2/2006 (34)

Transkrypt

2/2006 (34)
Numer 2/2006(34), Marzec 2006
Wywiad
RUDIGER GLEISBERG (KLEM 88, grudzień 1998)
Wywiad przeprowadzony przez Berta Strolenberga na przełomie maja i
czerwca 1998 roku
BS: Czy możesz wyżyć z muzyki którą robisz, zarówno solo jak i z grupą
Solitaire ?
RG: Nie, nie jest to możliwe. Tak jak większość mych kolegów, mam po
prostu etat. W mym przypadku nauczyciela muzyki w szkole. Poza tym
daję sporo wykładów i recytacji na Uniwersytecie w Padeborn, a także
piszę do kilku pism fachowych, co też daje jakiś zarobek.
BS: Co będzie dalej z grupą Solitaire (duet Elmar Schulte i Rudiger
Gleisberg)? Czy nadal będziecie tworzyć w tym stylu, skoro po wydaniu
debiutanckiego albumu Altared States każdy z Was poszedł swą własną
drogą?
RG: By położyć kres wszelkim spekulacjom podam, że nie będzie więcej
żadnych wspólnych nagrań z Elmerem, i że grupa Solitaire grająca ambient
prawdopodobnie przestanie istnieć. Elmer już od jakiegoś czasu zwrócił się
w kierunku muzyki drum'n'bass, breakbeat i tak dalej, i w tym kierunku
podąża. OK niech tak będzie. Myślę, że w końcu każdy odchodzi od muzyki
której już nie czuje, a która nam może wydawać się najlepsza. Nie mam
nic przeciwko tym stylom, lecz nie są to moje style. Utwór One small step
z albumu Fearless dał nam już przedsmak tego, co potem stało się
wyraźniejsze, że Elmer muzycznie zapatrzony jest na kierunek trip - hop.
Dobrze, że jeszcze chyba istnieją jakieś niewydane nagrania grupy
Solitaire.
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
1
BS: Jak doszło do powstania twego ostatniego albumu Damiana? Jak
dalece różni się on od twych poprzednich płyt?
RG: Każdy muzyk inaczej ocenia swą muzykę, niż jej odbiorcy. Myślę, że
płytą Arabesque zaprezentowałem swój własny osobisty styl muzyczny.
Wielu słuchaczy uważa moją muzykę za bardzo oryginalną i łatwo
rozpoznawalną. W przypadku płyty Damiana doszło jeszcze do tego, że
zdobyłem dużego i profesjonalnego partnera muzycznego którym jest
firma BSC / Prudence. Prawdopodobnie przyczyniło się to do tego, że w
rezultacie zaniechałem pewnych śmiałych muzycznych eksperymentów
(tak jak to miało miejsce na płytach Arabesque czy Baktun). Poza tym w
międzyczasie po 10 latach komponowania zdobyłem pewne
doświadczenie, co niewątpliwie z kolei odcisnęło się na mym sposobie
pracy i komponowania.
BS: Jak współpracuje ci się z innymi muzykami, tak jak to miało ostatnio
miejsce przy albumie Arcanum?
RG: Arcanum przy której współpracowałem była (w pozytywnym sensie)
płytą „just-for-fun”. Od dawna przyjaźnię się z Mathiasem Grassowem,
obaj od dawna planowaliśmy coś razem zrobić. Gdy jakieś dwa lata temu
poznałem Amira Baghiri, to uznałem, że doskonale on pasuje do naszych
planów jako ten trzeci. Nasza wzajemna współpraca cechowała się
wzajemnym respektem i układała się dobrze. Żaden z nas nie musiał
mówić pozostałym co i jak mają robić.
BS: Czy są jeszcze jacyś muzycy z którymi chciałbyś współpracować?
RG: Nie, w tej chwili nie mogę wymienić żadnego. Ciągle jeszcze
najbardziej odpowiada mi praca solo.
BS: Jakiej muzyki słuchasz najchętniej i czy ma ona wpływ na twą własną
muzykę?
RG: Nie mogę stwierdzić że muzyka X czy Y ma u mnie pierwszeństwo i że
ona ma wpływ na mą własną muzykę. Wciąż jeszcze odbieram muzykę
jako coś spontanicznego. Słucham wiele rodzajów muzyki i również sam je
tworzę. Studiowałem muzykę klasyczną na Uniwersytecie w Padeborn i
nadal się nią interesuję. Aż do dzisiaj często zdarza mi się grać muzykę
2
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
renesansową, trochę też barokową, flamenco itd. na mym podstawowym
instrumencie: gitarze klasycznej. W czasie jazdy samochodem słucham
najchętniej zarówno progresywnego rocka jak i muzyki elektronicznej.
Myślę, że wpływ na mnie miała muzyka innych grup, którą grałem we
wczesnej młodości, a która określiła moje zainteresowania na resztę mego
życia. W mym przypadku była to muzyka takich grup jak : Yes, Genesis,
Pink Floyd i oczywiście Tangerine Dream.
BS: Jak postrzegasz dzisiejszą muzykę elektroniczną, czy według ciebie ten
rodzaj muzyki wciąż jeszcze posiada swój „image” ?
RG: Muzyka elektroniczna miała i ma swój „image”, lecz on ulegał zmianie.
Wcześniej była ona bardzo psychodeliczna, wynikała z potrzeby
poszerzania świadomości. Coś co kiedyś w rozmowie potwierdził też Chris
Franke. W tym znaczeniu na muzyce tej odciśnięto pieczątkę muzyki
kosmicznej, czy coś takiego. Odwołuje się do tego jeszcze dzisiaj wiele
tytułów czy nazw takich jak Universe itd. Wielu dzisiejszych muzyków
elektronicznych po prostu wraca wieczorem do domów z pracy, każdy z
nich wpełza do swego studia i zaczyna tworzyć muzykę, na tej zasadzie co
inni zajmujący się swym hobby w wolnym czasie. Myślę, że tu po prostu
trzeba być realistą i nie wyobrażać sobie za wiele. I wówczas dojdziemy do
jedynej możliwej definicji pojęcia „muzyka elektroniczna”, i to w tym
czasie w którym muzyka techno i pop jest prawie w 90% „elektroniczna”.
Dlatego nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie „Co się tyczy Karlaheinza
Stockhausena, to ma to tyle wspólnego z muzyką elektroniczną co na
przykład Sven Vath. Komóż jeszcze chciałoby się tutaj wyszukiwać różnic i
zgodności”?
BS: Jakie są twe muzyczne plany na przyszłość?
RG: Głównie praca nad nową solową płytą, następną po Damiana. Poza
tym ciągle jeszcze współpracuję z Amirem Baghiri i Mathiasem
Grassowem. Dostajemy między innymi zaproszenia na różne koncerty, jak
na przykład z Włoch, ale nie mogę tak po prostu wyjechać …
BS: Czy chciałbyś coś jeszcze przekazać naszym czytelnikom, czego jeszcze
nie powiedziałeś?
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
3
RG: Muzykę, która tworzę nie można nazywać „pure” muzyką
elektroniczną tak jak na przykład muzykę ze „szkoły berlińskiej”. Fan
muzyki elektronicznej muzykę moją określiłby zapewne mianem muzyki
„klasycznej”. Mój kolega kiedyś powiedział mi taki komplement:
„Wcześniej za nic miałem twoją muzykę, lecz teraz, po latach, gdy słucham
jej ponownie, to dopiero teraz ją właściwie rozumiem”. Myślę, że po
prostu trzeba jej częściej słuchać aby ona dotarła do słuchacza, że trzeba
czasu by ją właściwie ocenić.
RG: Dziękuję za ten wywiad.
tłumaczył MIREK
Recenzje płyt
Tangerine Dream
PHAEDRA 2005
rok wydania: 2005
Czy poprawianie wspaniałej płyty jaką jest Phaedra Tangerine Dream, jest
dobrym pomysłem...? Czy nowa „lepsza” Phaedra sprostała
oczekiwaniom...? Te myśli kołatały po głowie wkładając CD do
odtwarzacza ...
4
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
Pierwsze wrażenia są zgoła nieoczekiwane ... mieszane to odpowiednie
słowo. Dość nieufnie traktuję nowsze dokonania Tangerine Dream. Dusza
starych niepokojących wojaży dźwiękowych gdzieś została zagubiona.
Odnaleźć można jeszcze, sporadycznie to „coś” w nowszych dokonaniach
zespołu, coś co pozwalało zwizualizować dźwiękowe marzenia, to co
nieodgadnione. Phaedra 2005 to w większym stopniu unowocześniona
wersja „stangentyzowana” Phaedry z 1974. Wersja 2005 jest bardziej
dynamiczna, żywiołowa, którą można było usłyszeć wcześniej na
koncertach zespołu. Mysterious Semblance at the Strand of Nightmares
wciąż posiada kosmiczny klimat i nadal potrafi wciągnąć, kilka dodanych
dźwięków dodało kompozycji uroku. Ten sam zabieg został zastosowany w
Movements of a Visionary i Sequent C. Płyty dobrze się słucha
(dynamiczna wersja Phaedry 2005 może się podobać). Na koniec krążka
zgodnie z duchem czasu - dodano nową kompozycję Delfi tutaj mam
mieszane uczucia utwór powstał w 2005 roku, dodany „troszkę na
wyrost” ... w duchu lat 70 ale pewien niesmak pozostaje. Wprowadza
pewien dysonans (wcześniej poza Phaedrą) gdzie mamy do czynienia z
dynamiczną sekwencją dźwięków. Poza kompozycjami w duchu
nowoczesnym, na krążku nie razi połączenie starego z nowym, zabieg
zastosowany aby tchnąć świeżość w album udał się. Odświeżona Phaedra
(szczególnie środkowa część krążka) ma w sobie to coś co pozwala
zapomnieć o rzeczywistości. Można zatonąć w muzycznej otchłani
zapomnienia. Jeśli muzyczne opowieści Tangerine Dream w drodze
komercjalizacji traktuje się jako zło konieczne... zawsze pozostaje do
odkrycia „klasyczna” Phaedra z 1974 roku.
Yaroo (styczeń 2006)
relację uzyskano z serwisu MOOZA za zgodą autora
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
5
Poczta do redakcji
Za naszym redakcyjnym pośrednictwem artysta ukrywający się pod
pseudonimem Noise Relations proponuje współpracę.
Zremiskuj
http://mp3.wp.pl/i/sciagnij?id=137308 - pod tym linkiem znajduje sie mój
utwór "hed415". Każdy, kto byłby zainteresowany zremiksowaniem go,
zapraszam do kontaktu na mój mail - noise_relations(at)interia.pl lub tel.
kom - 509 576 350.
Pozdrawiam
noise_relations
Z archiwum recenzji
Mark Shreeve
THOUGHTS OF WAR
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o popularności tego artysty wśród fanów
el-muzyki, nie miałem wyrobionego zdania co do jego twórczości. Po
prostu nie zetknąłem się wcześniej z żadnymi dokonaniami Marka Shreeve
- nie było okazji. Kiedy zaś pojawiła się takowa w postaci pożyczonego
Assasina (i niewiele później Legionu) nie wpadłem ani w zachwyt, ani w
rozczarowanie. Ot taki, troszkę mniej zwykły kawałek przeciętności. Dobry
do posłuchania od czasu do czasu. Jednak sięgając po wymienioną w
tytule płytkę, nie spodziewałem się, że przykuje ona na dłużej mój już
nieco „wybredny” gust.
Thoughts of war to debiut płytowy Marka Shreeve. Wprawdzie wcześniej
powstawały kasety, ale longplaya nie było. W wywiadzie, który ukazał się
w nr 24 GN (nieistniejący już fanzin 'Generator News' - przyp. red.), padło
6
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
stwierdzenie, że ten czarny krążek jest jedyną płytą artysty nie wydaną na
CD. No cóż, czasy się jednak zmieniają (i to nieustannie) i nie można
niczego wykluczać, bo trafił do mnie właśnie krążek o srebrnym kolorze (z
tego co wiem wydawnictwo jest niestety limitowane). Czy dobrze się
stało? Wydaje mi się, że tak. Materiał z tej płyty, choć ma sporo lat, nadal
może zaskoczyć niejednego słuchacza pomysłami artysty i bardzo
interesującymi brzmieniami.
Na płytce znajdziemy tylko cztery utwory w tym dwie części Thoughts of
war. Wszystkie kompozycje tchną typowym „analogowym” nastrojem
znanym z dokonań innych twórców z przełomu 70-tych i 80-tych lat XX w.
Wprawdzie MS nie proponuje nic rewolucyjnego, ale zestawienia
dźwięków, które płyną z głośników, są zaskakująco oryginalne (rzekłbym
nawet, że poruszające). Klimat budowany przez brzmienia instrumentów
analogowych umiejętnie i sugestywnie oddaje zamysł artysty, a tylko takie
środki wyrazu jak wymienione wyżej uważam za szczególnie
predestynowane do wyrażania tego, czym jest nieuchwytna twórcza myśl.
Oczywiście nie jest to łatwe. Wiele zależy od inwencji kompozytora („park
maszynowy” nie ma wtedy zbyt wielkiego znaczenia). Myślę, że Mark
Shreeve miał tego świadomość i to co proponuje w postaci Thoughts of
war jest godne zainteresowania.
Wprawdzie do twórczości MS mam raczej pewien dystans, opisywany
krążek wywarł na mnie spore wrażenie i długo będzie gościł w mej
pamięci (i oczywiście na taśmie, bo płytkę musiałem oddać). Znając jednak
następne dokonania artysty, nadzieje na wysłuchanie w przyszłości czegoś
równie poruszającego są raczej nikłe.
El-Skwarka
(wrażenia spisane w styczniu 2000, przeredagowane w 2006)
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
7
Detlef Keller
BEHIND THE TEARS
Sięgając po tę płytę miałem pewne obawy. Wprawdzie twórczość Detlefa
Kellera w jakiś sposób „omiotła” mnie wcześniej (nie tylko przy okazji
słuchania
przedsięwzięć podejmowanych
wspólnie
z
Mario
Schönwälderem), ale jeszcze nie miałem okazji wysłuchać w całości jakiejś
jego własnej produkcji. Tak się złożyło, że padło na Behind the Tears płytkę zawierającą nagrania z lat 1997-1999.
Fakt wymieniony wyżej ma niestety niemały wpływ na zawartość krążka.
Mimo ujęcia kompozycji w ramy identycznych tytułów (zmianie ulega
tylko numerek przy kolejnych „tears”), ma się wrażenie pewnej
nierówności. „Twórcze wyboje” jakimi uraczył nas DK zawierają utwory
spokojne - np. Tear 2, trochę żywsze - np. Tear 4 i wręcz „dyskotekowe” Tear 7" (na szczęście jedyny tego typu na płycie). Widać (o przepraszam,
słychać) wyraźnie, że kompozycje pochodzą z różnych okresów twórczości
artysty. Całość jest bardzo zbliżona do wcześniejszej Ways to the
Rainbow (słyszałem wcześniej obszerne fragmenty tej płytki) i wspólnych
produkcji z Mario Schönwälderem (szczególnie do pierwszego krążka z
podwójnego albumu Loops & Beats). Nie niesie jednak już tak głębokiego
nastroju. Pewną osłodą jest obecność bardzo gitarowego i interesującego
Tear 6, najdłuższego nagrania na płycie (prawie 22 min.). Swojej gitary (i
pomysłu, co stwierdza okładka) użyczył niejaki Arcanum, odkryty przez
samego Mario Schönwäldera, oryginalny twórca el-muzyki.
Prawdę mówiąc płytka nieco mnie rozczarowała. Nie jest to jednak wielkie
rozczarowanie. Często będę wracał do dźwięków zapisanych na tymże CD.
8
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
Głównie za sprawą obecności kojących, lecz o ograniczonej ambicji, elklimatów. Dobrych na poprawienie samopoczucia, ale tylko w lekkich
przypadkach „złego humoru” (jazda nawet po mało wyboistej drodze, na
dłuższą metę, do przyjemności nie należy).
El-Skwarka
(wrażenia spisane w lutym 2000, przeredagowane w 2006)
Synco
EVOLUTION OF EVENTS
Nazwa tego zespołu nie mówiła mi nic, jak dotąd. Kiedy przypadkiem (w
wyniku koleżeńskich kontaktów) trafiła do mnie wymieniona w tytule
płytka, opanowało mnie miłe zaskoczenie. Dlaczego? O tym niżej. Synco to
trzech berlińczyków (wcześniej dwóch), którzy tworzą od 1985 roku
(zespół już nie istnieje, ale Ken Martin jeden z członków grupy, tworzy
nadal - przyp. red.).
Album Evolution of Events powstał w 1991r. Na krążku znajdziemy tylko
cztery utwory (trzeci z kolei, tytułowy zresztą, trwa aż 36 minut, ale jest
podzielony na 9 części znacznie różniących się od siebie). Teraz trochę o
moim zaskoczeniu. Klimat niesiony przez kompozycje przywołuje
niezapomniane brzmienia Tangerine Dream z początku lat 80-tych XXw.
Nie jest to oczywiście jakaś kiczowata kalka. Raczej próba, moim zdaniem
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)
9
udana, przywrócenia (czy też przypomnienia) zestawień dźwięków jakie
tworzyło TD w przeszłości. Wykonawcy nie małpują jednak swoich
starszych kolegów. Utwory oprócz wyraźnych odwołań niosą także
indywidualne, oryginalne przesłania i pomysły (zwraca uwagę krótka 6-sta
część trzeciego utworu, „zaczerpnięta” z natury - Thunder i bardzo
„tangerowa” 8-ma część tegoż - Force Machine). Całości słucha się z
przyjemnością i nie razi odczucie, że gra, być może, zupełnie kto inny.
Trudno powiedzieć dlaczego grupa przyjęła taką, a nie inną stylistykę.
Podejrzewam, że pochodzenie wykonawców nie było bez wpływu na ich
twórczość. Przyczyny mogą być jednak zupełnie inne. Dla mnie nie gra to
jednak większej roli. Brzmienia przyciągają nieubłaganie. A intencje
artystów? No cóż, nie znam ich.
El-Skwarka
(wrażenia spisane w lutym 2000, przeredagowane w 2006 )
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager”
Redaktor – Grzegorz Cezary Skwarliński
Kontakt: [email protected]
FB:http://www.facebook.com/pages/Magazyn-Muzyki-Elektronicznej-AstralVoyager/315548031957
10
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 2/2006(34)