Z "Dyktatora" można się śmiać!

Transkrypt

Z "Dyktatora" można się śmiać!
Z "Dyktatora" można się śmiać!
Sacha Baron Cohen kojarzyć się może z bardzo nietypową i kontrowersyjną postacią Borata
(nawet jeśli ktoś nie oglądał, z pewnością pamięta ten charakterystyczny zielony strój
kąpielowy). Według mnie, mimo pewnego zamysłu i nietuzinkowego podejścia twórców, nie jest
to film wybitny – ale nie o nim będzie dzisiejsza recenzja.
Niedawno w kinach pojawiła się najnowsza produkcja Cohena – „Dyktator”. Gdybym wcześniej
oglądała „Borata”, z pewnością nie ryzykowałabym po raz kolejny. Na szczęście był to mój
pierwszy raz z Sachą – i to całkiem udany. Uzbrojona w popcorn i colę, szłam z dość
sceptycznym nastawieniem. Tymczasem przez niemal cały film śmiałam się jak nigdy.
Tytułowy dyktator to neurotyczny, rozpieszczony, bezmyślny i zarazem okrutny władca jednego
ze wschodnich państw totalitarnych. Aladeen kocha swoje życie i ustrój, w jakim funkcjonuje.
Dlatego też, kiedy pojawia się szansa na wprowadzenie demokracji, robi wszystko, aby nie
dopuścić do jakiejkolwiek zmiany politycznej, naruszającej jego (do tej pory niepodważalny)
status.
Trudno powiedzieć, z kogo w swoim filmie Cohen się nie śmieje. Szydzi z tyranów, którzy
pozbywają się każdego, kto krzywo się do nich uśmiechnie, a sami nie mają wiedzy na żaden
temat. Poniża największe gwiazdy Hollywood, prostytuujące się za odrobinę kamieni
szlachetnych, w krzywym zwierciadle ukazuje także terroryzm, świat biznesmenów, feminizm,
kulturę islamską i – podobnie jak w „Boracie” – przedstawia niejednoznaczny obraz Stanów
Zjednoczonych, które chcą uchodzić za wzór demokracji, co nie zmienia faktu, że daleko im do
ideału. Sposób, w jaki to robi jest przesadzony, groteskowy, absurdalny. Nie ma tutaj mowy o
politycznej poprawności. Każdy, kto lubi pastisz będzie się śmiał do rozpuku.
1/2
Z "Dyktatora" można się śmiać!
2/2