ostatni poeta popełnia przestępstwo,ostatni poeta chwali lobotomię

Transkrypt

ostatni poeta popełnia przestępstwo,ostatni poeta chwali lobotomię
TWEETY Z ORFEUSZEM. #lewciorewolucjonista
#lewcio-rewolucjonista
@lewcio-rewolucjonista: zaraz idę na manifę, bo uwielbiam
Krychę
@lewcio-rewolucjonista: vivat Kaczę, już nie płaczę, a może
dostanę daczę
@lewcio-rewolucjonista: zbudujemy nowy dom, tylko se godom, że
wom w dupe dom
@lewcio-rewolucjonista: dla naszej ojczyzny dobra wkurzę nawet
bobra
MAMA
(Baju,
dalszy)
baju.
Ciąg
MAMA
Witold zniesmaczony widokiem kościoła, który przypominał mu
znienawidzone wiejskie dzieciństwo, postanowił ogolić się i
zasunąć rolety. Do Przybytku Pana należy wchodzić czystym i
schludnie przyodzianym – uczyła go matka. A wieża, która
panowała nad całą okolicą, była wyzwaniem dla poczucia
wielkości Witolda. Włączył radio w łazience, chcąc
bezkonfliktowo i z godnością skorzystać z usług maszynki do
golenia.
– Musi być tuż po piątej – powiedział do siebie i zaczął
usuwać resztki szpakowatego owłosienia na policzkach, najpierw
jak należy, z prawego, od góry, a potem z lewego – od dołu ku
górze. Jeszcze została broda. Nigdy tego nie lubił. Był jednak
zadowolony z zakończenia porannego rytuału. Jeszcze parę
kropli wody i szczoteczką do zębów pomachać na pożegnanie złym
duchom, które przerwały jego błogosławiony zapał, by wrócić do
pokoju. Podniósł roletę.
– Kiedy ranne wstają zorze, nawet Witold nie pomoże – zaczął
śpiewać wtórując do rytmu dzwonom na pobliskiej wieży. Poranek
był rześki. Humor jest nawet okej. Naukom z radia płynącym,
które nawołują do unikania grzechów, nie dawał zbytnio wiary.
Bracia pracują jak należy, a jażem fajtłapa życiowa. Ciągle na
łasce mamusi i tatusia, po którym odziedziczyłem rentę
rodzinną – mówi cichym głosem, nie zwracając uwagi na to, że
nikt go nie słucha. Piżama, ta w biało-czerwone paski, pójdzie
do prania. Wszystkie koszule niewyprane – zżymał się. Może
będzie ciepło. Włożę podkoszulek. Zaraz do kościoła, by
odprawić codzienny rytuał oczyszczania się z grzechów i
modlitwy za ojczyznę.
– Introibo … Dei.
Nie tak. Pójdę na wieżę. Rozejrzał się. Po prawej stronie koło
wejścia do kruchty, w której jeszcze nikogo nie było i wiało
szumem wody spływającej z rur, znajdowały się wąskie drzwi. To
tam, przypomniał sobie. Ruszył trochę niezdecydowanym krokiem.
Nacisnął klamkę i drewniane, ciężkie drzwi uchyliły się,
pokazując za sobą kręte schody, zatopione jeszcze w ciemności.
Gdzieś musi być włącznik. Mimo wszystko to niebezpieczne. Było
nadal cicho. Witold wszedł do wieży, wilgotne powietrze,
zatęchły zapach powietrza, drewniane schody skrzypiały.
– Pewnie są tu szczury – pomyślał – wielebny wprawdzie trzyma
kota, ale on zbyt leniwy, by polować. Dostaje pyszną karmę z
pobliskiego supermarketu, więc zdradził ojczyznę. Maciuś lubi
się położyć na łóżku i lizać futerko. On taki jak ja zresztą.
Witold zapalił latarkę. Nie zdążył poruszyć się,
usłyszał:
gdy nagle
– Ty idioto, ty kaznodziejo jezuicki! Nie ukrywaj się. Wejdź i
spójrz mi w oczy.
Zawahał się. Po chwili ruszył niepewnie w górę. Mijał na
półpiętrach otwory strzelnicze, leniwie uśmiechające się w
półmroku. Witold odwrócił wzrok. Tam gdzieś w dole biegnie
wartkim krokiem życie. Nienawidzę tego wszystkiego. Z powagą
ruszył dalej. Na szczycie zobaczył Antoniego podczas modlitwy
za Polskie Siły Zbrojne w Przyszłości Walczące na Zachodzie.
Wokół niego stały krzesła i stolik, chyba biedermeier, ściany
z wilgotnej cegły zdawały się cieszyć ze spotkania dwóch mężów
stanu. Witold zbliżył się do Antoniego, milcząc podał mu rękę
z wyraźnym szacunkiem, następnie podszedł do
strzelniczego, wyglądającego na wschód miasta.
otworu
– In nomine diaboli amicus meus – zaintonował, podczas gdy
Antoni obserwował go podejrzliwie. Wydawał się nieco
zdziwiony, nieco zaskoczony, później wściekły. Czyżby Witold?
Antoni sięgnął po leżący na stole krucyfiks, podniósł go i
rozejrzał się wokół siebie. Po czym …
… Jestem troszeczku zamroczony – rzekł do siebie – może deczko
niewyspany. Rozejrzał się wokół. Mama leżała spokojnie w
łóżku, tak jak ją ubrał wczoraj. Zamknięte oczy dymiły
spokojem, który udzielił się także Witoldowi. Za oknem słychać
było odgłosy przejeżdżających tramwajów, niepokojące piski
opon. Z drugiej strony pokoju, gdzie było okno wychodzące na
podwórze i ogród, było cicho i przytulnie. Jakby drzewa,
wszystkie, i lipy i te nieznośne topole, i podstarzałe
kasztany, zawsze stare i dostojne, chciały uszanować ten dzień
i tę noc. W pokoju paliły się gromnice, słychać było
skwierczenie knotów od czasu do czasu. Ten zapach, zapach
nieobecnego życia. Witold zdążył się do niego przyzwyczaić.
Poddał się, uspokoił, popatrzył na twarz matki, ręce
trzymające szkaplerz, ciało było odkryte, ubrane w odświętną
garsonkę.
– To jej ulubiony kolor. Powiedział głośno, do kogo? Nad ranem
nie można dokładnie odróżnić odcieni czerni. Zresztą, czy to
takie ważne? Dobrze wygląda. Mogłaby tak pójść do kościoła.
Nie zastanawiał się. Usiadł, rozejrzał się. Szafa nadal
otwarta, a na stole leżą nieposprzątane talerze, szklanki,
niedojedzone kromki chleba, w garnuszkach fusy po kawie po
turecku. Zabawne, wszyscy wiedzą, że Turcy …
– Ona się modli – rzekł do siebie Witold.
Zawsze to robiło na nim wrażenie. Jej prosta modlitwa w
zderzeniu z jego wściekłą obroną. Teraz nie reagował. Patrzył
i milczał, obserwował ręce mamy, jak przesuwały po kolei
ziarnka różańca. Żyje? Nie żyje. Ale się modli. Stefan
niedługo przyjdzie, pomoże posprzątać, załatwić sprawy
urzędowe i wezwać lekarza. Trochę późno, o niczym wtedy nie
myślał. Nawet by wezwać pogotowie. Sam stał na straży życia,
które jednak się spieszyło do odejścia. Mama była jakby
zamyślona, co chwilę spoglądała na zegarek jakby się bała, że
nie zdąży na pociąg, bo zamówiona taksówka nadal nie
przyjeżdżała, jakby Witolda przy niej nie było, jakby nie
słyszała jego próśb, słów, które odbijały się od ścian tam i z
powrotem, a potem znikały przenikając mury.
– Cóż, stary kretynie, jezuito z zamroczonym rozumem, czy
nadal będziesz zaprzeczał?
Dziwny ten głos był ledwo słyszalny, czasem bardziej, czasem
mniej, jakby modelowany na jakimś instrumencie, może to
organy? Może skrzypce? Nie, skrzypce nie – mówił do siebie
Witold. Przecież nie jestem jezuitą, gdzieżby u nas jakiś
jezuita się uchował, jakieś kretyństwa albo
coś takiego.
Wstał, wziął krzyż do ręki.
– Jestem jezuitą, kapłanem i wiernym uczniem. Więc mogę –
rzekł nie wiedząc do kogo. Pobłogosławił najpierw sufit, potem
łóżko i mamę. Jednak nie sprawiło mu to ulgi. Poczuł się
zmęczony, organizm odmawiał posłuszeństwa. Już szarzało. Czas
się położyć, odpocząć. Zdążę. Popatrzył w poszukiwaniu dobrego
miejsca, nie mógł się zdecydować. Po chwili wstał
niezadowolony z siebie i podszedł do łóżka. Usiadł u stóp
nieruchomego ciała, obrzuciwszy pokój zimnym, niechętnym
spojrzeniem. Taaaaaaak, trzeba ją mimo wszystko obudzić. Jej
nos, usta, dobrze uczesana fryzura, jaką zawsze lubiła, z
grzywką i krótko obciętymi z tyłu włosami. Dziś już niemodna.
Nikt tak nie chodzi. Mamełe, mamełe. Wiem , nie lubiłaś, gdy
tak wołałem. Przecież to zabawne. Dlaczego nie? Wolisz po
francusku? Maman, niech tak będzie. Mamuszka! Czy eto
prawilno?
MODLITWA OSTATNIEGO POETY
MODLITWA OSTATNIEGO POETY
Panie wszystkich wątpiących
Poetów i Ostatnich Czytelników
Panie ateistów
agnostyków
Także gejów i lesbijek
I którzy Ciebie porzucili
I zapomnieli
Daj znak
I przyjdź
By wypełniło się Pismo
Panie nie wzywaj policji
Ani generałów
Jesteśmy sami
Na pustyni
Wystarczy cud
Niewielki
Panie tych co umieją czytać
I tych co nie umieją
I tych co słuchają Pasterzy
I tych co są głusi
Zmiłuj się nad nami
Wskaż drogę tym
Którzy głoszą dobrą nowinę
I chodzą Twymi ścieżkami
Panie z głębokości wołam do Ciebie
Wiem że mnie nie słyszysz
Wybaw mnie od męczenników za wiarę
I ojczyznę
I nauczycieli prawdy
Która wyzwala
Zbaw mnie od śpiewających psalmy
I modlących się
I tych co uczą katechizmu
I tych co go nie znają
Wiem że bardzo zgrzeszyłem
Nie znam przykazań na pamięć
Myślałem że nauki są prawdziwe
Wierzyłem Twym pomazańcom
Przyjmuję sprawiedliwą karę
Panie odrzuconych
OSTATNI POETA ROZMAWIA
PIASKIEM PRZYDROŻNYM
Z
OSTATNI POETA ROZMAWIA Z PIASKIEM
PRZYDROŻNYM
Mirosławowi Rogali w dniu urodzin
Nie ma cię już szorstka ścieżko
Pod smutnym krokiem zapadał zmrok
Zwróciłaś pielgrzymom
Ciepły uścisk powietrza duszną stronę i zmęczony głos
Zamknęłaś skrzypiące ściany
Chrobot łóżka
Te odcięte głowy
I chwile gdy wstydliwy słychać szept
W drogę w drogę tam gdzie jasne oko błękitu
Po prawej ręce
Idzie ten który zginie w obronie starych wersetów
Po lewej ten który przedrzeźnia tańczy i mówi
O potędze snów
I szarym rytmie drogi
Ostatni Poeta cytuje
Mijane drzewa ich zmęczony szum
I stopy zranione piaskiem
Nie ma już wąwozów
Tych z przewodników turystycznych
I zapamiętanych z lekcji geografii
Pijanych zielenią i płaskim szumem kartek pocztowych
Piasek jest miękki łasi się do oczu
Szuka miejsca gdzie mógłby zasnąć
A ciało pielgrzyma schowa się w przydrożnej
Ciżbie drzew
Ostatni Poeta chciałby zaprosić
Na ucztę mistrzów akwarel
Wszystkie swoje wersy
Słowa słowa słowa
Te piękne i dumne ze swych znaczeń
Jak i te ubogie wytarte
Zostawione na pastwę zamkniętych okładek
Ostatni Poeta poda na srebrnym talerzu
Pochmurny dzień ciepło kominka
Zasiądzie do stołu z tymi
Którzy wybrali milczenie
I tymi którym
Larum srebrnych gwiazd
Nie przerwie łaciny oblicza
Nie ma już świata OSTATNIEGO POETY
Znikł pod westchnieniem obrazów
Nigdy nie zaproszonych
By udawać martwą naturę
Tę z Królestwa Nieznanych Lądów
I tę skrytą za pragnieniem klawiatury
ŻYCZENIA
URODZINOWE
LESZKA CZAPLIŃSKIEGO
DLA
ŻYCZENIA URODZINOWE DLA LESZKA
CZAPLIŃSKIEGO
Leszku, w Twoim dniu świątecznym
Ja, skryba,
słowem ozdobnym,
Cnym afektem ulubiony,
Śpiewam Muzom jak szalony,
Żeś prawdziwy geniusz krytyczny,
Czasem w nastroju lirycznym.
A gdy wiersz Cię w oczy kole,
Już
nie myślisz o rosole.
Ukarzesz za kicz niechybnie
Poetę, który haniebnie,
Buszuje wysoko w chmurach,
Nie wiedząc, ze jest patałach.
Tyżeś rewolucjonista,
Co już nie gra nawet w wista,
Walczysz z Bogiem często w nocy,
Nigdy nie wzywasz pomocy.
W sercu człeka poczciwego,
Jest chęć do życia wiecznego,
A Ty się śmiejesz przewrotnie,
Gdy go Pegaz w dupę kopnie.
Choć Twój geniusz wszystkim znany,
Także ja szczerze oddany
Tobie poeta-grafoman,
Co dopiero wstał z kolan,
Chce spisać wszystkie Twe cnoty,
Lecz to za dużo roboty.
Z okazji urodzin serdeczności przesyła
Marek .
Kraków, 22.04.2016
OSTATNI POETA DE CONSOLATIONE
POESIAE
OSTATNI POETA DE CONSOLATIONE
POESIAE
HORATIUS leży zadumany
Po kąpieli
Piękne czarne niewolnice
Namaszczają jego ciało olejkiem
Teraz jest bardzo przyjemnie
Niedługo już nie zobaczy Rzymu
Będzie żyć jak barbarzyńca
Mieć przyjaciół pociechą jest
Na wygnaniu bliskich nie ma
Exegi monumentum
Pisze
Dla kogo
Układać rymy
Gdy księgi płoną
Może po latach odnajdzie
Zapiski w zakamarkach zburzonej biblioteki
OSTATNI POETA
Będzie śpiewał stare pieśni
Może zrozumie
Poesia est consolatione
I zbuduje dla niej pomnik
Na chwałę klasyka
Prześmiewcom będzie zakazane
Oglądać i czytać
Rozpowszechniać
OSTATNI POETA
Usiądzie pod lipą w ogrodzie
Tuż przed puentą życia
I ujrzy w starym metrum
Przyjaciela
Pochylonego nad strofami
W nieznanym języku
Z pogodnym obliczem
I drżącą ręką
Odczyta wiadomość
Może zaprowadzi go do raju
Może przywróci nadzieję
Może ześle pocieszenie
Przypomni o obowiązku
Zszywania roztarganych myśli
Nade wszystko
Zaślepionych transparentów
Nienawiści do pięknych słów
Ostatni poeta
Zdradził przyjaciela
Bo nie zna łaciny
Ja nie panimaju skazał
I’d like some vodka
OST-A-TNI POET-A PRZEKLIN-A
CZYT-A-NIE
OST-A-TNI POETA PRZEKLIN-A CZYT-ANIE
Ost-A-tni Poet-A
M-A chwile trzeźwości
Więc książki posyła do diabł-A
Bojąc się n-A-pa-du met-A-for
Ost-A-tni Poet-A m-A rz-A-dkie momenty j-A-sności
Ter-A-z myśli że to niebezpieczny n-A-łóg to czyt-A-nie
Z-A-aczęło się wszystko b-A-rdzo przyjemnie i z-A-b-A-wnie
Ost-A-tni Poet-A słyszy j-A-k dziś pierwsze zd-A-nie
Al-A m-A kot-A
To wtedy wszystko się z-A-częło
T-a wi-A-ra że z-A-gra n-A-prawdę z wymyśloną A-lą
Chłop-A-ki przeciwko dziewczynom
Wtedy kopaliśmy piłkę tylko n-A podwórku
Wyj-A-śni-A byłym i obecnym czytelnikom
Kościół uczy że zło jest b-A-rdzo miłe
A t-A-kie było Pismo
P-A-mięta fikcyjne przygody rycerzy i wł-A-dców
I dumę że D-A-wid pokonał Goli-A-ta
I gdy zrobił sobie zwykłą procę
A on był sł-A-by nieodporny n-A trucizny
A w p-Arku nie chciał się poddać
Tę gorycz gdy wrócił do domu p-A-mięta
Potem było jeszcze gorzej
Uwierzył
W szczęście dobroć przyj-A-źńtakże inne głupstw-A
Potem były inne książki
I rozpacz i rozpacz i głębsze zn-A-czenie
Szuk-A-nie j-A-snych odcieni długich zd-A-ń
A potem już mógł s-A-m podziwi-A-ć pis-A-ne litery
Z-A-czął oszukiwać kumpli A-li
A potem chci-A-ł z-A-głuszyć stronice p-A-ląc trucizny kl-Asyków
Bo z-A-r-A-żą przyszłych Don Kichotów j-A-k j-A
OSTATNI POETA MÓWI BYE BYE
OSTATNI POETA MÓWI BYE BYE
BYE BYE
MÓWI OSTATNI POETA
NIE ZAŁATWIĘ WSZYSTKICH INNYCH SPRAW
WCZEŚNIEJ TRZEBA ZAPŁACIĆ RACHUNKI
BO ZDANIA BYŁY ZA KRÓTKIE
PRZECINKI NIE CHCIAŁY SŁUCHAĆ RAD
LITERY BYŁY ZBYT DŁUGO NA WOLNOŚCI
I NIE CHCIAŁY USIĄŚĆ W ŁAWKACH SZKOLNYCH
TO TYLKO NIEKTÓRE
NIE ZDĄŻĘ ODPŁACIĆ ŚWIATU
ZA ROZWIANIE ILUZJI
CHCIAŁBYM SIĘ ZEMŚCIĆ
UKARAĆ
NAWRÓCIĆ NA OJCZYZNĘ
ZA PÓŹNO ŚPIEWAĆ
ZNAM SWĄ WARTOŚĆ ZNAM
PÓJDĘ TAM
GDZIE PRZYJACIÓŁ KILKU LEŻY OBOK SIEBIE
ROZMOWY PSZCZOŁY
Z OSTATNIM POETĄ
ZOSTANĄ NAGRANE PRZEZ WIATR
RODACY USŁYSZĄ OSTATNIE PRZESŁANIE
PO PIERWSZE NIE KRZYWDŹ KOBIET
PO DRUGIE POCHOWAJ RODZICÓW
PO TRZECIE KRADNIJ TYLKO DOBRE MYŚLI
STRZEŻ SIĘ
UŁUDY PRAWDY DOBRA PIĘKNA
NIE PROWADŹ DO SZCZĘŚCIA
ANI BLIŹNICH
ANI TRAWY
ANI TYCH CO ODESZLI
NIE ZAWSZE W POKOJU
GORĄCA PROŚBA
WĄTPLIWOŚCI
O
ROZWIANIE
GORĄCA
PROŚBA
WĄTPLIWOŚCI
O
ROZWIANIE
Wielce Szanowna Redakcjo TP,
Piszę do Was jako praktykujący katolik, co w Polsce, jak
wiemy, niestety staje się coraz bardziej problematyczne, bo
ludzie są rozczarowani realizacją misji Kościoła. Dawniej dla
mnie sprawy Boga i wiary były naturalną i oczywistą
oczywistościa. Chodziłem od dziecka, urodzonego na wsi, do
miejscowego kościoła w Piwnicznej, słuchałem wspaniałej muzyki
granej przez naszego organistę i bardzo mądrych kazań księdza
proboszcza. Wszystko by było w porządku do dnia dzisiejszego,
bo nic u mnie i w mojej rodzinie się nie zmieniło, nawet gdy
stawaliśmy się coraz starsi i dojrzalsi, gdyby nie to, że
postanowiłem dokształcić się w wierze sięgając po książkę ks.
Tischnera. Wiem, co zrobilem i komu zaufałem. Pozostał on w
historii filozofii nie tylko polskiej, lecz także
europejskiej. Jego dzieła były tłumaczone za granicą. W Polsce
ogromnie ceni go TP i Znak, okazując mu wdzięczność za
nieopisane zasługi dla społeczeństwa i Kościoła. Trudno
zresztą przecenić jego głębokie myśli o naszych przywarach
narodowych, które pozostają aktualne do dziś. Każda moja próba
docenienia rangi myśli ks. Profesora mogłaby zostać uznana za
nietaktowną, obraźliwą albo co najmniej niestosowną ze zględu
na brak zrozumienia mimo usilnych i wciąż ponawianych prób
zgłębienia jego Dzieła. Otóż Filozof powiedział kiedyś bardzo
mądre słowa, że nie widział w Polsce nikogo, kto by utracił
wiarę lub odszedł od umiłowanego przez wszystkich światłych, a
także prostych ludzi, gorliwego praktykowania przepisanych
prawem kanonicznym Kościoła Katolickiego nakazów uczestnictwa
w obrzędach religijnych i przestrzegania innych praw
kanonicznych, a za to proboszczowie według jego wiedzy często
doprowadzali swych parafian do rozpaczy i zgorszenia,
przyczyniając się do wzrostu nastrojów antyklerykalnych w
Polsce i niepotrzebnie wzniecając nastroje nieprzychylne
Kościołowi. Jakoś to tak było. Dokładnie nie pamiętam, ale
światli i wybitni znawcy myśli religijnej ks. Profesora na
pewno mnie poprawią i wskażą poprawną wersję cytatu. Z pozoru
nic takie zdanie nie może nikomu zaszkodzić, bo przecież
wiedza pomaga wierze, a wiara nauce. Tak przynajmniej uczyli
bardzo mądrze, choć nieznani mi bliżej filozofowie i Ojcowie
Kościoła. Nie wiem, czy tak jest na pewno, czy czegoś nie
przekręciłem, zatem bardzo proszę dostojne grono prześwietnych
znawców myśli teologicznej o korektę, bowiem zależy mi na tym,
aby moja wiara wraz z rozumem prowadziła mnie do zbawienia, w
które nie należy wątpić, ale na które nalezy zasłużyć dobrymi
uczynkami i zgłębianiem prawd objawionych. Zatem niczego złego
nie podejrzewając, bo wiedza tylko ubogaca duchowo nawet
takich prymitywów ze wsi jak ja, którzy marzą o dostąpieniu
łaski prześwietnych PT Profesorów Tygodnika, by zaznać choć
odrobiny oświecenia od elity społeczeństwa polskiego i modlic
się dojrzalej, zgłębiać trudne a jak ważne dla zbawienia nauki
i zachęcony wielkim uznaniem całego światłego społeczeństwa i
troszke bardziej rozumnego motłochu, który dokłada wszelkich
wysiłków, by dowiedzieć się, czy będzie zbawiony, czy nie,
chciałbym zadać skromne pytanie, na które gorąco oczekuję
odpowiedzi. Po tym zbyt długim, lecz bardzo potrzebnym
wstępie, by wyjaśnić naturę problemu, przechodze do meritum. W
wielokrotnie wznawianym dziele ks. Profesora, wielkiego
Filozofa, które czytają wszyscy profesorowie, księża biskupi,
kardynałowie, a nawet św. Jan Paweł II to czynił, znajduje się
fragment gorszący niesłychanie. Wpędził mnie nie tylko w
zwątpienie, lecz także w przerażenie. Jasne się dla mnie
stało, że wiedza nie prowadzi do dobrego, a nawet deprawując
cnotliwe umysły skazuje je na piekło, czyli wieczyste
potępienie, bo poznały wątpliwości tego, który mial być
przykładem i wzorem do naśladowania cnót wszelakich.
„Filozofia dramatu”, bo o tym wiekopomnym dziele mówię,
zawiera przy słowie Bóg (?) znak zapytania. Cóż to znaczy?
Jestem tak rozstrzęsiony tym gorszącym nie tylko mnie,
prostego katolika, odkryciem, że zamarłem z wrażenia. Problem
w tym, że o fakcie, że istnieje Bóg w trzech Osobach, wiemy ze
źródła niepodważalnego, jakim jest Pismo Święte. To najwyższy
autorytet dla każdego chrześcijanina, a nie tylko katolika.
Nikt tego nie poddaje w wątpliwość. Od dwóch tysięcy lat
naucza o tym fundamentalnym fakcie i dogmacie, w który trzeba
niezachwianie wierzyć, Magisterium Kościoła. Kolejni jego
Pasterze nauczają Owczarnię Chrystusową, jakoby Bóg był
miłością. Czyż tak wielki umysł nauczał czegoś innego, niż
mówi nam Święty Kościół w osobach swych Ojców? Chętnie bym
podał dokładna stronę, gdzie tak co najmniej heretycki
fragment się znajduje, alem zapomniał. Można się jednak
zapytać Wielebnego ks. Bonieckiego, bo on także o tym wie, bo
go zapytałem, gdy przechodził koło PAT-u na Franciszkańskiej.
Zamarłem z przerażenia. To filozofia ma być tak nieszkodliwa?
Jakże to, więc może być tak, że Pismo Święte nie mówi nam
prostym ludziom prawdy o Bogu? Zupełnie sie w tym pogubiłem, a
mój prosty umysł zwyczajnie wysiada, a serce jest całe
strwozone. Obawiam się bowiem, że nasz wielki Filozof nie miał
racji. Książki to wielka zaraza. Dają tylko pozór wiedzy, a
niszczą czystą i prawdziwą wiarę w Najwyższego. Chyba należy
przywrócić cenzurę świecką oprócz kościelnej i palić tak
gorszące książki, siejące strach i zgorszenie wśród wiernych.
Może nie wszystkich. PT Redakcja Tygodnika składa się z samych
autorytetów, którzy pomogą nie tylko mi pojąć taki skandal
filozoficzny. Skorzystają z tej doniosłej eksplikacji nawet
środowiska nieprzyjazne Tygodnikowi czy Kościołowi, gdyż mądre
pouczenie sprowadza na właściwa ścieżkę prawdy i zbawienia, w
które gorąco pragniemy wierzyć, lecz po przeczytaniu tak
straszliwego w swej wymowie fragmentu dzieła filozoficznego
możemy utracic wszelką nadzieję. A ta, prócz wiary i miłości
jest jednym z filarów naszej religii katolickiej.
Szczerze oddany i szukający prawdy oraz zrozumienia ku
pożytkowi całej Owczarni Chrystusowej i z ufnością czekający
na naprawienie szkody dla wiary, jakie wyrządziła mu myś,
jakby się nie wydawało, wielkiego myśliciela katolickiego,
Marek Bulanowski
OSTATNI
POETA
PRZESTĘPSTWO
POPEŁNIA
OSTATNI POETA POPEŁNIA PRZESTĘPSTWO
Jesteś winien ostatnI poetO
Zapomniałeś
Poezja to nie terapia
Nikogo nie ma leczyć
Tym bardziej ciebie
Powinieneś igrać z formą
Jak uczył mistrz
Powinieneś szokować burżujów
To najnowsza zdobycz polskiej literatury
Może nie tylko polskiej
Powinieneś pamiętać
O krzywdach
Zdradzie
Zdradzie o świcie
Powinieneś popierać
Powinieneś wyjaśniać i bronić się
Przed nieznanym trybunałem
Urzędem skarbowym
Panią sekretarką
Powinieneś bluzgać wściekłością
Nie tylko dlatego
Że to naturalna reakcja na świństwa
A ty nie możesz nic zrobić
Bronisz się
A to i tak na nic
Czasami zapominasz o pisaniu
Czyli bredzeniu na sposób
Nakazany przez tradycję
Bo tego oczekują czytelnicy
I krytycy bo chcą coś wyjaśnić
Choć nie wiedzą co i komu
Zapomniałeś ostatnI poetO!