My i długie trwanie

Transkrypt

My i długie trwanie
GGawędy
adwokata bibliofila
Andrzej Tomaszek
My i długie trwanie
Termin „długie trwanie” wprowadził do nauk humanistycznych francuski historyk Fernand Braudel (1902–1985), przedstawiciel cenionej i w Polsce szkoły Annales.
W opublikowanym w 1958 roku artykule Historia i nauki społeczne: długie trwanie zaproponował, aby wyróżniać historię wydarzeniową, dla której charakterystyczny jest
czas krótki, historię koniunkturalną, gdzie jednostką miary są dziesięciolecia, i historię
strukturalną („głęboką”), czyli długiego trwania, gdzie jednostką miary są co najmniej
stulecia. Według Braudela i jego zwolenników ta ostatnia jest najważniejsza, prowadzi
bowiem do uchwycenia istotnych zjawisk i ich trwałości, daje podstawę do uniwersalnych ocen struktur i tendencji.
Jako przykład historii wydarzeniowej wskazać teraz można krążące niczym zapowiadane w „Manifeście Komunistycznym” widmo, tym razem widmo deregulacji zawodów. Aktualny minister sprawiedliwości i partia rządząca wypisali to hasło na swych
sztandarach i zapowiadają jego rychłą realizację. Opozycja nie oponuje, bo populizm
jest bliski wszystkim polskim politykom, bez względu na poglądy. Może nawet, kiedy
słowa te ukażą się drukiem, stosowna ustawa będzie już uchwalona przez parlament.
W przypadku adwokatury deregulacja sprowadzi się zapewne do tego, że aplikacja
adwokacka trwać będzie krócej niż dotychczas, a ci, którym nie starczało dotąd szczęścia
bądź intelektu, aby zdać ministerialne egzaminy, dostaną się do palestry inną drogą.
Zawód ma być otwarty dla każdego, ze szczególnym uwzględnieniem młodych,
wśród których bezrobocie sięga obecnie 27%. Proszę tylko okazać wdzięczność przy
urnach wyborczych.
Na miejscu polityków nie liczyłbym na taką wdzięczność, bo przynajmniej w odniesieniu do zawodu adwokata i radcy prawnego (o innych „deregulowanych” profesjach
się nie wypowiadam) deregulacja opiera się na błędnych założeniach.
Po pierwsze, nie ma już co otwierać, bo zawody te są otwarte. Wystarczy zdać stosowne egzaminy. Dopuszczanie do zawodu osób, które egzaminów takich nie zdały, jest
nieuczciwe wobec tych, którzy je pomyślnie złożyli. Już dzisiaj słychać wśród aplikantów
głosy rozczarowania i pretensje, że przez dopuszczenie słabszych ich trud nauki nie
256
5–6/2012
My i długie trwanie
jest premiowany. Przez lata wstąpienie na aplikację i do grona adwokatów postrzegane było jeśli nie jako wyróżnienie, to przynajmniej jako potwierdzenie intelektualnej
sprawności. Teraz, przy znacznie obniżonych wymaganiach, skróceniu aplikacji i wielu
„bocznych furtkach”, dostęp do adwokatury traci praktycznie związek z poziomem
wiedzy i umiejętnościami kandydata.
Po drugie, do zawodu adwokata czy radcy prawnego nie można szkolić krócej niż
do zawodu sędziego. Aplikacja adwokacka (jak i radcowska) powinna być dłuższa niż
aplikacja sędziowska, bo oprócz wiedzy prawniczej niezbędna jest praktyczna nauka
zawodu, warsztatowo trudniejszego niż profesja sędziowska (wszak to zawód usługowy, a nie emanacja władzy). Wystarczy przypomnieć, że adwokat, oprócz wiedzy prawniczej i umiejętności związanych ze stosowaniem prawa, powinien mieć także wiedzę
dotyczącą szerokiej praktyki pozasądowej, umiejętność budowania relacji z mocodawcą,
wiedzę o taktyce i sposobach prowadzenia negocjacji, wreszcie – co najważniejsze – powinien wiedzieć, jak prowadzić kancelarię i przestrzegać zasad etyki i godności zawodu.
Aplikanci mają prawo do rzetelnej, a nie powierzchownej nauki zawodu, a deregulacja
może im to prawo odebrać.
Po trzecie, na rynku usług prawnych jest już tak ciasno, że dla wielu otwarta na sposób ministerialny adwokatura oznaczać będzie pokój przechodni w amfiladzie, a nie
spokojną przystań. A bezrobotni adwokaci, byli adwokaci, młodzież, której odebrano
prawo do rzetelnej nauki zawodu i której talentów się nie premiuje, nie zagłosują na
fałszywych dobroczyńców.
Po czwarte, obniżenie poziomu zawodowego w zakresie tzw. usług dla ludności znajdzie swoją reakcję u konsumentów. Zaniedbane procesy, przegrane na skutek błędu
pełnomocnika sprawy, złe porady, wadliwe opinie prawne będą wdzięcznymi tematami
dla mediów. W przewidywalnej, choć nie najbliższej, przyszłości, po kolejnych trzech,
czterech czy pięciu zmianach na ministerialnym fotelu stanie się widoczne, że ilość nie
służy jakości, a skrócenie aplikacji uniemożliwia należyte przygotowanie do zawodu.
Warto będzie przypomnieć wyborcom, czyje decyzje to spowodowały.
Deregulacja to ważny epizod w historii wydarzeniowej. Ale już w historii koniunkturalnej będzie to zapewne tylko element w procesie ograniczania samorządności zawodowej przez władzę państwową. Jeśli prześledzimy relacje władza państwowa–adwokatura polska od 1918 roku, czyli zbliżymy się do historii długiego trwania, zobaczymy,
że władza nigdy adwokatury nie głaskała. O samorządność trzeba było walczyć słowem,
piórem i politycznym zaangażowaniem. Niepodległościowe zasługi adwokatów szły
zwykle szybko w zapomnienie. W tej skali deregulacja to mało znaczący szczegół, błąd
władzy, skorygowany być może po kilku lub kilkunastu latach.
W siedzibie mojej rady adwokackiej widnieją na ścianach fotografie rad poszczególnych kadencji od prawie stu lat. Ze starych fotografii spoglądają dawne postaci, jak
i znani mi osobiście koledzy. Ciąg pokoleń, o których pamięć w izbie jest wciąż żywa.
Są tam też portrety dawnych adwokatów, popiersie dziekana sprzed półwiecza i inne
cenne pamiątki, jak choćby odręczny, starannie kaligrafowany protokół pierwszego
powojennego posiedzenia warszawskiej rady adwokackiej. Obcowanie z tymi świadectwami historii pozwala mieć należytą perspektywę wobec współczesnych wydarzeń.
I chciałoby się powiedzieć: „Byliśmy, jesteśmy i będziemy”. W każdej historii – wydarzeniowej, koniunkturalnej i długiego trwania. A może przede wszystkim długiego trwa-
257
Andrzej Tomaszek
PALESTRA
nia. Dwudziesty pierwszy, licząc od rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego, minister
sprawiedliwości, choć podkreśla, że będzie deregulował tak długo, jak długo będzie
ministrem, to epizod w naszej historii.
A skoro jesteśmy przy tej, mierzonej dziesięcioleciami, historii, to nie ad pompam vel
ostentationem, ale z wyłożonych na końcu przyczyn odnotowuję, że mija w tym roku
dwadzieścia lat od założenia spółki, w której wykonuję zawód adwokata. Po egzaminie
zdążyłem być kilka lat adwokatem zespołowym, otworzyć (za zgodą ministra sprawiedliwości, bo takie były wówczas wymogi) kancelarię indywidualną, aż w 1992 roku
zdecydowaliśmy wraz ze Zbigniewem Drzewieckim, że spróbujemy razem mierzyć się
z rynkiem. Szybko upłynęły dwie dekady. Do naszej spółki przyłączali się kolejni prawnicy, rosło grono wspólników i współpracowników, a my z ambitnych trzydziestolatków
staliśmy się statecznymi pięćdziesięciolatkami. I jesteśmy oto już nie na początku, ale
– o ile wierzyć statystykom medycznym – w połowie zawodowej drogi. To takie nasze
„małe długie trwanie”…
Z okazji jubileuszu postanowiliśmy, wzorem znakomitych kolegów, którzy podobne
rocznice mają już za sobą, wydać okolicznościowo zacne dzieło, którym moglibyśmy
obdarować naszych przyjaciół, zawodowych partnerów i klientów. Dzieło, które z zadowoleniem przeczytałby lub choćby przejrzał tak prawnik, jak i menadżer i inżynier.
Dzieło, które by o nas przypominało, może nawet podkreślało wyjątkowość naszej profesji i nasze korzenie.
Jako bibliofil butnie zadeklarowałem, że postaram się wytypować pracę spełniającą
powyższe wymogi i zaszyłem się wśród książek i notatek. Najpierw, mając w pamięci
czar dawnych lektur, przeanalizowałem Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki Ignacego
Krasickiego, gdzie znający polskie realia sądowe biskup przedstawił barwny obraz pracy
XVIII-wiecznych plenipotentów i funkcjonowania trybunału koronnego. Atoli obraz ten
zawarty jest tylko w małej części (trzech rozdziałach) pracy, co czyni wydanie całego
dzieła mało zasadnym.
Potem analizowałem pamiętniki zawierające wzmianki o adwokatach i sądownictwie, w szczególności: siedemnastowieczny Pamiętnik o dziejach w Polsce Albrychta
Stanisława Radziwiłła, Pamiętnik Feliksa hrabiego Łubieńskiego… wydany w 1890 roku,
Pamiętniki Krzysztofa Zawiszy, Diariusz życia mego Marcina Matuszewicza, Pamiętniki
Kajetana Koźmiana (wyd. Wrocław 1972), Życie moje Józefa Wybickiego w opracowaniu
A. M. Skałkowskiego (wyd. Kraków 1927), Pamiątki Soplicy Henryka Rzewuskiego, interesujące varsaviana – Pamiętniki dziecka Warszawy i inne wspomnienia warszawskie Kazimierza
Władysława Wójcickiego i Palestra warszawska. Wspomnienia starego mecenasa z czasów dziesięciolecia przed zniesieniem sądownictwa polskiego (1866–1876) w opracowaniu Aleksandra
Kraushara. Wszystkie musiałem odrzucić, gdyż interesujące mnie fragmenty stanowiły
małą część całości. Najdłużej zastanawiałem się nad Pamiętnikami Jana Dunklana Ochockiego (wyd. Wilno 1857), z uwagi na barwny opis aplikacji i funkcjonowania trybunału
lubelskiego, ale i tu nie znalazłem uzasadnienia dla publikacji całej pracy.
Nie spełniła też, niestety, moich kryteriów interesująca Historia wymowy w Polsce Karola Mecherzyńskiego z 1856 roku.
Zwróciwszy się ku opracowaniom dotyczącym historii wymiaru sprawiedliwości,
w tym palestry, przejrzałem pomnikowe prace Oswalda Balzera, Przemysława Dąbrowskiego, Józefa Rafacza, Adama Vetulaniego, Stanisława Kutrzeby, Zbigniewa Mayera
258
5–6/2012
My i długie trwanie
i Aleksandra Kraushara (szczególnie warto zajrzeć do pracy O palestrze staropolskiej), ale
i tu nie znalazłem odpowiedniej kandydatki do publikacji.
Zatrzymałem się dłużej nad pracami adwokatów: Zarysem historii dziejów adwokatury
w Polsce Stanisława Cara z 1925 roku i Dziejami adwokatury w dawnej Polsce Stanisława
Janczewskiego, jak też nad rozprawą doktorską Izaaka Lewina Palestra w dawnej Polsce
z 1936 roku. Wobec wydania w tym roku nowoczesnej Historii Adwokatury Adama Redzika i Tomasza J. Kotlińskiego popularyzowanie dawnych opracowań uznałem wszakże
za niepotrzebne.
Przestudiowałem jako osobną kategorię opracowania dotyczące dawnego obyczaju,
tj. wznawiany współcześnie Opis obyczaju za panowania Augusta III i mniej znane Pamiętniki czyli historia polska Jędrzeja Kitowicza oraz Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek
XVI–XVIII Jana Stanisława Bystronia. Pochyliłem się nad encyklopediami staropolskimi,
w szczególności dziełem Aleksandra Brucknera i Karola Estreichera.
Zastanawiałem się także nad spopularyzowanym niegdyś nawet przez serial telewizyjny dziełkiem Prawem i lewem. Obyczaje na czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku
Władysława Łozińskiego.
Zmęczony zmieniłem kierunek poszukiwań. Postanowiłem szukać XX-wiecznych adwokackich pamiętników, które mogą być interesujące dla szerokiego kręgu czytelników.
I okazało się, że o takich pamiętnikach nikt nie wie. Nie mogę w to uwierzyć, proszę
zatem wszystkich czytających te słowa o pomoc w ich odnalezieniu. Jeśli są Państwo
w posiadaniu lub wiedzą Państwo o spisanych wspomnieniach lub pamiętnikach adwokatów, jeśli uważają Państwo, że jest szansa na ich publikację, gorąco proszę o kontakt.
Tym obszerniejsze będzie nasze miejsce w historii. Nie wydarzeniowej, ale koniunkturalnej bądź długiego trwania.
259

Podobne dokumenty