test samochodu Suzuki Swift

Transkrypt

test samochodu Suzuki Swift
Suzuki Swift
Suzuki Swift dzięki serialowi „Magda M” stał się popularny w Polsce.
Produkcja wystartowała w 1983 roku, czyli jest najdłużej produkowanym
modelem Suzuki, który wciąż pozostaje w ofercie japońskiego producenta.
Ciekawostką jest to, że początkowo sprzedawano go pod zupełnie inną nazwą
SA-310, SA-413 lub Cultus. Dopiero w trzy lata później zyskał miano Swift
(ang. „szybki”). Magda M. miała swifta IV generacji, my mamy najnowszą
generację – V. No, ale mam wrażenie, że bryłę tego samochodu znam bardzo
dobrze.
Niby na rynku jest od 2010 roku, ale wiele osób mogło nawet nie zauważyć
obecności nowego modelu. Szerokie, nisko osadzone nawozie,
charakterystyczne dla niego kształty, które trochę nawiązują do Mini, ale Swift
ma swój charakter i pazur. Rok temu przeszedł dyskretny lifting, zmieniło się
jednak niewiele.
Żeby dostrzec te zmiany trzeba mieć bardzo wprawione oko. Najwięcej
innowacji widać z przodu auta. Projektanci przeprojektowali przedni zderzak,
maskę oraz światła, które teraz są bardziej nowoczesne, wydłużone i agresywne
niczym z Tokio drift. To, co jeszcze jest nowe to kierunkowskazy w bocznych
lusterkach oraz światła LED do jazdy dziennej umieszczone w przednim
zderzaku. Reszta pozostała bez zmian. Sylwetka opatrzona na polskich drogach,
więc aż się prosiło o jakieś większe zmiany.
Wraz z liftingiem ograniczono wybór tego, co jest najważniejsze w
samochodzie, jego serce, czyli silnik. Do wyboru mamy tylko silnik 1.6 o mocy
136 KM instalowany w wersji sport i nasz 1.2 o mocy 94KM.
Tylne światła nawiązują do kultury japońskiej, ostre i wyraziste kształty, które
mogą przypominać ostrza wojowników. Suzuki Swift rozczarowuje natomiast
po otwarciu klapy bagażnika. Znajdziemy tutaj zaledwie 211 litrów pojemności.
Niestety jest to wynik, gorszy od niektórych samochodów z segmentu A. W
dodatku wysokość progu załadunkowego jest duża, nie chciałbym wkładać do
tego bagażnika walizek lub zakupów.
Wnętrze Swifta nie zaskakuje niczym szczególnym. No i niestety wsiadając do
niego możemy poczuć się trochę ponuro. Kabina jest bardzo stonowana,
uporządkowana i wszystko jest w jednym przytłaczającym kolorze. Czarnym.
No i suzuki pod względem nowinek technicznych mocno odstaje od
konkurencji. To, co się od razu rzuca w oczy to niezwykle archaiczny
monochromatyczny wyświetlacz na konsoli centralnej do obsługi radia. A prosto
przed oczami mamy zegary, które też są nieco archaiczne, ale są bardzo
czytelne. Bez problemu można na nich dostrzec wszystkie parametry np.
komputera pokładowego. Ciekawostka, jego funkcje można zmieniać wyłącznie
patyczkami wbudowanymi w zegary, co jest niewygodne.
Ale to, co jest fajne w tym samochodzie to kierownica. Jest bardzo zgrabna,
dość mała, obszyta skórą, nie jest przeładowana przyciskami. Trzymając ją w
rękach można odnieść wrażenie, że jest to kierownica rodem wyjęta z zestawu
do gry komputerowej. Wnętrze Swifta niestety wykończone jest twardymi
plastikami. Nie znajdziemy tutaj ani jednego elementu, który byłby miękki. Ale
z drugiej strony, nie są to najgorsze materiały, wszystko jest przyzwoicie
spasowane, nic tutaj nie trzeszczy. Można powiedzieć, że jest to estetyczne i
może się podobać.
Obsługa wszystkich guzików i pokręteł jest dziecinnie prosta. Oprócz modułu
Bluetooth. Parowanie ze smartfonem średnio trwa 20 minut. I mamy tutaj
absurdalną sytuację. Aby połączyć telefon, trzeba najpierw powiedzieć dowolną
nazwę telefonu, np. nokia. Samochód to nagra, a potem powtórzy mój głos i
przystępuje do właściwego parowania telefonu. Po co? dlaczego? A komu to
potrzebne? Nie mam pojęcia.
Na pewno nie poczujemy się tutaj jak w luksusowym samochodzie, ale możemy
poczuć zalążek komfortu. Nie mam problemu ze znalezieniem dobrej pozycji za
kierownicą. Fotele są wygodne, głębokie i dobrze trzymają na zakrętach.
No i niestety miejsca w swifcie nie zabraknie tylko pasażerom, którzy siedzą na
przednich fotelach. Jeżeli przeniesiemy się do tyłu, możemy być nieco
rozczarowaniu ilością miejsca na nogi i na przestrzeń nad głową. A to wszystko
spowodowane jest konstrukcją nadwozia, która opada, akurat tam gdzie mamy
głowę.
Ale za to znajdzie się tutaj miejsce dla małych drobiazgów i kubków z
napojami. Znajdziemy tu pojemne schowki w boczkach drzwi, pod konsolą
centralną, jeden po stronie pasażera i jako ciekawostka dodatkowy na desce
rozdzielczej. Tylko, że jest on bardzo płaski, nie wiem, co można tutaj schować.
Po uruchomieniu silnika, nie dochodzą do nas żadne dźwięki, silnik pracuje
cicho na biegu jałowym. Ale sytuacja diametralnie zmienia się, gdy tylko
wrzucimy jedynkę, a później kolejne biegi. Nie trzeba go wcale wkręcać na
wysokie obroty, żeby w środku było po prostu przeraźliwie głośno.
To niestety przeszkadza w rozmowie lub słuchaniu muzyki, ale na szczęście nie
jest to przenikający uszy dźwięk kosiarki, a w miarę znośne, ale głośne pomruki.
Pomijając aspekt akustyczny to Swifta prowadzi się bardzo pewnie i
przyjemnie. Może nie jest to demon prędkości i nie jest to dynamiczny sprinter,
bo od 0 do 100km/h rozpędza się w powyżej 12 sekund, ale sprawnie można
poruszać się nim po mieście a i w trasie da sobie radę. To, co najbardziej podoba
mi się w swifcie to jego przyczepność. Niskie zawieszenie, przyzwoity rozstaw
osi i idealnie umiejscowiony środek ciężkości powoduje, że Swiftem
bezpiecznie można wejść w zakręt przy dużej prędkości i mamy pewność, że z
niego wyjdziemy. Jeśli chodzi o zawieszenie to to możemy zapisać na plus. Jest
lekko utwardzone, to znaczy, że nie płyniemy i nie bujamy się na drodze, ale też
nie czujemy każdej nierówności. Fajnie wypośrodkowane.
To, co nie pozwala się skupić na jeździe to lewarek skrzyni biegów. Po pierwsze
jest fatalnie wykonany, pod dłonią czuć chropowaty plastik. No a po drugie przy
zmianie biegów słychać chrupanie. Czyli ani dotykanie ani zmiana biegów nie
sprawiają przyjemności. No i mamy tutaj 5-biegową skrzynię biegów, co
oznacza, że musimy go wkręcać wysoko na obroty, no i na pewno to ma jakiś
wpływ na spalanie. Producent zapowiada spalanie na poziomie 5 litrów w cyklu
mieszanym, w naszym teście Swift spala 6 litrów, co i tak jest znakomitym
wynikiem.
Mówiliśmy już, że Swift został trochę w tyle, jeśli chodzi o nowinki techniczne,
no i nie znajdziemy tutaj chociażby czujników parkowania czy kamer cofania.
Ale nie jest to tutaj potrzebne, gabaryty jak i widoczność w tym samochodzie są
bardzo dobre. Nie ma najmniejszego problemu z parkowaniem.
Suzuki Swift to nie jest auto bajeranckie z różnymi gadżetami, to auto ma być
użyteczne, proste i przyjemne i takie jest. No i wciąż to jest zaskakująco dobry
samochód do miasta, z ekonomicznym i oszczędnym silnikiem, który może
sprawiać dużo frajdy podczas jazdy. Nasz testowany egzemplarz kosztuje ok. 50
tyś złotych.

Podobne dokumenty