Ciemność i zamknięcie
Transkrypt
Ciemność i zamknięcie
Ciemność i zamknięcie Kino fińskie polskim widzom kojarzy się z dziełami braci Kaurismäki – z groteską, czarnym humorem, ,dziwnością istnienia, melancholią. ,,Cień latarni morskiej” od pierwszego ujęcia uderza odmiennością. Poprzez sposób traktowania natury i tworzenia postaci przypomina raczej samego Ingmara Bergmana. Akcja rozgrywa się na wysepce zamieszkałej przez latarnika Vilhelma Hasselbonda, jego żonę Dorrit, syna Gustafa i córeczkę Emmę. Żyją w surowym otoczeniu – skalisty grunt niemal pozbawiony roślinności, dom, szopa, wyniosła latarnia morska i bezkresne morze. Surowy jest także pan domu, zwłaszcza wobec syna. Owa oschłość, chwilami okrucieństwo, zostają uwydatnione, gdy na wysepkę dociera Karl Berg (Lönngren), trzynastolatek z sierocińca, przydzielony przez władze najbliższego portu jako asystent latarnika. ,,Cień latarni morskiej” to film o sprawnie opowiedzianej fabule, spójnej konstrukcji, z umiejętnie dawkowanym napięciem, sugestywną warstwą wizualną, rzetelnym aktorstwem. Przez pewien czas drażni nieustannie towarzysząca zdarzeniom muzyka, kiedy jednak bliżej poznajemy bohaterów i ich sekrety, jej rola staje się zrozumiała. Widać, że Bengts uczyła się od najlepszych. O jednym wszak zapomniała. Otóż trudno orzec, co artystka miała do powiedzenia. Domowych tyranów w stuletnich z górą dziejach kina było multum. Znamy ich i z filmów Bergmana – tak dobrze, że Hasselbond w poprawnej zaledwie interpretacji Grundstroema staje się karykaturą, nie zaś żywym człowiekiem. Również Dorrit (Amanda Ooms) wypada blado i stereotypowo. Gdyby nie świetnie zagrani Gustaf i Karl, obcowalibyśmy wyłącznie z szablonami. Dzięki Kumpulainenowi (Gustaf) i Lönngrenowi mamy szanse na głębsze wzruszenie, czasem zaskoczenie, cenne w tej zbyt przewidywalnej historii. Zestawienie impulsywnego, zapatrzonego w ojca dziecka natury ze skrzywdzonym już przez dorosłych, drżącym ze strachu przed mrokiem i zamknięciem, obdarzonym wrażliwością na sztukę, ambitnym przybyszem, pragnącym – nomen omen –wznosić się na szczyty (berg – góra, szczyt), rodzi prawdziwy dramat, którego omal nie zniszczyły bergmanowskie klisze. W pamięci pozostanie kilka poruszających scen: te w przybrzeżnej jaskini czy finałowa, gdy Karl i Gustaf, płynąc łódką, zdają się doznawać katharsis. Niestety, widzowie go nie przeżyją. Zostanie im ledwie poprawny thriller. pgk ,,Cień latarni morskiej”, reż.: Ulrika Bengts; wyk.: Niklas Groundstroem, Patrik Kumpulainen, Erik Lönngren; Finlandia 2013