1 Zajęcia fakultatywne 8 stycznia 2014 r. Temat: Coming out na kilka

Transkrypt

1 Zajęcia fakultatywne 8 stycznia 2014 r. Temat: Coming out na kilka
Zajęcia fakultatywne 8 stycznia 2014 r. Temat: Coming out na kilka sposobów
Filmy: “A Jihad for Love” (2007), reż. P. Sharma, “Iwan” (2002), reż. M. Popovic, Serbia i Czarnogóra,
„Coming out po polsku” (2011), reż. S. Grünberg, Polska.
Małgorzata Bogaczyk-Vormayr – Głos w dyskusji
Pragnę w krótkich słowach przywołać cztery źródła, stanowiące moje przypisy do filmu „Jihad for
Love”. Tymi przypisami pragnę z kolei postawić znak zapytania nad tezą o religii (o statusie religii w
państwach innych niż tzw. wyznaniowe, sunnickie, szyickie itp.) jako bezpośrednim źródle
powszechności uprzedzeń i wykluczeń dotykających osoby homoseksualne. Jest to więc próba
pewnej polemiki z odczytaniem filmu Parveza Sharmy jako wskazującego na miejsca najbardziej
reprezentatywne dla prześladowań osób homoseksualnych. Oczywiście, ten film mówi o miejscach
prześladowań najokrutniejszych, bo usankcjonowanych prawem, aż po karę śmierci – karę
ukamieniowania. Ale nie mówi przecież – i także tego, w mym przekonaniu, nie sugeruje – jakoby
poza światem islamu, światem mniejszego wpływu religii na życie polityczne i społeczne, skala i
powszechność dyskryminacji osób homoseksualnych była znikoma.
Te cztery rozwinięcia/przypisy, są następujące:
- pogarda upubliczniona (wg opowiadania T. Manna „Mario i czarodziej”)
- opresyjność versus emancypacyjność kultury (za Z. Freudem: „Kultura jako źródło cierpień”)
- homo criminalis (wg M. Foucaulta)
- przemiany (wg “Margot” M.Witkowskiego)1
W opowiadaniu „Mario i czarodziej” Tomasza Manna (jest to właściwie przypowiastka
polityczna!), opowiadaniu, którego podtytuł brzmi „Tragiczne przeżycie wakacyjne”, znajduje się
niezwykła, przejmująca scena, którą – próbując teraz znaleźć właściwe na jej nazwanie słowa –
nazwałabym sceną zniszczenia człowieka poprzez ujawnienie, a tym samym odebranie mu, jego
intymności. Jest to scena pokazu iluzjonisty. W wakacyjnej miejscowości, u progu wybuchu faszyzmu,
krążącego w społeczeństwach od momentu porażki idei mocartwowych na rzecz idei
nacjonalistycznych, czyli wraz z traktatem pokojowym kończącym Wielką Wojnę, spotykają się
przedstawiciele klasy mieszczańskiej, kilku narodowości. Wszyscy letnicy reprezentują jednak już
rozwarstwienie mieszczaństwa i tym samym – co odpowiada demokratyzującym się społeczeństwom
–
muszą oni reprezentować różne postawy charakteryzujące tamten czas. Zatem: Od wyrazu
skrajnego indywidualizmu, czyli światopoglądu spod znaku postępu i suwerenności, poprzez wiarę
1
Niestety z braku czasu nie udało nam się na wykładzie poruszyć tego wątku. Usuwam go zatem z tej wersji
tekstu. Zaznaczam jedynie: „Margot” Witkowskiego interesująca jest dla nas (1) ze względu na obecność w tej
książce innej książki: „Nadzorować i karać” Foucaulta oraz (2) przez wzgląd na tematykę „metamorfozy”:
Margot jako współczująca temu, kto zadaje jej cierpienie (chora i odtrącona wychowawczyni-lesbijka), Margot
jako „tirówka”, czyli: spedytorka, jako kierowca tira... jej „coming out na wiele sposobów” to wypowiedzenie
własnego pochodzenia (sieroctwo), biedy, braku wykształcenia, doświadczonej przemocy.
1
(schemat: wiarę sentymentalną, niemal w stanie omdlenia – w wydaniu kobiet oraz wiarę głośną,
bezpośrednią, witalną – w jej męskim wydaniu) w jakąś górującą jednostę (wodza, maga itp.), aż po
pełen rezygnacji melancholizm, introwertyczny racjonalizm obywatela spoglądającego na niweczone
właśnie w polityce ideały oświecenia i wczesnej nowoczesności.
Tak wyobrażam sobie typowych mieszkańców odmalowanego przez Manna letniska –
wszyscy oni dają się uwieść/zwieść wakacyjnej (niegroźnej?, chwilowej?) modzie na iluzjonistę – na
charyzmatyczną postać... Wkrótce społeczeństwa porywać będą tacy czarodzieje słowa i emocji, silni,
zdrowi, przemieniający swą ewentualną śmieszność (Chaplin w „Dyktatorze” przypomina nam, że
wrzeszczący Hitler jest przecież przede wszystkim bardzo „niemęsko”, poczciwie, wyglądającym
mężczyzną). I na tym letnisku panuje owa atmosfera fascynacji siłą, zdrowiem i magią zarazem. Także
ogólna atmosfera stygmatyzacji, podziału – teren letniska jest terenem pierwszych stygmatyzujących
podziałów. Intersuje mnie tutaj jednak tylko jedna, ta najważniejsza w noweli, scena pokazu:
Ilulzjonista wywoła na scenę młodego mężczyznę, prostego, nieśmiałego chłopca, kelnera Mario.
Iluzjonista poddaje chłopca hipnozie. Wypowiada na głos imię dziewczyny, którą Mario ma darzyć
uczuciem miłości – zdradza zatem jego tajemnicę, ośmiesza go, mówiąc o jego uczuciach. Poddając
chłopca mniemanej hipnozie, wmawia mu, że na jego miejscu stoi owa upragniona kobieta. Chłopiec
całuje mężczyznę namiętnie w usta. Upokorzony Mario odbiera iluzjoniście życie.
Scena z opowiadania Manna jest przypomnieniem, że upublicznienie może być przemocą i że
wystawienie na śmieszność jest tą najprostszą a najskuteczniejszą fomą okrucieństwa. Ten
wymuszony coming out jest samym gwałtem. Upubliczenie, czyli coming out właśnie, jako z kolei
„wewnętrzny jihad”– według relacji jednego z bohaterów filmu, dziennikarza radiowego – to
postępująca praca autopoznawcza i autoterapeutyczna, to oswajanie lęku, i jako takie musi być
dobrowolnym wypowiedzeniem własnej tożsamości. Upublicznie zatem może oznaczać (1) akt siły
zamykający/separujący
(kara,
wykluczenie)
Innego,
jak
i
może
oznaczać
(2)
akt
siły
wyzwalający/włączający wypowiadające się Ja.
Z ważnej pracy Zygmunta Freuda „Kultura jako źródło cierpień” przemawiało już takie
przekonanie tegoż autora, że to, co publiczne – zatem: to, co kontrolowane – nie jest miejscem owej
wypracowanej, dojrzewającej w latach własnej pracy nad sobą, w latach godzenia się z własną
tożsamością, wypowiedzi uleczonego z lęku Ja. Kultura (lepiej: kultura-religia) okazuje się być o wiele
bardziej miejscem przemilczania lub wykluczania, nie stanowiąc przestrzeni wolności indywidualnej,
lecz teren, jak powiada Freud, panowania twardego Nad-Ja. Czytamy:
„(...) objaśnimy znaczenie kilku terminów, takich jak nad-ja, sumienie, poczucie winy,
potrzeba kary, skrucha (...) Wszystkie one dotyczą tej samej relacji, określają jednak
różne jej aspekty. Nad-ja to instancja, do istnienia której doszliśmy na drodze dedukcji,
sumienie to funkcja przypisywana mu obok innych, która ma nadzorować i osądzać
2
czynności i zamiary ja, prowadzi działalność cenzorską. Poczucie winy, twardość nad-ja,
jest więc tym samym co srogość sumienia, jest danym ja rozpoznaniem, że w ten sposób
podlega nadzorowi, jest oceną napięcia między jego dążeniami a wymaganiami nad-ja i
leżącym u podstaw tego całego stosunku lękiem przed tą instancją krytyczną, potrzebą
kary, jest przejawem popędów ja, które pod wpływem sadystycznego nad-ja stało się
masochistyczne (...) Kultura nad-ja wykształciła swe ideały i wysuwa swe wymagania.
Wśród tych ostatnich wspólnym mianem etyki określa się te, które dotyczą stosunków
międzyludzkich. We wszystkich epokach do tej etyki przywiązywano największe
znaczenie, jak gdyby właśnie po niej spodziewano się szczególnie ważnych dokonań.”2
Opresyjność, którą pragnie się/próbuje przypisać religii (najchętniej muzułmańskiej!), nie
zgadzając się na przypisanie jej (tzw.) rozwiniętym i (tzw.)
stabilnym demokracjom, państwu
świeckiemu, jest zdaniem Freuda elementem dominanty kulturowej, jakiejś panującej „etyki”.
Oglądanie w filmie Sharmy śladów biczowania na ciele młodego homoseksualisty, wysłuchanie
wyroku ukamieniowania, budzi w nas (ponownie) myśl o świecie jako o odzielonych, obcych sobie
cywilizacjach. Widok przemocy usankcjonowanej prawem oraz religią (nie naszą! a jakże! obcą nam,
okrutną!), aby móc go znieść, podołać jego dosłowności, przetwarzamy na nasz własny użytek:
przesłania nam nieco ograniczenia naszych własnych rozwiązań! I może ostatecznie zamiast tylko
zaboleć, przynosi nam nawet jakąś ulgę?
Nie jest wcale daleka Freudowkiej intuicji o panowaniu w kulturze twardego Nad-ja, tzw.
srogiego sumienia, refleksja Foucaulta na temat indywidualizującej modulacji stosowania prawa.
Foucault starał się pokazać, jak łatwe, sprawnie przebiegające, tworzące precedens, wyjmując
jednostkę spod ochrony prawa, jest przejście definicyjne od homo penalis do homo criminalis. Homo
legalis, człowiek jako tworzący prawo, przyjmuje na siebie ograniczenia homo penalis – jest tym, kto
podlega karze;, prawo stoi ponad nim, ponad jednostką, gdyż problem karania jest problemem
wspólnotowym, odnosi się do zasady równości wobec prawa. W wieku XIX, jak relacjonuje Foucault,
w wyniku rozwoju nauk prawnych, dojścia do głosu m.in kryminologii, jednostka staje się coraz
łatwiej homo criminalis. Jakiekolwiek odstępstwo od zasad obowiązującego Nad-ja pozbawia
jednostkę statusu homo legalis, podmiot jest tylko tym, który podlega karze; poprzez przemianę
samego języka, w wyniku pogłębienia języka kary, dawny homo legalis staje się już tylko
kryminalistą.3 Osoby homoseksualne prawo definiowało i definiuje nadal jako kryminalistów.
Przykładem niech będą słynne brytyjskie ustawy dekryminalizujące, jak np. Sexual Offences Act z
2
3
Z. Freud, Kultura jako źródło cierpień, tłum. J. Prokopiuk, Aletheia, Warszawa 2013, s. 113-114, 122-123.
Zob. np.: M. Foucault, Narodziny biopolityki, tłum. M. Herer, PWN, Warszawa 2011, s. 252 i dalej.
3
1967 r. czy Homosexual Offences (Northern Ireland) Order z roku dopiero 1982. Dekryminalizacja,
przywrócenie równości w prawie i wobec prawa, jak pokazuje film Sharmy, jest sprawą otwartą.
Na problem opresyjności języka zwróciło uwagę kilkoro rozmówców Sharmy. Na przykład
imam, wskazujący na „zabawę semantyką”: homoseksualista jako fajur (rozpustnik), homoseksualizm
w niby-synonimach: zboczenie, przemoc, pedofilia, zoofilia. Już samo słowo „zabawa” należy jednak
wziąć w (dodatkowy) cudzysłów – ta żonglerka językiem jest przemocą wobec ludzkiego losu,
ludzkich uczuć, potrzeb, dokonywaną poprzez przemoc na języku i za pośrednictwem niszczenia
języka.4
Chcę zatem ten właśnie mój osąd poddać Państwa polemice: że język, orzekanie, jako
przekaz prawa-kultury-etyki ponosi odpowiedzialność za owe przesunięcia w fenomenie
„upublicznienia” oraz w postaci homo legalis, oba stanowiące o wykluczeniu ze wspólnoty równych
wobec prawa. Religia może lub musi – w jej roli przewodniego elementu kultury – być czynnikiem
współdecydującym. Głos, który jak wierzę, zgodziłby się z takim rozróżnieniem to głos jednej z
bohaterek, dojrzałej lesbijki. Nie widząc sprzeczności pomiędzy swym homoseksualizmem a swą
religijnością, jedno i drugie – w ich właściwej, nie przemocowej formie – definuje ona jako miłość. I
związki ludzkie i relacja do Boga mogą być zdeprawowane, będąc zaprzeczeniem miłości. „Czy
możemy być razem, nie odchodząc jednocześnie od Boga?” – to pytanie młodych kobiet pada kilka
razy. Odpowiedzią jest tytuł filmu, w którym dżihad zrywa z kital (walka zbrojna) czy talab (ofensywą),
a traktuje o postawie, o dążeniu do godnego/szczęśliwego życia – dżahada.
4
Na ten temat por. np. J. Butler, Walczące słowa. Mowa nienawiści i polityka performatywu, tłum. A. Ostolski,
Wyd. KP, Warszawa 2010, szczególnie rozdz. 2-3.
4