Jak uratować dzieci

Transkrypt

Jak uratować dzieci
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl
Jak uratować dzieci
by przeciwstawić się wciąganiu dziecka przez wir nowoczesnej popkultury, niezbędne jest dobre poznanie go, a to
jest efektem spędzonego z dzieckiem czasu.
Rodzice nie są bezradni w obliczu inwazji popkultury i stylu życia zrywającego naturalne więzi wśród najbliższych.
Alternatywa jest w zasięgu ręki, nie wymaga wielkich kosztów i zabiegów. Sposobów na dobre wychowanie jest
wiele, ale każdy z nich ma wspólny mianownik: dom rodzinny wypełniony miłością. W takiej atmosferze czas
poświęcony dziecku zawsze zaprocentuje.
Dla mnie to był szok, gdy zobaczyłam przychodzące na zajęcia dzieci w wieku szkoły podstawowej dosłownie
obwieszone breloczkami, klipsami, bransoletkami z trupimi czaszkami i kościotrupami. Dziewczynki miały nawet
naklejone te trupie czaszki na paznokcie, a na ramionach zmywalne tatuaże – opowiada pedagog z poradni
specjalistycznej w Lublinie. – I co ciekawe, gdy zwracałam uwagę rodzicom na niekorzystny wpływ tego rodzaju
symboliki chociażby na psychikę dziecka, spotkałam się z totalnym niezrozumieniem. Usłyszałam, że wszystkie
dzieci to noszą, a oni nie będą wykluczali swojego dziecka z grupy rówieśniczej. „Wyrośnie z tego” – machnęła
lekceważąco ręką jedna z matek. I na nic się zdało moje tłumaczenie – opowiada pedagog – że z czaszek dzieci
może wyrosną, ale czy nie wpadną w sieci jakiejś destrukcyjnej subkultury albo staną się bezwolnymi
konsumentami kolejnych fal narzucanych obcych mód?
Dom
Choć tego typu źle pojęta troska o dobre samopoczucie dziecka jest współcześnie zjawiskiem często spotykanym,
to równie częstym, a może nawet jeszcze częstszym, jest rodzicielski niepokój – czasem niestety tłumiony – o
przyszłość dzieci opanowanych obcą naszej tradycji i wyzutą z wartości chrześcijańskich popkulturą. Ten niepokój
warto rozbudzić i ukierunkować, gdyż – zdaniem pedagogów – bez udziału rodziców zastosowanie alternatywnej do
popkulturowych wzorców propozycji wychowawczej dla dzieci jest prawie niemożliwe.
Jedną z takich najistotniejszych alternatyw brat Tadeusz Ruciński ze Zgromadzenia Braci Szkolnych, redaktor
naczelny czasopism „Anioł Stróż” i „Tak rodzinie”, widzi w „powrocie stwarzania domu”. – Używam tych słów,
dlatego że niejednokrotnie tego domu dzisiejsza rodzina nie miała nigdy – podkreśla.
Zdaniem brata Rucińskiego, dom zawsze stanowił pewien azyl, schronienie przed światem i można wykorzystać tę
jego rolę do obrony rodziny, a szczególnie dzieci wydanych na pastwę świata popkultury. Aby dom spełniał tę
funkcję, powinien stanowić przestrzeń różnorakich relacji i więzi, a nie miejsce przebywania kilku osób zamkniętych
w swoich światach, co symbolizują dziś słuchawki w uszach i laptopy przed każdym z domowników. Do stworzenia z
domu przestrzeni alternatywnej wobec narzucanej kultury najlepiej stosować metodę małych kroków. Trudno też
podawać generalizujące propozycje, gdyż każda rodzina rozpoczyna ten swoisty „proces naprawczy” w innym
punkcie. Na początek można wprowadzić zwyczaj słuchania muzyki innej niż ta wylewająca się z dominujących
mediów, techno party czy tzw. koncertów, muzyki, która porusza duszę, a nie zmysły i popędy.
– Warto też, o ile to możliwe, wprowadzić w domu zwyczaj wspólnego muzykowania albo śpiewania, co też jest dziś
ogromną rzadkością – zaznacza brat Tadeusz.
Poleca również wspólne, rodzinne oglądanie wybranych filmów, uczenie się języka filmów i dyskutowanie o nich. –
W popkulturze są również filmy jak najbardziej godne obejrzenia, jak choćby „Pasja” Mela Gibsona, którą można
obejrzeć wspólnie w okresie Wielkiego Postu – wskazuje.
Niezwykle istotne jest wspólne czytanie pięknych tekstów literackich lub słuchanie ich z audiobooków, co wytwarza
więź i umiejętność słuchania, a także posługiwania się wspólnym kodem kulturowym zerwanym przez odejście w
szkole od tradycyjnej listy lektur. Godne polecenia są też rozmowy rodzinne ze wspomnieniami, opowieściami, a
także marzeniami oraz spotkania w szerszym gronie według innego niż narzucony styl piwnego grillowania. Warto
też praktykować małe obrzędy religijne w wymiarze domowym.
– Ludzie rozgrzeszają się z takiego „nicnierobienia” tym, że nie mają czasu, ale to pozór, gdyż kiedyś mieli go
mniej. Rozgrzeszają się też stanem subiektywnej niemożności, bo oduczyli się, że można spędzić czas bez
telewizora, bez komputera, z żywym człowiekiem. A tymczasem ważne jest, żeby chcieć przeżyć coś innego i – co
najważniejsze – wspólnie – podkreśla duchowny.
Multum wartościowych propozycji
Trudno też wymówić się od prorodzinnych działań z obszaru kultury brakiem wartościowej, katolickiej oferty
rynkowej. – Trzeba tylko chcieć. Bo jak się popyta, poszuka, to się znajdzie. Jeśli będzie wola, to jest tego naprawdę
multum – zapewnia brat Tadeusz.
Wartościowe filmy sprzedają prawie wszystkie portale katolickich wydawnictw internetowych. Można je znaleźć na
portalu chociażby Fundacji „Nasza Przyszłość”. Są to filmy historyczne, społeczne, ich tytuły można znaleźć w
prasie katolickiej, choćby w miesięczniku „Tak rodzinie”, gdzie polecane są sprawdzone, wartościowe, opatrzone
wprowadzeniem filmy. Kupienie takiego filmu nie jest też dużym wyzwaniem finansowym, stanowi wydatek rzędu
20 złotych.
Podobnie szeroki jest już wybór książek audio. Mamy do wyboru wielką literaturę piękną czy literaturę religijną
czytaną przez znakomitych aktorów. Płyta kosztuje maksimum 30 złotych.
Ciekawą i stale aktualną propozycją są słuchowiska dla dzieci, również te sprzed lat. – Rzadko kiedy miały
charakter propagandowy – zaznacza brat Ruciński. – One są dziś dostępne w internecie.
Na wspólne rodzinne lektury doskonale nadają się np. baśnie Andersena, wartościowa i piękna literatura bazująca
przede wszystkim na prawdach biblijnych, którą można w gronie rodzinnym odczytywać na kilku poziomach
interpretacyjnych. Według brata Rucińskiego, który sam jest autorem wielu współczesnych baśni, psychoterapeuci
wracają dziś do klasycznych baśni, jak choćby o Kopciuszku, gdyż faktycznie są to opowieści o współczesnym
człowieku.
Czas dla dziecka
Aby rodzice mogli skutecznie przeciwstawić się wciąganiu swojego dziecka przez wir ponowoczesnej popkultury,
niezbędne jest dobre poznanie go, a to jest efektem spędzonego z dzieckiem czasu.
– Niestety, większość rodziców z mojej klasy gimnazjalnej nie zna swoich dzieci – twierdzi Jarosław Komorowski,
nauczyciel z 13-letnim doświadczeniem, ojciec dwojga dzieci.
Pan Piotr, ojciec dwojga dzieci, problem ten rozwiązał za pomocą lansowanego także w mediach wspólnego
biegania.
– Sam całe życie biegałem i postanowiłem „zarazić” tym dzieci – opowiada. – Z córką, przyznaję, poniosłem klęskę,
ale syn połknął bakcyla. Kolejnym krokiem było zapisanie go do klubu sportowego, gdzie trenował uprawianą
przeze mnie w młodości dyscyplinę sportową. W klubach też się różnie dzieje, wiec aby trzymać rękę na pulsie,
zostałem społecznym działaczem tego klubu. Zdaniem Jarosława Komorowskiego, brakuje dziś tradycyjnych więzi
między ojcem a synem. Kiedyś było naturalne, że ojciec uczył syna swojego zawodu, a syn wychowywał się,
patrząc na ojca. Dziś ojcowie są pozbawieni możliwości takiego oddziaływania, co spowodowało przerwanie
naturalnego łańcucha pokoleń.
– Wielu ojców nie ma motywacji, żeby zrobić coś innego, niż pokopać z synem piłkę na boisku. To jest zbyt mało od
strony przeżyciowej, żeby stać się konkurencją wobec przeżyć oferowanych przez współczesny świat, a konkretnie
środowisko rówieśnicze proponujące papierosy, alkohol, narkotyki i spływające krwią gry internetowe – wskazuje
nauczyciel. Jarosław Komorowski opracowuje konkretną i praktyczną propozycję przywrócenia tej naturalnej więzi
pokoleniowej między ojcem a dziećmi w formie wspólnych weekendowych wypraw ojca w góry. Nazwał ją „Górami
ojcostwa”. Scenariusze takich eskapad dla grupy ojców ze swoimi dziećmi, zawierające konkretne trasy z
niedzielną Eucharystią w kościele położonym na trasie wędrówki, nawiązujące do biblijnych wydarzeń zbawczych
dziejących się w kontekście gór, mają być gotowe w maju br. Pomysły te autor wypraktykował w czasie górskich
wypraw ze swoim 9-letnim dziś synem.
– Nigdy w innych warunkach, na nizinach, nie miałbym szans powiedzieć synowi wielu zdań, które go doceniały,
podnosiły w pewnym sensie na duchu, pozwoliły mu doświadczyć, kim naprawdę jest – wskazuje pan Jarosław. –
Sam również usłyszałem od syna słowa, których gdzie indziej nigdy by nie wypowiedział. Ojcom zainteresowanym
pogłębieniem relacji z dziećmi Jarosław Komorowski poleca książkę Roberta Lewisa „Warto być rycerzem”
traktującą o roli ojca we wprowadzeniu syna do męskości oraz „Serce ojca” Kena Canfielda.
Szansa w internecie
Z pedagogicznych doświadczeń Jarosława Komorowskiego wynika, że aby trafić dziś do młodzieży z ważnym
przesłaniem, należy szukać pomysłów głębokich i nietrywialnych, ale posiadających jednocześnie walor
atrakcyjności. Jednym z nich może być noszenie lateksowych bransoletek z wygrawerowanymi literami WWJD –
„What would Jesus do”, czyli „Co zrobiłby Jezus”. Zwyczaj ten pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, gdzie koszykarze
wyznawali w ten sposób swoją wiarę, pokazując, że nie wstydzą się chrześcijaństwa.
Nauczyciel poleca też inną bransoletkę z napisem „I am second”, znaczącą „Jestem drugim, bo ty, Panie, jesteś
pierwszy”. Słowa „I am second” są dostępne jako fanpage, a więc profil publiczny, na Facebooku. Po wpisaniu tych
słów można obejrzeć wiele wartościowych filmów na Youtube, a także przeczytać kilkadziesiąt świadectw, między
innymi również liderów zespołów, także heavymetalowych, którzy nawrócili się przez spotkanie Jezusa w grupie
rekolekcyjnej.
– Nie możemy całkowicie zabronić naszym dzieciom bycia również w internecie, ale musimy wychować je do
odpowiedniego korzystania z tej zdobyczy – uważa Komorowski. Obecnie przygotowuje się wspólnie z kilkunastoma
kapłanami do prowadzenia na Facebooku fanpage’a dotyczącego katolickiego przeżywania niedzieli. Będą w nim
dwa hasła reklamowe: „W niedzielę bądź piękny dla Jezusa” i „W dniu Jezusa bądź piękny dla Niego”. Ma ruszyć na
przełomie kwietnia i maja.
Zdaniem Jarosława Komorowskiego, internet stwarza ogromne możliwości ewangelizacyjne docenione już przez
Kościół, ale zbyt długie przebywanie w sieci powoduje, że wielu ludzi przestaje przywiązywać wagę do życia
realnego.
– Z jednej strony katolicy powinni jak najszerzej angażować się w ewangelizację wirtualną w internecie – uważa
Komorowski. – Ale ta wirtualna ewangelizacja powinna zmierzać do tego, żeby jeszcze większe grupy katolików
zechciały w jak najwięcej dni wyłączyć internet i po prostu być w swoim domu, rozmawiać z rodziną i wspólnie jeść
posiłki.
Autor: Adam Kruczek
Przedruk ze strony: http://naszdziennik.pl/wp/25549,jak-uratowac-dzieci.html
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl