1 Bal i modlitwa
Transkrypt
1 Bal i modlitwa
taniec w ruinach 4-168 20/06/2007 15:41 Page 9 1 Bal i modlitwa Oriechowo, Czeczenia, grudzieƒ 1994 Dla uczczenia Nowego Roku szko∏a we wsi Oriechowo przygotowuje si´ do zorganizowania balu. Jest grudzieƒ 1994 roku w m∏odej Czeczeƒskiej Republice Iczkerii*. Czternastoletnia dziewczyna przeglàda si´ w starym lustrze, podziwiajàc wspania∏à sukni´, którà jej matka w∏asnor´cznie wyszykowa∏a na t´ okazj´. To b´dzie jej pierwszy bal. I tak si´ z∏o˝y∏o, ˝e jeszcze nigdy nie czu∏a si´ równie pi´kna. Na pustym strychu wcià˝ jeszcze budowanego domu wyobra˝a sobie fryzur´, kolor pomadki do ust i bi˝uteri´ pasujàcà do sukni. Wspominajàc bohaterki To∏stoja i Lermontowa, widzi si´ w taƒcu poÊród przyjació∏ z Oriechowa, niczym ksi´˝niczka na salonach Sankt Petersburga. Nigdy takiej sukienki na sobie nie mia∏am. Tamtego roku nie by∏o ˝adnego balu. Prawd´ mówiàc, nie by∏o ju˝ wtedy nawet szko∏y. Po prostu w grudniu 1994 roku armia rosyjska najecha∏a na m∏odà Czeczeƒskà Republik´ Iczkerii. I zniszczy∏a nie tylko nasze miasta i wsie, nasze tradycyjne wie˝e i nasze domy, ale zatru∏a te˝ nasze dusze. Nasze twarze przes∏oni∏ g∏´boki cieƒ, odró˝niajàcy nas od innych, normalnych ludzi – dzieci pokoju. Wojna? Nie mia∏am najmniejszego poj´cia, czym tak naprawd´ mo˝e byç. Dalekie zdarzenia, o których mówiono czasem w telewizji, ob* Iczkeria to dawna turecka nazwa Czeczenii; powrócono do niej w deklaracji niepodleg∏oÊci z 1991 roku, aby podkreÊliç wag´ tego aktu, nieuznanego zresztà przez Rosj´ (przyp. t∏um.). taniec w ruinach 4-168 10 20/06/2007 15:41 Page 10 Taniec w ruinach ce nazwy wy∏awiane z relacji radiowych: Kabul, Vukovar, Sarajewo... Albo pe∏ne chwa∏y wspomnienia o Wielkiej Wojnie Ojczyênianej, którymi karmiono nas a˝ do md∏oÊci w okresie Zwiàzku Radzieckiego. Nic nie przygotowa∏o naszego pokolenia do rzeczywistoÊci wojny. Nie wiedzieliÊmy te˝, gdzie si´ zwróciç, kogo poprosiç o pomoc. Na wojnie wszystko jest straszne, ale najgorsza wed∏ug mnie jest ta bezgraniczna samotnoÊç, jakiej ka˝dy doÊwiadcza w swej najg∏´bszej istocie, nawet wtedy, gdy w piwnicy o wymiarach trzy na trzy metry stoi ÊciÊni´ty wÊród pi´tnastu czy dwudziestu ludzi. Przypominam sobie dok∏adnie pewnà noc, na poczàtku konfliktu, pod koniec grudnia 1994 roku. By∏a pe∏nia ksi´˝yca. Kobiety zebra∏y si´ przy drodze, a potem posz∏y pomodliç si´ razem nad rzeczk´, która przep∏ywa przez Oriechowo. Chcia∏y wezwaç Matk´ Wodnà, bogink´ pogaƒskà wywodzàcà si´ z czeczeƒskiej tradycji, wydobytà z czasów przedislamskich, o której sàdzi∏am, ˝e dawno ju˝ zosta∏a zapomniana. Nasze kobiety naradzi∏y si´ i zdecydowa∏y, ˝e sieroty – moja kuzynka, która nie mia∏a obydwojga rodziców, i ja, która nie mia∏am ju˝ ojca – na pewno bardziej rozczulà owà tajemniczà Matk´ Wodnà. Gdy wi´c zesz∏yÊmy na brzeg rzeki, to w∏aÊnie kuzynka i ja musia∏yÊmy wyg∏aszaç proÊby i b∏agania. Kobiety tak bardzo naciska∏y, abym nie przerywa∏a tych litanii, jakby los ca∏ej Czeczenii spoczywa∏ na moich wàt∏ych ramionach. Nie wiedzia∏am, co mówiç, a jeszcze mniej, do kogo si´ zwracaç. Nie by∏am w stanie si´ skoncentrowaç. Mia∏am ÊwiadomoÊç, ˝e i tak nic to nie zmieni w losie mojego narodu. I zastanawia∏am si´, co o tym pogaƒskim obrzàdku pomyÊli sobie Allach. Czy rozgniewa si´ na to ba∏wochwalstwo? Naprawd´ nie by∏o potrzeby, aby do wÊciek∏oÊci Rosjan dorzucaç jeszcze gniew Boga. Wydawa∏o si´, ˝e okràg∏y, ogromny ksi´˝yc za chwil´ zwali si´ na nasze g∏owy. OÊwietla∏ ca∏à scen´ jakàÊ surrealistycznà poÊwiatà. Ânieg pokrywajàcy drzewa i dachy domów lÊni∏ jak morze diamentów. Wszystko by∏o majestatyczne, nieruchome, zimne, jakby czas zastyg∏ w okowach mrozu. Cisz´ màci∏ tylko delikatny szum wody i szepty kobiet. Z daleka, niczym echo, dochodzi∏y przyt∏umione odg∏osy wybuchów – tej muzyki Êwiata cierpieƒ i Êmierci, która tego wieczoru brzmia∏a jakoÊ zadziwiajàco ∏agodnie. taniec w ruinach 4-168 20/06/2007 15:41 Page 11 Bal i modlitwa 11 Nasze kobiety, z zamkni´tymi oczyma i r´koma wyciàgni´tymi ku niebu, przypomina∏y antyczne posàgi, rozstawione nad tà rzekà po wieczne czasy, tyle˝ pe∏ne godnoÊci, co bezu˝yteczne. Nie widaç by∏o najmniejszego ruchu; tylko ich usta porusza∏y si´, b∏agajàc szeptem Matk´ Wodnà lub Allacha, aby uratowali Oriechowo i naszà m∏odà republik´. W pewnej chwili przesta∏am si´ modliç. Patrzy∏am tylko zdr´twia∏a na ich trupioblade twarze i ca∏y ten niesamowity spektakl naszej osamotnionej spo∏ecznoÊci. Mo˝e to dziwne, ale w∏aÊnie wtedy zrozumia∏am, nie intelektualnie, lecz intuicyjnie, wszystkimi porami mojej skóry, ˝e my, Czeczeni, jesteÊmy sami na tym Êwiecie i ˝e zawsze ju˝ takimi pozostaniemy, ˝e nikt, naprawd´ nikt nie przyjdzie nigdy, ˝eby nam pomóc. To poczucie ju˝ mnie póêniej nie opuszcza∏o, nawet gdy moi przyjaciele nieustannie i z wielkim zaci´ciem przekonywali, ˝e Europa, wspólnota mi´dzynarodowa, Stany Zjednoczone, nasi „bracia muzu∏manie” lub „rosyjscy demokraci” po∏o˝à w koƒcu kres naszej drodze krzy˝owej. Wróci∏yÊmy o Êwicie. Jak zawsze, gdy w domu by∏o du˝o ludzi, spa∏am w jednym ∏ó˝ku z mojà kuzynkà. Przytuli∏a si´ do mnie, nic nie mówiàc. Mia∏a lodowate r´ce i stopy. Próbowa∏am jà rozgrzaç. W pewnej chwili przerwa∏a milczenie, mówiàc swoim cienkim g∏osikiem: – Milana? – Tak? – MyÊlisz, ˝e ona nam pomo˝e, ta Matka Wodna? Czu∏am, ˝e zbiera jej si´ na p∏acz. Po chwili odpowiedzia∏a sama sobie: – Wiem, ˝e nie. Tak tylko zapyta∏am. Reszt´ nocy sp´dzi∏yÊmy z szeroko otwartymi, wilgotnymi od ∏ez oczami, wpatrzone w sufit. Ka˝da w swoim Êwiecie.