Przodkowie… czytaj dalej…

Transkrypt

Przodkowie… czytaj dalej…
Galeria Przodków
Święto zmarłych rok rocznie skłania mnie do zadumy nad życiem tych co odeszli, szczególnie
czułam to po śmierci mich najbliższych, kiedy pierwszy raz szłam we wszystkich Świętych na grób
taty, czy babci. Co roku przez tydzień poprzedzający ten dzień ustawiam sobie w domu ołtarzyk
przodków, przygotowuję go specjalnie, ustawiam oprawione w ramki zdjęcia taty, babci, drugiej
babci, dziadków, wujków, koleżanek, a potem każdego wieczoru zapalam na nim świeczki,
rozmyślam o nich, o tym co dla mnie zrobili, jak mnie ukształtowali, jakie było ich życie?
Z jednej strony pochodzę z rodziny ziemiańskiej, ze szlachty wołyńskiej. Moja rodzina po wojnie
została repatriowana, stracili wszytko co mieli, babcia mówiła, że przyszli Sowieci i każdy musiał
się spakować do jednej walizki. Jestem im wdzięczna, że w tej walizce znalazło się miejsce na stare
fotografie. Należę do rzadkich szczęśliwców posiadających zdjęcie praprababci w balowej sukni,
zrobione w połowie dziewiętnastego wieku. Prapradziadek we fraku uśmiecha się pod
pomadowanym wąsem, z rzędem orderów w klapie. Dzięki tej stronie mojej rodziny, jej
osiągnięciom artystycznym i aktywnym udziale w życiu społecznym udało się z naszym drzewem
genealogicznym dotrzeć do połowy osiemnastego wieku.
Druga część rodziny to rdzenni górale, prości chłopi małorolni, których nie oszczędzała bieda ni
choroby. Niezbyt dużo wiem o tej linii, bo nie było tradycji opowiadania o przodkach, nie
fotografowano się, bo ubóstwo na to nie pozwalało.
Noc w Stanach obchodzona hucznie jako Halloween, wywodzi się od celtyckiego święta Samhain,
święta, w którym otwierają się bramy zaświatów, a zmarli mogą odwiedzić tych co pozostali. To
uniwersalny czas nawiedzenie przez dusze przodków, nasi słowiańscy protoplaści obchodzili wtedy
Wielkie Dziady (w przeciwieństwie do małych dziadów 23 października), składano ofiary dla dusz,
modlono się i wróżono, proszono o opiekę i wsparcie swoich zmarłych przodków, a nawet
proszono ich o radę.
Spoglądam na jedyne zdjęcie mojej ukochanej babci góralki, która mnie wychowała i widzę
siwowłosą kobietę z ogorzałą twarzą od słońca, ma orli nos i wygląda jak stara Indianka.
Zastanawiam się jak była w moim wieku? Co czuła, co lubiła? Czy miała ulubiona sukienkę? Jakiej
muzyki słuchała? Tak niewiele wiem o jej młodości. Kiedy żyła często nużyły mnie jej opowieści,
teraz każdą chwilę z nią, którą zapamiętałam przechowuję jak skarb. Z moją drugą babcią często się
nie zgadzałam, wydawała mi się pusta i małostkowa, niezrozumiała, gdy dziś o tym myślę żal mi,
że tak niewiele jej słuchałam, żal mi, że jej świat odszedł wraz z nią...
Pamiętam, że przed śmiercią babcia spaliła w piecu wszystkie swoje zdjęcia z młodości i
pamiętniki. Byłam na nią bardzo o to zła, teraz kiedy sama minęłam już połowę życia zaczynam ją
rozumieć. Jej świat, jej intymność była w tych zapiskach, imiona chłopców, w których się kochała,
zdjęcia z wczasów, portrety koleżanek z dedykacją...wszystko to odchodziło w niepamięć. Nawet
gdyby je zostawiła, dla mnie byłyby tylko pamiątka, jak zasuszone liście drzewa, którego nigdy nie
widziałam. Ten gest spalenia był jej, to była jej decyzja, by zabrać ze sobą to, co kochała, moja
babcia umierała na czerniaka, wiedziała że odchodzi.
Nie raz widziałam, jak dzieci i wnuki, likwidujący mieszkanie po zmarłej, czy zmarłym wyrzucali
mnóstwo cennych rzeczy na śmietnik, wśród nich obrazy, meble...czasem większość materialnego
świata tamtej osoby. W pośpiechu sprzedawali mieszkanie, zostając z upragnioną spuścizna
pieniędzy, pozornie oczyszczeni z kłopotu.
Moja babcia sam po sobie „posprzątała”, by nie robić kłopotu poprzez stosy dla nikogo nie
ważnych zdjęć pensjonarek, których imion nikt już nie pamięta, czy widokówek od nieznanych już
nikomu ludzi. To smutne ale i przejmująco prawdziwe, jak traktujemy naszych bliskich, którzy
odchodzą, ich małe światy.
Nie jestem zbieraczem pamiątek ani staroci, ale bardzo żałuję, że w podziale dóbr spadkowych po
mojej babci nie przypadła mi choćby chusteczka na głowę, którą się okrywała idąc do kościoła w
niedzielny poranek. To byłby mój prawdziwy skarb. Dostałam jednak po babci coś niewidzialnego,
inny skarb – niezwykłą wyobraźnię.
Ten czas, cichy czas wpatrywania się w płomień straszy nas bezlitosną matematyka przemijania,
każda chwila przybliża nas do śmieci. Dziękuję za tych co już są po drugiej stronie snu i jak mantrę
powtarzam za Poświatowską:
KONIUGACJA
ja minę
ty miniesz
on minie
mijamy
mijamy
woda umyła liście olszynie
nad wodą
olszyna
czerwona
zmarzła moknie
mijam
mijasz
mija
a zawsze tak samotnie
minąłeś
minęłam
już nas nie ma
a ten szum wyżej
to wiatr
on tak będzie jeszcze wieczność wiał
nad nami
nad wodą
nad ziemią

Podobne dokumenty