Wiem co myślicie na temat przerywania opowieści w najciekawszym
Transkrypt
Wiem co myślicie na temat przerywania opowieści w najciekawszym
Michał Stryczniewicz NIEZWYKŁA PRZYGODA W KOSMOSIE Rozdział I Na Ziemi Eventaris właśnie ćwiczył na symulatorze lotów - Ćwicz, ćwicz, bo za miesiąc lecisz zbadać Plutona – powtarzał sobie po cichu. Ćwiczył tak jeszcze trzy godziny, kiedy podszedł do niego jego szef i powiedział do niego tak: - Rakieta jest przygotowana do startu, Eventaris, lecisz z 50 osobami, ale nie byle jakimi, tylko z takimi, którzy znają się na swojej robocie. Rakieta będzie posiadała meganapęd, który daje nawet prędkość 1260 km/h, rakiety samonaprowadzające z napędem mega 3,0,4, pistolety laserowe – na zewnątrz większe, a w środku będą mniejsze. Pamiętaj, uŜywaj broni w kosmosie tylko w konieczności. - Tak jest, szefie – odpowiedział Eventaris. *** Eventaris szedł do domu zmęczony po cięŜkim dniu. Na wystawie sklepu z ptakogigantami był piękny ptak. Był czerwony, na skrzydłach miał dziwne upierzenie, bo czerwień stykała się z fioletem. Dziób miał złoty, a oczy całkiem Ŝółte. Eventaris zatrzymał się, wszedł do środka i odczytał jego nazwę: „krwiotozaur wspaniały”. - Ile kosztuje ten krwiotozaur wspaniały? – zapytał. - Tysiąc dwieście jeden EURO – odpowiedział krótko sprzedawca i omiatając spojrzeniem Eventarisa, powiedział znudzonym głosem: - Kupuje pan, czy nie? - Kupuję – odpowiedział Eventaris wykładając na stół pieniądze. - Jest pański. Czy dokupuje pan klatkę? – zapytał sprzedawca. - Tak i jeszcze karmę - odpowiedział Eventaris. - O.K. - powiedział sprzedawca – razem tysiąc dwieście jedenaście EURO. Eventaris podziękował i wyszedł ze sklepu z krwiotozaurem wspaniałym . - Będziesz się nazywał Walenazex – powiedział do ptaka. - Grrych... dobrze, grrrych. Eventaris zdębiał. - Co ?! – wykrzyknął. – Ty mówisz?! - Grrych... no, a grrych co? Sprzedawca nie wie o tym, bo mi się nigdy nie przyglądał, grrych, a ja mamrotałem czasem do siebie. Ten akurat sprzedawca cały czas się nudzi, więc nie zauwaŜył. OŜywia się tylko wtedy, kiedy sprzedaje coś za ponad dwa tysiące EURO, grrych. – zakończył swoją mowę krwiotozaur wspaniały, czyli Walenazex. Rozdział II 3, 2, 1, 0, start! - Grrych... szybko – poganiał Walenazex Eventarisa, bo juŜ za godzinę mieli lecieć w kosmos. - Dobra, juŜ idę – powiedział Eventaris – ale ty zostajesz. - Grrych... nie! Ja umiem oddychać w kosmosie. - No nie wiem... – powiedział Eventaris. 2 - Proszę, proszę, proszę i jeszcze raz proszę, grrych! - No dobra - wykrztusił Eventaris – ale będziesz się mnie słuchał? - No pewnie – uradowany Wlenazex wskoczył na ramię swojego pana. Kiedy juŜ weszli do Centrum dowodzenia, podszedł do nich jeden z pięćdziesięcioosobowej załogi i powiedział, Ŝe rakieta przygotowana jest do startu. Eventaris wsiadł do statku. - Rozpoczynamy odliczanie – usłyszeli głos z głośnika. - Ten, nine, eight, seven, six, five, four, three, two, one - GO! - Powodzenia - krzyczeli ludzie. Nagle wszystko ustało, bo juŜ byli w kosmosie. Walenazex z zachwytem patrzył przez okno podziwiając kulę ziemską. Lecieli tak jeszcze trzy dni i trzy noce. W końcu Eventaris, który był kapitanem, powiedział do porucznika Xaxena: - Włącz meganapęd na 400. - Tak jest, kapitanie! – odpowiedział Xaxen, naciągając dźwignię przyśpieszenia. - Grrych.. a co tu się dzieje? – nadleciał Walenazex – dlaczego przyspieszacie statek beze mnie grrych? - Bo nie wiedzieliśmy, Ŝe jesteś zainteresowany zmianą szybkości – powiedział spokojnie Eventaris. - Kiedy lądujemy? - Za trzy dni - odpowiedział Xaxen – jak oczywiście dobrze pójdzie. 3 Rozdział III Asteroida - Lecimy, grrych... i lecimy, lecimy i lecimy – marudził Walenazex – a moŜe poopowiadamy grrych.. sobie kawały? - Nie teraz, niedługo ..... - Tak, grrych... wiem, za jeden dzień lądujemy i zaraz będzie narada, bo Saturn jest juŜ bliziuteńko – przerwał Eventarisowi Walenazex. Nagle włączył się alarm i wszyscy zaczęli krzyczeć: - Asteroida!! Szykować rakiety, Ŝeby ją zestrzelić. - Asteroida? Wreszcie coś się dzieje. Zapytam tego gościa, czy da mi autograf, grrrych... – powiedział uradowany Walenazex. - Asteroida – mówił Eventaris – nie da ci autografu. - Dlaczego, grrrych...? - Bo to kamień lecący z wielką szybkością. - No to grrrych... aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa... grrrych...aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.. grrrych... Gardło mnie boli – wrzeszczał Walenazex. Nagle usłyszeli wielki huk i nimi wstrząsnęło, potem na mostek kapitański wszedł kapitan Wiero i powiedział: - Panie kapitanie, odłamek asteroidy trafił nam w silnik. - A czy to powaŜne, Wiero? – zapytał Eventaris. - Tak, bardzo powaŜne – odpowiedział Wiero. – Będzie awaryjne lądowanie na Saturnie. - Idź – powiedział Eventaris – zobacz, czy są ranni. - Nie trzeba, juŜ patrzyłem. - Ilu grrrych... ich jest? – zapytał Walenazex. - Sześciu – odpowiedział Wiero. Znowu usłyszeli huk, ale tym razem z piskiem kół. Wylądowali. - Czy moŜemy wysłać jakiś komunikat do bazy na Ziemi? – zapytał Eventaris Wiera. - Jak na razie nie, ale mamy zapasowe części i moŜemy naprawić cały statek – odpowiedział Wiero. - Polecę grrych.. na zwiady – powiedzial Walenazex. - Tylko uwaŜaj! – krzyknęli za nim Wiero i Eventaris. - Grrych.. nie martwcie się o mnie , ja sobie grrych.... poradzę. I poleciał. Widział róŜne nieczynne gejzery i inne rzeczy. W końcu natrafił na jakąś wielką kopułę. Wydobywały się z niej dziwne odgłosy, coś w rodzaju pisku : - Cjetr relet tilititotrraf lififfiffilifofifi. Czym prędzej Walenazex poleciał do Eventarisa i jego załogi. Opowiedział im o wszystkim, co widział. - Pójdziemy tam z dwudziestoma najlepszymi Ŝołnierzami – powiedział Eventaris. – Wero zawołaj Xaxena i załogę. Weź 25 laserowych pistoletów. Po chwili wszyscy byli gotowi. - Grrych... lecę grrych.. przodem – krzyknął Walenazex. - Marsz – zawołał Eventaris – za krwiotozaurem wspaniałym !!! Kiedy byli juŜ na miejscu, usłyszeli ten sam pisk, o którym mówił Walenazex. Naglę ciszę rozdarł przeraźliwy ryk. Ryk, który nimi wstrząsnął. Usłyszeli jeszcze raz piski dziwnych stworzeń, ale tym razem był to głos pełen triumfu. - To Saturnianie! – powiedział Eventaris – a ten ryk to ... 4 Ale nie dokończył, bo właśnie ze środka kopuły wyłaziły po kolei dziwne stwory. Były zielone, a całe ciało miały pokryte łuskami. Z głowy wyrastały im antenki, oczy miały podobne do oczu węŜa, a z paszczy sterczały im kły większe od dzioba Walenazexa. Za nimi kroczył ogromny SMOK ryczący i zionący ogniem. - Wycofujemy się – szepnął Eventaris do swojej załogi – pomału, Ŝeby nas nie zauwaŜyły te stwory, a tym bardziej SMOK. - Grrych... musimy czym prędzej naprawić silnik i lecieć na tę kochaną planetę Ziemię – rozpaczał Walenazex. – A co jeśli grrych ten SMOK nas zje? Co wtedy będzie grrych... - Nie panikuj uspokajał go Eventaris – dziś pójdziemy tam znowu, zgadzasz się? - Nie, nie, grrych... i jeszcze raz nie!!! - Trudno – powiedział Eventaris – nie idź, pójdę tam sam, zupełnie sam. - No grrych... dobra – powiedział ptak *** - Idziemy – szepnął Eventaris – ale cichutko, tak jak przedtem, kiedy uciekaliśmy. Bierzemy pistolety. Walenazex, leć przodem. I poszli. W kopule nie było nikogo. Powoli weszli do pracowni kosmitów. Na środku wielkiej sali znajdował się duŜy stół, na którym wyłoŜone były róŜne części. Obok stołu ustawione były szafy (a przynajmniej to przypominało szafy). Eventaris podszedł do jednej z nich i otworzył ją. Cofnął się o kilka kroków i powiedział do załogi i ptaka: - Musicie to zobaczyć. W środku szafy wyłoŜone były czaszki zwierząt ze wszystkich gatunków Ŝyjących na Ziemi. - To dlatego wskrzesili SMOKA – powiedział Xaxen. - Tak!!! – rozległ się za nimi skrzeczący i cienki głos – Odkryliście tajemnicę SMOKA. To czaszki zwierząt z waszej kochanej planety Ziemi. Odwrócili się i zobaczyli wysokiego Saturnianina. Nie był taki jak inni dziwni mieszkańcy planety, bo nie miał antenek, które powinny wychodzić z głowy, zamiast z tego miał na niej bardzo duŜo łusek. - Dowiedzieliście się – powiedział – więc musicie ZGINĄĆ!!! Rozdział IV Zabójcze strzały - Uciekajmy stąd!! – krzyknął Wiero. Saturnianin zamknął oczy i powiedział jeszcze bardziej piskliwym i skrzeczącym głosem: - Chilko velira se snoloroko inrad delt tu myny. Rozległ się ogromny ryk i piski innych wrogów. Eventaris, Xaxen, Wiero i Walenazex wybiegli z kopuły, a na zewnątrz trwała prawdziwa wojna. Nad powierzchnią latały statki OBCYCH. Saturnianie strzelali do grupy Eventarisa, a SMOK pluł ogniem na wszystko co popadnie. Eventaris popatrzył na Walenazexa, który się coraz bardziej zmieniał. Dziób mu się 5 wydłuŜył, a jego czerwone upierzenie wyblakło. Po kilku chwilach ptak był cały ze stali, wydłuŜył się chyba o metr, a jego dziób miał juŜ wielkość miecza. Wzbił się w powietrze i wycelował dziobomieczem wprost w jeden z pojazdów. ZniŜył lot i otworzył dziób, z którego buchnął ogień trafiając w statek. Pojazd wybuchnął czerwonym płomieniem. Eventaris, Wiero i Xaxen wyciągnęli pistolety i rzucili się w wir walki. Z kopuły wyszedł lew, był to Saturnianin, który wróŜył im śmierć. Złapał jednego z Ŝołnierzy Eventarisa i rzucił się na niego. Walenazex zniszczył wszystkie statki. Skierował swój sztyletowaty dziób w stronę SMOKA ziejącego ogniem. Wtedy ze szparek u nosa Walenazexa wypadły dwie malutkie piłeczki, które zaczęły pikać. Były pół metra od SMOKA i w końcu WYBUCHŁY!. Wielki huk rozległ się po całej planecie. SMOK ryknął z bólu i padł martwy . - Orantor!! – krzyknął któryś z mieszkańców planety i wszyscy Saturnianie zaczęli się wycofywać. - My teŜ się wycofujemy – szepnął Eventaris do swojej załogi. *** - Ilu mamy rannych? – Eventaris zapytał Wiera. - Dwudziestu – odpowiedział Wiero. Po chwili nadleciał Walenazex, juŜ bez zbroi i sztyletowatego dzioba. 6 Rozdział V Ucieczka - Wszystko zostało naprawione – mówił Xaxen – wysłaliśmy komunikat na Ziemię, Ŝe na Saturnie jest Ŝycie. - Szybko , musimy odlatywać. Nasze radary wykryły Saturnian razem z ich latającymi pojazdami i ....OLBRZYMEM!!! – wrzeszczał jeden z załogi. - Grrych... pakować manatki. Lecimy na Ziemię! Powiedział Walenazex. - Wszyscy do statku – rozkazał Eventaris. – Xaxen do sterów. Kurs – Ziemia!! Szykować się do obrony! Polecieli, a za nimi statki wrogów. - Rakiety do tylnych dział ! – krzyczał Eventaris – Ognia!! Rakieta trafiła kabinę wrogiego pojazdu, który wybuchł uszkadzając inne. - Zaczyna brakować paliwa – krzyknął Xaxen. - Gdzie najdalej moŜemy dolecieć?! - Zapytał Eventaris. - Na jeden z księŜycy Marsa – odpowiedział Xaxen. - Walenazex , musisz polecieć na Ziemię, Ŝeby ... – nie zdołał dokończyć Eventaris, bo coś łupnęło! - Trafili nas?! Grrych... – zapytał Walenazex. - Tak - odpowiedział Xaxen – ale nic nam się złego nie stało. *** Wylądowali na księŜycu. Na szczęście udało im się dolecieć na księŜyc Ziemi. - Walenazex, leć na Ziemię, do Centrum dowodzenia – powiedział Eventaris. - Dobrze, grrych... juŜ lecę – odpowiedział ptak. Saturnianie zgubili statek Eventarisa. Rozdział VI Pomoc i wiwaty Walenazex przyleciał po czterech godzinach ze statkami i paliwem. Razem powrócili na Ziemię. Ludzie wiwatowali na ich cześć. Szef podszedł do Eventarisa i podał mu rękę. - Dobra robota – powiedział – Walenazex mi wszystko opowiedział. A teraz – dodał głośniej do mikrofonu – na cześć kosmonautów: HIP! HIP! HURA!!!!!!!! 7