Gazeta Kowarska

Transkrypt

Gazeta Kowarska
02
Slołsity
Gazeta Kowarska
Kwartalnik miejski / dodatek: Kurier Kowarski
2013
nr 2/2013 (49) ISSN 2300-2387
EGZEMPLARZ BEZPŁATNY
Celebryta numeru:
ksiądz Bolesław
Stanisławiszyn
Nadzieja na wyciągi
Rocznicowe granie
Piłkarska fiesta
Kultura dla dużych
i małych
S
l
o
łs
i
ty
/
n
a
p
o
Wstępniak
Kowary mają więcej magnetycznych turystycznie miejsc niż pozostałe miejscowości Karkonoszy razem wzięte. Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, podziemne
trasy turystyczne czy niedawno otwarty
Dom Kata przyciągają setki tysięcy turystów rocznie. W centrum nie widać jednak
ruchu turystycznego, restauratorzy, jak narzekali, tak narzekają na zastój. Miasto ożywa jedynie za sprawą lokalnych imprez takich jak Powitanie Lata (relacja w środku
numeru), jednak wtedy publikę stanowią
miejscowi. Być może sytuację zmieni budowa Stacji Sportów Zimowych i Paralotniarstwa? Na razie wyciągi są tylko na papierze,
ale jak piszemy w środku, dla inwestora zapaliło się zielone światełko. Czasem zasta-
c
z
ą
t
e
k
nawiam się, czy nie warto wziąć się za naukę. Przydatnym językiem okazałby się
czeski. W tym roku ilość polsko-czeskich
(czytaj kowarsko-vrchablskich) imprez,
szczególnie kulturalnych, jest imponująca. To zapewne za sprawą jubileuszy obu
miast. W połowie czerwca starosta Vrchlabi Jan Sobotka zaprosił kowarzan na koncert muzyki poważnej, w gratisowym autokarze było jednak sporo wolnych miejsc.
Polecam mieszkańcom Kowar wycieczkę
do partnerskiego miasta. To nie tylko okazja do przeżycia wrażeń artystycznych, to
okazja zobaczenia innej mentalności, ludzi,
którzy mieszkają zupełnie blisko. Po drugiej
stronie granicy trudno wypatrzyć bezpańskiego psa na ulicy, niby drobiazg a jednak.
W tym numerze niecodziennie potraktowaliśmy materiał o celebrycie. Jest nim nietuzinkowy człowiek, który choć wybrał
drogę kapłaństwa, doskonale poradziłby
sobie w wielu innych profesjach. W kwartalniku ciężko pisać o sporcie, bo większość wydarzeń szybko się dezaktualizuje.
W tym numerze wydarzenia sportowe szły
w parze z cyklem wydawniczym.
Zapraszam do lektury
Jacek Kunikowski
Slołsity
Gazeta Kowarska
SLOŁSITY GAZETA KOWARSKA
kwartalnik miejski
Redakcja: Jacek Kunikowski (red. nacz.),
Agnieszka Jakubik, Dariusz Kaliński,
Zbigniew Piepiora, Andrzej Weinke,
Ewa Kubarko-Lewandowska (dział reklam)
Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury,
ul. Szkolna 2, 58-530 Kowary
tel./fax: 75 718 25 77;
e-mail: [email protected]; www.gazeta.kowary.pl
Layout, skład komputerowy:
Wojciech Miatkowski
Na okładce: ksiądz Bolesław Stanisławiszyn,
fot. z arch. ks. Stanisławiszyna
Druk: APLA Łomnica
REKLAMA
OKRĘGOWA STACJA KONTROLI POJAZDÓW
tel. 75 643 92 33; www.juro-trans.com.pl
czynne pon.– pt., 7:00–19:00, w soboty 8:00–14.00
Świadczymy usługi:
• Przeglądów rejestracyjnych wszystkich rodzajów pojazdów
• Pierwszych przeglądów rejestracyjnych pojazdów
sprowadzonych do kraju
• Badań powypadkowych
• Zmian rodzaju pojazdu
• Obsługujemy pojazdy: osobowe, dostawcze, ciężarowe
(specjalizacja RVI) oraz naczepy
• Pracujemy na urządzeniach MAHA
• Oferujemy fachowe doradztwo przy zakupie samochodów
SERWIS SAMOCHODÓW
OSOBOWYCH I CIĘŻAROWYCH
czynne pon.– pt. 8:00–18:00, w soboty 8:00–14.00
Świadczymy usługi:
• diagnostyka komputerowa (osobowe i ciężarowe)
• ustawienie geometrii kół (osobowe i ciężarowe)
• kompleksowy serwis klimatyzacji samochodowych
• wymiana płynów
eksploatacyjnych
• naprawa zawieszenia
• naprawa układu
hamulcowego
• naprawa układu
kierowniczego
• naprawy instalacji
elektrycznych
• układy wydechowe
• NOWOŚĆ: instalacja LPG
(auto-gaz)
• NOWOŚĆ: usługi
wulkanizacyjne.
SPRZEDAŻ CZĘŚCI ZAMIENNYCH I AKCESORIÓW
MYJNIA BEZDOTYKOWA – bezpieczne i skuteczne mycie samochodu.
JURO-TRANS Kowary, ul. Zamkowa 9, tel. 75 643 96 55, 695 200 203
www.juro-trans.com.pl, [email protected]
S
l
o
łs
i
ty
/
w
kilk
u
s
ł
o
w
a
ch
Dekada współpracy
K
owarska Szkoła Podstawowa
Nr 1 już dziesięć lat współ-
pracuje z zaprzyjaźnioną placówką z niemieckiego miasta Zernsdorf.
W połowie maja grupa z Niemiec przez
tydzień gościła pod Karkonoszami.
Bazą pobytu była szkoła podstawowa
w Ścięgnach, która dysponuje zapleczem
noclegowym. Uczniowie zaprzyjaźnionych
szkół brali udział we wspólnym programie dydaktycznym. Organizatorzy przygotowali dla uczestników wymiany atrakcyjny program. Dzieci zwiedzały między
innymi Park Miniatur Zabytków Dolnego
Śląska i podziemne trasy turystyczne w ko-
warskich sztolniach. Uczestnicy wymiany
odwiedzili również kowarski ratusz i spotkali się z samorządowcami, co było elementem
oficjalnego podkreślenia dziesięcioletniej
współpracy. Uczniowie wykonywali również
prace plastyczne, pod okiem Romana Tryhubczaka tworzyli herby swoich miast.
– Udział w wymianie jest formą nagrody
dla najzdolniejszych uczniów – mówi dyrektorka kowarskiej jedynki Małgorzata
Krysiak. – Dzieci bardzo szybko nawiązują
ze sobą dobre relacje, przeszkodą nie jest
nawet bariera językowa.
Jedno popołudnie młodzi Niemcy gościli
w polskich domach. Gospodarze nie ograniczali się tylko do prezentowania polskiej
kuchni. Gospodarze często chcieli pokazać
atrakcyjne miejsca, których nie było w oficjalnym programie. Młodym Niemcom podobał się Dom Kata. Przy okazji wymiany okazało się, że rówieśnicy z obu krajów
mają podobne zainteresowania. Chłopcy lubią kopać piłkę i gry komputerowe,
dziewczęta śledzą trendy mody. Rewizyta
zaplanowana jest na wrzesień.
(jk)
REKLAMA
3
S
l
o
łs
i
ty
/
S
z
a
ns
a
dl
a
mi
a
s
t
a
Nadzieja
na wyciągi
W środę 8 maja w auli Miejskiego Ośrodka Kultury odbyła się rozprawa administracyjna w sprawie planowanej budowy Stacji Sportów Zimowych
i Paralotniarstwa. Stronami byli inwestor, Karkonoski Park Narodowy, Nadleśnictwo „Śnieżka” oraz naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego. Nie zjawili się ekolodzy, którzy dwa lata temu
przyczynili się do wstrzymaniu inwestycji.
W
kwietniu Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska we
Wrocławiu zapaliła zielone światło dla narciarskiej inwestycji na Podgórzu, pozytywnie opiniując raport środowiskowy. Następny krok należy do burmistrza Mirosława Góreckiego, który
musi wydać decyzję środowiskową. Żeby mógł ją podjąć, potrzebne były konsultacje społeczne. Jedną z ich form była właśnie rozprawa administracyjna.
Pracownia milczy
W auli MOK-u zjawiła się liczna publiczność, kowarzanie nie kryli, że z budową wyciągów narciarskich wiążą wielkie nadzieje. Nie
REKLAMA
chodzi tylko o możliwość szusowania, ale i o nowe miejsca pracy.
Niestety na realizację inwestycji trzeba będzie jeszcze poczekać.
Dzisiaj nikt nie wie, kiedy rozpocznie się budowa. Na tym etapie
wiele zależy od urzędników i… ekologów. Na razie nie rzucają oni
kłód pod nogi inwestora. Na rozprawie nie zjawił się nikt z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Lech Poprawski z Uniwersytetu Wrocławskiego, szef zespołu ekspertów piszących raport środowiskowy wyjaśnił, że prace
trwały dwa lata, ale takie są realia tworzenia takich dokumentów.
Raport tworzył kilkunastoosobowy zespół. Naukowiec mówił, że
ekolodzy z Pracowni wnosili wiele uwag, odniesienie się do nich
zajęło sporo czasu, ale efekt w postaci raportu jest zadowalający.
– Koszty środowiskowe będą dużo niższe – podsumował naukowiec – od korzyści społecznych.
Mniej tras
Kowarzanie dowiedzieli się, że Stacja Sportów Zimowych będzie
mniej okazała niż planował inwestor. Kompromis wymuszony został względami środowiskowymi. Wszystkich tras i tak będzie sporo, bo ponad 6 kilometrów. Będą one dostosowane do potrzeb
i możliwości narciarzy.
– Musieliśmy dostosować się do nowych warunków – mówi prezes Roman Magierecki – nie wpłynie to na przepustowość, która
będzie większa niż w czeskim Pecu pod Śnieżką.
Prezes mówi, że cieszy się z poparcia mieszkańców. Dodaje, że
kowarzanie zyskają nie tylko miejsca pracy. Podgórze będzie miało dostęp do gazu, bo firma zbuduje stację redukcyjną. Do wyciągów będzie trzeba dostarczyć też prąd, powstanie nowa kablowa
linia energetyczna.
Nie wiadomo kiedy rozpocznie się budowa, to zależy jeszcze od
decyzji urzędników, uzyskanych zezwoleń, itp. Ciekawostką jest,
o czym kowarzanie dowiedzieli się podczas rozprawy, że ze względów ekologicznych materiały budowlane w wiele miejsc będą dostarczane śmigłowcem. Wynika to stąd, że budowa nawet tymczasowych dróg wiązałaby się z dewastacją przyrody i nie wydano by
zezwolenia.
Jacek Kunikowski
4
S
90 porcji
Policjanci zatrzymali 17-latka, u którego
znaleziono 90 handlowych porcji marihuany. Obecnie funkcjonariusze ustalają, czy
młody mężczyzna zajmował się dilerką. Do
zatrzymania doszło w czwartek 23 maja.
Funkcjonariusze podejrzewali, że chłopak
środki odurzające przechowuje w mieszkaniu. Po jego przeszukaniu podejrzenia
się potwierdziły. Marihuana nawet nie była
specjalnie ukryta, znajdowała się w plastikowym pojemniku na szafce, tuż przy łóżku. Część narkotyków była już poporcjowana i gotowa do sprzedaży.
(jk)
l
o
łs
i
ty
/
K
r
o
nik
a
wyp
a
dków
Uszkodzony budynek
Wartki nurt Jedlicy uszkodził mur
jednego z budynków przy ul. 1 Maja. Do
rzeki wpadł fragment muru, a w budynku powstała kilkumetrowa wyrwa. Do
zdarzenia doszło w niedzielę 2 czerwca, był to czas obfitych opadów. Mieszkańcy budynku zostali ewakuowani. Dwie rodziny znalazły schronienie
u najbliższej rodziny, jedna zakwaterowana została w mieszkaniu z zasobów
ZEZK-u.
(jk)
Na początku czerwca wody Jedlicy wezbrały,
rzeka jednak nie opuściła koryta
Błysnął nóż
Chleb z nadzieniem
W ostatnią sobotę kwietnia w centrum
Kowar doszło do bójki zakończonej użyciem noża. Ofiara to 32-letni mężczyzna,
z raną kłutą trafił on do szpitala. Sprawcą,
okazał się jego o trzy lata młodszy znajomy.
Nożownik został zatrzymany. Do zdarzenia doszło w biały dzień, tuż przed 17.00,
w jednej z bram wychodzących na kowarski deptak. Mężczyźni pokłócili się, a potem pobili. Podczas bójki, jeden z mężczyzn
wyciągnął nóż i ugodził nim ofiarę. Potrzebna była natychmiastowa pomoc medyczna.
Ranny trafił na stół operacyjny. Po zatrzymaniu sprawca przyznał się do popełnienia
czynu. Dwa dni po zdarzeniu prokuratura
wystąpiła z wnioskiem do sądu o tymczasowe jego aresztowanie.
– Sprawca jest znany policji – mówi Edyta
Bagrowska, rzeczniczka prasowa Komendy
Miejskiej Policji w Jeleniej Górze – będzie odpowiadał za ciężkie uszkodzenie ciała, grozi
za to do 10 lat pozbawienia wolności. (jk)
Policjanci z Kowar zatrzymali 33 latka, który posiadał przy sobie blisko 50 porcji narkotyków. Do zdarzenia doszło w piątek 26 kwietnia na ulicy Jeleniogórskiej. Podczas patrolu uwagę funkcjonariuszy zwróciło nerwowe zachowanie mężczyzny na widok funkcjonariuszy. Okazało się, że przyczyną były środki odurzające, które mężczyzna miał przy sobie.
Próbował on ukryć je i wetknął w bochenek chleba. Mężczyzna przekonywał, że narkotyki ma na własny użytek. Policjanci zabezpieczyli marihuanę, haszysz, mateamfetaminę. Zatrzymanemu może grozić do 3 lat pozbawienia wolności.
(jk)
Oszust zatrzymany
Policjanci z Kowar zatrzymali 31 maja 42-letniego mieszkańca miasta podejrzanego
o próbę wyłudzenia kredytu. To kredyt w systemie sprzedaży ratalnej. Zatrzymany w jednym ze sklepów z artykułami gospodarstwa domowego chciał zakupić sprzęt elektroniczny o wartości 2010 złotych, a konkretnie laptopa. Mężczyzna przedstawił zaświadczenie
od pracodawcy, firmy budowlanej z Kamiennej Góry. Dokument wzbudził jednak zastrzeżenia sprzedawcy, który pod pozorem przygotowania zamówionego laptopa udał się na
zaplecze sklepu. Tam telefonicznie poinformował o zdarzeniu policjantów. Po sprawdzeniu
zaświadczenie o zatrudnieniu okazało się sfałszowane. Dzielnicowi zatrzymali oszusta na
gorącym uczynku. Dodatkowo wyszło na jaw, że dwa dni wcześniej dopuścił się on podobnego czynu w tym samym sklepie. Wyłudził wtedy kredyt na telewizor i komputer. Zatrzymanemu grozi nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
(jk)
Nocne gaszenie
W środę 8 maja wybuchł pożar na terenie gospodarstwa rolnego przy ul. Świętej Anny. W ogniu stanęły baloty słomy i siana, które składowane były pod wiatą. Po czterech godzinach
akcji gaśniczej strażacy powstrzymali rozprzestrzenianie się pożaru. Niestety dalsze dogaszanie zostało wstrzymane ze względu na brak ciężkiego sprzętu w postaci koparko-ładowarki. Była
ona potrzebna do wyciągnięcia wszystkich balotów poza wiatę.
Przez całą noc strażacy pilnowali, aby ogień nie wybuchł powtórnie. Rankiem na miejsce akcji dotarła koparko-ładowarka,
wznowiono dogaszanie. Walka z żywiołem ostatecznie zakończona została po 21 godzinach. W akcji udział brało 8 samochodów pożarniczych i 38 strażaków, którzy zużyli do celów gaśniczych około 60 m3 wody. Spaleniu uległo około 100 balotów
słomy i siana. Przypuszczalna przyczyna zdarzenia nie została
ustalona.
(jk)
Dla strażaków była to długa akcja. Fot. Wiesław Kędzierski
5
W tym numerze przedstawiamy
celebrytę, który na to miano
zasługuje jak mało kto. Ksiądz
Bolesław Stanisławiszyn już
40 lat celebruje msze święte.
W lipcu będzie obchodził
jubileusz posługi kapłańskiej.
Poniższy tekst przedstawia
duchownego, ale przede
wszystkim człowieka.
Jubileusz w Kowarach
Ksiądz Bolesław, choć posługę kapłańską pełni w Kotlinie Kłodzkiej, w rodzinnych Kowarach będzie świętował jubileusz.
Uroczysta msza święta odprawiona zostanie w kościele pw. Najświętszej Marii Panny w niedzielę 7 lipca o godzinie 12.00. Po
jubileuszowym nabożeństwie będzie okazja do spotkania się ze znajomymi. Ponieważ święcenia są rodzajem ślubu, ich rocznice mają nazwy tożsame z małżeńskimi
jubileuszami, są to rubinowe gody.
Hit z Kowar
Proboszcz
pełen energii
Bolesław Stanisławiszyn jest pierwszym wyświęconym księdzem,
który urodził się w powojennych Kowarach. Jego „debiut” za ołtarzem nastąpił 40 lat temu w Krakowie, tam udzielił pierwszego błogosławieństwa. Duchowny jednak wciąż tryska energią,
jakby dopiero co wczoraj opuścił mury seminarium duchownego.
Obecnie ksiądz Bolesław jest proboszczem w parafii św. Marcina
w Żelaźnie, w Kotlinie Kłodzkiej.
Ksiądz Bolesław przy każdej okazji powtarza, że energię zawdzięcza miejscu
urodzenia. Miasto nad Jedlicą ma dla niego
niepowtarzalną nigdzie indziej cechę.
– Kowary to energetyczne miejsce, atomowe miasto – mówi z uśmiechem ksiądz
Stanisławiszyn – przed laty wydobywano tu
przecież rudę uranową.
Jubilat nie ukrywa, że lubi odwiedzać ro6
dzinne strony. Ma tu wielu przyjaciół i znajomych. Zjawia się zawsze, gdy tylko znajdzie na to kilka chwil. O nie wcale nie jest
tak łatwo, gdyż zawsze ma wiele spraw do
załatwienia. Dba o czas swój, jak i innych.
Ksiądz Bolesław podczas spotkań rozdaje kartki z sentencjami. Jedną z takich myśli przewodnich zacytujemy: „Błogosławieni Ci, którzy skracają swoje wizyty”.
Dziś mało kto pamięta, że ksiądz Stanisławiszyn był jednym z pomysłodawców
produkcji przez nieistniejącą Fabrykę Dywanów makatek o tematyce religijnej. Pomysłowi przyklasnął ówczesny dyrektor firmy. Zastrzeżeń nie miał kowarski komisarz
pilnujący porządków stanu wojennego, którego dekrety wtedy obowiązywały na terenie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
– Dwie makatki z Matką Boską Częstochowską zamówił nawet rosyjski generał
(wojska Związku Sowieckiego stacjonowały wtedy w Polsce i to nawet bardzo blisko,
bo w Świętoszowie, Legnicy – przypis red.)
– mówi ksiądz Bolesław – chciał je podarować mieszkającej na Litwie matce.
Kowarskie makatki trafiły również do
Watykanu. Były one również hitem handlowym i poszukiwanym towarem na rynku.
Temat ten jest na tyle ciekawy, że wart jest
osobnego szerszego tekstu.
Człowiek z Żelaz(n)a
Obecnie ksiądz Stanisławiszyn pełni posługę pasterską w parafii pw. św. Marcina Biskupa w Żelaźnie. To wieś położona
w pobliżu Kłodzka, jest niewielka, bo liczy
mniej niż tysiąc dusz. Parafia posiada dużą
plebanię, jej gospodarz stara się, by pomieszczenia były dostępne dla mieszkańców nie tylko od święta, o czym napiszemy
dalej. Nasz celebryta zżyty jest z miejscem
i się z nim utożsamia, choć proboszczem
jest od 2005 roku. Dzwoniąc do znajomych
przedstawia się jako Bolesław Żelazny.
Ksiądz z gwizdkiem
Bolesław Staanisławiszyn wdziewa nie tylko sutannę. Można go zobaczyć jak biega
po piłkarskim boisku z sędziowskim gwizdkiem na szyi, bo ma aktualne uprawnienia sędziowskie. Sędziuje głównie mecze
S
l
o
łs
i
ty
/
c
e
l
e
bry
t
A
„branżowe”, np. spotkania policjanci kontra księża. Można go również zobaczyć na
piłkarskich trybunach. Uprawnienia wydane są przez Okręgowy Związek Piłki Nożnej i są bezpłatnym biletem na wszystkie
stadiony dla posiadacza. Nasz rozmówca
przyznał, że lubi mecze Śląska Wrocław.
Jako sędzia piłkarski i ksiądz w jednej osobie pewnie nigdy nie „drukuje” wyników.
Takich arbitrów na spotkaniach życzyliby
sobie kibice Olimpii Kowary, której dobre
wyniki cieszą też pochodzącego z naszego
miasta duchownego.
W gościnie u Proboszcza ks. Bolesława.
Zachwala w nim Żelazno, podkreślając że
patron parafii jest jednocześnie patronem
ludzi wolnych. Do dyspozycji pątników
i zwykłych turystów oddał on salę parafialną nazwaną imieniem księdza Czesława Lepka, wieloletniego tutejszego proboszcza. Kulinarnym atrakcjami dla gości
są lokalne rogale św. Marcina, tradycyjny
chleb z kolorowym smalcem, napój miodowy przypominający smakiem piwo, czy robione również na miodzie ogórki małosol-
Sport na plebanii
Nasza redakcja z okazji jubileuszu życzy księdzu Bolesławowi wszystkiego najlepszego.
Plebania z XXI wieku
W małych miejscowościach i na wioskach
dostęp do nowoczesnych technologii bywa
utrudniony. Pochodzący z Kowar ksiądz
zdaje sobie z tego z sprawę i na technologiczne nowinki jest otwarty. W jednym
z pomieszczeń urządził kawiarenkę internetową, którą udostępnia dla mieszkańców
parafii i dla swoich gości. Gospodarz plebanii nie zamyka się na inne nowinki technologiczne. Plebania to obiekt o dużych rozmiarach i zimą jest kosztowny w ogrzewaniu.
Ksiądz Bolesław doprowadził do wybudowania dla jej potrzeb kotłowni ekologicznej
i jest ona ogrzewana brzozą energetyczną.
To roślina łatwa w uprawie. Parafianie, którzy ją uprawiają mogą liczyć na rynek zbytu. Brzoza energetyczna to również roślina,
z której można wyrabiać kosze, co można
zobaczyć w Żelaźnie.
Kapelan Kresowian
Ksiądz Bolesław nie zapomina też o seniorach. Na prośbę Towarzystwa Miłośników
Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich okręgu kłodzkiego oraz wójta Kłodzka został on mianowany 25 marca 2013
roku przez biskupa świdnickiego Stanisława Deca kapelanem towarzystwa.
Jacek Kunikowski
Gdzie służy Bogu i ludziom ks. Bolesław
Żelazno od wieków było typową wsią Ziemi Kłodzkiej. Stałym elementem krajobrazu
są liczne kapliczki, przydrożne krzyże, figury świętych, sanktuaria. Jednym z takich sanktuariów jest sama wieś. Tutejszy, położony na wzniesieniu, kościół znajduje się w malowniczym sąsiedztwie. W pobliżu znajduje się wieża rycerska i pałac. Teren otacza krużganek, w którym oczekujący na liturgię parafianie mogą znaleźć schronienie przed upałem,
deszczem czy śnieżycą w zimie. Obecnie rozwija się tu kult świętego Marcina, patrona
miejscowego kościoła. Jego relikwie odnalazł w 2010 roku ksiądz Bolesław Stanisławiszyn i po konserwacji wyeksponował na ambonie. Święty Marcin czczony jest tu szczególnie przez rycerzy zakonnych (jednym z nich jest właściciel tutejszej wierzy rycerskiej)
oraz strażaków i pszczelarzy. Życiorys patrona można prześledzić w miejscowym kościele, przedstawiają go malowidła na emporze organowej. Dziś można by to nazwać rodzajem komiksu. Dawnym autorom malowideł przyświecał szczytny cel. Umiejętność pisania była znana nielicznym, dzięki formie graficznej wierni mogli zapoznać się z losami tego
niezwykłego człowieka. Odpust ku czci świętego Marcina odbywa się 11 listopada. Podobnie jak w Poznaniu hitem kulinarnym są okolicznościowe rogale. W Żelaźnie ponoć
rozpływają się w ustach nie gorzej niż w stolicy Wielkopolski.
Opr. na podstawie parafialnego folderu (jk)
fot. Zbigniew Piepiora
Nie tylko futbol interesuje księdza Bolesława. Jest on również miłośnikiem tenisa
stołowego. Gdy był w krakowskim seminarium wygrywał zawody. Do dziś został miłośnikiem tej dyscypliny sportu. W jednym
z pomieszczeń plebanii wstawił stół do
ping-ponga, młodzież z Żelazna ma więc
miejsce do spotkań przy partyjce tenisa stołowego. Proboszcz z Żelazna często
powtarza, że młodzi ludzie są bardzo ważni. Między innymi oni są częstymi gośćmi
w sali tenisa stołowego. Sport to także aktywny wypoczynek na świeżym powietrzu.
Kotlina Kłodzka to rejon turystyczny, który ksiądz Bolesław promuje, co dostrzegają organizacje turystyczne Ziemi Kłodzkiej.
ne. Na pewno są to smakołyki dla każdego
podniebienia.
Kościół w Żelaźnie w zimowej scenerii
Gościna na plebanii
Tegoroczny jubilat słynie z towarzyskości. Wydał nawet okolicznościowy folder
Proboszcz parafii słynie z gościnności na zdjęciu
z dr Zbigniewem Piepiorą i prof. Jackiem Potockim
7
S
l
o
łs
i
ty
/
F
OTO
R
E
L
A
C
J
A
Rocznicowe granie
Tegoroczna majówka przebiegała pod znakiem
integracji muzyków z Polski i Czech, a konkretnie
z Kowar i Vrchlabi. Muzycy z naszego miasta grali
na rynku zaprzyjaźnionego miasta z drugiej strony Karkonoszy 1 maja, dwa dni później przyjechali do Kowar Czesi. Ze względu na ulewę wspólny
koncert trzeba było zorganizować pod dachem
Miejskiego Ośrodka Kultury. Podczas majowych
imprez okazało się, że siłą obu miast są orkiestry. Okazją do transgranicznych spotkań były jubileusze obu miast. Kowary w tym roku obchodzą
500 lecie, Vrchlabi jest o 20 lat młodsze.
(jk)
Versus 3 maja dał jeden z najkrótszych koncertów
Kowarskie Wrzosy wystąpiły z nową
skrzypaczką
8
Orkiestra z Vrchlabi
Próba orkiestry przed występem
Bandi też próbował przed koncertem
S
l
o
łs
i
ty
/
E
D
U
K
A
C
J
A
Lemowisko
Mimo chłodu frekwencja dopisała podczas tegorocznego Lemowiska. Przy okazji
czwartej edycji odbyły się też pierwsze Mistrzostwa Kowar w Siłowaniu na Rękę. Mistrzem Kowar w siłowaniu został Krzysztof Ciechanowski.
Po zawodach powiedział, że w tej dyscyplinie najważniejsza jest technika, a nie siła. Dzięki niej
można poradzić sobie z teoretycznie mocniejszym rywalem. Innym sportowym akcentem imprezy były zmagania koszykarskich „trójek”. Tłoczno było też przy stanowisku do paintballu,
gdzie można było strzelać do celu pociskami z farbą.
Organizatorzy starali się przygotować atrakcje dla każdego. Dla najmłodszych atrakcją była
możliwość popatrzenia na Kowary z perspektywy podnośnika strażaków. Bartek Krzywiak
startował w zawodach w siłowaniu na rękę i je najbardziej zapamięta. Nie udało mu się wygrać,
ale dyscyplina przypadła mu do gustu. Młodzi miłośnicy motoryzacji mogli przejechać się quadem Nadleśnictwa „Śnieżka”, który prowadził Jerzy Jaworski. Impreza w założeniach organizatorów miała integrować środowisko szkolne. Wśród uczestników festynu nie zabrakło osób
zupełnie z ZSO niezwiązanych. Widzowie oklaskiwali szkolny zespół tańca nowoczesnego. (jk)
Zaskoczyli aurę
Ekologicznie i turystycznie
W piątek 17 maja scena w Miejskim Ośrodku Kultury rozbrzmiewała piosenkami śpiewanymi przez uczniów szkół podstawowych
z terenu całego powiatu. W jubileuszowym
X „Konkursie Piosenki Turystycznej i Ekologicznej” wzięło udział dziewięć placówek
oświatowych. Uczestnicy wybierali repertuar zachęcający do wędrówek i aktywnego
wypoczynku. Nie zabrakło też piosenek harcerskich. Nie tylko treść była ważna, ale też
i forma. Jak podkreślił Mirosław Król, który
brał udział w obradach jury, w tym roku poziom artystyczny imprezy był bardzo wysoki. Umiejętności kowarzan zostały przez jurorów dostrzeżone. W kategorii zespołów II
miejsce zajęła grupa Traper ze Szkoły Podstawowej Nr 1, a Daniel Kudła otrzymał wyróżnienie. Poza satysfakcją najlepsi mogli się
cieszyć ciekawymi nagrodami, talonami na
zakup sprzętu sportowego i turystycznego.
W przerwie imprezy na scenę weszli w charakterze gości uczestnicy poprzednich edycji konkursu. Duże brawa zebrała Aleksandra Kotlińska i Justyna Dymińska.
(jk)
Organizatorzy festynu z okazji Dnia Matki i Dziecka zaskoczyli aurę. Gdy prognozy okazały się bezlitosne, bo zapowiadano ulewy, postanowili imprezę przenieść pod dach Szkoły Podstawowej Nr 1 i pobliskiej hali sportowej. Mimo złej
aury w ciągu całego dnia festyn odwiedziło blisko pół tysiąca osób. Najmłodsi chętnie bawili się z aktorami teatru Mała Bajeczka, starsze dzieci brały udział
w warsztatach artystycznych i licznych konkursach. Na scenie prezentowali się
uczniowie kowarskich szkół oraz przedszkolacy. Gwiazdą imprezy był zespół
Versus, który pokazał się w nowym składzie i odmienionym repertuarze. Michał
Starak kierownik muzyczny grupy to niedawny absolwent szkoły. Warto wspomnieć, że jest on najmłodszym muzykiem Versusa, a w grupie gra także jego ojciec Jacek. Bardzo dużo emocji budziło losowanie nagród w pączkowej loterii.
Można było wygrać sprzęt sportowy i turystyczny, w tym rower, a także elektroniczne gadżety, jak telefon komórkowy czy przenośne pamięci. Dzieci z wypiekami wyczekiwały, czy ich numer zostanie wylosowany. Losów przygotowanych było 300, organizatorzy, a głównym było Stowarzyszenie Eurojedynka,
mogą być zadowoleni, że aura nie pokrzyżowała planów.
(jk)
REKLAMA
9
S
l
o
łs
i
ty
/
S
P
O
R
T
Piłkarska fiesta
Nie udał się awans piłkarskich seniorów Olimpii do III ligi. Kowarscy piłkarze przegrali dwa ostatnie mecze, czym ostatecznie pogrzebali swoje szanse. W Kowarach mecze piłkarskie stały się
świętem. Na stadion przy Karkonoskiej przychodziło podczas sezonu po kilkaset osób. Rekord padł podczas spotkania z Piastem
Żmigród. Oglądało go 1500 osób. Na trybunach działo się znacznie więcej niż na boisku. Prezentujemy migawki z tego wydarzenia.
I
Seminarium i mistrzostwa
W połowie czerwca w Karpaczu i Kowarach
odbyły się V Otwarte Mistrzostwa Polski
World Karate Confederation, zawody
połączone były z Letnim Seminarium
Karate. Treningi prowadził Steve Roberts
6 dan – mistrz świata w kumite i kata,
trener kadry Wielkiej Brytanii.
10
mprezę zorganizowały wspólnie Klub Sportowy Funakoshi
Shotokan Karate, Dolnośląski Związek Karate, Polskie Zrzeszenie Karate, Powiatowe Zrzeszenie LZS w Jeleniej Górze,
LZS Mysłakowice, światowa organizacja World Karate Confederation przy wsparciu regionalnych i lokalnych władz samorządowych oraz sponsorów. Strategicznym partnerem imprezy był
Tauron Dystrybucja. Imprezę otworzył egzamin na stopnie mistrzowskie dan (czarny pas). Następnie w hali przy Szkole Podstawowej Nr 1 w Kowarach miało miejsce seminarium karate.
Była to kontynuacja wieloletniej tradycji staży karate, które od
lat odbywają się w czerwcu w Kowarach. Po seminarium odbyły się konkurencje indywidualne kata (kombinacja określonych
ruchów) i kumite dla dzieci (wolna walka sportowa). W niedzielę 16 czerwca w Karpaczu odbyły się mistrzostwa. Przeprowadzono konkurencje indywidualne i drużynowe kata (kombinacja
określonych ruchów) oraz kumite. Na zawody przybyli zawodnicy, sędziowie i działacze z Polski i Wielkiej Brytanii. W sumie
w imprezie uczestniczyło ponad 200 osób, w tym 132 zawodników z 22 klubów sportowych. Nadzór naukowy nad imprezą
prowadzony był przez naukowców z Karkonoskiej Państwowej
Szkoły Wyższej i wrocławskich uczelni, tj. Akademii Wychowania
Fizycznego i Uniwersytetu Ekonomicznego. Organizatorzy już
dziś serdecznie zapraszają na kolejne międzynarodowe zgrupowanie karate w drugiej połowie czerwca 2014 roku.
Zbigniew Piepiora
S
l
o
łs
i
ty
GÓRY W ZIMIE
wraca co jakiś czas do Kowar, które są dla
niego bazą wypadową do wypraw górskich
i podziemnych w Sudety Zachodnie.
Od początku czerwca można oglądać
Na fotografiach można obejrzeć znane
w „Gościńcu na Starówce” wystawę fotoi mniej znane miejsca zimową porą w Tagrafii pt. „Góry w zimie”. Jest to kontynutrach Wysokich i Zachodnich, Karkonoacja ubiegłorocznej ekspozycji pt. „Karszach, Rudawach Janowickich oraz Beskikonosze Wschodnie w zimowej szacie”.
dzie Śląskim. Można na nich zobaczyć m.in.
Fotosy zaprezentowane na wystawie zostały
Kasprowy Wierch, Morskie Oko, Śnieżkę,
wykonane przez Krzysztofa Grochala podUpską Jamę, Skalnik czy okolice Skrzyczneczas kilku wypraw górskich. Uzupełniłem je
Autor wystawy jest miłośnikiem gór
go. Wystawa „Góry w zimie” została zorkrótkimi opisami uwiecznionych miejsc. Auganizowana dzięki uprzejmości Danuty Piepiory. Zapraszamy do
tor zdjęć na co dzień pracuje w jednej z dolnośląskich firm. Z Kowaoglądania zdjęć w „Gościńcu na Starówce” codziennie w godzinach
rami jest związany od dziecka, gdyż praktycznie co roku przyjeżdżał
12.00–20.00 do końca lata.
tu wraz z rodzicami do babci i dziadka – Stefanii i Edwarda Paluchów.
Zbigniew Piepiora
Obecnie, pomimo ich przeprowadzki do innego miasta, Krzysztof
REKLAMA
11
S
l
o
łs
i
ty
/
K
U
L TU
R
A
Kultura
dla dużych
i małych
Przedszkolaki tańczą i śpiewaja, emeryci, szachiści i brydżyści spotykają się regularnie, dzieci i młodzież uczą się grać na instrumentach, inna
grupa maluje i przy okazji dobrze się bawi.
P
rzez cały rok szkolny
niezmienną popularnością cieszyły sie prowadzone w Miejskim Ośrodku Kultury w Kowarach zajęcia dla
dzieci i młodzieży. Coraz więcej dzieci uczęszcza na ćwiczenia z rytmiki, stała grupa
dziewcząt ćwiczy taniec, zajęcia artystyczne przyciągaja
spora grupę dzieciaków. Wraz
z końcem roku szkolengo w zajęciach nastapi przerwa. Zostaną
one wznowione we wrześniu. Już teraz zapraszamy do udziału
i wcześniejszych zapisów. Jak zwykle prosimy też o sugestie i czekamy na pomysły, postaramy się odpowiedzieć na zapotrzebowanie kowarzan, i dużych i małych.
Na wakacje zapraszamy dzieci w wieku szkolnym – jak co roku
organizujemy „Półkolonie z Kulturą”. Pierwszy turnus zaczyna
się już 1 lipca i potrwa dwa tygodnie, drugi planowany jest od
29 lipca do 9 sierpnia. Zajęcia odbywać się będą od poniedziałku
do piątku w godzinach od 11.00 do 14.00. Informacje i zapisy: biuro
MOK, tel. 75 718 25 77.
REKLAMA
12
Miejski Ośrodek Kultury w Kowarach
po raz kolejny zaprasza na
CORORO
II Festiwal ETNO
im. Stefana Dymitera
10–11 sierpnia 2013 roku
Stadion Miejski w Kowarach, ul. Karkonoska
Zagrają:
Sobota – 10 sierpnia
16.30 – Występy dzieci – uczestników zajęć muzycznych
17.30 – Amare Roma
18.30 – Balkan Sevdah
20.00 – Ciaci Vorba
21.30–24.00 – dyskoteka pod gwiazdami
Niedziela – 11 sierpnia
16.30 – Terne Cierchenia
17.30 – Agata Siemaszko, Kuba Bobas Wilk i przyjaciele
19.00 – MYTHOS
Projekt „Zwykłe szanse dla niezwykłych ludzi II” realizowany jest
w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Współfinansowany został
ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.
S
W
l
o
łs
i
ty
/
K
U
L TU
R
A
ystawy
Z okazji obchodów 500-lecia nadania praw miejskich naszemu miastu, MOK w Kowarach wraz z Urzędem Miejskim przygotował cykl
wystaw prezentujących kowarskich artystów. Wystawy będą miały
miejsce w sali wystwienniczej MOK oraz w Centrum Integracji i Tradycji Miasta („szklany” budynek UM).
MOK – sala wystawiennicza, godziny otwarcia: wt.–pt.: 10.00–16.00, sob.: 9.00–12.00
Termin
28 czerwca – 19 lipca
2 sierpnia – 6 września
13 września – 4 października
18 października – 8 listopada
15 listopada – 20 grudnia
Autor
Małgorzata Pernak de Gast
Bartosz Burgielski
W ramach Warsztatów Tkackich 2013
Mieszkańcy Kowar
Roman Tryhubczak
Tytuł /temat
Wernisaż wystawy malarskiej
Inspiracje peruwiańskie
40 lat WT – wystawa fotograficzna
„500 prac kowarzan na 500 lat Kowar”
Wystawa autorska
Urząd Miejski w Kowarch – „szklany” budynek, godziny otwarcia: pn.–pt.: 9.00–15.30
(osoby chcące obejrzeć wystawę proszone są o zgłoszenie się do Informacji Turystycznej)
Termin
7 czerwca – 28 czerwca
12 lipca – 2 sierpnia
9 sierpień – 30 sierpnia
10 września
19 października
Autor
Werner Pietrzyk
Krzysztofa Kaczorowska
Julian Przewłocki
Reprodukcje Michaela Willmanna
Jerzy Jakubów
Tytuł /temat
Wystawa autorska
Akty i konie splątane nićmi
Odkryte kolorem
Troski i radości Św. Józefa pędzlem Willmanna
Kowary nad Jedlicą
Szczegółowe, aktualne informacje będą dostępne na stronach internetowych:
www.kowary.pl i www.mok.kowary.pl
Werner Pietrzyk i jego prace
13
S
l
o
łs
i
ty
/
f
o
t
o
r
e
l
a
cj
a
Powitanie Lata
Aldona Kujawska i Jerzy Buczyński wspólnie napisali
książkę kucharską „Pięć pór roku w naszej kuchni”. Zawiera
ona przepisy głównie o treści makrobiotycznej. Autorzy sami
są wizytówką zdrowego odżywiania się, Jerzy Buczyński
przyznaje, że przekroczył 90 lat i nie ma powodów, by
narzekać na stan zdrowia. Autorzy wskazują też, jak bronić się
przed chorobami cywilizacyjnymi, mają nadzieję, że książka
została napisana przystępnym dla wszystkich językiem.
Znajduje się w niej ponad 400 przepisów kulinarnych,
zainteresowanym podajemy nr telefonu – 511 220 743.
Paka Buziaka na kowarskiej scenie
14
W sobotę 23 czerwca na kowarskim deptaku mieszkańcy miasta
po rak kolejny witali lato. Przy okazji jubileusz dwudziestolecia istnienia obchodziło Stowarzyszenie Miłośników Kowar. To dobre
okazje, by zorganizować w mieście festyn. Na scenie pojawili się
artyści miejscowi i przyjezdni. Duże brawa zebrał zespół Paka Buziaka z Jeleniej Góry. Nie zawiódł kowarski Versus, który na każdym koncercie pojawia się z nowym perkusistą. Za symboliczną
złotówkę można było kupić książkę. Literackie perełki rozeszły się
już rano. Szerzej o jubileuszu napisze zapewne SMK w następnym
wydaniu Kuriera Kowarskiego. Z kronikarskiego obowiązku dodamy, że impreza była współfinansowana ze środków unijnych i stanowiła jeden z elementów obchodów 500-lecia nadania Kowarom
praw miejskich. (jk)
Z kowarzaninami
witał lato Bolesław
Osipik z Jeleniej Góry,
to miłośnik jazdy na rowerze. Polskę przejechał wzdłuż i wszerz,
na dwóch kółkach
przemierzył też kilka europejskich krajów. Cyklista jest jedną
z najbardziej rozpoznawalnych postaci w regionie, jest to dla niego o tyle łatwiejsze,
że ma brata bliźniaka.
S
l
o
łs
i
ty
/
f
o
t
o
r
e
l
a
cj
a
Z czeskiego miasta Vrchlabi przyjechał zespół taneczny Olivier.
Położone po drugiej stronie gór miasto również obchodzi w tym roku
jubileusz, od Kowar jest o 20 lat młodsze.
Podczas festynu za 10 złotych
można było kupić worek książek.
Największym powodzeniem cieszyła
się literatura historyczna, zwłaszcza
dotycząca II Wojny Światowej. Książki
wystawione na wyprzedaż pochodzą
z biblioteczek członków SMK.
Paweł Pawlicki przyszedł na festyn
z rodziną, córkom podobała się
impreza
Karkonosz to postać znana po
obu stronach gór. Jego podobizny
wykonywane są nawet z wosku
pszczelego. Czeskiego Ducha Gór łatwo
odróżnić od krajowego. Karkonosz
zza miedzy dzierży w dłoni kufel piwa,
przez co wydaje się być weselszy.
15
S
l
o
łs
i
ty
/
k
u
l t
u
r
a
Serdecznie zapraszamy tych, którzy
chcą poznać historię oraz sekrety Kowar
i Wschodnich Karkonoszy na piątkowe
PRELEKCJE O WSCHODNICH
KARKONOSZACH I KOWARACH
oraz sobotnie
SPACERY PO KOWARACH
Z PRZEWODNIKIEM
W piątki bezpłatne wakacyjne prelekcje!
21.06.2013 r., godz. 18:00, CENTRUM TRADYCJI i INTEGRACJI
(Kowary, ul. 1 Maja 1b)
PRZYRODA OŻYWIONA i NIEOŻYWIONA WSCHODNICH
KARKONOSZY
19.07.2013 r., godz. 18:00, PAŁAC SMYRNA (Kowary, ul. Ogrodowa 21)
ŚLADAMI PRZESZŁOŚCI, CZYLI RUINY, ZAMKI i PAŁACE
PO OBU STRONACH GRANICY
02.08.2013 r., godz. 18:00, CUMiPZ PRZEDWIOŚNIE
(Kowary, ul. Górnicza 22)
SZLAKAMI DAWNYCH LINII KOLEJOWYCH I CO MOŻNA BYŁO
ZOBACZYĆ Z POCIĄGU WE WSCHODNICH KARKONOSZACH
09.08.2013 r., godz. 18:00, DOM KATA (Kowary, ul. Zamkowa 4)
HISTORIA DWÓCH MAŁYCH OJCZYZN POGRANICZA
POLSKO-CZESKIEGO NA PRZYKŁADZIE KOWAR I TRUTNOVA
Prelekcje poprowadzi: Grzegorz Schmidt
Co sobotę bezpłatny wakacyjny spacer!
START: Kowarska Starówka (Dom Tradycji Miasta, ul. Górnicza 1)
06.07.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM TRADYCJI PO STARÓWCE KOWARSKIEJ
13.07.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM SANATORIÓW I KSIĘŻNEJ FEODORY
20.07.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM GÓRNICZYCH TRADYCJI
27.07.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM KOWARSKIEGO PRZEMYSŁU LEKKIEGO
03.08.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM RODÓW VON REDEN i RADZIWIŁŁÓW
10.08.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM KOWARSKIEJ KOLEI ŻELAZNEJ
17.08.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM „ZIELONYCH KARKONOSZY”
24.08.2013 r., godz. 11:00
SZLAKIEM PRZEZ WOJKÓW NA SKALNIK
Spacery poprowadzi: Bernard Utrata
UWAGA: Udział w spacerach z przewodnikiem jest bezpłatny. Każdy
idzie na własną odpowiedzialność i powinien się ubezpieczyć we własnym zakresie. Uczestnicy powinni zapoznać się z regulaminem spacerów dostępnym na stronie www.kowary.pl
Organizator: Miasto Kowary
Partnerzy: Stowarzyszenie Miłośników Kowar, Parafia pw. Im. NMP
w Kowarach, Nadleśnictwo Śnieżka, Pałac Smyrna, CUMiPZ „Przedwiośnie”, Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, Dom Kata, Sztolnie
Kowary, Kowarskie Kopalnie
Projekt pn. „Rodzinne Wędrówki Ducha Gór” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach
Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz ze środków budżetu państwa za pośrednictwem Euroregionu Nysa. Przekraczamy granice.
16
Polsko-czeskie przeglądy teatralne
4
czerwca 2013 zespół teatralny bez Nazwy, działający przy
ZSO w Kowarach wystąpił w zaprzyjaźnionej miejscowości Vrchlabi. Czeska publiczność obejrzała spektakl „Kowarskie runo”, przygotowany z okazji obchodów 500 lecia Kowar
i 480 lecia Vrchlabi. Autorem scenariusza i reżyserem przedstawienia jest opiekun zespołu pan Adam Walesiak. Aktorami są uczniowie wszystkich kowarskich szkół. Sztuka teatrlna grana była po polsku, ale dla publiczności przygotowano przetłumaczone na język
czeski najważniejsze fragmenty scenariusza. Publiczność kowarska
obejrzy ten spektakl 13 września w sali widowiskowej Miejskiego
Ośrodka Kultury w Kowarach.
Polsko-czeskie przeglądy teatralne to działanie realizowane w ramach projektu "Wspólna historia wspólne świętowanie jubileuszu
– obchody uzyskania praw miejskich Kowar i Vrchlabi”. Impulsem
spotkań zaprzyjaźnionych miast są wzajemne obchody rocznicowe
organizowane w Kowarach i Vrchlabi. Projekt przywiązuje dużą
wagę do wspierania partnerstwa innych instytucji działających na
terenie miast, głównie szkół oraz instytucji kulturowych. Szczególny nacisk kładzie na nawiązywanie kontaktów pomiędzy dziećmi
i młodzieżą.
Marta Weinke
S
l
o
łs
i
ty
/
k
u
l t
u
r
a
Kulturalne obchody
nadania praw miejskich
w Kowarach i w Vrchlabi
K
owary i Vrchlabi od wielu lat są miastami partnerskimi wspierającymi
swoje działania w wielu dziedzinach życia
kulturalnego i społecznego. Miasta te są do
siebie bardzo podobne pod względem historycznym, gospodarczym i pod względem kulturowym. W 2013 roku oba miasta
obchodzą okrągłą rocznicę nadania praw
miejskich, Miasto Vrchlabi ma dziś 480 lat,
a Kowary obchodzą 500-lecie. Aby odpowiednio uczcić jubileusz obchodów nadania
praw miejskich postanowiliśmy wspólnie
zaangażować dzieci i młodzież i przygotować liczne wystawy mobilne i plenery artystyczne ilustrujące blisko 500 letnie sąsiedztwo.
Za nami trzy wystawy plastyczne w ramach wspólnego świętowania faktu, iż jesteśmy dobrymi sąsiadami od prawie 500
lat: pierwsza w Vrchlabi, druga w Kowarach i trzecia w Karpaczu. Tematem prac
utalentowanych artystów jest przyjaźń
polsko-czeska oraz najciekawsze zabytki
i atrakcje miasta Kowary i miasta Vrchlabi.
Młodzi plastycy z zaprzyjaźnionych miast przedstawiali w swoich
pracach najciekawsze architektonicznie miejsca
Poprzez mobilną wystawę chcemy dotrzeć
również do mieszkańców okolicznych miejscowości: np. Jelenia Góra, Malá Úpa, Černý Důl, Žacleř.
Wszystkie wystawy organizowane są
w ramach projektu pt. „500 lat sąsiedztwa
– urozmaicenie atrakcyjności turystycznej miast Kowary i Vrchlabi” realizowanego
w ramach Funduszu Mikroprojektów Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej Republika Czeska –Rzeczpospolita Polska 2007–2013.
Marta Weinke
Polskie dzieci prezentowały prace w murach prawdziwego zamku, który obecnie jest
siedzibą władz Vrchlabi, impreza miała uroczystą oprawę
17
www. s m k - kowar y . p l s t owar z y s z e n ie m i Ł o ś n ik ó w kowar
KURIER KOWARSKI
Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej
nr 2 (114), rok xxii
Historia
grafiki Budnik
Grafika przedstawia Gościniec „Forstbaude” w roku 1914. Autor jest nieznany. Podpisał się inicjałami MW. Obraz wisiał przez
wiele lat na ścianie w domu pana Jana
Knychały. W tym budynku prawdopodobnie mieszkał naczelnik niemieckiej poczty
z Karpacza (Krümmhubel). Po 1945 r. został wysiedlony. Obraz pozostał w budynku,
który został zamieszkany przez pana Jana
w 1950 roku.
Przy tej okazji warto zastanowić się nad
genezą leśnej osady zwanej Forstbauden
(1747), Forstlangwasser (1782), Zacisze
Leśne (1945), Budniki (1950). Do 1at 40.
XVIII wieku osada znajdowała się w granicach księstwa jaworskiego. Należała do
gminy Gebirgsbauden (gmina górska) z siedzibą w Karpaczu Górnym1.
W roku 1618 wybuchła wojna trzydziestoletnia, która szybko dotarła do podnó­ży
Karkonoszy. Zmu­siła ludność do opuszczenia domów, pozo­stawienia większości dobytku i szukania bez­piecznych kryjówek głęboko
w górach, w na­dziei, że nie zostaną one odkryte. W 1622 roku w Jeleniej Górze i w Kowarach pojawili się lisowczycy. Dowodził
nimi Stanisław Stroynowski. Towarzyszył
mu jako hetman książę Zygmunt Karol
Radziwiłł. Posiłkowali oni w wojnie cesarza Ferdynanda II. Przybyli w to miejsce
po ekspedycji na ziemi kłodzkiej. Poprzedzały ich przesadne opinie o dokonywanych okrucieństwach, łupieżach, lecz także
o waleczności. W miejscowej ludności, która nazywała ich kozakami, wzbudzali paniczny strach. Wieśniacy, uciekając w góry,
często bytowali w nich przez dłuższe okresy
i wznosili budynki. W ten sposób powstały Budniki. Potem przekształciły się w wieś.
Zniknęły założone w tym czasie Dolne
Miastecz­ko i Górne Miasteczko, które znajdowały się w pobliżu2.
W dzisiejszych czasach pozostało niewiele
śla­dów tej zabudowy. Jeszcze po 1945 roku
były one dobrze widoczne. Z czasem znik-
M. Staffa (red.), Słownik geografii turystycznej Sudetów.
Tom 3. Karkonosze, Wydawnictwo PTTK „Kraj”, Warszawa-Kraków 1993, s. 47.
2
M. Staffa, Karkonosze, Wydawnictwo Dolnośląskie,
Wrocław 1999, s. 68-76; W. Brygier, Budniki (dawna osada górska), http://naszesudety.pl/index.php?p=artykulyShow&iArtykul=8286, 11.03.2013.
1
nęły wszystkie rozproszone budynki i zagrody Budnik. Pozostała tylko in­formacja,
że była to jedyna wieś, do której od listopada do marca nie docierały promienie słoneczne. Stąd miejscową cie­kawostką folklorystyczno-krajoznawczą było urządzane
w szkole doroczne święto po­żegnania i powitania słońca3.
Obecnie w centrum Budnik znajduje się
węzeł szlaków. Na rozwidleniu szlaków –
żółtego z Kowar na Skalny Stół i zielonego
z Karpacza na Przełęcz Okraj – rośnie wielki buk.
Tekst: Robert Andrzejewski
i Zbigniew Piepiora
Grafika pochodzi
ze zbiorów Grzebalskiego.
3
M. Staffa, Karkonosze, wyd. cyt., s. 73-84.
1
K
U
R
I
E
R
K
O W A
R
S
K
I
KRONIKA SMK
17 maja – w „Domu Tradycji Kowar”
otwarto wystawę prac Stanisława Kanonowicza – emerytowanego nauczyciela języka polskiego i plastyki. Artysta zawsze uwielbiał malować, ale dopiero na
emeryturze mógł poświęcić więcej czasu
swojej pasji. Efekty Jego pracy cyklicznie
możemy oglądać na wystawach organizowanych w MOK – u lub siedzibie SMK.
Tym razem podziwialiśmy niezwykłe grafiki oraz obrazy przedstawiające Kowary
i najbliższą okolicę.
19 kwietnia – w „Domu Tradycji Kowar”
miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Pięć
kowarskich artystek swoimi wytworami
wprowadzało nas w niezwykły świat wyobraźni. Wystawa nosiła tytuł: „Magia
wyobraźni”. Każda z Pań z pewnością ma
fantazję, a przede wszystkim talent i umiejętność przeniesienia swoich obrazów ze
świata wyobraźni do rzeczywistości.
Wystawiły swoje prace:
Panie Alina Pawłowska, Barbara Sokołowska od 2007 roku propagują Sztukę
Pogodną, którą 30 lat temu stworzył artysta grafik, poeta Czesław Rodziewicz.
Pani Barbara tworzy niezwykłe obrazy
z suszonych liści i kwiatów, tzw. „liściaki”,
a Pani Alina pisze optymistyczne wiersze.
Kobiety połączyły swoje pasje i wydają
wspólnie tomiki wierszy wraz z ilustracja-
/
kro
n
ika
s
m
k
mi z liściaków. Jeżdżą na wspólne pokazy
oraz wystawy. Oprócz wspólnych działań
łączy je przyjaźń.
Beata Grzesiak – założycielka Pracowni Artystycznej ALTER EGO w Miejskim Ośrodku Kultury w Kowarach produkującej szkło artystyczne i użytkowe
w technologii fusingu. Nieobce są jej również tradycyjne techniki szklarstwa, takie
jak witraż Tiffany’ego i witraż w ołowiu,
które dodatkowo wykorzystuje. Pani Beata jest miłośniczką sztuki i rękodzieła od
wielu lat. Amatorsko projektuje różne formy użytkowe, które niekoniecznie związane są ze szkłem.
Grażyna Idasiak – Mistrz Florystyki.
Ukończyła Mistrzowską Szkołę Florystyczną Doroty Kwiotek we Wrocławiu.
Od wielu lat profesjonalnie zajmuje się
szeroko rozumianą florystyką. Prowadzi kwiaciarnię w Kowarach. W wolnych
chwilach zajmuje się koronką szydełkową,
haftem krzyżykowym, a od kilku lat również scrapbookingiem, decoupage, sutaszem, filcowaniem i biżuterią.
Urszula Romańska – twórczyni pięknych
haftowanych obrazów o różnej tematyce
– od sakralnej po pejzaże. Haftować nauczyła się w Domu Dziecka, gdzie przebywała od 4. roku życia. Jednak dopiero trzy
lata temu odkryła w sobie tę pasję, która
stanowi jej ulubione zajęcie. Używa wyrazistych kolorów.
Prace Beaty Grzesiak z pracowni ALTER EGO
Akwarela pana Stanisława Kanonowicza
Redakcja: Katarzyna Borówek-Schmidt, Gabriela Kolaszt, Grzegorz Schmidt, Leszek Pohoski,
Stanisław Kanonowicz, Jerzy Sauer
Korekta: Anna Szablicka
Współpracują: Wiesława Adamiec, Jarosław Kotliński, Adam Walesiak
Kontakt: Stowarzyszenie Miłośników Kowar, ul. Górnicza 1, Kowary; e-mail: [email protected]
Skład komputerowy: Wojciech Miatkowski
Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, Kowary
2
Liściaki Barbary Sokołowskiej
i Aliny Pawłowskiej
K
U
R
I
E
R
K
O W A
R
S
K
I
/
J
U
B
I
L
E
U
S
Z
Na marginesie obchodów 60-lecia ZSO w Kowarach
Spotkanie po 50. latach
„Kochane dzieci! Jest 1 września. Jakże ważny dla was i waszych rodziców.
Rozpoczynacie naukę w szkole. Kiedy
ja miałam 7 lat było równie pięknie
i słonecznie. Do szkoły jednak nie poszłam, bo tego dnia roku 1939 wybuchła okrutna wojna”.
Tymi słowami ponad 5o. lat temu powita- Spotkanie po latach
ła grupę uczniów i uczennic klasy 1a, wśród
których ja również byłem, nasza ukochana wychowawczyni, Pani
Alina Olczyk. Wiele zapamiętałem z tych pierwszych lat życia.
Duża w tym zasługa mojej pierwszej wychowawczyni – nauczycielki nauczania początkowego 1. i 2. klasy szkoły „na osiedlu”,
jak się wówczas mówiło. Jakże inne były to czasy, pewnie bardziej przyjazne i spokojne w murach szkoły, wtedy jeszcze nieotynkowanego budynku z czerwonej cegły.
Po wielu latach i w miarę upływającego czasu mam pewność, iż
nasza Pani była osobą nietuzinkową i pedagogiem z prawdziwego zdarzenia. Zasiała to pierwsze ziarno, które się rozrosło i dało
dobre plony. W swej opinii nie jestem odosobniony, podobnie sądzą moi koledzy i koleżanki. Z kilkoma moimi rówieśnikami jestem w kontakcie do dziś. Wychowanie nasze nie ograniczało się
tylko do czasu i miejsca pobytu w szkole. Pani Alina zapraszała
całą klasę do siebie do domu. Mieszkała przy ulicy Reja. Już nie
pamiętam, co tam mozolnie pisaliśmy i rysowaliśmy. Atrakcją
tych spotkań były przeźrocza i cukierki, które każdy otrzymywał.
Wychowawczyni organizowała nam również wycieczki do atrakcyjnych miejsc naszego regionu, zapamiętałem wyjazd nad wodospad Szklarki i do Młynka Miłości w Bierutowicach. Wożono
nasz wówczas „kopalniakami” lub „świnkami” – tak nazywano
samochody wypożyczone z transportu Kopalni Wolność. Niezawodnym kierowcą był Pan Jagiełło.
Pani Alina Olczyk opuściła nasze miasto na początku lat 60.
XX wieku. Kończyła już swoją działalność kopalnia, w której był
zatrudniony mąż nauczycielki. Jej rodzina wyjechała niejako za
chlebem do powstającego zagłębia miedziowego w Lubinie.
Przez całe dorosłe życie wspomnienia z pierwszych lat szkolnych powracały i kiełkowała potrzeba nawiązania kontaktu
z pierwszą wychowawczynią. Lata płynęły, a życie samo dopisało scenariusz. Jesienią 2011 roku wybrałem się na obchody
60-lecia ZSO w Kowarach. Miałem nadzieję, że spotkam tam
Panią Alinę. Niestety nie było Jej tam. Nawiązałem kontakt z innymi nauczycielami z późniejszych klas. Wśród nich poznałem
pana Pstrowskiego – nauczyciela geografii. Okazało się, że aktualnie mieszka on w Lubinie i ma kontakt z panią Olczyk. Od
tej chwili moje plany nabrały realnych kształtów. Napisałem list
do wychowawczyni. Dzieliłem się w nim swoimi wspomnieniami z pierwszych lat szkolnych, a przede wszystkim podziękowałem za wszystko dobre, co dla nas – uczniów uczyniła. Wkrótce otrzymałem wzruszającą odpowiedź, a w niej wyraz dużego
zaskoczenia i zdziwienia, że po pięćdziesięciu latach pamiętam
o swojej pierwszej nauczycielce. Sądzę, że Pani Alina pozwoliłaby na zacytowanie fragmentu listu:
„A u mnie – zwykłe życie. Dożyłam sędziwego wieku, ale jestem sprawna fizycznie
i umysłowo. Nie dokonałam niczego wielkiego. Pracowałam w zawodzie nauczycielskim
prawie czterdzieści lat. Teraz odpoczywam
i jestem sama, bo mój mąż nie żyje już dwadzieścia lat. Moi synowie też mieszkają w Lubinie. Często mnie odwiedzają i pomagają we
wszystkim….”
W czasie rozmowy telefonicznej zasugerowałem chęć spotkania się, co zostało przyjęte z aprobatą. Wzruszające, ale i historyczne spotkanie miało miejsce w maju 2013
roku. Pani Alina, w obecności swoich synów, przyjęła mnie bardzo ciepło, serdecznie, po staropolsku. Wspomnieniom i rozmowom o czasach współczesnych nie było końca.
Myślę, że warto wracać do przeszłości. Większość ludzi,
a zwłaszcza pedagogów, których spotkaliśmy na swojej drodze,
częściowo miało wpływ na kształtowanie się naszej osobowości.
Ci, którzy wpłynęli nań pozytywnie, szczególnie zasługują na
pamięć i uznanie.
Leszek Pohoski
Rok 1958
Poularny autobus Świnka
3
K
U
R
I
E
R
K
O W A
R
S
K
I
/
H
I
S
T
O
R
I
A
MIĘDZY RUDNIKIEM
A GÓRĄ WOŁOWĄ
WĘDRÓWKI PO DZIEJACH DOLINY JEDLICY
Kowary 68 lat TEMU
W
drugiej dekadzie XXI wieku polscy obywatele są okrutnie atakowani negatywnym przekazem mediów, tak
zwanych publicznych i nierzadko „postępowych”. Musimy się martwić nieuchronnie nadchodzącą katastrofą bankrutującego
ZUS-u, niewydolnej służby zdrowa, niewydajnej oświaty, nieskutecznej policji, bezbronnego wojska, paraliżu PKP i właściwie
wszystkich publicznych instytucji, które są
zarządzane przez demokratycznie wybranych polityków. Ale to i tak nic w porównaniu z troskami i zmartwieniami, jakie nasi
rodzice, dziadkowie czy pradziadkowie musieli przeżywać w rzeczywistości końca drugiej wojny światowej.
Wracamy z drugim sezonem fabularyzowanej historii naszej małej ojczyzny. W tej
serii zajmę się czasami bliższymi. Wydaje się czasem, że było to tak niedawno. Niestety jest to już przeszłość, która nigdy nie
wróci. W tym numerze Kuriera Kowarskiego postaram się opisać rzeczywistość,
z pierwszego roku po objęciu władzy przez
Polaków w 1945 roku. Jeszcze żyją, choć naprawdę nieliczni, świadkowie tamtych rzeczywiście trudnych dni.
W 1945 roku trudno było szukać na mapach Kowar. Do maja 1945 roku był to
Schmiedeberg im Riesengebirge. A po wojnie? Nie wiadomo, dlaczego miasto zostało nazwane Krzyżatką. Stacja kolejowa w Krzyżatce wcale się tak nie nazywała.
Kolej znalazła fachowca z Pomorza, który odwiedzał archiwa w celu odnajdywania słowiańskich nazw Ziem Odzyskanych1
z czasów Bolka I Małego, Bernarda Lwóweckiego czy Bolka II Surowego. Niestety
nasz słowiański gród nie posiadał słowiańskiej nazwy. Nazwa Schmiedeberg, czyli po
niemiecku kuźnicza góra, stała się Kuźnickiem z końcówką charakterystyczną dla Pomorza. Można sobie tylko wyobrazić, jak
taka dywersyfikacja nazwy miasta musiała
prowadzić do zamieszania w komunikacji.
1
Ziemie Odzyskane – na mocy międzynarodowych
układów w Teheranie i Jałcie granica Polski przesunęła się na Zachód. Znaczyło utraty około połowy terytorium przedwojennego kraju na rzecz ZSRR. Polska
dostała tereny Dolnego Śląska, Ziemi Lubuskiej i Pomorza, które w średniowieczu należały do Królestwa
Polskiego lub polskich księstw.
4
W lipcu 1945 roku do Krzyżatki, a właściwie do Kuźnicka, przyjechał pociągiem
z Kielc nieznany nikomu 20-letni mężczyzna. Słyszał, że tutaj jest wiele mieszkań, dużo roboty i mnóstwo poniemieckiego mienia do zagospodarowania i nikt
nikogo nie zna. Pociąg zatrzymał się na
schludnym i czystym dworcu kolejowym.
Wyraźnie było widać nieudolnie zamalowany niemiecki napis, na którym napisano
KUŹNICK. Jego uwagę zwrócił też metalowy dźwig na betonowym wysokim fundamencie. Lokomotywa parowa z przekreślonym znakiem DB i namalowanym kredą
PKP z głośnym piskiem zahamowała i zatrzymała się. Nad składem wisiały nieużywane kable trakcji elektrycznej2. Bohater
naszej historii – Stanisław Tabisz wysiadł
z wagonu klasy 3. z drewnianymi ławkami.
Cieszył się, że po długiej podróży może wyprostować obolałe gnaty. Wyszedł na peron i zmartwiał. Przed nim stał trzyosobowy patrol żołnierzy Armii Czerwonej,
dwóch szeregowców i jeden oficer z niebieską czapką. Zimny pot oblał jego plecy. Na
szczęście nie zwrócili na niego uwagi. Założył worek z całym dobytkiem swojego życia,
czyli ćwiartką razowego chleba, jedną koszulą, jednym paltem, parą skarpetek, bielizną i nożem. Wbił wzrok w ziemię i ruszył
w kierunku dworca kolejowego. W środku
czekała go kolejna niespodzianka, czyli komitet powitalny złożony z żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, którzy sprawdzali wszystkim dokumenty. Papiery miał bez
zarzutu, bo legalne. Bał się jednak, że ktoś
go rozpozna, mimo że było to irracjonalne, bo tu nikt nie miał prawa go znać. Był
przecież żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych3. Przyjechał do Krzyżatki, żeby rozpocząć nowe życie. Na Kielecczyźnie na
takich jak on była prawdziwa nagonka, obławy, tortury i egzekucje. Żołnierz przy sto2
Wkrótce trakcja została zlikwidowana. Kabel został
zwinięty i wywieziony na całkiem daleki Wschód przez
Sowietów a słupy zostały wycięte przez Polaków.
3
Obecnie na żołnierzy NSZ mówi się żołnierze wyklęci. Za tzw. „komuny” szykanowani za współpracę z hitlerowcami, co nigdy nie zostało udowodnione. NSZ po
rozwiązaniu Armii Krajowej nie złożyli broni, traktując
Armię Czerwoną jako nowych okupantów, a władzę ludową jako kolaborantów.
liku długo przeglądał dokumenty. Okazało się, że nie byli to frontowi wojskowi tylko
umundurowani funkcjonariusze polskiej
Komendantury Wojskowej. „Umiesz strzelać?” – usłyszał. „Jeśli tak, to wstąp do nas.
Ludzi nam brakuje. Musimy strzec mienia
publicznego, a szabrowników nie brakuje”.
Na samą myśl o przystąpieniu do tych pachołków moskiewskich zrobiło mu się niedobrze. Wyszedł z dworca i udał się do biura meldunkowego w ratuszu. Co zobaczył
po drodze? Miasteczko jak malowane, zadbane, czyste, ukwiecone, nietknięte pożogą wojenną. Zdziwił się tym, że większość
mijanych przechodniów nosiła białą opaskę
na ramieniu i do tego mu się kłaniali. To byli
Niemcy! Minął kościół z wielką wieżą. Naprzeciw zobaczył pomnik świętego na moście. Wkrótce dotarł do ratusza. W biurze
ponownie dokładnie sprawdzili jego dokumenty. Niestety okazało się, że dla niewykwalifikowanego nie było roboty. Znał się
dobrze tylko na jednej rzeczy – strzelaniu
do ludzi, lecz tego ujawnić nie mógł. Powiedziano mu, żeby sam się rozejrzał za robotą.
Jak będzie pracował, wtedy dostanie kartki żywnościowe. Jak nie będzie pracował, to
kartek nie dostanie. Lokum też mu się nie
należy, bo… nie ma stałej pracy. Chyba, że
wyrzuci jakiegoś Niemca na bruk. Wyszedł
z ratusza z niczym. Znaczy praca była, ale
tylko w Komendanturze. W lipcu 1945 Polaków nie było za wielu. W mieście mieszkało jeszcze kilka tysięcy Niemców. Dopiero
zaczynano wywozić ich na zachód. Zakłady
nie były jeszcze uruchomione. Mienie często było jeszcze pilnowane (czytaj grabione)
przez sowiecką Komendanturę Wojskową.
Po trzech dniach głodu, bicia się z własnymi myślami i sumieniem zmarnowany Stanisław wrócił do ratusza i zapisał się… do
Komendantury. Komendantura mieściła się
w tym samym budynku co dzisiejszy posterunek Policji. Tam przywitano go z otwartymi rękami. Po podpisaniu oświadczenia
o obronie mienia społecznego, porządku
ludowego i respektowaniu wszystkich regulaminów natychmiast został przyjęty do
służby. Podpisał, dostał karabin i… gorącą
miskę kaszy. Jadł ją z taką pasją, jakby była
najwykwintniejszym daniem pod słońcem.
A była to kasza z… solą. Ani skwarków,
sosu, jakiejkolwiek sztuki mięsa czy surówki. Nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Był to pierwszy gorący posiłek od wielu
dni. Od kilku lat przywykł do przymierania
głodem w lesie. Teraz to się wszystko zmieniło. Obietnica regularnych posiłków była
spełnieniem jego marzeń. Może ta Polska
K
Ludowa nie była aż taka zła – pomyślał.
Swoje obowiązki poznał szybko. Okazało
się, że służba ojczyźnie nie jest łatwa i bezpieczna. Oznaczała nie tylko pełny brzuch,
lecz często narażanie własnego życia w czasie patrolowania lub akcjach bojowych
w powojennej rzeczywistości.
Istniały trzy grupy, które trzeba było zwalczać. Pierwszą stanowili uzbrojeni Niemcy
z Wehrwolfu. Napadali w nocy na wartowników fabryk. Kiedy słychać było strzały,
cały posterunek chwytał za broń i rzucał się
do biegu w kierunku strzelaniny (wtedy komisariat nie był uzbrojony w radiowozy), by
ratować swoich kolegów. Po gwałtownym
ataku Wehrwolf wycofywał się w las. Awansowany do rangi chorążego Tabisz, znając
realia walki partyzanckiej, brał udział w akcjach poszukiwawczych sprawców nocnych
wypadów. Sam znalazł kryjówkę nieopodal
Skalnika, gdzie zabezpieczono całkiem spory arsenał. Były tam panzerfausty, granaty,
kilka skrzynek amunicji, pistolety maszynowe MP40, a nawet karabin maszynowy
MG42. Widać było, że szkopy nieźle przygotowały się do tych czasów powojennych.
Drugą grupę stanowili rodzimi szabrownicy. Również i ta grupa była uzbrojona,
i także działała nocną porą. Tym razem nie
chodziło o odstraszenie polskich osadników, tylko o maksymalne ograbienie z mienia poniemieckiego. Szabrownicy zabierali wszystko, dosłownie wszystko, co miało
jakąkolwiek, nawet najmniejszą wartość.
Później towar wywożono do Polski centralnej, a tam przy braku wszelakich dóbr
można było go upłynnić i zarobić. Często
przyjeżdżali ciężarówkami z dokumentami
uprawniającymi do wywozu tego czy owego. Ciekawe, skąd mieli paliwo skoro brakowało wszystkiego. Podróżowali z uzbrojoną eskortą pewni siebie. Takich Tabisz
zatrzymywał na rogatkach Krzyżatki. Zawsze można było się do czego przyczepić
przy długim studiowaniu papierów. Dawało
to czas na przybycie posiłków. Ostatecznie
otoczeni szczelnym kordonem szabrownicy rzucali broń i unosili ręce do góry. Potem następował długi spacer po lesie, odczytanie fikcyjnego wyroku i straszenie karą
śmierci. Ot tak, dla zabawy. Ci sami szabrownicy nigdy nie wracali nad Jedlicę.
Ostatnią najgorszą grupą była sowiecka soldateska. Ci przychodzili, przyjeżdżali, kiedy tylko chcieli, o każdej porze dnia
i nocy. Czuli się zupełnie bezkarnie. Można
było ich udobruchać jedynie samogonem.
Jeśli go zabrakło, mogło być naprawdę niebezpiecznie. Zwykle zabierali zegarki, o ile
U
R
I
E
R
K
O W A
tubylcy jeszcze takowe posiadali. Właściwie
interesowali się wszystkim, co miało jakąkolwiek wartość.
Na szczęście dla przyjeżdżających do naszego miasta takich incydentów, w miarę
upływu miesięcy, było coraz mniej. Na podstawie układów jałtańskich, potwierdzonych potem w Poczdamie, Niemców wywożono systematycznie na zachód. Wraz ze
zmniejszającą się szybko ilością mieszkańców niemieckich malała, a potem zanikła
aktywność Wehrwolfu. Polscy repatrianci ze wschodnich kresów, czasem centralnej
Polski, nierzadko polscy górnicy z Francji
czy Belgii osiedlali się u nas. Wszyscy szukali swojego nowego miejsca po wojnie. Sytuacja się normalizowała.
Wkrótce nastąpiły dwa wydarzenia, które
zmieniły świat chorążego Tabisza.
W 1946 roku nastąpiła niespotykana w historii Polski agitacja polityczna przed referendum, które przeszło do historii jako
„3xTAK”. Do komisariatu Milicji Obywatelskiej, która zastąpiła komendanturę, przysłano instrukcję jak postępować, gdyby ktoś
miał czelność myśleć inaczej niż władza ludowa, która skrywał się pod nazwą Blok
Jedności Narodowej. Na celowniku byli
działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego
postrzegani jako podżegacze wojenni i zaplute karły reakcji. Pewnego dnia do aresztu
trafiło kilku takich wywrotowców z kopalni.
Pobitych do nieprzytomności pałkami, pięściami i kopniakami, zakrwawionych przywleczono na przesłuchanie. Wśród nich znalazł się również nasz główny bohater. Po
krótkim śledztwie okazało się, że ich niewątpliwą winą nie była agitacja polityczna tylko świętowanie urodzin kolegi, który na nieszczęście miał na nazwisko Mikołajczyk,
czyli tak jak lider opozycji antyrządowej
i znienawidzonej przez komunistów PSL.
Drugi incydent zdarzył się niedługo po
tym. Otrzymano informację o zatrzymaniu
pociągu osobowego przed Krzyżatką. Nieznani sprawcy sterroryzowali bronią pasażerów. Oddział Tabisza szybko udał się na
rogatki miasteczka, gdzie zastał skład stojący w szczerym polu. Otoczyli pociąg
i na dany znak dokonali abordażu wagonów pasażerskich. Ku zdumieniu chorążego w środku spotkali trzech ledwo trzymających się na nogach uzbrojonych w pepesze
czerwonoarmistów, którzy zbierali haracz
od przerażonych pasażerów. Nawet nie zauważyli interweniujących Polaków. Szybko
zostali rozbrojeni i osadzeni w areszcie.
Następnego dnia przyjechał sam kapitan
Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Za-
R
S
K
I
/
H
I
S
T
O
R
I
A
poznał się z protokołem. Podarł go i podyktował następny. Pozmieniał jednak kilka istotnych danych. Żołnierzy sowieckich
zamienił na bandytów Armii Krajowej. Pochwalił stróżów prawa za dobrze wykonane zadania, a sowietów kazał wypuścić.
Wtedy Tabisz rozpoznał kapitana. To był
ten sam oficer, który torturował jego kolegów w Kielcach. Pokazał mu go jego kolega z lasu. Ich wzrok spotkał się na chwilę,
po czym kapitan zasalutował i odjechał. Po
kilku godzinach wrócił na motocyklu z wózkiem i z kierowcą żołnierzem uzbrojonym
w karabin. Kapitan rozkazał aresztować Tabisza, wyzywając go od najgorszych psów.
Zakuty kajdankami chorąży wsiadł do wózka. Cała trójka ruszyła w kierunku Jeleniej
Góry do aresztu UBP. Panowały tam stare
gestapowskie metody postępowania z więźniami, a może nawet gorsze, bo oprawcami
byli Polacy. Rany zadane przez braci – Polaków bolały bardziej.
Jak tylko wyjechali poza zabudowania
miasteczka, motocykl zatrzymał się, a żołnierz zgłosił usterkę zaworów w motocyklu.
Kapitan zszedł z siodełka, wyjął papierosa,
zapalił go i odwróciwszy się, by podziwiać
widok na góry, zaciągnął się. W tym samym momencie kierowca wyciągnął pistolet
i strzelił z bliskiej odległości w głowę oficera UBP, zabijając go na miejscu, dodatkowo
plując na niego. Przerażony Tabisz patrzył
to na ciało, to na żołnierza z dymiącym pistoletem. Ten uśmiechnął się i przedstawił. Okazało się, że również był żołnierzem
NSZ, również był w lesie i ukrywał się przed
ubecją. Teraz mógł się zemścić. Postanowili razem przedostać się na zachód, a potem
może do Ameryki. Dość mieli już władzy
ludowej. I odjechali. Dokąd? Nie wiadomo.
Źródła historyczne milczą na ten temat. Widocznie ich nie złapano.
Na zakończenie chciałbym serdecznie podziękować panu Zoniowi, który udzielił mi kilku cennych uwag historycznych dotyczących
naszych powojennych czasów na temat historii z ostatniej części cyklu z XII 2012 roku
pt.: „Kowary sprzed 67 lat”. Armia Czerwona
„wyzwoliła” Kowary nie 9 maja, lecz 10 maja.
Drugi błąd rzeczowy związany jest ze strzałem
w kierunku małej figurki głowy Hitlera w ratuszu. Doświadczony sierżant nie strzelałby wewnątrz budynku z obawy na rykoszet. Musiał
więc rozbić arcyłotra kolbą swojego karabinu. Każda taka uwaga cieszy mnie, ponieważ
oznacza, że ktoś czyta moje historie i inspiruje
do kontynuowania opowieści o dziejach w dolinie Jedlicy.
Tekst: Grzegorz Schmidt
5
K U R I E R
K O W A R S K I
/
t ro p e m
p r z odk ó w
Tropem przodków
PODRÓŻ DO SCHMIEDEBERGU
N
ikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie znajduje się Schmiedeberg. „To na pewno jest w Niemczech, musisz wziąć mapę
i odszukać…” Tak na pewno powiedziałby mój dziadek. Na
szczęście jest prostszy sposób. Gdy wpisałem w wyszukiwarkę
nazwę, nie miałem wątpliwości, że będzie prościej, niż myślałem.
Pojawiła się informacja następującej treści: Kowary – Schmiedeberg, Karkonosze dawniej i teraz. Na stronie pojawiły się dawne
widokówki i panoramy bajkowo położonego miasteczka u stóp
królowej Sudetów Śnieżki. Pośród wielu informacji pojawiał się
inny Schmiedeberg znajdujący się w Saksonii. Jednakże założyciele fabryki żyrardowskiej Hielle i Dietrich sprowadzali do nowej osady ziomków z Moraw i Śląska Pruskiego (dawna nazwa
Dolnego Śląska). Po przejrzeniu mapy wiedziałem, że Schmiedberg, a właściwie Kowary, znajdują się niedaleko od Karpacza
i Jeleniej Góry. Byłem w Sudetach pod koniec lat dziewięćdziesiątych, minęło więc dziesięć lat. Przez ten czas na pewno wie-
le się zmieniło. Był chłodny styczniowy ranek 2008 roku. Spakowałem trochę niezbędnych ubrań i udałem się na dworzec
Warszawa Centralna, skąd miałem rozpocząć przygodę. Ekspres ,,Sudety” pędził z Mazowsza na Dolny Śląsk. Wiedziałem,
że musze dojechać do Jeleniej Góry, gdzie znajdowało się archiwum i dokumenty, które mnie interesują. Każdy, kto jechał
pociągiem w Sudety wie, że pierwsze wzniesienia zaczynają się
w okolicach Wałbrzycha. W czasach, gdy mój przodek opuszczał
Kowary, najbliższa stacja kolejowa łącząca Prusy z Królestwem
Polskim znajdowała się w Wałbrzychu. Więc może stamtąd Franiczek jechał do Żyrardowa?... Od Wałbrzycha pociąg wlókł się
okrutnie, co sprzyjało nawiązywaniu znajomości. Wraz ze mną
w przedziale siedzieli starsi państwo, którzy wsiedli we Wrocławiu. Z rozmów, jakie między sobą prowadzili, wywnioskowałem,
że są Niemcami. Po pewnym czasie okazało się, że pani Gertruda znała trochę język polski i jechała do Jeleniej Góry odwiedzić miejsca, w których spędziła dzieciństwo. Od niej dowiedziałem się, że Jelenia Góra to Hirschberg, a góry Sudety nazywali
Riesengebirge. Z zainteresowaniem oglądałem starą mapę Jele6
(CZ. II)
niej Góry, na której Gertruda zaznaczyła ulice prawdopodobnie
najbliższe jej sercu. Po pewnym czasie zrozumiałem, że mamy
podobny cel. Ja też podążam śladami przeszłości. Starsza Pani
wspomniała o beztroskim dzieciństwie, jakie spędziła w Hirschbergu… W oczach kobiety widoczna była tęsknota za górami
i domem, który musiała opuścić. „Ale dziś nie ma Hirschbergu,
jest Jelenia Góra i moje wspomnienia…” – powiedziała w zamyśleniu Gertruda. Pędzący pociąg wzbijał aż do okien śnieg, który
falował jak polarna zorza, tworząc coraz to inne kształty na szybie. Pojawiały się one i znikały jak krajobrazy mijanie podczas
drogi. Usiłowałem odszukać w pamięci miejsca, które zapadły
mi w pamięci podczas pobytu w Sudetach. Najlepiej pamiętam
Karpacz z uroczym kościółkiem Wang zawieszonym pomiędzy
majestatycznymi szczytami gór oraz pewien górski wodospad,
którego szum był na tyle kojący i fascynujący, że odłączyłem się
od grupy na krótki odpoczynek. Wpatrywałem się w nieskończoną grę światła i wody, których celem było
osiągnięcie dna czystego jak kryształ potoku… Podróż powoli dobiegała końca. Po
odjeździe ze stacji Marciszów, bardzo odmiennie wyglądającej niż na dawnych zdjęciach, wyłoniła się wspaniała panorama
ośnieżonych gór, strumieni, rzek i mostów
z charakterystyczną dla regionu architekturą. Widoki, które roztaczały się za oknami pociągu, wynagradzały trudy podróży.
Kiedy pociąg minął długi tunel, pojawiły się zabudowania. Sugerowały ,że zbliżam się do miasta. Stacja Jelenia Góra to
duży dworzec. Pani Gertruda opowiadała, że przed wojną odjeżdżały stąd pociągi
do Wrocławia i Berlina. W śnieżnej zasłonie
pociąg wtoczył się na stację. Pożegnałem
współtowarzyszy i ruszyłem do miasta. Jelenia Góra pogrążona była w ciemnościach.
Gdzieniegdzie w oddali majaczyły zapalające się latarnie, których światła jak iskry odbijały się od padających płatków śniegu. W zimowej scenerii udałem się do hotelu, który znajdował
się nieopodal miejskiego archiwum. Następnego dnia przystąpiłem do poszukiwań. Chciałem odnaleźć księgi metrykalne kościoła ewangelicko-augsburskiego w Kowarach. Niestety, jak się
okazało, ksiąg tych nie było. Kiedy myślałem, że wszystko przepadło z pomocą przyszła pracująca w archiwum pani Małgosia. Ze zwinnością wiewiórki wyszukała ocalałe księgi z późniejszych lat, które przetrwały wojenne zawieruchy. W znalezionych
duplikatach znalazłem nazwisko Helge. W spisach ludności z lat
1840–1860 imiona Frantz, Matilde, Johane. Wszyscy wymienieni mieszkali w Schmiedebergu w domu pod numerem 71. Dokumenty te potwierdziły, że Franciszek mieszkał w Schmiedebergu.
Postanowiłem pojechać do Kowar, aby obejrzeć, jak wygląda
miasto moich przodków. Być może uda mi się odnaleźć cmentarz, na którym są pochowani. Pełen entuzjazmu udałem się na
stację kolejową. ,,Pociągiem do Kowar pan nie dojedzie”– odpowiedziała pani w kasie biletowej. „Trzeba iść na dworzec PKS
K U R I E R
i jechać autobusem”. „No to niewiele się zmieniło” – dopowiedziałem. Kasjerka zrobiła zdziwioną minę, nie wiedząc, o co mi
chodzi. Gdy w latach sześćdziesiątych XIX wieku, kiedy Frantz
opuszczał Schmiedeberg, też jechał wozem albo dyliżansem. Po
dotarciu na dworzec wsiadłem do autobusu i dotarłem do Kowar, które wyglądały nieco inaczej niż na przedwojennych kartkach ze strony ,,Dawne Karkonosze”. Autobus zatrzymał się przy
dawnym dworcu, który pełnił już inną funkcję i nie tętnił życiem
jak dawniej.
Postanowiłem więc ruszyć do centrum miasta. Nie miałem pojęcia, gdzie znajduje się kościół ewangelicki i cmentarz. Niewiele myśląc, pytałem przechodniów w nadziei, że wskażą mi drogę.
Pierwsza napotkana osoba stwierdziła: ,,U nas w Kowarach nie było
żadnego ewangelickiego kościoła, a najbliższy znajduje się w Karpaczu”. Zdziwiony postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem starsza pani o oczach niebieskich jak niebo wskazała mi drogę
mówiąc ,,Tak… wiem, gdzie to jest, doskonale pamiętam… w kościele były piękne organy, miały bardzo ładny dźwięk, chodziłam
tam na lekcje religii… Należy iść prosto dalej, za magistratem,
z tyłu, to będzie tam”. Kobieta uśmiechnęła się i wskazała laseczką drogę. Uradowany ruszyłem dalej. Nagle przypomniałem sobie, że zapomniałem zapytać o cmentarz. Odwróciłem się za siebie, lecz starszej pani już nie było. Po drodze mijałem znajome
ze zdjęć budynki, kościół katolicki z monumentalną wieżą zwieńczoną na szczycie pędzącym kowarskim konikiem, most z figurą św. Nepomucena strzegącego miasto przed powodzią, kolejne
kamienice pamiętające wizyty cesarzy i Tyrolczyków.
Gdy dotarłem do kowarskiego urzędu, tuż po przekroczeniu
mostku rozpoznałem dwa budynki. Jeden z nich należał do plebanii kościoła, drugi zaś pełnił rolę szkółki niedzielnej. Ale gdzie
jest kościół? Gdy doszedłem do miejsca, gdzie stał, nie wierzyłem własnym oczom. Z tyłu za drzewami stał ,,piękny” market.
Tylko wielka dzwonnica sugerowała, że w tym miejscu mógł stać
kościół. Osowiała i opuszczona straszyła wśród ośnieżonych
drzew. Cmentarz w większości zastawiony był nowymi grobami,
pozornie wszystko wyglądało naturalnie, a jednak inaczej, niż to
sobie wyobrażałem. Postanowiłem pospacerować po cmentarnych alejkach. Podczas przechadzki zauważyłem, że niektóre nagrobne tablice mają zatarte niemieckie napisy. Więc te tablice podobnie jak kowarskie domy i ulice również zmieniły właścicieli?
Niestety, nie znalazłem grobów moich przodków. Zresztą przedwojenne pomniki można było policzyć na palcach jednej ręki.
Zacząłem się zastanawiać, co mam robić dalej. Nie ma kościoła ewangelickiego z pięknie grającymi organami, nie odnalazłem
dawnego cmentarza, wszystko jest inne niż na starych widokówkach. Tego zimowego dnia zrozumiałem, że nie ma już Schmiedebergu. Okrywałem Kowary, gdzie na zakrętach historii spod
starego tynku przebija gdzieniegdzie Schmiedeberska rzeczywistość w postaci starych napisów, które jeszcze można odnaleźć.
Wspomniałem słowa Gertrudy. Teraz zrozumiałem o czym mówiła… Zapaliłem pośpiesznie znicz na jednym z opuszczonych
grobów i powędrowałem wśród wirującego śniegu główną ulicą miejscowej starówki, która w zimowej scenerii wyglądała bajkowo. Postanowiłem odpocząć i napić się gorącej herbaty w kawiarni ,,Urszulka”, która kusi turystów miejscowymi wypiekami.
Wpatrując się w tańczący ogień kawiarnianego kominka cieszyłem się, że odnalazłem mój Schmiedeberg. Mimo że nie znalazłem śladów przodków, coś mi mówiło, że jeszcze tutaj wrócę.
Patryk Toporek
K O W A R S K I
/
PT A S I
K U R I E R
PTASI KURIER
Kowal z Kowar
K
olejnym ptakiem, o którym chciałbym opowiedzieć jest
kowalik. Jego polska nazwa, związana jest z zachowaniem podczas zdobywania pokarmu. Otóż kowaliki, podobnie jak np. dzięcioły potrafią z zapamiętaniem „kuć” drzewo
w poszukiwaniu owadów i ich larw, żerujących w pniach i gałęziach. Ptak ten jest bardzo pospolity i zamieszkuje ekosystemy parkowo-leśne, z luźnym drzewostanem. W Kowarach
spotkamy kowaliki wszędzie na obrzeżach miasta np. w okolicach dawnego basenu miejskiego lub w parku miejskim.
Kowalik jest spokrewniony z naszymi sikorami, ale jest od
nich większy. Od spodu ubarwiony w odcienie rudego i pomarańczowego, na grzbiecie popielato-niebieski. Przez oko przechodzi ciemna kreska, a szyja jest biała. Całość dopełnia stosunkowo krótki ogon i odwrotnie – długi, prosty i silny dziób.
To właśnie tym dziobem kowalik potrafi wykuwać w drzewach
całkiem spore otwory, poszukując pożywienia. Jest jeszcze jedna bardzo charakterystyczna cecha dla kowalików. To nasz
jedyny gatunek, który potrafi schodzić głową w dół po pniu
drzewa! Przybiera wtedy swoją „klasyczną” pozę, czyli ciało
ułożone w dół, ale głowa z dziobem zadarta do góry, ułożona prostopadle do pnia. Wtedy też najłatwiej jest go zaobserwować.
Są to dosyć mało płochliwe ptaki, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Często odwiedzają karmniki, korzystają z dokarmiania w parkach i ogrodach. W Parku Norweskim
w Cieplicach widziałem kowaliki przysiadające na ręce człowieka, który zwabił je rozdrobnionymi orzechami włoskimi.
Na wiosnę kowalika łatwiej usłyszeć, niż zobaczyć. Odzywa się
wtedy donośnym gwizdaniem, którym wabi swoją partnerkę
i obwieszcza o dominacji w „koralikowym” rewirze.
Zachęcam do obserwacji tego sympatycznego ptaka, którego
możemy spotkać choćby na niedzielnym spacerze. Zapraszam
też jak zwykle na stronę: ww.piotrtrachta.albumio.pl, gdzie
znajdą Państwo zdjęcia kowalika i wielu innych ptaków.
Piotr Trachta
7
K U R I E R
K O W A R S K I
/
H I S T O R I A
HISTORIA KOWAR
20-lecie SMK
Dom Tradycji Kowar
W związku z obchodami 20-lecia Stowarzyszenia Miłośników Kowar przedstawiamy historię jego działań, przedsięwzięć i zadań. Od 1993 r. stowarzyszenie pełni niepoślednią rolę w krzewieniu edukacji kulturalnej
mieszkańców miasta.
S
towarzyszenie powstało w roku 1993
w wyniku szczerych dążeń najaktywniejszych obywateli miasta pragnących
upamiętnić przede wszystkim powojenne górnicze tradycje miasta. Inicjatorami
stworzenia takiej organizacji społecznej
byli: doktor Jerzy Sauer, Krzysztof Sawicki i Czesław Mikicki – sekretarz Urzędu Miejskiego. Dzięki ich stara niom 25
czerwca 1993 r. w kowarskim ratuszu odbyło się zebranie założycielskie Stowarzyszenia Miłośników Kowar. W gronie
członków-założycieli znaleźli się: Władysław Adamski, Marceli Drożdziewicz,
Franciszek Gawor, Mariola i Jerzy Jakubów, Marek Jiruska (Burmistrz Kowar),
Michał Leja, Mieczysław Ławer, Czesław Mikicki, Bożena Nowosielska, Dariusz Rajkowski, Jerzy Sauer, Krzysztof
Sawicki, Teresa Gregorczyk-Skibińska,
Mariola Tatowicz, Jerzy Wroński i Zbigniew Zagóra. Uczestnicy spotkania
uznali, że powołanie SMK jest potrzebne, ponieważ miasto – niegdyś przemysłowe – musi przekształcić się z czasem
w turystyczne. Stowarzyszenie powinno
zatem zająć się promocją miasta, opracowywaniem i wydawaniem folderów
i informatorów, a przede wszystkim organizacją izby tradycji (mini-muzeum)
górnictwa i kuźnictwa. Powołano Komitet Założycielski, który zajął się sprawa-
8
mi organizacyjnymi i przygotowaniem
Statutu Stowarzyszenia. W skład Komitetu weszli: Jerzy Sauer – przewodniczący, Czesław Mikicki – zastępca przewodniczącego, Krzysztof Sawicki – skarbnik,
Mariola Jakubów – sekretarz, Dariusz
Rajkowski – członek Komitetu. W wyniku działań Komitetu Założycielskiego postanowieniem Sądu Wojewódzkiego w Jeleniej Górze z dnia 30 września 1993 r.,
sygnatura akt Nr Rej. St. 42/93 Stowarzyszenie Miłośników Kowar zostało wpisane do Rejestru Stowarzyszeń. SMK
działa na podstawie i w oparciu o Statut
Stowarzyszenia. Cele i zadania statutowe realizuje poprzez działalność propagandową w kraju i za granicą, ukazując
bogatą i ciekawą historię miasta i jego
zabytki, urodę krajobrazu, walory turystyczne i krajoznawcze. Priorytetowym
zadaniem było zorganizowanie stałej Wystawy Górnictwa Kowarskiego. Naturalnymi partnerami Stowarzyszenia w akcjach informacyjno-propagandowych są:
Miejski Ośrodek Kultury, szkoły i Biuro Informacji Turystycznej. Ponadto Stowarzyszenie utrzymuje bliskie kontakty z Muzeum Karkonoskim i Archiwum
Państwowym w Jeleniej Górze. SMK nie
ogranicza swoich kontaktów do kraju ojczystego, ale poszerza je o kontakty z zagranicą, głównie z najbliższymi sąsiada-
mi, Czechami, Niemcami, a nawet z nieco
dalszymi – Austrią i Danią.
Na pierwszym Walnym Zebraniu SMK
przyjęto Statut Stowarzyszenia i wybrano
Zarząd. Pierwszym prezesem SMK został Jerzy Sauer, który piastował tę funkcję niemal przez dziesięć lat z niewielkimi zmianami w Zarządzie. W roku 2002
wybrano nowe władze. Prezesem został
Krzysztof Sawicki, ale z powodu poważnych problemów osobistych w roku 2005
zrezygnował z tej funkcji. Do końca tej
kadencji Stowarzyszeniu przewodził ponownie Jerzy Sauer. 13 kwietnia 2006 r.
w wyniku wyborów prezesem SMK została Gabriela Kolaszt. To stanowisko zachowała także w wyborach w roku 2010.
Ponieważ Stowarzyszenie nie miało własnej siedziby, członkowie SMK już
w 1993 r. wystąpili do władz miasta o nieodpłatne przekazanie Stowarzyszeniu
w użytkowanie wieczyste budynku położonego przy ulicy Górniczej 1 wraz z przypisaną do niego działką. Rada Miejska
uchwałą Nr 150/93 przekazała Stowarzyszeniu ww. budynek i działkę na przyszłą
siedzibę SMK, redakcję „Kuriera Kowarskiego” i minimuzeum miejskie. Odtąd
przez cały czas Zarząd i członkowie SMK
byli skupieni na remoncie budynku oraz
zdobywaniu sponsorów i pieniędzy. Największymi sponsorami byli: miasto i Nadleśnictwo „Śnieżka”. Do 2004 r. udało się
zakończyć wszystkie niezbędne prace remontowe oprócz instalacji centralnego
ogrzewania. 21 marca 2005 roku oddano do użytku CO. Uroczystego przecięcia
wstęgi dokonali: Starosta Powiatu Jeleniogórskiego Jacek Włodyga i Burmistrz
Kowar, Dariusz Rajkowski. Starosta obiecał pomoc finansową na remont dachu
i przebudowę poddasza. Dzięki temu przy
pomocy Urzędu Miasta te prace zakończono już w roku 2006, nową elewację budynku – w maju 2008 roku, a w październiku 2010 ogrodzono przyległą działkę.
Najbardziej zaangażowani przy remoncie
budynku byli członkowie SMK: Józef Kolaszt, Jerzy Sauer, Jan Wojdan, Bernard
Utrata oraz Panie, których praca przy
sprzątaniu i porządkowaniu pomieszczeń
wciąż nie ma końca. By sfinansować koszty remontu, wydano serię cegiełek o nominale 5 zł każda z XIX-wieczną grafiką
kowarską. Równolegle zbierano eksponaty, dokumenty, mapy, zdjęcia i pocztówki
dostarczane przez byłych górników i innych mieszkańców Kowar do planowanego muzeum górnictwa.
K
Niezwykle ważną rolę w działalności
SMK odegrał „Kurier Kowarski”. Już
w roku 1993 Walne Zgromadzenie Członków SMK postanowiło wykorzystać „Kurier” do informowania kowarzan o działalności Stowarzyszenia. Zadanie to
znakomicie realizował wieloletni redaktor tej gazety i wielki miłośnik Kowar,
Krzysztof Sawicki. Był to pasjonat, który
nie szczędził sił, pracy ani czasu, by gazeta przypadła do gustu każdemu czytelnikowi. Jego zasługą była elegancka szata graficzna, przemyślana kompozycja,
barwne okładki i karty środkowe oraz dobrej klasy papier. Na ostatniej stronie gazety w „Galerii Kuriera” umieszczał dawną pocztówkę kowarską z krótkim opisem
i historią danego obiektu. Te pocztówki
i opisy doskonale spełniały swoją funkcję
dydaktyczną i poznawczą. Stowarzyszenie było wydawcą „Kuriera Kowarskiego” do końca roku 2004. Część kosztów
składu i druku pokrywało miasto. Osoby piszące do gazety i sprzedające ją robiły to bezpłatnie. W ciągu 10 lat ukazało się 50 numerów gazety oraz dwie wersje
turystyczne w języku niemieckim i jedna
wersja w języku czeskim w nakładzie 1900
szt. Gazeta cieszyła się dużym powodzeniem i była sprzedawana również w Jeleniej Górze i we Wrocławiu. „Kurier Kowarski” stał się nie tylko gazetą miejską,
ale i organem Stowarzyszenia. Po rezygnacji K. Sawickiego z funkcji redaktora naczelnego Urząd Miasta przekazał
środki na wydawanie gazety Miejskiemu
Ośrodkowi Kultury. SMK zawiesiło wydawanie „Kuriera” i zastrzegło tytuł dla
siebie, licząc na to, że znajdą się pieniądze
na dwie gazety. Miasto jednak takich pieniędzy nie miało, toteż w roku 2005 „Kurier” się nie ukazał. Redagowanie „Kuriera Kowarskiego” wznowiono w roku 2006
po decyzji dyrektora MOK, Dariusza Kalińskiego, który zgodził się na wydawanie
„Kuriera” jako dodatku kwartalnego do
„Gazety Kowarskiej” – od 2005 r. nowej
gazety miejskiej. Redaktorem naczelnym
wznowionego „Kuriera” została Katarzyna Borówek-Schmidt. Historię miasta
i losy pierwszych mieszkańców Kowar,
pionierów, którzy przybywali tu z różnych stron świata już od 1945 r. najpełniej opisał w swoich artykułach Zbyszko
Brudniak. Dzięki „Kurierowi” czytelnicy
mogą poznawać swoich artystów: muzyków, śpiewaków, malarzy, rzeźbiarzy, grafików, hafciarzy, rzemieślników, a nawet
poetów, których wiersze są okrasą gazety.
U
R
I
E
R
K
O W A
Remont budynku, zagospodarowanie terenu, wydawanie gazety pochłaniały wiele pieniędzy. Stowarzyszenie podejmowało
więc rożne próby, aby zdobyć dodatkowe
fundusze na utrzymanie swojej siedziby
i dalszą działalność. W 2003 roku wydano
kalendarz z dawną grafiką kowarską. XIX-wieczne grafiki pochodziły ze zbiorów
Muzeum Okręgowego w Jeleniej Górze.
W roku 2004 zorganizowano dwa kiermasze świąteczne, wydano serię cegiełek na
remont Kaplicy św. Anny oraz serię pocztówek obejmujących 39 tematów z Kowar
i z Mysłakowic. SMK było też współwydawcą wraz z Urzędem Miasta dwóch folderów i jednej składanki. Z firmą „Piast”
z Jeleniej Góry przygotowano dwa wydania planu miasta Kowary (1996 i 2000 r.)
w nakładzie 11000 sztuk. Było to pierwsze
wydanie planu miasta od 1945 r. Od kilku
lat Bernard Utrata, członek SMK, w porozumieniu z Burmistrzem Miasta i Biurem
Informacji Turystycznej opracowuje nowy
przewodnik turystyczny po Kowarach.
Realizując zadania statutowe, SMK prowadziło szeroko zakrojoną działalność
o charakterze kulturalnym. Od 1996 r. Gabriela Kolaszt, nauczycielka niemieckiego,
uczy tego języka w grupach dla zaawansowanych i początkujących. W dziedzinie
ochrony zabytków dzięki zaangażowaniu i przedsiębiorczości doktora J. Sauera zrekonstruowano zaginiony zabytkowy żyrandol w jadalni Szpitala „Wysoka
Łąka”, trzy pozostałe poddano renowacji. Doktor Sauer odzyskał też skradzioną z magazynów szpitala piękną rzeźbę
„Ilioneusa”, zdobiącą dziś hol szpitala.
Dzięki niestrudzonej pracy doktora i pomocy kilku miłośników zabytków odbudowano kamienny obelisk przy zajeździe
„Wiktoria” poświęcony żołnierzom poległym w czasie I wojny światowej. W lipcu
2006 r. Jerzy Zoń, kowarzanin, wspólnie
z SMK doprowadził do odremontowania
i odsłonięcia nagrobka żołnierzy biorących udział w bitwie pod Sadową. Na nagrobku wśród nazwisk poległych są dwa
nazwiska polskie. Nagrobek poświęcili:
biskup Edward Janiak i biskup-senior Tadeusz Rybak.
W 1993 r. Stowarzyszenie wspólnie
z MOK zorganizowało w Domu Kultury
„Barbórkę” dla kowarskich górników. Tak
odrodziła się po 20 latach tradycja górniczego święta, które weszło na stałe do kalendarza imprez SMK. Kolejne „Barbórki”
organizowano w MOK, w Kawiarni „Urszulka” lub w „Sztolniach Kowary”. Ich
R
S
K
I
/
H
I
S
T
O
R
I
A
duszą jest Franciszek Gawor – górnik, dyrektor techniczny byłych zakładów ZPR-1.
Dopóki Stowarzyszenie nie miało własnych sal wystawowych, ograniczało się
do organizacji lub współorganizowało
imprezy o charakterze plenerowym.
W 2000 roku z inicjatywy Stowarzyszenia zorganizowano w Kowarach imprezę pod nazwą „Dymarki kowarskie”. Organizatorami pierwszych „Dymarek” byli:
MOK, Urząd Miasta i SMK. Pokazano metody średniowiecznego wytapiania rudy żelaza oraz warsztaty kowala,
drzeworytnika i tkacza. Niestety, nie kontynuowano tej imprezy w następnych latach. Do kalendarza stałych imprez miejskich organizowanych przy udziale SMK
wpisały się „Majówka artystyczna” (czyli „Jarmark artystyczny”), „Kowarskie
lato”, „Noc Świętojańska”, „Dni Kowar”.
„Majówkę” po raz pierwszy zorganizowano 1 maja 2004 roku z okazji wejścia
Polski do Unii Europejskiej. Inauguracja „Kowarskiego lata 2005” zawsze kojarzyć się będzie z niezapomnianymi
występami Chóru Górniczego Kopalni KGHiM Polska Miedź w Lubinie. Na
stałe do kalendarza imprez SMK wpisały
się również „Międzynarodowe Warsztaty Tkackie Kowary”. „Warsztaty” goszczą
w Kowarach od wielu lat, ale Stowarzyszenie wzięło w nich udział po raz pierwszy w roku 2004. W ramach Międzynarodowych Warsztatów Tkackich artystki
różnych krajów organizują wystawy prac
własnych, wystawy poplenerowe i warsztaty dla dzieci i młodzieży. Trafionym pomysłem okazało się też zaproszenie do
Kowar Chóru Ekumenicznego z Karpacza, który w 2008 r. w kościele NMP
przepięknie zaśpiewał kowarzanom kolędy i pastorałki. Chór ten gościł w Kowarach również w latach następnych.
Postęp prac przy remoncie budynku
umożliwił wykorzystanie pomieszczeń na
organizację własnych wystaw i imprez.
Siedzibę Stowarzyszenia nazwano po remoncie „Domem Tradycji Kowar”. Organizowanie wystaw w „Domu Tradycji”
rozpoczął Jan Wojdan, który przygotował
pierwsze ekspozycje w roku 2004. Były to
wystawy: „Mieszkańcy Kowar na starej
fotografii” oraz „Kowary w malarstwie,
grafice i na pocztówce”. Dobrowolne dyżury na wystawach członkowie SMK pełnili społecznie.
Stanisław Kanonowicz
Ciąg dalszy w kolejnym
numerze „Kuriera Kowarskiego”
9
K U R I E R
K O W A R S K I
FUNDACJA CARITA – ŻYĆ ZE SZPICZAKIEM
w KYOTO
W
kwietniu, w Kyoto (Japonia) odbyło się sympozjum dotyczące prac
nad szpiczakiem mnogim XIV International Myeloma Workshop, w którym obok
specjalistów hematologów z Polski uczestniczyli także przedstawiciele pacjentów
z Fundacji Carita – Żyć ze szpiczakiem.
Życie chorych na nowotwór układu krwiotwórczego Multiple Myeloma, na przestrzePani Wiesława Adamiec w Kyoto ni ostatnich lat, wydłużyło się ze względu
na wielki postęp medycyny. Coraz częstsze
są 10-letnie i dłuższe przeżycia u pacjentów ze szpiczakiem mnogim.
Jak powiedział na otwarciu obrad Kazuyuki Shimizu – prezydent
XIV International Myeloma Workshop: „Udało się tego dokonać
dzięki wprowadzeniu nowych leków, a także lepszemu ich dobieraniu i wykorzystaniu u poszczególnych chorych” (źródło: PAP – Nauka w Polsce, Zbigniew Wojtasiński).
Szczególną uwagę zwrócono na fakt, iż nie ma jednej terapii dla
wszystkich pacjentów ze szpiczakiem mnogim. Dlatego przed rozpoczęciem leczenia u każdego chorego konieczne jest wykonanie
odpowiednich badań cytogenetycznych. W tym przypadku leczenie
uzależnione jest od tego, jakie mutacje genowe występują u pacjenta. Szpiczak mnogi najczęściej dotyka osób w wieku 60–65 lat, ale
coraz częściej występuje również u ludzi poniżej 40. roku życia, częściej u mężczyzn.
Największa skuteczność leczenia szpiczaka w ogromnym stopniu
zależy od wczesnego wykrycia choroby. Niestety, nowotwór nadal
najczęściej wykrywany jest przy okazji bólów kostnych kręgosłupa,
a pacjenci są leczeni na korzonki. Jednym z objawów choroby jest
osteoporoza powodująca złamania kości oraz brak odporności powodujący częste infekcje. Charakterystyczna jest także duża niedokrwistość powodująca anemię, będąca przyczyną spadku kondycji
fizycznej. Dlatego badanie krwi warto wykonywać raz do roku!
„W Polsce zanim zostanie wykryty szpiczak zwykle mijają trzy lata
– podkreśla w rozmowie z PAP Wiesława Adamiec, prezes Fundacji
Carita – Żyć ze Szpiczakiem (na sympozjum reprezentuje polskich
pacjentów). W naszym kraju około 10 tys. osób choruje na szpiczaka, spośród nich leczonych jest 6 tys., ale niewykrytego szpiczaka
może mieć kilka tysięcy Polaków (źródło: PAP – Nauka w Polsce,
Zbigniew Wojtasiński).
Na XIV International Myeloma Workshop, jednym z ważniejszych
wydarzeń w ramach konferencji było wystąpienie naukowca polskiego
pochodzenia, profesora Andrzeja Jakubowiaka z University of Chicago, który przedstawił wyniki badań klinicznych nowej metody leczenia szpiczaka. Profesor współpracuje z Multiple Myeloma Research
Consortium, jest zdobywcą wielu wyróżnień i nagród, a także autorem publikacji i współautorem podręczników naukowych. Jest
znanym i cenionym światowej klasy specjalistą zajmującym się badaniami oraz poszukiwaniem nowych metod leczenia szpiczaka
mnogiego.
,,Na konferencji w Kyoto prof. Andrzej Jakubowiak przedstawił
bardzo obiecujące wyniki badań klinicznych terapii skojarzonej zastosowanej u pacjentów z wcześnie zdiagnozowanym szpiczakiem
mnogim.
Terapia ta opiera się na kombinacji trzech rodzajów substancji aktywnych: immunomodulatora, inhibitora proteasomu oraz przeciwzapalnego glikokortykosteroidu. Uzyskane wyniki wstępnych badań
klinicznych przedstawione w Kyoto pokazują, że w grupie pacjentów w wieku średnio około 70 lat aż w 60% przypadków udało się
doprowadzić do całkowitej, trwałej remisji choroby. Co więcej, redukcja nowotworu o co najmniej połowę miała miejsce częściej niż
u 9 na 10 pacjentów. Wyniki są zatem spektakularne, a przy tym
wszystkim nie zostają nasilone skutki uboczne w wyniku skojarzenia poszczególnych leków. Profesor zapowiedział, że być może jeszcze w bieżącym roku kalendarzowym także pacjenci w Polsce będą
brać udział w testowaniu klinicznym innowacyjnej terapii wobec
szpiczaka mnogiego”. (Źródło: www.pap.pl)
Wiesława Adamiec
10
OLIMPIO!!! JESTEŚ WIELKA!!!
Z
astanawiam się, jak zacząć ten artykuł, ponieważ o tym, co
ostatnio dzieje się w naszym mieście za sprawą Olimpii Kowary, można by napisać co najmniej trylogię jak Sienkiewicz. Spytacie
dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniem.
W ostatnim czasie w Kowarach nic tak nie przykuwało uwagi sporej części mieszkańców naszego miasta, jak słynna już w całym regionie Olimpia Kowary. Dla wielu może wyda się to dziwne, dla
innych śmieszne. Każdy może powiedzieć: „Co mnie piłka nożna
obchodzi”. Ale właśnie to Olimpia Kowary stała się wizytówką naszego miasta, robiąc przy tym niemałą reklamę dla Kowar. To właśnie Olimpia jest już na ustach wielu. Tak dobrej, powiedziałbym
nawet fantastycznej atmosfery wokół naszego klubu, jak i w samym
klubie, nie pamiętam. Uważam, że wreszcie zaczynamy wychodzić
z letargu, z którego budzi się duża grupa mieszkańców Kowar. Jeszcze niedawno niektórzy mówili, że w naszym mieście nic się nie
dzieje. Dzisiaj jest już zupełnie inaczej. A to za sprawą sukcesów,
jakie osiągnęła, osiąga i mam nadzieję osiągnie Olimpia Kowary.
Starsi mieszkańcy naszego miasta pamiętają zapewne czasy, kiedy
to właśnie Olimpia grała w III lidze. Pamiętam czasy, kiedy spadliśmy do A klasy. Ale to właśnie wtedy nastąpił przełom, dzięki któremu Olimpia pnie sie nieustannie w górę. Po A klasie przyszła Okręgówka, w której zajęliśmy II miejsce premiowane awansem do IV
ligi. W tejże Okręgówce narodził sie także ruch kibicowski, który na
początku liczył około 10 osób. Dobrze to wiemy, że sukcesy przyciągają, więc z każdym meczem Olimpii Klub Kibica zwiększał ilość
członków. Głośnym dopingiem kibice wspierali swoją drużynę grającą u siebie i na wyjazdach. Tak, na wyjazdach, bo zawsze spora
grupa kibiców organizowała się, aby jechać na mecz razem z Olimpią i wspierać ją swoim kulturalnym dopingiem, na którym mógłby
wzorować sie niejeden klub. Teraz kibice Olimpii Kowary są integralną częścią projektu, który się zwie Olimpia Kowary.
Obecnie jesteśmy w IV lidze. Sukces? A może to już wszystko, na
co nas stać? Nic bardziej mylnego! Rezerwy naszego pierwszego zespołu grającego w ,,Serie B” zapewnili już sobie awans do A klasy.
Pierwsza drużyna po raz pierwszy w historii zdobyła Puchar Polski
OZPN JG i awansowała do finału pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim. Nie udało nam się niestety awansować do III Ligi, choć
sukces był tak blisko. Kto wie co przyniesie przyszły sezon. Jesteśmy
pełni wiary i nadziei. Ambicji nam na pewno nie braknie, ludzi dobrej woli i społeczników także, ale to nam nie wystarczy. Potrzebujemy modernizacji naszego stadionu, którego miasto jest właścicielem. Kowarzanie, którzy przychodzą na mecze, zasługują na piękną
i nowoczesną trybunę z wygodnymi krzesełkami. Oczywiście, aby
nie popełnić tego błędu co Jelenia Góra, siedzenia muszą być biało-zielone, czyli w barwach naszego klubu.
Ten duży progres, jaki notuje Olimpia, przyciąga coraz więcej ludzi. Rodzice z okolicznych miast i wsi przywożą swoje pociechy, aby
mogły trenować w naszym klubie. Liczba dzieciaków na treningach
dochodzi do niewyobrażalnej liczby 40 osób. Na mecze Olimpii
przychodzi coraz więcej widzów, ba przychodzą całe rodziny, matki z dziećmi, ojcowie z synami, którzy wymieniają swoje zdania na
temat sytuacji meczowych. Przychodzą ludzie starsi, jak i ci młodzi,
którzy wybierają mecz w Kowarach zamiast siedzenia przed telewizorem. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fantastyczny i warty podkreślenia KUlturalny doping kowarskich fanów, którzy bawią
się na trybunach, będąc dwunastym zawodnikiem naszej drużyny.
W moim przekonaniu Olimpia stała się najlepszą inwestycją na
dzień dzisiejszy w naszym mieście. Szanowny panie Burmistrzu! Na
mecze Olimpii przychodzi znacznie więcej osób niż na festyny organizowane przez Urząd Miejski. Mieszkańcy naszego miasta znaleźli
sposób na interesujące i rodzinne spędzanie wolnego czasu. Nie zaprzepaśćmy tego. Poświęćmy się temu, co już działa, co już sprawdzone, a przede wszystkim, co przynosi chlubę i robi reklamę naszemu miastu.
Arczi
K
U
R
I
E
R
K
O W A
R
S
K
I
/
L
U
D
Z
K
A
R
Z
E
C
Z
„Cudze chwalicie,
swoje niszczycie”
Tytuł tego felietonu jest oczywiście parafrazą znanego powiedzenia: „cudze chwalicie,
swego nie znacie” i oddaje stosunek części mieszkańców naszego miasta i jego okolic do wspólnego dobra.
W
ielkim nakładem sił i środków
zmodernizowano fragment Kowar
w obrębie ul. Pocztowej. Po oddaniu do
użytku inwestycji słychać było wiele przeróżnych komentarzy. Niektórzy mieszkańcy naszego grodu komentowali decyzję władz: „Ale narobili deptaków, daliby
lepiej ludziom te pieniądze”, „zrobili fontannę dla Cyganów”, itp. No cóż, są tacy,
których nic nie zadowoli i będą krytykować wszystko, co inni zrobili. Wielu jednak cieszy się, że miasto z trudem i bardzo wolno zmienia wygląd na korzyść.
A teraz znów zacytuję kolejne powiedzenia: „przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka” i „czym skorupka za
młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.
One doskonale ilustrują zachowanie zarówno pieszych, jak i zmotoryzowanych
mieszkańców naszego grodu. Odnowiony fragment miasta i jego starówka zostały wyposażone w tzw. małą architekturę, to znaczy w ławeczki, gazony i kosze. Te
ostatnie są niestety tylko metaloplastyczną ozdobą zaśmieconej ulicy.
Z wielką nicierpliwością czekaliśmy na
nową organizację ruchu na kowarskiej
starówce i związane z tym oznakowanie
pionowe ulic: Górniczej, 1 Maja i Pocztowej. Pełne wiary w dojrzałość obywatelską
zmotoryzowanej części kowarzan władze
miasta zrezygnowały z instalacji metalowych słupków zamykających wjazd dla
pojazdów mechanicznych na starówkę od
ul. Pocztowej i Górniczej. Uwierzyły również w odstraszającą moc sporadycznych
zmotoryzowanych patroli Policji wobec
niesfornych kierowców. I co? I nic! Przez
ponadroczny okres nieobowiązywania
żadnych zasad w zakresie organizacji ruchu na starówce miejskiej nasi „dzielni ułani dosiadający swoich wspaniałych
rumaków mechanicznych” tak przyzwyczaili się do jeżdżenia według osobistego uznania w tej części miasta, że obecny
stan przestrzegania prawa o ruchu drogowym nie różni się od tego, jaki istnieje
w krajach tzw. trzeciego świata.
Miejscy urzędnicy zdopingowani sugestiami kowarzan, by cieszące oko ozdob-
nymi roślinkami gazony zabezpieczyć
przed rozjeżdżaniem ich przez „współczesnych furmanów”, a raczej ludzi o mentalności „operatora taczki jednokołowej”, polecili pewnej firmie zainstalować
w miarę gustowne metalowe słupki z łańcuchami na zewnętrzych rogach ceglanych obramówek. Już w czasie instalacji
owych urządzeń zdarzały się przypadki ich „mechanicznego pionowania”. Co
prawda trochę się coś pogięło lub popękało tu i ówdzie w „krążowniku szos”, ale
któż by się takimi drobiazgami przejmował. Nasze „bryki” nie takie rzeczy przetrzymały! Za to nie przetrzymały dzielne
słupki i gazony, a na wiosnę Urząd Miejski będzie szukał pieniędzy na nowe słupki, nowe krzewy ozdobne i na remont ceglanych obramówek i gazonów. Ciekawe,
czy w urzędzie mają choć jedno nazwisko
„pogromcy kowarskich gazonów”.
„Dostało się” obywatelom miasta i „dostanie się” teraz władzom Kowar. Szereg
rozwiązań architektonicznych zmodernizowanego rejonu miasta okazało się niefunkcjonalnych. Projektant nie tylko nie
przewidział zjawiska zamulania przez
wodę opadową gazonów, ale też umiejscowił je zbyt blisko krawędzi jezdni,
a tym samym naraził na rozjeżdżanie.
A wystarczyłoby ceglane obramówki
gazonów wysunąć kilkadziesiąt cm wyżej, ponad poziom gruntu, a same gazony odsunąć od krawędzi jezdni. Jeśli nadal będzie dopuszczony ruch kołowy na
ul. Pocztowej, to żadne słupki nie zabezpieczą tych obiektów przed dewastacją.
Niestety inwestor w tym względzie nie jest
bez winy. Kolejny „kamyczek do ogródka urzędników” to „najdroższy” parking
w mieście znajdujący się na wprost siedziby poczty. Jego mała pojemność oraz
umiejscowienie czyni go bezużytecznym,
bo i tak kierowcy parkują, gdzie popadnie.
Ponadto parkujące na nim pojazdy zastawiają wjazd na posesję pana Wilczka.
Sytuacja na ul. Pocztowej jest sztandarowym przykładem tzw. „zgniłego kompromisu”, który nigdy i nikogo w najmniejszym stopniu nie zadowala. Nie
zdaje egzaminu ani jako miejsce dopuszczające ruch kołowy, ani miejsce do swobodnego poruszania się pieszych „poganianych i przeganianych” przez ogromną
liczbę pojazdów w godzinach szczytu. Odpoczynek na jednej z licznych ławek przy ul. Pocztowej jest szkodliwy dla
zdrowia, a nawet niebezpieczny dla życia.
Wiele przemawia za tym, by władze miasta usiadły wspólnie z przedstawicielami
kowarskich przedsiębiorców, organizacji
pozarządowych i emeryckich i wypracowały bardziej funkcjonalną organizację
ruchu kołowego i pieszego w tym fragmencie miasta. Jest wiele głosów sugerujących udostępnienie dla klientów poczty
miejsc do parkowania na podwórku znajdującym się na terenie podległym urzędowi. Tak postąpił Bank PKO BP przy ul.
Jeleniogórskiej.
Również rozwiązaniem wartym rozważenia wydaje się instalacja metalowych
słupków na ul. Górniczej. Pomimo istniejącego oznakowania na wjeździe z ul.
Władysława Jagiellończyka w ul. Górniczą dalej istnieje duże natężenie ruchu
kołowego, w tym także aut ciężarowych,
co powoduje poważną dewastację nawierzchni na odcinku od siedziby SMK
do ratusza oraz uszkodzenie instalacji wodno-ściekowych, nie wspominając o tym, że w tym miejscu znajdują się
instytucje z natury rzeczy podlegające
szczególnej ochronie (przychodnia, apteka, urzędy miejskie, muzeum, lokale gastronomiczne).
Już niedługo rozpocznie się sezon turystyczny i niezbyt korzystnym dla wizerunku miasta (bądź co bądź turystycznego)
byłoby pozostawienie tej kwestii w takim
stanie jak do tej pory. Trudno sobie wyobrazić, by turyści obserwowali zjawisko
„poganiania” pieszych przez zniecierpliwionych kierowców lub sami byli obiektami takich praktyk. Spora liczba kierowców widać nie rozumie pojęcia strefy
zamieszkania, a policja kowarska nie jest
w stanie wystawić stałego patrolu na starówce miejskiej egzekwującego przestrzeganie prawa o ruchu drogowym.
Bernard Utrata
11

Podobne dokumenty

Sukces możliwy w Kowarach

Sukces możliwy w Kowarach We wtorek 29 października w „Gościńcu na starówce” otworzono wystawę „Sudety Zachodnie w fotografii Jacka Potockiego”. Autor fotografuje od ponad trzydziestu lat. Prezentowane zdjęcia to plon turys...

Bardziej szczegółowo

pobierz - MOK Kowary

pobierz - MOK Kowary • Pierwszych przeglądów rejestracyjnych pojazdów sprowadzonych do kraju • Badań powypadkowych • Zmian rodzaju pojazdu • Obsługujemy pojazdy: osobowe, dostawcze, ciężarowe (specjalizacja RVI...

Bardziej szczegółowo