newslettera - Saletyńskie Spotkania Młodych

Transkrypt

newslettera - Saletyńskie Spotkania Młodych
-2-
Chrystus żyje – żyję i ja!
Życie jest najcenniejszą wartością. Może się to wydawać pustym frazesem, jednak z całą mocą mogę stwierdzić, że życie JEST najcenniejszą
wartością. Pokazał nam to wielokrotnie Jezus, w swoich słowach i na własnym przykładzie. On przecież mówił w kazaniu na Górze "Słyszeliście, że
powiedziano przodkom: Nie zabijaj, a kto by się dopuścił zabójstwa podlega sądowi. A ja wam powiadam, każdy kto się gniewa na swego brata,
podlega sądowi "(Mt 5, 21-22). Ktoś mógłby na te słowa się roześmiać,
jednak tak często ludzi bardziej rani przemoc psychiczna niż fizyczna.
Gniew jak wiadomo, jest rzeczą ludzką i naturalną, jednak brak wybaczenia, o który tu Jezusowi chodziło, jest czymś groźnym oraz wyniszczającym obie strony konfliktu. Nie da się być dobrym chrześcijaninem bez
przebaczenia.
Co ma do tego Wielkanoc?
Wspaniałym, dosłownym przykładem objawiającym wartość życia jest Niedziela
Zmartwychwstania.
To właśnie wtedy Jezus pokazał uczniom,
że żyje mimo męki i
ukrzyżowania! Uczniowie bali się widząc
swego Mistrza, który
dogorywał na Krzyżu.
Było to naturalne i
ludzkie, rozbiegli się, by potem spotkać się w jednym miejscu. Można domniemywać,
że bali się nieznanego, mogli się zastanawiać czy ich dotychczasowe życie
nie było fikcją, może również czuli się oszukani. I właśnie wtedy Jezus
pokazał im, że żyje! Tchnął w nich wiarę, upewnił w ich dotychczasowym
życiu. Było to dla Apostołów niesamowicie potrzebnae, pokazało im znowu
-3-
radość życia i radość Ewangelii. Można spytać, „radość Ewangelii cóż to
takiego?” To nic innego, jak nasza wiara, żywa, prawdziwa i ciągle rozwijająca się. Chrześcijaństwo to przecież religia żywych, a nie umarłych.
My, żywi ludzie dążymy do zbawienia, lecz po śmierci czeka nas już tylko
Sąd, a po nim albo wieczna radość lub potępienie.
Pro life
Chrześcijanie są pro life! My ludzie Boga, wierzymy, że życie ludzkie
trwa od poczęcia, aż do naturalnej śmierci. Wszystkie więc próby przerwania tego życia, czy też przez aborcję, czy eutanazję, są grzechem
przeciwko piątemu przykazaniu. Nie można tego wytłumaczyć dobrem
matki lub pomocą w cierpieniu. To jest zabójstwo! Co my jednak możemy
zrobić w tej sprawie? Nie każdy z
nas będzie lub jest
lekarzem,
politykiem, czy osobą duchowną, która będzie głośno sprzeciwiała się tym aktom. Jednak każdy
z nas jest katolikiem i każdy może modlić się w intencji dzieci poczętych, bądź osób nieuleczalnie chorych. Polecam szczególnie dzieło Duchowej
Adopcji
Dziecka
Poczętego
(http://
duchowaadopcjadziecka.wordpress.com/ ). Jest to piękny przykład na to,
że wielu katolikom bliskie są problemy aborcji i chcą wspierać walkę z nią
swą modlitwą. Na pewno podniosłyby się tu głosy, aby zalegalizować aborcję, na dzieciach poczętych w wyniku gwałtu. Zadam jedno proste pytanie, które odpowiada na to zagadnienie: Gdybyś Ty był lub była poczęta
podczas gwałtu, dałabyś/dałbyś się zabić…?
Życie jest piękne
Tak życie jest piękne. Człowiek żyjący wartościami, dobrocią i Miłością
dostrzega wokół siebie, to czego nie widzą inni. Dostrzega piękno w szarym, codziennym świecie. Widzi przebłysk słońca podczas zachmurzonego dnia. Jak do tego dotrzeć ? Nic prostszego! Zaufać, uwierzyć i powierzyć swoje życie Bogu!
Dawid
-4-
JESZCZE WIĘKSZY POST!
POST! MODLITWA! JAŁMUŻNA!
Te trzy słowa kojarzą się większości z nas
jedynie z okresem Postu, który dobiega
końca. Dzień 13 luty to ważna data w
moim kalendarzu. Wtedy, to rozpoczął się
Wielki Post. Czas dla mnie zwolnił, wiele
rzeczy mniej ważnych w tym szczególnym okresie odeszło w zapomnienie. Podjęłam istotne decyzje dotyczące swojego
życia, lecz zastanawiam się czy z dniem 31 marca te wszystkie inicjatywy nadal będą trwały, czy moja chęć zmiany trwała jedynie 40 dni?! Nie wiem czy jestem na tyle wytrwałą
osobą, by kontynuować wolontariat, który jest zobowiązaniem na cały rok, nie tylko na
okres Postu. Udzielając się w różnych organizacjach dajemy coś z siebie, nie żądając nic w
zamian. Ja jednak wysunę twierdzenie, że będąc wolontariuszką ja otrzymałam coś bardzo
cennego: miłość, przyjaźń, radość i uśmiech. Kościół w tych 40-tu dniach nawołuje nas do
postu, modlitwy i jałmużny. Zastanówmy się nad tym, by przedłużyć ten okres i zmienić
40 na 365 dni. Taka inicjatywa kosztuje niewiele, ale potrafi zdziałać cuda w życiu każdego człowieka. Bardzo gorąco zachęcam Was, przyjaciele do wstąpienia do wolontariatu w
swoich miejscowościach. Jest to piękne doświadczenie, dzięki któremu zdobywamy miłość
i przyjaźń drugiego człowieka, ale również działaniem w wolontariacie zbliżamy się do
Jezusa, który nakazywał nam miłować bliźnich. Życzę Wam, aby Zmartwychwstały Chrystus działał w Waszym życiu cuda codziennie i abyście nie zatracili się w szarości dnia codziennego, ale dostrzegali, że Krzyż to Miłość.
Kora
-5-
Woda Życia – w Wielkanocny
Poniedziałek nie bądź suchy!
Woda wypłynęła z boku Chrystusa w Wielki Piątek, choć dopiero w Wielkanoc ujawnia w
pełni swą moc oczyszczania i wspomagania odradzającego się na wiosnę życia.
„Lany Poniedziałek” „Dzień św. Lejka”
lub „Śmigus- dyngus”
W różnych rejonach Polski, inaczej
określany jednak nikomu nie mógł ujść na
sucho. Wśród pisków, krzyków, szamotaniny
i śmiechu najchętniej urządzano dyngusa ładnym i lubionym pannom. Ta z dziewcząt,
której nie oblano wiadrem wody albo nie
wrzucono do rzeki, stawu czy chociażby koryta do pojenia bydła, czuła się obrażona.
Oczywiście zwyczaj ten nie ogranicza się tylko do polewania wodą młodych panien, obowiązywał
i obowiązuje wszystkich.
Śmigus- dyngus i dyngusowanie.
Śmigus polega na symbolicznym uderzeniu, smaganiu rózgą, palmą lub gałązką
po nogach, co symbolizowało oczyszczenie z zimowego brudu i grzechu. Natomiast dyngusem nazywano przymusową
kąpiel, która również miała symboliczne
znaczenie. Od powyższych psikusów można było się wykupić na przykład: jajkami,
kiełbasą czy ciastem i ten ostatni nazwany
został dyngusowaniem. Z czasem te dwa odrębne zwyczaje zostały połączone w jeden i dziś
funkcjonują pod nazwą Śmigus-dyngus.
-6-
Świecenie pól
W Poniedziałek wielkanocny o świcie gospodarze ( na południu Polski czynią tak do dziś)
kropili swoje pola wodą święconą, żegnali się znakiem krzyża, modląc się wbijali w ziemię krzyżyki z palm, aby zapewnić urodzaj i pomyślność w pracy, a także chronić zasiewy przed gradem i
zarazą. Błogosławiono ziemię i przyszłe zbiory, objeżdżając pola w procesji na koniach.
Warto pielęgnować owe tradycje, należy jednak w wszystkich zachować umiar i zdrowy
rozsądek. Pomimo, że w tym roku wiosna nas nie rozpieszcza, a zima nie chce od nas odejść, nie
należy świątecznych zwyczajów zaniechać. Zamiast polewać się wodą możemy użyć śnieżnych
kulek, gdyż stan skupienia wody nie gra roli.
Kasia
Święty Franciszek – świadectwo niezbędne naszym czasom!
Św. Franciszek z
Asyżu to jeden z najbardziej znanych świętych w
dziejach Kościoła. Wszyscy znamy jego historię –
był synem bogatego kupca. Młodość spędził na
beztroskich zabawach i
cieszeniu się dostatnim
życiem. Miał mnóstwo pieniędzy, którymi lubił dzielić się ze swoimi przyjaciółmi, często fundując im
różne atrakcje podczas
wspólnych hulanek - jak
widać nigdy nie był zbytnio przywiązany do bogactwa. Jego historia odmieniła
się, gdy podczas wojny między Asyżem a Perugią, która dla rodzinnego miasta
Franciszka zakończyła się klęską, młodzieniec trafił do niewoli. Więzienie oraz
-7-
choroba, która dopadła go w niedługim czasie, zmieniły myślenie Franciszka. Po
wykupieniu go z niewoli przez ojca, słaby i wymizerowany zaczął patrzeć inaczej na świat - wydawał mu się on obcy i inny. Po jakimś czasie jednak odzyskał
równowagę, a zafascynowany nowymi snami o chwale, postanowił udać się do
Apulii aby zdobyć tytuł rycerski. Podróż Franciszka, została przerwana niezwykłym wydarzeniem. Tak opisuje to br. Andrzej Zając:
„(...)podczas snu usłyszał głos:
- Franciszku, komu lepiej służyć: panu czy słudze?
Franciszek odpowiedział:
- Panu.
- Dlaczego, więc dla sługi opuszczasz pana i księcia dla poddanego?
Franciszek nie namyślając się wiele, zapytał:
- Co chcesz, Panie, abym czynił?
- Wracaj do domu, tam zrozumiesz więcej”.
Zrozumiał wtedy, że wielkość, do której dąży nie jest tą wielkością, która jest
mu przeznaczona.
Wiesz, co najbardziej ujmuje mnie w tym
fragmencie? To, co u św.
Józefa – wrażliwość na
głos Pana, tak wielka
wrażliwość, że nawet sen
został przez Franciszka
trafnie odczytany jako
pomoc w odnalezieniu
sensu swego życia. Niesamowite!
Chyba to polecenie nie
było trudne do rozszyfrowania, więc ciężko byłoby je źle odczytać. Bóg dał jasne wskazanie, wystarczyło okazać posłuszeństwo i wykonać. Później, w następnym objawieniu, dla Franciszka pojawiły się przysłowiowe „schody”:
Kiedy młodzieniec powrócił do Asyżu i rozpoczął swoją działalność na rzecz
ubogich i odrzuconych, siłę do posługi czerpał z modlitwy. Często zaglądał do
pobliskiego kościoła w San Damiano. Podczas jednego z modłów, Święty doznał
wizji przemawiającego do niego Chrystusa, polecającego mu naprawę Kościoła,
bo ten chyli się ku upadkowi. Franciszek musiał być naprawdę szczerym i prostym młodym mężczyzną, skoro znów słowa Jezusa wziął dosłownie do siebie.
Bez wiedzy ojca sprzedał część jego płócien, a uzyskane pieniądze ofiarował
kapłanowi kościoła San Damiano, aby ten przeznaczył je na remont. Gdy ksiądz
-8-
nie chciał ich przyjąć, Franciszek wrzucił je do kościoła przez okno!
Nie poraża Cię jego determinacja? Niesłychane, jak wielkie umiłowanie
służby Jezusowi i ludziom narodziło się w sercu tego młodzieńca. I cóż z tego,
że dopiero po usłyszeniu pewnego
razu fragmentu z Pisma Św. o głoszeniu Ewangelii i wzywaniu do nawróceniu Franciszek zrozumiał, co
Jezus miał na myśli, polecając mu
odbudowę swojego Kościoła. Ważne, że Święty chciał podjąć wyzwanie, misję daną mu przez Pana!
I wyruszył. Opuścił rodzinę, majątek, przyjaciół. Dał się ponieść woli
Boga, przygotowanego planu na jego życie. Franciszek nie pytał, czy
będzie mieć co jeść, gdzie spać.
Nie pytał, czy jest dostatecznie
dobry lub wykształcony do takiej
misji, czy aby na pewno to on powinien iść tą drogą, lub czy da sobie radę. On nareszcie widząc jasno cel w
swoim życiu, bezwarunkowo zaufał i zawierzył się Panu i poszedł za Nim.
Zauważ – ile razy słyszałeś Ewangelię w Kościele? Ile razy brałeś w ręce Pismo
Święte i je czytałeś?
Franciszkowi wystarczył jeden krótki, prosty fragment, aby rzucić wszystko i
pójść za swoim powołaniem. I jak nie zachwycać się wielką Mocą Słowa Bożego?
Jak tę Moc można jeszcze kwestionować?
Wygląda na to, że wystarczy Jezusowi uwierzyć, aby ujrzeć sens własnego życia. Tylko… i aż. Brakuje nam prostoty i zawierzenia św. Franciszka. Za
bardzo skomplikowany wydaje się dzisiejszy świat, aby takie podejście mogło
wystarczyć, co? Nic bardziej mylnego. To, jak podchodzimy do świata pokazuje, czy to my podporządkowujemy świat sobie, czy dajemy sobą bezwiednie
kierować i jesteśmy marionetkami współczesności.
I Franciszek wyruszył. A za nim wyruszyli kolejni, zapatrzeni w przykład Świętego, pragnący go naśladować i żyć tak jak on. I tak narodził się Zakon franciszkański, potem siostry klaryski, następnie tercjarze i wiele, wiele innych
wspaniałych wspólnot zakonnych oraz świeckich, żyjących do dziś wg Reguły
napisanej przez Biedaczynę z Asyżu. Niesamowite, że mimo tak ogromnego postępu świata, wciąż szczęście i spełnienie życiowe mogą zapewnić te same zasady, nieprawdaż?
-9-
Zdumiewa mnie zawsze to, jak bardzo Franciszek zakochał się w Bożej
Miłości i jak tę Miłość dostrzegał w każdym elemencie świata – w przyrodzie, w
drugim człowieku, zwłaszcza tym opuszczonym i odrzuconym… Mówił: „Bóg jest
radością. Dlatego przed swój dom wystawił słońce.” Tak też Franciszek stał się
dla ludzi prawdziwym Słońcem, oświetlającym drogę do domu Pana Boga, aby
tak jak on mogli inni rozpoznać swoją życiową ścieżkę i prosto nią podążać do
celu. Wydaje się, że dziś historia zatacza koło. Niedawno na Stolicę Piotrową
został wybrany kardynał z Argentyny – z zupełnie innego świata niż Europa.
(Czyż dla trędowatych i opuszczonych, bogacz
z Asyżu nie wydawał się kimś jakby z innej planety? A jednak przemawiająca przez niego miłość i pragnienie pomocy w niedoli czynią ich
braćmi.) Papież przyjmuje imię Franciszek,
dzięki czemu przypomina wszystkim katolikom,
kim był ten wspaniały święty. Odnawia naszą
nikłą wiedzę o Biedaczynie z Asyżu, zdobytą w
liceum podczas omawiania fragmentów
„Kwiatków św. Franciszka”. Ciężko na razie
oceniać, jak wierny jest papież przyjętemu
przez siebie patronowi – czas pokaże, choć na
pewno takie gesty jak Msza Święta w Wielki
Czwartek odprawiona w więzieniu i umycie nóg
tamtejszym kobietom (co uczynił jako pierwszy
papież w historii) budzi nasz szacunek i uznanie oraz przypomina postawę św. Franciszka
sprzed ośmiu wieków.
Nie pozostaje nam Kochani nic innego jak
wspierać papieża Franciszka naszą modlitwą i prosić jego patrona, abyśmy potrafili uczyć się tej prostej i bezwarunkowej Miłości, jaką on odbudował znajdujący się w potężnym kryzysie Kościół. Bo jak Papież Franciszek u progu swego pontyfikatu zaznaczał, „Zaczynamy tę drogę w Rzymie, biskup i lud razem,
drogę braterstwa, miłości, zaufania między nami.”
Każdy z nas powinien stać się jak św. Franciszek, aby wspólnie z Papieżem obudować Kościół na fundamentach miłości i wzajemnej posługi.
Ania
-10-
Warto odwiedzić:
Misjonarze Saletyni
Blog Powołaniowy
Wiara.pl
Opoka
Katolicka Agencja Informacyjna
Internetowa Liturgia Godzin
Bosko.pl
Śpiewnik
Ichtis
Duchowy.pl
Powołanie.pl
Mateusz
Biblia Online
Katechizm Online
Franciszek.pl
Bliżej Boga
Modlitwa Serca
Saletyńskie Duszpasterstwo Powołań
Magazyn Muzyczny RUaH
SŁOWO NA DROGĘ:
„Zawsze się radujcie”
(1 Tes 5, 16)
-1 6-