Piotr Sommer, czyli smak detalu

Transkrypt

Piotr Sommer, czyli smak detalu
Piotr Sommer, czyli smak detalu
Różne w komentarzach i notach podają mu autorzy daty urodzenia – od przedwojennych po
powojenne. Różne miejsca urodzenia. To dla pisarza wcale nie jest tak źle, bo zaraz wokół tworzy
się legenda. Sam powołuje się na swoją sytuację z czasów debiutu ( w 1972 r.) jako „chłopaka z
Otwocka”. W tytułach recenzji i szkiców krytycy zwą go: Twórcą nowej dykcji, anglistą, patronem
pokolenia „bruLionu”, punktem odniesienia młodego pokolenia, pokrewną duszą Białoszewskiego,
poetą tworzącym poezję z niczego, autentystą bez domieszki egotyzmu. Sam dokłada do tych
określeń: „wiercipiętą byłem od początku”. Przypisywano mu też przynależność do różnych stylów
i generacji – jedni widzieli go pośród tzw. „Nowej prywatności”, inni natomiast razem z
wcześniejszą „Nową Falą”.
Pamiętam Piotra Sommera z „Nowego Wyrazu”. Był wzorem twórcy, który wcześniej od
innych zżył się z kulturą Zachodu: poznał język, przekładał nową poezję angielską, amerykańską i
północnoirlandzką. Ciągle podróżował, czytał twórczość w oryginale, przekładał też eseje i pisał
własne, przez co zdecydowanie wpływał na młodą i eksperymentującą poezję polską. Potem
uzyskał w tym zakresie samodzielność: układał almanachy poetyckie i eseistyczne, redagował
„Literaturę na Świecie”, kontrolował krytycznie poziom polskich przekładów. „ Ja byłem tak
zwanym anglistą z tak zwanego wykształcenia – wspominał w wywiadzie – po angielsku czytałem
nowych poetów brytyjskich, później amerykańskich. I w tamtym czasie, z początku czy w połowie
lat siedemdziesiątych, kilka razy jeździłem na wakacje do Londynu. pracowałem w Gresham Hotel
tuż obok British Muzeum, czyli nieopodal Soho, i zaraz po pracy biegłem na Greck Street do
redakcji „The New Review”, które prowadził Ian Hamilton, postać charyzmatyczna...”.
Przybywało tomów własnej oryginalnej twórczości / w tym też dla dzieci/. Z wczesnych
chętnie autor wymieniał „W krześle”/1977/, „Pamiętniki po nas” /1980/, „Kolejny Świat” /1983/.
Wyczulony był nadzwyczajnie na wirtuozerię językową i stronę muzyczną wiersza. Wypracował
własny styl i idiom, zbliżony do mowy potocznej, do rozmowy, do miniaturowej opowieści o
sytuacjach realnych. Wykorzystywał humor, wynikły z przemieszania zdarzeń ważnych i ulotnych,
widoków tradycyjnych i przebłysków chwil, jakby skadrowanych. „Słońce w najlepsze pije sobie
wodę /w zagłębieniu przy furtce / na przerośniętych / chochołowatych liściach bzu”.
Pojawiają się stopniowo tomy, które już w tytule sygnalizują lingwistyczne nastawienie do
języka. „Czynniki liryczne i inne wiersze” /1988?, „Smak detalu i inne ogólniki” /1995/, „Nowe
stosunki wyrazów” /1997 /, „Po stykach” /2005/. W ostatnich czasach poeta wspomina, że zwiększa
się jego szacunek dla prostoty. I czyta się wiersze w tym stylu w tomach „Rano na ziemi” /2009”/
czy „Dni i noce” /2009 Biuro Literackie/. W wywiadzie /„Odra”2010 nr 2/ komentuje swoje
przemiany wewnętrzne następująco. „Krytyka była mocno wplatana w nowofalowy tryb lektury,
więc prywatność i autobiografizm znaczyły w tamtym języku i w tamtym kontekście coś innego,
niż znaczą dzisiaj. A w tym, że się czegoś nie doczytuje od razu, nie ma nic zdrożnego – jak coś
żyje w języku ciekawie, to czasem nie przepada... Spośród poetów publikujących mniej więcej od
tamtej pory, dzisiejszych czterdziesto, - pięćdziesięciolatków, rzeczy dla mnie ciekawe cały czas
robią Marcin Sendecki, Mariusz Grzebalski, Adam Wiedemann, Jerzy Jarniewicz, Marzanna Kielar,
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Wojciech Bonowicz, na pewno kogoś przegapiłem... A jeśli o
składnię chodzi, to ona zawsze opowiada subtelne rzeczy – po składni często widać, co jest cukier,
co sacharyna”.
Wypowiedź wskazuje, że w centrum zainteresowania autora znalazł się język poetycki i jego
możliwości. Wystarczy uświadomić sobie, jak język – i ten wewnętrzny jest zagrożony rozmyty
przez kulturę masową i reklamę, żeby docenić ogromny pietyzm języka, a nawet coś więcej -
„cierpienie z powodu zaniedbanego języka”.
Ale w innym wywiadzie, udzielonym z powodu mianowania tomu „Dni o noce” do Nagrody
Literackiej NIKE, autor wyjawia swoje konsekwentne dążenie do prawdziwości opisów czasu,
bólu, piękna – przez kontemplację. „Bunt jest mi wręcz organicznie obcy. Wstyd przyznać, ale
układność i subordynacja ciągną się za mną od przedszkola: najważniejsze były dla mnie zawsze
autorytety i zgodność moich poglądów z ichnimi. Jak się, Boże broń, nie zgadzały, to wracałem do
sali i płakałem … Lubię mieć oczy otwarte”.
Niemało zebrało się książek Piotra Sommera utrwalających jego dorobek w zakresie
przekładów z języka angielskiego / choć są też tłumaczenia z innych/ oraz antologii, promocji, prac
redakcyjnych. Mnie przypadła do gustu szczególnie – pt. „Artykuły pochodzenia zagranicznego”
/Marabut 1996/, zawierająca przekłady wierszy i prozy refleksyjnej, eseistycznej wielkich
luminarzy literatury amerykańskiej od E.E. Cummingsa Roberta Lowella do Franka O'Hary i Johna
Ashbery'ego. Autor nie przyjmuje spuścizny wielkich poetów zagranicznych bezkrytycznie. Widzi
tam też obszary pustki, widzi niebezpieczeństwo jednowymiarowego odbioru O'haryzmu. Ale
innym razem potrafi polemizować nawet z Czesławem Miłoszem o własny odbiór poezji
amerykańskiej, gdyż przenika aż do sedna idiom podjęzyków, jak to nazywa, dziennikarszczyzny,
języka mówionego, domorosłej filozofii itp. Ale gdy już dokopie się fundamentalnych wartości
chciałby być kontynuatorem mistrza poprzez tłumaczenie.
Piotr Sommer, podobnie jak Miron Białoszewski buduje swoją osobowość jakby przez
oboczność, przez marginesowość. Żeby później udowodnić jej niezbywalność i poznawczą.
J. Zdzisław Brudnicki