kurier kowarski
Transkrypt
kurier kowarski
www. s m k - kowar y . p l s t owar z y s z e n ie m i Ł o ś n ik ó w kowar KURIER KOWARSKI Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej nr 4 (116), rok xxii Fot. Aleksandra Wiącek. Zdjęcie pochodzi z wystawy „Wehikuł Czasu” – str. 2 Cicha noc, święta noc… Niech te świąteczne dni będą przepełnione ciepłem, rodzinną atmosferą, miłością i dobrocią. K U R I E R K O W A R S K I KRONIKA SMK 19 września – członkowie SMK wzięli udział w uroczystej paradzie otwierającej finał obchodów 500-lecia nadania praw miejskich Kowarom. 25 października – w ZSO w Kowarach miał miejsce wernisaż fotograficzny pod nazwą „Wehikuł Czasu”. Swoje prace zaprezentowała tam czwórka utalentowanych młodych fotografów z kowarskiej szkoły: Anna Palmerska, Aleksandra Wiącek, Justyna Zapałowska i Karol Popik. Uczniowie kształcą swoje umiejętności pod kierunkiem nauczyciela informatyki, fotografa Tomasza Raczyńskiego. Wystawa za pomocą fotograficznego wehikułu czasu przeniosła gości do przeszłości, albowiem zdjęcia prezentowały fragmenty Kowar dawniej i dziś. Wernisaż wystawy uświetniły występy muzyczne Anny Bukowskiej i Eweliny Szklarek. Po części oficjalnej zainteresowani mogli porozmawiać z młodymi artystami i pogratulować im pierwszych sukcesów. 1 grudnia – tradycyjnie w kawiarni „Urszulka” odbyła się biesiada barbórkowa, której towarzyszyły wspólne śpiewy pieśni górniczych i świetna zabawa. Niepowtarzalny nastrój wprowadził jak zawsze 2 / K R O N I K A S M K Udział SMK w uroczystej paradzie Pan Franciszek Gawor. Program artystyczny zaprezentowali uczniowie Szkoły Podstawowej nr 3 pod kierunkiem Pani Bogumiły Donhefner. Uroczystość urozmaicił swoim wykładem pt. „Historia kowarskich górników rudy uranowej” Zbigniew Piepiora. Biesiada barbórkowa Przekazanie SMK obrazów Juliana Przewłockiego K U R I E R K O W A R S K I / K R O N I K A S M K NA NIELUDZKIEJ ZIEMI Jeśli ja zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie Adam Mickiewicz W mijającym roku kowarskie Sybiraczki: Bożena Dudzińska – założycielka i pierwsza prezes Związku Sybiraków w Kowarach, obecnie prezes Zarządu Oddziału w Jeleniej Górze oraz wiceprezes Zarządu Głównego Związku Sybiraków; Bronisława Markowska – prezes kowarskiego Związku Sybiraków oraz Anna Buchowiecka – skarbnik kowarskiego Związku Sybiraków od 1990 roku po raz kolejny zostały docenione za swoją działalność patriotyczną na rzecz Ojczyzny oraz Związku Sybiraków. Panie Bożena Dudzińska oraz Bronisława Markowska otrzymały medale Pro Patria za szczególne zasługi i kultywowanie pamięci o walce o niepodległość Rzeczpospolitej Polskiej. Jest to odznaczenie cywilne nadawane przez kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Panie Anna Buchowiecka oraz Bronisława Markowska zostały uhonorowane Złotymi Odznakami Honorowymi za Zasługi dla Związku Sybiraków. Anna Buchowiecka Bożena Dudzińska Wszystkim Paniom gratulujemy sukcesów oraz życzymy siły i wytrwałości w krzewieniu prawdy o tej trudnej dla Polaków lekcji historii. Katarzyna Borówek-Schmidt Od prawej – poseł Machałek, ksiądz kapelan Stec, Bronisława Markowska, Anna Buchowiecka Redakcja: Katarzyna Borówek-Schmidt, Gabriela Kolaszt, Grzegorz Schmidt, Leszek Pohoski, Stanisław Kanonowicz, Jerzy Sauer Korekta: Anna Szablicka Współpracują: Wiesława Adamiec, Jarosław Kotliński, Adam Walesiak Kontakt: Stowarzyszenie Miłośników Kowar, ul. Górnicza 1, Kowary; e-mail: [email protected] Skład komputerowy: Wojciech Miatkowski Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, Kowary 3 K U R I E R K O W A R S K I / P O Ż E G N A N I E KOWARY POŻEGNAŁY JULIANA PRZEWŁOCKIEGO W piątek 15 listopada br. po długiej i ciężkiej chorobie odszedł od nas Julian Przewłocki wysoko ceniony kowarski artysta malarz. Pożegnaliśmy naszego Artystę na nowym kowarskim cmentarzu, gdzie spoczął w poniedziałek 18 listopada żegnany przez najbliższych i córkę Dorotę, przez przyjaciół i burmistrza Kowar, Mirosława Góreckiego oraz przez kolegów – artystów i miłośników Jego talentu nie tylko z Kowar. Po uroczystościach pogrzebowych mieliśmy coraz cięższe. Zmordowany odpoczywał, rysuokazję jeszcze raz dokonać przeglądu osiągnięć jąc różne rzeczy. Te rysunki zauważył i wysoko Artysty na pośmiertnej wystawie jego prac zorgaocenił jego przełożony, inżynier po AGH w Kranizowanej przez córkę Dorotę w galerii Miejskiekowie. Stwierdził, że powinien uczyć się w szkogo Ośrodka Kultury w Kowarach. Na wystawie le plastycznej, a nie pracować w kopalni. Toteż zgromadzono najpiękniejsze dzieła Juliana PrzeJulian po odpracowaniu nakazu pracy poprosił włockiego z obu okresów Jego twórczości – okrewładze powiatowe o skierowanie do jakiejkolwiek su malarstwa tradycyjnego i okresu malarstwa szkoły plastycznej, ale „powiat” skierowania nie nowoczesnego. Gustownie przygotowana ekspodał. Udał się więc na własną rękę do Warszawy, zycja uzmysłowiła gościom, jak niezwykłego arale i tu nie przyjęto przerośniętego, bo osiemnatystę straciły Kowary. Artystę, który większość stoletniego młodzieńca do pierwszej klasy liceum swoich prac poświęcił eksponowaniu uroków sztuk plastycznych. Zdesperowany udał się do Julian Przewłocki, autoportret i piękna naszego miasta i okolic. Te uroki i piękno Ministerstwa Kultury i Sztuki z prośbą o pomoc. potrafił ukazać w „zwykłym” rysunku ołówkiem, Tu wreszcie trafił na urzędniczkę, która życzliwie w grafice różnego typu, w akwareli, w pastelach, w obrazach olej- go wysłuchała i skierowała do Państwowego Technikum Sztuk nych czy akrylowych. Ucztę duchową wzbogacił elegancko przy- Plastycznych w Łodzi. Julian pomyślnie zdał dodatkowy egzagotowany poczęstunek z kawą, herbatą, ciastami i smakowitymi min wstępny i tak stał się uczniem technikum na wydziale gradaniami na gorąco. Najważniejsze w tym wszystkim było jed- fiki filmowej utworzonym na potrzeby Wytwórni Filmów Lalkonakże to, że goście mieli okazję do bezpośredniej rozmowy z cór- wych i Rysunkowych. Zamieszkał w bursie szkół artystycznych ką Artysty o życiu i twórczości pana Juliana. razem z muzykami. Dzięki temu poznał przeróżne instrumenty i nauczył się grać ze słuchu na pianinie i perkusji. Pokochał muA życie pana Juliana nie było usłane różami. zykę i tej miłości pozostał wierny do końca życia. Po ukończeJuż w dzieciństwie spotkała go pierwsza przykrość. W Krako- niu technikum podjął pracę w Wytwórni Filmów Lalkowych. Nie wie, gdzie się urodził, w szkole podstawowej jego zdolności pla- otrzymał jednak mieszkania. Zamieszkał u szkolnych kolegów styczne oceniono na -3, choć bardzo lubił rysować. To sprawiło, Greków, którzy mieszkanie otrzymali. Kiedy się ożenił, z powoże zamiast w szkole plastycznej, znalazł się w dwuletniej szkole du braku mieszkania przeniósł się do Wieruszowa, gdzie podgórniczej. W konsekwencji po jej ukończeniu musiał odpracować jął pracę jako instruktor plastyki i muzyki w Powiatowym Domu dwa lata nakazu pracy w kopalni rudy miedzi „Lena” w Wilko- Kultury. Mieszkania jednak i tu nie otrzymał. Po niecałym roku wie koło Złotoryi. To była praca ponad siły szesnastolatka. Zgło- rezygnuje więc z dalszej pracy i przenosi się do Kowar. Tu spotysił się więc na kurs „próbkarski”, licząc na lżejszą pracę. Mylił ka go kolejny zawód. Do pracowni plastycznej w Fabryce Dywasię. Po kursie podjął pracę w dziale geologicznym kopalni. Pobie- nów – na co liczył – nie zostaje przyjęty. Podejmuje więc pracę rał i numerował próbki z poszczególnych warstw geologicznych, jako dekorator wystaw sklepowych w PSS „Społem”. Dekorowaktóre potem dźwigał na swoich plecach, a pojemniki stawały się nie sklepów nie daje mu satysfakcji. Mieszkanie wynajmuje, do grafiki: Julian Przewłocki 4 K U R I E R sklepów musi daleko dojeżdżać, a ich kierownicy, zamiast pomóc, często patrzą na niego jak na intruza, który przeszkadza w pracy. Na rysowanie i malowanie nie ma wiele czasu. Otrzymuje wreszcie dwukondygnacyjne pomieszczenie magazynowe przy ul. Szkolnej, które musi sam przerobić na mieszkanie. Mimo rozlicznych kłopotów z mieszkaniem, pracą i zdrowiem Julian nie przestaje tworzyć i coraz częściej prezentuje swój dorobek na wystawach w Kowarach, w Jeleniej Górze, a nawet w Niemczech. Nadmierny wysiłek sprawia, że zapada na zdrowiu. W roku 1980 musi przejść na rentę, a renta jest tak niska, że nie wystarcza na utrzymanie mieszkania i rodziny. Nie porzuca jednak malarstwa i tworzy nadal, prezentując swoje dzieła na kolejnych wystawach. W roku 1983 Ministerstwo Kultury i Sztuki przyznało mu uprawnienia artysty plastyka. Był z tego wyróżnienia bardzo dumny, ale skomentował to krótko: „O wartości artysty nie świadczy papierek, ale wielkość jego dokonań”. Narastające problemy zdrowotne i finansowe, a w ślad za nimi – rodzinne, sprawiają, że Julian przenosi się z dotychczasowego mieszkania na ulicę Zamkową do gustownie urządzonej kawalerki. W suterenie urządził sobie pracownię, w której do ostatnich dni tworzył swoje piękne dzieła. Julian Przewłocki po raz pierwszy zaprezentował swoje prace w siedzibie Stowarzyszenia Miłośników Kowar w roku 2008 – roku piętnastolecia SMK. Wtedy to na wernisażu zdradził swój drugi talent – talent muzyczny - i zagrał na pianinie elektronicznym kilka swoich ulubionych utworów. To na tej wystawie zaprezentował gościom swoje nowocześnie potraktowane malarstwo, co zaskoczyło znających Go artystów do tego stopnia, że Roman Tryhubczak zawołał: „Julek, to malarstwo odmłodziło cię o 30 lat”, a nasz Artysta naprawdę poczuł się młody i chyba zapomniał przez chwilę o swoich problemach. Później obrazy Mistrza Przewłockiego gościły w salach SMK dwukrotnie, ale w ramach wystaw zbiorowych. W Kowarach oglądaliśmy ponadto jeszcze dwie wystawy Juliana Przewłockiego. Jedną zorganizowaną w roku 2011 w Ratuszu z inicjatywy Mirosława Góreckiego, burmistrza Kowar i przyjaciela Juliana oraz wystawę zorganizowaną w tym roku (2013)przez córkę Artysty, Dorotę, w szklanej galerii Urzędu Miejskiego z okazji pięćsetlecia uzyskania praw miejskich przez Kowary. Pana Juliana na tej wystawie, niestety, nie było – tak bardzo był chory. Jednak spotkałem Go jeszcze na wernisażu wystawy Jerzego Jakubowa pt. „Kowary nad Jedlicą” i wtedy widziałem Go po raz ostatni i po raz ostatni wymieniłem z Nim parę zdań o malarstwie i o naszym życiu. Pani Dorocie, córce Mistrza Juliana, dziękuję w imieniu takich jak ja miłośników sztuki za umożliwienie nam obejrzenia ostatnich dzieł jej ojca. Jego obrazy pozostaną na długo w naszej pamięci, a szczególnie te oglądane tuż po pogrzebie Mistrza, gdyż to one są świadectwem , że Julian Przewłocki „nie wszystek umarł”. Stanisław Kanonowicz K O W A R S K I / P O Ż E G N A N I E Julian Przewłocki Julian Przewłocki Wyrazy współczucia dla Rodziny Pana Juliana Przewłockiego. W szczególności dla córki Doroty. Pocieszeniem niech będzie to, że dzięki swojej twórczości postawił sobie pomnik, który będzie trwał długie lata. 5 K U R I E R K O W A R S K I / t ro p e m p r z odk ó w Tropem przodków Podróż do nowej ojczyzny Franciszek opuszczał zapewne Schmiedeberg z ciężkim sercem. Wiedział, że kupuje bilet w jedną stronę i nieprędko zobaczy rodzinę. Podróż do ,,niebieskiego” miasteczka trwała zapewne więcej niż jeden dzień. Najpierw powolna podróż do Jeleniej Góry, stamtąd zapewne do granicy w okolicach Częstochowy. Również i tam właściciele zakładów włókienniczych Hielle i Dietrich posiadali swoje fabryki. Jednakże nie Częstochowa była celem podróży prapradziadka. Franciszek wsiadł do pociągu kolei warszawsko-wiedeńskiej, która miała swój przystanek w Rudzie Guzowskiej. Ruda niebawem – tak jak pobliska osada – zostanie nazwana Żyrardowem od imienia wynalazcy maszyny do przędzenia lnu Filipa de Girarda. Nowa osada fabryczna powstała w przepastnych lasach puszczy Bolimowskiej, które otaczały fabrykę i osadę ze wszystkich jej stron. Z okien pociągu widać w oddali dymiące kominy fabryczne, które jak ogromne jaszczury wyciągają szyje ku niebu. Franciszek wraz z kolegą Wilhelmem Wachtem wysiadają na stacji, pakują bagaż i udają się w kierunku miasteczka. Od stacji do osady jest około kilometra. Do centrum prowadzi szeroka aleja obsadzona małymi jeszcze kasztanowcami, które posadził Dietrich, aby wyzna- Osada fabryczna Żyrardów w XIX wieku 6 czyć trakt do osady i fabryki. W połowie drogi widnieje biały czteropiętrowy gmach fabryki, u stóp której znajduje się ogród z alejkami. Wzdłuż kwartału ulic budowane są domy dla przybywających do pracy robotników. Czerwień ceglanych domów przypomina najlepsza pruską prowincję. Na ulicach słychać rozmowy w języku polskim, niemieckim i czeskim. Wygląd osady musiał wzbudzać ciekawość nowo przybyłych gości. Ruda Guzowska wraz ze sławną osadą Żyrardów to wielokulturowe miasteczko. Rytm życia osady wyznacza fabryka. Ona jest dyrygentem wielkiej orkiestry złożonej z 2000 ludzi, każdy pracuje według sygnału, którym jest świst fabrycznego gwizdka. Osada fabryczna była placem budowy. Helle i Dietrich zaplanowali stworzenie miasta idealnego – samowystarczalnego. Wybudowali kościół dla robotników wraz ze szpitalem na wzór tego w Dreźnie, aby przypominał im rodzinne strony. W trosce o robotnicze rodziny budują osiedle Nowy Świat oraz przedszkole, które wizytuje szach perski Masr Eddin. Oprócz tego powstają szkoły, Stacja kolejowa Ruda w połowie XIX wieku niebawem nazwa zostanie zmieniona na Żyrardów. K U R I E R K O W A R S K I / t ro p e m p r z odk ó w Pałacyk właściciela zakładów Dietricha łaźnie wraz z pralnią, resursa fabryczna. Dla zapewnienia bezpieczeństwa pionierzy organizują zakładową straż pożarną. Przybysze byli zdumieni i zaciekawieni nowym miejscem, w którym mieli rozpocząć nowe życie. Niestety, początki nie były łatwe. Większość robotników to Polacy, prości ludzie rekrutujący się z pobliskich wsi. Aby podjąć pracę, należało znaleźć nocleg, co nie było łatwe. Osada posiada co prawda niewielką ilość drewnianych mieszkań, ale te są już zajęte. Dwaj Niemcy osiedlają się więc w pobliskim Teklinowie, skąd mają pieszo pół godziny do fabryki. Tak więc po znalezieniu lokum Franciszek podjął pracę w fabryce. Codziennie o 4:30 fabryka budzi mieszkańców. Gwizdek fabryczny zawodzącym dźwiękiem zwołuje tkaczy i prządki do pracy. Rozpoczyna się 12-godzinna praca wśród tysiąca wrzecion, które monotonnie łomoczą. Szum jest tak duży, że bez problemu usłyszeć go można na głównej ulicy osady. Po pracy większość robotników pracuje w przydomowych ogródkach, gdzie sadzą warzywa, czasami drzewka owocowe. Niektórzy hodują drobne zwierzęta: kury, króliki, świnie, kozy. Inni – tak jak Franciszek – pracują przy budowie domów fabrycznych. Praca w fabryce nie należała do bezpiecznych. Wirujące czółna w bębnach maszyn tkackich często wyskakiwały. Bywało, iż ich uderzenie powodowało kalectwo. Brak uwagi przy pracy spowodowany zmęczeniem groził wplątaniem się w maszynę, co skutkowało najczęściej śmiertelnym wy- padkiem. Wreszcie wszechobecny kurz, który powodował choroby płuc i astmę. Podczas pracy w fabryce doszło do pewnego wydarzenia, które nie było bez znaczenia dla Franciszka ze Schmiedebergu. Jeden z tkaczy, Hilary Pohl, uległ wypadkowi. W osadzie nie ukończono jeszcze budowy szpitala. Poszkodowanego przewieziono do Wiskitek. Niestety, uraz był poważny, tkacz Hilary zmarł, pozostawiając po sobie dwudziestopięcioletnią żonę Luizę z córką Teresą i synem Stasiem. Sytuacja wdowy nie była łatwa. Rodzice dziewczyny Franciszek i Joanna Sachse zmarli. Kobieta skazana była na tułaczkę. Nie miała środków na wynajem mieszkania. Zamieszkała w domu familijnym, gdzie w jednym pokoju mieszkało wiele kobiet. Młodą dziewczyną zainteresował się mój prapradziadek. Zaproponował Luizie pomoc i wsparcie w trudnych chwilach. I tak w wieku 32 lat Franciszek podjął decyzję o ślubie, który odbył się w kościele ewangelickim w pobliskich Wiskitkach. Po ślubie małżonkowie otrzymali mieszkanie w jednym z domów fabrycznych. Franciszek dorabiał w zakładzie ciesielskim na Teklinowie u kolegi, Henryka Matzke. Tereskę i Stasia Pohl traktował jak własne dzieci. Tak mijały dni, tygodnie, miesiące. Z małżeństwa z Luizą urodziła się trójka dzieci: bliźnięta Elizabet Aniela i Edward Karol oraz mój pradziadek Maksymilian. Kiedy rodzice szli do pracy, dzieci uczęszczały do ochronki fabrycznej. Wolny czas spędzali na odpoczynku i pracach Ochronka fabryczna z XIX wieku w przydomowym ogródku. W niedzielę – jak większość mieszkańców miasteczka – uczęszczali zapewne na nabożeństwa do ewangelickiego kościoła. I nic nie wskazywało, aby mogło być inaczej. Niestety, niebawem na Żyrardów spadło nieszczęście, które dotknęło rodzinę Franciszka i Luizy – epidemia cholery. Elżbieta (Elizabet) przegrała walkę z chorobą. Ulice miasta wysypano białym proszkiem, którego charakterystyczny zapach unosił się w powietrzu. Domy dotknięte zarazą opróżniano, a dorobek życia palono. Pogrzeb Elżbiety pogrążył w smutku całą rodzinę, o czym świadczy nekrolog zamieszczony w księdze zgonów… ,,Dnia 24 lutego 1867 o godzinie trzeciej z rana umarła w Żyrardowie Elżbieta Helge w wieku swego 4 miesiące licząca. Córka Franciszka i Luizy, małżonków Helge. Urodzona tamże pozostawiwszy po sobie w smutku rodziców, siostrę Teresę Pohl, Stanisława Pohl i Karola Helge… Patryk Toporek cdn. 7 K U R I E R K O W A R S K I / H I S T O R I A S M K 20-lecie SMK CZĘŚĆ III W związku z obchodami 20-lecia Stowarzyszenia Miłośników Kowar przedstawiamy historię jego działań, przedsięwzięć i zadań. Od 1993r. stowarzyszenie pełni niepoślednią rolę w krzewieniu edukacji kulturalnej mieszkańców miasta. W numerze prezentujemy ostatnią część historii Stowarzyszenia Miłośników Kowar. S towarzyszenie Miłośników Kowar utrzymuje kontakty zagraniczne, głównie z sąsiadami, Czechami i Niemcami, a także z Austrią i Danią. Kontynuuje dawne przyjazne kontakty ze Stowarzyszeniem z Schönau – Berzdorf. Członkowie obu Stowarzyszeń spotykają się dwa razy w roku – na przemian w Niemczech i w Polsce, poznając zwyczaje mieszkańców, kulturę, kuchnię i zabytki. Goście z Niemiec i Austrii brali aktywny udział w plenerach i „Majówkach artystycznych”. W rewanżu grupa kowarskich i karkonoskich artystów i młodych adeptek malarstwa zaprezentowała swoje prace w austriackim Tyrolu i Bawarii. W 1999 r. SMK przygotowało wystawę fotograficzną „Kowary dawniej i dziś”, która była eksponowana w Muzeum w Jaegespirs w Danii z okazji Dni Kowar w tym mieście. Równie ważnym zadaniem jak popularyzacja sztuk plastycznych jest w działalności SMK kształtowanie kultury muzycznej społeczeństwa. SMK wykorzystuje muzykę dla uatrakcyjnienia wernisaży, plenerów, jarmarków, wieczorów poetyckich i tym podobnych imprez, organizuje specjalne koncerty i spotkania z muzyką dawną i współczesną. 22 lipca 2005 r. Stowarzyszenie zorganizowało pierwszy wieczór z poezją i muzyką. Poeci Magdalena Siemieniec Świderska i Leszek Wolak zaprezentowali własne wiersze przy dźwiękach fletów Edwarda i Olega Sitianków. Był to udany, nastrojowy wieczór w Pubie „Markovy” przy Sztolniach Kowary. 2 września 2005 r. odbył się w kawiarni „Smyrna” koncert pod nazwą „Z muzyką w jesień”. Wystąpili: Anna Szulia – fortepian, Malwina Bąk – skrzypce i Andrzej Drabarek – gitara klasyczna. 2 października 2005 r. ponownie w Pubie „Markovy” zorganizowano koncert pod nazwą „Kowarskie talenty”. Tu swój występ solowy mieli: Emilia Woźniesińska – skrzypce, Tomasz Ożóg – puzon i Krzysztof Szablicki – trąbka. 27 listopada 2005 r. SMK zorganizowało także w Pubie „Markovy” koncert „Zaduszki jazzowe”. Wystąpili młodzi kowarzanie: Andrzej Drabarek, Mateusz Kucuk, Dominik Stankiewicz i Rafał Kściuk. Koncert poprowadził doświadczony i utalentowany muzyk, a zarazem manager grupy – Bernard Stankiewicz. W lipcu 2006 roku w kowarskim kościele NMP odbył się koncert organowy, którego głównym wykonawcą był Mirosław Król. Następnego dnia w Jeleniej Strudze przy Sztolniach Kowary cała rodzina państwa Królów była wykonawcą koncertu muzyki popularnej i tanecznej. Stowarzyszenie Miłośników Kowar stara się też, aby kowarzanie częściej uczęszczali na gościnne występy znanych teatrów i artystów w MOK. Faworyzuje szczególnie te zespoły, w których występują kowarzanie: Wojciech Dąbrowski – aktor wrocławskiego Teatru Komedia, Anna Branny (Krakowiak) – aktorka krakowskiego teatru Bagatela, Joanna Szabla – śpiewaczka i artystka operowa. Stowarzyszenie jest organizacją społeczną. Nie stosuje nagród pieniężnych ani rzeczowych. Za zasługi i pracę na rzecz miasta i Stowarzyszenia nagradza zgodnie ze Statutem przyznaniem tytułu „Honorowy Członek Stowarzyszenia Miłośników Kowar”. 8 Dotychczas ten tytuł otrzymali: – w roku 2007: Władysław Adamski, Franciszek Gawor, Jacek Włodyga, Stanisław Wolak, Stefan Połomski, Henning Obenland - obywatel Niemiec, przyjaciel Kowar; – w roku 2011: Zbyszko Brudniak i Jerzy Sauer. Za wybitne zasługi dla Miasta Stowarzyszenie może wystąpić do Rady Miasta z wnioskiem o nadanie tytułu Honorowego Obywatela Miasta Kowary. Korzystając z tego prawa Stowarzyszenie 28 czerwca 2007 roku wystąpiło z wnioskiem o nadanie tego tytułu Franciszkowi Gaworowi. Wniosek został przyjęty pozytywnie i pan Gawor otrzymał to wyróżnienie, głównie za to, że doprowadził do sfinalizowania podstawowe zadanie SMK – zorganizowanie „Wystawy Górnictwa Kowarskiego”, którą pan Gawor nazwał „Muzeum Górnictwa Kowarskiego”. Wystawa współfinansowana jest z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego UE w ramach projektu p.n. „Podziemne Karkonosze”. Do realizacji projektu Franciszek Gawor zorganizował zespół w składzie: Ireneusz Kwiatosz, Bernard Utrata, Łukasz Lewkowicz, Stanisław Kanonowicz, Jan Wojdan, Sławomir Adamski i koordynator – Gabriela Kolaszt. Wystawę Górnictwa Kowarskiego otwarto w dniu Święta Górniczego – 4 grudnia 2009 r. w „Domu Tradycji”. Było to zwieńczenie dotychczasowej pracy Zarządu i członków Stowarzyszenia Miłośników Kowar. Stowarzyszenie Miłośników Kowar już wiele zdziałało dla swego Miasta, ale Kowary wymagają dużo więcej pracy, by uzyskać status miasta ze wszech miar europejskiego. SMK liczy na młodzież i apeluje, by wspierała pracę Stowarzyszenia, by zasiliła jego szeregi. Poszukiwaniem i promowaniem talentów SMK dowiodło, że Kowary to nie tylko miasto, gdzie ludziom trudno się żyje, to także miasto utalentowanych ludzi zdolnych zmienić na lepszą naszą niełatwą egzystencję. Opracował: Stanisław Kanonowicz ŹRÓDŁA: 1. Krzysztof Sawicki: 10 lat Stowarzyszenia miłośników Kowar. „Kurier Kowarski nr 4 (80) 2003 r. 2. „Kronika SMK” – „Gazeta Kowarska”, dodatek: „Kurier Kowarski” od 2006 do 2011 r. 3, Archiwum SMK (w komputerze) 4. Wywiady z przewodniczącą SMK Gabrielą Kolaszt. 5. Franciszek Gawor: Muzeum Górnictwa Kowarskiego, „Gazeta Kowarska” 2010 nr 1/36 dodatek „Kurier Kowarski” s. 8–10. Wszystkim Górnikom oraz ich Rodzinom z okazji Barbórki życzymy, aby św. Barbara zawsze wyprowadzała ich z trudnych i niebezpiecznych sytuacji. Redakcja Kuriera Kowarskiego K U R I E R K O W A R S K I / p t asi kurier PTASI KURIER „Jak sójka za morze” S ójka to ptak z rodziny krukowatych. Jest krewniakiem sroki, wrony, kawki i innych ptaków krukowatych. W Polsce jest to dosyć często spotykany gatunek lęgowy, który prowadzi osiadły tryb życia. Skąd więc powiedzenie: „Wybiera się jak sójka za morze, ale wybrać się nie może”? Otóż związane jest ono z „dziwnym” zachowaniem sójek w okresie jesiennym. Ptaki stają się wtedy jakby niespokojne, odzywają się wysokim skrzecząco-piskliwym głosem. Często w pośpiechu zbierają żołędzie, zakopując je w leśnym runie. Gromadzą więc coś jakby zapasy na podróż. Jednak przeważnie „zapominają” o swoich spiżarniach i w zimie są zdane na to, co znajdą w lasach lub parkach. Druga z teorii powstania „sójkowego” przysłowia, związana jest z tym, że w wyjątkowo srogie zimy sójki podejmowały jednak wędrówki w nieco cieplejsze regiony. Tak więc ludzie przed wiekami zachodzili pewno w głowę, jak to z tymi sójkami jest? Przeważnie widać je cały rok, jednak raz na jakiś czas sójka znikała, odlatując „za morze”. Zarówno sójki, jak i sroki, to tzw. leśni zbóje. Jeśli nadarza się taka okazja ptaki te, bez większych skrupułów, rabują gniazda innych, mniejszych ptaków, wyjadając jaja lub pisklęta. A ponieważ jak wszystkie krukowate są inteligentne, potrafią więc często bacznie obserwować rodziców zmierzających z pożywieniem do gniazda i w ten sposób wytropić swój przyszły, może nieco „okrutny” posiłek. Nie miejmy im jednak tego za złe, taka już ich „krukowata” natura. Spustoszenia, jakie sieją w ptasich lęgach nie są na tyle duże, żeby wpłynąć na liczebność innych gatunków. Poza tym jako klasyczni oportuniści korzystają ze wszystkiego co wpadnie im pod dziób, więc jest to tylko część ich diety. Warto wybrać się na zimowy spacer i zaobserwować sójkę. Jest to duży i łatwy do rozpoznania ptak, a jego „znakiem firmowym” są intensywnie błękitne lusterka znajdujące się na skrzydłach. W czasie zimy ptaki te nie są specjalnie płochliwe, choć jak w przypadku wszystkich krukowatych, ich inteligencja nakazuje zachować pewien sensowny dystans wobec homo sapiens. Zapraszam na kolejną ptasią opowieść oraz zachęcam do zerknięcia na moją nową stronę: www.ambientcolor.pl. Można tam zobaczyć wiele ciekawych zdjęć, których wciąż będzie przybywać. Piotr Trachta 9 K U R I E R K O W A R S K I / H I S T O R I A Krótka historia „Kuriera Kowarskiego” – cz. II Czas Jubileuszu 500-lecia otrzymania przez Kowary praw miejskich, który zbiega się z dwudziestoleciem istnienia „Stowarzyszenia Miłośników Kowar”1, jest okresem podsumowań. W związku z tym pokusiłem się o krótkie przypomnienie 23-letniej historii naszej gazety miejskiej. W 1997 roku „Kurier Kowarski” otrzymał nową winietę tytułową. Format gazety stał się zbliżony do A4. Każdy numer liczył nie mniej niż 24 strony. Ze stopki redakcyjnej zniknęło kolorowe logo Stowarzyszenia Miłośników Kowar. Zastąpiło je czarno-białe logo KK. Krzysztof Sawicki został redaktorem naczelnym, jego zastępcą – Czesław Mikicki (do nr 68), a sekretarzem redakcji – Mariola Jakubów (do numeru 57). Grono stałych współpracowników powiększyło się o Henryka Bratkowskiego, Barbarę Madsen, Leszka Pohoskiego, Katarzynę Wierską-Kuberkę, Andrzeja Wrzoska, a pomniejszyło o tragicznie zmarłego Andrzeja Orłowskiego. Nakład wzrósł do 700, a później – 800 egzemplarzy. „Kurier Kowarski” otrzymał swój numer ISSN 1427-8529. Pojawiły się w nim kolejne cykle: „Najbardziej okazałe i cenne” (kącik botaniczny), „Karkonoscy górale” (prezentacja strojów dawnych mieszkańców Kowar), „Spotkania z Liczyrzepą” (kontynuacja „Opowieści o Liczyrzepie”) i „Legendy”, „Co szumi w duńskim dębie…” (wieści z miasta partnerskiego Jaegerspris), „Obradowała Rada Miejska”, „Gospodarka zasobami mieszkaniowymi miasta Kowary”, „Co przedstawiał tajemniczy pomnik w centrum Kowar?” oraz m.in. artykuł pt. „O chorobie alkoholowej, rodzinie osoby uzależnionej oraz możliwościach leczenia”. Numer 54 uzupełniono także o specjalny dodatek z okazji Wielkiego Rodzinnego Festynu Fabryki Dywanów „Kowary”, a numer 55 zawierał obszerną reklamę Powszechnej Kasy Oszczędności2. W roku 1998 „Kuriera Kowarski” znowu podrożał – kosztował odtąd 3 zł. Mimo że gazeta ponownie była dofinansowywana z budżetu miasta, nie powstrzymało to wzrostu jej ceny. Nakład zwiększono do 900 egzemplarzy. W KK pojawiły się nowe cykle artykułów: „Kowarski uran”, „Biedermeierowski wizerunek artysty z kowarskiego kręgu malarzy”, „Z dziejów Kowar” 3. Od numeru 62 (2/1999) także wewnętrzne strony okładki „Kuriera Kowarskiego” stały się kolorowe. Gazeta po raz kolejny zmieniła winietę tytułową, skład, drukarnię i format – na A4. Dodatkową funkcję redaktora technicznego objął dotychczasowy redaktor naczelny, Krzysztof Sawicki. W roku 1999 nakład „Kuriera Kowarskiego” osiągnął 1000 egzemplarzy. Każdy numer liczył nie mniej niż 32 strony. Gazeta wzbogaciła się o kolejne cykle artykułów: „Z historii kolejnictwa na Dolnym Śląsku”, 10 „Reforma systemu emerytalnego”, „Krzaczyna”, „Wiara – Prawda - Religia”, „Z podróży na kresy”, „Woda – kuchnia – i?”, „Listy z Boliwii”. Numer 63. zawierał dodatek z okazji I Festynu Parafialnego z Racji Odpustu Św. Anny 4. W 2000 roku do grona stałych współpracowników dołączyli Gabriela Kolaszt, Lucyna Ławer i Stanisław Stefański. Każdy numer liczył przeciętnie 30 stron. W „Kurierze Kowarskim” pojawiły się nowe cykle – „Kowarskie dzwony” i „Fedora – nasza ostatnia księżniczka”, „Kowarscy artyści” (sylwetki i prace artystów w kolorze) oraz m.in. artykuły – „10 lat Kuriera Kowarskiego”, „35 lat Koła Łowieckiego Knieja w Jeleniej Górze” i wspomnienie o zmarłym ojcu Hadrianie Józefie Maju5. Rok później cena KK wzrosła do 5 zł – na okładce poinformowano, że uwzględniono w niej podatek VAT. Każdy numer liczył 32 strony. Stałymi współpracownikami zostali Ivo Łaborewicz, Janusz Ptaszyński i ojciec Krzysztof Janas, który zastąpił o. Mariana Godka. W KK pojawiły się kolejne cykle artykułów – „Z przeszłości Kowar…”, „Akta miasta Kowary”, „Niemieckie kasy oszczędności na Dolnym Śląsku do 1945 r.” oraz m.in. artykuł o uroczystości z okazji 10-lecia gazety. Numer 71. zawierał dodatek „50 lat Zespołu Szkół Ogólnokształcących Kowary”. W gazecie w coraz większym stopniu zaczęto pisać o tym, co działo się w naszym mieście dawniej niż o aktualiach 6. Na początku 2002 roku zaczął się schyłek świetności KK. Jego nakład spadł do 800 sztuk, aby na koniec tego roku osiągnąć ilość 700 egzemplarzy. Podobna tendencja dotknęła liczby stron – odpowiednio; 32 na początku i 28 na końcu roku. W 2002 roku pojawiły się w „Kurierze Kowarskim” następne cykle – „Stańczyk” (anonimowy komentarz do działań ówczesnego burmistrza miasta), „Graficy kowarscy” (w kolorze) oraz m.in. artykuły upamiętniające zmarłego nagle Marka Jiruskę – byłego burmistrza Kowar, 100-lecie działalności „Wysokiej Łąki” i 70. rocznicę urodzin Józefa Gielniaka7. W 2003 roku liczba stron „Kuriera Kowarskiego” wynosiła średnio 32. Gazeta wzbogaciła się o kolejne stałe rubryki – „Kowarskie górnictwo”, „Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Miłośników Kowar” (z innym logo SMK), „Notatki z podróży” oraz m.in. o artykuły „50 lat Strażnicy Straży Granicznej w Kowarach” i „10 lat Stowarzyszenia Miłośników Kowar” 8. Zbigniew Piepiora Ciąg dalszy historii Kuriera Kowarskiego w następnym numerze. 4 „Kurier Kowarski” nr 1-4 (61-64), wyd. cyt. 5 „Kurier Kowarski” nr 1-4 (65-68), wyd. cyt. 1 W skrócie: SMK. Założone w dniu 25 czerwca 1993 roku. 6 „Kurier Kowarski” nr 1-4 (69-72), wyd. cyt. 2 „Kurier Kowarski” nr 1-5 (52-56), wyd. cyt. 7 „Kurier Kowarski” nr 1-4 (73-76), wyd. cyt. 3 „Kurier Kowarski” nr 1-4 (57-60), wyd. cyt. 8 „Kurier Kowarski” nr 1-4 (77-80), wyd. cyt. K B O S Y M O K I E U R I E R K O W A R S K I M LECIMY W KOSMOS 21.11.2013 roku, z rosyjskiej bazy wojskowej wystartowała rakieta Dniepr. Na jej pokładzie wyruszył w swoją kosmiczną misję pierwszy polski satelita naukowy LEM. Kwadrans po starcie satelita zajął orbitę na wysokości 650 km i co 100 minut okrąża Ziemię. Za miesiąc w podobną misję wyruszy bliźniak LEMA, satelita HEWELIUSZ. Przez kolejne lata będą razem badać energię gwiazd Drogi Mlecznej. Sukces naukowy i techniczny tego projektu jest pilnie obserwowany także w Kowarach. Stanisław Lem jest Patronem naszego gimnazjum i LO. Uczniowie tych szkół brali udział internetowym konkursie na nadanie nazwy pierwszemu polskiemu satelicie. Na pokładzie HEWELIUSZA wyruszą w kosmos zdjęcia kowarskich gimnazjalistów i licealistów, co potwierdzono stosownym certyfikatem. Adam Walesiak CARITA – Żyć ze szpiczakiem Szanowni Państwo, 24 sierpnia 2013 roku odbył się WAKACYJNY JARMARK CHARYTATYWNY NA RZECZ KOWARSKICH DZIECI. Organizatorami tego wydarzenia byli: ,,Fundacja Carita – Żyć ze szpiczakiem” z siedzibą w Kowarach, którą kieruje prezes Wiesława Adamiec, Dyrektor Przedszkola Publicznego Nr 1 w Kowarach Mariola Tatowicz oraz właścicielka Apteki ,,Nigella” w Kowarach Małgorzata Kostrzewa. Jak Państwo pamiętacie, wszelki dochód ze sprzedaży oraz wszystkie darowizny pieniężne, a także cegiełki za ,,placowe” przeznaczone były w całości na rzecz kowarskich dzieci, a za zebrane pieniądze i ich rozliczenie odpowiedzialna była powołana pięcioosobowa Kapituła. Zgodnie z wcześniejszą informacją, przekazujemy Państwu zestawienie uzyskanych pieniędzy z Jarmarku: 1. Loteria 1.988,00 zł, 2. Licytacja 1.215,00 zł, 3. Opłata ,,placowe” 130,00 zł, 4. Sprzedaż ciast i książek 83,70 zł, 5. Darowizny pieniężne 300,00 zł, Łączna kwota to 3.716,70 + 1,5 € (6,50 zł) = 3723,20 złotych Poniżej przedstawiamy rozdysponowanie wyżej wymienionej kwoty: 1. Zakup podręczników szkolnych dla uczniów kowarskich szkół – sześć kompletów podręczników po 400 zł = 2.400 zł, 2. Zakup pomocy dydaktycznych dla dzieci z Przedszkola Publicznego nr 1 w Kowarach – kolorowe wyspy, wałek sensoryczny, kolorowe góry, chodniczek faktur Jubmo, mata Jeżyk = 800,75 zł, 3. Realizacja recept dla dzieci przewlekle chorych z Kowar – zrealizowanie pięciu recept na kwotę 522,45 zł. Jeszcze raz dziękujemy wszystkim sponsorom i darczyńcom za ofiarność oraz wolontariuszom za pracę i pomoc w zorganizowaniu Jarmarku. Wiesława Adamiec Prezes Fundacji 11 K U R I E R K O W A R S K I decorum STAROŻYTNI MAWIALI: Wszystkie starożytne poetyki, a mam tu na myśli przede wszystkim teksty Arystotelesa, Cycerona i Horacego, wśród wielu wymagań stawianych mówcom jako jeden z najważniejszych wymogów wymieniały zasadę odpowiedniości (czasami zwaną zasadą decorum). N ajprościej rzecz ujmując, chodziło o stworzenie harmonii pomiędzy treścią utworu a takimi elementami jak styl, sytuacja mówcy, a nawet adresat (w praktyce dzisiejszej oznacza to przykładowo, że do dzieci staramy się przemawiać inaczej niż do profesorów uniwersytetu, bo w przeciwnym wypadku dzieci niczego by nie zrozumiały z naszego wywodu, a profesorowie poczuliby się zlekceważeni). W klasycyzmie francuskim (XVII w.) postulat ten został nazwany zasadą stosowności i skrupulatnie wymagany przez Akademię Francuską. Charakterystyczne jednak, że w obu epokach do wymogów formalnych dołączano element przekonań etycznych, czyli mówca miał mówić o tym, co mu „w duszy gra”, w zgodzie z własnymi przekonaniami czy też sumieniem. Jak daleko odeszliśmy od tych ideałów, wszyscy wiedzą z praktyki życia codziennego. Polityka, reklama, marketing, dziennikarstwo – to tylko niektóre przykłady „rozjeżdżania się” tego, o czym słyszymy, z rzeczywistością. Można nam jak mantrę powtarzać, że żyje nam się lepiej, bo mamy stadiony, autostrady i otwarte granice (czyli mit „zielonej wyspy”), tylko że większości kowarzan jakoś daleko do autostrad, dróg szybkiego ruchu (najbliższa nam S3 jednak chyba nie powstanie!) i stadionów, natomiast na co dzień obcują oni z bezrobociem, niedofinansowaną służbą zdrowia, drożyzną w sklepach i aptekach oraz perspektywą pracy do 67. roku życia. A granice najczęściej kojarzą się nie z wyjazdami pod palmy, ale bolesnymi rozstaniami, gdy ojciec lub matka muszą zostawić swoje dzieci, by gdzieś w Europie godnie zarabiać. A zasada stosowności? To tylko relikt przeszłości, na który zwraca uwagę już niewielu. Są jednak momenty, gdy NIESTOSOWNOŚĆ jest nie do zaakceptowania. Oto 11 listopada 2013 r., sala MOK w Kowarach. Narodowe Święto Niepodległości. Po uroczystościach złożenia wiązanek obowiązkowa akademia – stosownie podniosła i refleksyjna. Potem koncert filharmoników jeleniogórskich i… gafa za gafą. Przyznam, że byłem świadkiem tylko pierwszej. Potem wyszedłem. Oto bowiem dla uczczenia ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI artystki zaczęły od… „Oki”. „Płynie, płynie Oka jak Wisła szeroka…” popłynęło z głośników. Ja wiem – tam też walczyli Polacy, chcieli wyrwać się z Sybiru itd. Ale przecież musimy pamiętać, że razem z tą armią i Armią Czerwoną do Polski zawitał komunizm, a ten dla polskich patriotów był równie okrutny, jak przepędzeni hitlerowcy. Co działo się w dalszej części koncertu, znam tylko z opowieści – ale pomylenie „szarej piechoty” Legionów z… Szarymi Szeregami to było… nie, nie tylko NIESTOSOWNE! 12 Inna scena. Oto 4 listopada 2013 r. – uroczyste urodziny miasta Kowary. Przed budynkiem B ratusza poczty sztandarowe i zaproszeni goście odsłaniają tablicę poświęconą założycielom miasta – górnikom. Tablicę ufundowało Stowarzyszenie PRO Kowary; wśród wymienionych na tablicy „represjonowani politycznie żołnierze-górnicy”; ci wcieleni przymusowo do załóg kopalni, wysyłani na najbardziej zagrożone odcinki, również w kopalniach uranu. Musieli, bo tak chciała ich za niewłaściwe poglądy, pochodzenie, wykształcenie ukarać komunistyczna władza. Chwila odsłonięcia wzruszająca, bo wśród ojców chrzestnych przedstawiciel właśnie tych represjonowanych. Opadają wstęgi, a zaraz potem rozlega się „Hymn górniczy” powstały prawdopodobnie w latach stalinizmu (piszę prawdopodobnie, bo udało mi się dotrzeć tylko do jednego źródła to potwierdzającego – reszta milczy na temat autorów słów i muzyki, a nawet czasu powstania). STOSOWNE? Ten sam dzień. Otwarcie okolicznościowej wystawy. Mnóstwo ekscytujących pamiątek i eksponatów. I jeden szczególny prezent – wielki dywan z motywem heraldycznym miasta Kowary. Projekt piękny, naprawdę. Tylko kontekst. Ofiarodawcą jest spółka Kowary Dywan z siedzibą w Kamiennej Górze, czyli pozostałość naszej starej KOWARSKIEJ FABRYKI DYWANÓW. Ostatni prezes „Dywanówki” i właściciel nowej fabryki niezażenowany sytuacją – wręcz przeciwnie – w jego mniemaniu robi rzecz wielką. To, że w ocenie wielu właśnie on stał się ostatecznym grabarzem Fabryki dającej przed laty największe zatrudnienie w mieście, w niczym nie przeszkadza. Parafrazując słowa przeboju „Bałkanica" – „będzie zabawa, będzie się działo”. Dywan wisi, sfotografowali się pod nim najważniejsi goście, czyli jest OK. Naprawdę? A może taki prezent w takim dniu w kontekście niedawnej historii nie jest do końca STOSOWNY? Tak myślę, że pisanie takiego artykułu przed świętami – nie jest stosowne (jedyną pociechą jest to, Drogi Czytelniku, że należysz do niewielu, którzy dobrnęli do tego miejsca). W końcu po co roztrząsać przeszłość, po co wymagać, by ktoś w imię jakiejś tam przyzwoitości czy wartości zachował się STOSOWNIE, właściwie? Ważne są zakupy, spotkanie z przybyłymi z „saksów” kumplami i bliskimi, telewizor z bajkami z tysiąca i jednej nocy. Jesteśmy przecież nowocześni i rady starożytnych czas schować do starej szafy i skazać na zapomnienie. Tylko że właśnie na naszych oczach odchodzi nasze miasto. Może więc czas na całkiem NIESTOSOWNE głośne: „NIE”? Udanych Świąt i lepszego Nowego Roku. To z pewnością jest STOSOWNE! Jarosław Kotliński