wersja tekstu w pliku pdf

Transkrypt

wersja tekstu w pliku pdf
Sprawozdanie Ks. Józefa Jó wika
Guzów p. yrardów dn. 28/11 1934 r.
Najdostojniejszy Arcypasterzu !
Zwracam si z najg bsz pokor i pro#b o przebaczenie za tak wielkie
opó'nienie z odpowiedzi . Przyznam si szczerze, *e zaraz po otrzymaniu listu
Waszej Ekscelencji, zabra em si do pisania. Sko.czy em takowe w kilka dni i
mia em szczery zamiar wys a/ to sprawozdanie - czeka em tylko na okazj
przepisania go na maszynie.
Po przeczytaniu zebranych my#li moich z czasów aresztu, bada.,
przejazdów na So owki, prace, stosunki, pobyt na wyspach i niespodziewane
wywiezienie mnie do kraju, spostrzeg em, *e my#li moje s rozwlek e nie uj te
w odpowiedni
form , cz sto powtarzane, by y wi c przyczyn
zatarcia
przewodniej my#li.
Czuj si jednak w obowi zku spe ni/ *yczenie Waszej Ekscelencji i
Ojca #w. dla którego w ka*dej chwili gotów jestem odda/ wszystkie swe si y i
*ycie, gdyby tego by a potrzeba. Przesy am wi c to, na co si zdecydowa em w
ostatniej chwili cho/ nie wszystko szczegó owo opisa em, obawiaj c si
nu* cego balastu, ale i z tego mo*e si co# przyda.
Pisa em tylko to co prze*ywa em i widzia em na w asne oczy,
jednocze#nie z kolegami, którzy jeszcze pozostali przy *yciu. Wielu z nich ju*
nie mog o si doczeka/ wolno#ci, zako.czyli swój *ywot w nieopisanych
cierpieniach; wszyscy jednak w ostatniej chwili schodzili ze #wiata pojednani z
Bogiem, chocia* nieraz to pojednanie by o nad wyraz trudne z powodu
1
tysi cznych przeszkód. Wszyscy czuli#my niewypowiedzian wdzi czno#/ dla
Ojca 7wi tego za Jego prawdziwie Ojcowsk mi o#/ ku nam i opiek .
Prosz Waszej Ekscelencji upewni/ Ojca 7wi tego o naszej niez omnej
i niezmiennej mi o#ci i wierno#ci dla Ko#cio a i Ojca 7wi tego i wszyscy,
którzy jeszcze pozostali przy *yciu przy pierwszej sposobno#ci pójdziemy na
pole pracy wskazanej przez Najwy*szego Pasterza.
Ko.cz c,
cz najserdeczniejsze uca owanie r k Waszej Ekscelencji, ca ym
sercem oddany pokorny s uga ks.
Sprawozdanie
Dnia 22 Sierpnia 1927 r. o godzinie 4 po po udniu by em aresztowany w
Moskwie na plebanii miejscowego Proboszcza Ksi dza Karola >upinowicza, w
obecno#ci Jego Ekscelencji Ksi dza Biskupa Piusa Eugeniusza Newe. Po
odbytej osobistej rewizji Ks. Biskupa i Ks. Proboszcza. >upinowicza, zabrano
mnie do wi zienia G.P.U. znajduj cego si na Ma ej >ubiance pod Nr 14. Tu
si odby o pierwsze badanie. Zarzucano mi szpiegostwo na rzecz Watykanu,
Francji i Polski. Przyczyn
g ówn
mia by/ stosunek mój z Ksi dzem
Biskupem Newe, u którego bywa em raz na miesi c, a czasem i cz #ciej.
Oskar*yciele zarzucali mi, *e obs uguj c prawie ca
Pó noc, mia em mo*no#/
dowiadywania si przez swoich parafian o stanie materialnym i politycznym
Pa.stwa Rosyjskiego. Wed ug ich zdania parafianie nie mogli utrzymywa/
Ko#cio ów, poniewa* liczba parafian by a bardzo niewielka i kompletnie
zrujnowana. Podatki zwi ksza y si co par miesi cy, czasem nawet i tygodni.
Remonty kazano jak najdok adniej wykonywa/, a zarz dzenia sz y od ludzi jak
2
najgorzej do religii usposobionych. Zabroniono sprzedawa/ materia ów ,
potrzebnych na remonty Ko#cio ów. Pomimo to parafianie nad podziw
wype niali wszystkie rozporz dzenia. Potrzebne materia y parafianie dbaj cy o
Ko#ció kupowali niby na swoje prywatne potrzeby, a potem przywozili do
Ko#cio a i remont by wykonany. Sko.czon
robot
sprawdza y te same
komisje i nie mogli wyj#/ z podziwu w jaki sposób ci biedni parafianie mogli
sprosta/ tak trudnym warunkom. W ko.cu bolszewicy doszli do przekonania *e
materialn pomoc udziela nam Rz d Polski, a za okazan pomoc Ko#cio owi,
mia em jakoby udziela/ poselstwu Polskiemu wiadomo#ci o charakterze
politycznym i o prze#ladowaniu religijnym. Tego dowie#/ mi nie mogli, gdy* w
przedstawicielstwie Polskim w ostatnich 10 latach nie bywa em.
Zaraz po moim aresztowaniu udaj c, *e nie chc mojej zguby, radzili mi bym
im opowiedzia ca
prawd i przyzna si do czynionych mi zarzutów. W tym
celu przewieziono mnie na drugi dzie. w otwartym samochodzie na Wielk
>ubiank pod Nr 2. By o to dnia 23 Sierpnia . Tam zaprowadzono mnie do
najwy*szego naczelnika G.P.U. gdzie na mnie czeka o trzech s dziów i g ówny
komisarz. Powitanie by o bardzo przyjacielskie, okazywano mi wielkie
wspó czucie i zapewniano mi wolno#/ pod warunkiem, *e potwierdz
postawione mi zarzuty i opowiem jakie s moje stosunki ze stolic Apostolsk ,
z Ks. Biskupem Newe, Ks. Biskupem S oskansem i Ks. Biskupem Maleckim,
gdy* i z tym ostatnim mia em stosunki obs uguj c w jego diecezji dwie parafie.
dano te* bym im wskaza jak drog komunikuj si ze Stolic Apostolsk .
A kiedy im odpowiedzia em , *e w danej materii *adnych informacji da/ nie
mog
- nazwano mnie k amc . Poczym wystawiono mnie na prób
wytrzyma o#ci wzroku, od czego mia o zale*e/ potwierdzenie prawdy s ów
moich. Najwy*szy komisarz podpar si na okciu i patrza w moje oczy, a ja w
jego. Po 5 minutach on pierwszy zosta pokonany. Wtedy jeszcze wi cej
uniesiony gniewem zacz
mi ubli*a/ nazywaj c mnie ró*nymi wyzwiskami.
3
Jeszcze obiecywano mi wolno#/, a nawet pomoc materialn je#li przejd na ich
stron i b d im o wszystkim donosi w sprawach, tycz cych si Ko#cio a,
Biskupów i Watykanu. Powiedzia em im, *e z ich propozycji skorzysta/ nie
mog . Badania, prowadzili Polacy, których nazwisk nie znam. Wiem tylko, *e
Ksi dz >upinowicz zna
ich dobrze i syndyk moskiewskiego Ko#cio a
#wi tego Piotra i Paw a - p. Franciszek Rójek, który jak si pó'niej z toku
sprawy okaza o, by g ówn przyczyn mojego aresztowania.
Otó* ten w a#nie Franciszek Rójek, namówiony przez G.P.U. przez pó roku
nalega bym napisa do Przedstawicielstwa Polskiego z pro#b
o pomoc
materialn na remonty Ko#cio ów, zapewniaj c mnie, *e Poselstwo Polskie
ch tnie mi tej zapomogi udzieli. Szczególnie natarczywie nastawa
na mnie
dzie. przed moim aresztem. Wreszcie bardzo niech tnie i pod przymusem
uleg em namowie i napisa em kilka s ów o po o*eniu obs ugiwanych przeze
mnie Ko#cio ów, ale nigdzie nie by o wskazane do kogo si zwracam, nie
k ad em te* mojego podpisu. P. Rójek zabra ode mnie ten papier mówi c, *e
napisze go na maszynie i przyjdzie z nim jutro po podpis mój, po czym przy
niesie mi z Poselstwa pieni dze. Na drugi dzie. raniutko przyszed do Ko#cio a
odnosz c mi mój brulion i prosz c, bym go przepisa i podpisa , a o godzinie 3 i
pó mia przyj#/ po
list by zanie#/ do Poselstwa. Brulion w o*y em do
kieszeni, a pisa/ w ogóle nie mia em zamiaru. O 3 i pó zamiast Pana Rójka
przysz o G.P.U. Wielkie by o niezadowolenie, *e spodziewanego dokumentu
nie znale'li...
Po miesi cu, w ci gu którego by o kilka bada. bardzo przykrych, siedzia em
sam jeden w celi wilgotnej i prawie ciemnej, przewieziono mnie do Buterek
(równie* wi zienie G.P.U.) gdzie przesiedzia em jeszcze 8 miesi cy. Badano
mnie jeszcze par razy i zarzucano coraz to nowe zbrodnie.
4
W ci gu tych 8 miesi cy pobytu w Buterkach przewo*ono mnie kilka
razy z jednego wi zienia do drugiego zawsze w nocy. Nigdy nie wiedzia em
gdzie mnie zabieraj . Nocne przenosiny najcz #ciej oznacza y #mier/.
Nareszcie przeczytano mi wyrok skazuj cy mnie na 10 lat ci *kich robót na
Wyspach So owieckich /”Morze Bia e”/.
Wyjazd z Moskwy nast pi
16 Maja 1929 r. Do stacji Kiemi
przyjechali#my 22 Maja o godzinie 8 rano. Przez ca
drog
nie
otrzymywali#my gor cej, strawy, tylko 1 funta chleba, ryb w ma ej ilo#ci i w
dodatku podejrzanej warto#ci. Ostatnie dwa dni podró*y ju* nam chleba nie
dano, obiecuj c na miejscu wyda/ wszystkie zaleg o#ci. Z Moskwy na So owki
wywie'li nas razem oko o 460 ludzi rozmaitej kategorii i przekona.. Jechali
starzy po 80 lat, #lepi zupe nie, chorzy, m odzi, w #rednim wieku, uczciwi,
z odzieje, bandyci i zbrodniarze. Ci ostatni korzystali ze specjalnych
przywilejów, bo naczelnicy mówili, *e ta kategoria ludzi jest im specjalnie
bliska.
Ze stacji Kiemi pojechali#my na wysp zwan Popów- Ostrów, odleg
oko o 4-6 kl. Tu dopiero zobaczyli#my swoj w adz wi zienn , która nas
wita a s owami pe nymi przekle.stw najstraszniejszych i postrachem, który
naprawd przera*a nawet mocno ugruntowanych.
Na wst pie powiedziano nam *e#my przyjechali nie do krewnych (Cioci
lub te#ciowej, ich wyra*enie), ale pod opiek specjaln G.P.U., które dla swoich
wrogów nie ma *adnego wspó czucia, ale pragnie ich jak najpr dzej zniszczy/.
Jedynie go#cinnie przyj ci byli#my przez dawniej zamieszka ych insektów,
które po prostu po*era y nas. Jedne ust powa y w dzie., by w nocy z tym
wi ksz si
rzuci/ si na nas. Inne te czarne i bia e nie odst powa y nas ani na
5
krok, towarzysz c nam stale i wsz dzie. Robactwa tego by y takie ilo#ci, *e po
prostu pod nogami trzeszcza o.
W adza nasza sk ada a si z wi 'niów karanych za ró*ne zbrodnie . Aby
t band naczelników odpowiednio przygotowa/, ka*dy z nich musia wprzód
przej#/ 6-miesi czne przeszkolenie. Z po#ród tych bandytów wybierano
najgorszych, zdemoralizowanych do gruntu. Wszyscy byli uzbrojeni, nosili
kurtki z szarego sukna, ko nierze i mankiety czarne, a na czapkach mieli
naszyte gwiazdy z czerwonego sukna. Czynna w adza. G.P.U wolna odró*nia a
si od nich d ugimi szynelami i czerwon wst g na czapce i metalow 5ramienn gwiazd . Tym dwom gatunkom dozorców wi ziennych, bez czci i
wiary by a dana nieograniczona w adza. Ka*dy z nich móg z wi 'niem
post pi/ jak mu si podoba o. Do 30 roku zabójstwa wi 'niów bez s du by y na
porz dku dziennym.
Ca y porz dek i rygor by wojskowy. Wi 'niowie byli podzieleni na pewne
oddzia y, roty (kompanie). By o ich 16. Rota 17 z o*ona by a z wi 'niów
karanych specjalnie. By y to ofiary, które musia y co pewien czas przebywa/ za
kratami pod kluczem, gdzie gor c straw dawano co drugi lub trzeci dzie. i to
w zmniejszonej ilo#ci. Je#li wi zie. z powodu choroby, czy wycie.czenia nie
móg pracowa/, uwa*ano to za ci *kie przest pstwo i wtr cano go do
specjalnego
wi zienia
tzw.
„Siekierek"
(dawna
cerkiew).
To
by o
najstraszniejsze wi zienie jakie mo*na sobie wyobrazi/, tam si odbywa y
inkwizycje jakich #wiat jeszcze nie widzia . Przede wszystkim o siedzeniu,
le*eniu, czy staniu mowy by/ nie mog o. Jedyna pozycja mo*liwa, to siedzenie
w pozycji skulonej; przykucni ty, jak kura na grz dzie i tak bez przerwy dzie.,
dwa, trzy, jak kto wytrzyma. Je#li wi zie. z bólu j cza i b aga o zmian
pozycji to uwagi w ogóle na to nie zwracano. Je#li gwa tem zacz
6
si domaga/
pomocy, wtedy sam naczelnik przychodzi mu z pomoc w sposób - nie trudny
i radykalny jedna, lub dwie kule w zupe no#ci wystarcza y.
Zaraz po przyje'dzie wszyscy wi 'niowie musz przej#/ przez musztr
bez wzgl du na wiek, zm czenie, podró*, chorob
i wyczerpanie z g odu -
przez to /wiczenie musz przej#/ wszyscy. Je#li kto z wyczerpania zemdleje, po
odzyskaniu przytomno#ci musi znowu /wiczy/. Ja te* takie /wiczenia
odbywa em. Teren na ten cel przeznaczony; by y to do y, kamienie i rozmaite
b ota. Bywa y te* i wypadki #mierci w czasie tych mi ych "wy#cigów".
adnego politowania ani wspó czucia nikt nikomu nie okazywa . W przerwach
nawet spokoju nie dawano - trzeba by o wita/ jakiego# przyby ego dygnitarza.
Ja osobi#cie biega em na tych /wiczeniach par dni, pomimo *e by em kulawy
z powodu silnego reumatyzmu. By to tylko wst p do dalszych niespodzianek.
Po kilku godzinach /wicze., bez chleba i obiadu wyp dzono nas na roboty na
ca
noc. Robota wcale nie by a piln , tylko im by o pilno nas jak najpr dzej
zam czy/. Dopiero na trzeci dzie. dano nam zupy gotowanej z samej cebuli. /
Kto nie jad nie mo*e sobie wyobrazi/ jak to okropnie smakuje /. Kto tej zupy
nie móg je#/ - zostawa bez obiadu. T umaczono nam, *e tu panuje szkorbut i
kto chce tego unikn / powinien je#/ cebul i czosnek. Z rady nie skorzysta em,
cebuli nie jad em i Pan Bóg mnie jako# ustrzeg od tej choroby, ale inni jedli na szkorbut chorowali i bardzo wielu umar o.
Po przebyciu 8 dni w Popów-Ostrów, bardziej niebezpiecznych
przewieziono na G ówne So owki (znane z nazwy "Wyspa 7mierci") gdzie
nam obiecywano raj . Mi dzy tymi niebezpiecznymi by em i ja .
G ówne So owki odleg e s od Kiemi o 60 wiorst. Ca a g ówna wyspa
przedstawia ze siebie rodzaj wielkiej i dobrze zbudowanej twierdzy. 7ciany
strasznie grube, w których kamienie maj wygl d ogromnych ska . Dziwi/ si
mo*na jak ludzie mogli takie ci *ary wci ga/ na wysokie mury.
7
Z przystani od razu przyprowadzono nas do wn trza twierdzy. Wida/
by o, *e kiedy# panowa tu wzorowy porz dek i dobrobyt. Po #rodku twierdzy
sta
wielki i wspania y sobór. Wprowadzono nas g ównymi drzwiami.
Zauwa*y/ mo*na by o przepych wspania ych obrazów malowanych na
#cianach r k mistrza artysty. Jednocze#nie zna/ by o nowoczesnego 11 artyst
", który te* p dzlem zasmarowa (wapnem) te cenne dzie a bizantyjskiej sztuki.
Tu ju* niema miejsca dla modl cej si publiczno#ci. Nieraz widzia em, jak z
g bi duszy nieszcz #liwego wi 'nia wydobywa a si wiara — gdzie# w k cie
*egna si i zy gorzkie wylewa widz c takie straszne spustoszenie. Tam gdzie
niegdy# s ysza o si pi kne #piewy religijne, ludzie g osili chwa Najwy*szego
- dzi# si s yszy najokropniejsze przekle.stwa - te zwyrodnia e i bezbo*ne usta
sk adaj ofiar szatanowi.
Do tej niegdy# wspania ej #wi tyni wprowadzono nas. G ówna nawa
s u*y dla defilady wi 'niów, gdzie po ci *kiej pracy musz nieraz po par
godzin sta/ czekaj c na apel. Kto nie mia obuwia - zamarza ( przeci tnie 15 35 stopni mrozu i wiatr). Boczne nawy s u*y y biednym ofiarom za mieszkanie.
Zrobiono przepierzenia po trzy w ka*dej nawie i to tworzy o 3 ogromne sale, w
których mieszka o 200 - 300 ludzi. W salach tych ustawione by y nary w trzy
pi tra. Ci co mieszkali na dole przyjmowa/ musieli ca
spu#cizn górnych
mieszka.ców, którzy z niecierpliwo#ci str cali robactwo ca ymi milionami.
Zdawa o si ,
*e cz owiek skazany jest na zjedzenie *ywcem. W tych
warunkach przemieszka em z ksi dzem Aszebergiem z Odessy ( dzi# ju* nie
*yj cym, umar z wycie.czenia ) i ksi dzem Franciszkiem Trockim 2 miesi ce,
po czym wszystkich ksi *y, mi dzy innymi i mnie pewnej nocy wywieziono o
30 km na wysp Anzer. Do punktu Anzer przeje*d*a o si morzem wiorst 8, a
pó'niej l dem jeszcze 8 km na tzw. Komandirówk Troick . Tu przebyli#my do
ko.ca tj. trzy lata i 6 miesi cy. Sprawy mieszkaniowe by y jeszcze gorsze ni*
na g ównych So owkach. W jednym pokoju (normalnie na 4 osoby) mieszka o
8
nas 25 osób. Robactwo nie do opisania. Pokój nie mia pieca, ale za to sta na
lodowni.
Tam na So owkach nie ma cz owieka, któryby nie mia swojej kategorii. Zaraz
po przyj#ciu do oznaczonego punktu, bior go na komisj lekarsk , która
okre#la stan jego zdrowia. A wi c wi zie., który otrzyma pierwsz kategori
ma wyrabia/ ca e 100 procent pracy. Druga kategoria ma wyrobi/ 60 procent, a
trzecia 40 procent. Roboty by y rozmaitego rodzaju: kopanie rowów, osuszanie
b ot, wyr bywanie drzewa w lesie, wyci ganie z morza b kaj cego si drzewa
itp.
Ostatnimi czasy my ksi *a byli#my w a#nie zatrudnieni przy wyci ganiu
drzewa z morza. Trzeba by o wyci gn / na brzeg bardzo wysoki i kamienisty
belki d ugo#ci 9-12-do 15 metrów, grubo#/ 50 cm do 1 metra. Pierwsza
kategoria wi 'niów musia a dziennie wyci gn / na brzeg 10 takich belek.
Poniewa* jeden cz owiek nie móg sam takiej belki wyci gn / trzeba by o
najmniej 6 ludzi do pomocy, wobec tego belek dziennie trzeba by o wyci gn /
60 sztuk. Gdy ta robota si sko.czy trzeba to drzewo ci / na metry, na opa .
Pierwsza kategoria musi nar*n / trzy metry dziennie (we dwóch 6 metrów), a
poniewa* drzewo równe jak #wieca, bardzo go du*o na metr idzie. Nast pnie
ka*dy wi zie. musia te swoje trzy metry wywie'/ o jakie# 2 kilometry na
sankach. Droga nierówna, górzysta a o koniu naturalnie mowy nie ma, trzeba
samemu ci gn /.
Tak pracuje pierwsza, druga i trzecia kategoria. A co robi inwalidzi? Tym nie
wolno pró*nowa/, musz pracowa/ oko o domu, ale z t ró*nic , *e pracowa/
musz bez wynagrodzenia, tj. dostaj 1 funt chleba na jednego, 400 gram kaszy
jaglanej, 400 gr. ryby i tyle* kapusty lub kartofli - wszystko na 8 o#miu ludzi,
na ca y dzie.. Taka porcja wystarcza a akurat *eby w najbli*szych dniach nie
umrze/ z g odu, by m czarni t przeci gn / na d u*szy czas.
9
Je#li wi zie. inwalida nie móg pracowa/ z powodu braku si lub ubrania, to
takiego rozbierano do naga i wsadzano do klatki znajduj cej si pod schodami,
nara*onej na wiatr i mróz i tam trzymano po trzy, cztery godziny zale*nie od
mrozu, (a mróz dochodzi do 20, 30 st.). Z pocz tku s ycha/ by o straszne
krzyki i przekle.stwa, potem wzywanie imienia Pana Boga, jako ostatniego
ratunku, a potem - cisza. To milczenie dopiero zaciekawia o Inkwizytora.
Zagl da ostro*nie do klatki, a je*eli nieszcz #liwa ofiara wycofa a si ju* ze
wspó *ycia ziemskiego, wtedy przenoszono go do mieszkania, potem
wywo*ono do szpitala na to tylko by móc zarejestrowa/, *e taki a taki umar w
szpitalu na tak a tak chorob . Z ksi *y tylko 1, nawrócony Pop Potapjusz
Emiljanow przeszed przez to do#wiadczenie klatki 2 razy, ale wyszed z tego
*ywy. Siedzia na dzwonnicy tzw. Golgocie w mróz i wiatr po par godzin.
Cz sto po takich przej#ciach i takim traktowaniu, wi 'niowie opuszczali ten
#wiat bez po*egnania z w adz . Z tego naczelnicy byli bardzo niezadowoleni i
zmuszali takiego nieszcz #liwca jeszcze po #mierci tu a/ si
par
dni po
ró*nych k tach i urz dach, za co w adza otrzymywa a wynagrodzenie ( za
troskliw opiek ). W ogóle wi zie. nie mia prawa umrze/ tam, gdzie chcia i
kiedy chcia . Wolno mu by o tylko umiera/ w szpitalu. A poniewa* u nas
szpitala nie by o, ani nawet felczera, chory wi zie. musia stawi/ si o 5
kilometrów w ambulatorium, gdzie go rejestrowa i ogl da przedstawiciel
medycyny (cz sto niepi#mienny) i odsy a go jeszcze 5 km dalej do szpitala. Tu
wolno mu by o umrze/ i jeszcze ciep ym by/ pochowanym. Ci co wy amywali
si z pod ogólnego prawa i umarli w niedozwolonym miejscu, musieli po
#mierci przechodzi/ przez te same formalno#ci co *ywy chory wi zie.. A wi c
jecha na rejestracj do doktora, potem by przyj ty w szpitalu jako *ywy na
kuracj , a dopiero po paru dniach otrzymywa paszport do krainy sk d si nie
wraca.
10
Przy nas by y dwa ciekawe wypadki w szpitalu. Jaki# biedny wi zie.
schorowany i wycie.czony zemdla . S u*ba szpitalna zaraz go przenios a do
mieszkania, w którym ju* niema *adnej pos ugi, czyli do trupiarni. Biedny
chory, gdy si przebudzi od silnego mrozu i wyczo ga si z powrotem do
szpitala, gdy go grabarze zauwa*yli, zaraz mu powiedzieli, *e umar y nie ma
prawa mieszka/ z *ywymi ( ju* by wykre#lony z listy *yj cych), a je#li *y/
b dzie, to odpowiada/ za to b dzie doktor, wobec tego umrze/ musi.
Drugi wypadek by podobny do pierwszego. Porz dek szpitala, a tym
bardziej wi zienia wymaga, by co wieczór i rano chorzy byli sprawdzani.
Podczas jednego sprawdzania wieczornego chory, którego dwa ryzy
wywo ywano - milcza . Policzono go wi c za umar ego ( on by zasn
os abienia). Wkrótce potem gdy si
z
obudzi , prosi o posi ek. Ale na to
powiedziano mu, *e on nale*y ju* do umar ych, porcji dla niego nie ma, wobec
czego on umrze/ musi, *eby nie robi/ nieprzyjemno#ci w adzy. Takich
wypadków by o bardzo wiele. Je*eli w par miesi cy mog o umrze/ 1800 dusz,
a na tej wyspie wszystkiego znajdowa o si 7000 osób - to same cyfry za siebie
mówi . Kto mia troch pieni dzy lub lepsze ubranie musia si z tym *yciem
rozsta/. W ca ym obozie w ci gu 4 miesi cy zimowych 1929/30 roku umar o z
wycie.czenia 28,000 ludzi, w tym 3 moich przyjació ..
Widocznie Europa zacz a za wiele o tym pisa/, wi c by si
usprawiedliwi/,
naznaczona
by a
komisja,
która
powinna
wynale'/
winowajców. Obro.cy ludzko#ci znale'li winowajców. Szkoda tylko, *e ci,
którzy byli przyczyn tylu ofiar *yj do dzi# dnia. Po sko.czonej komisji
przeczytano nam nazwiska winnych i us yszeli#my wyrok na nich.
Jednego dnia rozstrzelano 96 ludzi zupe nie niewinnych. Ale trzeba by o
jako# pozby/ si tych, którzy kiedy# mogliby co# o prawdziwych sprawcach
powiedzie/.
11
POWRÓT
Dnia 12 Lipca 1932 roku b d c jeszcze w Zatoce Troickiej rano o
godzinie 9 tej przyjecha a komisja z o*ona z 4 ludzi z Petersburga. Zrobili u nas
rewizj i powiedzieli, *e ju* si sko.czy a nasza sielanka. Czterech kolegów :
Ksi dza Nowickiego, Bujalskiego, Chomicza i Szawdziwisa, pod siln eskort
odes ali do G ównych So owek, strasz c ich wytoczeniem drugiej sprawy i
gro* c, *e w krótkim czasie b d pewnie rozstrzelani. W tym czasie by o nas
razem 32 ksi *y. Zrobi o to na nas przygn biaj ce wra*enie. Nie chodzi o nam
wcale o #mier/, gdy* ka*dy z nas tego oczekiwa , ale mieli#my wra*enie, *e
mniej przykro by oby nam umrze/ razem. W godzin pó'niej zabrano jeszcze
12. Nikt nie wiedzia dok d i poco ich zabieraj , pozostali koledzy oczekiwali
równie* jakich# zmian. Przypuszczali#my, *e to co# bardzo gro'nego i *e
prawdopodobnie musia o si co# sta/ w Europie. Zapewne jakie# zaostrzenie
musia o nast pi/ wzgl dem komunistów. Przep dzili#my czas do wieczora ju*
nic
nie
robi c,
tylko
ka*dy
dzieli
si
swoim
przypuszczeniem.
Przypuszczali#my, *e i nas wywioz w drugie miejsce. O godzinie 2 w nocy
obudzono nas i kazano wyj#/ z rzeczami. Furmanki ju* by y gotowe i dalej w
drog , ale dok d, nikt nie wie.
Niektórzy tylko szeptali, *e pierwsz
parti
musia o co# spotka/
nieprzyjemnego, bo prowadzono ich pod specjaln stra* . Nic nie mogli#my
zrozumie/ z tych przeprowadzek. Tymczasem przyjechali#my na G ówne
So owki, a st d do tak zwanego „Izolatora”. Zostali#my izolowani zupe nie od
ludzi i osadzeni w srogim wi zieniu pod opiek G.P.U. Tu dopiero rozpocz o
si badanie ka*dego z osobna, które trwa o ca y tydzie., potem po jednemu lub
dwóch wysy ali na rozmaite wyspy. Ja z koleg ks. Siwickim trafi em na
wysp , tzw. Du*a Maksulma. Tu przeznaczeni byli#my do ogólnych robót.
12
Dnia 16 sierpnia o godzinie 2 po pó nocy zosta em zbudzony przez sekretarza
naszego
punktu i powiedziano mi bym w tej chwili zebra swoje rzeczy i
przygotowa si do podró*y. By o to dla mnie prawdziw niespodziank i
zaledwie odjecha em 2 wiorsty, jak spotka em koleg
czekaj cego na moj
furmank
ks. Sawickiego
równie* ze swoimi rzeczami. Razem
przyjechali#my do So owek, gdzie skierowano nas do punktu zbornego. Ale tu
po d ugich naradach nie przyj to nas do wydzia u, który to wydzia
wyekspediowa nas znowu do innego punktu. Tu nas zrewidowano, a po paru
minutach przyprowadzono ks. Stys o, ks. Trockiego, a na koniec ks. Pra ata
Przyr bla, doktora i par innych osób. Nie wolno nam z nikim rozmawia/. St d
wpakowano nas na statek i tak dojechali#my do Kiemi.
Ze stacji o godzinie 1 po pó nocy pop dzili nas do wi zienia, gdzie zwykle
rozstrzeliwuj ludzi. Po odbytej rewizji wepchni to nas do malutkiej dziury z
dwupi trowymi narami. Z rana sprawdzanie, odbiór skarbowego ubrania,
rzeczy nale* ce do nas by y nam zwrócone. 0 2 po po udniu wyruszyli#my na
stacj kolejow . W drodze zabrano mi nowiutki p aszcz z r ki. Zrobi to s dzia
#ledczy dowodz c, *e jest kroju skarbowego. Na mój protest przyrzek mi go
zwróci/ po zbadaniu. Oczywi#cie nigdy go ju* nie zobaczy em. Na stacji w
Kiemi wsadzono nas do wagonu i ju* bez *adnych przeszkód przybyli#my do
stacji Zwanki, gdzie musieli#my czeka/ 8 czy 10 godzin. Ze stacji
zaprowadzono nas na koniec linii zapasowych do miejsca ogrodzonego
wysokim parkanem i drutem kolczastym, gdzie sta y 3 wagony towarowe
umocowane na jakim# fundamencie, okna zakratowane.
Tu zamkni to nas. Stra* pe ni o G.P.U. Dowiedzieli#my si , *e tu jest miejsce
rozstrza ów. Polecili#my si opiece Bo*ej i czekali#my spokojnie co dalej
b dzie. W drodze naturalnie nic nam je#/ nie dawano oprócz suchego chleba i
to w tak ma ej ilo#ci, *e o zaspokojeniu g odu mowy by/ nie mog o. Naczelnik
13
pod którego eskort jechali#my, a który mia wszystkie nasze pieni dze by
nawet bardzo grzeczny i chcia nam kupi/ chleba i papierosów, ale nie móg bo
nigdzie gonie by o. Ze Zwanki o g odzie dojechali#my do Wo ogdy, gdzie
poci g, który mia nas zabra/ okaza si tak przepe niony, *e znowu musieli#my
czeka/ od rana do wieczora - 10 godzin. Tym razem ju* nas nie prowadzono
do wi zienia, tylko ca y dzie. przesiedzieli#my na peronie pod dachem,
okr *eni ze wszystkich stron stra* G.P.U.
Tu z daleka widzia em swoich parafian, oni na pewno mnie nie poznali, a
mo*e i nie domy#lali si jacy tu s wi 'niowie. al mi si zrobi o gdy* by a to
niedziela, by bym móg odprawi/ nabo*e.stwo, ale o tym my#le/ nie wolno
by o. Moi biedni parafianie chodzili jak b dne owce, widzia em par dzieci,
które przygotowywa em do I Komunii #w. a równie* i jednego z najgor tszych
syndyków Ko#cio a. Wszystko to by o wystraszone patrz ce w dal i nad
wyraz smutne. Serce umiera o z bólu na wspomnienie jak ostatni grosz nie#li ci
biedacy, by zap aci/ podatki czy remont Ko#cio a, a dzi# osieroceni i
pozbawieni opieki p dz *ywot pe en smutku niepewno#ci, co dalej z nimi
b dzie. Nareszcie us yszeli#my #wist lokomotywy i nadszed poci g, którym
mieli#my si uda/ w dalsz drog . Ale dok d, co si z nami stanie, kiedy
prawdy dowiemy si . O ma o znów nas nie zostawiono na peronie, gdy* w
poci gu miejsca dla nas nie by o, ale nasz naczelnik zaalarmowa G.P.U. w
Moskwie i Petersburgu i ten najwy*szy urz d kaza nam da/ aresztancki wagon
w trzy pi tra. By o nas po 9 w ka*dym przedziale, ka*dy ze swoimi tobo kami.
Jechali#my teraz do Rybi.ska. Pomy#la em sobie jakie to dziwne zrz dzenie
Bo*e. Pozwolono mi mo*e ostatni raz w *yciu przeje*d*a/ przez swoje parafie.
Serce p ka o z bólu, *e tych biedaków *egnam chyba na zawsze. Po niewoli
r ka sama si wyci ga a by pob ogos awi/ tym, w#ród których tyle prze*y o si
chwil dobrych i z ych. Z Wo ogdy do Jaros awia jechali#my nie zatrzymuj c
si
na punktach. Do Jaros awia przyjechali#my o godz. 4 z rana. Po
14
przewiezieniu nas do wi zienia znów szczegó owa rewizja, a po rewizji
wyprowadzano ka*dego oddzielnie i ju* ten ostatni znika nie wiadomo gdzie. I
na nas nasta czas. Ja i ks. Stys o zostali#my przeprowadzeni do jednej celi, w
której spotkali#my 9 dusz. Jak*e* pr dko nasta o porozumienie. By a to rado#/
naprawd wielka. Wszyscy mieszka.cy tej, celi okazali si Polakami. A w ich
liczbie znajdowa si Ksi dz Marian Soko owski. Jak wida/ trzyma on w#ród
nich prym, bo wszyscy odnosili si do niego z szacunkiem i zaufaniem. Po
zaznajomieniu si
i poinformowaniu si sk d jeste#my, przyj li nas czym
mogli, cho/ sami nie wiele posiadali. Po posi ku zacz a si wymiana zda..
S dzili#my *e nas wioz je*eli nie na rozstrza , to przynajmniej do innego
obozu, gdzie ju* #mierci
g odow
zako.czymy swój *ywot. Ale Ksi dz
Soko owski powiedzia nam, *e my prawdopodobnie przeznaczeni jeste#my na
wymian , inaczej by nas nie po czyli razem. Doda przy tym, *e przed paru
dniami by a Pani Pieszkowa i mówi a im, *e jakoby 15 wrze#nia mamy przej#/
granic sowieck do Polski. By a to dla nas tak niespodziank , *e trudno nam
by o w to uwierzy/. Po paru dniach zawezwano nas, ka*dego z osobna do
wi ziennej kancelarii, gdzie Pani Pieszkowa w obecno#ci przedstawicieli
G.P.U. og osi a nam *e 15 wrze#nia o godz. 5 po po udniu mamy przej#/
sowieck granic .
Dopiero teraz zaczynali#my wierzy/ w mo*liwo#/ powrotu do wolno#ci.
Ale czy ust pi a obawa #mierci? Nie. U bolszewików nie ma nic #wi tego.
Mieli#my tysi ce przyk adów, *e na godzin przed wolno#ci rozstrzeliwano
ludzi. Mnie przed oczami sta zawsze mój s dzia #ledczy, który mnie
zapewnia , *e nigdy nie zobacz swej ojczyzny, *e je#li nie b d rozstrzelany
to w ka*dym razie zgin w Sowietach.
15
W Jaros awskim wi zieniu by o bez porównania lepiej ni* na So owkach.
Tu ju* nas nie p dzano na *adne roboty i *ycie pod wzgl dem od*ywiania by o
o wiele lepsze. W Jaros awiu przebyli#my oko o 12 dni.
Dnia 14 Wrze#nia nast pi
wyjazd. Na ci *arowym samochodzie
odwieziono nas na stacj . Ksi *y by o 18, osób #wieckich 22. Odjazd nast pi
oko o 3 po po udniu. Do Moskwy przybyli#my ok. 10
wieczór. Od razu
przesuni to nasz wagon na boczn lini mi dzy zapasowe wagony towarowe
by przypadkiem nikt do nas nie mia dost pu. Par minut przed odjazdem nasz
wagon stan
na peronie, a naczelnik G.P.U. og osi , *e za 3 minuty
odje*d*amy. Wtem przez zakratowane okno zauwa*yli#my jednego z panów
otoczonego przez przedstawicieli G.P.U. By to Hrabia Poni.ski przedstawiciel
naszego poselstwa
i jego sekretarz. Zaledwie mia czas rzuci/ par s ów
powitania do nas, a by y to s owa prawdziwie serdeczne i przyjacielskie,
a tego dowodzi y zy, które si toczy y po jego twarzy. Zd *y nam tylko
powiedzie/, *e od dawna nas oczekiwa , tylko w adze G.P.U. go nie
dopu#ci y do nas, a *e posi ek dla nas zostawi naszym "opiekunom," który po
odej#ciu poci gu otrzymali#my. O godzinie 4 rano byli#my ju* w Mi.sku, ale i
tu zostali#my zepchni ci na boczn
lini
a* do samego odjazdu.
Przedstawicielstwo Polskie Mi.skie te* nas szuka o, ale G.P.U. odpowiedzia o,
*e nie wie gdzie si podzia nasz wagon. Prowizje, które nam przys ano kazali
sobie zostawi/ na wszelki wypadek je*eli si wagon odnajdzie, to nam prowizje
te oddadz . Trzy razy nasi Panowie przyje*d*ali na stacj , za ka*dym razem
bolszewicy mówili, *e nas nie ma, dopiero gdy przyszli jeszcze raz
powiedziano im *e#my ju* odjechali.
Jednak Panowie z przedstawicielstwa Mi.skiego nie zra*eni tym przyjechali na
stacj Ko osowo i tam nam o wszystkich tych przeszkodach powiedzieli.
16
Na stacj Ko osowo poci g przyszed o godzinie 5 po po udniu. Wysadzono nas
z poci gu i zaprowadzono do sali kolejowej gdzie czekali#my na przybycie
poci gu z Polski, w którym mia o przyby/ 43 komunistów przeznaczonych na
wymian .
Oko o godz. 6 przyszed poci g z Baranowicz i po sprawdzeniu
przyby ych komunistów dano rozkaz do przej#cia granicy. Ka*dy z nas wzi
swoje achmany i ruszyli#my naprzód pod bardzo srog kontrol . Przy s upie
granicznym zatrzymano nas a* komuni#ci polscy z tamtej strony zrównali si z
nami równie* pod s upem. Wtedy dopiero dany by rozkaz przej#cia granicy.
Przedstawiciel naszego Ministerstwa Pan Prezes Kulikowski z p aczem
wyrzek te pami tne s owa: "Panowie za mn ". Ruszyli#my z p aczem rado#ci
na nasz ziemi , gdzie spotka o nas wojsko, policja i przedstawiciele rz du.
Nast pi o rozrzewniaj ce przywitanie. Wielu z nas nie zna o Polski odrodzonej.
Ja nie by em w kraju 22 lata wi c naturalnie widok w asnego wojska policji wszystko to nape nia o serce rado#ci . Krótkie powitanie na stacji, herbatka, a
na kolacj pojechali#my ju* do Sto pców, gdzie oczekiwa o na nas mnóstwo
publiczno#ci i rodziny powracaj cych wi 'niów. Na mnie czeka mój brat, o
czym wiedzia em ju* od pani Pieszkowej i dawni parafianie z Irkucka PP
Lachowiczowie.
Chwilami jeszcze nie zdawa em sobie sprawy, *e jestem ju* na wolno#ci
i ci gle si ogl da em, czy kto nie pods uchuje, czy za chwil sen ten nie
zamieni si w straszn rzeczywisto#/ - katorg i m czarni wi zienn .
Na stacji w Sto pcach wprowadzono nas do sali, gdzie znowu nast pi y
przywitania przez wojsko, ogromnie serdeczne i szczere. Przemawia do nas
Jenera Krok Paszkowski. Przyj cie zgotowano nam i#cie królewskie. Tego
samego dnia mieli#my jecha/ do Baranowicz, ale inaczej si
17
sta o.
Przenocowali#my w wagonach na stacji. Pierwsza to noc od lat, któr
sp dzi em po ludzku. Czysto ciep o i bezpiecznie. Rano o 8 wyruszyli#my do
Baranowicz, gdzie znów czeka y na nas t umy z Ksi dzem Biskupem Bukrab
i Ksi dzem Dziekanem Baranowickim na czele. Ze stacji pojechali#my do
a'ni, stamt d do Czerwonego Polskiego Krzy*a, gdzie przebywali#my 6
tygodni. Po sko.czonej kwarantannie rozjechali#my si
wszyscy ka*dy w
swoje strony.
Moje spostrze enia
Naród rosyjski przed rewolucj , która mu obiecywa#a raj na
ziemi, ch&tnie poddawa# si& agitatorom, którzy mu obiecywali
niestworzone
rzeczy,
a
nie
do(wiadczony
dawa#
wiar&
podszeptom. Przysz#a rewolucja, a z ni par& lat swawoli, w czasie
której zgin&#o tysi ce niewinnych ludzi.
Naród rosyjski wci + my(la#, +e tak potrzeba, +e to konieczne
ofiary. Bezmy(lnie zburzy# maj tki, wymordowa#, inteligencj& i
pozosta# sam u steru, nie zdaj c sobie sprawy, +e za jego plecami
i w#a(ciwymi kierownikami pa.stwa rosyjskiego byli ludzie innej
narodowo(ci i zawzi&ci wrogowie tego+ Pa.stwa, którzy pchali
Rosjan z jednej zbrodni do drugiej.
18
Teraz wrogowie pa.stwa maj c przed sob
samych
zbrodniarzy, chcieli ich zmusi1 do dalszych przest&pstw, a poma#u
zacz&#o si& budzi1 sumienie w narodzie - niektórzy opierali si&
niecnym zarz dzeniom, lecz oczy im si& za pó3no otworzy#y.
Takich oponentów pr&dko usuwano, jak nie z powierzchni ziemi
to w ka+dym razie wydziedziczano z w#asno(ci i wtr cano do
wi&zienia. Tu dopiero zrozumieli, jak strasznie byli oszukani, jak
wszelkie ich nadzieje dobrobytu, obiecanego raju spe#z#y na
niczym. Dzi( za zbrodnie paru tysi&cy wyrzutków spo#ecze.stwa
cierpi ca#y naród. Gin niemi#osiernie od kuli, chorób, a najwi&cej
z g#odu. Niema ju+ tych „ przyjació# dobroczy.ców", s tylko kaci.
Przekona# si& naród, +e tym systemem zbrodni i bez Boga,
szcz&(cia nie zdob&d . Dusza jego zapragn&#a dawnego
spokojnego +ycia.
Dzi( przyszed# czas, w którym mo+na by zrobi1 bardzo wiele,
ale trzeba wprzód usun 1 ten porz dek, który obecnie panuje w
Rosji. Gdyby nasta#a zmiana w rz dzie w jednej chwili wszystko,
co si#
usuni&te powsta#oby do nowego +ycia. Komunizm nie
b&dzie mia# powodzenia. Naród rosyjski pozna# warto(1 jego.
Ca#y (wiat wie, +e nie rosyjski naród rz dzi krajem, tylko najwi&ksi
wrogowie ludzko(ci pozbierani z ca#ego (wiata. W obecnych
warunkach jest rzecz
niemo+liw
prowadzi1 prac&. Na czatach
stoi stra+ "przymusowa”, by nie pu(ci1 do tego kraju ani jednego
s#owa prawdy, ani jednego przyk#adu +ycia moralnego, modlitwy.
Za niewinn
rad& nawet oboj&tn
wi&zienie.
19
dla rz du jest kara (mierci lub
Za ka+d pomoc materialn odpowiada i ten co otrzymuje i
ten co daje, je(li mieszka na terenie Rosji. Wszelkimi darami i
pomoc
z zewn trz zajmuje si& pa.stwo i wed#ug
swej woli
rozdziela je komu zechce, w ilo(ci jaka mu si& podoba. Przyk#ad:
w roku 1919 Misja Ojca (w. celu nie osi gn&#a.
Wszystkie dary by#y przez rz d zagarni&te i rozdane tym,
którzy na to nie zas#u+yli i tego nie potrzebowali. Cz&(1 dosz#a do
r k tych, dla których to by#o przeznaczone ale w bardzo nik#ej
ilo(ci (zwykle potem by# karany), reszta zosta#a zagrabiona przez
rz d i sprzedawana, za bardzo drogie pieni dze.
Rz dowi bolszewickiemu absolutnie ufa1 nie mo+na, a pomimo
to Europa, maj c namacalne przyk#ady ich przewrotno(ci, karmi
ich i wierzy im, przez co wyrz dza tylko krzywd& ca#ym milionom
g#odnej
ludno(ci.
Wszelkie
pomoce
i
dary
z
zewn trz
przeznaczone dla g#odnych w Rosji id w ca#o(ci do kieszeni tych
#otrów stoj cych u steru.
Póki Europa b&dzie pomaga1 wywrotowcom w Rosji, póty
obecne rz dy bolszewickie si& nie zmieni , a przez to naród
rosyjski b&dzie wymiera# milionami, a zaraza bolszewicka b&dzie
si& szerzy1 na ca#y (wiat.
Dar Ojca (w. w 1919 roku chocia+ nie osi gn # celu
materialnego, ale zrobi# to, czego nikt dot d nie zrobi#.
Rz d Sowiecki oskar+a# Ojca (w. o przekupstwo i podst&p,
mia# jakoby swoimi darami zjedna1 sobie naród rosyjski, a przez to
20
wzmocni1 Ko(ció# Katolicki. Z tego powodu by#y rozmaite
szkalowania Ojca
(w. ale powaga Jego si& nie zmniejszy#a.
Przeciwnie, naród Rosyjski widz c z jednej strony wymy(lone
k#amstwa a z drugiej mi#osierdzie oceni# to ostatnie.
Cz&sto s#ysza#em tak na wolno(ci, jak i w wi&zieniu takie
zdanie: My dotychczas byli(my przekonani, +e Ojciec (w. jest
ojcem tylko dla Katolików, s#yszeli(my o Nim tylko k#amstwa i nieraz
byli(my wrogo usposobieni nazywaj c go egoist . Teraz s#ysz c
k#amstwa naszych wrogów poznali(my, +e On jeden na (wiecie,
który si& wstawia (mia#o za nieszcz&(liwymi.
My na to nie zas#u+yli(my. Czujemy wszyscy dla Niego
wdzi&czno(1 i modlimy si&, by Mu Bóg da# zdrowie i d#ugie +ycie.
Gdyby tylko warunki +ycia si& zmieni#y, my te+ ch&tnie za Nim
pójdziemy. By#o to w czasie kiedy "namiestnicy" Patriarchy
sprzeniewierzyli si& idei swojej, gdy okaza#a si& jawna zdrada
cerkwi. Wtedy z tym wi&kszym zaufaniem spogl dali w stron&
Rzymu.
Takie zdania s#ysza#em z ust inteligencji, robotników, wi&3niów a
nawet komunistów. Gdyby Ojciec (w. od czasu do czasu
upomina# si& za nieszcz&(liwymi, uci(nionymi przez bolszewików,
cho1by na pozór nie mia#o to dora3nego wp#ywu, ani nie
przynios#o materialnej ulgi, jednak moralny wp#yw by#by ogromny,
a w przysz#o(ci by#oby to wielkim u#atwieniem w pracy misyjnej.
Wiem
z
do(wiadczenia,
+e
je+eli
si&
zjawi#a
jakakolwiek
wiadomo(1 o wspó#czuciu Ojca (w. dla cierpi cych w Rosji,
21
chocia+ by#o to zaraz przerobione na mod#& bolszewick , to
jednak ka+dy prawdy si& dopatrzy# i czy to by# wi&zie. czy wolny
cz#owiek, zbrodniarz, czy niewinny – ka+dy z wdzi&czno(ci
Ojca (w. czyta#.
s#owa
Chocia+ przez chwil& dodawa#o to ludziom
otuchy i nadziei, +e jest przecie+ kto(, co o nich pami&ta i +e pod
wp#ywem tego upomnienia czasy mog
si& kiedy( zmieni1 dla
nich na lepsze.
Stosunek do Religii narodu rosyjskiego by# zawsze +yczliwy,
chocia+ g#&bokich przekona. on nigdy nie mia#, ale to nie jego
wina. Lud by# zaniedbany a duchowie.stwo bardzo ma#o bra#o
udzia#u w +yciu religijnym. Zachowana by#a tylko forma, (piewy
religijne, a ducha prawdy, u(wiadomienia chrze(cija.skiego
brakowa#o prawie we wszystkich warstwach spo#ecze.stwa.
Zawdzi&czaj c takiemu zaniedbaniu, do cerkwi zacz&#y si&
wkrada1 rozmaite przekonania, a st d tworzy#y si& sekty, nie tylko
w(ród wiernych, ale i w(ród duchowie.stwa.
W ostatnich latach w(ród tego duchowie.stwa, powsta# wielki
roz#am. W(ród sekt prym trzyma# Joanityzm, który ratuj c
prawos#awie wprowadzi# wielkie udoskonalenie dla wiernych:
ogólna powied3, Komunia (w. po lutera.sku, a liturgiczne (piewy
wed#ug
prawos#awnej
cerkwi.
Bardziej
my(l ce
przychodzi#y do ksi&+y katolickich po porad&, czy taki
jednostki
sposób
post&powania cerkwi jest chrze(cija.ski.
Po krótkim wyja(nieniu prawd wiary katolickiej, a tak
powinna by1 i prawos#awna wed#ug kanonów staro+ytnej cerkwi,
22
zobaczy# jak daleko odesz#a od starych form, sakramentów i
obrz&dów, zapragn # wi&c taki prawos#awny zosta1 prawdziwym
chrze(cijaninem katolikiem. W ci gu 22 lat pobytu mego na
Syberii i w Centralnej Rosji bardzo wielu po dobrym przygotowaniu
przyjmowa#em na #ono Ko(cio#a Katolickiego.
Bardzo ch&tnie tacy pó3niej ucz&szczali do Ko(cio#a i
przyst&powali do Sakramentów (w. W czasie przygotowania,
porusza#em spraw& obrz dków wschodniego i zachodniego,
zwracaj c uwag&, +e ka+dy mo+e sobie wybiera1 obrz dek jaki
trafia mu wi&cej do przekonania. Prawie zawsze wybierali
obrz dek Gaci.ski, gdy+ dopiero wtedy czuli, +e na prawd& s
chrze(cijanami Rzymsko -Katolickimi.
Kiedy t#umaczy#em im, +e i wschodni obrz dek jest te+ pod
opiek
Ojca (w. odpowiadali mi: jednak rz d nie b&dzie si& tak
czepia# do obrz dku #aci.skiego, jak do wschodniego, bo ten
ostatni jest zanadto podobny do prawos#awnego, a my ju+ wi&cej
nie chcemy do niego nale+e1. To by#o w centralnej Rosji i na
Syberii. Przed wojn
by#em na Bia#orusi oko#o Baranowicz. Tam
ca#e wsie przechodzi#y na Katolicyzm, i to tylko w obrz dku #aci.skim.
Jestem przekonany, +e gdy tylko forma rz du w Rosji si&
zmieni, +ycie chrze(cija.skie zakwitnie na nowo z wi&ksz
si#
ni+
przed wojn . Komunizm nie jest w stanie zniszczy1 tego co jest w
duszy cz#owieka. Rz dy bez Boga tyle wla#y t&sknoty do duszy
ludzkiej, +e trudno sobie przedstawi1. N&dza moralna zrobi#a
23
wielkie spustoszenie, ale nie wygasi#y iskry mi#o(ci Bo+ej, za któr
zn&kana
ludzko(1
t&skni
niezmiernie.
zawiod#y. Teraz na gwa#t ludzie poszukuj
Obietnice
dobrobytu
drogi do prawdy, ale
si#a fizyczna jeszcze przewa+a, a skoro ona ust pi, nast pi rych#e
odrodzenie.
Pozostali katolicy cierpi
niezmiernie. Chocia+ kap#ani
opuszczali ich co chwila, ale jeszcze #udzili si& nadziej , +e razem z
nimi cierpi , a przez to i ból ich duszy by# mniejszy. Ale gdy kap#an
umiera# lub zosta# rozstrzelany, albo wywieziony z kraju, to dopiero
by# j&k bolesny dla Katolików.
Podziwu godne jest przywi zanie do wiary (wi&tej i Ko(cio#a.
Ci wierni ostatni grosz swój sk#adali, by ocali1 ko(ció# przed
zamkni&ciem. A ilu+ ich cierpi g#ód, wygnanie, roz# k& z rodzin ,
rodzice wys#ani w jedn
stron&, dzieci w inn , wi&zienie, ci&+kie
roboty – wszystko tylko za wiar&. Ilu+ do dnia dzisiejszego t#oczy
si& w wi&zieniach wygl daj c z upragnieniem, (mierci - jedynej
wybawicielki z tych
strasznych m k. …. A rz dy w Europie –
zdawa#oby si& chrze(cija.skie!!! Lecz absolutnie nikomu nie
przyjdzie na my(l upomnie1 si& otwarcie za tymi wspó#rodakami
i wspó#wyznawcami cierpi cymi tak strasznie za wiar&.
24