Przykro mi było poznać

Transkrypt

Przykro mi było poznać
Przykro mi było poznać
Na ekranie miasteczko amerykańskie na Środkowym Zachodzie. Żyje tam trzypokoleniowa
rodzinka. Dziadek, małżonkowie w średnim wieku i trójka młodych w wieku od lat 16 do 18;
dziewczyna i dwóch jej braci. Jest jeszcze jedna osoba, nie spokrewniona, lecz należąca jakby do
rodziny, gdyż pełni funkcję kelnerki w rodzinnym, hotelowym interesie. No i ósma żywa istota:
pies. On także będzie bohaterem jakiejś anegdoty, on też w pewnym momencie wysunie się na
pierwszy plan.
Zastanawiam się, jak powstał scenariusz tego filmu. Nietrudno zgadnąć, że sprawczynią jest
dziewczyna. Ale nie ta na ekranie, bo to tylko aktorka. Myślę o tej rzeczywistej dziewczynie, która
postanowiła stworzyć coś w rodzaju kroniki rodzinnej. Która sportretowała swoich bliskich, a sama
stała się pierwowzorem dla dziewczyny z ekranu.
W mojej wyobraźni rysuje się wszystko tak:
Była sobie gdzieś tam, w przeciętnej amerykańskiej mieścinie, przeciętna dziewczyna, ot taka
sobie pindulka, ani ładna, ani brzydka. Raczej brzydka. Postanowiła opisać swoje życie rodzinne,
wychwycić i utrwalić najzabawniejsze momenty, retuszując je, upiększając. Prawda i zmyślenie,
realizm plus idealizm, autentyzm tudzież fantazja. Nikt, nawet największy zazdrośnik, nie marzy o
wejściu w cudzą skórę, każdy chce być sobą, lecz sobą-piękniejszym, sobą-mądrzejszym,
dowcipniejszym, błyskotliwszym.
I tak powstał film. Punktem wyjścia byli prawdziwi ludzie, przeciętni i raczej szpetni. Końcowy
efekt to zabawna, sympatyczna rodzinka, ludzie piękni i dowcipni. Widz kinowy zostaje
zaproszony do uczestniczenia w tym rodzinnym życiu. Oto intencja twórców filmu: zapoznajcie się
z Johnsonami, w ich towarzystwie mile spędzicie czas.
Pierwszym krokiem w kierunku idealizacji był dobór aktorów. Owa trójka młodych to po prostu
bóstwa. Piekielnie urodziwa jest także kelnerka. Kolejny zabieg mający na celu upiększenie życia
to dialogi. Wartkie, płynne, dowcipne, w miarę potrzeby sarkastyczne. Kiedy trzeba komuś
powiedzieć do słuchu, o, to także potrafi dziewczyna, siostra dwóch efebów.
Efeb numer jeden biega wokół domu dla nabrania kondycji. Wychylona z okna kelnerka
przywołuje go do siebie, do swojej sypialni. Tam klęka przed nim i ściąga mu dolną połowę dresu.
Po co całować się, przywierać ustami do ust i przekazywać sobie bakterie; najlepszy jest seks
oralny. Efektem tej sceny miało być połączenie piękna i śmiałej nowoczesności. Oboje piękni,
młodzi, nowocześni, śmiali, nieskrępowani.
Efeb numer dwa został obskoczony przez swawolnych kolegów gdzieś na odludziu. Rzucono go
na klęczki, przytrzymano głowę, ściągnięto portki. Ot, jak to młodzież, rozzuchwalona, pełna
temperamentu. Na szczęście dziewczyna, siostra efeba, zjawiła się w porę. Nie dopuściła do gwałtu.
Odciągnęła na bok jednego z tej bandy, prowodyra, chwata o najbujniejszym temperamencie. Idąc
obok niego ramię w ramię, wygarnęła mu:
– Powiedz, dlaczego musisz być takim skurwysynem.
Był to początek całej diatryby, potoczystej, naszpikowanej określeniami mocnymi, w pięty
idącymi. Oto ideał: dziewczyna piękna, a zarazem bystra i dzielna. Ale chłopak, ten dorodny,
temperamentny młodzieniec, nie byłby sobą, gdyby dał się zbić z tropu. Słuchając z uśmiechem
reprymendy, wtrącał:
– Daj pociupciać.
Przyszło mu po prostu na myśl, że skoro oddalili się od całego towarzystwa, to jest dlań okazja,
żeby się wstrzelić.
Z postaciami filmowymi i powieściowymi jest tak samo jak z ludźmi realnymi, z krwi i kości.
Poznajemy różnych, najrozmaitszych i nie zawsze jesteśmy zadowoleni z tej znajomości.
Jakże żałuję, że poznałem tych Amerykanów. Przeniknęli do mojej świadomości, utkwili w
mojej pamięci, a tak przykro ich wspominać. Upiększenia nic nie pomogły. Spod upiększających
masek wyziera szpetota i zatruwa mnie. To fatalne, że takie indywidua istnieją na tym świecie, i po
stokroć fatalne, że zdarzyło mi się ich poznać. Szpetni, niegustowni ludzie, a w dodatku ten pies!
Tak stary i otyły, że co chwila pierdział. To miało być zabawne. Wszystko pod publiczkę, gwoli jej
zabawienia lub olśnienia pięknem.
Po kiego diabła włączyłem wtedy telewizor!

Podobne dokumenty