Podróż dobiegła końca, samochód zatrzymał się, poczułem mocne

Transkrypt

Podróż dobiegła końca, samochód zatrzymał się, poczułem mocne
Podróż dobiegła końca, samochód zatrzymał się, poczułem mocne szarpnięcie za pudło, za
moje pudło. Wrzucili je gdzieś, gdzie było cicho i ciemno. Przeleżałem tam noc.
Wczesnym rankiem, obudziłem się na półce. No wreszcie...! ile można czekać! Rozejrzałem
się dookoła- nieźle trafiłem sklep nie duży, a więc konkurencja niewielka, mam nadzieję że
niedługo tu zagoszczę. Tu to znaczy w sklepie na ulicy Freta, a ja jestem Pluszowy Miś.
Zostałem uszyty przez Panią Krysię. Jestem niewielki, uszyty z pomarańczowego futerka,
uszka mam jedno zielone, drugie fioletowe, tak jak cztery łapki. Oczki czarne i małe jak guziczki,
cały jestem mięciutki i sprawiam wrażenie pogodnego.
Dni mijały mi sennie, dzieci odwiedzały sklep, ale żadne z nich nie chciało mnie na dłużej,
aż do pewnej pamiętnej środy. Był 30 maj 90 roku, pamiętam ten rumor jaki na dzień dobry
zgotował ten facet. Wysoki z poważną miną wśród miśków – a to heca. Porozglądał się przez
chwilę i zdecydowanie sięgnął po mnie, wrzucił do torby – i byłem sprzedany.
Teraz jedna myśl – gdzie trafię? Kogo me piękne oczki będą cieszyć? Usłyszałem płacz
dzieci – jest dobrze, myślę sobie, pewnie przedszkole. Ale, nie. Te wielkie ręce wyjęły mnie z torby,
rozejrzałem się – jestem w szpitalu – jestem prezentem dla? I wtedy ujrzałem mamę z malutkim
dzieckiem. Kacperku – to miś dla ciebie, a to twój tata. Zrobiło mi się dostojnie i bardzo miło, ale
nie mogę tego powiedzieć o tym wielkim facecie, bo on właśnie się rozpłakał, chyba ze szczęścia,
bo długo wpatrywał się w to coś co miało na imię Kacper.
I tak zaczęła się moja przygoda z tym brzdącem. Zamieszkaliśmy w jednym pokoju i w
jednym łóżeczku, zazwyczaj strzegłem spokojnego snu Kacperka. Tak mijały dni, on spał a ja
cichutko zagadywałem z innymi ulubieńcami chłopca, bo trzeba wam wiedzieć, że był tu jeszcze
krokodyl w paski – długi jak tasiemka, kotek z niemiłosiernie długimi wąsami i takie tam
kaczuszki, gąski gumowe, a do tego bardzo głośne, nie to co ja – mięciutki i taktowny. Mnie nie
zdarzało się piszczeć nie w porę, dlatego byłem stawiany najbliżej malucha.
Czasem czułem malutką i ciepła rączkę na mym futerku, to były nasze pierwsze oznaki
rodzącej się przyjaźni, czułem się przez to wyjątkowy, taki mały opiekun, gdy mama była daleko.
Kacperek rósł, było mi z nim bardzo wesoło. Gdy miał roczek przy wspólnym, zdjęciu pod
choinką próbował mi wydłubać oczko, ale dzięki bogu w porę błysnął flesz i on mnie uratował.
Wychodziłem z nim właściwie wszędzie, na szczepienie bym uspokoił Kacperka płacz, na
spacer, aby mógł spokojnie zasnąć, do sklepu by miał zajęte ręce, bo w przeciwnym razie małe
łapki grzebały na półce sklepowej, mało tego, spędzałem wiele czasu przy nocniku gdyż
Kacperkowi ów tron mylił się z fotelem, służyłem wtedy do podłożenia pod zmarznięte nóżki.
Ponad to potrzebował mnie jako poduszkę i przy jedzeniu: znacie to – jedna łyżeczka dla Synusia,
a druga dla misia. Byliśmy dla siebie wciąż i na okrągło. Imię moje wypowiadał z czułością na
tysiąc sposobów, byłem misiem, misiaczkiem, misiulką, on mnie kochał a ja jego. Nie raz płakałem
z nim i śmiałem się, gdy on był szczęśliwy.
Nadszedł czas przedszkola, rozłąki sam tego nie rozumiem, dlaczego ta wyfiokowana pani
Danusia nie pozwoliła mi zostać z Kacperkiem w sali maluchów. Zostałem sam wśród czapek
i szalików. Kacperek, co prawda upierał się przy swoim, lecz został przekupiony jakimś tam
głośnym pojazdem. Przepadłem z kretesem, czułem rozpacz, tęskniłem za wspólną zabawą. I tak
chłopiec wszedł odważnie i pełen zapału w okres przedszkolny.
Jednak miło mi było, gdy wciąż do spania wędrowałem na wersalkę i jeszcze długo w nocy
wysłuchiwałem nowinek:
− a, to że Basia ma nową spinkę,
− a, to że Mateusz ma nowy samochodzik, a Zuzia sika w pampersa, to były wciąż nasze
tajemnice.
Nie raz widziałem, jak mama uśmiecha się widząc nas w objęciach. To bardzo czuły chłopiec
w takich chwilach pragnąłem by nigdy nie dorastał.
Tak minęły trzy lata przedszkola.
Gdy Kacperek zapisał się do pierwszej klasy nastało w domu wielkie sprzątanie. Nie był to
dobry dzień dla moich przyjaciół, wtedy wielu z nich musiało ustąpić miejsca książkom i zeszytom.
Mnie oszczędzono. Nie byłem już tak często przytulany, krótkie cześć musiało mi wystarczyć na
cały dzień. Jeśli czułem, że coś jest nie tak z moim Kacprem, niby nie chcący spadałem z szafki, by
przez chwilę zwrócił na mnie uwagę. Musiałem się pogodzić z tą zmianą. Byłem pewien jego uczuć
wszak nie poszedłem w kąt. I jeszcze jedno gdy odwiedzały go liczne koleżanki, dziwnym trafem
byłem wtedy wystawiany na pokaz, z lekka przetrzepanym futerkiem, cieszyłem czyjeś oczka.
Po przeprowadzce do nowego miasta trafiłem w ciasną przestrzeń na parapecie. Miałem służyć jako
coś na czym oplatał się kwiat, może to nie wiele powiedziecie ale to wciąż był pokój Kacpra.
Teraz zdarzały się długie okresy samotności, owszem w pokoju było wciąż gwarno a nawet
doświadczyłem upokorzeń od tych dryblasów, lecz mój właściciel nie dał się sprowokować.
Wtedy czułem, że nasza przyjaźń nadal trwa.
I znów upłynęło kilka lat.
Pamiętam ten dzień- to było w poniedziałek. Wrócił ze szkoły i nie wiadomo czemu
usadowił mnie w fotelu. Znów byłem w centrum uwagi. Poprawił uszka, przetarł mi okulary, wziął
aparat w rękę i zaczął nim robić fotki. Nic z tego nie rozumiałem.
Do pokoju wpadła mama, dowiedziałem się wtedy prawdy.
- Mamo! Mam napisać historię swojego misia.Co? To o mnie ma być? Taki duży „koń” ma pisać o mnie? Czułem, że radość rozgrzewa me
serce, znów tworzyliśmy zespół, on potrzebował mnie, a ja jego. Starałem się jak najlepiej
wyglądać, futerko niby wypłowiałe, uszki naderwane, brzuszek taki zapadnięty, co tu dużo mówić,
mam 19 lat. Uśmiechnąłem się najmilej jak potrafiłem, me czarne dwa guziczki poczuły błysk
flesza w oku.
Teraz do Was Szanowni Słuchacze należy ostatnie zdanie, czy byłem wystarczająco dobrym
przyjacielem i czy ten ostatni raz pomogłem Kacprowi w napisaniu historii z Happy End'em.
Pozdrawiam
Pluszowy Miś :)

Podobne dokumenty