Paweł Walaszczyk Czas Jak co dzień o poranku obudził mnie

Transkrypt

Paweł Walaszczyk Czas Jak co dzień o poranku obudził mnie
Paweł Walaszczyk
Czas
Jak co dzień o poranku obudził mnie dźwięk dobiegający z radioodbiornika.
Leżąc, otworzyłem oczy i spojrzałem w okno. Zza spuszczonych żaluzji sączył się nieśmiało,
poprzez niewielkie szparki, kolejny majowy poranek. Na wpół śpiący starałem się wyłowić
z dobiegających dźwięków informację o godzinie… Tym razem jednak, zamiast „Sygnałów
Dnia” Radiowej Jedynki, słychać było tylko szum…
– Co jest? – pomyślałem zdenerwowany i poszedłem do łazienki. Odkręciłem wodę
i włączyłem radio, które tam się znajdowało. Ale kran był suchy, a odbiornik zachowywał się
dokładnie tak samo, jak ten w sypialni.
- Znów jakaś awaria wodociągowa – pomyślałem – a przecież niedawno cały dzień naprawiali
coś w bloku. Dobrze, że nie wylałem z wiadra wody, którą zgromadziłem przedwczoraj. Było
więc w czym umyć twarz i ręce. Wszedłem do kuchni. Włączyłem czajnik z wodą na herbatę.
– To jednak dobry zwyczaj, aby wieczorem nalewać do pełna pusty już po kolacji czajnik –
stwierdziłem zadowolony ze swojej zapobiegliwości. Gdy woda zaczęła szumieć w sposób
podobny do tego jak działały moje radioodbiorniki w sypialni i łazience, postanowiłem znaleźć
jakąś stację. Wprawdzie nie lubiłem rano słuchać innych rozgłośni, ale tym razem nie miałem
wyboru. Na częstotliwości, gdzie powinien nadawać Program Pierwszy Polskiego Radia, nadal
nie działo się nic. Zacząłem kręcić gałką strojenia i moje zdziwienie szybko przeszło w szok.
Radio nie odbierało żadnej stacji! W całym zakresie fal ultrakrótkich był taki sam jednostajny
szum.
- To niemożliwe, aby wszyscy mieli przerwę konserwacyjną w tym samym czasie! Coś
dziwnego dzieje się - pomyślałem. Pobiegłem do łazienki. Drugi odbiornik - ten sam rezultat.
Powoli zbliżyłem się do sypialni, do radioodbiornika, który mnie budził co rano. I nagle radio
umilkło!
- A cóż to znowu!? - niemal wrzasnąłem. Był szum, a teraz nawet szumu nie ma? No ładnie
zaczyna się kolejny dzień. Radio nie miało jeszcze roku i zepsuło się. Wprawdzie nie był to
odbiornik Hi-Fi a małe pudełeczko kupione w supermarkecie za niewielkie pieniądze,
ale i tak szkoda mi go było.
- No trudno – pomyślałem – zajmę się tym po powrocie z pracy.
Wróciłem więc do kuchni. Kiedy mijałem łazienkę, zaskoczyła mnie cisza oraz ciemności.
Nacisnąłem kilkukrotnie wyłącznik, ale moje wysiłki były bezowocne.
- Jeszcze tego brakowało – niemal zawyłem ze złości – Nie ma światła!
Na szczęcie zdążyłem zagotować wodę na herbatę. Zjadłem śniadanie, ubrałem się
i wyszedłem z mieszkania. Skierowałem się do windy, ale natychmiast uświadomiłem sobie,
że to bez sensu, bo przecież nie było prądu. Przez sekundę mignęła mi nutka nadziei, że to może
tylko „wywaliło” bezpieczniki w moim mieszkaniu, a blok jednak miał zasilanie. Szybko
przekonałem się, że „klęska energetyczna” dotknęła cały budynek. Więc zostały tylko schody.
Do garażu podziemnego było prawie dziesięć pięter, ale z góry. Schodziłem powoli. Byłem
zaskoczony, że nikogo nie spotkałem, a wokół panowała jakaś nienaturalna cisza. Wreszcie
dotarłem
do
podziemi.
Wsiadłem
do
samochodu.
Uruchomiłem
go
i zacząłem wyjeżdżać. Zastanawiałem się jak „pokonam” bramę skoro nie ma prądu? Jednak
szybko uprzytomniłem sobie, że takie urządzenia powinny mieć możliwość otwarcia ręcznego
- bez zasilania. Wreszcie brama. Była otwarta. Widocznie już ktoś przede mną wyjeżdżał i
zostawił ją w tej pozycji. Powoli wysunąłem się pojazdem spod budynku i… oniemiałem!
Zamiast asfaltowej ulicy przy której stał mój budynek zobaczyłem polną drogę… A dalej za
nią, w miejscu gdzie normalnie po przeciwnej stronie stały bloki, szumiał las…
- Co tu się dzieje? - wyszeptałem tak przerażony, że nie poznałem własnego głosu.
- Wracam do domu – to jedyne co przyszło mi do głowy. Zawróciłem samochodem tak, abym
mógł wjechać przodem do garażu i zdębiałem: mój blok… zniknął ! A ja stałem w lesie na
jakieś polanie… Ale to nie był koniec szokujących obserwacji. W samochodzie, trochę
przypadkowo, spojrzałem na zegar. On szedł do tyłu!!! Tak samo zachowywał się mój naręczny
zegarek. Oba miały także kalendarz – pokazywały rok 1515. 12 maja 1515.
A więc to dlatego radio nie działało… Ale skąd był prąd? No tak, w budynku był generator.
Działał dopóki nie skończyło się paliwo.
- Nie, nie, nie, to wszystko nie może być realne, nie może dziać się naprawdę. Przecież czas
nie może biec wstecz. To musi być jakaś mistyfikacja! – w głowie kotłowały mi się różne myśli.
Zacząłem nawet rozglądać się wokół szukając ukrytej kamery. I wtedy usłyszałem dźwięk
dzwonka mojego telefonu komórkowego. Nie mogłem uwierzyć, ale on naprawdę działał!
Nerwowo szukałem go, macając się po kieszeniach. Wreszcie, gdy wyczułem jego
charakterystyczny kształt i już niemal miałem go w dłoni… obudziłem się we własnym łóżku!
Zmęczony, spocony i przerażony….
- O Boże, jaki straszny sen miałem. Dobrze, że to tylko sen – wyszeptałem. Spojrzałem
w okno. Zza spuszczonych żaluzji sączył się nieśmiało, poprzez niewielkie szparki, kolejny
majowy poranek. Jednym susem dopadłem do drzwi balkonowych, otworzyłem je na oścież i
wyległem na balkon. Przez chwilę z zamkniętymi oczami wciągałem do płuc chłodne, rześkie,
poranne powietrze. Powoli otworzyłem powieki. I nagle z mojego gardła dobył się przerażający
krzyk:
- NIEEEEEEE!!! - krzyk tak potężny, że szyby drżały. Krzyk ten niósł się w otchłań wielkiego
i potężnego lasu, który prężył się przed moim domem zamiast stojącego tutaj jeszcze wczoraj
wieżowca.

Podobne dokumenty