekami. Na pokładzie kręciło się le szedł krążownik HMS „Durban”. Statki te, podobnie jak polski kilku ludzi z załogi i robotników stoczniowych. s.s. „Modlin” przewidziano wykorzystać jako sztuczne falochrony Wspomina B. Gawęcki: „Następnego dnia zgłosił się do mnie dla ochrony sztucznego portu Arromanches. inżynier stoczni, który poinformował, że mają polecenie usunięW dniu 5 czerwca zakotwiczyliśmy w oczekiwaniu na dalsze cia ze statku niepotrzebnego żelastwa, a więc wyciąć wszystkie rozkazy. Załoga „Modlina” wraz z kapitanem liczyła 23 osoby, międzypokłady, usunąć wewnętrzne umocnienia statku, a pozo- dodatkowo zaokrętowana była ekipa składająca się z 23 oficerów stawić tylko to, co może być potrzebne do odbycia podróży statku i żołnierzy brytyjskich. Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę już jako właściwie pływającego pudła – kadłuba. Poza tym oświad- przez kanał La Manche, na którym panował ożywiony ruch okręczył mi, że ma polecenie dokonania przygotowań do wywiercenia tów i statków rożnej wielkości, jakie miały brać udział w pierwotworów w burtach statku i pozostałych grodziach, w miejscach szym rzucie desantu. Około południa, zakotwiczyliśmy u wybrzeoznaczonych. Od następnego dnia gromady robotników stocz- ży Normandii. 130 Nautologia 2011, nr 148 Dnia 8 czerwca 1944 roku w południe przybył do burty zapowiedziany holownik, by przejąć na swój pokład część oficerów i załogi statku oraz osobiste wyposażenie i bagaże załogi i wojska. Około godziny 13.15 po południu za rozkaz podniesiono kotwicę i razem z przybyłym oficerem brytyjskim tzw. „planterem” (oficer odpowiedzialny za położenie statku w odpowiednim miejscu). Oficerem platerem był lt. commander Royal Navy wraz z towarzyszącymi mu oficerami Royal Navy. Statek skierowano na wskazane miejsce, gdzie około 14.00 rzucono obie kotwice. Przy dokładnym ustawieniu „Modlina” użyto holownika. Z chwilą rzucenia obu kotwic posługiwano się specjalnymi trzema holownikami, by precyzyjnie ustawić statek w żądanej pozycji. Maszyna statku już nie pracowała. Kpt. ż.w. Bohdan Gawęcki około godziny 14.05 rozkazał usunąć ogień z palenisk kotłowych, co wykonano w czasie około 15 minut. Około godziny 14.35 po południu, po przekonaniu się że wszyscy członkowie załogi i żołnierze wyszli z przedziału maszynowego i kotłowni, wraz z personelem pokładowym i znaleźli się w bezpiecznym miejscu – jedni w sterówce, inni pod platformą działa rufowego, powiadomiłem „plantera”, że statek jest gotowy do zatopienia. W tym momencie oficer włączył prąd do kabla elektrycznego z przełącznika, jaki znajdował się pod platformą działa rufowego, co spowodowało eksplozję, w następstwie, której statek zaczął tonąć. Po pięciu minutach przechylał się na lewą i prawą burtę i około 14.50 po południu osiadł równo na gruncie. Statek zaczął pełnić rolę sztucznego falochronu osłaniającego sztuczny port u brzegów Normandii. O godzinie 15.05 przybył holownik, aby zabrać załogę ze statku. Tak przestał istnieć statek Polskiej Marynarki Wojennej i Polskiej Marynarki Handlowej, który jako jedyny z polskich statków został wykorzystany do budowy dogodnego miejsca dla rozładunku sprzętu i wyposażenia dla wojsk desantowych. Załoga opuszczając „Modlin” na gaflu pozostawiła polską flagę. Kapitan żeglugi wielkiej Bogdan Gawęcki po zakończeniu działań wojennych do kraju nie powrócił. Bogdan Gawęcki został mianowany porucznikiem marynarki wojennej. Zarządzeniem personalnym szefa K.M.W. Nr 12/tj. z dnia 29 marca 1946 roku (Piaskowski, t. 3, s. 232). Zarówno w „Naszych Sygnałach” jak i „Okólniku” można spotkać wiele drobnych wzmianek o pracy kapitana i jego kontaktach z kolegami – B. Gawęcki pływał głównie na statkach eksploatowanych na liniach europejskich. Dowodził nowoczesnymi statkami np. firmy United Baltic Corporation, w składzie załogi zawsze było kilku Polaków. Z dniem 1 września decyzją rektora – komendanta Akademii Marynarki Wojennej kontradmirała dra inż. Czesława Dyrcza powołana została Katedra Eksploatacji Jednostki Pływającej, na Wydziale Nawigacji i Uzbrojenia Okrętowego, a na Szefa tej Katedry zostałem powołany na czas trwania kadencji 2008–2012 tj. od dnia 1 września 2008 r. do dnia 31 sierpnia 2012 r. Katedra przyjęła logo ORP „Wilia” – s.s. „Modlin”. Kpt. ż.w. Bogdan Gawęcki, kapitan marynarki handlowej, urodzony 13.04.1903 r. w Barman (Nadrenia) zmarł nagle w Polsce Nautologia 2011, nr 148 16.10.1967 r. Taki nekrolog znalazł się w „Okólniku” („Okólnik”, nr 114/1967). Jak podaje J. K. Sawicki śmierć nastąpiła w Tczewie, a pochowany został w Poznaniu. Studiując „Okólnik”, pismo Związku Oficerów Polskiej Marynarki Handlowej w Londynie, nr 117/1969, natrafiłem na ciekawy fragment wypowiedzi kpt. ż.w. Bohdana Korodziejewskiego (Krzyż Walecznych), ze względu na szczupłość materiałów godzi się go przytoczyć w całości, charakter materiału mającego cechę pożegnania nad grobem drogiego Kolegi: „Zmartwiła mnie bardzo wiadomość o śmierci kolegi Bogdana Gawęckiego. Szkoda, że w „Okólniku” poświęcono mu tak mało miejsca – tylko wzmianka, że zachęcał w niedziele Załogę na mszę św. do Kościoła. Kapitan Gawęcki był bardzo zasłużonym człowiekiem dla P.M.H. i dla naszego Związku (Związku Oficerów Polskiej Marynarki Handlowej w Londynie). Gdy rozpoczynałem swą karierę morską w roku 1928 czarnomorska podróżą na statku szkolnym „Lwów”, on był II oficerem na tym statku i bardzo godnie reprezentował nas w Algierze, znając płynnie język francuski. Przedtem uczył języka angielskiego w Państwowej Szkole Morskiej, gdy zabrakło wykładowców. Pływając jako starszy oficer i kapitan na statkach „Polskarob”, zawsze okazywał dużo uwagi i opieki dla absolwentów P.S.M. pływających na tych statkach w charakterze marynarzy w okresie braku tonażu. Sam się zetknąłem z Nim w r. 1932 na s.s. „Robur IV” , będąc znowu na m.s. „Batory” w stoczni w Göteborgu w Szwecji w roku 1938 pamiętam, gdy ówczesny popularny wszędzie kpt. Borkowski (kpt. ż.w. Eustazy Borkowski) nie miał słów zachwytu, że na przyjęciu urządzonym przez stocznię spotkał polskiego kapitana, który miał przemówienie w języku szwedzkim. Był nim właśnie kpt. Gawęcki. W pamiętnych dniach lipca 1945 roku kapitan Gawęcki odegrał najważniejszą rolę ze wszystkich pływających kapitanów Polskiej Marynarki Handlowej. Przez cały ten okres był członkiem zarządu naszego związku. Jeździł po statkach, które później przyjechały do U.K., tłumacząc załogom zajęte stanowisko Walnego Zebrania. Na wszystkich konferencjach z Ministry of War Transport, Sea Transport, Emigration, G.A.L. itd., reprezentował naszą stronę jako przewodniczący i biegłą znajomością języka angielskiego, swoim wiekiem i stanowiskiem podnosił ciężar gatunkowy naszej Organizacji. Tak w Kapitanie Gawęckim straciliśmy dobrego kolegę, wspaniałego przedstawiciela Polskiej Marynarki Handlowej i naprawdę wiernego Polaka. Niech mu polska ziemia lekka będzie, którą tak bardzo ukochał” („Okólnik” nr 117/1969). Wybrana literatura Daniel Duda, Zbigniew Urbanyi, Pierwszy w sztafecie, Bydgoszcz 1992 Bogdan Gawęcki, Śmierć statku, Londyn, „Okólnik”, nr 157/1988 Jerzy Pertek, Druga mała flota, Poznań 1983 Stanisław M. Piaskowski, Kroniki Polskiej Marynarki Wojennej 1918– 1946, tom 3, Albany NY, 10 lutego 1990 Jan Piwowoński, Flota spod biało-czerwonej, Nasza Księgarnia, Warszawa 1989 Jan Kazimierz Sawicki, Kadry Morskie Rzeczpospolitej, t. II, WSM Gdynia, 1996. 131 Daniel Duda S.S. „Kmicic” w wojennej akcji Zbliża się 70. rocznica jednego z największych sukcesów odniesionych przeze Polską Marynarkę Handlową w czasie drugiej wojny światowej, było to prawdopodobne zestrzelenie dwóch niemieckich bombowców w czasie jednej akcji konwojowej. Kpt. ż.w. Wadim Konstanty Taniewski-Elliott podaje, że („Kmicic” o nośności 2805 ton, długości 8,1 m, parowiec, moc maszyn 1300 KM, o prędkości 9 węzłów) w sierpniu 1941 roku s.s. „Kmicic” wyszedł pod balastem z angielskiego portu Plymouth z przeznaczeniem do portów zatoki Bristolskiej. Zgodnie z poleceniem przy Ediston Rd. „Kmicic” przyłącza się do niewielkiego konwoju, a dodatkowo zostaje wyznaczony na statek „komodorski”. Okrętuje na niego komandor R. N. Fisher wraz z dwoma brytyjskimi sygnalistami. Konwój jest niewielki, bowiem składa się zaledwie z pięciu statków, w liczbie tej jest polski statek o nazwie zaczerpniętej z sienkiewiczowskiej Trylogii – „Kmicic”, który nazwę tę przyjął w roku 1940 (eks-„Robur III). W konwoju jest angielski zbiornikowiec m/s „British Scout” i inne. Konwój formuje się w dwóch kolumnach. Statek norweski, któremu powierzono funkcję „wicekomodora” zajmuje pierwsze miejsce w szyku lewym, jest z lewej burty „Kmicica”. Eskortę stanowi angielska korweta, osłony lotniczej nie przewidziano. Uzbrojenie „Kmicica” stanowią: dwa gniazda typu „oerlikon” umieszczone na skrzydłach mostku, dwa gniazda c.k.m. przy czwartej ładowni i jedno szybkostrzelne działko 6-funtowe na rufie. Całość tego wyposażenia obsługiwana była przez załogę polskiego statku, która przeszła jedynie krótkie przeszkolenie w trakcie instalacji uzbrojenia. Obsadę statku „Kmicic” stanowią: – kapitan statku, kpt. ż.w. Adam Fiedorowicz (Montwiłł) (Krzyż Walecznych 1920, Krzyż Walecznych 1942, czterokrotnie Medal Morski, Mentioned in Despatches „Certificates of Commendation”), – pierwszy oficer jest kpt. ż.w. Wadim Konstanty Taniewski-Elliott (Krzyż Walecznych, Medal Morski, brytyjskie odznaczenia), – II oficer Piotr Sawicki* (Krzyż Walecznych nr 383 z dnia 24.02.1942, czterokrotnie Medal Morski, Mentioned in Despatches „Certificates of Commendation”), – III oficer Józef Bzowski (Krzyż Walecznych nr 386, nadany 24.02.1942), – bosman Thomas Cameron Brown (N.Z.) (odznaczony Krzyżem Walecznych 24.02.1942 r.), – I mechanik Mieczysław Staniak (Krzyż Walecznych nr 387, 24.02.1942 r., odznaczony dwoma Medalami Morskimi), – II mechanik Antoni Gajdek (odznaczony czterokrotnie Medalem Morskim), – III mechanik Bronisław Miller (odznaczony czterokrotnie Medalem Morskim), – smarownik Józef Mańka (odznaczony podczas wojny trzykrotnie Medalem Morskim). Artylerzyści z Royal Navy na tę podróż nie byli przydzieleni. Cała broń była obsługiwana wyłącznie przez załogę polską. Konwój minął po południu Lizard Point, zmieniając kurs na Long Ship. Pogoda była dobra, wiatr NW/4, morze 3–4, silne zachmurzenie o niskim pułapie, tylko na południu nad horyzontem pojawił się jasny wysoki czysty pas nieba. O godzinie 14 okręt eskortowy podniósł sygnał „spodziewany natychmiastowy atak nieprzyjaciela, podwodny i powietrzny” po czym ruszył pełną prędkością obierając kurs południowy. Kapitan „ Kmicica”**, A. Fiedorowicz zarządził pogotowie bojowe sygnałami umieszczonymi w maszynie i na pokładzie, jak również w niektórych pomieszczeniach. Broń obsadzono załogą, przy orlikanach z prawej burty zajął miejsce kpt. Adam Fiedorowicz, a z lewej burty drugi oficer Piotr Sawicki, ckm obsługiwał starszy oficer E. Taniewski, a przy drugim bosman Thomas Cameron Brown, działko na rufie obsługiwał III oficer Józef Bzowski (Krzyż Walecznych nr 386, nadany dnia 24.02.1942) z kilku marynarzami, palaczami i załogą hotelową przeznaczoną również do noszenia amunicji. Załoga maszynowa z pierwszym mechanikiem Mieczysławem Staniakiem włącznie zeszła do pomieszczeń maszynowych by uruchomić dodatkowe pompy balastowe i pożarowe. W międzyczasie eskortowiec, który był już kilka mil na południe zaczął rzucać bomby głębinowe. Po kilku minutach oczekiwania usłyszano charakterystyczny brzęk silników lotniczych. Z dziobu burty: zielone 30 wyłonił się samolot, który skierował się na konwój. Kapitan A. Fiedorowicz otworzył ogień z oerlikonu. Komandor Fisher starał się zatrzymać ogień broni maszynowej, twierdząc, że to są angielskie samoloty, na co otrzymał krótką odpowiedź: że jest to zgodne z „rozkazami Admiralicji Brytyjskiej, by strzelać do każdego samolotu, który przelatuje nad konwojem”. Za przykładem kapitana otworzył ogień drugi oerlikon obsługiwany przez Piotra Sawickiego, włączyły się obsady ckm-ów, jako ostatnia przystąpiła do strzelania obsługa działka, obsługiwana przez młodego (21 lat) III oficera J. Bzowskiego. Samolot szedł w środek konwoju, kierując się na Norwega (nr 21), zrzucił trzy bomby, które wybuchły przed konwojem, następnie trzy po lewej burcie statku norweskiego, nie wyrządzając jednak szkody. Samolot był otoczony pociskami świetlnymi jak osami i wciąż zachowywał obrany kierunek. W pewnym momencie załoga zauważyła dym. Pilot zmienił kierunek na południe w stronę Francji, zaczął tracić szybkość wówczas do akcji włączyła się również załoga okrętu wojennego . Samolot dymił coraz więcej, a w odległości około kilku mil od konwoju runął w morze. * Piotr Sawicki urodzony 27 grudnia 1907 roku w Tomsku, pochodził z rodziny wojskowej – jego ojciec był oficerem w Tomsku. Przed zakończeniem pierwszej wojny światowej wstąpił do Korpusu Kadetów. W latach 1928–1939 służył w Marynarce Wojennej w Pińsku. Po zdemobilizowaniu pracował na różnych budowlach w Warszawie na Żoliborzu. W roku 1935 związał się z rybacką firmą „Mewa” , wówczas było zapotrzebowanie na rybaków, by zmienić załogi holenderskie na polskich statkach rybackich. W 1937 roku porzuca statki rybackie i zatrudnia się w charakterze młodszego marynarza na statku „Robur III”, gdzie kapitanem jest Adam Fiedorowicz, również Sybirak, bowiem urodzony we Władywostoku. Powstaje między kapitanem a nim sympatia, oparta jednak głównie na solidnej robocie i zaufaniu. Piotr Sawicki zostaje starszym marynarzem, a z dniem 1 września 1939 roku trzecim oficerem. Do 1944 roku będzie na tym statku w charakterze III lub II oficera. Ukończył kurs szyprów I klasy (course for Skipper Certificate of Competence) w Londynie w 1943 roku. Był również II oficerem na statku s.s. „Kordecki” i m.s. „Alfa”. Przez wiele lat zatrudniony był w Firmie Wm. Corry na statku s.s. „Cormist”. Posiadał między innymi dyplom Mate Home Trade (Okólnik nr 118/1969). Zmarł w Londynie po operacji raka 30 czerwca 1968 roku. (Okólnik nr 138/1979). ** S.s. „Kmicic” wraz z m.s. „Modlin”, m.s. „Kordecki, s.s. „Chorzów”, s.s. „Narocz”, s.s. „Wilno”, s.s. „Katowice”, s.s. „Kraków” i s.s. „Poznań” brał udział w akcji inwazyjnej (D-Day) na ląd europejski. W inwazji (D-Day) na ląd europejski brały udział polskie okręty wojenne: ORP „Dragon”, ORP „Błyskawica”, ORP „Piorun”, ORP „Krakowiak” i ORP „Ślązak”. („Okólnik” nr 168/1994). 132 Nautologia 2011, nr 148 Taniewski podaje, że krzyki i wiwaty słyszało się na wszystkich pokładach, a w tym czasie eskorta na pełnym biegu szła do konwoju. Podniecenie i krzyki przerwał nowy dźwięk silnika samolotowego. Wytężono słuch, ale z powodu silnego wiatru trudno było ustalić jego pozycję. Samolot znajdował się w chmurach. Określono, że znajduje się z prawej burty, przy trawersie. Naraz wyłonił się z chmur (zielone 30) i pikując szedł na „Kmicica”. Otworzono ogień do niego, nieprzyjaciel zaczął zrzucać bomby. Odrywały się jedna po drugiej, początkowo spadały wolno, ale prosto z gwizdem szły w dół. Jedna z nich uderza w morze, druga również w morze, ale bliżej statku, trzecia bomba wybucha w wodzie bardzo blisko statku, kolejna czwarta z gwizdem... spada po lewej burcie dzielnego „Kmicica”, a piąta i szósta bomba uderzają w wodę między kolumnami statków – chybił. W międzyczasie lufy całego uzbrojenia „Kmicica” cały czas pilotują wrogi samolot, artylerzyści obracają lufy uzbrojenia i cały czas trzymają łobuza na celowniku. Po minięciu drugiej kolumny samolot zaczyna dymić – czy to aby nie zasłona dymna? Nie, samolot zniża się. Teraz korweta, (czerwona 120) w odległości około 3 mil od konwoju, wita wroga ogniem. Samolot płonie i spada w morze... Słychać silnik samolotu na lewo, z przodu „czerwone 20” z chmur wyłania się samolot, który kieruje się ku konwojowi. Od razu zostaje powitany z „Kmicica” i okrętu Jego Królewskiej Mości HMS. Chaotycznie rzuca bomby w pobliżu lewej kolumny i skręca na południe z zamiarem ukrycia się w chmurach. Udaje mu się to na chwilę, ale ponownie wyłania się, wciąż trzyma kurs na południe i oddala się. Początkowo jak wspomina W. Taniewski: „sądziliśmy, że pułap chmur podniósł się. Już był poza zasięgiem”. Patrzyliśmy jak się oddala. Naraz ukazała się mała smuga dymu, ale wciąż uporczywie szedł ku jasnemu horyzontowi. Muszę zaznaczyć, że ogień trzymany był tylko przez „Kmicica” i angielską jednostkę osłony konwoju. Korweta podeszła do burty, która miała czarną flagę na maszcie, co znaczy „jeden podwodny okręt jest uszkodzony – możliwe zatopiony”. Z Korwety przez głośnik zawołano ”Kmicic ahoj, well done two shot-down, one damaged”. Kapitan A. Fiedorowicz zarządził czyszczenie broni – burtami, musi być szybko doprowadzona do zdolności bojowej, uzupełniona amunicja. Zwolnił tylko część załogi maszynowej, tą która była wolna od pogotowia. Natomiast obsada pokładu miała nadal pogotowie – „stand by”, wróg w każdej chwili może się pojawić, nie tylko z powietrza! Wybrana literatura i źródła „Okólnik” nr 119/ 1970 Związku Oficerów Polskiej Marynarki Handlowej w Londynie „Okólnik” nr 143/1981 Związku Oficerów Polskiej Marynarki Handlowej w Londynie, nr 143/1981 „Okólnik” nr 138/1979 Związku Oficerów Polskiej Marynarki Handlowej w Londynie Wadim Konstanty Taniewski-Elliott – Spis personelu zatrudnionego na statkach Polskiej Marynarki Handlowej w latach 1939–1945, Towarzystwo Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku Wspomnienie pośmiertne o Piotrze Sawickim opublikowane w 1978 roku przez W. Taniewskiego: Pani Janina Sawicka przesłała na moje ręce do archiwum papiery męża Piotra. Ponieważ znałem go osobiście przed wojną na Roburach i w czasie wojny na s.s. „Kmicic”, gdzie przeszliśmy wspólnie wiele przeżyć, zaciekawiłem się i zacząłem przeglądać te papiery. Przypomniały mi. się czasy wojny i postać tak miłej osoby, dobrze znanej wszystkim, a pospolicie zwanej z angielska Piter. Piter pochodził z rodziny wojskowej, Jego ojciec Bolesław był oficerem w Tumsku, gdzie 5 grudnia 1907 r. urodził się Piter. Pod koniec I wojny, w przededniu rewolucji wstąpił do Korpusu Kadetów. W czasie rewolucji Korpus został przeniesiony na Filipiny, a w roku 1925 rozwiązany. Piter znalazł się „na mieliźnie” – bez środków do życia. Utrzymywał się czasowo pracując w porcie przy załadunku. Udało mu się nawiązać kontakt z rodziną, która znalazła się w Jugosławii, dokąd po wielu trudnościach wyemigrował. Wkrótce cała rodzina powróciła do Polski. Piter nie miał możliwości kontynuowania nauki, a będąc wówczas w wieku poborowym, został powołany do służby wojskowej w Pińsku. Tam przebywał w latach 1928–1930. Po zdemobilizowaniu pracował przez pewien czas przy budowlach na Żoliborzu, W roku 1935 znalazł się na terenie Gdyni. Szczęśliwie firma rybacka „Mewa” wtedy potrzebowała rybaków, by zamienić załogi holenderskie na polskie, Piter zamustrował jako rybak. Tam poznał i zaprzyjaźnił się z Gorządkiem, Wiktorem Lange, braćmi Kiljanami, Aleksym Wiśniewskim i innymi. Wszyscy cenili jego koleżeństwo i przyjaźń. W roku 1937 Piter porzuca „Mewę” i mustruje jako młodszy marynarz na statek s.s. „ROBUR III” Tam dostaje się pod dowództwo kpt. A. Fiedorowicza, również Sybiraka, bo z Władywostoku. Naturalnie wspólne sympatie, podobieństwo przeżyć, stwarza dogodną atmosferę. Skoro jednak Piter zostaje promowany na starszego marynarza, promocja nie jest oparta na sympatiach, lecz na solidnej robocie i zaufaniu. Wybuch wojny 1939 r. zastaje Pitra na s.s. „Robur III”. „Robur III” zmienia nazwę na s.s. „Kmicic”. Na początku wojny Piter zostaje bosmanem, a wkrótce III oficerem. Przez całą wojnę służy na s.s. „Kmicic”, raz jako III, a następnie jako II oficer. Stanowiska zmieniają się w zależności od wolnych pozycji. 24 lutego 1942 r. Piter zostaje odznaczony za odwagę Krzyżem Walecznych (leg. nr 382), a 13 kwietnia 1942 za odwagę w akcji „commended for brave conduct” przez brytyjskie władze odznaczony „dębowym liściem”. Do końca wojny Piter pełni służbę na przemian jako II i III oficer. 1 lutego 1944 r. zastaje wysłany na kurs szyprów w Londynie. 28 lipca 1944 kończy kurs i otrzymuje dyplom szypra I klasy. Następnie wraca na s.s. „Kordecki” jako stały II oficer i na tym stanowisku pozostaje do 20 maja 1945 r. W latach 1948–1949 jest II oficerem na m.s. „Alfa”. Po zejściu z „A1fy” (statek został sprzedany) zdał egzamin M. of T. i otrzymał tytuł Mate Home Trade. Pływał potem długo na s.s. „Cormist”. W roku 1968 Piter zachorował na „coronary” i przestał pływać. Zmarł po operacji na raka 30 czerwca 1968 roku. Muszę krótko powiedzieć: CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI Jak po okolnych wertepach, jak po grudzie zimowej plotła się Jego droga. Nautologia 2011, nr 148 133 Eligiusz Józef Sitek Z czasu żeglugi na statku Polskiej Żeglugi Morskiej m/s „CHRZANÓW” 2 stycznia 2011 roku Polska Żegluga Morska w Szczecinie obchodziła 60 rocznicę swego istnienia. Z tej okazji Dyrekcja i Rada Pracownicza przedsiębiorstwa złożyła wszystkim obecnym i byłym pracownikom PŻM podziękowania za ofiarną pracę i to na każdym etapie tworzenia obecnego kształtu największego polskiego armatora. Jest to miły akcent dla każdego marynarza. W roku 2011 armator szczeciński liczy ponad 70 statków. Są to przede wszystkim duże trampy oceaniczne do przewozu ładunków masowych na długich dystansach. Ale był czas, gdy przedsiębiorstwo liczyło ponad sto kilkanaście statków. W tej liczbie były statki takie jak olbrzymie tankowce, a także oceaniczne trampy, ale było bardzo duże statków wielokrotnie mniejszych. Dla przykładu wymienię s/s „Sołdek”. Pierwszy statek zbudowany po wojnie w Stoczni Gdańskiej. Statek podczas lat swego pływania przewiózł olbrzymie tony ładunków, zwłaszcza węgla, rzadziej była ruda. Na bliźniaku s/s „Pstrowski” odbywałem też rejsy, zwłaszcza na tzw. Moście Węglowym. Wracając do „Sołdka” – statek spełnił swoje zadanie, był chwalony przez marynarzy. Jego historia dobiegała końca. Początkowo usiłowano go pozostawić w Szczecinie, ale losy potoczyły się inaczej. Przybył do Gdańska. Pomocy udzielały holowniki. Na stoczni przeprowadzono remont. Statek pozostał już w Gdańsku. Opiekę nad nim przejęło Centralne Muzeum Morskie. Postawiony został tuż przed budynkami Muzeum. Statek przystosowano do celów muzealnych. Można go zwiedzać. Ostatnio znów udał się do stoczni, by przeprowadzić niezbędne prace według planów specjalistów morskich. Ponownie będzie służył celom muzealnym. Tu trzeba dodać, że Towarzystwo Miłośników Statku m/s „Sołdek” zorganizowało kilka konferencji naukowych poświęconych temu statkowi. Wydało też prace naukowe, wracając do tego, co towarzyszyło statkowi podczas jego budowy, a także eksploatacji. Tym sposobem ten statek zachowany zostanie od zapomnienie. To wszystko prawda! Armator jednakże miał wiele innych statków o małym tonażu. Czy coś po nich zostanie; czy zostaną np. pocięte na złom? A przecież statek był częścią marynarskiego życia. Chcę odtworzyć historię odnoszącą się do małego statku o nazwie m/s „Chrzanów”. Był to statek z serii małych miast, statków tego typu było dość sporo. Wszystkie zostały wycofane z eksploatacji. Mogę do niego wrócić, bo zachowały się notatki z tamtych lat. Jest to jakby cząstka historii, odnoszącej się do pracy i życia na takim statku1. 22 maja 1971 toku powiadomiono mnie, że zostaję zamustrowany na statek m/s „Chrzanów”. Przejmuję statek od schodzącego ze statku ochmistrza. Trwają uciążliwe czynności z przekazywaniem agend statkowych. W międzyczasie przyjmowanie „Baltony”. Na statek przybywa delegacja z Chrzanowa – trzeba ją przyjąć, za- poznać ze statkiem i ugościć. Jest też drugie przyjęcie – przybywają przedstawiciele z Włoch. Toczą się rozmowy na temat odszkodowanie za awarię kabla. Został on uszkodzony w wyniku opuszczania kotwicy2. 28 maja wyznaczono tablicę na godzinę 8.40. Po odprawach celno-paszportowych statek wyszedł w morze. Najpierw trzeba było uporządkować papiery statkowe, należące do obowiązków ochmistrza. Po tej czynności zapoznawałem się ze statkiem, wyposażeniem kabin, magazynków, przestrzeniami. Kabiny i mostek kapitański były zlokalizowane na rufie. Dalej były ładownie, dźwigi i część dziobowa. Tu był magazyn bosmański, miejsce na łańcuch kotwiczny, warsztaty. 29 maja. Godzina 9.00 – statek wpłynął do śluzy Holtenau. Marsz przez Kanał Kiloński trwał do godziny 17.00. Na statku pojawił się przedstawiciel prywatnej firmy handlowej3. Na statku „wysiadła” lodówka. Rozwiązano ten problem przez jej usunięcie i na pewien okres przeniesiono lodówkę ze szpitalika. Jednocześnie zepsutą lodówkę próbowano naprawić. Wieczorem zapoznawanie się z ludźmi z działu hotelowego, wyznaczanie konkretnych zadań. Odbyła też biesiada towarzyska4. Podczas takich spotkań można było dostrzec wzajemne przyglądanie się sobie. Pojawiały się pierwsze oceny, np. kto jest kto? i jak będzie się układała współpraca. Czasami ludzie znali się z innych statków, to też miało wpływ na kontakty osobiste. Próbowano też sondować na co kierownik działu będzie zwracał uwagę. Czy trzeba, czy nie trzeba się przy nim wysilać. Od tego wszystkiego zależały stosunki międzyludzkie na statku. Nie są to sprawy błahe, bowiem na statku zdarza się, że jeden człowiek może zepsuć całą atmosferę zarówno zawodową, jak i socjalno-kulturalną. A przecież z takim człowiekiem trzeba pozostawać w rejsie. Tak się dzieje od czasu zamustrowania do zmustrowania. Józef Conrad Korzeniowski pisał w swych książkach o różnych ludziach w załodze, przytaczał i opisywał ich zachowania. Jest to z pewnością trudny problem, z którym boryka się czasem kierownictwo statku. 30 maja – pierwsza niedziela w morzu. Zrobiło się ciepło – mocno świeciło słońce. Tego dnia można już było sięgnąć do książki Marii Turlejskiej, Rok przed klęską – l września 1938 r. – 1 września 1939, Wiedza Powszechna 19655. Po kolacji wyświetlono film, jeden z pierwszych6. Był to film węgierski: Alfa – Julia i Romeo. Niby to komedia, niby farsa. Poruszono sprawy małżeństwa i współżycia. Film nie do śmiechu, nie wywalał głębszych przeżyć. Dla ochmistrza dobrą pomoc stanowił skrypt w języku angielskim z bogatym słownictwem, zawierający podstawowe wiadomo- Wydarzenia zawarte w tym opracowaniu obrazują: pracę, czas wolny, sytuacje stresowe, radości, smutki i kłopoty. Każdy dzień niósł coś nowego, coś czego nie można było przewidzieć. Dzień po dniu na statku, krótkie chwile na lądzie. Był to obraz życia marynarza. Życia jakże innego, od życia człowieka lądu. 2 Sprawę wyjaśniano (nie są mi znane uzgodnienia). 3 W tym czasie marynarze zamawiali różne towary, przedstawiciel firmy notował. Ile było zamówień tyle było paczek, każda miała swojego adresata. Zamawiano różne dobra, w zasadzie były to towary, których w tym czasie w kraju nie było. Były to cienkie płaszcze, koszule, różnego rodzaju sweterki, odzież damska, materiały dobrego gatunku, ale też piękne w kolorze. Zamawiano też różną drobnicę. Tempo było szybkie, bo statek tylko zwalniał. 4 Dział Hotelowy w ciągu dnia miał liczne obowiązki, dopiero wieczorami można było organizować różne imprezy. 5 Autorka Maria Turlejska na podstawie bogatej dokumentacji naświetliła tło wydarzeń politycznej dyplomacji, które swój finał znalazły podczas wybuchu II wojny światowej. 6 Morski Ośrodek Metodyczno-Informacyjny przesyłał na statki PŻM całe zestawy filmów. Zdarzało się, że filmy te były wymieniane między załogami statków stojących np. na redzie. 1 134 Nautologia 2011, nr 148 ści fachowe. Skrypt został wydany staraniem Morskiego Ośrodka Metodyczno-Informacyjnego w Szczecinie. Mieścił się on wówczas w Zamku Książąt Pomorskich. Spełniał ważną funkcję7. 31 maja – statek w kanale La Manche. Na morzu lekka mgła, świeci słońce. Jest jednak dość chłodno. Z rufy głęboko zanurzonego statku widać liczne zanieczyszczenia tafli wodnej. Aż dziw bierze, skąd tyle najrozmaitszych odpadków. Widziało się przegniłe belki, resztki jedzenia, przedmiot, który kiedyś był wiadrem, klepki od beczek, kawałki płótna, papieru. Resztki kartonów, coś przypominające zeschłego kota. To wszystko przemieszczało się wzdłuż burt statku. Przedmioty były doskonale widoczne. Jednakże zwykłym następstwem czasu te wszystkie nieczystości podczas sztormu będą zepchnięte w kierunku francuskich plaż. Takie zjawiska mają wpływ na niszczenie flory i fauny, ale także zanieczyszczane są wybrzeża, tereny zielone. Kraje ościenne walczą z takimi szkodnikami, ale nie jest to łatwe8. Powołano komisję, która dokonywała przeglądu pomieszczeń statkowych. Wszystko starano się odnotować, znaleziono np. sprężyny sportowe, które nie były objęte remanentem. W ówczesnym piśmie PŻM „Bryza” z kwietnia 1971 r. były zamieszczone normy żywienia załóg 9. Ale to nie wszystko. Przepisy odnosiły się też do racji dziennych i tygodniowych, a także do ich jakości i jakości10. Takie przepisy zmuszały ochmistrza do dużej uwagi, aby nie przekroczył norm i wszystkich zaleceń. Było to ważne, bo sprawa żywienia stanowiła jeden z najważniejszych tematów podczas zebrań załogi. Tutaj było czasem wiele głosów krytycznych. Oceniano kucharza, jego pomocnika i stewardów. Były to wypowiedzi nie zawsze słuszne. M/s „Chrzanów” zbliża się do stolicy Tunisu, która też nazywa się Tunis. W tym czasie zamieszkiwało ten kraj około 410 tysięcy mieszkańców. Po krótkim postoju na redzie udaliśmy się do portu Beni Saf w Afryce Północnej. I ponownie reda. Czas przeznaczono na zebranie załogi. Odbyło się ono bez zgrzytów. Był czas na różne gry, jak „Baśka”, „Kierki”, a także brydż. Czwórka brydżystów pro- wadziła tę grę w zgodnej atmosferze, bez wrzasków, przeklinania czy strofowania. Przyjemnie było patrzeć na rozgrywających11. Na statku mieliśmy jedną pasażerkę. Była to pani Alina Szargiej – żona II mechanika Jana 5zargieja. Kapitan zorganizował spotkanie towarzyskie. Oprócz niego byli: pasażerka, jej mąż, I mechanik, I oficer i ochmistrz. Kiedy mąż pani Aliny musiał iść na wachtę, to miejsce zajął steward kapitański Bednarek Ryszard. Całe spotkanie upłynęło w bardzo życzliwej atmosferze. Oprócz butelki „jarzębiaku” (wówczas była to lubiana wódka, po jakimś czasie zniknęła ta etykieta). podano kawę kawę oraz torcik wedlowski. Firma miał wówczas inną nazwę: „22 lipca, d. E. Wedel”. Mimo nazwy ówczesnego czasu nawiązywano do firmy, która zyskała sławę światową. Spotkanie przeciągało się: kuchnia przygotowała kanapki i koreczki ze śledzia. Była też szynka, szproty i grzybki. Rozmowa początkowo koncentrowała się wokół spraw grzecznościowych. Później nabrała charakteru bardzie intymnego, co wiązało się ze snuciem wspomnień z przebytej drogi na różnych statkach, ale też dotyczyło szkół morskich, zarówno w Gdyni jak i w Szczecinie. W międzyczasie do grupy dołączył motorzysta. Snuto rozmowy na temat wyboru zawodu marynarza. W rozmowie wziął udział: kapitan, I mechanik i wreszcie tenże mechanik. Wszyscy trzej byli początkowo w Szkole Jungów w Gdyni. Jeden z nich po latach doszedł do stanowiska kapitana, drugi został zamustrowany na kierownika działu maszynowego. Był I mechanikiem, trzeci pozostał na funkcji motorzysty. Chwalił sobie, bo to odpowiedzialna praca i zarobić można. Jednak z rozmowy – w której byłem tylko słuchaczem – wynikało, że żal mu jednak, że nie piął się wyżej. Na statku pięknym głosem czasami popisywał się I oficer Romuald Cebula. On to pięknie zaśpiewał tęskną pieśń: Polesia czar12. Śpiewał też inne pieśni. Był mile słuchany. Rozmowy czasami schodziły na tematy filozoficzne. Zanotowałem m.in. taką wypowiedz odnośnie zachowań: „Rzeczy wielkie można najłatwiej przeprowadzać z marszu – wprost z marszu, bez uprzedniego długotrwałego namyślania. Bowiem później przychodzą inne kłopoty związane Skrypt: Chief steward’s English, czyli język angielski dla ochmistrza był opracowany i wydany przez pracownicę PŻM mgr Helenę Suszko. Podczas rejsów np. do Kanady widywałem specjalne samoloty, które z góry obserwowały akweny wodne. Zwracały uwagę, czy czegoś się nie wyrzuca. Mogła to być np. butelka od piwa. Z samolotu wiadomość była przekazywana stacji sanitarnej. Natychmiast wypływała jednostka (była ona bardzo szybka), dopędzano statek i obciążano nieraz bardzo wysoką karą. 9 Koszty wyżywienia załóg stanowiły 8%, kosztów utrzymania statków, te zaś 56% globalnych kosztów. Dalsze 40% to tzw. koszty ładunkowe i ruchu statków, wreszcie koszty ogólnogospodarcze stanowiły około 4%. PŻM z grubsza planowało tzw. normy wartościowe, dbając o zapewnienie załogom wystarczających i odpowiednich posiłków. PŻM przyjął zasadę, że załodze winno się wydawać racje dzienne według norm bez względu na cenę oraz bez względu na ich rzeczywiste zużycie. Ustanowiono też, że za jakość i ilość prowiantu odpowiada ochmistrz i delegat żywnościowy. Oszczędności winny wynikać ze starannego zamawiania prowiantu, odpowiedniego jego przechowywania oraz podawania w określonej kolejności. Oszczędności winno się czynić zwłaszcza przy zakupach dewizowych. Zamówienia miały charakter uzupełniający, awaryjny czy interwencyjny. Wszelkie zaniedbania mogły być karane. Sprawy wyżywienia załóg na polskich statkach handlowych regulowało wówczas Zarządzenie Ministra Żeglugi z dnia 7 grudnia 1954 roku. Ochmistrz musiał przestrzegać norm ilościowych i wartościowych. 10 Racje dzienne: 400 g pieczywa różnego lub 100 g mąki żytniej i 200 g mąki pszennej. 350 g mięsa świeżego lub 6 zamienników (były one wymienione w osobnym zarządzeniu), 100 g wędliny, z tym że 2 razy w tygodniu wędlina mogła być zamieniona na te same racje sera półtłustego, 80 g cukru, 100 g masła, z tym że masło mogło być zastąpione przez smalec najwyższej jakości (do 25% przewidzianej racji), 2 jajka (mogły być podawane jako: jajecznica, omlet, jajka sadzone czy jajka na boczku. W niedzielę i święta zamiast jajek podawano zwykle parówki), owoce i jarzyny, w tropiku soki tropikalne (było też wino bardzo złej jakości. Już pod koniec lat pływania dopuszczono wino zagraniczne, kupowane za dewizy). Racje tygodniowe obejmowały różnego rodzaju ziemiopłody, w tym ziemniaki, różne kasze, w tym warzywa, mleko – najczęściej skondensowane, używki, marmolady, dżemy, powidła, owoce suszone itp., owoce kupowane w rejsie za dewizy, różnego rodzaju przyprawy. Artykuły były dostarczane przez państwową firmę „Baltona”. Na przyjęcie „Baltony” był wyznaczony czas odbioru i składowania towarów. Czasami było to kilka wozów, które przybywały pod statek w różnych godzinach. Piwo czy wodę mineralną przyjmowało się w kartonach albo w skrzynkach w dużych ilościach. Przeważnie ten towar wystarczał na rejs. Ale piwo nieraz bardzo obciążało konto pobierającego. Artykuły alkoholowe były zakazane. Tylko kapitan i kierownicy działów mieli określoną ilość na tzw. reprezentację. Ale była też instrukcja, która od „Baltony” żądała dostarczania artykułów pierwszej jakości (były to często artykuły, których nie miał rynek publiczny). Były zalecenia armatora do sposobu opakowania, przemieszczania towaru. Ale dotyczyło to też ochmistrzów i działu hotelowego, by wywiązywali się z zadań i kontrolowali dostarczane materiały. Do nich też należała rozsądna gospodarka i oszczędności. 11 Podczas gry w brydża nie zawsze jest spokojnie. Są też krzyki i wyzwiska. Dotyczą przebiegu całej gry, np. licytowania, pierwszego wyjścia. Zdarza się, że jeden z brydżystów wpada w emocje – rzuca karty i opuszcza pomieszczenie. Zupełnie inaczej przebiega gra w „kierki”. Tam jest tylko dorzucanie kart . Rzadko są awantury. 12 Utwór Polesia czar miał w wykonaniu I oficera rzeczywiście siłę i czar. Wówczas zapisałem jego interpretację: Pośród łąk, lasów i wód toni, / w ciągłej cichej życia pogoni, / żyje posępny lud. / Brzęczą much roje nad bagnami,/ skrzypi jadący wóz czasami. / Poprzez grząską rzeczkę w bród, / czasami ozwie się gdzieś łosia ryk, / albo z głębi puszczy, głuszca krzyk. / I znów ta cisza niezmącona,/ dusza śni piosnkę wymarzoną, / piękny o Polesiu sen. / Refren: Polesia czar, to dzikie knieje moczary, / Polesia czar, smutny to wichrów jęk, / gdy w mroczną noc z bagien wstają opary, / serce me drży, dziwny ogarnia lęk. / I słychać jak z głębi wód jakaś się skarga miota, / serca tęsknota wierzy w Polesia czar. Z czasem ta piosenka śpiewana była przez wielu członków załogi. 7 8 Nautologia 2011, nr 148 135 Kartagina – odwiedzona 10 czerwca 1971 z domysłami czy rozważaniami. stawianiem za i przeciw, długotrwałymi osądami. I stąd wniosek: Raz niewykorzystana okazja może się prędko nie powtórzyć. A stanie w miejscu – to jakby cofanie. W tym czasie próbowałem rzucić papierosy. Było przyjemnie chociaż na kilkanaście godzin nie brać papierosa do ust. Ale z nałogiem to niełatwa sprawa. Jeszcze upłynęło mnóstwo lat, nim udało mi się rzucić tą truciznę. Wpada mi książka o żegludze na Odrze i żegludze przybrzeżnej. Żegluga śródlądowa, która jest najtańszym środkiem transportowym w Polsce, jest bardzo w tyle w porównaniu z transportem rzecznym niemieckim czy francuskim. Stojąc na redzie, z głośników umieszczonych na wybrzeżu słychać wrzaskliwą mowę arabską. Trwały też modły arabskie. Na budowlach świątyń często słyszało się modlitewne nawoływania – gardłowe śpiewy i rytmicznie powtarzające się wersety. Następowała krótka przerwa i dalej słychać ten sam głos. Nie można się było od tego uwolnić. Nastąpił 5 czerwca. Wspaniała pogoda. Można tylko przez krótki czas pobyć na słońcu. Trzeba schować się w miejsca zacienione. Dopiero wieczorami można swobodnie oddychać. I to jest właśnie czas, gdy wszyscy – jeżeli nie mają wacht – wychodzą na zewnątrz. Ludzie zbijają się w grupki i toczą rozmowy. Są też tacy, którzy zajmują się połowem ryb, w zasadzie nie mają dobrych rezultatów. Cały czas stoimy na redzie. Wreszcie 7 czerwca o godzinie 10.00 przybywa pilot. Jest to znak, że wejdziemy do portu. Nastąpiła odprawa celno-paszportowa. Tu konieczny był bakszysz, trzeba było wręczyć go kilku przedstawicielom portu. Takie były niepisane prawa. Wreszcie załoga otrzymała pocztę od rodzin. Niektórzy cieszyli się, że otrzymali wiele listów. Ale byli też tacy, do których nikt nie napisał. Można było schodzić na ląd. W pobliżu działało kino, wyświetlono film Spartakus i jego 10 gladiatorów. Podjęto prace związane z wyładunkiem statku. 8 czerwca. Wyładunek trwał. Statek przywiózł trzy gatunki węgla, łącznie 3250 ton. Była tzw. kostka, orzech i miał. Tutejsza firma odbierająca ładunek miała następującą formę organizacji. Między burtami statku a nabrzeżem zacumowały dwa pływające dźwigi. Za pomocą dźwigów przenoszono ładunek do specjalnie skonstruowanych lejów, a dalej zsypywano węgiel wprost na platformy ciężarowych samochodów. Cała wyładunek przebiegał nadzwyczaj powolnie – trwał aż 6 dni. A przecież pamiętam, jak byłem na statku m/s „Ziemia Kielecka”, który miał około 26 tys. ton w Japonii, statek już po dwóch dniach był gotów do wyjścia w morze. W Tunisie poczyniono zakupy dewizowe. Dostarczono: 50 kg świeżego pieczywa, 50 litrów mleka. Z owoców – pomarańcze, mandarynki. Z warzyw: pomidory i ogórki. Tunis miał w tym czasie połączenia lotnicze z ważniejszymi miastami Europy – również z Polską. Była tam polska placówka dyplomatyczna13. Tunis to równocześnie zabytki. W pobliżu stolicy znajdowały się ruiny historycznej Kartaginy, dawnego miasta, które w starożytności było potęgą afrykańskiego lądu. Miasto było podporządkowane Rzymowi. Niektóre budowle lub ich fragmenty zachowały się do dziś. Długi postój statku ułatwił zwiedzanie tych zabytków. Zamieszczam niektóre widoki z tego zabytkowego miasta – widziałem je w dniu 10.06.1971. Większość wielkiego obszaru to ruiny. Zachowały się fragmenty murów obronnych. Pozostały fragmenty świątyń. Jest to jakby cudo architektoniczne, stopniowo coraz bardziej niszczejące. Na wyniosłych sklepieniach resztki barwnych fresków. Teren jest stale niszczony, pozostałe fragmenty łupione. Zaplanowana została wycieczka po Tunisie. Kilka razy odwoływana, aż doszła do skutku. Była możliwość obserwacji tego pięknego kraju. 11 czerwca nastąpiło wyjście w morze. Statek płynął wzdłuż wybrzeży na Zachód. To już Algieria. Wpływamy do małego portu Benisaf. Statek przybija do falochronu. Na redzie ustawił się inny statek PŻM tej samej serii, co nasz m/s „Suwałki”. Czynności manewrowe nastąpiły z niedzieli na poniedziałek. Statek złapał tzw. dzień wolny, który się liczy i za taki dzień otrzymywało się dzień wolny na lądzie. Godzina 10.00 – cumujemy przy nabrzeżu. Jest to mały port z wysuniętymi w morze falochronami. Za nim przylepione jest miasto. W godzinach wieczornych przybyło na statek dwóch rosyjskich inżynierów, pracujących jako specjaliści w podmiejskiej kopalni. Z tej okazji toczyły się rozmowy polsko-rosyjskie. Mimo różnic ludzie porozumiewali się. Po wizycie nastąpiła rewizyta i w ich domach dużo śpiewów, dużo wesołości. Był jeszcze spacer, kąpiel w morzu i inne atrakcje. 14 czerwca. Na statek przybyła szalupa z członkami załogi statku m/s „Suwałki”. Toczą się wzajemne rozmowy. Z tego statku przez radio UKF zapytują, czy można dokonać przerzutu ziemniaków. Odpowiadam, że my też jedziemy na „resztkach”. Pytają też Do Tunisu można było z Polski polecieć samolotami LOT-u do Sofii w Bułgarii. Tu się przesiąść i samolotami bułgarskich linii lotniczych osiągnąć Tunis. Lekarz czy psycholog, jeśli chce zrozumieć człowieka, musi przejść również własną psychoterapię, bo inaczej nigdy nie zrozumie, ani nie odpowie na pytanie, co to jest psychoterapia. Nerwica jest chorobą zadaną często przez ludzi i trzeba ją przez ludzi leczyć. Dr Malewski mówił o swojej metodzie leczenia za pomocą terapii grupowej: „Sam fakt, że ludzie mówią otwarcie o swoich problemach, będąc w grupie, a nie zamęczają siebie długotrwałym milczeniem i rozważaniem np. porażek – ma znaczenie lecznicze”. Niektórzy mówią, że dobrze jest „raz pogłaskać, drugi raz zganić”. Odnosząc się do sytuacji statkowej – odpowiednie podejście do ludzi ma wpływ na atmosferę, co przekłada się na pracę i życie. Dotyczy to zwłaszcza kierowników działów statkowych, którzy winni kontrolować prace powierzonego zespołu, ale jak trzeba chwalić i wynagradzać choćby dobrym słowem, gestem lub innymi formami nagród. 15 Sprawy bezpieczeństwa na statku wymagają, by wszystkie przedmioty były na właściwych miejscach i umocowane. 13 14 136 Nautologia 2011, nr 148 o inny prowiant. To co było w zapasie, można było wymienić. Jest czas, że można się zapoznać z dostarczoną prasą. Czytam „Politykę” nr 21/22.V.71. O nerwicy ekonomicznej. Jest to rozmowa z dr Janem Malewskim, twórcą Ośrodka Leczniczego Nerwic. Ciekawe były jego wypowiedzi14. 15 czerwca. Czas poświęcony na sprzątanie rejonów. Tu nie może być zaniedbań. Wszystko na statku musi być uporządkowane. Tego wymaga bezpieczeństwo żeglugi15. Na statku panował zwyczaj, że na tydzień układany był jadłospis. Był przy tym ochmistrz, delegat żywnościowy, szef kuchni, a jeśli na statku był lekarz, to także i on. Planowanie spełniało ważną rolę. Chodziło o to, by posiłki były podawane zgodnie z normami, ale także były urozmaicone. Ważna była też ich obróbka i nie bez znaczenia także podanie. Wcześniej już wspomniałem, że sprawy posiłków to jeden z głównych tematów zebrań załogowych. Wypowiedzi nie zawsze są właściwe, ale problem pozostaje i nie moż- Widok portu Benisaf na go było lekceważyć16. Członkowie załogi obchodzili rocznice urodzin, imienin czy innych wydarzeń. Wówczas mieli swoje święto, obchodzone najczęściej w kabinie. Taka okoliczność była okazją, by wyprosić u kapitana jakąś butelczynę. Czasami usiłowania były skuteczne. Jeśli nie, „imprezę” zastępowało piwo. Piwo pobierano od ochmistrza całym kartonem. W „imprezie” najczęściej brali udział ludzie ze sobą zżyci – dobrzy koledzy. 16 czerwca. Na statku wyświetlono film Gang Olsena. Był też dodatek: PRL w 25-lecie istnienia. 17 czerwca. Odbyło się zebranie załogi. Poruszono problem współzawodnictwa pracy. Wypowiedziano się na temat mleka, które według niektórych było zbyt kwaśne. Wypowiedziano się też na temat tzw. „nocnych porcji”. Podjęto decyzję w sprawie malowania kuchni, a także sanitariatów. Inny temat – to wymiana saturatora (sprawa ważna po przybyciu statku do kraju). Zebranie było burzliwe. Na temat „żarcia” było wiele wypowiedzi. W morzu wy- żywienie zgodnie z normami było bardzo dobre. Ale nie wszystkim można było dogodzić. 18 czerwca. Wyświetlono film, który został pobrany ze statku m/s „Suwałki”. Był to film Łowca zwierząt. 19 czerwca. Szef kuchni podczas gotowania wylał sobie na nogi wrzątek. II Oficer (do którego należały sprawy sanitarne) udzielił pomocy17. 20 czerwca. Niedziela przed krajem. Szereg prac papierkowych. Trzeba było przygotować dokumenty, różnego rodzaju pisma i sprawozdania. Goniły terminy. 21 czerwca. Statek na Bałtyku. O godzinie 14.30 statek podchodzi na redę w Świnoujściu. Postój o godzinie 20.00, statek cumuje przy Hucie Szczecin. Zamówienie „Baltony”. 22 czerwca18. Prace statkowe. 23 czerwca. Konieczność pozostawania na statku wobec licznych prac i czynności, które wymagają obecności na burcie. Zdawanie brudnej bielizny. Wydawanie bonów baltonowskich załodze. Rozliczenie się z różnych opakowań. Zamawianie ubrań roboczych. Rozmowy telefoniczne z działem głównego intendenta. Nadzór nad dostawami różnych materiałów na statek. Drobne naprawy w dziale hotelowym. 24 czerwca. Na statku mimo wykonywania czynności zawodowych, każdy usiłuje wygospodarować czas dla siebie. Skontaktować się z rodziną, jeśli to możliwe oczekiwać jej na statku. Ale są też zmustrowania i zamustrowania innych osób. 25 czerwca. Na ten dzień, na godzinę 22.00 wyznaczono tablicę wyjścia w morze. Po rozmowie z Zarządem Portu w Szczecinie przesunięto wyjście na 24.00. Do tego czasu trzeba było przyjąć pozostałe ilości towaru z „Baltony” i skończyć tę czynność o godzinie 19.0019. W rzeczywistości przesuwano tablicę wyjściową. Dopiero 26 czerwca o godzinie 14.00 do burty podpłynęła motorówka i odbyła się formalna odprawa. Przedstawiciel Wojsk Ochrony Pogranicza sprawdził listę załogi, kontrolował książeczki żeglarskie. Na dokumencie w odpowiednim miejscu przybił pieczęć i złożył podpis. Swoje czynności wykonał też przedstawiciel Urzędu Cel- Wydawanie posiłków, ich ilość i jakość to częsty temat wypowiedzi. Na statku była apteczka, była w niej maść przeciw oparzeniom. Oparzenia spowodowały, że w praktyce statek płynął bez kucharza. A popularnie mówi się, że na statku są dwie najważniejsze osoby: kapitan i kucharz. 18 Z Gdyni przybyła żona. To tak, jakby przybył cały dom. 16 17 Nautologia 2011, nr 148 137 Kanał Kiloński nego. Po tej kontroli o godzinie 15.00 statek wypłynął w morze. Tym razem portem, do którego statek zmierzał, miał być port Talbot. Rejs w przybliżeniu miał trwać 10 dni. 27 czerwca. Przypadła niedziela. Statek zbliżył się do śluzy Brunsbüttelkoog. Krótkie przycumowanie w śluzie. Przybył pilot, a także sternik. Statek posuwał się wolno, bardzo wolno. Statek płynął Elbą i po jej pokonaniu wyszedł na Morze Północne20. 28 czerwca. Sprzątanie rejonów na całym statku. W jednej z kabin nie doszukano się koca, który znajdował się w inwentarzu. 29 czerwca. Dzień Święta Morza. Zmianie uległy posiłki – na świąteczne. Główne uroczystości statkowe odbyły się po godzinie 15.00 w mesie załogowej. Kapitan po krótkiej przemowie złożył załodze okolicznościowe życzenia i członkom załogi, którzy mieli co najmniej 10 lat nienagannej pracy, wręczył medale 20-lecia Polskiej Żeglugi Morskiej. Do odznaczeń ustawiło się kilka osób. Byli to kapitan, kierownicy działów, bosman, starszy marynarz i motorzysta. Medal był starannie wykonany. Na medalu był odbity zarys statku m/s „Manifest Lipcowy” (był to wówczas największy statek). Z drugiej strony widoczny był symbol Polska Żegluga Morska”. Tego dnia kapitan zezwolił na dwie lampki wina i słodycze. Kuchnia statku przygotowała urozmaicone posiłki Były opowieści i śpiewy. Dzień ten wyróżnił się od tych szarych i ponurych. Kończył się miesiąc i było mnóstwo pracy papierkowej. 30 czerwca. Płyniemy dalej, do portu jest coraz bliżej. Przypadł czas wydania cytryn. Zgodnie z normą wydano 21,5 kg cytryn. 1 lipca. Na statku duże podniecenie. Nikt nie chce wracać do kraju z pustymi rękami. Chcą przywieźć coś dla rodziny. 2 lipca. Drugi dzień postoju. Tego dnia mało kto śpi. Tablicę wyznaczono na godz. 1.15. Statek wyładował blachę walcowaną. Był gotowy do wyjścia w morze. 4 lipca (niedziela). Statek w morzu. Opadła gęsta mgła. Statek posuwa się wolno naprzód. Dostrzeżono zjawisko świecenia się planktonu. Jeszcze wspomnienia z portu Talbot na walijskim wybrzeżu. Jest tam słynna huta żelaza, podobno największa w Europie. Z uwagi na silne przypływy, do portu można się dostać tylko przez śluzy. Jedna jest taka, że nasz statek – w zasadzie mały – ledwie się w niej zmieścił. Aż dziw brał, jak Anglicy w śluzie umieszczali statek, który po przeciśnięciu się mógł wyładować ładunek. Spodziewano się że statek pobierze z tego portu ładunek. Jednak płynął pod balastem. W tym porcie większość mieszkańców żyje z miejscowej huty. W mieście raczej niska zabudowa, domki w zasadzie jedno-, dwupiętrowe. Sklepy bardzo dobrze zaopatrzone, estetyczne urządzone, jednak dla nas drogie. Są tam różnego rodzaju lokale: rozrywkowe „Casino-Club”, ale za wstęp trzeba było zapłacić 10 szylingów. Mieszkańcy w większości używają języka walijskiego, który się różni od angielskiego. W miasteczku dostrzega się sporą liczbę kościołów, każdy inny. Są to kościoły anglikańskie, protestanckie, a także armii zbawienia, adwentystów i inne. Statek na kursie miał Kopenhagę. Byłem w niej już w poprzednich rejsach. Pływałem wtedy na statku s/s „Pstrowski”. Statek szybko wyładowywał węgiel i wracał najczęściej do Szczecina. I tak w koło. Z przedsiębiorstwa zawiadomiono nas, że z Kopenhagi będziemy mieli gości. Popłyną trzy panie. W rzeczywistości wracała tylko jedna. Z zawodu była dekoratorką, przewoziła oprócz bagażu ręcznego żelazny piec. Miał on ponad dwa metry wysokości. Piec był rozbierany, składał się z mnóstwa części. Główna część to kadłub, były też fajerki, drzwiczki, ruszty, części ozdobne dopełniały całości. Piec umieszczono w biurze pokładowym. Pasażerka dbała, by jej całe „chaziajstwo” w sztormie się nie rozpadło. Prawdziwy cyrk był z jej karmieniem. Nie zje jajek, bo ma po nich zgagę, nic pieczonego, bo jest na diecie, jeśli ser, też nie – może być twarożek, ale nie może być ze śmietaną. Kilka razy zmieniała zamówienie. W końcu przyniosła sobie coś, co wcześniej kupiła na lądzie, zjadła chleb z masłem i wypiła herbatę. Miała wysiąść w Szczecinie, dokąd statek płynął. W tym czasie każdy już poczynił zakupy21. 10 lipca. Przyjazd do kraju. Zamówienia w „Baltonie”. 11 lipca. Niedziela w kraju. „Baltona” dostarcza: warzywa i owoce. Podczas dostawy doszło do wypadku. Pracownik reprezentujący „Baltonę” włożył rękę między burtę a chwytak. Doznał skaleczenia. Kierowca samochodu przewiózł go na pogotowie. Dostawa odbywała się na raty. Było nieco czasu, by zorganizować sobie czas na lądzie22. W tym czasie odbywał się Festiwal piosenki w Kołobrzegu. Ten festiwal jest chętnie słuchany. Jest na nim dużo bardzo ładnych piosenek wojskowych. Na skutek przesunięć wyjścia statku w morze, była okazja spędzenia czasu na lądzie. Do pożegnań zostały godziny. Kanał Kiloński (Nordostseekanal) jest to najkrótsze połączenie morskie między Morzem Północnym przy ujściu Łaby a Bałtykiem. Długość kanału 99 kilometrów, trzy śluzy, przejście kanału zabiera wiele godzin, bowiem statki poruszają się bardzo wolno. Do kanału przylega wiele miast i osiedli. Z burty statku przyjemnie jest oglądać linię brzegową wraz z wysoko zawieszonymi mostami. 21 Pasażerka powiedziała autorytatywnie, że zdjęcie całego bagażu powinno się odbyć przy pomocy załogi. Dzwoniłem do Głównego Intendenta. Otrzymałem odpowiedz: że trzeba jej w tym pomóc. Po wyniesieniu bagaży, w tym dużego pieca, wszyscy odetchnęli, bo pasażerka wraz swoim bagażem była poza statkiem. Pomyślałem, a co by było, gdyby taka pasażerka płynęła aż do Australii? Załoga przywiozła do kraju różne chodliwe rzeczy. Dotyczy to również mnie. Ale dla swojego małego syna przywiozłem ozdobne pudełko z zajączkiem i sygnaturką. Te wszystkie towary trzeba było wpisać do deklaracji celnej. Zdarzały się sytuacje dokładnej kontroli, czy nie ma nadwyżek w posiadanym towarze. Celnicy uważali że to jest przestępstwo i wymierzali różne kary. Tu trzeba dodać, że wówczas bardzo chłonny był nasz rynek na towary zagraniczne. Współcześnie to zjawisko się zmieniło bo towary pojawiły się na polskim rynku, albo je można kupić wyjeżdżając bez problemów do krajów Unii Europejskiej. 22 Na lądzie w tym czasie było wiele imprez. 19 20 138 Nautologia 2011, nr 148 12 lipca. Statek wyszedł w morze. 13 lipca. Statek na Morzu północnym. Można teraz nieco wypocząć. Dały się odczuć nieprzespane noce, zwłaszcza, że wyjście statku było w późnych godzinach nocnych. 14 lipca. Wykonywanie rozliczeń. Tabela artykułów pobranych z kantyny. Zestawienia artykułów zużytych. Ilość zapasów. Listy załogi dla portu w Irlandii. 15 lipca. Dalszy dzień rozliczeń, bosman przydziela pracę dejmanom. Oni nie pełnili wacht morskich. Mogli wykonywać prace zlecane przez kierownictwo statku. 16 lipiec. Na statku przeprowadzono dwa alarmy: alarm szalupowy i alarm pożarowy. Na ten czas statek stanął w dryfie. 17 lipca. Rano przybył na burtę celnik. Odbyła się odprawa. Statek stał na redzie. Kapitan zezwolił na urządzenie wycieczki na ląd, popłynęło 10 osób. Taka jazda pozostawiły niezatarte wrażenia. Przypadkowo dowiedziano się że w pobliżu, jakieś 8 mil Limerick nad rzeką Shannon mieszka Polak, który prowadzi restaurację. Część załogi pojechało tam autobusem miejskim. Okazało się, że stępuje uczciwie, to człowiekowi nie wierzą. a podejrzewają tylko tego dnia żaden autobus już nie jedzie. Pozostało wracać, około 15 zło. A to może być na opak”. Autor przytoczył też ciekawą historię. kilometrów. Ale na szczęście zabrał nas innych samochód. Byliśmy Na skorupce jajka napisać piórem zamoczonym w esencji octowej na miejscu 23.45. Byliśmy głodni. Na lodówce były nocne porcje. jakiś cytat. Gdy „atrament” wyschnie, na jajku nie będzie żadnego 18 lipca. Stoimy na kotwicy. pięknie świeci słońce. Rozgrywane śladu. Teraz można jajko ugotować na twardo – pozostanie czyste. są gry karciane. W ręce trzymam klucz od kabiny. Podczas licytacji Gdy obrać je ze skorupki, na białku odbiją się litery. Wywiad tę upuściłem klucz, który spadł na blat. Natychmiast jeden z mary- metodę stosował podczas I wojny światowej24. narzy podniósł go. Nim zdążyłem dolecieć do kabiny, on już był Irlandia jest wyspą najdalej wysuniętą na zachód Europy. Cały w środku. To znaczyło, że chce się dostać po butelkę alkoholu. Tym kraj podzielony jest na historyczne prowincje: Ulster, Munster, Lerazem się udało. Ale czynione są różne podchody, by wyłudzić inster i Connacht. Irlandia ma ciekawą historię, literaturę i sztukę. „procentowy” towar. Na statku pijaństwo jest karane. Ważnym źródłem dochodu jest turystyka. Irlandia Północna to Jesteśmy już w irlandzkim porcie Limerick. Jest dogodny czas, osobna prowincja, należąca do Anglii. by zwiedzić ten port (większość członków załogi jest w Irlandii po 25 lipca. Powrót do kraju. Pogoda urozmaicona, krótkie okresy raz pierwszy). W czasie wolnym porządkuję dokumenty. Do portu słońca, rzęsisty deszcz. Weszliśmy w mgłę. Na stanowisku ochmiLimerick można wpłynąć tylko pokonując śluzę. Nie jest ona zbyt strza tysiące ludzkich spraw. Zapytania, prośby i odmowy. W tym długa. Nasz statek jeszcze się mieści. Statki duże tu nie wejdą. Pły- wszystkim trzeba mieć dużo taktu. Nie można sobie ludzi zrazić. nie się wśród pól, łąk i lasów. Przed miastem rzeka jakby się zała- Przed nami znowu Kanał Kiloński. Wydawanie załodze zgodnie muje. Trzeba dużej zdolności, by nie osadzić statku na brzegach. z normami: cytryn, sorbowitu i mydła. Trzeba też w jadłospisach 21 lipca. Do tego portu przybyliśmy z węglem. Stajemy przed uwzględniać należną normę warzyw i owoców. dwoma dźwigami, podobnie jak w Tunisie. Tu tempo wyładunku 26 lipca. Wyjście ze śluzy. jest znaczne. 27 lipca. Godzina 10.30 – przyjście do Szczecina. Bieganina, 22 lipca. W Polsce to Święto Odrodzenia, tu normalny dzień załatwianie wielu spraw. Dostawa „Baltony”, realizacja zamówień: pracy. Jedynie nasza kuchnia przygotowała świątecznego kurcza- 4 butle CO2 po 50 kg i zdjęcie starych butli, zamówienie pralni, naka. Był też tatar i faworki. Notowano duże zużycie piwa. Odbyło się prawa wirówki, robot do kuchni, wysłanie poczty, wypłata bonów zebranie załogi. Omawiano sprawy: wymiany wirówki do bielizny, baltonowskich załodze itp. wymiany butli do saturatorów. Poruszono też sprawy żywienia 28 lipca. Tablicę wyjściową wyznaczono na godzinę 0.00. Przei gospodarki kantynowej. Była też i taka sprawa, jak możliwość za- sunięto ją na 2.00. Kolejne przesunięcie. kupu w „Baltonie” kożuszków zakopiańskich. Po zebraniu trzeba 29 lipca. Nowa tablica wyjściowa na 8.30. Na burcie 28 członbyło poświęcić czas licznym dokumentom23. ków załogi i trzech pasażerów, płynie syn radiooficera i dwóch 23 lipca. Wyświetlono bardzo dobry film: Siedem razy kobieta. marynarzy niemieckich. Zbyt długo pozostawali w knajpie, ich Czytam też książkę Konstantego Badigina, Na zatopionym okrę- statek odpłynął, trzeba ich było dostarczyć do śluzy w Kielu. O gocie (Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1968). Na stronie 20 są takie dzinie 16.00 I elektryk dostrzegł wydobywający się dym, zaczęła sformułowania: „Noc jest matką rozwagi”, a także „Kiedy się po- się pospieszna lokalizacja ognia. Okazało się, że II mechanik spał Chociaż z nazwy należy wymienić te dokumenty: duża płachta pobranych towarów złotówkowych i dewizowych; zestawienie spirytualiów; protokół strat; inwentarz (zestawienia miesięczne); przychód materiałów; zlecenia zdjęcia materiałów; raport dni wolnych; wykaz materiałów niebezpiecznych; lista zaliczek kantynowych; rozliczenie czasu pracy; remanent prowiantu; druki i blankiety firmowe; wykaz liczby żywionych; wykaz rachunków; listy załogi statku; listy kantynowe; dowody pobrania kantyny, w tym piwa; protokół konieczności zakupów; kwity – dowody wpłaty; rozliczenie odzieży roboczej; rozliczenie opakowań; dowód przerzutu między statkami; lista pasażerów. Te dokumenty w zależności od potrzeb należało wypełniać w podanym w instrukcji terminie. 24 Autor w swej książce opisał, jakimi właściwościami winien się cechować człowiek: mieć dobrą pamięć, być wytrzymałym, spostrzegawczym, posiadać umiejętność panowania nad sobą. 23 Nautologia 2011, nr 148 139 ale dziecko jest martwe. Mężczyzna wraca do swej żony. Był to film dyskusyjny i miał swoją wymowę. 5 sierpnia. W dalszym ciągu strajk. Ludzie z hotelu przystąpili do mycia szotów. Przybywają handlarze. Na statku można się zaopatrzyć w płyty gramofonowe z nowoczesną muzyką. Z uwagi na zakaz wyjścia na ląd, część członków załogi łowi ryby. stosując metodę ustawiania na burcie butelki, gdy butelka spadła, był to znak dobrego połowu. 6 sierpnia. Robotnicy przystąpili do pracy ale po kilkunastu minutach ją przerwali. 7 sierpnia. Wreszcie Urząd Celny dał zgodę na wydanie 300 sztuk papierosów. Rozdano je pomiędzy palaczy. Mimo soboty podjęto wyładunek. Po wyładunku, statek znów w morzu. Na ścianach domów wisiały różne napisy jak: Belfast pozostanie protestanckim i rok 1670. 9 sierpnia. Morze Północne. Z przedsiębiorstwa dociera informacja, że następnym Belfast – miasto zbudowane w szkockim stylu przez rodzinę Shafi (1870) portem będzie Port Talbot w Anglii. Wejście w kabinie i nie zgasił papierosa. Zajęło się ubranie robocze. Mogło do kanału. Dociera informacja o zmianie kursu walut. Powoduje to to być groźne dla statku i załogi. (Zdarza się, że ludzie niewyspani, konieczność rozliczeń odnośnie zakupu towarów dla dostawcy. 11 sierpnia. Statek pływa do Szczecina. Kieruje się na nabrzeże nie zważając na groźne następstwa, mogę doprowadzić do sytuacji jak w powyższym przykładzie). Statek w śluzie. Zjawia się dwóch „Was”. Załadunek blachy walcowanej. 12 sierpnia. Krótki postój statku w porcie. Załatwianie wielu policjantów i zabiera niemieckich marynarzy. II mechanikowi odformalności. czytano zapis z dziennika okrętowego. 13 sierpień. Informacja o dostawie „Baltony” w godzinach 31 lipca. Ostatni dzień miesiąca. Mnóstwo papierkowej pracy. W godzinach 17.45 i 20.00 wyświetlono czechosłowacki film Skarb przedpołudniowych. Faktycznie odbyła się o godzinie 17.30. Oczekiwanie uniemożliwiło wyjście na ląd. Przed północą zapowiebizantyjskiego kupca. Film przyjęto bez uwag. 1 sierpnia. Czytam dalsze fragmenty książki Na zatopionym dziano wyjście statku w morze. 14 sierpnia. W kolejnym rejsie. Wyjście w morze to zerwanie okręcie. Tutaj autor Konstanty Badigin dał ciekawą charakterystywięzów z rodziną. To jakby dni samotności w tłumie. kę marynarza (s. 327)25. 15 sierpnia. Przejście przez kanał. Zdanie pilota. Żegluga przez Przeprowadzono lustracje statku. przegląd dotyczył wielu pomieszczeń statkowych, kabin załogi, kuchni i magazynów . Wyda- Morze Północne. Silny sztorm. Wszystko co ruchome a niezabezpieczone wywołuje różne dźwięki, część się tłucze i stanowi zagrono polecenia porządkowe. 2 sierpnia. Statek w Belfaście. Część załogi udała się do miej- żenie dla nóg, w tych okolicznościach trudno jest czytać26. 16 sierpnia. Zebranie załogi. Omówienie nowego Regulaminu scowego domu marynarza. Muzykę odtwarzano z płyt. ZapoznaPracy i Zakresu Obowiązków na wszystkich stanowiskach pracy. no się z polską rodziną tam mieszkającą. 3 sierpnia. Przerwano wyładunek. Elektrownia strajkowała. W piśmie „Polityka” ukazał się artykuł: W swoim światku o środoDały się słyszeć wybuchy wystrzałów. W mieście widziało się domy wisku marynarskim. Artykuł z pewnością dyskusyjny. 17 sierpnia. Statek pokonuje kanał La Manche i wpływa na Mozupełnie wypalone. W mieście dużo wojska. Na ulicach patrole z bronią maszynową. Pod koniec dnia znowu przyjazd miejscowe- rze Północne, kierując się na północ. Nawigatorzy zapowiadają, że go Urzędu Celnego. Zliczanie alkoholu i papierosów. Przekrocze- na redę wpłyniemy w godzinach rannych. 18 sierpnia. Statek w Port Talbot. Wyładunek blachy. nie ilości tych towarów w porównaniu z zadeklarowanymi-groziło 19 sierpnia. Wyładunek dobiega końca. Spadł obfity deszcz. wysoką grzywną, którą trzeba było zapłacić na miejscu. Palaczom brakowało tytoniu. Za dodatkowe otwarcie buntu pobierano do- Wyładunek przerwano. Pozostało jeszcze kilkadziesiąt rolek blachy. Postój spowodował, że marynarze grupkami udawali się na datkową opłatę. 4 sierpnia. W Belfaście w dalszym ciągu strajk. Na statku nor- miasto. Odwiedzano sklepy. Nie można było kupować „tego, co malne zajęcia. Kapitan wydał ostrzeżenie przed wychodzeniem na leci”, jednak wybierano towary tańsze i przydatne. Nad portem ląd. Wieczorem wyświetlony został film pt. Historia jednego mał- gęsta mgła, nie jest to czas na zwiedzanie. Wreszcie wyładunek zażeństwa. Ten fiński film opisał dzieje małżeństwa. On spawacz, kończono, ale trzeba było czekać na „wysoką wodę”. W zasadzie ona urzędniczka – są razem. Z czasem on dostaje pracę w innym wyjście w morze mogło się odbywać albo w godzinach rannych lub mieście. Kobieta jest sama. On poznaje inną kobietę. Żona rodzi, późno-popołudniowych. Marynarza nie można porównać np. z lotnikiem. Lotnik poświęca samolotowi godziny, marynarz całkowicie oddaje się statkowi. Całe życie przemija mu na pokładzie, w maszynowni czy na mostku, z dala od rodziny i bliskich. Wstępuje na statek jako młody człowiek, a schodzi na emeryturę jako zaawansowany wiekiem. Nie każdy to wytrzymuje. Część się załamuje i schodzi ze statku. Autor postawił pytanie. Kim chciałbyś zostać, gdyby wypadło ci znów zaczynać życie? Odpowiedzi, było ich najwięcej, zostałbym znowu marynarzem. Choć na morzu sztormy, huśtawka na fali, nieprzewidziane sytuacje wymagające maksymalnego wysiłku, a także odpowiedzialność za życie ludzkie i statek. 26 Wpadła mi w ręce gazeta „7-my głos tygodnia”, a w niej artykuł brata Andrzeja Sitka Młodzi na „Craterze”, opisujący życie na trawlerze przetwórni „Crater” z gdyńskiego przedsiębiorstwa „Dalmor”. 25 140 Nautologia 2011, nr 148 20 sierpnia. Wyświetlono dwa filmy, czechosłowacki Biała Pani i polski Jak być kochaną z Barbarą Krafftówną 27. Kapitan otrzymał potwierdzenie, że następna podróż będzie trwała w granicach dwóch miesięcy – będą to nowe porty. Po przybyciu do polskiego portu mogą być liczne zmustrowania. I słyszy się opinię, że niektórzy chcą wrócić na „swój statek”, czyli m/s „Chrzanów”. Trudno to przewidzieć. Mustrowanie zależy od decyzji kadr. Kolejny statek może być „niewiadomą”. 21 sierpnia. Sobota, porządkowanie pomieszczeń statkowych przed przeglądem. 22 sierpnia. Na Bałtyku zimno, sztorm, statkiem rzuca. 23 sierpnia. Sztorm nasilił się. Statek według planu w godzinach rannych miał stać w porcie polskim. Rzeczywiście znajdował się w pobliżu Arkony. Dopiero w późnych godzinach wieczornych pojawił się na redzie Świnoujścia. Przez UKF zamawianie „Baltony”, pralni i pozostałego zaopatrzenia. 24 sierpnia. Przeholowanie statku i dojście do nabrzeży przy Wałach Chrobrego w Szczecinie. 25 sierpnia. Na statku zdarzył się incydent spowodowany wprowadzeniem kobiet bez przepustki. Przeprowadzono przez armatora kontrolę działów statkowych. 26 sierpień. Wyznaczono wyjście w morze na godzinę 22.00. Były konieczne prace związane z odprawą statku: zamknięcie musteroli, blind listy, zebranie książeczek żeglarskich. Po tych czynnościach rzeczywiste wyjście w morze nastąpiło o godz. 23.00. Statek oddalił się od nadbrzeży. Rozpoczął się następny rejs. Rejs, jak zapowiedziano, znacznie dłuższy. Po różnych lądowych sprawach, dużego tempa, nowy rejs wprowadził ład. Wszystko wykonywało się w określonych godzinach. Stałe godziny posiłków, praca na określone wachty lub tzw. praca na dejmance, też określony czas pracy, ale także wyznaczenie czasu pracy w zależności od potrzeb statkowych. Mogło to dotyczyć pracy zarówno w dzień jak i w nocy. 28 sierpnia. Statek kieruje się do fińskiego portu Kotka. Kapitan zarządził alarm szalupowy. 27 sierpnia. Niedziela, godz. 8.00 – wejście do portu Kotka. O godzinie 13.00 tuż obok zacumował bliźniaczy statek z serii miast – m/s „Piotrków Trybunalski”. Możliwość wzajemnych odwiedzin. Część załogi udała się do miasta. Ustawicznie panowała mżawka. Ze statku „Piotrków Trybunalski” pobrano filmy: Adolf, Niezwykłe przygody młodego Bohaczka i Święta wojna. Na naszym statku niektóre filmy przegrano i zwrócono. Wzajemnie pożyczyliśmy zestaw filmów już przegranych. 28–30 sierpnia. Postój w Kotce. 31 sierpień. Godzina 17.45 – statek odcumował i skierował się do drugiego portu fińskiego w Haminie. Tam miał być załadowany drewnem. Finlandia – kraina tysiąca jezior – urzekła swoim pięknem. Domy tonęły w zieleni. Na ulicach spotyka się uprzejmych ludzi. Nawet kierowca autobusu, jadąc w deszczu, zatrzymał się przed kałużą, aby nie ochlapać przechodniów. 1 września. W Haminie rozpoczęto załadunek drewna. Wokół lasy, w nich pełno grzybów. Wielu zbiera je i suszy. Wokół roznosił się zapach suszonych grzybów28. 3 września. Statek w Zatoce Botnickiej. Lekkie kołysanie. 4 września. Wypływamy na szersze wody. Robi się coraz cieplej. 5 września. Po opuszczeniu Finlandii, kierowaliśmy się do Szwecji. Przybywamy do portu Helmsund. Po raz pierwszy niedzielę spędzamy na lądzie, wcześniej niedziele przypadały w morzu (choć będąc w polskich portach i te się zdarzały). Wydałem dodatki w naturaliach (cytryny, szare mydło i proszki do prania). Część załogi w czasie wolnym Statek zaopatrzono w wiele filmów. Film Jak być kochaną był omawiany przez członków załogi. Według scenariusza miłość to wzajemne przyciąganie kobiety do mężczyzny. Jeśli tego nie ma, żadne zabiegi nie są w stanie pokonać bariery obojętności między stronami. Może być tak, że mimo przebywania pod jednym dachem ludzie mogą być sobie obcymi. 28 Przy grzybach przypomina się takie zdarzenie. Wielu marynarzy zabiera z kraju dość duże ilości suszonych grzybów. Są one często kupowane w krajach skandynawskich. Takie przewozy znane są celnikom. Natomiast budziło wielkie zdziwienie, gdy odwrotnie – grzyby suszone przywożono do kraju. 27 Nautologia 2011, nr 148 141 udała się promem do miejscowości Obola. Można tam było uczynić drobne zakupy. Udany był spacer wśród zieleni, drzew liściastych. Pobyt w takim otoczeniu był dobrym „przerywnikiem”, bo powrót na statek to wykonywanie czynności znaczonych pracą i czasem wolnym. Dni są podobne do siebie. 6 września. Załadunek na ukończeniu. Załadowaliśmy określoną partię wysokogatunkowego drewna. Duże przestrzenie w ładowniach były wolne. Świadczyło to, że będą jeszcze pobierane inne ładunki. Jeszcze pod statek podjeżdża samochód wyładowany prowiantem i innymi towarami. Przyjmujemy warzywa i owoce. O godzinie 14.00 zjawia się pilot i urzędnik, który stempluje dokumenty. Statek odbija od kei. Płynie do innego portu szwedzkiego Lungvik. 7 września. O północy cumujemy przy kei. Noc przebiega spokojnie. 8 września. W godzinach rannych przybywa na statek czarna brygada. Zapoznając się z dokumentami statkowymi, dokonują szczegółowej rewizji. Nie stwierdziwszy nic godnego protokołu opuszczają statek. W pobliżu znajduje się papiernia. Pracuje w niej m.in. trzech Polaków, oni odwiedzają nasz statek. Toczą się przyjemne rozmowy. Mają bardzo dobre samochody marki „Volvo”. Znajdują się tu wielkie wzniesienia – dla tych samochodów to nie problem. (W tym czasie w Polsce rynek samochodowy stawiał dopiero pierwsze kroki, popularne były różnego typu motocykle). Tutaj widziało się fiordy z zatokami. Nocą tysiące świateł, szczególnie oświetlony był teren papierni. Do dużej atrakcji należało przejechanie przez oryginalny most. Narysowałem go, pod przęsłami był nasz statek. Dowiedzieliśmy się, że most runął podczas budowy i trzeba było budować go jeszcze raz. Most robił wrażenie. Na tabliczce przed wjazdem wypisano informację, że most ma tysiąc metrów długości. Samochód z trudem wspina się na szczyt, po osiągnięciu środka po pochyłości opada w dół. Taką konstrukcję bardzo rzadko się widuje. Na trasie następny port Umea. Tam wzgórza i łąki. Na statek przybywa Polak, który tam pracuje. Mówił, że jak ma tylko okazję, przyjeżdża do kraju. Jego żona Szwedka i dzieci uczą się języka polskiego. 142 9 września. Wycieczka szalupą do miejscowości Kramfors. Po obiedzie kapitan zarządził alarm szalupowy – po krótkim instruktażu spuszczono szalupę. Część załogi i wszystkie pasażerki pod kierunkiem II oficera Andrzeja Lama udały się do miejscowości Kramfors. Wycieczka wróciła na statek o godzinie 19.00 i dostarczyła niezapomnianych wrażeń. Po drodze były fiordy, wysokie, nagie skały. Załadunek trwa. Zorganizowano drugą grupę osób, która jeszcze nie brała udziału w wycieczce. Zachował się bilet kinowy i paragon za kawę. Grupa powróciła również pełna wrażeń. 10 września. Załadunek dobiega końca. Na część dziobową układa się ostatnie partię ładunku. Załoga mocuje ładunek. Całe stosy dotykają prawie mostku nawigacyjnego. Już teraz się nic nie mieściło. Statek w pełni załadowany, podczas sztormów może ulec dużym przechyłom. To już zupełnie inne pływanie niż w Finlandii i Szwecji. Pierwszym portem wyładunkowym była Barcelona. Nawigatorzy obliczyli, że trwać to będzie 10 dni. 11 września. Wyświetlono film Zabawa w masakrę. Aż dziw brał, że film ten otrzymał główną nagrodę na festiwalu w Cannes za bardzo dobrą scenografię. W rzeczywistości to film o bogatym synalku, który dzięki pieniądzom matki wyprawiał różne psotne wyczyny. 12 wrzesień. Niedziela różni się od dni codziennych, wydawane są inne posiłki. Na śniadanie parówki, na obiad kurczak z dodatkami i kompot. Kapitan zarządził przegląd statku, a po nim była ocena i wnioski prac do realizacji. 13 września. W kanale była tylko szkieletowa dostawa, zwłaszcza, że za dewizy, a armator zwracał uwagę za wszelkie przekroczenia. Duża ilość portów w tym rejsie zobowiązywała również do zestawienia tzw. posiłków bezpłatnych. Trzeba je było wydawać zgodnie z normą w podziale na 4 posiłki dzienne (gdy było ich więcej, trzeba było opisać z czym to było związane). Na statku nie zawsze wszystko było na poważnie, zdarzały się przypadki reakcji osób dowcipnych, np. wymyślony jadłospis: Śniadanie: jaja zapiekane, świeże pieczywo, herbata, kawa, omlet zawijany z zielonym groszkiem. Obiad: barszcz z pasztecikiem i kołduny litewskie w rosole. Podwieczorek: łosoś wędzony z cytryną, pieczywo różne. Kolacja: indyk nadziewany z borówkami, langusta w majonezie, lampka wina. Nautologia 2011, nr 148 A faktycznie w tym dniu jadłospis to: Śniadanie: jajka przyrządzane na różne sposoby. Obiad: zupa – kapuśniak, zraziki w sosie węgierskim, ziemniaki z jarzyną, owoce. Podwieczorek: wędlina, pomidory, pieczywo. Kolacja: pierogi ruskie, herbata. 14 września. Statek w morzu. Stale posuwamy się na południe. Z powodu zanieczyszczenia „wysiadła” pralka. 15 września. Na statku pojawiły się zdarzenia między członkami załogi. Potrzebna była interwencja Kapitana. 16 września. Do Dziennika Okrętowego został wprowadzony zapis wczorajszego incydentu z wymienieniem winnych z imienia i nazwiska. 17 września. Piękna pogoda, statek płynie jak po stole. Pierwszy raz można było leżakować. W zasięgu telewizja hiszpańska. Radio nadawało melodie, które chciało się słuchać. Pierwszy etap podróży już blisko. Wyczuwa się już bliskość lądu. Prawdopodobnie w porcie będziemy za trzy dni. Jest czas, by zapo- Tarragona – widok na port i miasto znawać się z książkami. Na statku jest ich sporo. Można wybierać 24 września. Wyjście za tak zwane „Słupy Herkulesa”. Przed w zależności od zainteresowań29. nami Atlantyk. 18 września. Nastały piękne, słoneczne dni. Kto tylko wolny 25 września. Stoimy na redzie. Jest tu dużo statków oczekuod służby, wylegiwał na słońcu. W tym samym czasie gazetka jących na wejście do portu. Blisko nas stoi polski statek s/s „Nar marynarska informowała, że w kraju zimno i deszczowo. Nocami wik”. Kapitan dał zgodę, żeby szalupą podpłynąć do tego statku. temperatura schodziła do zera. Wieczorami można było oglądać Statek oczekuje na załadunek. Wejście na niego nie jest proste. telewizję hiszpańską, dużo radosnej muzyki. Tego też dnia wymie- Spuszczono sztormtrap, Trzeba powoli wspinać się do góry. Poniano załodze bieliznę pościelową. konuje się wiele stopni. Jest to znaczny wysiłek. Ważne, że każdy 19 września. Doszło do awantury. Pasażerka chciała złożyć za- z nas jest jeszcze w młodym wieku. Rozmawiam z ochmistrzem mówienie na alkohol. Decyzja była odmowna. Potoczyła się lawina tego statku i uzgadniamy przerzut na nasz statek pewnych partii ostrych słów30. towaru. Na „Narwiku” spotykam się z miłą niespodzianką. Pływa 20 września. O godzinie 19.45 statek przybył do hiszpańskiego na nim znany mi ze statku s/s „Huta Florian” kapitan Eugeniusz portu Tarragona. Po odprawie można było wyjść do miasta. Wielu Wasilewski. Pamiętam, jak opowiadał swoją drogę na morze i dojzamówiło tutejszy przysmak, tzw. calamares. Było to nawet zjadli- ścia do stanowiska kapitana (pływał wtedy jako starszy marynarz). we, do tego podano czerwone wino. Koledzy mówili wówczas, że wpierw włosy wyrosną na dłoni, nim 21 września. Trwał wyładunek skandynawskiego drewna. Była zostanie kapitanem. A jednak mimo tych wątpliwości doszedł do okazja zwiedzać miasto. W tym porcie miejscowa wódka była dość stanowiska kapitana. Był to wspaniały człowiek i zasłynął ze swotania. Niektórzy „przemycili” ją na statek. W nocy statek wyszedł ich książek. Jak pamiętam po latach, były to powrotne szlaki i bezw morze. Spadł deszcz, były wyładowania atmosferyczne. Ciężkie powrotne szlaki. Podczas tych odwiedzin wymieniliśmy też film. krople tłukły po pokładzie. Była to Lalka według Bolesława Prusa. Postój na redzie przeciągał 22 września. Przed nami drugi hiszpański port. Wpływamy do się. W ciągu dnia upały. Trzeba się było przed nimi chronić. Barcelony. Piękne miasto, przytłacza swym ogromem. Przepiękne 27 września. Casablanka. Przyjmowanie ładunku. place, długa aleja spacerowa. Blisko portu widoczny jest pomnik 28 września. Statek znowu w morzu. Statek stale płynie na półKrzysztofa Kolumba. W głębi widać masywne dwie wieże – jest to noc. katedra, którą budowano podobno dwieście lat. Na lądzie bardzo 29 września. Wszystko powtarza się: praca, posiłki, odpoczydobre wino. Robi się wesoło. Powstały nawet przyśpiewki o naszym nek. Już oblicza się, ile dni jeszcze do portu krajowego. statku31. Przed północą wyjście w morze. 30 września. Dzień podobny do poprzedniego. 23 września. Płyniemy blisko hiszpańskich brzegów. Mijamy 31 września. Zapoznawanie się z badaniami socjologicznymi Gibraltar. Statek bierze kurs na Casablankę. w małych grupach. Na statku sięgam po książkę o sławnym kapitanie będącym na służbie króla Anglii. Autor przedstawił bohaterskiego kapitana, nakreślił jego dzień powszedni, jego troski, trud i obawy związane z odpowiedzialnością za załogę i statek, a także jego sukcesy i nieugiętość w dążeniu do celu. Sylwetka tego nieustraszonego człowieka była przedstawiona barwnie i w taki sposób, że wywoływała sympatię. Na statku wyznaczony był steward, któremu podlegała biblioteczka (książki na statek dostarczał Morski Ośrodek Informacyjno-Oświatowy). Były to całe zestawy, które p