piciorys jarek - fenix psychoterapia uzależnień

Transkrypt

piciorys jarek - fenix psychoterapia uzależnień
na początku był chaos, chaos był dobry, potem rozdzieliłem światłość od ciemności - i to mnie
zgubiło...
mam na imię jarek, jestem alkoholikiem
piłem alkohol od kiedy pamiętam, jak byłem małym chłopcem rodzice podczas radosnych imprez
podawali mi alkohol, by dodać gadŜetu do uciechy, gościom to imponowało, ...takie dziecko! ...a
juŜ potrafi... a i mi to pasowało, byłem fajnie zakręcony i w centrum uwagi ;-) i tak mi zostało...
ujrzałem sposób na Ŝycie, moi rodzice Ŝyli w takich, a nie innych warunkach, wokół duŜa rotacja
ludzi, wciąŜ nowe twarze, Ŝycie w strachu i przełamywanie sie nawzajem, alkohol słuŜył do tego
niczym czarodziejska róŜdŜka, wszyscy radośni i otwarci, a ja w centrum ;-)
potem zauwazyłem, Ŝe to rzeczywiście działa, zacząłem trzymać się starszych ode mnie,
wkupowałem się załatwianym, dzięki kłamstwu, alkoholem, a wśród rówieśników i młodszych ode
mnie byłem kimś waŜnym ;-)
potem sam wyruszyłem pomiędzy ludzi, rozpoczęła się rotacja wokół mnie, najpierw szkoła
zawodowa, chłopak, który zapowiadał się na kogoś porządnego, poszedł do budowlanki, pierwsza
własna decyzja, przeciw rodzicom, nauczycielom, systemowi, a moŜe, tak naprawdę, chodziło mi o
piwo na budowie...
zawodówke omal nie przepiłem, na pewno przepiłem zaufanie kilku waŜnych i bliskich osób, kilku
mniej waŜnych i swoje...
po raz pierwszy zaczynałem się bać siebie, nie rodziców, szkoły i systemu ale zadziwiającej łatwości
dokonywania powaŜnych błędów, i co ciekawe... pod wpływem alkoholu, który kojarzył mi się z
ciepłotą ludzką, zaufaniem, wspólnotą...
zaczynałem wyraźnie rozumieć, Ŝe czegoś w tym wszystkim nie rozumiem...
być moŜe dlatego tak łatwo było mi odejść z technikum i nie zdać do drugiej klasy, zaczynała mi
towarzyszyć poraŜka...
kolejna przeprowadzka, tym razem do naprawdę duŜego miasta, okna na świat, kolejni nowi ludzie,
zatrudnienie, dorosłość, traktowanie mnie równorzędnie, mimo, Ŝe się nie wkupiałem... byłem, pod
tym względem, równiacha ;-) nie trzeba mnie było namawiać...
pierwszy raz zobaczyłem, Ŝe ludzie mają mnie na uwadze, bo jestem...
jednak nadal trenowałem swój, poznany za dzieciaka, sposób na Ŝycie, juŜ nie potrafiłem sie
ocknąć, wróciłem do szkoły, tym razem wieczorowej, pracowałem, dziewczyna, kumple, wielki
świat wokół, idea Rastafarianizmu, Ŝycia w zgodzie z Bogiem i naturą, odpowiedzialność za babcię i
niepełnosprawną ciotkę... wtedy poznałem zbawienny wpływ klina na Ŝycie...
Ŝycie moje zostało uratowane... przecieŜ tylko dzięki alkoholowi potrafiłem to wszystko ogarnać, a
teraz jeszcze bardziej ;-)
po roku dojechali rodzice... no i dopiero się zaczęło... znienawidziłem ich za to, Ŝe ukazali mi tę
prawdę, którą ukrywałem przed innymi, a inni pomagali mi ją ukryć przede mną samym...
staczałem się szybciutko... w pracy kręcili nade mną głową, szkoła przepadła, dziewczyna odeszła,
w domu wojna, koszmar, a na koniec, walka z trzmielami zagnieŜdŜonymi pod kołdrą...
poraŜka, prawdziwa poraŜka... a tak pięknie miało być...
i trafiłem do armii, mówiono tam na mnie uśmiechnięty, moŜe dlatego, Ŝe juŜ znałem cierpienie,
moŜe dlatego Ŝe juŜ wiedziałem czego się bać...
w armi przestałem się upijać, Ŝadnych wielodniówek, jadłem i spałem spokojnie, odzyskałem wiarę
w siebie i w przyszłość, przecieŜ nie mogło jeszcze ze mną być tak źle...
do cywila wychodziłem mając marzenia, plany, cheć do Ŝycia, niedługo zmieniłem pracę, miałem
lepszą i większe pieniądze, wszystko się układało pięknie - do pierwszej wypłaty...
wtedy poznałem przyjacielską dłoń drugiego człowieka, bo sam nie byłem w stanie wlać w siebie
alkohol... kolejna poraŜka, przepadły marzenia... plany... wolność... potęŜny cios...
postanowiłem więc zawalczyć o siebie, coś przecieŜ było w tym swiecie... dopiero co miałem się
ok... zacząłem polepszać sobie Ŝycie, wywalili mnie z tej pracy, ale wygrałem na tym, ówczesna
kuroniówka i nieźle płatna praca, do tego lewizna... wszystko było w zasięgu... i przepadło... ktoś
za mnie spłacił długi, ktoś się zaopiekował, pomógł... teŜ przepadło...
ja juŜ przepadłem... chodziłem po tym świecie i śmierdziałem...
nic i nikt nie było w stanie wyrwać mnie z tego...
tylko dlaczego nie umieram?... starałem się, przynajmniej, nie być zbyt wielkim obciąŜeniem,
starałem się przynajmniej zarobić na to swoje pijaństwo, starałem się by ludzie się do mnie nie
przywiązywali, Ŝebym nie ściągał ich za sobą w dół...
po latach tułaczki trafiłem do takiej firmy, skansenu, w której tolerowano pijaństwo, mogłem
jeszcze trochę przeboleć to Ŝycie, wróciłem do technikum... Ŝeby mieć pretekst do wyjścia z domu,
wciąŜ mieszkałem z rodzicami, a trochę po to by mieć coś w co się zaangaŜuje, co jeszcze mnie
odciągnie od tego cholernego pijaństwa, trułem się piwem, bo liczyłem, Ŝe to na tyle długo potrwa,
Ŝe nie zdąŜę się upić, nie potrafiłem jednak odmówić sobie gorzały, choć wiedziałem, Ŝe za nią
czeka na mnie, znowu, to samo szaleństwo, piłem juŜ coraz mniej, a upijałem się...
nie miałem w sobie zgody na to... przecieŜ ja muszę wypić sześć piw, Ŝeby czuć się dobrze ;-) Ŝycie
przerodziło mi się w ciągły kac i walkę z samopoczuciem, poraŜka, po prostu... totalna poraŜka...
czyŜby Bóg coś spierdolił?
po co wciąŜ Ŝyje? za co ciepię? co jest grane?
jeszcze mnie z tego skansenu wyrzucą... co za hańba... potem juŜ tylko bezdomny pijanica będę...
dykta i kanały zajrzały mi głęboko w oczy...
w tych ostatnich latach poznałem człowieka, który zrobił coś zadziwiającego, dla mnie
nieosiągalnego, nawet nie myślałem, Ŝe to moŜna... przerwał picie... powiedział mi jak to sie robi i
skorzystałem z rady
Ŝeby utrzymać się w pracy, postanowiłem zalegalizować swoje pijaństwo i zostać oficjalnie
leczącym się alkoholikiem, poszedłem na odwyk nauczyć się pić po ludzku, radząc sobie z
problemami, przecieŜ tam są psychologi, to chociaŜ skorzystam... kiedy wszedłem na sale
terapeutyczną i zobaczyłem z kim będę przebywał, to pomyślałem Ŝe ci ludzie owszem... dla nich
jest szansa... porządni, mądrzy i zaradni... mieli motywację, rodziny, pracę, porządne Ŝycie, a ja
taka sierota skończona, byłem tam tylko po to by mieć pieczątke w ksiąŜeczce, Ŝeby się moi
szefowie odwalili ode mnie, jak się znowu spiję ;-)
ale miałem pecha, siedziałem obok człowieka, który opowiadając o sobie, mowił o mnie, wszystko
się absolutnie zgadzało... tylko był duŜo starszy... spostrzegłem, Ŝe nie tak łatwo się umiera, nawet
jak się wiele lat zdycha i zapił terapie... cholera... mogę nie umrzeć, będę się męczył...
to mi się w pale nie mieściło... byłem przeraŜony... popadłem w jakąś bezwole i zacząłem słyszeć
co do mnie mówią, na tej całej terapii, Ŝe ja, choćby nie wiadomo jaki, skończony alkoholik, mogę
nie pić... i to nie jakiś tam czas, aŜ szum w głowie i wokół ucichnie - tylko wogóle nie pić!
czyŜby?
na dodatek trafiłem na spotkanie Anonimowych Alkoholików... siedziałem tam, taki porąbany
alkoholik i siedzieli tam inni... mówili o sobie, Ŝe teŜ są alkoholikami... ale byli spokojni,
zrównowaŜeni i pewni siebie, bardzo jasno się wyraŜali, przypomnieli mi, jakim człowiekiem zawsze
chciałem być, biło od nich coś, czego całe Ŝycie poszukiwałem, co ciekawe... powiedzieli mi, Ŝe teŜ
mogę taki być... prędzej czy później, ale na pewno jeśli zostane w AA...
no to zostałem ;-)