Przyszłość pracy. Realia, marzenia i mrzonki
Transkrypt
Przyszłość pracy. Realia, marzenia i mrzonki
Sesja plenarna Przyszłość pracy. Realia, marzenia i mrzonki • • • Jakie będą bezpośrednie i pośrednie, najbliższe i dalekosiężne, społeczne i ekonomiczne konsekwencje zmian technologicznych, globalizacji, mobilności i gospodarki dzielenia się? Czy nieodwołalnie czeka nas polaryzacja i fragmentaryzacja pracy oraz związany z nią wzrost nierówności? Czy przyszłość przyniesie koniec bezrobocia, ale też zanik form stałego zatrudnienia? W 1995 r. Jeremy Rifkin, amerykański ekonomista i publicysta, ogłosił koniec pracy. W publikacji o takim tytule przewidywał, że już w najbliższych latach coraz większym problemem będzie brak etatów, bo nowoczesne technologie i coraz powszechniejsza automatyzacja procesów produkcji spowodują brak zapotrzebowania na pracowników. Po dwóch dekadach można uznać, że jego prognozy się nie sprawdziły – bezrobocie nie poszybowało w górę, a maszyny wciąż nie zastąpiły człowieka Ale czy aby nie miał racji? Nie ulega wątpliwości, że w ciągu ostatnich dwóch dekad rynek pracy przeżył prawdziwą rewolucję. Teoretycznie w wielu krajach praca jest dostępna jak nigdy wcześniej. Rekordy zatrudnienia odnotowano m.in. w Polsce (15,8 mln zatrudnionych) i w Niemczech (43 mln w 2015 r.; bezrobocie – po raz pierwszy od zjednoczenia tego kraju spadło do poziomu poniżej 2 mln osób). Nie jest to już jednak praca, do jakiej przyzwyczaili się Europejczycy. W Polsce około 1,4 mln osób jest obecnie zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych, 0,7 mln – przez agencje pracy tymczasowej (zatrudnieni doraźnie i na gorszych warunkach), a 1,1 mln to samozatrudnieni, czyli osoby, które prowadzą działalność gospodarczą, ale nikogo nie zatrudniają. W praktyce większość z nich to pracownicy najemni, tyle że nie posiadający ochrony przewidzianej w przypadku umów o pracę. Ta destabilizacja i polaryzacja zatrudnienia oraz związane z nią nierówności społeczne nie są charakterystyczne wyłącznie dla Polski. W 2012 r. znacząco uelastyczniono prawo pracy w Hiszpanii (m.in. zmniejszono wysokość odpraw i ułatwiono procedury zwolnień grupowych). W Niemczech wprowadzono elastyczny model czasu pracy (tzw. konta czasu pracy), które umożliwiają jego dostosowanie do potrzeb firm. We Francji trwają protesty przeciwko wprowadzanej reformie prawa pracy (zakłada ona m.in. rezygnację z 35godzinnego czasu pracy). Jakie będą bezpośrednie i pośrednie, najbliższe i dalekosiężne, społeczne i ekonomiczne konsekwencje zmian technologicznych, globalizacji, mobilności i gospodarki dzielenia się? Nie jest możliwe wskazanie jednej przyczyny omawianych zmian. Rynek pracy jest bowiem ściśle powiązany z gospodarką, a ta dawno już weszła w fazę transformacji z modelu fordowskiego na postfordowski. W tym pierwszym gospodarka była oparta na masowej produkcji dóbr przez duże zakłady, w których praca była świadczona na podobnych zasadach. Ułatwiało to wyznaczanie standardów jej wykonywania. Taki model zatrudnienia sprzyjał rozwijaniu prawa pracy i aż do ostatnich dekad ubiegłego stulecia było ono stale rozbudowywane: obejmowało kolejne elementy stosunków pracy – od prawa do urlopu po płacę minimalną i zakaz dyskryminacji albo mobbingu. W tym czasie następowała już zmiana modelu zatrudnienia na postfordowski, w którym maleje znaczenie produkcji przemysłowej, a rośnie rola usług. Coraz mniej osób pracuje w wielkich zakładach, a coraz więcej – w małych i średnich przedsiębiorstwach. Procesy te gwałtowanie przyspieszyły w ostatnich dekadach ze względu na postępującą globalizację. Niepewność zatrudnienia to skutek obecnej fazy tego procesu, czyli powstawania jednolitej gospodarki światowej. Następuje on dzięki likwidacji barier dzielących rynki lokalne, regionalne, krajowe i kontynentalne. Państwa wysoko rozwinięte dokonują transformacji modelu welfare state na model wzrostu gospodarczego opartego na konkurencyjności. Powszechnym zjawiskiem staje się dążenie do zwiększenia elastyczności rynku pracy, poprzez m.in. kształtowanie prawa pracy pod kątem pracodawców. Jest ono wymuszone globalną walką o inwestycje i miejsca pracy. Jednocześnie, procesy alokacji środków produkcji wpływają na globalne warunki zatrudniania. Według raportu Bank of America Merrill Lynch koszty pracy w Chinach w 2017 roku będą o 40 proc. wyższe niż w 2008 r., głównie ze względu na wzrost wynagrodzeń. Od 1997 r. wzrosły już ponad 10-krotnie. Firmy przenoszą produkcję z tego kraju albo do państw z jeszcze tańszą siłą roboczą, np. do Birmy, albo wracają do macierzystych państw. Amerykanie nazywają to zjawisko „reshoring”, czyli powrót do brzegu, w odwrotności do „offshoringu”. Nie można też zapominać, że sama wysokość wynagrodzeń nie jest wyznacznikiem tego, gdzie firma będzie tworzyć miejsca pracy – liczą się także np. koszty transportu, rynki zbytu, dostęp do wykwalifikowanej siły roboczej, warunki prowadzenia biznesu, obowiązujące w danym państwie prawo. Globalna konkurencja o pracę nie byłaby możliwa bez rozwoju nowoczesnych technologii. Pod tym względem w ostatnich dwóch dekadach dokonała się największa rewolucja w zakresie zatrudnienia. Rozwój internetu oraz narzędzi informacyjnych i komunikacyjnych umożliwia koordynowanie działalności firm zlokalizowanych w dowolnym miejscu w świecie. Jednocześnie, zmienił sam charakter pracy – pracownik może wykonywać coraz więcej obowiązków zawodowych zdalnie, w formie telepracy, bez konieczności codziennego stawiania się w siedzibie firmy. W takich warunkach łatwo o zatarcie granic między pracą, a czasem wolnym spędzanym np. z rodziną. Jakie skutki społeczne może wywołać taka praca przenikająca się z życiem prywatnym na masową skalę? Dalszy rozwój nowoczesnych technologii będzie przyczyniał się do automatyzacji procesów produkcji. Z analizy przeprowadzonej przez firmę Deloitte, Oxford Martin School oraz Oxford University, wynika że 35 proc. stanowisk pracy w Wielkiej Brytanii i aż 47 proc. w Stanach Zjednoczonych będzie w przyszłości zagrożonych likwidacją. Największe obawy powinny mieć osoby wykonujące pracę związaną z powtarzalnymi procesami, zadaniami biurowymi i wsparciem sprzedaży. Tego typu zmiany nie uniknie także polski rynek pracy. Z raportu firmy Adzuna, która przeanalizowała 198 tys. krajowych ofert pracy, wynika że co czwarta z nich będzie nieaktualna w 2035 r. Nie można jednak zapominać, że procesy automatyzacji wpłyną także na kreowanie nowych miejsc pracy. Automatyzacja nie jest bowiem nowością, trwa co najmniej od XVIII-wiecznej rewolucji przemysłowej. W krótkotrwałej perspektywie oznacza gwałtowny wzrost bezrobocia, w szczególności w grupie pracowników słabiej wykwalifikowanych, wykonujących prace proste. Może to przerodzić się w szkodliwe dla gospodarki protesty (na podobieństwo ruchu luddystów w XIX-wiecznej Anglii. W dłuższej perspektywie rozwój technologiczny kreuje jednak nowe miejsca pracy, tyle że o odmiennym charakterze (np. jeszcze kilkanaście lat temu nie można było przewidzieć, że firmy będą zatrudniać specjalistów od marketingu w portalach społecznościowych). Dodatkowo, zwiększa produktywność i wpływa pozytywnie na wzrost siły nabywczej konsumentów, co z kolei powoduje powstawanie nowych sektorów usług. Czy jednak gospodarka oparta na nowoczesnej technologii rzeczywiście będzie w stanie zaspokoić popyt na pracę? Czy wykreuje na tyle dużo nowych miejsc pracy, aby zapewnić pełnego zatrudnienia? Rozwój społeczeństwa sieciowego, w którym podstawowym medium jest internet, wywołał też zmiany w sposobie zaspokajania potrzeb jego użytkowników. Dla przykładu w sieci funkcjonują popularne serwisy łączące kierowców dysponujących wolnymi miejscami w aucie z osobami szukającymi transportu. Z jednej strony powstają w ten sposób nowe źródła zarobkowania, ale jednocześnie tworzy się konkurencja dla przewoźników tradycyjnych i tworzonych przez nich miejsc pracy. Internetyzacja przyczynia się także do popularyzacji własnej działalności gospodarczej. Dla przykładu za pomocą platform elektronicznych można uzyskać fundusze na różnego rodzaju indywidualne przedsięwzięcia. Wykorzystuje się w tym celu konsumenckie pożyczki społecznościowe i crowdfunding, czyli finansowanie projektów przez społeczność, która jest lub zostanie wokół nich zorganizowana. To innowacyjny sposób na pozyskanie funduszy na rozkręcenie biznesu. Skutkiem przemian ostatnich dekad jest także powszechnienie pracy na własny rachunek. We współczesnych gospodarkach rośnie liczba pracujących „proficians” (określenie powstałe z połączenia „profesjonalisty” i „technika”), uzyskujących dochody z tytułu kontraktów na udzielenie konsultacji lub pracujących niezależnie na własny rachunek. Przyczyniły się do tego zarówno nowoczesne technologie, jak i przeobrażenie struktury zatrudnienia (większy udział usług kosztem rolnictwa i przemysłu). Internet umożliwia dziś pracę z dowolnego miejsca, a to przyczynia się do rozluźnienia tradycyjnej więzi między pracodawcą a pracownikiem. Praca zyskała bardziej koncepcyjny, a mniej fizyczny charakter – coraz więcej osób jest zatrudnianych do wykonania konkretnego zadania lub projektu wymagającego specyficznych umiejętności i doświadczenia. To zaś służy wykonywaniu pracy w formule tzw. wolnych strzelców (freelancer). Pracownicy nie chcą się wiązać z jednym pracodawcą, dla którego długotrwale mają wykonywać zadania jednego rodzaju. Wolą samodzielnie decydować o podejmowaniu współpracy z różnymi podmiotami, o ile dysponują unikatowymi kwalifikacjami. Te ostatnie posiada coraz więcej osób, bo w ostatnich dziesięcioleciach znacząco zwiększyła się liczba osób z wykształceniem wyższym. Przemiany te wpływają z kolei na modele zarządzania firmą i zatrudnianie kadry kierowniczej. Przyszłość tej ostatniej – ze względu na rozwój niestandardowych form zatrudnienia – też nie jest jednoznaczna. Już obecnie funkcjonują firmy bez menedżerów. Przykładem może być Valve, amerykański producent gier. System pracy działa tam na zasadzie targowego rynku. Każdy pracownik zgłasza pomysł na realizację konkretnego projektu i stara się przekonać do niego inne osoby. W ten sposób tworzą się zespoły, w których samodzielnie kształtuje się cel i podział pracy. Czy nieodwołalnie czeka nas polaryzacja i fragmentaryzacja pracy oraz związany z nią wzrost nierówności? Czy przyszłość przyniesie koniec bezrobocia, ale też zanik form stałego zatrudnienia? Słowem-kluczem przeobrażającego się rynku pracy staje się pojęcie elastyczności. Skoro do lamusa odchodzą tradycyjne pojęcia miejsca i czasu pracy, a prawnie zagwarantowane normy tego ostatniego (8 godzin na dobę i średnio 40 w tygodniu) coraz częściej nie są dostosowane do współczesnych potrzeb, popularność zyskują inne formuły wykonywania pracy. Prawo nie nadąża ani za gospodarką, ani za nowoczesnymi technologiami. Receptą na ubytek miejsc pracy, a jednocześnie godzenie obowiązków zawodowych i prywatnych, staje się np. praca na część etatu lub jobsharing, czyli dzielenie się pracą (etatem) przez kilka osób. To jednak potęguje jeszcze bardziej fragmentaryzację pracy i tak już coraz bardziej powszechną ze względu na coraz wyższy poziom technologiczny procesów produkcji. Polaryzacja rynku pracy, czyli podział na pracowników i zatrudnionych na innych, mniej stabilnych kontraktach niż umowa o pracę, często prowadzi do nierówności, zwłaszcza w zakresie dochodów. Z raportu Instytutu Polityki Społecznej UW wynika, że co 7. pracujący w Polsce jest biedny, przy czym wśród zatrudnionych na umowę o pracę na miano biedaków zasługuje 7 proc., natomiast wśród pracujących na umowach cywilnoprawnych aż 25 proc*. Pojęcie biednych-pracujących (czyli osób, które wykonują pracę zarobkową, ale nie są w stanie się z niej utrzymać na poziomie zapewniającym minimum socjalne) nie jest obce także w innych krajach. Z danych US Census Bureau (amerykańskiego urzędu statystycznego) wynika, że co 11. amerykańskie gospodarstwo domowe od 2007 r. notuje spadek realnych dochodów. Około 50 mln Amerykanów to osoby ubogie. Rosnące nierówności oraz potencjalny ubytek miejsc pracy prowokują pytanie o wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego. Model polityczno-finansowy zakładający, że każdy obywatel otrzymuje od państwa określoną kwotę pieniędzy (za którą nie jest wymagane żadne świadczenie) był dotychczas testowany np. w ramach samorządów miejskich. Jego wprowadzenie w wersji ogólnokrajowej planuje Finlandia (system przewiduje wypłatę konkretnej kwoty i jednoczesne wycofanie świadczeń socjalnych). W maju tego roku referendum w sprawie dochodu podstawowego przeprowadzono w Szwajcarii. Większość jednak opowiedziała się przeciwko takiemu pomysłowi. Mimo wszystko, warto zastanowić się, czy koncentracja kapitału, kurczenie się klasy średniej oraz tradycyjnych miejsc pracy nie wymusi upowszechnienia takiego rozwiązania w przyszłości. Jaką rolę odegra w tym państwo, skoro może być to nośne hasło polityczne? Otwarte pozostaje też pytanie o kondycję systemów ubezpieczenia społecznego. Oparte są one na wpłatach (składkach) dokonywanych przez zatrudnionych. Skoro miejsc pracy ma ubywać, a jednocześnie rosnąć będzie liczba osób starszych, systemy te w przyszłości staną się coraz bardziej niewydolne. Dla przykładu, już dziś polski ZUS nie mógłby zapewnić wypłaty wszystkich należnych świadczeń bez corocznej dotacji z budżetu państwa. *dane stanowią opracowanie własne dr hab. Ryszarda Szarffenberga z IPS UW na podstawie danych GUS i Eurostat