Marinette - Duzeka.pl

Transkrypt

Marinette - Duzeka.pl
Marinette
Nie tak dawno temu, za paroma wieżowcami i kilkoma parkami żyła wraz z macochą
Marinette. Była bardzo ładną i miłą dziewczyną. Jej biologiczna matka zmarła kilkanaście lat
temu, a jej śmierć owiana była dziwną tajemnicą. Ojciec – żyje, jednak po ponownym ślubie
wyjechał za granicę i nie ma z nimi żadnego kontaktu. Macocha nie traktowała jej źle, lecz
dobrze również nie.
Można powiedzieć , że była jej obojętna. Jedyną ważną rzeczą jest to, aby jej otyły i okropny
syn miał co jeść. Wydaje również mnóstwo pieniędzy na gry, ubrania i wszystko inne
co sprawia przyjemność już dorosłemu dziecku.
Dzień Marinette zaczynał się bardzo normalnie – wstaje, myje się, przeczesuje długie do
pasa, blond włosy, je niewielkie i nie całkiem pożywne śniadanie, jedzie rowerem do szkoły,
która znajduje się dokładnie 10 km od jej domu. Siadając w swojej ławce pod oknem,
usłyszała chichoty dziewcząt. Następnie do klasy wszedł zupełnie nieznany jej
brązowowłosy, wysoki chłopiec, który usiadał przed nią. Kiedy przyszedł nauczyciel, ten
wstał i podszedł do biurka.
- Witam. Jestem Rejmund - powiedział bardzo wyniosłym tonem, prawie krzycząc.
- Wcześniej brał jedynie prywatne lekcje, więc proszę, aby przewodniczący klasy oprowadził
go po szkole, gdy lekcje się zakończą – łysy nauczyciel wskazał palcem dziewczynę
w okularach. – Zwróć się do niej. A teraz, wybrałeś już sobie miejsce? – zapytał nauczyciel.
Rejmund kiwnął głową i usiadł w tym samym miejscu.
Gdy skończyły się już wszystkie zajęcia, Marinette, myślała już tylko, aby wyjść ze szkoły.
Nauka nie szła jej źle, jednak czuła się odizolowana od reszty klasy. Nie zauważywszy
stopnia pod drzwiami, potknęła się. Kiedy otrząsnęła się po upadku, stał nad nią nowy uczeń,
trzymając jej czarnego trampka.
- Przymierzysz?
- A ty co? Książę z bajki?
Chłopak wyczuwając sarkazm oddał jej but, następnie pomógł wstać. Dziewczyna kiwnęła
głową na znak, że dziękuje i powoli odeszła .
- Jestem Rej...
- Tak, wiem. Nie musisz krzyczeć – powiedziała nie spoglądając na niego.
- Wybacz, taki mam zwyczaj. Dokąd idziesz? Mogę iść z tobą?
Marinette nic nie odpowiedziała , tylko uśmiechnęła się i pozwoliła iść mu obok siebie.
Weszli do dość starego i zaniedbanego budynku. W środku panował jednak porządek.
Był to dom starców. Marinette podeszła do recepcji i podpisała dokument. Następnie ruszyła
na górę schodami, cały czas nie zwracając uwagi na chłopaka. Weszli razem do większego
z pomieszczeń w całym ośrodku. Przy dużym okrągłym stole siedziało siedmiu mężczyzn,
którzy byli nienaturalnego wzrostu – bardzo niscy. Jeden z nich zauważył Marinette,
uśmiechnął się i chcąc jako pierwszy ją powitać, krzyknął ile się sił w płucach starego
człowieka. Pozostali obrócili się w jej stronę i rzucając karty na stół czym prędzej zaczęli
wstawać z krzeseł. Bardzo ją kochali a ona ich. Czuła się przy nich bardzo swobodnie.
Była szczęśliwa, że mogła im pomagać w wielu rzeczach. Wszyscy zasiedli przy stole
i zebrali karty. Następnie zostały ponownie przetasowane i rozdane. Jak to u starszych ludzi
bywa, nie mogli przestać rozmawiać i opowiadać o dawnych czasach . Fakt, że jeszcze nigdy
nie widzieli Rejmunda, ich wzrok został skierowany właśnie ku niemu. Marinette wtedy
uważnie mu się przyglądała. W głębi serca czuła, że wcześniej gdzieś go spotkała, jednak nie
mogła sobie nic przypomnieć. Rozrywki karciane trwały do czasu, aż jedna z opiekunek
ubrana w biały fartuch i czapkę nie rozkazała mężczyznom skończyć. Marinette wyściskała
wszystkich siedmiu i zeszła do recepcji, by znów podpisać kolejny dokument. Gdy wyszli,
zaczęło się już ściemniać.
- Muszę już wracać do domu – rzekła dziewczyna.
- Proszę pójdź ze mną w jeszcze jedno miejsce – złapał ją za rękę. – Ty zabrałaś mnie tutaj,
teraz moja kolej.
Marinette zgodziła się, nie miała też nic przeciwko temu, iż cały czas trzymał ją za rękę.
Po kilku minutach byli w gęstym lesie, w którym nigdy nie była. Dalej szli coraz bardziej
w głąb. Wszystko dookoła wyklądało podobnie, co wprawiło Marinette w lekki niepokój.
Nagle stanęli i dziewczyna podniosła swój wzrok wyżej. Ujrzała liany, wiele kolorowych
kwiatów zwisających z drzew i nienaturalnie wygięte konary gałęzi drzew.
Wszystko układało się w duży i pełny łuk.
- Co to jest? – zapytała nie odrywając wzroku od tego pięknego zjawiska.
- Można nazwać to wrotami? Nie, może lepiej... Portal!
- Portal? – powtórzyła spoglądając już na chłopaka.
- Tak. Chcesz zobaczyć co jest po drugiej stronie?
- Las?
- Nie... Jeśli przejdziemy, sama zobaczysz.
Rejmund ponownie złapał ją za rękę. Ta jednak nie chciała się ruszyć. Nie uwierzyła mu,
miała chwilę niepewności, co by było gdyby mówił prawdę. Rozluźniła się i zaczęła stawiać
nieufne kroki ku portalowi. Razem postawili ostatni krok. Uderzyła w nich fala kolorów.
Długie włosy Marinette pofrunęły w górę, a jej zielone oczy napełniły się łzami.
Widziała, że leci w czarną otchłań, ale nie miała uczucia spadania. Gdy poczuła grunt pod
nogami, musiała dać chwilę oczom, aby przyzwyczaiły się do światła. Po ich otworzeniu
ujrzała widok podobny przy wrotach, ale o wiele piękniejszy. Kwiaty rosły wszędzie
i na ziemi, i na drzwiach. Zwierzęta, niektóre z ukrycia a niektóre wprost, przyglądały się
dwójce z zainteresowaniem.
- Gdzie dokładnie jesteśmy? – zapytała bardzo cichym głosem jakby bała się spłoszyć
zwierzęta.
- Generalnie, pochodzimy z tego miejsca.
- My?!
- Tak – powiedział ujmując ją za dłoń. Postawił krok, a krajobraz zupełnie się zmienił.
Oczom dziewczyny ukazał się wielki zamek.
- Ty jesteś królową, a ja królem tego wszystkiego – rozłożył ręce, a następnie pokazał
znajdujące się niedaleko miasto . – Tam są mieszkańcy tego królestwa.
Dziewczyna nie spojrzała na wskazane miejsce. Otworzyła szeroko oczy patrząc jedynie
w błękitne oczy chłopaka.
- Żartujesz sobie, tak? – zapytała, a na twarzy Rejmunda zagościł żal i niepokój.
- Zabierz mnie stąd!
- Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?
Słysząc jego błagalny ton, zakryła ręką twarz.
- Wydawałeś mi się przez chwilę bardzo znajomy. Ale nic z tego miejsca nie kojarzę.
Na pewno fakt, iż jestem królową.
- Spodziewałem się, że tak będzie. Twoja matka była królową, jednak zakochała się
w człowieku i odeszła z naszego kraju. Urodziłaś się. My mieszkańcy naszej krainy w świecie
ludzi nie żyjemy zbyt długo. Kiedy zobaczyłem cię w ludzkim zwierciadle, zakochałem się.
A ty patrząc w lustro, zobaczyłaś mnie, stąd wydałem ci się znajomy. Następnie zajęło mi
dużo czasu nim cię odnalazłem – rzekł chcąc dotknąć jej blond włosów.
Zdezorientowana Marinette znów zakryła twarz, tym razem szlochając. W oddali było
słychać wiwaty wieśniaków. Wieść o tym, że władcy powrócili już do nich dotarła.
Rejmund zaprowadził dziewczynę do zamku i razem usiedli na sofie w holu. Nie płakała już,
nie wiedziała też co się dokładnie z nią stało. Była pewna tylko tego, że chłopak przed nią jest
bliski jej sercu. Otarła twarz i uśmiechnęła się. Razem poszli do sali tronowej i zasiedli na ich
prawowitym miejscu. Dalej żyli długo i szczęśliwie.
Natalia Cybulska
16 lat, kl. III
Gimnazjum nr 14 im. Jana Pawła II
87-800 Włocławek
Plac Staszica 1
(54) 233-16-44
Praca literacka pod kierunkiem Pani Bożeny Kiersznickiej
Praca plastyczna ilustracje pod kierunkiem Pani Beata Pawłowska