tutaj
Transkrypt
tutaj
26 PIĄTEK, 6 lipca 2007 SŁOWO POLSKIE M GAZETA WROCŁAWSKA WSPOMNIENIA RZECZNEGO MUNDURKA www.gazeta.wroclaw.pl Huczny zlot absolwentów Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu Mocna przyjaźń rzecznych wilków ZDJĘCIA: MIKOŁAJ GŁOWACKI 60 LAT OD POWSTANIA Szkoła rozpoczęła działalność w 1947 roku. Dwa lata później wprowadziła się do budynku przy al. Bruecknera, gdzie istniała do 2005 roku. Stowarzyszenie Absolwentów TŻŚ chce reaktywować szkołę w zespole przy ul. Młodych Techników od września 2008. Tablicę pamiątkową na budynku, w którym mieści się teraz XIV LO, odsłonili: Waldemar Rybicki, prezes stowarzyszenia, Zdzisław Mordal, jeden z najstarszych absolwentów, i komandor Ryszard Zaremba. – Uczeƒ, stój, jesteÊ rozpoznany! – krzycza∏ ˚aba, wychowawca z internatu. – Klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi – zapisywa∏ w dzienniku Stachu od historii Anna Gabińska czasach rozkwitu szkoły przy al. Bruecknera zawody: marynarz wód śródlądowych i monter urządzeń kadłubowych zdobywało 1400 uczniów. Połowa mieszkała w internacie. Sami chłopcy zcałej Polski. Kto przetrwał egzaminy wstępne i jakoś potem ciągnął w szkole, mógł liczyć na stypendium i mundur (z bielizną i kurtką na zimę). – Część naszych wilków szuwarowo-bagiennych nie umiała na początku jeść nożem i widelcem – śmieje się rusycystka Barbara Zelkowier. W szkole poznała męża Włodzimierza, który uczył fizyki i elektrotechniki. Tak się im spodobała atmosfera w technikum, że posłali tam syna. Skończył Akademię Morską w Szczecinie i pływa na statkach handlowych po Morzu Północnym. W Wielka nieskończoność Wielu absolwentów pracuje w swoich zawodach. Ale z TŻŚ wyszli też humaniści. Roman Kołakowski został poetą i pieśniarzem. A Ryszard Faron rozpoczął karierę aktorską w „Barwach ochronnych” Zanussiego i w „Przepraszam, czy tu biją” Piwowskiego. – To wszystko przez teatr poezji Sylaba 68 – tłumaczy Marian Czerski, absolwent z roku 1977, którego można oglądać w „Mayday” w Teatrze Polskim. Mówi, że dzięki szkole zobaczył, jak wygląda pociąg, bo przyjechał tu z Lubelszczyzny. Aktor i maratończyk. Do dziś ma sentyment do żeglowania. – Jak zacząłem recytować Majakowskiego, Gałczyńskiego, to już w trzeciej klasie wiedziałem, że marynarzem nie będę. Czerski pamięta panią od matematyki Jadwigę Żuraw. – Kiedyś stałem przy tablicy dość długo przy zadaniu, więc wypaliła: – Ty sobie nieskończoności nie wyobrażaj, bo zwariujesz! Klasa miała ubaw po pachy. Kalesonki komandora – To była troskliwa mamuśka – śmieje się komandor Ryszard Zaremba, kolega Czerskiego z równoległej klasy. Krótko zabawił w Sylabie, bo nauczyciel od orkiestry szkolnej wypatrzył, że gra na akordeonie i wziął go pod swoje skrzydła. Komandor przyjechał do szkoły na egzaminy wstępne, choć dostał się z konkursu świadectw do prestiżowego VIII LO w Poznaniu, gdzie mieszkał. I do liceum plastycznego, bo zrobił 10 dobrych rysunków. – Gdy wróciłem na lekcje po przeziębieniu, przy wszystkich kolegach na godzinie wychowawczej matematyczka kazała mi pokazać, czy mam kalesonki, bo napodwórku było minus 8 stopni! Do dziś słyszę, jak towarzystwo rżało – wspomina Zaremba. Skończył Wyższą Szkołę Morską w Gdyni i pracuje w Ministerstwie Obrony Narodowej w Warszawie. Odpowiada za marynarkę wojenną. Mieszkał w internacie. Ze wszystkich wychowawców pamięta najlepiej Józefa Kuska, zwanego Żabą. Był zwyczaj, że ci, którzy mieszkali na parterze, pomagali wejść spóźnialskim do internatu. Wystarczyło rzucić kamieniem w pierwsze lepsze okno, a ktoś już otwierał to w łazience na dole albo stołówce. Gdy chłopcy wracali z przepustki po przepisowej godz. 22, Żaba przebierał się w mundur marynarski i biegł podać pomocną dłoń. Potem znienacka zapalał światło i wszystkich spisywał. – Kiedyś kilku chłopców się zmówiło i przestawiło w nocy jego maleńki samochodzik – wspomina Zaremba. – Tak wcisnęli go między latarnię a drzewo, że Żaba pół dnia biegał w rozpaczy i nie dał rady stamtąd wyjechać. Słodka zemsta. Rybicki jako uczeń opuścił szkołę w 1978 roku. Wrócił na 7 lat w roli wychowawcy z internatu. Teraz jest kapitanem tankowca „Barbara J” i pływa po Renie od Antwerpii przez Rotterdam do Amsterdamu i z powrotem. Z dwoma kolegami z klasy. – Śmiesznie było znaleźć się w internacie po drugiej stronie – opowiada. – Na pierwszym dyżurze wyłapałem spóźnialskich, choć nie wkładałem munduru jak Żaba – uśmiecha się. – Nie wyciągałem też strasznych konsekwencji. Ale tępiłem palaczy. Dwa razy przeżyłem pożar. Gra była jasna. Jest miejsce do palenia, a za przyłapanie w pokoju – wyjazd ze szkoły. Kiedyś wpadam do pokoju, część lokatorów czmychnęła, w powietrzu siekiera, a niedobitek się zaklina, że nie palił. Był z drugiej klasy zawodówki, 16 lat. Nie chciałem mu uwierzyć, ale wyznał: – To nie mogłem być ja, rzuciłem palenie dwa lata temu! To mnie rozbroiło – przyznaje kapitan. W 1992 roku utworzono profil ochrony środowiska. – Nie żałuję, że wybrałam się tutaj – podkreśla Joanna Śliwa, jedna z pierwszych absolwentek, obecnie księgowa. – Nienawidziłam munduru, podobnie jak koleżanki. Ale zewsząd te spojrzenia chłopców. Coś niesamowitego. • Bogusław Korol, zwany Bogusiem, przez 47 lat opiekował się wychowankami w internacie. Na zlocie, jak za czasów świetności szkoły, wprowadził i wyprowadził sztandar. Aleksandra Rzewuska (po mężu Czekańska) tylko dwa lata była wychowawczynią Stanisława Umińskiego. Bo tyle też uczyła niemieckiego w szkole. Ale wszyscy ją doskonale zapamiętali. Nie było ucznia, który by się w niej nie podkochiwał. Śledztwa Stacha Ciekawym przedstawicielem grona pedagogicznego był Stachu, profesor od historii, Stanisław Waszczyński. Wielbiciel Piłsudskiego, poeta. – Słynął z oryginalnych wpisów do dziennika – wspomina Waldemar Rybicki, prezes Stowarzyszenia Absolwentów TŻŚ. – „Klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi. Śledztwo trwa”. Inni nauczyciele czatowali na przerwie na dziennik po jego lekcji, żeby sobie poczytać. Marian Czerski, aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu, na obiedzie w stołówce poczuł się jak za starych czasów, gdy trzy posiłki dziennie jadał tam z 700 kolegami z internatu.