Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Transkrypt
Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Kartka z pamiętnika Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: wikime Dzisiaj pojechaliśmy na wycieczkę do białego kanionu. Wyjechaliśmy o 6.30 jeepem razem z parą małżeństwa i ich 27-letnią córką. Na szczęście mieli poczucie humoru i ciekawe historie do opowiedzenia, więc przez całą jazdę mieliśmy dobre towarzystwo. Przez większość czasu podróżowaliśmy normalną drogą, a potem skręciliśmy na pustynię. Tu wszędzie rozpościera się pustynia, oprócz okolic Nilu i oaz — są kamieniste, tylko gdzieniegdzie widać piasek. Po pięciu minutach dotarliśmy do wejścia do kanonu, gdzie trzeba było się złapać liny i po odepchnięciu się nogami od skały opuścić na dół niby piętnastu metrów, ale dla mnie to było góra dziesięć i na końcu była drabinka. Moja mama trzęsła się i bała. Mówiła, że nie da rady, ale poradziła sobie. Potem tylko wspinaliśmy się po skałach i między nimi, schodziliśmy w dół i w górę. Mieliśmy fajnego przewodnika (Egipcjanina mówiącego po polsku), który nam poopowiadał o Egipcie, islamie, tradycji i innych ciekawych rzeczach. Po całym dniu spędzonym z nim nawet wiem, gdzie mieszka, jak dużą ma rodzinę, poznałam też jego wuja i dostałam karteczkę ze swoim imieniem napisanym hieroglifami. A, i jeszcze zaśpiewał mojej siostrze sto lat po arabsku na szóste urodziny. W końcu doszliśmy do oazy, gdzie znajdowała się wioska Beduinów. Tam dostaliśmy herbatkę i kupiliśmy wielbłąda wyrzeźbionego z bambusa. Następnie wsiedliśmy jeepa i mieliśmy przejażdżkę po górach i dolinach pustyni. To było wspaniałe! Wytrzęsło nas porządnie, skakaliśmy na siedzeniach, po prostu frajda na maksa. Jadąc przez pustynię, dojechaliśmy do drogi, a stamtąd nad wybrzeże, gdzie w "restauracji" (całkowicie w egipskim klimacie, czyli brudno, no cóż) zjedliśmy "obiad". Potem był czas na nurkowanie. Zobaczyliśmy piękną rafę koralowa i mnóstwo różnorodnych ryb, a w głębinach pływało wielkie, nieznane mi morskie stworzenie. Po nurkowaniu pojechaliśmy do perfumerii i sklepów. Przed wieczorem byliśmy w hotelu, więc jeszcze zaliczyliśmy basen, a po kolacji poszliśmy spać. Niestety za wycieczkę, przebywanie w innej florze bakteryjnej i jedzenie w bardzo "przyjemnych" warunkach, musiałam zapłacić dość wysoką cenę. Rano obudziłam się z bolącym brzuchem, po czym wymiotowałam w toalecie. Z początku było mi niedobrze tylko trochę, ale potem zwijałam się z bólu. I tak cały dzień. Okazało się, że zachorowałam na tak zwaną "zemstę faraona". Na takie choroby żołądkowe pije się colę (czyli jak to hotelowa nazwała "udrażniacz do rur"). Jak na złość w hotelu mieli opóźnienie i nigdzie nie można było jej dostać. Tak więc zeszłam z rodzicami na śniadanie, by jedynie wypić jakąś Strona: 1/3 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl herbatę. Gdy poczułam jedzenie, zrobiło mi się niedobrze, więc wyszłam z tą herbatą do stolika na zewnątrz. Ale gdy moja siostra, Ola, przyszła z talerzem z omletem, by mi towarzyszyć, zatkałam sobie usta ręką, wzięłam klucz i pobiegłam do pokoju. Z pokoju więcej już nie wychodziłam. Rodzice przynieśli mi colę i herbatę, mama podała jakieś leki, potem dostałam jeszcze jakiś antybiotyk od rezydenta. Położyli mnie spać i poszli na basen. W tym czasie przyszedł hotelowy, by posprzątać. Kiedy dowiedział się, co mi jest, powiedział, że mi współczuje, pogłaskał mnie po głowie i przykrył. Gdy skończył sprzątać, przyniósł mi miętową herbatę, której sam zapach był dla mnie drażniący. Parę godzin później dostałam od niego jeszcze tabletkę na gorączkę i butelkę wody. W międzyczasie tata przyniósł mi cynamon i musiałam zjeść go całą łyżkę. Ohyda. Nie wiem, co z tego wszystkiego pomogło, ale wieczorem brzuch mnie już nie bolał, choć nadal pozostał wstręt do jedzenia. Dowiedziałam się, jak się czują anorektyczki — jakby jedzenie było trucizną, a sama myśl o nim odrzucała. Tak czy siak już wieczorem mogłam normalnie funkcjonować. Całe szczęście, bo o pierwszej w nocy wyjeżdżaliśmy do Kairu. W autokarze położyłam się na dwóch fotelach i przekimałam jakoś do postoju przed tunelem pod kanałem Sueskim. Nie wiem, czy pisałam, ale mieszkaliśmy na półwyspie Synaj (niżej znajduje się morze czerwone, przez które przechodził Mojżesz, w centrum góra, gdzie dostał dziesięć przykazań. Widziałam ją; jest porośnięta aromatyczną roślinnością, która wydziela zapach, po którym czuje się lekkość w głowie; jakby było się na haju. Dla niektórych to bluźnierstwo, ale niektórzy z miejscowych żartują, że Mojżesz był pod wpływem tego zapachu i sam sobie wykuł te dziesięć przykazań. Postój mieliśmy koło siódmej, a na przedmieściach Kairu byliśmy w okolicach dziewiętnastej. Kair to ogromne miasto. Dojechanie do centrum zajęło nam ponad godzinę. Mieszka tam około 27 milionów ludzi. Mam wrażenie, że mieszka tam większość Egipcjan, reszta w jakiś małych miasteczkach. W niektórych miejscach miasta jest pięknie, ale reszta jest brudna, wszędzie są śmieci. Na drodze nie ma żadnych zasad, żadnych. Każdy jeździ tak, jak chce. Nie ma przejeść dla pieszych, a autobusy jeżdżą z otwartymi drzwiami, więc można sobie w każdym momencie wysiąść. Nasz autokar lekko potrącił przechodnia, który się przewrócił. Moja mama była przerażona, że będziemy stać pół godziny, czekać na policję i tak dalej. Skądże. Kierowca i przewodnik wysiedli, podnieśli przechodnia, otrzepali i pojechaliśmy dalej. Pierwszym przystankiem było muzeum egipskie, w którym przed wejściem prześwietlili nas z trzykrotnie, czy nie mamy broni i zabrali aparaty. W środku niestety nie było może nudno, ale fascynująco też nie, przynajmniej dla mnie, ponieważ mam porównanie do muzeum w Londynie. Tak więc zobaczyliśmy sarkofagi, posążki, biżuterię, fragmenty piramid. Na koniec dostaliśmy przerwę dwudziestominutową. Do działu mumii można było kupić wstęp za 100 funtów (50zl). Ponieważ widziałam mumie w Londynie i mieliśmy mało czasu, nie skorzystaliśmy. Obejrzeliśmy za to zmumifikowane zwierzęta, a później biegliśmy na zbiórkę. Po muzeum odbyliśmy rejs po Nilu. Jak wszystko tutaj, stateczek był niezwykle "luksusowy". Wczoraj nuciłam cały dzień arabską piosenkę, która tam leciała. Jakoś wpadła w ucho, mówiła coś o Izraelu. W końcu dopłynęliśmy do restauracji, tym razem porządnej. Jakże rozkoszowałam się łyżką ryżu i kromką ichniego chlebka… Nie zrozumcie mnie źle, było mnóstwo innych rzeczy, tylko, że mój żołądek ich nie akceptował. Po obiedzie pojechaliśmy zobaczyć piramidy. Nareszcie! Autokar podjechał za pozwoleniem Strona: 2/3 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl strażników (z pomocą łapówki, oczywiście) pod samą piramidę Cheopsa. Są tam barierki, ale dlatego, że trzeba mieć bilet. My mieliśmy. Pod piramidą było pełno handlarzy, którzy bardzo nas zdenerwowali. Ty oglądasz piramidy, a za tobą idzie taki handlarz i nawija, bylebyś tylko coś kupiła; drugi z wielbłądem, żebyś się przejechała; trzeci, że może zrobić ci zdjęcie, a czwarty znów chce ci wcisnąć jakieś pamiątki. Ale dobra cena, mówią, czemu nie chcesz kupić? Co z tego, że nie chcesz, niepotrzebne ci, nie podoba się… Adam Małysz, jak się masz, dobźe?, mówią, Polska gola, dobra cena… Gdybym jeszcze raz to usłyszała, dostałabym palpitacji. Pomijając tę kwestię, na piramidę można było normalnie wchodzić, do piramidy za opłatą też, ale tam znajdował się tylko korytarz i pusta komora, gdzie faraon wypoczywał po śmierci. Porobiliśmy parę zdjęć, nawrzeszczałam na Beduinów i pojechaliśmy trochę dalej, by zobaczyć panoramę wszystkich trzech piramid. Tam też można było dostać zdjęcia i wytargowaliśmy pamiątki dla rodziny. Na końcu podjechaliśmy zobaczyć sfinksa, świątynię boga słońca, sklep papirusów i do hotelu. Strona: 3/3 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl