Czuwaj!! Z pewnym opóźnieniem i okrojeniem oddajemy Wam trzeci

Transkrypt

Czuwaj!! Z pewnym opóźnieniem i okrojeniem oddajemy Wam trzeci
Czuwaj!!
Z pewnym opóźnieniem i okrojeniem oddajemy Wam trzeci numer gazetki naszego Hufca. Prosimy Was o kierowanie komentarzy, pytań i propozycji na adresy e-mail podane na końcu numeru. Dzięki nim będziemy mogli odpowiedzieć na Wasze oczekiwania.
W tym numerze między innymi: wywiad z dh. Komendant naszego Hufca oraz, w związku ze Świętami Bożego Narodzenia, polskie zwyczaje
gwiazkkowe. Z tej okazji życzymy Wam udanego wypoczynku oraz sukcesów na harcerskiej drodze i w życiu prywatnym.
Nigdy nie zapomnę mojego Krzyżowania… Było
to 7 sierpnia 2000 roku….
Gdy po ognisku wróciłam do namiotu zobaczyłam na mojej pryczy kartkę
z napisem „Bądź o 1.24 pod bramą obozową, nie budź nikogo, zachowaj ten list
tylko dla siebie”. Przez chwile zapomniałam, że zdaje na sprawność Milczka, już
chciałam krzyknąć ze zdziwienia! Schowałam kartkę do kieszeni i poszłam spać.
Długo nie mogłam zasnąć, ciągle nasuwały mi się przeróżne pytania, Kto
mi to napisał? Może to ktoś z innej drużyny chce się ze mną potajemnie
spotkać… może to początek jakiejś gry…? Najgorsze było to, że nie mogłam
nic mówić leżałam i rozmyślałam, obserwowałam koleżanki z zastępu i
żałowałam, że nie mogę z nimi porozmawiać… Myśl o tajemniczym
liście nie dawała mi spokoju, może nie powinnam iść –myślałam.
Aż końcu spojrzałam na zegarek, okazało się, że jest godz. 1.10! W
mgnieniu oka wyskoczyłam ze śpiwora, wtedy zdałam sobie sprawę, że w
namiocie nie ma mojego munduru! Pewnie mi ktoś go zabrał i teraz chce
żebym go odzyskała –pomyślałam. Ale dlaczego? Przecież był ładnie
złożony, wczoraj nawet wyprałam spódnice, bo miała plamę… W dodatkudo
godz. 2.00 nie mogę mówić L Byłam załamana… W głowie toczyły mi
się miliony myśli… Już wyobrażałam sobie miny druhen, gdy dowiadują
się, że zgubiłam mundur, ale przecież ja go nie zgubiłam! Ech…teraz
to już po mnie, ale pójdę tam! – stwierdziłam.Byłam pod brama o 1.22,
bo ledwo co zdołałam uciec od służby wartowniczej. Usiadłam na drabinie
wieży i czekałam… te 2 minuty były dla mnie wiecznością. W końcu
zauważyłam idącą do mnie zastępową, trzymającą pochodni. Mówiła mi o
harcerskich wartościach, ideałach. Położyła przede mną mój szary mundur.
Zaczęła się uśmiechać i powiedziała, że mam się ubrać. Chyba nigdy tak tego
nie pragnęłam, zrozumiałam, jak wiele on dla mnie znaczy. Wtedy poczułam, że
można wyrażać uczucie bez wydawania słów… To piękne uczucie… Dh.
Zastępowa zawiązała mi oczy opaską i szła przede mną, mówiąc po kolei
punkty prawa harcerskiego. Nie przeszkadzał mi mróz, szłam dumnie
przez las kierując się słowami druhny. Nagle zatrzymałyśmy się i poczułam
iskry ogniska parzące lekko moje nogi. Drużyna zaśpiewała „idziemy w
Jasną”… Uklęknęłam na kolanie, wyciągnęłam palce do ognia. Druhna
pokazała mi zegarek –wybiła godzina 2.00-Już mogłam mówić! -Czy chcesz
złożyć
Przyrzeczenie
Harcerskie?-Tak
–odpowiedziałam
sam. Monika Kozłowska
124 TDH-ek *AQUA* im.Krzysztofa Kamila Baczyńskiego DMB
H S I Hufca ZHP Toruń
„Baba-Herkules”,„honor Jantara
” i najkrótsza obozowa kąpiel
Dawno, dawno temu...no dobrze może nie, aż tak dawno, bo zaledwie 11 lat temu, ale prawie na samym początku mojej harcerskiej przygody,
pojechałam wraz z moją ukochaną Chabrową 18-tą na obóz do Babięt na Mazurach. Po dziś dzień przechowuję w pamięci nie rozmyty obraz tamtych dni;
niezwykłych i urokliwych pod wieloma względami. Patrząc nań z obecnej
perspektywy myślę, że wyjazd ten należy do emigmatyczej kategorii „obozów
z dawnych lat”, niemożliwych do powtórzenia w aktualnych realiach.
Zacznijmy jednak od początku... Niestety nie jestem dziś w stanie
wskazać środowiska, które zorganizowało tamto zgrupowanie (poza
ksywką komendanta - Jantar). Warty podkreślenia jest jednak fakt, że
nie była to drużyna z grodu Kopernika, ale namierzona przez naszą
drużynową (jej tylko znanymi sposobami) jednostka z ówczesnego województwa olsztyńskiego. W związku z tym nasz wyjazd od początku nosił
znamiona odważnego podążania w nieznane i tak pozostało do końca.
Przeboje zaczęły się już podczas dojazdu, musiałyśmy bowiem dojechać na
własną rękę; pociągiem z kosmicznymi przesiadkami oraz PKS-em z Olsztyna do Babięt. Wskutek naszego niezorientowania w okolicy wybrałyśmy
połączenie mniej dogodne i koniec końców wylądowałyśmy w samej wiosce późnym wieczorem. Cóż było robić? Po ciemku zapuszczać się w las
nie miałyśmy siły, więc postanowiłyśmy poszukać pomocy u sołtysa...
i nie zawiodłyśmy się. Pierwszą noc tego niezapomnianego obozu wraz
z 11 koleżankami spędziłam na strychu szopy uprzejmego sołtysa.
Następny dzień był dla nas jeszcze większą niespodzianką. Kiedy dotarłyśmy
na miejsce zgrupowania okazało się dlaczego udział w nim był taki tani.
(ówczesne 1000 000zł czyli dzisiejsze 100zł) - nie było tam prawie niczego. Był to mój drugi obóz harcerski w życiu, ale po doświadczeniach z
Cichego (1993, organizator – Niebieskie 28.), gdzie kwaterka ustawiła cały
obóz przed naszym przyjazdem, czułam się trochę zszokowana. Nie mam tu
na myśli braku stałej bazy (murowanych łazienek, kuchni czy pryszniców),
ale brak łóżek polowych, stelaży do namiotów i latryn. No, ale ja miałam
wtedy 10 lat i nie kwestionowałam niczego, a moje druhny nie wydawały
się wcale przerażone, więc po prostu zabrałyśmy się do pracy Naszym
pierwszym osiągnięciem (nie licząc namiotowych zapałek, śledzi i stelaża ),
a raczej rękodziełem, bo do osiągnięć to trudno by było je zakwalifikować,
była wspólna prycza. Niestety już pierwszej nocy (drugiej, wliczając nocleg na strychu) okazało się, że konstrukcyjnie nie wypadła ona najlepiej
(można było z niej wypaść na klika, wcale niewymyślnych sposobów)
i od rana wznowiłyśmy wysiłki. Tym razem udało nam się wykorzystać
do pryczy sznurek (o gwoździach nie mogło być nawet mowy), który
z małymi wyjątkami (umyślne podcięcie) przetrwał całe dwa tygodnie.
Z dalszym „meblowaniem” naszego podobozu związany jest tytułowy „honor
Jantara” - naszego komendanta, który obiecał mam określoną ilość żerdzi i, jak to
często bywa, słowa nie dotrzymał. Pojęcie to łączy się z jeszcze jedną obozową
historią – zdawaniem na sprawność „Milczka” dh. Danki Puzewicz (osoby z
zasady małomównej i opanowanej). Sławetnego dnia gremialnego zdawania
na wspomnianą sprawność Danka była jedną z najtwardszych harcerek, ale do
czasu... Nadchodził już wieczór i po dość ciężkim dniu siedziałyśmy z dziewczynami przy leśnej drodze bawiąc się szyszkami i rozmawiając. W pewnej
chwili Danka napisała patykiem na ziemi słowa: „honor Jantara” i zupełnie
znienacka roześmiała się na cały głos... Wyczyn ten wpisałyśmy do księgi
drużyny pod hasłem: „Najoryginalniejszy sposób obozowego wygadania się”.
Jednakże największą dumą naszych budowniczych zdolności była... latryna. Z początku nie przywiązywałyśmy do niej zbyt dużej wagi i
korzystałyśmy z leśnego wychodka, później jednak postanowiłyśmy zrobić
sobie coś naprawdę porządnego na tym byle jakim obozie... Prace trwał
ponad tydzień. Ponieważ nie było na stanie obozu szpadla kopałyśmy
na zmianę jedną saperką i menażkami, a z nawału zajęć nie mogłyśmy
zrobić tego raz, a dobrze. Kiedy jednak latryna stanęła, była idealna. Może
wydać się dziwne dlaczego tak rozpisuję się nad pięknem toalety, ale
jest ona dla mnie miejscem szczególnym z jeszcze jednego powodu.
W nocy po tym, jak oficjalnie ukończyłyśmy naszą budowę, obudzono mnie około 2.00 i kazano ubrać się w mundur (źródła podają, że
wyjątkowo długo opierałam się, żeby wstać i zagroziłam nawet, że zacznę
gryźć, ale w końcu uległam i opłaciło się). W tą magiczną noc, w dość
niezwykłym miejscu, bo na dnie świeżo wykopanej i jeszcze nie używanej
latryny, otrzymałam chabrowa chustę, którą do dziś z dumą noszę...
Jak na tak lekkomyślnie zorganizowany obóz przystało nie było w jego pobliżu
bezpiecznego kąpieliska. Co prawda tuż przy miejscu obozowym płynęła rzeczka, ale słynęła ona z egzotycznej zawartości dna i silnego prądu, więc kąpać
się w niej nie było wolno. Ponieważ lato było dość gorące postanowiłyśmy
udać się do najbliższego strzeżonego kąpieliska w sąsiedniej wsi. Aby tam
jednak dotrzeć, musiałyśmy przekroczyć naszą rzeczkę. Do przeprawy
przygotowałyśmy się należycie; wszystkie miałyśmy obowiązkowo na nogach
trampki, a te które nie umiały pływać miał przenieść „na barana” bożyszcze
całego zgrupowania - dh. Misiu. Po pewnych trudach przeszłyśmy na druga
stronę i po około półtorej godziny dotarłyśmy na nasze upragnione kąpielisko.
Większość z nas już po chwili była w wodzie, a ja zaliczyłam swoja najkrótszą
kąpiel w jeziorze w życiu... Zaledwie postawiłam kilka kroków nastąpiłam
na zakopane w dnie denko od butelki po mleku (takie szeeeerokie denko) i
rozcięłam sobie stopę. Wbrew pozorom do dziś wydarzenie to wspominam
raczej z sentymentem niż żalem. Przyniosło mi ono bowiem pewne korzyści...
Po pierwsze; zostałam natychmiast zaniesiona na teren obozu przez naszego
ulubionego dh. Misia, czego zazdrościły mi wszystkie spotkane po drodze
harcerki. Po drugie; przez kilka dni nie mogłam normalnie chodzić, a ponieważ
byłam najmłodszą uczestniczką obozu z mojej drużyny, byłam bezwstydnie
rozpieszczana przez wszystkich dookoła... Ach, i gdzie te stare dobre czasy?
Niecodzienne epizody obozu w Babiętach można by tu mnożyć, ale ograniczę
się już tylko do wyjaśnienia tytułowej „Baby-Herkules”. Ten niezwykły
termin oznacza sprawność drużyny, którą za niewątpliwe zasługi, na tym
swoistym obozie przetrwania, dostała cała Chabrowa 18-sta. Symbol tego
odznaczenia; postać dużego ciałka i malutkiej główki (byłyśmy przecież
takie silne jak Herkules) nadal mam wyszyty na mundurze... Zdecydowałam
się opisać część zapamiętanych historii z tego obozu, żeby przypomnieć
nam wszystkim jak kiedyś bywało. Faktem jest, że obóz ten był po prostu nie rozważnie zaplanowany i przeprowadzony, przez co musiałyśmy
się borykać z niezliczoną ilością przeciwności. Ale właśnie dzięki temu
przeżyłyśmy niezapomnianą przygodę. Już nigdy więcej nie miałam takiego poczucia, że „jak sobie pościele, tak się wyspie”, a w dobie obozów z murowanymi
prysznicami moi rodzice już nie witają mnie po powrocie hasłem: „Myjemy czy
robimy nowe?”...Awłaśnie ten trud, a czasem i brud uosabiał skautowe pionierstwo. Oby obozy dzisiejszych 10-latków były równie niezapomniane i magiczne. Pwd. Lucyna Osińska
27 TDH „Las” im.Aleksandra Kamińskiego,
Studencki Krąg Instruktorski przy UMK Zachodnioeuropejska
kultura
drogowa
przykładem dla Kowalskiego – czyżby?
My, jako pokolenie dorastające w posowieckiej Polsce, przyzwyczajeni jesteśmy do kontrastowego przedstawiania wschodniego niedbalstwa i niechlujstwa z zachodnim porządkiem i perfekcją. Z ponad czterdziestoletniej historii PRL wynieśliśmy przeświadczenie, że im dalej
na mapie Europy posuwamy się w prawo, tym mniej znajdujemy poszanowania praw, pracy czy czasu przez zwykłych ludzi. Jestem przekonana, że niejeden z was uważa polskie wyroby czy usługi za gorsze
od ich niemieckich, francuskich czy angielskich odpowiedników...
Wręcz sztandarowym przykładem takiej postawy był mój nauczyciel historii z czasów licealnych, który często narzekał na niską kulturę jazdy rodzimych kierowców opowiadając przy tym, że na Zachodzie takie zachowania po prostu nie mają miejsca... Czyżby? Oczywistym zaprzeczeniem
tej tezy są znane na całym kontynencie anegdoty rodem z włoskich dróg i
ulic. Historie o pozostawianych na środku drogi samochodach, których kierowcy „wyskoczyli tylko po coś do sklepu” czy autobusach miejskich,
które przy każdym zakręcie muszą trąbić, aby usunąć z jezdni niewzruszonych przechodniów weszły do ogólnoeuropejskiej świadomości jako
wyjątek od reguły. Ale czy ta reguła nie jest jednak zbyt ogólna, by móc być
prawdziwą? Ostatnimi czasy miałam okazję sprawdzić zasadność tego mitu
na własnej skórze i to w miejscu nie byle jakim, bo w Portugalii – najbardziej
jednak miejsce jeszcze na polskiej ziemi, kiedy to wraz z przyjaciółmi
gościliśmy latem przez ponad tydzień cztery sympatyczne Portugalki.
Dziewczyny były naszą Ojczyzną zachwycone, mimo jej przeważnie
nizinnego krajobrazu i dużo chłodniejszego klimatu, ale były również zaskoczone naszą niezwykłą dokładnością! Kto by pomyślał? A jednak...
Największe zdziwienie przejawiały podczas podróży środkami komunikacji,
kiedy okazywało się, że zarówno miejskie, jak i podwarszawskie autobusy
przyjeżdżają niezwykle punktualnie. Z początku myśleliśmy, że wynikało
to z ich utartego zdania o Polakach, ale kiedy w grudniu zeszłego roku
wybrałam się do Lizbony na rewizytę zrozumiałam, że chodziło o coś innego.
Poruszanie się po Lizbonie, stolicy niezwykłe pięknej, urokliwej i pozbawionej
wielkomiejskiego charakteru, nie jest rzeczą prostą, ani tym bardziej łatwą
do zaplanowania. Rozkłady jazdy autobusów czy tramwajów należą tam do
rzadkości, a nawet jeśli wiszą, to stanowią raczej ozdobę przystanku niż realną
pomoc dla podróżnych. Środki komunikacji miejskiej jeżdżą jak chcą, zapewne
według wewnętrznego zegara kierowcy, a linie są często nie ponumerowane i oznaczone jedynie nazwą ostatniego przystanku. Jeszcze bardziej znamienne
jest podejście pieszych do zasad ruchu drogowego, które można by streścić do
zasady „światła drogowe sobie, a my sobie”. I tak zamiast uczyć się od naszych
zachodnioeuropejskich unijnych partnerów poszanowania prawa i porządku
nauczyłam się szybko przebiegać przez czteropasmową, ruchliwą ulicę...
Najważniejsze w tych przykładach jest jednak to, że brak ścisłego przestrzegania reguł nie powoduje u Portugalczyków wzajemnych sporów czy napięć.
Wręcz przeciwnie, widywałam tam tramwaje, które motorniczy zatrzymywali
pośrodku ciasnej uliczki, aby z uśmiechem przepuścić zablokowane samochody czy pojedynczych pieszych. Od spotykanych ludzi można uzyskać
wszelkie informacje, choć czasem tylko po portugalsku, a życie toczy się
spokojnie, trochę nieskoordynowanie, ale i bezstresowo. Trzymając się jeszcze przykładów drogowych, zdarzyło mi się w innym unijnym państwie – we
Francji, dostrzec podobne sytuacje. Będąc w Paryżu, na spotkaniu europejskim
organizowanym przez braci z Taize, miałam okazję uczestniczyć w komicznej
scenie, kiedy to przechodnie, aby przejść przez ulicę potrzebowali nie tylko
wsparcia „zielonego światła”, ale także policjanta, który stał na skraju „zebry” i
z całych sił gwizdał...Paryscy kierowcy nie raz na moich oczach toczyli zacięty
bój z pieszymi o pierwszeństwo na drodze, z totalnym pominięciem odnośnych
państwowych zasad. Niestety, w większości wypadków nie obyło się bez
nerwów
i
wyrazów
lekceważenia
dobrego
wychowania...
Podobne przykłady można by mnożyć w nieskończoność, ale nie o to
przecież chodzi, żeby udowodnić, że to właśnie Zachód, a nie Wschód jest
kolebką niepunktualności czy niesfornych przechodniów. Moim celem jest
raczej obalenie mitu, że tylko szerokość czy długość geograficzna świadczą o
kulturze czy praworządności zwykłych obywateli. Pewnym nadużyciem jest
także twierdzenie, że ustrój społeczno-polityczny jest jedynym i dominującym
kreatorem ludzkich postaw. Moim zdaniem pewne skłonności do traktowania reguł z przymrużeniem oka czy predyspozycje do zachowywania zimnej
krwi tkwią głęboko w charakterze narodowym, a są mniej lub bardziej eksponowane przez otrzymane wychowanie. Sposób zachowania się na drodze
jest tylko wycinkiem ogólnego stosunku do otaczającej nas rzeczywistości,
ale pomaga dostrzec krążące na naszym kontynencie mity i kompleksy.
Myślę, że nie warto dłużej kultywować wizerunku Polaka, jako Europejczyka drugiej kategorii, który musi w pas się kłaniać Zachodowi i przepraszać
za ponad pół wieku politycznej niepoprawności swojej Ojczyzny. Faktem jest, że nie rzadko „piracimy” na naszych dziurawych drogach, ale nie
różnimy się w tej mierze tak bardzo od pozostałych Europejczyków, chyba
że odwagą, bo nam dużo łatwiej w takich sytuacjach stracić zawieszenie...
Kończąc radziłabym raczej zdać sobie sprawę z naszych narodowych
wad i wzorem Portugalczyków przyjąć to ze spokojem i zrozumieniem.
Pwd. Lucyna Osińska
27 TDH „Las” im.Aleksandra Kamińskiego,
Studencki Krąg Instruktorski przy UMK
Początki dynastii Piastów
Polska wynurzyła się z pomroki dziejów w X wieku, wraz z tajemniczym księciem Mieszkiem I z rodu Piastów. Ale co było przedtem?
Skąd wzięła się dynastia Piastów? Czy Mieszko I rzeczywiście miał poprzedników i czy odziedziczył po nich silne państwo Polan? „Ależ
skąd!” - dowodzili jeszcze niedawno niektórzy historycy niemieccy, a za nimi również część polskich. Mieszko to zesłowiańszczone
imię nordyckie Björn, czyli niedźwiedź, zdrobniale – „Miszka”.
Słowianie nie potrafiliby wytworzyć tak skomplikowanej instytucji, jak państwo, pisali. Przecież słowiańska Ruś narodziła się na skutek podboju. Podobnie Polska - powstała w wyniku najazdu normandzkiego wodza o imieniu Dago lub Dagr, bowiem u schyłku życia Mieszko I oddał
swe państwo w opiekę Stolicy Apostolskiej jako Dagobert... Czy to nie
wystarczający dowód, że Polska zrodziła się w następstwie podboju dokonanego przez stojących wyżej cywilizacyjnie, choć tak okrutnych nordyków?
Ale dlaczego Gall Anonim wspomina o poprzednikach Mieszka? „Siemowit tedy, osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą spędził nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddając się wytrwałe pracy i służbie rycerskiej, zdobył sobie rozgłos zacności i zaszczytną sławę, a granicę swego
księstwa rozszerzył dalej niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego
miejsce wstąpił syn jego Lestek, który czynami rycerskimi dorównywał
ojcu w zacności i odwadze. Po śmierci Lestka nastąpił Siemomysł,
jego syn, który pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak i
godnością [...] Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka”.
A
więc
istnieli
czy
nie
istnieli
poprzednicy
Mieszka
wraz
z
założycielem
dynastii
–
Piastem?
Zwolennicy poglądu, że są to postacie legendarne twierdzili, iż Anonim dwieście
lat później opisał bogów słowiańskich, których w swym dziele uczłowieczył.
Przecież u początku państwa polskiego roi się od legend. Oto jedna z nich.
Zły książę Popiel nie przyjmuje tajemniczych wędrowców. Ci trafiają
pod strzechę biednego rataja (potem nazwano go kołodziejem) Piasta
Chościskowica, szykującego uroczyste postrzyżyny syna. Piast, choć ubogi,
dzieli się piwem i pieczonym prosięciem z wędrowcami – i oto napitek i jadło
rozmnażają się w cudowny sposób. Zaprasza też samego księcia Popiela i ten
przybywa: „wcale nie uważał za ujmę zajść do swego wieśniaka”. Toż to podmalowany obraz z Ewangelii i cudu Kany Galilejskiej! A podejrzany opis wygnania złego księcia Popiela na wyspę, gdzie „zginął śmiercią najhaniebniejszą,
bo zagryziony przez myszy”? To również obrazek zapożyczony, chyba z Nadrenii. Jakże więc wierzyć Gallowi, skoro takie rzeczy pisze?
W sytuacji, gdy do naszych czasów nie dotrwały żadne inne pisma dotyczące
epoki przedmieszkowej ani wyraźniejsze ślady archeologiczne, pomocne
okazały się badania porównawcze. Zauważono mianowicie, że w prymitywnych, niepiśmiennych społecznościach afrykańskich funkcjonowali
specjalni urzędnicy, których zadaniem było zapamiętywanie długich list,
dynastycznych. Pamięć szła przez pokolenia. A Biblia? Ludy hebrajskie
całe wieki przechowywały pamięć rodu od biblijnego Adama, poprzez Abrahama, do proroków i Jezusa. Gall nie mógł zmyślać lub pomieszać imion
trzech władców poprzedzających historycznego Mieszka. On był potomkiem tajemniczego Piasta: Polska nie powstała na skutek podboju, jak Ruś,
najechana przez skandynawskich Waregów i ich księcia Rurykowicza.
Dziś najczęściej przyjmuje się taka wersję wydarzeń: na dworze księcia
Popiela doszło do przewrotu i obalenia dynastii panującej w państwie Polan. Kto tego dokonał? W państwie Franków majordomowie, zarządzający
dworem, obalili Merowingów, dając początek nowej dynastii. W Polsce
takim najwyższym dostojnikiem dworskim mógł być piastun, w skrócie „piast”. Możliwe, że to on dokonał przewrotu i wygnał ze stolicy znienawidzonego księcia, który z resztkami swej drużyny schronił się w drewnianej
warowni na wyspie jeziora Gopło, późniejszej Kruszwicy. Syna Piasta, Siemowita, Bóg „z powszechną zgodą ustanowił księciem Polski, a Popiela
wraz z potomstwem doszczętnie usunął z królestwa”; zapewne więc poparcie tak ludu, jak i rycerstwa przesądziło też o wyborze Piastowicza na tron.
Popiel zaś może umarł z wycieńczenia, oblegany przez nowego księcia.
Pwd. Natalia Zofia Czapiewska
40 Drużyna Wędrownicza im. Zawiszy Czarnego z Chojnic
Studencki Krąg Instruktorski przy UMK
Referat Wędrowniczy
na podstawie „Tajemnice historii Polski” Jerzego Besala
Polskie zwyczaje gwiazdkowe
dawanie kolędy. Dworzanie dostawali ją od królów, służba od magnatów
i szlachty, która bywała bardzo hojna, wręczając na kolędę konie, rzędy
końskie, pasy słuckie, bądź też szable – dlatego wszyscy podwładni czekali na
ten dzień z niecierpliwością. Poszukując informacji o kolędzie można natrafić
na anegdotę o Stańczyku, który służył królowi Zygmuntowi Augustowi. Król
ów zapomniał którejś Wigilii wręczyć swojej świcie upominków. Z tego powodu Stańczyk przez cały wieczór chodził smutny – zapytany o przyczynę
swojego nastroju odpowiedział: „Dla mnie rok nie nowy, bo suknie mam
stare”. Monarcha usłyszał te słowa i podarował słudze nowy żupan, pas i buty.
Święty Mikołaj, obdarowujący prezentami dzieci, zjawił się dopiero w XIX wieku,
„skopiowany” z Niemiec. Według niemieckich zwyczajów w noc poprzedzającą
dzień Bożego Narodzenia ktoś z dorosłych przebierał się w biskupi strój Świętego
i rozdawał prezenty, sprawdzając uprzednio czy dzieci były grzeczne. Sama
postać świętego Mikołaja, biskupa Miry w Azji Mniejszej w IV wieku owiana
jest legenda, ze nie tylko roznosił dzieciom miodowe placuszki, ale przynosił
również dziewczętom złote bryły, ratował tonących, uwalniał skazańców.
Polski święty Mikołaj „krążył w asyście dwóch małych aniołków oraz krzepkiego dziadka wyznaczonego do wodzenia na łańcuchu diabła, bo on być
musiał. Takie przedziwne grono obchodziło już od rana domy, by uszczęśliwić
dziatwę podarkami (...) Święty Mikołaj, ubrany po biskupiemu, choć niekiedy
przypominający swą sylwetką czy głosem miejscowego organistę, rozsiadłszy
się dostojnie na stołku, urządzał najpierw examen. Dzieci musiały odmawiać
pacierz lub odpowiadać na pytania z katechizmu. (...) A potem aniołki w
komeżkach i z wianuszkami na głowach podsuwały świętemu koszyki czy
ów wór ze wspaniałościami, by miał czym nagradzać. Chyba, że egzamin
ktoś oblał. Wtedy dostawał rózgę (...).” (Józef Szczypka, „Kalendarz polski”).
Na nadchodzące święta – aby szefowie, wykładowcy i nauczyciele byli hojni
w dawaniu kolędy oraz masy miłych prezentów od świętego. – Anonima J
„Mamy tyle czeladzi, każdy chce kolędy, Trzeba wszystkim coś wetknąć,
taki zwyczaj wszędy, Rok też na to czekali, raz w gody ta łaska”.
Franciszek Zabłocki W nadchodzącym czasie czeka nas świętowanie. Wielu czeka ze zniecierpliwieniem… nawet nie tyle na sam nastrój,
specjalne potrawy, ale… prezenty, prezenty! Co możemy powiedzieć
o zwyczaju obdarowywania się wzajemnie w Polsce? Zwyczaj ten od
dawna jest bardzo rozpowszechniony. Obyczaj dawania i przyjmowania w wigilię Bożego Narodzenia lub na Nowy Rok prezentów to tzw.
Sam. Zuzanna Ziętarska „Anonimka”
Ex 105/1 TDH „Zielony Płomień”
Źródło: www.google.pl
doszło dużo spraw, które musiałam załatwiać w hufcu. Wtedy zaczęło mi się
to znowu wszystko podobać i postanowiłam, że to będzie mój sposób na życie.
„Rozmowa z druhną Komendant
Hufca Toruń Lidią Lach”
Kim
druhna
chciała
zostać
jako
dziecko?
Gdy miałam 6 lat, bywałam w domu u mojej koleżanki, jej rodzice byli
lekarzami. Bardzo mi imponowali, swoją postawą, sposobem bycia. Wtedy najbardziej chciałam zostać właśnie lekarzem. Później, w wieku 9
lat miałam świetną nauczycielkę i chyba właśnie wtedy postanowiłam
że będę nauczycielką i poniekąd podświadomie do tego dążyłam.
Harcerz powinien dążyć do doskonałości, ma mu w
tym pomagać prawo harcerskie, taki zbiór drogowskazów na naszej harcerskiej drodze. Przy którym z tych
drogowskazów druhna musi spędzać najwięcej czasu, na którym punktem naszego Prawa musi druhna
najwięcej pracować? Prawo Harcerskie, od kiedy miałam te 10 lat
zmieniało się wielokrotnie. Przestrzeganie jednak, wszystkich z tych punktów, w ciągu tych lat, nie sprawiało mi problemów. No, może oprócz jednego… Nie toleruję fałszywości i trudno widzieć mi brata w niektórych
„harcerzach”. Z czego druhna jest najbardziej zadowolo-
W życiu większość z nas stara się brać z
kogoś przykład, szukać autorytetów. Kim był druhny
taki pierwszy autorytet?Na pewno chciałam być właśnie na w swojej dwuletniej kadencji w Komendzie Hufca?
jak ta moja nauczycielka. Dużo później, kiedy byłam już dorosła,
uświadomiłam sobie, że prawdziwym autorytetem był dla mnie
ojciec. Tata nauczył mnie przede wszystkim prawdomówności i
odpowiedzialności za swoje czyny. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna,
ale to teraz, bo wtedy – wiadomo - buntowałam się jak każde dziecko.
Jaką szkołę druhna skończyła? Liceum Pedagogiczne. Chyba
byłam ambitna, a ojciec jeszcze bardziej tę cechę we mnie podkreślał: „Ty nie
dasz rady?”, „Ty na pewno sobie poradzisz”. Do tej szkoły startowało dużo
osób, dostać się było naprawdę trudno. Kiedy już się dostałam, wracałam
przez cały Grudziądz, miałam 40 min drogi do domu, przepełniona radością
z tego że tata będzie ze mnie dumny. To było duże przeżycie dla 14-letniej
(czternastoletniej) dziewczyny. Ile lat miała druhna wstępując
do harcerstwa? Miałam 10 lat, kiedy składałam Przyrzeczenie.
Niedużo z tego pamiętam, ale na pewno było to w jednostce wojskowej, były
sztandary, żołnierze… no, i było strasznie zimno, padał śnieg. A kiedy
druhna stwierdziła, że to jest właśnie ta droga i te
ideały którymi chce druhna kierować się w życiu? W
pewnym momencie zrezygnowałam z harcerstwa - wtedy, gdy zmieniono
je w organizację. Wróciłam jednak później, w wieku 16lat. Pełniłam wtedy
poniekąd funkcję przybocznej, ale nie pamiętam, czy zostałam na nią mianowana. Pracowaliśmy wtedy z drużynową z dziećmi z podstawówki. Niestety,
zbiórki nie odbywały się wtedy regularnie, ale bardzo mi się podobały. Do tego
Myślę że jest dużo takich rzeczy i trudno powiedzieć jednoznacznie,
co jest najważniejsze. Jestem bardzo zadowolona z uporządkowanych
pomieszczeń w hufcu, z tego że dokumentacja w końcu jest prowadzona tak, jak należy ją prowadzić. Cieszę się też bardzo, że nie zadłużyłam
finansowo Hufca. Stosunki pomiędzy członkami komendy tez są poprawne. Najbardziej chyba cieszą mnie młodzi ludzie, którzy są chętni
do działania i współpracy i to, że ich liczba rośnie. Powołanie do
życia Rady Przyjaciół Harcerstwa jest również ważnym osiągnięciem.
A z czego druhna jest najbardziej niezadowolona? Jest mi
przykro, jeżeli osoby na pewnych funkcjach zawodzą moje zaufanie. Zaufanie
jest dla mnie czymś bardzo ważnym i takie zawody traktuję bardzo osobiście.
Zbliża się wigilia, sylwester. To ostatni numer Gazetki Hufcowej w tym roku.
Czego druhna życzyłaby funkcyjnym z Hufca na 2006 rok?
Zastępowym:
Zadowolenia z pełnionej funkcji, satysfakcji z tego, że jest się harcerzem i
zastępowym. Chciałabym, żebyście byli dumni z tego że nosicie mundur.
Drużynowym:
Więcej
odpowiedzialności
za
swoje
czyny,
pomysłowości
oraz zdrowia i pomyślności dla Was i Waszych bliskich.
Szczepowym:
Jeszcze
większych
umiejętności
organizacyjnych,
konsekwencji
w działaniu oraz podnoszenia i doskonalenia swoich kwalifikacji.
Komendzie Hufca:
Wytrwałości. Kontynuacji studiów oraz wielu osiągnięć w pracy.Abyście w swojej harcerskiej służbie sięgali po coraz wyższe i bardziej odpowiedzialne funkcje.
Konspekt zbiórki – pion starszoharcerski
- Przyjaźń w życiu 15-latka / 2h
Dziękuję bardzo serdecznie za rozmowę. Czuwaj
druhno!
Również dziękuję. Czuwaj!
1.
Rozpoczęcie
zbiórki
/
10
min
harcerki i harcerze starsi z drużyn: Chabrowej 18 TDH-ek „Las” im. Emilii Plater oraz 27 TDH „Las” zbierają się na zbiórkę w Zespole Szkól nr 1 w Toruniu.
Rozmowę przeprowadził Każdy uczestnik zbiórki przynosi ze sobą kolorowe gazety do pocięcia, klej,
dh Krzysztof Waliński nożyczki, kredki, pisaki oraz napisaną w domu definicję pojęcia: PRZYJAŹŃ.
Żabki w śmietanie
2.
Ankieta
pt.
„Prawdziwy
przyjaciel”
/
10
min
Prowadząca
daje
zebranym
do
uzupełnienia
ankietę
pt.
„PrawdzByły kiedyś dwie żabki, które wpadły do naczynia pełnego śmietany.
Od razu zdały sobie sprawę ze swojej krytycznej sytuacji – niemożliwością iwy przyjaciel”, w której harcerze i harcerki muszą zastanowić
było utrzymanie się dłuższy czas na powierzchni gęstej masy, niczym się, jakie cechy charakteryzują szczerego i oddanego przyjaciela.
na ruchomych piaskach. Początkowo dwie żabki przebierały łapkami w
ankiety
pt.
„Prawdziwy
przyjaciel”:
śmietanie, aby dotrzeć do brzegów naczynia. Ale na próżno - udawało Wzór
im się jedynie pluskać niemal w tym samym miejscu i tonąć. Czuły,
Wymień
5
cech,
jakie
cenisz
w
innych
ludziach:
że coraz trudniej wyjść na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. a)
Jedna
z
nich
powiedziała
na
głos: - Już dłużej nie mogę. Stąd nie ma wyjścia. W tej substancji nie da się pływać. Ponieważ i tak umrę, nie będę przedłużać mego cierpienia. Nie rozumiem, jaki sens ma daremne zużywanie sił, jeśli i tak umrzemy z wyczerpania. Powiedziawszy to, przestała przebierać łapkami i już po chwi- li utonęła pochłonięta całkowicie przez gęsty i biały płyn. b) Wymień 5 cech, jakich nie tolerujesz u innych ludzi:
Druga żabka, bardziej wytrwała bądź uparta, powiedziała do siebie: - Nie ma stąd wyjścia! W tej masie nie można się ruszyć z żadną stronę. Pomimo że nadchodzi śmierć, będę walczyła do ostatniego tchu. Nie mam zamiaru umierać nawet o sekundę wcześniej od zapisanej mi godziny. Mijała godzina za godziną, a ona przebierała łapkami i chlapała Opis
swojego
przyjaciela
/
swoją
przyjaciółkę:
ciągle w tym samym miejscu, ale nie ruszyła się nawet o kawałeczek. c)
I
nagle,
od
ciągłego
chlapania
i
ubijania
zadkiem,
wstrząsania
i
trzepania,
ze
śmietany
zrobiło
się
masło.
Zdziwiona żabka skoczyła i, ślizgając się, dotarła do brzegu naczynia. Stamtąd łatwo już wyszła i, rechocząc, radośnie wróciła do domu.
Pwd. Natalia Zofia Czapiewska
40 Drużyna Wędrownicza im. Zawiszy Czarnego z Chojnic
zadanie z szarego papieru oraz przyniesionych przez siebie materiałów
wykonać plansze pt. „Być przyjacielem wtedy i dziś”. Prowadząca zadaje uczestnikom zbiórki pytania pomocnicze, aby ułatwić im znalezienie
podobieństw i różnic w obowiązkach przyjaciół wobec siebie w obu okresach. (Przykłady pytań pomocniczych: „Co zrobił byś dla swojego przyjaciela?”, „Czy kryłbyś przyjaciela, gdyby ten nie wykonał swojego zadania?”, „Wobec jakiego przewinienia uznałbyś, że twój przyjaciel nie
jest godny zaufania i sympatii?”, „Czy wyjawiłbyś tajemnice swojee) Czy przyjaźń, która łączyła młodzież z czasów II wojny światowej go przyjaciela, gdybyś wiedział, że w ten sposób możesz mu pomóc?”)
różni się od tej w dzisiejszej rzeczywistości, jeśli tak to, czym?
7.
Przedstawienie prac „Być przyjacielem wtedy i dziś”
oraz
podsumowanie
zadania
międzyzbiórkowego
/
15
min
3.
Podsumowanie ankiety pt. „Prawdziwy przyjaciel” / 20 min
Prowadząca zbiera ankiety od harcerzy i harcerek i odczytuje na głos Każdy zastęp przedstawia, co zawarł na swojej planszy oraz czyich wyniki. Uczestnicy zbiórki mają za zadanie rozpoznać, na pod- ta po kolei swoje, przygotowane w domu, wytłumaczenie
stawie udzielonych odpowiedzi, czyją kartkę czyta prowadząca. słowa: PRZYJAŹŃ. Po skończeniu prezentacji prowadząca zapisuje na tablicy wspólnie stworzoną definicję tego pojęcia.
4.
Gry
i
zabawy
harcerskie
/
10
min
Zakończenie
zbiórki
/
10
min
„Statki z bananami” są piosenką, przy której śpiewaniu uderza się do rytmu o 8.
kolana swoje i kolegów po obu stronach. Z każdym kolejnym powtórzeniem tem- Zebrani harcerze i harcerki tworzą krąg i po odśpiewaniu
pieśni
przekazują
sobie
iskierkę.
po śpiewania i uderzania zwiększa się, a na placu boju pozostają tylko najlepsi. obrzędowych
„Zaufanie” jest zabawą ruchową. Uczestnicy stają w kręgu ściśle dotykając się
ramionami, jedna osoba znajduje się w środku i musi dać grupie dowód zaufania poprzez sztywne oparcie się na kręgu. Ogniwa kręgu „podają” sobie nawzajem osobę ze środka przechylając ją na różne strony dbając przy tym, aby nie
Pwd. Lucyna Osińska
upadła ani za mocno ani za słabo. Jeśli osoba znajdująca się w środku stchórzy
27 TDH „Las” im. Aleksandra Kamińskiego,
i ugnie kolana, upadnie na podłogę i wymienia się z osobą, obok której upadła.
Studencki Krąg Instruktorski przy UMK
5.
Gawęda pt. „Przyjaźń czasów wojny i okupacji” / 15 min
Prowadząca mówi gawędę pt. „Przyjaźń czasów wojny i okupacji”
na przykładzie książek Aleksandra Kamińskiego („Wielka Gra”,
„Kamienie na szaniec”). W swoim opowiadaniu podkreśla
podobieństwo wieku oraz zwykłych życiowych planów i marzeń bohaterów tych dwóch książek oraz zebranych harcerzy i harcerek.
6.
Praca pt. „Być przyjacielem wtedy i dziś” / 30 min
Prowadząca dzieli zebranych na 3 koedukacyjne zastępy, które mają za
d) Z jaką postacią z książek Aleksandra Kamińskiego („Narodziny
dzielności”,
„Wielka
Gra”,
„Kamienie
na
szaniec”)
chciałbyś/
chciałabyś
się
przyjaźnić
i
dlaczego?
-
Redakcja
SPIS TRESCI
2-4 Wspomnienia harcerskie
4-5 Ciekawostki ze świata
5-6 Z historii Polski
6 Polskie zwyczaje
7-8 Wywiad
8 Gawęda
8-9 Konspekt zbiórki
Stopka redakcyjna:
Michał Frąckowski [email protected]
Redaktor naczelny
pwd. Natalia Czapiewska [email protected]
sam. Monika Kozłowska [email protected]
pwd. Lucyna Osińska [email protected]
phm. Łukasz Pierzchalski [email protected]
Skład
Krzysztof Waliński [email protected]
Sam. Zuzanna Ziętarska [email protected]
Korekta
+

Podobne dokumenty