Wersja HQ
Transkrypt
Wersja HQ
ISSN 2391-6133 www.wogole.net Kwiecień 2015 (4) Psikus na dwie godziny, który przetrwał 70 lat Z innej strony: Niewidoczna rewolucja Dookoła świata: buszując w dżungli Kalejdoskop: Hogwart pod Paryżem Słowo OD REDAKCJI: Crowdfounding – czyli Polak jednak potrafi! Wydawca: Tajemniczy tytułowy crowdfounding to forma finansowania rozmaitych projektów przez społeczność. Chodzi o wpłacanie nawet niewielkich kwot (te rozpoczynają się już od złotówki) w zamian za drobne nagrody. Jest to świetny sposób na podzielenie się z innymi swoimi pomysłami i zebranie funduszy na ich realizacje. A te są naprawdę zaskakujące – innowacyjne wynalazki, dalekie podróże, wydanie książki czy płyty i wiele, wiele więcej. Crowdfounding przywędrował do nas z Ameryki, a jego zalążki można znaleźć już w 1967 roku, kiedy to fani sfinansowali trasę koncertową zespołu Marillion. Od 2010 roku wkroczył na grunt europejski i całkiem dobrze się przyjął. Co prawda kwoty wpłacane w Polsce na portalach crowdfoundingowych są nieporównywalnie niższe niż w Stanach Zjednoczonych, to nadal zrzeszają dużo ludzi chcących wspierać ciekawe i kreatywne pomysły. Dla zobrazowania Kickstarter – największy tego typu portal w Stanach, zebrał w 2014 roku aż pół miliarda dolarów, tym samym wprowadzając w życie ponad 22 tysiące projektów. My również postanowiliśmy skorzystać z tej formy zbierania funduszy i zarejestrowaliśmy się na portalu polakpotrafi.pl. Szczegółowo opisaliśmy nasz cel, nakręciliśmy film promocyjny, ustaliliśmy nagrody i rozpoczęliśmy starania o kolejny numer. Okazało się, że bardzo wielu czytelników zechciało wspomóc naszą akcję i 17 marca zakończyliśmy ją sukcesem! Pieniądze w pełni przeznaczyliśmy na druk i skład niniejszego numeru. W tym miejscu chcielibyśmy bardzo gorąco podziękować wszystkim darczyńcom i osobom, które swoim zaangażowaniem doprowadziły do sukcesu zbiórki! Jesteście wielcy i bez Was, by się nam nie udało! To niesamowite, jak bardzo nasi dziennikarze zaangażowali się w akcję i jak wiele osób niezwiązanych z gazetą wspomogło projekt. Uwierzyliśmy w potencjał społeczeństwa i jego siłę. Korespondencja: zajrzyj na www.wogole.net www.facebook.com/gazetawgl [email protected] Redaktor naczelna: Paulina Sidor [email protected] Zastępca redaktor naczelnej: Michał Borek [email protected] Piotr Jończyk [email protected] Autorzy artykułów: Skład i grafika: Druk: Reklama: Dystrybucja: A teraz, jeśli masz jakiś ciekawy pomysł, zbierz zespół i przenieś plany z kartki do rzeczywistości! Sami zdziwicie się, jak wiele Polak potrafi! Paulina Sidor, redaktor naczelna WGL sp. z o.o. Pachnąca 32/3 02-790, Warszawa Prenumerata: Katarzyna Bajkowska Magdalena Batko Bartosz Cheda Emanuela Gontarek Ada Górnofluk Diana Jaworska Paweł Stępniak Tymoteusz Ogłaza Joanna Kucharska Karolina Lichuta Gabriela Łaskowska Dominik Łuszczek Katarzyna Molak Ksenia Nowicka Dominik Owczarek Łukasz Paziewski Artur Stachyra Agata Serwińska Hubert Taładaj Aneta Dworzyńska www.behance.net/anetadw Invest Druk www.investdruk.pl [email protected] Szkoły ponadgimnazjalne, kawiarnie, domy kultury, biblioteki oraz inne miejsca w Warszawie. Wersja elektroniczna dostępna również na www.wogole.net. Każda szkoła ponadgimnazjalna może otrzymywać darmową prenumeratę miesięcznika. Zgłoszenia przyjmujemy pod adresem [email protected]. Wszystkie materiały chronione są prawem autorskim. Przedruk lub rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie i jakimkolwiek języku bez pisemnej zgody wydawcy jest zabronione. 3 | wogole.net Spis treści kwiecień 04/2015 Z innej strony: 10-11 12-13 14-15 16 17 6 22-23 24-25 Między szabatem a ramadanem – Gabriela Łaskowska, Joanna Kucharska Azjatycka szkoła przetrwania – Ada Górnofluk Buszując w dżungli – Diana Jaworska Dla maturzysty: 26,28 10 29 30-31 34-36 38-41 24 kaligrafia po fińsku – Karolina Lichuta Terminarz maturalny Matura z muzyką – Katarzyna Molak Kalejdoskop: 32-33 Pornfood, brzmi zdrożnie, ale co to właściwie jest? – Dominik Łuszczek Scena z ulicy wiedeńskiej – Magdalena Batko Hogwart pod Paryżem – Katarzyna Bajkowska W biegu: 42 44-45 Stereotyp piłkarza debila, obalany przez wykształconych futbolistów – Dominik Owczarek Rakieta pełna mocy – Hubert Taładaj Rynek myśli: 6-9 46-47 38 4 | wogole.net 48-50 ęcie ocz p z ro r matu Niewidoczna rewolucja – Paweł Stępniak Którędy Kanada – Tymoteusz Ogłaza Casino Royale, czyli jak nie zostać milionerem – Bartosz Cheda Czemu można wierzyć? – Ksenia Nowicka Lancelot z Dolnego Śląska – Agata Serwińska Dookoła świata: 18-21 Kalendarz 04-05/2015 4 ma ja Psikus na dwie godziny, który przetrwał 70 lat – Emanuela Gontarek Ogólna muzyczna erudycja – Łukasz Paziewski Wojna o Niemena – Artur Stachyra 08 Premiera książki „Człowiek, który musiał umrzeć” Mariusza Zielke 13 Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej Krzysztof Penderecki i Sinfonia Varsovia koncert urodzinowy orkiestry w Teatrze Wielkim 14 Wykład w Centrum Interpretacji Zabytku: „Italia UNESCO: Wenecja i jej Laguna” Ćwierćfinały Ligi Mistrzów (PN) 15 Ćwierćfinały Ligi Mistrzów (PN) Premiera płyty Apocalyptica „Shadowmaker” 09 Curly Heads koncert w Stodole 16 „HAPPY NOW?”premiera w Teatrze Polonia Wykład: Obraz i tekst. Przewodnik po wystawie – Muzeum Narodowe 10 11 Premiera filmu „Selma” „Baby Doll” – premiera w Teatrze Studio Koncert zespołu Arena w Proximie Lady Pank – koncert w Stodole Start 21. Festiwalu Filmowego Wiosna Filmów 2015 Wykład w Centrum Interpretacji Zabytku: „Pałac Kultury i Nauki. Próba sowietyzacji przestrzeni publicznej Warszawy w latach 1949–1955” 21 Satyricon – koncert w Progresja Music Zone 22 Ćwierćfinały Ligi Mistrzów (PN) Start Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata 2015 (do 26.04) 23 Dzień Czekolady Grand Prix Chin (F1) 17 „Dybuk” – premiera w Teatrze Żydowskim wykład „Kwantowa inskrypcja - osobliwy kod Natury” – Wydział Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego Start 6. LGBT Film Festival (do 23.04) 20 Uniwersytet wiedzy operowej w Operze Narodowej 12 24 18 „Dziewczynki” – premiera w Teatrze Polskim Lotto Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland na Stadionie Narodowym Początek NBA Playoffs 25 19 Grand Prix Bahrajnu (F1) Gustaw Holoubek in Memoriam w Teatrze Wielkim 72. rocznica Powstania w Getcie Warszawskim 26 Światowy Dzień Książ- „Letnie osy kąsają nas ki i Praw Autorskich nawet w listopadzie” – premiera w Teatrze Start: Rajd Argentyny Dramatycznym WRC (do 26.04) Ćwierćfinały Ligi Mistrzów (PN) Pierwszy Nightskating w sezonie Warsaw Orlen Marathon na Stadionie Narodowym 01 02 Międzynarodowy Dzień Ziemi 27 Złoty Koncert 50-lecie zespołu Czerwone Gitary w Teatrze Roma Wykład w Centrum Interpretacji Zabytku: „Najstarsze warszawskie pracownie cukiernicze (Blikle, Pomianowski, Wróbel, Teledziński)” 03 Koncert Lynyrd Skynyrd (Torwar) Święto Konstytucji 3 Maja 28 Premiera książki „Miłość i matematyka” Edwarda Frenkel 04 Rozpoczęcie matur 29 30 SOSEXPO 2015 - IV Miedyznarodowe Forum Gospodarki Odpadami w Polsce w PKiN 31 Początek wystawy Skarby z kraju Chopina. Sztuka polska od XV do XX wieku Muzeum Narodowe Koncert Yasmin Levy w Palladium 05 Mistrzowie fortepianu – Elisabeth Leonskaja (Filharmonia Narodowa) Święto Pracy 06 Premiera książki „Resortowe dzieci: Służby” Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz 07 Premiera filmu: Avengers: Czas Ultrona (data premiery w Polsce) 08 Premiera filmu „Randki w ciemno” Koniec wystawy: Olga Boznańska (Muzeum Narodowe) 09 Juwenalia 2015 (Uniwersytet WarszawskiDuży Dziedziniec) Temat numeru Psikus na 2 godziny, który przetrwał 70 lat Był rok 1917. Minęła już pierwsza połowa wakacji, które w tym roku wyjątkowo obrodziły upałami. Cottingley nie było wyjątkiem. W tym małym miasteczku na północy Anglii ludzie chowali się w domach, usiłując uciec przed skwarem i powietrzem, które zdawało się palić ich gardła. Wszyscy poza trzynastoletnią Elsie Wright. N ie było w tym nic zaskakującego – do domu państwa Wright w te wakacje prosto z Kapsztadu przyjechała kuzynka Elsie, dziesięcioletnia Frances Griffits. Ostatnią rzeczą, o której myślały te dwie dziewczynki, było spędzenie dwóch miesięcy w zamkniętym pokoju. Kuzynki znalazły rozwiązanie, które pozwoliło im celebrować wakacje na świeżym powietrzu, a jednocześnie chroniło je przed nieznośnym skwarem. Na tyłach domu Elsie znajdował się ogród, który w pewnym momencie zmieniał się w dziki, bezkresny las. To właśnie na jego skraju znajdował się miejscowy potok „Cottingley Beck”. Dziewczynki codziennie spędzały przy nim długie godziny. Czas mijał im na podpatrywaniu leśnych stworzeń i baraszkowaniu w chłodnych wodach strumyku. Matkę Elsie irytowały te wyprawy – dla niej sprowadzały się jedynie do notorycznie przemoczonych butów i brudnych ubrań. Pewnego dnia, gdy Pani Wright po raz kolejny zirytowana tłumaczyła kuzynkom, że nie powinny się bawić przy potoku, Elsie powiedziała coś zaskakującego. Wyznała, że spędzają w lesie tyle czasu, ponieważ spotykają tam wróżki. Rodzice nie uwierzyli w te wyjaśnienia. Uważali, że to tylko dziecięca wymówka na zniszczone ubrania. Jednak dziewczynki nie przestawały opowiadać o rzekomych spotkaniach z wróżkami. Usilnie starały się udowodnić, że te fantastyczne stworzenia faktycznie istnieją. W końcu Pan Wright zgodził się użyczyć im swój aparat. Był to potężny instrument firmy Midge Quarter w postaci skrzyneczki, do której wkładano szklane płytki pokryte azotanem srebra. Elsie i Frances wróciły triumfując po pół godziny. Zdjęcie zostało wywołane w amatorskiej ciemni ojca Elsie. Przedstawiało ono Frances siedzącą nad potokiem i fruwające wokół niej skrzydlate istotki. Pan Wright zirytował się, ujrzawszy fotografię – założył, że to żart. Wiedział, że jego córka jest bardzo utalentowana plastycznie, a wróżki to pewnie jej papierowy wytwór. 6 | wogole.net W 1918 Frances wysłała list do swojej przyjaciółki Johanny Parvin, mieszkającej w Kapsztadzie – sama mieszkała tam przez większość życia. Do listu dołączyła zdjęcie siebie i wróżek, a na odwrocie napisała „To zabawne, nigdy nie widziałam ich w Afryce. Musi tam być dla nich zbyt gorąco”. Dwa miesiące później dziewczynki znów pożyczyły aparat pana Wrighta. Tym razem wróciły ze zdjęciem, na którym widniała Elsie i podający jej rękę gnom. Mimo to Arthur Wright nie wyzbył się sceptycyzmu. Ciągle uważał, że jest to jedynie fotomontaż. Innego zdania była matka Elsie, Polly Wright – sądziła, że zdjęcia mogą być prawdziwe. Udała się z nimi do członka Towarzystwa Teozoficznego, który upublicznił fotografie na wykładzie, dotyczącym życia wróżek. Po tym wydarzeniu zdjęcia zostały poddane ekspertyzie, którą przeprowadził Harold Snelling. Specjalista orzekł, że są one autentyczne. Oznaczało to, że utrwalono na nich to, co znajdowało się przed obiektywem. W 1920 do sprawy dołączył Sir Arthur Conan Doyle – autor powieści detektywistycznych o Sherlocku Holmesie. Dostał on zlecenie na napisanie artykułu bożonarodzeniowego dla „The Strand Magazine” na temat wróżek z Cottingley. Pisarz otrzymał listowne pozwolenie od Arthura Wrighta na wykorzystanie zdjęć dziewczynek. Ojciec Elsie odmówił przyjęcia za nie zapłaty – powiedział, że jeśli fotografie faktycznie są autentyczne, to nie mogą zostać „zanieczyszczone” pieniędzmi. Conan Doyle starał się o drugą opinię odnośnie autentyczności zdjęć. Najpierw zwrócił się do firmy Kodak. Kilku techników firmy zbadało lepszej jakości odbitki zdjęć i zgodzili się z Snellingiem, że zdjęcia „nie wykazywały oznak fałszerstwa”. Firma obawiała się jednak krytyki klientów i niepoważnego traktowania 7 | wogole.net Temat numeru Nazwisko rodziny Wright z kolei przemieniono na Carpenters. Pisarzowi zależało na tym, aby społeczeństwo uwierzyło w istnienie wróżek – uważał, że ułatwi im to przyswojenie wiary w inne nadprzyrodzone zjawiska. Jego artykuł spotkał się z mieszanymi opiniami. Maurice Hewlett w tygodniku John O’ London’s Weekly stwierdził wyraźnie, że dziewczynki zwyczajnie nabrały wielkiego pisarza. Nie brakowało jednak również przychylnych opinii wpływowych osób m.in. Margaret McMillan – reformatorki edukacyjnej. Pisała „Jak cudownie, że taki wspaniały dar zaszczycił te drogie dzieci”. Z kolei pisarz Henry De Vere Stacpool tak skomentował całą sprawę: „Spójrzcie na twarz Alice (Frances). Spójrzcie na twarz Iris (Elsie). Istnieje nadzwyczajna rzecz zwana prawdą, która ma 10 milionów obliczy i postaci – to waluta Boga i najmądrzejszy fałszerz nie może jej naśladować”. W 1921 Conan Doyle napisał drugi artykuł w celu przedstawienia innego wyjaśnienia widzenia wróżek. Była to podstawa dla jego książki „The Coming of Fairies” wydanej w 1922 roku. Każdy kolejny tekst spotykał się z coraz większą krytyką. Sceptycy zwracali uwagę na podobieństwo wróżek ze zdjęć do tych z ilustracji bajek oraz na ich podejrzanie modne fryzury. Po 1921 zainteresowanie sprawą wróżek z Cottingley zaczęło coraz bardziej słabnąć. Wpływ na to miało z pewnością nastawienie dziewcząt, które starały się unikać dalszego rozgłosu. Niechętnie udzielały wywiadów, a jeśli już to używały wykrętnych odpowiedzi lub odpowiadały pytaniem na pytanie. Frances nie zgodziła się nawet na pokazywanie twarzy i podczas jednego wywiadu siedziała tyłem do kamery. Kiedy Edward Gardner (jeden z członków Towarzystwa Teozoficznego) usiłował nakłonić obie kuzynki do zrobienia dalszych cudownych fotografii, odmówiły, twierdząc, że „elfy już nie przychodzą”. Gardner stwierdził, że to wina dojrzewania dziewcząt i „utraty niewinności”, gdyż dorastanie miało teoretycznie zabijać wrażliwość oraz zdolność „widzenia niewidzialnego”. W końcu Frances i Elsie dorosły i jak większość dziewcząt w ich wieku wyszły za mąż. Obydwie przeprowadziły się z partnerami za granicę, gdzie żyły w spokoju przez wiele lat. A wszystko zaczęło się od zabawy w lesie... z ich strony, więc jej ostateczne stanowisko zawarte zostało w tym oświadczeniu „to nie może być traktowane jako rozstrzygający dowód, że były to autentyczne zdjęcia wróżek”. Odbitki zostały zbadane po raz trzeci przez kolejną firmę fotograficzną Ilford. Orzekła ona, że zdjęcia bezdyskusyjnie nie mogą być autentyczne. Słynny pisarz zwrócił się w tej sprawie również do Sir Oliver’a Lodge’a – genialnego fizyka. Wyraził on dużą 8 | wogole.net wątpliwość w autentyczność wróżek, swój sceptycyzm uargumentował m.in. ich modnymi fryzurami. Gdy artykuł Conan’a Doyle’a został opublikowany, cały nakład rozszedł się w ciągu paru dni. Znajdowały się w nim dwa wysokiej rozdzielczości wydruki zdjęć z 1917 roku. W celu zachowania prywatności dziewcząt pisarz zmienił imiona Elsie i Frances na Iris i Alice. W 1966 roku sześćdziesięcio-sześcio letnia wówczas Elsie Wright przebywała chwilowo w Anglii. Jeden z reporterów z gazety Daily Express odnalazł ją i nalegał, aby zgodziła się na przeprowadzenie z nią wywiadu. Elsie z początku sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, po kilku dniach namawiania w końcu uległa. W owym wywiadzie przyznała, że wróżki mogły być „wytworem jej wyobraźni”, który w jakiś sposób udało się jej sfotografować. Pięć lat później w 1971 roku program Nationwide emitowany przez telewizję BBC ponownie zbadał sprawę, ale Elsie uparcie trzymała się swojej wersji: „Powiedziałam Wam, że są one zdjęciami wytworów naszej wyobraźni i tego się trzymam”. We wrześniu 1976 (Elsie miała wtedy już siedemdziesiąt trzy lata!) Frances i Elsie udzieliły wywiadu w programie telewizyjnym transmitowanym w Yorkshire Television. Pod wpływem nacisku prowadzącego obydwie przyznały, że zdrowy, racjonalny człowiek nie widzi wróżek, ale zaprzeczyły sfabrykowaniu zdjęć. Dopiero w 1983 kuzynki wyznały w wywiadzie dla czasopisma The Unexplained (ang. Niewytłumaczalne), że niektóre z fotografii zostały sfałszowane. Wytłumaczyły, że Elsie skopiowała ilustracje z książki dla dzieci „Princess Mary’s Gift Book”, a następnie wycięły kartonowe figury i wsparły je za pomocą szpilek do kapeluszy. Do tego momentu obydwie ich wersje się pokrywają. Kontrowersje budzi niezgodność odnośnie do piątej fotografii. Elsie utrzymuje, że jest ona sfałszowana tak samo, jak poprzednie. Z kolei Frances twierdzi, że to jedyne ich autentyczne zdjęcie: „To było wilgotne sobotnie popołudnie, a my po prostu wałęsałyśmy się z naszymi aparatami, a Elsie nie miała niczego przygotowanego. Zauważyłam wróżki gromadzące się w trawie i po prostu skierowałam aparat i zrobiłam zdjęcie”. W wywiadzie udzielonym w 1985 (rok przed śmiercią Frances i trzy lata przed śmiercią Elsie) kobiety wytłumaczyły powody, dla których ciągnęły tę mistyfikację przez tyle lat. Elsie powiedziała, że były one zbyt zakłopotane, aby przyznać się do prawdy po oszukaniu Conan’a Doyle’a, autora Sherlocka Holmesa. W tym samym wywiadzie Frances powiedziała: „Nigdy nawet nie myślałam o tym, jak o oszustwie – to tylko Elsie i ja miałyśmy trochę dobrej zabawy i do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego dali się oszukać – chyba po prostu chcieli być oszukani”. Patrząc na te fotografie w XXI wieku ciężko uwierzyć, że ktoś mógł choć przez chwilę się łudzić, że są one prawdziwe. Postacie elfów są płaskie. Na pierwszej fotografii twarz dziewczynki i cała jej postać jest wycieniowana, ale tańczące elfy są jednolicie jasne i nieco sztywne, zupełnie jakby były wycięte z papieru. Przy dokładnym zbadaniu fotografii można zauważyć również przymocowane szpilki, Wytłumaczenie faktu, dlaczego nie zauważyli tego profesjonalni badacze znajduje się w słowach Frances: „chyba po prostu chcieli być oszukani”. W Anglii po pierwszej Wojnie Światowej bardzo modne stały się wszelkie seanse spirytystyczne, „lewitujące” stoliki, zjawisko „pisma automatycznego” i tym podobne sprawy. Tęsknota za zmarłymi na froncie potęgowała te zainteresowania. Nic więc dziwnego, że chętnie przyjmowano wszystko, co mogło podtrzymać wiarę społeczeństwa w życie pozagrobowe oraz zjawiska paranormalne – nawet we wróżki. Emanuela Gontarek XLIV LO im. Antoniego Dobiszewskiego 9 | wogole.net Z innej strony fot. Alicja Suchenek Rebelie XXI wieku Na naszych oczach dokonują się rewolucje, które są w stanie obalić wieloletnie reżimy. Widzimy ludzi, walczących o wyższe dobro, świetlaną przyszłość, poszanowanie praw czy zwykłe korzyści finansowe. Każda walka i krwawa ofiara XXI wieku momentalnie pojawia się na ekranach naszych tabletów, telewizorów czy smartfonów. Kolejne liczby wymieniane są w mediach szybciej niż moje wyliczenie z poprzedniego zdania. Wszechobecne kamery nie zawsze pokazują jednak to, co przeznaczone jest dla naszych oczu. Poza szklanym ekranem toczą się zupełnie inne bunty. Bez rozlewu krwi i ofiar, często nie przynoszące zmian. Są ciche i niepozorne, wielu ludzi nie ma o nich pojęcia. Niektórzy codziennie mijają je w drodze do pracy czy szkoły, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Kto za nimi stoi? Tego nie wie nikt. Właśnie to czyni je niewidocznymi, mimo że potrafią być głośniejsze, niż te telewizyjne. Niewidoczna rewolucja Konflikt na wschodzie Ukrainy wrze, Boko Haram rośnie w siłę, a ze wschodu nadchodzą kolejne newsy o egzekucjach zakładników. Przy wykorzystaniu najnowszych środków komunikacji zdarzenia te nabierają zupełnie innego wymiaru. Stają się nie tylko wydarzeniami politycznymi, ale są transmitowane w Internecie, pisze się o nich książki i nagrywa filmy. W jaki sposób człowiek może przekazać innym swoją wiadomość? Większość rewolucjonistów żyje pośród nas, mimo że nie zawsze jesteśmy tego świadomi. 10 | wogole.net którędy kanada Anonimowy legion Są legionem i chcą sprawić, byśmy o nich nie zapomnieli. Anonymous co najmniej raz pojawili się na ustach prezenterki każdej stacji radiowej czy telewizyjnej na świecie. Ich nazwa jest wymowna, gdyż wyjątkowo ciężko jest ustalić tożsamość członków tej grupy. Przedsięwzięcia organizacji są zróżnicowane, ale głównie opierają się na siatce hakerów z różnych zakątków globu, w różnym wieku (w grupie działają nawet 15-latkowie!). Blokują oni strony internetowe, upubliczniają niewygodne dane, pełnią funkcję „szeryfów Internetu”. Część obywateli, w tym dbający o swój wirtualny wizerunek politycy, uważają ich za przestępców, zakłócających ład społeczny. Inni ludzie sądzą, że zespół hakerów z powodzeniem stara się utrzymać w globalnej sieci bastion wolności. Opinie są podzielone, ale działania Anonymous często są niezaprzeczalnie pożyteczne, jak choćby zeszłoroczna akcja blokowania stron z pornografią dziecięcą. Większość operacji ma podłoże ideowe, oparte na swobodzie wypowiedzi czy innych wartościach, o których propagowanie walczą globalni aktywiści. Niepokojący może być fakt, jak ogromną władzę posiadają często niepełnoletni, niedojrzali hakerzy. Każde działanie w świecie rzeczywistym znajduje swoje odbicie w Internecie. Gdy dany rząd dopuszcza się działań sprzecznych z założeniami Anonymous, naraża się na cybernetyczny atak. Te dwie sfery, XXI-wieczne sacrum i profanum, już od pewnego czasu zaczynają się scalać. Społeczeństwo informacyjne, do którego należymy, opiera się na zbawiennej roli Internetu. Im głośniej krzyczysz w Internecie, tym więcej osób usłyszy Twój głos. Sztuka ulicznej perswazji Żołnierz z twarzą przesłoniętą chustą odchyla się do tyłu, by wziąć odpowiedni zamach. W głowie – nienawiść, w oczach – desperacja, w dłoni – bukiet kwiatów. To jedno z najbardziej znanych graffiti brytyjskiego artysty – Banksy’ego. Jest on wyjątkowy choćby ze względu na to, że nie krzyczy, nie walczy, ale jego dzieła zawsze są trafne i poruszają najgłębsze warstwy naszej świadomości. Być może właśnie to czyni go wyjątkowym. Jego prace nie mają określonego przeznaczenia, a on sam nie jest bojownikiem, walczącym o nadrzędny cel. Graffiti współistnieją na ulicach Londynu z ludźmi wszelkiego wyznania, rasy, kultury czy języka. Są czymś wyjątkowym, krzykiem manifestu zamkniętym w ścianie obskurnego budynku. Za każdym razem na stronie Banksy’ego, pojawia się zdjęcie miejsca, w którym zostanie wykonane następne malowidło. Mimo to nikt nie wie, jak wygląda ten uliczny artysta, nie ma pojęcia o jego tożsamości. Może to rodzić podejrzenia, wydawać się nieprawdopodobne, że w obliczu wszechobecności ulicznych kamer, ten samotny buntownik wciąż pozostaje anonimowy. Wiele gazet, m.in. Guardian, twierdziło już, że jest w posiadaniu jego prawdziwych danych. Ostatnio świat obiegł news, że „rewolucjonista” wręczył nastolatkowi obraz ze swoim autografem, gdy ten podniósł farby, które wypadły z jego torby. Wkrótce jednak agent artysty poinformował, że artysty nie było wtedy w okolicy. Zatem mamy rzecznika prasowego, kanał na YouTube, konta na Facebooku i Instagramie. Ponadto Banksy wyreżyserował i osobiście zagrał w filmie dokumentalnym pt. „Wyjście przez sklep z pamiątkami”. Produkcję nominowano do Oscara, ale jak w takim razie przedstawiono pretendenta i jak mógłby odebrać nagrodę? Jakim cudem tajemnica wciąż pozostała nierozwikłana? Dla mnie ten fakt jest nieistotny, zagadkowość tylko dodaje jego dziełom uniwersalności. Nie wiemy, kim jest autor tych graffiti, nie wiemy jak wygląda, a wszelkie opinie i wnioski możemy budować tylko na podstawie jego prac. Tymczasem jego dzieła są obrazem jego wnętrza, z którym utożsamiają się miliony ludzi na całym świecie. Broń na wyciągnięcie ręki W obecnych czasach do rewolucji nie jest potrzebna broń. Zdaniem wielu najgroźniejszym orężem jest obecnie komputer, chociażby taki na którym piszę ten artykuł, połączony z Internetem. Tutaj wszystko w ciągu chwili staje się publiczne, dostępne dla nieograniczonej rzeszy odbiorców, w każdym wieku i w każdej lokalizacji. To tutaj mają miejsce rewolucje, które obejmują zasięgiem więcej, niż tylko jeden kraj czy kontynent. W przypadku Banksy’ego walka toczy się na ulicach (a raczej ścianach) londyńskich ulic. Do takich przewrotów nie trzeba armii, partii czy nawet ludzi, wystarczy jeden umysł pełen odważnych idei i kreatywnych pomysłów. Jaka nauka z tego płynie? Do broni, towarzysze, czas obalić establishment! Paweł Stępniak XL LO im. Stefana Żeromskiego 11 | wogole.net Z innej strony którędy kanada Kto powiedział, że podbicie świata jest trudne? Anglicy robią to zawodowo. Na początku wyspa Wielka Brytania nie poskromiła ich apetytu, więc połknąwszy przystawkę w postaci innej wyspy – Irlandii, stworzyli Imperium, w którego granicach słońce nigdy nie zachodziło. Innym razem okazało się, że Francuz, chcąc kupić coś od Niemca, nagle musi rozmawiać z nim po angielsku. Kiedy indziej cały świat oczekiwał w napięciu, czy „Royal Baby” okaże się chłopcem, czy może dziewczynką. Jednak na tym się nie kończy. Anglicy zwyciężyli również w dziedzinie z zupełnie innej beczki. Którędy Kanada? Kto powiedział, że podbicie świata jest trudne? Anglicy robią to zawodowo. Na początku wyspa Wielka Brytania nie poskromiła ich apetytu, więc połknąwszy przystawkę w postaci innej wyspy – Irlandii, stworzyli Imperium, w którego granicach słońce nigdy nie zachodziło. Innym razem okazało się, że Francuz, chcąc kupić coś od Niemca, nagle musi rozmawiać z nim po angielsku. Kiedy indziej cały świat oczekiwał w napięciu, czy „Royal Baby” okaże się chłopcem, czy może dziewczynką. Jednak na tym się nie kończy. Anglicy zwyciężyli również w dziedzinie z zupełnie innej beczki. W lewo Angielski humor bije na głowę inne narody. W końcu to w kraju wiecznego zachmurzenia i ryb z frytkami wymyślono najzabawniejszy kawał świata. Jak to się stało? Może miał za słabą konkurencję. Niemiecki dowcip jest przerysowany, polski głupi, amerykański... też głupi, a w szlachetniejszych momentach to tylko mutacja angielskiego. Bez wątpienia pomogła mu także dominacja języka angielskiego na świecie. Jednak w sprzyjających warunkach potrzebni są jeszcze ludzie, którzy dokonają podboju. Takimi bez wątpienia okazali się Graham Chapman, John Cleese, Terry Gilliam, Eric Idle, Terry Jones i Michael Palin. Znani na całym świecie jako „The Pythons” lub „Monty Python”. W prawo „Latający Cyrk Monty Pythona” na początku miał być „Latającym Cyrkiem Gwen Dibley”. Cyrk – bo z tym kojarzyli się komicy, Latający – bo miał być czymś innym niż typowy cyrk (ten z klaunami). Nie było to oczywiste dla wszystkich. Członkowie MP wspominają, że publiczność przedpremierowego pokazu w siedzibie BBC reagowała tak, jak znane na całym świecie klaskające babcie, obecne w niemal każdym odcinku. Większość z gości myślała, że przyszli oglądać właśnie cyrk i była zaskoczona brakiem zwierząt. No dobrze. Ale dlaczego cyrk należeć miał do Monty Pythona? Imię właściciela jest kompletnie przypadkowe. Monty – fajnie brzmiało, Python – absurdalnie użyta nazwa węża. Już sam proces powstawania tytułu ukazuje nam, że komicy będą działać niczym hiszpańska inkwizycja. Przez zaskoczenie, strach i skuteczność. Montreal - Kanada odnaleziona! 12 | wogole.net Prosto Zanim jednak Monty Python zadziwił świat, stał się rozpoznawalny i cytowany przez Margaret Thatcher (kiedy ta nazwała opozycję zdechłą papugą), musiał zmierzyć się z wieloma problemami. Planowane użycie słowa „masturbacja” w jednym ze skeczy spotkało się z takim oporem BBC, że komicy musieli wykreślić je ze scenariusza odcinka. W zamian nie dodali nic. W stosownym miejscu najzwyczajniej w świecie wyłączono głos, żeby za chwilę go przywrócić. Nim skończono pierwszy sezon, Pythoni stali się sławni. Dosłownie wstrząsnęli Anglią. Robili wszystko, czego robić nie wypadało i uchodziło im to na sucho, ponieważ rozśmieszali ludzi. Często nawet własnych krytyków. Kpili z królowej, Imperium, rządu, kpili z Kościoła i religii, kpili ze wszystkich warstw społecznych. Odważne skecze połączone wspaniałymi animacjami Terr’ego Gilliama, wprost ociekające angielskim poczuciem humoru, podbiły serca widzów i zdobywają je nadal. Za apteką proszę skręcić w kierunku piekarni „Latający Cyrk Monty Pythona” emitowano w latach 1969-74. Monty Python działa jednak nadal. Założona przez komików wytwórnia Python (Monty) Pictures zajęła się dbaniem o wpływy z praw autorskich, a także kręceniem filmów. Pythonowie grywali zresztą w wielu produkcjach. Jednak trzy tytuły można uznać za ich wspólną pracę i swoistą trylogię Monty Pythona: „Monty Python i Święty Graal”, „Żywot Briana” oraz „Sens Życia według Monty Pythona”. Kto nigdy nie oglądał „Świętego Graala”, ten się nie dowie, skąd w Wormsach wziął się Święty Granat Ręczny. To nie jest zresztą jedyny widoczny wpływ Monty Pythona na świat. Gdzieś tam lata sobie planetoida „Monty Python”, a słowo „spamować” również ma swoje korzenie w jednym ze skeczy Latającego Cyrku. A może jednak przed apteką Punktem zwrotnym niewątpliwie była śmierć Grahama Chapmana w 1989 r. Pythonowie poradzili sobie z tym na swój sposób. Mowa, jaką wygłosił w dniu pogrzebu John Cleese, stała się okazją do rozbawienia wszystkich gości, a jednocześnie była swoistym oddaniem hołdu wspaniałemu komikowi, kiedy to po raz pierwszy w historii brytyjskich nabożeństw pogrzebowych padło słowo „fuck”. Niemniej od tego momentu komicy często powtarzali, że Monty Python reaktywuje się, dopiero gdy zmartwychwstanie Graham Chapman. Mimo to Pythonowie wielokrotnie wznawiali odgrywanie skeczy i rozbawianie publiczności. Ostatnim przykładem jest występ Monty Python Live (Mostly), który odbył się w lipcu 2014 roku. Pythoni zagrali tam samych siebie w swoich najsławniejszych skeczach. Nie powiem, bo sam nie wiem Angielski humor w wykonaniu Monty Pythona mocno charakteryzowała jedna cecha: absurdalność. Widz nigdy nie był pewny, co stanie się za chwilę, niczego nie był w stanie przewidzieć, a spodziewał się wszystkiego. Inną istotną cechą był fakt, że Pythoni nigdy nie odpowiadali na postawione przez siebie pytania. I tak po obejrzeniu pierwszego odcinka Latającego Cyrku, wciąż nie znało się odpowiedzi na tytułowe pytanie: „Którędy Kanada?” Tymoteusz Ogłaza XXVII LO im. Tadeusza Czackiego 13 | wogole.net Z innej strony Casino Royale czyli jak nie zostać milionerem Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, niż wielu graczom się wydaje. Niewiele osób jest świadomych faktu, że w świetle polskiego prawa gra w kasynach internetowych jest przestępstwem. Dlaczego? Kodeks karny skarbowy jest w tym względzie dość precyzyjny. Litera prawa głosi bowiem, że kto uczestniczy w grach losowych lub zakładach wzajemnych (bukmacherskich) organizowanych przez podmioty niezarejestrowane na terenie Rzeczypospolitej Polskiej, podlega grzywnie (do 720 wielokrotności tzw. stawki dziennej – a więc nawet kilkanaście milionów złotych!), karze pozbawienia wolności do lat 3 lub obu tym karom łącznie. Oczywiście wiele zależy od okoliczności – wysokości wygranej, sposobu działania, motywów i innych. Kto nie marzył o wielkiej wygranej w kasynie? O przejściu z nudnej, etatowej pracy w korporacji na emocjonujące rozgrywki w ruletkę przy bardzo porównywalnym poziomie zarobków? Albo przynajmniej o comiesięcznych wizytach w kasynie i regularnej grze za niewielkie kwoty, które skutecznie zasilałyby prywatny budżet? Hazard kusi perspektywą łatwego zysku, ale rzeczywistość jak zwykle weryfikuje zbyt optymistyczne plany. T ematem tego artykułu nie będzie jednak problem gry jako takiej. Czytelnik zainteresowany konkretnymi poradami graczy bądź „sprawdzonymi systemami” ruletki z pewnością sięgnie po bardziej fachowe opracowania. W całej gorączce hazardowej tkwi jednak pewien haczyk prawny i temu chcę się przyjrzeć bliżej. dwukrotnie zwiększając stawkę (jest to zachowanie charakterystyczne dla najpopularniejszego systemu ruletki zwanego Martingale), ochrona znajdzie najbardziej błahy pretekst do wyproszenia delikwenta i gracz znajdzie się po drugiej stronie drzwi za noszenie krawata, który nie współgra kolorystycznie z wystrojem wnętrz. Złamać system Powszechnie wiadomo, że kasyna na całym świecie starają się zabezpieczyć przed utratą poważniejszych pieniędzy. Autorzy legend miejskich prześcigają się w pomysłowości – od specjalnego przycisku, który krupier aktywuje, sprowadzając kulkę na wybrane pole za pomocą pola magnetycznego, przez podstawionych graczy, którzy „wygrywają”, a później oddają zyski swojemu pracodawcy, aż po wypraszanie z kasyna, gdy obsługa zorientuje się, że gracz używa systemu. W to ostatnie jestem nawet skłonny uwierzyć, bo choć żadna taktyka nie gwarantuje stuprocentowej wygranej, to istnieją sposoby na – teoretyczne – zwiększenie swojej szansy. Mówi się, że jeśli gość kasyna dwa-trzy razy obstawi z rzędu ten sam kolor, za każdym razem Osoby świadome tego ryzyka często decydują się na alternatywną opcję: kasyna internetowe. Osobiście jestem zdania, że tam możliwość wszelkich manipulacji jeszcze wzrasta, ponieważ animacja komputerowa jest w stanie wygenerować dowolny wynik w każdym momencie. Niektóre serwisy oferują jednak opcję „Krupier live”, która pozwala na obstawianie na podstawie transmisji żywej osoby kręcącej kołem. Wprowadzając cytowaną ustawę w roku 2009, Platforma Obywatelska zamknęła drogę (a przynajmniej teoretycznie) do gry we wszystkich kasynach internetowych, do jakich ma dostęp polski gracz. Okazuje się bowiem, że – nawet jeśli witryna www usługodawcy jest profesjonalnie przetłumaczona na język polski i oferuje rodzimą pomoc techniczną – siedzibą spółki jest jeden z europejskich rajów podatkowych, najczęściej Gibraltar lub Malta. Pracownicy kasyn internetowych umywają ręce – podając się za gracza ruletki, wykonałem telefon do centrum pomocy technicznej jednego z największych serwisów tego typu, który świadczy usługi hazardowe w Polsce. Telefonistka uprzejmie wyjaśniła mi, że jej pracodawca posiada siedzibę na wspomnianym Gibraltarze, w związku z czym polskie przepisy interesują ją tyle, co zeszłoroczny śnieg. Wydawać by się mogło, że korzystanie z kasyn internetowych niesie ze sobą wiele zalet: nielimitowany czas gry, dostępność z prawie każdego miejsca na ziemi, wygodne przelewy, brak konieczności sprostania wymogom kasynowego dress code’u. fot. Dominika Grabarczyk Tymczasem nasz rząd nie ma zamiaru wydawać pozwoleń wymaganych do rejestracji kasyn internetowych na rodzimym terytorium. Zgodnie z obecnie obowiązującą listą, jedynymi podmiotami, które posiadają takie uprawnienia, są cztery duże firmy zajmujące się tylko i wyłącznie działalnością bukmacherską. 14 | wogole.net Konflikt Wydawać by się mogło, że obowiązująca już od prawie pięciu lat ustawa jest skutecznym młotem na hazardzistów on-line. Problem jednak w tym, że Polska to także członek Unii Europejskiej i musi dostosować się do przepisów Wspólnoty. Te z kolei mówią o wolnym przepływie osób, kapitału, usług i towarów. Jeśli zatem spółka zarejestrowana na Gibraltarze (tak więc wciąż w Unii) świadczy usługi w Polsce, nasi rodacy mają pełne prawo z nich korzystać. Zupełnie innego zdania jest obecny szef Służby Celnej i jednocześnie wiceminister finansów, Jacek Kapica. Stoi on murem za ustawą sprzeczną z prawem UE, nawet w obliczu faktu, że już w listopadzie 2013 Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu orzekł ultimatum względem Polski, dając nam dwa miesiące na zmianę ustawy. Do niedawna wszyscy polscy gracze kasyn internetowych spali zupełnie spokojnie – ze względu na niejasną sytuację prawną i zupełną bierność organów ścigania, nie odbył się jeszcze ani jeden proces i nie została nałożona ani jedna grzywna. Taka sytuacja trwała w najlepsze aż do listopada ubiegłego roku, kiedy Służba Celna uruchomiła dużą ofensywę skierowaną przeciwko „nielegalnym” praktykom. Jak z dumą obwieścił Jacek Kapica, zidentyfikowano z imienia i nazwiska ponad 17000 graczy, którzy brali udział w zakładach przez Internet. Rozpoczęło się też orzekanie grzywien za grę u „zagranicznych buków” – to cytat z twitta wiceministra Kapicy, w którym informuje o nałożeniu kary 3000 złotych na polskiego obywatela. Okazało się, że celnicy wzięli na celownik graczy-amatorów, którzy niewielkie wygrane (rzędu kilkuset złotych) przelewali na swoje konto w banku. Co ciekawe, popularną praktyką wśród profesjonalistów jest zakładanie tzw. portfeli internetowych, czyli wirtualnych kont znajdujących się poza polską jurysdykcją, powiązanych z kartą kredytową, której można użyć w dowolnym miejscu na świecie. Wnioski? Pod sztandarem walki z nielegalnym hazardem wprowadzono w Polsce totalny zamęt legislacyjny. Jako porządnego obywatela zastanawia mnie jedna rzecz – dlaczego rząd, który przecież doskonale zdaje sobie sprawę, jak duża jest skala internetowego hazardu w Polsce, nie zezwoli na rejestrowanie wirtualnych kasyn w naszym kraju, w których gracze mogliby legalnie wygrywać (lub tracić) pieniądze i legalnie odprowadzać od tego podatki? Przecież działania Służby Celnej też kosztują, a zyski z obrotów w kasynach, które goszczą Polaków, trafiają do kieszeni obcych przedsiębiorców, zamiast napędzać rodzimy PKB. Dwie rzeczy są pewne – po pierwsze, sprawa będzie ciągnąć się jeszcze miesiącami (jeśli nie latami) i z pewnością nie zakończy się gładko. Tymczasem polscy gracze muszą przenieść się do kasyn naziemnych lub liczyć się z tym, że pewnego dnia zapukają do nich smutni panowie w czarnych garniturach. Po drugie natomiast – z własnych badań i symulacji komputerowych wiem, że kasyno nie może być sposobem na biznes. Pomijając już wszelkie historie prawne – jeśli nie masz kontaktu z Mocą na miarę rodu Skywalkerów albo żelaznych, pokerowych nerwów Jamesa Bonda, kasyno nie zrobi z Ciebie milionera. Chociaż możesz spróbować. Bartosz Cheda LXIV LO im. Stanisława Ignacego Witkiewicza 15 | wogole.net Z innej strony Lancelot z Dolnego Śląska Czemu można wierzyć? Na pewno słyszeliście o Królu Arturze, Lady Ginewrze i Rycerzach Okrągłego Stołu. A co gdyby tak bezczelnie zmieszać legendy arturiańskie z małą wsią na Dolnym Śląsku? Siedlęcin. Raporty co roku ukazują Polaków, jako jeden z najmniej ufnych narodów świata. W tym roku, choć badania wskazują, że nastąpiła poprawa, nadal plasujemy się na wysokiej pozycji wśród „nieufnych” państw – nie zwykliśmy pokładać wiary w media. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście jest to zły fenomen – czy media zasługują na naszą wiarę? N iedawno ukazały się wyniki kolejnych badań, przeprowadzonych w ramach programu Edelman Trust Barometer. Wynika z nich, że w 2014 roku Polacy z wyższym wykształceniem osiągnęli najniższy wynik pod względem ufności do mediów wśród analogicznych grup na świecie. W 2015 roku sytuacja zmieniła się i nasza wiara w dostarczane informacje trochę wzrosła – nie na tyle jednak, aby można nas było określić jako „ufnych” lub przynajmniej „neutralnych” (taki podział istnieje w raporcie). Co więcej, wskaźniki pokazują, że coraz więcej krajów dołącza do strefy „nieufnych” – np. Argentyna, Korea Południowa czy, o dziwo Wielka Brytania. To pokazuje, że nie my jedyni mamy problemy z pokładaniem wiary w media i informacje przez nie prezentowane. Sytuacja ma się jeszcze gorzej, jeśli spojrzymy na badania odnoszące się do całych populacji, nie tylko do osób z wyższym wykształceniem – niemalże 2/3 przebadanej liczby narodów uznanych zostało za niewierzące w wiarygodność mediów, a Polska osiągnęła jeden z niższych wyników. Badania pokazują również, jak bardzo wiarygodne są dla odbiorców poszczególne kanały informacyjne – na najlepszej pozycji plasuje się Internet. Jest to równie dziwne, co zatrważające, gdyż ciągle mówi się o tym, że informacje w Internecie to najczęściej kłamstwa lub dane niesprawdzone – nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że każdy może napisać tam wszystko, anonimowo i bez dowodów. Wartości takie, jak wyrobiony autorytet nie mają tu takiego znaczenia, jak w przypadku mediów tradycyjnych. Dlatego też wynik ten wydaje się być niepokojący – oznacza on, że mamy większe problemy z zaufaniem rzeczywistym osobom, specjalistom, ludziom z doświadczeniem – dziennikarzom prasowym i telewizyjnym, reporterom – niż anonimowemu użytkownikowi w sieci. Pocieszający jest fakt, iż wyżej wspomniane tzw. media tradycyjne – prasa, telewizja, radio – osiągnęły wynik niewiele niższy od Internetu. Jednakże przez ostatnie lata górowały one nad siecią pod tym względem, wchodząc w tendencję spadkową dopiero w zeszłym roku. Jednocześnie wiarygodność Internetu stale rośnie – czy prowadzi to do zaniku autorytetu tradycyjnych kanałów informacyjnych i ery hegemonii informacji 16 | wogole.net pochodzącej z sieci? Patrząc na badania i tendencje społeczne, jest to bardzo możliwe. Szacuje się, że dziś około 40% populacji światowej (prawie 3 miliardy ludzi) ma dostęp do Internetu. Tylu użytkowników jest w stanie przekazać niezliczone ilości różnych informacji w ułamku sekundy – dlatego cokolwiek, co opublikowane jest w sieci, może roznieść się naprawdę szybko i trafić do wielu odbiorców. Ułatwiają ten proces portale społecznościowe, takie, jak np. Facebook, czy Twitter. W takiej rzeczywistości nietrudno o wysyp plotek i niesprawdzonych informacji, które składają się potem na niewiedzę użytkowników. Ile razy zdarzyło Wam się znaleźć informację na jakiś temat na jednej stronie, by chwilę później gdzie indziej przeczytać coś zupełnie sprzecznego? Ile stron i użytkowników, tyle różnych wersji. W końcu Internet tworzony jest przez ludzi, a wiadomo, że ilu ludzi, tyle prawd. M ała miejscowość w Sudetach kryje w sobie jedną z bardziej niezwykłych budowli na terenie Polski. Wieża książęca, o której mowa, powstała ok. 1314 roku. Za jej budowniczego podaje się Henryka I – księcia jaworskiego. Budowla na pierwszy rzut oka nie przypomina wspaniałego, godnego uwagi budynku. Zwykła kamienna wieża pokryta dachówkami. Przed nią zaniedbane podwórze. Ma się wrażenie jakby od lat nikogo tu nie było. Gdyby nie zatrzymujące się co jakiś czas samochody, można by odnieść wrażenie, jakby czas zatrzymał się 500 lat wcześnie. Wokół cisza. Jesteśmy już gotowi na odkrycie tajemnicy. imiona bohaterów, układał akcję tak, aby była zrozumiała i logiczna. Czasami zdarzało się tak, że autorzy zbiorów legend dopisywali pewne wątki od siebie, aby nadać opowieści inny sens. Takie wątpliwości wśród członków IAS siał fragment mówiący o majówce królowej, podczas której Ginewra została uprowadzona. Obawiano się, że twórca kompilacji legend wymyślił sobie ów wątek. Potwierdzeniem na autentyczność pracy autora zbioru legend stały się właśnie górne malowidła na ścianach wieży książęcej w Siedlęcinie, które pokazały, że ten wątek legendy był znany jeszcze przed utworzeniem kompilacji. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie, w którym przecież tak łatwo powinno być o sprawdzoną informację, biorąc pod uwagę wielość kanałów, nie wiadomo już, czemu można wierzyć. Co powinniśmy więc robić? Odpowiedź wydaje się być oczywista, ale niekoniecznie prosta w realizacji: trzeba zdać się na własny rozum. Co więcej, freski w Siedlęcinie są jedynymi na świecie opowiadającymi historię słynnych rycerzy, które zachowały się in situ, czyli nie zostały nigdzie przeniesione, nadal znajdują się w miejscu, w którym powstały. Malowidła z Dolnego Śląska posłużyły International Arthurian Society w badaniach nad autentycznością jednego z wątków legend arturiańskich. Jak wiadomo, nie można podać jednego autora wszystkich legend, ponieważ były one przekazywane drogą ustną. Potrafiły różnić się postaciami oraz zdarzeniami. Winę za to, że niewiele osób wie o Siedlęcinie, ponoszą procedury, które utrudniają zabytkowi wpisanie na listę Pomników Historii. Podczas gdy na liście znajdują się, chociażby XIX-wieczna Osada Fabryczna w Żyrardowie, czy Zespół Stacji Filtrów Williama Lindleya w Warszawie, nie ma na niej miejsca dla światowej perełki! Brzmi to trochę absurdalnie? Co więcej, wieża książęca w Siedlęcinie spełnia warunki wpisania na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Obiekt mógłby być wpisany na Listę UNESCO, tymczasem nie jest wyróżniony nawet na polskich listach. Z powodu małego nakładu środków zabytek reklamuje się jedynie na stopniu lokalnym. Potrzeba również pieniędzy na renowację fresków oraz ich ochronę przed czynnikami zewnętrznymi, takimi jak zbyt niska temperatura. Wpisanie wieży na listę Pomników Historii zwiększyłoby liczbę środków, które zostałyby przeznaczone na ocalenie tego wyjątkowego miejsca. Obecnie przygotowywany jest wniosek, aby uznać wieżę w Siedlęcinie za Pomnik Historii. Pomóc w tym można będąc w okolicach Jeleniej Góry zajechać na chwilę pod książęcą wieżę. Uwierzcie, nie będziecie żałować! Ksenia Nowicka II LO im. Stefana Batorego Można przypuszczać, że istniał ktoś taki jak „zbieracz legend”. Zbierał on wszystkie wątki, ujednolicał Agata Serwińska XXVII LO im. Tadeusza Czackiego Nie można jednak wszystkiego, co złe przypisać internetowi – tradycyjne źródła również przyłożyły rękę do ogólnego obrazu mediów jako niewiarygodnych. Prężnie rozwija się prasa oparta głównie na plotkach – zawierająca newsy o celebrytach, łapiąca się byle okazji czy skandalu, aby dostarczyć czytelnikowi tej niskiej formy rozrywki, jaką jest przeczytanie, gdzie wakacje spędza ten a ten aktor lub z kim jest w ciąży ta a ta piosenkarka. Również media, które w założeniu mają być źródłem rzetelnej informacji, mogą łatwo nadszarpnąć swój autorytet – na przykład jakością publikowanych danych, powiązaniami z określonymi kręgami politycznymi czy osobami publicznymi. W czasach, gdy pieniądz i wpływy rządzą, niełatwo o obiektywizm. Główną atrakcją wieży książęcej są najstarsze niesakralne malowidła ścienne w Polsce. Zostały one wykonane przez artystów z pogranicza szwajcarsko-niemieckiego na przełomie lat 1345-1346. Freski przedstawiają historię Króla Artura, jego żony Ginewry oraz Lancelota i innych Rycerzy Okrągłego Stołu. Przyglądając się malowidłom, można z pomocą przewodników rozpoznać większość znanych nam wcześniej z filmów epizodów legend arturiańskich – jakbyśmy oglądali film sprzed prawie 700. lat. 17 | wogole.net Dookoła świata Wiedza od podstaw Żydzi Kim są ci, którzy za ojca swego narodu uważają Abrahama? W celu lepszego zrozumienia warto spojrzeć na historię narodu wybranego. Na szczególną uwagę zasługuje motyw wędrówki i związana z nim chęć osiedlenia się we własnym państwie – bliska zarówno współczesnym Mojżesza, jak i tym, którzy żyli w diasporze. Mimo wielu przeciwności Żydom udało się, dzięki kultywowaniu judaizmu, czyli przestrzeganiu zasad, płynących z Tory (Pięcioksięgu) i Talmudu (ważnego dzieła rabinicznego), zachować własną tożsamość. Arabowie Świat arabski. 21 krajów. Niecałe 200 milionów ludzi. Arabowie to ci, którzy mieszkają w krajach arabskich; to ci, którzy mówią w języku arabskim; ci, którzy przestrzegają zwyczajów arabskich, a w ich żyłach płynie arabska krew. Żyją w świecie, w którym wszystkimi płaszczyznami życia rządzi religia, a prawo, które nim kieruje – Szariat – jest wyjątkowo zawiłe. Przepisy, które są podstawowym źródłem Szariatu, znajdują się w Koranie, Świętej Księdze islamu. Religia obecna jest niemalże w każdej czynności ich życia codziennego. Tworzy także, razem z językiem arabskim, dwie nogi, na których opiera się kultura arabska. Choć tak naprawdę spory o to, czy owa kultura w ogóle istnieje, do dziś nie zostały rozstrzygnięte. Pożądane okrycie Żydzi Sposób ubierania się żydów zależny jest (zresztą jak kilka innych aspektów życia) od cnijut - rozumianego w wąskim znaczeniu jako „skromność”. Pod tym kryterium kryje się schludne ubranie oraz zakaz noszenia przez mężczyzn ubrań kobiecych, a przez kobiety męskich. Poza tym ubranie noszone w czasie szabatu Burka Okrywa całe ciało i twarz, łącznie z oczami Nikab Okrywa całą twarz z wyjątkiem oczu Chimar Chusta zakrywająca włosy, szyję i ramiona tunezja 1% 2% 3% egipt 1% 9% irak 4% liban arabia saudyjska Między szabatem a ramadanem Postrzegani przez pryzmat swojej religii i, spłyconej do stereotypów, obyczajowości. Zamknięci we własnej społeczności lub próbujący narzucić swoją wiarę. Jednocześnie dwie strony konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Mimo wielu różnic istnieją aspekty, które upodabniają ich do siebie – w końcu to wyznawcy dwóch wielkich religii monoteistycznych. 18 | wogole.net ma świadczyć o świątecznym charakterze dnia. Inną sprawą jest fakt, że żyd idący na modlitwy do synagogi to mężczyzna przyodziany w jarmułkę, tałes oraz tefilin. Skromny damski strój rozumiany jest jako taki, który zakrywa obojczyki, łokcie i kolana (nawet przy siadaniu czy wchodzeniu po schodach). Kobiety zamężne winny zasłaniać włosy. Do tego celu używają chustek, kapeluszy oraz peruk. Niestety na żydowską „modę” wpłynęły również historyczne zawirowania. Oznacza to, że w pewnych okresach strój żydowski stygmatyzował swojego właściciela. Arabowie Gdy ktoś mówi o arabskich kobietach, w głowie kreuje się nam od razu obraz osoby szczelnie zasłoniętej abajami. Opisanie konkretnych zasad ubioru w krajach arabskich jest trudnym zadaniem z racji tego, że świat arabski jest bardzo obszerny. Mimo to, istnieją pewne ogólne zasady, które obowiązują każdego Araba. Najważniejsze z nich to skromność i schludność. Wymogi te są przyczyną zakrywania prawie całego ciała przez kobiety i mężczyzn. Najbardziej charakterystycznym elementem garderoby arabskiej są zasłony na twarz, zwane nikab. Zauważalne są głównie w strojach kobiecych. Tradycja noszenia ich wynika z interpretacji nakazu opisanego w Koranie i odnoszącego się do żon Proroka: „A kiedy prosicie je o jakiś przedmiot, to proście je spoza zasłony. To jest przyzwoitsze dla waszych serc i dla ich serc”. Zasłona twarzy ma więc za zadanie chronić żony Proroka przed zawistnym wzrokiem niepowołanych osób. Kilka lat temu przeprowadzono badanie, w którym arabki wypowiadały się na temat, które ze strojów arabskich jest według nich najbardziej odpowiednie dla kobiety. Poniżej przedstawiamy jego wyniki. Czador Okrywa całe ciało, łączy się z chustą szczelnie zawiniętą na głowie Hidżab Chusta zakrywająca włosy i szyję, ale pozostawiająca odkrytą twarz Strój w żaden sposób niezakrywający głowy ani twarzy 57% 23% 15% 20% 52% 13% 4% 8% 32% 44% 10% 3% 2% 1% 3% 32% 12% 49% 11% 63% 8% 10% 5% 3% 19 | wogole.net Dookoła świata Świąteczny czas Zaglądając do garnka Żydzi Specyfikę żydowskiej kuchni można streścić w jednym słowie: koszer (kaszer), które tłumaczy się jako „w porządku”. Tradycja żydowska, na podstawie zapisów z Księgi Kapłańskiej (rozdział 11) oraz Księgi Powtórzonego Prawa (rozdział 14) określiła jakie potrawy mogą spożywać Żydzi. Za koszerne uznaje się mięso zwierząt parzystokopytnych przeżuwających (jednak wyłączone są z tego chociażby świnie czy konie), niektóre ptaki (głownie idzie o ptactwo domowe) oraz pewna grupa ryb. Co ciekawe, za trefne uważane są owoce morza. Sprawę komplikuje fakt, że o koszerności lub jej braku decyduje sposób zabicia zwierzęcia. Dopiero ubój rytualny (szechita) – w swoim czasie szumnie komentowany w mediach – decyduje o tym, że mięso jest już kaszer. Kolejnej trudności nastręcza zakaz łączenia potraw mlecznych i mięsnych. Arabowie Spożywanie posiłków w krajach arabskich jest nie tylko sposobem na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Jest czymś znacznie ważniejszym – pogłębianiem więzi rodzinnych i okazywaniem szacunku. Kuchnia arabska obejmuje potrawy pochodzące ze wszystkich krajów arabskich, co skutkuje znacznym zróżnicowaniem w zależności od regionu. Da się jednak wyodrębnić kilka elementów wspólnych dla całego świata arabskiego. Ważnymi składnikami arabskich kulinariów są warzywa (pomidory, papryka, bakłażany, cukinia) najpopularniejsze posiłki / omawiana grupa codzienne posiłki świąteczne posiłki 20 | wogole.net oraz owoce (cytryny, granaty, figi). W daniach unika się ziemniaków, za to wiele z nich opiera się na kaszach i ryżu, a także soczewicy i ciecierzycy. Zabronione jest również spożywanie mięsa wieprzowego, ze względu na fragment z Koranu: „On wam zakazał tylko: padliny, krwi i mięsa wieprzowego oraz tego, co zostało złożone w ofierze czemuś innemu niż Bogu...”. Uwielbianym napojem przez Arabów jest kawa, a jej parzenie staje się ważnym rytuałem. Niesamowite zrządzenie losu, bo to właśnie kawa arabska, arabica, stała się symbolem kawy najwyższej jakości. Do łagodnego smaku tego napoju, z odrobiną goryczy, idealnym skontrastowaniem będą słodkie daktyle – najpopularniejsza arabska przekąska. Istnieje ich ponad 150 odmian i dostępne są dodatkowo w różnych formach – świeże, suszone, z migdałami lub w czekoladzie. Posiłków głównych w ciągu dnia jest trzy, podobnie jak w Polsce. Jednak w przeciwieństwie do naszych przyzwyczajeń, składają się one z kilku dań, które podawane są jednocześnie. Smakuje się każdego po trochu, w dowolnej kolejności. Zdecydowana większość Arabów to muzułmanie i to właśnie w ich kalendarzu, w dziewiątym miesiącu każdego roku, kiedy obchodzony jest Ramadan, obowiązuje inny schemat dziennego odżywiania. W tym okresie od świtu do zmierzchu nie wolno spożywać posiłków ani pić napojów każdemu muzułmaninowi powyżej 10 roku życia. Wydaje się to być trudne do przestrzegania, prawda? Jest jednak o wiele więcej nakazów i zakazów, które każdy muzułmanin jest zmuszony przestrzegać. żydzi arabowie ŚniadaniE: Matzah brei (zasmażana macaz cebulą i jajkiem) ObiaD: Ryba w kukurydzianej panierce Przekąska: Knyszes (pyza zmąki, nadziana farszem) Kolacja: Hummus (pasta z ciecierzycy) Śniadanie: Laban (jogurt naturalny z oliwą i ziołami) z pitą (arabski chleb) Obiad: Kousa Mahshi – faszerowane kabaczki w sosie pomidorowym z miętą Przekąska: Hummus (pastaz cieciorki) z chlebem arabskim Kolacja: Asabe al. arosa –arabskie sajgonki (na ostro lub słodko) SZABAT RAMADAN Chałka (rodzaj pieczywa, zapleciony w warkocz; spożycie jej jest dla żydówspełnieniem przykazania – obowiązkowa w trakcie szabatu!) Czolent (rodzaj gulaszu zmięsem i warzywami; spożywa się go na sobotni obiad – co ciekawe należy go przyrządzić już w piątek, gdyż w szabat tego robić nie można. Jednak dzięki zastosowaniu tacy grzewczej lub paleniska posiłek ten nie traci swojej ciepłoty nawet w sobotnie południe.) Sahur (posiłek jedzony przed wchodem słońca) – tradycją jest jedzenie daktyli jednak obecnie posiłki są obfitsze, aby dostarczyły energii na cały dzień Futuur (posiłek jedzony po wschodzie słońca) składa się z trzech dań: daktyle, zupa i danie główne Żydzi - SZABAT Szabat jest cotygodniowym świętym dniem, trwającym od piątkowego do sobotniego zachodu słońca. Święto to jest przeznaczone na odpoczynek (dlatego tez zabronione jest wykonywanie różnych czynności) i przypomina żydom, że Stwóra po 6 dniach pracy odpoczął. Arabowie - RAMADAN To święto, które upamiętnia rozpoczęcie objawiania się Koranu. To wtedy Archanioł Gabriel objawił się Mahometowi i przekazał mu kilka wersów księgi islamu. Ten 30-dniowy post stanowi lekcję bezinteresownej szczerości i poświęcenia wobec Allaha, bo tylko on wie kto go przestrzega. Niejedzenie i niepicie przez kilkanaście godzin dziennie wydaje się być prawie niemożliwe. Wyznawcom islamu nie wolno dodatkowo palić tytoniu, zanurzać całej głowy w wodzie, ani używać kosmetyków. Jest jednak grupa ludzi, która nie musi tak restrykcyjnie przestrzegać postu. Należą do niej kobiety ciężarne i karmiące, osoby chore oraz podróżni. Ramadan kończy kilkudniowe świętowanie, tzw. Id al-Fitr, który jest idealną okazją do zjazdów rodzinnych i wspólnej zabawy przy syto zastawionym stole. Moc zwyczajów i tradycji Żydzi W niektórych domach, restrykcyjnie przestrzegających zasad koszerności używa się nawet dwóch rodzajów sztućców i naczyń. Żydzi uznają obrzezanie za symbol przymierza z Bogiem. Zabieg ten jest wykonywany najczęściej na ośmiodniowych chłopcach. Arabowie Opisując zwyczaje w świecie arabskim należy zwrócić uwagę na fakt, że nie zawsze i wszędzie są one stosowane. Te, wymienione przez nas obyczaje i tradycje niemalże w całości powstały poprzez interpretację fragmentów Koranu. Posiłki: * jeśli jedzenie jest płynne, należy jeść wszystkimi palcami, natomiast jeśli gęste – tylko trzema. Jedzenie jednym palcem lub dwoma traktowane jest jako niegrzeczne * po jedzeniu palce można oblizać, natomiast nie wolno wytrzeć ich w serwetę * nie należy odmawiać poczęstunku * pić i jeść należy prawą ręką, nie wolno robić tego na stojąco Opozycja stron: * prawo muzułmańskie podkreśla nakaz wchodzenia do toalety lewą nogą, a wychodzenia prawą (odwrotnie do wchodzenia i wychodzenia z meczetu) Rozmowy: * podczas rozmów Arabowie często pytają o arabską poezję, pielgrzymkę do Mekki, rodzinę (ale nie kobiety) oraz stan zdrowia (z wyłączeniem śmierci, choroby, tragedii, gdyż na te tematy Arabowie nie lubią rozmawiać) * gdy rozmawiamy z Arabami nie powinniśmy patrzeć im prosto w oczy Ciekawostkowy zawrót głowy Żydzi Za ważniejszą od synagogi uznaje się mykwę, czyli specjalny zbiornik z wodą, służący do rytualnego obmycia. Według żydowskiego kalendarza religijnego praojciec Adam został stworzony w 3760 roku przed narodzeniem Chrystusa. W XII stulecia chrześcijańska zachodnioeuropejska ikonografia przypisała Żydom „diabelskie” cechy fizyczne, np. rogi. Arabowie „Kobiety mogą prowadzić samochód wyłącznie do godziny 20:00, bez makijażu oraz za zgodą pisemną opiekuna – męża”. W Internecie pojawiły się wypowiedzi Szejka Saleh bin Saad al-Lohaidan, który twierdzi, że prowadzenie samochodu przez kobiety prowadzi do chorób jajników, rodzenia niepełnosprawnych dzieci, wzrostu liczby homoseksualistów i rozwodów. Język arabski jest 6. językiem pod względem użytkowania na świecie. W emiracie Abu Dhabi, budowane jest „zielone” miasteczko gdzie nie będzie samochodów. Psy uznawane są przez Arabów za istoty nieczyste Brak dzieci dla Arabów w rodzinie oznacza hańbę. Gdy w rodzinie arabskiej rodzi się dziecko, gościom podawany jest tradycyjny deser – karałlje (rodzaj budyniu z wyraźnym dodatkiem kminku). Nie istnieje jednolity twór, który można określić mianem kultury arabskiej albo żydowskiej. Niemniej jednak pewne tendencje występują w obu światach. To właśnie te motywy - szczególnie nasilone w państwach wyznaniowych – próbowałyśmy uchwycić w tym artykule. Mamy nadzieję, że lektura tego tekstu przyczyni się do rozbudzenia ciekawości i fascynacji innymi kulturami oraz pozwoli zweryfikować popularne stereotypy. Joanna Kucharska XXI LO im. Hugona Kołłątaja Gabriela Łaskowska V LO im. ks. Józefa Poniatowskiego 21 | wogole.net Dookoła świata H uyen mieszka w Polsce już ponad dwadzieścia lat. Tu pracuje, ma znajomych, realizuje swoje cele. Do Wietnamu wyjeżdża sporadycznie. O edukacji w swym ojczystym kraju mówi dość chętnie, choć od razu zaznacza, że jest ona całkowicie różna od zachodniego stylu nauki. „Jeśli chodzi o egzaminy, to jest wyścig szczurów” – mówi i dodaje, że polscy uczniowie nie są naprawdę przeciążeni. Obowiązek szkolny dotyczy młodych Wietnamczyków między szóstym a jedenastym rokiem życia. W biednych regionach kraju dzieci muszą uczęszczać tylko do szkoły podstawowej. Dalsza edukacja zależy od ich wyników i sytuacji materialnej rodziny. W efekcie niewielu wychowanków kontynuuje naukę na kolejnych etapach. Liczba osób na jednym oddziale w placówkach publicznych zwykle przekracza 30. Zajęcia odbywają się sześć dni w tygodniu – od poniedziałku do soboty – i trwają po kilkanaście godzin. Praktykowany tu model nauczania stawia na samokształcenie oraz systematyczność uczniów, zaś zajęcia lekcyjne prowadzone są w formie wykładów nauczyciela. Przed pierwszą lekcją, która zwykle rozpoczyna się ok. 7 rano, samorząd klasowy sprawdza, czy uczniowie odrobili prace domowe i przygotowali się do zajęć. Dzieci muszą również nosić mundurki, a ich brak jest surowo karany. Prócz obowiązkowych przedmiotów, na poziomie naszego gimnazjum czy liceum, takich jak: matematyka, fizyka, chemia, biologia, technologia, literatura, historia, geografia, edukacja obywatelska, język obcy (angielski, francuski, rosyjski, chiński, japoński), w-f, muzyka, sztuka i informatyka istnieją także zajęcia dodatkowe. Sporo uczniów korzysta z nich codziennie, ucząc się nawet do 23:00, mimo że przepisy prawne zakazują organizowania takich lekcji po godzinie 22:00. Po dość wymagającym roku szkolnym nadchodzi trzymiesięczny okres wakacji, choć i w trakcie tych ferii uczniowie muszą uczęszczać na obowiązkowe zajęcia. To wszystko służy temu, „by być najlepszym w klasie, dostać się w przyszłości na prestiżowy uniwersytet i mieć dobrą pracę.” Azjatycka szkoła przetrwania Kilkanaście godzin dziennie spędzonych w szkolnej w ławce, multum zajęć dodatkowych oraz presja wymagającego społeczeństwa – oto życie przeciętnego, azjatyckiego ucznia. Kultura i kult ciężkiej pracy są wyznacznikami funkcjonowania, a każde potknięcie traktowane jest jako osobista porażka. Dyscyplina i sukces – to dwa słowa, które powinny nam kojarzyć się z azjatycką szkołą. Tu niestety najgorzej wypadają dzieci z biednych rodzin, z problemami, bez dodatkowych zajęć, których nauczyciele i społeczeństwo nie faworyzują… 22 | wogole.net Podobnie wygląda system edukacji w Japonii. Rodzice rozpoczynają walkę o dobry start dla swej pociechy już z chwilą narodzenia dziecka. Przedszkole jest nieobowiązkowe, lecz chodzą do niego praktycznie wszyscy mali Japończycy. Ważne jest, by miało ono dobrą renomę. Najlepsze placówki, to według tamtejszego społeczeństwa, większa szansa na kolejne dobre szkoły. Tak więc rywalizacja między uczniami rozpoczyna się od najmłodszych lat. Wygórowane ambicje rodziców doprowadziły do powstania zjawiska, zwanego „kyōiku mama”, czyli mama edukacji. Tak nazywane są kobiety, które podczas choroby swej pociechy, idą do szkoły, by robić notatki z lekcji. Rok szkolny trwa od 1 kwietnia do połowy marca. Wakacje trwają więc tylko dwa tygodnie, podczas których Japończycy przygotowują się do sprawdzianów rozpoczynających nowy rok szkolny. Zajęcia odbywają się o porach typowych dla polskiej edukacji. Na początku jednak uczniowie przyswajają sobie trudniejsze przedmioty, natomiast po przerwie obiadowej poświęcają czas językom obcym, sztuce czy sportowi. Po obowiązkowej nauce 90% dzieci wybiera się do popołudniowych szkół prywatnych „juku”, w których uzupełniają wiedzę i uczą się rozwiązywania sprawdzianów. Po każdym ukończonym etapie nauki przystępuje się do testów finalnych. Okres wszelkich sprawdzianów wstępnych nosi nazwę „shiken jigoku” – „piekło egzaminów”. Wielu uczniów nie wytrzymuje presji tego stresującego czasu. Zdarza się, że po niedostaniu się do wymarzonej szkoły załamane nastolatki popełniają samobójstwo. Podane jako przykłady Wietnam i Japonia są doskonałymi przykładami ilustrującymi azjatycki system edukacji. „Dzieci niezmiennie znajdują się pod presją społeczeństwa, by być najlepszym w klasie, dostać się na prestiżowy uniwersytet i mieć dobrą pracę. A oprócz tego znaleźć sobie partnera i stworzyć z nim idealny dom. Tak ma wyglądać cykl życia człowieka żyjącego ogólnie w Azji, nie tylko w Wietnamie” mówi Huyen. „Nowe pokolenia mają najciężej. Znalazły się pomiędzy starą a nową kulturą. Od rodziców słyszą, że najważniejsze jest, by wziąć ślub, spłodzić dzieci, być idealnym rodzicem i partnerem. Z kolei inni mówią im, że należy oprócz tego zdobyć pierwszoligową edukację i osiągnąć sukces w pracy. Dlatego młodzi próbują sprostać oczekiwaniom z obu stron, bo Wietnamczyk czy inny Azjata sukces musi odnieść na każdym polu. Co, jeśli mu się nie uda? Ludzie nie mogą znieść tego, że nie potrafią spełnić oczekiwań nauczycieli w szkole, swoich rodziców oraz pracodawcy czy społeczeństwa. Muszą zachować twarz, ocalić imię swoje i całej rodziny”. Co się dzieje w naszym kraju? Apatia, zmęczenie i brak czasu na własne pasje – to najczęściej wymieniane przez polskich uczniów negatywne skutki nadmiernej ilości szkolnych obowiązków. Wielu nastolatków skarży się na niezliczone ilości kartkówek, sprawdzianów, referatów i innych form weryfikujących naszą wiedzę. Na naukę w placówce poświęcamy średnio ponad 1300 godzin w ciągu roku szkolnego. Ta liczba wygląda przytłaczająco, jednak gdyby przyjrzeć się jej składowym, okazuje się, że w ławce spędzamy ok. 190 dni w roku, a pozostałe 175 to czas wolny (weekendy, święta, wakacje). Wydaje się, że nasz system edukacji wcale nie jest bardzo wymagający. Mimo to polscy uczniowie osiągają bardzo dobre wyniki w rankingu PISA (Programme for International Student Assessment). W dwóch z trzech kategorii plasujemy się w pierwszej dziesiątce krajów. Nasi obywatele czytają ze zrozumieniem i rozumują w naukach przyrodniczych. Na podium we wszystkich trzech dziedzinach królują azjatyckie kraje… tylko jakim kosztem? Ada Górnofluk XXVII LO im. Tadeusza Czackiego 23 | wogole.net Dookoła świata Buszując w dżungli Wenezuela jest miejscem pełnym kontrastów. Z jednej strony wyłania się Caracas – stolica kraju, będąca miastem na światowym poziomie, z drapaczami chmur oraz własną linią metra. Młodzież prowadzi tam północnoamerykański styl życia, grając w baseball i słuchając rocka, a kobiety za wszelką cenę dążą do idealnego wyglądu, poddając się niezliczonym operacjom plastycznym. Z drugiej strony, znaczną część państwa pokrywają deszczowe lasy tropikalne, w których można odnaleźć rdzenne plemiona Indian. Ja oraz moi rodzice, podczas pobytu w Wenezueli, postanowiliśmy skupić się właśnie na tej stronie kraju i udać się do prawdziwej dżungli. KARAIBSKA KSIĘŻNICZKA Zanim udaliśmy się na wymarzoną wyprawę po lesie tropikalnym, zatrzymaliśmy się na wyspie Margarita. Jest ona nazywana Hawajami Wenezueli lub Karaibską Księżniczką ze względu na jej bajkowe krajobrazy: piaszczyste plaże, wysokie, zielone palmy oraz turkusowe, krystaliczne morze – wszystko na tle gór. Na mierzącym blisko 160 km wybrzeżu znajdują się aż 72 plaże, z których każda jest niezwykle malownicza i na swój sposób wyjątkowa. Poza miejscami wypoczynku wyspa oferuje także wiele do zwiedzenia. Można zobaczyć tam liczne okazałe budowle obronne, które stanowiły zabezpieczenie przed piratami, kiedy Isla Margarita słynęła z połowu pereł. Ponadto jest także wiele miejsc kultu religijnego, z których najsłynniejszym jest Bazylika Najświętszej Maryi Panny z Valle. Jest to nieduży, urokliwy kościół, wokół którego znajdują się kolorowe stragany, oferujące szeroki asortyment: od figurek Matki Boskiej, po ubrania z wizerunkami świętych. Blisko 99% mieszkańców Wenezueli jest wyznania chrześcijańskiego, co silnie uwidacznia się także na Margaricie. WŚRÓD INDIAN WARAO Po kilku dniach na wyspie Margarita, wreszcie polecieliśmy samolotem do delty Orinoko. Jest to sieć krętych kanałów rzek w północno-wschodniej Wenezueli, w lesie tropikalnym. Tam, wraz z grupą turystów oraz przewodnikiem, rozpoczęliśmy niezapomnianą wyprawę po dżungli. Pierwszym przystankiem była wioska Indian Warao. Nazwa plemienia oznacza mieszkańców wód. Trudnią się oni głównie rybołówstwem oraz zbieractwem, a ich styl życia do złudzenia przypomina życie ludów pierwotnych. Tradycyjnie zamieszkują drewniane domy na palach, które zwykle składają się z jednego, dużego pomieszczenia. Indianie Warao żywią się głów nie palmą moriche, z k tórej także wy- rabiają hamaki. Te „wiszące łóżka” stały się symbolem całej Wenezueli. Turystyka znacznie poprawia sytuację Indian. Dzięki niej mają możliwość wzbogacenia się poprzez sprzedaż własnych wyrobów, tj. wspomnianych hamaków, czy ozdób z koralików. Ponadto są niezastąpionymi przewodnikami po dżungli, gdyż znają ją jak własną kieszeń. MOTORÓWKĄ PRZEZ DŻUNGLĘ Po wizycie w wiosce Indian Warao, wsiedliśmy do pirogi, czyli indiańskiej łodzi (tradycyjnie są one napędzane przez wiosła, jednak te dla turystów są wyposażone w silniki spalinowe) i wypłynęliśmy w głąb dżungli rzeką Orinoko. Widok tak bujnej, zielonej i różnorodnej roślinności zapierał dech w piersiach. Sprawiała ona wrażenie niemożliwej do przebrnięcia. Jedynie gdzieniegdzie można było dostrzec indiańskie domy na palach. Jednak sternik na- szej łodzi zdawał się radzić sobie z przenikaniem roślinności wzrokiem i nieustannie zauważał ciekawe okazy zwierząt, ukryte pomiędzy liśćmi tropikalnych drzew. W ten sposób pokazał nam chociażby barwną iguanę, czy liczne papugi. Niesamowitym widokom towarzyszyły odgłosy zwierząt – głównie egzotycznych ptaków, małp oraz owadów. Wszechogarniający hałas oraz rośliny, niejako „wychylające się” z lasu, tworzyły wrażenie bezpośredniego uczestnictwa w życiu dżungli. Świadomość, że niedaleko nas, na wolności, były tak niebezpieczne zwierzęta, jak jaguary czy anakondy powodowała, że każdy uczestnik wyprawy czuł pewnego rodzaju strach. Gruba ściana z drzew u brzegów Orinoko była jednak granicą, dającą poczucie bezpieczeństwa turystom. KIJ KONTRA PIRANIE Wieczorem, po kilkugodzinnym rejsie, zacumowaliśmy łódź przy brzegu, aby łowić piranie. Zamiast wędek każdy z nas otrzymał kij, który na końcu miał przymocowany sznurek z haczykiem i założonym na niego kawałkiem mięsa. Udało nam się złowić kilka sztuk, jednak po chwili wypuściliśmy je na wolność. Następnie wypłynęliśmy dalej i o zachodzie słońca zatrzymaliśmy się na środku Orinoko. W tym świetle dżungla wyglądała najpiękniej. Żywy odcień zieleni ściemniał oraz zyskał pomarańczową poświatę. Po upływie kilku minut spotkała nas niespodzianka – różowe słodkowodne delfiny. Wyskakując z rzeki na tle zachodu słońca, tworzyły przed naszymi oczami żywą pocztówkę. NOC W SERCU DZICZY Całodzienny rejs zakończył się noclegiem w domkach na palach, znajdujących się w samym środku dżungli. Każdy z nich był wyposażony w moskitiery, mające chronić przed owadami, których w pobliżu rzeki nie brakowało. Okazało się jednak, że nie są one wystarczająco szczelne. W konsekwencji nasz domek był pełen różnorodnych insektów: od egzotycznych pająków, po coś na kształt ważek. W moim przypadku spowodowało to problemy z zaśnięciem. Dzięki temu mogłam dłużej cieszyć się odgłosami dżungli. Noc w bezpośrednim sąsiedztwie tajemniczego lasu tropikalnego, jego bogatej flory i fauny realnie przeniosła mnie do magicznej krainy, wcześniej znanej mi tylko z filmów – do krainy Księgi Dżungli. CANAIMA I SŁYNNE WODOSPADY Kolejny dzień również rozpoczął się rejsem. Tym razem popłynęliśmy do Parku Narodowego Canaima, słynącego głównie z licznych wodospadów, które na tle płaskich gór stołowych (tepui) tworzą porażający krajobraz. Pierwszą atrakcją miało być przejście ścieżką ukrytą pod kaskadami wody Salto Sapo. Znaleźliśmy się więc jakby w środku wodospadu, pomiędzy wodą a skałami. Było to niesamowite doświadczenie, gdyż stwarzało poczucie odosobnienia, oddzielenia od reszty świata. Następnie przepłynęliśmy naszą łódką niedaleko Salto Angel – najwyższego wodospadu na świecie, mierzącego ok. 979m (znacznie lepiej obejrzeliśmy go później z samolotu). WYCZYNOWY SPACER Po podziwianiu wodospadów, zacumowaliśmy łódź przy brzegu i wyruszyliśmy na spacer po dżungli. Poruszaliśmy się oczywiście jedynie wyznaczonymi, bezpiecznymi trasami. Nasz przewodnik torował sobie drogę maczetą i, także na lądzie, wyszukiwał oryginalne okazy zwierząt oraz roślin i opowiadał o szczególnych właściwościach niektórych z nich (np. liany mają w sobie wodę nadającą się do picia, co umożliwia przeżycie w dziczy). Po wędrówce popłynęliśmy łódkami do miejsca, z którego udaliśmy się na lotnisko. Później czekał nas transfer do Caracas, a następnie powrót do domów. Wenezuela niewątpliwie należy do najbardziej niezwykłych krajów na świecie. Tam piękno przyrody łączy się z nowoczesnością miast, a rozwój technologiczny ze sposobem życia rdzennych Indian. Mnie najbardziej zachwyciła dziewicza natura amazońskiej dżungli, jej majestatyczność i tajemniczość. Jednak ze względu na szeroką różnorodność atrakcji, pobyt w Wenezueli może dać każdemu coś innego. Jedno jest pewne – nikt nie powróci z niej zawiedziony. Diana Jaworska XXXIII LO im. M. Kopernika Patron działu - Autostrada Maturalna Dla maturzysty Kaligrafia po fińsku Od nauki pisania zaczyna się edukacja szkolna i zapewne wielu z nas mogłoby z łatwością wyłowić z pamięci wspomnienia żmudnych ćwiczeń stawiania prostych liter, które nauczyciel w końcu uzna za wystarczająco czytelne i estetyczne. To stały element pierwszych miesięcy spędzonych w szkole, nieprawdaż? Otóż… - niekoniecznie! Nieco ponad dwa miesiące temu Fińskie władze ogłosiły, że od 2016 roku w tamtejszych szkołach nie będzie się już uczyć pisania odręcznego. R ealia Fińskiego systemu oświaty znacznie różnią się od tych, które znamy nad Wisłą. Dzieci najczęściej zaczynają edukację po ukończeniu siódmego roku życia, ale ich gotowość szkolną sprawdzają wcześniej specjalne testy psychologiczne. W ten sposób dziecko ma możliwość rozpoczęcia nauki zarówno rok wcześniej, jak i rok później – w zależności od wyników testów. Placówki edukacyjne są świetnie dofinansowane przez 26 | wogole.net państwo i nawet w przypadku nielicznych placówek prywatnych uczniowie również nie płacą za naukę. Zarówno w przypadku powszechnej dziewięcioletniej szkoły podstawowej (od 7 do 15 roku życia), jak i szkół „ponadgimnazjalnych”, bardzo często nie ma w nich podziału na klasy. Każdy uczeń ma prawo do rozłożenia sobie czasu nauki według indywidualnych potrzeb – wydłużając lub skracając lata pobytu w szkole. Fiński 27 | wogole.net Dla maturzysty uczeń rzadko kiedy ma zadawaną pracę do domu, a czas po lekcjach może w całości poświęcić na rozwijanie swoich pasji i zainteresowań. Fiński system oświaty charakteryzuje się również najmniejszymi różnicami w wynikach osiąganych przez najlepszych i najsłabszych uczniów. Osoby pracujące jako nauczyciele są zaś darzone ogromnym szacunkiem i prestiżem, dobrze też zarabiają. Nie dziwi więc fakt, że pedagogika jest tam jednym z najbardziej obleganych kierunków studiów. Także badania naukowe pokazują, że Finlandia, jak i Skandynawia ogółem, mają najskuteczniejsze na świecie metody nauczania i słyną z przyjaznego systemu szkolnictwa. Skoro Finowie mają tak dobry system edukacji, to można założyć, że wiedzą, co robią, także w sprawie rezygnacji z uczenia dzieci pisma odręcznego. Zdaniem Minny Harmanen z Narodowej Rady ds. Edukacji pisanie maszynowe staje się coraz istotniejsze w codziennym życiu, natomiast pisanie odręczne od dłuższego czasu traci na znaczeniu. Coraz częściej ważne jest, aby to, co mamy do powiedzenia zostało zapisane w formie elektronicznej. Łatwiej jest taki tekst trwale zapisać, wysłać, użyć w kolejnych tekstach. Taki sposób zapisu eliminuje też kłopoty z niemożliwością odczytania czyjegoś charakteru pisma. Co na ten temat mówi nauka? Wyniki badań wskazują na to, że pisanie ręczne wspiera rozwój mózgu (szczególnie u dzieci dopiero rozpoczynających naukę). Podczas pisania odręcznego dziecko ma dostęp do większej ilości bodźców. Mózg angażuje się w ruch dłoni, w odczuwanie nacisku długopisu na papier. Bodźców jest więc nie tylko więcej, ale też są one bardziej różnorodne niż podczas pisania na klawiaturze. Eksperymenty dowodzą, że podczas pisania odręcznego aktywują się inne części mózgu niż podczas pisania na klawiaturze. Co ważniejsze, aktywne są wtedy m.in. rejony odpowiedzialne za motorykę. Dzięki ich współdziałaniu lepiej zapamiętujemy to, co napisaliśmy. Anne Mangen z Uniwersytetu w Stavanger przeprowadziła eksperyment, w którym 2 grupy dorosłych miały za zadanie zapisać symbole nieznanego im alfabetu, który składał się z ok. 20 liter. Jedna jedna grupa zapisywała Patron działu - Autostrada Maturalna alfabet przy użyciu długopisów i kartek, a druga — na klawiaturze. Po upływie trzech i sześciu tygodni sprawdzano u badanych zdolność do przypomnienia sobie liter oraz szybkość w odróżnianiu liter zapisanych prawidłowo od tych w lustrzanym odbiciu. Grupa, która uczyła się, gdy pisała odręcznie, wypadła lepiej we wszystkich testach. Odpowiedzią na to, dlaczego tak się dzieje, mogą być późniejsze badania rezonansem magnetycznym, które wykazały, że w grupie osób piszących odręcznie znacznie bardziej aktywny był tzw. Ośrodek Broki, odpowiedzialny za generowanie mowy. Pisanie jest więc w znacznie większym stopniu powiązane z mówieniem. W świetle tych badań rezygnacja z pisma odręcznego w Fińskich szkołach może nie wyglądać już tak jednoznacznie pozytywnie. I na takie wątpliwości Finowie mają jednak swoją odpowiedź. W ramach „rekompensaty” we wspomaganiu rozwoju manualnego szkoły wprowadzą obowiązkowe zajęcia z rysunku i robótek ręcznych, które w podobny sposób stymulują mózg. Warto dodać, że w niektórych szkołach zostaną także wprowadzone nieobowiązkowe zajęcia pisania „kaunokirjoitus”, czyli kaligrafii. Podobne zajęcia „artystycznego pisania” odbywają się od dłuższego czasu w szkołach w Japonii, czy w Wielkiej Brytanii i cieszą się dużą popularnością wśród młodych ludzi. Jedną z takich osób był Steve Jobs, twórca firmy Apple, który jako student uczęszczał na zajęcia z kaligrafii i uznawał je za miłą „odskocznię” od nudnych wykładów. I mimo krótkiego pobytu na uczelni, to właśnie ta wiedza pozwoliła mu w przyszłości na zwrócenie uwagi na zaniedbywany wówczas aspekt grafiki komputerowej — w części dotyczącej czcionek i programów edytujących teksty. Finowie zdecydowali już o swoim podejściu do nauki pisma odręcznego. Od 2016 roku minie pewnie jeszcze wiele lat, zanim pojawią się miarodajne badania na temat wpływu tej decyzji na poziom nauczania. My na razie nie mamy tego dylematu. Zapewne zdecydujemy, gdy pojawią się już wyniki fińskich badań… Karolina Lichuta XVIII LO im. Jana Kochanowskiego Patron działu - Autostrada Maturalna Nie zapomnij o... maturze! 04 05 06 07 08 9:00 9:00 9:00 9:00 9:00 Język polski – pp* Matematyka – pp Język angielski – pp Język polski – pr Matematyka – pr 14:00 14:00 14:00 14:00 14:00 Wiedza o tańcu – pp Język łaciński i kultura antyczna – pp Język angielski – pr Biologia – pp Język angielski – dj* Biologia – pr Wiedza o społeczeństwie – pp 13 14 Wiedza o tańcu – pr* 11 Język łaciński i kultura antyczna – pr 12 15 9:00 9:00 9:00 9:00 Fizyka i astronomia – pp Język niemiecki – pp Geografia – pp język rosyjski – pp chemia – pp 14:00 Geografia – pr 14:00 chemia – pr język niemiecki – pr 14:00 język rosyjski – pr 14:00 język niemiecki – dj historia muzyki – pp język rosyjski – dj historia sztuki – pp 14:00 Filozofia – pp historia muzyki – pr 10 16 17 Wiedza o społeczeństwie – pr 9:00 Fizyka i astronomia / fizyka – pr 09 historia sztuki – pr Filozofia – pr 18 9:00 język francuski – pp 14:00 język francuski – pr język francuski – dj 19 9:00 20 21 22 24 9:00 9:00 14:00 informatyka – pp język włoski – pp informatyka – pr 14:00 języki mniejszości narodowych – pp języki mniejszości narodowych – pr 14:00 język włoski – pr historia – pp język włoski – dj historia – pr język kaszubski – pp język kaszubski – pr 9:00 język łemkowski – pp język hiszpański – pp język łemkowski – pr 14:00 9:00 – matematyka w języku obcym dla absolwentów oddziałów dwujęzycznych (pp)** język hiszpański – pr 10:35 – historia w języku obcym dla absolwentów oddziałów dwujęzycznych (pr)** język hiszpański – dj 12:10 – geografia w języku obcym dla absolwentów oddziałów dwujęzycznych (pr)** 13:45 – biologia w języku obcym dla absolwentów oddziałów dwujęzycznych (pr)** 15:20 – chemia w języku obcym dla absolwentów oddziałów dwujęzycznych (pr)** 16:55 – fizyka i astronomia / fizyka w języku obcym dla absolwentów oddziałów dwujęzycznych (pr)** * pp – poziom podstawowy; pr – poziom rozszerzony; dj – poziom dwujęzyczny ** Dodatkowe zadania egzaminacyjne w języku obcym z biologii, chemii, fizyki i astronomii / fizyki, geografii, historii, matematyki mogą rozwiązywać absolwenci oddziałów dwujęzycznych, w których przedmioty te były nauczane w języku obcym nowożytnym. Patron działu - Autostrada Maturalna Dla maturzysty Matura z muzyką i Muzyczne metody redukcji stresu „Muzyka to najlepsza towarzyszka dla tego, kto cierpi. Jest ochocza i radosna jak dziecko, ognista i powabna jak młoda dziewczyna, dobra i mądra jak stary człowiek, który spędził owocnie życie”. - S. Lagerlof „Muzyka łagodzi obyczaje”. - Arystoteles 02 „Muzyka to jest wyłom, przez który dusza, jak więzień z więzienia leci czasem w regiony wolności”. - S. Żeromski Czas ucieka, wieczność czeka, moi mili, wraz z czwartym maja zbliża się ostateczny dzień maturalnego starcia. Ciśnienie nadal samoczynnie skacze? Ręce drżą, włosy, skóra i paznokcie siwieją, bledną i kruszą się w palcach. Szczęśliwie jest z Wami program walki z Zespołem Napięcia Przedmaturalnego (PreMatura Syndrome). Tym razem dzięki uprzejmości Selmy Lagerlof, Arystotelesa oraz Waszego ulubionego Stefana Żeromskiego, wzięliśmy na warsztat zbawienne właściwości muzyki, jako remedium na maturalne smutki. By umiejętnie korzystać z jej dobrodziejstwa, niezbędna jest znajomość wyspecjalizowanych technik, opracowanych między innymi przez portal Helpguide we współpracy z Frankiem Fitzpatrickiem, założycielem Fundacji Earthtones, której celem jest „metamorfoza ludzkiej psychiki poprzez muzykę i film”. 01 Każdy dzień rozpoczynacie słowiczym trelem rozdzierającego budzika, który sprawia wrażenie, jakby zgromadził w sobie dźwięki gimnazjalnych występów chłopięcych na 11 listopada? Naprawdę zaskakujące, że potem całe dnie chodzicie spięci i podenerwowani. Psycholodzy radzą, by traktować się z większą sympatią i wstawać w rytm ulubionego utworu, tym samym mimowolnie wprawiając się w dobry humor i gotowość, by chwytać kolejne arkusze maturalne. Nie trzeba chyba sugerować, że lepiej wybierać kawałki energetyczne. Pochrapywanie do Jamesa Blake’a się nie liczy. 03 Jeśli chcecie wejść na wyższy poziom muzycznej przyjemności (co większość robi całkiem naturalnie), nie krępuajcie się towarzyszyć ulubionym wokalistom. Śpiew powoduje wydzielanie hormonu przyjemności (dopaminy), regulację oddechu, przy jednoczesnym obniżeniu się poziomu napięcia. Ponadto wykonywane w grupie wpływa również pozytywnie na samoocenę i poczucie przynależności, takie poczucie, na przykład względem zespołu U2, może być budujące. Niezależnie od tego, czy jesteście profesjonalnymi muzykami, amatorami, czy po prostu nimi nie jesteście, działalność w postaci tworzenia i łączenia dźwięków jest, jak określa to Frank Fitzpatrick, „mega witaminą” dla mózgu. Angażuje wiele obszarów, pobudza i poprawia funkcjonowanie. Ważne jest jednak to, by wybierać kompozycje na miarę naszych umiejętności, by nie wywołać kolejnych frustracji spowodowanych brakiem kompetencji. Niech to będzie moment rozpływania się własną twórczością. Pamiętajcie, by wybrać instrument, który odpowiada Wam najbardziej. W ostateczności mogą to być cudze nerwy. 04 05 Wasze ciało nie wymaga od Was biegu na czterdzieści dwa kilometry, właściwie wystarczy nawet dwadzieścia minut spaceru, rozciągania, czy jogi. Włączenie ruchu w codzienny harmonogram pomoże uporać się z negatywnymi biologicznymi skutkami stresu tj. napięciem mięśni i wytworzonym w nich kwasem mlekowym. W pewnym momencie będziecie już tak rozluźnieni, że zrelaksowanie się na ruchliwej ulicy, wśród obcych ludzi nie będzie większym problemem. Poza wprowadzeniem odpowiedniej żywności przedmaturalnej (patrz Maturalny Kocioł) dobrze jest także zadbać o dietę muzyczną. Jeśli macie możliwość wyboru lokalu kierujcie się nie tylko rodzajem i ceną potraw, ale także gatunkiem i intensywnością muzyki. Niezdrowy i nieświadomy dobór dźwięków może zniweczyć wszelkie plany osiągnięcia wewnętrznej równowagi lub – co gorsza – zepsuć Wasz gust muzyczny. To skutkuje naprawdę poważnymi komplikacjami zdrowotnymi. 06 Łączenie muzyki z innymi aktywnościami tylko Was rozprasza lub powoduje rozdarcie i niemożność podjęcia decyzji? Czasem lepiej dobrowolnie oddać się dźwiękom. Frank Fritzpatrick poleca dwie metody. Jedna polega na założeniu słuchawek, zamknięciu oczu i odpłynięciu. Warto również spróbować czegoś łudząco podobnego, ale angażującego dużo większe partie mózgu. Aktywne słuchanie (ang. active listening) polega na poświęceniu całej uwagi dźwiękom, odsuwając na bok resztę życia, a koncentrując się na konkretnym instrumencie, wokalu lub samej linii melodycznej. Osobiście polecam jednak pamiętanie o funkcjach życiowych. Wbrew pozorom są one dość przydatne. Stosując powyższe zasady warto pamiętać przede wszystkim o odpowiednim doborze utworów, uwzględniając Wasz gust i preferencje, niekoniecznie kierując się panującą modą. Każdy lubi czasem zanucić kultową Britney Spears, ale tylko najwięksi twardziele są w stanie zrobić to na głos. Jeśli jednak nie jesteście melomanami, gotową playlistę możecie znaleźć na stronie fundacji Earthtones. W miarę wsłuchiwania się w składanki innych najdzie Was ochota na stworzenie własnej, co generuje zdecydowanie najlepsze efekty. Nikt nie gwarantuje, że akurat powyższe rady pomogą wyleczyć wszelkie objawy związane z tak poważną dolegliwością, jak Zespół Napięcia Przedmaturalnego. Lepiej jednak mieć nadzieję, że na Was zadziałają równie skutecznie, co na wokalistę zespołu Belle and Sebastian - Stuarta Murdoch’a. Dzięki tworzeniu muzyki, po siedmiu latach cierpienia na zespół chronicznego zmęczenia, zaczął pisać piosenki, komponować, koncertować. W jego dorobku znajduje się nawet film, Dziewczyny (God Help the Girl), opowiadający o nastolatce zmagającej się z problemami emocjonalnymi za pomocą muzyki. Na razie męczycie się niecały rok, więc naprawdę jest jeszcze dla Was nadzieja. Katarzyna Molak 30 | wogole.net 31 | wogole.net Kalejdoskop Pornfood brzmi zdrożnie ale co to właściwie jest? P nf #p or d oo Od jakiegoś czasu na Instagramie coraz większą popularnością cieszy się hashtag #Pornfood. Nie brzmi to zbyt dobrze – można pomyśleć, że chodzi o jakąś kategorię pornografii, stworzoną dla ludzi o fetyszu jedzenia. Rozwiązanie tej pokrętnej zagadki można poznać spoglądając na zdjęcia oznaczone tymże hashtagiem. Najczęściej przedstawiają one dania, wyglądające tak smacznie, że aż przyprawiają o ślinotok. 32 | wogole.net ornfood – brzmi zdrożnie, ale co to właściwie jest? Od jakiegoś czasu na Instagramie coraz większą popularnością cieszy się hashtag #Pornfood. Nie brzmi to zbyt dobrze – można pomyśleć, że chodzi o jakąś kategorię pornografii, stworzoną dla ludzi o fetyszu jedzenia. Rozwiązanie tej pokrętnej zagadki można poznać spoglądając na zdjęcia oznaczone tymże hashtagiem. Najczęściej przedstawiają one dania, wyglądające tak smacznie, że aż przyprawiają o ślinotok. Blisko dziewięćdziesiąt procent zdjęć na Instagramie przedstawiających jedzenie jest oznaczona jako #Pornfood. Niestety większość z nich nie zasługuje na ten „tytuł”. Pizza, którą upiekłaś z koleżanką to nie jest pornfood. Pornfoodem nie jest również schabowy u babci, czy też kopytka kupione w barze mlecznym. Nie są nim również dietetyczne sałatki i inna zielenizna, którą często można zobaczyć na profilach różnych rodzimych blogerek. Pornfood powinien wyglądać jakby miał milion kalorii i nikt dbający o linię nie odważyłby się go ruszyć. Powinien wyglądać tak, jakby nawet Pudzian miał problem ze zjedzeniem całości. Pozwólcie, że opiszę Wam przykładowe danie, które zasługuje na miano pornfood. Kojarzycie te wielopiętrowe, małe i grube naleśniki polane syropem klonowym, jakie często pojawiają się w niezliczonych amerykańskich produkcjach filmowych? Wyobraźcie sobie, że każdy naleśnik jest przełożony warstwą nutelli, m&m’sów, masła orzechowego, ciasteczek Oreo i Bóg wie jeszcze czym. Każda warstwa jest napakowana taką ilością cukru, że cukrzyka zabiłoby na miejscu. Taki wysoki na kilkanaście centymetrów przekładaniec bardzo często jest polewany czekoladą, bitą śmietaną lub różnymi syropami (i nie jest to ciapka – naleśniki od góry do dołu są oblane słodkimi cieczami). Licznik kalorii? Zapomnijcie – po zjedzeniu czegoś takiego, musielibyście chyba przebiec cały maraton, żeby takie monstrum spalić. Danie jest obrzydliwie słodkie – trzeba naprawdę lubić cukier, żeby dać sobie radę. Takiego potwora można nazwać mianem pornfood – dlaczego? Ponieważ wygląda świetnie, smakuje wyjątkowo (naprawdę wyjątkowo – tego typu dania cechują się charakterystycznymi mieszankami smaków, zależnymi od składników np. naleśniki z nutellą posypane kwaśnymi żelkami i płatkami chili), a sam proces zamawiania i jedzenia jest ciekawym doświadczeniem, często niepowtarzalnym. Jednym minusem może być to, że po konsumpcji możecie samych siebie nienawidzić za takie objadanie się. Jednak co, jeśli ktoś nie lubi cukru w dużych ilościach? W takim wypadku można zaszaleć z cholesterolem i tłuszczami, odpuszczając cukier. Warte uwagi są burgery XXL – oczywiście nie mam na myśli tych papek podawanych w barach przy dworcach, czy też produktów burgero-podobnych serwowanych w restauracjach sieciowych. Mam na myśli burgerownie – niektóre z nich podają specjalne burgery w rozmiarze dla dużych chłopców. O ile normalny kotlet waży od 120 do 170 gramów, kotlet w XXL waży 250-300 gramów. Przy takiej masie i grubości kotlet powinien być brązowy na zewnątrz i różowy w środku – inaczej będzie suchy i bez tej przyjemnej, soczystej tekstury smakowej charakterystycznej dla średnio wysmażanego kotleta. Przy takim burgerze najważniejsze jest mięso i o ile jest dobrze przyrządzone, to będzie to fantastyczna uczta, wręcz „pornograficzna”. W kategorii XXL warta jest również wspomnienia kuchnia Tex-mex – kilogramowe burrito, kilka wielkich taco czy też wielka micha pełna ryżu i carnitas. Zdecydowanie nie polecam osobom z chorobami układu krążeniowego. Najważniejsze pytanie dotyczące pornfood brzmi: gdzie można coś takiego zjeść? Cóż, można spróbować zrobić coś w domu lub wybrać się do restauracji, serwującej takie monstra. Na szczęście w Warszawie są aż dwa takie lokale. Jeśli jesteście fanami dużej ilości cukru, koniecznie wybierzcie się do Mr. Pancake – menu jest całe wypchane przeróżnymi wysokokalorycznymi słodkościami. Natomiast jeśli chcecie zjeść kilkupiętrowe naleśniki, a potem poprawić kilogramowym buritto, powinniście skierować się do Diner 55 – serwują tam praktycznie wszystko, co można wymyślić w kategoriach pornfood. Niestety należy mieć na uwadze fakt, że nie są to tanie miejsca – podawane porcje są bardzo duże i cena jest równomierna do rozmiaru. Niemniej jednak, jeśli śniło Wam się zjedzenie takiego potwora, widzianego do tej pory tylko na ekranie, to zdecydowanie polecam wizytę w tych dwóch restauracjach. Tylko zanim zaczniecie jeść, koniecznie zróbcie zdjęcie i podpiszcie je #pornfood. Dominik Łuszczek XV LO im. Narcyzy Żmichowskiej 33 | wogole.net Kalejdoskop Scena z ulicy wiedeńskiej W delikatnym półmroku pomieszczenia wypełnionego dymem obnażające nerwy rozkoszy wyzwalały w nim uczucia niemal metafizyczne. Lekko unosząca się ku górze, zwiewna tkanina odsłaniała coraz to nowe znaczenia jej istnienia, pozostawiając ostre poczucie niewysłowienia. Zastygły w ascetycznej niemal pozie, o twarzy wykrzywionej w niecodziennym grymasie, zapalczywie stukał pędzlem o framugę. Mistyczna fizjonomia, zanurzona w ciemno-granatowej pościeli, po wiecznej chwili oczekiwania, podniosła płomienną burzę loków i zaszczyciła go spojrzeniem o tyle przenikliwym, a zarówno łagodnym, wzbudzając wstrząsającą nim falę pożądania, złączoną ze świadomością ulotności. Cisza, zmącona jedynie arytmicznymi oddechami i miarowym tętentem akcesorium malarskiego, utrzymywała wzniosłą atmosferę chwili, która trwać by mogła nieskończenie, gdyby nienasycony umysł kochanka znaleźć mógł wyswobodzenie. Wytrwale tkwił w przedsionku, lecz każde jej drgnięcie wzmagało jego cichą furię. Subtelna w swym lenistwie, zaginając ciało w łuk, wyciągnąwszy filigranowe palce przed siebie, wskazała na antidotum. Kres był bliski, a dreszcze mrowiące niczym szpilki nie pozwalały uchwycić sensu. Wszechobecny aromat piżma poruszał go do głębi, a najśmielszym i najdotkliwszym pragnieniem stało się zatrzymanie tej chwili w czasie. Natychmiast, dogłębnie, obłędnie, bezwstydnie i przejmująco starał się dokonać niemożliwego – przenieść tę frenetyczną żądzę w sposób najbardziej zadowalający na płótno. Wnętrze powoli zapełniało się alabastrowym erotyzmem pełnym ostentacyjnej seksualności, a młody, nie potrafiąc odrzucić cielesności, został pochłonięty przez tworzone przez siebie dzieło. fot. Dominika Grabarczyk *** 34 | wogole.net Subtelne piękno Wiednia od wieków w specyficzny sposób wywierało wpływ na artystyczne dusze, zatrzymując je w czasie i porywając w nieustannego walca. Sztuka przełomu XIX i XX wieku w dalszym ciągu tkwiła w okowach akademickich, gloryfikujących proporcję, symetrię, delikatność i subtelność. Publiczne omawianie aspektów związanych z ludzką cielesnością było społecznie niewłaściwe, a artyści tkwili w słodkiej, fałszywej pruderii. Miasto kulturalnie rozkwitało, aromat palonej kawy z subtelnym akompaniamentem nut Brahmsa w tle asystował malarzom, pracującym w plenerze. Wraz ze zmianami społecznymi nowe pokolenia artystów poczuły potrzebę przedefiniowania sztuki. Tym sposobem powstał Związek Artystów Austrii – Secesja Wiedeńska, stowarzyszenie, które reprezentować miało „sztukę nowoczesną, tworzoną za granicą, aby publiczność mogła zdobyć nowe i wyższe kryterium oceny dzieł sztuki narodowej”, a za cel postawiło sobie uświadomienie i wychowanie społeczeństwa. Wiedeń stał się światowym łącznikiem sztuki japońskiej, Art Nouveau i ojców impresjonizmu od Tintoretta do Cezanne’a, którzy na corocznych wystawach prezentowali nowe idee. Nie może więc dziwić, że na płótnach poczęły się jawić coraz śmielsze alegorie – z tych prądów wyrosły dzieła Gustava Klimta, a jego „Pocałunek” stanowi ukoronowanie złotego okresu. Wiedeński mistrz, zainspirowany bizantyjskimi mozaikami, szokował kontrastami delikatniej ornamentyki i nagich ciał, wiele jego obrazów łamało ówczesne normy – jeden z nich – „Nadzieja I” przedstawiał kobietę w zaawansowanej ciąży, a z racji tematyki musiał być trzymany pod kluczem. Balansując na niewyczuwalnej linii pomiędzy dekoratorstwem a erotyzmem, Gustav Klimt przygotował towarzystwo wiedeńskie na prawdziwą burzę – ekspresjonizm. Egon Schiele powiedział kiedyś, że „sztuka erotyczna jest świętością”, co było zapowiedzią prawdziwego przewrotu. Całokształt obrazów olejnych malarza emanuje sprzecznościami, współistniejącymi i wzajemnie się uzupełniającymi: życiem i śmiercią, lubieżnością i pięknem, samotnością i seksualnością. Zarówno Schiele, jak i Klimt, wywoływali obyczajowe skandale, posądzani o szerzenie zepsucia. Pierwszy został nawet skazany za niemoralność i deprawację nieletniej. Jednak prawdziwą miarą geniuszu malarza były jego autoportrety, będące dokładnym odzwierciedleniem skrajnie pesymistycznej natury artysty, dla którego możność do samoanalizy stała się jedynym pewnym gruntem. Egon urodził się 12 czerwca 1890 roku w małej mieścinie Tulln, nieopodal Wiednia, gdzie jego ojciec – Adolf Schiele zarządzał dworcem kolejowym. Chłopiec spędzał całe dnie przy oknie z widokiem na peron, mając ołówek i kartkę w dłoni, rysował mijające pociągi i gwarnych podróżnych. Jego wrodzone skłonności do rysunku zostały wykryte w wieku sześciu lat, a wraz z postępującą chorobą psychiczną ojca nabierały coraz ostrzejszego wyrazu. Choć małżeństwo rodziców wynikło z miłości, przez długi czas nie zostało skonsumowane, co skłoniło Adolfa Schiele do szukania pocieszenia u prostytutek. Niewierność kosztowała go wiele – zachorował na kiłę. Wypaczony obraz familii odbił piętno na charakterze dziecka, rodzinne nieszczęście sprawiło, że malarstwo było jedyną odskocznią przed samotnością, bólem i szarością dzieciństwa. 35 | wogole.net Kalejdoskop Chłopak uczył się w szkole z internatem w Krems, aby zaspokoić ambicję matki o tytule inżyniera, jednak nauka sprawiała mu okropne trudności, a marzenia o malarstwie nie pozwalały się skoncentrować – chłopiec bardzo szybko został relegowany z placówki. Po wielu namowach wuj chłopca – Leopold Czihaczek zgodził się sfinansować studia na Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu. Egon bezproblemowo zdał wszystkie egzaminy wstępne i w wieku 16 lat stał się najmłodszym studentem na uczelni. W 1907 roku poznał Gustawa Klimta, który znany był jako mecenas początkujących artystów. Kupując realizację malarzy, wspierał ich finansowo, jednak prace młodego Schielego wzbudziły w nim szczególne zainteresowanie. Wytworzyła się między nimi specyficzna więź, a Klimt stał się swoistym „guru” dla młodzieńca, który u jego boku poznawał towarzystwo wiedeńskie i kreował własny styl. Negatywne nastroje panujące wśród studentów, zainspirowane secesyjnymi dokonaniami, spowodowały, że w roku 1909 Egon podpisał oficjalny protest przeciwko anachronicznym metodom akademii i tym samym porzucił uczelnię. Z zaoszczędzonych pieniędzy, ku sprzeciwom matki, kupił własną pracownię w samym sercu Wiednia, co dało możliwość na wypracowanie własnego, indywidualnego systemu pracy. Niedługi czas później, Egon związał się z nieletnią Valerie (Wally) Neuzil, rudowłosą pięknością, którą poznał na salonach Klimta. Jej fizjonomia została wielokrotnie uwieczniona przez młodzieńca na płótnie, a ona sama stała się symbolem wiedeńskiego ekspresjonizmu. Prace te charakteryzuje ostra, ekspresywna kreska i intensywne plamy kolorów. Zobrazowana nagość uwidacznia zwierzęcą naturę, a twarze w grymasie i nienaturalne gesty potęgują wrażenie cierpienia i bezsilności połączonej z erotyzmem. Schiele dokonał czegoś, co do tej pory było niewyobrażalne – w sposób niemalże anatomiczny pokazywał szczegóły ludzkiej natury. Kobiety z płócien niemalże się po nich wiją w seksualnej ekstazie, a uwypuklone narządy płciowe nieraz przyprawiały starszyznę akademicką o zawrót głowy. Duszne towarzystwo Wiednia nie sprzyjało miłosnym ekscytacjom, wkrótce Egon i Wally wyprowadzili się do Neugelbach, które okazało się równie nietolerancyjne i konserwatywne co poprzednie miejsce. Artysta niejednokrotnie oskarżony był o szerzenie pornografii (ciężko o granicę pomiędzy sztuką wyższą a pornografią, prawda?), a w 1912 został aresztowany pod zarzutem deprawacji nieletniej. Pewnego razu policja przybyła do jego pracowni i znalazła ponad sto szkiców panny Neuzil, które uznała za nieprzyzwoite. Według anegdoty, na rozprawie sądowej sędzia spalił nad płomieniem świecy jedną z prac artysty, tym samym uznając złe moce za przepędzone. Schiele spędził w celi ponad dwadzieścia dni, na podstawie których 36 | wogole.net namalował serię obrazów. W swoim dorobku wykonał liczne autoportrety – symptom dręczącej go potrzeby autoanalizy, jaką podsunęła, dopiero co powstająca psychoanaliza Freuda. W przedstawieniu siebie kryje się nie tylko ból, ale i odraza, która odznacza się na zdeformowanej twarzy, wykrzywionej w wiecznym grymasie. Wychudzony, o dzikim spojrzeniu, z nienaturalnie rozcapierzonymi palcami – widok ten pojawia się na każdym z 40 autoportretów i sugeruje stan, w jakim był artysta, roztaczający klimat najgłębszej formy desperacji i pesymizmu. W swojej kolekcji Schiele przekraczał wszelkie konwenanse narzucone przez społeczeństwo – rysował nie tylko lubieżne modelki o wyraźnie zarysowanych genitaliach, ale i masturbujących się mężczyzn, kopulujące pary, zarówno damsko-męskie, jak i homoseksualne. W 1910 roku artysta sportretował ginekologa, Erwina von Graffa, który zgodził się, by artysta mógł wykonywać szkice ciężarnych kobiet w jego klinice. Po powrocie do Wiednia w roku 1912 Egon wynajął pracownię przy Hietzingerhauptstrasse, gdzie spędził resztę swego krótkiego życia. W parę lat po przeprowadzce poznał mieszkające nieopodal siostry, Adele i Edith Harms, będące przedstawicielkami warstwy mieszczańskiej, pochodzące z bogatej rodziny z tradycjami. Młodsza siostra, Edith, zdawała się być idealną partią dla malarza, który zaczął zastanawiać się nad profitami hipotetycznego małżeństwa. Stanął pomiędzy trudnym wyborem: pożądanie do Wally czy przyszłość własnej twórczości, która może być zagwarantowana przez Edith? Wizja tworzenia bez materialnych ograniczeń była na tyle kusząca, że oświadczył się nowo poznanej kobiecie. Jego życie stonowało się, comiesięczny budżet zapewniała rodzina małżonki, a on sam zobowiązał się do złagodzenia tematyki dzieł, aby uspokoić zazdrosną żonę – tego okresu pochodzi największa ilość pejzaży poczynionych przez Egona. Rok 1918 okazał się być najtragiczniejszym i najsmutniejszym okresem w życiu Schielego. Szalejąca epidemia hiszpanki zabiła ponad dwadzieścia milionów ludzi w Europie, a Edith będąca w szóstym miesiącu ciąży, zmarła 26 października – Egon Schiele trzy dni później. Ostatnimi pracami, które poczynił były szkice żony z dzieckiem i obraz „Rodzina” – wizje, które nigdy nie miały się spełnić. Zmarł w wieku 28 lat, zbuntowany nie tylko przeciwko samotności życia, ale i największej świętości środowiska artystycznego – pięknu. W sekundzie porannego prześwitu słonecznego leniwie rozszczepiającego zaspane powieki, nastał nowy dzień. W mdłym powietrzu, zalegającym między klaustrofobicznymi ścianami magia wczorajszej nocy zanikała z każdą następującą sekundą, a jedynie finezyjny kalejdoskop barw, powstałych na płótnie, stanowił o gracji minionych chwil. Magdalena Batko X LO im. Królowej Jadwigi Kalejdoskop S fot. Małgorzata Siemiątkowska fot. Zuzanna Wysocka aint-Denis to nieduże miasto położone w centralnym regionie Francji – Île-de-France. Zamieszkuje je niewiele ponad sto tysięcy osób, z czego – co ciekawe – prawie 40% stanowią imigranci, w większości spoza Europy. Sprawia to, że miasto jest niezwykle kolorowe, różnorodne, a na tamtejszym targu mieszają się nie tylko języki, ale też produkty z całego świata. Jednak Saint-Denis, oprócz zaszczytnego drugiego miejsca pod względem liczby imigrantów wśród francuskich miast, otwiera również inne, mniej zaszczytne rankingi. To właśnie tutaj w 2010 roku odnotowano najwyższy wskaźnik przestępczości we Francji. Oraz najwyższy wskaźnik przemocy w Europie. Trudno uwierzyć, że w tak, delikatnie mówiąc, nieprzyjaznym otoczeniu znajduje się najbardziej prestiżowe francuskie liceum. Od wszelkich niebezpieczeństw oddzielają je jednak mury zdecydowanie nie do przeskoczenia. Żeby wejść do środka, trzeba przejść przez bramę i coś w rodzaju recepcji. I oczywiście mieć odpowiedni powód wizyty. Mnie się udało. Spotkałam się z moją korespondentką – Marie – po czterech miesiącach od jej wizyty w Warszawie. Już wcześniej wiedziałam coś o jej szkole – widziałam zdjęcia, słyszałam zachwyty i liczne porównania do filmowego Hogwartu. Jednak wydawało mi się to zbyt abstrakcyjne i zbyt nierealne. Aż do momentu, kiedy własnymi stopami wkroczyłam do tego niezwykłego świata. Do świata Maison d’Education de la Légion d’Honneur (MELH). *** Hogwart pod Paryżem Francja – kraj liberalny, laicki, otwarty. Liberté, égalité, fraternité – „wolność, równość, braterstwo” – to jego hasła. A jednak tuż za granicami Paryża, w małej miejscowości Saint-Denis jest takie miejsce, gdzie czas, jakby się zatrzymał. Dewiza z czasów rewolucji francuskiej tutaj już nie sięga. Wysokie, grube mury oddzielają biedę od bogactwa, nowoczesność od historii. Oddzielają rzeczywistość od życia jak z bajki. 38 | wogole.net Marie śpi w szkolnym internacie podobnie jak inne uczennice MELH. W domu spędza tylko weekendy – od soboty po południu do poniedziałku rano. Poza tymi dniami ma możliwość opuszczenia murów szkoły również w środy po południu. Jednak jej dormitorium prawdopodobnie nie wywołuje chęci ucieczki. Porównywane do szkoły Harry’ego Pottera czy do zamku, robi niewiarygodne wrażenie. Budynek powstał w roku 1684, jednak jego funkcja od ponad 150 lat wciąż jest bardzo podobna. W kilku wysokich na przynajmniej 8 metrów salach w dwóch rzędach poustawiane są piętrowe łóżka. Łącznie jedno takie pomieszczenie zajmuje około 90 osób. Jedynie uczennice ostatnich klas mają przywilej spania w bardziej kameralnych warunkach, bo w pokojach 4-12-osobowych. Poranki Marie wyglądają bardzo podobnie. Wstaje o 7:00, ubiera się, je śniadanie. Nie ma podstawowego dylematu przeciętnej nastolatki – „co ja mam na siebie dzisiaj włożyć”. Wszystkie uczennice MELH noszą mundurki – identyczne granatowe sukienki, identyczne białe bluzki i identyczne czarne mokasyny. Jedyne, co nie u każdej jest identyczne, to szarfy przewieszane przez tułów – dla każdej klasy w innym kolorze. O dziwo, dziewczyny wcale się przeciw takiemu stanowi rzeczy nie buntują. Mało tego – można wręcz odnieść wrażenie, że w swoich jednakowych szkolnych strojach czują się swobodniej niż w tych domowych. Aby przejść do stołówki na śniadanie, Marie musi pokonać duże schody i zejść na parter. Potem wystarczy tylko krótki spacerek korytarzem, którego jedną ścianę wypełniają okna z widokiem na perfekcyjnie zadbany ogród, a drugą zajmują ustawione wzdłuż zabytkowe pianina. Piętnaście zabytkowych pianin. Stołówka w żaden sposób nie odstaje od pozostałej części budynku. To ogromnych rozmiarów pomieszczenie wypełniają dwunastoosobowe stoły z drewna dębowego z marmurowymi blatami. Marie zaczyna lekcje o godzinie 8:10. Przechodzi do podłużnego budynku przed internatem i korytarzem ze szklanym dachem zmierza w kierunku swojej sali lekcyjnej. Tam zajmuje miejsce w jednej z ławek ustawionych w trzech rzędach w kształcie łuku. Przy swoim stanowisku ma potrzebne książki, przybory, ale też przekąski, kartki urodzinowe i wszystko to, co mogłoby się jej w jakikolwiek sposób przydać w ciągu dnia pełnego pracy. Jej klasa jest ozdobiona zdjęciami, rysunkami, balonami, wycinkami z gazet. Jest tu wesoło, kolorowo i domowo. Jednak mimo tych, wydawać by się mogło „rozpraszaczy”, zarówno Marie, jak i jej koleżanki są na lekcjach bardzo uważne. Bez skrępowania się wypowiadają, prowadzą dyskusje z nauczycielami oraz między sobą. Nie istnieje tu problem z nadmiernym gadaniem i związanym z tym ciągłym uciszaniem. Telefony leżą na biurkach tuż obok zeszytów, ale nikt z nich nie korzysta. Radosna atmosfera unosi się w powietrzu. Ponieważ śniadanko dziewczyny zjadły prawdziwie francuskie, dość szybko robią się głodne. Już o 12:30 w stołówce czeka obiad. Ale co tam głód – czekając na posiłek, słyszymy rozlegający się nagle dźwięk sztućców uderzanych o talerze. Zwielokrotniony przez większość z prawie pięciuset uczennic, przeradza się w ogromny hałas. Potem dziewczyny zaczynają śpiewać. Co tu dużo mówić – drą się na całe gardło. Śpiewają proste, znane piosenki, ale i francuską klasykę. Nikt się nie przejmuje, że nie trafi w dźwięk, że ktoś się będzie śmiał. „Zawsze tu tak się je obiad?” – zapytałam. „Nie, tylko na specjalne okazje. Tak chciałyśmy Was przywitać”. Miłe powitanie. Po obiedzie Marie ma przerwę. Może się pouczyć, może porozmawiać z koleżankami albo zrobić sobie krótki 39 | wogole.net spacer. A ma gdzie spacerować, bo szkolne podwórko ma powierzchnię około 20 hektarów. Najwięcej miejsca zajmuje tu ogromne dormitorium. Są też, wspomniane wcześniej, sale lekcyjne, ale oczywiście to nie wszystkie atrakcje, jakie czekają na nas na tym terenie. Znajduje się tu też mały ogród z kwiatami i białymi ławeczkami, w pełni wyposażona biblioteka, duży park ze starym amfiteatrem, ogród różany, boisko, dwie kapliczki, fontanna, przychodnia, dodatkowe pomieszczenia dla pracowników i...szkoła muzyczna (tak, tak, wciąż mówimy o szkolnym podwórku). Popołudniowa przerwa wykorzystywana jest często na indywidualne lekcje gry na instrumentach. W budynku szkoły muzycznej znajduje się kilka małych sali z pianinami. Marie wybiera jedno z takich miejsc, żeby poćwiczyć przed zajęciami. Inne dziewczyny biegną do sali plastycznej, wyposażonej zupełnie jak nasza warszawska Akademia Sztuk Pięknych. Powstające tam prace, naprawdę robią wrażenie. Są wykonane starannie, ale przede wszystkim – pomysłowo. Kreatywność uczennic MELH zadziwia mnie na każdym kroku. Na tworzące artystki mogłabym patrzeć godzinami, jednak przy drugim wejściu do sali ktoś zauważył przejście do biblioteki. A tam? Regały po brzegi wypełnione książkami w skórzanych oprawach, 40 | wogole.net a na środku (czemu nie?) piękny, pełnowymiarowy fortepian. Na bogato! – być może dlatego, że Facebook traci sens, gdy spędza się ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na podwórku jest wiosna, świeci słońce, a starannie przystrzyżona trawa zachęca do pikników. Skutecznie. Czekając na Marie, usiadłam z jej koleżankami, żeby chwilę pograć w karty. Śmiejemy się, jest pięknie. One tak mają na co dzień. Po odpoczynku czas wrócić na lekcje, jednak nikt nie jest z tego powodu jakoś specjalnie zrozpaczony. Wszystkim się chce, a niektóre osoby już od dłuższego czasu czekają w sali. Dziewczyny idą spać o 22:00. Równo o tej godzinie nagle gaśnie światło i cichną wszystkie rozmowy. Nie widać żadnego włączonego telefonu, a na każde, nawet szeptem wypowiedziane do koleżanki, słówko współlokatorki reagują natychmiast, uciszając głośnym: „szszsz”. Pobudka przewidziana jest na 7:00. Tak tu się odpoczywa. Po lekcjach dormitoria są otwierane. To czas na odrabianie prac domowych – bardziej prywatnie – w łóżku lub wspólnie – przy jednym z dużych biurek, znajdujących się pomiędzy rzędami miejsc do spania. Za ogromnym oknem, wysokim na około trzy piętra, widać francuski stadion narodowy, niską zabudowę Saint-Denis i szkolny plac porośnięty idealnie zieloną trawą – teraz skąpany w mroku. Wolne chwile Marie wykorzystuje na spędzanie czasu z przyjaciółkami. Nie wyglądają, jakby miały siebie dosyć. Wręcz przeciwnie – są ze sobą nieprawdopodobnie zżyte i uwielbiają swoje towarzystwo. Co ciekawe, Internet gra tu zdecydowanie mniejszą rolę niż u nas *** Liceum idealne? Z pewnością. Teraz jednak nasuwa się jedno pytanie – czy tu jest jakiś haczyk? Niestety jest. Dostęp do tej szkoły marzeń jest ograniczony bardziej, niż mogłoby się wydawać, bo nawet pieniądze nie wystarczą, żeby się tu dostać. Dwa wymagania brutalnie przesiewają chętnych. Po pierwsze – trzeba być dziewczynką. Po drugie – trzeba być córką, wnuczką lub prawnuczką osoby odznaczonej orderem Legii Honorowej lub innym ważnym odznaczeniem wojskowym. Maison d’Education de la Légion d’Honneur założył w 1805 roku sam Napoleon Bonaparte, specjalnie dla córek najważniejszych oficerów. Wdzięczność dla fot. Zuzanna Wysocka fot. Zuzanna Wysocka fot. Małgorzata Siemiątkowska Kalejdoskop twórcy widoczna jest tu na każdym kroku. Na rzeźbach – Napoleon, na wielkim obrazie w stołówce – Napoleon, na mniejszym gdzie indziej – Napoleon, główna rola na wszystkich szkolnych akademiach – Napoleon, a każdy rocznik jest tu nazywany od miejsc ważnych bitew. Oczywiście Napoleona. Można się sprzec zać, czy ta szkoła w ogóle powinna istnieć. Z pewnością jest ciekawym zjawiskiem i żywym pomnikiem historii, a jej uczennice są wspaniale kształcone i większość z pewnością odniesie w przyszłości duży sukces. Jednak, jak ta instytucja ma się do współczesnych norm demokratycznego społeczeństwa? A może wcale nie trzeba jej do nich porównywać? Czy można dziwić się rodzicom, że chcą dla swoich córek jak najlepszej szkoły? Czy jest to zupełny brak sprawiedliwości, czy sprawiedliwa nagroda dla zasłużonych dla Francji? Czy pochodzenie naszych rodziców powinno mieć znaczenie w procesie edukacji? No cóż – im więcej pytań, tym więcej…pytań. Jednak do zwiedzenia szkoły w Saint-Denis serdecznie zapraszam. Katarzyna Bajkowska XVI LO im. Stefanii Sempołowskiej 41 | wogole.net W biegu Stereotyp piłkarza debila obalany przez wykształconych futbolistów Jak obalić stereotyp piłkarza debila? Pierwsze skojarzenia ze słowem piłkarz? Niełatwo znaleźć wiele pozytywnych. Powszechnie wyśmiewamy się z inteligencji futbolistów, a okazuje się jednak, że i wśród nich da się znaleźć ludzi światłych i wykształconych, niekoniecznie „wykształciuchów”. W śród Brazylijczyków (i to wybitnych) prym wiodą lekarze – Tostão oraz Sokrates. Pierwszy z nich jest złotym medalistą Mundialu 1970, grał na pozycji napastnika, tworząc skuteczną przednią formację m.in. z Pele. Niestety jego kariera zakończyła się z powodu kontuzji już w wieku 26 lat. Mógł to być początek upadku – idąc śladem Garrinchy bądź Paula Gascoigne’a. Brazylijczyk jednak został lekarzem i udzielał się także jako dziennikarz telewizyjny (do czego jednak obecnie w zasadzie nie potrzeba wykształcenia). Drugi z nich z kolei, nie grecki filozof, a wybitny piłkarz, który za życia prowadził praktykę lekarską w rodzimym Ribeirão Preto. Wybitny pomocnik nie zdobył nigdy medalu z reprezentacją Canarinhos, występując tylko na dwóch mundialach (1982,1986), ale dla Corinthians Sao Paulo jest wprost legendą. Co ciekawe w 2004 roku, mając 50 lat zgodził się na miesięczny kontrakt na posadzie grającego trenera amatorskiego klubu Garforth Town z Anglii. Przez FIFA został wybrany do grona stu najlepszych piłkarzy w historii, pośród których niewielu było takich jak on. Człowiek niestroniący od alkoholu i nałogowy palacz nie jest raczej spotykany na boiskach piłkarskich. Można gdybać, ale może to właśnie jego niezbyt zdrowy tryb życia przyczynił się do przedwczesnej śmierci w wieku 57 lat. Bywa, że uzyskane wykształcenie potrafi nawet uratować komuś życie. Tak było w przypadku kolejnego lekarza – Javi’ego Navarro, czterokrotnego reprezentanta Hiszpanii. Podczas meczu ligowego przeciwko Mallorce w jednym ze starć poturbował Juana Arango tak bardzo, że aż sam musiał mu udzielić pierwszej pomocy. Okazało się później, że gdyby nie błyskawiczna i fachowa reakcja obrońcy, Wenezuelczyk mógłby umrzeć. Jednak za swój brutalny faul Hiszpan i tak 42 | wogole.net został zawieszony na pięć meczów. Większość piłkarzy na świecie kończy edukację maksymalnie na szkole średniej. Giorgio Chiellini jest kolejnym wyjątkiem. Obrońca Juventusu Turyn w wolnym czasie nie biega po centrach handlowych, lecz powiększa swoją wiedzę. Można czasem na boisku odnieść wrażenie, że to prowokator i jego IQ może nie być powyżej przeciętnej. Tak naprawdę jednak reprezentant Włoch skończył szkołę średnią z wyróżnieniem, a także jest magistrem z dziedziny ekonomii. Wielu polskich „kopaczy” z nazwiska wymieniać nie będę, ale warto skierować do nich pytanie – Da się? Bez ograniczeŃ. Bez granic. m.wogole.net Pewnie, wśród polskich piłkarzy samych półgłówków nie ma. Wśród tych, którzy przebili się na wyższym szczeblu także da się znaleźć tych, którzy nie muszą wstydzić się wykształcenia. Wzorem do naśladowania jest Stanisław Terlecki, znakomity skrzydłowy z lat 70. i 80., który jest z wykształcenia historykiem (o innych szczegółach z tym związanych wspomniał w swojej autobiografii „Pele, Boniek i Ja”). Okazuje się jednak, że to niewykształcenie ostatecznie musi dawać stabilną przyszłość. Dajmy na przykład – Leo Messi nie skończył nawet naszego odpowiednika szkoły podstawowej, a bije kolejne rekordy. Pytanie brzmi jednak – co jeśli nie posiada się talentu i charakteru niczym „Pchła”? Można wówczas działać w branży fryzjerskiej niczym Mirosław Szymkowiak będący jeszcze kilka lat temu mocnym punktem reprezentacji Polski. Oczywiście tego także trzeba byłoby się nauczyć. Jeśli nie to — zawsze zostaje ciepła posadka telewizyjnego eksperta. Dominik Owczarek XII LO im. Henryka Sienkiewicza 43 | wogole.net W biegu fot. Andrzej Kowalski Zdjęcia udostępnione dzięki uprzejmości Snooker ON i World Snooker Rakieta pełna mocy Najpopularniejszy konferansjer meczów snookera z ramienia BBC, Rob Walker, jak zawsze uśmiechnięty staje przy stole, przy którym zostanie rozegrany kolejny mecz mistrzostw świata w Sheffield. Za chwilę po wejściu pierwszego gracza na arenę zmagań, czyli do Crucible Theatre, powie swoje tradycyjne płomienne wprowadzenie dla zawodnika, którego ciężko nazwać snookerzystą. Owy zawodnik gra w sposób zdecydowanie odbiegający od normy, jego styl jest nieziemski, rzadko który rywal obecnie na świecie może mu dorównać. Dynamika, płynność, fałszywy pośpiech, spokój i ekstrawagancja – te określenia idealnie pasują do zawodnika, pochodzącego z angielskiego hrabstwa Essex. Niecierpliwość widzów zgromadzonych w Crucible rośnie, aż na samo zakończenie czynienia powinności mistrza ceremonii, Rob Walker wykrzykuje: THE ROCKET! RONNIE O’SULLIVAN! Wrzawa publiczności rośnie znienacka, a mistrz snookera pewnym i żwawym krokiem pochodzi do zielonego stołu mistrzostw świata. Jednak on to robi tak nietypowo, tak nienaturalnie, bo już za chwilę jego wszelkie ludzkie cechy zgasną, by ujawnić się przy grze jako istota nie z tego świata. 44 | wogole.net Curriculum Vitae Maximum Jeśli po raz pierwszy dowiadujesz się o dyscyplinie sportu, która nazywa się snooker, to koniecznie zacznij swoją przygodą z tym wyrobem „billardopodobnym” od zapoznania się z sylwetką Ronniego O’Sullivana. 39-letni O’Sullivan, urodzony w Wordsley w hrabstwie Essex, należy do grona najwybitniejszych snookerzystów, aczkolwiek wielu znawców sportu już teraz uważa „Rakietę” za największego gracza wszech czasów. Profesjonalistą został w wieku niespełna 17 lat, a już rok po debiucie wygrał UK Championship (obok mistrzostw świata najbardziej prestiżowe zawody w tej dyscyplinie) jako najmłodszy triumfator w historii. To była jego pierwsza z pięciu wygranych w tym turnieju. O’Sullivan do dzisiaj wygrał 27 rozgrywek rankingowych oraz blisko 30 niższej rangi. Także inna, dużo ważniejsza, statystyka przemawia za Anglikiem – 5 tytułów mistrzowskich zdobytych w legendarnym Crucible Theatre w Sheffield. Więcej razy czempionat globu wygrywali tylko Stephen Hendry, Steve Davis i Ray Reardon, którzy kariery rozpoczynali zdecydowanie wcześniej niż Ronnie. Przy okazji rozmowy o gwieździe snookera nie można zapomnieć o „specjalności zakładu”, czyli o breakach maksymalnych. 147 punktów wbitych w jednym podejściu to marzenie niejednego zawodnika, często bardziej pożądane niż trofeum mistrza świata. A Ronnie O’Sullivan w ciągu ponad 20 lat zawodowej kariery miał okazję uzyskać aż 13 „maxów”, co daje mu pozycję hegemona w tej dziedzinie. Ostatnią „ofiarą”, która musiała patrzeć na popis kunsztu Anglika, był Matthew Selt podczas 4. rundy zeszłorocznego UK Championship. Komentator BBC określił wtedy O’Sullivana mianem „geniusza”. Spiker mógł tutaj postarać się o coś zdecydowanie lepszego do określenia fenomenu „O’Sy”. Wracając do liczb i statystyk, O’Sullivan trzy z trzynastu breaków maksymalnych wbił podczas mistrzostw świata. Co więcej, „Rakieta” należy do ekskluzywnego grona osób wyróżnionych w Księdze Rekordów Guinnessa, dzięki wbiciu… najszybszego maxa w dziejach. Podczas mistrzostw świata w 1997 roku na czyszczenie stołu i uzyskanie 147 punktów potrzebował zaledwie 5 minut i 20 sekund. Stąd ten monstrualny i adekwatny do potęgi Anglika pseudonim „Rakieta”. Jak długo będzie trwał O’Sullivan? W przeszłości Ronnie O’Sullivan bywał często nieznośny i dokuczał swoim przeciwnikom, pyskując oraz zasłaniając swoją twarz białym ręcznikiem. Za kulisami „pomagały” mu silne używki. Był określany typem „prostaka” lub po prostu człowieka kontrowersyjnego. Podobno miał zamiar nawet zmienić swoją wiarę na islam, ale zszedł z tej drogi. Było mu ciężko, borykał się z depresją. Swoją drugą partnerkę poznał podczas spotkania Anonimowych Narkomanów i to w znacznym stopniu pomogło snookerzyście wyjść z problemów. Teraz O’Sullivan ma opinię genialnego showmana, bowiem potrafi stworzyć wokół siebie niesamowity szum. Praktycznie każdy pojedynek przy stole z udziałem „Rakiety” ma swój specyficzny i jedyny w swoim rodzaju nastrój. Ronnie jest zawodnikiem kosmicznym, jego gra jest idealnie dopasowana do oczekiwań kibiców, a zagrania Anglika są istnymi perełkami tej dyscypliny sportu. Środowisko snookera będzie tęskniło za „O’Są”, kiedy ostatecznie zawodnik z Essex zawiesi kij na kołku i powie: koniec! Już kilka razy O’Sullivan zapowiadał rozbrat ze sportem, ale głód wygrywania w każdym przypadku był silniejszy. Jak długo jeszcze będzie istniał O’Sullivan? Prosta odpowiedź, tak długo, jak będzie się pamiętało o jego zasługach. Sentencja Horacego „exegi monumentum” pasuje tutaj perfekcyjnie – Ronnie O’Sullivan w ciągu tych dwóch dekad kariery wybudował kolosalny pomnik pełen wspaniałych wyczynów i osiągnięć. Jest on na tyle duży, że jestem gotów się założyć, że ten pomnik będzie wieczny. Że ta „Rakieta” zawsze będzie pełna mocy. Dopóki będziemy widzieć Ronniego, zapłon całej machiny nie zgaśnie. Kibicuję mu ze wszystkich sił, by zdobył wymarzone 8 tytułów mistrza świata. Niech moc będzie z tobą, Ronnie! Hubert Taładaj LXIV LO im. Stanisława Ignacego Witkiewicza 45 | wogole.net Rynek myśli Ogólna muzyczna erudycja FAZY ROZWOJU MUZYKI I faza - świat antyczny (koniec - upadek Grecji i Rzymu) Muzyka starożytnego Wschodu nie jest nam bliżej znana. Jedynie z nielicznych informatorów takich jak malowidła i płaskorzeźby ścienne, znamy kształty ówczesnych instrumentów Egiptu. Możemy się więc domyślać, że były to: lutnie, liry, gitary itd. Najbardziej egzotyczną i trudną dla nas do zrozumienia muzyką mogły pochwalić się ludy Dalekiego Wschodu (Chin i Japonii), gdyż podstawą tamtejszej muzyki jest dość nienaturalna dla naszego ucha, bez półtonowa skala. Charakterystycznym instrumentem tamtych regionów jest tsin, który zbliżony do cytry, był wykorzystywany rytualnie głównie do ceremonii religijnych. Inne instrumenty Dalekiego Wschodu to gong, tcze (harfy), szen (harmonijka ustna), koto, fujarki z bambusu. Następnie rozwinęła się muzyka arabska. Ustalono, że muzyka ta opierała się na 24-tonowej skali, w której ćwierćton to najmniejsza odległość. Narodowym instrumentem Arabów jest lutnia i rebab (instrument smyczkowy) Później - muzyka starożytnej Grecji. Czerpała ona wiele ze Wschodu. Łączyła ona muzykę z tańcem w całość, a dzięki niej mamy podstawy naszego systemu muzycznego. fot. Krzysztof Michalik II faza - średniowiecze (koniec - renesans, przełom XV i XVI w.) Słowniczek Muzyka (gr. mousice) czyli sztuka, która wytwarza odbierane przez nas dźwięki, kreowane przez przeróżne instrumenty lub np. głos ludzki. A cappella Termin używany do określenia chóru śpiewającego bez towarzyszenia instrumentów. Akord Kilka dźwięków brzmiących równocześnie Aria Rozwinięta pieśń dla celów popisu operowego. Batuta To krótki i lekki pręt drewniany, używany przez dyrygenta, w celu dawania znaków orkiestrze. Chorał Pieśń przeznaczona do chóralnego śpiewania przez wiernych. Czardasz Narodowy taniec węgierski. Dysonans To brzmienie nieprzyjemne dla ucha. Wręcz ostre. Przeciwieństwo konsonansu Fisharmonia Wyglądem przypomina pianino, lecz barwą dźwięków - organy. á vista Muzyk umiejący grać potrafi zaraz po spojrzeniu w nuty bezbłędnie wykonać dowolny tekst muzyczny. Gama S Szereg dźwięków opartych na określonej skali. Partytura To nic innego jak nuty dla dyrygenta. Wirtuoz Popisowy solista, mający na celu zaimponować tłumom. Skala To układ dźwięków zestawionych według ściśle określonego porządku. Zainteresowanych zachęcam do lektury wielu książek wybitnych erudytów. Wyróżniając: ,,Sekrety polihymni’’ Jerzego Waldorffa oraz ,,Mała historia muzyki’’ J.W Reiss’a. 46 | wogole.net W pierwszych wiekach naszej ery, nad muzyką oficjalną panował Kościół. Śpiewano oparte na żydowskich melodiach psalmy oraz hymny. W XI wieku mnich Gwidon z Arezzo dokonał wynalazku wielolinii, która znana jest dzisiaj jako pięciolinia. Prawdopodobnie dzięki której, nieco później powstała pierwsza polska kompozycja - ,,Bogurodzica’’ Muzyka świecka w średniowieczu powstała w XI w. Są to pieśni miłosne i bohaterskie, których twórcami są francuscy rycerze. Śpiew jednogłosowy z biegiem czasu przeobrażał się w polifonię. Czyli w wielogłosowość, która na przełomie XIV i XVI wieku bardzo się rozprzestrzeniła i upowszechniła głównie dzięki wynalazkowi Gutenberga, a mianowicie druku. W pierwszej połowie XV wieku mamy już w Polsce znakomitego kompozytora muzyki polifonicznej. Był to Mikołaj z Radomia. Epoka Odrodzenia - nawrót do prostoty i melodyjności oraz czerpanie inspiracji z na nowo odkrytego antyku. Około roku 1600 rodzi się opera. W Polsce wiek XVI i XVII, pod względem muzycznym, był wyjątkowo złoty. Mieliśmy wówczas wielu muzyków światowej klasy. III faza - czasy nowożytne (do współczesności) W Baroku dominowali dwaj wybitni Niemcy: Jan Sebastian Bach (1685-1750) i Jerzy Fryderyk Heandel (1685-1759). Obaj ci twórcy są synonimem geniuszu gdyż doszli do perfekcji w dziedzinie polifonii. Polskich kompozytorów XVII wieku powinniśmy znać czterech: Mikołaj Zieliński, Adam Jarzębski, Marcin Mielczewski i Bartłomiej Pękiel, gdyż dali światu szereg wybitnych dzieł muzycznych. W połowie XVIII i na początku XIX wieku centrum muzycznym stał się Wiedeń gdzie pracowali trzej wybitni kompozytorzy (zwani ,,klasykami wiedeńskimi’’): Józef Haydn (1732-1809), Wolfgang Amadeusz Mozart (1756-1791) i Ludwik van Beethoven (1770-1827). Polska od początku XIX wieku aż do powstania listopadowego była ożywionym centrum muzycznym. Na tle Romantyzmu rozwinęło się wielu międzynarodowych muzyków. Wśród nich: Franciszek Liszt (1811-1886), włoski skrzypek Mikołaj Paganini (1782-1840) i polski skrzypek Karol Lipiński (1790-1861). Romantycy niezwykle przypodobali sobie fortepian. Komponowali na nim: Franciszek Schubert, Fryderyk Chopin, Robert Schumann, Franciszek Liszt i inni. Na przełomie XIX i XX wieku powstały dwa nowe kierunki: impresjonizm i ekspresjonizm, dzięki którym kompozytorzy zaczęli wychodzić poza tonalność i zaczęli rozluźniać obowiązujące dotychczas związki. Do najbardziej współczesnych kompozytorów należą: Maurycy Ravel, Igor Strawiński, Sergiusz Prokofiew, Dymitr Szostakowicz, Karol Szymanowski, Witold Lutosławski i Krzysztof Penderecki. Łukasz Paziewski XXXV LO im. Bolesława Prusa 47 | wogole.net Rynek myśli Wojna o Niemena Za życia zbudował sobie pomnik. Jego dziedzictwo żyło jeszcze do niedawna głównie w naszych sercach, gościło również na Legii. Od kilku lat szuka właściciela na sali sądowej – wdowa po Czesławie Niemenie zbiera plony. ok 2011, ciepły wieczór przy Łazienkowskiej 3. Zebrani na stadionie warszawskiej Legii odśpiewują nieoficjalny hymn klubu – „Sen o Warszawie”. Na ich twarzach maluje się skupienie, z głosów emanuje energia. Za chwilę zacznie się ryk, obudzi się dziki instynkt. Ale jeszcze nie teraz. Nie śpiewając Niemena. Obraz się oddala, kibiców zastępuje nagranie artysty. W ten sposób rozpoczyna się „Sen o Warszawie” – dokument w reżyserii Krzysztofa Magowskiego. Dokument niepełny Za chwilę film przenosi nas w lata 30., na tereny dzisiejszej Białorusi. Właśnie tam, w lutym 1939 r. na świat przychodzi Czesław Wydrzycki. Razem z młodym Czesławem odkrywamy tajniki życia. Życia niełatwego, pełnego biedy i muzyki. Przeżywamy z nim chwile młodości, początki kariery muzycznej, próby i koncerty. Razem z nim kochamy kobiety. Od Marii Klauzunik, przez Adę Rusowicz, do włoskiej piękności – Faridy. Wszystkie, prócz Małgorzaty, drugiej żony. O niej bowiem w filmie ani słowa. Takiego obrotu spraw żałuje sam reżyser. Zdaje sobie sprawę z tego, że wzbogacony o postać Małgorzaty Niemen-Wydrzyckiej dokument byłby pełniejszy. Osoby znające biografię Niemena po obejrzeniu filmu mają prawo odczuwać pewien niedosyt. Ze scenariusza wycięto bowiem spory fragment życia artysty. A wszystko dlatego, że nie zaakceptowała go sama małżonka. Zgodnie ze słowami Magowskiego, zainteresowana miała mieć już scenariusz w rękach. Nie zdecydowała się jednak wystąpić. Jej odmowa może budzić wątpliowości. Tym bardziej że do tej pory nie pojawiły się głosy o nieścisłościach związanych z opowiedzianą historią. Nie ma się zresztą do czego przyczepić – na ekranie pojawiają się w znacznej większości materiały archiwalne na bieżąco tłumaczone i komentowane. Reżyser wykorzystał również wypowiedzi osób z najbliższego otoczenia muzyka, w tym innych członków rodziny. Sfabularyzowane zostały jedynie sceny odnoszące się do najwcześniejszych lat spędzonych jeszcze na wsi. Burzliwy okres Historia powstawania filmu i nieobecność Niemen-Wydrzyckiej na ekranie to nie pierwsza kontrowersyjna sytuacja z nią związana. Twierdzi się, że odmowa występu spowodowana była narastającym konfliktem 48 | wogole.net między drugą żoną Niemena, a jego kochanką z lat świetności – Faridą. Kobiety od 2011 roku prowadzą boje drogą sądową. Po stronie Włoszki opowiedziało się stowarzyszenie Muzyczne Brzmienia, na prośbę którego wokalistka dwukrotnie – w lutym 2009 r. i lutym 2010 r. – z okazji obchodów urodzin Niemena wykonała utwór „Musica magica”. Problem w tym, że podczas występów wykorzystała oryginalną ścieżkę dźwiękową stworzoną przez Niemena. Po jego śmierci wszelkie prawa autorskie przejęła natomiast Niemen-Wydrzycka. Farida ze wszech miar stara się udowodnić, że utwór jest dziełem ich obojga – Niemena i Faridy – a nawet więcej – na sali sądowej stwierdziła bowiem, że piosenka była podarkiem serca dla niej od ukochanego. I na to są dowody – tekst piosenki to jeden z wierszy Włoszki, których tomik swego czasu Niemenowi przesłała. Nie zmienia to jednak faktu, że zgodnie z art. 9 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, do wykonywania utworu przy użyciu kompozycji Niemena – tudzież do wykorzystywania samej kompozycji – potrzebowała zgody właściciela praw autorskich tejże kompozycji. W tym wypadku oznacza to nikogo innego, ale właśnie wdowę po kompozytorze. Początkowo – po trzech latach rozpraw sądowych – w lutym 2014 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu nałożył na stowarzyszenie Muzyczne Brzmienie karę w wysokości 156 zł. Dla porównania Niemen-Wydrzycka domagała się 50 tys. zł. Jednak już po siedmiu miesiącach Sąd Apelacyjny orzekł zmianę wysokości zadośćuczynienia. Od teraz kwota wynosiła 10 tys. zł. Sąd swoją decyzję oparł między innymi na „wyjątkowo niegrzecznych, niestosownych i obraźliwych” w stosunku do wdowy wypowiedziach Krzysztofa Wodniczaka – prezesa Muzycznych Brzmień. Zgodnie ze słowami sędziego Józefowicza, Wodniczak prowadził spór, używając języka, który nikomu nie powinien się z Niemenem kojarzyć. Takie rozwiązania przewiduje ww. ustawa, zgodnie z którą sąd ma za zadanie orzekać, uwzględniając interesy wszystkich współtwórców. Reprezentant Niemen-Wydrzyckiej uznał orzeczenia sądu za satysfakcjonujące. Antyspołecznie Walka z Brzmieniami i Faridą to zdecydowanie najgłośniejsza afera związana z wdową i jej prawami, które odziedziczyła po mężu. Jednak nie jedyna. Jeśli wierzyć ostatniemu menedżerowi Czesława, wielokrotnie domagała się tantiem (opłat z tytułu praw autorskich Mat. Prasowe Gutek Film R 49 | wogole.net Rynek myśli Mat. Prasowe Gutek Film www.marekborek.com majątkowych – przyp. red.) za spotkania kulturalne organizowane z okazji urodzin artysty. Warto wspomnieć również o spotkaniu niemenologów z 2012 roku, kiedy to kobieta postanowiła oprotestować występ wnuczki Niemena z pierwszego małżeństwa. Co więcej, nie potrafiła pojąć jakim prawem podczas koncertu sprzedawano kubki z wizerunkiem muzyka. W całej swojej zapalczywości nie zauważyła, że na kubkach widniał wizerunek Chrystusa Świebodzińskiego, a nie jej zmarłego męża. Zamiast tego, przed derbowym spotkaniem z Polonią, utwór wykonała 13-letnia wówczas Weronika Wojtaszek. Od tamtego momentu na Legii puszcza się jedynie podkład muzyczny. Wszystko przez tantiemy, których miała zażądać Niemen-Wadrzycka. Oficjalnie raniło ją w serce wykonanie utworu, mające godzić w pamięć o artyście. Całą sytuację skomentował w 2012 roku Muniek Staszczyk: „Ja bym był zaszczycony, gdyby grano przed meczami „Warszawę” i nie ubiegałbym się z tego tytułu o tantiemy” Świebodzin w całej historii odgrywa niebagatelną rolę, ponieważ to właśnie tam w 2008 roku założono Stowarzyszenie Pamięci Czesława Niemena. I tym razem Niemen-Wydrzycka podniosła szum. Kobiecie nie spodobało się, że w nazwie stowarzyszenia widnieje nazwisko jej zmarłego męża. Poza grzecznością i sumieniem, za swoją przewagę na drodze sądowej uznała art. 43 par. 3 Kodeksu Cywilnego, który mówi, że w przypadku śmierci danej osoby, jej nazwisko może zostać umieszczone w nazwie firmy tylko i wyłącznie za pisemną zgodą jej małżonka i dzieci. Bez ostatniej woli Przy okazji wszystkich kontrowersji chciałoby się przywołać postać samego artysty. Czego by chciał Niemen? Tego się nie dowiemy, ale warto pamiętać, że za swego życia sam angażował się, chociażby w pomoc młodym ludziom ze Wschodu. Tuż po jego śmierci, w dniu, w którym obchodziłby 65. urodziny, udało się zorganizować wspominkowy koncert w Poznaniu. Dla uczczenia jego pamięci, dochód z eventu przeznaczono na ufundowanie stypendiów dla młodzieży ze Wschodu właśnie. Wdowa się na koncercie nie pojawiła. O procent się upomniała. Zajście miało miejsce w 2013 roku. Po chwilowym opanowaniu sytuacji, w lutym br. w Sądzie Okręgowym w Zielonej Górze ruszył proces przeciw stowarzyszeniu. Prezes – Jan Czachor – nie ukrywa zdziwienia. Na swoje usprawiedliwienie podaje wyrok sprzed dwóch lat, wedle którego został oczyszczony z zarzutów wykorzystywania wizerunku Niemena oraz to, że jako stowarzyszenie działają społecznie, a nie gospodarczo. Pikanterii sporowi dodają komentarze Czachora odnoszące się do innych działań wdowy. W swoich wypowiedziach przywoływał m.in. nieporozumienia pomiędzy nią a zarządem Legii Warszawa. Jak dobrze pamiętamy, w marcu 2011 roku – pierwszy raz od premiery w 2004 r. – na stadionie stołecznej drużyny zaprzestano puszczania z głośników przed meczem pieśni Niemena. 50 | wogole.net Z dzisiejszej perspektywy możemy dywagować: co by było, gdyby...? Gdyby Farida zdecydowała się zostać z Niemenem, gdyby on sam tak wcześnie nie opuścił tego świata… Zostaną niedopowiedziane historie. Być może na przestrzeni lat odnajdziemy testament, którego rzekomo nie napisał? Wszystko się wyjaśni, dobra warte kultywowania znajdą odzwierciedlenie w ostatniej woli mistrza. W historiach takich jak ta chciałoby się bowiem ujrzeć go ten jeden, ostatni raz. I zapytać: „co dalej?”. Artur Stachyra V LO im. Ks. Józefa Poniatowskiego 51 | wogole.net 52 | wogole.net