zapisz jako pdf

Transkrypt

zapisz jako pdf
Aktualności
2016-01-30
Najmilsza jest polska publiczność
Rozmowa z Ireną Santor, która 16 stycznia wystąpiła w kościele poewangelickim w
Miłosławiu. Ten styczeń jest dla pani intensywnym miesiącem. Za tydzień odbywa się koncert
Budzimy Mariusza, a parę dni później odbierze pani wyjątkowe wyróżnienie – „Gwiazdę
dobroczynności”. Często angażuje się pani w takie akcje?
To się dzieje właściwie z automatu. Ja nawet nie zdawałam sobie sprawy, w ilu takich akcjach biorę
udział. To jest takie oczywiste – ktoś się zgłasza, sprawa jest ważna i się idzie. A potem się tego
uzbiera sporo i ludzie mówią: „Ajajaj, dużo tego było”. Miło mi jest wtedy bardzo, że mogłam być
użyteczna. Styczeń jest dla mnie bardzo trudnym miesiącem – z różnych powodów, ale
obiektywnych. Śpiewa pani od 60 lat i występowała pani na wielu festiwalach, koncertach na całym
świecie. Są jakieś miejsca, które szczególnie zapadły pani w pamięci?
Oczywiście, że tak. Spodziewacie się pewnie, że powiem: „A za granicą, w takim to, a takim miejscu”.
Bywało też, że było to za granicą, ale tak naprawdę dla mnie najmilsze kontakty są z polską
publicznością. Brzmi to wręcz kokieteryjnie i banalnie, ale taka jest prawda. Występuję w różnych
miejscowościach, dużych i małych, śpiewam zarówno w dużych, jak i maleńkich salach. Co los mi
przyniesie.
Czy jest coś w muzyce, co ciągle panią zaskakuje? Albo ma pani ochotę iść w jakąś inną
stronę?
Oj, przez tak długie życie wielokrotnie miałam ochotę iść w inną stronę (śmiech). Całe życie
marzyłam, aby mieć taki piaseczek w głosie, jaki ma Ewa Bem. Chciałam śpiewać tak ostro, jak
śpiewają rockowcy, ale nic z tego nie wychodzi. Dlatego że Bozia dała takie, a nie inne struny, dała
taką barwę, taki tembr głosu, taką osobowość, że tego się podrobić nie da. Dlatego pozostaje mi
tylko podziwiać ten piaskowy śpiew Ewy Bem. Zresztą cudnie śpiewa.
Czego prywatnie pani słucha?
Przeróżnych rzeczy. Nadrabiam zaległości. Kiedyś nie było czasu na przyjemności, mieliśmy strasznie
dużo koncertów. Powiedziałabym, że występowaliśmy na akord. W trasie grało się 25-30 koncertów w
ciągu dziesięciu dni. Wracało się do domu, a zaraz potem nagrywało się piosenki do radia, na płyty.
Było bardzo mało czasu, żeby chodzić i słuchać, jaką najwspanialsi stworzyli muzykę. Zawsze z
przypadku tylko słuchałam wielkich głosów. Teraz chodzę systematycznie do filharmonii, opery i
pławię się w tym. Dosłownie się pławię. Muzykę rozrywkową jako tako znam i wiem, co w branży gra.
Mniej więcej. Gubię się tylko w tych najmłodszych rocznikach. Nie wiem, kto jest kto. Nie pamiętam
nazwisk, a co gorsza nie pamiętam osobowości tych ludzi. Nie wiem, do kogo przykleić jakąś
cechę. Żałuję bardzo, że moi młodzi koledzy nie dbają o osobowość, aby się czymś wyróżnić. Ciągle
widzę te same uczesane fryzury, takie same kroje sukienek, wszystkie są bardzo szczupłe i wszystkie
są bardzo ruchliwe i wszystkie są szalenie seksi. Mnie to w ogóle nie obchodzi. Chyba że od czasu do
czasu zjawi się ktoś kto ładnie zaśpiewa. Kiedyś słuchałam koncertu, w którym Ania Wyszkoni
zaśpiewała piosenkę góralską „Oj maluśki, maluśki”. Pamiętam, że się wtedy popłakałam. Było
czyściutko jak Pan Bóg przykazał, białym głosem. Myślałam, skąd ta dziewczyna ma tyle sił, tyle
świadomości, że można śpiewać romantyczną piosenkę inaczej, a jak przychodzi do zaśpiewania
białym głosem, to ja to mam, czuję, wiem, jak to się robi. I to wtedy mnie zachwyca bardzo.
Odnośnie tych fryzur. Oglądając pani stare teledyski, można zaobserwować, że zawsze
wyróżniała się pani oryginalnymi fryzurami.
Muszę przyznać, że w telewizji bardzo dbano, aby każdy wyglądał inaczej. Chodziło im też o to, aby
podkreślać osobowość, aby się odróżniać czymś od innych. I to się udawało.
Rozmawiała Agnieszka Przysiuda-Zielkowska